Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Inne, nieserialowe opowiadania
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:43, 02 Lut 2012    Temat postu: Inne, nieserialowe opowiadania

Kamila już drugi raz wywołuje mnie do tablicy, więc dam się podpuścić. Na opowiadania o Bonanzie przyjdzie czas później. Na razie coś całkiem innego, ponieważ nie oglądam seriali, o których piszecie. To moja wersja bajki o smoku:


BAJKA O SMOKU WAWELSKIM
Przeciągnął się uroczo na swoim posłaniu. Czuł, że robi się coraz cieplej. Jego nieomylny instynkt mówił mu, że pierwsze promienie słońca pojawiły się już na horyzoncie. Za chwilę będzie mógł otworzyć oczy, aby ujrzeć cudowne barwy rozproszonego światła. Będą trwać jeszcze przez chwilę, jakby czekały aż się dobrze napatrzy. On jednak otwierał oczy zawsze w ostatniej chwili, kiedy nieśmiałe promyki ustępowały miejsca dojrzałemu, majestatycznemu światłu. Zostawiał im tylko tyle czasu, aby zdążyły powiedzieć mu: "dzień dobry". Migały potem wszystkimi barwami tęczy i znikały aby powrócić następnego dnia.

Stanął nad brzegiem rzeki i właśnie wtedy usłyszał, że ktoś dobija się do jego groty po drugiej stronie skały. Nie zamierzał zwracać na to uwagi ale zmienił zdanie, gdy usłyszał delikatny głosik:
-Smoku! Śpisz, czy co?
Podreptał więc w tamtą stronę.
-Czy nie jest za wcześnie na oficjalne odwiedziny? - zapytał - O tej porze jestem bardzo zły i głodny.
-Nieprawda, wcale nie jesteś zły. Wpuść mnie, przyniosłam ci czekoladę.

Smok, który zamierzał właśnie zaryczeć okrutnie aby udowodnić jaki jest straszny, zmienił zdanie gdy usłyszał o czekoladzie. Skąd te księżniczki wiedzą, że tak ją lubi?
-Z orzechami - dodała kusząco księżniczka. - Nie mogę tu stać tak długo. Jeśli mnie zobaczą, pomyślą, że mnie porwałeś, a ja nie chcę żebyś miał kłopoty.
-A skąd wiesz, że nie zamierzam cię pożreć. Nie jadłem jeszcze śniadania - rzekł wpuszczając ją do środka.
-Oj, smoku. Przecież ja się ciebie wcale nie boję. Żadna księżniczka się ciebie nie boi. Masz tu czekoladę.
-Znowu plotkowały - mruczał smok chrupiąc czekoladę. - Która to naopowiadała ci o mnie takich rzeczy? - zapytał głośno mlaskając.
-Smakuje ci -ucieszyła się. - Niedługo będziesz całkiem czekoladożerny.

Zachwyt malował się w jej oczach. Smok jednak postanowił, że tym razem będzie twardy.
-Jak długo zamierzasz tutaj zostać?
-No wiesz?! Jeszcze nie weszłam a ty już pytasz kiedy wyjdę. Mogę sobie iść zaraz - obraziła się.
-Ale wcale nie chcesz iść sobie zaraz, prawda? - zapytał słodko. - Więc chodź i powiedz, co smok mógłby zrobić dla księżniczki.

Tymczasem przeszli przez grotę i znaleźli się nad rzeką.
-Jak tu pięknie! - Księżniczka była zachwycona. - Sam tu mieszkasz?
-Sam, jeśli nie ma u mnie akurat księżniczek. A przeważnie są.
-Właśnie. Sam powiedz, czy to nie okropne?
-To, że księżniczki tu są? - Smok był trochę zaskoczony. Zaczął się nawet tłumaczyć -Ale one same przychodzą...
-Ach, nie to. Widzę, że muszę zacząć od początku. Rodzice postanowili wydać mnie za mąż i szukają odpowiedniego kandydata. Ale oni wszyscy są okropni. Smoku, nie pozwól wydać mnie za jakiegoś okropnego księcia.
Patrzyła na niego błękitnymi ślepkami, buzię miała w podkówkę...
-No cóż. Co ja mogę na to poradzić? Może jak któregoś pocałujesz to się zmieni? - Podkówka robiła się coraz większa. - I nie ma żadnego, który by ci się podobał? Księżniczki przecież zakochują się w pięknych książętach.
-W pięknych i szlachetnych, ale nie w takich. Smokuuuuuuu! - i rozpłakała się.
-Widzę, że trzeba dla ciebie znaleźć tego jednego, jedynego, szlachetnego i cudownego. Nie martw się, razem na pewno go znajdziemy. I nawet wiem, jak to zrobimy. Zostaniesz u mnie. Wszyscy książęta przybędą tu, aby cię uratować. A my będziemy patrzeć i wybierać. A jak znajdziemy tego cudownego, to mu cię oddam.
-Smoku, jesteś wspaniały. - Księżniczka przestała płakać i tak mocno przytuliła się do smoka, że zobaczył wirujące czekoladki. - Wiedziałam, że coś wymyślisz. I oni wszyscy będą o mnie walczyć? Naprawdę?
-Może i o ciebie, ale przeważnie to o pół królestwa -mruknął smok, ale księżniczka tego nie słyszała, bo aż piszczała z radości.
-Jak myślisz, kiedy przyjadą?
-Pewnie niedługo -smok właśnie kończył czekoladę i zlizywał resztki z papierka. - Najpierw będą prosić, potem straszyć. Na końcu będzie czas na wyznaczenie nagrody i wtedy przyjadą. A my będziemy wybierać i przebierać.
-Znajdziemy mojego księcia, powiemy całemu światu, jaki jesteś wspaniały i wszyscy będą cię kochać - marzyła księżniczka wpatrując się w cudowną toń rzeki. - I będzie, jakbyś ty to powiedział, całkiem czekoladowo.
-Acha, czekoladowo z orzechami.

I tak marzyli sobie smok i księżniczka. Przewidywania smoka sprawdziły się. Przyjeżdżali, prosili, grozili. Potem podnieśli lament i wyznaczyli nagrodę -połowę królestwa i rękę księżniczki. Zaczęli przyjeżdżać książęta tak wyczekiwani przez księżniczkę. A oni wybierali i wybierali.

"Miała rację. Oni są okropni" - myślał smok przegnawszy tego, który próbował podzielić się z nim połową królestwa, której jeszcze nie miał.
Po miesiącu księżniczka znów się rozpłakała. "I co jej mogę powiedzieć? Że zawsze może być gorzej? O nie!" - Smok przytulił ją i zaczął opowiadać o Księciu z Bajki. Księżniczka słuchała w rozmarzeniu a on mówił i mówił. Kiedy skończył, było mu lżej. Nie wiedział, czy było to skutkiem pięknej opowieści, czy czekolady, którą właśnie kończyli jeść. Księżniczka zapytała cichutko:
- Smoku, wierzysz w bajki?
- Pewnie. Takie bajki to cudowna rzecz. Można sobie wymyślić wszystko, co się chce i to jest naprawdę. Czy to nie jest piękne?
- Jest - powiedziała, ale nadal była smutna.

Mówiła to tak beż przekonania, że smokowi zjeżył się czub na głowie. Księzniczka nie wierząca w bajki?! Coś złego zaczynało się dziać i trzeba było szybko temu zaradzić. Po raz pierwszy smok nie wiedział, co ma robić. I wtedy zjawił się On. Tylko, że wcale nie był księciem. Ale księżniczka najwidoczniej wcale tego nie zauważyła. A smok - tak. I wtedy zrozumiał, że cały jego plan jest do niczego. No może nie cały. Wybierać i przebierać faktycznie mogli, tylko, że jak już wybrali, to wyjście, które wydawało się takie proste, było nierealne. Nie mógł przecież oddać księżniczki szewczykowi! Wiedział, że jeśli pozwoli im teraz tak po prostu odejść, to do ślubu nigdy nie dojdzie. Ręka księżniczki była nagrodą za zabicie smoka i uwolnienie księżniczki. Widocznie inne uwolnienie nikomu nie przyszło do głowy. Żadna miłość nic tu nie pomoże.

A księżniczka stała w oknie i rozkochanym wzrokiem patrzyła na szewczyka. Szewczyk też ją zauważył i też jakoś nie mógł oderwać wzroku. Patrzyli i patrzyli ... we trójkę. Pierwszy odezwał się szewczyk:
- Uratuję cię księżniczko! - i pobiegł do miasta.
- Odszedł - jęknęła księżniczka. - Dlaczego?
- Wróci - powiedział smok.
Podbiegła do niego i rozpłakała się.
- Znowu płaczesz? Zły - płacze, dobry - też płacze; gderał smok. - Przestań już wreszcie.
- To ze szczęścia - uśmiechała się pociągając noskiem. - Udało się. Naprawdę się udało. Jest taki, jakiego wymarzyliśmy. Wierzę w bajki smoku, już wierzę!

Tym razem mówiła szczerze, z samego dna serduszka. Była tak szczęśliwa, że smok mógłby zapomnieć o całej czekoladzie świata. Taką ją chciał widzieć zawsze.
Księżniczka słysząc jakiś ruch w pobliżu groty, znowu podbiegła do okna.
- Wrócił! Chyba mogę już iść? Ale po co on przyniósł tego barana? Nie wiesz smoku?
- Nie wiem. Poczekaj chwilę, pójdę z nim porozmawiać.
"Trzeba będzie to zeżreć" - myślał. Żaden inny pomysł nie przychodził mu do głowy. Spojrzał na nią ostatni raz, chciał dobrze zapamiętać słodkie i naiwne księżniczki.

I nie zrobił tego z łakomstwa, był przecież czekoladożerny.

KONIEC


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rika dnia Nie 0:18, 10 Mar 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kamila7997
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:37, 02 Lut 2012    Temat postu:

wrzucam jakieś stare opowiadanie wygrzebana,ze starej "szufladki"

,,Dla jednego słowa"

1966

-Czy jestem dziś tak przesadnie ładna?-zapytała,szeroko się uśmiechając.
-Nadzywczaj-odpowiedział tajemniczy głos.
Zrozumiała,że musi skończyć z amantami,którzy mówili jak ją kochają,a tak naprawdę robili to tylko dlatego,że jest aktorką i zgarnia krocie.
-Blefujesz..-urwała,spuszczając wzrok.
Mężczyzna podszedł do niej,ujął jej ręce.
-Mógłbym cię kłamać?Nigdy!-krzyknął zaciskając jej dłonie-Zobaczysz!Nie zostawię Cię-krzyczał,coraz bardziej zaciskając jej dłonie.
-Puść-warknęła-Puść mnie,bo inaczej pożałujesz!-krzyczała,nieudolnie wyrywając się z uścisków.
-To przykre co mówisz..
-Mam Ciebie DOSYĆ!Nie dostrzegasz tego?!-ryczała
-Nie..jakoś nie.Myślałem,że mnie kochasz.
-Tak,naprawdę tak myślałeś?! Myliłeś się!-wycedziła.
-Obawiam się,że nie..
-Sugerujesz coś?!-zapytała ironicznie-WYNOŚ SIĘ!-wskazała palcem na drzwi.
-Wyrzucasz mnie?-zapytał ze stoickim spokojem.
-Dokładnie tak-dodała-Możesz ucałować klamkę.
-Aż tak ciebie nie cenię..-spojrzał na nią cynicznie.
Podeszła i uderzyła go w policzek.Chwycił ją za nadgarstki uniemożliwiając ruch.
-Albo się uspokoisz i odwołasz swoje nerwowe słówka..albo..pożałujesz!
Splunęła mu w twarz.
Wymierzył jej celnego kopniaka w brzuch.Zgięta w pół upadła na podłoge,krztusząc się krwią.
-To przykre,że rozstajemy się w taki sposób-powiedział,przecierając chusteczką twarz.
Leżała bezwładnie nie mogąc nic powiedzieć.Czuła niesamowity ból.
Podszedł do niej i nachylił się nad nią.
-Biedactwo..a mogło wyjść z tej sytuacji bez szwanku..
Podniosła się i usiłowała podejść do drzwi.
-A gdzie to się wybieramy..?Chyba nie na policje?-zapytał ściskając jej rękę.
-Boli..-syczała
-Ma boleć...
Zawyła z płaczu.Łzy płynęły jej po policzku,łykała ja raz po raz.Nie mógł znieść widoku płaczącej kobiety,dlatego odwrócił się.Było mu wstyd,że ją pobił.Zachował się jak ostatni kretyn.Było mu jej żal;chciał ją uścisnąć,przeprosić.Ona drżała,kiedy zmierzał w jej stronę,kuliła się.Nie chciał wykonywać żadnych gwałownych ruchów.Przecież nadal ją kochał.
-Zostaniesz ze mną?!-krzyknął.
Nie usłyszał odpowiedzi.
-Będziesz ze mną?!-powtórzył.
-Nigdy,choćbyś miał mnie zatłuc na śmierć..-zacisnęła usta,powstrzymując płacz.
Podszedł do niej i mocno ją przytulił.Ona bała się,ale nie mogła nic zrobić.Płakała w jego ramieniu,a on wiedział,jak bardzo ją złamał w środku.Czuł,że ta kobieta zapamięta na zawsze to piekło.Chciał jej jakoś pomóc,ale ona wpadła w trans.Nie mógł jej wybudzić,nie mógł jej pomóc.Co jej miał powiedzieć,jak nie szczere przepraszam?Stracił z nią całkowity kontakt.Tylko dlatego,że chciał usłyszeć na siłę słowo "kocham".
Jak mógł to zrobić..? Jak mógł ją zniszczyć..?

Vera zmarła tydzień po znęcaniu się przez Toma,poprzez wykończenie się psychiczne.Tydzień później Tom zginął w niewyjaśnionych okolicznościach.


dosyć dziwne,słabe w odbiorze,i za proste...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:50, 04 Lut 2012    Temat postu:

Pierwsze moje wrażenie, po przeczytaniu tego tekstu, było takie, że ja w swoim wieku piszę bajkę o smoku, a ty Kamila, w swoim, mierzysz się z takimi tematami jak przemoc w miłości. Sama pointa, wokół której budujesz tekst, tzn to, że człowiek jest zdolny zabić, aby usłyszeć "kocham cię", podoba mi się. Ale myślę, że trudno jest pisać o uczuciach, namiętności, miłości i nienawiści. Masz odwagę sięgać po trudne rzeczy. Ale sięgaj.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rika dnia Sob 10:51, 04 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kamila7997
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:01, 04 Lut 2012    Temat postu:

Dziękuję bardzo,za te życzliwe słowa.
Wiesz co,wydaje mi się,że tematy możemy wybierać niezależnie od wieku.I to,że piszesz swoją własną bajkę o smoku,a ja poruszam temat nieszczęśliwej miłości,wcale nie jest dziecinadą,czy jak to nazwać.Ale to już jest kwestia umiejętności.Bo z pewnością ośmiolatek nie napiszę doskonale czegoś o miłości,tak samo jak czternastolatka nie zawsze umiejętnie przedstawi własną bajkę o smoku...
A Tobie się udało.I nie wątpię,że inny temat by ci się udał. Wink
Ja na przykład podziwiam Cię za komponowanie opisów.Ja jeszcze nie potrafię w ten sposób


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kamila7997
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:32, 04 Lut 2012    Temat postu:

wrzucam miniaturę,która powstała przed chwilą.

z dedykacją dla Rudzi i forumowiczów TVP

,,Ginęli..jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec"


bohaterska śmierć Zośki widziana moimi oczami

Jeszcze jeden błysk,jeszcze jedna kula zaświszczy za uchem,ominie..może nie trafi.Nie przeszyje ciała na wskroć,nie skręci w bólu niemożliwie.Ominie..powtarzać..ominie.
Szedł oblany potem,z karabinem w ręce.Było jasno...jak nigdy dotąd.
Chociaż noc już była,późno po dziewiątej.Karabiny,granaty,moździerze,oświetlały kamienicę i dodawały otuchy.Biegnął,biegnął tak szybko,że nie zastanawiał się,iż prowadzi oddział prosto na wroga.
- Pal!-ryknął,wystrzeliwując serię ze swojej maszynówki.
Oddział dzielnie przesuwał się w kierunku nieprzyjaciela.Gnał jak opętany,zapominając o ostrożności.Walczył,jak gdyby walczył ostatni dzień.Przecież wiedzieli w duchu,wiedzieli..że to już ostatni dzień,ostatni..
Zośka sam na przedzie szedł,dodając wiary pozostałym.
Nagle mrok...wszystko gaśnie,zatrzymuje się w miejscu.Kula wciska się w młode serce,pełne zapału i odwagi.Upada,jeszcze raz wskazując pozostałym aby nie zatrzymywali się.Trzech podbiegło do niego,ujęło za ręce,ale upuściło.. I ich dosięgnęła kula śmierci.Leżeli obok Zośki,nieruchomo,bezwładnie.
Bohater,jakich mało..
Żyć,walczyć i umierać śmiało..Bez lęku,bez cienia grymasu.Pokonać strach,do końca biec..
Tak jak oni zwyciężając.
I modlić się,żeby taka chwila w życiu przyszła,aby godnie przymknąć powieki i wiedzieć,że życie było szczęściem,a śmierć jest zwycięstwem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kamila7997 dnia Sob 13:36, 04 Lut 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kamila7997
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:01, 06 Lut 2012    Temat postu:

dodaję kolejny tekst,tym razem obyczajówkę.Trochę rozległe,ale myślę,że ciekawe Wink
Gdzie nie gdzie literówki,orty,i można załapać się na błąd stylistyczny.
Kolejna moja pisanina...


Marry,prawie Lennox

Dom ten skrywał wiele tajemnic.Zewsząd otoczony był murem,wysokim na dwa metry.Dostrzec można było piętrzący się dach,który jakby rósł w oczach.Stare kafelki powoli odpadały i zdarzało się,że nocą upadały z głuchym trzaskiem,strasząc przechodniów.Widoczny też był ogromny dąb - był to,starzec sędziwy,z rozłożystą koroną,z którego jesienią spadały ogromne żołędzie.Czasami na drzewie pojawiał się suchy,czarny kot,budzący przestrach.Perfidne miał spojrzenie,świdrujące.Kto go raz widział,z bojaźnią opowiadał o tym dziwnym stworzeniu.
Właściciela domu widywano bardzo rzadko.Wychodził z niego,szedł dokądś po drabinę,przystawiał ją do domu i grzebał w kominie.Nie wyglądało,jakby przepychał go,powiadano,że on coś tam chowa.Cały w sadzy schodził z drabiny i krył się w zakamarkach przerażającej willi.
* * *
Czarnowłosa dziewczyna wyłupiastymi oczyma wpatrywała się w szeroki mur,zaciskając rzemyk torebki.Włosy szalały jej na wietrze,niemalże zasłaniając jej śnieżnobiałą twarz.
- Mary,chodź już,no chodź ! - krzyczała starsza pani,ciągnąc ją za rękę - Nie możesz stać i się tak gapić.
Irytowało ją jej zachowanie."Nie możesz się w to gapić".."Nie możesz się gapić tu,tu,i jeszcze tu!".Czuła się jak marionetka,która z niecierpliwością czekała,aż ktoś upuści sznurki i da jej spokój.Westchnęła cicho i posłusznie udała się za kobietą.
* * *
- Kiedy będę mogła wyjść ? - spytała z wyraźnym niezadowoleniem w głosie.
- Wyjdziesz,jeżeli wypakujesz ubrania i pomożesz mi wnieść te pudła do hallu.
Obrzuciła starszą panią buntowniczym wzrokiem.Ta wzruszyła jednie ramionami,przegryzając drożdżówkę.
Mary ruszyła w kierunku drzwi.Zamierzała jak najszybciej uporać się z tymi nieszczęsnymi pudłami.Nienawdziła przeprowadzek.Były zawsze gorzkie,polane łzami,i posypane słodzikiem,który w ogóle nie współgrał z pozostałymi składnikami.Wisieńka na torcie,w postaci Mary,wykłócała się z nimi,zwracając na siebie wyraźną uwagę - była soczysta,czerwona,chrupka i prawdziwa.Całość zapakowana była w obiecujące pudełko z napisem "Początek".Ten prezent w rękach trzymała starsza pani,Felicja Bryan,która z dziką rozkoszą zamierzała wręczyć komuś prezent.
Mary chwyciła pudło.Upuściła je ,ugiąwszy się pod jego ciężarem.Kopnęła z całej siły pudło.
Odezwał się trzask roztrzaskiwanych naczyń.Z popłochem spojrzała w stronę okna.Ciotka zauważyła ten wzrok i błyskawicznie wyskoczyła z domu.
- Mary ? Coś się stało ? - spytała szorstko,jak to miała w zwyczaju.
- Ta twoja głupia zastawa się potłukła ! - krzyknęła,odgarniając dłonią włosy.
- Słucham ? - podeszła do niej bliżej,mierząc ją wzrokiem - Chcesz mi powiedzieć,że nasza zastawa rodzinna,która od dawien dawna używana była przez naszą rodzinę,została stłuczona..?
- Tak,właśnie tak.
- Masz zakaz wychodzenia z domu ! - wysyczała - Marsz na górę !
Mary ze spuszoną głową odeszła.Usłyszała jeszcze cierpkie i pełne niezadowolonia "rozpuszczona dziewucha".Przyśpieszyła kroku,zatrzaskując za sobą drzwi.
* * *
Jej pokój stał się oazą spokoju.Ciotka miała na tyle taktu,że przed wejściem zmuszała się na pukanie - energiczne i pewne siebie.Skazana była na przesiadywanie w nim i przegrywanie z ciszą,która coraz bardziej ogarniała nią samą.
Urządzony był skromnie; w rogu stało łóżko i nocna szafka,komoda na rzeczy i biurko.Łóżko było ciekawie wykonane;miało girlandy i zasłony.
Mary siedziała na łóżku.Zauważyła pod komodą kartkę.Podniosła ją i przeczytała:
Dwie przecznice dalej w starej ruderze,znajdziesz to co szukałaś.Harry P.
Wygięła brwi w łuk i narzuciła na siebie katanę.
Wymknęła się z pokoju,nie rzucając się w oczy samej ciotce.
* * *
Wymachiwała kartką na wsze strony.Szła żwawym krokiem,nie zważając na rzęsisty deszcz.
Chwilę później stała przed ogromnym murem.
- Ah,to tutaj..-wyszeptała do siebie,zaginając kartkę w dłoni.
Teraz trzeba tylko znaleźć bramkę i wejść na teren posesji.
Obeszła dom niemalże do okoła.Nie znalazła żadnej bramy,żadnych drzwi.Przez przypadek natknęła się na rów,który mógł przekopać tylko ogromny pies.
- Ten gość wychodzi na ulicę przez ten przekopek.. - mruknęła,robiąc kwaśną minę.
Miała na sobie katanę i spódniczkę.Ciotka z pewnością zabiłaby ją gdyby wróciła umorusana.
- Co tam !
Wsunęła się przez rów,bez najmniejszego trudu.Znalazła się po drugiej stronie..
* * *
Przed oczami miała ogromną przestrzeń,na której nie było dosłownie nic.Skąpa trawa,już pobrązowiała przed nadchodzącą zimą.W rogu stał tylko ogromny dąb,na którym siedział kot,świdrując Marry spojrzeniem.
Dziewczyna podeszła do dębu i słodkim głosem powiedziała:
- Kici,kici,kotku..chodź tu - wyciągnęła ochoczo ręcę w stronę wysuszonego dachowca.
Kot wpatrywał się w nią dalej,teraz miażdżąc ją wzrokiem.
Przerażona odsunęła się o krok do tyłu.
Kot syknął,zbiegł z drzewa i pędził w stronę domowych drzwi.Dziewczyna udała się za nim spokojnym krokiem.
Drzwi otworzyły się szeroko.Wyszedł z nich stary,przygarbiony mężczyzna,który omal nie krzyknął,kiedy zobaczył młodą dziewczynę.
- Co tu robisz ? - spytał cierpko - Wynoś się stąd..sio mi stąd !
- Proszę pana ten kot...
- Masz coś konkretnego do mojego kota ? - zapytał,biorąc pupila na ręce.
- Nic poza tym,że..
Przerwał jej.
- To,że jest troszkę dziwny.
- I ma być - powiedział sucho,zamykając drzwi.
- Proszę pana ! - krzyknęła Marry,waląc w drzwi.
Drzwi ponownie otworzyły się na oścież.
- Czego ? -spytał z wyraźnym poirytowaniem,nadal trzymając kota na rękach.
- Nie,bo..
- Niebo to jest tam - wskazał palcem w górę.
Zarumieniła się nieco i nieśmiało zaczęła.
- Przeprowadziliśmy się do domu,dwie przecznice dalej.Pod biurkiem w moim pokoju znalazłam tę kartkę - wskazała palcem na zwitek papieru,który pomięła wcześniej.
Mężczyzna spojrzał na nią znacząco i wyrwał jej z dłoni kartkę.
- Pokaż no to - wpatrywał się w krótką wypowiedź- Ale co to ma ze mną wspólnego ?
- Wydaje mi się,że w pana domu znajduję się coś bardzo ważnego.Autor zaznaczył to...
- Ja tutaj nic nie mam.Przynajmniej nic o tym nie wiem ! - krzyknął
- Pomogłabym panu rozwiązać tę zagadkę..-rzuciła.
- Nie,dziękuję - odparł z impetem - Zmykaj mi stąd,ale już ! Sio!
Dziewczyna ze smutkiem zniknęła mężczyźnie sprzed oczu.
* * *

Felicja oblizała z grubego palca gęsty sos.Zamlaskała i uśmiechnęła się do siebie szeroko.Zamieszała gulasz i potłukła ziemniaki.Całość nałożyła na ogromny talerz,dokładając obok surówkę z świeżej marchwi.W ziemniaki włożyła widelec i nóż.Rąbnęła nim o stół,pośpiesznie podbiegając do kuchenki.Nałożyła sobie sporą porcję gulaszu i ziemniaków,sobie samej otworzyła słoik z ogórkami.W miejscu pochłonęła mięso,zabierając się za ziemniaki i ogórki.Miała w zwyczaju jeść pierwsze mięso,później kolejne dodatki.
Była otyłą kobietą,która nosiła przykrótkawe spódnice i bluzki z krótkim rękawem.Włosy upinała w kok,tym samym jeszcze bardziej wyolbrzymiając swoją twarz.Kiedyś jakiś opryszek,powiedział jej,że wygląda jak pulpet,z rękami i nogami.Zdenerwowana wzięła się za siebie,ale na krótko.Zdecydownie odpowiadała jej micha tłustego mięsa z porządnie omaszczonymi ziemniakami,niż skromna zupa kalafiorowa.Na deser delektowała się latte z stertą bitej śmietany i pokruszonymi kawałkami owoców i czekolady.
Właśnie zanurzyła łyżeczkę w kawie,która stała się bombą kaloryczną,kiedy w drzwiach pojawiła się umorusana Marry.
Ta z oburzeniem trzasnęła szklanką o blat,a następnie wycedziła.
- Kto ci kazał opuszczać pokój ? W ogóle;jak ty wyglądasz,dzieciaku ! - wyparowała,sięgając po deser.
- Byłam pomóc starszemu panu,w przekopywaniu ogródka - skłamała.
- Dziecko..mówiłam Ci,żebyś z obcymi się nie zadawała - mlaskała,nabierając na łyżkę ogromną stertę bitej śmietany.
- A ty ciociu,zdaje się,że nie powinnaś jeść tego deseru.Masz cholesterol - żachnęła się Marry,przysuwając sobie talerz do siebie - Tyle nie zjem przecież..
- Zajmij się sobą,chudzino ! - wrzasnęła,krztusząc się - Jedz tyle ile masz na talerzu.
Marry ostatecyjnie zsypała połowę ziemniaków do garnka.
- Dziecko,czy ty wiesz,ile to ma wartości odżywczych ? - spytała ją,pomlaskując.
- Aż nadto - rzuciła znad talerza Marry.
- Na deser masz maliny - powiedziała,wkładając szklankę do zlewozmywaka - Tymczasem ja jadę do kosmetyczki..
Marry zdawała sobie sprawę,że jej ciocia jest ekscentryczką.Pomimo tego,że miała sześćdziesiątkę na karku jeździła do SPA i innych salonów odmłodzenia ciała.Twierdziła,że "co ją odmłodzi,to ją wzmocni".
Wzięła w kwadratowe łapska torebkę i wrzasnęła.
- Idę.Kolację masz w pudełku,ciasteczka w kredensie.Masz wszystko zjeść ! - dodała gniewnie.
Marry z politowaniem spojrzała na otyłą ciotkę.
Nie chcę wyglądać jak ty!
Podziubała w obiedzie i odstawiła go do lodówki.
- Pewnie dodała jakichś drożdży..- powiedziała z niesmakiem - Wezmę sobie płatki ryżowe.
Skubnęła kilka i pobiegła na górę
* * *
Dryyyyń dryyyyyń - cały dom rozbrzmiewał w dźwięk dzwonka.Marry z zainteresowaniem zbiegla na dół,otwierając drzwi na oścież.
W drzwiach stał ten sam mężczyzna,z tym samym kotem,którego spotkała tego samego dnia.Uśmiechnęła się szeroko i zachęciła gościa do wejścia.
- Proszę,proszę.
Mężczyzna zdjął z głowy czapkę,wypuszczając kota.Ten wbiegł do kuchni,wskoczył na blat i szybko zjadł resztki wafla.
- Amo,chodź tu,Amik ! - powiedział chrypiącym głosem mężczyzna.
- Zjadł wafel ? Nie szkodzi ! Widocznie był głodny.
- Jemu nigdy nie jest dość..
Dziewczyna z oburzeniem spojrzała na mężczyznę.
- Jak to?
- Ten dachowiec należy do populacji ponadprzeciętnej.
- Rozumiem - odparła dziewczyna,krzywiąc się do siebie.
- Ja przyszedłem w sprawie tej kartki.Chyba wiem,kto mógł napisać tę wiadomość.
- Tak ? - spytała z zainteresowaniem dziewczyna.
- Nie przedstawiłem się...jestem Mark Green.
- Miło mi.
W salonie mężczyzna objaśnił Marry szczegółowe informacje o jego rodzinie.Mówił,że dom od dawna jest przynętą na haczyk,wśród milionerów.W każdym roku dostaje kilkaset ofert.Mówił,że ludzie proponują krocie,ale on nigdy nie sprzeda domu.
- Rozumiem - odparła dziewczyna - Nie może pan tego zrobić.Ten dom jest tajemniczy..
- Ma lochy - rzucił Mark.
- Lochy ? -spytała ściszonym głosem dziewczyna - Ah tak! Lochy; te,w których więziono ludzi,zabijano ich,torturowano.. nie odkrył pan w nich czegoś szczególnego?
- Jedynie pożółkłą mapę,prawie,że niewidoczną.
- Ma pan ją przy sobie?
- Oczywiście..-wyciągnął ją z kieszeni podając dziewczynie.
Nie było w nim nic z tego wcześniejszego gbura,zamkniętego w sobie staruszka,który pożerał wzrokiem rozmówcę.Obok niej siedział miły,przyjazny starszy pan,nieśmiało przyglądający się Marry.
- To wygląda...na ten dąb,na którym przesiaduje pański dom..tam musi coś być! - wrzasnęła dziewczyna,sięgając po kurtkę i ubierając trampki - Pójdziemy tam!
Mark skinął głową i udał się w kierunku hallu.
Kot cały czas siedział w kuchni,zjadając z podłogi okruszki.
* * *
Marry obchodziła rozłożysty dąb zewsząd,wpatrując mu się przenikliwym wzrokiem.Penetrowała wszystkie pęknięcie,poszukując kluczu.
Przypomniała sobie swoją imienniczkę - Marry Lenox- z ,,Tajemniczego Ogrodu".Poczuła się jak ona we własnej osobie.Poszukiwała klucza,ale nie do furtki- w przeciwieństwie do bohaterki,ona już go znalazła.Teraz trzeba było poszukać czegoś ważniejszego,czym był klucz,ale na kłódkę,nie na zamek.Dotykała stałą korę,doszukując się wgłębień,daremnie.Nic podejrzanego nie rzuciło jej się w oczy; dąb wyglądał na najzwyklejszy w świecie,taki jakich tysiące.
- Jestem przekonana,że tego tutaj nie ma,w tym drzewie..może coś jej zakopane obok niego ?
- Nie sądzę - odparł mężczyzna,machinalnie wskazując ręką na podłoże - Przekopywałem je rok temu i na nic ciekawego się nie natknąłem.
- Zupełnie na nic ? - dociekała.
- No tak..z wyjątkiem bardzo dziwnego przedmiotu...coś w rodzaju jakiegoś kamyka,ale wygląda mi na szlachetny..- rzucił obojętnie.
- Bingo ! W takim razie pana skarb znajduje się w domu - uśmiechnęła się.
- Wydaje mi się,że to nie o to chodziło...
- No..ale o co ?
- O tryptyk mojej rodziny,który zaginął w 1979 roku.
Dziewczyna bez zastonowienia biegła w stronę domu.
- Wrócę za chwilę ! - rzuciła,przez ramię.
Mężczyzna z powątpiewaniem pokiwał głową i udał się do mieszkania.Kot stał nadal przy dębie,pilnując go,jakby znajdował się tam największy skarb..
* * *
Wróciła niosąc opasły album z widocznym napisem "TRYPTYKI".Mark pofatygował się o bramkę,którą zamontował w czasie nieobecności dziewczyny.Nadal jednak nie wiedziała,dlaczego zabarykadował się przed całym światem.Obiecała sobie,że o to zapyta przy najbliższej okazji.
Przechodziła obok sędziwego dębu,kiedy kot uporczywie miauczał.
- Co,kotku ? - spytała Marry,wyciągając z kieszeni kawałek wafla.
Kot ochoczo podbiegł do dziewczyny,fałszywie łasząc się i połykając-jak to miał w zwyczaju- to co interesujące i kuszące.Porwał wafel,podbiegając do dębu i przysiadając pod rozłożystą koroną,tworzącą zasłonę z liści.Marry weszła pod nią,otulając się liśćmi i podchodząc coraz bliżej i bliżej do kotka.
Dziwnym głosem szeptała.
- Kotku..ty coś wiesz....ty coś kryjesz- ciągnęła - Powiedz mi,tak cichutko...w tajemnicy,tylko mi! -prosiła.
Kot mruknął coś i podbiegł do płotu wygrzebując z ziemi szkatułkę.
Dziewczyna pogłaskała zwierzę,sięgając po szkatułkę.Wcześniej wcisnęła kotu trochę wafli,aby ten zajęty,nie spłoszył jej z miejsca.
Dziewczyna z słońcem przy przesznicy Paddington 57,na parterze w małym pokoju,pod deskami.
Marry niemalże wyskoczyła z siebie! Jej dom,jedyny zamieszkały,znajdował się na przeczniy Paddington 57,a mały pokój na parterze mógł należeć tylko do niej!
Znowu wybiegła jak strzała,zapominając o książce.
* * *
Felicja jeszcze nie wróciła.Dziewczyna spokojnie wbiegła na górę.Wpadła do swojego okoju.Sięgnęła po kij i włożyła go pod pękniety panel.Z głuchym trzaskiem odskoczył,odsłaniając pudło.
Powoli otworzyła zawiniątko odsłaniając ogromny tryptyk,złożony z trzech części.
Słońce jak na listopadowy dzień,wpadało do pokoju,oświetlając obraz i oświetlając twarz dziewczyny.Obraz wydawał się piękny.

- Znalazłam to,czego chciałam - powiedziała do siebie.
Zawinęła w płótno obraz i zaniosła go do Marka.
- Proszę,oto pański tryptyk - wręczyła mu obraz,zadowolona z siebie.
- Jak go znalazłaś ? - spytał mężczyzna,nie posiadając się z radości.
- To,niech powie panu ktoś inny..-powiedziała tajemniczo.

Kot siedział zadowolony,oblizująć gęste futro.Ten sucharek był naprawdę piękny i tajemniczny.
- Proszę pana..czy mogłabym ?
- Tak,tak - powiedział przerywając jej mężczyzna - Weź Amika.Zaopiekujesz się nim lepiej niż ja...-rzucił, z nutką goryczy.
Kot zadowolony podbiegł do Marry,wskakując je na ręce.
- Amo,masz być grzeczny...i nie dokuczać Marry,rozumiesz ? -spojrzał kotu w zielone oczy,zatrzymując łzy.
- Proszę się o niego nie martwić.Nic mu się u nas złego nie stanie.Będziemy z Amikiem pana odwiedzać - powiedziała z uśmiechem.

Kot zerkał to na nią,to na mężczyznę ,zadowolony i pewien siebie.Jego oczy rozszerzały się,kiedy wypowiadano jego imię.

Zamknęła za sobą furtkę,powtarzając do kota.
- Jesteś niesamowity,wiesz o tym ?
Zniknęła w świetle słońca,pozostawiając za sobą cień.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kamila7997 dnia Pon 21:05, 06 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kamila7997
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:18, 06 Lut 2012    Temat postu:

dostrzegłam kilka rażących błędów.
Za wszystkie przepraszam.W środku tekstu,przyśpieszyłam tempo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 9:45, 07 Lut 2012    Temat postu: Inne nieserialowe opowiadania

Bardzo ciekawe Kamilko.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:28, 08 Lut 2012    Temat postu:

Do trzech razy sztuka, Kamila. Ten tekst jest zdecydowanie najlepszy z tych trzech. I w tej tematyce radzisz sobie lepiej niż w tragicznej miłości. I opisy się pojawiły Smile . Całkiem nieźle, naprawdę mi się podoba. I nie trzeba było przyspieszać, było ok. Tak się buduje nastrój.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kamila7997
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:26, 08 Lut 2012    Temat postu:

dziękuję za miłe słowa i pochwały Wink !
Zamieszczam kolejne opowiadanie-miniaturkę.Kolejna leżakuje sobie w "szufladce"i czeka na premierę ( Laughing ).
Żeby nie zasypać was moimi pisaninami zamieszczam pierwsze tę psychologiczną:
13 zarzutów,które daje ci

Wpatrywała się w niego z furią,wściekłym wzrokiem lustrując jego osobę.
Wreszcie,zebrawszy się na głos,opanowując gniew,rozpoczęła.
- Wiesz ? Całkowicie cię nie rozumiem.Najpierw mówisz,jaka jestem
dla ciebie ważna,a później całkowicie o mnie zapominasz.
On patrzył na nią pełnym smutku wzrokiem,pocierając nerwowo
nadgarstek.
- Nie wygłupiaj się,Amy..-mówił kojącym głosem - Daj spokój !
- Dlaczego..? Mogę wymieniać.
Rozsiadła się w fotelu,nakładając nogę na nogę.Zaczęła.
- Pierwszy zarzut...jesteś nieufny.Nie potrafisz mi zaufać...Drugi zarzut.Jesteś niesprawiedliwy..
nie potrafisz siebie skarcić za złe zachowanie,a karcisz drugiego.Trzeci zarzut.Jesteś chorobliwie
zazdrosny..a przecież zazdrość to pierwszy stopień do piekła.Czwarty zarzut..nie potrafisz powiedzieć przepraszam,
to jest twoja słabość,która jest tak przykra,że nie rozwinę się na ten temat.Piąty zarzut...nie rozumiesz mnie
całkowicie..dla ciebie ważna jest chwila,a dla mnie całe życie.Mamy inne poglądy.Szósty zarzut..jesteś niekonsekwentny.
Twoja przyjaciółka,rozbiła moją ulubiony abażur,który zmieniałam w zależności od nastroju,nawet jej nie upomniałeś!
Bałeś się ?. Siódmy zarzut..jesteś absolutnie pewny siebie,co naprawdę wyprowadza mnie z równowagi.
Stawiasz na wygraną,a tak naprawdę nie potrafisz pogodzić się z tym,że w pewnych sprawach jesteś beznadziejny..
Ósmy zarzut..tak..jesteś hardy.Tak hardy,że trudno ciebie przekonać na cokolwiek.To mnie irytuje wiesz? ..Dziewiąty zarzut..
nie jesteś rozważny..decyzje podejmujesz pochopnie,nie zastanawiając się nad ich skutkiem. Dziesiąty zarzut..jesteś
mściwy..mścisz się za to,że nie potrafię urwać się z pracy,iść z tobą do kina.Jedenasty zarzut.. Mark sknero! Nie potrafisz
dzielić się z innymi,wszystko zatrzymujesz dla siebie,czasami robisz rzadkie wyjątki w stosunku do mnie..Dwunasty
zarzut..nie widzisz we mnie osoby,która cię wspiera,kocha cię,chce dla ciebie dobrze,widzisz we mnie wroga..i trzynasty zarzut...
nie potrafisz się ze mną dogadać,nie znajdujesz ze mną wspólnego języka.Dlatego nie możemy ze sobą być i ze sobą się spotykać.
- Bez pożegnania? - szepnął.
- To było twoje pożegnanie,które wystarczy ci co najmniej do starości - zakończyła cierpko,nakładając na stopy klapki.
- To znaczy,że mam się pakować,mam się wynosić tak..?
- Dokładnie tak - powiedziała,sięgając po gorącą herbatę.
Mark posłał jej posępne spojrzenie.Następnie z niesamowitym żalem opuścił salon,kierując się w stronę sypialni.

Zarzuty..one potrafią skreślić wszystko.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kamila7997 dnia Śro 15:34, 08 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kamila7997
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:39, 18 Mar 2012    Temat postu:

Właściwie to nie jest opowiadanie.
Relacja,powiedziałabym.
Zamieszczam przy okazji,ponieważ nigdy nie wpadłabym na napisanie czegoś podobnego- mam tą pracę oddać jutro na polski Very Happy .
Trzymajcie kciuki za ocenę (proszę ładnie!)

za korektę dziękuje syriuszowej.


na podstawie fragmentu opowiadania ,,Sachem" H.Sienkiewicza

Czerwony Sęp


Dziś rano do Antylopy przyjechał cyrk.
Wszyscy jesteśmy ożywieni, zaskoczeni. Czy to nie dziwne, że właśnie ten Indianin ma u nas wystąpić ? A może to prowokacja dyrektora cyrku ? Nawet ja, nauczycielka, nie wiem przecież cyrk nie przyjeżdża do byle jakich miast !
Cyrkowcy już rozbili swój namiot, jest ogromny. Ale program atrakcji wywołał sensację. Ma wystąpić Czerwony Sęp, sachem Czarnych Wężów- jeden z nielicznych- o ile nie jedyny- który przeżył ze zniszczonej wioski indiańskiej. Ostatni potomek wodzów. My, mieszkańcy, jesteśmy ciekawi, co się za tym kryje. Czy to nie dziwne, że właśnie ten Indianin ma dziś u nas wystąpić? A może to prowokacja dyrektora cyrku? Nawet ja, nauczycielka, nie wiem, co się za tym kryje


* * *
Pośpiesznie udaje się do kasy biletowej, aby zakupić bilet. Ustawiam się w kolejce i cierpliwie czekam.
Jestem szczęśliwa, kiedy trzymam kolorowy papierek w dłoni.
Za mną ciągnie się długa kolejka
W końcu brakuje biletów. Musi za braknąć. W końcu ma wystąpić sachem, a nie zwykły cyrkowiec.
Ludzie skaczą sobie do gardeł, kłócą się i wrzeszczą do przestraszonej kasjerki, która niemalże kuli się w małej klitce.
Ruszam szybko w kierunku ogromnego namiotu.
* * *
Czerwony snop światła gna w stronę postaci, która dziarskim ruchem zmierza na środek areny.
Jestem zdziwiona, że przed oczami wyrósł mi dyrektor cyrku, odświętnie ubrany, dumny jak paw, niż sachem, we własnej osobie.
Dyrektor zapowiada, że podczas występu należy zachować ciszę, bowiem wódz dziś jest rozdrażniony i dziki.
Czuje nieprzyjemne ukłucie.
Dziki i rozdrażniony ? Właśnie teraz podczas tego widowiska i w tym mieście?
Zawsze powtarzałem że Indianie to słaba rasa. Dobrze, że to my teraz rządzimy w Antylopie. My, Niemcy, jesteśmy przywiązani do tradycji, a dzięki temu silni.

Niespokojnie wiercę się na miejscu, szukając wzrokiem sachema.
Nagle na scenie pojawia się wódz. Niewątpliwie widzę człowieka
dumę. Pewnego siebie, wyprostowanego jak struna, odzianego w płaszcz gronostajowy.
Na linie porusza się naprzód, nieugięcie. Twarz ma skupioną, skamieniałą.
Nagle sachem chwieje się. Jego ręce rozkładają się jak skrzydła, macha nimi, usiłując utrzymać równowagę. Wszyscy – włącznie ze mną – myślimy , że upadnie.
Ale nie! On trzyma się dalej. Przystaje na chwile i gromi wszystkich spojrzeniem, tak świdrującym i cierpkim, jakby chciał skarcić za niepochlebne przypuszczenia.
Ślinę przełykam tak mocno, że siedzący obok widzowie, patrzą na mnie z politowaniem.
Wódz wydaje z siebie głuchy okrzyk, po czym zaczyna śpiewać po niemiecku.
Z jego ust wylatują słowa żałobne, dzikie i chrapliwe.
Jest to śpiew pomieszany z krzykiem.
Słyszę głos sachema.
Mówi o Chiavaccie. O jej dawnej dumie, potędze, i szczęśliwości. Jego słowa są tak poruszające, że ludzie jak zastygli, przyglądają się wodzowi.
Na końcu śpiew zamienia się w żałosne wywody.
Sachem z przejęciem mówi o tym jak biali ludzie rozprawili się z jego przodkami.
Kiedy Indianin napomyka o zemście, podskakuje z miejsca, oblewając się zimnym potem.
W pewnym momencie skacze na drewniany kozioł i stojąc pod żyrandolem wznosi drąg, tuż nad palącym się kagankiem.
O matko, on zamierza spalić cyrk !
Ludzie siedzą jak zahipnotyzowani, nikt nie jest w stanie się ruszyć. Ja też nie. Ciało odmawia mi posłuszeństwa. A sachem patrzy na nas mściwym wzrokiem
W pewnym momencie ze zdezorientowaniem patrzę w stronę wyjścia.
Czuję zawrót głowy, gdy ponownie patrzę w stronę areny.
Sachem zniknął.
Siedzę przykuta do miejsca, nie mogąc wypowiedzieć ni słowa, kiedy ludzie dziesiątkami opuszczają namiot.
Nastaje cisza. A cisza jest tak nieznośna, że każdy ma jej dość.
Czerwony snop światła podąża od końca areny do samego środka. A pośród niego kroczy Indianin z miską w ręku.
Ludzie oddychają z ulgą. A jednak! Był to jeden z elementów programu.
Dosyć poruszający zresztą.
Drżącą ręką wrzucam dolara, przypatrując się twarzy wodza.
Jest ona jakby skamieniała, smętna i smutna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:27, 20 Mar 2012    Temat postu:

A pochwalisz się jaką ocenę dostałaś? Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kamila7997
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:36, 23 Mar 2012    Temat postu:

rika napisał:
A pochwalisz się jaką ocenę dostałaś? Wink


jasne Very Happy !
Chyba bym nie wytrzymała Surprised

Polonistka powiedziała,że praca jest świetna.Nawet- skromnie powiem-zaczepila mnie na korytarzu i mówiła,że jest ciekawe.Powiedziała,że miała mi już dawać szóstkę,ale uczepiła się jednego;moje myśli umieszczałam w innej linijce.
Całkowicie zapomniałam o konstrukcji tekstu i jedynie to przeszkodziło w tym, żeby nie dostać tej wspaniałej ocenki Sad .
Ale i tak cieszę się tą mocną piątką,to dla mnie ogromne wyróżnienie,czuje się doceniona.
Oczywiście,wszystko z pomocą syriuszowej (okrzykuję Ją moją betą! Very Happy )
,która to naprowadziła mnie na dobrą drogę i dała wiele cennych wskazówek (za co jej ogromnie dziękuję)

Zasmakowałam dobrej ocenki i się z tego cieszę.
Jestem szczęśliwa,że mogę pisać.
Pisać tak jak umiem,ale zawsze z sercem Wink .


Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:16, 23 Mar 2012    Temat postu:

Gratuluję.
Kiedyś, ktoś mi bliski, napisał takie życzenia: "Żyj twórczo, da to radość tobie i innym."
Krótkie ale piękne. Bo życie z pasją już jest piękne, samo w sobie. Pasja jest jak przyprawa dodawana do wszystkiego, co się robi.
Z kolei u Łysiaka przeczytałam kiedyś, że pisanie jest jak zaklinanie rzeczywistości znakami alfabetu (cytuję z pamięci więc może nie dokładnie, ale sens był taki).
Więc zakilnajmy, będzie pięknie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kamila7997
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:41, 24 Mar 2012    Temat postu:

rika napisał:
Gratuluję.
Kiedyś, ktoś mi bliski, napisał takie życzenia: "Żyj twórczo, da to radość tobie i innym."
Krótkie ale piękne. Bo życie z pasją już jest piękne, samo w sobie. Pasja jest jak przyprawa dodawana do wszystkiego, co się robi.
Z kolei u Łysiaka przeczytałam kiedyś, że pisanie jest jak zaklinanie rzeczywistości znakami alfabetu (cytuję z pamięci więc może nie dokładnie, ale sens był taki).
Więc zakilnajmy, będzie pięknie!


..pięknie powiedziane!
Ja zaklinać chciałabym,owszem,ale nie wiem..czy tak do końca potrafię.
Uczę się na błędach (i to czasem sporych!)
jednakże..
chcę pisać,dla przyjemności Wink .
Jak na razie,to robię to z ochotą.
Nie wiem jak będzie w przyszłości.

Dziękuję za miłe słowa Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 1 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin