Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rozczarowania i radości
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Eweliny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:29, 09 Paź 2021    Temat postu:

Towarzystwo zebrane w salonie zamarło. Do pokoju wszedł Adam Cartwright. Stanął w progu zaskoczony zapadłą ciszą. Spojrzał na obecnych tam ludzi i zamarł. Na krótko. Kiedy odzyskał mowę to wydobył z siebie gromkie –Witam wszystkich.
Odpowiedziała m cisza. Po chwili, towarzystwo odzyskało głos. Kilka osób odpowiedziało na przywitanie, a dwie obsypały go pytaniami.
Zdezorientowany Adam przez chwilę zastanawiał się, czy ma przedstawić się nieznajomym starszym panom, czy odpowiadać na kolejne pytania zadawane mu przez Laurę i Lil. Podjął decyzję – Witam wszystkich. Jestem Cartwright. Adam Cartwright – przedstawił się. Dwaj starsi panowie z uwagą go obserwowali.
Niestety ciotka Lil nie rezygnowała i ponowiła pytanie
-Adam! Co tu robisz? Wtórowała jej Laura –Adam! Po co tu przyszedłeś?
Zagadnięty gość pogodnie odpowiedział - przyszedłem odwiedzić pannę Mary i pannę Elizabeth.
-Ale po co? – nietaktownie wypytywały rozwścieczone niewiasty –U nas już trzy tygodnie nie byłeś!.
-Laura! Jestem dorosły i mogę odwiedzać kogo chcę z powodów z których nie muszę się tłumaczyć. Jeśli chodzi o odwiedziny w twoim domu, to przypominam ci, że ostatnio nie byłem tam mile widziany, co dano mi odczuć.
-Jak widać zbytnio to cię nie zmartwiło – wycedziła Laura.
-Istotnie, nie zmartwiło – potwierdził Adam. Starsi panowie z uwagą przysłuchiwali się tej rozmowie. Zauważyli spojrzenia, jakimi ich ulubienica obrzucała przybysza. Mary oprzytomniawszy dokonała prezentacji. Adam obrzucił uważnym spojrzeniem obu starszych panów. Ci również m się przyglądali.
Głos zabrał Douglas – Czy jest pan poganiaczem bydła? – zapytał. Malcolm chrząknął z zakłopotaniem, chcąc zagłuszyć kolejną gafę brata. Adam uśmiechnął się
-Kiedy trzeba zajmuję się poganianiem bydła, ale tak ogólnie jestem ranczerem.
-Czyli … rolnik? Uprawa roli? Siew, orka itd. – drążył temat Douglas. Malcolm kolejny raz poczęstował brata kuksańcem.
-Praca na ranczo, to chyba niezupełnie praca na roli – Malcolm chciał nieco zatuszować gafę brata. Adam cierpliwie wyjaśniał – oczywiście, nie to samo. Ja nie uprawiam zboża, ale razem z moim ojcem i braćmi hodujemy bydło.
Douglas nachylił się do ucha jednej z panien Stewart
-A duże oni mają to ranczo? –zapytał teatralnym szeptem.
-Dość duże, liczy około 640 000 akrów (2600 km2) To rodzinne ranczo, gospodarują tam Ben Cartwright i jego trzej synowie – Adam, Hoss i Joe – odszepnęła Stewartówna.
-O! To spore, spore … a opłaca się im to hodowanie bydła? – dociekał mniej taktowny z braci.
-Wiążemy koniec z końcem – odpowiedział Adam uważnie przysłuchujący się tej wymianie zdań.
-Khm! – chrząknął Malcolm nieco zakłopotany, Douglas jednak nie tracił rezonu.
-A czy jest jakaś pani Cartwright? – spytał.
-Nie ma pani Cartwright, mój ojciec jest wdowcem, a ja i moi dwaj bracia jesteśmy kawalerami.
-Jak to? I żadna dzierlatka żadnego z was nie usidliła? – Douglas zdziwił się.
-Do tej pory żadnej się nie udało – zażartował Adam – ale oczywiście, kiedy spotkamy tę jedyną, wymarzoną, to z pewnością damy się poskromić.
-Hm! A jakie cechy ma posiadać ta wybranka? – Douglas był konsekwentny w swoich dociekaniach. Panny Stewart nadstawiły czujnie uszy.
-Myślę, że powinna posiadać wiele cech. Chciałbym, żeby była inteligentna, lubiła czytać książki, słuchać muzyki, mieć pogodne usposobienie, poczucie humoru, lubić przyrodę …
-A majątek? Ma być bogata? – Douglas udowadniał, że jest mistrzem gaf towarzyskich.
-Majątek? Nie, nie musi być zamożna, to mężczyzna powinien zapewnić byt rodzinie – godnie odparł Adam.
-A uroda? Musi być pięknością? Obycie towarzyskie? Też pożądane?
-Nie musi być pięknością obytą w towarzystwie. Wystarczy, jeśli będzie miała sympatyczny wygląd i uroczy uśmiech – podsumował Adam.
-To rzeczywiście niewiele panien i kobiet odpowiada tym warunkom – ocenił sytuację Douglas. Lil i Laura solidarnie zacisnęły usta i wyglądały na bardzo niezadowolone.
-Do tej pory to raczej gustowałeś w pięknych kobietach o niekoniecznie nienagannej reputacji – wypuściła zatrutą strzałę Lil.
-Owszem, zdarzało mi się, nie przeczę, ale uważam, że to był błąd – przyznał się Adam.
-Ma pani kogoś na myśli? – Douglas był dzisiaj w swoim żywiole.
-No … między innymi Sue Ellen Terry – odpowiedziała Lil
-A pani siostrzenica? Jak zrozumiałem … też spotykała się z nim – drążył temat Douglas. Lil spurpurowiała – Laura nie należy do takiego rodzaju kobiet. Jest wdową o nienagannej reputacji – ciągnęła ogarnięta furią. Od strony panien Stewart dobiegł cichutki chichot.
-Laurze nie można niczego zarzucić – dodała i potoczyła wzrokiem po zebranych.
-On nie zarzuca, on tylko pyta – Malcolm usiłował kolejny raz zatuszować nietakt brata. Z mizernym skutkiem.
-Samo pytanie jest nietaktem – wrzasnęła wyprowadzona z równowagi Lil.
-Tak, zabierał mnie i Peggy na pikniki, a teraz … urwała Laura i z wyrzutem popatrzyła na Adama.
-A teraz zauważyłem, że bardziej cię interesuje mój kuzyn Will – z przekąsem zauważył Adam – o tym oszuście kolejowym nie wspomnę, ale też byłaś nim zachwycona. Cóż, twój wybór – podsumował.
Lil i Laura jak na komendę wstały z kanapy i zgodnie oświadczyły – wychodzimy! Żegnamy! Wyszły. Lil mruczała pod nosem coś o wrednym, starym dziadzie i bostońskich intrygantkach. Atmosfera w salonie zdecydowanie się oczyściła pomimo niezbyt fortunnej wymiany zdań pomiędzy Laurą, Lil i Adamem. Ten ostatni był mocno zażenowany omawianiem jego przeszłości i osobistych spraw w salonie, przy obcych ludziach, a zwłaszcza przy Elizabeth i jej dociekliwych wujach.
-Cóż, baba z wozu … zaczął Douglas, lecz urwał po szturchańcu Malcolma – będę miał cały bok w siniakach – jęknął z wyrzutem.
-To trzymaj gębę na kłódkę, albo pomyśl, zanim coś powiesz – mruknął Malcolm.
-Ale ja mówię, to co myślę, nie umiem kłamać – tłumaczył się Douglas – to nie moja wina, że komuś się może to nie podobać. Przecież te suknie naprawdę widziałem na wystawie kilka lat temu … no, może podobne, ale bardzo podobne – ciągnął – a i te damy też nie pierwszej młodości, jedna w średnim wieku, a druga przecież wdowa, z dzieckiem, to i nie ma osiemnastu lat przecież.
-Douglas, lepiej już nic nie mów dzisiaj – jęknął Malcolm i przepraszająco zerknął na Stewartówny duszące się ze śmiechu. Również Adam z trudem powstrzymywał się od śmiechu. Starsi panowie, pomimo niewątpliwie popełnianych gaf wydali mu się sympatyczni. Rzucało się w oczy to, że uwielbiali Elizabeth. Cóż, z jednej strony to była zaleta, z drugie? Każdy będzie nie dość dobry dla ukochanej ciotecznej wnuczki. A on miał zamiar zaprosić Elizabeth na piknik i pokazać jej uroki Ponderosy. W planach miał również zaproszenie jej na niedzielny obiad. Po tekstach Lil i Laury o piknikowych wyjazdach zaproszenie takie może spotkać się z odmową … ba! Nawet z oburzeniem lub obrażeniem się.
-Może jeszcze szarlotki? – Mary usiłowała zmienić temat
-A chętnie, bardzo dobra szarlotka – pochwalił Douglas i spojrzał na brata, czy ten docenia jego starania. Malcolm aprobująco skinął głową.
-Bardzo dobre ciasto – ponownie pochwalił wypiek Douglas – a wiecie, że ja nigdy nie widziałem prawdziwych kowboi przy pracy, ani stada bydła … urwał zachęcająco
-W takim razie będę miał przyjemność zaproszenia panów i panny Elizabeth do Ponderosy, chętnie pokażę wszystko, co panów interesuje
-A to chętnie skorzystamy – ucieszył się Malcolm - może i Lizzie poświęci się i będzie nam towarzyszyć. Lizzie, nie wypada odmawiać, skoro pan tak uprzejmie zaprasza? Ja też nie widziałem kowboi – dodał.
-Oczywiście, chętnie się tam wybiorę, choć bardziej chciałabym zobaczyć to słynne jezioro Tahoe – ucieszyła się Lizzie i obdarzyła niesfornych wujaszków wdzięcznym spojrzeniem i uśmiechem.
Douglas nie byłby sobą, gdyby skończył rozmowę bez popełnienia kolejnego nietaktu
-Czyli ta hodowla bydła jest opłacalna, ale w razie jakiejś zarazy, czy suszy, to macie jakieś zabezpieczenie, czy plajtujecie? Jak to u was wygląda?
-Mamy jeszcze udziały w kilku kopalniach srebra, bardzo zyskowne oraz dochód ze sprzedaży drewna. Ponderosa, to w dużej części lasy, w których rosną drzewa, przez nas wycinane. Na drewno jest bardzo duży popyt, kupują je od nas zarówno kopalnie, jak i towarzystwo budowy kolei.
-Hm! To wspaniale!– Z uznaniem mruknął Douglas, lecz tym razem nie otrzymał kuksańca od lepiej wychowanego brata.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:59, 09 Paź 2021    Temat postu: Rozczarowania i radości

Adama nie rozumiem, po co zawraca Laurze głowie, daje nadzieję, skoro nie chciał się z nią żenić ?
Wujaszkowie rozwalają system.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:39, 09 Paź 2021    Temat postu:

Niekoniecznie, to raczej Laura była niezdecydowana, czy bardziej lubi Adama, czy innych facetów.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:06, 11 Lis 2021    Temat postu:

Hoss stał obok stołu i oglądał swoją rękę. Zranioną, zakrwawioną i obolałą. Co mnie podkusiło do kupna tego potwora? – westchnął i spojrzał na klatkę, w której czaił się ów potwór – duża papuga, inteligentna, rozmowna, jak zapewniał sprzedawca. Niestety, sprytny przekupień nie określił tematów najczęściej poruszanych przez papugę. Nie uprzedził również, że ptak bywa agresywny, jeśli jest z czegoś niezadowolony. Hoss odczuł to na własnej skórze, a raczej na własnej dłoni, w którą papuga wymierzyła solidny cios dziobem. Rozmowna też była, ale Hoss nie był pewien, czy jej słownictwo spotka się z aprobatą pa. Właściwie to był pewien, że … nie pa to się nie spodoba. Papuga biegle przeklinała w trzech językach. Niektórych słów to nawet on nie znał, ale był pewien, że nie są to przyzwoite słowa. Cóż, chciał mieć egzotyczne zwierzątko, ozdobę salonu dla pa, a zyskał? … raczej nie ozdobę. Rozważania przerwało mu wejście ojca, któremu towarzyszyła ciotka Lil. Hoss zdrętwiał, chciał narzucić koc na klatkę z papugą, ale Lil zaszczebiotała – papużka! Jaka śliczna – i cmoknęła zachęcająco do ptaka. Ben znając miłość Hossa do zwierzątek mruknął z aprobatą – dobry pomysł, ładny ptaszek. Zdrętwiały ze strachu Hoss coś odmruknął. Nie usłyszano go, ponieważ papuga rozdarła się – Głupia pinda, gruba krowa, putana, putain, koczkodan!. Po chwili rozległ się odgłos uderzenia. To Lil spoliczkowała oszołomionego Bena mówiąc – brutal, cham, ordynus … Ben wybełkotał, że to nie on, że to papuga … ale rozwścieczona Lil trzasnęła drzwiami przy wyjściu i jeszcze na dworze słychać było jej obelgi pod adresem całej rodziny.
-Hoss! Co to za ptaszysko i skąd go masz? – spytał Ben.
-To papuga, pa.
-Widzę! – wycedził Ben – ale co ona robi w naszym domu?
-Pa, ten ptak wyciągał kartki z wróżbami, bardzo mi się podobał i … kupiłem go – jękliwie tłumaczył się Hoss.
-A rana na twojej ręce?
-Ona jeszcze nie wiedziała kim jestem i dziobnęła mnie – tłumaczył agresorkę średni syn Bena.
-Hm! Jakby wiedziała, to nie dziobnęłaby?
-Nie wiem pa – Hoss był uczciwy i nie znosił kłamstwa. Do salonu wszedł Joe
-O! jaki ładny ptaszek – zachwycił się papugą. Ben zacisnął zęby.
-Papużko, papużko, powiedz coś – grzecznie poprosił Joe
-Będziesz łysy! Będziesz łysy – wychrypiała na cały głos papuga – Włosy wypadną! Włosy wypadną. Pryszcze! Pryszcze!…
-Pa! Co to za potwór? – ze zgrozą zapytał Joe i pognał do lustra, żeby sprawdzić stan swojej czupryny, z której był tak dumny i gładkość cery, z której również był dumny..
-Ostrzyc go! Ostrzyc go - wrzeszczała papuga.
-Ten ptak nie jest taki głupi – stwierdził Ben – Joe, już dawno powinieneś pójść do fryzjera,
-Pa, proponuję, żeby Hop Sing ugotował z niej rosół – stwierdził Joe i umknął do swojego pokoju. Papuga przekrzywiła łepek i zmierzyła Bena krytycznym spojrzeniem.
-A ty co mi się tak przyglądasz? – Ben usiłował nawiązać rozmowę.
-Głupi Ben! Głupi Ben! – wrzasnęła papuga – Krowy zdechną! Krowy zdechną! Przyjdzie komornik! Przyjdzie komornik. Zabierze forsę – zawodziła.
-Milcz! Ty … głupi ptaku – ryknął rozwścieczony patriarcha rodu.
-A wała! Nie będę milczała – odkrzyknęła mu papuga – Głupi ćwok!
-Hoss, ona mi ubliża – ze zgrozą zauważył Ben – zrób coś z tym ptakiem.
-Pa, tu tylko Adam może pomóc- stwierdził Hoss.
-Adam!!! Adam!!! – ryk Bena słychać było w całym obejściu. Po chwili zjawił się Adam zaciekawiony, dlaczego jest tak pilnie potrzebny pa.
-Adam! Zrób coś z tym ptaszyskiem – zarządził Ben.
-A co ja mam z nim zrobić. Klatka może stać w salonie, to nawet dość elegancko wygląda – ocenił Adam
-Nie powiedziałbym, że elegancko – wycedził Ben – jej słownictwo … tu przerwał mu wrzask papugi
-Baran! Baran! Głupi Ben! Głupi Ben! Fuck you! Fuck you!
-Pa! Ona przeklina – niezbyt odkrywczo stwierdził Adam
-Ona przeklina w trzech językach – westchnął Hoss – Adam, zrób coś. Powiedz jej …
-Co mam jej powiedzieć? Żeby przeklinała tylko po angielsku? – zapytał Adam z właściwym dla niego poczuciem humoru.
-No, żeby nie przeklinała i żeby nie ubliżała ludziom – poprosił Ben.
-Właśnie, ciotka Lil spoliczkowała dzisiaj pa – westchnął Hoss
-A co jej pa zrobił? – dociekał Adam
-Pa nic, ale papuga nazwała ją głupią pindą – i … jeszcze gorzej, Po hiszpańsku i po francusku – dodał Hoss.
-Ciekawe. Papuga zawiniła, a pa oberwał – mina Adama nie świadczyła o wielkim oburzeniu. Raczej był rozbawiony. Papuga uważnie popatrzyła na nowego człowieka, który pojawił się w jej otoczeniu. Otworzyła dziób i Cartwrightowie usłyszeli pierwsze słowa pieśni Dixie oraz okrzyki: Górą Konfederacja! Śmierć jankesom!.
Adam tego nie wytrzymał i syknął – zamknij dziób rebeliantko.
Papuga jeszcze raz zerknęła na niego i wydała z siebie kolejne pro konfederackie okrzyki. Adam zamachnął się pozorując atak na klatkę z niesfornym ptakiem.
Papuga wrzasnęła - Będziesz tatą! Będziesz tatą!
Ben spojrzał podejrzliwie na syna – Adam! Czy ja o czymś powinienem wiedzieć?
-Pa! To tylko głupi ptak – tłumaczył się Adam, w myślach śledząc historię swoich ostatnich kontaktów z kobietami – ona nie wie co mówi – zapewnił.
-Hm! Tego nie jestem pewny, z Joe trafiła – zachichotał pa.
-Pa, nie wiem, co z nią zrobić. Za jej poglądy polityczne mogą nas wsadzić do więzienia. Przecież u nas nie popiera się konfederacji! Jestem jankesem! – dowodził Adam.
-Głupi Lincoln! Głupi Lincoln! – wrzeszczała papuga.
-Widzi pa? Jeszcze krytykuje prezydenta - zgorszył się Adam.
-Adam! Zrób coś- jęknął znękany Hoss.
-Grubas! Grubas! – papuga była w swoim żywiole - Dieta! Dieta! Ser! Ser! Dupa! Dupa! – te słowa trafiały w najbardziej narażoną na ciosy część jestestwa Hossa - Zagłodzić go! Zagłodzić go. Hoss był załamany.
-Pa, ja nie wiem, jak mógłbym zmienić jej orientację polityczną? – zastanowił się Adam – a Hoss mógłby rzeczywiście nieco schudnąć. Nie zaszkodziłoby mu to.
-Schudnąć? – Hoss był coraz bardziej załamany i w duchu przeklinał swój pomysł nabycia kolejnego zwierzątka.
-A co powiedziała Joe? – Adam zręcznie zmienił temat.
-Jak to co? Że wyłysieje i będzie miał pryszcze – parsknął śmiechem Ben – i że powinien się ostrzyc – dodał.
-No to trafiła – podsumował Adam – chociaż z łysieniem? Joe chyba był spanikowany.
-O tak! I od razu zaproponował, żeby z niej zrobić rosół.
-Adam … A z tym … co o tobie powiedziała … trafiła? – Ben starał się nie urazić pierworodnego, nie rezygnując z dociekania prawdy.
-Pa, kiedyś pewnie zostanę tatą, ale nie dzisiaj … tak mniemam. Chociaż owszem, mam coś … a raczej kogoś na oku. A! Będę miał gości, w niedzielę. Młoda dama i dwaj starsi panowie. Tylko co zrobimy z tym ptakiem? Przecież ona może … tu urwał, przerażony możliwościami elokwentnego ptaszyska.
-Klatkę z papugą wystawimy … – Ben zastanowił się i w tym momencie do salonu wszedł Hop Sing.
-Piękny ptak. Dużo szczęścia, dużo szczęścia – zapewnił i wykonał pokłon przed klatką.
-Witaj! Witaj! Dzień dobry! Dzień dobry – powitała go papuga.
-Lubi go i nie przeklina – zdziwił się Ben – może przestawimy klatkę do kuchni? – zastanowił się – nie będzie jej słychać w pokojach, a szczęścia nie można lekceważyć – zażartował.
-O tak. Bardzo dobry pomysł – poparł go Hop Sing – Bardzo dobry.
– A jak ptak będzie niegrzeczny, to zrobimy rosołek – dodał Ben.
-


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:02, 11 Lis 2021    Temat postu: Rozczarowania i radości

Wesoły odcinek z tą niesforną papugą.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:09, 11 Lis 2021    Temat postu:

Tak, ptaszek trochę narozrabiał Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:10, 28 Sty 2022    Temat postu:

W Ponderosie życie toczyło się spokojnie. Raczej spokojnie, ponieważ nowa ulubienica Hossa wprowadzała od czasu do czasu sporo zamieszania. Ptaszysko tolerowało jedynie Hop Singa, który zwracał się do papugi per „czcigodny ptak” i kłaniał się przed klatką. Nie szczędziła Chińczykowi komplementów, chwaliła go wrzeszcząc „pyszne jedzenie, Hop Sing najlepszy” i tym podobne pochwały. Odbijała sobie na innych członkach rodziny – Joe’mu sugerując prędkie wyłysienie i życie w celibacie, Hossowi ograniczenie jedzenia, Benowi zubożenie, a Adamowi liczne potomstwo w najbliższej przyszłości. Nawet Roy’owi oberwało się. Niesforny ptak wyzwał go od starego pierdoły i szeryf obraził się na jakiś czas na całą rodzinę. Tak jakby Cartwright’owie byli temu winni. Do tego papuga wywrzaskiwała konfederackie piosenki i wznosiła antypaństwowe i antyprezydenckie okrzyki. Adam zamartwiał się tym, co może pokazać przed jego gośćmi swawolne ptaszysko. Nie wiedział biedak, że nad jego głową zbierają się kolejne czarne chmury. Nie tylko żądne zemsty Lil i Laura, przeklinająca papuga, ale i dawna znajoma snuła plany … niekoniecznie dla niego korzystne.
Dyliżans wolno sunął po piaszczystej drodze. Zbliżali się już do Wirginia City. Woźnica strzelił z bata i popędził konie. Zatrzymali się na postoju dyliżansów. Zsiadł z kozła i otworzył drzwiczki pojazdu. Najpierw wysiadła pulchna, starsza dama, potem mężczyzna o wyglądzie typowego wojskowego, który odwrócił się i podał rękę kolejnej pasażerce, pięknej kobiecie, która mimo męczącej podróży zachowała atrakcyjny wygląd.
-Gdzie jest najbliższy hotel? – zapytała
-Bardzo blisko ma’am – odparł woźnica.
Po rozlokowaniu się w pokoju i odświeżeniu kobieta zeszła do recepcji. Zastała tam młodego, sympatycznego człowieka.
-Czym mogę służyć ma’am – grzecznie spytał.
-Jakie są atrakcje Wirginia City? Czy jest tu jakiś teatr?
-Właśnie dzisiaj będą gościnne występy artystów z San Francisco.
-Chętne obejrzę … ale … mieszka tutaj mój znajomy, Adam Cartwright, nie pamiętam czy w Wirginia City, czy w okolicach, czy pan go zna?
-Oczywiście. Wszyscy znają Cartwrightów. To najbogatsza tutaj rodzina. Mieszkają w Ponderosie i często przyjeżdżają do Wirginia City. Na pewno będą na przedstawieniu.
-Dziękuję – zakończyła rozmowę i obdarzyła recepcjonistę uroczym uśmiechem.
Muszę być na tym przedstawieniu i spotkać Adama [i] – postanowiła – [i]Z pewnością nie zapomniał o mnie. Powraca się do pierwszej miłości. Nadal wyglądam atrakcyjnie, podobam się mężczyznom. On, jak słyszałam jest bogaty, więc teraz jest przyszłość przed nami. Wspólna mam nadzieję. Jestem teraz wolna, może więc mnie oficjalnie adorować. Oczywiście nie musi wiedzieć, że mój małżonek rozwiódł się ze mną i przyznał mi niewielkie alimenty. Jak na moje potrzeby bardzo niewielkie. Ot, na skromne mieszkanie i jedzenie. A nowe stroje? O biżuterii nie wspomnę!
Poprawiła kapelusz i ruszyła na miasto z lekka odrazą rozglądając się po zakurzonej głównej ulicy Wirginia City.
Niestety, na przedstawieniu nie było Cartwrightów. Ani jednego! Z odrazą rozejrzała się po widowni. Co za zbieranina. Wiejscy eleganci. Widać, że rzadko noszą garnitury. Mam nadzieję, że Adam lepiej się ubiera – pomyślała. Skończył się pierwszy akt sztuki. Uwagę pięknej damy zwrócił ruch w jednej z lóż. Dotąd bez widzów. Przyłożyła do oczu lornetkę. Zaklęła cichutko. Co ci idioci tutaj robią? Do tego ta nieznośna Lizzie! No, nie. Jechać na koniec świata i spotkać ludzi, których się nie znosi. To więcej niż pech Wściekła i rozczarowana ze złości złamała wachlarz i wyszła z budynku. Muszę więcej dowiedzieć się o Cartwrightach. Złożę im wizytę. Tak. To będzie wspaniała niespodzianka dla Adama!
Lizzie i jej wujowie spóźnili się. Nie z własnej winy. Malcolm na jednej z ulic Wirginia City spotkał dawnego znajomego, który głośno wyraził radość z nieoczekiwanego spotkania i wnikliwie wypytywał ich o miejsce pobytu, przyczyny przyjazdu i oczywiście o najnowsze nowinki z Bostonu. Dobroduszny Malcolm cierpliwie odpowiadał na wszystkie pytanie, nie zwracając uwagi na niecierpliwe pochrząkiwania Douglasa. Lizzie, która lubiła przyjaciół wujów nie protestowała, więc trochę czasu trwała ta rozmowa. Cóż, cała trójka znała treść sztuki, więc spokojnie mogli sobie darować pierwszy akt. Weszli do teatru w czasie przerwy. Usiedli na swoich miejscach w loży zarezerwowanej przez Adama. Nie rozglądali się zbytnio, więc nie zauważyli znajomej z Bostonu.
Obejrzeli sztukę do końca i potem wrócili do domu – Lizzie do państwa Murphy’ch, a wujkowie do hotelu. Planowali dobrze wypocząć, ponieważ czekała ich wyprawa do Ponderosy. Cartwrightowie zaprosili ich i zarówno Lizzie, jak i jej wujowie byli bardzo ciekawi, jak wygląda to legendarne ranczo. Mieli wyruszyć tam wczesnym rankiem.
Poranek. Przed dom Cartrightów zajechał powóz. W pojeździe siedziała Elizabeth, Malcolm i Douglas. Na spotkanie wyszła cała rodzina. Lizzie oczywiście została zmierzona uważnym i oceniającym spojrzeniem Joe’go, który wyciągnął ręce, aby pomóc jej przy wysiadaniu. Bawidamek nie odniósł sukcesu. Starszy brat zręcznie go wyprzedził, i to właśnie on podał damie rękę i pomógł jej wysiąść z powozu. Potem podał jej ramię i zaprowadził do salonu. Braciom pozostała pomoc przy wysiadaniu i asysta … wujkom Lizzy. Towarzystwo usiadło przy stole w salonie. Ben zaproponiowal karafkę z brandy, lub winem. Wujkowie chętnie skorzystali. Mile rozwijającą się rozmowę przerwał Hop Sing wbiegając do pokoju z klatką z papugą w rękach.
-Mr. Cartwright, ptak musi być tutaj, w kuchni dużo dymu … bardzo dużo dymu … Papuga rozdarła się na cały głos – Pali się, pali się, pożar! Pożar!
-Jaki mądry ptak – zachwyciła się Lizzie.
-Ptak jak ptak – Douglas był sceptyczny.
-Co ty mówisz? Śliczny ptaszek, mądry i kolorowy – zachwycił się Malcolm. Cartwrightowie zdrętwieli ze grozy. Przerażony Adam gorączkowo zastanawiał się, jakimi wyszukanymi wyrazami obrzuci gości niesforny ptak.
Papuga przekrzywiła łepek i popatrywała na gości.
-Bella donna! Bella donna – nieco skrzekliwie obwieściła zgromadzonym to, co wszyscy wiedzieli – Belle mademoiselle! Belle mademoiselle! Śliczna panienka! Śliczna panienka! – jaki szarmancki ptaszek – ucieszyła się Lizzie. Adam, czy to ty ją uczysz takich pięknych słów?
-Adam skamieniały ze zdziwienia zaprzeczył – Nie, nie ja, ona sama, tak z siebie …
Joe i Hoss ze zdziwienia otworzyli usta No proszę, taka wytworna, grzeczna … a im to nie szczędziła rozmaitych epitetów. Komplementów to od niej nie usłyszeli, a Joe prawie wpadł w depresję. Wśród wyrazów zachwytu gości klatka z papugą została postawiona w kącie salonu. Ben odetchnął z ulgą. Na szczęście papuga nie przyniosła im wstydu. Rozmowa toczyła się dalej. Hop Sing uspokoił Bena, że uroczysty obiad nie ucierpiał i niedługo będzie podany.
Niestety, spokój Bena został zakłócony przez turkot powozu wjeżdżającego przed dom. Z pojazdu wysiadła piękna, elegancka kobieta. Na jej widok Adam zmartwiał. Ben spojrzał pytająco na syna. Adam wzruszył ramionami – Pa, to nie jest dobra kobieta – mruknął. Wyszli przed dom.
-To ty Wirginio – nieco bez sensu zapytał Adam.
-Przecież widzisz, że to ja – godnie odpowiedziała – postanowiłam wrócić do ciebie – oznajmiła.
-Do mnie? – zdziwił się Adam – przecież powiedziałaś, że nic nas nie łączy. Zresztą to było bardzo dawno temu … Dama lekko odsunęła zdziwionych mężczyzn i weszła do domu. Na widok gości siedzących w salonie zesztywniała. Skąd tutaj ci idioci i dziewuszysko?
-O! Wirginia! –g łośno zdziwił się Douglas – Skąd tu się wzięłaś? A co z tym wybrylantowanym gogusiem? Już się rozstaliście? Podobnież okradł cię z klejnotów? – tak ludzie mówili – usprawiedliwił się – to prawda? – Douglas lubił być dobrze poinformowany – a co z tym następnym? Ciotki mówiły, że też odszedł i ożenił się bogato. Z Vanderbildówną zdaje się. Adam nadstawił uszu na te nowiny. – Gdzie on kiedyś miał oczy? A raczej gdzie miał rozum? Tak, miał świadomość tego, gdzie miał, ale sam przed sobą wstydził się przyznać. I co o nim pomyśli Lizzie? – zerknął na dziewczynę. Dlaczego ona dusi się … ze śmiechu! Nietakty Douglasa przerwała papuga. Przekrzywiła łepek i kolejny raz rozdarła się – Stara dupa! Stara dupa! Putana! Putana!
Malcolm opuścił głowę i starał opanować nerwowy chichot.
-Adam! Powiedz jej – rozdarła się głośniej od papugi Wirginia – nie pozwól mnie obrażać!
-A co ja mogę – stwierdził Adam – to tylko ptak, ona wykrzykuje różne słowa, jak to papuga.
Ptak nie znosił konkurencji, nie podobało się jej, że Wirginia wrzasnęła głośniej niż ona i z dzioba popłynęła soczysta, wręcz marynarska wiązanka rozmaitych słów kwestionujących prowadzenie się tudzież prawowite pochodzenie nowoprzybyłej damy.
-Zróbcie coś z tym ptaszyskiem – jęknęła pokonana Wirginia – mdleję, mdleję – oznajmiła lekko osuwając się na podłogę. Nie upadła jednak, ponieważ Joe wykazał się refleksem i zdołał chwycić omdlałą kobietę w swoje ramiona. Zerknął zwycięsko na Adama i ku swojemu zdziwieniu zobaczył na jego twarzy raczej ulgę niż zazdrość.
Adam zdobył się na odwagę i zapytał Lizzie – Znacie ją?
-Oczywiście, przecież to była żona mojego stryja – odpowiedziała Lizzie. Adamowi kolejny raz zabrakło słów! Żona twojego stryja? Jesteś jego bratanicą? Lizzie! To ty?!
Ale wpadka! Przecież … to ta mała dziewczynka, która była świadkiem mojej ostatniej rozmowy z Wirginią. Mojej kompromitacji! Cóż, teraz … nie jest małą dziewczynką. Jest piękną kobietą. O czym wtedy z nią rozmawiałem? Zdaje się pocieszała mnie … zaraz, ona oświadczyła, że … wyjdzie za mnie! – Adam niósł głowę, niczym ścigana zwierzyna wypatrująca drogi ucieczki A Właściwie … czemu nie? Jest śliczna, rozsądna, dobrze mi się z nią rozmawia i … na jej widok szybciej bije mi serce. To wymarzona kobieta dla mnie. Chyba się w niej zakochałem. Na pewno się w niej zakochałem. Ciekawe, czy ona pamięta naszą rozmowę sprzed lat?
Wirginia, choć teoretycznie zemdlona uważnie obrzuciła wzrokiem rycerskiego młodzieńca – Niestety za młody – pomyślała - No i ojciec i bracia niedaleko. Nie ma szans na uwiedzenie go. Ale Adam! Jak on mógł? Przecież mówił mi o wspólnym życiu … a teraz przy tym nieznośnym dziewuszysku siedzi i patrzy jej w oczy! O! Nie! Ja to przerwę! Wyprostowała się i pewnie stanęła na nogach.
-Adam – słodkim głosem rozpoczęła swoją przemowę – proponowałeś mi ślub, mówiłeś o miłości. Obiecywałeś wspólne życie, czy każdej kobiecie to obiecujesz? Czy Lizzie też chcesz uwieść, tak jak Mnie? Też okłamać tak jak mnie? – sączyła jad w nadziei, że Lizzie to zasmuci. Wujkowie lekko zesztywnieli, ale nie zabierali głosu.
-Ależ ciociu, przecież to ty z nim zerwałaś – oburzyła się Lizzie
-Tak ci powiedział? Kłamał, jak zwykle – Wirginia nie odpuszczała.
-Nie powiedział. W czasie waszej ostatniej rozmowy siedziałam pod stołem i wszystko słyszałam – przyznała się Lizzie – to nie było tak jak mówisz. To ty kłamiesz! Wujkowie z aprobatą kiwnęli głowami.
-Wirginia zawsze łgała- mruknął zwykle wyrozumiały Malcolm – i oszukiwała męża – dodał Douglas.
-Widzę, że nie mam co tu robić – wycedziła intrygantka – wychodzę – oznajmiła – proszę mnie odwieźć do Wirginia City – zażądała.
-Hoss, odwieź panią – zarządził Ben.
-Pa, a jeśli ona uwiedzie po drodze Hossa? – przestraszył się Adam.
-Hossa? No dobrze, niech Joe z nim pojedzie, to jeden drugiego będzie pilnował – zgodził się Ben.
-ok., pa, tak będzie bezpieczniej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:55, 28 Sty 2022    Temat postu: Rozczarowania i radości

Wirginia to niezła małpa, ale Adam już się z niej wyleczył. Lizy jest mu bliższa.
Jak zwykle najbardziej rozbawiła mnie ta papuga.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:55, 24 Mar 2022    Temat postu:

Wirginia odjechała eskortowana przez dwóch dzielnych młodzieńców Joe’go i Hossa. Joe spod oka podziwiał urodę eskortowanej damy. Pamiętał wszakże o przestrogach taty i starszego brata. Zastanawiał się – Jak to możliwe, że tak atrakcyjna kobieta może być niebezpieczną harpią. Nie. Oni z pewnością się mylą. Przecież pa właściwie jej nie zna, a Adam pewnie jest do niej uprzedzony. Przed laty to ona z nim zerwała i dlatego poczuł się znieważony i poniżony. Przecież to urocza dama i taka bezbronna. Jak oparła się o niego kiedy pomagał jej wsiąść do bryczki! I to czułe spojrzenie … zerknął na Hossa – Wprawdzie brat nie jest skarżypytą, ale może wygadać się przed pa i Adamem, że Joe nawiązał z panią Wirginią jakiś kontakt. Choćby wzrokowy. Na razie wzrokowy – pocieszył się naczelny bawidamek Ponderosy. Hoss jechał obok i nie rozglądał się. Co on taki zamyślony jest? – zastanowił się Joe.
Hoss rzeczywiście miał o czym myśleć. Trzy dni temu, w Wirginia City, kiedy wychodził ze sklepu zaczepiła go Cyganka, która chciała mu powróżyć. Za dolara. Hoss pomyślał, że to niewiele za wiedzę o przyszłości, wiarygodną wiedzę, jak zapewniała wróżka. Ujęła jego rękę i uważnie badając wzrokiem linie rysujące się na wewnętrznej stronie dłoni orzekła, że on ma wielki talent muzyczny i jeśli przyłoży się do ćwiczeń zrobi wielką karierę jako wirtuoz. W zakrętasach linii dostrzegła również jego możliwości jako amanta. Stwierdziła, że za dodatkową opłatą (skromnych pięciu dolarów) pomoże mu w zdobywaniu serc płci pięknej. Jeśli posłucha jej rad, zostanie pogromcą serc niewieścich w całej okolicy. Hossowi taka perspektywa bardzo się spodobała. Co prawda wypełnianie zaleceń Cyganki było nieco kłopotliwe i dość krępujące, to czar, jaki niewątpliwie będzie potem roztaczał jest tego wart! Nie bez znaczenia był też fakt, że wreszcie bracia będą mu mieli czego zazdrościć, oczywiście jeśli chodzi o sukcesy u płci odmiennej. Lekko poprawił się w siodle. Jednak płócienny pas którym się owinął wokół bioder nieco go uwierał. Wszył w niego dwie królicze łapki, cztery pęki kociej sierści (Hoss westchnął na wspomnienie gonitwy za jedynym kotem w Ponderosie, który wcale nie chciał podzielić się z nim odrobiną sierści z ogonka), woreczek z mieszaniną ziół, zawierający miętę, melisę, szałwię, cztery szyszki chmielu oraz cztery żołędzie. Hoss pogratulował sobie pozostawienia żołędzi i kasztanów z poprzedniego roku, choć martwił się, że może nie będą tak skuteczne jak tegoroczne. Tyle, że ani nieliczne w okolicy dęby, ani kasztany jeszcze nie miały owoców. Kasztany miał schowane w innym woreczku, który w czasie jazdy zaczął uwierać go w … no, w miejsce na którym się siedzi w czasie konnej jazdy. Cztery szyszki, symetrycznie wszyte w pas również nie poprawiały komfortu. Kłuły go w … boki i nie tylko w boki. Do tego kolejny woreczek z nasionami gorczycy i kolendry, który zgodnie z poleceniem wróżki Hoss miał umieścić w miejscu ... tu łagodny olbrzym zarumienił się na samo wspomnienie manipulacji, żeby tak go schować, by nie rzucał się w oczy. Gorczyca wymieszana z kolendrą umieszczone w takim miejscu miały gwarantować siły witalne i zadowolenie kobiet, które wręcz tabunami miały za nim szaleć - Joe i Adam spuchną z zazdrości – pocieszył się, kolejny raz zmieniając pozycję
-Hoss, dlaczego tak się wiercisz? - Joe dostrzegł nietypowe zachowanie brata.
-Zdaje ci się – odmruknął Hoss. Wirginia siedząca w bryczce spod oka obserwowała braci. Owszem, zauważyła adorację Joe, jednak stwierdziła, że jest zbyt młody i wygląda na takiego, który często zmienia obiekt westchnień. Co innego ten olbrzym. Wydaje się solidnym facetem, poważnym, do tego jak wszyscy synowie Cartwrighta jest bogaty. Była tego pewna, ponieważ dobrze wypytała o nich ludzi w Wirginia City i wszyscy twierdzili, że to najbogatsza rodzina w okolicy. Obdarzyła go powłóczystym spojrzeniem i uśmiechem. Wiele obiecującym uśmiechem.
-Panie Hoss, czy jeszcze długo będziemy jechać? – spytała omdlewającym głosem i powtórnie obdarzyła go powłóczystym spojrzeniem. Hoss zarumienił się.
-Jeszcze … czeka nas pół godziny jazdy – stwierdził.
-Może krótki postój – zaproponowała Wirginia – czuję się taka zmęczona – westchnęła i powtórnie spojrzała na Hossa, omijając wzrokiem Joe’go. O! Kurczę! Działa! To działa! Ona wyraźnie zwróciła na mnie uwagę, patrzy uwodzicielsko, a Joe zaciska ze złości wargi – ucieszył się Hoss – Ta Cyganka warta jest wszystkich pieniędzy jakie na nią wydałem, tylko co ja zrobię z tym powodzeniem u pań? – zmartwił się Hoss – i co mnie czeka w Wirginia City? Tam jest tyle kobiet. Adam by wiedział co z tym zrobić? Ale go tu nie ma … A! Tam! Jakoś sobie poradzę!– postanowił i dumnie się rozejrzał, przy okazji kolejny raz poprawiając się w siodle. Joe stracił humor - Dlaczego ona nie zwraca na mnie uwagi, tylko bezczelnie kokietuje Hossa? Przecież to ja jestem atrakcyjniejszy, przystojniejszy, bardziej elokwentny, a braciszek tylko odmrukuje, i spogląda w dół, do tego jakoś wierci się dziwnie. Ciekawe dlaczego? – zastanowił się Joe – Ona wyraźnie uwodzi Hossa! A pa i Adam ostrzegali nas. A! Tam, co taka drobna, słaba kobieta może nam zrobić? Zwłaszcza Hossowi – obiektywnie stwierdził Joe
-Panie Hoss, co można zobaczyć w Wirginia City? – spytała Wirginia – a w okolicy? Czy są tu jakieś piękne, ciekawe miejsca? Mógłby mi je pan pokazać? – kontynuowała atak.
-Oczywiście ma-am, jest wiele takich miejsc – oświadczył Hoss
-A mógłby mi je pan pokazać? – Wirginia ponowiła zaproszenie do wspólnej wycieczki.
-Chętnie ma-am.
-Wirginia – zaproponowała eskortowana.
-Hoss ...
-Hoss, zapomniałeś, że jutro mamy robotę przy ogrodzeniu – warknął Joe
-Możemy zwiedzić okolicę pojutrze – odparła uwodzicielka
-Pojutrze mamy znakowanie bydła – przypomniał bratu Joe.
-Może Adam mnie zastąpi? – zastanowił się Hoss
-Wierzysz w to? – zapytał Joe
-No, to mało prawdopodobne – przyznał Hoss – ale może po pracy się wyrwę – obiecał. – O! już Wirginia City – zauważył. Wjechali na ulicę prowadzącą do hotelu. Hoss z obawą zerkał na idące poboczem kobiety, ale z ulgą stwierdził, że z ich strony chyba mu nic nie zagraża. Żadne przesadne uwielbienie. Wysadzili pasażerkę i odprowadzili do drzwi hotelu. Hoss jeszcze raz obiecał wycieczkę po okolicy (na jej usilne żądanie). Joe kolejny raz trafiał szlag. W dodatku spotkali córki sąsiadów Ponderosy, Aby i Amy, które również nie zwróciły uwagi na Joe, ale za to serdecznie uśmiechnęły się do Hossa, wdzięczne za wyleczenie przez niego ich pupila. Ukochanego spaniela Ariana.
-Hoss, dzisiaj masz duże powodzenie u pań – z zazdrością zauważył młodszy brat – co się dzieje?
-No dobrze, przyznam ci się – Hoss musiał, koniecznie musiał podzielić się z ukochanym bratem radością i sposobem na powodzenie – spotkałem Cygankę i ona mi udzieliła sporo doskonałych rad … i skutecznych jak widać – dodał.
-Cygankę? – zdziwił się Joe – tutaj? W Wirginia City?
-Tak, stała niedaleko sklepu Millera, taka starsza kobieta, bardzo kolorowo ubrana – wyjaśnił Hoss. Joe zamyślił się. Bracia rozdzielili się i każdy z nich załatwiał inne sprawy. Wrócili do domu. Ben zobaczył, że wrócili cali i zdrowi i uspokoił się. Na szczęście tej babie nie udało się zmanipulować moich chłopców – z satysfakcją pomyślał. Na drugi dzień, wczesnym rankiem w Ponderosie rozlegało się przeraźliwe miauczenie kota ściganego wytrwale przez Pasikonika. Przy śniadaniu Hoss zauważył, że Joe jakoś dziwnie siedzi i wierci się przy stole. Tak samo jak on, Hoss. Uśmiechnął się. –Widocznie Joe odszukał tę Cygankę i skorzystał z jej porady. Adam zajęty jedzeniem początkowo nie zauważył nietypowego zachowania młodszych braci, ale po jakimś czasie zwrócił uwagę na ich dziwne ruchy.
-A wy co? Macie hemoroidy? – obcesowo zapytał Douglas, który miał bardzo bezpośredni sposób bycia, a niektórzy twierdzili, że był mistrzem towarzyskich gaf. Elizabeth skromnie spuściła oczy tłumiąc śmiech i nie chcąc wprawiać braci w zakłopotanie.
-My, nie ... – Joe siłował się wytłumaczyć – trochę mieliśmy kontakt z trującym bluszczem i skóra nas swędzi – dokończył bardzo zadowolony z wytłumaczenia. Hoss mruknięciem potwierdził jego wersję.
-Braciszku, przecież w okolicy nie ma trującego bluszczu – Adam był bezlitosny
-Gdzieś był, z pewnością był – Joe upierał się przy swojej wersji
-Tak? A gdzie? I w jaki sposób poparzył was przez ubranie?– dociekał Adam
-Nie pamiętam – z godnością odparł Joe – byliśmy w kilku miejscach – wyjaśnił. Pytanie o sposób kontaktu rozsądnie pozostawił bez odpowiedzi.
-Hmm – mruknięcie Bena i Adama było wyjątkowo zgodne. Jakoś nie dowierzali pomysłowej dwójce. Ciekawe, co tym razem zmalowali? - zastanowił się Adam.
Po południu wybrał się do Wirginia City. Wstąpił do saloonu, źródła wszystkich plotek, ale tam niczego się nie dowiedział, tak samo w hotelu Klementyny. Nic, kompletnie nic. Żadnych wiadomości o braciach. Przeszedł się po ulicy. Kogo by jeszcze wypytać? – zastanowił się. W pewnym momencie podeszła do niego Cyganka. Zaproponowała wróżbę i pomoc w razie kłopotów sercowych.
-Daj panie rękę, powróżę ci, powiem co cię czeka w przyszłości. Czy ona kocha, czy zdradzi – zachęcała – a jeśli nie kocha, dam lekarstwo … tak, wszystko widać w oczach, jej serce odwraca się od ciebie.
-Lekarstwo? Jakie? – zainteresował się Adam, niczym pies gończy chwytając trop.
-Daj panie dolara, na rękę, to powiem – obiecała. Dolar nie majątek, a może coś się dowiem o braciszkach – pomyślał.
-Piękny panie, będziesz bogaty, odniesiesz sukces, ale będziesz miał kłopoty w miłości – ostrzegła go wróżka
-A jak mogę ich uniknąć – podchwytliwie spytał Adam
-Połóż panie na rękę pięć dolarów, to poradzę ci – obiecała kobieta.
-Ile? Pięć dolarów! – prawie wrzasnął Adam – to za dużo. Za pięć dolarów to jej kupię piękny prezent i serce ukochanej znów do mnie wróci – zażartował – a jakie to lekarstwo? Do picia? Smarowania? – umiejętnie sondował
-Nie panie, to leki jakie musisz nosić przy sobie. W woreczkach umieszczonych w różnych miejscach. Jakie to rzeczy, to ci powiem, kiedy położysz pieniążek – kusiła Cyganka
-Nosić przy sobie? W woreczkach? To przecież niewygodne chyba – Adam już był pewien, że jest na dobrym tropie.
-Tak … trochę niewygodnie, ale skuteczne.
-A pomogło już komuś? – padło pytanie
-O! tak! Już dwóch panów ode mnie to kupiło – pochwaliła się wróżka – najpierw jeden, potem drugi …
-Aha! Jeden duży, drugi mały – zażartował Adam
-Skąd panie wiesz? – zdziwiła się
-Ja też potrafię wróżyć. Czasem – odparł Adam.
W drodze do Ponderosy zastanawiał się, co zrobić z tymi wiadomościami – Czy ponabijać się z braci, czy ubolewać nad ich głupotą? No i czy powiedzieć pa. Właściwie powinien wiedzieć, ale po co go martwić? Chociaż, może się pa pośmieje trochę? Tak, to jednak bardzo śmieszne. - Wtem Adam sobie przypomniał, że Joe miał po południu pojechać do miasta. Na myśl, co młodszy brat mógł zrobić ufny w magiczne działanie cygańskich specyfików przeszły go ciarki Zawrócił konia i pognał z powrotem do Wirginia City.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Czw 14:01, 24 Mar 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:37, 24 Mar 2022    Temat postu: Rozczarowania i radości

Adam jest zbyt bystry, a ci dwaj naiwni jak dzieci.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Eweliny Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin