Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zadanie - czerwiec
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 17:41, 10 Cze 2013    Temat postu: Zadanie - czerwiec

Pogubiłam się z numerkami...

Ale za to mam temat. Nasi Cartwrightowie jako... trzej muszkieterowie. Tu ukłon w stronę Huberta, bo to jego fanfiki mnie natchnęły. I przypominam, że z D'Artagnanem było ich czterech, więc można korzystać z różnych konfiguracji postaci Very Happy

Jestem bardzo ciekawa, co zrobicie z tym tematem...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:47, 10 Cze 2013    Temat postu:

A ja jestem też ciekawa, co Ty zrobisz z tym tematem Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:52, 10 Cze 2013    Temat postu:

Do Portosa podobny jest tylko jeden Cartwright. Przynajmniej z tą obsadą nie będzie problemu... a Laura jako Milady ... oczywiście

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pon 21:30, 10 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:06, 11 Cze 2013    Temat postu:

AMG zafundowała mi rozrywkę - ten styl pisania jest mi zupełnie obcy i niezbyt przeze mnie lubiany ale czego się nie robi dla koleżanki Wink
Wzięłam sobie pana Dumasa po pomocy i przebrnęłam przez zadanie. Liczne nawiązania do Dumasa jak najbardziej celowe, naśladowanie – również. Następnym razem proponuję naśladować Sienkiewicza.

„Rady pana ojca”

Młodzieniec, na oko osiemnastoletni, w kurteczce, ongi zielonej, która przybrała już odcień co nieco ziemisty przyjechał właśnie do miasta. Twarz miał dziecinną, lekko pyzatą i piękne, białe zęby, po których niechybnie rozpoznasz Cartwrighta. Ów młodzieniec zbyt duży był jak na podrostka, ale zbyt mały jak na mężczyznę dojrzałego, co sprawiało liczne kłopoty jego ojcu przyprawiając go o siwiznę.

Młodzieniec posiadał wierzchowca, a ów wierzchowiec tak bardzo zasługiwał na uwagę, że nie mógł jej na siebie nie zwrócić: był to konik łaciaty rasy pinto. Osobliwa maść i niezaprzeczalny urok tego wierzchowca wywierały zawsze wielkie wrażenie, które przenosiło się również na jeźdźca, z czego ówże skwapliwie korzystał w przyciąganiu uwagi płci przeciwnej, jakże wrażliwej na piękno w każdej postaci.

Młodzieniec siedział teraz w siodle zamyślony, całą drogę z domu próbował zrozumieć rady, jakich udzielił mu pan ojciec przed wyjazdem:

- Synu - rzekł ów swoim głębokim głosem, którego grzmiącej barwy nigdy nie mógł się wyzbyć, - za chwilę będziesz miał sposobność znaleźć się w mieście. Nie przynieś wstydu nazwisku, które twoi bracia noszą godnie. Jesteś młody i powinieneś być dzielny z dwóch powodów: po pierwsze, ponieważ jesteś Cartwrightem, po drugie, ponieważ jesteś moim synem. Ale nie szukaj sposobności do bójek i przygód. Bij się tylko w razie konieczności.

Syn uważnie słuchał, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie, gdyż myśli jego błądziły już w okolicach saloonu w Virginia City.

- Mój synu, mam nadzieję, że zapamiętasz rady, których wysłuchałeś – ciągnął niestrudzony w udzielaniu rad patriarcha rodu. - Obróć to wszystko sobie na pożytek. Dodam jeszcze słowo, a mianowicie wskażę ci przykład do naśladowania; wzorem tym nie jestem ja sam, mówię o twoim najstarszym bracie Adamie. Idź w jego ślady, byś stał się taki jak on.

Całą drogę Joe usiłował skupić się na ojcowskich radach, tak by tym razem zadowolić rodzica, ciągle jednak dreszcze przechodziły mu po krzyżu, gdy dochodził do ostatniej ojcowskiej rady. Łatwo odgadnąć, że ta ostatnia rada nie znaczyła wiele dla naszego młodzieńca a wręcz napawała go lekką odrazą.

Rozmyślania owe zostały przerwane nagle gdyż konik zatrzymał się i zarżał radośnie. Zamyślony ciągle młodzieniec zsiadł z niego prosto w objęcia innego młodzieńca, znacznie większej postury, szeroko rozpartego na swoich kolumnowych nogach, który stał obok stacji dyliżansu zapatrzony w widok zgoła nieziemski. Byłaż to stópka niewieścia, która ukazała się jego oczom po otwarciu drzwiczek.

Duży brat Hoss, bo on to był właśnie, tak bardzo pragnął zobaczyć resztę do tej stópki, że nagłe przesłonienie widoku przez konika, choćby najpiękniejszego, i braciszka w objęciach, choćby najulubieńszego, wywołało u niego wściekłość nieziemską. Hoss zrzucił natychmiast swojego brata na ziemię, odgonił łaciate zwierzę, ale było już za późno, dama owa, cała w czerni, zniknęła właśnie za zakrętem, nic ciekawego nie zostawiając Hossowi do oglądania.

- Joe! Zrobiłeś to specjalnie! Zapłacisz mi za to! - krzyknął tylko, biegnąc w stronę znikającej czarnej woalki. - Zaczekaj tu na mnie, już ja się z tobą policzę!

Hoss dobiegał właśnie do zakrętu, i już, już miał ujrzeć piękną nieznajomą, gdy zatrzymała go jakaś czarna ściana. Odbił się od niej i znalazł się w prozaicznym położeniu, w kurzu i pyle publicznej drogi, wydając przy tym jęk godny powalonego bizona. Ten to właśnie niezbyt fartowny widok wzbudził cieniutki chichot, który dał się słyszeć spod czarnej woalki wsiadającej już do powozu. Zanim nasz drugi młodzieniec zdołał podnieść swoje ciało do pozycji pionowej, dama odjechała.

Duży młodzieniec musiał teraz przyjrzeć się zuchwalcowi, który ośmielił się stanąć na jego drodze. Zmierzywszy wściekłym wzrokiem owego, stwierdził, że jest to mężczyzna mający lat trzydzieści, o oczach ciemnych i przenikliwych, śniadej cerze i starannie ułożonych czarnych włosach. Odziany był w czarne spodnie z błyszczącym guzikiem na siedzeniu, tego samego koloru koszulę i takąż kamizelkę bez żadnych ozdób.

Czerwony z wściekłości Hoss gotowy był zabić za zniewagę, której świadkiem była czarna woalka. Popatrzył na czarną ścianę przed sobą, która przyjaźnie szczerzyła do niego białe zęby, po których niechybnie rozpoznasz Cartwrighta.

- Zapłacisz mi za to, Adam! - wycedził, - policzę się z tobą, jak tylko zabiję Małego Joe! Poczekaj tu na mnie! - i ruszył z powrotem wypełnić obietnicę, jaką złożył chwilę temu mniejszemu bratu.
- Hoss! Zaczekaj! - Adam ruszył za nim mając jeszcze nadzieję powstrzymania rozjuszonej bestii. Nadzieje, jak wiadomo, bywają płonne...

Tak oto, w tę jakże gorącą sobotę, w miasteczku Virginia City powstało zamieszanie tak wielkie, jakby wszystkie fanki Pernella Robertsa przybyły zobaczyć swojego ulubieńca. Znalazłszy się na miejscu, każdy mógłby ujrzeć i rozpoznać przyczynę owego zamieszania. Głowa rodu Cartwrightów - Pa, jak nazywali go młodsi członkowie owego rodu - również.

Pa od godziny trząsł na wierzchowcu swoje stare kości, a w środku trząsł się cały z tłumionej irytacji. Nie dane mu było wygrzewać się przed kominkiem w rodowej siedzibie, nie dane mu było pykać fajkę i czytać umoralniające traktaty, nie dane mu było wreszcie drzemać spokojnie, co w jego wieku nie budziłoby zdziwienia. Musiał się wszakże udać do miasta!

W takim oto nastroju natknął się na swoich potomków, wszystkich trzech, co do jednego, sprawców owego zamieszania w miasteczku. Przecisnął się przez skandujący tłum i nie rozumiejąc, co się dzieje, ryknął do syna, który chwilowo był najbliżej niego:

- Adam, dlaczego bijesz Hossa?!
- Ja go nie biję – odparł z godnością Adam uchylając się przed potężnym ciosem brata.
- To dlaczego Hoss bije ciebie? - Tu Pa przyjrzał się dokładnie akcji i ryknął jeszcze do swojego najmłodszego potomka: - I ciebie też!

Po chwili dopiero dotarło do niego nierycerskie zachowanie potomków.
- Jeden na wszystkich?! - wrzasnął zgorszony zachowaniem swojej progenitury.

Nie doczekał się żadnej odpowiedzi. Po chwili mignęły mu przed oczami dwa lecące ciała, jedno czarne, drugie zielone, które spadły wprost na trzecie ciało, w którym Pa rozpoznał Hossa.
- Wszyscy na jednego?! - burzył się dalej patriarcha rodu i postanowił nauczyć synów rycerskości. Wkroczył odważnie między bijących się, co spowodowało, że Hoss zachwiał się i upadł pociągając resztę za sobą.

Taką sytuację zastał szeryf Roy Coffee, zaalarmowany przez przerażone bijatyką niewiasty. Tylko one zareagowały domagając się interwencji stróża prawa, panowie bowiem nie tylko nie byli przerażeni ale najwyraźniej już szykowali się aby przyłączyć się i zaznać nieco uciechy.

Roy wystrzelił z rewolweru w powietrze, aby zwrócić na siebie uwagę.

- Ben?! Ty?! - Szeryf nie mógł uwierzyć w to, co widzi. - Co tu się dzieje?! - zapytał ale nie było czasu na wyjaśnienia, musiał działać szybko, jeśli chciał zapobiec ogólnej bijatyce, która wisiała w powietrzu: - Do więzienia! Cała czwórka! Tam się wytłumaczycie!
- Roy, to pomyłka! - zaczął Ben dumnie prostując się pod czujnymi spojrzeniami gapiów. - Przecież ja się z nimi nie biłem!
- Jesteście rodziną? Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! Idziemy!

Całą drogę do więzienia pan ojciec obmyślał rady, jakich udzieli swoim potomkom, „przykład do naśladowania” obmyślał wszelkie możliwe odpowiedzi na wszelkie możliwe ojcowskie rady, niedoszły Don Juan obmyślał sposób odnalezienia czarnej woalki, a najmłodszy młodzieniec zastanawiał się, której ojcowskiej rady udało mu się nie zastosować tym razem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rika dnia Wto 11:14, 11 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:10, 11 Cze 2013    Temat postu:

Nie wiecie czasem w którym roku było pierwsze amerykańskie wydanie "Trzech muszkieterów"? Napisane było w 1844. Myślicie, że Cartwrightowie mogli to znać? Zastanawiałam się, czy Adam mógł to czytać. Wydaje mi się to dość realne. To dawałoby inspirację do fanfików Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:46, 11 Cze 2013    Temat postu:

Z tego, co wyczytałam w Wikipedii, to Trzej muszkieterowie byli przełożeni na język angielski już w 1846 roku. Czyli do lat 60 XIX wieku spokojnie powinni dotrzeć do Ameryki Smile W końcu to był bestseller.

Rika. świetne opowiadanie. Utrzymane w stylu Alexandra Dumasa. Sam by tego lepiej nie opisał. No i doskonale uchwycone charakterystyczne cechy wszystkich Cartwrightów. Zaiste, niektóre muszkieterskie się wydają Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 12:01, 11 Cze 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:47, 13 Cze 2013    Temat postu: Zadanie czerwiec

Opowiadanie bardzo fajne,dowcipne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:46, 13 Cze 2013    Temat postu:

I styl iście papy Dumasa Smile, typowe cechy Cartwrightów i mnóstwo dobrego dowcipu ... Rika, ciąg dalszy by się przydał...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:06, 13 Cze 2013    Temat postu:

Dziękuję Very Happy A jak tam wasze zadania? Piszą się?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:15, 13 Cze 2013    Temat postu:

Zastanawiam się, ale jedyne, co mi przychodzi do głowy to kontynuacja tego, co napisała Rika. Ale to byłoby nie fair. Muszę nadal myśleć, żeby czymś niebanalnym błysnąć.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Czw 17:15, 13 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:44, 13 Cze 2013    Temat postu: Zadanie czerwiec

Ja nie mam pomysłu.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zorina13 dnia Czw 17:45, 13 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:37, 13 Cze 2013    Temat postu:

Już był temat "Zupełnie nie mam pomysłu" Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:41, 13 Cze 2013    Temat postu: Zadanie czerwiec

Bo albo nie mam pomysłów albo mam tak dużo ,że się nie umiem zdecydować.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:44, 13 Cze 2013    Temat postu:

A ja bym chciała dłużej posiedzieć przy klawiaturze a nie dochodzić do niej co jakiś czas. Wtedy pewnie łatwiej i szybciej bym napisala ten czerwcowy fanfik.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:25, 16 Cze 2013    Temat postu:

Rika tak wysoko ustawiła poprzeczke, ze jej nie przeskoczę. Ale klimat starałam się uchwycić i charakterystyczne cechy Cartwrightów też.


"Rodowa maksyma"

Ulicą sławetnego miasteczka Wirginia City kroczył mężczyzna. Dodam, że był to starszy mężczyzna, o włosach posrebrzonych patyną czasu. Mocnej, rzekłabym potężnej postury, aczkolwiek zachowującej pożądane proporcje. Barczysty tors zdobiła głowa nakryta kapeluszem. Jego twarz o posągowych rysach, jakby wykutych w marmurze znamionujących prawy charakter, wyrażała w owej chwili pewne zniecierpliwienie. Gdzież się podziewa jego słynna progenitura? Powinni czekać na swego pana ojca pod drzwiami instytucji, w której załatwiał interesy. Rzucił okiem na drugą stronę ulicy – no tak, jeden się odnalazł. Przed sklepem z łakociami stosowniejszymi raczej dla dziatwy, niż dojrzałego mężczyzny.

-Hoss! – krzyknął ów starszy mężczyzna głosem donośnym i dźwięcznym, niczym dzwon kościelny – Hoss! Jesteś wreszcie, synu! Twój ojciec potrzebuje silnej pięści, jaką niechybnie się szczycisz. Chodź ze mną. Gdzież to są pozostali członkowie naszego rodu? – zapytał z groźbą w głosie.
-yyyy! Pa – młodzieniec wyjątkowo potężnej postury, o twarzy ozdobionej łagodnym, wręcz dziecięcym uśmiechem, nieco zaplątał się w odpowiedzi – yyy! Pa, ruszyli damom na ratunek. Tak jak nas zawsze pouczałeś, panie ojcze. Wszak zawsze należy ratować niewiasty w potrzebie … to ratują – dokończył z troską w głosie, widząc przypływ rankoru na twarzy zawiedzionego rodzica.
-ratują?! – ryknął stentorowym głosem czcigodny starzec – czyżby w okolicy wybuchł jakiś pożar? I oni wynoszą niewiasty z płonącego budynku? Nie widzę ognia, ani spieszących do pożogi ludzi! A może rzeka wylała i ratują damy z wodnej kipieli?
-yyy! Nie, pa – stęknął boleściwie, aczkolwiek prawdomównie, młody olbrzym.
-a może Apacze zerwali rozejm i napadli na nasze sioło? Skalpują kogoś? – zgryźliwie snuł przypuszczenia patriarcha rodu.
-nie, pa, oni, oni … – stękał Hoss – O! Pa, jeden już się odnalazł – wskazał palcem na pobliską uliczkę. Stał w niej młodzieniec, drobnych, aczkolwiek foremnych kształtów obejmujący niewiastę. Również drobnych kształtów, choć gdzieniegdzie okazujących pewną, tak lubianą przez niektórych obfitość. Człowiek ten pochylał się troskliwie nad niewiastą podtrzymując ją, przy tej jakże lubej czynności. Można by rzec, że ją obejmował, a jego bujny, kasztanowy włos mieszał się z jej równie obfitymi jasnymi splotami. Z pewnością owa para nie była zajęta czczą rozmową.
-Joe!!! – senior wydał z siebie ryk godny rzymskich legionów straszących niesforne plemiona stawiające opór Republice – Joe!!! Co robisz? – pytanie było czysto retoryczne, gdyż doskonale widocznym było, czym zajęta była owa para.
-ratuję damę, Pa – godnie odparła najmłodsza latorośl – azaliż tak nam nie nakazałeś, pa?
-ja! Ja ci nakazałem? – tu senior lekko zadławił się własnymi słowami, wyrzucanymi z gardła z szybkością mustanga galopującego po prerii, ściganego przez stado głodnych wilków.
-tak, pa, ty. Głosiłeś, że należy ratować damy w potrzebie, a … ta właśnie dama potrzebowała pomocy, pilnej pomocy – dodał z animuszem typowym dla niedojrzałego wieku.
-potrzebowała pomocy? – pa odzyskiwał mowę – ta dama wygląda na nieuszkodzoną – (mam nadzieję), z paniką w duchu pomyślał przerażony senior.
-tak, pa. Jednakowoż niezwykle potrzebowała wsparcia – wyjaśniał najmłodszy potomek – coś jej wpadło do oka. Ja, jako rycerski dżentelmen czułem się zobowiązany usunąć tę przeszkodę w ogarnianiu spojrzeniem przez tę piękną damę, naszego jakże interesującego świata – z zadowoleniem potoczył wzrokiem, szukając zrozumienia u członków najbliższej rodziny. Niestety, nie znalazł go. Nawet poczciwy Hoss miał minę wyrażającą wątpliwości. Pa spojrzał ironicznie i zapytał
-czy usunąłeś tę przeszkodę, mój synu? – cicho zapytał
-tak, pa. Moje starania zostały zwieńczone powodzeniem. Dama może w pełni podziwiać piękno naszego miasteczka. Kobieta potwierdzająco zatrzepotała rzęsami i umknęła do wnętrza najbliższego sklepu.
-Joe! Mówiąc o ratowaniu dam miałem na myśli prawdziwe niebezpieczeństwo a nie takie … zabiegi godne raczej nędznego medyka, niż prawdziwego mężczyzny.
-ależ, pa, dama była wdzięczna bardzo. Nie moja to wina, że jej Indianie nie porywali, lub nie tonęła w morzu.
-hm! – mruknął senior z widocznym niezadowoleniem. A gdzież to mój najstarszy sukcesor? Pewnie zajmuje się jakimiś intratnymi biznesami? – wyraził przypuszczenie senior rodu.
-Adam? – zdziwił się Joe – no tak. Pewnie liczy brzęczącą mamonę. On darzy wielką admiracją wszelkie dobra – przyznał z pewną zazdrością. Sokoli wzrok seniora rodu Cartwrightów wyłowił w dali najstarszego przedstawiciela swojej progenitury. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, czarnowłosy, o oliwkowej cerze obejmował damę i coś jej szeptał na ucho.
-dobra?! Mamonę przelicza?! Wszakże on znów jakiejś dzierlatce dusery prawi! – ryknął Ben – Adam! Czy znajdziesz wolną chwilę, aby poprowadzić dysputę również z sędziwym rodzicem? – retorycznie zapytał, gdyż wszystkim wiadome było, że i rodzic nie taki sędziwy, i z rodzicem nie prowadziło się dyskursow, jeno potakiwało z atencją należną wiekowi.
-już pędzę, pa, na twe zawołanie – zapewnił Adam, i pochylił się powtórnie nad dziewczyną – już idę – mruknął.
Do swej jakże szacownej familii dołączył po jakimś czasie. Obrzucony został nieżyczliwym spojrzeniem rozsierdzonego pa.
-nie spieszyłeś się zbytnio mój synu na me zawołanie - rzekł starzec z wyrzutem – gdzież dbałość o honor rodu, szacunek dla siwego włosa, posłuch należny rodzicielom? – zapytał
-ależ, pa, ja właśnie swoim zachowaniem wyrażałem posłuch twoim bezcennym wskazówkom, jakimi nas obdarzasz od najmłodszych lat.
-ja?! O jakiż to wskazówkach mówisz? I które właśnie … hm! Wcielałeś w życie? – zadziwienie pa było ogromne.
-tak, pa, właśnie ty! Zawsze nam mówiłeś, że należy ratować damy w potrzebie, a owa dama …
-właśnie w takowej potrzebie była – dokończył zdanie grzmiący głos pa – synu! Ta dama nie wyglądała na nieszczęśliwą – dodał rozsierdzony ojciec
-nie wyglądała, pa – zgodził się nieodrodny syn własnego ojca – bo właśnie ją pocieszyłem.
-a cóż jej straszliwego się przydarzyło? – nieco zgryźliwie zapytał Ben
-kiedy ją napotkałem, ta przepiękna niewiasta głośno szlochała. Ślozy jej z ócz galonami leciały – wyjaśniał przystojny mężczyzna, wygładzając przy tym zmarszczki na koszuli
-a cóż za nieszczęście ją spotkało? – spytał zdezorientowany pa
-ktoś ukradł jej pieska. Takiego małego, kudłatego, bardzo zacnej rasy.
-toż mogła iść do naszego dzielnego szeryfa!
-ależ pa, nie mogłem pozostawić płaczącej kobiety bez pociechy. Wszakże sam nam powtarzałeś, wielokrotnie powtarzałeś, że należy pomagać kobietom, ratować je …
-no właśnie ratować a nie szukać mopsików, choćby i najzacniejszej rasy – przerwał mu pa
-ależ pa, ja JĄ ratowałem przed pogrążeniem się w otchłani rozpaczy, nie poszukiwałem mopsika. Mopsika odszuka Hoss. On ma wielki talent do takich spraw.
Ben popatrzył zrezygnowany na swoje potomstwo. No tak, oni chyba nigdy się nie odmienią.
-moi zacni synowie! Czy pamiętacie starodawną maksymę naszego rodu, którą wielokrotnie i mniemam skutecznie wam powtarzałem?
-tak, pa „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” pa. Pamiętamy – gorliwie go zapewnili potomkowie.
-a druga maksyma?
-„nie zostawiać potrzebujących bez pomocy”, też pamiętamy, pa i trzymamy się obu. Bardzo gorliwie je wypełniamy – zapewnili
-widziałem to. Zaiste, bardzo gorliwie – mruknął najstarszy z rodu – a teraz moi synowie. Powtarzam raz jeszcze – jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Dama poprosiła mnie o pomoc. Nie mogę jej odmową sprawić przykrości – chrząknął
-czy to nadobna wdowa Hawkins? – nieco złośliwie zapytała najmłodsza latorośl.
-zaiste, to istotnie Klementyna. Pani Klementyna Hawkins – poprawił się skonfundowany Ben udając, że nie słyszy chichotu synów i znaczących spojrzeń jakie wymieniali między sobą – jednakowoż, trzeba ratować ją z opresji. Otóż, wydała wiele mamony na kupno klejnotu od ludzi, których ja, szacowny obywatel poleciłem jej, jako godnych zaufania. Czuję się w tej kwestii winny, i aby zachować o sobie dobre mniemanie, trzeba mi odszukać owych złoczyńców, odebrać im prawdziwy klejnot i ukarać łotrów.
-oraz zwrócić precjoza nadobnej pani Hawkins i otrzymać słodkie podziękowanie – dokończyła domyślnie jego najstarsza latorośl.
-hm! Chrząknął zdenerwowany senior rodu, ale nie rozwinął mniemania, jakie miał o swej progeniturze, gdyż niezbędne mu było ich współdziałanie w odzyskaniu precjozów.
-usatysfakcjonuje moje poczucie honoru zwykłe „dziękuję” - godnie odparł patriarcha rodu - JA w przeciwieństwie do niektórych młokosów nie kolekcjonuję „słodkich podziękowań” Czynię dobro powodowany szlachetnymi pobudkami … i tu przerwali mu synowie
-pa, azaliż my mamy odbierać od wdowy Hawkins słodkie podziękowania?
-wszakże jeszcze nie odzyskaliśmy owych precjozów. Z pewnością, ten, kto je odzyska zasłuży na nagrodę z rąk damy – nieco złośliwie podsumował pa.
-tłoku nie będzie – mruknął najsprytniejszy z Cartwrightów.
-nie można tak tego zostawić. Chłopcy, ruszajmy do działania i pamiętajcie: Jeden za wszystkich …
Wszyscy za jednego – odkrzyknęli.

Długo nie szukali. W niedalekim Reno przydybali parę oszustów ,w czasie przeprowadzania kolejnej transakcji. Chcieli ponownie oszukać kobietę, która chciała nabyć kosztowne, i jak owi hochsztaplerzy zapewniali – prawdziwe precjoza. Cartwrightowie, jak przystało na prawdziwych mężczyzn o wielkiej fantazji i temperamencie spuścili im porządny łomot i zaprowadzili do szeryfa, uprzednio odebrawszy klejnoty.
Kobieta, którą chciano oszukać tak perfidnie, była bardzo wdzięczna. Dodajmy, iż była wielce piękną niewiastą, wysoką, zaokrągloną w pożądanych miejscach i z bujnymi lokami. Wśród Cartwrightów nastąpiła przepychanka, o to, któryż to z rycerzy ma wysłuchać okazjonalnych podziękowań.
-ja! Ja jestem najstarszy!
-ja! Najlepiej umiem rozmawiać z kobietami. Uwielbiają mój wdzięk.
-a ja jestem najsilniejszy i was odepchnę. Rozpoczęła się szamotanina i wymiana ciosów. Widać było ciała kolejnych braci latające w powietrzu i powracające na plac bitwy.
W pewnym momencie solennie obtłukujący się młodzieńcy ujrzeli swego pa, pochylającego się nad dłonią nadobnej niewiasty i prawiącego jej wdzięczne zapewne słówka, gdyż zapłoniła się cała, niczym zorza o poranku.
-ach! panie Cartwright, to było wspaniałe
-ależ drobnostka, nie warta wzmianki … Ben, po prostu Ben …
-Amelia, po prostu Amelia, Ben, to było niesamowite. Uratowałeś moje fundusze, które zostawiłam na czarną godzinę. O! Ben! Jak ja ci się odwdzięczę…
-ależ nie ma o czym mówić, droga Amelio, to nic …
-jak to nic! Wszakże to wspaniały czyn. Ben, mój bohaterze! Mój rycerzu! O tu, masz chyba ranę, krew. Pozwolisz, że ją wytrę … Oh! Ben
-Amelia! …..
-pa, widzę, że jeden za wszystkich zbiera słodkie podziękowania. Z błogości wyrwał Bena głos najstarszego syna.
Owszem. Mój synu.
-ale co pa, z naszą maksymą, która długo już przyświeca naszemu rodowi?
Maksymę trzeba przystosować do sytuacji – godnie odparł Ben i kontynuował poddawanie się zabiegom oczyszczającym jego dostojne oblicze ze śladów bójki stoczonej z oszustami.
-nie tego nas uczyłeś pa – synowie nie dawali za wygraną
-jeden za wszystkich, podczas gdy wszyscy się biją, między sobą – dodał z wyrzutem Ben i powrócił do fascynującej czynności , a raczej biernego poddawania się lubym zabiegom pielęgnacyjnym, które mu niekłamaną radość sprawiały. Tak jak i zadziwione oblicza swoich synów, z których każdy chętnie znalazłby się na jego, Bena miejscu
-wszyscy za jednego – tak miało być – upierał się najspokojniejszy z nich Hoss, któremu ponętna Amelia również wpadła w oko.
-zgadza się, ja tu zastępuję wszystkich, można rzec reprezentuję naszą zacną familię … z najlepszej strony, ośmielę się rzec … czyli, jestem w jednej osobie jakby wami wszystkimi – zawile tłumaczył Ben. Na poczciwej twarzy osiłka malowała się burza myśli. Zmarszczył czoło, usiłując dociec, co też im pa, chciał przez to powiedzieć. Nie rozumiał, a bardzo chciał to pojąć. Cóż, może Adam mu to później wyjaśni. Pytająco spojrzał na brata. Ten skinął głową. Już Adam coś wymyśli.
-jedźcie chłopcy, zaraz was dopędzę – łaskawie rzekł Ben i uśmiechnął się. Do siebie, bo na zacnych obliczach synów radości nie było widać.
-dobrze, pa, jak sobie życzysz – posłusznie odparli. Zbyt posłusznie – zastanowił się Ben. A co tam, ma bardziej fascynujące zajęcie. Potem zrobi z nimi porządek.


Czwórka dzielnych Cartwrightów wracała do Wirginia City. Z odzyskanymi od oszustów precjozami nabytymi przez nadobną, choć nie pierwszej młodości Klementynę.
Zatrzymali konie przed dużym domem, który był jednocześnie i hotelem. Uwiązali konie i zapukali do drzwi.
Klementyna niecierpliwie ich oczekująca, natychmiast otworzyła.
-O! Ben! Jak wam poszło?
-wspaniale. Odzyskaliśmy twoje precjoza Klementyno – odparł Ben.
-o! Ben! Kaczorku! Jak ja ci się odwdzięczę? …
-moi synowie też partycypowali w tym przedsięwzięciu – Ben przeszedł na pozycje obronne
-ależ pa, nie bądź taki skromny. To ty najbardziej poturbowałeś tych oszustów – pochwalił go Adam
-wiedziałam, że dla mnie wszystko zrobisz, Kaczorku – pisnęła uwodzicielsko Klementyna – pozwól wyrazić moją wdzięczność, wielką wdzięczność. Mój rycerzu! Mój bohaterze! … Kaczorku. Ben wcisnął jej woreczek z biżuterią i chciał się wycofać. Nie dane mu było jednak wykonać tego pożądanego tak bardzo przez niego manewru. Napotkał mur w postaci trzech ciał swoich ukochanych pociech. Dwóch dużych i jednego mniejszego, aczkolwiek równie nieustępliwego.
-pa, jak mówiłeś? Jeden za wszystkich – rzekli chórem.
-wszyscy NA jednego – dokończył zrezygnowany patriarcha rodu Cartwrightów. Pomyślał, że może należałoby jednak nieco tę starożytną maksymę nieco zmienić, lub poszukać innej, bardziej poręcznej przy wychowywaniu trzech kłopotliwych Cartwrightów. W kogo oni się wrodzili? – pomyślał. Chyba we mnie, stwierdził z rezygnacją. No tak. Jaki ojciec, tacy synowie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 9:52, 25 Cze 2013, w całości zmieniany 12 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin