Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zagadka
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Coli
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:35, 10 Maj 2014    Temat postu:

Jeśli Joe zdecydowałby się na studia, Ben z radością powitałby taką decyzję i z pewnością opłaciłby je ... on zresztą nie cierpiał szkoły i nigdy nie chciał poszerzać swojej wiedzy. Więc musi to być coś innego ... nie mam pojęcia, jaki sekret może łączyć Joe i Nicka ... i dlaczego Nick najpierw wydawałby radosne okrzyki na widok najmłodszego Cartwrighta, a potem dawał do zrozumienia, że nie wyda tajemnicy Joe ... to byłoby nielogiczne ... co będzie dalej? I dlaczego Joe za wszystko wini Adama?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:50, 12 Maj 2014    Temat postu:

-Szeryfie, szeryfie, szeryfie!!! – krzyczał Tod – właściciel saloonu kilka dni później do grupki mężczyzn, gdzie między innymi był przedstawiciel prawa. – Niech ich szeryf uspokoi zanim doszczętnie zdemolują mi lokal. – wydyszał.
-Znając życie pewnie Clay… – stwierdził Adam Cartwright, który również wraz z swoim ojcem stał wśród tej grupki mężczyzn.
-Niewiele się pomyliłeś. – odpowiedział Tod, słysząc jak kolejna szyba rozbiła się w drobny mak i wyleciało przez nie krzesło – Jednym z tych co demolują mi lokal jest Mały Joe, a drugim twój siostrzeniec… – mężczyzna spojrzał na doktora Martina.
Wszyscy ruszyli w stronę saloonu, gdy stanęli w wejściu Ben omal nie dostał zawału, doktor Martin najpierw złapał się za serce, a potem usiadł na podłodze, Adam z rękami założonymi na piersiach uśmiechał się złośliwie i kpiąco w kierunku swojego młodszego brata i jego przyjaciela. To co wcześniej było saloonem teraz było jedną wielką kompletną ruiną.
-Skoro sam doprowadziłeś do takiego stanu, to teraz sam zrobisz wszystko, żeby wyglądało to tak jak przedtem, bo ani dolara nie wyłożę na pozostawione szkody. – oświadczył Ben patrząc się na najmłodszego syna.
-Ciebie to samo się tyczy. – dodał doktor Martin patrząc na siostrzeńca, po czym obaj wyszli na zewnątrz.
Mały Joe i Nick siedzieli na środku pomieszczenia i przypatrywali się pozostawionym przez siebie zniszczeniom. Ryan właśnie miał się odezwać, kiedy usłyszeli jak coś spada z sufitu i ląduje na ziemi. Obaj odwrócili głowy. Dokładnie w miejscu, gdzie stał Adam spadł na niego kandelabr i przygwoździł go do podłogi. Pierworodny Bena Cartwrighta nie był w stanie sam się spod tego wygrzebać, bo przedmiot był stanowczo za ciężki.
-Pomórzcie mi. – zwrócił się Adam do młodszych od siebie mężczyzn.
-Słyszałeś coś? – powiedział Nick ustawiając jedno z nielicznych krzeseł, które było całe i na nim usiadł.
-Nie. – odpowiedział mu Mały Joe sadowiąc się na parapecie przy oknie.
-Nie najlepiej to wygląda. – stwierdził Ryan rozglądając się wokół.
-Pomórzcie mi. – powtórzył Adam.
-Nie?– rzekł Nick podchodząc do niego, pochylił się nad nim i patrząc mu w twarz do góry nogami. – Wystarczy jedno małe słówko, to może zmienię zdanie. – dodał.
-Joe, proszę. – Adam przemówił do młodszego brata.
-Nie trzeba było tak od razu. – odparł podnosząc przedmiot z jednej strony – Trochę dobrego wychowania jeszcze nikomu nie zaszkodziło. – zakomunikował, kiedy wraz z Nickiem podnosili z niego rzecz, lecz kiedy to zrobili zauważyli, że mężczyzna jest poważnie ranny.
Ryan wyleciał szybko z pomieszczenia, ale po paru chwilach wrócił z powrotem z torbą lekarską. Po kolejnych kilku minutach wszystkie rany na ciele starszego z braci Cartwright zostały opatrzone. Mały Joe ostrożnie wziął brata pod ramię. Nick pojawił się w drzwiach, gdy Joe pomagał bratu wsiąść na konia.
-A co z tym? – Ryan skinął głową w kierunku pomieszczenia, gdy Mały Joe siedział za baratem na Sporcie.
Adam miał kilka poważnych ran na ciele, które zostały obandażowane oraz powierzchowne rany na lewej ręce. Lepiej by było, przewieźć go na wozie, ale Will i Hoss niestety już pojechali, pomyślał Mały Joe.
-Mam pomysł. – odpowiedział Mały Joe – Tylko najpierw odstawię go do domu i wrócę z powrotem. – stwierdził.
Wieczorem na urodzinach żony pana burmistrza każdy z mieszkańców Virginia City wspaniale się bawił. Na przyjęciu był również Adam, pomimo wyraźnej prośby ojca, żeby został w domu i leżał w łóżku, jego pierworodny uparty jak osioł i tak uczestniczył w bankiecie, a teraz on, jak i Hoss (ojciec ze względu na poważny stan Adama kazał mu nie odstępować brata ani na krok), więc średni syn Bena niepocieszony, że ominą go pyszności, które leżały na stole po przeciwnej stronie pokoju; siedział na kanapie obok starszego brata i starał się nie myśleć o pieczonym prosięciu z jabłkiem w pyszczku leżącym na półmisku na środku stołu.
-Tata jest tak zajęty rozmową z panem Jekinsem, panem Lesliem i panem Carterem, że nawet nie zauważy kiedy weźmiesz sobie kawałek pieczeni, sernika czy choćby prosięcia. – mówił przekonująco Adam, który za wszelką cenę starał się pozbyć młodszego brata (niańka w postaci Hossa była mu nie potrzebna, kiedy w zasięgu jego wzroku była bardzo ładna dziewczyna w jego typie). Średni syn Bena właśnie podnosił swoje cztery litery, kiedy przypomniał sobie słowa ojca („Jeśli wolisz odwiedzać starszego brata na cmentarzu.”), kilka razy jak echo zostało powtórzone ostatnie słowo w głowie Hossa, który z powrotem opadł na kanapę.
-Widzę, że wszystkie panie zachwycają się prezentem, który dałem mojej żonie na urodziny. – stwierdził pan burmistrz.
-Wspaniała kolia. – powiedział pan Carter – Rodzinna pamiątka? – zapytał.
-Nie. To właśnie ją kupiłem Margaret na urodziny u Deywisha, ciekawe skąd u niego wzięła się taka niesamowita rzecz, ale warta jest swojej ceny. – odparł mężczyzna.
Ben, który stał w tym kierunku plecami, odwrócił głowę, lecz kiedy zobaczył na szyi żony Edmunda naszyjnik…
- JOSEPH!!!!! – dało się słyszeć krzyk seniora rodu Cartwrightów roznoszący się po całej sali.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:14, 12 Maj 2014    Temat postu: Zagadka

O co chodzi z tym naszyjnikiem ?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:37, 15 Maj 2014    Temat postu:

Mały Joe starał się oczarować Lily Colins po przeciwległej stronie pomieszczenia, kiedy usłyszał donośny krzyk ojca. Wszyscy obecni na sali aż podskoczyli i zamarli na swoich miejscach. Przecież nic złego nie robię, więc o co chodzi, pomyślał najmłodszy członek rodziny Cartwrightów. Odwrócił głowę w kierunku, z którego dało się słyszeć krzyk. Zobaczył czerwoną z wściekłości twarz ojca, a potem nie wiedzieć czemu spojrzał na żonę pana burmistrza, na jej dekolcie był…
-Sam powiedziałeś „…to teraz sam zrobisz wszystko…”, więc zrobiłem, ile to razy mnie i Hossowi powtarzałeś, że trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny. – mówił Mały Joe.
Twarz Bena Cartwrighta zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.
-Jak mówiłem „wszystko” nie miałem na myśli pozbywania się najcenniejszej rodzinnej pamiątki. – powiedział senior rodu. – Nie po to dałem naszyjnik MOJEJ babci TWOJEJ mamie w prezencie za to, że urodziła mi ciebie, żebyś ty teraz go sprzedawał, bo potrzebne ci są pieniądze. – krzyczał w kierunku swojego najmłodszego syna i nie przestając od kilku minut celować ręką w kierunku pani burmistrzowej, gdzie był rzeczowy owy naszyjnik.
-Ale się popisałeś. – dało się słyszeć głos Claya, obok którego stała Emma Starwood. Mały Joe wyszedł z pomieszczenia na dwór, Nick poleciał za nim.
-To nie twoja wina, skąd mogłeś wiedzieć. – stwierdził Ryan kładąc rękę na ramieniu przyjaciela, gdy siedzieli w ogrodzie żony pana burmistrza na kamieniach niedaleko malutkiego stawiku obok dużego dębu.
-Chciałem, żeby ojciec zobaczył, że w końcu jestem dorosły i odpowiedzialny, a wyszło tak jak zawsze… – oświadczył Mały Joe. – …przecież dałem go tylko pod zastaw, prędzej czy później bym go odzyskał. – dodał.
Nick wziął w objęcia swojego przyjaciela.
-Szkoda, że nie jesteś moim bratem, zawsze wiesz co zrobić czy powiedzieć. – wyznał Mały Joe, gdy Ryan go tak trzymał.
Nie wiadomo ile czasu minęło, kiedy tak ze sobą trwali, gdy nagle usłyszeli:
-…80 tysięcy, chyba, że chcesz żebyśmy zabawili się z twoją żoną… – powiedział uśmiechając się lubieżnie brodaty mężczyzna jedną ręką trzymając żonę pana burmistrza w talii.
-…a jeśli puścisz za nami pogoń, to ona zginie. – poinformował drugi ciemnowłosy bandyta, przystawiając rewolwer do głowy kobiety.
W progu domu stał burmistrz, a za nim tłum ludzi, co zauważyli dwaj młodzi mężczyźni stojący za dębem, ale z tej odległości nikt ich nie mógł zauważyć. Oczywiście nikt na przyjęcie urodzinowe nie przyszedł z bronią, no prawie nikt. Doświadczenie jakie zdobył Mały Joe i Nick, gdy poznali się w Nowej Anglii nauczyło ich, że nigdy nie należy rozstawać się z bronią. Jeden z bandytów przerzucił panią burmistrz przez konia i obaj ruszyli przed siebie. Wszyscy wrócili do środka. Cartwright wraz z Ryanem niepostrzeżenie przedostali się do swoich koni i po cichu ruszyli za bandytami. Znaleźli ich dopiero w jaskini pod miastem, zwabieni tam krzykami pani burmistrz, ten brodaty właśnie zamierzał ją zgwałcić, kiedy z pistoletu Małego Joe padł w jego kierunku strzał, Nick zabił towarzysza tamtego. Joseph Cartwright, po tym jak schował pistolet do kabury, zdjął swoją marynarkę i przykrył nią panią burmistrz, kiedy ta wtuliła się w niego nie przestając płakać. Cała jej sukienka była podarta i poszarpana. Mężczyzna wziął ją na ręce i zaniósł na swojego konia, w drodze powrotnej kobieta powoli się uspokajała i dochodziła do siebie. W salonie na jednym z krzeseł siedział pan burmistrz nie bardzo wiedząc co ma robić, gdyż nie posiadał takiej gotówki jakiej zażądali porywacze, po za tym nie przestawał się martwić o swoją żonę, którą bardzo kochał. Nagle dało się słyszeć odgłos zbliżających się koni, więc poderwał się na równe nogi i podbiegł do drzwi, pozostali ludzie przebywający w pomieszczeniu również podeszli, zobaczyli zbliżające się konie Nicka i Małego Joe, na którym również była żona pana burmistrza. Joe zwinnie zeskoczył z konia, pomógł pani Margaret z niego zejść, w tym samym czasie Rayn zszedł ze swojego. Kobieta podbiegła do swojego męża i powiedziała:
-Uratowali mi życie, a gdyby nie Joe to ten brodaty by mnie zgwałcił.
Mały Joe udawał, że poprawia popręg wiedział, że kiedy wróci do domu czeka go wielka awantura i nawet więcej niż pewne, że kara, wiec za bardzo nie skupiał się na tym co się wokół niego dzieje.
-Byliśmy tylko w odpowiednim miejscu i czasie. – usłyszał głos Nicka.
-Joe… – pani Margaret podeszła do najmłodszego Cartwrighta – …to jest najpiękniejsza rzecz na świecie… – wskazała na kolię – …ale to pamiątka po twojej mamie i powinna do ciebie wrócić, Scott źle zrobił, że sprzedał ją mojemu mężowi, bo tylko ją zastawiłeś, a nie sprzedałeś.
-Po pierwsze pani mąż ją wykupił, więc należy teraz do niego, a po drugie to pani prezent urodzinowy… – stwierdził Mały Joe.
- …a ja chcę ją oddać tobie w zamian za to, że uratowałeś mi życie. – odpowiedziała pani Margaret.
-Ale… – Joe chciał zaprotestować.
-…i nie musisz oddawać żadnych pieniędzy. – powiedziała kobieta jakby czytając mu w myślach, równocześnie chowając przedmiot do kieszeni jego marynarki i oddając mu wierzchnie odzienie, po czym udała się do swojego męża. Uczestnicy przyjęcia rozchodzili się do swoich domów. Nick pożegnał się z Joe, po czym wrócił do domu z wujkiem. Najmłodszy Cartwright założył marynarkę na siebie, wsiadł na konia i razem ze swoją rodziną wracał do Ponderosy.
-Ty to zawsze masz pomysły. – zwrócił się do niego Clay, kiedy przeszli przez próg, gdy Joe zdejmował garnitur, oczom wszystkim ukazał się pas z bronią, którego nie sposób byłoby zauważyć, gdy nie ściągnął wierzchniego ubrania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:39, 15 Maj 2014    Temat postu: Zagadka

Joe bohaterem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:14, 16 Maj 2014    Temat postu:

-Dzień dobry, panie Cartwright. – powiedział Nick Ryan do seniora rodu, kiedy ten otworzył mu drzwi – Joe, w domu.
-Witaj, Nick. Tak. – odpowiedział Ben i krzyknął w kierunku schodów – Joe, masz gościa.
Mały Joe tak szybko biegł, że na schodach przewrócił się, przekoziołkował parę razy i wpadł na przyjaciela.
-Jesteś cały? – zapytał Ryan, gdy Joe na nim leżał, bo cała ta sytuacja wyglądała naprawdę groźnie.
-Ofiara. – stwierdził Adam siedzący przy stole na temat Joe. Właśnie pokazywał Clayowi i Willowi swój dyplom ukończenia studiów, z nimi był także Hoss, który opierał ręce o blat stołu.
-Ważniak. – odparł Nick najstarszemu synowi Bena Cartwrighta, pomagając się podnieść swojemu przyjacielowi, ten syknął z bólu.
-To tylko kostka… – poinformował Mały Joe – …ale z naszej przejażdżki nici.
-Daj spokój. W domu też jest fajnie. – oznajmił Ryan – Zwłaszcza jak się mieszka w takim imponującym pałacu jak ten. – powiedział z podziwem.
-To tylko dom. – przemówił Mały Joe.
-Mój dom od twojego jest trzy razy mniejszy, więc dla mnie to jest pałac. – podsumował Nick trzymając przyjaciela pod ramię.
Adam zabrał dokument i zamierzał go zanieść na górę, ale po drodze podszedł do ojca i poinformował go o ważnej sprawie. Nick rzucił okiem na trzymany przez najstarszego syna Bena papier, na środku było napisane – Yale School of Architecture *. Po chwili zaczął w najlepsze chichotać.
-A temu co tak wesoło? – zapytał Clay.
Mały Joe również rzucił okiem na dyplom Adama, żeby zobaczyć co tak rozbawiło jego przyjaciela. Kiedy przeczytał „Yale School of Architecture” już wiedział co rozbawiło Nicka.
-Ciii… – zaczął prosząco Mały Joe.
Kiedy byli już przy schodach Ryan zaczął:
-Gdybyś… – lecz Mały Joe nie pozwolił mu dokończyć:
-Ciii…
-To byłby bezcenny widok. Chciałbym to zobaczyć. – stwierdził Ryan mając w myślach wizję, co by było gdyby Adam poznał prawdę na temat tego skąd on zna Małego Joe.
Joe i Nick poszli do pokoju najmłodszego Cartwrighta. Reszta rodziny była przez cały czas na dole i zajmowała się swoimi sprawami. Co jakiś czas z góry dało się słyszeć ataki śmiechu. Po kilku godzinach razem zeszli na dół, Ryan podszedł do swojego konia i wyjął coś z torby obok.
-To ta książka, o której ci ostatnio mówiłem. Jest naprawdę bardzo fajna i na pewno ci się spodoba. – oznajmił Nick podchodząc do Joe, który siedział na fotelu. – To na razie Joe, a na przejażdżkę udamy się następnym razem. – potem zaczął się żegnać z Benem, Clayem, Willem, Hossem…
-Nie dość, że głupi, to jeszcze głuchy i źle wychowany. – stwierdził Nick kiedy Adam mu nie odpowiedział, poszedł do swojego konia i wrócił do domu, a Mały Joe zagłębił się w lekturze.
Książka okazała się naprawdę wciągająca. Czytał ją z przejęciem do tego stopnia, że na jego twarzy widać było wypieki.
-Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby jakaś książka go tak zainteresowała… – poinformował Hoss patrząc się na młodszego brata – …i przeczytał już ponad połowę, zwykle po paru stronnicach ma już dosyć. – dodał – Ciekawe co to może być? – zapytał. Po pół godziny Mały Joe skończył czytać całą książkę.
-Ciekawe co to jest? – powiedział na głos i spojrzał na pierwszą stronę. – Tytuł i autor niestety zamazane, szkoda, a naprawdę mi się bardzo podoba. Może Nick ma coś jeszcze tego autora, to rzeczywiście jest bardzo ciekawe. – oznajmił.
-Może ja wiem co to jest? Przeczytaj kawałek. – zaproponował Adam.
-No dobra. – odparł Mały Joe i zaczął odpowiednio deklamować i intonować dany kawałek tekstu pierwszy z brzegu:
„Niewinnej myśli nie tłumacz surowo,
Niech miłość pojmie miłości mej słowo.
Chciałem powiedzieć, że miłości siła
Dwa przódy serca na jedno stopiła,
Że jednych przysiąg związane łańcuchem,
Dwa przódy ciała, jednym żyją duchem,
Gdy więc przy tobie moją złożę głowę,
To tylko drugą złożę twą połowę.” **
Adam zaczął się w najlepsze śmiać, doskonale wiedział z czego to jest. Mały Joe nie rozumiał reakcji starszego brata.
-Jak nie chcesz powiedzieć to nie mów, jutro zapytam się Nicka. – oświadczył i poszedł na górę do swojego pokoju kuśtykając na jedną nogę.
-No wiesz co to nie było miłe. – stwierdził Stafford komentując reakcję Adama.
-Zawsze powtarzał, że to na pewno są same nudy i że nigdy nie włoży książek tego autora do ręki. – powiedział Adam ocierając łzy, które mu się wytworzyły od śmiechu.



*w serialu jest mowa, że Adam uczęszczał na studia w Nowej Anglii, więc kilka faktów dla Eweliny, żeby się znowu nie czepiała. Jest to region, w którym znajdują się znane prestiżowe prywatne uczelnie. Należą do nich: Uniwersytet Browna, Dartmouth College, Uniwersytet Yale, Massachusetts Institute of Technology czy Uniwersytet Harvarda. W serialu nie ma żadnej wzmianki, do której uczelni uczęszczał, więc JA akurat wybrałam TEN → Uniwersytet Yale założony w 1701r., są to ważne informacje, gdyż będą mieć one szczególne znaczenie w kontynuacji „Zagadki” jeśli ktoś oczywiście będzie ją chciał, bo jeśli nie, to jest jedna z ostatnich części tego opowiadania.
**William Shakespeare “Sen nocy letniej” tłum. Leon Ulrich


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kola dnia Czw 1:39, 21 Sie 2014, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 20:21, 16 Maj 2014    Temat postu:

Tak ich rozbawiło, że dyplom ma wypisaną błędną nazwę wydziału? I Adam by tego nie zauważył?

Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pią 20:26, 16 Maj 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:23, 16 Maj 2014    Temat postu: Zaadka

To Joe zaczął czytać Szekspira ?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:27, 16 Maj 2014    Temat postu:

"kilka faktów dla Eweliny, żeby się znowu nie czepiała."


Nikt nikogo się nie czepia Kola, po prostu warto pisać w miarę zgodnie z realiami epoki, jeśli taki jest charakter opowiadania, każdemu zdarzają się błędy....nie wspomnę ile razy ja zostałam uświadomiona... po prostu mądry weźmie sobie rady do serca i będzie wdzięczny, że ktoś pofatygował się i poświęcił czas (...że mu się w ogóle chciało poświęcić czas i naprostować Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Pią 20:30, 16 Maj 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:31, 16 Maj 2014    Temat postu:

Ja nikogo się nie czepiam, tylko grzecznie apeluję, do wszystkich forumowiczów, żeby dbać o szczegóły tekstu fanfików. W serialu jest mowa, że Adam skończył uczelnię techniczną, czyli odpowiednik naszej politechniki. Dwa wydziały: architektury i mechaniczny. Uzyskał więc tytuł odpowiadający naszemu inż. lub mgr inż. A te są nadawane po obronie pracy na uczelni technicznej.Uniwersytet Yale jest prestiżową uczelnią prywatną, ale raczej odpowiadajacą naszym uniwersytetom, czyli kształcił lekarzy, prawników, teologów, matematyków, fizyków itd. Nie jestem pewna, czy były tam wydziały architektury i mechaniczny. Ale, dla potrzeb fanfiku ... mogły być?

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pią 20:39, 16 Maj 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 20:41, 16 Maj 2014    Temat postu:

Ja tylko powiem: sprawdziłam, że istnieje Yale school of Architecture. Sam kierunek wyodrębniony został z wydziału Yale School of the Fine Arts. Wydział architektury został utworzony stosunkowo późno, na początku XX wieku.

Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pią 20:42, 16 Maj 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 20:55, 16 Maj 2014    Temat postu:

Ale "architect" to osoba, "architecture" to architektura.
No i mnie wyskakuje nazwa "Yale school of Architecture"
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:57, 16 Maj 2014    Temat postu:

W "mojej" Wikipedii, której nie wierzmy do końca ... jest Yale School of Architecture Rolling Eyes trzeba sprawdzić w innych źródłach, mnie we wszystkich wyskakuje "Architecture"

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Pią 20:57, 16 Maj 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:38, 16 Maj 2014    Temat postu:

Ja jeszcze przypomnę, że Adam ukończył dwa wydziały - architekturę i mechaniczny. Ja też zerknęłam i było coś takiego jak Yale School of Art, gdzie wykładano architekturę. Ale ufundowano ten wydzial dopiero w 1869 roku, czyli jakiś czas po ukończeniu studiów przez Adama. No i wydziału Mechanicznego na Uniwersytecie w Yale też nie było. Bardziej wiarygodna byłaby jakaś uczelnia techniczna ...ten Massachusetts Institute of Technology, ale on był założony w 1861, czyli też później. Chyba, żeby zrobić zastrzeżenie, że dla potrzeb fanfiku ... itd przesunięto datę ...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pią 22:50, 16 Maj 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:41, 17 Maj 2014    Temat postu:

Kilka dni później, gdy Joe i Nick wracali z przejażdżki do miasta zauważyli, że na środku miasta tłumnie gromadzą się ludzie. Szybko zeszli z koni i pobiegli zobaczyć tam co się dzieje. Kiedy przedarli się przez tłum zobaczyli dziewięciu rannych ludzi leżących na ziemi.
-Co się stało? – zapytali się kogoś z tłumu.
-W naszym mieście był Billy Kid. – odpowiedział im Rick, po jego słowach nastąpiło poruszenie wśród ludzi.
-Wreszcie jesteś. – dało się słyszeć głos doktora Martina w kierunku siostrzeńca, gdy chodził od jednego do drugiego rannego jak bardzo ich stan jest poważny. Nagle wśród tych rannych Mały Joe dostrzegł…
-Clay… Adam… – podbiegł do starszych braci. Zarówno jeden jak i drugi byli w bardzo opłakanym stanie.
-Przynajmniej jest jeden z tego pożytek… – stwierdził Stafford, kiedy Mały Joe trzymał go za rękę. Metr od Claya leżał Adam. – …w końcu zobaczę mamę. – wyznał. Joe spoliczkował starszego brata słysząc jego wyznanie.
-Nawet tak nie mów, nie waż się tak myśleć, wyjdziesz z tego. – mówił Joe załamującym się od płaczu głosem.
-Joe… – najmłodszy z Cartwrightów usłyszał Adama, ten błyskawicznie się przy nim znalazł.
-Choć cię nienawidzę i doprowadzasz mnie do szewskiej pasji to nigdy nie pragnąłem twojej śmierci. – oświadczył Joe, któremu łzy spadały na twarz brata. Mały Joe spojrzał błagalnie na doktora Martina.
-Bardzo mi przykro z powodu twoich braci, ale nie podejmę się operacji, która z góry skazana jest na niepowodzenie, muszę ratować tych, którzy mają większe szanse na przeżycie. – oznajmił Paul Martin.
Był po prostu bezradny, choć chciał pomóc synowi i pasierbowi Bena, wiedział, że jeśli podejmie się dość ryzykownej operacji, to mężczyźni mogę jej nie przetrzymać i nawet umrzeć w jej tracie.
-Trudno raczej nie mam wyboru. – stwierdził Mały Joe – Nick… – zwrócił się do przyjaciela patrząc mu w oczy.
Ryan szybko poleciał do szpitala, ale jeszcze szybciej stamtąd wrócił trzymając w dłoniach dwie torby lekarskie, jedną swoją i drugą zapasową swojego wujka. Podbiegł do przyjaciela oraz jego brata, przyklęknął przy rannym.
-Jesteś pewny tego co robisz. – odparł Nick patrząc na niego bez przekonania.
-Niczego bardziej nie byłem w życiu pewny. – odpowiedział Joe ściągając kurtkę i podwijając rękawy koszuli.
-…muszę ci coś powiedzieć. – oznajmił Adam. Chciał mu przed śmiercią wyznać, że to on zabrał mu wtedy te pieniądze.
-Później mi powiesz. – odparł Mały Joe. Nim Adam zdołał coś jeszcze z siebie wydobyć jego najmłodszy brat przyłożył mu do ust chustkę z chloroformem i stracił przytomność.
Po chwili Joe naciął skórę na ciele brata i wraz z przyjacielem rozpoczął operację. Z wielką precyzyjnością i dokładnością robili każdą rzecz, choć to właściwie Joe robił najwięcej. Bardzo starannie i drobiazgowo wykonywał zabieg, żeby nie uszkodzić żadnego narządu. Wiedział, że najdrobniejszy błąd czy drżenie ręki Adam przypłaci życiem. Co jakiś czas Nick robił masaż serca Adama, a Joe z stetoskopem w uszach sprawdzał czy serce jego brata nadal bije. Narzędzia medyczne tylko śmigały im w rękach. W końcu gdy wyciągnął z niego trzy kule i zatamował krwotok, zaczął go zszywać, jednak robił to tak, by została jak najmniejsza, ledwo widoczna blizna.
-Nie wierzę, po prostu nie wierzę… – powiedział Ryan zakrywając usta rękami złożonymi jak do modlitwy – …udało nam się, a twój brat żyje. – dodał.
-Nie ciesz się tak, operacja to dopiero połowa sukcesu, najbliższa doba będzie decydująca. – stwierdził Mały Joe, potem podszedł do Claya.
-Co… – tylko tyle zdołał powiedzieć Satfford z wytrzeszczonymi z zaskoczenia oczami, gdyż jego młodszy brat bezceremonialnie zatkał mu usta chustką nasączoną chloroformem.
-Jak odzyska przytomność to da ci za to w zęby. – rzekł Ryan patrząc na przyjaciela.
-Jak odzyska przytomność to mi podziękuję, że żyje. – odparł Mały Joe i znowu wykonali równie trudną, skomplikowaną operację, a następnie każdy z nich zajął się pozostałymi rannymi.
Po chwili Nick pomógł mu położyć jego starszych braci na wóz, którym powoził Hoss w kierunku domu, a Ryan i dr Martin zostali z pozostałymi w mieście. Ben oraz Will zabrali konie i pojechali za nimi. Jednak gdy wszyscy byli w połowie drogi do Ponderosy Mały Joe, który był na wozie razem z Clayem i Adamem kazał nagle Hossowi się zatrzymać. Gdy się zatrzymali Joe teraz z całą pewnością był pewny, wcześniej miał wątpliwości, że nie słyszy serca najstarszego brata przykładając mu niewiadomo który raz stetoskop do serca. Kiedy robił masaż serca Adama łzy spadały po policzkach i mówił:
-Nie rób mi tego. Chciałeś mi, przecież coś powiedzieć. Jesteś mi potrzebny, proszę. Z ostatnim wypowiedzianym słowem przyłożył jeszcze raz stetoskop do jego serca. Usłyszał jak serce Adama z każą kolejną sekundą coraz bardziej rytmicznie i miarowo bije.
-Dziękuję. – powiedział wznosząc oczy do nieba. Mały Joe rozkleił się już na dobre kładąc głowę na klatce piersiowej najstarszego brata.
Ben Cartwright dał niemy znak Hossowi, żeby dalej jechał. Wolał nie myśleć, co by się stało gdyby przy Adamie nie było doktora. W tej chwili przeszła mu ochota na zwymyślanie Joe, po pierwsze był z niego strasznie dumny, a po drugie wiedział, że to były łzy miłości.


I to właściwie powinien być już koniec, gdyż tytułowa „Zagadka” została już ujawniona, ale to od was zależy czy chcecie ciąg dalszy czy nie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Coli Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 2 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin