Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Ćwiczenie -sierpień -ślub lub scena humorystyczna.
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:51, 15 Sie 2014    Temat postu:

senszen napisał:
– Rozumiem więc, że ta godzina, to czas, żebym się umyła, uczesała… przebrała… - ciągnęła, patrząc na niego z błyskiem w oczach.
- Dokładnie. Ja w tym czasie załatwię zgodę sędziego….
- Ty też masz się umyć i przebrać. – wtrąciła spokojnie India.

India jako panna młoda wykazuje wyjątkową trzeźwość myślenia. Smile

senszen napisał:
Pastor wyprostował się z wysiłkiem, otarł czoło ręką, w której trzymał garść marchewek. Para, która stał przed nim wyglądała na bardzo rozbawioną.

Bardzo malownicza scena. Zwłaszcza marchewki dodają pikanterii. Laughing

senszen napisał:
- Młody człowieku…
- Już nie taki młody…
- Po co ten pospiech? Czy ty wiesz chociaż, jakiego koloru oczy ma twoja wybranka? – zapytał retorycznie.
- Kolor oczu, wzrost, przybliżona waga… Ślub ma być teraz.

Stanowczość Candy’ego robi wrażenie. Nawet pastor „wymiękł”.

Udane opowiadanie. Miło się je czyta, z uśmiechem. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:26, 15 Sie 2014    Temat postu:

senszen napisał:
To jest scena ślubu z "Nieudanych oświadczyn", która jakoś mi umknęła w trakcie pisania Very Happy

Wiem coś u umykaniu fragmentów Laughing
senszen napisał:

India poprawiła granatową wstążkę we włosach. Były jeszcze wilgotne, więc zaplotła je w luźny warkocz. Prosta kremowa sukienka leżała na niej całkiem znośnie.

Bardzo spodobał mi się ten opis...oczami wyobraźni widziałam ten granat, wilgotny warkocz. Rolling Eyes
senszen napisał:
Pastor stał pośrodku grządki marchewki, pochylony, w słomianym kapeluszu.(...)Pastor wyprostował się z wysiłkiem, otarł czoło ręką, w której trzymał garść marchewek.

Prostota a jednocześnie plastyczne opisy....Very Happy Piękne po prostu.
Dodatkowo fakt, że para jest znajoma potęgowało przyjemność z czytania. Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:33, 15 Sie 2014    Temat postu:

No dorwałam się do kompa...podobały mi się zwłaszcza te fragmenty...
zorina13 napisał:
Poddała się tym twardym wargom i silnym ramionom ,które zaprowadziły ją wprost do nieba.

zorina13 napisał:
-Musimy porozmawiać -rzekł w końcu niepewnym tonem. Po tym co się wczoraj wydarzyło ,powinniśmy się pobrać.

Adaś wie jak się oświadczyć...Laughing
zorina13 napisał:
-Kocham cię -odparł patrząc jej głęboko w oczy. I będę ci to powtarzał ,przez najbliższe pięćdziesiąt lat.

Trzeba było tak od razu. Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:35, 15 Sie 2014    Temat postu:

Zorina napisał:
Musimy porozmawiać -rzekł w końcu niepewnym tonem. Po tym co się wczoraj wydarzyło ,powinniśmy się pobrać.
-To już nie uważasz mnie za dziecko -spytała przekornie,patrząc mu prosto w oczy .
-Od wczoraj nim nie jesteś -przyznał. Zgadzasz się ?
Miranda skinęła głową.

Oświadczyny w stylu Adama. Nie ma co mówić "romantyczne", że ho, ho. No, ale Adamowi oświadczyny w ogóle nie wychodziły. Nie miał doświadczenia biedaczek Very Happy
Dobrze, że chociaż wiedział jak się zachować po chwilach uniesień Smile
senszen napisał:
Masz godzinę. – szepnął Candy, pomagając Indii zsiąść z konia.
- Na co? – zdziwiła się.
- Teraz, jak już cię odnalazłem, wolę Cię pilnować przez okrągłą dobę… Więc po prostu się z Tobą ożenię.

Kolejne niezwykłe oświadczyny i równie niezwykły ślub. Bardzo fajny i lekki fragment. Opis pastora z nacią w dłoni prześmieszny.
senszen napisał:
To jest scena ślubu z "Nieudanych oświadczyn", która jakoś mi umknęła w trakcie pisania

Dobrze, że wróciła Very Happy Takich powrotów proszę jak najwięcej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 20:43, 15 Sie 2014    Temat postu:

Może założymy dział "fragmenty, które nam umknęły"? Very Happy
Chyba nie jestem wyjątkiem i każdemu zdarza się scena, którą chętnie by umieścił w opowiadaniu, ale przyszła mu do głowy za późno? Albo i jestem Rolling Eyes
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:04, 15 Sie 2014    Temat postu:

Nie jesteś ...mnie umknęła scena piknikowa Cassidy i Adama, ale jakoś udało mi się wkleić później jako przemyślenia Adama Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:27, 17 Sie 2014    Temat postu:

Jak mogłeś mi to zrobić?!

- Ojciec zwariował do reszty – krzyknął Adam rzucając kapelusz na stół.
- Dlaczego tak mówisz Adamie? – spytał Hoss zdziwiony gwałtowną reakcją brata.
- A kto w jego wieku żeni się i to z tak młodą dziewczyną – odparł Adam z zaciętym wyrazem twarzy.
- Powinieneś być zadowolony. Ojciec przecież zdjął ci z ramion ogromny ciężar.
- O czym ty mówisz do licha? Ja mam być zadowolony, że mój własny ojciec zdmuchnął mi sprzed nosa dziewczynę, co, do której miałem plany – Adam spojrzał z wściekłością na Hossa.
- No, wiesz w zasadzie sytuacja była bardzo niezręczna. Ty wyjechałeś do Bostonu i nie wiadomo było, kiedy wrócisz. Pa nie miał wyjścia. Zapewniam cię, że ojciec Judy jest niezwykle stanowczym człowiekiem - powiedział Hoss drapiąc się po głowie.
- Wiem o tym, ale zaraz, zaraz. Mówisz, że nie wiedzieliście, kiedy wrócę? – spytał Adam zdziwiony.
- No, tak. Od trzech miesięcy nie dawałeś znaku życia, a ojciec Judy nie chciał dłużej czekać – odparł Hoss.
- Wysłałem kilka listów, telegrafowałem i ty mi mówisz, że nie dawałem znaku życia? – Adam zacisnął nerwowo wargi i spojrzał ostro na brata.
- No nie wiem, jak tam było, ale żadnych listów od ciebie nie było – nieporadnie tłumaczył Hoss.
- Gdzie jest ojciec? – wycedził Adam przez zęby.
- Chyba z narzeczoną – odparł Hoss uśmiechając się od ucha do ucha.

***
Adam zły jak burza z impetem wypadł z domu. Nie wiedział, co o tym wszystkim sądzić, ale wiedział jedno – musi porozmawiać z ojcem i dowiedzieć się, co naprawdę się stało i dlaczego jego dziewczyna ma zostać jego macochą. Miał właśnie dosiąść konia, gdy na podwórze wtoczyła się bryczka powożona przez Bena Cartwrighta.
- Adam? A co ty robisz w domu? – spytał zdziwiony Ben.
- Widzę, że jesteś bardzo zadowolony z mojego powrotu – odparł ironicznie Adam.
- Jestem zaskoczony. Nie pisałeś, nie dawałeś znaku życia. Myślałem, że coś się stało. Już miałem jechać do Bostonu i cię szukać – powiedział Ben zsiadając z bryczki i wyciągając rękę do Adama – witaj w domu.
Adam udał, że nie zauważył gestu ojca i mrużąc z wściekłości oczy powiedział:
- Czyżby? A mnie się wydaje, że ta moja nieobecność była ci na rękę.
- Synu uspokój się. Wszystko ci wytłumaczę - Ben próbował załagodzić sytuację.
- Nie było mnie przez trzy miesiące, a ty, mój własny ojciec, odbiłeś mi dziewczynę. Jak mogłeś mi to zrobić?! – wykrzyczał Adam nie panując na głosem.
- To nie jest tak jak ci się wydaje.
- Doprawdy?! To, dlaczego z nią się żenisz?
- To nie miejsce na taką rozmowę. Wejdźmy do domu i spokojnie porozmawiajmy – powiedział Ben siląc się na spokój.
- Wydaje mi się, że wszystko zostało powiedziane, ojcze – odparł Adam dosiadając konia.
- Adamie, gdzie znowu jedziesz? Zaczekaj – prosił Ben.
- Zostaw mnie w spokoju. Żeń się lub nie, to twoja sprawa – to mówiąc Adam naciągnął mocniej kapelusz na głowę, spiął konia do szybkiego biegu i omal nie stratował Małego Joe, który słysząc podniesione głosy wyszedł właśnie ze stajni.
- Pa, to Adam? – spytał Joe podchodząc do Bena.
- Tak.
- Dowiedział się o tobie i Judi – powiedział z domysłem Joe.
- Na to wychodzi. Tylko nie wiem ile i od kogo się dowiedział – odparł Ben z niepokojem.
W tej właśnie chwili z domu wyszedł Hoss jedzący z apetytem duże, soczyste jabłko. Spojrzał najpierw na ojca, a potem na Małego Joe i uśmiechając się powiedział:
- Pa, Adam wrócił i pytał o ciebie. Chyba nie był zadowolony, że odbiłeś mu pannę.
- No to już wiadomo, kto mu powiedział. Pozostaje tylko jedno pytanie, co nasz dobroduszny Hoss wypaplał Adamowi – rzekł Joe przewracając dziwnie oczyma.
- Co mu powiedziałeś Hoss? – spytał Ben z wiele mówiącą miną.
- Ja? Nic, tylko to, że się żenisz – odparł Hoss, którego oczy zrobiły się ogromne ze zdziwienia.
- A kto cię o to prosił synu? – spytał wolno Ben wpatrując się intensywnie w Hossa.
- Nikt, ale Adam spytał, co słychać i tak jakoś wyszło.
- Tak jakoś wyszło – powiedział Ben akcentując każde słowo.
- Ależ Pa – zaczął Hoss niepewnie patrząc na ojca.
- Lepiej już nic nie mów – rzekł Ben czując, że jeszcze chwila, a eksploduje.

***
To nie mogło być prawdą. Tak myślał Adam galopując drogą do Virginia City. Judi dziewczyna, w której zakochał się po raz pierwszy od niepamiętnych czasów ma wyjść za jego ojca. Wszystko w nim krzyczało dlaczego?! Nie mógł tego pojąć i nawet się nie starał. Czuł się zdradzony, podwójnie zdradzony. Teraz pomogłaby mu tylko butelka whiskey. Przynaglił konia do szybszego biegu. Z galopu przeszedł w cwał. Dzięki temu nie musiał myśleć o Judi, ojcu, o całej tej paskudnej sytuacji.
Zbliżając się do rozwidlenia dróg zauważył czarny poruszający się punkcik. Zwolnił. Naprzeciw siebie ujrzał jadącą bryczkę, którą powoziła młoda przepiękna kobieta o kasztanowych włosach. Spostrzegłszy go również zwolniła, a następnie ściągnęła wodze zmuszając konia do zatrzymała się. Adam wolno podjechał do powozu i dotykając od niechcenia ronda kapelusza powiedział:
- Witaj Judi i przyjmij moje gratulacje.
- Witaj Adamie, a gratulować mi nie masz, czego – odparła dziewczyna.
- Doprawdy? Przyszła pani na Ponderosie to nie byle, co – odparł trochę zaczepnie Adam.
- Jakim prawem tak do mnie mówisz? – Judi nie kryła rozżalenia.
- Prawem zdradzonego. Nie było mnie zaledwie trzy miesiące, a ty znalazłaś sobie innego. I to, kogo? Mojego ojca! – krzyczał Adam zupełnie nad sobą nie panując.
- Nie miałam wyjścia. Nie pisałeś. Nie wiedziałam, co się z tobą dzieje, twoja rodzina również tego nie wiedziała. Ludzie mówili, że miałeś wszystkiego dosyć i uciekłeś.
- A ty im uwierzyłaś. Pisałem i tak bardzo tęskniłem – powiedział Adam z wyrzutem w głosie.
- Adamie, pozwól, że ci wyjaśnię.
- Tu już nie ma, czego wyjaśniać. Jutro twój ślub. Nie martw się nie będę w niczym wam przeszkadzał. Jeszcze dzisiaj wyprowadzę się z domu. Dla nas dwojga nie ma miejsca w Ponderosie – odparł Adam i dodał – żegnaj Judi. Mam nadzieję, że z moim ojcem zaznasz szczęścia.
Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale Adam skinął jej tylko głową i ruszył przed siebie. Judi patrzyła oczyma pełnymi łez za oddalającym się mężczyzną. Gdy go ujrzała na drodze serce zaczęło walić jej jak oszalałe. Miała mu tyle do powiedzenia, ale nie dał jej szansy. Chciała wytłumaczyć mu, dlaczego jego ojciec postanowił wziąć ją za żonę i, że jego powrót wszystko zmienia. Chciała opowiedzieć mu o tych wszystkich dniach pełnych tęsknoty i rozpaczy, i wreszcie o tajemnicy, którą nosi pod sercem.

***
Adam siedział w saloonie i pił na umór. Niektórzy upijają się na smutno, inni na wesoło, a jeszcze inni stają się po alkoholu agresywni. Adam niewątpliwie należał do tych pierwszych. Z każdą wypijaną szklaneczką whiskey stawał się coraz bardziej przygnębiony i chmurny jak noc. Wyraz jego twarzy skutecznie odstraszał potencjalnych kolegów do wypitki. Dochodziła północ, gdy do saloonu wszedł Ben Cartwright. Rozejrzał się po sali i wśród nielicznych o tej porze gości ujrzał swego syna. Pewnym krokiem podszedł do stolika, przy którym Adam sączył whiskey. Serce ścisnęło mu się z bólu, gdy zobaczył syna w takim stanie. Szybko jednak wrócił do rzeczywistości, gdy usłyszał bezceremonialnie zadane pytanie:
- Czego chcesz?
- Porozmawiać – odparł Ben.
- O tym jak uwiodłeś mi dziewczynę? Zupełnie mnie to nie interesuje.
- A powinno, bo może wtedy zrozumiałbyś, że nie miałem wyjścia – powiedział Ben.
- Doprawdy? – spytał Adam z ironią.
- Wysłuchasz mnie czy nie?
- Chcesz to mów. Co mi do tego?
- Adamie musisz wiedzieć, że nim podjąłem tę decyzję próbowałem skontaktować się z tobą. Wysłałem do ciebie dwa listy, kilka telegramów i ...
- Nic nie dostałem - przerwał ojcu Adam.
- Dwa tygodnie temu ojciec Judy wraz ze swoimi ludźmi przyjechał na nasze ranczo i oświadczył mi, że skoro jego córka została zniesławiona przez Cartwrighta, to teraz Cartwright musi za to zapłacić. Sprawę postawił jasno, albo ożenek albo Ponderosę zrówna z ziemią. I zapewniam cię mówił poważnie. Początkowo myślałem, że to Joe narozrabiał, ale gdy okazało się, że chodzi o mojego najstarszy syna sytuacja zaczęła się komplikować. Ciebie nie było, a czas naglił. Co miałem robić, gdy jej ojciec pod bronią wymógł na mnie to małżeństwo. Czy to rozumiesz?
- Jestem pijany, ale nie na tyle, żeby nie pojąć, co do mnie mówisz. Masz moje błogosławieństwo Pa – odparł Adam śmiejąc się jak z dobrego dowcipu. Pod wpływem wzroku ojca umilkł jednak i po chwili ciszy powiedział – jeśli chodzi ci o to, czy byłem z nią, to byłem. Byłem tak, blisko, że bliżej już nie można.
- No i owoc tego mamy. Judi nosi twoje dziecko.
Jeżeli bywają przypadki wytrzeźwienia w ułamku sekundy, to takim przypadkiem był w tej właśnie chwili Adam. Patrząc na ojca całkiem przytomnym wzrokiem powiedział:
- Jutro ślub, a ja nie mam odpowiedniego na tę okazję stroju.
- Nie martw się, coś na to poradzimy – odparł Ben uśmiechając się do syna.

***
Na następny dzień miejscowy kościół wypełniony był wiernymi po brzegi. Stawiło się całe Virginia City. Nikt, bowiem nie chciał przegapić wydarzenia roku, jakim niewątpliwie miał być ślub Bena Cartwrighta i młodziutkiej Judith Harris. A gdy jeszcze do tego okazało się, że nagle pojawił się w mieście najstarszy syn Bena, który przez wielu uważany był za nieoficjalnego narzeczonego dziewczyny, w mieście zawrzało.
Mieszkańcy ciekawi i żądni sensacji nie mogli przegapić takiej okazji. W kościele byli już wszyscy. Pan młody oczekiwał pięknej narzeczonej stojąc przy ołtarzu. Obok Bena, jako drużbowie stali jego trzej synowie Adam, Hoss i Mały Joe. Oczy wszystkich skierowane były na Adama. Szmer, jaki niczym fala przechodził przez kościół dobitnie świadczył o zdziwieniu wywołanym jego widokiem. Ben pochylił się do syna i o coś zapytał. Ten tylko z rezygnacją przecząco pokręcił głową. Wtedy właśnie wszedł pastor i od razu podszedł do Bena witając się z nim i jego synami. Cartwright wziął go pod rękę i coś długo i z przejęciem tłumaczył wskazując na Adama. Pastor początkowo zdziwiony, a potem oburzony wyszeptał jedno słowo nie, ale gdy Ben obiecał pokryć wszelkie wydatki związane z nowym dachem kościoła, westchnął tylko i z aprobatą kiwnął głową. Był najwyższy czas, bowiem rozległy się dźwięki pieśni śpiewanej z przejęciem przez panią Jenkins, a w drzwiach kościoła pojawiła się panna młoda w towarzystwie prowadzącego ją do ołtarza ojca oraz licznej rodziny. Nim umilkły dźwięki piskliwie śpiewanej przy akompaniamencie fisharmonii pieśni kościelnej, Judith stanęła z posępną miną u boku Bena Cartwrighta. Dumny pan Harris, ojciec panny młodej z nieukrywaną satysfakcją rozglądał się po zgromadzonych wiernych. Pastor dwukrotnie dziwnie chrząknął, a gdy usłyszał przynaglenie z ust ojca Judith przystąpił do udzielania ślubu zaczynając od słów:
- Drodzy bracia i siostry zebraliśmy się tu w obliczu Boga i Kościoła by połączyć tego mężczyznę i tę kobietę świętym węzłem małżeńskim. Jest to …
- Nie! Nie zgadzam się – krzyknął Ben czując jednocześnie pod lewą łopatką lufę rewolweru Eda Harrisa.
- Chyba się przesłyszałem – warknął Harris, a Judi zdziwiona spojrzała najpierw na Bena, a potem na zagadkowo uśmiechającego się Adama.
- Nie ja tu powinienem stać – powiedział Ben z powagą.
- Mnie jest wszystko jedno, który z was – odparł Ed mocniej dociskając lufę rewolweru do pleców Bena.
- Ed, pomyśl chcesz unieszczęśliwić własne dziecko małżeństwem ze starym człowiekiem?
- Nie jesteś wcale taki stary – powiedziała Judi przysłuchująca się rozmowie.
- Co, ty knujesz Cartwright? – spytał Harris.
- Nic takiego. Wszystko zostanie w rodzinie Cartwrightów, tylko pan młody się zmieni. - Odpowiedział z uśmiechem Ben, po czym zwracając się do najstarszego syna spytał – Adamie, czy zechcesz wyręczyć ojca w tej niezwykle uroczystej chwili?
- Jak sobie życzysz Pa – odpowiedział Adam i patrząc na zdziwioną Judi, zamienił się z ojcem miejscem przy ołtarzu. Teraz to on stał u boku panny Harris i uśmiechał się tak czarująco, że po kościele przeszedł cichy jęk zawodu wszystkich panien, jak również ich nobliwych matek.
- O nie, nie zgadzam się. – powiedziała Judi – jeśli się nie mylę, to jest mój ślub i mam tu coś do powiedzenia?
- Nie! – rozległo się chóralnie. Tej zwięzłej odpowiedzi udzielił jej klan Harrisów.
- Nie wyjdę za niego! – krzyknęła Judi tupiąc z wściekłości.
- Zaręczam ci córeczko, że wyjdziesz – ton głosu i wyraz twarzy Eda nie pozostawiały złudzeń.
- Ależ panie Harris to nie uchodzi – wtrącił się do rozmowy pastor, który podobnie jak zgromadzeni wierni przysłuchiwał się z zaciekawieniem toczącej się rozmowie.
- Co nie uchodzi? – spytał groźnie Harris.
- To jednak jest Dom Boży, a z tego, co powiedziała pańska córka wnoszę, iż nie życzy sobie ona tego małżeństwa – odpowiedział lekko drżącym głosem pastor.
- A ja wnoszę, że boczna nawa naszego kościoła wymaga pilnego remontu.
- Ależ to nie uchodzi panie Harris – odparł zawstydzony pastor.
- Dach też nie jest w najlepszym stanie – kontynuował ojciec Judi.
- Nowy dach obiecał ufundować pan Cartwright – wyrwało się pastorowi.
- Czyli wszystko załatwione. Udzieli pastor tego ślubu czy nie? – Harris pomału tracił cierpliwość.
- Ale komu? – płaczliwie spytał pastor.
- Judi i mnie – zniecierpliwionym głosem odparł Adam. Judi chciała coś powiedzieć, ale młody Cartwright, pragnąc uprzedzić jej ewentualny sprzeciw zakrył jej usta dłonią. Posłał jej przy tym jedno ze swych uwodzicielskich spojrzeń, czym ostatecznie rozwiał wątpliwości dziewczyny. Hoss i Mały Joe wymienili porozumiewawcze spojrzenia i widać było, że świetnie się bawią. Pastor westchnął ciężko, powiódł wzrokiem po zgromadzonych wiernych, a widząc w ich twarzach wyczekiwanie, rozpoczął:
- Drodzy bracia i siostry zebraliśmy się tu w obliczu …
- Nie rób tego Judith – rozdzierający głos poniósł się przez cały kościół. Wszyscy jak na komendę odwrócili się i zobaczyli stojącego w otwartych drzwiach miejscowego telegrafistę Marka Perkinsa.
- Znowu?! – ojciec Judi nie wierzył własnym uszom, a że miał słaby wzrok spytał – a co to za dupek?
- Panie Harris wzywam pana do opamiętania – zgorszony pastor zwrócił uwagę Edowi. Tymczasem Perkins przebiegł główną nawą kościoła i klękając przed zdziwioną i lekko oszołomioną dziewczyną powiedział egzaltowanym głosem:
- Kocham cię tak jak nikt na całym świecie. Wyjdź za mnie moja ukochana.
- Panie Perkins, niech pan wstanie. Co też panu przyszło do głowy? – Judi nie mogła uwierzyć w to co usłyszała.
- Tylko ja prawdziwie cię kocham. To ja wykradałem całą waszą korespondencję, bo wiem, że z Adamem Cartwrightem będziesz nieszczęśliwa. Tylko ja dam ci wszystko, czego zapragniesz.
- A ja dam ci jedno – odparł Adam waląc Perkinsa prosto w szczękę. W kościele wzniósł się tumult, a pastor był bliski omdlenia. Ed Harris zadowolony z takiego obrotu sprawy poklepał Adama po ramieniu mówiąc:
- Mojej córce na dobre wyjdzie ta zamiana. Chłopcy – zwrócił się do synów – wynieście tego dupka i wrzućcie do koryta dla koni. Może oprzytomnieje.
- Ależ panie Harris to naprawdę nie wypada, nie wypada – powtarzał pastor, cały się trzęsąc.
- Wybacz mi wielebny. Teraz już nikt nam nie przeszkodzi – powiedział Harris sprawdzając demonstracyjnie, czy rewolwer wychodzi mu lekko z kabury.
- Tego nie powinien pan wnosić do Domu Bożego – powiedział pastor wskazując na broń.
- Zapomniałem. – Ed uśmiechnął się bezczelnie, wywołując tym śmiech zgromadzonych. - Nie traćmy czasu, a ty pastorze udziel im wreszcie ślubu. Wielebny lekko się zacinając po raz trzeci rozpoczął ceremoniał tych dziwnych zaślubin. Gdy szczęśliwie dobrnął do końca zwyczajowej formułki promienny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Teraz już pewniej zapytał młodych czy chcą siebie na dobre i na złe. Po zgodnych oświadczeniach narzeczonych popłynęły wreszcie słowa, na które wszyscy z niecierpliwością czekali:
- Ja Adam biorę sobie ciebie Judiht za małżonkę i ślubuję nie opuścić cię ani w dobrym ani w złym, ani w bogactwie, ani w ubóstwie, ani w zdrowiu ani w chorobie. Przyrzekam kochać cię i szanować aż do czasu, kiedy Bogu Najwyższemu spodoba się rozłączyć nas i aż dotąd ślubuję ci wierność.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 22:45, 17 Sie 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:35, 17 Sie 2014    Temat postu: Ćwiczenie -sierpień -ślub lub scena humorystyczna.

W opowiadaniu było wszystko ,humor ,intrygi ,zwroty akcji i szczęśliwe zakończenie.
Brawo Ada.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:57, 17 Sie 2014    Temat postu:

Świetne, wesołe, dowcipne, z akcją zmieniającą się co chwila. Pijany Adam, plotkujący Hoss, zaskoczony Joe, zdeterminowany ojciec panny młodej plus bardzo zdeterminowana i liczna rodzina tejże panny, z niespodziewanym i natrętnym wielbicielem też sobie poradzili ... no i przyczyna tego galimatiasu, jeszcze ukrywająca się we wnętrzu ... to jest pod sercem panny młodej Very Happy
A pastor, choć zakłopotany, to jednak został na plusie ... bo to i nawa boczna i dach ... a o pieniądze pastorowi ciężko ... parafianie widać skąpi bywali ... z małymi wyjątkami Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:04, 17 Sie 2014    Temat postu:

ADA napisał:
- Nie było mnie przez trzy miesiące, a ty, mój własny ojciec, odbiłeś mi dziewczynę. Jak mogłeś mi to zrobić?! – wykrzyczał Adam nie panując na głosem.

Sytuacja dramatyczna, a mnie uśmiech nie schodził z twarzy. Dziwne … Confused

ADA napisał:
Adam siedział w saloonie i pił na umór. (…) Z każdą wypijaną szklaneczką whiskey stawał się coraz bardziej przygnębiony i chmurny jak noc. Wyraz jego twarzy skutecznie odstraszał potencjalnych kolegów do wypitki.

Bezcenny widok. Samotny, zły, obrażony i rozżalony.

ADA napisał:
- Jestem pijany, ale nie na tyle, żeby nie pojąć, co do mnie mówisz. Masz moje błogosławieństwo Pa – odparł Adam śmiejąc się jak z dobrego dowcipu. Pod wpływem wzroku ojca umilkł jednak i po chwili ciszy powiedział – jeśli chodzi ci o to, czy byłem z nią, to byłem. Byłem tak, blisko, że bliżej już nie można.
- No i owoc tego mamy. Judi nosi twoje dziecko.
Jeżeli bywają przypadki wytrzeźwienia w ułamku sekundy, to takim przypadkiem był w tej właśnie chwili Adam.

Niezły zwrot akcji. Very Happy

ADA napisał:
- Wszystko zostanie w rodzinie Cartwrightów, tylko pan młody się zmieni. - Odpowiedział z uśmiechem Ben, po czym zwracając się do najstarszego syna spytał – Adamie, czy zechcesz wyręczyć ojca w tej niezwykle uroczystej chwili?
- Jak sobie życzysz Pa – odpowiedział Adam i patrząc się na zdziwioną Judi, zamienił się z ojcem miejscem przy ołtarzu. Teraz to on stał u boku panny Harris i uśmiechał się tak czarująco, że po kościele przeszedł cichy jęk zawodu wszystkich panien, jak również ich nobliwych matek.

Kolejna świetna scena. Smile

ADA napisał:
- Znowu?! – ojciec Judi nie wierzył własnym uszom, a że miał słaby wzrok spytał – a co to za dupek?
- Panie Harris wzywam pana do opamiętania – zgorszony pastor zwrócił uwagę Edowi.
(…)
- Teraz już nikt nam nie przeszkodzi – powiedział Harris sprawdzając demonstracyjnie, czy rewolwer wychodzi mu lekko z kabury.

Ojciec Judi jest wyjątkowo barwną postacią.

ADA napisał:
- Tylko ja prawdziwie cię kocham. To ja wykradałem całą waszą korespondencję, bo wiem, że z Adamem Cartwrightem będziesz nieszczęśliwa. Tylko ja dam ci wszystko, czego zapragniesz.
- A ja dam ci jedno – odparł Adam waląc Perkinsa prosto w szczękę.

Laughing Laughing Laughing Laughing Laughing Laughing Laughing Laughing Laughing Laughing

ADA, opowiadanie jest wyśmienite! Spodobało mi się i to bardzo. Jest w nim wszystko, poczynając od tajemnicy, a kończąc na dramatycznych zwrotach akcji. SUPER


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 16:25, 17 Sie 2014    Temat postu:

Cytat:
- No, tak. Od trzech miesięcy nie dawałeś znaku życia, a ojciec Judy nie chciał dłużej czekać – odparł Hoss.
- Wysłałem kilka listów, telegrafowałem i ty mi mówisz, że nie dawałem znaku życia?

Cytat:
- Jestem zaskoczony. Nie pisałeś, nie dawałeś znaku życia. Myślałem, że coś się stało. Już miałem jechać do Bostonu i cię szukać


Na początku myślałam, że to dziwny zbieg okoliczności.

Cytat:
- Synu uspokój się. Wszystko ci wytłumaczę - Ben próbował załagodzić sytuację.
- Nie było mnie przez trzy miesiące, a ty, mój własny ojciec, odbiłeś mi dziewczynę. Jak mogłeś mi to zrobić?! – wykrzyczał Adam nie panując na głosem.
- To nie jest tak jak ci się wydaje.


Adam wściekły, wyprowadzony z równowagi...

Cytat:
- Dowiedział się o tobie i Judi – powiedział z domysłem Joe.
- Na to wychodzi. Tylko nie wiem ile i od kogo się dowiedział – odparł Ben z niepokojem.
W tej właśnie chwili z domu wyszedł Hoss jedzący z apetytem duże, soczyste jabłko. Spojrzał najpierw na ojca, a potem na Małego Joe i uśmiechając się powiedział:
- Pa, Adam wrócił i pytał o ciebie. Chyba nie był zadowolony, że odbiłeś mu pannę.

świetne Smile Kontrast emocji i niezwykły spokój Hossa Very Happy

Cytat:
Judi dziewczyna, w której zakochał się po raz pierwszy od niepamiętnych czasów ma wyjść za jego ojca. Wszystko w nim krzyczało dlaczego?! Nie mógł tego pojąć i nawet się nie starał. Czuł się zdradzony, podwójnie zdradzony. Teraz pomogłaby mu tylko butelka whiskey.

Adam musiał się czuć rzeczywiście zdradzony...
Cytat:
- Prawem zdradzonego. Nie było mnie zaledwie trzy miesiące, a ty znalazłaś sobie innego. I to, kogo? Mojego ojca! – krzyczał Adam zupełnie nad sobą nie panując.
- Nie miałam wyjścia. Nie pisałeś. Nie wiedziałam, co się z tobą dzieje, twoja rodzina również tego nie wiedziała. Ludzie mówili, że miałeś wszystkiego dosyć i uciekłeś.
- A ty im uwierzyłaś. Pisałem i tak bardzo tęskniłem – powiedział Adam z wyrzutem w głosie.
- Adamie, pozwól, że ci wyjaśnię.

Ale dziewczynę to będzie musiał długo przepraszać...

Cytat:
Adam niewątpliwie należał do tych pierwszych. Z każdą wypijaną szklaneczką whiskey stawał się coraz bardziej przygnębiony i chmurny jak noc. Wyraz jego twarzy skutecznie odstraszał potencjalnych kolegów do wypitki.

dobrze, że Ben w końcu przyszedł uratować syna Confused Bo do czego by mogło dojść, jeżeli Adam się upija na smutno?

Cytat:
jeśli chodzi ci o to, czy byłem z nią, to byłem. Byłem tak, blisko, że bliżej już nie można.
- No i owoc tego mamy. Judi nosi twoje dziecko.


nie powinien być więc aż tak zszokowany nowiną Very Happy W każdym razie aż tak, żeby trzeźwieć w ułamku sekundy Very Happy

Cytat:
Pastor początkowo zdziwiony, a potem oburzony wyszeptał jedno słowo nie, ale gdy Ben obiecał pokryć wszelkie wydatki związane z nowym dachem kościoła, westchnął tylko i z aprobatą kiwnął głową.

Tu już się zaczęłam śmiać Very Happy

Cała rozmowa w kościele jest wspaniała Smile Absurdalna, zakręcona, prześmieszna Very Happy

Cytat:
- To jednak jest Dom Boży, a z tego, co powiedziała pańska córka wnoszę, iż nie życzy sobie ona tego małżeństwa – odpowiedział lekko drżącym głosem pastor.
- A ja wnoszę, że boczna nawa naszego kościoła wymaga pilnego remontu.
- Ależ to nie uchodzi panie Harris – odparł zawstydzony pastor.

pastor miał dobry dzień Smile Smile Smile Albo raczzej to był dobry dzień dla kościoła, pastor mógł być wytrącony z równowagi Very Happy

Cytat:
Judi chciała coś powiedzieć, ale młody Cartwright, pragnąc uprzedzić jej ewentualny sprzeciw zakrył jej usta dłonią. Posłał jej przy tym jedno ze swych uwodzicielskich spojrzeń, czym ostatecznie rozwiał wątpliwości dziewczyny.

Ciekawe jak wyglądała ich późniejsza rozmowa? Smile

Cytat:
Tymczasem Perkins przebiegł główną nawą kościoła i klękając przed zdziwioną i lekko oszołomioną dziewczyną powiedział egzaltowanym głosem:
- Kocham cię tak jak nikt na całym świecie. Wyjdź za mnie moja ukochana.
- Panie Perkins, niech pan wstanie. Co też panu przyszło do głowy? – Judi nie mogła uwierzyć w to co usłyszała.
- Tylko ja prawdziwie cię kocham. To ja wykradałem całą waszą korespondencję, bo wiem, że z Adamem Cartwrightem będziesz nieszczęśliwa. Tylko ja dam ci wszystko, czego zapragniesz.

kolejny zwrot akcji Smile ADA Very Happy miałam już łzy śmiechu w oczach Very Happy

świetne opowiadanie Smile Było w nim wszystko, jak zwykle doskonale opracowane, wyśmienicie napisane - zabawne, dramatyczne i niespodziewane Smile

p.s. Czekam na twoje kolejne, dłuższe opowiadanie Smile


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 16:26, 17 Sie 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:42, 17 Sie 2014    Temat postu:

Koleżanki bardzo Wam dziękuję za wszystkie komentarze. Sprawiły mi naprawdę dużo radości. Dziękuję Very Happy

p.s. Senszen przyznam się, że pewien pomysł chodzi mi po głowie. Czy coś z tego będzie zobaczymy Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:45, 17 Sie 2014    Temat postu:

Scena ślubna
Naszło mnie jak mówi Zorina i musiałam...

Megan patrzyła na zsuwające się po szybie krople deszczu. Lało. Znowu. Wiatr uprawiał szarpany taniec z deszczem, który raz po raz uderzał o szybę. Ruch firanki mimo zamkniętego okna, jasno dawał do zrozumienia iż na dworze znowu szaleje pogoda. Megan zerknęła na drzewo, które prosiło się o porąbanie na małe kawałki. Znalazło się tu dzięki corocznej pomocy bratowej i jej męża. Mimo, że mieszkali daleko starali się pomóc w każdy możliwy sposób. „Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie” -pomyślała. –„Trzeba najpierw je pociąć, potem porąbać. Takie na góra czterdzieści centymetrów, żeby zmieściły się do pieca.”
Tak bardzo chciała mieć już to za sobą. Ktoś podjechał na podwórko. „Obcy” –spojrzała na samochód i próbowała rozpoznać postać. Wbiegł do kamienicy, pokonując stopnie, próbując nie zmoknąć. „Kolejne miejsce parkingowe zajęte, znowu znajdą się sąsiedzi, którzy będą skwierczeć”- westchnęła. Deszcz nie pozwalał ani na użycie piły elektrycznej, ani na schowanie drzewa do małej szopki, w której pewnie zgniłoby od nadmiaru pochłoniętej wilgoci. Musi poczekać aż przestanie padać. Megan westchnęła ciężko widząc, że jej życzenie właśnie się spełnia. Jak na zawołanie deszcz przestał padać i niemal natychmiast zza przegonionych przez gwałtowny wiatr chmury wyjrzało ostre słońce. Megan schodziła powoli ze schodów na spotkanie z nieuniknionym. „Nie ma co trzeba zejść i porąbać to cholerne drzewo. Robota na co najmniej trzydzieści godzin.” -pomyślała próbując nogą przesunąć jedną z bel. Od kilku dni źle się czuła. „Oszczędzaj się dziecko” –mawiała pani Maria, jedyna życzliwa jej sąsiadka. –„Pamiętaj, masz dzieci.”
-Z moimi siłami i energią ze dwa tygodnie.. –mruknęła. Nie odwracała się wiedząc, że w oknach przyglądają się zaciekawieni sąsiedzi. Większość wścibska i zazdrosna, że od kilku lat radzi sobie jakoś. Megan, matka dwojga dzieci. Dzieci, które mimo młodego wieku musiały szybko dorosnąć. Lucas, dziewięciolatek odpowiedzialny za przynoszenie drewna z szopki na dworze. Amanda jedenastolatka odpowiedzialna za rozwieszanie prania na dworze, jego zbieranie oraz mycie naczyń. Oboje za mniejsze zakupy i sprzątanie własnych pokoi. To ich główne i podstawowe obowiązki. Megan nie chciała by utraciły coś z beztroskiego dzieciństwa. Wdowa od pięciu lat nie raz, nie dwa krzyczała w myślach nad grobem męża „dlaczego?” Dlaczego tak krótko, w takim momencie, z kredytem, małymi dziećmi, w tej kamienicy, z tymi sąsiadami, którzy czekają na jej potknięcie, by zająć jej miejsce parkingowe, gdyby zabrali jej auto, sąsiedzi, którzy szkalują gdy widzą w jej towarzystwie pomocnego mężczyznę. Plotkom nie ma końca tygodniami. Wypytywanie dzieci, „Kim jest ten pan”, „Czy często przychodzi, czy nocuje u mamy?”
„A co ich to obchodzi?” –Megan kopnęła ze złością kawałek deski. Nie oni rąbali jej drzewo na zimę, nie oni pomagali jej załatwić sprawy u mechanika, nie oni patrzyli czy ma włożyć coś do garnka. Megan miała jeszcze jedną podstawową wadę. Była wysoką czarnowłosą zielonooką pięknością. Takie geny. Ale jak widać i to przeszkadza sąsiadom. Megan westchnęła, patrząc na słońce, które krzyczało „Do roboty moja panno!”
-Robota sama się nie zrobi. –sięgnęła po piłę.
Przez dobre dwie godziny cięła deski, pniaki, belki na małe kawałki. Potem w ruch poszła siekiera. Zapach trocin unosił się wszędzie, pokrył jej buty i ciuchy. Przerwała pracę i ściągnęła mały ręcznik ze sznurka, ciągle mokry. Przetarła twarz z kurzu i drobinek. Miała je wszędzie. „Trzeba tu ogarnąć.” –krytycznym okiem zlustrowała małą działeczkę. Schyliła się po kawałek drewna, jeden, drugi, trzeci. Przerwała na chwilę próbując rozprostować kości i rozmasować kręgosłup. Kiedy sięgnęła po kolejny kawałek nie poczuła szorstkiej faktury drewna tylko ciepłą skórę dłoni. Męskiej dłoni. Megan zmarszczyła brwi i spojrzała zaskoczona. Mężczyzna. Przystojny. W białej koszuli, która kontrastowała z jego czarnymi dżinsami. Wstali równocześnie patrząc na siebie Ona z wiadrem wypełnionym drzewem, on z kawałkiem w dłoni. Uśmiechał się ledwie, nie spuszczając z niej wzroku. Ciemne, kruczoczarne, lekko rozczochrane włosy lśniły w słońcu, tym samym, które popędzało ją do pracy.
-Pomogę.- bardziej stwierdził niż zapytał biorąc wiadro z jej ręki, przy okazji muskając kciukiem wierzch jej dłoni.
-Ale…-Megan odebrało mowę, a przez plecy przebiegł ją dreszcz. W myślach przelatywała listę gości sąsiadów, zastanawiając się skąd u licha się tu wziął.
-Jestem nowym lokatorem. –uśmiechnął się szerzej jakby czytał jej myślach.
-Dziękuję- powiedziała pod drzwiami swojego mieszkania przejmując wiadro.
-Przebiorę się i pomogę.
-Nie trzeba.
-Trzeba. –uśmiechnął się delikatnie, a w jego oczach dostrzegła upór.
-W takim razie…zrobię coś do jedzenia. Choć w ten sposób…
-Za dwie godziny, muszę na nie zasłużyć. –jego migdałowe oczy pojaśniały.
Już przy kawie i cieście na które się wprosił dzień później, dowiedziała się, że jest architektem i bierze udział w tworzeniu mieszkań na każdą kieszeń. Wynajął mieszkanie na dwa miesiące by osobiście na własnej skórze doświadczyć wszelkich niedogodności.
-To pozwoli zmniejszyć ilość błędów w projekcie osiedla, które ma powstać za kilka miesięcy na obrzeżach jednego z dużych miast. –dopił ostatni łyk kawy i stanął koło zlewu.
-Dziękuję. –Megan przejęła naczynie i wsadziła do zlewu.
-Na mnie czas. Do jutra Megan.
-Nie rozumiem?
-Ktoś musi Ci pomóc z tym drewnem. –oparł się barkiem o ścianę patrząc za okno. –Chyba nie zamierzasz zrobić tego sama? –spojrzał na nią wskazując kciukiem na piętrzący się stos drzewa.
-Zamierzam…tak jak to robię od pięciu lat. –Megan otworzyła drzwi. –Lepiej jeśli sobie już pójdziesz, twoja reputacja może ucierpieć.
-Do widzenia Megan. –mężczyzna leniwie odkleił się i wyszedł powoli, słysząc cicho zamykane drzwi.
Na drugi dzień Megan obudził miarowe uderzanie siekierą. Wstała błyskawicznie i podeszła do okna. Przystojny brunet rąbał drwa. Zamierzała zejść, ale zrezygnowała. I tak sąsiedzi już dopowiedzieli sobie wszystko. Kłótnia na zewnątrz tylko doleje oliwy do ognia i podsyci mgliste plotki. Przyglądała się przez chwilę napawając wzrok muskularnym ciałem. „Przystojny”- pomyślała mimo wszystko. –„Obłędnie przystojny i męski.” Przygotowała śniadanie dla dzieci i siebie. Zawahała się chwilę i wbiła dodatkowych kilka jajek.
Przez kolejne trzy dni pracowała po czternaście godzin. Wychodziła o świcie, wracała przed północą. Dzieci jak zawsze miały przykazane mówić, że mama jest w sklepie i zaraz wróci. Niepotrzebne jej kłopoty z opieką. To nie czasy gdy biegało się z kluczem na szyi. „Sąsiedzi doniosą wszystkim i wszędzie.” -westchnęła kładąc się do łóżka marząc o kilku godzinach snu.
Dźwięk piły obudził ją o ósmej rano. Nie zdziwiła się kiedy zobaczyła bruneta pracującego w pocie czoła.
-Amando zaproś naszego pomocnika na śniadanie. –Megan odwróciła się od okna i spojrzała na córkę.
-Super. Może zainstaluje mi grę, której ty nie umiesz.
-Jaką grę? Skąd ty..
-Wczoraj obiecał. -mała zniknęła na schodach.
-Lucas co to znaczy? Rozmawialiście z obcym? Był tu pod moją nieobecność?
-Nie jest obcy. Rozmawiałaś z nim. Była burza i wywaliło korki. Pilnował nas dopóki nie przyszła pani Maria. A poza tym rąbie nam drzewo to chyba nie jest obcy? –Lucas zniknął w łazience. –On jest fajny! -krzyknął myjąc zęby.
Megan westchnęła. Pogadankę na temat rozróżniania dobrych obcych od złych obcych trzeba zaktualizować.
-Mam nadzieję, że go nie zamęczycie. I to nie jest „on” tylko pan…
-Mówił, żeby zwracać się do niego po imieniu. –przerwał Lucas. –I jest przyzwyczajony do męczących dzieci.
-Słucham?
-Ma dwóch młodszych braci.
-Skąd ty to wszystko…
-Dzień dobry. –niski elektryzujący głos za jej plecami przyprawił ją o mimowolny dreszcz.
-Nie prosiłam o…
-Wiem, ale jestem uparty. –mężczyzna podszedł do zlewu i umył dłonie, obficie spłukując twarz. –Powiedziałem, że pomogę i tak zrobię.
Przez kilka dni pogoda przypominała groch z kapustą, albo lało jak z cebra, albo świeciło słońce. Mężczyzna wykorzystując pogodę przy pomocy piły i siekiery wprowadzał ład na podwórku a w czasie deszczu wpraszał się pod pretekstem miliona pytań o wszystko i pomocy dzieciom we wszystkim. Jej pociechy wykazały nagle kompletną nieznajomość obsługi komputera i tableta. Megan ze stoickim spokojem pokazywała wspólny składzik na tzw. graty, omawiała problemy z miejscem do parkowania, piekła ciasta i grała w karty jak również powoli pozwalała po kawałku skraść swoje serce. Nie miała na to wpływu. Ani na plotki sąsiadów, ich zazdrosne miny i wrogie spojrzenia. „Sielanka nie będzie trwać wiecznie” –bezustannie myślała patrząc na mężczyznę cierpliwie tłumaczącego jej dzieciom zawiłości w obsłudze komputera. On wyjedzie, a ona zostanie, sama jak zawsze. Tej nocy oddała mu siebie. Nie chciała, nie planowała, nie zamierzała. Raz tylko próbowała protestować. „Sąsiedzi…”-próbowała uświadomić mu ogrom zagrożenia. Tylko parsknął i zapytał, czy pora opuszczenia jej mieszkania cokolwiek zmieni w stężeniu i jakości plotek?
-Choć raz zrób to na co masz ochotę. –delikatnie pocałował ją w usta przygniatając ciężarem ciała. Zrobiła, pierwszy raz od pięciu lat, to na co miała ochotę. Pozwoliła zabrać się do raju.


Rano obudziła się w jego ramionach, cudownie twardych, szalenie bezpiecznych, wspaniałych, ciepłych, fascynujących , po prostu męskich. Mężczyzna powiedział, że musi wyjechać na dzień najwyżej dwa. Drzewo musi poczekać. Dzień minął dziwnie pusto. Jakby czegoś brakowało. Kogoś. „Wystarczyły dwa tygodnie, żeby oszaleć na jego punkcie” –pokręciła głową. –Tak łatwo przyzwyczaić się do niego, jak do powietrza, którego nagle zabrakło.” Trzy dni później popadła w wisielczy nastrój. Wieczorem w chłodnej pościeli, która wciąż pachniała nim nabrała wątpliwości. „Nie wróci, a ludzie mnie zjedzą na śniadanie.” –z tą myślą zasnęła.
Następnego dnia Megan obudził dźwięk piły. „Jeremy!” –zerwała się wściekła. Znowu sąsiad bez pozwolenia „pożyczył” sobie jej piłę. A jeśli się zepsuje, odda z niewinną miną udając, że rzęziła dziwnie od początku. Włożyła szybko sukienkę i wybiegła na zewnątrz.
-To ty? –zdębiała widząc architekta. –Myślałam…
-Przecież mówiłem, że ktoś musi ci pomóc. –mężczyzna przerwał i odłożył piłę. Wodą z butelki zmoczył obficie chustę i otarł twarz. Spojrzał na bezchmurne niebo i zaczął powoli rozpinać koszulę.
-Oszalałeś co ty wyprawiasz. –podeszła szybko groźnie patrząc mu w oczy.
-Jest gorąco. –zaskoczony zerknął na dziewczynę.
–Wiesz co ludzie sobie pomyślą?
-Nie obchodzi mnie to ani trochę. –rozbawiony mężczyzna rozpiął kolejny guzik.
-Ale mnie obchodzi. –złapała go za nadgarstek. –Ty wyjedziesz, a ja zostanę z nimi wszystkimi. –zrobiła bliżej nieokreślony ruch dłonią wskazując na sąsiadów.
Mężczyzna przyciągnął Megan i oplótł w pasie.
-Puść. –Megan niepewnie spojrzała mu w oczy. –Co tu wyprawiasz?
-Daję im ….tu zrobił pauzę rozglądając się po oknach i zanurzając dłoń w jej włosach na karku. -…powód do plotek.
-Nawet…się…nie …waż…-cedziła słowa kładąc dłoń na jego zanadrzu. Szanse, że odepchnie go od siebie były marne. Choćby dlatego, że jej opór topniał jak wosk pod wpływem jego intensywnego spojrzenia migdałowych oczu. Zamknęła oczy czekając na nieuniknione. W końcu poczuła ciepłe wargi na swoich w krótkim, delikatnym pocałunku, który rozbudził w niej uśpioną głęboko od lat kobiecość.
-Wyjdziesz za mnie Megan?
-Słucham?
-Wyjdziesz za mnie? –wciąż oplatał ją w pasie. I dobrze bo na pewno upadłaby z wrażenia.
-Ale ja mam dzieci…
-Wiem. –roześmiał się rozbawiony. –Im nie mogę się oświadczyć.
-Głuptas.
-Więc? –spojrzał w jej zielone oczy. –Biorę z dobrodziejstwem inwentarza.
-Wyjdę. –tyle zdołała wykrztusić przez łzy.
Wszystko potoczyło się w ekspresowym tempie przy ogólnej ciekawości, zawiści tudzież zazdrości okolicznych mieszkańców. Miodowa suknia Megan luźno układała się wzdłuż ciała. Jej przyszły mąż w stalowoszarym garniturze czekał na nią przy ołtarzu. Ławki były przystrojone małymi bukiecikami z białych kwiatów. O dziwo w kościele pojawiło się sporo osób. Połowy Megan nawet nie znała. Z pierwszej ławki machały do niej elegancko ubrane dzieci, na które baczne oko miała pani Maria. Jedyna osoba, która uśmiechała się ciepło i co chwilę ukradkiem ocierała łzy. Muzyka rozbrzmiała powodując potworne bicie serca w piersi Megan. Ściskając bukiet w dłoniach nabrała powietrza i powoli zaczęła się zbliżać. Jego ciepły uśmiech i ciemne oczy przyprawiały ją o zawrót głowy. W końcu stanęła przed nim. Jej oczy były pełne miłości i ufności.
-Gotowa? –delikatnie chwycił ją za podbródek i pocałował w usta. Wtedy zemdlała.
-Megan, Megan ocknij się dziecko. –zatroskana twarz pani Marii to pierwsze co zobaczyła po otwarciu oczu.
-Co się …..
-Od kilku dni miałaś gorączkę.
-Dzieci….-próbowała wstać.
-Nie martw się, zajęłam się nimi.
-A…
-Mamo!! -Amanda i Lucas wskoczyli na łóżko i wtulili z obu stron.
-Odgrzeję zupę. –pani Maria zniknęła w kuchni.
Megan wstała oszołomiona i poszła za Marią do kuchni.
-A…-jej głos zamarł kiedy spojrzała za okno. Stos drzewa piętrzył się zajmując całą jej małą działkę.
-Skąd to drzewo? –Megan zmarszczyła brwi.
-Jak to? –Pani Maria przerwała mieszanie zupy, patrząc z niepokojem na dziewczynę. –Przecież kilka dni temu przywiozłaś je z bratową i miałaś je pociąć….ale….zemdlałaś chwilę po ich odjeździe. Dobrze się czujesz dziecko?
-Tak…-niewyraźnie powiedziała Megan przyklejając czoło do szyby. Coś ścisnęło ją w gardle i w sercu. Nie wie co bardziej ją zabolało….fakt, że mężczyzna ze snu tak realny, że niemal czuła zapach jego ciała, tak prawdziwy, że niemal czuła jego miękkie, aksamitne włosy gdy wsuwała w nie swoją dłoń, nie istnieje, czy….wciąż nie porąbane drewno. W garść. Musi się wziąć w garść. Jak zawsze. Od pięciu lat.

KONIEC

p.s. oparte na wydarzeniach autentycznych, poza wątkiem z architektem.



W związku jednak z brakiem zdecydowania skorzystałam z pomysłu Senszen

Zakończenie alternatywne

-Idę porąbać drzewo. –szepnęła przez łzy schodząc na dół.
Dwie godziny później odłożyła pięciokilogramową piłę. Wyprostowała się i wzrokiem omiotła działkę. „Wióry, wszędzie wióry.” -westchnęła sięgając po wiadro i zbierając mniejsze kawałki drewna.
Kiedy usiłowała podnieść kolejny trafiła, nie na szorstką fakturę drzewa lecz na ciepłą skórę dłoni. Spojrzała i zamarła. Mężczyzna ze snu stał przed nią i uśmiechał się delikatnie. Zmarszczyła brwi zastanawiając się nad swoimi zmysłami.
-Pomogę….-a widząc jej wahanie dodał. –Jestem architektem. Wynająłem mieszkanie na dwa miesiące więc jesteśmy sąsiadami. Widzę jak pani się męczy i nie mogę na to patrzeć. Adam. –wyciągnął dłoń.
-Megan. –uśmiechnęła się. Coś ścisnęło ją w sercu, zwłaszcza kiedy jego ciemne oczy przybrały znajomą jej barwę bursztynu.

KONIEC


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Nie 20:46, 17 Sie 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 21:23, 17 Sie 2014    Temat postu:

Kobiety,poszalałyście dzisiaj z długością fragmentów Shocked

Aga, fragment długi,piękny... i przygnębiający. Jakby ktoś próbował wzbudzić nadzieję, a kiedy to się udało, znów wszystko strącił w niebyt... I niestety, ale to drugie zakończenie nie nastraja mnie optymistycznie Sad Dodatkowo smutne jest ta ciągła obawa przed plotkami sąsiadów i stałe poczucie niepewności u dziewczyny... Emocje oddałaś wspaniale...


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 21:26, 17 Sie 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:25, 17 Sie 2014    Temat postu:

Aga, to bardzo dobrze, że Cię naszło. Napisałaś piękne, pełne pełne nostalgii i tęsknoty opowiadanie, a do tego prawdziwe aż do bólu. Nadal w naszej rzeczywistości wdowa lub rozwódka i do tego młoda z dziećmi traktowana jest jak zapowietrzona. Straciła mężczyznę, a więc jest gorsza, odsunięta na margines życia, pozostawiona sama sobie, a przez inne kobiety traktowana jak potencjalna konkurentka.
Bardzo współczuję Megan z Twojego opowiadania. Widać, że ma niełatwe życie. Sama z dwójką dzieci we wrogim otoczeniu - to prawdziwe wyzwanie. Widać, że jest bardzo zmęczona i momentami pewnie bezradna. Pojawienie się, choćby we śnie takiego anioła stróża daje nadzieję na poprawę losu.
Ocknięcie się po omdleniu i wysokiej gorączce musiało być dla Megan bardzo przykre, zwłaszcza gdy dotarło do niej, że mężczyzna, który tak bardzo jej pomógł okazał się jedynie senną ułudą.
Aga, smutne i poruszające jest Twoje opowiadanie, ale równocześnie takie piękne i mimo wszystko tli się w nim nadzieja na poprawę losu Megan.

p.s. Zdecydowanie wolę drugi wariant zakończenia opowiadania Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 5 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin