Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Jan Kronikarz - Opowiadania i wiersze
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:16, 19 Paź 2013    Temat postu:

III - KRÓLESTWO MAŁP

Legendarne Królestwo Małp znajdowało się w ruinach dawnego indyjskiego miasta. Zachowało się z niego jedynie kilka domów, podniszczone posągi i piękny, choć nieco zniszczony i zarośnięty krzewami pałac. Po placu biegały małpy najróżniejszej maści i gatunku.
Wszedłem do pałacu i od razu spostrzegłem piękne obrazy (z czasów, gdy mieszkali w nim ludzie) wymalowane na ścianach. Oglądając te piękne sceny z życia dawnych królów nieświadomie doszedłem do sali tronowej. Tam zaś, na tronie ze złota siedział małpi król, którym był ogromny szympans o rudym futrze. Po jego prawej stronie stał pawian z wielkim liściem bambusowym, którym wachlował jego królewską mość. Po lewej zaś mały orangutan z tacą z bananami, które król zajadał z wielkim apetytem.
Mając już doświadczenie w rozmowach z królami, bez wahania zatem podszedłem do Jego Wysokości, ukłoniłem się i powiedziałem:
- Wasza Wysokość, jestem Mały Książę i przybywam z asteroidy B-612.
- Witaj, drogi gościu. Bardzo jestem zaszczycony, że mogę cię powitać w moim królestwie. Nie wiem jednak, czy mogę cię ugościć. Zapytam mojego ministra od przyjmowania gości.
Klasnął w dłonie i po chwili zjawił się gibbon, który najprawdopodobniej był zawezwanym ministrem.
- Panie ministrze, czy możemy przyjąć naszego gościa? - zapytał król.
- Oczywiście, Wasza Wysokość - odpowiedział minister i odszedł.
Później władca wezwał ministra od zaprowadzania, ministra od nakrywania do stołu, a także ministra od jedzenia i siadania przy stole. Każdy z nich udzielał królowi jakieś rady, do której on stosował się całkowicie.
Po obiedzie zaproponowałem władcy rozmowę na osobności. Na szczęście od tej czynności nie miał on ministra. Kiedy więc zostaliśmy sami zapytałem króla, dlaczego nie podejmuje samodzielnie decyzji, lecz pyta o zdanie ministrów. Odpowiedział mi:
- Mój drogi cudzoziemcze, przecież od tego są ministrowie, by król nie musiał sam o wszystkim decydować.
- Niekoniecznie. Na asteroidzie 325 mieszkał król, który rządził sam, bez pomocy jakichkolwiek doradców. Co prawda, nie jestem pewien, czy to było spowodowane tym, że mieszkał na tej asteroidzie sam, czy kwestia samodzielności, ale mieszkał sam.
- Ja też bym tak chciał, jednak ci ministrowie są mi potrzebni, nie umiem decydować bez nich.
- Chociaż spróbuj.
- To będzie trudne.
- Wszystko to bardzo dziwne - pomyślałem sobie i kłaniając się królowi wyszedłem z sali.
- Zaczekaj! - zawołał Małpi Król - Muszę zapytać o zdanie ministra od wypuszczania gości.
Co doradził mu minister już nie usłyszałem, gdyż szybko opuściłem to dziwne miasto.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Sob 18:17, 19 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 18:24, 19 Paź 2013    Temat postu:

Laughing O matko, aż widziałam tych ministrów! Czy Jego Wysokość ma także ministra od pilnowania, żeby ministrowie nie zabierali zbyt wiele czasu?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:10, 19 Paź 2013    Temat postu:

IV - ODWAŻNY I NIEROZWAŻNY

Pod cieniem jednego z tropikalnych drzew leżał ogromny lew. Jego skóra złotego koloru sprawiała, że czynił on wrażenie zwierzęcia dumnego i odważnego, zaś piękna grzywa dodawała mu majestatu.
- Dzień dobry - przywitałem się.
- Dzień dobry - odpowiedział uprzejmie Lew, a po chwili dodał groźnie - Uciekaj stąd, przybyszu, bo cię zjem.
- Nie zrobisz tego.
- Niby dlaczego?
- Gdybyś chciał mnie zjeść, już byś to zrobił i nie ostrzegał mnie.
- Racja - Lew się zamyślił, ale zaraz zawołał - Ostrzegłem cię tylko dlatego, byś uciekał i bym mógł cię złapać. Bo bardzo lubię łapać tych, co przede mną uciekają.
- Każdy lubi co innego.
Lew przeszedł do pozycji siedzącej, po czym zwrócił na mnie swoje ślepia.
- I co, chłopcze? Boisz się mojego majestatu i mej groźnej postaci?
- Ani trochę - zaśmiałem się.
- Jak to? Wszyscy się mnie boją. Jako król i jako wielki łowca wzbudzam wszędzie strach.
- Ja jednak się ciebie nie boję.
- Ale chociaż może trochę, prawda? Powiedz, że chociaż trochę się mnie boisz. Proszę.
- No dobrze, boję się ciebie. I to bardzo.
Lwa wyraźnie moja odpowiedź zadowoliła, gdyż uśmiechnął się wesoło.
- To świetnie.
- Mówiłeś, że jesteś królem. Kim w takim razie rządzisz?
- Wszystkim. Zwierzętami, ptakami, rybami i w ogóle wszystkimi istotami żywymi na tej planecie.
- Oprócz małp, one mają swojego króla.
- Małpi król? On jest tylko namiestnikiem swojego plemienia. Tak samo jak lisy mają swojego namiestnika, ryby swojego itp. Jednak prawdziwym władcą jestem ja.
- A nie boisz się, że inny lew może ci odebrać władzę?
- Ja? Miałbym się bać? - Lew wyglądał na oburzonego - Walczę w każdej bójce i w każdej potyczce, co chyba wystarczająco dowodzi, że jestem odważny.
- Raczej nierozważny. Nie udowodnisz swoim poddanym, że jesteś odważny, jeżeli będziesz mieszał się do każdej bójki.
- Lepszego sposobu nie ma. Ale muszę już iść, szykuje się kolejny sprawdzian odwagi.
- Dziwny jesteś - powiedziałem, gdy mój rozmówca zniknął za gąszczem drzew, by wziąć udział w walce hien.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Sob 20:11, 19 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 20:29, 19 Paź 2013    Temat postu:

Czyli każdy na planecie żyje swoim wyobrażeniem siebie...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:01, 19 Paź 2013    Temat postu:

V - OBOJĘTNA MĄDROŚĆ

Las był pełen drzew iglastych i liściastych. Niebezpiecznie było chodzić po nim, kiedy była noc, gdyż według legendy drzewa w nocy przybierały kształty naszych najbardziej przerażających strachów. Dlatego też, korzystając z zasady, że w nocy się spokojnie śpi, zrobiłem sobie posłanie z liści i zasnąłem. A rano ruszyłem w dalszą drogę.
Pierwszą osobą, jaką spotkałem w lesie, była Sowa. Siedziała ona na gałęzi pogrążona w lekturze.
- Dzień dobry - powiedziałem.
- Dzień dobry - odpowiedziała Sowa, nie odrywając wzroku od książki.
- Co robisz? - spytałem, licząc na to, że Sowa oderwie oczy od księgi.
- Czytam - Sowa nawet na mnie nie spojrzała.
- A co czytasz?
- Encyklopedię zwierząt. Muszę ją przeczytać do jutra.
- Nie możesz na chwilę przerwać?
- Nie. Mam mnóstwo ksiąg jeszcze do przeczytania, nie mogę marnować czasu.
- A ile masz książek?
- Milion. I wszystkie znam już bardzo dobrze.
- Więc po co jej jeszcze czytasz?
- Żeby nie zapomnieć ich treści.
- Aha, rozumiem. I pewnie też po to, żebyś potem mogła korzystać ze zdobytej w ten sposób wiedzy w jakich konkursach czy gdzie indziej?
- Nie, a po co?
- Jak to? Przecież po to chyba zdobywa się wiedzę, żeby z niej korzystać.
- Wiedzę zdobywa się po to, by ją mieć.
- Nie rozumiem.
- Jak nie rozumiesz, to nie przeszkadzaj.
Nadal nie potrafiłem tego pojąć. Wiedza służąca tylko po to, by ją mieć i z niej nie korzystać? Przecież Baltazar mówił co innego. On twierdzi, że wiedza jest potrzebna po to, by z niej korzystać. Które z nich więc ma rację?
Już miałem odejść, gdy wtem na gałęzi obok Sowy wylądował Puchacz i zawołał:
- Sowo, stało się nieszczęście. Nasze obawy się potwierdziły. Jastrząb przejął władzę nad całym lasem i teraz panuje tam ostra dyktatura.
- Dzień dobry - powiedziałem do Puchacza.
- Dzień dobry - odpowiedział Puchacz i mówił dalej - Ten, kto się sprzeciwi Jastrzębiowi ginie. Gwardia Sokołów, sprowadzona przez Jastrzębia, robi sobie, co chce. W ciągu kilku godzin po wybraniu go królem lasu, udowodnił ten drań, jakie ma prawdziwe zamiary. W lesie zapanował chaos. Ale dlaczego został wybrany królem, mimo naszych ostrzeżeń?
- Chyba wiem, dlaczego - odpowiedziała Sowa nie odrywając wzroku od swoich ksiąg - Pewnie dlatego, że im nie opowiedziałam, co udało nam się ustalić.
- Jak to? Dlaczego im nie powiedziałaś?
- Byłam zajęta czytaniem ksiąg. A poza tym, to nie moja sprawa.
- Nie twoja sprawa?! Przecież też mieszkasz w tym lesie.
- I co z tego?
- To, że to twoja sprawa. A do tego pamiętaj, że jeśli się posiada jakąś wiedzę, to należy się z nią dzielić z tymi, którymi trzeba. To twój obowiązek, jako uczonego.
- Jesteś bardzo ograniczony, mój przyjacielu. Wiedzę zdobywa się po to, by ją mieć. Dla samej przyjemności jej posiadania. A nie po to, by koniecznie z niej korzystać.
- I ty mi to mówisz, Sowo? Ty? Moja najbliższa przyjaciółka?
Nie chciałem już dłużej słuchać tych kłótni, więc oddaliłem się.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Sob 21:02, 19 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 21:33, 19 Paź 2013    Temat postu:

Pewnie Sowa w pewnym momencie się nauczy, co jest ważne i po co jest wiedza... byle nie za późno.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:44, 19 Paź 2013    Temat postu:

VI - NOWY PRZYJACIEL

Po przygodzie w lesie miałem już serdecznie dość tej podróży. Postanowiłem więc wrócić do domu. Przedtem jednak, zgodnie z obietnicą, przyszedłem pożegnać się z Baltazarem. Czekał już na mnie z pożegnalnym obiadem.
- Dziękuję za tak wspaniałą gościnę, jakiej mi udzieliłeś, ale muszę już wracać - rzekłem mu po obiedzie.
- Szkoda. Mógłbyś zostać tutaj u mnie na zawsze. Spędzalibyśmy wesoło czas na czytaniu książek i na tym, czego tylko byśmy chcieli.
- Chętnie bym został, ale sam rozumiesz. Moja Róża na pewno się niecierpliwi.
- Oczywiście. Jesteś odpowiedzialny za swoją przyjaciółkę. Ale gdybyś jednak zgodził się zostać, mógłbym zbudować w kosmosie małą planetę, gdzie zamieszkalibyśmy my i wszyscy twoim przyjaciele, których poznałeś podczas podróży.
- Jak to zrobisz?
- Za pomocą czarów.
- I byłaby tam Róża?
- Oczywiście.
- I Pilot?
- Jak najbardziej.
- I Lis, i Baranek, i Żuk, i ty?
- No pewnie.
- W takim razie zgadzam się.
Baltazar uśmiechnął się do mnie radośnie. Po czym wyjął mapę galaktyki i gdzieś w wolnym miejscu narysował ołówkiem planetę o nazwie “Friends”, a także wystroił ją w piękną grotę, jezioro, mały wulkan i domy dla naszych przyjaciół.
- Już jest gotowe - powiedział, gdy skończył - Musimy tylko złapać jakąś kometę, która nas tam zabierze.
Wyszliśmy z groty, wspięliśmy się na najwyższy szczyt i czekaliśmy. Wkrótce po niebie zaczęły latać komety. Baltazar złapał za ogon jedną z nich, ja drugą i ruszyliśmy.
Po chwili byliśmy na miejscu. Czekali już tam na nas wyżej wymienieni przez ze mnie przyjaciele z suto zastawionym stołem. Na nasz widok zerwali się ze swoich miejsc i radośnie nas przywitali. Mnie samemu zaś łzy radości stanęły w oczach na ten widok.
- Baltazar! - zawołałem - Jesteś genialny!
- Oczywiście - zaśmiał się Smok - Wiedziałem o tym od dawna.

KONIEC


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Sob 21:45, 19 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:15, 19 Paź 2013    Temat postu:

Ja też poproszę takie czary!

Chociaż miałam nadzieję na więcej przystanków w tej podróży Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AMG dnia Sob 22:18, 19 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:01, 20 Paź 2013    Temat postu:

Cóż.... przyznam ci się, że pisałem to opowiadanie jeszcze będąc w gimnazjum. Było to moje zadanie szkolne. Nieco je poprawiłem, ale jednak miało to być tylko opowiadanie Smile Więc jako takie nie może być za długie. Mimo wszystko jestem podatny na propozycje i mogę dodać więcej przystanków w nowej podróży Małego Księcia Smile I mam nadzieję, że opowiadanie ci się podobało. Że udało mi się odtworzyć ducha tej znakomitej książki w moim małym sequelu Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 17:12, 21 Paź 2013    Temat postu:

Fajne zadania mieliście Smile Forma opowiadania faktycznie pozwala na dodawanie dowolnej ilości części. Możesz spokojnie dopisywać Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:06, 21 Paź 2013    Temat postu:

To prawda, mieliśmy naprawdę fajne zadania domowa. Smile Zresztą moja nauczycielka od polskiego widziała, że mam zacięcie do pisania fikcyjnych historii i chcę tę sztukę w sobie rozwinąć do doskonałości Smile Dlatego właśnie starała się, by tak się stało. Dawała mi takie zadania celowo licząc na to, iż uda mi się spełnić moje pragnienie. I udało mi się. Za co na zawsze będę jej wdzięczny Smile Chcesz kolejne moje opowiadanie? Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:20, 21 Paź 2013    Temat postu:

Pisz, pisz i wklejaj Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:07, 21 Paź 2013    Temat postu:

Skutki pewnego eksperymentu


I - EKSPERYMENT

Siedzicie wygodnie? Mam nadzieję, że tak. Chciałbym bowiem podzielić się z wami pewną historią. Może się wam ona wydawać nieprawdopodobna, lecz jest jak najbardziej prawdziwa i przydarzyła się ona memu dobremu znajomemu. Wydarzenie to na zawsze zmieniło jego życie oraz poglądy na nie.

***

Przyjaciel mój ma na imię Edmund. Od dziecka fascynował się on historią w niemalże każdym jej aspekcie. Z tego też powodu, gdy tylko dorósł oraz ukończył studia, został nauczycielem tego jakże pięknego przedmiotu. I dość dobrze mu się powodziło w tym zawodzie. Szefowie go lubili, uczniowie poważali. U płci przeciwnej również się cieszył powodzeniem. Pomimo tego jednak nie był on do końca szczęśliwy.
Wydaje się być niemożliwym fakt, że człowiek taki jak on może mieć jakiekolwiek problemy. Okazuje się jednak być bardzo możliwe. Bowiem każdy człowiek ma swoje własne kłopoty, względnie problemy. W przypadku naszego bohatera była nim zbyt bogata wyobraźnia. Często przejmowała ona władzę nad rozumem Edmunda, co bynajmniej nie było przez niego pożądanwe. Zdarzało mu się prawdziwym realistą, człowiekiem twardo stąpającym po ziemi, a po chwili znowu bujać w obłokach i oddać się marzeniom. Kiedy spotykało go to wszystko w chwili, gdy przebywał sam, to wszystko było w porządku. Gdy jednak wyobraźnia zbyt mocno go ponosiła przy ludziach – zwłaszcza w takich sytuacjach, kiedy prowadził lekcje ze swoimi uczniami, wówczas nie muszę chyba mówić, że znajdował się on w niesamowicie nieciekawej sytuacji. I to takiej, w której groziło mu nawet zwolnienie z pracy.
Na pewno zatem nikogo nie zdziwi fakt, iż Edmund postanowił coś w tej sprawie zrobić i poskromić swoją nazbyt wybujałą fantazję. Próbował początkowo dokonać tego własnymi środkami. Szybko się jednak okazało, że jest to niemożliwe. Fantazję trudno jest poskromić. W niejednej książce można co prawda znaleźć zdanie typu „powściągnął wodze swojej fantazji”, jednak zapewnić was mogę, że sztuka to niezwykle trudna, a w pewnych sytuacjach wręcz niemożliwa. Tak też było w przypadku Edmunda. Zbyt mocno cenił on swoją pracę, by przez ataki wybujałej fantazji miał ją stracić. Należało więc swoją wyobraźnię usunąć ze swej osobowości, a przynajmniej poskromić do tego stopnia, by nie stanowiła ona żadnej przeszkody do normalnego życia.
W tym celu nasz bohater udał się do swego dobrego znajomego, profesora Szajbera. Był to naprawdę genialny naukowiec i wynalazca. Mówiono o nim, że jest w połowie jak laureat Nagrody Nobla.
- Dlaczego tylko w połowie? - zapytał kiedyś Edmund Szajbera nie mogąc sobie wyjaśnić tej zagadki.
- Dlatego, że jestem genialny i zasługuję na nagrodę, ale tylko ja o tym wiem - odparł profesor.
Szajber był genialnym naukowcem i wynalazcą. Skonstruował on wiele maszyn do robienia wszystkiego i niczego. Wynalazków, które mogą być przydatne albo po prostu stworzone od tak po prostu, dla zabawy.
- Co więc cię sprowadza, Edmundzie, do mnie? – zapytał profesor.
- Konstruujesz róznego rodzaju wynalazki – rzekł Edmund – Szukam czegoś, co pomoże mi pozbyć się niepożądanej części mej osobowości. A konkretnie chodzi mi o nazbyt wybujałą wyobraźnię. Masz może coś takiego?
- Zobaczmy - rzekł profesor, po czym zaczął wyliczać swoje wynalazki - Mam tutaj rakietę ponaddźwiękową, mikrofalówkę energooszczędną, maszynę do produkcji flaków z olejem, projektor pizzy z serem i szynkę, żelaznego wilka z legendy litewskiej, elektromagnes, który potrafi przyciągnąć wszystko poza metalem, maszynę do szukania igły w stogu siania, zmieniacz osobowości ludzkiej, wehikuł czasu…
Edmund nagle przerwał mu jego wywód.
- Co powiedziałeś?
- Wehikuł czasu. Wiesz, taki jak z powieści Wellsa. Niestety nie mogę ci go w tej chwili użyczyć. Jest jeszcze w fazie testów i może wybuchnąć.
- Prawdę mówiąc, to wszystko, co do tej pory zbudowałeś, może łatwo wybuchnąć. Ale jednak chodzi mi teraz nie o wehikuł czasu, ale o ten zmieniacz osobowości.
- Ach, o tym mowa - zawołał profesor uśmiechając się lekko - To ustrojstwo, które cię interesuje, jest niezwykle utalentowaną maszyną do usuwania z ludzkiej świadomości zbędnych cech charakteru i złych nawyków. Nie ma żadnego ryzyka jakiegoś wypadku, zapewniam cię. Możesz mi zaufać.
Edmund przemilczał przed przyjacielem swoje wątpliwości związane z jego słowami. Miał bowiem zbyt dobrze w pamięci wydarzenie, kiedy miał rękę zamiast głowy i na odwrót. Trudno było mu się potem z tego wyplątać. Stąd właśnie wzięło się jego wątpliwości co do bezpieczeństwa eksperymentów swego przyjaciela. Mimo wszystko postanowił zaufać Szajberowi. I tak miał zbyt dużo do stracenia, by nie spróbować usunąć w jakiś sposób niemiłej mu części swej osobowości.
- Dobra, Szajber – powiedział Edmund – Odpalaj przyjacielu to cacko. Które to?
- To tam - Szajber wskazał na maszynę przypominającą z wyglądu sejf z guzikami komputerowymi.
Edmund lekko wzdrygnął się na widok wyglądu maszyny.
- Wiesz, przyjacielu. Nie żebym narzekał na twoje wynalazki, ale czy ty myślisz, że ja jestem sztabką złota, abyś mnie miał do sejfu wsadzać?
- Skądże - odparł Szajber śmiejąc się wesoło - Po prostu to ma tylko taki niezbyt zachęcający wygląd zewnętrzny, ale nie sądź po pozorach. Gdybyś mnie sądził po wyglądzie, to byś myślał, że mam już ze sto lat i wiele nagród od uczelni. Ale niestety nie mam ani jednego ani drugiego.
Gdybym cię sądził po wyglądzie, to uznałbym cię za czubka, pomyślał w duchu Edmund. Nie powiedział tego jednak na głos, gdyż za bardzo lubił profesora.
- No, śmiało. Wchodź przyjacielu. W końcu raz się żyje - zachęcał Edmunda profesor Szajber.
- Właśnie, raz - powiedział dobitnie Edmund, kładąc akcent na ostatnie słowo.
Jednak mimo swoich obaw wszedł do maszyny, zamykając za sobą drzwi.
Szajber upewnił się, że drzwi są zamknięte. Po czym nacisnął kilka guzików, pociągnął dźwignię, ale… nic się nie stało. Maszyna nie chciała się włączyć.
- Co jest do jasnej… - zawołał profesor.
Obszedł maszynę dookoła i zaczął ją sprawdzać, szturchać, kopać, ale nic to nie dało. Ostatnia czynność co prawda coś przyniosła, ale nie było to coś, z czego profesor mógłby się cieszyć. Był to bowiem efekt w postaci złamanego dużego palca prawej nogi.
Edmund zniecierpliwiony zbyt długim czekaniem wysiadł z maszyny.
- Co jest? – zapytał – Czemu jeszcze tego nie odpaliłeś?
- Nie chce zapalić, draństwo jedne – mruknął Szajber zakładając sobie opatrunek na złamany palec – Wiedziałem, że nie należy kupować części zamiennych u Ruskich i to jeszcze na bazarze. Chciałem oszczędzić trochę grosza i teraz mam. Daj mi pół godziny, a to naprawię.
Jednak po półgodzinie sytuacja naszych bohaterów znajdowała się nadal w punkcie wyjścia. Zdenerwowany Szajber usiadł na podłogę i rozłożył bezradnie ręce.
- Mam już dosyć. Próbowałem chyba wszystkiego, ale to draństwo nie chce zapalić. Obawiam się więc, przyjacielu, że nici z eksperymentu.
Edmund przyjrzał się uważnie maszynie i po chwili odkrył przyczynę awarii.
- Mówisz, że próbowałeś już wszystkiego? - zapytał.
- Tak.
- A próbowałeś włączyć wtyczkę do gniazdka?
Szajber podskoczył i przyjrzał się. Rzeczywiście, zupełnie zapomniał o tym, że ta maszyna działa na prąd.
Ależ ze mnie głupiec, mruknął pod nosem.
- No! To w takim razie teraz powinno wszystko inaczej wyglądać. I o wiele lepiej, przyjacielu.
Po chwili już wszystko było gotowe, a wszyscy stali na swoich miejscach, ale Edmunda dręczyła jednak pewna obawa. Musiał się jej pozbyć, dlatego właśnie postanowił zadać profesorowi pytanie, nim ten zabierze się do rozpoczęcia eksperymentu.
- Słuchaj, przyjacielu… tak właściwie to ile razy już to robiłeś?
- Niech no pomyślę – zastanowił się Szajber – Zero!
Nim zszokowany tą odpowiedzią Edmund zdążył zaprotestować profesor wcisnął mu głowę do maszyny, zatrzasnął drzwi i włączył urządzenie.
Maszyna zaczęła drgać i się trząść, zza drzwi wylatywały zaś kłęby pary. Po minucie zaś wszystko się uspokoiło. Drzwi automatycznie się otworzyły i wyszedł przez nie Edmund. Wyglądał zupełnie normalnie. Jego ciało zaś nie nosiło najmniejszych nawet oznak deformacji, co mogło wskazywać na to, iż eksperyment się udał. Szajber musiał mieć jednak pewność.
- I jak? Wszystko w porządku? - zapytał – Dobrze się czujesz?
- Najzupełniej - odpowiedział Edmund oglądając się, jakby szukał na swym ciele jakieś dodatkowej kończyny – Co zaś do uczuć… to jakoś… nie czuję specjalne różnicy.
- Na razie jeszcze nie czujesz, ale jestem pewien, że już wkrótce je zobaczysz. Gwarantuje ci to.
- A propos gwarancji, to jak mogłeś mnie wsadzić do tego draństwa, nawet nie poddawszy tego wcześniej eksperymentom próbnym? Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! Przecież mogło mi się coś stać!
- Ale nic się nie stało. Nieprawdaż? Więc w takim wypadku chyba wszystko jest w porządku. Poza tym nad wszystkim czuwałem ja. Byłeś więc pod dobrą opieką.
- Dobrą opieką, tak? – zaśmiał się z kpiną Edmund – Bez urazy, ale nikomu nie życzę takiej opieki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Pon 21:08, 21 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:18, 21 Paź 2013    Temat postu:

Ciekawe, którą część zabrała mu maszyna... Rozumiem, że to dopiero kawałek opowiadania.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:50, 21 Paź 2013    Temat postu:

II - SOBOWTÓR

Następnego dnia Edmund obudził się wypoczęty i rześki. Zgodnie z zapowiedzią profesora Szajbera czuł efekty wczorajszego eksperymentu. Był z nich niezwykle zadowolony. Na reszcie zacznie normalnie żyć. Koniec z głupim fantazjowaniem, które przeszkadza mu normalnie żyć. Od dzisiaj tylko realizm. Czyż to nie jest cudowna myśl?
Zadowolony z siebie Edmund wyszedł z łóżka, ubrał się i wyszedł do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. Jakież było więc jego zdziwienie, kiedy zobaczył w salonie, który był bardzo blisko kuchni, młodą i męską postać. Owa męska postać siedziała przy stole i najspokojniej w świecie jadł śniadanie. I to w taki sposób, jakby nie był gościem, ale co najmniej gospodarzem domu, w którym właśnie przebywał. Nie to było jednak najdziwniejsze w tym spotkaniu. To, co najbardziej uderzyło Edmunda w całej sytuacji to fakt, iż był on łudząco podobny do niego samego. Wyglądał wręcz jak jego brat bliźniak. I gdyby nie to, że Edmund był jedynakiem, to taka możliwość mogłaby istnieć. Ale nasz bohater nie posiadał rodzeństwa. Co za tym nie mógł mieć brata bliźniaka. A więc ów człowiek, który siedział w jego salonie i jadł najspokojniej w świecie śniadanie, to musiał być jakiś jego sobowtór. Pytaniem pozostawał fakt, skąd on się tu wziął?
Pierwszą i chyba najbardziej słuszną reakcją Edmunda na wyżej opisaną sytuację było stwierdzenie, że to wszystko, co widzi, to najprawdopodobniej jedynie zwidy spowodowane tym, iż jeszcze się nie do końca obudził. W takim wypadku powinien się jak najszybciej obudzić, żeby zwidy te nie stały się zbyt niebezpieczne. Pobiegł więc do łazienki, włożył głowę pod prysznic i wylał sobie cały strumień wody na głowę.
To mnie powinno obudzić całkowicie, pomyślał sobie. Po czym wytarł się i wrócił do salonu. Jego sobowtór jednak wciąż siedział na swoim miejscu i kontynuował konsumpcję śniadanie.
- A niech mnie…. Co tu się dzieje? – pomyślał Edmund – Czyżbym zwariował?
Chociaż powiedział to cicho, to jednak sobowtór jego zachował się w taki sposób, jakby wszystko usłyszał, gdyż odwrócił się do Edmunda i uśmiechając się wesoło zawołał:
- Nareszcie wstałeś, śpiochu. No już, siadaj szybko. Śniadanie gotowe - dodał wskazując na talerz z kanapkami i kubek kakao.
Edmund, choć wciąż mocno zdumiony, zasiadł do stołu i zaczął jeść, a właściwie pożerać śniadanie. Poczuł się bowiem niesamowicie głodny jak nigdy dotąd. Jadł nie odrywając wciąż wzroku od sobowtóra.
- Pewnie nie możesz uwierzyć w to, że tu jestem, prawda? – zapytał sobowtór wciąż się uśmiechając.
- Achewnie, e etwogę - odpowiedział Edmund z ustami pełnymi kanapek z miodem.
- Słucham?
- Pewnie, że nie mogę - poprawił się Edmund, przełykając jedzenie - Nie wiem nawet, kim jesteś ani co tu robisz. Wiem tylko tyle, że wyglądasz tak samo, jak ja.
- Tak właściwie, to ty wyglądasz, tak jak ja - zaśmiał się sobowtór.
- Nie! Właśnie, że nie! Bo to ty wyglądasz, jak…
- Dobrze, już dobrze. Mniejsza z tym, kto do kogo jest podobny. Ważne jest to, kto jest kim.
- To akurat proste. Ja jestem Edmund.
- Ja również nim jestem.
- Niemożliwe.
- Dlaczego niby niemożliwe?
- Bo… to… - Edmund szukał skutecznych argumentów - Bo to niemożliwe i już.
- Owszem, możliwe. Zwłaszcza, że ja jestem częścią ciebie. Tą częścią ciebie, którą ty chciałeś się tak bezceremonialnie pozbyć. Wiesz, wtedy u profesora Szajbera.
No tak, pomyślał Edmund. To ta piekielna maszyna. Ja wiedziałem, że coś z nią nie tak. Ja chyba uduszę tego durnia Szajbera. Niech no tylko wpadnie w moje ręce, to ja już sobie z nim poważnie porozmawiam.
- Czyli, że ty jesteś…
- Twoją wyobraźnią i wiedzą marzycielską. Twoimi tęsknotami, marzeniami i sympatiami z dzieciństwa, które przybrały ludzką postać. Jestem częścią ciebie. Częścią, którą chciałeś się pozbyć raz na zawsze. Nieładnie.
- Nie miałem wyboru – zawołał Edmund zdesperowanym głosem – Wiesz przecież bardzo dobrze, że żeby utrzymać się na stanowisku nauczyciela trzeba trzeźwo patrzeć na świat. Marzycielstwem daleko nie zajdę.
- Może i tak. Ale wyobraźnia bardzo się w życiu przydaje.
- Nie wierzę ci.
- Lepiej uwierz.
- Jako naukowiec muszę opierać się na naukowych dowodach.
- Mówisz jak umysł ścisły. A przecież jesteś humanistą. Zapomniałeś o tym? Humaniści są bardziej otwarci na wyobraźnię i to, co ona niesie.
- I tak mnie nie przekonasz. Tylko realizm jest w życiu ważny. Fantazja jest nikomu do niczego nie potrzebna.
- Czyżby? – zapytał z ironią sobowtór, którego z szacunku dla niego nazywać będziemy Edmundem 2 – Z przyjemnością zatem ci udowodnię, jak bardzo się mylisz.
- Niby w jaki sposób?
- Zabiorę cię w krótką podróż. Najpierw po twoim świecie racjonalnego myślenia, a potem po moim świecie zwariowanej wyobraźni. Tam zaś przekonamy się, które z nas ma rację.
- Nie mogę – zawołał Edmund – A moja praca? Nie mogę tak po prostu się nie zjawić. A moi uczniowie?
- A twoje koleżanki z pracy? – mruknął złośliwie Edmund 2.
- Właśnie, a kole…
Edmund poczuł, że dał się złapać w pułapkę słowną swego sobowtóra. Zarumienił się tylko i dodała.
- Nie wiem, o co ci chodzi. W mojej branży nie ma się czasu na koleżanki.
- Niech ci będzie – Edmund 2 nie wyglądał na przekonanego – Ale w tę podróż i tak cię zabiorę. A pracą to ty mi się nie wymigasz. To żaden argument.
- A to niby dlaczego?
- Bo dzisiaj jest niedziela, kochasiu – wybuchnął wesołym śmiechem Edmund 2 – A szkoły w niedziele są zamknięte.
Edmund poczuł się jak kompletny osioł. No tak, przecież dzisiaj jest niedziela. Jak on mógł o tym zupełnie zapomnieć? Zły na siebie uderzył się otwartą dłonią w czoło i popatrzył na swego sobowtóra.
- Skoro dzisiaj jest niedziela, to w takim razie służę uprzejmie. Weź mnie zatem w podróż dokądkolwiek zechcesz. Uprzedzam jednak, że to będzie tylko strata czasu. Nie przekonasz mnie i tak.
- Zobaczymy. Weź mnie za rękę.
Edmund z lekkim wahaniem podał dłoń swemu sobowtórowi. Wówczas mocą wyobraźni przenieśli się oni z jego domu i wylądowali na jakieś ulicy.
- Co tu się dzieje? Gdzie my jesteśmy? I jak to w ogóle możliwe? – dopytywał się Edmund zdumiony jak nigdy dotąd.
- Magia wyobraźni – odpowiedział Edmund 2 w taki sposób, jakby to było coś zupełnie normalnego.
Następnie nakazał towarzyszowi, żeby zagadał on jakąś dziewczynę i zdobył jej numer telefonu. Dla Edmund rzecz ta wydawała się dziecinnie prosta. Ostatecznie niejeden raz udało mu się w odpowiedni sposób zbajerować dziewczynę. W tym wypadku jednak okazało się, że wszelkie jego wysiłki na nic się nie zdadzą. Ledwo bowiem zaczął uwodzić dziewczynę naukowym, pozbawionym fantazji i humoru językiem, zagadnięta dziewczyna uciekła od niego z krzykiem.
- Coś mi się wydaje, że nie poszło ci za dobrze – odpowiedział ze śmiechem na ustach Edmund 2.
- Jak jesteś taki mądry, to pokaż jak się to robi, cwaniaczku – mruknął zły ze swojej porażki Edmund.
Jego sobowtór natychmiast zabrał się do dzieła i już po kilku minutach był z dziewczyną na „ty” oraz zdobył jej numer telefonu. Wprawiło to Edmunda w prawdziwe zdumienie. Jak to było bowiem możliwe, że on nie zdołał wystękać ze swych ust ani jednego komplementu, choć wcześniej szło mu to tak dobrze. Przez chwilę przyszło mu do głowy, że być może jest to wina braku wyobraźni, którą tak nieopatrznie z siebie wyrzucił? Szybko jednak odrzucił taką możliwość. Przecież to było niemożliwe.
- No i co ty na to? – zapytał bardzo z siebie zadowolony Edmund 2, podchodząc do niego – Przekonałem cię wreszcie, niedowiarku?
- Bajerowanie bab jeszcze niczego nie dowodzi – mruknął Edmund nie chcąc przyznać rywalowi zwycięstwa.
- Och! Ależ ty jesteś uparty, jak nie wiem co – zawołał Edmund 2, łapiąc się za głowę – Ale ja cię jeszcze przekonam.
Ponownie chwycił przyjaciela za rękę, skupił się i po chwili dwaj podróżnicy znaleźli się w przedszkolu, gdzie właśnie odbywały się przygotowania do Bożego Narodzenia, chociaż był dopiero maj. Edmund zwrócił na ten szczegół uwagę, ale wolał się o niego nie pytać z obawy, by nie usłyszeć jakieś kolejnej głupiej odpowiedzi dotyczącej magii wyobraźni.
- Teraz, panie Mądraliński, pomóż dzieciom ubrać choinkę. Ale tak, żeby to wyglądało bardzo barwnie.
- I to ma być to zadanie? Przecież to dziecinnie proste – odpowiedział ze śmiechem Edmund.
- No właśnie, dziecinnie – odpowiedział znacząco Edmund 2 uśmiechając się tajemniczo.
Edmund nie zrozumiał tego uśmiechu, ale postanowił się nad nim nie zastanawiać. Podszedł do drzewka i zgodnie ze zleconym mu zadaniem postanowił pomóc dzieciom udekorować ją w sposób barwny i ciekawy. Szybko jednak się okazało, że żaden ładny wzór nie przychodzi mu do głowy. Nie potrafił zawiesić bombek tak, by było one rozmieszczone w sposób kolorowy. Do takich rzeczy bowiem potrzebna jest wyobraźnia, a nie naukowym umysł. Zaś człowiek, który wyzbywa się wyobraźni, straci na zawsze możliwość jej używania.
- I co, dziecinnie proste? – zaśmiał się Edmund 2, po czym sam zabrał się do dzieła.
Po pół godzinie zaś choinka była tak ślicznie przystrojona, że nie można było od niej oczy oderwać. Edmund 2 wyglądał na niesamowicie z siebie zadowolonego, kiedy przyglądał się dziełu swoich rąk. Podszedł do Edmunda i zapytał:
- No i co ty na to?
- Choinka jeszcze… - zaczął Edmund, ale nie do kończył, gdyż jego alter ego przerwało mu wypowiedź.
- Wiem, wiem! To wcale jeszcze niczego nie dowodzi. Już to gdzieś kiedyś słyszałem. A co twoim zdaniem może służyć za dowód?
- No wiesz… - Edmund zastanowił się poważnie nad zadanym mu pytaniem – Najlepiej takie coś, co można by udowodnić…
- Naukowo, tak. To też już kiedyś słyszałem. Ale ja miałem na myśli raczej wyobraźnię.
- Czyli coś, co jest nikomu niepotrzebne – stwierdził Edmund mrukliwym tonem.
- Niepotrzebne, tak? – zakpił sobie Edmund 2 – Widzę, że potrzebna ci jest jeszcze jedna, kolejna podróż.
- Jeszcze jedna podróż, tak? I gdzie tym razem? Do Pałacu Kultury?
- Nie! Tym razem gdzieś indziej.
Po tych słowach sobowtór złapał Edmunda za rękę i obaj zniknęli z miejsca, w którym właśnie się znajdowali.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 2 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin