 |
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 23:01, 19 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
ale pamiętasz ADA... my nie zabijamy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 23:14, 19 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
pamiętam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 23:41, 19 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
ADA napisał: | Elizabeth na razie rozpacza po stracie Andy'ego. Tony rozpływa się w mrokach niepamięci |
ADA, chyba coś kręcisz. Rozumiem, że Lizzy boleje nad utratą narzeczonego, ale na pewno nie zapomniała o Tonym. Ten mężczyzna wyzwolił w niej ogromne emocje i nie myślę tu tylko o wdzięczności...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 8:06, 20 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Słyszysz ADA? Mada rację ma... Chyba tworzymy Mada wyjątkowo mały zespół pragnący połączenia Lizzy i Tony'ego? Mało nas... chyba, że kogoś przeoczyłam...
Zastanawia mnie jeszcze coś....skoro Danny to nie Tony, (muszę dojść do siebie po tej rewelacji bo w taki razie wychodzi mi, że Tony to nie stróż prawa, a...bandzior ) a więc skoro Danny i Tony byli razem w bandzie Shanera to powinni się znać? Więc Danny powinien zostać rozpoznany przez Lizzy chyba, że tamta wtedy ogólnie półprzytomna go nie rozpozna, albo chociaż Kimama... a co za tym idzie...Danny powinien coś więcej wiedzieć o Tonym? ADA? Co masz do powiedzenie w tej kwestii? Czy dojdzie do spotkania-oceny Tony'ego? Pamiętajmy, że Adamowi sen z oczu spędzała niewiadoma w kwestii niewinności ukochanej córki, którą to uratował TONY a to nie byle co....prawda?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Sob 11:38, 20 Gru 2014, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 10:49, 20 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Mada, Aga zapewniam Was, że wszystko wyjaśni się w najbliższych odcinkach. Nic więcej nie mogę powiedzieć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 11:39, 20 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Tyle to ja wiem bez Twojej podpowiedzi ADA
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 12:25, 20 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Ale kiedy? Kiedy? .gif)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Sob 12:26, 20 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:46, 21 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
***
James Oliver Whitmore siedział w fotelu i próbował skupić całą swoją uwagę na artykule zamieszczonym w The Daily Dramatic Chronicle*). Ze wszech miar pragnął opanować zdenerwowanie towarzyszące mu od śniadania, a dokładnie od chwili, gdy dowiedział się, że ponownie zostanie dziadkiem. Pozornie nie było w tym nic dziwnego. Jego najstarsza córka Doreen była przecież zamężną kobietą, jednak od dłuższego czasu jej małżeństwo przeżywało kryzys. Doreen nie skarżyła się na męża, ale Whitmore i tak wiedział, że szczególnie ostatnie miesiące były dla niej bardzo ciężkie. Nie przepadał za zięciem i nie miał do niego zaufania. Jego zdaniem Joseph Cartwright był nieodpowiedzialnym, lekkomyślnym człowiekiem. Owszem potrafił być niezwykle czarującym i ujmującym mężczyzną, ale nic poza tym. Szybko nudził się i to widać było w jego związku z Doreen. Choć minęło już tyle lat Whitmore wciąż wyrzucał sobie, że zgodził się na ślub córki z Cartwrightem. Tyle tylko, że piętnaście lat temu wydawało mu się, że ten młody człowiek o urzekającym uśmiechu może dać jego córce poczucie bezpieczeństwa. Ona miała wówczas siedemnaście lat i świata nie widziała poza swoim Joe. Szybko jednak okazało się, że czuły Joe zmienił się w obojętnego Josepha. Narodziny syna, początkowo wywołały prawdziwą euforię u młodego ojca, jednak w krótkim czasie znużony maleństwem zaczął wynajdywać sobie różne wymówki byleby tylko uciec z domu. Mijał rok za rokiem i niby wszystko było w porządku, ale Whitmore czuł, że jego córka jest nieszczęśliwa. Nigdy nie powiedziała tego, wprost, ale on wiedział, że jego dziecko cierpi i wstydzi się do tego przyznać. Gdy więc blisko trzy miesiące temu odebrał list od Doreen, w którym pytała, czy może na dłużej przyjechać w odwiedziny do rodzinnego domu nie wiedział czy bardziej smucić się czy cieszyć. Tymi wątpliwościami podzielił się ze swoją żoną Sylvią, ale ona stwierdziła, że jak zwykle wszystko wyolbrzymia, zamiast cieszyć się z przyjazdu córki i wnuka. Być może tak i było, ale kochał Doreen i Madison ponad życie i gotów był im nieba przychylić. Jak każdy ojciec tak i Whitmore martwił się losem córek. Wciąż nie mógł zrozumieć, dlaczego Doreen pragnie zachować w tajemnicy przed mężem błogosławiony stan. Nawet przez chwilę pomyślał, że może ktoś inny jest ojcem dziecka, ale zaraz przywołał się do porządku. Wszystko to razem dawało mu sporo do myślenia i wreszcie doszedł do wniosku, że jego córka chce odejść od męża. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć to, że postanowiła ukryć przed Josephem ciążę.
Młodsza z córek Madison była również przyczyną jego zmartwień. Piękna, wykształcona panna mimo wielu adoratorów wciąż była sama. Ostatnio odrzuciła oświadczyny beznadziejnie w niej zakochanego Grega Howarda, syna prawnika uznanego i szanowanego w całym San Francisco. Tak, więc Whitmore miał powody do zmartwień i wcale nie cieszyła go perspektywa świątecznej kolacji zwieńczającej Święto Dziękczynienia.
- Tato, czy może podać ci coś do picia – głos Madison wyrwał Whitmore’a z zadumy.
- Dziękuję kochanie. Nie mam na nic ochoty. – Odparł. - Czy twoja mama wróciła już od pani Edison?
- Nie, ale na pewno niedługo przyjedzie. Wybrała się tam z Joe. Wiesz przecież, że wnuk pani Edison stał się jego najlepszym przyjacielem. Chłopcy bardzo polubili się.
- To prawda. W tym wieku chłopcy szybko zawierają przyjaźń. Ciężko im będzie rozstać się, gdy przyjdzie czas powrotu do Ponderosy.
- Raczej to szybko nie nastąpi – powiedziała Madison z rezerwą.
- A jednak … tego się obawiałem. – Whitmore strapiony pokiwał głową. – Doreen nie chce mi powiedzieć prawdy. Czuję, że coś ją bardzo trapi. Madison, jeśli coś wiesz powiedz mi.
- Tato, wolałabym o tym nie mówić. Najlepiej byłoby, gdybyś sam porozmawiał z Doreen.
- Masz rację. To byłoby nie w porządku w stosunku do was obu. Porozmawiam z nią jutro. – Odparł Whitmore uśmiechając się do córki. – A teraz może zdradzisz mi tajemnicę, co zjemy na kolację?
- Tato, ale z ciebie łakomczuch. Nie powiem, bo nie będzie niespodzianki.
- Moja droga, nie wypada tak droczyć się, że swym starym ojcem.
- No, już dobrze tato. Będzie jak zwykle ogromny pieczony indyk, faszerowany tak jak lubisz i polany masłem. Do tego oczywiście sos żurawinowy.
- O tak. Od świtu czuję ten zapach, ale co jeszcze? – spytał Whitmore z błyskiem w oczach.
- Ryby, owoce morza i oczywiście gotowane warzywa. Na koniec, zgodnie z tradycją ciasto dyniowe i specjalnie dla ciebie tato brownie.
- Brzmi świetnie i na pewno równie świetnie będzie smakować – stwierdził Whitmore. – Jeśli mamy punktualnie zasiąść do stołu to najwyższa pora, żeby twoja mama i Joe wreszcie wrócili.
- Nie martw się tato, będą na czas. – W tej właśnie chwili rozległo się kołatanie do drzwi.- O, właśnie idą.
- Pójdę otworzyć – rzekł Whitmore wstając z fotela – a ty Madison idź obudzić siostrę.
James Whitmore uśmiechnął się do córki i energicznym krokiem przeszedł przez korytarz, i z rozmachem otworzył drzwi.
- Nareszcie. Już dłużej nie mogliście … - głos zamarł mu na ustach na widok stojącego w drzwiach męża Doreen.
- Dzień dobry panie Whitmore. - Powiedział Joseph Cartwright. – Przyjechałem po moją żonę i syna.
- Doprawdy? Długo kazałeś na siebie czekać.
- Panie Whitmore, ja nie wiedziałem …
- Trudno mi w to uwierzyć. – odparł z powątpiewaniem.
- To już pana sprawa. – Joseph czuł jak pomału narasta w nim gniew. – Chciałbym zobaczyć się z żoną. Wpuści mnie pan?
- Nie. Doreen źle się czuje i właśnie śpi. Przyjdź jutro. – odparł Whitmore stanowczo.
- Wpuść go tato – dobiegł ich głos Doreen stojącej w głębi korytarza.
***
Siedzieli w salonie naprzeciw siebie. Milczenie stawało się coraz bardziej krepujące. Zdawkowe powitanie i nic poza tym. Joseph nie tego spodziewał się. Gdy w odruchu radości przytulił ją do siebie poczuł, jak sztywnieje w jego ramionach. Chciał ją pocałować. Odwróciła twarz, tak, że jedynie musnął jej policzek. Reakcja żony zaskoczyła go do tego stopnia, że odebrało mu mowę. Siedział bez ruchu wpatrzony w Doreen i czekał na jej choćby jedno słowo. Ona nie zamierzała pierwsza zaczynać rozmowy. Otuliła się tylko szczelniej kaszmirowym szalem i czekała. Joseph nie mogąc znieść przedłużającego się milczenia chrząknął nieznacznie.
- Wybacz, że przyjechałem tak nagle i bez uprzedzenia, ale gdy przedwczoraj dowiedziałem się, że ty i Joe żyjecie natychmiast ruszyłem w podróż do San Francisco. Po tym, co przeżyłem nie mogłem dłużej czekać.
- Przykro mi, że przysporzyliśmy ci zmartwień. – Odparła Doreen obcym, zimnym głosem.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Że ci przykro? Doreen ja odchodziłem od zmysłów. Gdy szeryf Reed przyjechał do Ponderosy i wszystko nam opowiedział nie chciałem mu wierzyć. To było tak nieprawdopodobne. Nawet nie wiesz, jak byłem wdzięczny Opatrzności za wasze ocalenie. To jest nie do opisania, co przeżyłem. Doreen tak bardzo ciebie kocham, ciebie i naszego syna. Wiem, że byłem złym mężem i fatalnym ojcem, ale teraz wszystko zmieni się na lepsze. Zobaczysz zmienię się … już zmieniłem się. Bez was moje życie nie ma sensu. – Powiedział Joseph z przejęciem wpatrując się w żonę.- Jak wrócimy do Ponderosy zrobię wszystko, żebyś była prawdziwie szczęśliwą. Chcesz wybuduję nam dom. Adam na pewno nam pomoże, przecież skończył architekturę. Zaprojektował swój dom i Hossa. Zobaczysz i dla nas zaprojektuje. Przemyślałem sobie parę spraw i teraz wiem, że jeśli chodzi o dzieci miałaś rację. Doreen pragnę mieć z tobą jeszcze jedno dziecko, co ja gadam … tyle ile tylko zapragniemy. Byłem samolubny, nie chciałem zrozumieć twoich potrzeb, ale nie jest jeszcze za późno na to, żebyśmy byli ponownie rodzicami, żebyśmy byli prawdziwą rodziną. Chcę tego, jak niczego innego na tym świecie. Wierzysz mi Doreen?
- Wierzę – gdy to powiedziała uśmiech rozjaśnił twarz Josepha, lecz wraz z tym, co dalej mówiła pomału znikał z jego ust i oczu – wierzę, że w tej właśnie chwili tak myślisz i czujesz. Jednak nie mam pewności, czy za miesiąc może pół roku nie znudzi ci się rola dobrego męża i ojca …
- Doreen, jak możesz tak …
- Nie przerywaj mi, proszę. Załóżmy, że wrócimy do Ponderosy i będzie tak jak mówisz, czy jesteś pewien, że damy radę. Ja, niestety tej pewności nie mam. Dlatego chciałabym na jakiś czas zostać tu, u moich rodziców.
- O czym ty mówisz? – oczy Josepha zrobiły się ogromne, ze zdziwienia.
- O tym mój drogi, że nie wrócę z tobą do Ponderosy. Poza tym Joe zaczął chodzić tu do szkoły. Jest bardzo zdolny i chce się uczyć. Tu w San Francisco poziom nauczania jest wysoki i gwarantuje doskonałe przygotowanie do dalszej nauki. Joe przepada za nową szkołą. Jest lubiany przez nauczycieli i kolegów. Nie mogę mu teraz tego odebrać. – Odparła Doreen konsekwentnie omijając wzrokiem twarz męża, tak jakby bała się, że zobaczy w niej coś, co odwiedzie ją od raz powziętej decyzji.
- Nie pytałaś mnie o zgodę. To mój syn i ja będę decydował, gdzie będzie mieszkał i gdzie będzie uczył się – głos Josepha zadrgał zdenerwowaniem.
- Oczywiście, to jest twój syn, co do tego jesteśmy zgodni, ale już podjęłam decyzję do jakiej szkoły będzie chodził i nic tego nie zmieni.
- Doreen, nie zamierzam się z tobą kłócić. Nie po to tu przyjechałem. Chcę tylko żebyście wrócili ze mną do domu – powiedział Joseph starając się ze wszystkich sił opanować zdenerwowanie.
- Do domu? – spytała z ironią. – Jeśli to kiedykolwiek był nasz dom, to po tym, co usłyszałam na twój temat od pewnych pań goszczących u Anabell Larson już dawno nim przestał być.
Joseph zakrył dłonią usta i z przerażeniem wpatrywał się w Doreen. Wyglądał tak, jakby nie rozumiał jej słów. Jakby nie docierało do niego, że oto właśnie w tej chwili jego małżeństwo rozpada się w pył. To nie mogło być prawdą. Nie teraz, gdy pojął, jak bardzo ją kocha, jak bardzo za nią tęskni.
- Co one ci powiedziały? – z ledwością wydusił z siebie.
- Wolałabym tego nie powtarzać. Nie byliśmy dobrym małżeństwem. Wiedziałam, gdzie wychodzisz nocami i co robisz. Nawet kryłam cię przed twoim zapatrzonym w ciebie ojcem. Nigdy jednak nie spodziewałam się, że będę obiektem twoich kpin, że będę porównywana z takimi paniami i to, przez kogo, przez własnego męża. Powiedz, czy wszystkim już rozgłosiłeś, jaka ze mnie kiepska żona … - w oczach Doreen zalśniły łzy.
- To nieprawda. Nigdy nie powiedziałem złego słowa pod twoim adresem.
- Tak? To przypomnij sobie jak wyglądały nasze ostatnie rozmowy, a właściwie kłótnie? Josephie czy ty naprawdę masz mnie za skończoną idiotkę? – spytała głęboko oddychając.
- Proszę nie mów tak. Nie byłem idealny, ale nie mógłbym tak myśleć o matce mojego jedynego dziecka.
- Na szczęście jedynego dziecka – odparła Doreen. – Dalsza rozmowa nie ma sensu. Skończmy ją. I tak już zbyt wiele zostało powiedziane.
- Proszę, cię Doreen jedź ze mną do domu – powiedział Joseph głosem drżącym od łez.
- Nie rozumiesz, czy udajesz? Nigdzie z tobą nie pojadę. – Odparła przyglądając się swojemu mężowi i nagle uświadomiła sobie, że nie mogła w nim odnaleźć tego, co kiedyś powodowało, że tak bezkrytycznie ufała mu i kochała. Poczuła ogromna siłę i patrząc Josephowi prosto w oczy powiedziała – gdy kochasz wierzysz, że tej miłości starczy na całe życie. Nam jej nie starczyło. Nie chcę być samotna, a miłość bez wzajemności na to właśnie nas skazuje.
- Ale przecież ja cię kocham. – Wyszeptał z ledwością, czując jak zasycha mu w ustach z przerażenia.
- Jeśli faktycznie tak jest to pozwolisz mi odejść – odparła z dumnie uniesiona głową. Joseph chciał coś jeszcze powiedzieć, ale napotkawszy wzrok żony, obcy i zupełnie nie przypominający jego dawnej Doreen pochylił tylko głowę. Ona dostrzegła w jego bujnej czuprynie srebrzące się gdzieniegdzie siwe pasemka włosów. Widok ten niepomiernie ją zaskoczył. Kiedy on tak osiwiał - pomyślała zdziwiona.
- Dobrze, będzie jak sobie życzysz, moja droga. – Głos Josepha dochodził do niej jakby zza ściany. Dziwnie szumiało jej w głowie, a potem wszystko, co ją otaczało zlało się w jeden czarny punkt.
***
___________________________________________________________
*)The Daily Dramatic Chronicle obecnie The San Francisco Chronicle codzienna gazeta założona 16 stycznia 1865 r. przez nastoletnich braci Charles de Young and Michael H. de Young. Jest jedną z najstarszych gazet w San Francisco i całej Kalifornii.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pon 19:47, 22 Gru 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:46, 21 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
O matko! ADA a to Ci niespodzianka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:26, 21 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Aga, będziesz miała co czytać w tramwaju.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18574
Przeczytał: 4 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 8:55, 22 Gru 2014 Temat postu: Droga do nieba |
|
|
Jej ,Doren rzeczywiście już nie kocha Joe.. szkoda mi go jednak.
Polubiłam teścia Joe ,taki prawdziwy ojciec.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 9:04, 22 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Ze wszech miar pragnął opanować zdenerwowanie towarzyszące mu od śniadania, a dokładnie od chwili, gdy dowiedział się, że ponownie zostanie dziadkiem. |
Zupełnie zrozumiałe i usprawiedliwione emocje.
Cytat: | Nie przepadał za zięciem i nie miał do niego zaufania. Jego zdaniem Joseph Cartwright był nieodpowiedzialnym, lekkomyślnym człowiekiem. |
Większość teściów uważa zięciów za niegodnych ich córek. Niestety, część z nich ma rację
Cytat: | Owszem potrafił być niezwykle czarującym i ujmującym mężczyzną, ale nic poza tym. Szybko nudził się i to widać było w jego związku z Doreen. |
Niestety, okazało się, że … Joe jest właśnie takim człowiekiem
Cytat: | Jak każdy ojciec tak i Whitmore martwił się losem córek. Wciąż nie mógł zrozumieć, dlaczego Doreen pragnie zachować w tajemnicy przed mężem błogosławiony stan. Nawet przez chwilę pomyślał, że może ktoś inny jest ojcem dziecka, ale zaraz przywołał się do porządku. Wszystko to razem dawało mu sporo do myślenia i wreszcie doszedł do wniosku, że jego córka chce odejść od męża. |
Słuszny wniosek. Jak wiele Doreen musiała przejść, żeby się na to zdecydować? Rozstanie z mężem w tamtych czasach rzadko się zdarzało.
Cytat: | Młodsza z córek Madison była również przyczyną jego zmartwień. Piękna, wykształcona panna mimo wielu adoratorów wciąż była sama. |
Pewnie nie chciała tak jak siostra trafić na bawidamka …
Cytat: | Porozmawiam z nią jutro. – Odparł Whitmore uśmiechając się do córki. |
Ciekawe, czego się dowie?
Cytat: | James Whitmore uśmiechnął się do córki i energicznym krokiem przeszedł przez korytarz, i z rozmachem otworzył drzwi.
- Nareszcie. Już dłużej nie mogliście … - głos zamarł mu na ustach na widok stojącego w drzwiach męża Doreen.
- Dzień dobry panie Whitmore. - Powiedział Joseph Cartwright. – Przyjechałem po moją żonę i syna. |
A to niespodzianka
Cytat: | - Doprawdy? Długo kazałeś na siebie czekać.
- Panie Whitmore, ja nie wiedziałem …
- Trudno mi w to uwierzyć. – odparł z powątpiewaniem. |
Rzeczywiście. Joe nie wiedział, ale nie na tym problem polega … Doreen za to wie, że nie chce już być z Joe …
Cytat: | Zdawkowe powitanie i nic poza tym. Joseph nie tego spodziewał się. Gdy w odruchu radości przytulił ją do siebie poczuł, jak sztywnieje w jego ramionach. Chciał ją pocałować. Odwróciła twarz, tak, że jedynie musnął jej policzek. Reakcja żony zaskoczyła go do tego stopnia, że odebrało mu mowę. Siedział bez ruchu wpatrzony w Doreen i czekał na jej choćby jedno słowo. |
A on myślał, że Doreen rzuci mu się na szyję i zacznie obsypywać pocałunkami?
Cytat: | Po tym, co przeżyłem nie mogłem dłużej czekać.
- Przykro mi, że przysporzyliśmy ci zmartwień. – Odparła Doreen obcym, zimnym głosem.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Że ci przykro? |
Czyżby Joe nie pamiętał czasów, kiedy to Doreen było przykro?
Cytat: | Nawet nie wiesz, jak byłem wdzięczny Opatrzności za wasze ocalenie. |
Opatrzność swoją droga, ale to szeryf Reed wymyślił ten plan Dlaczego Joe o nim nie wspomina? Z wdzięcznością.
Cytat: | Doreen tak bardzo ciebie kocham, ciebie i naszego syna. Wiem, że byłem złym mężem i fatalnym ojcem, ale teraz wszystko zmieni się na lepsze. Zobaczysz zmienię się … już zmieniłem się. Bez was moje życie nie ma sensu. – Powiedział Joseph z przejęciem wpatrując się w żonę.- Jak wrócimy do Ponderosy zrobię wszystko, żebyś była prawdziwie szczęśliwą. Chcesz wybuduję nam dom. |
Obiecanki … Doreen chyba kiedyś to już słyszała … nie sądzę, żeby uwierzyła.
Cytat: | - Wierzę – gdy to powiedziała uśmiech rozjaśnił twarz Josepha, lecz wraz z tym, co dalej mówiła pomału znikał z jego ust i oczu – wierzę, że w tej właśnie chwili tak myślisz i czujesz. Jednak nie mam pewności, czy za miesiąc może pół roku nie znudzi ci się rola dobrego męża i ojca … |
Chyba dobrze go zna … jego charakter, zmienność uczuć … nie chce przez to ponownie przechodzić.
Cytat: | Poza tym Joe zaczął chodzić tu do szkoły. Jest bardzo zdolny i chce się uczyć. Tu w San Francisco poziom nauczania jest wysoki i gwarantuje doskonałe przygotowanie do dalszej nauki. Joe przepada za nową szkołą. Jest lubiany przez nauczycieli i kolegów. Nie mogę mu teraz tego odebrać. |
Dla Doreen liczy się głównie dobro synka.
Cytat: | Do domu? – spytała z ironią. – Jeśli to kiedykolwiek był nasz dom, to po tym, co usłyszałam na twój temat od pewnych pań goszczących u Anabell Larson już dawno nim przestał być. |
I tym tekstem go załatwiła
Cytat: | - Nie rozumiesz, czy udajesz? Nigdzie z tobą nie pojadę. – Odparła przyglądając się swojemu mężowi i nagle uświadomiła sobie, że nie mogła w nim odnaleźć tego, co kiedyś powodowało, że tak bezkrytycznie ufała mu i kochała. |
I po ptokach. Joe stracił żonę … Sam jest sobie winien. Może w następnym związku będzie rozsądniejszy …
Cytat: | Ona dostrzegła w jego bujnej czuprynie srebrzące się gdzieniegdzie siwe pasemka włosów. Widok ten niepomiernie ją zaskoczył. Kiedy on tak osiwiał - pomyślała zdziwiona. |
Sa dwie możliwe przyczyny – albo rozpusta, albo rozpacz … do wyboru
Mam nadzieję, że omdlenie Doreen to nic powaznego. To się często zdarza w tym stanie. Joe troszeczkę mi szkoda. Tylko troszeczkę, bo jednak sporo zawinił. No i ciekawe, czy siostra Doreen znajdzie kogoś sympatycznego? I co z uczuciem szeryfa Reeda? A Lizzy? Czy spotka Tony'ego?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pon 9:05, 22 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 9:47, 22 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Zorino teść Joe właśnie taki miał być, ciepły, rodzinny, kochający córki
Ewelina Cytat: | Słuszny wniosek. Jak wiele Doreen musiała przejść, żeby się na to zdecydować? Rozstanie z mężem w tamtych czasach rzadko się zdarzało. |
I tu właściwie mam problem. Faktycznie w XIX w rozwód to było prawdziwe wyzwanie, choć jak czytałam to właśnie w Nevadzie najłatwiej było go uzyskać. Waham się co zrobić z Doreen i Joe. Na razie jest to kwestia otwarta.
Cytat: | No i ciekawe, czy siostra Doreen znajdzie kogoś sympatycznego? I co z uczuciem szeryfa Reeda? |
Chyba coś dla niech znalazłam
Dziękuję, za bardzo miłe komentarze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:10, 22 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Doreen i Joe? To już nie jest związek ... rozdzielić ich najlepiej ... to, co wyprawiał zawsze będzie w nich tkwiło jak zadra. Zresztą Joe często zmienia postanowienia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:47, 22 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
ADA napisał: | ***
James Oliver Whitmore siedział w fotelu i próbował skupić całą swoją uwagę na artykule zamieszczonym w The Daily Dramatic Chronicle*). Ze wszech miar pragnął opanować zdenerwowanie towarzyszące mu od śniadania, a dokładnie od chwili, gdy dowiedział się, że ponownie zostanie dziadkiem. Pozornie nie było w tym nic dziwnego. Jego najstarsza córka Doreen była przecież zamężną kobietą, jednak od dłuższego czasu jej małżeństwo przeżywało kryzys. |
Oto poznaliśmy ojca Doreen, bardzo ciepłego ojca, dbającego o córki i martwiącego się ich losem. Fajnie wyszedł Ci ten obrazek. Jego przemyślenia pełne wątpliwości.
ADA napisał: |
Wszystko to razem dawało mu sporo do myślenia i wreszcie doszedł do wniosku, że jego córka chce odejść od męża. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć to, że postanowiła ukryć przed Josephem ciążę. |
Wnioski całkiem prawdopodobne. A po rozmowie z Madison, która starała się nie wsypać siostry chyba utwierdził się w domysłach.
ADA napisał: |
James Whitmore uśmiechnął się do córki i energicznym krokiem przeszedł przez korytarz, i z rozmachem otworzył drzwi.
- Nareszcie. Już dłużej nie mogliście … - głos zamarł mu na ustach na widok stojącego w drzwiach męża Doreen.
- Dzień dobry panie Whitmore. - Powiedział Joseph Cartwright. – Przyjechałem po moją żonę i syna. |
A to ci niespodzianka...a Joe jaki bezpardonowy.
ADA napisał: |
Siedzieli w salonie naprzeciw siebie. Milczenie stawało się coraz bardziej krepujące. Zdawkowe powitanie i nic poza tym. Joseph nie tego spodziewał się. Gdy w odruchu radości przytulił ją do siebie poczuł, jak sztywnieje w jego ramionach. Chciał ją pocałować. Odwróciła twarz, tak, że jedynie musnął jej policzek. Reakcja żony zaskoczyła go do tego stopnia, że odebrało mu mowę. Siedział bez ruchu wpatrzony w Doreen i czekał na jej choćby jedno słowo. |
To Joe omal karku nie złamał, konia popędzał w boksie opłaconego zostawił, a teraz siedzą jak na Sądzie Ostatecznym....
ADA napisał: | - Wierzysz mi Doreen?
- Wierzę – gdy to powiedziała uśmiech rozjaśnił twarz Josepha, lecz wraz z tym, co dalej mówiła pomału znikał z jego ust i oczu – wierzę, że w tej właśnie chwili tak myślisz i czujesz. Jednak nie mam pewności, czy za miesiąc może pół roku nie znudzi ci się rola dobrego męża i ojca … |
Jakby nie patrząc Doreen rozgryzła męża.... Miałam mieszane uczucia co do rozejścia się małżonków, ale teraz ...jakieś takie przygnębienie mnie ogarnęło.....
ADA napisał: |
- Co one ci powiedziały? – z ledwością wydusił z siebie. |
Jeszcze się łudziłam, że to plotki, ale to zdanie rozwiało moje wątpliwości, Joe zdradzał....
ADA napisał: |
- Ale przecież ja cię kocham. – Wyszeptał z ledwością, czując jak zasycha mu w ustach z przerażenia.
- Jeśli faktycznie tak jest to pozwolisz mi odejść |
O na taką szlachetność trudno się zdobyć....odejść kochanej osobie...
Strasznie smutny odcinek, potrafisz wprowadzić czytelnika w nastrój adekwatny do sytuacji. To trudna sztuka.
ADA ... cóż poruszyłaś przygnębiający temat, jeden z takich nieuniknionych i nie do naprawienia. Rozwód jakkolwiek nazwać będzie nam ten stan rozłamu rodziny zawsze rykoszetem odbija się na innych członkach rodziny zwłaszcza dzieciach. Mam nadzieję, że synek Doreen i małego Joe jakoś to przyjmie.
Czekam z niepokojem na inne rewelacje, może odrobinę weselsze takie....niosące nadzieję? Teraz to juz chyba z górki co?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|