Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Sosny...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 13, 14, 15, 16  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Domi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucy
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 19 Gru 2014
Posty: 1405
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bytom, Górny Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 8:43, 12 Lut 2015    Temat postu:

Joe ma trudne zadanie z wychowywaniem własnych dzieci, chyba za bardzo przejmuje się własnymi wspomnieniami! A dzieciaki są wspaniałe!
Ale żeby Joe tak się spieszył, by się niekompletnie ubrać? Czyżby bał się, że będzie musiał tłumaczyć Jessiemu i Małaj Sophie jakąś następną, drażliwą sprawę?
Nie pozwól, by Sally straciła wzrok! To tylko przejściowe, prawda?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:04, 12 Lut 2015    Temat postu:

Ewelina napisał:
Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam ... pusciłaś Joe bez ... "niewymownych" Shocked Very Happy


Tak Very Happy Dokładnie tak zrobiłam Wink

senszen napisał:
Jason nie jest zainteresowany?


Traktuje ją, na razie jak siostrę... Rolling Eyes nie jest pewny, czy powinien się z nią spotykać... we fragmencie opisującym festyn z okazji 4 lipca, szerzej napiszę o relacji Jason-Mała Sophie Rolling Eyes

lucy napisał:
Nie pozwól, by Sally straciła wzrok! To tylko przejściowe, prawda?


Tak Wink Potrzebne, żeby Ben zorientował się, że ją kocha... Rolling Eyes pod koniec fanfika wyzdrowieje Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:31, 12 Lut 2015    Temat postu:

Domi bardzo piękny fragment. Pięknie i wiarygodnie przedstawiasz dziecięcy świat ich zabawy, troski, widziane ich oczami są zupełnie inne niż z punktu widzenia dorosłych. Very Happy
Ja podobnie jak Senszen nawinie wierzyłam, że z Sally wszystko będzie w porządku. Sad Mam nadzieję, że jednak wyzdrowieje, dziewczynka jest zbyt energiczna na to by żyć w ciemnościach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:32, 12 Lut 2015    Temat postu:

Tak, wyzdrowieje Wink Musi wyzdrowieć... w końcu Ben postanowi, że ożeni się z nią, jak będzie starszy Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:57, 03 Mar 2015    Temat postu:

Kolejna część... Rolling Eyes Chciałam ułożyć cztery fragmenty, ale... jeden z nich okazał się dość obszerny... wobec tego są dwa, krótsze Rolling Eyes Fragment o Elizabeth podaję w stanie surowym, gdyż nie spodziewałam się, że będę go wklejała i nie zdołałam wprowadzić poprawek... Rolling Eyes Ale... chyba nie jest tak źle Very Happy

***************************************************************

R.9. Przyjaźń, miłość, oddanie.

- Jak dziecko... - westchnęła Alice. Prasowała właśnie wygniecione podróżą w sakwie, niewymowne męża, kątem oka obserwując Małą Sophie, która ze skupioną minką dodawała zestawienia w pozostawionych na stole dokumentach ojca.
- To będzie 500... - mruknęło dziecko.
- Tata mówił, że 550 - uśmiechnęła się Alice.
- Nie - pisnęła Sophie. - 500.
- Kto cię nauczył dodawać? - zapytała Alice, rozprasowując w skupieniu szczególnie mocne zagniecenie.
- Jonah. On już chodzi do szkoły. A ty, Ma? Nie gniewasz się, że Jessie pogniótł te... - dziecko urwało, nie znajdując odpowiedniego słowa - podspodnie Pa? - dokończyło tryumfalnie.
- Nie... gniewam się na tatę... Ale tylko trochę. Ciekawe dlaczego kurtki nie zapomina nawet w środku lata... - westchnęła cicho.
- Ma? Mogłabym pojechać do Leslie? Miałam jej coś powiedzieć. Obiecałam - zapytała Mała Sophie drżącym głosikiem.
- Dobrze, jedź - zachichotała Alice, składając wyprasowaną część garderoby.
Mała Sophie poderwała się z krzesła i popędziła w kierunku pokoju.
- Sophie - zatrzymała ją Alice. Dziewczynka odwróciła się w momencie, gdy kładła rączkę na klamce. - Nie mów tacie, że to przywieźliście - Alice uniosła w górę złożone w kostkę niewymowne. - Ciekawe, kiedy się zorientuje - puściła oko do córki.
- Dobrze - zachichotała Mała Sophie.
Gdy dziecko zniknęło w swoim pokoju, Alice rzuciła okiem na zestawienia, które Sophie policzyła. Z zaskoczeniem doszła do wniosku, iż wyniki są prawidłowe. Westchnęła, uśmiechając się przy tym słodko i udała do sypialni, gdzie schowała niewymowne w szufladzie komody.

Elizabeth Cartwright z głębokim westchnieniem zapukała do drzwi domu Hamiltonów. Chciała... nie, musiała porozmawiać z Tracy'em. Dom jego rodziców był jednym z największych domów na głównej ulicy miasta. Ozdobiony był morzem kwiatów - dumą pani Hamilton. Były wszędzie - na klombie, ustawione w donicach na schodach, zwieszające się z zadaszenia ganku. Ojciec Tracy'ego, mimo, iż kandydował na burmistrza był zdeklarowanym pantoflarzem, wobec czego, godził się w całości na poczynania żony, dotyczące domu, także na te wszechobecne kwiaty. Tracy'emu z kolei nie przeszkadzały. Elizabeth westchnęła i zapukała ponownie. Odpowiedziała jej cisza tak, jak za pierwszym razem. Dopiero, gdy powtórzyła pukanie po raz trzeci, drzwi otworzyły się i stanęła w nich około czterdziestoletnia kobieta - matka Tracy'ego. Elizabeth zagryzła wargi.
- Lizzie! Coś się stało? - zapytała kobieta.
- Dzień dobry, pani Hamilton. Szukam Tracy'ego - odparła Elizabeth sucho. Była wściekła.
- Tracy'ego nie ma. Wejdź - matka chłopaka otworzyła jej drzwi.
Elizabeth musiała przyznać, że Clementine Hamilton była co najmniej przystojną kobietą. Ponoć w swych panieńskich latach uchodziła za piękność. Miała jasne, faliste włosy i błękitne oczy. Nie był to obecnie wymarzony kanon urody dla młodych dam, mimo to odcień tak włosów, jak i oczu Clementine Hamilton budził niegdyś fascynację w mężczyznach. Elizabeth, dygając z udręczoną miną, weszła do domu.
- Nie mam za wiele czasu na rozmowę... - zaczęła niepewnie.
- Ale ja, muszę przekazać ci wiadomość od mojego syna - Clementine Hamilton wskazała Elizabeth krzesło przy, nakrytym różowym obrusem, okrągłym stoliku w salonie. Dziewczyna, nerwowo zaciskając pięści na spódnicy sukni. weszła do salonu.
- Jaką wiadomość...? - zapytała drżącym głosem.
- Usiądź, Lizzie - Clementine Hamilton, skinęła głową, odsuwając jedno z krzeseł. Elizabeth posłusznie usiadła. nie miała pojęcia, co o tym wszystkim myśleć.
- Pani Hamilton... przepraszam... - wykrztusiła. Najbardziej na świecie, chciała powiedzieć wszystko i wybiec stąd. Błękitne oczy matki Tracy'ego przewiercały ją na wylot. - Co się stało?
- Wszystko w porządku - Clementine Hamilton usiadła naprzeciwko Elizabeth. - Tylko... kiedy ja usłyszałam od matki Stanley'a to, co chcę teraz powiedzieć tobie, zemdlałam. Dlatego lepiej, żebyś usiadła.
- Co to takiego jest? - Elizabeth poczuła, że przeszywa ją zimny dreszcz. Jeżeli to, o czym pomyślała, okaże się prawdą... to ma naprawdę poważne kłopoty...
- Tracy'ego nie ma. Pojechał do Salt Lake City w interesach. Wczoraj wysłał mi telegram, że na wystawie w sklepie jubilerskim... zobaczył złoty pierścionek z szafirem. Pisał, że wygląda jak jakiś rodowy klejnot i zapewne z przyjemnością będziesz go nosić. Zabronił mi mówić o tym nie tylko tobie, ale i Stanley'owi, więc musisz udawać, że nic nie wiesz. Tracy jest taki sam, jak ojciec... gdyby moja świętej pamięci teściowa nie powiedziała mi, że on jednak chce się ze mną ożenić , niewiele by z tego wyszło - westchnęła Clementine Hamilton z rozmarzeniem. - Jesteśmy w podobnej sytuacji, Lizzie. Obie mogłybyśmy mieć każdego mężczyznę. Ale coś ciągnie nas do rodziny Hamiltonów - najgorszych fajtłap w mieście. Cóż przeznaczenie. Zabawne, prawda? Acha! Możesz od teraz mówić do mnie "mamo". Ale tylko, kiedy jesteśmy same. Tak, żeby chłopcy się nie zorientowali, że wiesz. Sądzę, że już powinnaś się przyzwyczajać. Mam nadzieję na długie życie, więc przyda ci się wprawa zawczasu. Lizzie! Dlaczego jesteś taka blada? Ach, to pewnie z radości! Zaraz przyniosę ci szklankę wody... - Clementine Hamilton podniosła się z krzesła i z radosnym chichotem udała do kuchni.
Gdy kobieta zniknęła za drzwiami, Elizabeth ciężko wypuściła powietrze. Matka Tracy'ego potrafiłaby zagadać zapewne nawet samego prezydenta Stanów Zjednoczonych. A ona? Cóż, jeżeli odrzuci oświadczyny Tracy'ego może się spodziewać, że na zawsze zostanie starą panną, gdyż jest on najlepszą partią w okolicy. Zwłaszcza, jeżeli jego ojciec wygra wybory. Inni kawalerowie nigdy nie odważą się na krok w jej stronę, bo skoro... Ale... czy będzie mogła kiedykolwiek zaznać szczęścia z kimś, kogo nie kocha?

*************************************************************

To tyle Very Happy Następny kawałek będzie o Małej Sophie i jej przyjaciółce... Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:30, 03 Mar 2015    Temat postu: Sosny

Liz jest w trudnej sytuacji ,ale chyba nie wyjdzie za tego bubka ,tylko ze strachu by nie zostać starą panną ?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:34, 03 Mar 2015    Temat postu:

Nie Very Happy W końcu to córka Adama... Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:46, 03 Mar 2015    Temat postu:

Liz chyba nie musi obawiać o niedobór adoratorów... poza tym sama czuje, że związek bez miłości nie ma sensu. Piękny opis "obejścia" domu Hamiltonów. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:50, 03 Mar 2015    Temat postu:

Dzięki Very Happy Miałam go dopracować, ale... można powiedzieć wziął mnie z zaskoczenia Laughing Pomyślałam, że taka jego wizja będzie zabawna Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucy
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 19 Gru 2014
Posty: 1405
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bytom, Górny Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:30, 03 Mar 2015    Temat postu:

"podspodnie" - kapitalne!

"jeżeli odrzuci oświadczyny Tracy'ego może się spodziewać, że na zawsze zostanie starą panną, gdyż jest on najlepszą partią w okolicy. Zwłaszcza, jeżeli jego ojciec wygra wybory. Inni kawalerowie nigdy nie odważą się na krok w jej stronę, bo skoro... Ale... czy będzie mogła kiedykolwiek zaznać szczęścia z kimś, kogo nie kocha"
To nie są argumenty!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:04, 03 Mar 2015    Temat postu:

No pewnie, że nie są... Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:52, 05 Mar 2015    Temat postu:

Sophie jest wyjątkowo bystrym dzieckiem. Nie wiem, mnie to sama teściowa taka jak pani Hamilton odstraszyłaby od faceta ... nawet jeśli byłby "najlepszą partią w okolicy".
Z taką mamusią to i pierścionek zaręczynowy z szafirem, a nawet brylantem mu nie pomoże Sad


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:07, 05 Mar 2015    Temat postu:

No cóż... Rolling Eyes Takie jest życie Wink Ale... staram się sobie teraz wyobrazić jej reakcję na fakt, że ślubu nie będzie Shocked Bo nie będzie, słowo Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:43, 08 Kwi 2015    Temat postu:

W końcu udało mi się przepisać dalszy ciąg! Rolling Eyes W następnym fragmencie będzie sporo o Elizabeth, teraz mamy fragmencik o tym, co Mała Sophie i jej przyjaciółka porabiają w miasteczku... i to nie jest koniec ich szaleństw, będzie tego ciąg dalszy! Very Happy I... niespodzianka - zaglądamy do domu Gartnerów i... wyjaśniam parę niedomówień we wspomnieniach pani Gartner... nie wszystkie, ale... chyba się conieco rozjaśni... ja osobiście już wszystko na ten temat wiem Wink

***************************************************************

Przyjaźń, miłość, oddanie. cz. 2.

Dochodziła godzina szesnasta, gdy Mała Sophie Cartwright, ubrana w swój ulubiony komplecik do jazdy konnej - koszulkę w fioletową krateczkę i błękitne spodenki z jeansu, zatrzymała Christie przed sklepem Carlów.
- Zaczekaj tutaj - odezwała się do konika. - Pójdziemy z Leslie na spacer. Mam jej wiele do opowiedzenia, więc poczekasz trochę. Ale potem pogalopujemy do domu - zachichotała przebiegle, po czym zgrabnym ruchem zeskoczyła z kucyka. Przywiązała lejce na sklepowym ganku i w radosnych podskokach pokonała trzy schodki, prowadzące do sklepu. Gdy otworzyła drzwi, miły odgłos dzwonka rozległ się w pomieszczeniu. Ku swojej ogromnej radości, dostrzegła w głębi sklepu wysokiego mężczyznę o jasnych włosach, sortującego poukładane na półkach narzędzia. Słysząc dzwonek, mężczyzna odwrócił głowę, poszukując wzrokiem klienta.
- Panie Carl! - pisnęła Mała Sophie.
Mężczyzna zniżył wzrok a na jego twarz powoli wypłynął uśmiech.
- Little Sophie! - zawołał, nachylając się delikatnie ku ziemi. - Co cię tu sprowadza?
- Chciałabym zabrać Leslie na spacer - odpowiedziała dziewczynka, grzecznie dygając.
- Leslie jest na górze - mężczyzna skinął głową na schody, prowadzące na piętro.
- W porządku - Mała Sophie wyminęła go i przeszła przez sklep na zaplecze. - Dziękuję - wymówiła, odwracając się na schodach, po czym zniknęła na górze.
Uwielbiała ojca Leslie. Thornton Carl wymyślał najlepsze zabawy na świecie i częstował ją cukierkami, kiedy tylko wybiegała z przyjaciółką.
Carlowie dwa lata temu osiedlili się w miasteczku. Nie mieli pieniędzy, a ich córka z powodu swego bezpośredniego charakteru szybko stała się pośmiewiskiem rówieśnic i starszych dziewczynek. Mała Sophie wkroczyła właśnie w tym momencie. Jak dziś pamiętała chwilę, gdy stanęła między Leslie a swymi dotychczasowymi koleżankami i powiedziała:
"Wystarczy. Od teraz to ona jest moją najlepszą przyjaciółką i, jeśli chcecie dalej jej dokuczać, musicie zacząć dokuczać i mi. Przestałam przyjaźnić się z każdą, która nadal ma w planach dokuczać mojej najlepszej przyjaciółce."
Tamtego dnia, Charlotte Redferd postawiła się jej i zostały śmiertelnymi wrogami. Pozostałe dziewczynki od tamtej pory, niechętnie, ale bawiły się z Leslie. A jakieś dwa tygodnie później, Carlowie otrzymali spadek w wysokości tysiąca dolarów po zmarłej ciotce, której żadne z nich nie znało. Za te pieniądze postawili we wschodniej części miasta budynek, mieszczący sklep, hotel i kawiarnię. Wszystkie dzieci niechętne dotąd do Leslie Carl, od tamtej pory słuchały w domu niemal pieśni pochwalnych na temat inteligencji i bogactwa jej rodziców, przez co włączyły ją do swojej grupy. Jedynie Charlotte Redferd nic nie było w stanie złamać. Minęły dwa lata a nic się nie zmieniło...
- Les! Jesteś w pokoju? - zawołała Mała Sophie w kierunku szczytu schodów. Jednak nikt jej nie odpowiedział.
- Zeszłaś do sklepu? - Mała Sophie przechyliła się przez barierkę schodów, poszukując wzrokiem, przyjaciółki na zapleczu.
- Tutaj jestem - usłyszała nad sobą, w chwili, kiedy unosiła głowę. Krzyknęła przerażona, gdy jej nos zetknął się z nosem przyjaciółki. Leslie stała tak, jak ona, w połowie schodów i uśmiechała się beztrosko.
- Mogłabyś tak nie robić?! - warknęła Mała Sophie, chwytając się za nos, który tak naprawdę wcale jej nie bolał. - Przestraszyłaś mnie.
- Przepraszam - Leslie wzruszyła ramionami. - Ale ty, jako Cartwright powinnaś być czujniejsza.
- Nie widziałam cię - westchnęła Mała Sophie. - Nieważne. Chciałam cię zabrać na spacer a potem...
- Wiem. Słyszałam - zachichotała Leslie.
- To chodź! - Mała Sophie, uznając, że przezorniej będzie nie komentować wszechwiedzy Leslie, złapała przyjaciółkę za rączkę i pociągnęła w dół schodów. - Tylko się więcej nie skradaj!
- Nie będę - odpowiedziała Leslie ze śmiechem.
Gdy dziewczynki wybiegły z zaplecza, dostrzegły, że Thornton Carl zamyka słoik z cukierkami. Mężczyzna, dostrzegłszy je, szybkim ruchem odwrócił się tyłem do lady i ukrył ręce za plecami.
- Co się stało, tato? - zapytała Leslie podchodząc do niego i usiłując zajrzeć za jego plecy.
- Nic szczególnego. Podejdź, Little Sophie - Thornton Carl skinął głową na Sophie . Dziewczynka powoli podeszła. Domyślała się, co jest za plecami mężczyzny. - To dla was, gwiazdeczki - zachichotał Thornton Carl wręczając swojej córce podłużnego cukierka w czerwone prążki. Małej Sophie włożył w rączkę okrągły cukierek w miętowe paski. Na jego szczycie wypisane było złotymi literami: "Słodkie dla słodkiej". Dziecko wydało z siebie pisk zachwytu i rzuciło się w kierunku ojca Leslie ściskając go z całych sił, gdzieś na poziomie ud.
- Dziękuję - wykrztusiła chichocząc.

Chwilę później dziewczynki mieszkające w sąsiedztwie sklepu Carlów, mogły zobaczyć Małą Sophie idącą w radosnych podskokach drogą. Towarzyszyła jej przyjaciółka - drobniutka sześciolatka o wymownych szarych oczkach i lekko falistych włoskach barwy plastra miodu. Przyjaciółka, którą Mała Sophie z każdym dniem bardziej uwielbiała. Z Leslie Carl nie żałowała ani chwili. Była inna, co oznaczało dla Małej Sophie - lepsza.
- I wiesz co? - dokończyła z radosnych chichotem. - Ta tratwa została nasza. Jeśli chcesz, zabiorę cię tam dzisiaj.
- Dziś? jęknęła Leslie. - Dzisiaj przychodzi dostawa białego cukru, soli no i materiałów... muszę pomóc mamie przy ważeniu... - spuściła smutno główkę.
- No dobrze - zachichotała Sophie, chwytając przyjaciółkę za ramię w pocieszającym geście. - Po prostu dzisiaj Jessie miał przedstawić nam tego swojego Gartnera. Chciałam, żebyś też o zobaczyła. Bo widzisz, ja nie do końca wierzę, że on istnieje... - westchnęła dziewczynka.
- A ja wierzę - mruknęła Leslie. Skoro o nim opowiada tak, jak mówisz... przecież nie kłamałby, że uratował go przed bandą Adrima Johnsona. Adrim mógłby się zdenerwować...
- No tak - westchnęła Mała Sophie.
- Zamiast mu nie wierzyć, bądź dumna z brata. Uratował kogoś. To jest chwała - Leslie uniosła w górę nosek pokryty drobniutkimi, jasnymi piegami. - Tak, jak bycie Cartwrightem jest chwałą.
- Wiem - Mała Sophie uśmiechnęła się blado. Dobrze pamiętała dzień, gdy Leslie Carl po raz pierwszy użyła słowa "chwała". Jak dotąd, dla Małej Sophie było ono tylko imieniem. Tak nazywała się ta pani z sąsiedniego rancza, która zawsze częstowała ją i Jessiego jabłkami. Tamtego dnia. Leslie powiedziała, że "chwała", oznacza również "wielką dumę" i, że "chwałą", jest właśnie jej nazwisko.* Teraz Mała Sophie pomyślała sobie, że skoro uratowanie Gartnera było dla Jessiego czymś tak wielkim, to ona, kiedy uratowała Leslie też skończyła w "chwale". Ale wiedziała, że nigdy o tym przyjaciółce nie powie.
Zamiast tego skinęła główką na niewielki zaułek, między domami.
- Les... - pisnęła, siląc się na cichy szept. - Chodź! Zaśpiewam ci piosenki, których nauczył mnie Carl Clarson...
- Leslie skinęła główką, po czym dała się pociągnąć Małej Sophie w ciemną szczelinę między domem Stephensonów a Woodwardów. Błękitny dach domu Stephensonów łączył się tutaj z czerwonym dachem domu Woodwardów i tworzył cień, który rzucał się na skrzynki wystawiane rzez obie rodziny w zaułek. Mała Sophie posadziła Leslie na jednej ze skrzynek, odchrząknęła, po czym zanuciła:
- Uprzejmego znam młodzieńca,
Wąsik śliczny wciąż podkręca,
Oko bystre, cera gładka,
Oj uważaj na gagatka!

Zwodzi cię, zwodzi moja miła,
Bacz, abyś się nie pomyliła.
Jeśli dowiedzie, że mu zależy,
Dopiero wtedy możesz zawierzyć. - Mała Sophie tupnęła nóżką, po czym obróciła się wokół osi i, ignorując przerażone oczy Leslie, zanuciła drugą piosenkę:
- Farmerowi ręki nie dam
Bo nie dla mnie brudny mąż.
Wolę wyjść za kolejarza
On w mundurze chodzi wciąż.

Kolejarzu mój najdroższy,
Będę twoją narzeczoną.
Mój jedyny, ukochany,
Ja zostanę twoją żoną.
I jak? - zapytała Mała Sophie, kłaniając się nisko, po czym wyszczerzyła w uśmiechu śnieżnobiałe ząbki. - Podobało ci się?
- T... to były nieprzystojne piosenki - wykrztusiła Leslie, z której bladej buzi, powoli odpływała purpura.
- Wiem - Mała Sophie pociągnęła ją za rączkę ku ulicy. Gdy oczy Leslie poraziło słoneczne światło, zatrzymała się, intensywnie mrugając.
- Wiesz? - wyjąkała.
- Tak - zachichotała dziewczynka. - Dlatego się schowałyśmy.
- No... dobrze, rozumiem - Leslie pokiwała główką z niewyraźną minką.
- Cieszę się - pisnęła Sophie, ciągnąc ją na środek drogi.
- Little Sophie? A znasz jeszcze... jakieś inne? - wykrztusiła Leslie a jej buźkę powoli rozjaśnił uśmiech.
- Wiesz... - szepnęła Mała Sophie, ściągając ją pod żółty płot domu Harkerów. - Tylko kawałek. Zaśpiewam ci na ucho.
- Śpiewaj - Leslie nachyliła się do przyjaciółki.
- Każda panna chłopca ma,
Sama chodzę tylko ja,
Lecz gdy przez zboża idę łan,
Do mnie się śmieje każdy pan! - zanuciła Mała Sophie, po czym powoli odsunęła główkę od ucha Leslie. Tamta roześmiała się serdecznie.
- Carl zna ich dużo? - zapytała.
- Całe mnóstwo! Jeśli chcesz, zabiorę cię do niego. Nauczy nas obie jeszcze kilku. Jego nauczyła siostra. Chyba znasz Laurę Clarson... - mruknęła Mała Sophie.
Mama mówi, że nie prowadzi się dobrze - odparła Leslie.
- Właśnie. Tylko daj mi słowo - nikomu tego nie zaśpiewasz. Jesteśmy damami, wiesz...
- Wiem - Leslie pokiwała główką.
- A teraz... opowiem ci, jak Pa zostawił swoje podspodnie nad jeziorkiem. Ma powiedziała, żeby nie mówić o tym tylko jemu, to chyba tobie mogę to opowiedzieć - Mała Sophie, pociągnięta przez Leslie, wyszła na drogę.
- A... co zrobiłaś z tym rysunkiem twojego Pa? Wiesz, to drzewo z niebieskimi liśćmi... - zaczęła Leslie.
- Leży w kuferku, pod moim łóżkiem. Ben miał zrobić mi do niego ramkę. Powinien niedługo ją przynieść. To najpiękniejszy rysunek na świecie! Wiesz, czasem śpię z nim w łóżku. Ale tak, żeby nikt nie widział - Sophie uniosła główkę z dumą.
- Acha! No więc? Jak to mówi moja mama... - zachichotała Leslie, podskakując na kamieniu. - Opowiedz, co twój Pa zrobił z tymi podspodniami!
- Chętnie - Mała Sophie podskoczyła tak, jak przyjaciółka, choć na jej drodze nie było ani jednego kamienia, po czym podjęła opowieść...

Niedaleko budynku szkoły, u stóp niewielkiego wzgórza, skryty pod rozłożystymi drzewami, których liście szumiały, targane popołudniowym wiatrem, stał niewielki, drewniany dom. Czyste i zadbane obejście, czyniło go miłym dla oka, choć każdy z mieszkających wokół mężczyzn, natychmiast oceniły umiejętności budowniczego, który go postawił na niemal zerowe. Dom był przytulny i ciepły wyłącznie, dzięki wysiłkom mieszkającej tu kobiety. Ruth Gartner od dnia, gdy zamieszkała tu z całą rodziną, nie ustawała w wysiłkach, by rozpadającą się szopę, którą zbudował jej mąż, zamiast domu, uczynić miejscem, gdzie można byłoby w jakiś sposób przetrwać. Dobrze wiedziała, że Michael Gartner jest zbyt dumny, by przyznać w ogóle, że coś mu się nie udaje a tym bardziej, że większość nieszczęść ich rodziny było jego winą. Ruth, pochylona nad balią, spojrzała na swojego męża. Tak, jak zawsze po posiłku, zapalał fajkę. Jego wzrok był zacięty i skupiony w jednym punkcie. Ruth zastanawiała się, czy on widzi coś więcej, poza czubkiem własnego nosa. Westchnęła i zaczęła energiczniej wycierać talerz. Kiedy poślubiła Michaela w 1865 roku, nie był taki. Ale warunki ich życia też były inne. Rodzice Michaela - Giedon i Eleanor, pracujący ręka w rękę, wbrew zwyczajowi , prowadzący razem ogromny sklep z odzieżą w środku wielkiego europejskiego miasta, powitali ją, jako synową z otwartymi ramionami i uśmiechem na twarzy. Babcię poznała tylko Abigail. Gdy ta święta kobieta zmarła, Michael wziął maleńką córeczkę na kolana i, choć sam powstrzymywał łzy opowiedział jej dokładnie co to jest Niebo i, że babcia jest tam szczęśliwa. Powiedział, że nie byłaby zadowolona widząc, że Abbie po niej płacze. Gdy pięć miesięcy temu umarł Giedon Gartner, Abigail nie uroniła nawet jednej łzy podczas, gdy Michael płakał w stajni przez pół godziny. Ruth omiotła wzrokiem swoje dzieci. Jej dwunastoletnia córka zdecydowanymi ruchami płukała i wycierała umyte talerze a sześcioletni syn z przerażeniem wypisanym w oczach, zamiatał podłogę wyższą od siebie wiklinową miotłą. Ruth otworzyła kredens, po czym umieściła na półkach jej ulubione talerze w czerwone różyczki. Przywiozła je jeszcze z "poprzedniego życia", jak zwykł to określać Michael, czyli z Europy.
- Skończyła, mamo - odezwała się Abigail, odkładając ściereczkę obok balii. - Mogę iść do stajni? Konie są głodne.
- Idź - westchnęła Ruth.
Abigail skinęła głową, po czym otworzyła drzwi. Szarpnęła je kilka razy, by się zamknęły. Były źle umieszczone w zawiasach i czasem trzeba było mocno je szarpać, by zdołać zamknąć.
- Idź, córeczko - odezwał się nagle Michael. Ruth drgnęła. Zazwyczaj, gdy zapalał fajkę nie odzywał się do nikogo. - Pamiętaj - głodny koń, to zły koń. I nie ma żadnego pożytku z zagłodzonego zwierzęcia.
- Wiem, tato - zawołała Abigail. W tej chwili Ruth zobaczyła jej opaloną buzię w oknie. Chwilę potem dziecko w radosnych podskokach zniknęło w prawym rogu okna.
- Sam, wystarczy - westchnęła Ruth, zabierając miotłę synowi. Spojrzała w drugie z okien, wychodzące na stajnię. Martwiła się o swoją córkę. Była tak samo dumna, jak Michael. I tak samo, jak do jej ojca i do niej nic nie docierało. Ale i ona nie była taka od początku. W Europie wszystko było inaczej. W Europie... gdyby majątek, zbudowany ciężką pracą przez Giedona i Eleanor przetrwał, może... Sam miałby jakąś przyszłość. Był podobny do swojego ojca. Michael w tym wieku też dałby się pobić. Dopiero w Ameryce obrósł w dumę. Chociaż tutaj, to już nie miało sensu.
- Tato... - Sam pociągnął ojca za rękaw koszuli. Ruth wyraźnie widziała, że rączka chłopca drży. - Mogę iść pobiegać po łąkach? - zapytał.
- Znowu idziesz się bawić z tym małym Cartwrightem? - zapytał Michael surowo.
- Bo... bo tata Jessiego zbudował dla niego tratwę. Chciał mi ją pokazać. No i miał mi przedstawić swoją siostrę. Tak powiedział dzisiaj rano - wyjąkał Sam.
- Widziałeś się z nim dzisiaj? - ojciec popatrzył na Sama lodowatym wzrokiem.
- Tylko... przez chwilkę... Jechał do nas a ja zbierałem akurat jagody na podwieczorek. Mówił, że jego siostra jest w domu z mamą, ale chce mnie poznać. Miałem tam być o szóstej... - wykrztusił Sam, spuszczając główkę.
- Dobrze... idź. Przynajmniej masz przyjaciela... - westchnął Michael, wypuszczając z ust smużkę dymu.
- Mogę? - pisnął Sam.
- Idź, bo zaraz nie będziesz mógł - warknął Michael. Ruth mogłaby przysiąc, że widziała na jego twarzy lekki uśmiech. Dobrze wiedziała, że Joe Cartwright był tutaj dwa miesiące temu. I czuła, że jej mąż wciąż o tym myśli. Gdy Sam wybiegł w podskokach z domu i ona delikatnie się uśmiechnęła.
- Rutti? Dawno nie widziałem takiego blasku w twoich oczach. Co jest? - mruknął Michael. - Chodź tutaj.
- Ja... ja po prostu pomyślałam... że zaczyna nam się układać - odezwała się Ruth nieśmiało. - I, jeśli dalej tak będzie... może tutaj będziemy szczęśliwi.
- Może i tak - Michael podniósł się z krzesła. - Oby - westchnął, po czym ujął żonę ostrożnym ruchem za policzek i pocałował nieśmiało i delikatnie. - Przynajmniej częściej się uśmiechniesz. A słońce w domu to radośniejszy poranek.
- Przestań! - zachichotała Ruth. - Jakbym słyszała tego chłopaka, który się do mnie zalecał czternaście lat temu. Dalej jesteś poetą?
- Chyba tak - Michael wzruszył ramionami z obojętną miną. - To źle?
- Nie - Ruth musnęła koniuszkami palców jego gładko ogolony policzek. - To chyba nawet lepiej.

* Po angielsku słowo "chwała" brzmi "glory". "Glory" jest to także imię żeńskie, stąd skojarzenie Małej Sophie słowa "chwała" z imieniem sąsiadki. Wink

*************************************************************
To tyle Very Happy Rychło będzie także część o Elizabeth... Rolling Eyes A, kto dobrze zna Mike'a i jego rodzinę, będzie wiedział, po kim przyjaciółka Małej Sophie otrzymała imię Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Domi dnia Śro 19:44, 08 Kwi 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:32, 08 Kwi 2015    Temat postu: Sosny

Bardzo naturalnie wychodzą ci te dzieciaczki.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Domi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 13, 14, 15, 16  Następny
Strona 14 z 16

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin