Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Zemsta zza grobu."
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 17, 18, 19  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Agi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:31, 17 Mar 2014    Temat postu:

niestety dobrego to ona będzie chciała zniszczyć Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Niki
Przyjaciel Cartwrightów



Dołączył: 14 Lut 2014
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:40, 17 Mar 2014    Temat postu:

Brawo Aga, bardzo ciekawy początek! Zostaje mi czekać, aż dodasz kolejny fragment Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:12, 17 Mar 2014    Temat postu:

Aga napisał:
niestety dobrego to ona będzie chciała zniszczyć Cool

Jeśli ona będzie chciała zniszczyć Adama, to szybko zmienię o tej bohaterce zdanie. Confused


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:41, 17 Mar 2014    Temat postu:

yyyy....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:22, 18 Mar 2014    Temat postu:

********

Dwa dni

Aurelia Trebuschet z niepokojem oczekiwała na telegram. Niewiedza i brak kontroli to słowa, które rzadko towarzyszyły tej twardej, niedostępnej kobiecie. Siedziała w fotelu mimo, że do świtu było jeszcze kilka godzin. Wiedziała, że coś się stało. Od ponad tygodnia nie miała żadnych wieści. Ostatni telegram dostała od Marcusa prawie dwanaście dni temu, następny miał być dwa, trzy dni później wysłany z Las Vegas. Znajomi z Las Vegas obiecali wysłać ludzi by uspokoić starszą panią. Na chwilę zawładnęła nią przeszłość. Wspomnieniami wróciła do szczęśliwych czasów dzieciństwa. Uśmiechnęła się na chwilę, nie chciała się wzruszać, to dla słabych i wrażliwych. Ona Aurelia Treschebut już dawno przestała dawać kontrolować się uczuciom. Może w momencie gdy duma nie pozwoliła wyciągnąć ręki do siostry, z którą przecież tak bardzo się kiedyś kochały. Zazdrość o mężczyznę, który pokochał matkę Cassidy potrafi zabić miłość do siostry. Ślub bez miłości, który wzięła Aurelia potrafi zamienić serce w kamień. Pieniądze i pozycja męża potrafiły wzbudzić postrach w mieście i stały się środkiem do kontrolowania życia innych.

***

-Ben! – szeryf Roy błyskawicznie zsiadł z konia nim drzwi domu w Ponderosie otworzyły się. - Adam i Twój przyjaciel mogą mieć kłopoty.
-Co się stało? Mów Roy! – Ben zapinał pas z rewolwerem.
-Tom właściciel saloonu słyszał Dabbsa Bucklera i Victora Luthera, zmawiali się ponoć by zastawić pułapkę na Adama.
-Kiedy wyjechali z miasta?
-Kilka dni temu.
-Dlaczego mówisz mi dopiero teraz o tym? Hank! Osiodłaj mi konia, zawołaj Petera Summersa, Hop Sing przygotuj prowiant! – Ben błyskawicznie zbierał się do drogi zostawiając wskazówki Hoss’owi, obliczając w myślach gdzie orientacyjnie są Adam i Fryderyk, jednocześnie uspakajając panią McCallion.
-Przywieziemy ich żywych Kathleen. – powiedział stanowczo Ben, choć w sercu szalał niepokój.

Pół godziny później na złamanie karku Ben z Hank’iem Mayersem i Peterem Summersem gnali do przełęczy Donner. Ben modlił się by nie było za późno.

***

-Cassidy wstawaj. – Marcus przysunął kubek pod nos siostry.

Aromat kawy zmusił dziewczynę do otwarcia oczu.

-Jeszcze godzinkę, proszę Marcus. – Cassidy ziewnęła, zamknęła oczy, opatulając się szczelniej kocem.
-W porządku, ale tylko godzina nie dłużej. – Marcus wstał i podszedł do skarpy.

Popijając kawę chłonął całym jestestwem ostatnie połacie drzew w tle z dostojnymi górami pokrytych wysoko ledwo widocznym śniegiem. Rzadko miał okazję cieszyć oczy takimi widokami. Odwrócił się i spojrzał na siostrę. Za tydzień najpóźniej dwa rozstaną się na długie miesiące, może lata dzielić ich będzie ponad dwa tysiące mil. Marcus westchnął ciężko. Odwrócił się podszedł do siostry. Pochylił się nad nią i wziął w palce naszyjnik. Uśmiechnął się na wspomnienie młodego Indianina. „Pomoc, przyjaźń, braterstwo” – słowa bez wartości w dzisiejszych czasach, zwłaszcza wśród białych.

***

-Co mój brat Orle pióro o tym myśli?- Turlający Niedźwiedź pochylał się nad śladami końskich kopyt.
-Jest ich dwóch, a powinno trzech, czyż nie tak mówił mój brat?
-To na pewno oni. Zanim mnie napadli, widziałem ślady tego konia. Ślady tych podków zapamiętam do końca życia.
-Śledzą kogoś, od dwóch dni. – Turlający Niedźwiedź przykucnął i musnął opuszkami palców ślady dwóch innych jeźdźców.
-Jedźmy, czas dokonać zemsty. – Orle Pióro podniósł dłoń przywołując dwóch innych Indian, którzy jak duchy bezszelestnie pojawili się obok.


***


Dzisiaj


-Fryderyku chyba zrobimy sobie przerwę.- Adam w swojej kanarkowej marynarce, czekał z kubkiem kawy, aż towarzysz wstanie.
-Dam radę Adam czuję się rześko jak nigdy. – starszy pan wstał, przeciągnął się, próbując rozprostować kości i podszedł do Adama wkładając mu coś w dłoń. –Dla Ciebie. –Fryderyk przejął kubek i upił trochę kawy głęboko nabierając powietrza.
-Bransoletka? Dla mnie? Nie trzeba Fryderyku. – Adam onieśmielony spoglądał na srebrną bransoletkę ze swoimi inicjałami.- Kiedy ją zrobiłeś?
-W Wirginia City, przypominasz mi Georga, był bardzo do Ciebie podobny. Nie sądziłem, że mogę pokochać kogoś jak syna. – spojrzał ciepło na Adama, dyskretnie pociągając nosem.
-Jest trochę za luźna. – Adam zdjął bransoletkę i schował do kieszeni marynarki. – Skrócę po powrocie.
-Czyż widoki nie są piękne?
-A i owszem, piękne nie ma co.- zarechotał znajomy głos za plecami mężczyzn.

Adam i pan McCalion błyskawicznie odwrócili się i zamarli na widok dwóch mężczyzn, mierzących do nich z broni, których mordercze zamiary wypisane były na twarzy. Adam rozpoznał ich od razu. Jego dłoń drgnęła by sięgnąć po broń, ale dźwięk odbezpieczanej broni Dabbsa ostudził jego zamiary.

-Nawet nie drgnij! – Dabbs cedził słowa i strzelił.

Raz i drugi. Jęk Adama zmieszał się z krzykiem pana McCalliona. Obaj zostali postrzeleni w ramię. Viktor podszedł nie spuszczając z nich oczu i wyciągnął broń z kabury Adama. Obszukał Fryderykał, ale ten nie posiadał broni. Victor pchnął starszego mężczyznę na ziemię. Adam uklęknął przy nim i pomógł mu wstać. Spojrzał na ranę. Na szczęście była powierzchowna.

-To teraz sobie wszystko wyjaśnimy. – Dabbs sięgnął po dzbanek i niedbale nalał sobie kawy. – W zasadzie potrzebny nam jeden z Was. Ale znajcie moje dobre serce. Będziecie grzeczni obaj przeżyjecie. Jasne?
-Czego chcecie?- Adam próbował wybadać sytuację.
-My i tylko my… - Victor podszedł do Adama i zadał niespodziewany cios kolbą w głowę Fryderykowi. - …zadajemy pytania. Jeden będzie kombinował, oberwie drugi.

Starszy pan z jękiem osunął się na ziemię. Z głowy sączyła się strużka krwi. Siedział z trudem podtrzymywany zdrową ręką przez Adama, który przyklęknął przy nim, patrząc wściekły na Victora. Najchętniej rzuciłby się na niego z gołymi pięściami, ale wiedział, że Fryderyk znowu oberwie.

-Zrozumiałeś? – Victor wyszczerzył zęby mierząc na zmianę do Adama i Fryderyka z rewolweru.- Życie za życie, więc bądź grzeczny. – zarechotał mężczyzna, i mimo iż się uśmiechał w jego oczach był tylko lód.


***

-Zatrzymaj się Cassidy. Czuję zapach dymu. – Marcus zsiadł z konia i złapał za cugle konia siostry.

Cassidy również zsiadła i objęła koński łeb instynktownie tuląc się do niego. Marcus czujnie rozglądał się dookoła. Nie dostrzegł żadnych śladów. Wtedy usłyszał trzask pękającej gałązki. Wyciągnął broń nim dostrzegł trzech jeźdźców naprzeciwko. Tamci zaskoczeni zatrzymali się kilka metrów od nich.

-Kim jesteście? – zapytał twardo Marcus nie spuszczając z oczu z dwóch młodych i jednego starszego.
-Spokojnie- odezwał się niższy i grubszy podnosząc powoli ręce do góry uśmiechając się. – Zostaliśmy zaatakowani przez Indian. Moi towarzysze…-tu wskazał głową na mężczyzn obdarowując ich w ułamku sekundy zimnym spojrzeniem.-…zostali ranni. Potrzebujemy pomocy.
-To prawda? – Marcus wciąż trzymając na muszce wszystkich, spojrzał na młodego czarnowłosego mężczyznę z prawą ręką w temblaku.

Cassidy spojrzała na mężczyzn. Wszyscy brudni i spoceni. Milczący i ponurzy. Najstarszy z nich bardzo blady, patrzył w ziemię z trudem utrzymując się w siodle, młodszy miał nieodgadniony wyraz twarzy. Ponure spojrzenie mimo, sprawiło, iż poczuła niepokój. Napięte mięśnie twarzy i niezdecydowanie malowało się na jego oliwkowej twarzy. Najgrubszy i najbrudniejszy z nich, ale na pierwszy rzut oka bez odniesionych ran uśmiechał się do nich na pozór przyjaźnie.

Adam Cartwright otworzył usta i zamknął je z powrotem. Zawahał się. Na chwilę, na ułamek sekundy. Jeśli zdradzi Dabbsa ten zabije pana McCalliona. W tym ułamku sekundy przetasowały się istnienia ludzkie osób stojących na polanie. Wszystko rozegrało się błyskawicznie. Wzrok Marcusa ześlizgnął się na pustą kaburą przy młodym, rannym mężczyźnie. Błyskawicznie spojrzał na jego twarz. Adam w napięciu spojrzał ponad ramieniem Marcusa. Ten już wiedział. Błyskawicznie odwrócił się mierząc na oślep do ewentualnego wroga. Strzał powalił go na ziemię. Cassidy krzyknęła.

-Uciekaj Cassidy! – krzyknął, ale Victor zakleszczył ją od tyłu w swoich ramionach.

Cassidy uderzyła go, z całej siły, głową w twarz, tak jak uczył ją brat. Zabolało. Ją i jego. Mężczyzna krzyknął i zwolnił ucisk. Złapał się za krwawiący nos. Cassidy odepchnęła go i rzuciła się w kierunku konia. Przy siodle była strzelba. Zdążyła ją wyciągnąć gdy poczuła szarpnięcie. Victor złapał ją za ramię, w tym samym momencie gdy Marcus z trudem uniósł się chwycił mężczyznę za płaszcz i podhaczył nogą. Victor zwalił się ciężko na ziemię pociągając za sobą kobietę.

-Uciekaj Cass…- szepnął Marcus walcząc z bólem, zawrotami głowy i utratą przytomności, próbując niezgrabnie przytrzymać powalonego Victora, drugą sięgając po rewolwer.

Dabbs mierzył do Adama i Fryderyka, ciągle spoglądając na walczących. Adam gotował się w środku. Napięte mięśnie do granic wytrzymałości zdradzały wewnętrzną walkę jaką toczył ze sobą. Bezsilny patrzył na rozgrywający się dramat. Cassidy z trudem wstała, strzelba wystrzeliła jej w rękach. Kolbą uderzyła na oślep Victora.

-Uciekaj! – Marcus wyciągnął broń, ale kolejny strzał Victora powalił Markusa na ziemię.
Sekundę wcześniej zobaczył uciekającą siostrę, i huk wystrzału z rewolweru Victora.
„Nie obroniłem jej”- z tą myślą Marcus zwalił się ciężko na ziemię.

Cassidy Walcott zaczęła biec najszybciej jak tylko umiała. Potknęła się i upadła w chwili strzału. Nie czując bólu zerwała się i byle dalej. Victor rzucił się za nią w pogoń.
Adam spojrzał na Fryderyka, jego stan nie był najlepszy, mógł nie przeżyć kolejnych ciosów.
Fryderyk ruchem głowy wskazał na Dabbsa, który na chwilę spuścił ich z oczu. Fryderyk szepnął: -Teraz albo nigdy.

Adam rzucił się na Dabbsa i obaj spadli na ziemię, Dabbs uderzył kolbą Adama w ranne ramię. Ból zmieszał się z jękiem mężczyzny. Dabbs wstał i wściekły kopał go dopóki się nie zasapał. Zdyszany krzyczał:
-Masz szczęście, że jesteś mi potrzebny żywy psie.

***

-Słyszeliście?- Carl Hogan wstał z nad dogasającego ogniska.

Trudny do rozpoznania dźwięk rozniósł się echem w powietrzu. Tylko doświadczone ucho mogło rozpoznać wystrzał.

-To strzał na pewno. – Paul Grant zamarł próbując złowić kolejne dźwięki. –Może ktoś poluje? Może Indianie?
-Może… Musimy to sprawdzić.
-Łatwo powiedzieć. Echo zniekształciło kierunek. Same skały, śladów jak na lekarstwo.
-Nie narzekaj Paul, starzejesz się.

***

-Tutaj!- Czarny Jastrząb nachylił się nad ciałem. – To jeden z nich?

Turlający Niedźwiedź pochylił się nad zakrwawionym mężczyzną. Błyskawicznie uklęknął i przyjrzał się twarzy. Z trudem rozpoznał na tej zakrwawionej i posiniaczonej twarzy przyjaciela sprzed kilku dni. Rozpoznał za to zakrwawione ciuchy. Zamarł mimo iż rzadko coś potrafiło wytrącić go z równowagi.

-Czy to jeden z tych, którzy napadli Cię bracie.
-Nie to nie ten. – zduszonym głosem odpowiedział.
-Więc idziemy- Czarny Jastrząb skinął na towarzyszy.
-Nie. – zaprotestował Indianin. - Pochowamy go.
-To blada twarz.- Czarny Jastrząb wzgardliwie spojrzał na leżące ciało.
-Ta blada twarz uratowała mi życie. Musi mieć godny pochówek. Była z nim kobieta, siostra. – skinął na towarzyszy.

Indianie rozpierzchli się w poszukiwaniu śladów. Turlający Niedźwiedź przyklęknął przy Marcusie. Nigdy nie sądził, że odczuje smutek na widok białego człowieka. Chciał wiedzieć jakie rany mu zadano. Jedna na ramieniu, druga w okolicach serca. Krew była wszędzie. Niewielką jej ilość rozsmarował w dłoni badając ranę. Przyłożył ucho do klatki mężczyzny nasłuchując w skupieniu.

-To niemożliwe. – szepnął mrużąc oczy, przyglądając się w skupieniu bladej twarzy białego mężczyzny.

***

-Ben to chyba strzał! – Hank Mayers zadarł głowę nasłuchując kolejnych dźwięków.
-Daleko i nie wiadomo z której strony. – Peter rozglądał się po ziemi.
-Rozdzielimy się i spotkamy tu za trzy godziny. – Ben zdecydował.

***

Victor dysząc zrzucił z siebie dziewczynę jak bezwładny worek kartofli. Pobita, zakrwawiona, tylko jęknęła głucho.

-Żyje? – Dabbs podniósł głowę z nad talerza z zupą.
-Jeszcze tak.- zarechotał podchodząc do ogniska.
-Po co nam ona? Opóźni marsz.
-Jest ładna…
-Była ładna dopóki jej nie…
-Broniła się.-powiedział przełknąwszy kęs. – Nie sądziłem, że taka waleczna. – zaśmiał się nie pozostawiając wątpliwości do tego co się wydarzyło. – A temu co się stało? – ruchem głowy wskazał na pobitego Adama z trudem okrywającego swoją żółtą kurtką dziewczynę.
-Też walczył. Dlatego nie dostanie kolacji. Stary też. Za silni są. Pilnuj ich. Idę na obchód. – Dabbs wstał wziął strzelbę i zniknął w ciemnościach.
Adam i Fryderyk siedzieli przy nieprzytomnej dziewczynie. Fryderyk miał ból wypisany na twarzy.
-Dranie! Potwory bez serca! – głaskał dziewczynę po głowie. – To jeszcze dziecko, jak on mógł, jak mógł. Jestem stary i wszystko zniosę, ale jak on…- nie dokończył głos mu się załamał.
Adam przemawiał do niej kojącym głosem, mówił żeby walczyła i była silna, ale sam nie bardzo wierzył we własne słowa. Czuł, że nie wyjdą żywi z tej wyprawy. Ból przeszywał mu żebra na wskroś. Z każdym oddechem przechodził katusze. Jego rozmyślania przerwał nadbiegający Dabbs.
-Zwijamy się mamy towarzystwo. – dzbankiem zagasił ognisko.
Victor zerwał się i zaczął się pakować.
-Ona zostaje. Stary wstawaj! Ty też Cartwright.- Dabbs pociągnął Adama za ramię. – I żadnych więcej numerów. Koniec zabawy.

***

-Zabierzmy ją stąd. Szybko. –Carl Hogan przez chwilę trzymał ucho przy piersi dziewczyny.
-To na pewno ona? – Paul Grant nawet nie był w stanie rozpoznać pobitej twarzy dziewczyny.
-Nie wiem, ale jeśli jej nie uratujemy nie dowiemy się.

***

Ben, Peter i Hank zobaczyli ich w ostatniej chwili. Wszyscy jak na komendę wyciągnęli broń. Po krótkiej wymianie strzałów Dabbs i Victor uciekli pozostawiając ledwo żywych Adama i Fryderyka. Nie było sensu ich gonić. Ciemność im sprzyjała.

-Peter wody. – Ben pochylał się nad osłabionym Fryderykiem, jednocześnie doglądając półprzytomnego Adama.
-Co z bandytami?- Peter podał bukłak.
-Jest noc, nic nie zdziałamy, najważniejsze, że ich znaleźliśmy. – Ben spojrzał w niebo dziękując Bogu w myślach.

***

Dwa lata później

-Porozmawiam z nią Carl. – Aurelia wzięła szkice z rąk przyjaciela. – Ona nadal nie znosi widoku mężczyzn.

W pokoju z zasłoniętymi firankami, w których panował półmrok zwinięta w kulkę leżała na łóżku młoda dziewczyna. Często tak leżała, ni to w półśnie ni to na jawie. Koszmary męczyły ją każdej nocy. Wzywała brata, uciekała albo walczyła z wyimaginowanymi wrogami. Czasami bardzo rzadko we śnie słyszała ciepły kojący niski męski głos, którego nie znała i długo potem leżała próbując przypomnieć sobie dlaczego wciąż jej się śni. Przecież nie znosiła mężczyzn ale ten głos dodawał jej otuchy we śnie tylko tam. Na ogół unikała ludzi. Aurelia podeszła do niej i usiadła wahając się jak rozpocząć rozmowę.

-Kochanie mogłabyś spojrzeć na te zdjęcia? Czy rozpoznajesz kogoś? – delikatnie podsunęła jej kilka szkiców.

Cassidy usiadła na łóżku i wskazała na Dabbsa.
-Był tam.
-A ten kochanie?
Dziewczyna odwróciła głowę i zamknęła oczy, jej ciałem targnął skurcz. Nie mogła znieść jego widoku nawet na kartce papieru.
-Już dobrze kochanie. – staruszka pogładziła ją po plecach.- Możesz spojrzeć jeszcze na to. – podsunęła jej ostatnią fotografię.
-Był tam… - Cassidy wstała i podeszła do okna. Patrzyła bezmyślnie w zasłonięte okna jakby było tam coś interesującego.
Aurelia westchnęła i wyszła.
-Wskazała wszystkich. Kim są?
-Dabbs Buckler, Victor Luter i Adam Cartwright. Czwartego wciąż szukamy.
-Nie spuszczajcie ich z oczu Carl. Daj mi rok. Muszę nad nią popracować. Jeśli nie będzie w stanie złożyć zeznań, wtedy ich sprzątniesz. Ale najpierw dowiedzą się dlaczego zginą.
-Tak będzie Aurelio.- Carl Hogan schował portrety do teczki i zniknął w drzwiach.
Czuł, że Cassidy Walcott nie jest tak silna jak jej ciotka Aurelia Trebuschet. Czuł, że ten rok będzie zmarnowany. Ale w końcu to nie on będzie płacił za obserwację trzech morderców jej siostrzeńca Marcusa Walcotta. Nie on będzie płacił za obserwację potworów, którzy zbrukali jej siostrzenicę. Czuł, że za rok będzie miał pełne ręce roboty.


***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Śro 22:48, 19 Mar 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:26, 18 Mar 2014    Temat postu: Zemsta- zza grobu."

Zagmtwana historia.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:51, 18 Mar 2014    Temat postu:

No, to tym razem ja jestem przerażona. Shocked
Czuję, że szykujesz Adamowi niezłe tarmoszenie. Twoje opowiadanie trzyma w napięciu i to jest super.
Mam nadzieję, że znajdziesz dla Adasia choć trochę łaski przecież Cassidy "we śnie słyszała ciepły kojący niski męski głos, którego nie znała i długo potem leżała próbując przypomnieć sobie dlaczego wciąż jej się śni. przecież nie znosiła mężczyzn ale ten głos dodawał jej otuchy we śnie tylko tam". Myślę, że w tym jest ratunek dla Adasia Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:14, 18 Mar 2014    Temat postu:

Może jest jeszcze cień szansy dla Markusa? Taki sympatyczny i jaki dobry dla siostry ... Aga, odpuść mu, bo mi zaczyna z monitora krew lecieć ... Co fanfik, to kolejne ofiary ... aż się boję zejść piętro niżej do sąsiadki ...
Ale emocje ... serce mi wali i czekam niecierpliwie na ciąg dalszy ... no i wyjaśnienia, bo oni biorą niewinnego Adasia za oprycha Surprised


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:17, 18 Mar 2014    Temat postu:

A po co Ty idziesz do sąsiadki o tak późnej porze Surprised po sól Cool

jest cień szansy, w końcu Turlający ... zmrużył oczy i miał krew niezastygłą na rękach Cool ... to przez Madę może jeszcze się chłop wyciągnie


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Wto 22:18, 18 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:20, 18 Mar 2014    Temat postu:

Ja nie idę, ja już byłam ... pędziłam tam i z powrotem po schodach z duchem na ramieniu i nie po sól, tylko dałam jej książkę dla wnucząt.
Polubiłam Markusa ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:24, 18 Mar 2014    Temat postu:

ja też cholercia... Cool.... może indiańskie sposoby go wyciągną... ale więcej się nie targujcie... bo już zmieniłam całe opowiadanie od wczoraj Evil or Very Mad to miało zupełnie inaczej się potoczyć...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:31, 18 Mar 2014    Temat postu:

ok Smile ale Adasia nie zamęczysz Exclamation Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:35, 18 Mar 2014    Temat postu:

też już nie za bardzo Evil or Very Mad miałam doprowadzić do bankructwa ranczo puścić je z dymem, zmusić Adasia do ślubu z wredną wyrachowaną babą a tu plan mi się posypał booo Marcus... eh... szkoda gadać... Rolling Eyes... ale potarmoszę odrobinkę Confused

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Wto 22:37, 18 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 22:40, 18 Mar 2014    Temat postu:

Aga napisał:
też już nie za bardzo Evil or Very Mad miałam doprowadzić do bankructwa ranczo puścić je z dymem, zmusić Adasia do ślubu z wredną wyrachowaną babą a tu plan mi się posypał booo Marcus... eh... szkoda gadać... Rolling Eyes... ale potarmoszę odrobinkę Confused


ehm... a ja się zastanawiałam, czy w moim fanfiku przejdzie uśpienie Adama na sto lat Rolling Eyes
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:41, 18 Mar 2014    Temat postu:

przejdzie.... pod warunkiem, że my go będziemy budzić przez te sto lat Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Agi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 17, 18, 19  Następny
Strona 2 z 19

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin