Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Forever (1) - fanfiction

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza -odcinki -fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:52, 03 Kwi 2014    Temat postu: Forever (1) - fanfiction

Jest to jedno częściowe opowiadanie, które zaczyna się w odcinku „Forever (1)” z 14 sezonu. Moje zaczyna się od momentu, w którym Alice oraz Joe stoją przed ołtarzem.

Nagle do kościoła wpadają trzej zdyszani mężczyźni, którzy wyglądają jak najgorsze obdartusy. Wszyscy obecni w pomieszczeniu popatrzyli na nich z niesmakiem i oburzeniem, że zakłócają rodzinną ceremonię. Do nieznajomych podszedł szeryf oraz jego zastępca, którzy zamierzali ich wyprowadzić. Rick chwycił za ręce pierwszego z prawej, za to szeryf chwycił pierwszego z lewej , obaj zaczęli się im wyrywać i szarpać.
-Puszczaj. – zwrócił się najmłodszy mężczyzna do Ricka – Mam prawo być na ślubie własnego brata.
-Puszczaj, Roy. – rzekł mężczyzna, który był trzymany przez szeryfa, ten był zaskoczony, że nieznajomy zwrócił się do niego po imieniu, ale go nie puścił – Może jestem zapuszczony jak jasny gwint, niemiłosiernie brudny i wyglądam jak najgorszy łachmyta na świecie, ale nadal jestem Adamem Cartwrightem.
Wśród obecnych w kościele dało się słyszeć poruszenie.
-Nie wiem skąd wiedziałeś, że Mały Joe się dzisiaj żeni, ale dobrze zrobiłeś, że nas w nocy obudziłeś i kazałeś poganiać konie najszybciej jak tylko się da. – wyznał mężczyzna stojący pomiędzy człowiekiem, który przedstawił się jako Adam Cartwright, a tym drugim, który był od niego niższy o półtorej głowy.
-To przez sen. – odpowiedział mu domniemany Adam Cartwright.
-Sen? – zapytali zaskoczeni dwaj pozostali mężczyźni.
-Tak. Przyśnił mi się Hoss i powiedział: „Trochę szkoda, że nie było cię na moim pogrzebie, ale jeśli ich obudzisz i będziesz jechał najszybciej jak tylko się da to jeszcze zdążycie na ślub Małego Joe. – wyjawił człowiek podający się za pierworodnego Bena Cartwrighta, a potem zwrócił się do pana młodego:
-Poczekaj trochę. Doprowadzimy się tylko do stanu używalności i będziesz się mógł ożenić ze swoją ukochaną.
Mały Joe nie bardzo wiedząc co ma powiedzieć wzruszył tylko ramionami, a nieznajomi wyszli na zewnątrz. Jednak po chwili ruszył wraz z ojcem i swoją narzeczoną oraz z gośćmi do okna. Trójka mężczyzn była rozebrana do pasa przy korycie z wodą i starała się doprowadzić do porządku.
-Nic dziwnego, że własny ojciec cię nie poznał wyglądasz jak największa dziadyga. – powiedział mężczyzna dorównujący mu wzrostem.
-Wielkie dzięki, Will, ty wyglądasz dwa razy gorzej. – stwierdził mężczyzna podający się za Adama Cartwrighta.
-Wielka szkoda, że Hoss nie żyje, zawsze go bardzo lubiłem. – powiedział mężczyzna nazwany przez Adama Willem.
-Ja też. – odpowiedział najmłodszy mężczyzna.
W trakcie, gdy obcinali stanowczo za długie włosy, brody i gdy się golili ich twarze nabierały rozpoznawalnych rysów, którzy wszyscy znali. Teraz bez problemu każdy z mieszkańców z Virginia City w „nieznajomych” rozpoznałby Adama i Willa Cartwrightów oraz Claya Stafforda, którzy nawet się nie zmienili, nie licząc tego, że z pewnością przybyło im lat, ale cały czas byli niesamowicie przystojni i niejedna panna na wydaniu, która wychylała się z okiennic kościoła wzdychała na widok ich niesamowicie męskich rysów twarzy oraz umięśnionych ciał. Benowi oraz Małemu Joe aż do oczu napłynęły łzy. Pan młody nie namyślając się długo wyleciał z kościoła i chciał się z nimi przywitać, a już zwłaszcza z Clayem. Właśnie był od niego trzy kroki, kiedy tamten się odezwał:
-Nie podchodź.
-Dlaczego? Chce się z tobą przywitać. – powiedział zaskoczony Joe.
-Cały się uświnisz, nie wypada, żebyś na własnym ślubie wyglądał jak ostatnia łachudra. – stwierdził Clay Stafford widząc odstawionego młodszego brata. – Jak chcesz zrobić coś pożytecznego to przydałoby się nam jakieś odświętne ubranie? – dodał.
-Aaa… ubranie… tak… – odparł rozkojarzony Joe.
-Proszę. – zwrócił się do niech Ben Cartwright trzymając w rękach trzy komplety odświętnych ubrań. – Ten od samego rana chodzi jak otumaniony i w ogóle nie myśli. – rzekł senior rodu kładąc rękę na ramieniu swojego najmłodszego syna.
-Ma do tego prawo w końcu to jego ślub. – powiedział Clay.
-Jak będzie twój to też ci o tym przypomnę. – odpowiedział mu młodszy brat.
-Już nigdy w życiu się nie ożenię, więc raczej nie będziesz miał okazji. – oświadczył Stafford.
Mały Joe spojrzał na niego pytającym wzrokiem, ale to Adam mu odpowiedział:
-Żona Claya oraz dwójka jego dzieci zginęli w pożarze, a żonę Willa oraz jego córkę zabili Indianie.
Nim minął kwadrans nowo przybyli członkowie rodziny Cartwrightów byli ostawieni jak stróż w boże ciało. I właśnie mieli zaczynać ceremonię zaślubin Josepha Cartwrighta z Alice Harper, kiedy z okna pod którym wisiał krzyż wleciały do kościoła dwa śnieżnobiałe gołębie. Obydwa podfrunęły do Małego Joe i usiadły mu na ramionach. Ten, który siedział mu na prawym ramieniu był nieco grubszy, nie wiedzieć czemu Joe przyszedł do głowy Hoss, po chwili przy swoim prawym uchu usłyszał:
-Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia braciszku.
Natomiast ten, który siedział na jego lewym ramieniu pogładził go główką po lewym policzku i dał się słyszeć wyraźny głos w lewym uchu:
-Żeby ci się w życiu szczęściło synku.
Nagle dało się słyszeć głos Claya:
-Co za wstrętne ptaszyska. – które starał się odgonić od młodszego brata.
Mały Joe wziął tego, który siedział mu na lewym ramieniu, położył na prawym ramieniu starszego brata i powiedział:
-To nie jest zwykły gołąb, słuchaj sercem.
-Co proszę? – odparł mu tamten.
-Słuchaj sercem. – powtórzył.
Po chwili gołąb powtórzył tę samą czynność co przy Małym Joe. Clay stał blady i słuchał tego co mówi mu ów ptak. Już wiedział co chciał powiedzieć mu Joe. To była ich mama pod postacią gołębicy. Sekundę później ptak przefrunął na ramię Bena Cartwrighta. Nim Mały Joe przekręcił głowę w stronę pastora siwowłosy mężczyzna osunął się na podłogę. Najmłodszy członek rodziny automatycznie znalazł się przy ojcu.
-Nie teraz. Nie dzisiaj. Proszę. – zwrócił się w stronę gołębia mając łzy w oczach.
-Nikt nie jest długowieczny. – powiedział Ben gładząc swojego syna po policzku, uściskał go po raz ostatni i zamknął oczy. Na jego twarzy widać było szczęście z powodowane powrotem Adama, Claya i Wiila oraz szczęściem swojego najmłodszego syna przy boku Alice. Wiedział, że teraz będzie cierpiał, bardzo cierpiał, ale Adam pomorze mu zapomnieć.
-Tato. – tylko tyle zdołał z siebie wydobyć Mały Joe zanim się łzy pociekły mu po policzkach i położył głowę na jego piersiach.
Adam klęknął przy nim i wziął go w swoje objęcia. On również nie mógł opanować łez, ale jak tu nie płakać kiedy ich ojciec nie żyje. Teraz będzie zupełnie inaczej. Clay i Will już swoje przeżyli, więc wiedzą jak to jest. Mały Joe nie był teraz w stanie skupić się na niczym innym, ale po mimo jego wyraźnych protestów, żeby ślub przełożyć na inny dzień, ceremonia ślubna odbyła się jeszcze tego samego dnia, jak również i pogrzeb ojca, a teraz siedział z Adamem na grobie ojca zamiast spędzać z żoną noc poślubną, ale ona to rozumiała i nie robiła mu z tego powodu wyrzutów. Chyba po raz pierwszy rozumieli się jak nigdy wcześniej. Zniknęły te wszystkie grube mury, łańcuchy i granice, które ich dzieliły. Siedzieli tam tak długo jak było to konieczne. Po kilkunastu dniach w końcu wrócili do domu, gdzie zastali tam niepowtarzalny harmider.
-Cisza! – ryknął Mały Joe stojąc wraz z Adamem w drzwiach w kierunku stojących i kłócących się Jamiego, Candyego, Griffa oraz Claya i Willa. Alice siedziała na kanapie.
-Byliśmy na spędzie przez kilkanaście dni, a jak przyjechał jeden z drugim… – mówili jeden przez drugiego Jemie, Candy oraz Giff.
Mały Joe podszedł do sejfu i wyjął z niego kilkanaście dokumentów. Dokładnie wszystko posprawdzał i wręczył każdemu akt własności należącej do niego kawałka części Ponderosy i powiedział:
-Taka jest ostatnia wola taty. Każdy dostanie po równo kawałek części Ponderosy. – wręczając ostatni akt Clayowi – Wy… - wskazał na Jemiego, Candyego i Giffa – …dostaniecie tę część po Hossie, moja część jest podzielona na pół pomiędzy Clay i Willa, a Adam dostał całą resztę. – potem poszedł na górę po średniej wielkości skrzynkę. Będąc w połowie drogi do drzwi powiedział:
-Chodź Alice jedziemy do domu.
-Do tego, który budowaliśmy razem. – odparli Jemie i Candy.
-Owszem miał być nasz, ale tamtego dnia tata pisał testament, a ja powiedziałem, że chcę oddać swój kawałek ziemi Clayowi i Willowi, bo oni kiedyś wrócą. – oświadczył Mały Joe.
-To gdzie my będziemy mieszkać? – zapytała Alice.
-Zobaczysz. – odpowiedział jej mąż.
-Ale to będzie na terenie Ponderosy. – doczekiwała dziewczyna.
-Nie. – odpowiedział smutno Mały Joe – Będziemy mieszkać w mieście. – dodał.
-To kto będzie tam mieszkać? – spytał Jemie.
-Ja myślałem o Clayu, ale niech Will i Clay sami zdecydują. – wyznał Joe, po chwili dało się słyszeć odgłos oddalającej się bryczki.

Tak mnie naszło. Sama nie wiem czemu. Dlaczego akurat ten odcinek i taka koncepcja również nie wiem. Może to nostalgia? Sentyment? Hormony? Zwalcie na co chcecie po prostu mam dzisiaj taki dziwny dzień i nic na to nie poradzę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 1 temat

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:02, 03 Kwi 2014    Temat postu: Forever

Zawsze miałam uczucię ,że Adam powinien wrócić w ostatnim odcinku.
Pierwsza cześć piękna ,druga smutna ,gdy pomyślałam ,że Ben umarł.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:28, 03 Kwi 2014    Temat postu:

Bardzo ładny i zarazem smutny fragment. Zawsze zastanawiałam się, jak wyglądałby powrót Adama do domu. Szkoda, ze uśmierciłaś Bena Sad

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:55, 03 Kwi 2014    Temat postu:

No to się Ben synem nie nacieszył ... ale chyba myślał o swoich ostatnich chwilach, skoro zostawił taki testament ...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Czw 22:01, 03 Kwi 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Neth P
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 11 Sty 2014
Posty: 820
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:09, 03 Kwi 2014    Temat postu:

Wierzyć się nie chce, że zabiłaś Bena... co na to Niki? Shocked

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza -odcinki -fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin