Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zadanie na czewiec -wyjazdy ,przyjazdy
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:08, 05 Cze 2016    Temat postu: Zadanie na czewiec -wyjazdy ,przyjazdy

Taki temat na lato ,jedni wyjeżdżają na wakacje ,drudzy przyjeżdżają ,połączcie z Bonanzą ..

Scarlett 13 udała się na spacer.
Po przyjeździe do Ponderosy ,miała nadzieję na wiele atrakcji ,ale szara rzeczywistość szybko weryfikuję wyobrażenia.
Poczuła się tego dnia całkowicie zlekceważona przez koleżanki ,Camille sprzeczała się z Adamem , Domie wpatrywała się z zachwytem w Joe ,zaś Karina oglądała z Hossem nowo narodzone źrebaczki.
Po chwili jednak zły humor dziewczyny minął ,gdy dotarła nad zaczarowane jezioro. Ten piękny widok zapierał dech w piersiach i kazał zapominać o całym bożym świecie.
Nie wiedziała ,że ktoś po drugiej stronie ją obserwuję z uśmiechem.
Dziewczyna wpatrywała się w błękitną taflę wody ,gdy nagle potknęła się o jakiś kamyk i wpadła wprost do jeziora.
-Czy mógłby pani w czymś pomóc -usłyszała nagle miły ,męski głos.
Scarlett spojrzała w górę i zobaczyła najprzystojniejszego mężczyznę ,jakiego można sobie wyobrazić.
Był wysoki ,szczupły w pasie a szeroki w ramionach. Jego twarz była subtelna i pyszna. Jego rysy ,piękny delikatny nos i wysoko osadzone kości policzkowe miały w sobie coś prawie arystokratycznego.
Nad czerwonymi zmysłowymi ,niczym świeże truskawki ,delikatnie wykrojonymi wargami ,był mały czarny wąsik.
Urzekający uśmiech w kącikach jego warg był poezją ,muzyką ,harmonią.
Ciepły ,głęboki baryton działał niczym afrodyzjak.
W piwnych jego oczach ,był łobuzerski ,szelmowski błysk.
Scarlett skinęła niepewnie głową,słysząc tą propozycję.
Podał jej rękę i pomógł wstać. Przez chwilę wpatrywał się w błękitną tęczówkę jej oczu.
Był ubrany w niebieską kurtkę i spodnie.
-Dziękuje -rzekła dziewczyna z trudem poznając własny głos. Pan Will Cartwrighta ,prawda ? Jestem Scarlett Hamilton.
-Tak ,słyszałam o pani -odparł Will z uśmiechem.
-Dżentelmen nie powinien słuchać plotek -rzekła Scarlett niejasno zirytowana.
-I nie słucham ich ,gdy mnie nie dotyczą -odparł mężczyzna spokojnym tonem.
Scarlett umilkła.
Zastanawiała się czy mężczyzna uważa ją za kompletną ofiarę losu i niezdarę ,a nie wiedziała ,że jego myśli o niej są zupełnie innego rodzaju .

Kolejne dni w Ponderosie minęły Scarlett szybko i przypominały jakiś zaczarowany sen.
Will zabierał ją na spacery ,przejażdżki ,pikniki ,uczył jazdy konnej.
Był nie tylko zniewalający przystojny ,ale też delikatny ,inteligenty i słuchał ją całym sobą. Nie znała wcześniej takiego mężczyzny.
Umiał też ciekawie i barwnie opowiadać,zwiedził cały świat i miał mnóstwo przygód. Naśladował i parodiował śmiesznostki i dziwactwa różnych ludzi ,których spotykał w swym bogatym życiu i wspólnie zaśmiewali się z tego do łez.
Był w nim jednak jakiś smutek ,mgiełka tajemnicy ,coś czego nie potrafiła określić ani zdefiniować ,poetycka zasłona ,która bardzo ją intrygowała.
-Wiec wyjeżdżasz -spytał Will tego wieczoru ,gdy spacerowali razem w świetle księżyca.
-Tak to już jest -odparła Scarlett. Przyjeżdża się na wakacje ,a potem wyjeżdża.
Będziesz za mną tęsknił prawda ?
-Nawet nie wiesz jak bardzo będę tęsknił -odparł patrząc jej głęboko w oczy.
Cóż ja chyba jestem dość samotny.
Pochylił się w jej stronę i delikatnie pocałował ,a ona oddała pocałunek.

Później będąc w swoim pokoju Scarlett myślała o tym pocałunku i o tym co powiedział.
Ja chyba jestem dość samotny a umiała czytać między wierszami i zrozumiała ,że tak naprawdę powiedział ,spraw bym nie był już samotny nigdy.

Następnego dnia rano mężczyzna odprowadzał ją na dyliżans.
Młoda kobieta była ubrana w jasnozieloną sukienkę i przypominała wiosnę.
Wysoka ,ciemnowłosa ,dobrze zbudowana i delikatna zarazem miała oczy niebieskie jak irysy a uśmiech przypominający słońce ,igrał na jej twarzy.
-Dyliżans się spóźnia-zauważył mężczyzna.
-Może to i dobrze -rzekła młoda kobieta. Bo i tak bym do niego nie wsiadła.
-Słucham -Will spojrzał na nią ze zdziwieniem.
-Chce tu zostać z tobą -odparła dziewczyna. Pewnie to wariactwo ,ale nie mogę inaczej. Jesteś za przystojny ,za miły byś był sam.
Mężczyzna przez chwilę wpatrywał się w nią zdumiony ,ale gdy jej słowa dotarły do jego świadomości ,uśmiechnął się i łagodnie dotknął ręką jej policzka.
- Zrobiłaś pierwszy krok ,mnie zabrakło odwagi -rzekł patrząc na nią z czułością. Kocham cię. Wiedziałem ,że cię kocham ,gdy tylko cię zobaczyłem po raz pierwszy.
-A ja cię kochałam zanim cię jeszcze poznałam -odparła Scarlett.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zorina13 dnia Nie 11:28, 12 Cze 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Camila
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:12, 12 Cze 2016    Temat postu:

Przyjazd do Ponderosy zaowocował nowym uczuciem.
Będą całkiem fajną parą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:32, 22 Cze 2016    Temat postu:

Część !
-Będziemy mieli gości – oznajmił Ben przy śniadaniu. Zapadła cisza przerywana jedynie mlaskaniem Hossa. Po chwili posypał się grad pytań
-Pa, kto do nas przyjedzie?
-czy będą młode panny?
-czy to ktoś z rodziny?
-Ile osób? … Ben spokojnie, nie spiesząc się przełknął kawałek zimnej pieczeni i rozpoczął wyjaśnienia – przyjadą krewni Adama ..
-no tak! Nie ma sprawiedliwości! A do mnie tylko raz przyrodni brat przyjechał – poskarżył się Joe – i narobił … tu przezornie urwał wspomnienia wizyty Clay’a
-a do mnie tylko raz, wujek Gunnar i też były kłopoty – mruknął rozżalony Hoss z zazdrością zerkając na Adama
-a z rodziny mamy Adama co jakiś czas ktoś się pojawia – użalał się Joe …
-czy chcecie wiedziec kto przyjedzie, czy nie chcecie? – zapytał Ben
-chcemy, chcemy, powiedz pa – sapnął Joe i nadgryzł kanapkę
-już wyjaśniam. Właściwie to oni nie są spokrewnieni z Adamem i jego mamą. Elizabeth miała kuzyna, dość dalekiego, zdaje się, że pradziadka mieli wspólnego. Jednego, bo prababcie były różne. Kuzyn ożenił się z panną Hamilton i miał z nią córkę. Panna Hamilton, właściwie pani Stoddard krótko po ślubie zmarła i po jakimś czasie kuzyn ponownie się ożenił. Z wdową z dwójką dzieci. Potem kuzyn zmarł i jego córką zaopiekowała się druga żona. No i właśnie oni mają do nas przyjechać. Jutro. Właściwie to tylko ta córka kuzyna z pierwszego małżeństwa jest spokrewniona z Adamem … bardzo daleko, ale ona nazywa się Stoddard, tak jak Elizabeth.
-ile ma lat i jak ma na imię – pytnie zadał Adam
-zdaje się, że około 23, 24, a na imię? … na imię? … – zastanawiał się Ben wysilając pamięć … - A! Mam! Eloise … tak jak twoja mama miała na drugie imię – stwierdził Ben. Ta druga panna jest starsza, mniej więcej dwudziestopięcioletnia i ma na imię Vivian, jej brat to Algernoon. Żona kuzyna to chyba Meredith … A! Przyjedzie z nimi i jakiś kuzyn Meredith, Marc Krabbe. Nic o nim nie wiem, poza tym, że jest kuzynem drugiej żony krewnego Elizabeth. To chyba wszystko – spojrzał na synów.
-dwie panny … z miasta . Nie wiem pa, jak sobie damy radę z pracą na ranczo – zmartwił się Adam – sporo jest do zrobienia. Trzeba naprawić płot, dopilnować znakowania cieląt, sprawdzić stada na północnych pastwiskach …
-ale … przecież goście nie będą ci ograniczać pracy, rąk ci nie zwiążą – zganił go Joe – jeśli będzie trzeba, to ja się zajmę pannami, a …
-nie bądź taki sprytny – zaprotestował Hoss
-spokój! – uciszył ich Ben – Adam nie narzekaj! Goście to miła odmiana w naszym monotonnym życiu, wniosą promyczek radości, trochę ożywienia …
-oby nie za dużo tego ożywienia było – mruknął Adam – przewiduję kłopoty.
-to też ożywienie – filozoficznie podsumował Joe.
-jakby co, to ja wyjeżdżam do San Francisco – zagroził Adam.
Na drugi dzień Ben wyjechał dużym powozem po oczekiwanych miłych gości – wszak to Stoddardowie, tak jak moja ukochana Elizabeth … przynajmniej niektórzy z nich są Stoddardami – nieco się roztkliwił.
Dyliżans przyjechał punktualnie. Pasażerowie wysiedli. Ben zmierzył wzrokiem grupę osób – tak, tp na pewno oni
Były tam trzy kobiety i dwóch mężczyzn. Dwie kobiety były eleganckie, modnie ubrane, pewne siebie. Trzecia wydawała się przy nich szarą myszką. W szarobrązowej sukience, źle skrojonej, taniej, z włosami ściągniętymi w ciasny koczek … wyglądała wyjątkowo nieatrakcyjnie – tej panienki Joe z pewnością nie podejmie się oprowadzić po ranczo, jeziora też jej nie pokaże – ocenił Ben. Panowie byli przystojni, wyglądali na światowców, pewni siebie i również elegancko ubrani. Ben podszedł do grupy, przedstawił się, po czym zostali mu przedstawieni członkowie rodziny. Ku swojemu zdziwieniu dowiedział się, że ta nieatrakcyjna panna to właśnie Stoddardówna. A to się Adam zniesmaczy – zachichotał w myślach, znając reakcje swojego syna na widok kobiet. Po odświeżeniu się po podróży, krótkim odpoczynku goście oraz gospodarze zasiedli do posiłku. Pani Meredith i jej córka Vivian pięknie się prezentowały. Odświeżone po podróży, modnie uczesane, pachnące drogimi perfumami, ubrane w eleganckie sukienki stanowiły prawdziwą ozdobę salonu w Ponderosie. Panowie również wyglądali wytwornie. Jedynie panna Eloise zmieniła suknię na równie niegustowną, prawie workowatą, o najbardziej ponurym odcieniu szarości. Fryzura Eloise też była niewyszukana, ot włosy ściągnięte do tyłu i ułożone w koczek. Braki te nieco rekompensował miły wyraz twarzy i głos. Bardzo rzadko odzywała się, ale w jej nielicznych wypowiedziach wprawne ucho Adama uchwyciło … sens i przyjemne dla ucha brzmienie głosu. Inne niż sztuczne szczebiotanie pozostałych pań. Wprawne oko najstarszego z braci uważnie obrzuciło i sylwetkę kuzynki. Oceniło proporcje i kształty słabo widoczne w tej „kreacji”, przeniósł wzrok wyżej i … stwierdził, że jej włosy mają kolor starego złota i są gęste … naturalnie, bez przypinek i wplecionych sztucznych pasemek. Nawiasem mówiąc takowe pasemka dojrzał we włosach Meredith i Vivian.
-właściwie … to byłaby z niej całkiem ładna panna, jakby ktoś Eloise lepiej ubrał, uczesał … . Rzucił powtórnie okiem i upewnił się –byłaby z niej bardzo ładna panna. Dlaczego tak się oszpeca? Następnie przyjrzał się dokładnie pozostałym gościom, zastanawiając się nad kontrastem w stroju Eloise i Vivian. Panowie również jak na Dziki Zachód wyglądali nieco … dziwnie, zbyt elegancko, chociaż … z pewnością nie byli tzw. lalusiami. Marc był wysokim, przystojnym wysportowanym mężczyzną. Adam pomyślał, że z pewnością uprawia szermierkę i jazdę konną. Algernoon również pod wytworną marynarką krył niezłe muskuły. Adamowi nie podobał się wyraz twarzy panów. Pań, tych eleganckich również. Wydał mu się nieco wyrachowany? Przebiegły? Ale cóż mogli planować … tu w Ponderosie?
Z pewnością i Ben i Adam byliby bardziej podejrzliwi, jakby słyszeli rozmowę toczącą się w pokojach gościnnych.
Po posiłku Ben przeprosił gości i stwierdził, że spotkają się wszyscy przy kolacji, a teraz on i jego chłopcy muszą się zająć pilnymi obowiązkami na ranczo.
-Vivian jest piękna – westchnął Joe – wzroku nie mogłem od niej oderwać. Pa, jutro zaproszę ją na piknik … dobrze pa, zaproszę … przecież wypada dbać o dobre samopoczucie gości – zaproponował Joe
-cwaniula! A Eloise nie wziąłbyś na piknik – zaśmiał się Hoss. Joe otrząsnął się ze zgrozą – Eloise? Raczej … ona chyba nie lubi pikników – usiłował wybrnąć w miarę elegancko
-Eloise JA zabiorę na piknik – odezwał się milczący do tej pory Adam
-no tak, to przecież jest twoja kuzynka – stwierdził Ben, nieco zdziwiony - chciałbym, żeby się dobrze u nas czuła. To Stoddardówna … choć niepodobna do mojej Elizabeth – westchnął- ach! Ten Adam! Prawdziwa pociecha i wyręka. Odgaduje moje życzenia. Gotów poświęcić się, byleby stary ojciec był zadowolony. Hoss spojrzał uważnie na starszego brata – a ten co kombinuje? pomyślał, zachowując wszakże tę uwagę dla siebie.
W pokoju gościnnym Meredith i Vivian poprawiały fryzury i stroiły się w kolejne kreacje, aby przy kolacji olśnić gospodarzy.
-te kmiotki chyba nie widziały tak eleganckich dam – kpiąco stwierdziła Meredith
-powinnyśmy bez trudu sobie z nimi poradzić – lekceważąco odezwała się Vivian - temu małemu oczy wychodziły z orbit, tak się przyglądał … ale wolałabym tego starszego
-tego grubego?
-nie, najstarszego, bruneta. Nawet przystojny, choć małomówny. Przy stole tylko siedział, przyglądał się, ale … nic nie mówił
-i to mnie niepokoi – mruknęła Meredith – on wygląda na dość bystrego. Lepiej uziemić tego małego …
-bez trudu okręcę go wokół małego paluszka – zaśmiała się Vivian,
Przy siadaniu do stołu panie tak manewrowały, żeby Vivian usiadła obok Joe. Młodzieniec nie posiadał się ze szczęścia. Nachylił się do ucha Vivian i coś jej szeptał. Adam spod oka obserwował tę scenę. Nieco go zaniepokoiła. Postanowił nie spuszczać brata z oczu. Kolacja upłynęła dość spokojnie, nie licząc chichotu Vivian, szeptów Joe i mlaskania Hossa.
Po kolacji Joe z dumą zakomunikował Adamowi – jadę jutro na piknik z Vivian, starszy bracie. Tym razem to ja jestem pierwszy – uśmiechnął się z politowaniem.
Chyba pasikonik pakuje się w kłopoty- z troską pomyślał Adam, który jednak kochał najmłodszego, kłopotliwego braciszka.
Na drugi dzień z obficie zaopatrzonym przez Hop Singa koszem piknikowym, z pledem niedbale rzuconym z tyłu powoziku - Vivian i Joe pojechali na piknik. Pogoda była piękna – niebo bez chmur, słonecznie, słowem idealna pogoda do wyjazdu na zieloną trawkę. Adam kątem oka spostrzegł, że Algernoon i Marc też wybierają się na spacer. Mrugnął na Hossa i podążyli ich śladem. Przeczucie go nie myliło. W dali, na zielonej trawie, obok strumyka siedzieli Vivian i Joe. Siedzieli, to może przesada, ponieważ Joe nie lubił tracić czasu więc szybko przeszli do pozycji półleżącej. Joe zastosował zwykłą strategię – opowiadanie o swoich sukcesach … tych łowieckich i zwycięskich bójkach, potem kilka komplementów i … zwykle na tym kończył rozmowę i przystępował do tzw. konkretów. Podobnie postępował z Vivian. Na szczęście nie mógł słyszeć jej myśli, w których wymyślała mu od nudnych szczeniaków i wiejskich chłopków, nadających się jedynie do przenoszenia snopków i wypasu krów. Cóż, nie miała wyboru, wiedziała, że brat i Marc czekają ukryci gdzieś za krzakami.
Wprawne oko Adama również odkryło dwóch mieszczuchów zaczajonych w chaszczach.
-po co oni tam stoją? – zapytał Hoss – przecież nie będą strzelać do Joe! Nie mają broni …
-teraz nie, ale potem … - zawiesił głos Adam zastanawiając się nad dalszą taktyką. Wtem na ścieżce pojawia się grupa Pajutów, wśród której znajdował się przyjaciel Adama Sprytny Jeleń.
-witaj Sprytny Jeleniu i witajcie przyjaciele Sprytnego Jelenia – powitali ich grzecznie bracia
-witajcie Cartwrightowie. Jak łowy?
-u nas kiepsko, ale dla was mamy dobrą zwierzynę – dwornie odparł Adam pokazując im dwóch zaczajonych w chaszczach dżentelmenów.
-hugh. Nasz Biały Brat ma rację. To mi wygląda na tłustą zdobycz – zaśmiał się Sprytny Jeleń – dzięki. Sprytny Jeleń jest wam bardzo wdzięczny. Pajuci w mgnieniu oka zniknęli im z oczu.
-najwyższy czas – z ulgą pomyślał Adam, gdyż ręka Joe zniknęła gdzieś między falbankami sukni Vivian i ….
-Hoss, teraz my ruszamy – zarządził Adam
-my? A na kogo? - zdziwił się Hoss szukając domniemanych przeciwników
-cicho!
Podeszli do miejsca pikniku. Przez głowę Vivian przebiegały rozmaite myśli … głównie złorzeczące bratu i Marc’owi, że tak się ociągają. Zajęta igraszkami para usłyszała chrząknięcie – nareszcie! Tyle czasu mnie obśliniał i jakieś głupstwa opowiadał. Teraz się nie wywinie!. Chrząknięcie powtórzyło się. Vivian pisnęła udając zaskoczenie i zakłopotanie. Piknikowicze unieśli głowy i … ujrzeli uśmiechniętego od ucha do ucha Adama, który dzielnie wytrzymał wściekłe spojrzenie Joe i … zdziwione? Zaskoczone? Vivian
-jak tam piknik – zapytał uprzejmie – cóż ja widzę? Jakie pyszne jedzonko! Spójrz Hoss – słynne obsmażane udka kurczaka. Tylko Hop Sing potrafi tak doskonale gotować. Hossowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Razem z Adamem usiedli na kocu i zajęli się jedzeniem. Adam po przełknięciu dwóch słynnych udek zakomunikował Joe’mu, że musi wracać, bo jest bardzo pilna robota na północnych pastwiskach i nikt inny do niej się nie nadaje tak dobrze jak Joe. Najmłodszy Cartwright wydawał z siebie krótkie powarkiwania. Uśmiech brata na niego nie działał.
-Dlaczego ci idioci się nie pojawili? – zastanawiała się Vivian. Odpowiedź na to pytanie uzyskała w porze obiadowej. Algernoon i Marc wrócili. Zziajani, wściekli, zgrzani, bez cylindrów i fularów. Wprawne oko Meredith zauważyło brak dewizki (a więc i zegarka) u swego kuzyna.
-co wam się stało? – zapytała z troską i lekkim zdenerwowaniem, bo wszak mieli przeszkodzić w pikniku i postawić Joe przed wyborem – pojedynek w obronie czci siostry i krewniaczki. Lub … ślub
-Indianie … Czerwonoskórzy … Indianie nas napadli – wysapał Marc
-ale … przecież macie skalpy – nietaktownie zdziwiła się Vivian
-to było straszne! Otoczyli nas Indianie i powlekli do swojej wioski – relacjonował Algernoon – tam znów otoczyła nas zgraja wrzeszczących kobiet … starych, krzykliwych, dzieciaków i reszty mężczyzn. Krzyczeli, grozili nam, machali rękami, szarpali nas w różne strony …
-i co? –z przejęciem zapytał Hoss
-no i kupiliśmy od nich te dywaniki ...
-za pieniądze? To oni potrafią liczyć?- zdziwiła się Vivian
-jak chol … to jest potrafią! –jęknął Marc – wszystkie pieniądze nam zabrali i mówili, że mało … to i nasze cylindry też wzięli i fulary i zegarek – żaliła się ofiara ataku Czerwonoskórych.
Ben z trudem powstrzymał śmiech i chęć podzielenia się z gośćmi uwagą, że takie dywaniki to ładna pamiątka z wakacji. Adam też ukrył uśmiech i pomyślał, że Sprytny Jeleń zasłużył na swoje imię. Bardzo zasłużył.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 13:59, 22 Cze 2016, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:47, 22 Cze 2016    Temat postu: Zadanie na czerwiec ,przyjazdy ,wyjazdy

Bardzo ciekawy fragment.
Czekamy na ciąg dalszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Camila
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:56, 22 Cze 2016    Temat postu:

Panna Eloise trochę przypomina mi Kopciuszka. Pewnie przy Adamie rozkwitnie.
Meredith i Viviane to dość podstępne kobiety. Cartwrightowie chyba im utrą nosa i sprowadzą na ziemię, ze nic im się nie uda.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:02, 22 Cze 2016    Temat postu:

To bardzo kłopotliwi goście będą, przewiduję, że niejedno się wydarzy Very Happy ... postać Eloise jest inspirowana oglądanymi przeze mnie ostatnio tureckimi serialami Very Happy

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 14:06, 22 Cze 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 16:32, 22 Cze 2016    Temat postu:

Ewelina napisał:
postać Eloise jest inspirowana oglądanymi przeze mnie ostatnio tureckimi serialami Very Happy

O Smile Wygląda na to, że Eloise będzie miała charakter barwny a osobowość niecodzienną Very Happy

Przeczytałam, czekam cierpliwie na ciąg dalszy...Zauważyłam, że Adam, prawdziwy koneser damskiej urody potrafi dostrzec wszystko. W przeciwieństwie do Bena, którego obserwacje są zdecydowanie bardziej powierzchowne Laughing
Skomentuję pod koniec tygodnia. Zapowiada mi się, niestety, ale kilka ciężkich dni w pracy Confused
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:11, 24 Cze 2016    Temat postu:

Cytat:
-Będziemy mieli gości – oznajmił Ben przy śniadaniu. Zapadła cisza przerywana jedynie mlaskaniem Hossa.

To zawsze brzmi intrygująco, zwłaszcza, jeżeli dotyczy to Cartwrightów. Nigdy nie wiadomo, co w związku z tym może im się przytafić.
Cytat:
-Ile osób? … Ben spokojnie, nie spiesząc się przełknął kawałek zimnej pieczeni i rozpoczął wyjaśnienia – przyjadą krewni Adama ..
-no tak! Nie ma sprawiedliwości! A do mnie tylko raz przyrodni brat przyjechał – poskarżył się Joe – i narobił … tu przezornie urwał wspomnienia wizyty Clay’a

Biedny Joe! Faktycznie dotknęła go wielka niesprawiedliwość

Cytat:
No i właśnie oni mają do nas przyjechać. Jutro. Właściwie to tylko ta córka kuzyna z pierwszego małżeństwa jest spokrewniona z Adamem … bardzo daleko, ale ona nazywa się Stoddard, tak jak Elizabeth.
-ile ma lat i jak ma na imię – pytnie zadał Adam
-zdaje się, że około 23, 24, a na imię? … na imię? … – zastanawiał się Ben wysilając pamięć … - A! Mam! Eloise

Czyli w sam raz dla Adama. Może być ciekawie

Cytat:
-dwie panny … z miasta . Nie wiem pa, jak sobie damy radę z pracą na ranczo – zmartwił się Adam – sporo jest do zrobienia. Trzeba naprawić płot, dopilnować znakowania cieląt, sprawdzić stada na północnych pastwiskach …
-ale … przecież goście nie będą ci ograniczać pracy, rąk ci nie zwiążą – zganił go Joe – jeśli będzie trzeba, to ja się zajmę pannami, a …

Tu Adam trochę mnie zdenerwował. Mówi, jak „potłuczony”, a co jedno drugiemu przeszkadza? Praca na ranczo jest na okrągło, a panny z miasta to im się raczej rzadko trafiają. Adaś powinien zastanowić się nad tym, co powiedział Joe. Perła Ponderosy szykuje się do nowych podbojów.

Cytat:
-oby nie za dużo tego ożywienia było – mruknął Adam – przewiduję kłopoty.

A ten znowu swoje. Adaś, na litość kapelusza, wyluzuj! Może być ciekawie.

Cytat:
Były tam trzy kobiety i dwóch mężczyzn. Dwie kobiety były eleganckie, modnie ubrane, pewne siebie. Trzecia wydawała się przy nich szarą myszką. W szarobrązowej sukience, źle skrojonej, taniej, z włosami ściągniętymi w ciasny koczek … wyglądała wyjątkowo nieatrakcyjnie – tej panienki Joe z pewnością nie podejmie się oprowadzić po ranczo, jeziora też jej nie pokaże – ocenił Ben.

Ciekawe towarzystwo. Trzecia panna wygląda, jak uboga krewna i na pewno nie znajdzie zainteresowania w oczach Joe. Kto, jak kto, ale Ben wie to najlepiej.

Cytat:
Ku swojemu zdziwieniu dowiedział się, że ta nieatrakcyjna panna to właśnie Stoddardówna. A to się Adam zniesmaczy – zachichotał w myślach, znając reakcje swojego syna na widok kobiet.

A tego nie byłabym taka pewna. Adam zniesmaczony? Nie sądzę. Jest na to zbyt rozsądny i bezbłędnie potrafi odróżnić ziarno od plew.
Cytat:
Bardzo rzadko odzywała się, ale w jej nielicznych wypowiedziach wprawne ucho Adama uchwyciło … sens i przyjemne dla ucha brzmienie głosu. Inne niż sztuczne szczebiotanie pozostałych pań. Wprawne oko najstarszego z braci uważnie obrzuciło i sylwetkę kuzynki. Oceniło proporcje i kształty słabo widoczne w tej „kreacji”, przeniósł wzrok wyżej i … stwierdził, że jej włosy mają kolor starego złota i są gęste … naturalnie, bez przypinek i wplecionych sztucznych pasemek. Nawiasem mówiąc takowe pasemka dojrzał we włosach Meredith i Vivian.

A nie mówiłam. „Ziarno” jest całkiem interesujące, wszak nie szata zdobi człowieka… aczkolwiek wiele potrafi ukryć lub uwypuklić

Cytat:
-Vivian jest piękna – westchnął Joe – wzroku nie mogłem od niej oderwać. Pa, jutro zaproszę ją na piknik … dobrze pa, zaproszę … przecież wypada dbać o dobre samopoczucie gości – zaproponował Joe.

No, jakżeby inaczej. Don Juan szykuje się do łatwego podboju… oby się przeliczył

Cytat:
-Eloise JA zabiorę na piknik – odezwał się milczący do tej pory Adam

Nie dziwię się, nie dziwię… Adam lubi wyzwania

Cytat:
Hoss spojrzał uważnie na starszego brata – a ten co kombinuje? pomyślał, zachowując wszakże tę uwagę dla siebie.

Coś takiego… Hoss okazał się bardzo spostrzegawczy

Cytat:
-te kmiotki chyba nie widziały tak eleganckich dam – kpiąco stwierdziła Meredith
-powinnyśmy bez trudu sobie z nimi poradzić – lekceważąco odezwała się Vivian - temu małemu oczy wychodziły z orbit, tak się przyglądał

No, to wiemy, co damy myślą o swych gospodarzach. Ciekawe, co im się kłębi pod tymi dopinanymi lokami?
Cytat:
-nie, najstarszego, bruneta. Nawet przystojny, choć małomówny. Przy stole tylko siedział, przyglądał się, ale … nic nie mówił
-i to mnie niepokoi – mruknęła Meredith – on wygląda na dość bystrego. Lepiej uziemić tego małego …

Pewnie! Chciałaby! Łapska precz od Adasia! Joe nich sobie uziemniają na wszelkie sposoby.

Cytat:
Po kolacji Joe z dumą zakomunikował Adamowi – jadę jutro na piknik z Vivian, starszy bracie. Tym razem to ja jestem pierwszy – uśmiechnął się z politowaniem.
Chyba pasikonik pakuje się w kłopoty- z troską pomyślał Adam, który jednak kochał najmłodszego, kłopotliwego braciszka.

Joe ma szczęście mając tak wspaniałego brata. Inny na jego miejscu dałby pogrążyć się beniaminkowi

Cytat:
Adam kątem oka spostrzegł, że Algernoon i Marc też wybierają się na spacer. Mrugnął na Hossa i podążyli ich śladem. Przeczucie go nie myliło.

Jak zwykle zresztą.

Cytat:
Na szczęście nie mógł słyszeć jej myśli, w których wymyślała mu od nudnych szczeniaków i wiejskich chłopków, nadających się jedynie do przenoszenia snopków i wypasu krów.

A szkoda, może dowiedziałby się o sobie czegoś nowego.
Cytat:
(…) mamy dobrą zwierzynę – dwornie odparł Adam pokazując im dwóch zaczajonych w chaszczach dżentelmenów.
-hugh. Nasz Biały Brat ma rację. To mi wygląda na tłustą zdobycz – zaśmiał się Sprytny Jeleń

Sprytny Jeleń i jego towarzysze już zadbają o szczególne atrakcje dla”miłych” gości Cartwrightów.
Cytat:
Zajęta igraszkami para usłyszała chrząknięcie – nareszcie! Tyle czasu mnie obśliniał i jakieś głupstwa opowiadał. Teraz się nie wywinie!

A to się jeszcze zobaczy. Panienka jest zbyt pewna siebie
Cytat:
Vivian pisnęła udając zaskoczenie i zakłopotanie. Piknikowicze unieśli głowy i … ujrzeli uśmiechniętego od ucha do ucha Adama, który dzielnie wytrzymał wściekłe spojrzenie Joe i … zdziwione? Zaskoczone? Vivian

No, proszę niespodzianka… dla obojga, ale bardzo różnie przyjęta. Adam musiał mieć niezłą zabawę.
Cytat:
Algernoon i Marc wrócili. Zziajani, wściekli, zgrzani, bez cylindrów i fularów. Wprawne oko Meredith zauważyło brak dewizki (a więc i zegarka) u swego kuzyna.

Cóż wrócili może niekompletni, ale za to ze skalpami

Cytat:
Adam też ukrył uśmiech i pomyślał, że Sprytny Jeleń zasłużył na swoje imię. Bardzo zasłużył.

Jestem tego samego zdania.
Z dużą przyjemnością przeczytałam ten fragment. Jest ciekawy, dowcipny i pozostawia nadzieję na dobrą zabawę w części drugiej, na którą czekam z niecierpliwością.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:32, 25 Cze 2016    Temat postu:

Ewelina napisał:
-Będziemy mieli gości – oznajmił Ben przy śniadaniu. Zapadła cisza przerywana jedynie mlaskaniem Hossa. Po chwili posypał się grad pytań
-Pa, kto do nas przyjedzie?
-czy będą młode panny?
-czy to ktoś z rodziny?
-Ile osób? …

Pytanie o panny wydaje się … najistotniejsze. Wink

Ewelina napisał:
-no tak! Nie ma sprawiedliwości! A do mnie tylko raz przyrodni brat przyjechał – poskarżył się Joe – i narobił … tu przezornie urwał wspomnienia wizyty Clay’a
-a do mnie tylko raz, wujek Gunnar i też były kłopoty – mruknął rozżalony Hoss z zazdrością zerkając na Adama

Goście = kłopoty Question Cóż za ciekawe, rodzinne wspomnienia ...

Ewelina napisał:
-dwie panny … z miasta . Nie wiem pa, jak sobie damy radę z pracą na ranczo – zmartwił się Adam – sporo jest do zrobienia. Trzeba naprawić płot, dopilnować znakowania cieląt, sprawdzić stada na północnych pastwiskach …

Adam gada jak … potłuczony. Chory jest czy co? Zawsze się cieszył z okazji wizyt. Trochę to podejrzane. Narzeka jak stary zgred. Evil or Very Mad

Ewelina napisał:
-jakby co, to ja wyjeżdżam do San Francisco – zagroził Adam.

I do tego tchórz? Shocked

Ewelina napisał:
Trzecia wydawała się przy nich szarą myszką. W szarobrązowej sukience, źle skrojonej, taniej, z włosami ściągniętymi w ciasny koczek … wyglądała wyjątkowo nieatrakcyjnie – tej panienki Joe z pewnością nie podejmie się oprowadzić po ranczo, jeziora też jej nie pokaże – ocenił Ben.

Ben bardzo dobrze zna swego najmłodszego syna. A … szara myszka może jeszcze pozytywnie zaskoczyć. Smile

Ewelina napisał:
wprawne ucho Adama uchwyciło … sens i przyjemne dla ucha brzmienie głosu. Inne niż sztuczne szczebiotanie pozostałych pań. Wprawne oko najstarszego z braci uważnie obrzuciło i sylwetkę kuzynki. Oceniło proporcje i kształty słabo widoczne w tej „kreacji”, przeniósł wzrok wyżej i … stwierdził, że jej włosy mają kolor starego złota i są gęste … naturalnie, bez przypinek i wplecionych sztucznych pasemek. Nawiasem mówiąc takowe pasemka dojrzał we włosach Meredith i Vivian.

Spostrzegawczość Adama warta jest ody pochwalnej. Very Happy

Ewelina napisał:
Adamowi nie podobał się wyraz twarzy panów. Pań, tych eleganckich również. Wydał mu się nieco wyrachowany? Przebiegły? Ale cóż mogli planować … tu w Ponderosie?

Przysłowiowe przeczucie Adama też jest na wagę złota. Cool

Ewelina napisał:
-Eloise JA zabiorę na piknik – odezwał się milczący do tej pory Adam

Adam podjął rękawicę. Zuch chłopak Exclamation

Ewelina napisał:
-te kmiotki chyba nie widziały tak eleganckich dam – kpiąco stwierdziła Meredith

Panie by się chyba mocno zdziwiły, gdyby się dowiedziały, że u tych „kmiotków” bywają co jakiś czas eleganckie damy.

Ewelina napisał:
Kolacja upłynęła dość spokojnie, nie licząc chichotu Vivian, szeptów Joe i mlaskania Hossa.

I Ben nie zwrócił Hossowi uwagi? Nie dał znaku oczyma? Adam nie kopnął go pod stołem? Niesłychane! Surprised

Ewelina napisał:
Na szczęście nie mógł słyszeć jej myśli, w których wymyślała mu od nudnych szczeniaków i wiejskich chłopków, nadających się jedynie do przenoszenia snopków i wypasu krów.

Biedny Joe, jego ego mocno by ucierpiało, gdyby się dowiedział, co panna myśli na jego temat. Laughing

Ewelina napisał:
-to było straszne! Otoczyli nas Indianie i powlekli do swojej wioski – relacjonował Algernoon – tam znów otoczyła nas zgraja wrzeszczących kobiet … starych, krzykliwych, dzieciaków i reszty mężczyzn. Krzyczeli, grozili nam, machali rękami, szarpali nas w różne strony … (…)wszystkie pieniądze nam zabrali i mówili, że mało … to i nasze cylindry też wzięli i fulary i zegarek – żaliła się ofiara ataku Czerwonoskórych.

Niech się cieszą, że z całej tej przygody wynieśli skalpy w całości i zachowali czystą bieliznę. Twisted Evil

Ewelino, odcinek zapowiada interesujący rozwój wypadków. Dlaczego to eleganckie towarzystwo przyjechało z tak daleka, aby wrabiać któregoś z Cartwrightów w ślub? Czyżby panna była skompromitowana w swoim towarzystwie? Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:54, 28 Cze 2016    Temat postu:

Część II
W Ponderosie przez dwa dni panował spokój. Goście zachowywali się wręcz wzorowo. Przy stole panie uśmiechały się rafośnie, panwie zaś starali się prowadzić poważne rozmowy. Tylko Eloise siedziała niczym przysłowiowa myszka pod miotłą. Adam poświęcał jej sporo czasu, Starał się to robić dyskretnie, tak aby nie narazić jej na wymówki lub kpiny Meredith i Vivian. Stwierdził z zadowoleniem, że Eloise jest inteligentną dziewczyną, z dużym poczuciem humoru. Lubi literaturę i muzykę. Mieli więc wiele wspólnych tematów do omówienia. Trochę dowiedział się o rodzinie Eloise. Były to ciekawe informacje. Ku jego zdziwieniu Marc starał się o jej rękę. Meredith i Vivian uważały, że to niesamowita okazja i z pewnością lepszy kandydat jej się nie trafi. Bardzo namawiały ją na te zaręczyny i późniejszy ślub - sama nie wiem, co Marc we mnie widzi? Przecież on bardziej przyjaźni się z Meredith … do Vivian też bardziej pasuje. A oświadczył się właśnie mnie … dlaczego? Nie potrafię tego zrozumieć Adam pomyślał, że on by wolał Eloise niż Meredith i Vivian razem wzięte. Był bardzo zadowolony, bo udało mu się wymknąć wraz z Eloise na … piknik. Wziął ze sobą gitarę i najpierw on zaśpiewał kilka pieśni, potem ona zaśpiewała swoje ulubione, te ze śpiewnika Fostera, potem … przestali śpiewać. Na jakiś czas. Tymczasem w domu, w pokoju Meredith odbywało się coś w rodzaju narady wojennej:
-musimy się pośpieszyć. Nie mamy zbyt wiele czasu – stwierdziła Meredith
-ale co mamy zrobić? – zapytał Algernoon – ledwie doszliśmy do siebie po tym napadzie Indian …
-ja swoje zrobiłam – podkreśliła Vivian – mieliście szczeniaka jak na talerzu, tylko nabrać widelcem i schrupać – posłużyła się metaforą
-mieliśmy, mieliśmy … gdyby nie Indianie, to … ale cóż, stało się – westchnął Marc – przynajmniej dywaniki mamy – zażartował
-wy … idioci – wysyczała Meredith – dzisiaj w nocy wszystko musi się rozstrzygnąć! Nie mamy czasu! Vivian zrobi swoje, a wy będziecie czuwać, żeby w odpowiedniej chwili wkroczyć i … działać. Tu w domu na pewno Indianie wam nie przeszkodzą – ironia „kapała” z każdego jej słowa.
-to może spróbuję z Adamem … wypróbuję tę sztuczkę o której nam opowiadała Bella. Podobnież daje niesamowite efekty. Panowie ją sobie bardzo chwalą – zadeklarowała Vivian
-sztuczkę, czy Bellę? – zapytał Marc
-Bellę, za jej umiejętności w pewnej dziedzinie – wyjaśniła Meredith – a może zastosujemy tę maść rozgrzewającą? Podobnież czyni cuda – zastanowiła się
-najpierw tę bardziej wyszukaną. Adam chyba sporo podróżuje, to maść nie zrobi na nim dużego wrażenia - zaprotestowała Vivian.
Kolacja minęła spokojnie. Adam ostrzezony przez Eloise, (która doskonale znała krewnych) zastanawiał się, co tym razem wymyślili. Eloise nie wiedziała. Nie dopuszczali jej do rodzinnych narad. Te spojrzenia Vivian … na Adama. To się bardzo nie podobało Eloise. Dlaczego Vivian i Algernoon tak przyglądają się drzwiom? Obserwują kto wchodzi do pokojów na piętrze? Podzieliła się tymi obserwacjami z Adamem.
Noc. Domownicy i goście są pogrążeni w głębokim śnie. Nagle ciszę nocną rozdarł niesamowity ryk.
-uuuaaaauuu!!! Do stu tysięcy zdechłych kaszalotów!!! – bardzo głośny krzyk. Synowie bezbłędnie rozpoznali głos pa. Wybiegli na korytarz. Jakaś postać w bieli cicho przemknęła w końcu korytarza. Adam popędził do swojego pokoju
-co się stało? Pa, żyjesz? – spytał trochę nielogicznie, bo nieboszczyk jednak nie wydaje tak donośnych dźwięków.
-A żyję, żyję – sarkastycznie stwierdził Ben – śpię sobie spokojnie, zawinięty w kołderkę, cieplutko mi jest. W moim wieku to bardzo się ceni … i nagle pod kołdrę wsuwa się jakaś ręka i kładzie mi … - tu Ben urwał i ryknął – a wy co tu robicie? Spać, bo rano wstajecie … no już! Adam, ty zostań …
-tak, pa … wsuwa się ręka i ? – zawiesił głos Adam – i co dalej?
-dalej? Nic! – warknął Ben – zastanawiam się, dlaczego namówiłeś mnie na zamianę pokoi? Coś mi umknęło? Bo jeśli wiedziałeś …
Adam pochylił się nad łóżkiem, odsunął nieco kołdrę, dotknął ręką mokrej plamy – no tak. Bardzo zimna. Jeśli Vivian, albo Meredith położyły kawałek lodu na wrażliwej części ciała pa, tak ceniącego ciepło, to rzeczywiście … każdy by zaryczał. Zwłaszcza jeśli nie oczekuje takiej niespodzianki – uśmiechnął się Adam – biedny kaczorek – mruknął
-co?! Jaki kaczorek? Jakieś aluzje?! – warknął Ben
-ależ skąd! Pa, Po prostu Hop Sing jutro zaplanował kaczkę na obiad i gonił po podwórku kaczorka – wyjaśnił Adam lekko unosząc jedną brew i uśmiechając się kącikiem ust
-dobranoc - burknął Ben
-dobranoc pa – grzecznie odparł jego najstarszy syn.
Niestety, noc nie upłynęła spokojnie. Po upływie godziny, kiedy większość mieszkańców zdążyła zasnąć rozległ się powtórny donośny okrzyk. W nieco wyższej tonacji, ale prawie tak samo donośny …
-aaaiiiiiuuuuuiiiii!!!! Duch! Ognista dama!!!
Bracia powtórnie wyskoczyli na korytarz. Ben, który jeszcze rozpamiętywał swoją martyrologię i nie zdążył zasnąć - również tam się pojawił.
-to Hop Sing! – stwierdził – czy coś mu się stało? Hoss, dlaczego ty przybiegłeś z dołu?
-pa, za odstąpiłem Hop Singowi i jego kuzynom numer cztery i numer pięć swoją sypialnię. Adam twierdził, że tam im będzie wygodniej, niż w pokoju Hop Singa – z płaczem tłumaczył Hoss, który martwił się o kucharza przyrządzającego mu smakowite dania
-Hop Sing, co się stało?
-Hop Sing wraca do Chin – stanowczo oświadczył kucharz – tu chodzą duchy! Hop Sing nie będzie tam gdzie straszą …
-duchy?! W Ponderosie? Tego jeszcze nie było – zdziwił się Ben
-duch! W białej szacie. Podszedł do łóżka Hop Singa i dotknął go ognistą ręką – relacjonował Hop Sing zwracając się się do kuzynów z prośbą o potwierdzenie jego relacji. Kuzyn numer cztery i kuzyn numer pięć potwierdzili jego słowa donośnym brzęczeniem.
-gdzie cię dotknęła ta tajemnicza ręka? – zadał pytanie milczący do tej pory Adam. Hop Sing zamilkł. Zacisnął usta, potem westchnął, otworzył je i powtórzył tekst o zamiarze powrotu do Chin
-Hop Sing! Przecież jesteś naszą rodziną. I co? Zostawisz nas na pastwę duchów? – z wyrzutem zapytał Adam – a co będzie z Hossem? Schudnie …
-Hop Sing zostaje. Duchy nie duchy, Hop Sing idzie do kuchni po tasak! – głośno oznajmił – będę go trzymał pod poduszką
-dobry pomysł –pochwalił go Adam –może to już koniec nocnych atrakcji? – pomyślał z nadzieją. Niestety. To nie był koniec. Po jakimś czasie usypiający mieszkańcy Ponderosy usłyszeli gwar na korytarzu, krzyki, groźby.
-zhańbiłeś moją siostrę – krzyczał Algernoon – tę zniewagę można zmyć tylko krwią!
-może jest inny sposób – łagodził Marc
-jaki? – wrzasnął rozwścieczony Algernoon – moja niewinna siostra straciła dobre imię, cześć, reputację …
-a jakby się pobrali? – zaproponowała Meredith. Adam pomknął do swojego pokoju. Ben siedział na łóżku i szykował się do wyjścia na korytarz
-w tym domu nie można się wyspać – zrzędził
-pa, ratuj Joe – szepnął Adam
-co on znów nabroił? W nocy? We śnie? – zdziwił się Ben
-w nocy, pa. Wpadł w zastawioną pułapkę. A mówiłem mu, żeby spał w innym pokoju – ubolewał Adam - a pasikonik na to „ starszy bracie, poluzuj orzeszki … co mi może grozić w moim pokoju?” No i teraz ma! Albo pojedynek, albo ślub z Vivian
-Joe się nie boi …
-pa, oni świetnie strzelają i takich pojedynków mają sporo za sobą. Z dobrym dla nich skutkiem. Oni żyją. Ich przeciwnicy niekoniecznie
-ooo- zmartwił się Ben. Adam wyjaśnił mu, co ma zrobić.
-pa, to będzie rola twojego życia. I życia Joe. Postaraj się – poprosił
Ben wyszedł na korytarz. Pomimo wystającej spod szlafroka koszuli nocnej wyglądał bardzo dostojnie i groźnie niczym wcielenie Odyna z legend skandynawskich – z podziwem pomyślał Adam.
-co się tutaj stało? – zapytał grzmiącym głosem
-Joe zhańbił moją siostrę – oznajmił Algernoon – nakryłem ich w łóżku w niedwuznacznej sytuacji!
-ależ pa, nic nie zrobiłem – jękliwie tłumaczył się Joe – nawet nie zdążyłem … to jest nawet się nie rozebrałem, to jest ... koszuli nocnej nie zdjąłem
-przecież dżentelmen nie musi się rozbierać, żeby pohańbić niewinną dziewczynę – oświadczył Marc
-ja tam się rozbieram – mruknął cicho Adam. Meredith i Vivian wytężyły słuch, ale poskąpiono im dalszych szczegółów.
-ale co Vivian robiła w jego pokoju? – zdziwił się Ben
-bo … Joe miał mi pokazać jakiś strumień nad którym rosną wysokie drzewa i jezioro Tahoe – wyjaśniła Vivian
-Joe! O ile znam dom w Ponderosie, to przez twoją sypialnie nie płynie strumień. Nie rosną drzewa a i jeziora Tahoe też tam nie dostrzegłem – niewyspany Ben ociekał sarkazmem
-pa, ja miałem jutro jej to pokazać …
-no właśnie – stwierdził Algernoon – zwabił niewinną dziewczynę do swojego pokoju, a potem …
-pa, ja nie …
-milcz! Zakało rodziny! Czarna owco Ponderosy! Przynosisz hańbę naszemu nazwisku! Naszemu rodowi!
-ależ, pa…
-Milcz wyrodny synu! Nędzny uwodzicielu! Lowelasie! Nazwiska ci nie zabiorę, nie mogę, ale musisz zmazać plamę na naszym honorze! Ożenisz się! Natychmiast poprosisz Vivian o rękę! Co za wstyd! Przecież to jakby krewna. Gość! Joe! Wydziedziczam Cię! Z Ponderosy, kont bankowych, majątku ruchomego i wszelkich naszych dóbr! W pełni na to zasłużyłeś!!! – wyryczał Ben ostatnie słowa. Z satysfakcją zauważył, że uśmiech jaki napłynął na twarze gości po jego słowach o oświadczynach Joe, natychmiast zniknął, gdy orzekł o wydziedziczeniu wyrodnego syna – Adam miał rację. Za tym coś się kryje – pomyślał.
-pa, to teraz Ponderosa będzie podzielona na dwie części? Moją i Hossa? – upewnił się Adam
-oczywiście! Ten … wrzód na ciele Ponderosy nic nie dostanie – oznajmił Ben
-to pa, chciałbym dostać tę część Joe ze starą chatką Warnera – poprosił Adam
-hm! Dobrze. A po co ci ona? Chcesz z niej zrobić domek myśliwski?
-nie pa, przecież Joe z żoną nie może mieszkać w lesie, albo na prerii … to mu dam tę chatkę. Nie jest zła. Tam ze dwa pokoiki się znajdą – zadeklarował odważnie Adam
-Joe nie zasłużył! … Cóż jeśli chcesz, to możesz mu ją podarować, zresztą to ruina – zastanowił się Ben. Zapadła cisza przerywana szlochaniem Hossa i wycieraniem przez niego nosa nieco przypominające głos trąbki wzywającej do ataku kawalerię amerykańską.
--dwa pokoiki – wyszeptała Vivian – i żadnego dostępu do ziemi, akcji i konta. Ja rezygnuję – szepnęła do Meredith. Marc i Algernoon zdezorientowani popatrywali na siebie, ale nie bardzo wiedzieli co mają zrobić? Powodu do pojedynku nie było. Cartwrightowie zareagowali szlachetnie. Potępili uwodziciela i jego niecne postępek … niestety zbyt szlachetnie, bo kara dla Casanowy była bardzo surowa.
-ja pomogę naprawić dach i dam Joe moją strzelbę – z trudem powiedział Hoss między łkaniem a wycieraniem nosa – przecież musicie coś jeść, a Joe umie polować. Tam jest dużo dzikich gęsi i kaczek, to Joe je ustrzeli, a Vivian oskubie, wypatroszy i ugotuje – tu znów wytarł nos zagłuszając odpowiedź Vivian negatywnie ustosunkowanej do idei własnoręcznego skubania, patroszenia i przyrządzania drobiu.
-cóż! Sprawy się nieco skomplikowały. Naradzimy się jeszcze, co zrobić z tym … kłopotem – oznajmiła Meredith
-ja w każdym razie jestem gotów zadośćuczynić zniewadze jaką mój syn wyrządził gościowi! Jutro albo opuści mój dom, albo … ożeni się i też opuści! – zagrzmiał Ben – pa wygląda niczym Cezar z zachwytem pomyślał Adam. Tylko biednemu Casanowie nie było do śmiechu. Z żalem popatrywał na swój ukochany pokoik, błękitną, tajemniczą flaszeczkę stojącą na stoliku, obrazki na ścianach, ulubione sprzęty. Adamowi żal było brata, ale cóż … musiał trochę pocierpieć, żeby wszystko wyglądało naturalnie.
Rano przy śniadaniu siedzieli Cartwrightowie, z których jeden wyglądał jak wcielenie nieszczęścia i zdeterminowani goście. Brakowało Eloise.
-Joe! Czy wybierasz się po pastora? – zapytał Ben
-tak, pa – cicho, zrezygnowanym głosem odpowiedział syn. Benowi serce się krajało ze współczucie, ale zacisnął zęby i kontynuował – dzisiaj załatwicie formalności i … wyjeżdżacie. Hoss odwiezie was na miejsce – obiecał. Hoss znów załkał i głośno wytarł nos.
-no właśnie – odpowiedziała Meredith – sprawy się nieco skomplikowały. Musimy dzisiaj wyjechać do San Francisco. Wszyscy. Bez względu na sytuację w jakiej znalazła się Vivian. Algernoon’a wzywają pilne sprawy … Marc wczoraj odebrał w Wirginia City wiadomość i zapomniał nam przekazać … on zdaje się też ma tam coś do załatwienie …
Ben odetchnął z ulgą. Udało się! Adam miał rację, Jak zwykle.
-W każdym razie Joe nadal jest wydziedziczony. JA nie zniosę takiej hańby – oświadczył z godnością senior rodu.
-trudno. To już są wasze sprawy. A gdzie Eloise? – zapytała Meredith – musi się szykować do drogi
-Eloise zostaje – oznajmił Adam
-o nie! Eloise jedzie z nami – uparła się Meredith. Bez Eloise się stąd nie ruszymy! Nie zostawimy jej
-to bardzo dobrze – stwierdził Adam – bo ona ma jakąś wysypkę na twarzy. Taką czerwoną i nieco spuchła … może to ospa? Doc Martin wspominał o kilku przypadkach w okolicy. Dobrze byłoby jakbyście się nią teraz zaopiekowały. Jest chora i potrzebuje troskliwej, kobiecej pielęgnacji …
-ospa? To jest zaraźliwe! Niemożliwe! Gdzie ona to złapała? – jęknęła Meredith. Popędzili do pokoju Eloise. Adam uchylił drzwi. Z daleka widać było cierpiącą dziewczynę, z twarzą pokrytą czerwoną wysypką, lekko opuchniętą, z trudem wymawiającą oderwane słowa
-wody! … Marc, zwracam ci słowo. Jesteś wolny. Vivian … Meredith … jak dobrze was widzieć … wody … podajcie mi wody … dużo wody … i limonki
-ma gorączkę – wyjaśnił Adam. Niestety i Vivian i Meredith nie czuły w sobie ducha samarytanek. W panice cofnęły się i zgodnie stwierdziły, że zostawiają Eloise u jej rodziny, pod doskonałą opieką. Pomknęły do powozu, gdzie czekały już spakowane w nocy bagaże. Hoss odwiózł drogich gości na stację dyliżansów i zgodnie z zaleceniami pa pomógł im wsiąść do dyliżansu i załadować ich bagaże. Popatrzył za odjeżdżającym pojazdem i wrócił do Ponderosy.
Zmartwiony Ben wrócił pod pokój Eloise, Usłyszał w nim głosy – dziewczyny i Adama- przecież on się zarazi pomyślał spanikowany pa. Otworzył drzwi i chciał oznajmić Adamowi, że powinien pojechać po doktora Martina. Zdziwienie odebrało mu mowę – ujrzał roześmianą Eloise w ramionach syna
-pa, przecież to szminka, puder i trochę czerwonego tuszu – roześmiał się Adam – Eloise specjalnie udała chorobę, żeby z nimi nie jechać. To musiała być jakaś zaraźliwa dolegliwość, bo przeziębienie by nie pomogło. Meredith poczekałaby aż wyzdrowieje i zmusiła do wyjazdu. Oni nigdzie nie chcą jej puścić samej, ani zostawiać. Koleżanek też nie może mieć – wyjaśnił Adam
-to dobrze - uśmiechnął się Ben – jesteś tu mile widzianym gościem – jest zupełnie ładna z tymi rozpuszczonymi włosami. Owszem, szpecą ją resztki charakteryzacji, ale uśmiech ma … taki jak Elizabeth .
Dostrzegł na jej palcu obrączkę swojej pierwszej zony. Pytająco spojrzał na Adama
-cóż pa, właśnie oświadczyłem się i zostałem przyjęty. Eloise jest pełnoletnia i może decydować o sobie. a ja … wolę nie narażać się na wydziedziczenie za … mrugnął znacząco do Bena – ten pastor po którego ma jechać Joe bardzo się przyda.
Pa nie mógł pohamować uśmiechu. Świetnie się składa. Kłopotliwi goście wyjechali, Pasikonik dostał nauczkę, Adam się zaręczył … narzeczona urocza i miła. Co z tego, że biedna jak mysz kościelna? Kto zabroni bogatemu? Na szczęście Cartwrightowie mają tyle pieniędzy, że jego chłopcy nie muszą szukać posażnych panien.
Bracia z zadowoleniem przyjęli wiadomość o planowanym ślubie Adama. Joe miał dodatkowe powody do zadowolenia, gdy dowiedział się, że plany jego wydziedziczenie zostały anulowane.
Sprawa nagłego wyjazdu wyjaśniła się po kilku dniach. Do Ponderosy zawitało kilku groźnie wyglądających, zdenerwowanych dżentelmenów poszukujących Marca i Algernoom’a. Okazało się, że cała rodzinka jest bardzo zadłużona. Niestety nikt z nich nie mógł spłacić długów, więc ukradkiem wyjechali z Bostonu. Uciekając przed wierzycielami przyjechali do Ponderosy w nadziei na oskubanie bogatych krewnych. . Pieniądze z Ponderosy mogły na jakiś czas uratować sytuację, ale przy rozrzutnym trybie życia tej rodzinki na długo pewnie by nie starczyły. Dodatkowych wyjaśnień dostarczył spóźniony list od cioci Isobell Stoddard w którym ostrzegała Bena przed Meredith, Vivian i Algernoon’em. Wyjaśniła się też zagadka zaręczyn Marca z nieatrakcyjną panną. Eloise była wnuczką Howarda Hamiltona, który ustanowił dla każdej z wnuczek wysoką roczną pensję i fundusz powierniczy. Pensja ta wystarczała na dostatnie życie, lecz niestety była zbyt mała dla rozrzutnej rodzinki mającej opiekować się sierotą. . Po opłaceniu najmodniejszych kreacji Meredith i Vivian, karcianych sługów Algernoon’a, dla Eloise niewiele pozostawało. Ożenek Marca z dziewczyną oznaczał możliwość dysponowania jej funduszem powierniczym, który miała otrzymać po ukończeniu 26 roku życia.
-ciekawe, jak duży jest ten fundusz? – zastanowił się Ben – dobrze, że Adam już wziął cichy ślub z Eloise, bo pewnie teraz by marudził, że ludzie powiedzą, że dla pieniędzy się żeni … a przecież posiadanie pieniędzy to nie wada – stwierdził Ben.
-Eloise, czy wiesz coś o swoim funduszu powierniczym i rocznej pensji wypłacanej przez dziadka Hamiltona? – spytał Ben
-o pensji wiem, to jakaś niewielka sumka, prawie nie wystarczająca na jedzenie dla mnie. Tak twierdziła Meredith … o funduszu pierwszy raz słyszę – zdziwiła się synowa Bena
-pa, jakie nazwisko wymieniłeś? Hamilton? – odezwał się Adam – a jak miał na imię?
-mój dziadek? Howard Norman Hamilton – wyjaśniła Eloise
-pa, pokaż ten list – poprosił Adam. O! Nigdy! Na początku ciotka Isobel wspomina moje psoty z dzieciństwa – tam są rodzinne sprawy omawiane … przeczytam ci fragment dotyczący twojej żony – zręcznie wybrnął Ben.
Po przeczytaniu listu Adam zamilkł, potem chrząknął i powiedział
-Eloise, dlaczego nie powiedziałaś, że TEN Howard Norman Hamilton jest twoim dziadkiem? Był bardzo bogatym człowiekiem. Pozostawił wielki spadek. Mówiło się o nim, że każda z jego wnuczek dostała pół miliona dolarów w funduszu powierniczym …
-o! – zaskoczona Eloise na moment straciła mowę – a jakie to ma znaczenie?- zapytała - Czy to za mało, czy za dużo dla ciebie? Myślałam, że … umilkła, a w jej oczach zalśniły łzy
-ależ kochanie. To nie o to chodzi … to twoje pieniądze …
-nie, to nasze pieniądze! – przerwała mu Eloise. Przecież po ślubie powiedziałeś, że część Ponderosy jest nasza … nie twoja, ale nasza i naszych dzieci …
-ty starszy bracie to masz szczęście … i panna ładna, miła i zamożna – pozazdrościł Joe – nie to co ja. Zawsze pechowo trafiam, albo panna wyrachowana, albo oszustka, albo …
-poluzuj orzeszki młodszy bracie – zaśmiał się Adam – poluzuj orzeszki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 1:22, 28 Cze 2016, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 7:21, 28 Cze 2016    Temat postu: Zadanie na czerwiec ,przyjazdy ,wyjazdy

Uroczy odcinek ,zabawny ,romantyczny i optymistyczny.
Mam nadzieję ,że to nie koniec.
I dowiemy się więcej o parze Adam i Eloise.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:43, 29 Cze 2016    Temat postu:

Cytat:
W Ponderosie przez dwa dni panował spokój. Goście zachowywali się wręcz wzorowo.

Spokój niczym cisza przed burzą.
Cytat:
Adam poświęcał jej sporo czasu, Starał się to robić dyskretnie, tak aby nie narazić jej na wymówki lub kpiny Meredith i Vivian. Stwierdził z zadowoleniem, że Eloise jest inteligentną dziewczyną, z dużym poczuciem humoru. Lubi literaturę i muzykę. Mieli więc wiele wspólnych tematów do omówienia.

Adam jak zwykle jest prawdziwym dżentelmenem, a Eloise to nie taka znowu szara myszka, jakby wydawało się na pierwszy rzut oka.
Cytat:
(…)Adam pomyślał, że on by wolał Eloise niż Meredith i Vivian razem wzięte. Był bardzo zadowolony, bo udało mu się wymknąć wraz z Eloise na … piknik. Wziął ze sobą gitarę i najpierw on zaśpiewał kilka pieśni, potem ona zaśpiewała swoje ulubione, te ze śpiewnika Fostera, potem … przestali śpiewać. Na jakiś czas.

Ach te pikniki Cartwrightów! Zaczynają od śpiewu, a potem… no, cóż dobrą piosenkę trzeba kontemplować… rzecz jasna przez jakiś czas kontemplować.
Cytat:
-wy … idioci – wysyczała Meredith – dzisiaj w nocy wszystko musi się rozstrzygnąć! Nie mamy czasu! Vivian zrobi swoje, a wy będziecie czuwać, żeby w odpowiedniej chwili wkroczyć i … działać.

Burza nadciąga. Ciekawe, co też mili goście przygotowali dla swoich gospodarzy?
Cytat:
Nagle ciszę nocną rozdarł niesamowity ryk.
-uuuaaaauuu!!! Do stu tysięcy zdechłych kaszalotów!!! – bardzo głośny krzyk. Synowie bezbłędnie rozpoznali głos pa. Wybiegli na korytarz.

Zaczęło się! Zobaczymy, co będzie dalej.
Cytat:
-A żyję, żyję – sarkastycznie stwierdził Ben – śpię sobie spokojnie, zawinięty w kołderkę, cieplutko mi jest. W moim wieku to bardzo się ceni … i nagle pod kołdrę wsuwa się jakaś ręka i kładzie mi … - tu Ben urwał i ryknął – a wy co tu robicie? Spać, bo rano wstajecie … no już! Adam, ty zostań …

Biedny Ben. Na pewno doznał straszliwego szoku. Tylko Adam może rozgryźć całą tę zagadkę
Cytat:
-aaaiiiiiuuuuuiiiii!!!! Duch! Ognista dama!!!
Bracia powtórnie wyskoczyli na korytarz. Ben, który jeszcze rozpamiętywał swoją martyrologię i nie zdążył zasnąć - również tam się pojawił.

Ciąg dalszy nocnych przygód.
Cytat:
-duch! W białej szacie. Podszedł do łóżka Hop Singa i dotknął go ognistą ręką – relacjonował Hop Sing zwracając się się do kuzynów z prośbą o potwierdzenie jego relacji. Kuzyn numer cztery i kuzyn numer pięć potwierdzili jego słowa donośnym brzęczeniem.
-gdzie cię dotknęła ta tajemnicza ręka? – zadał pytanie milczący do tej pory Adam. Hop Sing zamilkł.

Duch – tajemnicza ręka? No, no, ale w Ponderosie się wyprawia. Hop Sing jednak miał więcej szczęścia niż Ben… co ognista ręka to ognista, a nie…coś lodowatego
Cytat:
Po jakimś czasie usypiający mieszkańcy Ponderosy usłyszeli gwar na korytarzu, krzyki, groźby.
-zhańbiłeś moją siostrę – krzyczał Algernoon – tę zniewagę można zmyć tylko krwią!
(…) Ben siedział na łóżku i szykował się do wyjścia na korytarz
-w tym domu nie można się wyspać – zrzędził
-pa, ratuj Joe – szepnął Adam

Jak widać atrakcji nie koniec. Ale się porobiło. Joe wpakował się w kłopoty… jak zwykle i jak zwykle starsi Cartwrightowie muszą wyciągać go z tarapatów.
Cytat:
Wpadł w zastawioną pułapkę. A mówiłem mu, żeby spał w innym pokoju – ubolewał Adam - a pasikonik na to „ starszy bracie, poluzuj orzeszki … co mi może grozić w moim pokoju?”

Z jednej strony racja, co mogło grozić Małemu Joe we własnym łóżku? Chociaż najciemniej jest pod latarnią…
Cytat:
-ależ pa, nic nie zrobiłem – jękliwie tłumaczył się Joe – nawet nie zdążyłem … to jest nawet się nie rozebrałem, to jest ... koszuli nocnej nie zdjąłem
-przecież dżentelmen nie musi się rozbierać, żeby pohańbić niewinną dziewczynę – oświadczył Marc
-ja tam się rozbieram – mruknął cicho Adam.

Adam szczery, jak zwykle. Chociaż jakby tak podejść do sprawy bez emocji to jednak Adam rozebrany lepiej wygląda niż rozebrany Joe.
Cytat:
-pa, ja nie …
-milcz! Zakało rodziny! Czarna owco Ponderosy! Przynosisz hańbę naszemu nazwisku! Naszemu rodowi!
-ależ, pa…
-Milcz wyrodny synu! Nędzny uwodzicielu! Lowelasie! Nazwiska ci nie zabiorę, nie mogę, ale musisz zmazać plamę na naszym honorze! Ożenisz się! Natychmiast poprosisz Vivian o rękę! Co za wstyd! Przecież to jakby krewna. Gość! Joe! Wydziedziczam Cię! Z Ponderosy, kont bankowych, majątku ruchomego i wszelkich naszych dóbr! W pełni na to zasłużyłeś!!! – wyryczał Ben ostatnie słowa. Z satysfakcją zauważył, że uśmiech jaki napłynął na twarze gości po jego słowach o oświadczynach Joe, natychmiast zniknął, gdy orzekł o wydziedziczeniu wyrodnego syna – Adam miał rację.

Adam zawsze ma rację! A cała ta scena doskonała
Cytat:
(…) przecież Joe z żoną nie może mieszkać w lesie, albo na prerii … to mu dam tę chatkę. Nie jest zła. Tam ze dwa pokoiki się znajdą – zadeklarował odważnie Adam (…)
--dwa pokoiki – wyszeptała Vivian – i żadnego dostępu do ziemi, akcji i konta. Ja rezygnuję – szepnęła do Meredith.

Adam jest wspaniałomyślny… i hojny, a Vivian nie doceniła jego dobrego serduszka. Szkoda
Cytat:
Rano przy śniadaniu siedzieli Cartwrightowie, z których jeden wyglądał jak wcielenie nieszczęścia i zdeterminowani goście. Brakowało Eloise.
-Joe! Czy wybierasz się po pastora? – zapytał Ben

Trzeba przyznać, że Perła Ponderosy znalazła się w nienajlepszym położeniu. Bidulek… nawet Pa nie okazuje mu współczucia. Czyżby po tych nocnych atrakcjach Eloise musiała odpocząć.
Cytat:
-W każdym razie Joe nadal jest wydziedziczony. JA nie zniosę takiej hańby – oświadczył z godnością senior rodu.
-trudno. To już są wasze sprawy. A gdzie Eloise? – zapytała Meredith – musi się szykować do drogi

Cel osiągnięty. Niechciani goście się wynoszą.
Cytat:
-Eloise zostaje – oznajmił Adam
(…)jest chora i potrzebuje troskliwej, kobiecej pielęgnacji …
-ospa? To jest zaraźliwe! Niemożliwe! Gdzie ona to złapała? – jęknęła Meredith. (…) Niestety i Vivian i Meredith nie czuły w sobie ducha samarytanek. W panice cofnęły się i zgodnie stwierdziły, że zostawiają Eloise u jej rodziny, pod doskonałą opieką. Pomknęły do powozu, gdzie czekały już spakowane w nocy bagaże.

Faktycznie Vivian i Meredith wykazały się prawdziwym współczuciem. „Prawdziwe samarytanki”… wiały, aż się za nimi kurzyło.
Cytat:
Otworzył drzwi i chciał oznajmić Adamowi, że powinien pojechać po doktora Martina. Zdziwienie odebrało mu mowę – ujrzał roześmianą Eloise w ramionach syna
-pa, przecież to szminka, puder i trochę czerwonego tuszu – roześmiał się Adam – Eloise specjalnie udała chorobę, żeby z nimi nie jechać.

Mistyfikacja się udała i to bardzo. Brawo Adam!
Cytat:
Pa nie mógł pohamować uśmiechu. Świetnie się składa. Kłopotliwi goście wyjechali, Pasikonik dostał nauczkę, Adam się zaręczył … narzeczona urocza i miła. Co z tego, że biedna jak mysz kościelna? Kto zabroni bogatemu?

Oczywiście, że nikt. Miłość górą!
Cytat:
Sprawa nagłego wyjazdu wyjaśniła się po kilku dniach. Do Ponderosy zawitało kilku groźnie wyglądających, zdenerwowanych dżentelmenów poszukujących Marca i Algernoom’a. Okazało się, że cała rodzinka jest bardzo zadłużona.

I wszystko jasne…
Cytat:
-Eloise, dlaczego nie powiedziałaś, że TEN Howard Norman Hamilton jest twoim dziadkiem? Był bardzo bogatym człowiekiem. Pozostawił wielki spadek. Mówiło się o nim, że każda z jego wnuczek dostała pół miliona dolarów w funduszu powierniczym …
-o! – zaskoczona Eloise na moment straciła mowę – a jakie to ma znaczenie?- zapytała

No i proszę ile Adam zyskał: miłość, żonę i jako premię specjalną bogatą żonę. Ma chłopak szczęście
Cytat:
-ty starszy bracie to masz szczęście … i panna ładna, miła i zamożna – pozazdrościł Joe – nie to co ja. Zawsze pechowo trafiam, albo panna wyrachowana, albo oszustka, albo …
-poluzuj orzeszki młodszy bracie – zaśmiał się Adam – poluzuj orzeszki.

Otóż to Joe, otóż to!
Druga część równie wesoła, skrżąca się dowcipem z ciekawą intrygą. Przeczytałam z prawdziwą przyjemnością świetnie się przy tym bawiąc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:52, 29 Cze 2016    Temat postu:

Dziękuję za miły i wnikliwy komentarz. Przyznam, że trochę się obawiałam protestów w temacie "dwuznaczności" Wink, ale ... jakoś przeszło Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:16, 29 Cze 2016    Temat postu:

Moim zdaniem "dwuznaczności" zostały przedstawione delikatnie i w bardzo elegancki sposób, i tym samym dały pole do popisu dla wyobraźni ( przynajmniej mojej) Wink Embarassed

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:27, 04 Lip 2016    Temat postu:

Ewelina napisał:
Adam poświęcał jej sporo czasu, Starał się to robić dyskretnie, tak aby nie narazić jej na wymówki lub kpiny Meredith i Vivian.

Mimo wszystko Meredith i Vivian musiały być ślepe, skoro nie zauważyły zabiegów Adama. Ewentualnie założyły, że ktoś taki jak Eloise nie jest w stanie nikogo zainteresować na poważnie i nie zwracały na nią uwagi. Rolling Eyes

Ewelina napisał:
… najpierw on zaśpiewał kilka pieśni, potem ona zaśpiewała swoje ulubione, te ze śpiewnika Fostera, potem … przestali śpiewać.

Przestali … czyli słuchali szumu drzew i innych odgłosów natury? Wink

Ewelina napisał:
-to może spróbuję z Adamem … wypróbuję tę sztuczkę o której nam opowiadała Bella. Podobnież daje niesamowite efekty. Panowie ją sobie bardzo chwalą – zadeklarowała Vivian

Robi się coraz ciekawiej. Pytanie, czy Adam zna tę sztuczkę? Confused

Ewelina napisał:
-uuuaaaauuu!!! Do stu tysięcy zdechłych kaszalotów!!! – bardzo głośny krzyk. Synowie bezbłędnie rozpoznali głos pa. Wybiegli na korytarz. Jakaś postać w bieli cicho przemknęła w końcu korytarza.

Sztuczka chyba nie wypaliła. W każdym razie Ben wściekł się jak stado zdziczałych psów. Laughing

Ewelina napisał:
-aaaiiiiiuuuuuiiiii!!!! Duch! Ognista dama!!!

Zawzięte te baby! Nie odpuszczą, zanim nie osiągną celu. Jak na razie jednak efekty ich działalności są raczej mizerne i … mocno komiczne. Razz

Ewelina napisał:
Ben, który jeszcze rozpamiętywał swoją martyrologię

Laughing Laughing Laughing

Ewelina napisał:
-przecież dżentelmen nie musi się rozbierać, żeby pohańbić niewinną dziewczynę – oświadczył Marc
-ja tam się rozbieram – mruknął cicho Adam.

Czy to oznacza, że Adam nie jest dżentelmenem? Rozbiera się i jeszcze przyznaje się do tego publicznie. Bo to też brzmi, jakby już kilka niewinnych dziewcząt pohańbił. Embarassed

Ewelina napisał:
Joe! Wydziedziczam Cię! Z Ponderosy, kont bankowych, majątku ruchomego i wszelkich naszych dóbr! W pełni na to zasłużyłeś!!! – wyryczał Ben ostatnie słowa. Z satysfakcją zauważył, że uśmiech jaki napłynął na twarze gości po jego słowach o oświadczynach Joe, natychmiast zniknął, gdy orzekł o wydziedziczeniu wyrodnego syna

Po prostu piękne! Myśliwi wpadli we własne sidła. Smile

Ewelina napisał:
-nie pa, przecież Joe z żoną nie może mieszkać w lesie, albo na prerii … to mu dam tę chatkę. Nie jest zła. Tam ze dwa pokoiki się znajdą – zadeklarował odważnie Adam

Adam kopie leżącego … to znaczy kuje żelazo, póki gorące. Smile

Ewelina napisał:
W panice cofnęły się i zgodnie stwierdziły, że zostawiają Eloise u jej rodziny, pod doskonałą opieką. Pomknęły do powozu, gdzie czekały już spakowane w nocy bagaże.

Szybkie są niczym gazele. Very Happy

Ewelina napisał:
Pa nie mógł pohamować uśmiechu. Świetnie się składa. Kłopotliwi goście wyjechali, Pasikonik dostał nauczkę, Adam się zaręczył …

… i może w końcu Ben się wyśpi? Wink

Ewelina napisał:
-Eloise, dlaczego nie powiedziałaś, że TEN Howard Norman Hamilton jest twoim dziadkiem? Był bardzo bogatym człowiekiem. Pozostawił wielki spadek. Mówiło się o nim, że każda z jego wnuczek dostała pół miliona dolarów w funduszu powierniczym …

A to się Adamowi poszczęściło. Nic dziwnego, że Joe … spiął orzeszki. Laughing

Ewelino, świetny odcinek! Ach, jak poprawił mi humor! Hossa mi tylko było szkoda, biedak tak się spłakał. Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mada dnia Pon 20:28, 04 Lip 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin