Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Moje Opowiadania

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kamila7997
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:53, 20 Lut 2013    Temat postu: Moje Opowiadania

Zamieszczę tutaj pierwsze opowiadanie, które napisałam dosyć niedawno na swoim blogu Smile. Jest ono podzielone na kilka części, tak więc proszę uzbroić się w cierpliwość. Chciałam napisać jakieś opowiadanie grozy, ale czy wyszło, to się jeszcze okaże... Wink

Wakacje w Collade, cz.1

Zbliżało się lato soczyste w owoce, warzywa, nieskąpiące słońca i upalnych, leniwych dni spędzonych z puszką piwa. Anne Clark i jej mąż, Roy gorączkowo przepakowywali swoje rzeczy z jednej torby do drugiej, by w ten sposób zorganizować swoje rzeczy.
- Nie powinnaś ładować tutaj wszystkich romansideł jakie trzymasz w sypialni! - charknął Roy, młócąc rękoma między stosem romansów Janet Austen - Nie wiem gdzie jest mój telefon.
- Tutaj - rzuca szybko Anne, wskazując palcem na łóżko - Dawno go stamtąd wyrzuciłam, żeby zmieścić swoją ładowarkę.
- Anne.. - jego twarz złagodniała, kiedy popatrzył na rozwichrzoną czuprynę swojej żony i wymalowane na krwisto usta - Kwiatuszku..
- Śpieszmy się, musimy jeszcze wstąpić do Ellie po karton tuńczyków. Wiesz, że nigdzie ich taniej nie kupimy.
- Księżniczko, kupiłem ich całą masę, stoją w garażu.
Anne ze zdziwieniem uniosła lewą brew, po czym machnęła dłonią. Wyglądała jak młodziutka nastolatka, której przyjaciółka oznajmiła, że mogła wziąć jednak czerwoną bluzkę.
- To wstąpimy po pepsi-colę.
- Jak chcesz.
Pakowali się jeszcze pół godziny, po czym wsiedli do złotego rolls-royce i ruszyli przed siebie, do północnej Nevady.
* * *
- Jesteś pewien, że to tutaj?
- Tak, kwiatuszku - rzucił pieszczotliwie Roy, stukając palcem w mapkę drogową - Popatrz tutaj; jedziemy dokładnie autostradą 67.
- Żałuję, że nie bierzemy dzieciaków - Annie wyraźnie stropiona, spojrzała spode łba na swojego męża.
- Nasze dzieci będą słodko się tłuc, podczas gdy my, porządnie wypoczniemy. Uspokój się, to nasze wakacje.
Anne westchnęła głośno, po czym osunęła się na fotelu i zapadła w głęboki sen.
* * *
Północna Nevada tętniła życiem. Po szarych ulicach sunęły nastolatki, w przesadnie mocnym makijażu oraz chłopcy, ze słuchawkami na uszach. Stary Bar Weasley Snak nadal stał smętnie wciśnięty, jak niechciany pryszcz, pomiędzy gabinet dr. Blethe i supermarket "U Sammy'ego". Całość sprawiała odpychające wrażenie. Roy podjechał dalej, by w malutkim okienku zamówić zestaw McDonald, którym zaspokoiłby swój głód.
- Kwiatuszku, big mack i cola z kostkami lodu?
Anne jedynie potaknęła spod półprzymkniętych powiek.
- Big mack, dwie sałatki z cukinią, wrap i dwie cole - wysączył w stronę głośnika, podjeżdżając dalej i wysuwając pieniądze w stronę młodziutkiej dziewczyny.
Po pięciu minutach paczka trafiła w jego ręce.
- Anne? Jedz, bo wystygnie.
- Wiesz, że nie lubię jeść w tym śmieciu? Wolałabym naprawdę puszkę tuńczyka Ellie i kawałek bułki od Smart'a..
Roy w niezadowoleniu pokręcił głową sięgając po colę i smakowicie zawiniętego wrapa. Jak zgłodniały dzieciak oderwał kawałek opakowania, wysunął rulon wypchany po samym brzegiem super-dodatkami i pochłonął niemalże w całości.
- Niebo w gębie.
- Roy... nie pozwolę, by moje dzieci zażerały się na każdej wycieczce w McŚmieciu.
- Przesadzasz, Annie. Jedz, mówię Ci. Wystygnie.
Kobieta sięgnęła z ociąganiem w stronę big maca, nadgryzła kawałek, po czym przerzuciła się na świeżą sałatkę z cukinią. Między gryzami sączyła colę i rozglądała się po mieścinie.
- Ależ w tym Wollton dzisiaj ruch..
- Dzisiaj odbywa się tutaj piknik.. Ciekawe czy stary Alex z Edith będą dzisiaj piekli te swoje zaśmierdnięte Hot-Dogi - zachichotał Roy, otwierając z głuchym trzaskiem sałatkę.
- Żarłok! - zaśmiała się Annie.
W niespełna siedem minut później ruszyli wyboistą drogę w stronę Collade, wioseczki, w której królowało country, bekon i knajpa Pretty Star's. To tam mieli spędzić swój najlepszy tydzień "bez kłócących się potworów".
- Będzie swojsko i niesamowicie - szepnął Roy, posyłając Anne perskie oko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kamila7997
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:54, 20 Lut 2013    Temat postu:

Wakacje w Collade, cz.2

Sunęli po wyboistej drodze, z uwagą przyglądając się mijanym znakom. Jak podawał GPS Roy'a, do Collade pozostawało 50 km. Niestety nawet internet w telefonie Anne nie wspominał o stanie dróg, jaka panuje w północnej Nevadzie. Jechali, trzęsąc tyłkami po fotelach i odsłuchując starych hitów Michaela Jacksona. Las gęstniał, a ciemność w okół nich roztaczała się gęstym i tajemniczym woalem.
- Boisz się, moja biedna Annie? - zapytał z uśmiechem Roy, ściskając w obu dłoniach kierownicę.
- Ani trochę, mój słodki książę. Marzę tylko o krewetkach w cieście i zabajonych z moimi cudownymi dzieciakami - rzuciła z uśmiechem, obracając w dłoni sony ericsona.
- Naprawdę? Szkoda, że w tym super zestawie nie ma miejsca dla męża.. - szepnął z nieukrywanym żalem Roy.
- Jesteś zazdrosny?
- O ciebie kwiatuszku były każdy.
Roy często obdarowywał Annie tego typu słodkimi słówkami. Raz była księżniczką, drugi raz kwiatuszkiem, a trzeci raz uroczą ropuszką.. Nigdy jednak nie przeklinał jej, bo kochał się w niej na zabój i - jak podkreślała to często siostra Anne, Jessica - wykrzyczałby na cały świat, że ma swój skarb tylko dla siebie. Jednak bardzo często wpadał w gniew i długo dąsał się na swoją Księżniczkę, kiedy wróciła do domu zbyt późno lub z kartką kredytową na debecie. Pomimo tych drobnych wyskoków, Anne czuła się kochana i chciana. Wiedziała, że gdyby odeszła od Roy'a, on znalazłby złodzieja serca swojego Kwiatuszka i nie zostawił na nim jednego włosa. Tworzyli kochającą się, nieco zwariowaną rodzinę, w której małżonkowie byli nadal dwudziestolatkami, cieszącymi się życiem.
Mijały minuty, w końcu godzina, a oni nadal posuwali się w gęstwinie mroku, którą tworzyły skłaniające się mrocznie drzewa. Anne drżała nieraz, kiedy wiatr mocniej zawiał pomiędzy gałęźmi.
- Nie bój się, jestem tutaj - powiedział na wpół żartem, na wpół serio Roy - Księżniczko?
Ale ona nie odpowiedziała, bo zasnęła, albo udawała, że śpi. Jego ciepła dłoń spoczęła na jej dziewczęcej twarzy.
"Ciągle młoda.. - zachichotał w myślach"
Za ostrym zakrętem las się przerzedził i w końcu po obu stronach rozciągały się połacie łąk i polan.

* * *
- Anne, obudź się, kochanie, obudź się! Kochanie! - Roy potrząsał gwałtownie żoną, próbując wybudzić ją z twardego jak kamień snu.
Anne obudziła się i bezradnie rozglądnęła w okół siebie.
- Musimy wysiąść, Anne, złapaliśmy gumę..
Pobladła. Jej wzrok błąkał się to tu, to tam, szukając wyjaśnienia.
- Jak to.. chyba nie chcesz mi powiedzieć, że spędzimy tę noc.. sami w tym przeklętym lesie?! - wrzasnęła, wybudzając się całkowicie.
- Na to wygląda, honey.
- Żartujesz, Rooy! - wrzasnęła piskliwie i w ramach protestu, nacisnęła guzik obok swojej szyby - Nigdzie się nie ruszam.
Roy plasnął energicznie dłonią w kierownicę. W takich właśnie chwilach miał dość swojej Księżniczki.
- Nie denerrwuj mnie, Anne! Musimy stąd wyjść i wezwać jakoś pomoc.
- Masz telefon, możesz zadzwonić.
- Zauważ, że nie łapie zasięgu! - wrzasnął żałośnie - Musimy kawałek iść.
"Kawałek" w odczuciu Roy'a znaczył to samo co 25 km.
- Jesteś tępym idiotą! Jak mogłeś nie wziąć dodatkowego koła?! Przecież nie jechaliśmy do Saint-Tropez, tylko do jakiejś obrośniętej gównem dziury!
- Uspokój się Anne i wyłaź z auta. Już - jego ton był pełen nacisku.
- Okej, w porządku. Niech nas pożrą pustynne kojoty.
- Lwy, Anne, lwy.. - rzucił Roy, z pełną politowania miną.
- Nie nabijaj się ze mnie, Roy. Wiesz dobrze, jak nienawidzę biwaków i tego typu rzeczy..
- Wiem. Ale nikt, kochanie, nie będzie ci kazał spać pomiędzy różnymi stworzonkami - Roy uśmiechnął się blado, puszczając Anne perskie oko. To ją nieco rozchmurzyło, ale nadal na jej twarzy utrzymywała się mina "jestemnaciebiezłapotworze".
Oboje wygramolili się z rolls-royce'a, zatrzaskując za sobą drzwi. Anne zdawała się nie zważać na dźwięczne "mig-mig", które rozpłynęło się w powietrzu po tym, jak Roy wcisnął guzik od pilota blokującego auto.
- Pójdziemy kawałek.
- Nie przerażaj mnie, tym swoim kawałkiem.
- To będzie kawałek z kawałka - zachichotał Roy.
- Czyli coś koło dwudziestu pięciu kilomtetrów, Roy? - spytała poważnie Anne, wchodząc na polanę.
- Coś koło tego, Kwiatuszku - uśmiechnął się szeroko.
- Choć i znajdź ten pieprzony zasięg. Chcę do naszego auta!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kamila7997
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:55, 20 Lut 2013    Temat postu:

Wakacje w Collade, cz.3

Anne z niepokojem przemierzała kolejne połacie ziemi, lustrując wzrokiem tereny, na których się znajdują. Słychać było przeciągły rechot żab, a gdzieś w oddali, jakiś walnięty drozd wystukiwał alfabet Morse'a.
- Kwiatuszku, naprawdę w porządku?
- Taaak - "taak" brzmiało jakby ktoś przeciągnął jej po plecach tarkę do gigantycznych marchewek.
- Coś niewyraźnie wyglądasz, choć tutaj - rzucił Roy, zbliżając się do żony.
Delikatnie dotknął dłonią jej zziębniętych policzków i lekko musnął ją palcem w nos.
- Gitara, moja żona nie będzie mdleć - zaśmiał się chrapliwie.
- Roy, proszę cię.. Wracajmy do auta. Zabłądzimy.
- Co ty mówisz, Księżniczko, zabłądziłabyś ze swoim mężem? Nie oddalimy się daleko, to tylko..
KAWAŁEK - podpowiedziało jej coś w myślach.
Westchnęła głośno i na znak akceptacji, uniosła obie ręce do góry i uderzyła nimi lekko o spięte uda. Czuła jak zimny pot spływa jej pod t-shirtem, a jakieś słabe chochliki tkwiące głęboko w oczach Roy'a mają z niej niezły ubaw.
Wezmę się w garść.. wezmęwezmęwezmę - powtarzała w myślach jak mantrę, trzymając w dłoni gruby kij, którym - jak wyjaśniła wcześniej Roy'owi - będzie tłuc kojoty i inne stworzonka.
W okół nich rozlewała się niczym niezmącona cisza. Nadal panował ten błogostan, który zastał ich wcześniej - ot, przytulna łąka, idealna dla spragnionych przygody i nowych wrażeń turystów.
TAKICH JAK MY - zachichotała jakaś kąśliwa dziewczynka o imieniu MYŚL.
- Nie podoba mi się to miejsce, Roy, zawracajmy - ton Anne był poważny i napastliwy.
- Przestań, Kwiatuszku. To tylko zwykła polana, przeznaczona dla turystów... Tutaj nie ma żadnych potworów. Noc cię przeraża, Księżniczko?
- Taak - wycedziła przez zęby, chcąc zatrzymać swojego żądnego przygody męża.
- Daj spokój, Annie. Ile ty masz lat? Idzie ci trzydziesta czwarta wiosenka, Księżniczko - zachichotał złośliwie, puszczając jej perskie oko.
Co za dureń - pomyślała z goryczą - Najlepiej, niech nas zjedzą kojoty.
- Taak? - Anne odebrała te słowa jako wyrzut i obrazę - Ja ci jakoś nie wypominam, że idzie ci trzydziesta siódma, Słonko! - warknęła, składając dłonie, jak dziewczynka, której odebrano ulubioną laleczkę.
Przez cały ten czas Roy ani razu nie zerknął na kolorowy wyświetlacz swojego Samsunga, by sprawdzić czy złapał zasięg. Wyglądało na to, że zamierza urządzić swojej żonie niezłe figle.
Ja mu pokaże! - pomyślała gorzko - Tydzień spania na kanapie, ze śmierdzącym kundlem ciotki Vicky.
- Wracam - jęknęła bezsilnie, przystając.
- Anne, na głowę upadłaś? Nigdzie się beze mnie nie ruszasz! Zabłądzisz, chcesz nieszczęścia?
- Nieszczęściem jest to, że poślubiłam takiego wariata, który chce mnie zawieść na manowce.. - westchnęła ciężko, rzucając w dal oblepiony gliną kij. m
- Honey - Roy przysunął się bliżej i objął Anne w pasie - Cukiereczku, proszę cię, obiecuję ci - to mówiąc, położył rękę na piersi - Obiecuje ci, że za pięć minut zawracamy. Chcę tylko..
- Co tylko chcesz, człowieku?! - wrzasnęła, wybałuszając oczy - Chcesz dalej mnie wodzić, aż zajdziemy na jakieś mokradła?! Ani raz nie zerknąłeś na ten swój zasrany, kolorowy wyświetlacz. Może już dawno zeszliśmy z pola zasięgu!
- Kochanie, nie patrzyłaś uważnie.. Cały czas zerkałem na telefon. Nie złapaliśmy zasięgu, naprawdę.. - tłumaczył z nieudawanym żalem.
- Już dobrze, wierzę ci - wyjąkała - Ale proszę, teraz już wracajmy - spojrzała na tarczę swojego Valtera - Wracamy, Roy, już!
I tym samym żona szarpnęła swojego męża za rękaw, taszcząc go za sobą jak skazańca.

* * *
Kiedy dotarli do samochodu było koło drugiej nad ranem. Anne wściekle otworzyła sobie drzwi, nie czekając na dżentelmeńskie maniery swojej miłości życia. Wlepiła wzrok w deskę rozdzielczą i ani zamierzała wymienić choć słowo do swojego współtowarzysza.
Po dwóch godzinach oczekiwania na kogokolwiek, choćby zgrzybiałego staruszka, który mógłby ich podwieźć. W końcu w oddali, niewyraźną poświatą reflektorów zamajaczył jakiś pojazd. Po dwóch minutach okazało się, że jest o stary jeep 3c force. Za kierownicą, z tego zauważył Roy, jechała sześćdziesięcioletnia pani (Matko, co ona o tej porze robi w środku lasu?). Roy wystawił swojego kciuka i energicznie poruszał ręką. Starsza pani zjechała na pobocze i z uśmiechem opuściła auto.
- Panowie złapali gumę? Proszę wsiadać, prędko, prędko! - zaskrzeczała nieprzyjemnie, po czym wysunęła w uśmiechu swoje protetyczne zęby.
Wsiedli bez słowa, skinąwszy jedynie głową. Panował tam nieprzyjemny zapach spalonego popcornu, bo ziemi walały się opakowania po zestawach z McDonalda i puszki po coca-coli. W końcu żwir zachrzęścił pod kołami starego wozu, zacharczał i ruszył z kopyta w stronę Collade.
Starsza pani kierowała z uśmiechem bez słowa, także Anne nie była skrępowana jej obecnością.
- Czuję się jak na cholernym survivalu, w którym grupa uczestników walczy o wykrzesaną w drewnie gębę Indiańca... - sarknęła, opierając głowę na miękkiej poduszeczce siedzenia.
- Anne... - zaczął bezradnie Roy.
- Nic nie mów! Wystarczy mi tych krajobrazów na co najmniej dwadzieścia pięć lat naszego beztroskiego małżeństwa.
- A po tych dwudziestu pięciu latach znowu w te tereny zabiorę moją piękną jak milion dolców małżonkę... - zachichotał, przekręcając głowę w stronę znużonej i zrezygnowanej Annie.
Ta jedynie dała mu kuksańca w bok i obdarzyła tak dobrze znanym mu uśmiechem "jużsięniegniewammężulku".
Starsza pani zdawała się nie słyszeć tych czułek słówek, całkowicie zajęta jazdą, zmieniała co chwila biegi.
- Proszę pani, chcielibyśmy się zatrzymać niedaleko przystanku w Collade - wyjaśnił Roy, przyglądając się z uwagą siwym kępkom włosów staruszki.
- W porządku - wyjaśniła, a po tych słowach Anne przeszył lodowaty dreszcz. W jej słowach było coś przerażającego i nieprzyjemnego.
* * *
W końcu oboje zauważyli, że dłonie staruszki są niemożliwie młode, jak na jej wiek; jej twarz była pomarszczona, jak suszona śliwka, a powieki opadały, jak wieka starych trumien. Patrząc na te wypielęgnowane dłonie i paznokcie z manicure, odnosiło się wrażenie, że należą one do co najwyżej trzydziestoletniej kobiety. Bez żadnych plam artretycznych, zrogowaceń czy zwykłej oznaki starzenia się. Nic. Po raz kolejny po plecach Anne przebiegł zimny dreszcz.
- Proszę pani.. - zaczął niepewnie Roy, widząc przerażenie malujące się w oczach Anne - Czy.. - zaśmiał się nerwowo.
- Co, kochaneczku? - spytała pewnie, zerkając w lusterko. Roy czuł na sobie jej świdrujące spojrzenie.
- Pani dłonie... - podrapał się po głowie - Są.. takie młode, a...
- Ah! - wrzasnęła jadowicie, po czym szybko zmieniła ton na życzliwy - Wszyscy ludzie mi o tym wspominają. To efekt zabiegów pielęgnacyjnych Tao Langa, mistrza operacji plastycznych w Japonii - wyjaśniła uprzejmie, wciskając klakson.
- Jedź, ty stary dziadu! - wrzasnęła, po czym bez precedensów pokazała staruszkowi środkowy palec. Urocza babcia.
- No tak.. - jęknęła Anna, zaciskając kurczowo dłoń na dłoni swojego męża.
Jej oczy mówiły "Proszę, wysiądźmy tutaj, wolę już tą przerażającą głusz, niż rechot tej demonicznej staruszki"!
Ale twarz Roya pokazywała, że za nic w świecie kolejny raz jej nie ulegnie.
Zrezygnowana nerwami i zmęczona oparła głowę na ramieniu męża, po czym zasnęła.
* * *
O godzinie ósmej oboje się obudzili. Ze zdumieniem uświadomili sobie, że nadal znajdują się w trzeszczącym i zaśmierdniętym jeep'e 3c force. Starsza pani w najlepsze jechała przed siebie, nadal utrzymując na twarzy swój błogi, szeroki uśmiech. Na siedzeniu tuż obok niej walały się sterty śmieciowego żarcia - jakby to powiedziała Anna. Babcia musiała już być po sytym śniadaniu, bo, kompletnie się nie krępując, bekała w najlepsze.
- Przykro mi słoneczka, że nie mam nic dla was na śniadanie, ale tak słodko spaliście.
Roy starał się być spokojny, ale krzyczał niemalże wywalonymi z oburzenia oczyma: "Ty głupia starucho"! Oboje byli niemożliwie głodni i nie wiedzieli, co nadal robią w tej kupie złomu. Powinni dawno znajdować się w uroczym Collade i jeść smażony bekon.
- Proszę pani, do Collade z tamtego postoju było 30, może 20 kilometrów. Proszę mi więc powiedzieć, co my NADAL robimy w pani aucie? - zapytał Roy, nie ukrywając rosnącej frustracji.
- Panie drogi, musiało ci się coś pomylić - rzuciła starucha, pomiędzy kolejnym beknięciem - Patrz pan.
Wskazała swoim wypielęgnowanym palcem na mapkę, którą miała wciśniętą między deskę rozdzielczą.
- Tu jest te pańskie Collade. Musiał pan je pomylić z Colleag.
Małżonkowie spojrzeli po sobie. Staruszka odłożyła mapę i przybrała swój błogi uśmiech.
- W takim razie, kiedy będziemy na miejscu? - zapytała Anne.
- Za jakieś pięć kilometrów. Macie to jak w banku - oznajmiła, po czym odwróciła się i łypnęła na nich swoim ciemnym okiem.
Do końca podróży nie śmieli się odezwać. Staruszka nadal uśmiechała się do siebie, kierując w najlepsze, ale widać było, że się czymś zirytowała.
Wrzynała swoje pazury w kierownicę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kamila7997
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:55, 20 Lut 2013    Temat postu:

Wakacje w Collade, cz.4

Znaleźli się na miejscu. Staruszka z piskiem opon zatrzymała swojego zapuszczonego forda, po czym zdjęła grube łapska ze sprzęgła.
- Jesteście, aniołki. Koniec waszej podróży.
- Dziękujemy pani bardzo.
Już mieli wyjść, kiedy kobieta zablokowała tylne drzwi i zastukała sztucznymi pazurami w fotel pasażera.
- Należy się 50 dolców, aniołki.
- Ile? - wysapała Anne, wpatrując się tępo w Roya.
Ten jedynie westchnął i z ociąganiem podał staruszce banknot.
- Dzięki, słońce.
Po tych słowach otworzyła im szeroko drzwi, a z jej twarzy nadal nie zniknął złowieszczy, tajemniczy uśmiech.
* * *
Znaleźli się na niewielkim rynku miasteczka, które miało być - według wyjaśnień staruchy - Collade. Po obu stronach ryneczku rozciągały się niewielkie domki, przeznaczone najprawdopodobniej dla turystów. Pomiędzy nimi wciśnięte były zajazdy, jak głosiły szyldy "U Sandrine" i "U Mortona". Jeszcze dalej rozciągał się duży, wąski budynek "Pod Byczą Stajnią". Wymalowane na nim było dużymi literami: STEKI, BEKONY, MIEJSCOWE JEDZENIE, COUNTRY W DOBRYM WYDANIU!
- Roy - jęknęła Anna.
- Co, kochanie? - zapytał.
- Zapomnieliśmy bagaży. Co my poczniemy bez bagaży? Zostawiliśmy tam jeszcze nasze auto... Bądź pewny, że zostaniemy okradzeni.
- Zatrzymamy się tutaj tylko na weekend. Później wrócimy do naszego auta, które tam będzie stało - wyjaśniał powoli Roy - Kwiatuszku, nie martw się. Mamy wakacje, wyluzuj.
- Czy to zawsze nam muszą przydarzać się takie wstrętne przygody? - zapytała, pocierając swoje odgniecione w aucie ramie.
- Chodźmy coś zjeść, umieram z głodu.
Ruszyli przed siebie, kierując się w stronę "Byczej Stajni". Anne pociekła już z ust strużka śliny, którą zdołała błyskawicznie zetrzeć.
Weszli do dużego, ale wąskiego pomieszczenia. Wentylator młócił powietrze raz po raz, a jedna z wyjątkowo natrętnych much, brzęczała zajadle.
Jedna z kobiet, spasła blondynka zakręciła loczkiem i wypchnęła w kierunku Anne i Roya, jedną ze swoich kelnerek.
W końcu usiedli.
- Co państwo zamawiają?
- Dwa talerze porządnego spaghetti z boczkiem - odparł z uśmiechem Roy, składając dłonie na siebie.
- Czy mamy podać do tego nasz sok porzeczkowy?
- O, tak, prosimy.
Anne skinęła tępo głową.
- Co ci jest?
- Źle się czuję, jak weszliśmy do tego lokalu rozbolała mnie głowa..
- Kochanie, zaraz dam ci aspirynę. Zaraz co zjesz.
Rozglądali się po przytulnie urządzonej knajpce, w iście zachodnim stylu. Było tu coś z westernem, czuć było country, przede wszystkim ze względu na płyty, wiszące na drewnianej boazerii. Pachniało skwarkami, tłustym boczkiem i podsmażaną na cebulce jajecznicą. A co najważniejsze, gdzieś obok siebie czuł obezwładniający zapach majeranku i parmezanu oraz sos bolognese.
- To będzie prawdziwa uczta dla duszy.
- Jeżeli chodzi o mnie, to dla żołądka.. - powiedziała z przekąsem Anne, kiedy czarnowłosa postawiła na drewnianej desce duży talerz smakowitego makaronu.
- Będą soczki? - spytał Roy, obdarzając kelnerkę wyczekującym spojrzeniem.
- Będą. One są świeżo wyciskane.
- Wyciskacie świeży sok z porzeczek..? - spytała ze zdziwieniem Anne, przecierając sztućce serwetką.
- Tak, mamy to w zwyczaju. Tutaj, w Collade, wyciska się prawie wszystkie owoce i wydobywa ich prawdziwy smak. Zależy nam na jakości i zadowoleniu klienta.
- Klasa restauracja - rzucił Roy, zanurzając widelec w czerwonym niczym lawa wulkaniczna sosie.
- Spaghetti jest niebiańskie - zgodziła się Anne, oblizując usta i delektując się każdym kęsem.
Blondyna uważnie przyglądała się małżeństwu zza rogu, gorączkowo tłumacząc coś starej babie, która przyczłapała wyczerpana do jej restauracji.
Była to ta sama staruszka, która podwiozła Anne i Roya Clarków do Collade.
A to zwiastowało tylko kłopoty.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kamila7997
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:56, 20 Lut 2013    Temat postu:

Wakacje w Collade, cz.5 (ostatnia)

Anne zerkała nerwowo w stronę obsługi, z wyczekiwaniem przyglądając się czarnowłosej kelnerce. Głód ściskał jej żołądek, a w głowie pulsowało okropnie, jakby każdy nerw podgryzał jakiś natrętny szczur. Miarowo bębniła palcami w drewniany blat stolika, z uwagą przyglądając się ulotce położonej tuż obok serwetek.
PIKNIK COUNTRY, PROWADZĄCY: BRENDA STANLEY, NIEDZIELA, 3 LIPCA BR.
- Roy?
Roy z uwagą przyglądał się czarnowłosej, która pieczołowicie dosypywała coś wyglądającego jak pieprz do ich talerzy.
Głos Anne przywołał go do porządku.
- Tak?
- Popatrz, jutro tutaj jest piknik. Prowadzącą jest Brenda Stanley!
- Kochanie, chodźmy stąd - szepnął jej w ucho, trącając jednocześnie jej łokieć - Wynośmy się stąd!
Anne popatrzyła na niego podejrzliwie, po czym rozejrzała się po pustej sali restauracyjki. Na myśl o smakowitym talerzu pełnym spaghetti, ślina jak opętana spływała z podniebienia. W końcu jej uwagę przykuła starucha, która szeptała coś nad obydwoma talerzami pełnymi dania.
- Zjeżdżajmy! - pisnęła, zbierając ze stołu telefon i dokumenty.

Zniknęli.

* * *
Biegli przed siebie, słysząc bębnienia swoich serc. Dyszeli ciężko, jak charty puszczone za dzikim ptactwem. Młócili rękoma powietrze, usiłując utrzymać równowagę. Nogi uginały się pod ciężarem ich ciała, a mięśnie przestawały współpracować z siłą woli. W końcu, za stodołą, tuż przed rozciągającym się pustkowiem zatrzymali się.
Długo stali w miejscu, nie mogąc złapać tchu i usiłując nadążyć za rytmem oszalałego serca. Anne, wspierała ręce na trzęsących się nogach, a Roy, opierał się głową o stodołę, kaszląc ostro.
Kiedy oboje doszli do siebie, Roy zaczął.
- Musimy znaleźć kogoś, kto podwiezie nas w to miejsce.
- Niedaleko tej polany i naszego auta?
Roy skinął głową w milczeniu.
- Zostań tutaj, zaraz kogoś sprowadzę.
Anne przez łzy odpowiedziała coś słabo.
Ale Roy nie mógł tego słyszeć, bo chwycił za pordzewiały rower i ruszył za pustkowie.
* * *
Półtorej godziny później, gdy Anne umierała ze strachu i wycieńczenia, przewalając się z boku na bok i próbując chronić się przed upałem, nadjechał Roy. Nie był sam. Towarzyszył mu jakiś mężczyzna, tyle, że on nadjechał wozem wypełnionym sianem, który ciągła stara szkapa. Westchnęła jękliwie, pocierając zmęczone od słońca oczy.
- Wsiadaj, Kwiatuszku. Nie ma co czekać, zjeżdżamy stąd.
Anne nieporadnie wdrapała się na wóz i zapadła się w miękkości pachnącego latem siana. Po tym, jak stara szkapa ruszyła, zasnęła.

* * *
Na miejscu znaleźli się dwie i pół godziny później. Stary farmer, Josh Smith, uścisnął serdecznie rękę Royowi, wyciągając z siana idealne, co do naszego forda koło. Staruszek wyszczerzył pożółkłe zęby, rzucił nam jeszcze po jabłku, po czym dosiadł swojej karety i odjechał.
- Odjeżdżamy stąd, Księżniczko i obiecuję ci, że już nigdy w życiu tutaj nie wrócimy.
- No to co teraz? Saint Tropez? - zapytała znużona, siląc się na słaby uśmiech.
- Saint Tropez - przytaknął, przytulając się do żony.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kamila7997 dnia Śro 19:57, 20 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:37, 20 Lut 2013    Temat postu: Moje opowiadanko

Uważam Kamilko że masz prawdziwy talent choć nie jest to mój styl ale opowiadanie mnie się podoba.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:08, 20 Lut 2013    Temat postu:

Dreszczyk jest, nastrój grozy też. Fajne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin