Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rumianek
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 9, 10, 11  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Senszen
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:32, 01 Mar 2017    Temat postu:

Cieszę się, że masz już pomysł na kolejny odcinek. Very Happy

Wierzę, że ciężko pisze się odcinki, w których trzeba przedstawić historię, która "kłóci się" z poglądami i zasadami piszącego. To naprawdę wymaga dużo pracy, a często przełamania swoich oporów. Myślę, że cała sztuka polega na tym, żeby odłożyć na bok swoje przekonania i w miarę możliwości opisać tak sytuację, aby była jak najbardziej prawdopodobna. Tobie, Senszen naprawdę dobrze idzie. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 20:58, 01 Mar 2017    Temat postu:

dziękuję bardzo Embarassed
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 21:53, 05 Mar 2017    Temat postu:

***

Candy przestał się śmiać, odgarnął włosy z czoła i sięgnął po kubek z kawą. Wciąż uśmiechnięty upił łyk i posłał swojej towarzyszce szczery uśmiech. I ona się nieśmiało uśmiechnęła.

- Annie*, przecież… skąd nagle wszyscy wiedzą, że byliśmy małżeństwem? – Candy pokręcił głową i uzupełnił zarówno swój, jak i jej kubek.
- Candy, chyba nie liczysz na to, że o tym opowiadałam na prawo i lewo?
- A ja? Niby po co bym się miał tym chwalić? – Candy prychnął znowu i pośpiesznie popił kawy. – Annie, jesteś piękną kobieta, ale w tym, że…
- Candy, przecież wiem – przerwała mu kobieta i objęła jego dłoń, swobodnie leżącą na blacie. – Już to sobie wyjaśniliśmy…
- Racja, wyjaśniliśmy sobie, nie ma potrzeby do tego wracać – zgodził się miękko Candy i lekko uścisnął chłodne palce.

Zapanowało milczenie. Trzaskały cicho łojowe świeczki. Migotliwe światło odbijało się miękko w połyskującej polewie kubków. W powietrzu czuć było zapach kawy, karmelu i chleba. Candy przymknął oczy, odetchnął – i opuścił głowę na moment. Przydługie włosy znowu opadły mu na czoło.
Annie siedziała niezdecydowana, delikatnie gładząc wnętrze jego dłoni.

- W każdym razie – podjął nagle rozmowę Candy, już na powrót rozbawiony i ożywiony – świetna kawa. Przypomina mi to kawę z żołędzi, którą kiedyś piliśmy. Nikt tak jej nie umiał zaparzyć jak ty.
- Oj, Candy, zdradzę ci sekret – Annie uśmiechnęła się do niego kątem ust. – Moja kawa była dobra, bo dodawałam do niej prawdziwej kawy.

Mężczyzna zaśmiał się głośno, rękoma znowu poprawił włosy i odchylił się na krześle. Annie schwyciła kubek w obie dłonie i zanurzyła usta. Lekki rumieniec wypłynął na jej policzki.

- Więc… co masz zamiar zrobić z panem Loce? Z tego co mówisz, Twoim teściem?

Candy przewrócił oczyma.

- A co mam zrobić? Nic.
- Ale, tak jak mówiłam…
- Annie, dobrze. Sprawdzał, czy nasze małżeństwo zostało anulowane legalnie, jak wyglądało, jakie miałem wtedy na sobie spodnie i…
- Candy!
- …i niewiele się dowiedział, bo niewiele jest do powiedzenia. Miałem wtedy jedno siodło, jedne spodnie, jedną żonę. Wyszedłem z tego z jedną całą parą spodni i miałem szczęście, że musiałem świecić tylko oczami.

Annie zaczerwieniła się mocniej.

- Nie mam o to żalu, przynajmniej teraz nie mam – uzupełnił szczerze Candy. – Dziwi mnie jedynie to, dlaczego nagle zachciało mu się to sprawdzać i skąd w ogóle wiedział gdzie szukać. Jeżeli już, to powinien to sprawdzać z piętnaście lat temu.
- To wojskowy, wie jak zdobyć informacje, których potrzebuje – beznamiętnie stwierdziła Annie.
- To ciekawe, kogo torturował – mruknął niechętnie Candy.
- Mówiłam ci, co podejrzewa pan Hayworth…
- Och, na litość – żachnął się Canaday.
- Wiesz, ile grozi za bigamię?
- Nie wiem. Dwa lata? Pięć? Nakazują ponownie się ożenić z pierwszą żoną? Utrzymywać kilka?
- Kochanie, uwierz mi, tak pięknie to na świecie nie ma – odgryzła się Annie.

Candy głęboko odetchnął przez nos.

- Podsumowując – Byliśmy małżeństwem, nie jesteśmy małżeństwem. Oboje poszliśmy swoją drogą. Gdzie tu wykroczenie? Ja miałem żonę. Ty męża. – Candy umilkł na chwilę. – I nie mam żony.
- A ja nie mam męża…
- Nie popełniłem w żadnym momencie tej…
- Bigamii– podrzuciła uprzejmie Annie.
-… bigamii. Więc w czym problem?

Annie poczerwieniała.

- Pomyślałam, że powinieneś wiedzieć. Że ktoś ci, najwyraźniej, chce zaszkodzić.

Candy jęknął i spojrzał w sufit.

- Ja tego nigdy nie zrozumiem. Nie prościej kogoś zastrzelić? Problem od razu z głowy, mniej bałaganu. A tak sądy, pisma…Ciągnie się to wszystko...

Annie zachichotała.

- Niewiele się zmieniłeś jednak.
- Wszystko po to, by wsadzić mnie do więzienia – wesoło ciągnął Candy. I tym samym, miałem jedne spodnie, zostaje bez spodni. Miałem konia, nie mam konia…

Annie chichotała, zasłaniając usta ściereczka. Candy nagle umilkł, uśmiech zszedł mu z twarzy.

-- Miałem córkę, córka zostaje sama. A dumny dziadek zabiera wnuczkę do siebie. Co za… - zaklął szpetnie i zerwał się od stołu. Annie rzuciła ściereczkę na stół i cicho wstała. Podeszła do mężczyzny i bez słowa położyła mu ręce na ramionach. Nieśmiało wtuliła twarz w jego plecy i przysunęła się bliżej.
- Na razie nie ma żadnych…nic nie jest w stanie zrobić – szepnęła kojąco. – Kiedy dojdzie do konfrontacji… po prostu powiesz nie.

Candy odwrócił się do niej. Jej twarz była nierównomiernie oświetlona migotliwym światłem świec. Jej ramiona okalały teraz luźno jego szyję. Usta jej lekko drżały, gdy zrobiła jeszcze jeden, ostatni krok do przodu.

- Zawsze taki byłeś… uparty. Nie odpuszczałeś. Niczemu… i nikomu.

Zapach róży, który tak dobrze kojarzył, drażnił jego nos. Annie czule przeczesała mu włosy, przeciągle muskając drobną dłonią je kark. I pocałowała go, niespiesznie. Miękko, słodko. Dokładnie tak, jak to zapamiętał.

Jeżeli to moje marzenia się zaczynają spełniać – zaświtała mu nagle w głowie idiotyczna myśl – to za kilka lat będę miał poważny problem


***

Pan Jaimie Cartwright i pan Jon siedzieli razem przy stole, obłożeni mapami i księgami. I kolorowymi kredkami. Żywo o czymś dyskutowali i chyba byli bardzo zajęci. W każdym razie nie zauważyli jej, kiedy im dygnęła uprzejmie. W duchu wzruszyła ramionami i poszła do kuchni. Yumi już przyszykowała jej śniadanie. Widząc ją, Yumi uśmiechnęła się lekko, kiwnęła głową i bez słowa nalała gorącego mleka do niebieskiego kubeczka. Cookie ostrożnie wzięła do jednej ręki talerz, do drugiej, bolącej, jeszcze ostrożniej, kubek i poszła do jadalni. Najchętniej by została w kuchni, ale wiedziała, że Yumi i tak ją wygoni. W kuchni można było jadać tylko nieoficjalnie. Najlepiej ciasteczka.

Cookie podeszła do stołu, wskoczyła na krzesło i popiła nieco mleka. Zjadła kilka okruszków, nadgryzła bułeczkę – i znowu upiła mleka. Na samą myśl o szkole ściskało się jej gardło a ręka bolała coraz mocniej. Trzymała kubek oburącz, zastanawiając się właśnie co ma zrobić z resztą śniadania, kiedy zdała sobie sprawę, że zarówno pan Jaimie, jak i pan Jon, przypatrują się jej uważnie.

- Pannica narozrabiała i teraz cierpi? – zakpił Jon.

Cookie zalała się rumieńcem wstydu. Wcale nie miała zamiaru mówić komukolwiek w Ponderosie o tym, że była nieposłuszna. Tylko panna Blaze to komuś powiedziała… i nagle wszyscy o tym wiedzieli.

- Za moich czasów, kiedy dziecko dostało lanie, to po prostu się uspokajało, nie dramatyzowało – stwierdził z niesmakiem mężczyzna.
- Jon, daj spokój – Jaimie prychnął śmiechem. – A ty, Cookie, przestań się dąsać, każdy choć raz dostał lanie w szkole. To normalne.

Cookie spojrzała na niego, zupełnie wytrącona z równowagi.

- To… panu też dali lanie? – spytała cicho.
- Pewnie, kto by się tym teraz przejmował. Poboli, poboli i przestanie.
- A… moja mama, też dawała lanie uczniom? – Cookie niepewnie zadała pytanie, czując niemal, jak z przejęcia drętwieją jej palce.
- Pewnie – Jaimie lekceważąco machnął ręką. – Cookie, jedz śniadanie i biegnij, bo się spóźnisz. A chyba nie chcesz dostać kolejnego lania?

Cookie pokręciła zawzięcie głową i zsunęła się szybko z krzesła, dopijając z wysiłkiem mleko. Pobiegła na górę i pośpiesznie zgarnęła książki. Nie chciała się spóźnić. Nie chciała dostać znowu lania. I nie chciała płakać, a właśnie strasznie chciało się jej płakać na myśl, że jej mama mogła kogokolwiek uderzyć.



* Annie Harris - pierwsza żona Candy'ego. Małżeństwo zostało anulowane, głównie z woli ojca panny młodej. Choć panna młoda później wyszła za mąż i była bardzo zadowolona. Historia jest opisana w odcinku "Salute to Yesterday". Mogę również dodać, co jest ciekawe, że Annie miała jasne włosy i szare oczy. I to jest kompletny przypadek, bo gdy tworzyłam postać Indii nie znałam jeszcze tego odcinka Laughing


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 21:59, 05 Mar 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:32, 06 Mar 2017    Temat postu:

Cieszę się bardzo, że udało Ci się dokończyć i wkleić kolejny odcinek. Miałam przed snem miłą lekturę niepozbawioną elementu zaskoczenia. Przez myśl mi nie przeszło, że wprowadzisz do opowiadania Annie, pierwszą żonę Candy’ego. To naprawdę daje duże możliwości na interesujące poprowadzenie wątku Candy’ego zwłaszcza, że żona-nie żona jest nim wyraźnie zainteresowana. Annie, jak widać też nie jest obojętna Candy’emu można, więc mieć nadzieję, że coś z tego będzie.

Niepokojąca jest też informacja, że teść chce odebrać Candy’emu córkę. Mam nadzieję, że dowiemy się, jaki jest tego powód i dlaczego dziadek Cookie tak długo zwlekał z ujawnieniem się.

W drugiej części bardzo fajnie przedstawiłaś rozterki Cookie. Po tym, co spotkało ją ze strony panny Blaze wcale nie dziwię się, że mała najchętniej zostałaby w domu. Do tego Jaimie się nie popisał twierdząc, że India, mama Cookie, gdy była nauczycielką również stosowała podobne metody wychowawcze, co panna Blaze. To musiał być dla dziewczynki prawdziwy szok. Mam nadzieję, że dla dobra dziecka sprawa szybko się wyjaśni.

Ponadto, o ile sobie przypominam Cookie miała być pomszczona/pocieszona. Czy planujesz coś w tym zakresie?

Cytat:
Mogę również dodać, co jest ciekawe, że Annie miała jasne włosy i szare oczy. I to jest kompletny przypadek, bo gdy tworzyłam postać Indii nie znałam jeszcze tego odcinka

Takie zbiegi okoliczności podczas pisania są zawsze zaskakujące, ale i bardzo miłe. Jednocześnie świadczy to o tym, że piszący ma po prostu intuicję, że potrafi odpowiednio analizować znane mu już fakty i wyciągać poprawne wnioski.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 0:49, 06 Mar 2017    Temat postu:

Rysunek wspaniały, świetnie mi pasuje do opowiadania Very Happy

O pomszczeniu (jak i pocieszeniu) Cookie pamiętam. O ile z pomszczeniem może nieco sprawa sie odwlecze, to z pocieszeniem postaram się szybko uwinąć. W końcu dziewczynka nie powinna zbyt długo chodzić taka przygnębiona Wink
Sprawa teścia Candy'ego zostanie rozwinięta. Jak na razie mogę po prostu powiedzieć, ze relacje Indii z jej ojcem były yhm... napięte i chyba dosyć ograniczone.

Bardzo dziękuję za komentarz, cieszę się, że lektura była przyjemna Smile
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 1:01, 06 Mar 2017    Temat postu:

Skoro tak mają się sprawy z teściem Candy'ego to czekam na szybkie ich wyjaśnienie Smile Mam nadzieję, że ojciec Indii mimo wszystko jakoś dogada się z Candy'm Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 16:00, 06 Mar 2017    Temat postu:

ADA, daleko wybiegasz myślami naprzód Very Happy Do spotkania z ojcem Indii to jeszcze, jeszcze Laughing

Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pon 22:28, 06 Mar 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:53, 06 Mar 2017    Temat postu:

Skoro tak, to wracam do punktu wyjścia, czyli relacji Candy - Ann i oczywiście do Cookie Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 1:06, 07 Mar 2017    Temat postu:

To na pewno są punkty, które muszę rozwinąć jak najszybciej Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:06, 08 Mar 2017    Temat postu:

Bardzo lubię Cookie Jest taka dzielna, sympatyczna i prawdziwa. Miła, rezolutna dziewczynka.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:11, 08 Mar 2017    Temat postu:

Senszen, pomału tworzy się fanclub Cookie. Very Happy a wiesz, co to znaczy Wink więcej przygód Cookie!!! Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 12:16, 08 Mar 2017    Temat postu:

Ewelina, bardzo dziękuję Smile Aby nie zawieść tworzącego się fanklubu zacznę intensywniej myśleć nad nowymi odcinkami Smile A szczególnie nad pocieszeniem malej Smile
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 16:44, 19 Mar 2017    Temat postu:

Nic dłuższego mi się nie udało napisać. Ale jest chyba nieco bardziej optymistycznie Very Happy

***

Naughty stała przy otwartym oknie i rozczesywała swoje włosy. Był wczesny poranek, perłowa mgiełka otaczała schludne obejście, wygładzając ostre krawędzie, zacierając granice między przedmiotami, otulając miękko rośliny.
Ale nawet mgiełka nie była w stanie sprawić, że zmarniały krzak różany, rosnący tuż pod oknem sypialni Naughty, wyglądałby lepiej. Dziewczyna przechyliła się przez ramę okna i uważnie zlustrowała wyschnięte gałęzie. Krzak marniał już od dłuższego czasu, ale najwidoczniej tydzień, który ona spędziła w San Diego, był tygodniem decydującym. O tym, co najgorsze.

Naughty sapnęła, wstrząsnęła włosami i zabrała się znowu za ich szczotkowanie. Miała nadzieję, że uda się jej ułożyć włosy w modną teraz fryzurę, w stylu „Gibson Girl”. Rodzice na pewno nie pozwolą jej na pełno wymiarową wersję z luźno opadającymi lokami, kusząco podpiętą falą i cudownie wyeksponowaną szyją. Coś przeczuwała, że szczególnie wyeksponowanie tej szyi może być drażliwym elementem, zwłaszcza w oczach taty. Może lepiej pozostać jednak przy warkoczu, zwłaszcza, że miała dzisiaj wiele do zrobienia.

Przede wszystkim, co było najważniejsze, musiała odwiedzić grób Maurice’a. Wiązanka suchych gałązek, przewiązana niebieską wstążką już czekała. Nikt chyba nie rozumiał dlaczego kładzie je na grobie, zamiast świeżych kwiatów. Słyszała nawet jak pastorowa stwierdziła, że na nic więcej widać nie zasłużył. Naughty wzruszyła ramionami, jak zawsze gdy myślała o pastorowej. O ile pastor, koniec końców, przystosował się do życia w mieście i okazał się być interesującym człowiekiem, to jego żona… pozostała taka, jaka była. I chyba nie była w stanie zrozumieć, że dla Maurice’a, wiązanka takich gałązek to był cudowny i niepowtarzalny bukiet, którego zalety był w stanie wymieniać w nieskończoność.

Od czasu, gdy Maurice odszedł, minęło już dużo czasu. Była teraz już niemal dorosła. I teraz znacznie lepiej zdawała sobie sprawę z tego, co widzieli inni. Maurice może i nie był do końca uczciwym człowiekiem. Nawet w stosunku do siebie samego. Ale w dalszym ciągu podziwiała go za to, że nawet taką banalną rzecz, jak uschnięta gałązka, potrafił uczynić piękną.

Naughty usiadła na krześle i spojrzała na kryształowe buteleczki po perfumach, które wybłagała u mamy. Były śliczne. Światło poranka załamywało się w nich, sprawiając wrażenie, ze w każdej znajduje się inna, kolorowa i mieniąca się esencja. Tęskniła za Mauricem. Minęły dwa lata, ale wciąż tęskniła. Choć nie było to już tak straszne uczucie jak wtedy. Nie lubiła wracać myślami do tego okresu.

Choć czasem, i tak, wracała. Najczęściej wtedy, jak patrzyła na pana Candy’ego. Tak jak o nim myślała to bardzo go podziwiała. Pracował wtedy normalnie, chodził, zajmował się Cookie. Tylko nie chciał z nikim rozmawiać, szczególnie z tatą. Milczał, nie uśmiechał się. Nie płakał tak jak ona.
Naughty westchnęła i oparła łokcie o blat stolika. Jakie to było dziwne, że teraz, po czasie, jednak wszystko wraca do normy. Tak jakby wszechświat wrócił na swoje tory a fluidy wypełniły powstałe luki.

Choć jedną lukę widziała dosyć wyraźnie. Pan Candy powinien się ożenić. Słyszała zresztą, jak kobiety w kościelnym chórze o tym plotkowały – dwa lata już minęły i chyba miejscowe swatki widziały tu pole do popisu.

Naughty uśmiechnęła się słodko. Luka była i ona wiedziała, jak ową lukę wypełnić. Pan Candy powinien się ożenić – to było jasne. A najlepszą kandydatka by była Flora Brownie. Ona też już była sama, też już prawie dwa lata. Tu była luka i tu była luka. Rozwiązanie pisało się samo.


***


Koń zwolnił najpierw do kłusu a potem przeszedł w stęp. Jeździec opadł na siodło, przechylił się i uspokajająco poklepał konia po szyi. Przeczesał palcami po zakurzonej grzywie i pokręcił z niezadowoleniem głową, mrucząc coś pod nosem.

- Dobrze Rusty, niedługo będziemy już w domu – powiedział głośniej, łagodnym, pieszczotliwym niemal tonem. – Zmęczyłem cię na koniec, wiem. Ale chciałem jak najszybciej przejechać przez miasto. Rozumiesz mnie, prawda?

Koń zarżał ironicznie.

- Masz rację, to nie ma większego sensu. I wiem, że tobie się to szczególnie nie spodobało. Ale spójrz na to z drugiej strony. Niedługo będziemy w domu…

Koń prychnął, zachęcając mężczyznę do dalszego monologu.

- Tam odpoczniesz. W przestronnej stajni. Wyczeszę cię, nakarmię…
Rusty wstrząsnął gwałtownie głową.
- Oczywiście, dostaniesz cukru. I już będziesz mógł sobie odpoczywać, oglądając zgrabne pęciny Daffodil.

Krok Rusty’ego nabrał sprężystości.

- Od razu lepiej, prawda? – Candy zaśmiał się cicho. Sięgnął po manierkę, i z niezadowoleniem stwierdził, że jest już niemal pusta. Ściągnął wodze i nie zsiadając z konia napoił Rusty’ego resztą wody. Strzasnął ostatnie krople wody na ziemię, przywiązał wodze luźno do łęku siodła i dał znak do dalszej jazdy.
Poranek zapowiadał się pięknie. Różowawa mgiełka osnuwała purpurowe krzewy, zostawiając na nich mieniącą się fioletem rosę. Niebo jaśniało. Szary granat okalający jeszcze ziemię przechodził łagodnie w zieleń. Rozświetlony wschodzącym słońcem zielony rumienił się niczym dojrzewająca morela, przechodząc z ciepłej żółci w intensywny różowy.
Candy siedział w siodle raczej sztywno, rozcierając sobie nieco obolałą szyję i zdrętwiałe barki.

- Widzisz Rusty – mruknął po dłuższej chwili. – Starzeje się. Jeszcze trochę a okaże się, że będziesz miał dosyć wypoczynku w stajni.

Rusty prychnął z niedowierzaniem.

- Choć może, gdyby na mnie w domu czekały jakieś zgrabne pęciny to bym tak nie narzekał na starość. – Candy poprawił kapelusz tak, by coraz ostrzejsze słońce nie świeciło mu zanadto w oczy.

- Ale uwierz mi, ciężko jest znaleźć kobietę z pięknymi pęcinami.

Rusty zarżał ze zrozumieniem.

- Do jasnej… – zreflektował się Candy – dlaczego ja u diabła mówię o pęcinach u kobiety? Jeszcze brakuje bym stwierdził, że ma być maści izabelowatej. Za często z tobą rozmawiam, Rusty.

Koń przytaknął uprzejmie.

- Zgoda – mężczyzna poklepał swojego niemego towarzysza. – Od teraz oboje milczymy. Drogę do domu znasz.


***


Cookie obudziła się dość raptownie. W pokoju było jeszcze szaro, ale to oznaczało, że słońce już wstało. Dziewczynka usiadła więc na łóżku i spojrzała w okno. Wiatr lekko podwiewał gałęzie dużej sosny rosnącej przed oknem. Niebo było w ślicznym niebiesko-zielonym kolorze, chmurki, podświetlone słońcem, pobłyskiwały różem. Zapowiadał się ładny dzień.
Cookie sięgnęła do szufladki przy nocnym stoliku i ostrożnie, tak by niczego nie wysypać, wyjęła swój ulubiony niebieski zeszyt i garść kredek. Na sztywnej okładce, od środka, miłym pismem taty, zapisane miała nazwy miesięcy. Początkowo myślała, że po prostu odliczać będzie dni do końca szkoły. Teraz, skoro się dowiedziała, że naprawdę szybko z niej nie wyjdzie, zaczęła odliczać dni do innych rzeczy. Teraz, na przykład, zaznaczała ile dni już nie było taty. Zacisnęła usta, wyginające się jej mimowolnie w podkówkę i dostawiła jeszcze jedną kreskę. Fioletową.

Spojrzała przez okno i przyznała, ze znacznie bardziej by wolała widzieć tam swoją jabłonkę. Ale dzień wyglądał na ładny. I co najważniejsze, na wolny. Niedzielny.
Kąciki ust uniosły się jej w lekkim uśmiechu.
Wygrzebała się szybko z pościeli, zrzuciła długą koszulkę nocna i z ulgą, założyła spodenki. Noszenie spódniczek się robiło coraz bardziej niewygodne i kłopotliwe. A na swoje nieszczęście, musiała je nosić coraz częściej.
Ochlapała twarz i ręce wodą, włosy związała w nieporządny kucyk – nie miała ochoty teraz się czesać. I tak Yumi będzie jej plotła warkocz przed pójściem do kościoła.
Buty wzięła do ręki i na bosaka, najciszej jak mogła, wyszła z pokoju i ostrożnie przeszła kawałek korytarza, unikając skrzypiących desek. Po schodach schodziła już szybciej. Zerknęła jeszcze na wieszak przy drzwiach – ale wisiał tam tylko pas pana Jaimiego. I jego kapelusz. Taty rzeczy nie było. W duchu westchnęła, rozczarowana. Ale drzwi wejściowe były już blisko, tylko dwa kroki – i już, znalazła się na zewnątrz.

Przymknęła drzwi, podeszła do balustrady ganku i z radością odetchnęła. Zapach wilgotnej ziemi, żywicy i jesiennego, chłodniejszego powietrza był wspaniały. Założyła szybko buty i chwilę jeszcze delektowała się chwilą. A potem poszła szukać.

Jakieś cztery tygodnie temu, Gerd Cassidy znalazł w krzakach małą czarną wiewiórkę. Jego tata pozwolił mu ją zatrzymać – i teraz, wiewióreczka jadła Gerdowi z ręki. Ilekroć ją widziała, tylekroć marzyła o takiej małej przyjaciółce. Z puszystym ogonkiem i ślicznymi, długimi uszkami. Więc jak tylko udało się jej wstać wcześniej niż innym, tylekroć szukała swojej małej przyjaciółki. To była jej tajemnica i nikt. Nawet Clay. Nawet tata. Nikt o tym nie wiedział.
Jak na razie jednak zwierzątka raczej jej uciekały, zanim zdążyła je znaleźć. Widziała ich ślady i potrafiła je odczytać. Czasem widziała ślady królików. Czasem odciski łapek wiewiórek. Niedawno widziała nawet krzyżujące się ślady lisów i borsuka. W okolicy kurnika. Siatka jednak była cała a ziemia nie była rozkopana, uznała więc, że nie ma sensu tego nikomu mówić.
Teraz pochylała się ostrożnie nad kępą krzaków kolczastych w okolicach stajni. Nic tam nie było. Tylko kilka robaczków. Poirytowana założyła ręce i zdmuchnęła pasek włosów, spadający jej na oczy. Normalnie to zwierzęta są wszędzie. Wchodzą w sidła, kradną jajka albo chodzą za ludźmi i gryzą. A jak ktoś ich potrzebuje, by je ukochać – to nagle się wszystkie chowają. Zagniewana, skierowała się w stronę małej wierzby rosnącej przy padoku dla koni. I wtedy usłyszała coś jakby szczekanie lisa. Zatrzymała się w połowie kroku, z jedną nogą w górze. Rozejrzała się dookoła – ale żadne zwierzątko raczej by się nie mogło tu schować. Nie miało gdzie.
Szczekanie, nieco głośniejsze, rozległo się znowu. Więc Cookie zadarła głowę i zaczęła oglądać gałęzie drzewa.

- Lisy nie chodzą po drzewach, wiesz? – usłyszała nad sobą znajomy głos.

Odchyliła głowę jeszcze bardziej do tyłu, pisnęła radośnie i śmiejąc się, padła w wyciągnięte ramiona.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 22:03, 19 Mar 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:16, 19 Mar 2017    Temat postu:

Cytat:
Naughty sapnęła, wstrząsnęła włosami i zabrała się znowu za ich szczotkowanie. Miała nadzieję, że uda się jej ułożyć włosy w modną teraz fryzurę, w stylu „Gibson Girl”. Rodzice na pewno nie pozwolą jej na pełno wymiarową wersję z luźno opadającymi lokami, kusząco podpiętą falą i cudownie wyeksponowaną szyją. Coś przeczuwała, że szczególnie wyeksponowanie tej szyi może być drażliwym elementem, zwłaszcza w oczach taty.

Obawiam się, że Adam dostałby szału. Fryzura, co prawda interesująca, ale nie dla młodej panienki, jaką póki co jest Naughty. Smile

Cytat:
O ile pastor, koniec końców, przystosował się do życia w mieście i okazał się być interesującym człowiekiem, to jego żona… pozostała taka, jaka była.

Miło słyszeć, że pastor dostosował się do życia w mieście i jak rozumiem zyskał akceptację jego mieszkańców, czego nie można powiedzieć o jego szanownej małżonce.
Cytat:
Maurice może i nie był do końca uczciwym człowiekiem. Nawet w stosunku do siebie samego. Ale w dalszym ciągu podziwiała go za to, że nawet taką banalną rzecz, jak uschnięta gałązka, potrafił uczynić piękną.

Maurice był jedyny w swoim rodzaju. Nic dziwnego, że Naughty za nim tęskni…mnie też brakuje tej barwnej postaci. Sad

Cytat:
Naughty uśmiechnęła się słodko. Luka była i ona wiedziała, jak ową lukę wypełnić. Pan Candy powinien się ożenić – to było jasne. A najlepszą kandydatka by była Flora Brownie. Ona też już była sama, też już prawie dwa lata. Tu była luka i tu była luka. Rozwiązanie pisało się samo.

O! Ale niespodzianka. Czyżby Naughty odkryła w sobie powołanie… powołanie do bycia swatką? No, ale skoro są aż takie luki to naturalnie trzeba je wypełnić… tylko czy to akurat ma być Flora? A poza tym pojawia się tu niezwykle ważne pytanie: jakie pęciny ma pani Flora? Wink
Cytat:
Normalnie to zwierzęta są wszędzie. Wchodzą w sidła, kradną jajka albo chodzą za ludźmi i gryzą. A jak ktoś ich potrzebuje, by je ukochać – to nagle się wszystkie chowają.

Jakże słuszne spostrzeżenie. Very Happy

Senszen, bardzo dobry, uroczy fragment. Piękne opisy przyrody, a rozmowa Candy’ego z Rasty’m dowcipna i po prostu świetna. Cieszę się, że Candy wreszcie wrócił do domu. Mam nadzieję, że Cookie znajdzie pocieszenie w ojcowskich ramionach. Czekam na ciąg dalszy, bowiem pytań pojawia się coraz więcej:
1) czy Candy się ożeni?
2) z kim ożeni się Candy?
3) jak spisze się Naughty?
4) czy Cookie zostanie pomszczona?
5) czy Cookie znajdzie wiewiórkę?
6) z czym do domu powrócił Candy?
7) czy w którymś z odcinków pojawi się Adam?

Uff to na razie tyle Wink Very Happy



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 21:44, 19 Mar 2017    Temat postu:

Dziękuję ADA za obszerny i ubarwiony ilustracją komentarz Very Happy Zacznę od pytania zawartego w tekście - podejrzewam, iż pani Flora pęciny ma zgrabne, choć czy wystarczająco... to trzeba męskiego punktu widzenia Smile
Na pozostałe pytania nie umiem na razie odpowiedzieć. Ale Adam się pojawi Very Happy
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Senszen Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 9, 10, 11  Następny
Strona 10 z 11

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin