Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Morderstwo w austriackim zaciszu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:11, 23 Lip 2013    Temat postu:

Rozdział X

Kolejna ofiara

Wieś, z której pochodziła panna Elsa Berker, była w rzeczywistości miasteczkiem o dość wysokim poziomie urbanizacji. Mieszkała w niej duża liczba ludzi, nie była ona jednak na tyle ogromna, by ktoś tam mieszający nie miał znać drugiej osoby. Wręcz przeciwnie. Tutaj praktycznie wszyscy wszystkich znali i sąsiad mógł opowiedzieć o każdym swoim sąsiedzie dosłownie wszystko, co tylko da się powiedzieć: począwszy od tego, co je na śniadanie, a skończywszy na tym, z kim idzie do łóżka. Niczego praktycznie nie dało się tu ukryć. Jeśli ktoś więc ryzykował i dokonywał w tym miejscu zbrodni, musiał być albo bardzo szalony albo niezwykle przebiegły i pewny siebie. Wydawało się bowiem, że tutaj nic nie ujdzie uwagi drugiego człowieka. Z tego też właśnie powodu miasteczko to, choć było pod każdym względem miasteczkiem, wszyscy ludzie spoza jego terenów nazywali złośliwie wsią uważając, że tylko na wsi ludzie mogą tak bardzo interesować się życiem drugiego człowieka, iż wiedzieli nawet jakiego koloru majtki on nosi.
Miasteczko to nosiło wdzięczną nazwę Spilgman, lecz daremnie można go dziś poszukiwać na współczesnych mapach. Z całą pewnością zostało ono już dawno wchłonięte przez Salzburg lub jego mieszkańcy, mając dość wścibstwa sąsiadów, opuścili je i przenieśli się gdzie indziej. W tamtych jednak czasach miasteczko to, pogardliwie nazywane wsią, cieszyło się dość dużym zainteresowaniem turystów, zwłaszcza tych, którzy nigdy tam nie byli.
Największą atrakcją miasteczka Spilgman była oberża „Pod Wesołym Diabłem”, której obecność złośliwi prześmiewcy wykorzystywali jako argument do nazywania miasteczka wsią. W końcu, jak powiadali, w jakim niby mieście znajduje się oberża? Takie budynki mają prawo bytu jedynie na wsi. Tak mówiono. Lecz z jednej strony wszyscy wyśmiewali to miasteczko, a z drugiej strony z prawdziwą przyjemnością każdy szedł tutaj na kufel dobrego piwa. Lepszego bowiem nie znalazło się w całej Austrii jak kraj długi i szeroki.
Tego dnia, gdzieś około południa, kiedy ruch był największy, a właściciel czyścił właśnie kieliszek po wódce, do oberży weszło dwoje ludzi. Mężczyzna i kobieta. Trzymali się oni za ręce i uśmiechali do siebie, co wyraźnie wskazywało na to, iż są w sobie zakochani. Mężczyzna miał gęste, rude włosy, małą bródkę i subtelne wąsiki. Kobieta natomiast posiadała piękne i niezwykle bujne blond włosy oraz brązowe oczy. Oboje mieli najwyżej po dwadzieścia lat.
Para podeszła do oberżysty, po czym mężczyzna zamówił drinka dla siebie i coś ekstra dla swojej ukochanej. To „coś ekstra” okazało się kieliszkiem wytrawnego wina, tak uwielbianego przez jego wybrankę. Wypiwszy swojego drinka młodzieniec wyjął portfel, wyciągnął z niego banknot o nominale 50 i położył go na ladzie dodając, że reszty nie trzeba.
Oberżysta zmieszał się nieco, gdy to zobaczył.
- Przepraszam bardzo szanownego pana, ale obawiam się, że nie zasłużyłem na tak dużą sumę – powiedział oberżysta, który nade wszystko cenił sobie uczciwość.
- Nic nie szkodzi – odpowiedział młody mężczyzna uśmiechając się tajemniczo – Zaraz dam panu możliwość uczciwego zapracowania na ten banknot.
- Kochanie, jesteś taki hojny – dodała kobieta, czule tuląc się do ukochanego – To w tobie uwielbiam najbardziej.
- Więc słucham, proszę pana. W czym mogę panu pomóc? – zapytał oberżysta, jednocześnie z lekką ironią patrząc na tulącą się parę.
- Potrzebuję informacji – odpowiedział młody mężczyzna.
- Przepraszam bardzo, ale ja nie interesuje się plotkami – zamruczał nieco urażony karczmarz.
- Ależ broń Boże, mój panie – zawołał młodzieniec, machając rękami na znak protestu – Nie chodzi mi o plotki, ale rzetelne informacje, którymi może nas pan śmiało uraczyć
- Jeśli tak, to co innego – rzekł udobruchany już nieco właściciel „Wesołego Diabła” – Więc słucham uprzejmie. Jakich to informacji pan potrzebuje?
- Rzetelnych, proszę pana. Rzetelnych.
Oberżysta zaśmiał się lekko słysząc taką odpowiedź.
- To dość oczywiste, ale na jaki temat?
- Widzi pan, jesteśmy w sobie bardzo zakochani, ale jednak zwracamy niekiedy na siebie zbyt dużo uwagi.
- To widać – mruknął oberżysta patrząc na dziewczynę tulącą się do młodzieńca.
- I właśnie dlatego – ciągnął młodzieniec nie zrażony wcale złośliwym komentarzem – Potrzebne jest nam miejsce, w którym para zakochanych mogłaby się swobodnie ze sobą spotykać bez obecności osób postronnych. Chodzi tu o takie miejsce, gdzie jeśli jego właściciel dostanie odpowiednią zapłatę, zachowa wszystko, co zobaczy, dla siebie.
- Rozumiem. Czyli chodzi państwu o…. – oberżysta uśmiechnął się i zrobił minę, która wskazywała, że wie, o co chodzi – A zatem na początek odradzałbym państwu kategorycznie jakąkolwiek oberżę.
- Dlaczego? – zapytała dziewczyna mocno zdumiona jego słowami.
- Dlatego, że w karczmie bywa zbyt dużo ludzi. Ktoś mógłby was tam zobaczyć i rozpoznać. W dodatku w każdej karczmie roi się od szumowin. Oczywiście, u mnie tak nie jest, a w dodatku mamy osobne pokoje, ale obawiam się, że dla zakochanych to one się nie nadają.
- Więc gdzie możemy znaleźć takie, które się nadają? – zapytał młodzieniec.
Oberżysta rozejrzał się dookoła, jakby chciał się upewnić, że nikt ich nie podsłuchuje, po czym powiedział cichym tonem:
- Jest tu w miasteczku pewien motelik. Co prawda drugiej kategorii, ale dla zachowania anonimowości nadaje się w sam raz.
- Co to za motel? – spytał młody mężczyzna wyraźnie zainteresowany tym, co oberżysta do niego mówił.
- Nazywa się „Pod Gwiazdami”. Jego właściciel jest moim serdecznym przyjacielem. Za drobną opłatą potrafi nawet zapomnieć o tym, kim był Franciszek Józef I, a co dopiero, kim są goście jego motelu.
Młodzieniec uśmiechnął się zadowolony z tych słów.
- To bardzo dobrze. Ale czy można mieć zaufanie do tego pana?
- Zaufanie? Ależ drogi panie... Można mieć wobec niego więcej niż zaufanie, bo aż pewność, że nic nie wyjdzie poza pokój, w którym państwo się znajdą. A wszystkie tajemnice on zapomina bardzo szybko, zwłaszcza jak mu pomachać forsą przed nosem.
- A czy ktoś to może potwierdzić? – zapytała dziewczyna, wciąż niezbyt przekonana – Proszę nas źle nie zrozumieć. Nie wątpimy w pana słowa, ale jednak wolimy mieć stuprocentową pewność.
- Oczywiście, to zupełnie naturalne. Wiem, że nie powinienem tego mówić, ale muszę przyznać, że jakieś półtora-miesiąca temu, pewna para gruchających gołąbków pytała mnie dokładnie o to samo. Poleciłem im ten motel i potem bardzo hojnie mi oni zapłacili za dobrą radę.
- Para? – zapytał młodzieniec – A jak wyglądali? Młodzi i zakochani jak my?
- Ale gdzież tam, drogi panie. Ona to była nawet całkiem ładniutka. Blondyneczka, bardzo zresztą młoda. Ale on to był stary grzyb. Mógł mieć ponad czterdziestkę, jeśli nie więcej. Wstydziłby się naprawdę. Przecież ta dziewczyna mogłaby być jego córką. A zresztą, co mnie to obchodzi? Moim zadaniem jest służyć klientom i brać za to pieniądze.
- Jak pan mówił, wyglądała ta parka? – zapytała dziewczyna starając się za wszelką cenę nie pokazać, że ta wiadomość specjalnie ją interesuje.
- Ona młoda, blondynka o zielonych oczach. A on starszy od niej. I to dużo starszy. Nie mam pewności, jak bardzo. Ale był średniego wzrostu, trochę przy kości i…. a tak w ogóle, to co tak państwo się mnie wypytują? Państwo są może z policji?
- Skądże znowu, mój panie – żachnął się młodzieniec – Pytamy tylko ze zwykłej ciekawości. Ale dziękujemy panu. Bardzo chętnie skorzystamy z usług tego motelu. Proszę, teraz chyba pan zasłużył na ten banknot.
- O, teraz to co innego – powiedział oberżysta uśmiechając się lekko – Będę miał spokojne sumienie. W końcu uczciwie sobie na niego zapracowałem. Ale mam nadzieję, że zachowają państwo te wszystkie fakty, które wam zdradziłem dla siebie?
- Ależ oczywiście, drogi panie – odpowiedział młodzieniec i ukłoniwszy się uprzejmie opuścił karczmę ze swoją ukochaną.
Oberżysta przez chwilę stał i zastanawiał się, czego właśnie był świadkiem? Ta para zakochanych w dość dziwny sposób się go o wszystko wypytywała. Może naprawdę byli z policji, tylko nie chcieli się do tego przyznać? I po co go tak ciągnęli za język? Udawali, że jego rewelacje na temat tamtej pary w ogóle ich nie interesują, ale jednak widać było, że bardzo ich to ciekawi. Cóż.... najważniejsze, że rzetelnie zapłacili za informacje, jakie im przekazał.

***

Tymczasem para zakochanych, która tak zaintrygowała oberżystę, wyszła z oberży „Pod Wesołym Diabłem” i udała się do samochodu, który stał niedaleko. Wsiedli do niego i rozłożyli się wygodnie się na tylnych siedzeniach. Na przednich z kolei siedzieli już mężczyzna i kobieta.
- No i jak wam poszło? – zapytał mężczyzna.
- W porządku – odpowiedział młodzieniec, zdejmując rudą perukę, odklejając sztuczne wąsy i brodę i ukazując jednocześnie twarz młodzieńca o blond włosach i niebieskich oczach. Twarz Jerzego Pisarskiego.
- Czego się dowiedzieliście? – zapytał jeszcze raz Henryk Spryciarski, gdyż to on właśnie siedział za kierownicą.
- Czegoś konkretnego? – dodała Kasia Raptus, gdyż to ona siedziała obok Henryka na przednim siedzeniu.
- Same konkretne fakty, panno Raptus – odpowiedziała Agathe von Trapp, zdejmując blond perukę i rozpuszczając swoje naturalne włosy koloru kruczych skrzydeł.
- A mianowicie? – dopytywał się Henryk.
- W miasteczku jest motel „Pod Gwiazdami”. Jeśli jakaś para chce sobie pogruchać w spokoju i bez ryzyka odkrycia ze strony osób postronnych, to wówczas przychodzą tam, a właściciel za drobną opłatą przemilcza ten fakt – udzielał wyjaśnień Jerzy.
- Do tego, jak się okazuje, jakieś półtora-miesiąca temu jakaś para dopytywała się o to samo, co my dzisiaj – dodała Agathe von Trapp – Z opisu wynika, że to panna Elsa i jej kochanek.
Henryk i Kasia spojrzeli na młodą parę uważnie.
- Jesteście tego pewni? – zapytał Henryk.
- Oczywiście – powiedział Jerzy – Karczmarz dostał pieniądze i natychmiast rozwiązał mu się język. Powiedział nam wszystko, co chcieliśmy wiedzieć.
- Tylko mi nie mów, że podał wam również nazwiska tej parki gruchających gołąbków? – rzekła Kasia śmiejąc się lekko.
- O nie! Tak dobrze, to nie ma – zaśmiał się Jerzy – Nie znał ich w ogóle. Ale powiedział, że to była młoda i śliczna dziewczyna o blond włosach i zielonych oczach. Wypisz wymaluj Elsa.
- A jej absztyfikant? – zapytała Kasia.
- Grubo starszy od niej, po czterdziestce, jeśli nie więcej. Przy kości i raczej niesympatyczny.
- To wyklucza naszego Wilhelma – powiedziała panna Raptus, po czym spojrzała wymownie na Henryka.
- Może i wyklucza, ale wątpię jednak, żeby Zellera to przekonało – odparł Henryk – Potrzebujemy czegoś mocniejszego.
- Mamy ten motel – odparł Jerzy – Ja i Agathe możemy tam iść i odegrać zakochaną parę. Panna Agathe była naprawdę doskonała. Zagrała swoją rolę fenomenalnie.
- Doprawdy? – zapytała Agathe i zarumieniła się lekko słysząc jego jakże schlebiające jej słowa.
- Oczywiście. Wyglądałaś tak, jakbyś naprawdę była we mnie zakochana.
To mówiąc mrugnął do niej lekko okiem, a Agathe uśmiechnęła się i po cichu również odwzajemniła ten znak porozumienia.
- Lepiej nie idźcie teraz do motelu – powiedział Henryk – Swoje zadanie wykonaliście. Ktoś inny musi przesłuchać jego właściciela. A kto się lepiej do tego nada, jak nie para detektywów policyjnych?
- No właśnie – dodała Kasia uśmiechając się zawadiacko.
Jerzy i Agathe musieli przyznać im rację.
Nagle ktoś zastukał w okno samochodu. Był to Janek niosący w rękach jakieś paczki.
- Hej, kochani. Przyniosłem jedzonko – zawołał wesoło i kiedy otworzyły się drzwi, wpakował się bezceremonialnie na tylne siedzenie.
- Hej, przesuń się troszkę, kochaneczku – zawołał do Jerzego, kiedy siadał obok niego – Masz przecież masę miejsca.
- Sam jesteś masa. I to ciemna – mruknął Jerzy zły, że ktoś go popycha.
- Czego się dowiedzieliście, moim kochani aktorzy? – zapytał Janek nie zrażając się komentarzem przyjaciela i rozdając wszystkim paczki z jedzeniem, jakie kupił w miejscowym sklepiku.
Przyjaciele opowiedzieli mu więc, czego się dowiedzieli.
- Doskonale – powiedział, pochłaniając swoją bułkę z serem i popijając lemoniadą – Więc nie pozostaje nam nic innego, jak tylko iść do tego motelu i przesłuchać właściciela.
- Najpierw zjedzmy, potem chodźmy – odpowiedziała jak zawsze praktyczna Kasia.
Jak postanowiła, tak zrobili.
Po posiłku cała piątka udała się samochodem do motelu „Pod Gwiazdami”. Gdy już znaleźli się na miejscu Henryk i Kasia wysiedli z auta i weszli do środka. Janek, Jerzy i Agathe spodziewali się długiego oczekiwania, jednak przeliczyli się. Nim bowiem minęło parę minut ich przyjaciele już wrócili.
- Tak szybko? – zapytał Janek – I co powiedział właściciel?
- Nic nie powiedział – mruknęła zła jak osa Kasia.
- Jakże to?
- Nie było go – wyjaśnił Henryk zapuszczając silnik – Recepcjonistka powiedziała, że wyszedł i nie wie, kiedy wróci.
- Choroba zakaźna, jak pragnę zdrowia – mruknął Janek tupiąc nogą – To co w takim razie robimy?
- Nic – odrzekł Henryk – Wracamy do posiadłości barona von Trappa i czekamy. Dzisiaj nic nie zdziałamy. Młodego Zarenbauma i tak nie przesłuchamy, bo jest jeszcze za wcześnie, by miał on prawo widzenia. Póki co magluje go jeszcze policja. Jak skończą, wtedy będzie mogli odwiedzić go my.
- Zakładam, że też go przemaglujemy? – zapytał Jerzy.
- Być może – Henryk skierował auto w stronę posiadłości Georga von Trappa - A w każdym razie przesłuchamy. Ale najpierw weźmiemy się za właściciela tego motelu. Musi nam powiedzieć wszystko, co wie. Jutro pojedziemy do niego jeszcze raz i wypytamy go używając przy tym całego swojego uroku osobistego.
Janek parsknął śmiechem słysząc te słowa, gdyż trudno mu było uwierzyć, by Henryk, a już szczególnie Kasieńka, mieli jakikolwiek urok osobisty. Ale komentarz na ten temat zachował dla siebie.

***

Henryk, Kasia oraz Janek udali się następnego dnia do motelu „Pod Gwiazdami” licząc na to, że tym razem znajdą oni właściciela i zdołają z nim na spokojnie porozmawiać. Kiedy weszli do środka poczuli niezwykle dziwną, a wręcz ponurą atmosferę panującą w tym miejscu.
- I na cmentarzu bywa weselej – mruknął Janek rozglądając się dookoła.
Cała trójka podeszła do recepcji, gdzie siedziała już młoda dziewczyna, którą widzieli wczoraj. Recepcjonistka. Wyglądała ona na zapłakaną i załamaną. Właśnie odkładała słuchawkę od telefonu, przez który przed chwilą prowadziła rozmowę. Kiedy zobaczyła Henryka, Kasię oraz Janka zapytała:
- Słucham państwa?
- Chcemy rozmawiać z właścicielem tego interesu – powiedział Henryk.
- Nie ma go – odpowiedziała recepcjonistka.
Henryk zaklął pod nosem. Czy ten człowiek nigdy nie może być w domu, kiedy oni go szukają?
- A wolno wiedzieć kiedy wróci? – spytała Kasia również z trudem zachowując spokój.
- Nie wróci – odpowiedziała recepcjonistka.
- Jak to nie wróci? – zawołał Janek.
Dziewczyna spojrzała na nich i znowu wybuchła płaczem. Janek szybko wyjął chusteczkę i podał ją dziewczynie. Ta otarła łzy i z trudem wykrztusiła:
- Nie wróci.... ponieważ..... ponieważ....
- Co ponieważ?! – Henryk już kipiał z gniewu na dziewczynę, która nie umiała powiedzieć tego, co było dla nich ważne.
- Czyżby wyjechał? – zapytała Kasia.
- Można tak powiedzieć. Wyjechał... na zawsze....
Teraz już nikt z całej trójki detektywów nie wiedział, o co dziewczynie chodzi.
- Jak to na zawsze? – zapytała Kasia.
- Tak to. Na zawsze. On..... on.... nie żyje.
Wiadomość ta spadła na trójkę przyjaciół jak grom z jasnego nieba.
- Nie żyje?! – zawołali wszyscy trzej chórem.
- Tak – odpowiedziała recepcjonistka łykając łzy – Powiesił się w swoim pokoju.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Czw 23:07, 11 Wrz 2014, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 13:28, 23 Lip 2013    Temat postu:

Sam czy z pomocą?... Odwieczne pytanie.

Opis miasteczka coś mi przypomina... Nawet w miastach widziałam takie coś między sąsiadami. Opis tak odpowiada rzeczywistości, że to aż przerażające.

No i mało było jednego morderstwa... Biedny Zeller będzie miał zagwozdkę... albo i nie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:32, 23 Lip 2013    Temat postu: Morderstwo w austriackim zaciszu

No właśnie -powiesił się czy go powiesili ?
Ten co zabił Elsę ,musi być kimś naprawdę ważnym.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zorina13 dnia Wto 13:33, 23 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:43, 23 Lip 2013    Temat postu:

Rozdział XI

Zeller wysnuwa mądrą teorię

Wiadomość o samobójczej śmierci właściciela motelu „Pod Gwiazdami” wstrząsnęła mocno Henrykiem, Kasią i Jankiem. Zrozumieli oni, że się spóźnili. Tajemniczy morderca był od nich szybszy i usunął skutecznie jedyną osobę, która mogła im cokolwiek powiedzieć na temat panny Elsy i jej tajemniczego kochanka. Teraz już nie było nikogo, kto by im mógł wskazać prawdziwego sprawcę. Oczywiście jeśli przyjąć, że kochanek Elsy był jednocześnie jej zabójcą. Dziewczyna mogła przecież romansować z kilkoma mężczyznami naraz. Z jednym spotykała się w motelu, a z ręki drugiego zginęła. Henrykowi jednak taka teoria wydawała się o wiele zbyt skomplikowana, żeby mogła być prawdziwa. Co prawda życie bywało bardzo skomplikowane i pisało najdziwniejsze scenariusze, ale żeby aż tak? To mu się nie mieściło w głowie.
Nie, nie i jeszcze raz nie! Kochanek Elsy, z którym była widziana w oberży „Pod Wesołym Diabłem”, jej prześladowca i zabójca to jedna i ta sama osoba. Śmieje się teraz w oczy prawu, jednak i na niego przyjdzie kres. Nie będzie całe życie bezkarny. Henryk Spryciarski go dopadnie, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu.
Trzej detektywi próbowali się czegoś dowiedzieć od recepcjonistki, ale ta nie była zbyt rozmowna. Ciągle tylko płakała i narzekała, jak wielkim dla niej wstrząsem było znalezienie szefa dyndającego na własnym żyrandolu. Dopiero gdy Kasia pokazała jej dokumenty policyjnych detektywów, dopiero wtedy zdołali z niej coś wyciągnąć.
- Pan Grimer...
Właściciel motelu nazywał się bowiem Hermann Grimer.
- Pan Grimer niedawno wrócił z takiej wycieczki zagranicznej. Chyba w Afryce jakieś państwo zwiedzał. Zresztą on miał bzika na punkcie czarnego lądu. Cały jego pokój jest zawalony tymi gratami kupionymi od dzikich Murzynów i białych wariatów, którzy tam zamieszkali.
Henryk popatrzył na recepcjonistkę nieco zirytowany jej gadaniem, które w ogóle nie naprowadzało ich na trop zabójcy. Ale czego się on właściwie spodziewał? Baba jak to baba. Płakać tylko umiera i bzdury gada. Jak ją o coś zapytać, to opowiada tysiące rzeczy niemających nic wspólnego ze sprawą, a najważniejsze mówi dopiero na samym końcu. Mężczyzna to przynajmniej przechodzi od razu do sedna sprawy, a jeśli nawet jakiś szczegół umknie mu z pamięci, to można go łatwo w rozmowie uzyskać. A weź tu z babą rozmawiaj. Zwłaszcza taką płaczliwą. Rozumiał, że samobójstwo szefa musiało być dla niej szokiem, ale żeby do tego stopnia?
- I co było potem, jak już wrócił z tej Afryki? – zapytał Henryk mocno już zirytowany jej gadaniem.
Recepcjonistka zapaliła trzęsącymi się z szoku rękami papierosa, po czym zaciągając się jego dymem powiedziała:
- Wrócił opalony i zadowolony. Ale kiedy dostał jakąś wysypkę na dłoni wpadł w szał i przerażony zaczął odwiedzać swojego domowego lekarza, pana Trainera. Bardzo miły i zdolny lekarz. Przystojny nawet, całkiem przyjemna twarz.
Henryk gotował się w sobie ze złości słysząc takie słowa. Musiał jednak wytrzymać męczącą paplaninę recepcjonistki. Pracował w tym fachu nie od dziś i doskonale wiedział, jak należy prowadzić śledztwo. Wstrzymał się więc od skomentowania tego, czego właśnie był świadkiem.
- Rozumiemy – powiedziała Kasia, która również była zirytowana zachowaniem dziewczyny – I co dalej?
Recepcjonistka wyczuła jej irytacja i zła, że ktoś przerywa jej wywód, powiedziała niezadowolonym tonem:
- Jak już mówiłam, a raczej próbowałam mówić, bo co chwila mi ktoś przerywa…
Popatrzyła z lekkim wyrzutem na Kasię, którą jednak wcale to nie przejęło. Zamruczała jedynie niezadowolona, że recepcjonistka zamiast mówić do rzeczy opowiada nie mające najmniejszego sensu bzdury.
- Czy może pani zmierzać do sedna sprawy, droga pani? – powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciw.
Recepcjonistka popatrzyła na nią z lekkim wyrzutem, po czym odpowiedziała:
- A więc, jak już mówiłam, poszedł on do swojego lekarza, pana Trainera i wrócił mocno załamany. Lekarz go zbadał i miał mu wysłać listownie swoje wnioski. Bo na miejscu nie udało mu się ustalić, czym jest wysypka na jego ręce. Potrzebował na to więcej czasu.
- No i co dalej? – zapytał Henryk dotąd zachowujący milczenie.
- Cóż.... doktor Trainer napisał do niego i wysłał gońcem list do pana Grimera.
- A on go odebrał?
- Chyba tak. Wiem, że wychodził rano ze swojego pokoju, poszedł do skrzynki i wrócił z jakimś listem. Po jego przeczytaniu jednak wszelki humor zniknął z jego twarzy. Wezwał mnie do siebie i kazał sobie nie przeszkadzać aż do południa. W południe jak zwykle pokojówka przyszła mu przynieść drugie śniadanie. Zapukała, ale nikt jej nie otworzył. Próbowała sama wejść, lecz drzwi były zamknięte na klucz. Przerażona wezwała na pomocą boya i on wyważył drzwi. A tam.... był pan Grimer.... martwy.... wisiał na własnym żyrandolu.
Mówiąc to recepcjonistka rozpłakała się na dobre i minęła co najmniej minuta, nim wróciła do swojej opowieści.
- Nie chciałam najpierw uwierzyć w to, że mój szef popełnił samobójstwo. On nie z tych, co to targają się na swoje życie. Musiałam się sama przekonać na własne oczy. Ale gdy poszłam do jego pokoju, to zobaczyłam go dyndającego.... I.... sztywnego. Przeraziłam się. Nie byłam w stanie racjonalnie myśleć. Dopiero pokojówka potrząsnęła mną i kazała zadzwonić na policję.
- I zadzwoniła pani? – zapytał Henryk.
- Tak. Właśnie kończyłam z nimi rozmawiać, kiedy państwo przyszliście. Miejscowa policja już niedługo powinna tu być.

***

Trzej przyjaciele poszli na górę i postanowili zbadać sprawę osobiście zanim przyjedzie policja i przeszkodzi im w działaniu.
Kiedy weszli do pokoju, to pierwsze co rzuciło im się w oczy, to wiszące na żyrandolu zwłoki właściciela motelu. Mimo tego, iż Henryk i Janek, a także częściowo i Kasia, byli już przyzwyczajeni do widoku martwych ludzi, to jednak ten trup zmroził im krew w żyłach.
- Ohyda – powiedziała Kasia wykrzywiając się i zasłaniając sobie nos i usta chusteczką – Jak tak można to robić? Tak na widoku? Żeby wszyscy musieli go oglądać, kiedy tutaj wejdą.
W pokoju pełno było rzeczy przywiezionych z Afryki. Maska afrykańskiego czarownika, dwie dzidy, różnego rodzaju noże itp. przedmioty, które mają wartość jedynie dla zapalonego kolekcjonera.
- Ten człowiek miał chyba hopla na punkcie Afryki – powiedział Janek oglądając maskę afrykańskiego czarownika – Ale paskudna gęba. Jak można takie coś wieszać na ścianie?
- Jakbym ja miała takie coś na ścianie, w życiu bym nie zasnęła – mruknęła Kasia – Albo miałabym całą noc koszmary. Ma się rozumieć, afrykańskie.
- Ma się rozumieć – uśmiechnął się ironicznie Janek.
Oględziny pokoju jednak niczego nie wykazały. Henryk usiadł na fotelu i lekko dotknął zwłok ręką.
- I co sądzisz, Sherlocku? – zapytał z lekką ironią w głosie Janek.
Henryk popatrzył na przyjaciela i powiedział:
- Nie znajduję w tym pokoju nic, co by mogło wskazywać na obecność drugiej osoby. Najwyraźniej facet powiesił się sam.
- Czyli eliminujemy ingerencję osób z zewnątrz? – zapytała Kasia.
- Na to wygląda.
Janek podniósł z biurka kawałek papieru.
- To chyba ten list od doktora Trainera – powiedział.
- Co on tam pisze? – zapytał Henryk.
Janek przeczytał:

„Drogi Panie.
Z przykrością muszę Pana zawiadomić, że niestety plamy, które ma pan na ręce, to groźna ospa afrykańska. Nie znamy na nią w Austrii lekarstwa. W ciągu miesiąca umrze pan w strasznych bólach. Istnieje w Europie co prawda jeden lek na tę chorobę, ale i on spowoduje jedynie to, że będzie pan sparaliżowany do końca życia. Łączę wyrazy głębokiego współczucia.
Podpisano:
Doktor Hans Trainer.”

- Cóż.... Wygląda na to, że sprawa jest jasna – powiedział Janek – Grimer to dostał i z rozpaczy wybrał łagodniejszy sposób zejścia z tego świata.
- Możliwe – rzekła Kasia – Ale jednak coś mi w tym wszystkim nie pasuje.
Henryk milczał.
Chwilę później dało się słyszeć na dole jakąś rozmowę, a po niej kroki na schodach.
- Wygląda na to, że tutejsza policja działa bez zastrzeżeń – powiedział Henryk wstając z fotela – Przybyli szybciej niż się spodziewałem.
Ledwo to powiedział, a do pokoju wkroczyła grupka miejscowych policjantów w towarzystwie komisarza Zellera. Nie był on co prawda funkcjonariuszem z miasteczka, ale z powodu nieobecności komendanta miejscowego posterunku poproszono o jakiegoś funkcjonariusza z Salzburga. Traf chciał, że został nim właśnie Zeller. Kiedy zobaczył on trójkę detektywów o mało nie wpadł w szał.
- To znowu wy?! – ryknął na całe gardło – Myślałem, że jasno się wytłumaczyłem! Mieliście dać sobie spokój ze sprawą panny Berker!
- A kto mówi, że my tu jesteśmy w sprawie Elsy Berker, komisarzu? – zapytał Henryk dobrodusznym tonem, który mógłby zmylić nawet samego diabła.
- Właśnie – dodał Janek uśmiechając się z ironią – Czemu pan przypuszcza, że gdzie tylko się ruszymy, tam natychmiast musimy szukać zabójcy Elsy Berker?
- Bo wy, Polacy, nigdy nie ustępujecie – wycedził przez zęby Zeller – I nigdy nie można się z wami dogadać.
- O tak, to na pewno. Zwłaszcza, jak jesteśmy pod zaborami – dogryzła Zellerowi Kasia.
Komisarzowi zmieszał się pod wpływem jej słów, po czym zapytał już nieco spokojniejszym tonem, co oni tu robią.
- Chcieliśmy odwiedzić właściciela tego motelu – odpowiedziała Kasia.
- A czy można wiedzieć, w jakim celu chcieliście go państwo odwiedzić? – zapytał Zeller.
- Owszem, można wiedzieć – odpowiedział Janek, po czym wskazał dłonią na Henryka i Kasię mówiąc – Otóż te oto dwa gruchające gołąbki chciały sobie pogruchać w samotności i szukały miejsca, gdzie można tę samotność osiągnąć. Usłyszeli, że tutaj można znaleźć nie tylko spokój od wścibskich osób, ale również i dyskrecję, więc przyszli do właściciela motelu omówić z nim swoje sprawy.
- A pan przyszedł z nimi jako przyzwoitka? – zakpił sobie Zeller.
- Skądże. Ja też szukałem ustronnego miejsca do pogruchania z pewną… gołębicą.
Zeller zachichotał widocznie wierząc w jego słowa, po czym popatrzył uważnie na zwłoki Grimera.
- Cóż.... najwyraźniej żeście się państwo spóźnili. Facet kopnął w kalendarz.
- Niestety – powiedział Henryk oglądając uważnie zwłoki Grimera.
- Szkoda, takie piękne miasteczko i musi się ono męczyć z takim skandalem, jak samobójstwo właściciela motelu – rzekł Zeller.
- Piękne miasteczko, powiada pan? – zapytał Janek – Często pan tutaj bywa?
- Nie zawsze, moi państwo. Ostatni raz byłem tu pięć lat temu, kiedy komendant miejscowego posterunku poważnie zachorował i musiałem go na kilka dni zastąpić. A dzisiaj komendant wyjechał do wód i znów to robię. Ale do rzeczy. Co my tu mamy?
- Mamy tu denata w wieku pięćdziesięciu lat, średniego wzrostu, nieco otyłego Z dziwnymi plamami na rękach – powiedział Henryk, oglądając denata nadal wiszącego na żyrandolu.
- Co o nim wiemy? – zapytał Zeller.
- Otóż…. A właściwie, to czemu nas pan tak wypytuje? – zapytał Henryk udając irytację – Czyżbyśmy byli podejrzanymi w tej sprawie?
- Ależ skąd – zaśmiał się ujmująco Zeller – Ale podobno państwo jesteście detektywami policyjnymi. Więc daję wam możliwość wykazania się.
- No dobrze. Skoro tak, to wykażemy się – powiedziała Kasia i zaczęła mówić to, czego się dowiedzieli od recepcjonistki.
Na końcu Janek pokazał list, jaki otrzymał samobójca nim się powiesił.
- A to znaleźliśmy na jego biurku. Sądzimy, że ten list był przyczyną samobójstwa pana Grimera.
- Cóż, to chyba wszystko wyjaśni – powiedział Zeller oglądając list – Facet przeraził się, że albo umrze w męczarniach albo będzie sparaliżowany do końca życia, więc wybrał trzecią alternatywę, szybkie zejście. To wszystko. Samobójstwo pierwsza klasa.
- Możemy już zabrać zwłoki? – zapytał jeden z policjantów, którzy przyszli do pokoju z noszami.
- Tak. Oczywiście – odparł komisarz.
Policjanci weszli do pokoju, zdjęli ciało z żyrandolu i położyli na noszach, a następnie wynieśli.
- No, to chyba koniec sprawy – powiedział komisarz patrząc na to wszystko.
Następnie spojrzał na detektywów.
- Musimy jeszcze spisać zeznania, ale to już tylko formalność. Mam nadzieję, że będziecie mieli państwo przez te wszystkie wydarzenia zepsutych wakacji tutaj.
- Drogi panie – zaśmiał się ironicznie Henryk – Brutalne zabójstwo młodej kobiety, samobójstwo grubasa w średnim wieku. My takie rzeczy mamy na co dzień. Przywykliśmy już.
Zeller popatrzył na Spryciarskiego nie do końca rozumiejąc, czy on mówi mu poważnie, czy też kpi sobie z niego, po czym zawarczał jak wściekły pies i wyszedł z pokoju.
- Pan Zeller ma dziwną skłonność do szybkiego zakańczania wszystkich spraw, które prowadzi – powiedział Janek – W tej również wysunął jakże mądrą i błyskotliwą teorię wyjaśniającą dosłownie wszystko. Samobójstwo pierwsza klasa. I nic poza tym.
- Mimo wszystko jednak taką samą teorię wysnuliśmy my – rzekła Kasia – I obawiam się, że innej wysunąć się nie da. Co nie zmienia faktu, że nie lubię faceta. Głupi służbista.
- To prawda – dodał Henryk – Trzeba uważać, bo jeszcze trochę i nas aresztuje.
- To co robimy? Wracamy do Salzburga? – zapytał Janek – Skoro on popełnił samobójstwo, a wiadomo, że martwi nie mówią, to chyba…
- Ja bym jeszcze chciała porozmawiać z tym lekarzem – powiedziała Kasia – Może on nam coś wyjaśni.
- Nie liczyłbym na to – odpowiedział Janek – Z lekarzami to różnie bywa. A to się taki zasłoni tajemnicą lekarską albo inną cholerą i figa wyjdzie z całego przesłuchania.
- To jedna prawda – rzekł Henryk – A druga sprawa jest taka, że odwiedzić go i zapytać nie zaszkodzi.

***

Zeller właśnie tłumaczył recepcjonistce przyczyny samobójstwa jej szefa, gdy trzej detektywi z Polski zeszli na dół z pokoju właściciela motelu.
- No co tam, partacze? – zakpił sobie Zeller na ich widok – Tym razem nie ma morderstwa, ale dobrowolne odebranie sobie życia. Nic ciekawego dla waszej genialnej trójki.
- Może jednak jest tu coś ciekawego dla naszej, jak to powiedział, genialnej trójki – mruknął Henryk – Ta sprawa zachęciła mnie, bym poznał lepiej to miasteczko. Chętnie bym je zwiedził.
Zeller rozłożył zadowolony ręce.
- Proszę bardzo, panie Spryciarski. Całe miasteczko jest dla pana i pańskich przyjaciół dyspozycji – powiedział z kpiną w głosie.
- Dziękuję panu bardzo, panie komisarzu – rzekł Henryk składając przy tym ironiczny ukłon, po czym wyszedł z motelu, a za nim wyszli Janek i Kasia.
Komisarz uśmiechnął się ironicznie, kiedy nagle Henryk pojawił się ponownie w recepcji i powiedział:
- Przepraszam bardzo. Ta moja skleroza. Niedługo zapomnę, jak się nazywam. Hehehehehe. Zapomniałem, że chciałem odwiedzić miejscowego lekarza.
- A co? Pan też ma wysypkę na ręce? – zapytał z kpiną Zeller.
- Nie, ale jednak wolę skonsultować swój stan zdrowia z miejscowym konowałem.
- Rozumiem – powiedział z ironią komisarz – Więc niech go pan konsultuje.
- Z chęcią to zrobię. Jest tylko jeden problem.
- Jaki?
Henryk zrobił zawstydzoną minę niczym uczeń przyłapany na figlu przez nauczyciela.
- Bo widzi pan… ja nawet nie wiem, gdzie on mieszka…
Zeller wybuchnął gromkim śmiechem.
- Ależ to bardzo proste – powiedział wciąż dusząc się ze śmiechu – Idźcie prosto na południe, a jak zobaczycie państwo kościół, to wtedy skręcicie w lewo. Potem zaś idźcie przed siebie aż do końca ulicy. Tam jest dom i zarazem klinika pana Trainera. Na pewno pan trafi.
- Dziękuję panu bardzo – powiedział Henryk, lekko mu się kłaniając.
Następnie wyszedł do przyjaciół.
- Przyjacielu mój, właśnie coś mi przyszło do głowy - zawołał Janek do Henryka, gdy ten miał wsiadać do auta.
- Doprawdy, mój drogi Watsonie? - powiedział Henryk z delikatną ironią – A cóż to takiego jest?
- Mianowicie chodzi mi o to, czy nie powinniśmy przyjrzeć się dobrze księdze gości tego motelu?
- Nie widzę takiej potrzeby.
- Jakże to? – Janek wprost nie posiadał się ze zdumienia – Jeśli Elsa spotykała się w tym motelu ze swoim kochankiem to....
- To co? Oczekujesz, że wpisała się na listę gości wynajmujących pokoje?
- Tego właśnie oczekuję. A jeśli wpisała się ona, wpisał się również jej kochanek. Więc może, jeśli dobrze poszukamy, to uda nam się...
- Sprawdzanie księgi gości uważam za bezcelowe – powiedział spokojnym tonem Henryk.
Janek spoglądał na przyjacielu nie ukrywając swego zdumienia.
- A to czemu?
- Z tej prostej przyczyny, że nazwiska poszukiwanej przez nas pary tam po prostu nie ma.
- Skąd to przypuszczenie?
- To proste. Kochanek Elsy jest wysoko postawionym mężczyzną, któremu zależy na dyskrecji. Dlatego robił on wszystko, by nie pokazywać się z nią publicznie. Zauważ, że nigdy tej parki nie widziano razem. Nikt nigdy nie dostrzegł panny Berker przechadzającej się gdziekolwiek ze swoim kochankiem.
- To nieprawda. Widziano ich oboje w oberży.
- Owszem. Widziała ich tam banda pijanych lub na wpół pijanych osobników zajętych głównie sobą. Zagrożenie dla kochanków panny Elsy z ich strony jest znikome.
- Zapamiętał go oberżysta.
Henryk parsknął śmiechem.
- Zapamiętał? Chyba mylisz pojęcia znanych ci słów, Janku. On go wcale nie zapamiętał. On zapamiętał Elsę. Wszyscy w miasteczku ją znali, więc on także. Dlatego zapamiętał sobie, że szukała ona z kochankiem cichego miejsca na uprawianie z nim figo-fago. Na samego zaś absztyfikanta panny Berker zwrócił ledwo uwagę. Zauważ, jakie szczegóły podał Jerzemu, gdy ten go przesłuchiwał. Powiedział, że kochanek Elsy jest grubo starszy od niej. Tylko tyle zapamiętał. Nic więcej.
Jankowi trudno było nie zgodzić się z przyjacielem. Wciąż jednak nie widział związku ze stwierdzeniem Henryka, że sprawdzenie księgi gości motelu „Pod Gwiazdami” jest bezcelowe. Ledwo jednak wyraził swoje zdanie Henryk poklepał go po ramieniu z politowaniem i powiedział:
- Z tego wszystkiego, co właśnie wywnioskowaliśmy wynika jedna istotna rzecz. Kochanek Elsy Berker robił wszystko, by pozostać anonimowy. Nie umawia się z Elsą w hotelu, ale podrzędnym moteliku, którego właściciel za odpowiednią sumkę pieniędzy ukrywa w swoich pieleszach zakochane parki mające ochotę sobie pogruchać po cichu i z dala od wścibskich oczu. Na pewno więc nie wpisał się z Elsą do księgi gości. A nawet jeśli się wpisał, to pod zmienionym nazwiskiem. Możliwe jednak, że wcale nie musiał tego robić, gdyż właścicielowi motelu z całą pewnością wystarczyło to, iż gość zapłacił za pokój i za dyskrecję. Takie jest przynajmniej moje zdanie w tej sprawie. Oczywiście mogę się mylić i panu Grimerowi wcale to nie wystarczyło, ale jednak nie możemy posądzać kochanka panny Berker o taką naiwność, by miał on się wpisać do księgi gości pod własnym nazwiskiem. On i Elsa (albo też on sam) podali nazwiska fałszywe, jeśli w ogóle je podali. Sam więc rozumiesz, że w księdze gości niczego nie znajdziesz. Wsiadaj lepiej do samochodu i jedźmy do tego lekarza.
To mówiąc Henryk zasiadł za kierownicą. Załamany Janek usiadł na miejscu dla pasażerów dochodząc do smutnego wniosku, że jeszcze wiele się musi nauczyć o pracy detektywa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Czw 23:10, 11 Wrz 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:48, 23 Lip 2013    Temat postu: Morderstwo w austriackim zaciszu

Coraz bardziej zagmwatane to wszystko.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 9:57, 24 Lip 2013    Temat postu:

Rozdział XII

Henryk dokonuje kolejnych odkryć

Doktor Hans Trainer był człowiekiem młodym, jednak bardzo poważnie traktował swój zawód. Uważał, że skoro został lekarzem, to po to, aby leczyć ludzi skutecznie. Na tyle skutecznie, żeby móc ich ocalić od śmierci, jeśli to tylko możliwe. A w jego przypadku było to dość często możliwe. Jednak odkąd tylko rozpoczął praktykę w tym miasteczku, nie przydarzały mu się przypadki śmiertelne. Zazwyczaj leczył jedynie grypę, koklusz oraz przeziębienie, a z poważniejszych chorób to tylko ospę. Oprócz tego musiał nieraz zszywać ciężkie rany lub pomóc się zrastać złamanym kościom. Takie przypadki zdarzały się w miasteczku Spilgman dość często. Ludzie bowiem często odwiedzali oberżę „Pod Wesołym Diabłem”, która była jedyną lokalną atrakcją i nic poza nią godnego uwagi tutaj nie istniało. A kiedy już z niej wychodzili, to zawsze byli pod wpływem alkoholu. Wracali do domu w ciemności, a pijani tracili orientację, potykali się, wpadali na innych, dostawali się łatwo pod samochód lub powóz. Więc o złamanie jednej lub kilku kości było tutaj łatwo. Rzadziej zdarzały się tu wypadki poważne, a jeszcze rzadziej śmiertelne. Doktor Trainer więc nie musiał zbyt często spotykać się ze śmiercią.
Tym większe więc było jego przerażenie, kiedy dowiedział się o samobójstwie pana Grimera, właściciela motelu „Pod Gwiazdami”.
- Pan Grimer nie żyje? – zawołał przerażony, kiedy Henryk, Kasia i Janek mu to oznajmili.
Aż zerwał się z miejsca, na którym siedział, po czym opadł na nie tak ciężko, jakby na sercu miał wielki kamień, który ciągnął go ze sobą w dół.
- To wprost niemożliwe.... nieprawdopodobne.
- Ale jednak to prawda – rzekł Janek, który jako lekarz czuł się bliższy panu Trainerowi.
- Czy pan Grimer był hipochondrykiem? – zapytał Henryk.
Trainer pokiwał głową, wciąż pozostając w szoku po czym, co właśnie usłyszał.
- Można by tak powiedzieć. Lubił użalać się nad sobą. Ale również mocno uwielbiał podróże i zagraniczne kraje. A już najbardziej ukochał Afrykę.
- Wiem. Mieliśmy okazję się o tym przekonać – mruknęła Kasia lekko się wzdrygając, gdy przypomniała sobie upiorną maskę afrykańskiego czarodzieja.
Trainer spojrzał na detektywów uważnie.
- A właściwie to dlaczego pan Grimer się powiesił? – zapytał.
Henryk więc opowiedział doktorowi w jak największym skrócie, co stało się przyczyną samobójstwa właściciela motelu „Pod Gwiazdami”. Ledwo to jednak powiedział, doktor Trainer przeraził się jeszcze bardziej. Słowa detektywa z Polski mocno nim wstrząsnęły.
- On nie mógł się powiesić. Po prostu nie mógł – powiedział.
- Chyba jednak mógł, bo to zrobił – odparła Kasia.
- Proszę powiedzieć, czy wykrył pan u niego ostatnio jakąś afrykańską chorobę? – zapytał go Henryk.
- Ależ skąd! – zawołał lekko oburzony doktor Trainer – Nic takiego nie stwierdziłem. Przyznaję, było ryzyko, że się czymś zaraził w Afryce, ale szybko zostało ono zażegnane. Zrobiłem mu badania krwi i skóry, po czym doszedłem do wniosku, że to tylko nie groźna wysypka. Nie zabiłaby go na pewno. Co najwyżej poleżałby trochę w łóżku, ale nic poza tym. Nie wiem, skąd on wziął tę afrykańską ospę.
- Czyli nie pisał pan do niego, że jest on śmiertelnie chory? – zapytał Janek.
- Co pan wygaduje?! Oczywiście, że nie! – odpowiedział doktor.
- Jest pan tego absolutnie pewien?
- Naturalnie. Nawet napisałem do niego list, że nie musi się niczego obawiać, gdyż to, co go dopadło, to tylko niegroźna wysypka. Nie dostał mojego listu?
- Najwyraźniej nie dostał – powiedział Henryk opierając się mocniej o oparcie swego krzesła – Posłaniec dostarczył mu wiadomość, że cierpi on afrykańską ospę i ma on przed sobą już tylko dwie perspektywy. Albo umrze w mękach, albo będzie żył, ale za cenę dożywotniego paraliżu.
- Niemożliwe – mamrotał lekarz przerażony tym wszystko, co usłyszał – Napisałem do niego, przyznaję. Ale pisałem, żeby się nie bał. Wysłałem nawet do niego gońca z tutejszej poczty.
- Kim jest ten goniec? – zapytał Henryk.
- To dwunastoletni chłopak. Zwykle rzetelnie wykonujący swoje obowiązki. Nigdy nie było z nim kłopotów. Czyżby to on zamienił listy? Ale jeśli tak, to po co? W jakim celu?
- Nie wiem, panie doktorze – rzekł Janek – Poza tym to wcale nie musiał być ten chłopiec.
- Właśnie – dodała Kasia – To mógł być ktoś zupełnie inny.
- Ktoś inny? – zdziwił się Trainer – Ale w takim razie kto? Kto mógłby to zrobić?
- Nie wiem, panie doktorze – rzekł Henryk w ponury sposób – Ale ktokolwiek to był, na pewno nie miał dobrych zamiarów.

***

Po wizycie u doktora Trainera Henryk i Kasia udali się do samochodu, zaś Janek na chwilę poszedł na najbliższą pocztę, by dowiedzieć się, kto rano dzisiejszego dnia zanosił list do motelu „Pod Gwiazdami”. Znalazł go i z nim porozmawiał. Chłopiec dokładnie opowiedział mu, jak zaniósł list pod wskazany adres i wrzucił go do skrzynki, po czym odszedł.
- I nie widziałeś niczego podejrzanego? – zapytał Janek.
Chłopiec pokręcił przecząco głową. Janek już miał odejść, gdy chłopiec coś sobie przypomniał.
- Chociaż.... coś widziałem. Ale to pewnie bez znaczenia – powiedział.
Janek odwrócił się do niego i rzekł:
- Mów, chłopcze. Mów. W takiej sytuacji jak ta każda wiadomość jest nam potrzebna.
Chłopiec pokiwał głową ze zrozumieniem i powiedział:
- Wydawało mi się, że kiedy odchodziłem jakiś człowiek kręcił się koło skrzynki na listy tego motelu. Kręcił się koło niej w taki jakiś... dziwny sposób.
- To znaczy?
- Nie wiem, jak to określić. Niby chciał wejść do tego motelu, ale nie wchodził. Ale pewnie to bez znaczenia.
- Jak wyglądał ten... gość?
- Nie pamiętam. To był mężczyzna. W średnim wieku. No, może nieco młodszy. Sam nie wiem. Przykro mi, ale nie pamiętam żadnych szczegółów.
- Nic nie szkodzi, drogi chłopcze. Powiedziałeś mi i tak dość dużo.
Janek wesoło poczochrał chłopcu włosy, po czym dał mu kilka monet i wrócił do przyjaciół. Razem ruszyli samochodem w stronę domu rodziny von Trapp. Po drodze Janek opowiedział przyjaciołom to, czego się dowiedział.
- Ciekawe. Bardzo ciekawe – rzekł Henryk, gdy już przyjaciel mu wszystko zrelacjonował – To co mówisz zdaje się nadawać głębszy sens całej sprawie.
- Jaki sens? – zapytała Kasia – Czy w ogóle to wszystko ma jakikolwiek sens? Czy zabójstwo tej dziewczyny i samobójstwo właściciela motelu są ze sobą powiązane? Komu zależało na śmieci Grimera? I po co ona mordercy? Co przez to zyskał? Czy ten człowiek wiedział o nim coś? Cokolwiek? I czy dlatego właśnie musiał umrzeć? Czy to może czysty przypadek?
- To nie przypadek – powiedział Henryk poważnym tonem – Takich przypadków nie ma.
- Też tak myślę – Kasia zgodziła się z nim – Ale jednak trudno mi myśleć z pustym brzuchem. Dlatego ja bym coś zjadła, nim wrócimy do domu.
- Zgadzam się – Henryk pokierował ich auto w stronę oberży „Pod Wesołym Diabłem” – Zjemy tutaj i jedziemy dalej.
- To dobry pomysł. Ja stawiam, Heniu płaci – zawołał wesoło Janek, po czym widząc złą minę Kasi dodał szybko – Żartowałem.

***

- A więc, co już wiemy? – zapytała Kasia powoli jedząc swoje zamówienie.
- Wiemy, że nasz doktorek nie kłamie – mówił Henryk, zajadając kotlet schabowy z ziemniakami – Naprawdę wysłał do pana Grimera list. List, który prawdopodobnie w ogóle nie dotarł do adresata. Wiemy, że posłaniec wrzucił list do skrzynki, ale ledwie od niej odszedł zobaczył, jak ktoś się koło niej kręci. Nie zatrzymał się jednak na dłużej, by się temu przyjrzeć. Poszedł dalej. Możemy więc założyć, że kręcący się koło motelu mężczyzna wyjął list ze skrzynki, przeczytał go, po czym napisał kolejny, włożył do koperty, zaadresował ją i włożył do skrzynki na miejsce tego, który zabrał.
- Myślisz, że zdążył to zrobić? – spytała Kasia nie do końca wierząc w taki przebieg wydarzeń.
- Myślę, że tak. List nie był długi. Kopertę i kartki papieru łatwo tutaj dostać, podobnie jak coś do pisania. To była kwestia minut. Zakładam, że człowiek ten po zabójstwie Elsy Berker potajemnie tutaj przybył i postanowił usunąć człowieka, który mógł coś o nim wiedzieć. Obserwował go i czekał na dogodny moment. Możliwe, że chciał go osobiście zabić, ale widząc go idącego do lekarza, a potem znajdując ten list, wybrał prostsze dla siebie rozwiązanie. Gdyby go zabił, ludzie by mogli wpaść na jego trop. A tak... nie ma mordercy, nie ma śledztwa. Grimer zabił się sam.
- A więc, co teraz robimy? – zapytał Janek kontynuując obiad.
- Musimy poznać tożsamość zabójcy, nim zlikwiduje kolejne osoby – mówił Henryk, pochłaniając ziemniaki z kotletem – Musimy się dowiedzieć, jakie jest powiązanie pana Grimera i jego motelu z panna Elsą Berker.
- No tak. Tylko kto nam te powiązania wskaże? – zapytał Janek.
- Może ja mogłabym pomóc? – odezwał się nagle zza kąta jakiś ochrypły głos.
Do stolika trójki detektywów podeszła pewna kobieta w średnim wieku. Była ona mała, skurczona, a na jej twarzy widniało już kilka wyraźnych zmarszczek.
- Mogę się do państwa dosiąść? – spytała.
- Ależ oczywiście – powiedział Henryk uprzejmym tonem i podsunął jej krzesło.
- Rozmawialiście państwo na temat motelu „Pod Gwiazdami” – powiedziała kobieta sadowiąc się na krześle – I narzekaliście, że macie mało powiązań z nim i panną Elsą Berker.
- To prawda – Henryk pokiwał głową – Lecz cóż z tego?
- To, że mogę wam podać kilka informacji, które niezwykle się wam przydarzą – rzekła kobieta uśmiechając się złośliwie.
- W takim razie słuchamy.
- Nazywam się Helga Muller. Pracowałam kiedyś w motelu „Pod Gwiazdami” – wyjaśniła kobieta.
- Pracowała pani? To znaczy, że teraz już tam pani nie pracuje? – zapytał Henryk.
- Nie, już tam nie pracuję – odpowiedziała Helga Muller – Zresztą jak mogłabym pracować w miejscu, gdzie zostałam tak podle potraktowana przez jednego z gości. Co tam podle potraktowana. Ja zostałam wręcz poniżona.
- Poniżona? – zdziwiła się Kasia.
- Oczywiście – wyjaśniła Helga – Zrobił to jeden z gości motelowych. Zamówił kolację do pokoju, a potem wykopał mnie za drzwi tylko dlatego, że pomyliłam się i przyniosłam mu herbatę posłodzoną dwiema łyżeczkami cukru, a nie trzema, jak sobie tego zażyczył. Hrabia jeden, panisko przeklęte. Wściekł się drań, rzucił we mnie tą herbatą i wyrzucił za drzwi częstując po drodze kopniakiem. Od tamtej pory już nie pracuję w tym motelu.
- Rozumiem. To musiało być dla pani wstrząsające – powiedziała Kasia, naprawdę współczując kobiecie.
- A teraz właśnie, niechcący usłyszałam…
- Założę się, że bardzo chcący – mruknął pod nosem Janek.
Helga Muller nie zwróciła na to uwagi.
- Usłyszałam, że tropicie człowieka, który doprowadził do samobójstwa mojego byłego pryncypała – dokończyła.
- Owszem, to prawda – rzekł Henryk – Nie wiem jednak, w jaki sposób mogłaby nam pani pomóc.
- To bardzo proste – odpowiedziała Helga Muller uśmiechając się do niego w sposób odpychający – Znam, a właściwie znałam pannę Elsę Berker i wiem, jak wygląda mężczyzna, z którym się spotykała. Nie znam jego nazwiska, ale z całą pewnością rozpoznam jego twarz. Jeśli więc będziecie mieli swojego podejrzanego, to pokażcie mi jego zdjęcie, a zapowiadam wam, że jeśli to będzie on, na pewno go rozpoznam.
- Jest pani tego pewna? – zapytała Kasia.
- Ależ oczywiście, słodka panienko. Zawsze zapamiętuję twarze ludzi, którzy w ten czy i inny sposób mnie poniżyli.
- Przepraszam, ale mam rozumieć, że kochanek panny Barkey też panią poniżył? – zadał jej pytanie Henryk.
Helga Muller popatrzył na niego z lekkim oburzeniem.
- Jak to „też”? Żadne „też”. To właśnie on był tym człowiekiem, który mnie wykopał za drzwi tylko dlatego, że jego herbata była osłodzona mniej niż on sobie tego życzył.
Detektywi przyjrzeli się jej uważnie.
- Więc widziała pani wyraźnie człowieka, z którym spotykała się Elsa Berker?
- No właśnie o tym przecież państwu. Widziałam drania i sobie go dobrze zapamiętałem.
- A jak ten kochanek wyglądał? Był młody czy stary? – dopytywał się Henryk.
- Ani tak, ani siak. Był po czterdziestce, może nawet po pięćdziesiątce, średniego wzrostu, trochę przy kości – opisywała go Helga – Trudno mi ocenić z całą pewnością, widziałam go dawno. Ale jednak twarz jego mam bardzo dobrze wyrytą w pamięci. Trudno ją opisać, ale na pewno go rozpoznam, możecie mi państwo wierzyć.
- Jeszcze jedno pytanie – Henryk wpatrywał się uważnie w panią Muller – Czy panna Elsa i jej kochanek często przebywali ze sobą w tym motelu?
- Owszem. Dość często – wyjaśniała pani Muller – Nie jestem do końca pewna jak często, ale że często to fakt.
- Cóż....Dziękujemy pani bardzo, droga pani… - zaczął Henryk i zatrzymał się, bo zapomniał, jak kobieta ma na imię.
- Helgo, proszę łaski pana. Helga Muller – wyjaśniła kobieta.
- Pani Muller – dokończył Henryk i uścisnął jej dłoń – Obiecuję, że jak tylko go znajdziemy, przedstawimy go pani do identyfikacji.
- Dziękuję bardzo, szanownemu państwu – powiedziała Helga, uśmiechając się mściwie, na myśl o tym, że może odpłacić człowiekowi, co ją poniżył – Jakby co, będę w swoim pokoju w tej oberży. Teraz pracuję tutaj i mam tu też darmowe mieszkanie. Wiecie więc państwo, gdzie mnie szukać jakby co.
- Na pewno panią znajdziemy, jeśli zajdzie taka konieczność – odpowiedział Henryk.
- Dziękuję państwu. Bardzo dziękuję – powiedziała Helga Muller, nadal uśmiechając się mściwie.
Następnie wyszła, cały czas się przy tym kłaniając.
- I co powiecie, przyjaciele, o tej „sympatycznej” pani? – zapytał Henryk, gdy już wychodzili z restauracji.
- Wariatka pierwsza klasa – mruknął Janek.
- Niewątpliwie jednak, to co mówiła brzmi bardzo prawdziwie – rzekła Kasia.
- Też tak sądzę – dodał Henryk – Jej mściwość, dobra pamięć do twarzy oraz chęć ukarania sprawcy mogą się nam okazać niezmiernie pomocne.
Cała trójka powoli skierowała swoje kroki w stronę auta i wsiadła do niego.
- Czeka nas zatem nie lada zadanie – powiedziała Kasia.
- A i owszem – rzekł Henryk sadowiąc się za kierownicą – Ale damy sobie rade. Nie takie trudne zadania rozwiązywaliśmy.
- No cóż, zawsze jednak były one łatwiejsze.
- Szerzysz defetyzm, kochaneczko. Żeby rozwiązać tę zagadkę musimy wierzyć we własne możliwości. Nieprawdaż, Janku?
Janek jednak nie odpowiedział.
Dopiero teraz detektywi zorientowali się, że nie ma z nimi Janka.
- Gdzie on jest? Gdzie jest ten powsinoga? – pytał Henryk.
- Może jeszcze w oberży – powiedziała z kpiną Kasia wskazując palcem na gospodę palcem – Jak go widziałam ostatnio, to zalecał się do tej ładnej kelnerki z blond warkoczem.
Przyjaciele pobiegli tam natychmiast i okazało się, że mieli rację. Przyjaciele dostrzegli, że bawił się on rozmową młodą kelnerkę, która chichotała wesoło, gdy prawił jej komplementy.
- Hej, Casanovo! Dosyć już tego! Wychodzimy! – zawołała na niego Kasia.
- Ale ja dopiero zacząłem się rozkręcać – odpowiedział Janek niechętny tak szybkiemu powrotowi do domu.
- Janek!
- Dobrze, już dobrze. Idę już, idę. Nawet poflirtować w spokoju człowiekowi nie dadzą – mruczał pod nosem Janek, kiedy już pożegnał się z kelnerką i szedł w stronę przyjaciół.
Nim jednak wyszedłem, to stojąc w drzwiach posłał kelnerce delikatnego całusa na dłoni, ale nie zdążył już zobaczyć, czy go otrzymała, czy też nie. Kasia bowiem pociągnęła go za rękę i popchnęła w kierunku samochodu.
- Nawet nie pozwoliła mi się z nią pożegnać – mruczał pod nosem, kiedy sadowił się na tylnym siedzeniu – Cholerna przyzwoitka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Czw 23:11, 11 Wrz 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 11:12, 24 Lip 2013    Temat postu:

Charakteru pisma lekarza, jak rozumiem, nikt nie sprawdził?

Mamy podejrzanego i jakby nie mamy... Ciekawe, ilu ludzi mieszka tam w okolicy? I ilu z nich mogłoby odpowiadać opisowi?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:17, 24 Lip 2013    Temat postu: Morderstwo w austriackim zaciszu

Biedny Janeczek ,nawet nie mógł sobie poflirtować.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:08, 25 Lip 2013    Temat postu:

Rozdział XIII

Janek zdobywa informacje

Henryk siedział pochylony nad biurkiem i skupiał się uważnie na swojej pracy, a było nią połączenie w jedną całość kilkunastu kawałków podartego papieru. Zadanie to było niezwykle trudne i żmudne, ponadto zajmowało mu bardzo dużo czasu. Najważniejsze jednak było dla niego to, żeby jego praca przynosiła efekty. Kawałków było dużo, ale jednak po jakieś godzinie pracy zdołał je ułożyć w całkiem logiczną całość.
Kasia podeszła do Henryka i lekko pochyliła się nad nim zaglądając mu przez ramię.
- I jak ci idzie? – zapytała.
Henryk uśmiechnął się do niej delikatnie, po czym pokazał jej dłonią swoje dzieło. Kasia lekko przygryzła ząbkami wargę.
- Interesujące. Już masz prawie całą wiadomość.
- Dobrze powiedziane. Prawie całą. Ale „prawie” to jeszcze nie „całość”. Muszę się nad tym jeszcze potrudzić.
To mówiąc Henryk powrócił do swojej pracy.
List, który próbował złożyć w całość był prawdziwym listem, który napisał doktor Trainer do właściciela motelu „Pod Gwiazdami”. Henryk, nim on i jego przyjaciele wrócili do domu von Trappów, najpierw postanowił sprawdzić, czy słowa doktora Trainera były prawdą. Podjechali więc pod motel, po czym Henryk przejrzał pobliski kosz na śmieci.
- Heniu, co ty robisz? – zapytał Janek widząc to, co robi przyjaciel.
- Muszę coś sprawdzić – odpowiedział Henryk przeszukując śmieci.
- Grzebiąc w śmieciach? – wykrzywił się nieco tym zdegustowany Janek.
Kasia zaś dodała:
- Wnoszę, że to coś naprawdę poważnego, skoro babrasz się w tych odpadkach.
Henryk po chwili znalazł to, czego poszukiwał, uśmiechnął się i wrócił do samochodu.
- To jest coś bardzo ważnego.
Następnie pokazał Kasi i Jankowi kawałki podartej kartki papieru wypełnionej drobnym pismem.
- Co to jest?
- List doktora Trainera. PRAWDZIWY list. Ten, o którym on nam opowiadał. Podarty na kawałki i wyrzucony do kosza na śmieci.
- Jesteś pewien, że to jest to? – Janek patrzył uważnie na podarty list – Możesz się mylić.
Henryk popatrzył na przyjaciela z wyrzutem.
- Zapamiętaj sobie, Janie Dobrowolski. Ja.... nigdy się nie mylę.
Chwilę później wsiadł do samochodu i cała trójka pojechała do willi von Trappów, gdzie przez całą godzinę Henryk z podartych kawałków próbował odtworzyć list doktora Trainera.
Kasia patrzyła uważnie na przyjaciela, który już powoli kończył swoją pracę.
- Kasieńko, próbuję się skoncentrować – mruknął nieco niezadowolony z jej obecności Henryk.
- Oj, wybacz.
Kasia usiadła na kanapie i dla zabicia czasu kładła nogę na nogę oraz rozmyślała o wszystkim i o niczym. Po kwadransie Henryk skończył swoją pracę i zawołał:
- Już skończyłem. Teraz możesz popatrzeć!
Panna Raptus radośnie wstała z miejsca i podeszła do biurka, przy którym siedział Spryciarski. Henryk pokazał jej swoje rękodzieło.
- Proszę. Tak oto wygląda list będąc już w całości.
Kobieta spojrzała uważnie na ułożone kawałki papieru i powiedziała:
- Cóż... teraz wszystko wydaje się jasne.
Treść listu doktora Trainera brzmiała następująco:

„Szanowny Panie.
Po dokonaniu wszystkich niezbędnych badań z radością mogę stwierdzić, że nie jest Pan chory na nic, co by mogło zaszkodzić Pana życiu lub zdrowiu. To, co ma Pan na ręce, to jedynie niegroźna dla życia wysypka. Szybko ona Panu przejdzie. Nie powinien się Pan więc niczym przejmować.
Pozdrawiam.
Doktor Trainer”.

Kasia popatrzyła uważnie na złożony w całości list lekarza z miasteczka, a po chwili zapytała:
- Co to oznacza?
- Że lekarza wykluczamy z listy podejrzanych – powiedział Henryk – Mówił prawdę. Zaś podarcie prawdziwego listu i podłożenie na miejsce fałszywego dowodzi, że sprawa jest naprawdę poważna. Co za tym idzie, musimy przyjrzeć się innej osobie zamieszanej w całą tę aferę.
- Komu?
- Sędziemu Schpeinowi.

***

Maria Franciszka von Trapp, nazywana przez rodzinę pieszczotliwie Marysią, zwykle była osobą skrytą i zamkniętą w sobie, jak również podatna na gniew bardziej niż ktokolwiek z całej rodziny barona Georga. Mocno przeżyła śmierć matki, z którą łączyła ją wielka więź emocjonalna, dlatego zwykle zachowywała się ponuro i milcząco. Umiała jednak okazywać pozytywne emocje, choć trzeba uczciwie przyznać, że robiła to niezmiernie rzadko.
Teraz dziewczyna siedziała z koszulą mocno podniesioną w górę, zaś Janek przykładał jej do pleców drewniany stetoskop za jego pomocą przysłuchując się jej oddechowi.
- Nie oddychaj.... oddychaj.... nie oddychaj.... oddychaj – mówił – Nie oddychaj... teraz możesz oddychać.
Odłożył stetoskop i ostukał lekko plecy dziewczyny. Przysłuchiwał się uważnie biciu jej serca.
- Dobrze. Opuść koszulę.
Marysia von Trapp wykonała polecenie, po czym spojrzała na wujka.
- I co odkryłeś, wujku?
- Nic specjalnego – Janek schował narzędzia do torby lekarskiej – To samo, co było ostatnio, kiedy cię badałem. Serce osłabione, ale w normie. Bierzesz leki?
- Cały czas – odpowiedziała Maria zakładając sukienkę i zapinając ją – Ale czy grozi mi zawał serca?
Janek uśmiechnął się do dziewczyny. Maria Franciszka zawsze chorowała na serce. Odkąd tylko pamiętał była chorowitym dzieckiem i przechodziła poważne problemy związane ze swoim sercem. Czasami tylko ją ono bolało, czasem wywoływało duszności, a niekiedy wręcz pozbawiało przytomności. Wada ta jednak, przynajmniej według Janka, nie była na tyle niebezpieczna, by miała pozbawić dziewczynę życia. Dla pewności jednak przypisał jej odpowiednie leki na wzmocnienie pracy serca. Był pewien, że one poskutkują.
- Nie sądzę – odpowiedział na pytanie dziewczyny – Zawał ci raczej nie grozi. Zwłaszcza, jeśli nie odłożysz leków. Ale jeśli chcesz, możesz skonsultować moją ocenę ze specjalistami w Wiedniu.
- Wolę zaufać twojej opinii, wujku – powiedziała z uśmiechem Marysia, po czym podeszła do niego i pocałowała jego policzek – Dziękuję ci.
- Nie ma za co. To moja praca i staram się wykonywać ją profesjonalnie.
Uśmiechnął się do niej i oboje wyszli z pokoju. Chwilkę później wpadły na nich Johanna i Martina. Dziewczynki zapiszczały radośnie na widok ulubionego wujaszka.
- Baw się z nami, wujku! – zawołał Martina – Pobaw się z nami.
- Proszę – dodała Johanna.
Janek nie miał serca im odmówić i radośnie rzucił się w wir zabaw z dziećmi swego kuzyna. Dwie najmłodsze latorośle barona von Trappa biegały z nim po całym salonie piszcząc i wesoło krzycząc.
- Janku, przyjacielu. Mogę cię prosić na słowo? – odezwał się nagle znajomy głos.
Janek był już nieco zmęczony pół godzinną zabawą z dziećmi, pokiwał więc głową na znak, że tak.
- Wybaczcie, moje małe. Ale dołączę do was za chwilkę.
Nieco zawiedzione dziewczynki puściły go do Henryka. Dwaj przyjaciele poszli do pokoju Janka i zamknęli za sobą drzwi.
- Słucham cię więc, przyjacielu – rzekł doktor Dobrowolski – Czemu mnie zawołałeś?
- Bo mam do ciebie osobistą sprawę.
- A jakaż to sprawa?
Henryk usiadł w fotelu i popatrzył na niego.
- Musimy jutro odwiedzić Salzburg. Chcę porozmawiać z młodym Zarenbaumem, a ty musisz pogadać ze swoim znajomym, sędzią Schpeinem.
- Sędzią? Schpeinem? – zdziwił się Janek – A czego ty od niego chcesz?
- Podejrzewam, że kiedy z nim rozmawiałem na temat panny Elsy Berker nie powiedział nam całej prawdy.
- Czemu tak sądzisz?
Henryk popatrzył na niego z lekką kpiną.
- Człowieku.... przecież mnie znasz. Nie pracuję w tym zawodzie od wczoraj i wiem doskonale, kiedy mnie ktoś okłamuje. A już na pewno wiem, kiedyś ktoś coś przede mną ukrywa. Zaś zachowania sędziego Schpein nie podobało mi się.
- A co ci się w nim nie podobało?
- To, że wyraźnie coś przede mną ukrywał. Strasznie się zmieszał, gdy go zapytałem o znajomość z Elsą.
- Co masz na myśli? Co on może przed nami ukrywać?
- Właśnie nie wiem – Henryk wstał i zaczął chodzić po pokoju – Ale że ukrywa, to pewne.
Janek zastanowił się przez chwilę. Nie mógł uwierzyć w to, żeby sędzia Schpein, jego brat z loży, miałby być człowiekiem podłym i występnym. Nie on. Na pewno nie on. Ale z drugiej strony niby dlaczego by to nie miał być on? W końcu był ważnym i wysoko postawionym człowiekiem, do tego w średnim wieku. Doskonale pasował on do rysopisu zabójcy. Jednak Jankowi trudno było w coś takiego uwierzyć.
- Henryku..... sędzia Schpein jest mi bratem w sprawie, do której należę..... Wiesz, o czym mówię, prawda? Widziałeś mój tatuaż na ramieniu.
Henryk pokiwał głową na znak zrozumienia. Wiedział oczywiście doskonale, o czym mówi Janek. Poza tym słyszał dużo o masonach i miał pojęcie, że solidarność pomiędzy nimi jest naprawdę ogromna. Stąd również zachowanie Janka, które innemu człowiekowi mogłoby się wydawać podejrzane lub co najmniej nienormalne, dla Henryka było zupełnie w takiej sytuacji oczywiste.
- Rozumiem cię doskonale, Janku. Jesteś wolnomularzem, on również. Jesteście więc braćmi w pewnym sensie – mówił Henryk – Ale mimo wszystko nie możesz go bronić. Jeśli on naprawdę jest zabójcą, to....
Janek nie dał mu dokończyć dając znak ręką, by nie mówił już nic więcej. Kiedy przyjaciel zamilkł, doktor Dobrowolski powiedział:
- Henryku... wiem, co o mnie myślisz.....
- Śmiem wątpić – zaśmiał się delikatnie Henryk, choć sytuacja bynajmniej nie była zabawna.
- Wiem, co sobie możesz o mnie pomyśleć – poprawił się Janek – Ale jednak nie jest człowiekiem głupim ani nieodpowiedzialnym. Sędzia Schpein mi ani brat, ani swat. Jest masonem jak ja, więc jest mi na swój sposób bliski, lecz jeśli to on zamordował Elsę Berker, osobiście poprowadzę go na szubienicę. Jednakże nawet jeśli on ją zabił, to na pewno się do tego nie przyzna.
Henryk pokiwał głową ze zrozumieniem. O tym nie pomyślał. Sędzia Schpein nie przyzna się do tego, co ukrywa przed nimi. Chyba, żeby odpowiednio go przycisnąć. Ale aby to zrobić, należy użyć pewnych sposobów. Popatrzył na Janka, po czym uśmiechnął się tajemniczo.
- A co sądzisz o sekretarce pana sędziego?

***

Następnego dnia Henryk udał się z Jankiem i Kasią do Salzburga. Każdy z nich miał tam jakąś sprawę do załatwienia. Pan Spryciarski i panna Raptus udali się na posterunek policji. Chcieli bowiem pomówić z komisarzem Zellerem, by ten zezwolił im na przesłuchanie Wilhelma Zarenbauma. Zaś Janek udał się do siedziby sądu, by porozmawiać w odpowiedni sposób z sekretarką sędziego Schpeina.
Jankowi poszło najłatwiej. Sekretarka była dziewczyną nowoczesną jak na swoje czasy i kiedy doktor Dobrowolski rozpoczął wobec niej zaloty powiedziała, że jego propozycje są jej niezwykle miła.
- Pan jest bardzo przystojny – powiedziała wstając od swojego biurka i bawiąc się lekko jego krawatem – Bardzo przystojny i niezwykle elegancki. Pański krawat.... podoba mi się on. Jest taki... męski.
Janek zamruczał niczym kot zadowolony ze swej przekąski. Pogłaskał powoli jej policzek i powiedział:
- A czy chcesz może poznać mnie lepiej?
- A w jaki sposób? – zachichotała wesoło sekretarka.
Nawet niebrzydka ta sekretarka. Ile ona może mieć lat, pomyślał sobie Janek. Na pewno nie mniej niż dwadzieścia pięć. Zdecydowanie tak. Plus minus dwa lata. Bardzo mu się ona podobała. Była niesamowicie podniecająca i można powiedzieć, że chyba w tych sprawach bardzo wygłodniała. Oblizał więc wargi powoli i namiętnie.
- No w jaki sposób.... – zaśmiał się Janek – Taki, w jaki pannie będzie odpowiadać.
- A jeśli mi będzie odpowiadać... – pochyliła się i szepnęła cicho na uszko swoją sugestię.
- No co? – zapytała wesoło, kiedy Janek udawał mocno zdumionego jej słowami – Chyba przed panem nie muszę udawać świętej, prawda? W końcu wygląda mi pan na kogoś, kto umie odpowiednio podchodzić do kobiet i przekonywać je, by robiły to, o czym pan marzy.
- A o czym ja według panienki marzę?
- O tym, by robić ze mną to, co ja chcę robić z panem.
Janek uśmiechnął się do niej wesoło.
- A zatem.... co robimy?
Sekretarka zastanowiła się chwilę.
- Ja kończę pracę o czwartej. Więc.... gdyby pan doktor chciał.... mnie zbadać... w moim mieszkaniu.... to zapraszam serdecznie.
Doktor Dobrowolski oblizał wargi i obiecał czekać na nią o godzinie czwartej przed budynkiem sądu. Byli umówieni. A Janek był na dobrej drodze do zdobycia informacji.
Henrykowi i Kasi poszło już nieco trudniej, gdyż komisarz Zeller nie był im przychylny.
Mówiłem wam wyraźnie, że nie życzę sobie, byście zajmowali się dłużej tą sprawą! – zawołał wściekły uderzając pięścią w biurko – Ale wy chyba nie rozumiecie, co się do was mówi. Może jakbym mówił do was w innym języku, pojęlibyście państwo? Jaka szkoda, że nie znam polskiego. Może wtedy by do waszych tępych głów dotarło, co się do was mówi.
Henryk z trudem się powstrzymać przed uderzeniem Zellera. Zaś Kasia ledwo wytrzymała, by nie skoczyć na niego z pazurami i nie podrapać mu twarzy za te obraźliwe słowa.
- Nie chodzi nam wcale o sprawę Elsy Berker – powiedział Henryk.
Zellera zamurowało.
- Nie? A w takim razie jaką sprawę prowadzą państwo?
- Taka drobnostka dla pani baronowej von Trapp – wyjaśniła Kasia – A wieści na temat tej sprawy posiada tylko i wyłącznie młody Zarenbaum.
- A cóż to za sprawa, moi państwo? – zapytał komisarz nie do końca dowierzając jej słowom.
- Przykro mi, ale obowiązuje nas tajemnica zawodowa – odpowiedział Henryk – Ale możemy pana zapewnić, że jeśli już przesłuchamy Zarenbauma i dowiemy się, czego chcemy, więcej nas pan nie zobaczy na oczy.
- A jeśli już, to chyba tylko spacerujących sobie spokojnie drogą – dodała Kasia – Taki sobie mały spacerek.
Zrobiła przy tym uśmiechniętą minę, choć w rzeczywistości miała wielką ochotę wydrapać swemu rozmówcy oczy.
Zeller nie wyglądał na zbyt przekonanego jej wyjaśnieniami, ale doszedł do wniosku, że jeśli zgodzi się na prośbę detektywów, to może w końcu posłuchają go i dadzą całej sprawie spokój. Powiedział więc, że nie będzie robił trudności w sprawie przesłuchania chłopaka.
- Poza tym pan sędzia Schpein rozmawiał już ze mną na państwa temat. Wypowiadał się o was bardzo pozytywnie. Nalegał, żebym nie robił problemów. Nie jest mi to specjalnie na rękę, bo nienawidzę amatorów. Ale jednak... niech już wam będzie. Pogadam z kim trzeba i jeszcze dzisiaj będziecie mieli widzenie z tym młodym zabójcą.
- Przypominam, komisarzu, że jeszcze nie udowodniono winy pana Wilhelma Zarenbauma – zaznaczył Henryk.
Zeller zamruczał pod nosem coś, czego Henryk na szczęście nie zrozumiał, po czym podszedł do drzwi i powiedział:
- Państwo pozwolą ze mną. Zabiorę was do mojego przełożonego.
Wyszedł ze swojego gabinetu. Kasia ruszyła za nim, a ostatni opuścił pomieszczenie Henryk, który jednak wcześniej podszedł do biurka Zellera, złożył na czworo leżącą na nim karteczkę, schował ją do kieszeni i wyszedł jak gdyby nigdy nic.

***

Janek siedział na łóżku w mieszkaniu sekretarki sędziego Schpeina. Młoda kobieta właśnie rozbierała się przed nim i opowiadała o tym, jak sędzia, niegdyś namiętny kochanek, teraz nagle, odkąd zabito młodą Elsę, zaczął zachowywać się dziwnie. Nie jest już taki podniecony jak kiedyś, nie chce z nią sypiać. Do tego często płacze, czego ona nigdy wcześniej nie była świadkiem, a pracuje już u niego od około roku.
- Poważnie? – Janek udawał obojętność na to, co ona mówi.
Doskonale bowiem wiedział, że ujawnienie tego, iż bardzo go ciekawi to, co ona mówi, zamknęłaby się przed nim jak ostryga i musiałby używać nie wiadomo jakich argumentów, żeby ją przekonać do zwierzeń. Jedynie poprzez pozorną obojętność można się było dowiedzieć tego, czego nie dało się wydobyć za pomocą perswazji. Janek bowiem doskonale znał płeć piękną i wiedział, że kobiety częściej się zwierzają mężczyznom, którzy są wobec nich obojętni niż tym, co okazują im życzliwość.
- No tak – rzekła sekretarka zdejmując z siebie halkę i powoli rozpinając stanik – A jakiś czas temu, nim jeszcze zabito tę całą Elsę czy jak jej tam, ta mała lafirynda była u niego.
Janek patrzył na nią zauroczony jej wdziękami, ale jednocześnie nie tracił ani jednego słowa z tego, co ona mu mówiła.
- Była u niego? I co o czym ze sobą rozmawiali?
- Rozmawiali? – prychnęła z kpiną sekretarka – Chyba raczej wrzeszczeli na siebie. Bo kłócili się tak, że było ich słychać za zamkniętymi drzwiami.
Zdjęła z siebie bieliznę i naga położyła się na łóżku. Janek powoli dotknął jej ciała.
- A o co się tak kłócili?
- Powiem ci później. Najpierw się rozbierz i zabierz mnie do raju.
Janek więc uśmiechnął się i spełnił jej prośbę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Czw 23:14, 11 Wrz 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 21:24, 25 Lip 2013    Temat postu:

Techniki ciekawe, ale skuteczne Smile A Zeller chyba znielubi Polaków jeszcze bardziej do końca opowiadania...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 7:00, 26 Lip 2013    Temat postu: Morderstwo w austriackim zaciszu

Najwięcej jak widać ,można się dowiedzieć ,romansując z sekretarką.
A ta dziewczyna z chorobą serca chyba nie pojawiła się przez przypadek.
Może jej serce się wzmocni ,gdy się zakocha ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:49, 26 Lip 2013    Temat postu:

Rozdział XIV

Henryk przesłuchuje Wilhelma Zarenbauma

Wilhelm Zarenbaum był człowiekiem młodym o typowej nordyckiej urodzie. Wysoki blondyn o niebieskich oczach. Niesłychanie przystojny, podobał się kobietom. Miał dość duże powodzenie, ale odkąd na swoje nieszczęście pokochał Elsę Berker, przestał zwracać uwagi na inne. Obchodziła go już tylko jego wybranka, czym złamał serca wielu dziewczętom. Teraz to bożyszcze młodych kobiet siedziało w celi w więziennym pasiaku i oczekiwało na wyrok śmierci, który miał go spotkać za zabójstwo dziewczyny, którą kochał. Zabójstwo, które popełnił albo i nie. Zdania na ten temat były bowiem podzielone. Komisarz Zeller nie miał wątpliwości co do jego winy. Jego przełożeni mieli mieszane uczucia w tej sprawie, zaś Henryk Spryciarski wolał go najpierw przesłuchać, nim ostatecznie wyrobi sobie o nim zdanie.
W chwili, gdy Wilhelm siedział w celi patrząc tępo w podłogę i będąc pogrążonym we własnych myślach cela się otworzyła i wszedł do niej człowiek, którego on nie znał. Był to trzydziestodwuletni mężczyzna o kruczoczarnych włosach oraz zielonych oczach. Wilhelm zdziwił się mocno na jego widok. Nie znał go. Czemu więc ten człowiek go odwiedza? Może to adwokat? Chyba jednak nie. Adwokat przyznany mu z urzędu wyglądał zupełnie inaczej. A może prokurator? Chce go przycisnąć, żeby się przyznał do winy. To już bardziej prawdopodobnie, chociaż nie wyglądał on na urzędnika. Może tajniak? Albo prowokator, który ma za zadanie w bezbolesny i przebiegły sposób wyciągnąć od niego przyznanie się do winy. Cóż… czas pokaże, kim on jest. Na wszelki wypadek lepiej zachować ostrożność. Nigdy bowiem nic nie wiadomo.
- Kim pan jest? – zapytał Wilhelm Zarenbaum swojego gościa.
- Nie zna mnie pan, ale ja pana i owszem – odpowiedział nieznajomy – Dużo o panu słyszałem, choć przyznaję, wyobrażałem sobie pana nieco inaczej.
- A jak pan sobie mnie wyobrażał?
- Sam nie wiem. Ale na pewno nie w taki sposób.
Po czym podał mu dłoń.
- Nazywam się Henryk Spryciarski. Jestem prywatnym detektywem. Badam sprawę zabójstwa Elsy Berker.
Wilhelm Zarenbaum uścisnął mu dłoń i pokazał mu miejsce na sąsiedniej pryczy. Henryk usiadł na niej i popatrzył uważnie na młodego więźnia.
- A więc.... w jakim celu pan do mnie przyszedł?
- Jak już panu powiedziałem, badam sprawę śmierci panny Elsy Berker.
Zarenbaum lekko tylko westchnął i powiedział:
- Już mnie policja przesłuchiwała w tej sprawie. Nic więcej nie mam do dodania poza tym, co wiedzą już oni.
- Więc niech mi pan powie to, co powiedział pan policji. I jeśli pan może, nieco więcej.
Wilhelm uśmiechnął się z lekką kpiną i powiedział:
- A co mam panu powiedzieć? Że kobieta, którą pokochałem, puściła mnie w saksofon? Że zostawiła mnie dla jakiegoś Don Juana od siedmiu boleści, który takie jak ona ma na pęczki? Mam się przed panem również tym pochwalić? Tak pana ciekawi moje życie?
Mówiąc to zaczął płakać. Henryka bynajmniej to jednak nie wzruszyło. Lekko zniecierpliwiony tym wyznaniem popatrzył na chłopaka nieco wściekłym spojrzeniem.
- Nie, proszę pana. Ma pan mi opowiedzieć wszystko co wie pan o tej sprawie oraz o pannie Elsie Berker. I nie dlatego, że mam zamiar wywlekać pana brudy na światło dzienne, ale dlatego, że jest pan oskarżony o morderstwo. Więc jeśli nie zamierza pan zadyndać na szubienicy za niewinność, niech pan przestanie się mazać jak baba, weźmie w garść i powie mi wszystko, co wie. A jak nie, to pozwolę katu pana powiesić i dam sobie spokój z całą sprawą. Odpowiada panu taka propozycja?
Wilhelm Zarenbaum natychmiast się uspokoił i powiedział:
- Proszę mi wybaczyć, panie.... panie....
- Spryciarski.
- Panie Spryciarski. Ale jestem już strasznie wykończony. Najpierw ta dziwka mnie porzuca jak psa na ciemnej ulicy, a teraz chcą mnie skazać za zamordowanie tej ścierki, która nie była warta tego noża, którym ją zadźgano.
- No właśnie.... zabito ją nożem sprężynowym – powiedział Henryk poprawiając się lekko na swoim siedzisku – Czy to był twój nóż?
Wilhelm zastanowił się przez chwilę nad pytaniem Henryka.
- Prawdę mówiąc…
- Jest to twój nóż czy nie, człowieku?!
- Tak. To mój nóż.
Henryk westchnął. A więc jednak.
- Po co ci był ten nóż?
- Sam nie wiem.
- Sam nie wiesz? Sam nie wiesz?! Człowieku, masz w swoim domu nóż sprężynowy i sam nie wiesz, po co go trzymasz? Czy ty jesteś normalny?!
Zarenbaum miał ochotę się rozpłakać, ale jednak widząc groźną minę Henryka przeszło mu i powiedział:
- Panie miłościwy, ja przysięgam, naprawdę nie wiem, po co ja go trzymałem. Odkąd Elsa mnie porzuciła, zacząłem się upijać. I po pijanemu musiałem pójść na targ i kupić taki nóż....
- Od kogo?
- Nie wiem! Pijany byłem! Nawet nie pamiętam, czy w ogóle kupowałem ten nóż! Pamiętam tylko, że w dzień, kiedy przyszła do mnie policja i powiedziała o śmierci Elsy, to znaleziono w mojej szafie nóż sprężony. Stwierdzono, że takim właśnie nożem zabito moją ex. A ja byłem w kompletnym szoku, gdyż dzień wcześniej przysiągłbym, że nie posiadam żadnej broni, nawet brzytwy, a co dopiero taki nóż do bandyckich napaści. Policja jednak twierdzi, że to mój nóż, bo są na nim moje odciski palców.
Henryk zastanowił się przez chwilę. Jeśli Zarenbaum twierdzi, że nigdy wcześniej nie widział tego noża, to może mówi prawdę? Przecież równie dobrze morderca mógł zaczepić pijanego Wilhelma, dać mu do ręki nóż, aby zostawił on na nim swoje odciski palców, a potem po dokonaniu zbrodni podrzucić mu broń do jego szafy. To ma sens i to bardzo duży.
- Aha! Czyli przypominasz sobie, że widziałeś ten nóż dopiero w chwili rewizji swego domu? – zapytał Henryk Wilhelma.
- Tak.
- I wcześniej go sobie nie przypominasz?
- Nie.
Spryciarski wstał, podszedł do okna i patrząc w nie zastanowił się.
- Aha..... czyli możesz mi przysiąc, że przed dniem aresztowania nie widziałaś w ogóle tego noża?
- Nie, nie widziałem.
- Więc on nie musi być wcale twój?
- Niby nie. Ale czyj ma być, skoro nie mój? Był w mojej szafie, były na nim moje odciski palców, więc chyba jednak jest mój. Tak przynajmniej twierdzi policja, bo ja nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek kupował na targu noże.
- Policja twierdzi, że sam kupiłeś ten nóż. A ty co o tym sądzisz? Jeśli go nie kupiłeś, to jak mógł on trafić do twojej szafy?
- Nie mam zielonego pojęcia. Ale wiem, że jak sobie dużo wypiję, to mi się pamięć zamyka i jak wytrzeźwieję, nie pamiętam niczego, co po pijanemu robiłem. Więc mogłem, będąc na gazie, kupić ten nóż na targu. Ostatnie dni przed aresztowaniem często byłem w takim stanie, więc....
Henryk westchnął nieco zawiedziony. Ten chłopak na pewno mu wiele nie pomoże. Żeby ciągle chodzić pijanym po miasteczku i jego okolicach? Cóż to za brak odpowiedzialności.
Odwrócił się przodem do swego rozmówcy, oparł się o ścianę i powiedział:
- Dlaczego Elsa cię zostawiła?
Wilhelm westchnął bardzo mocno i ze smutkiem, po czym udzielił odpowiedzi.
- Znalazła sobie innego gacha, to jasne.
- No tak, ale czy wcześniej byliście parą?
- Oficjalnie nie, ale....
- Ale?
- Ale jednak.... dawała mi ku temu nadzieje.
- Co masz na myśli?
- Prosiła, bym kupował jej prezenty..... Chodziła wszędzie ze mną.... spotykaliśmy się.... całowaliśmy się... no i...... no i dała mi.... tego no…. dowód miłości, że tak powiem.
- Jaki dowód?
Zarenbaum uśmiechnął się delikatnie.
- No, wie pan.
Henryk uśmiechnął się porozumiewawczo.
- Rozumiem. A potem?
- A po tym wszystkim, jakby nigdy nic, kazała mi spadać i wynosić się z jej życia, bo znalazła sobie innego gacha. Ponoć starszego ode mnie, bogatszego i w ogóle. Elsa zawsze była zachłanna. Chciała mieć więcej niż wszyscy. Myślę, że to ją właśnie zgubiło.
- Uważasz, że zabił ją ten kochanek?
- Chyba tak. A niby kto inny mógł to zrobić? Ponoć Elsa była w ciąży.
- A ty skąd o tym wiesz? – Henryk spojrzał na chłopaka z zainteresowaniem.
- Zeller mi powiedział. Ten komisarz, co mnie zamknął.
- Kiedy ci to powiedział?
- Wczoraj. Przesłuchiwał mnie ponownie. Chciał, bym się przyznał do winy. Zrobił ze mnie potwora. Powiedział, że zabiłem kobietę w ciąży. Że zrobili Elsie jakąś sekcję zwłok czy jak to się tam nazywa i odkryli dzięki temu, iż była ona w ciąży. Ale to chyba nie było moje dziecko, prawda?
- Gdyby to było twoje dziecko, to Elsa by nie zginęła, zapewniam cię – powiedział Henryk.
- To nawet lepiej. Nie chciałbym, by taka dziwka jak ona rodziła moje dzieci.
- Nazywasz ją dziwką, a jednak wciąż ją kochasz. Nawet po jej śmierci darzysz tę dziewczynę uczuciem.
Wilhelm opuścił głowę i na znak potwierdzający pokiwał nią.
- Cóż... nie będę udawał, że to rozumiem. Elsa nie kontaktowała się z tobą w sprawie swojej ciąży?
- Nie. A po cholerę miała to robić?
- Sam nie wiem. Ale nie kontaktowała się?
- Nie.
- Rozumiem – Henryk zastanowił się nad kolejnym pytaniem – Więc nie wiesz nic o jej związku z tym.... gachem?
- Nic nie wiem.
- Nie śledziłeś ich?
- Chciałem. Ale jednak nie mogłem jej znaleźć. Spotykała się z nim potajemnie w różnych miejscach.
- A ty nie chciałeś ich przyłapać na gorącym uczynku? Nie chciałeś spuścić manto swemu rywalowi?
- Chciałem. Raz upiłem się i chodziłem za nią. Ale nie udało mi się jej przyłapać na schadzce z nim. Pamiętam, że mnie zauważyła i zapytała bezczelnie, co ja tutaj robię. Wtedy się wściekłem i powiedziałem jej kilka niemiłych słów. Chyba nawet, że ją zabiję.
Wilhelm miał łzy w oczach, które z trudem powstrzymywał.
- Ale niech mnie pan zrozumie! Ja byłem wtedy pijany! Ja nie panowałem nad sobą! Nie kontrolowałem tego, co robię ani co mówię!
Henryk poklepał go po ramieniu i ponownie usiadł na sąsiedniej pryczy.
- Ja ci wierzę. Ale z komisarzem Zellerem może być trudniej. On tak łatwo nie uwierzy. Jeśli w ogóle uwierzy.
Popatrzył na Wilhelma i zapytał:
- Ostatnie pytanie. Czy w dniu morderstwa przypominasz sobie coś, co mogłoby nas naprowadzić na ślad prawdziwego zabójcy?
Zarenbaum pokręcił przecząco głową.
- Nic?
Zarenbaum ponownie pokręcił głową na znak zaprzeczenia.
- Nic nie przypominasz sobie z tego dnia, a raczej wieczora?
Ponownie odmowna odpowiedź.
Henryk zawiedziony wstał i ruszył w kierunku drzwi.
- Chociaż....
Henryk zatrzymał się i odwrócił się w jego stronę.
- Tak?
- Chociaż.... coś sobie przypominam. Coś... ale to pewnie nic nie znaczy.
Spryciarski usiadł na sąsiedniej pryczy i zapytał:
- Co sobie przypominasz?
- Przypominam sobie, że wieczorem tego samego dnia, kiedy zabito Elsę, poszedłem do karczmy „Pod Wesołym Diabłem”. Wypiłem sobie co nieco. Spotkałem tam jakiegoś faceta, który zaprosił mnie na piwo. A potem postawił mi coś mocniejszego. Nawet nie wiem co. Pamiętam tylko, że ciągle mi stawiał. Nie wiem, czy sam pił. Wiem jednak, że uważnie słuchał tego, co mu mówiłem.
Henryk zastanowił się przez chwilę nad tym, co mu powiedział Wilhelm Zarenbaum. To, co mówił, by się nawet zgadzało z jego podejrzeniami. Pomyślał przez chwilę w ciszy, po czym zapytał:
- Jak wyglądał ten facet?
- Nie mam pojęcia. Miał płaszcz z kapturem. Poza tym ciemno było.
- Więc nie widziałeś jego twarzy?
- Nie.
Henryk lekko zaklął pod nosem.
- No dobrze.... i coś poza tym sobie przypominasz?
- Przypominam sobie jeszcze, że..... że coś mi on podał do ręki.
- Jak to.... podał ci coś do ręki? Niby w jaki sposób?
- Normalny. Wstaliśmy oboje, ja chciałem zapłacić rachunek, ale on powiedział, że to on stawia i zaczął szukać portfela. Następnie wyjął jakiś przedmiot i poprosił, bym go przez chwilę potrzymał, bo on nie może znaleźć portfela. No to potrzymałem przez minutę to coś, on znalazł portfel, zapłacił, wziął to... COŚ.... i wyszedł. I tyle go widziałem.
- Czy to naprawdę wszystko, co możesz sobie przypomnieć?
- Tak. To wszystko.
- I nic więcej sobie nie przypominasz? Naprawdę nic?
- Przykro mi, ale nie.
- No, a ten przedmiot, który kazał ci trzymać w ręku. Co to było?
- Nie mam pojęcia. Mówiłem, było ciemno.
- I nic więcej prócz tego, co mi powiedziałeś, nie rzuciło ci się w oczy?
- Nic a nic. No może coś jeszcze. Ten facet był w rękawiczkach.
Henryka zamurowało.
- W rękawiczkach?
- Tak. W rękawiczkach.
- Mam rozumieć, że ten człowiek cały czas siedział z tobą, pił i szukał pieniędzy w portfelu mając na dłoniach rękawiczki?
- Tak. A przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Ale nie wiem, drogi panie, czy tak było naprawdę. Mogę się mylić. Ostatecznie byłem wtedy pijany.
Henryk wstał i poklepał go po ramieniu.
- Rozumiem, przyjacielu. Nic się nie bój. Sprawiedliwość musi zwyciężyć.
- Ale panie Spryciarski! – zawołał smutnym głosem Wilhelm – Przecież oni mnie powieszą.
- Nie dopuszczę do tego. To, co mi powiedziałeś, dowodzi twojej niewinności. Przysięgam, że znajdę prawdziwego mordercę. Masz na to moje słowo.
Henryk podszedł do drzwi celi i zastukał w nie. Chwilę później strażnik mu je otworzył, a detektyw wyszedł zostawiając swego rozmówcę jego własnym myślom.

***

Henryk wychodzą z komisariatu policji zastał oczekującą już na niego Kasię. Oboje wsiedli do samochodu i ruszyli w drogę.
- Dokąd jedziemy? – zapytała Kasia.
- Do miasteczka Spilgman – odpowiedział Henryk – Chciałbym zrobić coś, co powinienem zrobić na początku naszego śledztwa.
- To znaczy?
- Porozmawiać z matkami.
Kasię zamurowało.
- Matkami? Jakimi matkami?
- Matką ofiary i matką oskarżonego. Powinienem zrobić to wcześniej, ale tak się skupiłem na szukaniu prawdziwego mordercy, że zupełnie o tym zapomniałem. Jestem kompletnym osłem! Że też o takiej podstawowej rzeczy zapomniałem!
- Nie oceniaj się tak surowo, Henryku – powiedziała dobrodusznie Kasia kładąc mu dłoń na ramieniu – Każdy ma prawo popełniać błędy. Ale co z Jankiem? Nie zaczekamy na niego?
- Janek ma ważne sprawy do załatwienia. Może mu zająć to dużo czasu. Poza tym prosił, by na niego nie czekać. Ma misję do wykonania.
- Jaką misję?
Henryk uśmiechnął się tajemniczo.
Kasia lekko się nadąsała.
- Właśnie tego w was, mężczyznach, nie lubię. Te wasze męskie tajemnice z gatunku „między nami mężczyznami”. Czy chociaż twój przyjaciel babiarz robi coś pożytecznego dla naszej sprawy?
Henryk zaśmiał się wesoło.
- Uwierz mi, moja droga, że Janek robi coś bardzo pożytecznego dla naszej sprawy. My także zrobimy coś pożytecznego przesłuchując matkę Elsy Berker i matkę Wilhelma Zarenbauma.
- I co? Myślisz, że powiedzą nam coś konkretnego? Coś, co ruszy śledztwo z miejsca?
- Owszem. Myślę, że tak. A co do śledztwa myślę, że ono już ruszyło z miejsca.
- Nie rozumiem. Czy Zarenbaum powiedział ci coś mądrego?
- Niewiele. Ale wystarczy, bym miał pewność, że jest niewinny.
Kasia milczała.
Henryk zaś skierował samochód w stronę miasteczka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Czw 23:15, 11 Wrz 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:55, 26 Lip 2013    Temat postu:

Niecierpliwie czekam na to, czego się dowiemy od matek. Gdzieś daleko na horyzoncie zaczyna błyskać jakieś światełko, ale...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:58, 26 Lip 2013    Temat postu: Morderstwo w austriackim zaciszu

Wiemy ,że ten chłopak jej nie zabił.
Co dalej ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:23, 31 Lip 2013    Temat postu:

Rozdział XV

Dużo słów, mało wiadomości

Pani Zarenbaum była kobietą w wieku pięćdziesięciu pięciu lat, ale nie wyglądała na tyle. Dość dobrze się trzymała mimo śmierci męża oraz aresztowania syna. Była bowiem kobietą niezwykle silną psychicznie i odważną. Jak sama mówiła o sobie, to życie ją zahartowało do walki z wszelkimi przeciwnościami losu. Dlatego też robiła wszystko, aby móc sobie poradzić z każdym problem, z jaki ją spotka. I choć złośliwi mówili, że postawienie jej syna w stan oskarżenia nic ją nie obeszło, to było to wierutne kłamstwo. Panią Zarenbaum bardzo obchodziło, co się dzieje z jej jedynym dzieckiem. Kobieta ta jednak uważała, że należy cierpieć w milczeniu i wszelki smutek okazywać w swoich czterech ścianach, a nie popisywać się nim przed innymi.
Adres kobiety otrzymał Henryk od jej syna tuż przed zakończenie z nim rozmowy. Słynny polski detektyw miał wielką nadzieję, że uda mu się dowiedzieć czegoś od matki oskarżonego. Wraz z Kasią poszedł zatem do jej domu. Pani Zarenbaum, kiedy wyjaśnili jej, w jakim celu przybyli, z chęcią wpuściła ich do środka i poczęstowała herbatą domowej roboty.
- Obawiam się, moi państwo, że niewiele zdołam wam powiedzieć w tej sprawie – rzekła pani Zarenbaum siadając naprzeciwko detektywów z filiżanką herbaty w dłoni.
- Nie musi nam pani powiedzieć dużo – powiedziała Kasia – Wystarczy, jeśli powie nam pani wszystko, co wie o sprawie, w którą zamieszany jest pani syn.
- Dokładnie tak, pani Zarenbaum – dodał Henryk powoli sącząc herbatę – W końcu nam wszystkim zależy na tym, żeby pani syna wyciągnąć z więzienia i oczyścić ze wszystkich stawianych mu zarzutów.
Pani Zarenbaum zachowywała kamienny spokój, kiedy Spryciarski wspomniał o jej synu. Pomimo tego Kasia łatwo dostrzegła w jej oczach smutek pomieszany z rozpaczą, który był jednak starannie ukrywany przed wszystkimi. Widocznie ta kobieta woli cierpieć w milczeniu, pomyślała sobie panna Raptus. Szlachetna i mądra kobieta.
- A więc proszę opowiedzieć, co pani wie o tej sprawie – rzekł Henryk.
Pani Zarenbaum napiła się herbaty, po czym odkładając powoli filiżankę i zaczęła mówić:
- No cóż, moi państwo. Niewiele wiem. Od śmierci męża sama wychowuję Wilhelma. Pomogłam mu dorosnąć, skończyć szkołę, znaleźć pracę za niekiepski zarobek. I po co to wszystko? Po co? Żeby go powiesili przez tę dziwkę?
Henryk powoli sączył herbatę wpatrując się w nią uważnie.
- Rozumiem, że nie darzyła pani sympatią zamordowanej? – zapytał.
- A niech pani mi pan pokaże tutaj w miasteczku takiego, który by ją darzył sympatią – powiedziała z gniewem pani Zarenbaum – Chyba nikt jej nie lubił. Zwłaszcza jak się okazało, że to latawica i puszczalska.
- Ponoć miała kochanka – wtrąciła Kasia.
Pani Zarenbaum pokiwała głową.
- A pewnie, że miała. Ale ponoć nie tylko jednego.
- Nie tylko jednego? – zdziwiła się Kasia – Czy sugeruje pani, że panna Berker miała więcej niż jednego kochanka?
- A kto ją tam wie, tę cholerną latawicę! – mruknęła z gniewem starsza pani – Ja tam nikomu pod pierzynę nie zaglądam i to kto z kim śpi, to już nie mój interes. Ale jak dla mnie młoda kobita, co zamiast młodego chłopaka wybiera starego dziada na gacha, to już dziwka jest i nic więcej.
Henryk postanowił zachować swój osobisty komentarz w tej sprawie dla siebie. Pił powoli herbatę i pytał dalej:
- Widziała pani kiedykolwiek kochanka panny Berker?
- Nie. Oni nie byli z tych, co się prowadzają za rączkę przy wszystkich, żeby każdy mógł sobie na nich popatrzeć. Oni się z tym kryli. I słusznie, bo w końcu kto to widział, żeby stary dziad i młoda dziewczyna, która by mogła być jego córką robili takie rzeczy. PFU! Obraza boska.
To mówiąc kobieta splunęła pod nogi i dla pewności przeżegnała się.
Henryk uśmiechnął się delikatnie do pani Zarenbaum.
- Skoro więc nie widziała pani kochanka panny Elsy, to niby skąd pani wie, że to był stary dziad?
Kobieta zaśmiała się z kpiną.
- Syn mi powiedział. On się niestety kochał w tej lafiryndzie. Najpierw ona śmichy chichy sobie z nim urządza, pozwala sobie kwiatki zrywać, czekoladki kupować, a potem jak co do czego przyszło, to go tyłek kopnęła i odeszła z innym. A jak go zostawiła, to on zaczął za nią łazić. Nie chciał zrozumieć, że ta szmata nie jest warta mego syna. Nachodził ją, nie dawał jej spokoju, raz czy dwa ją śledził i cóż.... potem mi opowiadał, z kim ją tam przyłapał na buzi-buzi w kątach jakiś.
- Czy pani syn odgrażał się pannie Elsie? – zapytała Kasia.
Pani Zarenbaum pokiwała smutno głową.
- Owszem, moja pani. Niestety się jej odgrażał. Zamiast do pracy łaził do karczmy i chlał jak szewc. A potem pijany do domu wracał i wrzeszczał, że ona jeszcze pożałuje, że go zostawiła i takie tam bzdury, jakie to człowiek po pijanemu opowiada. Nawet ponoć raz żebrał u niej osobiście jak pies na kolanach, żeby do niego wróciła. Ja mu mówię, że za taką suką nie warto latać. Że to latawica, nie warta jego uczuć. Ale on nie słuchał. I proszę, jakie są tego skutki. Łaził za nią i się doigrał. Teraz mi chłopak na zmarnowanie pójdzie. Na szubienicę go poślą, a wszystko przez tę głupią dziwkę.
Henryk odłożył powoli filiżankę i powiedział:
- Czy pani syn posiadał nóż sprężynowy?
- Nóż sprężynowy? A niby po co mu on? Chyba, że na bazarze gdzieś kupił albo co. Pewnie poszedł po pijanemu na targ, kupił i.... Ale nie! Ja nie wierzę, żeby to on ją zabił.
Detektywi pokiwali głowi uważnie ją słuchając.
- A czy nie wie pani, kto by chciał zabić tę panną Elsę i zwalić winę na pani syna?
- Zabić ją to by chyba chciał każdy młody chłop. Bo latała za nimi jak mucha za miodem. Żadnemu nie przepuściła. Każdy się w niej kochał, a ona kpiła z nich, wykorzystywała, kazała sobie prezenciki dawać, kwiatki zrywać. Ale potem poszła do łóżka z jakimś starym dziadem i cóż... teraz ktoś ją zaprawił nożem i zwala winę na mego syna. Niejeden by chciał ją zakatrupić. Ale kto by chciał zwalić winę właśnie na mojego syna, tego już niestety nie wiem.
Detektywi wstali rozumiejąc, że tutaj niczego więcej się nie dowiedzą. Pani Zarenbaum wstała i chciała wziąć imbryk z resztkami herbaty, ale Kasia powiedziała, że ją wyręczy i zaniesie go do kuchni.
- Pani jest bardzo miła, pani Kasiu – powiedziała pani Zarenbaum.
Kasia zaniosła imbryk do herbaty i nagle dostrzegła otwartą szafkę, w której stała ogromna, pękata butelka. Panna Raptus delikatnie uchyliła szafkę i ujrzała, że na butelce pisze dużymi literami po niemiecku CHLOROFORM. Szybko zamknęła szafkę z powrotem i wróciła do salonu, gdzie Henryk żegnał się właśnie z panią Zarenbaum.
- No cóż, to by było wszystko, moja pani – powiedział Spryciarski.
- Żałuję, że nie mogę panu pomóc. W końcu chodzi tu o mojego syna. Ale niestety nic nie wiem o tej lafiryndzie, ani o jej gachu. Nie wiem więc, kto mógłby ją zabić. Może matka tej pannicy będzie to wiedziała.
- A gdzie ona mieszka?
- Kilka ulic dalej. Łatwo traficie.
Pani Zarenbaum podała dokładną lokalizację domu pani Berker.
Henryk więc podziękował i pożegnał się z nią.
- Kasiu, chodź. Musimy iść.
- Jeszcze chwila – rzekła Kasia przybierając formalny ton – Ma pani w domu chloroform?
Pani Zarenbaum była zdumiona tym pytaniem, ale odpowiedziała:
- Mam. A co?
- A do czego pani go używa?
- Czyszczę nim plany na ubraniach. A czasami i na dywanie. On się strasznie brudzi, zaś chloroform najlepiej usuwa plamy.
- Ja osobiście wolę używać do tego benzyny – rzekł Henryk – Ale nieważne. Kasiu, czy to wszystko, o co chcesz panią zapytać?
- Owszem. To wszystko. Na razie.
Kasia ukłoniła się kobiecie i wyszła z Henrykiem z domu. Popatrzyła na swojego przyjaciela.
- Coś się tak uczepiła tej kobiety? – zapytał ją.
- Byłam w jej kuchni i widziałam tam w szafce pokaźną butlę z chloroformem.
Henryk wzruszył ramionami.
- No i co z tego? Powiedziała, do czego go używa.
- Niby nic z tego. Z tym, że chloroform zwykle używa się do usypiania kogoś. Ale nawet on w potężnej dawce może zabić. Zwłaszcza, jak ci go ktoś wleje siłą do gardła.
Henryk zaczął powoli rozumieć, o co chodzi jego przyjaciółce.
- Posłuchaj, moja droga... rozumiem, do czego zmierzasz. Ale pannę Berker zabito nożem, a nie otruto. Poza tym jeśli chodzi o truciznę, to lepiej chyba już użyć czegoś subtelniejszego niż chloroform np. trutkę na szczury. Łatwo ją zdobyć. W miasteczkach i na wsi o szczury łatwo. Więc o trutkę na nie również. Ale jak powiedziałem, dziewczynę zabito nożem, nie trucizną.
- Owszem – odpowiedziała Kasia – A co, jeśli ją najpierw uśpiono, a potem zabito nożem? W końcu pani Zarenbaum nienawidziła Elsy. Mogłaby chcieć ją zamordować, nie uważasz? Wystarczyło więc wywabić ją z klasztoru pod byle pretekstem, uśpić, by się nie wyrywała, a potem nożem bach, bach, bach! I po krzyku.
Henryk popatrzył na nią z lekką kpiną.
- Tak? A potem wsadza nóż sprężynowy do szafy własnego syna, by policja mogła go łatwo znaleźć?
Kasia zrobiła zniechęconą minę.
- Faktycznie. To by było bez sensu. Matka nie chciałaby obciążyć własnego syna. Ale jednak ten chloroform, mój przyjacielu...
- Ten chloroform może mieć z tą sprawą coś wspólnego albo i nie – powiedział Henryk otwierając drzwi od samochodu – Tak czy inaczej w tej rozmowie padło wiele słów, a mało wiadomości. Może pani Berker powie nam więcej. Jedziemy do niej.
Kasia wsiadła za nim do auta, po czym oboje ruszyli do matki zamordowanej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Czw 23:16, 11 Wrz 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 3 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin