Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Love Me Not - po mojemu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza -odcinki -fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:30, 20 Maj 2014    Temat postu: Love Me Not- po mojemu

Ben zostanie znowu ojcem ,co za miła niespodzianka.
Hoss grożący bratu nożem ,nie mieści się w moim światopoglądzię.
Ciekawe co z Adamem i Victorią ,kiedy się do siebię zbliżą ,bo ona chyba ciągle myśli o Joe ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:35, 20 Maj 2014    Temat postu:

Hoss rzeczywiście mało "hossowy", ale może się zmieni. Ciekawe, co później stanie się z żoną Bena... bo jednak potrójny wdowiec ... to naprawdę pechowy facet ...
babeczka wiele ryzykuje ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:33, 20 Maj 2014    Temat postu:

Faktycznie Ben nie należy do szczęściarzy, jeśli chodzi o kobitki. Mam tylko nadzieję, że Ben po raz czwarty nie zostanie wdowcem Rolling Eyes Też zastanawiam się co dalej będzie z Adamem i Victorią. Mam nadzieję, że wreszcie im się wszystko ułoży tak jak należy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:30, 22 Maj 2014    Temat postu:

-Coś się stało, tato? – zapytał Mały Joe.
-Eee… yyy… aaa… – Ben nie wiedział, jak ma przekazać synom taką wiadomość. Czuł się zażenowany i zakłopotany.
-Pamiętasz kiedy tata ostatnim razem był w takim stanie. – zwrócił się Hoss do Adama.
Na zmianę w najlepsze zaczęli się znacząco uśmiechać i chichotać.
-Co was tak bawi. Chcę się dowiedzieć co jest grane. – stwierdził Mały Joe.
-Już… – Hoss napadł gwałtowny atak śmiechu.
-Ostatnim razem tata był w takim stanie, kiedy chciał nam przekazać, że ty masz się urodzić. – Adam się już powoli uspokajał.
-Czy to znaczy, że… – Joe chciał się upewnić, że dobrze zrozumiał.
-Tak, Joe, za osiem miesięcy z okładem nie będziesz już najmłodszym członkiem rodziny. – powiedział Ben obejmując Felicję ramieniem.
-To wspaniale. Będę się modlił żeby to była siostra. Braci ma już dość. – oświadczył Joe.
Po jakimś czasie wszyscy rozeszli się do swoich pokoi. Victoria stała przed otwartym oknem i wpatrywała się w usłane gwiazdami niebo. Miała na sobie koszulę nocą idealnie przylegająca do jej ciała, w której wyglądała niezwykle kusząco. Adam podszedł do żony i objął ją od tyłu w talii. Za uchem delikatnie ją musnął swoimi ustami. Dziewczyna odwróciła się w jego kierunku. Mężczyzna zobaczył spływające po twarzy żony łzy, która po chwili się w niego wtuliła. Było jej tak ciężko. Choć próbowała zapomnieć o Joe było to niewykonalne. Adam delikatnie uchwycił jej podbródek i spojrzał w jej oczy, gdzie zobaczył w nich ból i tęsknotę. Przed nią pojawił się obraz twarzy Joe, potem znowu jej męża, powtórzyło się to jeszcze dwukrotnie. W końcu Victoria zatonęła w pocałunku z mężczyzną. Całowała go tak jakby to robiła pierwszy raz w życiu. Adam z początku był zaskoczony, ale po chwili jej reakcja zaczęła się mu pomału podobać. Całowali się zupełnie tak samo jak za pierwszym razem. Jedna ręką objęła ją w talii, a druga wylądowała na pośladku, ale kiedy dziewczyna poczuła w jakim miejscu znajduje się jego ręka, strzepnęła ją stamtąd jak muchę. Czyli jeszcze nie jest gotowa na więcej, na razie muszę się zadowolić tylko pocałunkami, pomyślał. Wziął ją delikatnie na ręce i zaniósł do łóżka. Ani na chwilę nie przestawali się całować. W końcu zasnęli w siebie wtuleni. Na drugi dzień, kiedy Hoss, Will i Mały Joe przenosili worki na wóz w mieście, kiedy ten ostatni nagle zauważył jak Laura Deyton próbuje wtaszczyć dość sporych rozmiarów skrzynkę na bryczkę. Joe w jednej chwili się przy niej znalazł.
-Pomogę ci. To jest dla ciebie za ciężkie. – powiedział.
Po kilkunastu chwilach poprzenosił wszystkie skrzynki jakie Laura miała do zabrania.
-Dziękuję, Joe. Sama nigdy nie dałabym sobie rady. Peggy, jedziemy do domu. Peggy, Peggy!! Gdzie ona poszła?! – Laura zaczęła się niepokoić o swoje dziecko.
-Spokojnie, znajdę tego małego urwisa. – poinformował i ruszył na poszukiwania małej.
W sklepie jej nie było, w hotelu też nie, znalazł ją dopiero w cukierni Grace. Stała i wpatrywała się jak zaczarowana w maszynę do robienia lodów*. Wokół było mnóstwo stolików przy, których siedziały dzieci w jej wieku oraz starsze ze swoimi matkami, ciociami, babciami i jadły lody albo z pucharków albo z wafelkowych rożków, a do kasy była mała kolejka, która powoli już się zmniejsza.
-Chcesz jednego? – zapytał Mały Joe patrząc na Peggy stojącą z boku.
Dziewczynka pokiwała twierdząco głową.
-To jaki ma być? – spytał ponownie Joe małej, gdy przed nimi nie było już nikogo.
Po chwili namysłu dziecko powiedziało:
-Czekoladowy, truskawkowy, cytrynowy, orzechowy, jagodowy i w wafelkowym rożku.
-Nie za dużo trochę tego. – stwierdził Mały Joe – Jak będzie cię boleć gardło to twoja mama mnie zabije. – dodał.
-Nie zabije. – odpowiedziała Peggy. – Mama bardzo cię lubi, jeszcze bardziej niż Willa i Adama. – dodała.
Joe miał ochotę zapaść się pod ziemię. Przecież w tym pomieszczeniu było dużo kobiet wśród, w których były największe plotkary i kumoszki z całego Virginica City, panie z koła parafialnego i żona pastora. Grece podała małej lody, Joe wyciągnął błyskawicznie banknot, Peggy wziął na barana i czym prędzej opuścił lokal nie czekając nawet na wydanie reszty.
-Jesteście wreszcie. – odparła Laura widząc zmierzających w ich kierunku Joe i Peggy – Już miałam was szukać. – poinformowała.
Mały Joe zdjął dziewczynkę ze swoich ramion i posadził na wozie, po chwili z drugiej strony wozu okręcił Laurę, wziął na ręce i posadził z prawej strony Peggy. Sam zaś usiadł po lewej stronie dziecka, wziął w dłonie lejce, po czym ruszyli do domu wdowy Deyton. Laura spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
-Przecież ktoś musi ci z tym pomóc. – odpowiedział wskazując kciukiem za swoje plecy.

*W 1843 r. Amerykanin Nancy Johnson zbudował pierwszą maszynę do lodów, do których dodawano skondensowane mleko, mleko w proszku oraz sztuczne aromaty.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:46, 22 Maj 2014    Temat postu: Love Me Not- po mojemu

Widzę ,że romans Joe i Laury się rozwija.
Tylko nie wiem czy Viktoria się przekona do Adama ,skoro jest zakochana w Joe.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:09, 17 Lip 2014    Temat postu:

Rodzina Cartwrightów siedziała właśnie w porze kolacji przy stole, kiedy do pomieszczenia wpadła mała dziewczynka. Była cała rozdygotana, zapłakana i przestraszona dopadła do krzesła, na którym siedział Mały Joe.
-Mama… wąwóz… jest ranna… – mówiła Peggy bez ładu i składu łkając.
Najmłodszy Cartwright wstał z krzesła, uklęknął przed dzieckiem i starał się je uspokoić. Objął ją tak jak ojciec córkę. Sam nie wiedział co się z nim dzieje, że to właśnie dziecko wyzwala w nim takie uczucia. Tą niezwykłą wieź jaka łączy ojca i córkę, a przecież nie są ze sobą spokrewnieni, po za tym Peggy jak sięgał pamięcią, nie lgnęła tak ani do Adama, ani do Willa.
-Wszystko będzie dobrze. Zostań tutaj. Wrócę z twoją mamą całą i zdrową. – mówił spokojnie Joe.
Mały Joe ruszył w kierunku drzwi, gdy zapinał pas z bronią ze swoich siedzeń podnieśli się również Adam i Will, by również pomóc wdowie Deyton.
-Wystarczy, że twoja kochana Laura ma kłopoty, a ty od razu biegniesz do niej jak na skrzydłach. – zwróciła się do Willa jego żona.
Willowi w jednej chwili przeszła ochota do pomocy, odstawił pas z bronią na półkę i wrócił do Ashley. Mimo, że nadal czuł do Laury ciepłe uczucia i zawsze pozostanie w jego sercu po niej ślad, ma przecież swoją cudowną pod każdym względem żonę, a po za tym niedługo zostanie ojcem, więc po co mu to, Joe i Adam dadzą sobie radę sami.
-Jak widać jestem w twoim życiu w ogóle do niczego nie potrzebna. Zawsze tylko ty byłeś dla mnie najważniejszy i nigdy, przenigdy cię z nikim nie zdradziłam. Jeśli stąd wyjdziesz to będzie już koniec naszego małżeństwa!!! – krzyczała rozgoryczona z kierunku Adama Victoria, nawet nie zdawała sobie sprawy, że łzy leciały jej po policzkach, pobiegła do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.
Kiedy zaczęła się w nim na nowo zakochiwać tak jak za pierwszym razem, to on musi lecieć z pomocą do swojej byłej. O Joe, jednak nie była w stanie zapomnieć, ani o uczuciach jakie do niego żywiła, ale może w innym wcieleniu będzie im dane być razem.
Adam sam nie wiedział czy się śmiać czy płakać. Od dnia, w którym się okazało, że tata oraz Will zostaną ojcami on i Victoria poznawali się zupełnie na nowo, po mimo, że formalnie byli małżeństwem Adam robił wszystko, żeby ich miłość rozkwitła na nowo.
Mały Joe kiedy dotarł na miejsce zobaczył, że na skałach jest rozbita bryczka, która niebezpiecznie przechylała się w stronę wąwozu. Może coś spłoszyło konie, albo bandyci ich napadli, pomyślał nie bardzo wiedząc co się stało, a Peggy była tak roztrzęsiona, że nie była w stanie nic sensownego powiedzieć. Wziął linę, którą miał przy koniu i przywiązał do drzewa, a następnie zaczął powoli spuszczać się w dół. Gdy jego nogi dotknęły podłoża rozglądał się na wszystkie strony w poszukiwaniu Laury. Zobaczył ją trzy metry od miejsca, w którym stał, szybko ruszył w jej kierunku. Kobieta była nieprzytomna, głową uderzyła o kamień, bo z łuku brwiowego ciekła jej krew i miała złamaną nogę.
Kiedy już Mały Joe przywiózł wdowę Deyton do domu, zaskoczyło go to, że na werandzie przed nim zobaczył doktora Martina.
-Twój ojciec mnie zawiadomił. – poinformował lekarz patrząc na Josepha Cartwrighta. – Victoria zajęła się małą. – dodał.
Mały Joe zaniósł Laurę do jej sypialni i pozwolił doktorowi ją zbadać, sam czekał chodząc tam i z powrotem po salonie.
-Oprócz kilku obtarć i złamanej nogi nic jej poważnego nie jest. – mówił doktor, gdy było już po wszystkim, sam wrócił do miasta, a Joe wysłuchawszy wszystkich informacji i porad od medyka czuwał przy niej przez całą noc.
Wszystko sprzysięgło się przeciwko nam, pomyślał o sobie i Victorii, oddał by wszystko co ma byle z nią być i wiedział, że to jest ta jedna jedyna, i że ona czuje do niego dokładnie to samo, ale musieli się z tym pogodzić, że nie będzie im dane być razem. Wiedział i widział, jak Adam się stara, żeby obudzić w Victorii płomień miłości i namiętności między nimi. Przez ostatnie tygodnie zachowywali się jak para zakochanych. Wcale go za to nie winił w końcu była jego żoną, ale było mu tak cholernie ciężko jak nigdy przedtem.
Nagle poczuł, jak Laura porusza ręką, za którą ją trzymał, więc podniósł głowę, którą położył na łóżku. Kobieta zaczęła otwierać oczy.
-Co się stało? Gdzie ja jestem? Gdzie Peggy? Czy nic jej nie jest? – wyrzucała z siebie rozkojarzona i zdenerwowana.
-Wszystko jest w porządku. Jesteś u siebie w domu. Victoria zajmuje się Peggy. Ona wygląda znacznie lepiej niż ty. – mówił spokojnie nie przestając trzymać jej za rękę.
Wdowa Deyton chciała siąść, ale zdołała tylko syknąć z bólu.
-Masz złamaną nogę i kilka zadrapań, ale postaraj się leżeć, ja się wszystkim zajmę. – odparł z przejęciem Mały Joe.
Dopiero teraz Laura zauważyła, że najmłodszy Cartwright trzyma ją za rękę. Kiedy Mały Joe zobaczył na czym spoczął jej wzrok szybko ją puścił.
-Przepraszam. – wymamrotał – Martwiłem się o ciebie i… – zawahał się – Lepiej będzie jak przyprowadzę Peggy bardzo niepokoiła się o ciebie i ciągle się o ciebie pytała. – wyszedł z jej domu i udał się w kierunku Ponderosy.


Witam po dwu miesięcznej przerwie zapraszam do czytania i komentowania tej części opowiadania. Bardzo, bardzo przepraszam za taką długą przerwę, ale wreszcie jestem, będę się starała już nie zaniedbywać moich opowiadań. Notki tutaj będą się ukazywać dwa razy w tygodniu we wtorki i czwartki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kola dnia Wto 15:05, 22 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:15, 17 Lip 2014    Temat postu: Love Me Not- po mojemu

Pokomplikowane to wszystko.
Bardzo lubię Joe w tym opowiadaniu i jego relację z Laurą a on i Victoria ciąglę czują coś do siebię.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:04, 22 Lip 2014    Temat postu:

-Może lepiej poproś ją o rękę, całe Virginia City o was plotkuje. – powiedział Will znad gazety do swojego kuzyna.
-To co czuję do Laury jest na granicy lubienia i przyjaźni. – fuknął Joe, miał już dość ustawienia przez wszystkich, a tym bardziej przez swoim krewnych własnego życia.
-Bez przerwy do niej jeździsz… – tym razem był to Adam znad księgi z finansami rancza.
-To tylko chwilowe, dopóki nie przyjedzie jej ciotka, wypadało by pomóc. – odparł Mały Joe.
-Od pomagania się właśnie zaczyna. – stwierdzili jednogłośnie Will i Adam, i uśmiechnęli się do siebie znacząco.
-I dokąd to was zaprowadziło… – rzekł Joe rozumiejąc aluzję – …jeden niedługo zostanie ojcem… – spojrzał najpierw na Willa – …a drugi ma problem z tym, żeby poskładać własne małżeństwo. – a potem na Adama. Wyszedł trzaskając drzwiami.
Wsiadł na konia i ruszył przed siebie. Zatrzymał się nad jeziorem Tahoe, usiadł na kamieniu i spojrzał aż po horyzont. Wciąż rozpamiętywał wydarzenie, które miało miejsce trzy dni po tym jak wszyscy dowiedzieli się, że zarówno Ashley, jak i Felicja są w ciąży. Bez przerwy nie mógł zapomnieć o tym co się stało, kiedy jego i Victorię zasypało w tej kopali. Jak byli na skraju wyczerpania, bo nie byli pewni czy kiedykolwiek wyjdą stamtąd żywi. Laura to był teraz jego najmniejszy problem. Pozostaje się tylko modlić, żeby nikt nigdy się nie dowiedział, co stało się wtedy w tej jaskini. Wsiadł z powrotem na konia i ruszył w bliżej nieokreślonym kierunku. Przejeżdżał niedaleko domu wdowy Deyton, kiedy usłyszał jakiś hałas dobiegający ze środka. Szybko zeskoczył z konia i wpadł do jej domu przez drzwi od strony kuchni.
-Co ty najlepszego wyprawiasz? – zapytał Mały Joe widząc Laurę leżącą w kuchni na podłodze.
-Popołudniu jest co roczny konkurs chciałam… – Cartwright wziął kobietę na ręce i zaniósł na fotel do drugiego pokoju, kiedy z góry po schodach schodziła Peggy trzymając w rękach lalkę, którą dostała od cioci gdy była tu ostatnim razem.
-Peggy popilnuj mamy, a ja… – poprosił dziewczynki. – Siedź tutaj i się nie ruszał. – dodał.
-Ale konkurs… – Laura podnosiła się z mebla, ale Joe szybko do niej doskoczył, położył ręce na oparciach i powiedział:
-Posłuchasz mnie, czy mam cię do niego przywiązać, żebyś zrozumiała co się do ciebie mówi. – Joe pochylił nad tak, że ich twarze znajdowały się naprzeciwko ciebie, kobieta wysunęła się do przodu trochę bardziej sprawiając, że ich nosy się ze sobą stykały.
Joseph Cartwright poczuł, że sytuacja robi się niebezpieczna, był zbyt blisko niej, zdecydowanie za blisko, ręce robiły mu się lepkie od potu i nerwowo przełknął ślinę. Ich usta prawie się ze sobą stykały. W końcu całą siłą woli odsunął się od niej i poszedł do kuchni. Sam się sobie dziwił, jeszcze rok temu bez wahania nie miał by nic przeciwko takiej sytuacji, a teraz zachowuje się zupełnie jak nie on, a przecież lubił czarować dziewczyny i je całować.

***

Gdy już wszystko było wystawione na stole, który jak co roku zajmowała wdowa Deyton podczas konkursu dla najlepszej kucharki w Virginia City. Mimo, że teoretycznie był to konkurs dla pań, wśród kandydatów był także Hop Sing, który zawsze znajdował się w ścisłej czołówce nagrodzonych. Ową nagrodą za pierwsze miejsce był 30 cm złoty puchar, ale także za drugie i trzecie miejsce również były nagrody, ale już mniej wartościowe niż ta najważniejsza. Wśród komisji, która próbowała i oceniała potrawy byli m.in. pan burmistrz - Edward Jonson czy jej przewodniczący – Ben Cartwright. Konkurs zawsze gromadził wielu mieszkańców miasta, którzy jak zwykle na takie uroczystości przychodzili tłumnie.
-W tym roku przeszła pani samą siebie, Lauro. – powiedziała pani Conery częstując się cytrynową babeczką.
Już od jakiegoś czasu właśnie przed stołem pani Deyton gromadzili się ludzie próbując wszelkich potraw i niezmiernie zachwalając jej potrawy. Natomiast ona sama siedziała na wózku, gdyż złamana noga uniemożliwiała jej zbyt długie stanie.
-Chyba wszyscy jesteśmy zgodni, co do tego, że w tym roku powinna wygrać pani Laura Deyton. – powiedział Ben Cartwright, gdy już było po głosowaniu, a on sam szedł w stronę kobiety niosąc w rękach puchar.
-Bardzo dziękuję za to wyróżnienie, ogromnie cieszę się, że wszystkim bardzo smakuje, ale to nie mnie powinna należeć się ta nagroda, gdyż to ktoś inny gotował te wszystkie potrawy. – oświadczyła wdowa Deyton.
Wszyscy patrzyli na nią z niedowierzaniem i zaskoczeniem. Do swojej rodziny właśnie podszedł Mały Joe z Peggy, która w rączce trzymała jagodowego loda.
-Mama wygrała. To wszystko dzięki tobie Joe!!! – krzyczała rozentuzjazmowana Peggy wpadając w objęcia twojej rodzicielki i ją obejmując.
-Czy ja dobrze rozumiem? To MÓJ syn zrobił te wszystkie rzeczy. – wskazał ręką po stole Ben Cartwright.
-Ja tylko chciałem pomóc. W regulaminie nie ma nic o tym, że NIE WOLNO pomagać. – twarz najmłodszego Cartwrighta była tak czerwona, że mógłby sobie na niej jajko usmażyć.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kola dnia Wto 0:22, 19 Sie 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:07, 22 Lip 2014    Temat postu: Love Me Not -po mojemu

To Joe umie gotować a to niespodzianka.
Zmartwiłaś mnie bardzo tym ,że prawdopodobnie ,żona Adama jest w ciąży z Joe.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:21, 19 Sie 2014    Temat postu:

Clay wyglądał przez otwarte okno opierając się łokciami o parapet. Słońce zaszło jakieś pięć minut temu. Od chwili kiedy Victoria odzyskała pamięć i się okazało, że jest żoną Adama był bardzo szczęśliwy, że jego kuzynka ma obok siebie bliską sercu osobę, która się będzie o nią troszczyć i się nią opiekować. Sen z powiek jednak spędzał mu fakt, że nie układa się pomiędzy nimi tak jak powinno, ale jak się dzisiaj przekonał mylił się i to bardzo. Gdy dziś przed południem przypadkiem zobaczył w stajni na sianie ich jak się z sobą kochali wyzbył się jakichkolwiek wątpliwości, że jednak Victoria i Adam są ze sobą szczęśliwi, i nawet ten wypadek w kopalni, który miał miejsce dwa tygodnie temu nie zakłócił ich spokoju. Stafford odszedł od okna i po kilku minutach przygotowań ułożył się do spania. Jednak w środku nocy coś go obudziło, szybko wyskoczył z łóżka i gwałtownie otworzył okno. Parę metrów dalej zobaczył dwie postaci siedzące na dachu, jednak w tych ciemnościach nie był w stanie rozpoznać tożsamości owych osób, więc zrezygnowany zamknął okno i wrócił z powrotem do łóżka.
-Nie rozumiem czemu ciotka Laury nie przyjeżdża, przecież wysłałem kilka tygodni temu telegram, że Laura ma złamaną nogę i że potrzebuje pomocy oraz opieki, a przez to, że ja się nią zajmuję zaniedbuję obowiązki na ranczu. – mówił Mały Joe przy śniadaniu.
Ben aż ze zdziwienia pokręcił palcem w uchu będąc przekonanym, że się przesłyszał, że jego najmłodsza pociecha (tymczasowo) rwie się do pracy, co było raczej dość zaskakujące.
-No co? – zapytał najmłodszy Cartwright spoglądając na wszystkich, którzy się na niego patrzyli tak jakby go zobaczyli po raz pierwszy w życiu. – Kto parę dni temu mówił, że jestem leniem i obibokiem. – spojrzał wymownie na Adama, gdyż to właśnie jemu to przeszkadzało. – Wiesz co może się zamień, ja za ciebie naprawę ogrodzenie, a ty pojedziesz i pomożesz Laurze… – odparł z kpiną Mały Joe – …już mam dość słuchania o koronkach, falbankach i ciągłego rozstawiania po kątach przez nią. – dodał zirytowany.
-Zamiast rozmawiać możecie się całować. – zaproponowała Ashley chichocząc złośliwie.
-Ha ha bardzo śmieszne. – zwrócił się do niej Mały Joe, któremu wcale nie było do śmiechu.

***

W tym samym czasie w domu wdowy Deyton trwała rozmowa jej z ciotką. Peggy była u swojej koleżanki Sally.
-Musisz zarzucić moja droga na niego sieci, bo ci się wymknie zanim zaciągniesz go do ołtarza. – stwierdziła krewna Laury.
-Przecież staram się jak mogę. – odparła z rezygnacją. – W mojej obecnej sytuacji niewiele mogę zrobić. – spojrzała na swoją zagipsowaną nogę. – Robi wszystko o co go poproszę, rozmawiamy… – zaczęła wyliczać młodsza z kobiet.
-Jak będziesz go zamęczać opowieściami o kobiecych sprawach np. o haftowaniu i sukienkach to go tylko do siebie zniechęcisz, nie tędy droga, spróbuj wywrzeć na nim wrażenie, oczarować kobiecymi sztuczkami, rozkochać go w sobie. – instruowała ją ciotka. – Chcesz już do końca życia być sama, mężczyźni nie chętnie spoglądają na kobietę, która ma już dziecko, na Boga wysil się trochę, już dwóch Cartwrightów uciekło ci sprzed nosa. – starsza kobieta zmieniła ton głosu na bardziej ostry.
Przez jakiś czas sztyletowały się spojrzeniami. Po kilku minutach milczenia Lil w końcu przerwała tę ciszę.
-Lepiej będzie jak już pójdę nie powinien mnie tutaj zobaczyć, a ta twoja noga to idealny pretekst żeby tutaj przychodził, im dłużej będzie żył w niewiedzy i świadomości, że do mnie nie dotarł telegram tym lepiej dla naszego planu. – ucałowała swoją siostrzenicę w oba policzki, a potem cicho i niepostrzeżenie żeby nikt jej nie zauważył wymknęła się z rancza.

***

-Joe, możesz… – Laura siedziała na łóżku i chciała się położyć spać, ale ktoś musiał jej pomóc przy sukience. Zwykle robiła to Emma – jej przyjaciółka, ale dzisiaj ona nie mogła przyjść. Natomiast Peggy miała dzisiaj nocować u Sally, której bardzo zależało na tym aby panna Deyton u niej została.
Cartwright z wielkim ociąganiem podszedł do kobiety i z jeszcze większą niechęcią zaczął rozpinać jej guziki, jakby za chwile miały go one poparzyć. Przez cały czas myślał o robocie w deszczowy dzień, żeby odgonić od siebie nieproszone uczucia i emocje. Nie chciał zrobić czegoś czego będzie później bardzo żałował.
-Proszę… – powiedział, gdy był już przy ostatnim guziku i szybko odwrócił się plecami w jej kierunku żeby na nią nie patrzeć.
-Mam spać nago? – zapytała rozbawiona kobieta – Mógłbyś mi podać koszulę nocną, jest w szafie taka liliowa…
Kiedy Mały Joe podał kobiecie rzecz, przez cały czas był do niej odwrócony plecami, natychmiast ruszył w kierunku wyjścia, lecz ona chcąc do niego podejść gwałtownie poderwała się z łóżka nie zważając na bolącą nogę i upadła jak długa na podłogę. Mężczyzna jak rażony piorunem błyskawicznie się przy niej znalazł. Laura momentalnie wtuliła się w niego jak mała, przestraszona dziewczynka. Ciepło jej oddechu owiało mu szyję. Serce biło tak szybko jak dzwon na wieży kościelnej. Nogi nie chciały go słuchać choć powinien stąd natychmiast wyjść. Usta kobiety dotknęły jego skóry jak piórko ptaka. Poczuł jak krew szybko krąży w jego żyłach i się w nim gotuje. Koniecznie w tej chwili musi stąd wyjść nim pęknie. Wdowa przejechała lekko wyciągniętym koniuszkiem języka po jego jabłku Adama jak trzmiel na kwiecie wiśni. Dreszcze przeszły go w takich miejscach, o jakich nawet nie zdawał sobie sprawy. Tego było już stanowczo za wiele, złożył na jej wargach najbardziej czuły i namiętny pocałunek jaki był w stanie jej dać, wziął ją na delikatnie ręce, położył w miękkiej, pachnącej pościeli i…………………………………………………………………


Witam po miesięcznej przerwie zapraszam do czytania i komentowania tej części opowiadania. Powoli zbliżamy się do końca opowiadania, więc tym bardziej zapraszam, bo nastąpią niespodziewane zwroty akcji, a i sama końcówka będzie bardzo zaskakująca.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kola dnia Wto 0:23, 19 Sie 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:23, 19 Sie 2014    Temat postu: Love Me Not -po mojemu

Nie wiem ,czy Laura tym razem też słucha ciotki ,czy naprawdę kocha Joe ?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:14, 21 Sie 2014    Temat postu:

-Nie dam sobą manipulować i robić z siebie idioty! – krzyczał Mały Joe na Laurę, gdy ta nazajutrz przyjechała do Ponderosy, w której chwilowo na szczęście nikogo nie było. – Gdybyś kochała mnie choć w połowie, tak jak ja ciebie, ożeniłbym się z tobą choćby zaraz, ale jeśli to wszystko było kłamstwem i przez cały czas mnie oszukiwałaś, to równie dobrze możesz stąd wyjść. Jak możesz być taka zakłamana i perfidna. Myślałem, że… po resztą nieważne, jak ja mogłem się tak pomylić, wcale nie jesteś lepsza od swojej ciotki. Do widzenia. – wskazał jej drogę w kierunku schodów, gdyż stali na korytarzu przed drzwiami do jego pokoju. Sam również udał się w tamtą stronę.
Gdy stali na szczycie schodów na dole była już cała jego rodzina sprowadzona przez te krzyki. Wszystko dokładnie słyszeli, ale Joe nie chciał się im tłumaczyć.
-Laura, właśnie wychodzi. – poinformował stojąc za nią.
Kiedy wdowa przechodziła przez tłum ludzi, Adam dostrzegł w jej oczach łzy, ale nie dał się na nie nabrać. Przez cały czas, gdy była najpierw z nim, a potem z Willem tylko ich wykorzystywała i bawiła się ich uczuciami. Jeden Joe potrafił ją rozszyfrować i powiedzieć jej co tak naprawdę myśli. Dla niej najważniejsze było tylko ich nazwisko i pieniądze, a Lil cały czas knuła i snuła intrygi, żeby tylko jej siostrzenica osiągnęła swój cel. Za kobietą zamknęły się drzwi, weszła do bryczki i odjechała w stronę swojego domu.
-Mam już dość dziewczyn do końca. – Mały Joe siadł w fotelu i objął ramionami swoje kolana.
Ben otwierał usta, żeby powiedzieć mu, by ściągnął nogi z fotela, ale gdy zobaczył zafrasowaną twarz swojego beniaminka postanowił mu odpuścić.
-Gdybym znał prawdziwe intencje i twarz Laury… Oszukała nas wszystkich… Nawet nie wiesz jak bardzo mi jest przykro… - Adam stanął za fotelem i położył młodszemu bratu rękę na ramieniu.
-Wcale nie planowałem się w niej zakochać, a kiedy do mnie dotarło jak bardzo mi na niej zależy. – oświadczył najmłodszy Cartwright.
-Najbardziej szkoda mi Peggy tak bardzo się do ciebie przywiązała, traktowała cię jak rodzonego ojca, całe szczęście, że wyjechała do Little Rock do Lil, z czasem może zapomni. – teraz był to Will.
-Laura to zwykła… Co ona sobie myślała? Sądziła, że nie dowiem się prawdy, że jestem głupi jak jakiś nastolatek, że będzie mnie traktować jak jakąś marionetkę. – Joe wyrzucał z siebie całą gorycz i smutek.
-Nikt nie wiedział jaka ona jest naprawdę, ja tak byłem w niej zakochany, że nic innego się dla mnie nie liczyło, do tego stopnia byłem zaślepiony miłością, że niczego złego nie zauważyłem, gdyby ktoś wtedy wylał mi na głowę wiadro zimnej wody, najprawdopodobniej Laura nie narobiła by takiego zamieszania w naszym życiu. – Adam solidaryzował się w bólu z bratem, on też po części czuł się oszukany i zdradzony, a ona była taka obłudna i żałosna, że w tej chwili chciał zapomnieć o dniu, kiedy poznał tę kobietę.
Nagle usłyszeli jak coś spada ze schodów odwrócili się w tamtą stronę. Na podłodze leżał kufer, z którego powysypywała się znaczna większość rzeczy, a obok niego Felicja trzymająca się za brzuch. Ben podszedł do kobiety wziął ją na ręce i położył na kanapie. Hoss ruszył się z miejsca i pojechał po doktora Martina.
-Kochanie, trzeba było powiedzieć ktoś by ci pomógł. – mówił Ben trzymając żonę za ręce.
-Nie chciałam… To jest potworne co zrobiła Laura Joe, on bardziej potrzebował waszego wsparcia, a ten kufer to żaden problem, sama mogłam… – rzekła Felicja.
-Z doświadczenia wiem, że w twoim stanie nie powinno się dźwigać ciężkich rzeczy, mam nadzieję, że nic się stało naszemu dziecku. – powiedział z troską Ben odgarniając z policzka kobiety kosmyk włosów i zaplatając go za ucho.
-Auł. – jęknęła Ashley szybko łapiąc się brzuch.
-Źle się czujesz, coś się boli, połóż do łóżka, jak doktor przyjedzie to może się zgodzi… - Will był bardzo zaniepokojony o swoją żonę, wziął ją ostrożnie na ręce i posadził w fotelu.
-Ciąża to nie choroba, czasami mam wrażenie, że przejmujesz się bardziej ode mnie. – zwróciła się do bruneta Ashley.
-Po prostu się o was martwię to źle. – stwierdził bratanek Bena i objął ją z czułością. –Mówiłem ci już jak bardzo cię kocham. – odparł drocząc się z nią.
-Gdzie mam to postawić? – zapytał Mały Joe Felicji wkładając do kufra ostatni przedmiot i zamykając wieko. Na środku pomieszczenia stał tylko on. Adam, Clay i Victoria poszli się zająć swoimi sprawami, a Mały Joe wolał się czymś zająć niż myśleć i się nad sobą użalać. Czemu to właśnie musiało paść na niego. Zawsze musi wplątać się w takie skomplikowane sytuacje uczuciowe, najpierw Victoria, teraz Laura.
Gdy doktor przyjechał i zbadał Felicję okazało się, że na całe szczęście nic poważnego się nie stało, ale musiała przez kilka dni poleżeć w łóżku. Natomiast Will bardzo nalegał, żeby doktor zbadał także jego żonę, ale lekarz poinformował go, że ruchy dziecka to jest naturalne u kobiet w błogosławionym stanie i że nie potrzebnie panikuje. Pouczył także Ashley, że lepiej być tak jak jej mąż nadgorliwym niż żeby bagatelizować choćby najmniejszy ból, jak pani Cook, która straciła dziecko będąc w szóstym miesiącu ciąży.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:47, 21 Sie 2014    Temat postu: Love Me Not -po mojemu

A ja mam jednak głupią nadzieję ,że Laura naprawdę pokochała małego Joe.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:55, 18 Wrz 2014    Temat postu:

-Co się tak guzdrzesz! Chowaj pieniądze do worka! No już! – ponaglał Malcolm Powell przystawiając pistolet do głowy sprzedawcy sklepu.
Dwaj jego kamraci, jeden był wysoki i barczysty, a drugi niski i gruby pilnowali zakładników. Wśród, których była pani McMillan, pan Preston, pani Suarez, pani Deyton i syn sklepikarza – Henry. Malcom już tracił cierpliwość powolnymi ruchami człowieka stojącego za ladą. Zabrał broń od jego głowy i strzelił w jedną z kobiet, żeby starszy mężczyzna wiedział, że nie żartuje.
-Nie żyje. – powiedział pan Preston klękając obok pani Suarez.
Dosłownie w następnej chwili na jednego z zakładników spadł regał. Gdy już opadł kurz zasłaniający widoczność oczom wszystkim ukazał się drugi syn sklepikarza, ośmioletni Henk. Schował się tutaj przed starszymi chłopcami ze szkoły, którzy mu dokuczali, a był świadkiem całego wydarzenia, ale zamiast cicho wyjść drugim wyjściem i pobiec po szeryfa, wolał na własną rękę pomóc tacie i starszemu bratu.
-Tu głupi szczeniaku zaraz nauczę cię rozumu. – powiedział mężczyzna wygrzebując się spod szafki, utykając na jedną nogę zbliżał się w kierunku chłopca, którego najpierw uderzył w twarz, a potem chwycił go za szyję.
-Puść mojego syna. – odparł Kyle Middleton, gdy już włożył do worka wszystkie pieniądze jakie posiadał.
Wdowa Deyton nie myśląc co robi zdzieliła napastnika torebką w głowę, żeby uchronić malca przed uduszeniem przed tego zwyrodnialca. Mężczyzna zamachał jej przed nosem sztyletem, trzymanym w jednej ręce, a drugą ręką ściskał chłopca przerzucając go sobie przez ramię.
-Jak ci okaleczę tę piękną buźkę, to też będziesz taka mądra. – mówił przesuwając ostrzem po policzku, a następnie po szyi, po czym powtórzył czynność na drugim policzku.
Chwycił on mocno Laurę, która zaczęła się szarpać i wyrywać, tak gwałtownie że wypadła przez okno wraz z odłamkami szkła. Ostry przedmiot podczas szamotaniny wypadł bandycie z ręki na podłogę. Mężczyzna skoczył za nią, w między czasie zdążył wyciągnąć pistolet i przystawić jej do skroni. Kilkanaścioro ludzi, którzy akurat byli na ulicy przyglądali się z przerażeniem. Przez okno przeszli dwaj pozostali rabusie.
-Niech nawet szeryf nie próbuje, bo to się źle skończy, zarówno dla tej kobiety, jak i tego chłopaka. – rzekł Malcolm do człowieka z odznaką celującego w ich kierunku z broni.
Drugi z jego towarzyszy przerzucił przez konia wdowę Deyton jak worek ziemniaków, a on oraz jego młodszy brat – Frank, który miał chłopaka szybko wskoczyli na konie.
-…i radzę zrezygnować z pogoni za nami, bo tym szybciej ona i chłopak zarobią kule w łeb. – stwierdził Powell i pognali przed siebie wraz z zakładnikami.
Ludzie przebywający w sklepie wyszli na zewnątrz.
-Co się stało, Kyle? – zapytał Roy właściciela sklepu.
-Napadli na mój sklep, zabrali wszystkie pieniądze, zabili panią Suarez. – opowiadał pan Middleton.
-Najważniejsze, że tobie nic nie jest. – odparła jego żona – Cecila, która w tej chwili doszła wraz z trójką pozostałych dzieci, Helen, Harriet i Hope.
-…ale zabrali ze sobą Henka i panią Deyton. – dodał ich starszy syn.
-…no i wtedy padł właśnie strzał… – pani McMillan relacjonowała dokładnie co się stało Benowi Cartwrightowi oraz jego dwóm młodszych synom, którzy dopiero przed chwilą przyjechali do miasta.
-Joe, porwali twoją narzeczoną. – poinformował pan Preston.
-Kiedy zamierzacie się pobrać. – tym razem była to pani pastorowa.
-To nie jest moja… Po resztą nie ważne. – odpowiedział Mały Joe. Czemu mam się każdemu tłumaczyć z moich spraw uczuciowych, pomyślał. – Trzeba byłoby ich odbić. – stwierdził najmłodszy Cartwright zwinnie zmieniając kłopotliwy temat.
-Nadal coś do niej czujesz. – rzekł Hoss zaskoczony tym, że jego brat rwie się na ochotnika do pomocy.
-Czy ja się wtrącam w twoje relacje z Lucy? – zapytał Mały Joe starszego brata, gdy wskakiwał na Cochisa, a potem ruszył w stronę, gdzie pojechali bandyci.
Usta Hossa zwęziły się w wąską linię, po chwili jechał już za bratem. Na całe szczęście złapali właściwy trop za zbirami. Choć dwa razy zbiły ich z tropu pułapki zastawione przez oprychów. Powoli już zbliżała się noc, a bracia Cartwright nadal nigdzie nie widzieli trójki bandziorów. Postanowili, że znajdą jakieś schronienie, a jutro skoro świt będą ich szukać dalej. Niedaleko koło przełęczy, za którą znajdowały się tereny Soszonów znaleźli niewielką jaskinię, więc się w niej ukryli. Kiedy wchodzili coraz bardziej w jej głąb usłyszeli wredny śmiech jakiś ludzi. Myśląc, że to Indianie poruszali się cicho jak myszy, gdy doszli na tyle blisko przez szczelinę w skale, która ich zasłaniała zobaczyli grupę ludzi, ale nie byli to czerwonoskórzy ludzie, lecz biali mężczyźni. Mały Joe bez problemu rozpoznał, tych, o których opowiadał Kyle, widział również związanych i zakneblowanych Henka i Laurę.
-I co teraz zrobimy? – szeptem spytał Hoss – Z trzema dalibyśmy sobie radę, ale ich jest trzy razy więcej. – szepnął w ucho młodszemu bratu.
-Ty zostań i nic nie rób, ja jadę sprowadzić pomoc. – odpowiedział mu również szeptem Mały Joe.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kola dnia Czw 23:14, 18 Wrz 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:58, 18 Wrz 2014    Temat postu: Love Me Not -po mojemu

Laura pokazała charakterek.
W tym opowiadaniu jest całkiem sympatyczna i mam nadzieję ,że ją uratują.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza -odcinki -fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Następny
Strona 11 z 12

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin