Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Mój kumpel i ja, czyli zwierzenia Chuba.
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Ady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:22, 15 Lip 2016    Temat postu: Mój kumpel i ja, czyli zwierzenia Chuba.

W lutym br. Senszen zaproponowała alternatywne zadanie, polegające na napisaniu opowiadania, w którym występowałby postaci stworzone przez koleżanki z forum. I tak powstał "Mój kumpel i ja, czyli zwierzenia Chuba" zainspirowany i wzorowany na opowiadaniu Agi pt. "Mój kumpel i ja". Nawiasem mówiąc Koleżanka Aga zupełnie zapomniała o konikach, a szkoda... bardzo szkoda. Opowiadanko, które wkleiłam w lutym miało być zabawą i rodzajem eksperymentu. Przyznam się, że ten eksperyment spodobał mi się na tyle, że postanowiłam skłonić Chuba do dalszych zwierzeń Wink Dzisiejszy fragment poprzedziłam znanymi Wam już zwierzeniami Chuba z lutego br. Miłej lektury.Smile

Mój kumpel i ja, czyli zwierzenia Chuba.

Spotkanie pierwsze.

„Zawsze myślałem, że będę wiódł spokojne życie u jego boku. I tak nieźle trafiłem. (…). Chyba nie wytrzymałbym długo z hałaśliwym kompanem, jakim jest mały Joe.”*) Pomyśleliście, że to słowa Sporta? I mieliście rację. Ja również nieźle trafiłem, choć niewiele brakowało, a mój los potoczyłby się zupełnie inaczej. Nazywam się Chub i jestem najspokojniejszym, najpokorniejszym koniem pod słońcem, i podpisuję się czterema kopytkami pod słowami mojego uczonego kolegi. Sport bowiem jest najbardziej obytym i oczytanym koniem z całej naszej czwórki. Cochise najmłodszy z nas jest strasznym lekkoduchem, którego trzymają się głupie żarty. Końskie zaloty to jego specjalność. Ot, taki pasikonik z niego. Z kolei Buck to poważny, dostojny, pięknie się prezentujący… wałach. Ma, co prawda najpiękniejszą uprząż, siodło z najlepszej skóry i kocyk utkany przez zręczne dłonie indiańskich kobiet, lecz cóż z tego… wałach to wałach. Młodych koni nie zrozumie.
Mój pan, Hoss Cartwright człowiek gołębiego serca jest potężnym, silnym i ciężkim mężczyzną - wiem coś o tym, bo już od pewnego czasu kręgosłup daje mi się we znaki. Dłonie ma wielkie jak dwa bochny chleba, a jednocześnie te zdawałoby się ogromne ręce są niezwykle delikatne. To one są moim pierwszym wspomnieniem. Gdy przyszedłem na świat w ciepłej i przyjaznej stajni, w Ponderosie, i gdy wreszcie z trudem stanąłem na cztery wątłe nogi zakończone równie wątłymi kopytkami to właśnie Hoss zaopiekował się mną. Moja mama wspaniała klacz rasy Quarter Horse padła wydawszy mnie na świat. Ojca nie znałem. Może gdzieś tam w świecie biega sobie z wiatrem w zawody. Wciąż jeszcze pamiętam, jaki byłem przerażony i zupełnie sam. Mój pan przemawiał do mnie czule, poił ciepłym mlekiem, wycierał do sucha słomą. I tak rosłem sobie pod czułą opieką mojego pana... ach, aż łza kręci się mi w oku.
Z Hossem znamy się jak łyse konie. Mamy takie same poczucie humoru i ogromny apetyt. Podobnie, jak ja mój pan mógłby jeść i jeść. Nic w tym dziwnego owies jest przecież taki smaczny, a tak jemu, jak i mnie potrzebna jest siła. I wbrew temu, co mówi Sport nie ma to nic wspólnego z obżarstwem.
Sport… to dobry przyjaciel, choć ja zupełnie go nie rozumiem. Dziwny z niego koń. Jak na mój gust zbyt dumny. Poezję czyta, a do klaczek zabiera się niczym jego Adam do panienki Emily. Niby taki inteligentny, taki oczytany, a jak przyjdzie, co, do czego, to zachowuje się, jak skończony wałach. No, choćby ostatnio. Naćpał się jakiegoś zielska, miał hallocyncje, czy jakoś tak i do tego obraził tę wyniosłą Rose. Ona też jakaś dziwna, nie to, co moja Margherita. W sekrecie powiem wam, że postanowiłem oświadczyć się jej i nie czekać tak długo, jak Sport. Znajdzie się jakiś ognisty ogier i sprzątnie mi ją sprzed nosa. Trzeba kuć podkowy póki gorące. Powracając do Sporta, to czasem mnie drażni. Wciąż powtarza, że jego pan jest najmądrzejszy. A skoro tak, to on Sport również. Wkurza mnie wówczas tak, że chętnie kopnąłbym go w ten jego zgrabny zad. Bowiem zad ma Sport, niestety, zgrabny. Tak samo zgrabny, jak zad jego pana. Wszystkie klaczki, to znaczy wszystkie panienki oglądają się za nim. A Adam wciąż taki niezdecydowany. Przebiera, wybiera i jak tak dalej pójdzie zostanie starym kawalerem. Sport jest taki sam. On i jego pan to jedna wielka tajemnica. Dobrali się jak w korcu maku! Ale nie o nich chciałem wam przecież opowiedzieć. Martwię się moim panem. Hoss to taki dobry człowiek. Wszystkim pomaga, jest oddany rodzinie, ale brakuje mu szczęścia… szczęścia w miłości. Ostatnio wpadła mu w oko Mary Larkin. Zwiewna, drobniutka i śliczna niczym laleczka z chińskiej porcelany. Panienka Mary. Nawet nie wyobrażacie sobie, co się działo z moim panem, gdy pierwszy raz ją zobaczył. Było to w niedzielne przedpołudnie tuż po nabożeństwie. Hoss na jej widok stanął jak wryty. Mowę mu wprost odjęło. Prawdę mówiąc to nie miało mu, czego odjąć, gdyż mój pan za bardzo wymowny to nie jest. W każdym razie od tego czasu biedny Hoss snuje się po ranczo, jak cień. Schudł biedaczek, posmutniał i zaczął mówić sam do siebie. Kiedyś mógł zjeść na raz cztery pieczone kurczaki. Teraz zaledwie trzy, a jaką przy tym robi zbolałą minę. Cierpi mój pan i to okrutnie. Próbowałem go pocieszyć. Nic to nie dało. Próbowałem odwrócić jego uwagę udając chorego. Rozszyfrował mnie. Wreszcie zrzuciłem go, delikatnie rzecz jasna, wprost do stawu. Nie powiedział ani słowa, nie zaśmiał się, nie krzyczał, tylko wygramolił się na brzeg, cały w moczarce kanadyjskiej ze wzrokiem, w którym czaił się miłosny obłęd. Mokry kapelusz wcisnął na głowę i wsiadł na mnie taki ociekający wodą i nieszczęściem. Zrobiło mi się głupio, zwłaszcza, że po tym moim dowcipie to ja złapałem katar, a nie on. Mój pan oczywiście zaopiekował się mną. Całą noc spędził w moim boksie. Łypałem na niego okiem i było mi go żal. U koni wszystko jest prostsze, jak się kochają to się kochają. Niczego nie komplikują. No, chyba, że ma się do czynienia ze Sportem, ale on to wyjątkowy okaz. Tak, ludzkie zakochanie to straszna choroba. Ciekawe, czy zakaźna? Wolę się jednak o tym nie przekonywać. Margherita jest mi przychylna i to tylko kwestia czasu, gdy będziemy po słowie. Tak właśnie mogłoby być z moim panem i panienką Mary. Gdyby tylko zechciała spojrzeć na niego łaskawszym okiem, Hoss oszalałby ze szczęścia. On po prostu potrzebuje kogoś, kim mógłby opiekować się, karmić najlepszym owsem, boki nacierać wiechciem słomy, wreszcie wyprowadzać na zielone pastwiska. Tak mojemu panu brakuje kobiety i ja zrobię wszystko, żeby ją zdobył. Jakiem Chub dokonam tego, nawet gdybym musiał na klęczkach błagać o pomoc tego zadufanego w sobie Sporta i Cochise’a o zwichrowanej psychice. Hossowi, jak nikomu innemu należy się odrobina miłości i to właśnie z panienką Mary. Nie spocznę póki nie zarżę na ich ślubie. Tymczasem muszę coś zjeść. Źle mi się myśli z pustym żołądkiem. Miarka owsa, może dwie i od razu w głowie jaśniej jest.



P.s. Ten wyżej to nie ja. To Sport. Może i nie jestem taki mądry jak on, ale rysować potrafię i to lewym kopytkiem.

-------------------------------------------------------------------------------------
*) Mój kumpel i ja, Aga, s.1



Spotkanie drugie.


Witajcie. To znowu ja. Chub. Najbardziej znerwicowany koń w całej Ponderosie, Nevadzie, a nawet Ameryce. A jeśli jest coś jeszcze poza tym pięknym krajem, to również i tam. Jak nic przyjdzie mi skończyć w końskim raju. Serce mi stanie, to w kopytkach również i zejdę z tego świata w kwiecie wieku. Ale po kolei. Ostatnio, gdy się widzieliśmy obiecałem wam, że nie spocznę zanim nie zarżę na ślubie mojego pana. Cóż, muszę was rozczarować. Póki, co nic z tego nie wyszło, a sprawa okazała się trudniejsza niż początkowo przypuszczałem. Jak już wiecie mój pan zapadł na ciężką niemoc spowodowaną przez uroczą Mary Larkin. Niemoc ta nie ma nic wspólnego z prawdziwą chorobą. To raczej rodzaj spętania umysłowego, czy jakoś tak. Sport na pewno lepiej wytłumaczyłby to. Jest przecież najmądrzejszy z całej naszej czwórki. To bardzo inteligentny, oczytany i obyty ogier. A tak niewiele brakowało, żeby skończył jak Buck. Tylko dzięki poświęceniu jego pana Sport zachował, co miał zachować. Podobno pan Adam powiedział, że nie będzie jeździł na koniu, któremu… to znaczy, z którego chciano zrobić kalekę i tak Sport ocalił swoje największe atuty, które już wyżej wymieniłem. Dobrze się stało, bo gdyby miał być taki, jak Buck to własnym kopytem przyszłoby mi się zatłuc. Trochę zazdroszczę Sportowi tej jego mądrości, którą jak twierdzi ma po swoim panu. Kto, z kim przestaje takim się staje, a ja przestaję z najlepszym - zwykł mówić z dumnie uniesionym łbem i powiewającą grzywą. Lubię Sporta, ale wkurza mnie tym gadaniem. Mój pan też jest fajny i do tego taki przystojny, nie wiem czy nie przystojniejszy od pana Adama. Co prawda Margherita, moja miłość (tak, tak pozwoliła mi na małe podgryzienie jej smukłego karczka, próbowałem też pocałować ją tak jak to robią ludzie, ale powiedziała, że to obrzydliwe) twierdzi, że za Adamem oglądają się wszystkie niewiasty. I dodała, że gdyby to ona miała wybierać to wolałaby jego niż Hossa czy Małego Joe. Powiedziała też, że tak twierdzą wszystkie klaczki i te na czterech i te na dwóch nogach. Jak myślicie, czy już powinienem czuć się zagrożony? Ale ja tu o sobie a mój pan prawdziwie cierpi. Zmizerniał biedak. Spodnie na nim wiszą jak nie przymierzając stara derka na chudej równie starej chabecinie. Je niewiele, ot czasem skubnie sobie dwa może trzy krwiste steki i to wszystko… Mój drogi Hoss często wzdycha i tak sobie myślę, czy aby to nie zaraza piersiowa.*) Jeszcze i tego by brakowało. Widzicie, więc, że sprawa jest niezwykle poważna. Do tego wszystkiego pojawiła się konkurentka panienki Mary niejaka Bessie Sue Hightower olbrzymia, jak najlepsza krowa w stadzie Cartwrightów. Nawet oczy ma takie wielkie, jak ona, tyle tylko, że niebieskie. To, że lubi mojego pana to jasne. Ostatnio powiedziała mu, że jak nie zabierze jej na tańce to obedrze go ze skóry tępym nożem. Urocze, prawda? Hoss próbuje wywinąć się z tego, jak może. A to bólem zęba, a to trzeszczeniem i łamaniem w kościach. Nawet specjalnie natarł się własnoręcznie sporządzonym balsamem dla zwierząt myśląc, że zapach tego specyfiku ją przegoni. Nic bardziej błędnego. Była zachwycona jego wonią i wcale się nie dziwię, bo i mnie odpowiadał ten aromat. Wreszcie zdesperowany Hoss postanowił poradzić się Waltera. Walter to wszystkowiedzący pies, który uwielbia, gdy gra mu się do snu na suzafonie i to wyłącznie niskie dźwięki. Twierdzi, że wtedy lepiej mu się śpi. Walter po wysłuchaniu mojego pana oraz po dogłębnej analizie skrętu własnej sierści doszedł do wniosku, że uczestnictwo mojego pana w sobotniej zabawie jest nieuniknione. W przeciwnym razie cała sprawa może mieć tragiczne zakończenie niczym w dramatach pana Szekspira. I tu Walter mnie zaskoczył, bo o ile Sport zna się na tych tragicznych kawałkach, bądź, co bądź wraz z panem Adamem łyka je jak młody pelikan rybki, to już w przypadku Waltera powołanie się na pana Szekspira wywołało u mnie nieomal dychawicę świszczącą. Koniec końców stanęło na tym, że Hoss postanowił pójść na tańce z Betty Sue i ostatecznie zapomnieć o Mary. Wszyscy byli głęboko poruszeni, nawet Buck ze zdziwieniem kręcił łbem, bowiem nie mógł zrozumieć, jak mój pan mógł zamienić taką piękną, zwiewną klaczkę, na… ale pozwólcie, że pominę milczeniem określenie, jakiego użył Buck gdyż jestem dobrze wychowanym koniem. Sport zawsze powtarza nam, młodym ogierom, że wymów jest równie ważny, co wygląd i maniery. I ma rację, choć w moim przypadku różnie z tym bywa. Czasem niczym mój pan Hoss zawstydzę się głęboko i tylko kopytkiem pogrzebię w ziemi, albo z emocji w miejscu potruchtam, a czasem sam nie wiem skąd poczuję taki zew prerii, że wtedy… no, cóż Margherita powiedziała, że bywam szalony. Teraz jednak nie mogę pozwolić sobie na najmniejszą chwilę szaleństwa. Moje myśli wciąż zaprząta Hoss. Doprawdy nie wiem, co mam zrobić, żeby go ocalić. Słyszałem jak pan Adam pytał Małego Joe czy chce mieć taką bratową jak ta Betty Sue. W odpowiedzi Joe tylko się wzdrygnął, a my to znaczy Buck, Sport, Cochise i ja zarżeliśmy z dezaprobatą i zapewniam, że włożyliśmy w to całe nasze serca. A jeśli już mowa o sercach to wyobraźcie sobie, że Sport twierdzi, że zachowuję się jak rozhisteryzowany wałach i więcej niż pewne, że zapadnę na żołnierskie serce. Dobre sobie. Tak, jakbym już nie był najbardziej znerwicowanym koniem w bliższych i dalszych okolicach Ponderosy.
Tymczasem nadeszła sobota. Adam, Sport, Hoss i ja oraz pasikonik Cochise z Małym Joe na grzbiecie pojechaliśmy na tańce, które zorganizowano w reprezentacyjnej sali magistratu Virginia City. Żeby była jasność to my, kwiat ogierów, nie tańczyliśmy, choć gdybym mógł chętnie towarzyszyłbym mojemu panu. Hoss bardzo źle wyglądał, a po częstotliwości wzdychań doszedłem do wniosku, że mógł faktycznie dostać tej zarazy piersiowej. Sport i Cochise też to zauważyli i tym bardziej mój niepokój przybrał na sile. Kiedy tylko z kolegami znaleźliśmy się w stajni od razu postanowiliśmy wymknąć się cichaczem i mieć na oku Hossa oraz jego braci. Już zastanawiałem się jak to zrobimy, gdy Sport szturchnął mnie łbem i powiedział żebym się nie martwił, bo on zna tajne przejście na tyły sali, w której odbywała się zabawa. Zapytałem skąd może to wiedzieć? A on mi na to, że jego pan nie raz i nie dwa chadzał tam z miłymi pannami, bowiem tańce są niezwykle męczącym zajęciem i żeby nie zatchnąć się należy często odpoczywać, najlepiej w ustronnym miejscu pod szumiącymi drzewami i ugwieżdżonym niebem. Co racja to racja. Nie tracąc, więc czasu Cochise i ja cichutko, na przednich krawędziach podków skradaliśmy się za Sportem. Niezauważeni przez nikogo dotarliśmy na tyły sali balowej. Przez uchylone okna umieszczone nieomal pod samym dachem docierały do nas dźwięki skocznej muzyki i głosy rozbawionych ludzi. Wszystko ładnie, pięknie – powiedziałem do moich przyjaciół - ale jak tam zajrzymy? Na to Cochise nic nie mówiąc błysnął tylko okiem i zawadiacko zarzuciwszy grzywą, jak prawdziwy pasikonik lekko odbił się od ziemi i przednimi kopytkami wsparł się o ścianę. Teraz mógł już bez problemu obserwować wnętrze sali. Muzyka nadal pięknie grała, a Cochise z łbem w oknie – nie uwierzycie – wystukiwał rytm tylnymi kopytkami wdzięcznie przy tym nimi drobiąc. Zniecierpliwiony cicho zarżałem. Żadnej reakcji. Wreszcie szturchnąłem pasikonika w zad. Spojrzał na mnie wzrokiem obrażonej łani i zasyczał: czego? Zabrakło mi słów i gdyby nie trzeźwość umysłu Sporta Cochise miałby się z pyszna. Nawiasem mówiąc nie wiem, skąd ten Sport bierze tyle cierpliwości. Zdaje się, że i to też ma po swoim panu. Głosem niezwykle spokojnym i dostojnym spytał naszego młodszego kolegę, co też ciekawego ujrzał. Cochise z kpiną w oczach kąśliwie zauważył, że skoro patrzy na nas to nie może obserwować bawiących się ludzi. Wściekły do granic możliwości zmełłem w pysku paskudne przekleństwo i z całą słodyczą, na jaką było mnie stać poprosiłem smarkacza, żeby zdał nam wreszcie relację. No i zrobił to. Bredził coś o śmigającej zielonej kurteczce i burzy niesfornych brązowych loków żyjących własnym życiem na głowie jego pana. Ani słowa o Hossie. Miałem dość. Wziąłem porządny rozbieg i niczym koń z hiszpańskiej szkoły jazdy zrobiłem wzorcową wręcz pesadę, a następnie przednimi kopytami wylądowałem na ścianie tuż obok Cochise’a. W tej właśnie chwili orkiestra przestała grać i zarządzono przerwę. Bawiący się do tej pory ludzie przeszli na drugą stronę sali, gdzie ustawione były stoły z przeróżnymi smakołykami. Nagle usłyszałem dziwny trzask. Ściana, o którą byliśmy wsparci zaczęła dziwnie drżeć i w następnej sekundzie, runęła z wielkim hukiem. Tak zaskoczonych ludzkich twarzy jak długo żyję nie widziałem. Potem już nie bardzo wiedziałem, co się dzieje. Jedynie gdzieś z oddali usłyszałem głos mojego pana: spokojnie koniku, spokojnie, wszystko będzie dobrze.
Jak przez mgłę pamiętam drogę do Ponderosy, jak również pierwsze godziny po powrocie z zabawy. Byłem w głębokim szoku. Bałem się wejść do stajni, a gdy już się w niej znalazłem to nie chciałem wejść do boksu. Mój pan nie był w stanie mnie uspokoić. Dopiero, gdy Sport podsunął mi dyskretnie jakieś zielsko o bardzo dziwnym smaku poczułem się lepiej, rzec można zacząłem unosić się ponad klepiskiem stajni. Muzyka otaczała mnie zewsząd. Poczułem się naprawdę świetnie wręcz błogo. A gdy nagle przed moimi oczyma pojawiła się uskrzydlona Margherita posyłająca mi zalotne spojrzenia i poruszająca do taktu kastanietami byłem w siódmym niebie. I sam już nie wiem, co było jawą, a co snem.



P.s. Gdy nieco doszedłem do siebie narysowałem Margheritę. Bez kastanietów. Nijak do niej nie pasowały. A tak przy okazji, widzieliście kiedyś konia z kastanietami?


____________________________________________________________
*) Zaraza piersiowa koni zwana również piersiówką występuje tylko u koni. Jest to choroba, której objawy są podobne do zapalenie płuc u ludzi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Sob 9:29, 16 Lip 2016, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 22:29, 15 Lip 2016    Temat postu:

ADA, toż to cudo Very Happy Wspaniałe, do tego całe to bogactwo słownictwa, porownań i metafor...No, cudo Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:34, 15 Lip 2016    Temat postu:

Dzięki. Miło mi, a Chub jest wzruszony Wink Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 22:34, 15 Lip 2016    Temat postu:

Chub to konik o wielu zaletach i talentach, mam nadzieję, że szybko przeczytamy jego kolejne zwierzenia Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:38, 15 Lip 2016    Temat postu:

Tego nie mogę obiecać. Chub jest bardzo nieśmiałym konikiem i nie zawsze chce się zwierzać, ale myślę, że jak dostanie podwójną porcję obroku to stanie się bardziej otwarty. Wink Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 22:42, 15 Lip 2016    Temat postu:

podwojna porcja obroku, nieco marchewki by życie stało się słodze i nieco tego ziela, które dostał od Sporta... I będzie co czytać Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:50, 15 Lip 2016    Temat postu:

Obawiam się, że biedny Chub może wpaść w uzależnienie. I, co na to powiedziałby Hoss? Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 21:07, 18 Lip 2016    Temat postu:

Cytat:
Nazywam się Chub i jestem najspokojniejszym, najpokorniejszym koniem pod słońcem, i podpisuję się czterema kopytkami pod słowami mojego uczonego kolegi.

Grunt to znać swoje miejsce na ziemi Very Happy
Cytat:
Z kolei Buck to poważny, dostojny, pięknie się prezentujący… wałach.

Szczerze mówiąc, brzmi to tak… boleśnie
Cytat:
Mój pan, Hoss Cartwright człowiek gołębiego serca jest potężnym, silnym i ciężkim mężczyzną - wiem coś o tym, bo już od pewnego czasu kręgosłup daje mi się we znaki.

Och, każdy ma jakieś wady…
Cytat:
Moja mama wspaniała klacz rasy Quarter Horse padła wydawszy mnie na świat. Ojca nie znałem. Może gdzieś tam w świecie biega sobie z wiatrem w zawody. Wciąż jeszcze pamiętam, jaki byłem przerażony i zupełnie sam. Mój pan przemawiał do mnie czule, poił ciepłym mlekiem, wycierał do sucha słomą. I tak rosłem sobie pod czułą opieką mojego pana... ach, aż łza kręci się mi w oku.

Łezka zakręciła się nie tylko w pięknym oku Chubba
Cytat:
I wbrew temu, co mówi Sport nie ma to nic wspólnego z obżarstwem

Obyty, mądry i wykształcony… a nie widzi takiej podstawowej różnicy!!
Cytat:
Powracając do Sporta, to czasem mnie drażni. Wciąż powtarza, że jego pan jest najmądrzejszy. A skoro tak, to on Sport również.

Mądrość jak widać przechodzi między panem a jego koniem… osmoza chyba Laughing
Cytat:
Hoss na jej widok stanął jak wryty. Mowę mu wprost odjęło. Prawdę mówiąc to nie miało mu, czego odjąć, gdyż mój pan za bardzo wymowny to nie jest.

Chubb jest naprawdę uroczym konikiem Very Happy
Cytat:
Rozszyfrował mnie. Wreszcie zrzuciłem go, delikatnie rzecz jasna, wprost do stawu. Nie powiedział ani słowa, nie zaśmiał się, nie krzyczał, tylko wygramolił się na brzeg, cały w moczarce kanadyjskiej ze wzrokiem, w którym czaił się miłosny obłęd.

Próbował wszystkiego, nie da się ukryć…
Cytat:
Tymczasem muszę coś zjeść. Źle mi się myśli z pustym żołądkiem. Miarka owsa, może dwie i od razu w głowie jaśniej jest.

Otóż to, słuszny wniosek Wink
Cytat:
Może i nie jestem taki mądry jak on, ale rysować potrafię i to lewym kopytkiem.

Mądry jest na pewno, ale i utalentowany!
Cytat:
Witajcie. To znowu ja. Chub. Najbardziej znerwicowany koń w całej Ponderosie, Nevadzie, a nawet Ameryce. A jeśli jest coś jeszcze poza tym pięknym krajem, to również i tam. Jak nic przyjdzie mi skończyć w końskim raju.

Oj, nie brzmi to dobrze Confused
Cytat:
Jak już wiecie mój pan zapadł na ciężką niemoc spowodowaną przez uroczą Mary Larkin. Niemoc ta nie ma nic wspólnego z prawdziwą chorobą. To raczej rodzaj spętania umysłowego, czy jakoś tak.

Brzmi koszmarnie, ogarnia czytelnika rzeczywiste spętanie umysłowe
Cytat:
Jest przecież najmądrzejszy z całej naszej czwórki. To bardzo inteligentny, oczytany i obyty ogier. A tak niewiele brakowało, żeby skończył jak Buck.

Oj…
Cytat:
Podobno pan Adam powiedział, że nie będzie jeździł na koniu, któremu… to znaczy, z którego chciano zrobić kalekę i tak Sport ocalił swoje największe atuty, które już wyżej wymieniłem.

Czyżby było tu bezpośrednie połączenie? Laughing
Cytat:
Mój pan też jest fajny i do tego taki przystojny, nie wiem czy nie przystojniejszy od pana Adama.

Co, jak co… ale Chubb szczerze kocha swojego pana Very Happy
Cytat:
Powiedziała też, że tak twierdzą wszystkie klaczki i te na czterech i te na dwóch nogach.

Jaka zgodność Very Happy międzygatunkowa Very Happy
Cytat:
Spodnie na nim wiszą jak nie przymierzając stara derka na chudej równie starej chabecinie.

Piękne porównanie Wink
Cytat:
Do tego wszystkiego pojawiła się konkurentka panienki Mary niejaka Bessie Sue Hightower olbrzymia, jak najlepsza krowa w stadzie Cartwrightów. Nawet oczy ma takie wielkie, jak ona, tyle tylko, że niebieskie.

Obrazowe…
Cytat:
Nawet specjalnie natarł się własnoręcznie sporządzonym balsamem dla zwierząt myśląc, że zapach tego specyfiku ją przegoni. Nic bardziej błędnego. Była zachwycona jego wonią i wcale się nie dziwię, bo i mnie odpowiadał ten aromat.

Co jest w tym balsamie?!
Cytat:
Walter po wysłuchaniu mojego pana oraz po dogłębnej analizie skrętu własnej sierści doszedł do wniosku, że uczestnictwo mojego pana w sobotniej zabawie jest nieuniknione

Zdolność przewidywania i dedukcji Wink
Cytat:
że Sport twierdzi, że zachowuję się jak rozhisteryzowany wałach i więcej niż pewne, że zapadnę na żołnierskie serce.

Ze Sporta to jak widać, urodzony optymista
Cytat:
A on mi na to, że jego pan nie raz i nie dwa chadzał tam z miłymi pannami, bowiem tańce są niezwykle męczącym zajęciem i żeby nie zatchnąć się należy często odpoczywać, najlepiej w ustronnym miejscu pod szumiącymi drzewami i ugwieżdżonym niebem.

Oj tak, tańce to takie wyczerpujące zajęcie…
Cytat:
Na to Cochise nic nie mówiąc błysnął tylko okiem i zawadiacko zarzuciwszy grzywą, jak prawdziwy pasikonik lekko odbił się od ziemi i przednimi kopytkami wsparł się o ścianę.

Jestem pod wrażeniem tej skoczności Laughing
Cytat:
Cochise z kpiną w oczach kąśliwie zauważył, że skoro patrzy na nas to nie może obserwować bawiących się ludzi.

denerwujące acz logiczne
Cytat:
Dopiero, gdy Sport podsunął mi dyskretnie jakieś zielsko o bardzo dziwnym smaku poczułem się lepiej, rzec można zacząłem unosić się ponad klepiskiem stajni. Muzyka otaczała mnie zewsząd. Poczułem się naprawdę świetnie wręcz błogo. A gdy nagle przed moimi oczyma pojawiła się uskrzydlona Margherita posyłająca mi zalotne spojrzenia i poruszająca do taktu kastanietami byłem w siódmym niebie. I sam już nie wiem, co było jawą, a co snem.

Koniki mają zabawę Laughing Laughing Laughing
ADA, to opowiadanie jest cudowne Very Happy Te porównania, te barwne metafory Very Happy Wspaniałe, czekam na więcej Very HappyVery HappyVery HappyVery HappyVery HappyVery Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:31, 18 Lip 2016    Temat postu:

Senszen, serdecznie dziękuję za przemiły komentarz. Very Happy
Adam, jako stuprocentowy mężczyzna może jeździć jedynie na stuprocentowym koniu, ale tylko w moim opowiadaniu. W rzeczywistości Sport podobnie jak Buck był wałachem, a Cochise klaczą Laughing Chub w rzeczywistości był pół quarterhorse, ale nigdzie nie znalazłam informacji, czy tak jak Sporta i Bucka dotknęło i jego "kalectwo" Zapewne tak. Konie szczególnie do kręcenia filmów muszą być łagodne.
Jeżeli chodzi o balsam, którym natarł się Hoss to nie mam pojęcia, co w nim było, ale postaram się rozszyfrować jego skład. Wink Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 22:36, 18 Lip 2016    Temat postu:

Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć Smile W naszej wyobraźni wszystkie koniki były... stuprocentowe Smile
Informacja jest jednak bardzo ciekawa, a skład balsamu - może razem coś wymyślimy Wink
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:47, 18 Lip 2016    Temat postu:

Co prawda, to prawda. W naszych opowiadaniach konie naszych idoli to szlachetnej krwi rumaki z powiewającymi na wietrze grzywami Laughing
Senszen, co do składu balsamu liczę na Twoją pomoc. Tak myślę, że w trzecim spotkaniu Chub będzie miał okazję podzielić się swoimi refleksjami na temat tego specyfiku Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:12, 27 Lip 2016    Temat postu:

ADA napisał:
Nawiasem mówiąc Koleżanka Aga zupełnie zapomniała o konikach, a szkoda...

Nie zapomniałam…marne to pocieszenie Surprised
ADA napisał:
Nazywam się Chub i jestem najspokojniejszym, najpokorniejszym koniem pod słońcem, i podpisuję się czterema kopytkami pod słowami mojego uczonego kolegi.

No toż to prawie narcyzm zdaje się. Laughing
ADA napisał:
Mój pan, Hoss Cartwright człowiek gołębiego serca jest potężnym, silnym i ciężkim mężczyzną - wiem coś o tym, bo już od pewnego czasu kręgosłup daje mi się we znaki. Dłonie ma wielkie jak dwa bochny chleba, a jednocześnie te zdawałoby się ogromne ręce są niezwykle delikatne.

Te bochny chleba mnie rozwaliły. Laughing
ADA napisał:
Mój pan przemawiał do mnie czule, poił ciepłym mlekiem, wycierał do sucha słomą. I tak rosłem sobie pod czułą opieką mojego pana... ach, aż łza kręci się mi w oku.

A kręci się, kręci. Very Happy
ADA napisał:
Dziwny z niego koń. Jak na mój gust zbyt dumny. Poezję czyta, a do klaczek zabiera się niczym jego Adam do panienki Emily. Niby taki inteligentny, taki oczytany, a jak przyjdzie, co, do czego, to zachowuje się, jak skończony wałach. No, choćby ostatnio. Naćpał się jakiegoś zielska, miał hallocyncje, czy jakoś tak i do tego obraził tę wyniosłą Rose. Ona też jakaś dziwna, nie to, co moja Margherita. W sekrecie powiem wam, że postanowiłem oświadczyć się jej i nie czekać tak długo, jak Sport.

Cholercia….Chub normalnie przegoni Sporta Shocked a niby tylko o owsie myśli. Rolling Eyes
ADA napisał:
A Adam wciąż taki niezdecydowany. Przebiera, wybiera i jak tak dalej pójdzie zostanie starym kawalerem. Sport jest taki sam. On i jego pan to jedna wielka tajemnica. Dobrali się jak w korcu maku!

Nie oni jedni dobrali się jak w korcu. Wink
ADA napisał:
Hoss na jej widok stanął jak wryty. Mowę mu wprost odjęło. Prawdę mówiąc to nie miało mu, czego odjąć, gdyż mój pan za bardzo wymowny to nie jest.

Słuszne spostrzeżenie. Czyli ….po czym Chub poznał, ze Hoss się zakochał? Rolling Eyes
ADA napisał:
Schudł biedaczek, posmutniał i zaczął mówić sam do siebie. Kiedyś mógł zjeść na raz cztery pieczone kurczaki. Teraz zaledwie trzy, a jaką przy tym robi zbolałą minę.

To zmienia postać rzeczy. Wink
ADA napisał:
Nie powiedział ani słowa, nie zaśmiał się, nie krzyczał, tylko wygramolił się na brzeg, cały w moczarce kanadyjskiej ze wzrokiem, w którym czaił się miłosny obłęd. Mokry kapelusz wcisnął na głowę i wsiadł na mnie taki ociekający wodą i nieszczęściem.

Cały Hoss …normalnie cały Shocked
ADA napisał:
U koni wszystko jest prostsze, jak się kochają to się kochają. Niczego nie komplikują.

Czy aby na pewno? Wink
ADA napisał:
No, chyba, że ma się do czynienia ze Sportem…

Dobrze, że Chub to dodał.
ADA napisał:
Tymczasem muszę coś zjeść. Źle mi się myśli z pustym żołądkiem. Miarka owsa, może dwie i od razu w głowie jaśniej jest.

Nie tylko Chubowi źle się myśli z pustym żołądkiem. Crying or Very sad
ADA napisał:
Ostatnio, gdy się widzieliśmy obiecałem wam, że nie spocznę zanim nie zarżę na ślubie mojego pana. Cóż, muszę was rozczarować. Póki, co nic z tego nie wyszło, a sprawa okazała się trudniejsza niż początkowo przypuszczałem. Jak już wiecie mój pan zapadł na ciężką niemoc spowodowaną przez uroczą Mary Larkin.

A szkoda. Surprised
ADA napisał:
Tylko dzięki poświęceniu jego pana Sport zachował, co miał zachować. Podobno pan Adam powiedział, że nie będzie jeździł na koniu, któremu… to znaczy, z którego chciano zrobić kalekę i tak Sport ocalił swoje największe atuty, które już wyżej wymieniłem.

Ufff…..chociaż póki co to ich zachowanie wiele od wałacha nie odbiega. Wink
ADA napisał:
Spodnie na nim wiszą jak nie przymierzając stara derka na chudej równie starej chabecinie. Je niewiele, ot czasem skubnie sobie dwa może trzy krwiste steki i to wszystko… Mój drogi Hoss często wzdycha i tak sobie myślę, czy aby to nie zaraza piersiowa.*) Jeszcze i tego by brakowało.

Oj, czy Hoss będzie tak wzdychał w nieskończoność? Surprised
ADA napisał:
To, że lubi mojego pana to jasne. Ostatnio powiedziała mu, że jak nie zabierze jej na tańce to obedrze go ze skóry tępym nożem. Urocze, prawda?

Urocze… Laughing
ADA napisał:
I tu Walter mnie zaskoczył, bo o ile Sport zna się na tych tragicznych kawałkach, bądź, co bądź wraz z panem Adamem łyka je jak młody pelikan rybki, to już w przypadku Waltera powołanie się na pana Szekspira wywołało u mnie nieomal dychawicę świszczącą.

Do Waltera nawet pasuje Szekspir Wink
ADA napisał:
Już zastanawiałem się jak to zrobimy, gdy Sport szturchnął mnie łbem i powiedział żebym się nie martwił, bo on zna tajne przejście na tyły sali, w której odbywała się zabawa. Zapytałem skąd może to wiedzieć? A on mi na to, że jego pan nie raz i nie dwa chadzał tam z miłymi pannami, bowiem tańce są niezwykle męczącym zajęciem i żeby nie zatchnąć się należy często odpoczywać, najlepiej w ustronnym miejscu pod szumiącymi drzewami i ugwieżdżonym niebem.

Nie raz i nie dwa…. Adam i Sport prowadzą bujne życie nocne. Very Happy
ADA napisał:
Bredził coś o śmigającej zielonej kurteczce i burzy niesfornych brązowych loków żyjących własnym życiem na głowie jego pana.

Czyli każdy konik w swego pana zapatrzony. Laughing
ADA napisał:
Nagle usłyszałem dziwny trzask. Ściana, o którą byliśmy wsparci zaczęła dziwnie drżeć i w następnej sekundzie, runęła z wielkim hukiem. Tak zaskoczonych ludzkich twarzy jak długo żyję nie widziałem. Potem już nie bardzo wiedziałem, co się dzieje. Jedynie gdzieś z oddali usłyszałem głos mojego pana: spokojnie koniku, spokojnie, wszystko będzie dobrze.

To musiał być bezcenny widok… cztery końskie łby wpatrzone w tańczących. Very Happy
ADA napisał:
A tak przy okazji, widzieliście kiedyś konia z kastanietami?

Nie. Rolling Eyes

ADA świetnie Ci idzie. Czekam na dalsze przemyślenia konika


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:23, 28 Lip 2016    Temat postu:

Aga, podziwiam Cię za wytrwałość i pracowitość oraz dziękuję bardzo za interesujący i miły komentarz. Very Happy
Cytat:
To musiał być bezcenny widok… cztery końskie łby wpatrzone w tańczących. Very Happy

Maleńka korekta - konie były trzy, Buck tzn. Ben nie był na tańcach. Very Happy

Cytat:
Adam i Sport prowadzą bujne życie nocne Very Happy

Tak by się wydawało Wink jednakże tak Sport, jak i jego pan nie przepadają za tańcami, za to za częstym "odpoczynkiem" w świetle księżyca i to w wiadomym towarzystwie i owszem Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 7:23, 28 Lip 2016    Temat postu:

No tak.. trzy.... w głowie zawsze widzę nierozerwalną czwórkę. Embarassed

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:18, 28 Lip 2016    Temat postu:

Aga, ja też widzę cztery koniki, ale tańce to nie w stylu Bucka Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Ady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin