Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

The Auld Sod - moja wersja
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza -odcinki -fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 13:43, 09 Paź 2013    Temat postu:

Kola napisał:
Resztkami sił podniosła się z ziemi i wbiegła pomiędzy Adama i kule, która trafiła ją prosto w serce.


No to ja bym tu na dalszy ciąg nie liczyła... Ani na to, że - jak piszesz kilka zdań poniżej - docierał do niej głos Bena...

Może się czepiam (znowu Sad przepraszam), ale czy mogę prosić o uściślenie, czy w serce, czy jednak nie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:14, 06 Lis 2013    Temat postu:

Nathalie zobaczyła trzy pochylające się nad nią głowy. Ktoś trzymał ją za rękę, ale nie wiedziała do kogo ona należy.
-Przecież mówiłem, że wszystko będzie dobrze. – Ben Cartwright z uśmiechem popatrzył na córkę.
Chciał ją uspokoić, ale kiedy razem z Joe popędzali konie, wcale nie był taki spokojny. Był przerażony bał się, że nie zdążą i będzie za późno, albo, że Nathalie umrze w czasie podróży, a kiedy była operowana przez doktora Martina nie mógł usiedzieć w miejscu. Chodził od ściany do ściany. Na nie szczęście rana była głęboka, kula przebiła płuco, ale nie przedostała się do serca. Jak było po wszystkim doktor powiedział „Bóg nad nią czuwa”. Wyrzucał sobie, jak mógł tak narażać własne dziecko. Czuł się za nią odpowiedzialny, ale kto mógł przewidzieć, że te cholerne bandziory ich zaatakują. Ben zszedł na dół, do kuchni i nalał sobie wody do kubka. Dobrze, że siedzą przy niej Joe i Adam, on był za bardzo zdenerwowany, żeby ukryć przed córką jak bardzo go to poruszyło.
-Na moim grobie też byście się kłócili? – zapytała się braci Nathalie.
-Co? – zarówno Joe, jak i Adam oderwali się na chwilę od własnych myśli.
-Słyszałam strzępki waszej kłótni zanim straciłam przytomność. – starała się zachować stoicki spokój.
-Jak można się nie kłócić, kiedy ja chciałem być z tobą, a ojciec wysyłał mnie z tym cholernym, pieprzonym.... – Adam z każdym kolejnym wypowiadanym słowem, coraz wyżej podnosił głos, wydawało się za chwilę wybuchnie.
-Możesz nie... - Nathalie spojrzała błagalnie w stronę Adama. - Strasznie boli mnie głowa.
-Przepraszam. – wstał z krzesła i wyszedł. Poszedł na dwór. Musiał ochłonąć.
Ledwo drzwi się za nim zamknęły, dziewczyna rozpłakała się i wtulona w starszego brata opowiedziała mu o tym, że widziała mamę. Joe trząsł się jak w febrze, ręce mu drżały, dobrze, że o nic nie pytała, bo głos pewnie też by drżał. Po policzkach pociekły mu łzy, przytulił ją jeszcze mocniej. Trzymał ją tak w swoich ramionach i nie puszczał. Tamtego dnia, kiedy Nathalie miała niebieską twarz (to Adamowi miało się dostać, nie jej, oczywiście ktoś pomylił miski, Adam by prędzej wylał to paskudztwo niż celowo podstawił ją siostrze, prawdopodobnie tym ktosiem był Hoss) zrobił jej niespodziankę. Zabrał ją na przejażdżkę, a kiedy już byli blisko celu, zawiązał jej oczy chustką. Zdjął ją dopiero wtedy, kiedy znaleźli się przed grobem mamy. Nigdy wcześniej nie widział w jej oczach takich iskierek. Nie musiała do niego nic mówić, wiedział, że była szczęśliwa. Kiedy się wreszcie uspokoiła i usnęła w jego ramionach położył ją delikatnie na poduszkę.
Obudziła się dopiero po południu. Ostrożnie wstała z łóżka i udała się do kufra. Otworzyła wieko i wyjęła z niego futerał, w którym znajdował się instrument. Zamknęła skrzynię i wróciła do łóżka. Ostatni raz trzymała go w dłoni, kiedy była jeszcze na studiach. Zaczęła grać. Melodia, która wydobywała się spod jej palców była tak piękna i smutna, że nawet w człowieku o sercu zimnym jak lód i obojętnym jak głaz była wstanie obudzić uczucia i spowodować, że się rozpłacze jak małe dziecko.
Hoss i Joe naprawiali koła od wozu. W pewnym momencie młodszy z braci spojrzał się w stronę tego drugiego i zauważył, że po jego twarzy płyną łzy. Zaskoczyło go to. Zupełnie nie wiedział co się dzieje, skąd wydobywa się ta muzyka, która rozrywa jego serce na pół. Nagle szturchnął go w ramię i powiedział:
-Hoss, przestań.
-Co mam przestać, przecież nic nie robię? – odpowiedział tamten, serce aż krajało mu się z bólu, kiedy słuchał tej melodii.
-Płakać. – odpowiedział mu młodszy brat. Hoss przetarł ręką po policzku. Rzeczywiście z oczu leciały mu strużki łez.
-Ty wcale lepiej nie wyglądasz. – powiedział Hoss do młodszego brata. Joe podszedł do poidła dla koni i przejrzał się w wodzie. Faktycznie. Wyglądał jeszcze gorzej niż starszy brat.
Ze stajni wyszli ojciec i Adam. Kiedy zobaczyli twarze Hossa i Joe byli przerażeni, myśleli, że stało się coś złego Nathalie.
-Co się stało? –zapytał się swoich młodszych synów zdenerwowany Ben Cartwright.
-Nic. – odpowiedzieli mu.
-To dlaczego płaczecie? – spytał się Adam.
-Spójrz lepiej na siebie. – padła odpowiedź równocześnie z ust Joe i Hossa.
Z oczu Adama oraz ojca również ciekły łzy.
-To przez tą melodię. – odezwał się znowu Adam i pobiegł w kierunku domu. Reszta rodziny podążyła za nim. Najstarszy z braci Cartwrightów jako pierwszy stanął w drzwiach pokoju siostry. Za jego plecami stał ojciec oraz dwaj młodsi bracia i zobaczyli jak Nathalie gra na skrzypcach.
-Skąd… - zaczął Joe i spojrzał na dziewczynę.
-To wam nie wspominałam, że skończyłam studia? – zapytała się zaskoczona.
-Z tego co pamiętam wynikało, że to była architektura. – powiedział Hoss.
-Kiedy ja skończyłam dwa kierunki. Jednym jest właśnie – architektura, a drugim – akademia muzyczna. – odpowiedziała starszemu bratu.
Nathalie odłożyła instrument na szafkę obok. Wszyscy rozsiedli się wygodnie na jej łóżku. Dziewczyna spojrzała na Joe.
-Moje dwie największe pasje to konie i książki. Najbardziej uwielbiam dzieła Szekspira. Poza tym mówię po hiszpańsku i francusku. Co chcesz jeszcze o mnie wiedzieć?
Joe tylko spojrzał na Hossa, a potem obaj cicho zachichotali.
-Co jest w tym takiego śmiesznego? – spytała się zaskoczona.
Joe wskazał palcem na Adama, który siedział do niego odwrócony plecami.
-Pamiętasz, kiedy przyjechałaś wspominałaś coś o swojej przyjaciółce - Michelle Jons. Opowiedz lepiej coś o niej. – powiedział Hoss.
-To chyba nie jest najlepszy pomysł. – odpowiedziała mu.
-A co takiego może być fascynującego w jej przyjaciółce? – Joe spojrzał dziwnie na brata.
-To narzeczona Adama. – powiedział Hoss konspiracyjnym szeptem.
-Możecie nie rozmawiać tak jakby mnie tu nie było. – warknął najstarszy z braci.
-Dlaczego nic nie chcesz powiedzieć o tej dziewczynie, przecież to twoja narzeczona. – Ben Cartwright spojrzał na swojego pierworodnego.
-Bo nie ma o czym? Po za tym nie wypada mówić o kimś kto nie żyje. – po czym wstał i zatrzasnął za sobą drzwi.
-Co się stało? – zapytali.
-Michelle zginęła pod kołami dorożki. – w jej oczach pojawiły się łzy smutku, po stracie przyjaciółki. – A godzinę wcześniej Adam poprosił ja o rękę. – dodała. – To ona poznała mnie z Adamem. – kontynuowała swoją opowieść – Nazajutrz był ten pożar w akademiku, a resztę już znacie. – spojrzała znacząco na ojca i Hossa, który z kolei powiedział:
-Prędzej utnę sobie język, niż powiem o tym Joe. – uśmiechnął się porozumiewawczo -Adam nie powinien w ogóle o tym wspominać.
-Raczej mu się niechcący wypsnęło.


Zapraszam na kolejny rozdział. Muszę powiedzieć, że pięć razy zmieniałam ten rozdział, ale efekt końcowy jest według mnie najlepszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Camila
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:28, 06 Lis 2013    Temat postu:

Super. Co dalej

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 1 temat

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:03, 06 Lis 2013    Temat postu: Pogaduchy

Nie jestem pewna czy kobieta w tamtych czasach mogła studiować architekturę.
Co dalej ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Odwiedzająca
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 01 Wrz 2013
Posty: 1654
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:28, 06 Lis 2013    Temat postu:

W fanfikach wszystko jest możliwe i dozwolone Laughing ...a nawet wskazane Smile
Coraz ciekawiej,Kola...co dalej?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:49, 06 Lis 2013    Temat postu:

Studiować architekturę to pewnie i mogła, ale w tamtych czasach kto zatrudniłby kobietę architekta? To był problem. Medycynę też studiowały, ale gorzej było z wykonywaniem wyuczonego zawodu, o praktykach nie wspominając ... Co dalej?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:43, 20 Lis 2013    Temat postu:

-Chłopcy, tyle razy wam mówiłem, jak chcecie rozrabiać, rozrabiajcie – na dworze!!!!! – Ben krzyczał na Joe i Hossa. Dom wyglądał jak istne pobojowisko. – Widzieliście gdzieś Nathalie? – zapytał się w końcu.
-Poszukajcie jej w mieście. – odpowiedział szybko Joe. Modląc się w duchu, żeby się ojciec nie odwrócił, gdyż w tym gruzowisku, które zostało z piecyka, znajdowała się Nathalie, a jak ojciec ją tam zobaczy to… Doskonale wiedział jaka będzie reakcja, wydrze się na nich od nieodpowiedzialnych imbecylów, którzy mogli ją zabić. Nathalie zdawała chyba sobie z tego sprawę, bo siedziała cicho jak mysz pod miotłą.
Ledwo co ojciec i Adam zniknęli za drzwiami, dziewczyna się wygramoliła. Na głowie miała ranę, z której ciekła krew i ogromnego guza.
-Lepiej posprzątam ten bałagan zanim wrócą. – powiedziała Nathalie.
-W pięć minut raczej się tego nie zrobi. – Hoss wskazał ręką na piecyk.
-Nie mieliście przypadkiem zająć się ujeżdżaniem koni. – siostra spojrzała na starszych braci – Jak skończę to was zawołam, a na razie wynocha stąd i nie przeszkadzać.
Kiedy próg domu przestąpiło czterech mężczyzn, Ben Cartwright się odezwał:
-W tym domu nigdy nie było tak czysto.
-Joe zobacz. – powiedział Hoss do młodszego brata wskazując na piecyk – Jest jak nowy.
Adam pociągnął za jedną rzecz, żeby sprawdzić, czy wszystko dobrze działa i działało jak w szwajcarskim zegarku, a po chwili dało się słyszeć:
-JOSEPHIE FRANCISIE CARTWRIGHTCIE CHCESZ MNIE DZISIAJ ZABIĆ!!!!! – nie minęła minuta, a drzwi na oścież łupnęły i ku niemu kroczyła Nathalie z podbitym okiem. Skoro zwróciła się do niego tak, jak zwykle zwracał się do niego ojciec, kiedy pakował się w tarapaty, oznaczało to, że jest wściekła i czekają go kłopoty.
-Nawet tego nie tknąłem. To on przy tym majstrował. – i wskazał palcem na Adama.
-Nie pomyślałem, że ktoś może być na górze. – powiedział najstarszy z braci i zaczął się śmiać.
-Zamieniliście się dzisiaj na mózgi. – spojrzała na Adama. W tym momencie przypominała mu ojca, pomyślał Mały Joe. – To nie jest śmieszne. – dodała, a potem walnęła starszego brata pięścią w szczękę. Ten w ogóle się tego nie spodziewał. Ani tego, że Nathalie ma tyle siły. Stracił równowagę i klapnął na tyłek, w sam środek kominka, w którym palił się ogień. Adam poderwał się na nogi wyjątkowo szybko. Teraz stał trzymając się za siedzenie. Może była to mało wdzięczna poza, ale nie zdołał powstrzymać tego odruchu.
-To już jest śmieszne. – powiedziała dziewczyna, wszyscy oprócz Adama się śmiali.
-Jak cię dorwę to cię zamorduję. – siostra widząc na sobie wzrok starszego brata, uciekła po schodach na górę, ten poleciał za nią. Słuchać był trzask drzwi, a potem coś porządnie rąbnęło. Wśród ogólnego hałasu, dało się jeszcze słyszeć: „Przestań”, „Puszczaj”.
-Może tam pójdziemy i pomożemy. – Joe spojrzał na sufit, a potem na Hossa.
-Da sobie radę. – powiedział Ben Cartwright.
-Kto: Nathalie czy Adam? – zwrócił się do ojca Hoss. Po chwili jednak usłyszał kolejne krzyki siostry: „Złaź ze mnie, idioto”, „Złamiesz mi rękę”. Następnie już nic nie było słychać. Tylko cisza i spokój.
-Może się pozabijali? – zapytał niepewnie Hoss, ale widząc, że ojciec i młodszy brat idą na górę, poszedł za nimi. Zatrzymali się w korytarzu i przypatrywali się temu, co działo się w pokoju Nathalie, gdyż drzwi od jej pokoju były szeroko otwarte. Ona sama leżała na podłodze, a twarz Adama znajdowała się blisko jej twarzy.
-Nie ruszaj się, zaraz wyjmę ci, ten paproch. – powiedział najspokojniej w świecie – Nie trzyj tego. – dodał, odciągając jej rękę od oka. – Bo przedostanie się dalej i trzeba będzie wzywać doktora. – zrównoważony głos najstarszego brata uspokajał pomału dziewczynę, która była zdenerwowana.
-Masz lepszy pomysł, mądralo! – Nathalie podniosła na niego głos – Zrób coś z tym. To strasznie piecze. – dodała po chwili.
Adam zbliżył swoje usta do jej twarzy tak, że teraz stykali się nosami, a potem przesunął je nieznacznie w pobliżu oka i wargami wyciągnął paproch. Opuszkami palców przejechał po drugim policzku, delikatnie dotknął jej podbitego oka i powiedział:
-Przepraszam. Naprawdę nie chciałem. – następnie podniósł jej rękę i zobaczył, że w miejscu, które jeszcze nie tak dawno trzymał pojawił się siniak. – Za to też przepraszam. Nie zamierzałem tak mocno ściskać. – zwrócił się Adam do siostry. – Joe zrobił się strasznie wygodnicki. – dodał jednak po chwili.
-Co? O co ci chodzi? – zapytała się go młodsza siostra.
-Widziałem, jak rano przeniósł swoje rzeczy do twojego idealnie posprzątanego pokoju, a twoje przyniósł tutaj do tego chlewu, dlatego do oka dostał ci się ten paproch. – wytłumaczył Adam Nathalie.
Po tej uwadze pierworodnego syna, Ben Cartwright wydarł się na Małego Joe:
-JOSEPH!!! BYŚ SIĘ WSTYDZIŁ ROZUM CI ODEBRAŁO!!!
Kiedy owa dwójka usłyszała krzyk ojca równocześnie odwróciła głowy, czego skutkiem było to, że się ze sobą zderzyli i zarówno u niego, jak u niej na czole pojawił się guz. Podnieśli się oboje z podłogi i udali się do reszty rodziny, która stała na końcu korytarza rozcierając bolące miejsca.
Gdy podeszli bliżej Joe próbował powstrzymać się od śmiechu. Nathalie wyglądała przekomicznie. Na głowie miała ranę, z której wcześniej ciekła krew oraz dwa guzy. Do tego jedno oko było podbite, a drugie zaczerwienione, zapewne od jego tarcia. Mały Joe zakrył usta ręką próbując zamaskować, atak śmiechu, ale niestety bystre oko jego młodszej siostry zauważyło to, więc postanowił się jak najszybciej ewakuować z miejsca przestępstwa.
-Możesz uciekać i tak ci się dostanie, kiedy będziesz się tego najmniej spodziewał. – powiedziała Nathalie, ale Joe już tego nie słyszał.
Był środek nocy. W domu panowała głucha cisza, więc zapewne wszyscy śpią, pomyślał Joe. Ale to akurat mu pasowało, będzie mógł od razu położyć się spać i nie będzie musiał tłumaczyć się z tego, gdzie był. Schody lekko skrzypiały, gdy po nich wchodził, dlatego starał się iść jak najciszej. Potem cicho zamknął za sobą drzwi do swojego pokoju. Tu już uznał, że nie musi tak bardzo uważać. Nie chciało mu się nawet rozbierać, ściągnął tylko buty i rzucił się na wymarzone łóżko.
- K.... !!! - wrzasnął dziko, gdy nagle zaczął się zapadać razem z łóżkiem. Potem, również razem z łóżkiem, grzmotnął ciężko o podłogę. Huk jaki przy tym powstał stłumił następne przekleństwo, jakie mu się wyrwało. Zdążył tylko zasłonić głowę, gdy ciężkie oparcie zwaliło się prosto na niego. Na moment zapadła cisza. Jednak nie trwała ona zbyt długo. Tym razem przerwał ją wrzask Joe, nie gorszy od trąby jerychońskiej ich taty:
-NATHALIE!!!
W swoim pokoju, za zamkniętymi drzwiami na łóżku leżała Nathalie. Śrubokręt leżał obok na nocnym stoliku. Minę miała więcej niż zadowoloną. Warto było, choćby po to, żeby usłyszeć te szacowne zwroty z jego ust. Łóżko pewnie sobie poskłada, o ile oczywiście uda mu się znaleźć jakieś narzędzia. Inne niż te, które sobie „pożyczyła”



Rozdział na wesoło, ale następny już taki nie będzie. Proponuję się zaopatrzyć w górę chusteczek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:48, 20 Lis 2013    Temat postu:

haha a to spryciula, charakterek ma... Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:54, 20 Lis 2013    Temat postu:

Bardzo pomysłowa jest ... ale czy bracia to wytrzymają? I co na to Ben? Co dalej?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Odwiedzająca
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 01 Wrz 2013
Posty: 1654
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:13, 20 Lis 2013    Temat postu:

Ma więcej zwariowanych pomysłów,niż Joe i Hoss razem wzięci...może wejdzie im na ambicję?...Dalej,proszę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 1:04, 27 Lis 2013    Temat postu:

Ben Cartwright wraz ze swoimi młodszymi synami wjeżdżał właśnie na podwórko. Wokół panowała taka cisza jakby ktoś umarł.
-Może pojechali do miasta. – stwierdził Hoss.
Joe tknięty złym przeczuciem, zaczął krzyczeć ze strachem w głosie:
-Nathalie, Nathalie, Nathalie!!!
Adam, który przysnął na krześle, zerwał się z niego jak rażony piorunem. Podszedł do okna, otworzył je i zobaczył wrzeszczącego, i rozglądającego się na wszystkie strony Joe oraz ojca i Hossa, którzy ciągle siedzieli w siodłach.
-Nie musisz tak krzyczeć, jeszcze nie ogłuchłem. – powiedział do niego starszy brat, wychylając się z pokoju siostry.
-Nie ciebie wołałem. Gdzie jest Nathalie? – Joe podejrzliwie patrzył na Adama – I co ty tam właściwie robisz? – zapytał, kiedy się zorientował, że to przecież pokój jego młodszej siostry, a nie najstarszego brata.
-Nasza siostra jest chora. – odpowiedział mu.
-Czemu jak jest z tobą, to zawsze musi jej się coś złego przytrafić, sprowadzasz na nią same nieszczęścia, ledwo co doktor Martin uratował jej życie, a teraz... – wypalił Joe na jednym wdechu. Gadał jak nakręcony, buzia mu się nie zamykała, jak u plotkar z Vigrinia City.
-Powiedziałem chora, a nie postrzelona. – Adam podniósł głos – To tyfus. – dodał już ciszej.
-Idę tam ona mnie potrzebuje. – ojciec i Hoss złapali go z obydwu stron za ręce, żeby go powstrzymać.
-Nie możesz. – Ben próbował przemówić do rozsądku najmłodszemu synowi.
-Jak sam zachorujesz w niczym jej nie pomożesz. – Hoss ścisnął jeszcze mocniej z tyłu ręce szamoczącego i wyrywającego się brata.
Joe pomału się uspokajał, klatka piersiowa mu szybko chodziła, spojrzał najpierw na ojca, a potem na Adama.
-Hoss, puszczaj. – powiedział w końcu.
-Najpierw obiecasz, że tam nie pójdziesz, jesteś potrzebny jej z zdrowy, a nie chory. – powiedział do młodszego brata, średni syn Bena.
-Nie bądź śmieszny, to przecież tylko...
-Obiecaj albo walnę cię w ten głupi łeb, zwiążę jak baleron i będziesz dyndał w stajni głową w dół. Co wolisz? – Hoss był zdeterminowany i gotowy spełnić swoją groźbę.
-Obiecuję. – mruknął cicho pod nosem. Wolał tu siedzieć i na bieżąco wiedzieć, co się dzieje, niż wisieć głową w dół w stajni, stamtąd w ogólne nic nie będzie słyszał.
-Słucham. – powiedział Hoss.
-Obiecuję. Zadowolony jesteś. – odpowiedział mu tak głośno, że nawet Adam usłyszał.
-Kiedy się to zaczęło? – zapytał się Ben swojego pierworodnego syna.
-Dzisiaj jest już trzeci dzień jak tu siedzę. W ogóle nie widać żadnej poprawy. – relacjonował mu sytuację najstarszy syn.
Nagle na podwórze wjechał powóz, a na nim siedzieli szeryf Roy i doktor Martin. Ten pierwszy zatrzymał konie i przywitał się ze wszystkimi.
-Co was tu sprowadza? – zapytał Ben przyjaciela.
-Wracamy właśnie od Dorothy Gray. – odpowiedział mu doktor.
-I co, urodziła chłopca czy dziewczynę? – zapytał Hoss, trochę z ciekawości, a trochę z troski o przyjaciółkę.
-Dorothy była chora na tyfus. Ona wyzdrowiała, ale straciła dziecko. – średni syn Bena spochmurniał. Przecież Dorothy tak cię cieszyła, cała rodzina z utęsknieniem czekała na to dziecko. Jej mąż – Boby pewnie jest załamany, wszystkim wokół opowiadał, że jak urodzi się syn będzie nosił jego imię.
Po chwili doktor Martin znowu się odezwał:
-Martha Thomas również zachorowała na tyfus, ale ona już nie miała tyle szczęścia co Dorothy. Ona... – doktor westchnął ciężko – nie żyje. – dodał po chwili.
Do oczu Joe napłynęły łzy, gdzieś miał obietnicę złożoną Hossowi, ich siostra tam leży i może umrzeć. Okręcił się na pięcie i ruszył w kierunku drzwi.
-A ty dokąd? Przecież obiecałeś. – Hoss spojrzał na brata.
-Ogłuchłeś, nie słyszałeś co powiedział doktor? – Joe cały dygotał z wściekłości.
-Ja wiem, że Martha była ci bliska, ale...
-Nie mówię o Marthie tylko o Nathalie!!! – krzyczał i miotał się po całym podwórku – Jak ty w takiej chwili możesz być spokojny!!! – po czym wskazał palcem na okno, w którym siedział Adam – Ciebie w ogóle to nie obchodzi, że ona może umrzeć!!! – wrzeszczał tak, że pewnie usłyszano go aż w Virginia City, nawet nie zauważył, kiedy po policzkach popłynęły mu łzy.
Wszyscy, którzy znali rodzinę Cartwrightów wiedzieli, że Joe bardzo zależy na młodszej siostrze: bronił ją przed tymi pijusami z saloonu, który się jej naprzykrzali i mówili, że mogłaby tu pracować, przed każdym adoratorem, jeśli któryś za bardzo się do niej zbliżył, dałby się za nią powiesić i poćwiartować, zrobił by dla niej wszystko, nawet w ogień by za nią skoczył. Gdyby teraz ktoś z miasta go zobaczył, powiedziałby, że kocha ją bardziej niż własnego ojca.
-Chcieliśmy tylko powiedzieć, że chyba zbliża się epidemia, ale widzę, że na ma takiej potrzeby. – powiedział Roy.
-Jak ona się czuje? – zapytał doktor Martin Adama, kiedy ich spojrzenia się spotkały.
-Od trzech dni jest bez zmian, gorączka w ogóle nie chce spadać.
Nagle zaczęła się rzucać po całym łóżku, dało się słyszeć jęk, szloch i krzyk:
-Joe!! Joe!! Joe!! Joe!! Joe!!
-To jest straszne, jak mam tu spokojnie siedzieć, kiedy ona tam cierpi i może umrzeć.
-Joe!!! – krzyk Bena był stanowczy – Uspokój się.
Po chwili z pokoju na górze dało się słyszeć:
-K…!!! – dotknął czoła Nathalie miała gorące, ciało było rozpalone, pościel mokra od potu. Cały czas rzucała się po łóżku i jęczała z bólu. Adam wychylił się przez okno, rękawy miał podwinięte pod łokcie, twarz pokrył mu pot i zwrócił się do doktora Martina:
-Dlaczego jest gorzej?
Ten nic mu nie odpowiedział, wiedział co to oznacza, ale nie chciał pogarszać już i tak napiętej sytuacji.
-Joe – pościel, Hoss – woda. Szybciej!!! – brat dawał dyspozycje i wydzierał się jeszcze gorzej niż tata, jeszcze nigdy nie widzieli go w takim stanie.
Nie minęło pięć minut jak wszystkie rzeczy Adam miał przy sobie. Zmienił siostrze okład, po czym usiadł na krześle kładąc ręce na jego oparciu. Siedział tak i się w nią wpatrywał. Na dole na ganku w bujanym fotelu siedział ojciec, Joe na schodach, a Hoss przy studni. Szeryf i doktor już pojechali.
Było już ciemno. Wszyscy nadal siedzieli i czekali. To było nie do zniesienia, a sytuacja wydawała się beznadziejna. Adam wyjął pierwszą lepszą książkę z małej biblioteczki siostry i wrócił z powrotem na krzesło. Otworzył ją na chybił trafił i zwrócił szczególną uwagę na słowa, które tam były:

„Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.” *

Do każdego z tych wersów mógł przypisać, wszystkie te wydarzenia jakie przeżył z Nathalie przez ostatnie 13 dni. Starał się jak mógł, żeby wyprzeć się tego co czuje do siostry, ale to jest nie możliwe, równie dobrze może obciąć sobie nogi albo strzelić w łeb. Chciał z jej ust usłyszeć „Kocham Cię”, by móc zapisać je w myślach i wyryć w sercu. Sam także chciał powiedzieć jej te dwa magiczne słowa. A teraz leży taka słaba i bezradna. Cały czas rzucała się po łóżku i jęczała. Bardzo chciał, żeby tak nie cierpiała. Serce mu się krajało, kiedy na nią patrzył. Chciał, żeby się uspokoiła choć na chwilę, zasnęła w spokoju, i się tak nie męczyła. Jeśli nabierze sił, może jej organizm zacznie walczyć z chorobą. Już wiedział, co zrobić żeby ją uspokoić, ale czy to zadziała. Nauczył się grać tej melodii specjalnie dla niej. Podszedł do kufra, który stał w rogu ściany i wyjął z niego skrzypce. Usiadł na łóżku i zaczął grać. Była to piękna i jednocześnie smutna melodia, która sprawiała, że zatwardziałe serca miękły, a łzy same cisnęły się do oczu. Może nie był mistrzem skrzypiec, tak jak Nathalie, ale rzępoleniem raczej by tego nie nazwał.
-Czy ty nie masz serca, dlaczego nas tak dręczysz? – usłyszał za oknem głos Hossa.
Przerwał na chwilę, odstawił instrument na stół i podszedł do okna.
-O co chodzi? – zapytał, nie bardzo rozumiejąc, o co się bratu rozchodzi.
-Dlaczego skazujesz nas na te tortury? – Hoss nie dawał za wygraną.
-Co? – nadal nie wiedział w czym jest problem.
-Co i co?! Gówno!! Przestań grać!!! – Joe miał ochotę rozszarpać najstarszego brata na strzępy. Nathalie jest śmiertelnie chora, a temu zachciało się grać.
-JOSEPH!!! – Ben myślał, że za chwilę szlag go jasny trafi.
-No, co? – powiedział niewinnie Joe – Nie dość, że nie mogę jej w żaden sposób pomóc, to jeszcze nie mogę przy niej być!! Bardziej bym jej się tam przydał niż Adam. – powiedział do ojca, po czym rozłożył bezradnie ręce. – Znajdź sobie jakieś cichsze zajęcie i przestań rzępolić?! – warknął na brata.
-Teraz, to już trochę przesadziłeś, wcale nie jest tak źle. – powiedział Hoss.
Adam wychylił się bardziej przez okno.
-Tobie może to przeszkadza, ale Nathalie to pomaga. Dzięki mojemu, jak ty to nazwałeś „rzępoleniu”, jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś nie jęczy i nie rzuca się po łóżku, tylko śpi spokojnie jak małe dziecko. – powiedział to takim tonem, z jakiego zwykle znał go najmłodszy brat.
Całe szczęście, że było ciemno, bo kiedy Joe usłyszał, że Nathalie to pomaga jego twarz nabrała odcienia dojrzałego, czerwonego jabłka. A kiedy dotarła do niego druga część kolejnego zdania Adama miał ochotę zapaść się pod ziemię. Wybiła północ. Najstarszy z braci Cartwrightów usiadł na łóżku obok siostry i wziął ją za rękę. Dziewczyna otworzyła oczy i patrzyła na starszego brata. Była na tyle przytomna i świadoma, że doskonale wiedziała, co się wokół niej dzieje.
-Lepiej ci? – zapytał się jej. Na dworze dało się słyszeć poruszenie, gdyż wszystko dobrze było słuchać. Nathalie jęknęła z bólu, oczy miała rozszerzone. Adam już wiedział, co doktor tym milczeniem chciał mu przekazać. Jego oczy również się rozszerzyły. Nie obchodziło go to co ludzie powiedzą, to co powie tata też miał gdzieś. Był gotów poświęcić dla niej wszystko. Chciał być z nią, tylko z nią. Ona była dla niego najważniejsza. Co z tego, że na dole wszyscy siedzą i słuchają. Złożył na jej ustach zachłanny pocałunek, jednym zwinnym ruchem pozbawił ją jedynego odzienia, które miała na sobie.
-Jesteś taka piękna. – powiedział. Po raz pierwszy od dwóch tygodni to nie był koszmar, naprawdę trzymał ją w swoich ramionach i kochał się z nią. Jej skóra była delikatna, jak jedwab i pachniała, jak najpiękniejsza róża. Chciał, żeby ta chwila była wyjątkowa, żeby zapamiętała ją na zawsze. Jęki rozkoszy, mieszały się z jękami bólu, jakie sprawiała jej choroba. Przypomniał mu się fragment wiersza, który czytał kiedyś na studiach:

„Jest taki zapach
co zmysły kobiety zniewala,
Jest taka chwila
co ogień pożądania rozpala,
Jest taka moc
co wargi kobiety wysusza,
Jest taki zapach
co serce kobiety porusza,
Jest taka chwila
co rozum kobiecie odbiera,
Jest taka moc
co ciało kobiety rozbiera,
Jest taki zapach
co myśli kobiety omamia,
Jest taka chwila
co magią kobietę oszałamia” **

Gdy już miała nastąpić chwila spełnienia, z jej ust dało się słyszeć: Adam, kocham cię, a potem po policzkach pociekły mu łzy. Tak się cieszył, nie tylko z powodu tych słów, ale także dlatego, że dawał jej tyle radości i przyjemności.
-Nathalie, kocham cię. – wyznał Adam całując jeszcze zachłanniej i namiętniej jej wargi.
Pierwsze promienie słońca obudziły Joe Cartwrighta, który jak zauważył, że już jest ranek, zaczął budzić ojca i Hossa.
-Co się dzieje, dlaczego mnie szarpiesz? – powiedział Ben, kiedy został obudzony przez swojego najmłodszego syna. – Rany boskie, zamiast czuwać to my zasnęliśmy? – dodał.
-Hoss, wstawaj!! – Joe kopnął starszego brata w stopę.
-Adam, Adam, Adam!!!! – Ben zwrócił wzrok na okno i krzyczał do swojego pierworodnego, ale żadnej reakcji nie było.
Mężczyzna podszedł do okna i wyjrzał przez nie. Pozostała trójka Cartwrightów spojrzała na niego i zupełnie go nie poznawała. Myśleli, że po tej jego wczorajszej reakcji nic ich już nie zdziwi, ale się pomylili, dzisiaj było jeszcze gorzej.
-Hoss jedź po księdza. – powiedział w końcu.
-Po co ci ksiądz? – zapytał nieśmiało Joe.
Adam tak wydał się na najmłodszego brata, że ten aż schował się za plecami ojca.
-Nathalie nie żyje. – po wypowiedzeniu tych słów, rozpłakał się.
Ben pochował swoją jedyną córkę obok grobu jej matki. Dziś minęły dwa tygodnie odkąd Nathalie przyjechała do Ponderosy. Nie przypuszczał, że tak szybko przyjdzie mu się z nią pożegnać. Hoss i Joe strasznie to przeżyli. Jeszcze nigdy w życiu tak nie garnęli się do roboty jak teraz, to nie jest normalne, ale jak przypuszczał Ben pewnie w ten sposób chcieli zapomnieć. Z jego najstarszym synem było jednak najgorzej.
-Widzieliście gdzieś Adama, mieliśmy dzisiaj jechać do Tuson?*** - zapytał się Ben swoich młodszych synów, który właśnie jedni śniadanie. Dziś już jest trzeci dzień od pogrzebu Nathalie, myślał.
-Może jest w pokoju. – poinformował go Hoss.
-Tam go nie ma. – odpowiedział Joe.
-A ty skąd to możesz wiedzieć, co? – zainteresował się starszy brat.
-Chciałem go o coś zapytać, ale jak wszedłem do pokoju łóżko było zaścielone, jakby w ogóle w nim nie spał. – powiedział najmłodszy syn Bena.
-Trzeba będzie go poszukać. – zwrócił się ojciec do obu synów.
-Nigdy nie myślałem, że dożyję dnia, w którym trzeba będzie szukać Adama, zawsze to ja i on musieliśmy szukać ciebie. – powiedział Hoss zwracając się do Joe.
-Pomyślcie przez chwilę, gdybyście byli Adamem to gdzie w pierwszej chwili byście pojechali. – powiedział ojciec do Hossa i Joe.
-W porządku, a jak go nie będzie tam, gdzie myślimy? – zapytał się ojca starszy z braci.
-To jedzcie w następnie miejsce, jakie wam przyjdzie do głowy. – po czym odwrócił się od nich i poszedł po konia.
Hoss pojechał w góry, tam była taka piękna polanka, widział tam kiedyś „przypadkiem” Nathalie i Adama. Był pewien, że starszy brat chce powspominać chwile spędzone razem z siostrą, ale niestety jego tam nie było. Ojciec pojechał nad jezioro Tahoe pamiętał, że jego pierworodny zabrał raz tutaj swoją „małą” siostrzyczkę, niestety tutaj też go nie było. Joe postanowił, że zanim zacznie szukać najstarszego brata pojedzie na grób siostry. Dokąd mógł pojechać ten kretyn, zastanawiał się. Ani trochę nie miał ochoty ganiać za nim po całej Ponderosie, a może Hooss albo tata już go znaleźli. Na chwilę zapatrzył się w słońce. Dlaczego mi ją zabrałaś mamo?, pomyślał. Jak już wreszcie wszystko wydawało się, że będzie dobrze musiała się zdarzyć taka tragedia. Spod powiek Joe pociekły łzy, ale szybko otarł je ręką. Pomiędzy drzewami coś szybko jechało zarówno z jednej, jak i z drugiej jego strony. Joe wjeżdżał właśnie na rozstaje dróg, gdy z lewej strony drogę zajechał mu brat, a z drugiej ojciec. Kiedy dojechali na miejsce, pierwsze co rzuciło się Benowi w oczy, to, że jego najstarszy syn leży na brzuchu na grobie siostry. Szybko do niego podbiegł i odwrócił na plecy. W serce Adama był wbity sztylet, a na jego klindze zaciśnięta prawa ręka syna. Hoss i Joe stanęli jak wryci, kiedy to zobaczyli. Ben Cartwright wiedział, że Adam najgorzej przeżywa śmierć siostry, ale nie przypuszczał, że do tego stopnia. To było zastanawiające, czyżby kochał ją bardziej niż Joe, albo coś mu przez te dwa tygodnie umknęło i nie zauważył. Jeszcze tego samego dnia ciało Adama spoczęło obok siostry. Wszyscy byli wstrząśnięci. W ciągu trzech dni Ben Cartwright pochował dwoje swoich dzieci. Hoss i Joe byli załamani, w ogóle się tego nie spodziewali. W nocy z grobu Adama wyrósł zielony i liściasty głóg, który wznosząc się ponad płytę nagrobną, zanurzył się w grobie Nathalie. Natomiast z jej grobu wyrósł krzew róży, o kwiatach barwy krwistoczerwonej, zanurzając się w grobie brata. Krzewy te przeplatały się nawzajem tworząc łuk nad grobami. Hoss i Joe aż oniemieli z zachwytu, tak pięknie to wyglądało. Kiedy Ben to zobaczył już wszystko zrozumiał i wcale ich nie potępiał, bo czy można walczyć z prawdziwą miłością, nawet jeśli jest zakazana. Nie wiadomo skąd do uszu Bena oraz jego synów dobiegł dźwięk skrzypiec. Była to ta sama piękna, acz jednocześnie smutna melodia, którą jeszcze nie tak dawno Adam grał na skrzypcach. Tak oto kochankowie byli ze sobą złączeni na zawsze.
Koniec

W kilkunastu ostatnich zdaniach występują dwa kwiaty, mają one znaczenie symboliczne:
czerwona róża – symbol miłości. Kolor ten może oznaczać także namiętność i tęsknotę.
głóg – symbol dozgonnej miłości

Legenda:
* – fragment 1 Listu św. Pawła do Koryntian (Hymn do miłości)
** – fragment „Zapach mężczyzny” VIONA VIVICA (po pierwsze: bardzo spodobał mi się ten utwór, a po drugie: idealnie pasuje do mojego opowiadania)
*** – w serialu pada ta nazwa, ale nie mam zielonego pojęcia, jak powinno się ją poprawnie pisać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 1 temat

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:08, 27 Lis 2013    Temat postu: The Abuld Sold -moja wersja

Widze nawiązanie do Tristina i Izoldy.
Bardzo smutne ale w tym smutku piękne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:47, 27 Lis 2013    Temat postu:

To jest fragment z mojego fanfika:

Rika napisał:
W domu panowała głucha cisza. Jak na tyle ludzi pod jednym dachem, to była zadziwiająca cisza. Ale to akurat Adamowi pasowało, będzie mógł od razu zasnąć i nie będzie się musiał z niczego tłumaczyć. Schody lekko skrzypiały, gdy po nich wchodził, starał się iść jak najciszej. Potem cicho zamknął drzwi swojego pokoju. Tu już uznał, że nie musi tak bardzo uważać. Nie chciało mu się nawet rozbierać, ściągnął tylko buty i rzucił się na wymarzone łóżko.

- K.... !!! - wrzasnął dziko, gdy nagle zaczął się zapadać razem z łóżkiem. Potem, również razem z łóżkiem, grzmotnął ciężko o podłogę. Huk jaki przy tym powstał stłumił następne przekleństwo, jakie mu się wyrwało z głębi duszy. Zdążył tylko zasłonić głowę, gdy ciężkie oparcie zwaliło się prosto na niego, tym razem w ciszy.

Cisza jednak nie trwała długo. Tym razem przerwał ją wrzask Adama, nie gorszy od trąby jerychońskiej jego taty:
- MARGARITA!!!

Na dole, obok schodów rzeczywiście stała Margarita ze śrubokrętem w ręce. Minę miała więcej niż zadowoloną. Warto było, choćby po to, żeby usłyszeć te szacowne zwroty z ust tego... wielbiciela Szekspira. Łóżko pewnie sobie poskłada, o ile oczywiście uda mu się znaleźć jakieś inne narzędzia. Inne niż te, którymi się „zaopiekowała”.


A to z twojego:
Kola napisał:
W domu panowała głucha cisza, więc zapewne wszyscy śpią, pomyślał Joe. Ale to akurat mu pasowało, będzie mógł od razu położyć się spać i nie będzie musiał tłumaczyć się z tego, gdzie był. Schody lekko skrzypiały, gdy po nich wchodził, dlatego starał się iść jak najciszej. Potem cicho zamknął za sobą drzwi do swojego pokoju. Tu już uznał, że nie musi tak bardzo uważać. Nie chciało mu się nawet rozbierać, ściągnął tylko buty i rzucił się na wymarzone łóżko. 
- K.... !!! - wrzasnął dziko, gdy nagle zaczął się zapadać razem z łóżkiem. Potem, również razem z łóżkiem, grzmotnął ciężko o podłogę. Huk jaki przy tym powstał stłumił następne przekleństwo, jakie mu się wyrwało. Zdążył tylko zasłonić głowę, gdy ciężkie oparcie zwaliło się prosto na niego. Na moment zapadła cisza. Jednak nie trwała ona zbyt długo. Tym razem przerwał ją wrzask Joe, nie gorszy od trąby jerychońskiej ich taty: 
-NATHALIE!!! 
W swoim pokoju, za zamkniętymi drzwiami na łóżku leżała Nathalie. Śrubokręt leżał obok na nocnym stoliku. Minę miała więcej niż zadowoloną. Warto było, choćby po to, żeby usłyszeć te szacowne zwroty z jego ust. Łóżko pewnie sobie poskłada, o ile oczywiście uda mu się znaleźć jakieś narzędzia. Inne niż te, które sobie „pożyczyła” 


Już nawet nie wiem, co napisać. Można nawiązywać do innych tekstów, ale to nie jest "nawiązanie" tylko "przepisanie". Zmiana dosłownie paru wyrazów w tekście nie powoduje, że jest to inny tekst.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Odwiedzająca
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 01 Wrz 2013
Posty: 1654
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:22, 27 Lis 2013    Temat postu:

Kola,pomijając pretensje Riki (jak najbardziej uzasadnione) do zacytowanego tekstu,to ogólnie rzecz biorąc,Twoje opowiadanie jest piękne!Wyjątkowo smutne zakończenie,niemniej w tym smutku jest jakaś nostalgia,tęsknica.Lubię czytać Twoje opwiadania.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:26, 27 Lis 2013    Temat postu:

serce mi zamarło Confused ...sztylet i Adaś w jednym zdaniu to za wiele...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Czw 9:55, 28 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza -odcinki -fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin