Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Ćwiczenie -sierpień -ślub lub scena humorystyczna.
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:50, 07 Sie 2014    Temat postu: Ćwiczenie -sierpień -ślub lub scena humorystyczna.

To dzięki nam Adam nie popełnił życiowego błędu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:15, 10 Sie 2014    Temat postu: Ćwiczenie na sierpień

Takie dwie głupie sceny ,które przyszły mi do głowy i musiałam spisać.


Do salonu w Wirginia City ,wszedł mężczyzna ubrany w rycerską zbroję. Miał sumiastego wąsa.
Usiadł przy stoliku i zobaczył jak Frank Silver całuję ciemnowłosą Lulu ,która zaczęła krzyczeć i wyrywać się.
Podszedł do Franka i rękawiczką uderzył go w twarz.
-Obraziłeś damę ,wyzywam cię na pojedynek -rzekł stanowczo.
Gruby ,łysy Frank zaczął się śmiać.
-To nie żadna dama ,tylko salonowa dziewka ,pomyleńcu -odparł z pogardą. Upał ci chyba zaszkodził.
-Nie staniesz tchórzu do pojedynku z Don Kichotem -spytał z oburzeniem mężczyzna w zbroi.
-Oczywiście ,że stanę -odparł Frank ,wyciągając swój pistolet.
W tym momencię ,ktoś strzelił ostrzegawczo w jego stronę. Był to wysoki ,przystojny brunet ,pijący leniwie kawę przy stoliku ,o migdałowych oczach ,który potrafił być szybki i zwinny jak kot. Jego tajemniczy uśmiech ,elektryzował ,prawie wszystkie panie.
-To on cię wyzwał na pojedynek ,wiec to on wybiera broń ,miejsce i czas pojedynku -powiedział Adam Cartwright ,zwracając się do Franka.
-Masz rację ,mój przyjacielu -zgodził się Don Kichot. Spotkamy się jutro o tej samej porze i będziemy walczyć mieczem.
-Mieczem -Frank zbladł. Nie miał zielonego pojęcia o szermierce.
Lulu podeszła do mężczyzny ,który przedstawił się jako Don Kichot i pocałowała w policzek.
-Jeszcze nikt się o mnie nie pojedynkował ,dziękuje -rzekła z zachwytem.
Mężczyzna ,pokraśniał z zadowolenia ,włożył na głowę hełm .Po chwili idąc uderzył się o ścianę i padł nieprzytomny na ziemię.

-Dobrze się pan czuje -spytał doktor Martin ,pochylając się nad pacjentem. Panie Don Kichot ?
-Dlaczego mnie pan tak nazywa -odparł z oburzeniem mężczyzna. Bernardo,powiedz im ,że ja jestem Zorro ,zamaskowany obrońca uciśnionych.

Konstancja uśmiechnęła się z zadowoleniem . Skrzyni z posagiem,ukrytej w pokoju w Ponderosię ,nikt nie powinien ukraść.
Konstancja była wyjątkową piękną dziewczyną ,wysoką o dużych pełnych wargach ,czerwonych jak czereśnie ,oczach niebieskich jak niezapominajki ,włosach czarnych jak węgiel i skórze białej jak płatki śniegu .
W dodatku orli nos nos ,spojrzenie pełne żywej inteligencji ,umysł ognisty i nietuzinkowy. W zasadzie Carlos jako narzeczony ją nudził ,nawet nie okazywał zazdrości.
-Zabierze mnie pan na przejażdżkę panie Cartwright -rzekła zwracając się do Willa.
Zgodził się uprzejmie. Spojrzała na jego piękną twarz ,piwne oczy i idealnie przystrzyżony mały wąsik.
Naglę zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała w usta.
Oddał pocałunek a po chwili ,odsunął ją od siebie.
-To było bardzo mile -rzekł Will z lekkim śladem uśmiechu ale.
-Lubię pana -odparła z dziecięcą prostotą Konstancja .
-Ja też panią lubię ,ale pani narzeczony Carlos.
-A kogo on obchodzi -rzekła Konstancja lekceważąco.
Zarzuciła mu znowu ręce na szyję i pocałowała. Gdy oddał kolejny pocałunek ,stało się naglę coś dziwnego. Jego usta wcale nie nie chciały się oderwać od jej ust.
Nikt jej nigdy tak nie całował ,że było jej na przemian zimno i gorąco. Tej zdradzieckiej ,podstępnej fali uczucia jaką jej ogarnęła ,zupełnie się nie spodziewała.
Chciała ,żeby nigdy nie przestawał.
W końcu ją puścił i stała zmieszana ,pierwszy raz w życiu nie mogąc wykrztusić słowa.
Odwróciła się i zobaczyła Carlosa. Poszedł do Willa i dał mu w szczękę ,zaczęli się lać po gębach i bić aż do krwi. Pobiegła do Hossa ,by ich rozdzielił .

- Właściwie chciałam ,żeby Carlos był o mnie zazdrosny -przyznała Konstancja,kilka dni później,gdy spacerowała z Willem po Ponderosię.
-Cel został osiągnięty -zgodził się Cartwright. Zakochani nigdy nie panują nad swoimi reakcjami .
-Nie wyjdę za niego -rzekła patrząc mu prosto w oczy. To brzmi głupio ,ale wszystko się zmieniło ,gdy poznałam ciebie. Zrozumiałam ,że go nie kocham .
Will przyciągnął ją do siebie i pocałował delikatnie w usta. Pocałunek ten niósł słodką obietnicę o pięknych marzeniach o wspólnym,szczęśliwym życiu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zorina13 dnia Nie 13:11, 10 Sie 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Camila
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:36, 10 Sie 2014    Temat postu:

Bardzo to wszystko zakręcone

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:11, 10 Sie 2014    Temat postu:

Bardzo fajne scenki. Mnie się spodobały. Z każdej z nich możesz Zorinko zrobić obszerniejsze opowiadania Smile
Cytat:
W tym momencię ,ktoś strzelił ostrzegawczo w jego stronę. Był to wysoki ,przystojny brunet ,pijący leniwie kawę przy stoliku ,o migdałowych oczach ,który potrafił być szybki i zwinny jak kot. Jego tajemniczy uśmiech ,elektryzował ,prawie wszystkie panie.

Chciałabym siedzieć przy jego stoliku Very Happy
Cytat:
-Dobrze się pan czuje -spytał doktor Martin ,pochylając się nad pacjentem. Panie Don Kichot ?
-Dlaczego mnie pan tak nazywa -odparł z oburzeniem mężczyzna. Bernardo,powiedz im ,że ja jestem Zorro ,zamaskowany obrońca uciśnionych.

Rozśmieszył mnie ten tekst Very Happy Ciekawe kim byłby, gdyby znowu dostał w głowę
Cytat:
Will przyciągnął ją do siebie i pocałował delikatnie w usta. Pocałunek ten niósł słodką obietnicę o pięknych marzeniach o wspólnym,szczęśliwym życiu.

Śliczne. Coraz bardziej podoba mi się Will Cool


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:10, 10 Sie 2014    Temat postu:

Will robi się coraz bardziej przedsiębiorczy a tajemniczy rycerz przechodzi kolejne przemiany. Adam jak zwykle urokliwy, niebezpieczny i ... uroczy Very Happy Fajne i pomysłowe. To można rzeczywiście rozwinąć ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:50, 10 Sie 2014    Temat postu:

Zakręcone to fakt, ale przyjemne i lekkie. Ciekawa może być walka Don Kichota.... tudzież Willa.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:44, 11 Sie 2014    Temat postu:

Ślub Joe

Joe Cartwright z zadowoleniem przeglądał się w lustrze. Tak, jestem najlepszą partią w okolicy – stwierdził z zadowoleniem – młody, przystojny, inteligentny, zamożny – marzenie wszystkich panien w okolicy i ich matek Przeczesał jeszcze raz perfekcyjnie ułożoną fryzurę, nie zapominając o pozostawieniu uwodzicielskiego kosmyka opadającego na czoło. Musnął palcem brodę sprawdzając, czy pryszczyk, który mu wczoraj wyskoczył już zniknął posmarowany tajemniczą maścią Hossa. ciekawe, co ona zawiera? – zastanowił się Joe – Cóż, Hoss nie chce za nic zdradzić tajemnicy. On tym smaruje i zwierzęta. Nie szkodzi. Ważne, że jest skuteczna – uśmiechnął się pierwszy Casanova Ponderosy. Jeszcze kolejne sprawdzające spojrzenie – rzut oka na profil, czy grzywka się dobrze układa. Koszula też OK. Szkoda, ze Adam jest większy ode mnie i jego koszule z Nowego Jorku są za duże – melancholijnie stwierdził Joe – W takiej czarnej, z guzikami z masy perłowej, albo szylkretu wyglądałbym wręcz bosko! Dużo lepiej niż mój brat. Zresztą po co mu one. Za dziewczętami się nie ugania. Woli siedzieć w książkach i czytać jakieś głupoty … Jeszcze kurteczka, rzut oka na buciki, idealnie wyczyszczone i … w drogę.
Joe zszedł po schodach. Zawiadomił siedzącą w salonie rodzinkę, że jedzie na wieczorek tańcujący do Grantów. Godnie odparł żarciki braci na temat przyszłej pani Cartwright, którą niewątpliwie z tego wieczorku przywiezie i zakłady w której pannie tym razem Joe się zakocha. Oczywiście na całe życie.
Zwykła, bezinteresowna zazdrość – Joe podsumował teksty braci – oni po prostu zazdroszczą mi wdzięku, urody i powodzenia jakim cieszę się u dam.
Wieczorek tańcujący u Grantów był wyjątkowo udany. Joe nawet nie miał czasu skorzystać z poczęstunku, bo prawie cały czas tańczył. Zdążył zjeść jedynie kilka ciasteczek. Było wiele ślicznych dziewcząt. Nie mógł się zdecydować i prosił do tańca kolejno, jedną po drugiej, Mamy panienek były zachwycone. No tak – pomyślał Joe – przecież to ja jestem najlepszą partią w okolicy! Może nawet w całym stanie - nieskromnie podsumował swoje zalety, nie gubiąc jednak taktu i bezbłędnie wykonując skomplikowane figury taneczne.
Ufff! Już po wieczorku. Ponieważ odbywał się w przyzwoitym domu, było zaproszone przyzwoite towarzystwo, to i godzina zakończenia tańców też musiała być przyzwoita. Joe elegancko pożegnał się z towarzystwem, kolejny raz wzbudzając zachwyt swoimi manierami u mam oraz ich córek. Tak, wieczorek się skończył, ale godzina jeszcze wczesna! Joe postanowił wstąpić do saloonu, posłuchać ostatnich ploteczek, pogadać ze znajomymi. Uznał, ze będzie to doskonałe zakończenie tak udanego wieczoru. W saloonie było trochę gości. Barman nalał mu szklaneczkę whisky. Joe usiadł przy stoliku. Po chwili dosiadł się do niego jakiś znajomy, potem następny, potem … potem przed oczami Joe rzeczywistość zaczęła się rozpływać. Nie pamiętał co się z nim działo. Za to doskonale zapamiętał przebudzenie! Na drugi dzień. Rankiem. Leżał w hotelowym łóżku. Obok niego spał … no właśnie. Kto tu śpi? – zastanowił się Joe. Z niejakim trudem, bo w jego głowie szalały krasnoludki walące co sił młotami w dźwięczne kowadło. Szerzej otworzył lekko zapuchnięte oczy. Ujrzał rudą kobietę leżącą obok niego. Po chwili stwierdził, że kobieta jest pulchna, duża i … nie ma na sobie ubrania. On też nie ma ubrania. Otworzył szerzej oczy i ujrzał … cztery pary błękitnych oczu wpatrzonych w niego z niemym wyrzutem, oraz jedną parę brązowych oczu, należącą do właściciela hotelu – przypomniał sobie Joe.
Cztery pary błękitnych oczu należały do słynnych braci McKenzie. Było ich ośmiu, rudowłosych, potężnych Szkotów, którzy mieli jedną siostrę. Też rudowłosą.
-to chyba Rose McKenzie leży tutaj – uświadomił sobie dochodzący do przytomności Joe. Nieszczęsny Casanowa uświadomił też sobie, co zrobią z nim bracia Rose. Adam wiedziałby jakie Szkoci mają zwyczaje - pomyślał z szacunkiem o starszym bracie. Jego myśli krążyły od wersji z mordobiciem i wyrzuceniem na zbity pysk z łoża, hotelu i Wirginia City po zastosowanie emaskulatora na tym, co uważał za najcenniejsze w Ponderosie. Możliwe, że mają jeszcze inne pomysły … – dedukował spanikowany Joe.
-proszę! Proszę! Kogo my tu mamy? – ryknął Rob McKenzie – sam Joe Cartwright pofatygował się do naszej siostrzyczki!
-no właśnie! – ryknął Andrew MacKenzie – uwiódł różę klanu McKenzie! To nie może mu ujść bezkarnie! Reszta braci poparła go. Joe skulił się pod kołdrą. Przestraszony, bezbronny. Rose przykryła się po szyję i spokojnie obserwowała rozwój akcji.
-ten przeklęty Jankes zhańbił naszą siostrę, zhańbił naszą rodzinę, zhańbił nasz klan – ryknął trzeci z braci – musi ponieść karę – dodał złowieszczo. Musi, koniecznie – pozostali bracia zgodnie potwierdzili chęć wymierzenia stosownej kary.
-każdy sąd nas uniewinni – ciągnął Douglas – w obronie honoru siostry, rodziny, klanu … nieco zaplątał się w wypowiedzi. Z pomocą przyszedł mu Andrew McKenzie -u nas za gwałt na dziewicy od wieków karało się gardłem. To jest wieszano, albo ścinano …
Joe nieśmiało podniósł rękę i szepnął, że tu jest Ameryka … a raczej Stany Zjednoczone Ameryki i obowiązują inne prawa … - nie było to najlepsze posunięcie.
-Rob ryknął – to co, że Ameryka. Ale honor jest taki sam. Zbezcześciłeś naszą siostrę! Nie puścimy tej zniewagi płazem! Jakem McKenzie! Andrew pochylił się nad Joe i wyjaśnił – masz do wyboru – albo cię kastrujemy i wieszamy, albo ożenisz się z nią? Co wybierasz?
Joe zakwilił. - Cóż, chyba … ślub – odparł z godnością rybki zapytanej, czy pragnie być ugotowana, czy usmażona.
-to sprawa załatwiona … szwagrze. Chłopcy, nasza siostra będzie miała męża. Pan Twister jest świadkiem – klepnął po plecach właściciela hotelu, który kiwnął głową.
-Pastor da wam ślub w możliwie najbliższym terminie. Żeby nie siać zgorszenia, bo jednak noc tutaj razem spędziliście – orzekł Rob.
-No to witaj w rodzinie … szwagrze – Andrew wyciągnął do Joe dłoń niewiele mniejszą od bochenka chleba. Joe jęknął w duchu. Co powie pa? Co powiedzą bracia? Jak on się teraz pokaże w Wirginia City? Przez chwilę zaświtała w nim myśl o wyjeździe z Hop Singiem do Chin. Na nic. I tam go dopadną przeklęci Szkoci! Na to, że rodzina w tym wypadku mu pomoże raczej nie liczył. Braci McKenzie jest ośmiu. Wielkich, skorych do bójek, silnych, potrafiących strzelać. Nikt nie chciał z nimi zadzierać. Roy też tu nic nie wskóra. Mają argument, że uwiódł ich siostrę. Ale kiedy? Jak? Nic nie pamiętał. Joe ze zgrozą uświadomił sobie, że Rose jest sporo od niego wyższa. Gabarytami pasuje raczej do Adama lub Hossa. To oni tutaj powinni być zamiast mnie! – stwierdził Joe – Nie. Adam nie wpakowałby się w tak idiotyczną sytuację, a Hoss? Hoss też nie. Co ja powiem pa? Co ja powiem Adamowi? Pytanie pozostało bez odpowiedzi.
-No, szwagrze! Jedziemy do Ponderosy oznajmić radosną nowinę panu Cartwrightowi. Na pewno się ucieszy – zapewnił nieszczęśnika Rob.
Joe ubrał się. Napomniany przez troskliwych braci ucałował narzeczoną w policzek i ruszyli do Ponderosy. Po drodze dołączyli pozostali bracia McKenzie.
Po przybyciu na miejsce i przywiązaniu koni do poprzeczki mężczyźni weszli do domu. Ben, choć zdziwiony niespodziewanym najazdem tak licznej grupy przywitał ich uprzejmie. Zostało to docenione. Bracia sowicie obdarowali seniora rodu rodzinnymi uściskami i pocałunkami w oba policzki. Oszołomiony Ben nawet wiele nie protestował lekko usiłując się oswobodzić z niedźwiedzich uścisków zacnej rodzinki. Hoss spokojnie siedział przy stole i coś przeżuwał zastanawiając się, skąd taka serdeczność u mało wylewnych w uczuciach Szkotów? Adam stał oparty o ścianę z rękami założonymi na piersi i z ironicznym uśmieszkiem obserwował scenę rozgrywającą się w salonie. Przenosił wzrok ze zbolałego i wystraszonego Joe na radosnych braci Mackenzie i znacząco podnosił jedną brew do góry. Jakby przeczuwał, co się stało i co się ma stać.
-Joe co prawda nie jest Szkotem, ale przyjmiemy go do rodziny – oznajmił Rob. W odpowiedzi na pytające spojrzenie Bena wyjaśnił – Joe oświadczył się o rękę naszej siostry. I został przyjęty. Bena o mało co szlag nie trafił.
-co? Joe? Kiedy? Dlaczego do tej pory nic nie mówił? – pytania padały niczym strzały z winczestera
-dzisiaj się oświadczył – oznajmił z dumą Andrew – po tym, jak go zdybaliśmy … no, kiedy odebrał honor naszej małej Rose – wyjaśnił. Adam parsknął śmiechem. Na szczęście zamaskował to atakiem kaszlu. Hossa zamurowało. Zbaraniały wpatrywał się w młodszego brata, jakby go pierwszy raz na oczy widział.
-no to chłopcy wracamy do naszej Różyczki. To do zobaczenia szwagrze w kościele. Jutro! Pastor też jest Szkotem! – przypomniał nieszczęsnej ofierze własnego wdzięku jeden z braci.
-a jakby jakaś sprawa do załatwienia wypadła … nawet pilna, to … dom w Ponderosie stoi. Bracia też tu mieszkają – nieco dwuznacznie zaznaczył Rob. Do Hossa dotarło, co im grozi. Spanikowany zerknął na Adama. W jego oczach też dostrzegł zaniepokojenie.


Cartwrightowie zostali sami.
-Josephie Francisie co to ma znaczyć? – ryknął Ben
-pa, tak się jakoś stało … usiłował tłumaczyć się Joe
-miałeś iść na wieczorek tańcujący do Grantów! Tak? Czy nie? – pytał Ben
-tak, ale … wieczorek …
-czy bracia Mackenzie i ich siostra była na tym wieczorku? – Ben nieubłaganie prowadził swoje śledztwo
-nie pa, nie byli, ale po …
-to skąd się wzięli – zaryczał wściekły Ben – skąd … i jak zhańbiłeś ich siostrę? Na tym wieczorku?
-nie, pa. Wstąpiłem do saloonu, wypiłem trochę whisky, żeby się pokrzepić przed podróżą i … już nic nie pamiętam … - poskarżył się Joe
-przed jaką podróżą? – Ben był nieubłagany
-przed podróżą do domu – jęknął załamany Joe. Ben podniósł oczy do góry.
-Joe, czy ty nigdy nie zmądrzejesz? Nie spoważniejesz?
Adam oderwał się od ściany i ruszył w stronę schodów.
-a ty gdzie idziesz? –spytał Ben
-przebrać się w garnitur – z godnością wyjaśnił Adam
-ale ślub jest dopiero jutro – z właściwą sobie bystrością zauważył Hoss i skulił się pod wściekłym spojrzeniem pa, rozżalonym Joe i rozbawionym Adama.
-na twój ślub włożę garnitur z Nowego Jorku – obiecał Adam – a teraz jadę odwiedzić parę znajomych.
-Adam! My tu mamy taką sytuację, a ty sobie wycieczki urządzasz! Z wizytami jeździsz, może jeszcze na piknik wyskoczysz? A brat cierpi! Ja również!– z wyrzutem stwierdził Ben.
-ja mu do saloonu wstępować nie kazałem – filozoficznie odparł Adam – chce się ożenić, to niech się żeni. Jest dorosły. Wie co robi – dodał – mam nadzieję, ze poprosi starszego brata na świadka – uśmiechnął się. Benowi odebrało mowę. Tego się nie spodziewał. Adam wsiadł do bryczki i ruszył. Miał niewiele czasu. Ślub ma być jutro – pomyślał. –Trzeba coś wymyślić. Widać na pierwszy rzut oka, że małego wrobiono. Babcia kumpla jest Szkotką. Co prawda dawno temu przypłynęła do Ameryki, ale może … ?
W domu kolegi radośnie powitano Adama. Po wypiciu filiżanki kawy i obowiązkowym zjedzeniu ciasta Adam przystąpił do działania.
-pani McDonald, czy dużo pamięta pani ze szkockich zwyczajów?
-Adam, ty jak zwykle zajmujesz się zwyczajami, legendami … jak nie Indian, to Szkotów – zaśmiał się kolega
-bo to bardzo ciekawe – stwierdził Adam – pasjonujące, te celtyckie obrzędy, zwyczaje … a na czym polega system klanowy? Ceremonie weselne?
-chłopcze! To jest
-… Adam, po prostu Adam … wszedł starszej pani w słowo – my tu mamy sporo Szkotów. Na przykład rodzina McKenzie … podobnież bardzo liczna i bardzo stara … sprytnie naprowadził na interesujący go temat.
-żebyś wiedział, że bardzo stara. Pisali o nich w kronikach jeszcze za Malcolma II. To XI wiek. Bardzo stary i rozgałęziony klan – wysoko oceniła ich babcia.
-a te słynne waśnie klanowe? – podpytywał Adam
-a jakże! Są … i to jakie. McKenzie to jeden klan. McGregorowie to wrogi klan, ale też bardzo stary. Sąsiadowali ze sobą, to i wadzili się.
-ale jak? Walczyli, napadali?
-e tam! Najpierw kradli sobie owce a potem kobiety – zaśmiała się babcia – pierwszy McGregor ukradł córkę McKenziemu jeszcze za panowania dobrego króla Bruce’a … to początki XIV wieku – wyjaśniła w odpowiedzi na pytające spojrzenie Adama – potem McKenzie ukradł siostrę McGregorowi, potem znów McGregor McKenziemu i tak do dzisiaj …
-ale … tu w Nevadzie nie ma McGregorów? – zapytał Adam
-jak to nie ma, jak są. Tu blisko. Niewiele osób ich zna, bo siedzą w górach i pędzą whisky – parsknęła śmiechem stara Szkotka.
-a … gdzie w górach? Bo chciałbym kupić beczułkę … do smarowania – zastrzegł Adam.
Uzyskawszy interesujące go informacje pożegnał się i ruszył w drogę. Jeszcze sporo spraw miał do załatwienia.

*

Poranek w Ponderosie. Ponury nastrój. Zrozpaczony, załamany Joe. Hoss bez apetytu. Smutny Ben. Zamyślony Adam.
-no, czas do kościoła – Adam ponaglił towarzystwo. Sprawdził, czy ma obrączki w kieszeni. Są. Wyruszyli. W domu pozostał tylko Hop Sing ukradkiem ocierający z oczu pojawiające się od czasu do czasu łzy.

*

Wirginia City. Kościół. Ponury nastrój. Przy ołtarzu stoją – Joe oczekujący na pannę młodą, jego świadek Adam i pastor mający udzielić im ślubu. W ławkach siedzi reszta Cartwrightów – Ben i Hoss. Smutni, ale dzielnie się trzymający. W oddali słychać stłumione szlochanie młodej, żeńskiej części mieszkańców Wirginia City. Rozległy się pierwsze tony marsza weselnego.
Wchodzą McKenzie. Rob jako najstarszy prowadzi Rose do ołtarza.
Pani Grant śpiewa:

Here comes the bride dressed all in light
Radiant and lovely she shines in his sight
Gently she glides graceful as a dove
Meeting her bridegroom her eyes full of love …

W ławkach słychać stłumione łkanie a nawet cichutki płacz. Matki dziewcząt też mają smutne miny. Większość z nich liczyła, że Joe wybierze właśnie ich pociechę, a tu taka niespodzianka!
Rose prowadzona przez Roba już doszła do ołtarza. Stoi obok Joe. Pastor zadaje sakramentalne pytanie: „Czy ty Rose …” Niestety nie zdołał dokończyć, bo uroczystość zostaje przerwana wtargnięciem licznej grupy rosłych, uzbrojonych mężczyzn ubranych w szkockie stroje narodowe.
-McGregor, ty wieprzu – ryknął Rob McKenzie – obedrę cię ze skóry – zagroził i ... umilkł widząc wycelowaną broń. Jeden z przybyłych mężczyzn podszedł do Rose, wziął ją na ręce.
– czy chcesz o nią walczyć? - zapytał Joe. Młodzieniec rycersko zaprzeczył, stwierdzając, że skoro on zdobył się na taki czyn, żeby z bronią wtargnąć do Domu Bożego po dziewczynę, to musi ją bardzo kochać, a on Joe nie śmiałby stawać na drodze zakochanym i z bólem w sercu wyrzeknie się własnego szczęścia. Przytomnie powstrzymał się od dodania, że z ulgą się wyrzeknie…
Porywacz zażądał od pastora, żeby udzielił mu ślubu. Pastor widząc grupę groźnie wyglądających Szkotów taktownie nie wspominał o przepisach obowiązujących, zapowiedziach itd., tylko bez oporów odprawił ceremonię ślubną.
Porywacze wyszli wraz z nową członkinią ich klanu, a wściekli MCKenzie poszli do saloonu, żeby ponarzekać i zaplanować rewanż na przeklętych McGregorach, którzy nawet tu, w Ameryce są dla nich jak wrzód na tyłku.
Cartwrightowie wracali do Ponderosy. Z lekkimi sercami, z ulgą, zadowoleni. Joe był wyluzowany, rozluźniony, wesoły. Wszak ominęła go życiowa katastrofa.
-Hoss, jedziemy w środę do Butlerów na potańcówkę?
-milcz! Ty! Pasikoniku. Miesiąc czyszczenia stajni! Żadnych wyjazdów! Ja przez Ciebie prawie wyłysiałem ze zmartwienia!
-ale pa! Joe umilkł zdając sobie sprawę, że tata jest wściekły, więc on, Joe będzie czyścił te stajnie … przez miesiąc. Ale potem jak się wyrwie do Wirginia City – uśmiechnął się do swoich myśli.
Ben zastanawiał się, jak McGregorowie dowiedzieli się o tym ślubie? Skąd? Od kogo? Spojrzał na Adama? Czyżby?... Adam uśmiechnął się …
– pa, oni sobie porywają kobiety już od XIV wieku, a zawsze nam mówisz, że tradycję należy szanować - szepnął Adam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Czw 13:28, 21 Sie 2014, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 15:59, 11 Sie 2014    Temat postu:

Litości, Ewelina Laughing Osłabłam Laughing Jak tylko wyobraziłam sobie przerażenie Joe... Very Happy Very Happy Very Happy Początkowo myślała, że w tej maści są jakieś składniki nieznane ludzkości i tak działają na małego Joe...
W całym tym opowiadaniu wyjątkowo małomówna i spokojna jest dziewczyna, róża klanu... Jej nic nie wadziło w tym układzie?

Świetne, dowcipne opowiadanie, żywe postacie i wariacka fabuła Very Happy Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:07, 11 Sie 2014    Temat postu:

Była spokojna. Zwykle robiła to, co kazali jej bracia Very Happy Chcieli ją wydać za bogatego ranczera, to użyli podstępu Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:08, 11 Sie 2014    Temat postu:

Ewelino, pierwszy akapit jest po prostu genialny. Zachowanie Joe przed lustrem i jego rozmyślania uchwyciłaś tak humorystycznie, że nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. „Pierwszy Casanowa Ponderosy” - Laughing Laughing Laughing

Ewelina napisał:
Było wiele ślicznych dziewcząt. Nie mógł się zdecydować i prosił do tańca kolejno, jedną po drugiej, Mamy panienek były zachwycone. No tak – pomyślał Joe – przecież to ja jestem najlepszą partią w okolicy! Może nawet w całym stanie - nieskromnie się podsumował swoje zalety, nie gubiąc jednak taktu i bezbłędnie wykonując skomplikowane figury taneczne.

No tak, skromnością na pewno nie grzeszył. Piękny przykład narcyzmu = samouwielbienia.

Ewelina napisał:
Adam oderwał się od ściany i ruszył w stronę schodów.
-a ty gdzie idziesz? –spytał Ben
-przebrać się w garnitur – z godnością wyjaśnił Adam
-ale ślub jest dopiero jutro – z właściwą sobie bystrością zauważył Hoss i skulił się pod wściekłym spojrzeniem pa, rozżalonym Joe i rozbawionym Adama.
-na twój ślub włożę garnitur z Nowego Jorku – obiecał Adam – a teraz jadę odwiedzić parę znajomych.
-Adam! My tu mamy taką sytuację, a ty sobie wycieczki urządzasz! Z wizytami jeździsz, może jeszcze na piknik wyskoczysz? A brat cierpi! Ja również!– z wyrzutem stwierdził Ben.
-ja mu do saloonu wstępować nie kazałem – filozoficznie odparł Adam – chce się ożenić, to niech się żeni. Jest dorosły. Wie co robi – dodał – mam nadzieję, ze poprosi starszego brata na świadka – uśmiechnął się. Benowi odebrało mowę.

Adam jak żywy. Po prostu bajeczny. Very Happy Very Happy Very Happy

Dobrałaś bardzo ładne zdjęcie. Gdybym tylko wiedziała jeszcze, z jakiego to odcinka, byłabym w pełni usatysfakcjonowana. Opowiadanie niesamowite. Adam po prostu genialny w swej przebiegłości. Przeczytałam z prawdziwą przyjemnością.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:19, 11 Sie 2014    Temat postu:

Ja jeszcze nie potrafię wklejać zdjęć. To "przekleiłam" z tematu "Adam i Mały Joe" str. 9. Nie wiem, czy tak wolno, ale może jakoś przejdzie Very Happy

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pon 16:19, 11 Sie 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:20, 11 Sie 2014    Temat postu: Ćwiczenie -sierpień -ślub lub scena humorystyczna.

Adam uratował jak zawszę Joe z kłopotu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:15, 11 Sie 2014    Temat postu:

Wspaniały, niezwykle oryginalny pomysł. Wszystkie postaci wiernie odtworzone. Joe - jako najlepsza partia w całej Nevadzie wspaniały. Doprowadził ojca do szewskiej pasji, a Hossa, jak zwykle do kosmicznego zdumienia. Tylko Adam z właściwym sobie spokojem potrafił poszukać najwłaściwszego wyjścia z sytuacji Very Happy
Cytat:
Leżał w hotelowym łóżku. Obok niego spał … no właśnie. Kto tu śpi? – zastanowił się Joe. Z niejakim trudem, bo w jego głowie szalały krasnoludki walące co sił młotami w dźwięczne kowadło

Najzwyklejszy kac, a jak pięknie ujęty w słowa Very Happy
Cytat:
Nieszczęsny Casanowa uświadomił też sobie, co zrobią z nim bracia Rose. Adam wiedziałby jakie Szkoci mają zwyczaje - pomyślał z szacunkiem o starszym bracie. Jego myśli krążyły od wersji z mordobiciem i wyrzuceniem na zbity pysk z łoża, hotelu i Wirginia City po zastosowanie emaskulatora na tym, co uważał za najcenniejsze w Ponderosie. Możliwe, że mają jeszcze inne pomysły … – dedukował spanikowany Joe.

Przeczytałam, wyobraziłam sobie minę Joe i parsknęłam śmiechem. Jak w ogóle barciom McKenzie mógł zaświtać w głowie pomysł z emaskulatorem i to w stosunku do kogo? Toż biedny musiał się skurczyć ze strachu, Joe oczywiście Laughing
Cytat:
Co wybierasz?
Joe zakwilił. - Cóż, chyba … ślub – odparł z godnością rybki zapytanej, czy pragnie być ugotowana, czy usmażona.

Laughing Laughing Laughing Laughing Laughing Laughing

I nich ktoś teraz powie, że Adam nie był wspaniałym bratem Very Happy

Lekkie, niezwykle dowcipne. Miałam bardzo miły przerywnik w ciężkich obowiązkach domowych. Od razu nabrałam sił do dalszej pracy Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:41, 11 Sie 2014    Temat postu:

Ewelina aleś się skamuflowała....zostawię sobie lekturę do tramwaju Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 9:51, 12 Sie 2014    Temat postu:

Aga napisał:
Ewelina aleś się skamuflowała... Very Happy

Ja nie chciałam Sad (i tu ikonka oznaczająca przestraszone kwilenie Very Happy )
A poważnie to mam nadzieję, że podróż tramwajem upłynie Ci wesoło i nie będzie się dłużyć Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 2 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin