Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Morderstwo w austriackim zaciszu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 8:06, 20 Lip 2013    Temat postu: Morderstwo w austriackim zaciszu

Elsa się doigrała ,ciekawe kto ją zabił i dlaczego ?
Wiedziała coś ,czego nie powinna była wiedzieć ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:44, 20 Lip 2013    Temat postu:

No właśnie. Dlaczego ją zamordowano?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:32, 20 Lip 2013    Temat postu:

Rozdział VI

Początek śledztwa

Komisarz Paul Zeller tego dnia był zły niczym rozjuszona osa. Najpierw poranny telefon wyrwał go ze snu, później wstał z łóżka lewą nogą, a wreszcie potknął się na progu, wywrócił i w efekcie czego nabił sobie wielkiego guza na czole. Najbardziej jednak zdenerwowało go wyrwanie z łóżka o wczesnej porze. A wszystko przez jakąś zwariowaną pannicę, która była prześladowana przez swego dawnego kochanka i niepomna ostrzeżeń zlekceważyła zasady ostrożności, przez co potem ów prześladowca zaprawił ją nożem sprężynowym. Cóż, sama była sobie winna. Gdyby nie lekceważyła udzielanych jej ostrzeżeń, wszystko byłoby inaczej. Ale skoro tak postąpiła, to już była tylko wina jej lekkomyślności. Czy ludzie ciężko pracujący muszą być z tego powodu wcześnie wyrywani z łóżka? Czasami naprawdę żałował, że został policjantem. Mógł zostać politykiem. Przynajmniej mógłby sobie spać tak długo, ile by tylko chciał i nikt by się go nie ośmielił budzić o wczesnej porze. Ale wolał zostać stróżem prawa, bo chciał walczyć o sprawiedliwość. Teraz mu ta sprawiedliwość bokiem wychodziła. Ale cóż.... już za późno na zmianę kariery. Trzeba było myśleć o tym wcześniej.
Pan Zeller był człowiekiem pięćdziesięcioletnim, o czarnych włosach, małych wąsikach, dużej bliźnie na policzku i nacjonalistycznych poglądach. Chodził zawsze ubrany skromnie, choć schludnie. Był żonaty od dwudziestu lat, ale nie miał dzieci. Uważał je bowiem za poważną przeszkodę w karierze. Z charakteru był cholerykiem i cynikiem. Nie lubił cudzoziemców, a już najbardziej Polaków. Nie znosił być również wyrywany z łóżka, aby zjawić się na miejscu zbrodni, ale jego praca wymagała właśnie takich poświęceń. Musiał więc do nich przywyknąć.
Pan komisarz przybył na miejsce zbrodni, gdzie czekali już policjanci oraz lekarz patolog. Na widok komisarza młody inspektor Gruber, prowadzący właśnie oględziny zwłok, szybko podbiegł do niego i zawołał:
- Panie komisarzu....
- Dobrze, dobrze – nie pozwolił mu przemówić komisarz – Głowa mnie boli, bo mnie wyrwaliście z łóżka wcześnie rano. Więc nie krzyczcie tak głośno, Gruber. Co my tu mamy?
- Ciało młodej kobiety, niedoszłej mniszki. Postulantki lub nowicjuszki. Ktoś ją nieźle zaprawił nożem, prawdopodobnie sprężonym. Są one ostatnio w modzie.
- Dobrze.
Komisarz podszedł do zwłok i przyjrzał się im dokładnie. Dziewczyna była młoda i na swój sposób nawet ładna. Miała na piersi kilka ostrych ran zadanych ostrym narzędziem.
- Ładna, co nie, komisarzu? – powiedział Gruber.
- Kwestia gustu – burknął Zeller uważając, że ocenianie urody denatki nie należy do jego obowiązków – Znaleźliście jakieś odciski palców?
- Żadnych, panie komisarzu. To robota zawodowca. Gość użył rękawiczek.
Zeller pokiwał ze zrozumieniem głową. Nagle dostrzegł zbliżającą się w stronę ciała grupkę cywili. Oburzony widząc to zawołał:
- Hej, co to ma znaczyć? Mówiłem, żadnych cywili! Co oni tu robią?!
- Przepraszam bardzo, komisarzu – tłumaczył się sierżant, z którym przed chwilą rozmawiali cywile – Ale oni mają legitymacje policyjne.
- Owszem. I to jak najbardziej prawdziwe – odezwał się nagle znajomy głos.
Zeller skierował swój wzrok w stronę osoby, która do niego mówiła. Poznał ją doskonale.
- Ach, to pan, panie baronie – powiedział uśmiechając się sztucznie.
Człowiekiem, do którego się zwrócił, był baron von Trapp. Komisarz Zeller czuł przed nim respekt, choć nie znosił arystokracji. Uważał bowiem, że należy respektować osoby mające wpływy i pieniądze, nawet jeśli się tych osób nienawidzi albo się nimi gardzi. A pan komisarz nie tylko nienawidził arystokracji, ale wręcz nią gardził. Mimo wszystko jednak uważał, że należy zachowywać wobec nich dystans połączony z okazywaniem szacunku na każdym kroku. Dlatego też powitał barona von Trappa wzrokiem jadowitej kobry.
- Bardzo pana przepraszam, panie baronie – powiedział Zeller – Ale mimo wszystko muszę pana prosić, by zabrał pan swoich przyjaciół z miejsca zbrodni.
- Bardzo pana przepraszam, panie komisarzu, ale muszę odmówić – odparł von Trapp – Ci państwo są detektywami-specjalistami. Mają wprawę w rozwiązywaniu najtrudniejszych nawet zagadek kryminalnych.
Zeller z trudem panował nad gniewem. Najpierw przedwczesna pobudka, a teraz jeszcze i to. Detektywów amatorów będą mu sprowadzać na miejsce zbrodni. I to jeszcze ten baronek, którego nie znosił. Nic dziwnego, że komisarz kipiał z gniewu.
- Być może – wysyczał przez zęby Zeller – Nie neguję pana słów, panie baronie. Mimo wszystko lepiej by było, gdyby…
- Nalegałbym, komisarzu, żeby mogli oni poprowadzić własne śledztwo – powiedział von Trapp głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- A więc może pan mi ich łaskawie przedstawi, panie baronie? – zapytał z mściwym wzrokiem Zeller.
Nie podobało mu się, że baron przychodzi na miejsce zbrodni jak do salonu i jeszcze ośmiela mu się mówić, co on, komisarz śledczy, ma robić. Uważał, że arystokraci pozwalają sobie na zbyt wiele. Przydałaby się im jakaś porządna rewolucja, która by ukróciła ich poczynania. Może wtedy spuściliby nieco z tonu.
Von Trapp uśmiechnął się do niego i powiedział:
- Z wielką przyjemnością ich panu przedstawię. Pozwólcie tutaj, przyjaciele.
Henryk, Kasia, Janek i Jerzy podeszli bliżej.
Von Trapp uroczystym gestem, jakby był na raucie, po kolei ich wszystkich przedstawił.
- To pan Henryk Spryciarski, detektyw policyjny. A to panna Katarzyna Raptus, jego partnerka z policji. To zaś Janek Dobrowolski, lekarz patolog i mój kuzyn…
- Kuzyn? – przerwał mu Zeller drapiąc się po głowie i próbując odgrzebać kilka faktów z pamięci – Ach, tak! Przypominam sobie. Mówił mi pan kiedyś o nim.
- A to pan Jerzy Pisarski, dziennikarz – zakończył prezentację baron nie zwracając uwagi na słowa komisarza.
- Bardzo mi miło państwa poznać – powiedział Zeller, choć ton jego głosu wskazywał na coś zupełnie przeciwnego do tego, co mówił – Mają państwo zagraniczne nazwiska, z czego wnoszę, że nie są państwo Austriakami.
- Ma pan rację. Nie jesteśmy Austriakami, ale Polakami – odpowiedział dumnie Janek, dla którego nie było najmniejszego powodu, aby wstydzić się swego pochodzenia.
Zeller z trudem powstrzymał się od głośnego wyrażenia swego oburzenia. Polacy? Tutaj? No tego to już było dla niego stanowczo za dużo. Ten baron na za dużo sobie pozwala. Nie dość, że sprowadza na miejsce zbrodni cywili, to jeszcze do tego Polaków. Kpina nad kpinami. Mimo swego oburzenia komisarz postanowił jednak robić dobrą minę do złej gry.
- Naprawdę? – zapytał jadowitym tonem – Jesteście państwo Polakami? Dziwne. Macie państwo dobry akcent. Myślałem, że jesteście Niemcami. Ale nie ważne. Naprawdę mają państwo kwalifikacje w tym zakresie?
- Oczywiście, szanowny panie – odpowiedziała Kasia, wyciągając swoją legitymację – To chyba wystarczający dowód?
- Pani wybacz, panno Raptus, ale to niczego nie dowodzi – mruknął Zeller oglądając legitymację Katarzyny i oddając jej ją – Bez urazy, ale może lepiej zostawić tę sprawę zawodowcom?
- Bez urazy, ale to właśnie my jesteśmy zawodowcami – odrzekła zła jak osa Kasia odpierając od Zellera swoją legitymację – Rozwiązywaliśmy już trudniejsze sprawy.
- Więc dobrze. Zobaczymy, jak państwo dacie sobie radę w terenie – mruknął komisarz i podszedł do leżącej na pagórku denatki.
- Co pan może powiedzieć o naszej denatce, panie doktorze? – zwrócił się do Janka.
Janek podszedł do patologa z grupy komisarza Zellera i obaj panowie uścisnęli sobie dłoń na znak szacunku, po czym przyjrzeli się zmarłej.
- Cóż.... – rzekł lekko się ociągając Janek – Mamy tu ciało młodej dziewczyny ugodzone 12-sto centymetrowym nożem około godziny 11 w nocy. Nóż najprawdopodobniej sprężynowy. Nie sądzi kolega?
- Owszem – odparł policyjny patolog, nie ukrywając przy tym swego podziwu do Janka – Sam bym lepiej tego nie wyraził.
- Widzę, że jednak się panowie znają na tej robocie – zakpił sobie Zeller – Ale może jednak powiecie nam coś więcej niż to, co już wiemy?
- Owszem – mruknął Janek, pochylając się nad trupem panny Elsy – Morderca zaatakował ją znienacka, najpierw krzyczał na nią i szarpał ją za ręce. Możliwe, że coś od niej chciał. Gdy się nie zgodziła, wyjął nóż i uderzył ją kilkakrotnie. Pierwszy cios przebił lewą komorę oraz przerwał w ten sposób pracę serca, co spowodowało śmierć. Następne ciosy zadano chyba w przypływie ogromnej wściekłości i sadyzmu, albo tylko dla pewności, że ona nie żyje. Nie były to jednak precyzyjne ciosy i gdyby denatka nie umarła od pierwszego ciosu, następne by jej nie raczej nie zabiły. Przynajmniej nie na miejscu. Inaczej mówiąc, pierwszy cios ją zabił, następne już tylko czystym bestialstwem.
Kiedy Janek skończył mówić podniósł się powoli z ziemi i dodał:
- Podejrzewam, że morderca nie chciał ją z początku zabić. Szarpali się tylko i kłócili.
- Skąd pan wie? – zapytał Zeller.
- Siniaki na jej nadgarstkach na to wskazują – powiedział Janek, wskazując na sine odciski na dłoniach.
Lekarz policyjny również przyjrzał się nadgarstkom panny Elsy i pokiwał głową na znak, że się zgadza.
- To musi być człowiek o wielkiej sile fizycznej – powiedział – Słaby nie zostawiłby aż tak wyraźnych śladów.
- Doktorze Dobrowolski, jest pan naprawdę geniuszem – rzekł z podziwem inspektor Gruber, przyglądając się uważnie oględzinom zwłok.
Zeller parsknął wściekły. Nie będą mu ci Polacy wchodzili w paradę. Musiał się odezwać, by nie poczuli się za odważni.
- Wielkie mi mecyje. Tyle byśmy odkryli bez państwa. Musimy wiedzieć, kto ją tak zaprawił. Może wielcy detektywi z Polski już coś na ten temat wiedzą?
Henryk miał ochotę zacisnąć pięść i uderzyć go w tę jego głupią, śmiejącą się buźkę. Z trudem się od tego powstrzymał i odpowiedział:
- Na razie mamy niewiele danych. Wiemy jedynie, że była prześladowana. Uciekła do zakonu, by uniknąć swego oprawcy, ale ten ją i tak wytropił. Nie wiemy, kim on jest. Prawdopodobnie to wysoko postawiono osoba i nie wykluczone, że jej nazwisko ma inicjały W.Z.
- Skąd ta pewność? – zapytał Zeller, którego wyraźnie zainteresowały jego słowa.
- Denatka niedawno dostała list z pogróżkami – wyjaśniła Kasia – Podpisano go inicjałami W.Z. Możliwe, że to nazwisko mordercy.
- Macie państwo ten list?
- Tak.
Henryk wyjął list z kieszeni i podał go do ręki Zellerowi. Ten przyjrzał mu się uważnie i uśmiechnął się chowając go do kieszeni.
- List zabieram. Zaliczymy go do dowodów w tej sprawie. Myślę, że inicjały W.Z. bardzo nam się przydadzą. Przetrząśniemy okoliczną wieś, z której pochodziła denatka. Popytamy mieszkańców, może coś wiedzą.
- Co zrobić z ciałem, komisarzu? – zapytał inspektor Gruber.
- Do kostnicy – odparł komisarz.
Policjanci szybko położyli ciało na nosze i zanieśli je do karetki.
Janek wpatrywał się uważnie w samochód odwożący ciało zamordowanej Elsy Berker do kostnicy. Jego twarz wyrażała co najmniej jakiś plan. Henryk podszedł do przyjaciela i położył mu dłoń na ramieniu.
- Co się stało, przyjacielu? – zapytał.
Janek lekko się wzdrygnął i uśmiechnął się do niego.
- Nie, nic. Tylko....
- Tylko co?
- Coś mi się przypomniało. Pewne słowa. Pamiętacie może, że Maria Augusta powiedziała nam, że Elsa miała zrobić coś, czym się brzydziła i dlatego była prześladowana – wyjaśnił Janek.
- Owszem, tak powiedziała. Ale cóż z tego? – spytała Kasia nie widząc powiązania – Sądzisz, że to był motyw?
- Jestem tego pewien.
- Ja chyba też – zastanawiał się nad tym wszystkim Henryk – Żebyśmy tylko wiedzieli, jakie było to obrzydlistwo, którego zrobienia odmówiła panna Elza?
- Może miała zostać żoną swego oprawcy? – zaproponował Jerzy.
- Możliwe – rzekła Kasia – Chciał on może rozwieść się z żoną (wiemy bowiem, że jest, a przynajmniej był, żonaty) i ożenić się z nią. Ona odmówiła i on ją zadźgał.
- Nie, nie, moi drodzy. To raczej coś poważniejszego – mruczał Janek.
Po czym podszedł do policyjnego patologa i zapytał go:
- Zrobicie sekcję zwłok?
- Niewykluczone – odpowiedział lekarz – Ale na to potrzeba będzie zgody sądu. Mimo wszystko ja bym wolał dobrze przyjrzeć się ciału denatki. Jest w nim coś, co mnie niepokoi.
- Czy mógłbym panu przy tym towarzyszyć? – zapytał Janek.
- Będzie to dla mnie zaszczyt – patolog uścisnął dłoń Jankowi.
Zeller nie wyglądał na zachwyconego pomysłem przeprowadzenia sekcji zwłok.
- Sekcja zwłok tej dziewczyny? – powiedział zirytowany – A po co to wam? Sądzicie może, że znajdziecie dowody zbrodni w jej brzuchu?
- Możliwe – odparł Janek uśmiechając się tajemniczo.
Zeller machnął na to wszystko ręką. Widocznie sekcja zwłok przekraczała jego wyobrażenie o pracy policjanta.
- Róbcie panowie, jak chcecie. To nie moja działka. Załatwiajcie sobie u sędziego pozwolenie na zrobienie sekcji, jeśli chcecie. Widocznie rozkrajanie cudzych zwłok to dla was rozrywka. Ale ja nie mam ochoty się w to bawić. Ja zrobię to, co należy do moich obowiązków. Idę przesłuchać zakonnice z tego klasztoru, a potem jadę do wsi przepytać jej mieszkańców. Może coś będą wiedzieć. I jeśli chodzi o mnie, to ja bym właśnie na wsi szukał sprawców, a nie pośród elity. Elita ma bowiem ciekawsze zajęcia niż zabijanie nożem zakonnic. Poza tym nóż to nie broń, która do nich pasuje.
Wypuściwszy z ust tę cała tyradę, komisarz odszedł w stronę klasztoru ze swoimi ludźmi. Janek uścisnął dłoń Henrykowi i Jurkowi, po czym udał się z patologiem i częścią policjantów, by spotkać się z sędzią z Salzburga oraz otrzymać od niego zezwolenie na przeprowadzenie sekcji zwłok. Trójka Polaków i austriacki baron zostali sami.
- Cóż to za niemiła osoba – powiedział Jerzy.
- Bezczelny cham – dodała oburzonym tonem Kasia – Słyszeliście jego słowa: „Myślałem, że jesteście Niemcami, macie dobry akcent”. A gdybyśmy mówili po chińsku, to też by pomyślał, że jesteśmy Chińczykami?! Toż to czysta głupota!
- Nieważne. Ważne jest to, że możemy spokojnie prowadzić śledztwo – rzekł Henryk – Zeller może jest nam nieprzychylny, ale jednak nie będzie przeszkadzać w śledztwie.
Baron von Trapp popatrzył jeszcze za odchodzącym w stronę klasztoru komisarzem Zellerem.
- Zeller to typowy służbista. Niezbyt rozgarnięty, ale jednak myślę, że da się z nim jakoś dojść do porozumienia. Ostatecznie policjant łatwiej zrozumie drugiego policjanta. Jeśli więc wasze śledztwo nie będzie wchodzić w drogę jego śledztwu, to wszystko będzie dobrze. Postarajcie się więc nie wchodzić mu w drogę.
Henryk uśmiechnął się do Kasi i Jerzego tajemniczo.
- Postaramy się nie wchodzić mu w drogę, panie baronie – rzekł.
- Inaczej mówiąc, im dyskretniej, tym bezpieczniej – dodała Kasia.
- Sam bym tego lepiej nie ujął – uśmiechnął się Jerzy.
Henryk milczał.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Czw 22:53, 11 Wrz 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:18, 20 Lip 2013    Temat postu: Morderstwo w austriackim zaciszu

Bardzo ciekawie się to rozwija.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:37, 21 Lip 2013    Temat postu:

No to doczekałam się morderstwa... Domyślam się, co znajdą podczas sekcji, a jeśli mam rację, to faktycznie "brzydzenie się" wynikającą z tego sugestią to łagodne określenie.
Tradycyjnie pytam: co dalej?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:04, 21 Lip 2013    Temat postu:

Rozdział VII

Henryk myśli, Janek działa, a Jerzy uwodzi

Janek udał się z patologiem do sądu, gdzie mieli obaj spotkać się z sędzią. Tylko on bowiem mógł wyrazić zgodę na przeprowadzenie sekcji zwłok panny Elsy Berker. A żeby wydał takie zezwolenie, należało z nim porozmawiać i przekonać go do tego, by tak postąpił. Janek nie był specjalnie zadowolony z takiej opcji. Miał niezbyt dobrą opinię na temat urzędników państwowych i całego systemu biurokracji. Dla niego powinno się przeprowadzać sekcję zwłok natychmiast po śmierci lub zabójstwie człowieka. To powinno być obowiązkiem przedstawicieli prawa, niestety jednak tak nie było. A ponieważ tak wyglądał sytuacja, to należało liczyć się z zasadami, jakie panują na tym świecie. Z biurokracją również.
Sędzia, z którym miał porozmawiać, nazywał się Helmut Schpein. Był to człowiek pięćdziesięcioparoletni, łysy i z delikatnymi wąsikami, znany ze swojej niezwykłej kompetencji oraz surowości wobec łamania prawa. Sprawiał więc chwilami wrażenie człowieka bez uczuć, ostrego i surowego, ale jednak sprawiedliwego. Janek jednak, gdy patolog opowiedział mu o nim, czuł lekki lęk z powodu rozmowy na temat sekcji zwłok. Bał się bowiem odmowy, a gdyby tak się stało, to wówczas całe śledztwo na temat śmierci panny Berker mogłoby okazać się nic nie warte. Janek musiał dostać zezwolenie na przeprowadzenie sekcji zwłok i to było dla śledztwa, które prowadził razem z Henrykiem, niczym szekspirowskie „Być albo nie być”.
Kiedy Janek i policyjny patolog weszli do sali sądowej, sędzia Schpein właśnie kończył proces. Był już nim nieco zmęczony, ale jednak obaj doktorzy nie zawahali się podejść do niego w chwili, gdy zamierzał udać się do domu na należny mu odpoczynek.
- Dzień dobry, panie sędzio! – zawołał patolog podchodząc do niego.
- Dzień dobry, panie doktorze – odpowiedział sędzia lekko ściskając mu dłoń – Co pana do mnie sprowadza?
- Chodzi o bardzo ważną sprawę, panie sędzio – powiedział patolog z uśmiechem na twarzy – Zamordowano wczoraj w nocy młodą zakonnicę i potrzebuję pańskiej zgody na przeprowadzenie sekcji zwłok.
Sędzia popatrzył uważnie na patologa. Nie lubił wydawać takiej zgody, gdyż uważał, że należy dać spokój zmarłym. Mimo wszystko jednak, jako człowiek światły, był gotowy przyjąć rozsądne argumenty przemawiające za tym, by jednak nie sprzeciwiał się podjęciu takich działań.
- Czy ma pan jakieś poważne argumenty za tym, bym się na nią zgodził? – zapytał sędzia.
- No cóż... denatka została zamordowana w sposób niezwykle brutalny i wszystko wskazuje na to, że nie jest to dzieło szaleńca, lecz człowieka o ściśle opracowanym planie działania.
Sędzia pokiwał głową.
- Wolałbym jednak poznać szczegóły tej sprawy. A ten pan to kto jest? – zapytał wskazując na Janka stojącego z boku i jak dotąd nie wtrącającego się do rozmowy.
Patolog odwrócił się w stronę kolegi po fachu i odpowiedział:
- To pan Jan Dobrowolski, lekarz z Polski. Patolog jak i ja.
Ledwo patolog przedstawił Janka, sędzia natychmiast zdębiał i popatrzył na niego uważnie. Zupełnie tak, jakby bardzo mocno zaintrygowało go nazwisko Dobrowolski. Podszedł powoli w stronę Janka i powiedział:
- Dobrowolski, powiada pan? Jan Dobrowolski? Z Polski, tak?
Janek uśmiechnął się delikatnie.
- To prawda. Jestem Polakiem, ale wychowałem się w Austrii. Właśnie w tych okolicach.
Sędzia uśmiechnął się tajemniczo do niego.
- Interesujące – powiedział – A mieszka pan obecnie w Polsce?
- Tak. A konkretniej to w Warszawie.
Sędzia Shpein zastanowił się przez chwilę, po czym zwrócił się do patologa:
- Chciałbym porozmawiać z doktorem Dobrowolskim na osobności. Nie będzie to panu przeszkadzać?
Patolog pokręcił przecząco głową.
- Ale... co w sprawie wyrażenia zgody na...
- Spokojnie, doktorze. Dostanie pan je jeszcze dzisiaj. Doktor Dobrowolski je panu wręczy po naszej rozmowie. Na razie chciałbym z nim porozmawiać na osobności. Byłby pan tak miły?
Patolog zadowolony z takiego obrotu spraw ukłonił się lekko i wyszedł. Sędzia zaś zaprosił Janka do swego gabinetu.

***

- Teraz możemy porozmawiać spokojnie i na osobności – rzekł sędzia Schpein.
Janek patrzył na niego uważnie i z zainteresowaniem. Ciekawiło go, w jakim celu sędzia z Salzburga chce z nim rozmawiać na osobności i bez świadków. Nazwisko jego wydawało mu się dziwnie znajome, jednak nie mógł sobie przypomnieć, gdzie je wcześniej słyszał. Miał nadzieję, że wszystko się wyjaśni w trakcie trwania rozmowy.
Sędzia Schpein tymczasem wyjął butelkę koniaku i nalał nieco tego trunku do dwóch kieliszków.
- Napije się pan?
- Z wielką chęcią – odpowiedział Janek i wziął kieliszek od sędziego – Mimo wszystko jednak bardzo bym chciał się dowiedzieć, w jakim celu mnie pan tutaj wezwał?
Sędzia rozsiadł się wygodnie w fotelu za biurkiem i powiedział:
- A gdybym panu powiedział: „Przybywam z Zachodu i szukam człowieka”?
Janek uśmiechnął się wesoło. Już wiedział, o co chodzi. Znał doskonale to hasło, dlatego natychmiast udzielił odpowiedniego odzewu:
- Powiedziałbym: „Jestem ze Wschodu i to mnie szukasz”.
Obaj panowie uśmiechnęli się, po czym wstali i uścisnęli sobie dłonie. Popatrzyli na siebie wesoło.
- Cóż..... zatem mniemam, że rozmawiam z właściwą osobą we właściwym czasie – powiedział sędzia wpatrując się w Janka uważnie – Mimo wszystko jednak... chciałbym ostatni raz się upewnić.
Po czym zdjął togę i podniósł rękaw swojej koszuli w górę ukazując ramię, na którym widniał tatuaż: oko w piramidzie, z której bije blask. Janek uśmiechnął się i również odsłonił swe ramię, na którym widniał taki sam symbol, jak na ramieniu sędziego.
Znak loży masońskiej.
Sędzia Schpein uśmiechnął się do Janka delikatnie.
- A więc miło mi cię poznać, bracie – powiedział zaciągając rękaw swej koszuli ponownie na rękę.
- Mnie również, bracie – odpowiedział Janek.
Obaj panowie usiedli po obu stronach biurka. Janek uśmiechnął się delikatnie.
- Tak też czułem, że nazwisko Helmut Schpein nie jest mi obce – powiedział.
Sędzia uśmiechnął się do niego delikatnie.
- Podobnie jak nazwisko doktora Jana Dobrowolskiego było mi skądinąd znane. Choć nie umiałem dopasować czasu i miejsca, w którym mógłbym poznać osobę, która je nosi.
- Miałem taki sam problem – rzekł Janek powoli sącząc koniak – Cieszę się jednak, że trafiliśmy na siebie w tak odległym od centrum wydarzeń miejscu.
Sędzia Schpein zaśmiał się wesoło.
- Jak to mówią, góra z górą się nie zejdzie, a wolnomularz z wolnomularzem zawsze.
- To przysłowie nie do końca tak idzie, ale sens jego jest podobny.
Obaj panowie zaśmiali się ponownie, po czym sędzia spoważniał i powiedział:
- Czy sprawy loży idą w najlepszym porządku?
- Jak najbardziej. Akcja wspomagania nauki i rozwoju intelektualnego idzie nam jak najlepiej. Pozyskujemy coraz więcej braci i sióstr. Nasza praca nad oświecaniem całego świata idzie całkiem dobrze, że już nie wspomnę o działalności charytatywnej. A jak się powodzi naszym braciom w Austrii?
Sędzia delikatnie wzruszył ramionami.
- Cóż... tutaj różnie bywa. Austria nie jest aż tak bardzo otwarta na światło wiedzy jak Polska. Jednak loża Wielki Świt na pewno będzie zdolna do walki z zabobonem i głupotą rozsiewanymi przez Kościół.
Janek pokiwał uważnie głową.
- A jak się czuje wielki mistrz? – zapytał Janek.
Miał na myśli wielkiego mistrza austriackiego działu loży. Loża bowiem dzieliła się na wiele działów (było ich tak wiele, jak w wielu krajach byli ludzie zainteresowani działalnością loży), a na czele każdej stał wielki mistrz.
- Cóż.... póki co dobrze się trzyma, choć staruszek z niego, ale za to jaki energiczny.
- Jak to mówią: stary, ale jary – zaśmiał się Janek.
Sędzia lekko zachichotał.
- No właśnie, coś w tym guście.
- Nasz mistrz też, dzięki Bogu, dobrze się trzyma. Jest w takim wieku, w jakim jest, ale wciąż ma w sobie wiele energii i chęci do działania. To mądry i światły człowiek. Jestem dumny, że mogę pracować dla niego.
- Jak go poznałeś, przyjacielu?
- To dość długa opowieść. Chętnie ci ją jednak opowiem, mój bracie, jeśli tylko tego chcesz.
- Z przyjemnością wysłucham twej opowieści, mój bracie.
Obaj panowie opowiedzieli więc sobie dokładnie w jaki sposób wstąpili do loży masońskiej. Janek poznał wielkiego mistrza, który pomógł mu wyjść z kryzysu wiary w Boga oraz we wszystko, co na świecie ma wartość. Dobrowolskiego dopadł ten kryzys w chwili, gdy jego oddział został wysieczony przez bolszewików podczas wojny w 1920 roku. On jeden przeżył, lecz to, co widział na polu walki oraz brak reakcji Boga na to wszystko, co się dzieje na świecie, załamało go. Czuł, że Bóg nawet jeśli istnieje, nie robi nic w celu ratowania świata i pomagania ludziom, by było tego zła mniej na świecie. Załamał się, cierpiał psychiczne katusze. Dopiero spotkanie z wielkim mistrzem polskiego działu loży Wielki Świt ocaliło go i pomogło mu znaleźć sens w tym wszystkim, co robił. A także nadało jego życiu zupełnie nowe znaczenie.
Sędzia Schpein z kolei wstąpił do loży podczas studiów prawniczych. Jego profesor był masonem i zainteresował go działalnością Wielkiego Świtu widząc wielką światłość umysłu swego studenta.
Dwaj masoni rozmawiali ze sobą jeszcze długi czas o sprawach loży, ale w końcu obowiązki przypomniały im o swoim istnieniu. Obaj panowie zatem uścisnęli sobie dłonie i pożegnali się.
- A więc do zobaczenia, mój bracie – powiedział sędzia Schpein ściskając radośnie dłoń Janka – Liczę na to, że jeszcze ze sobą porozmawiamy.
- I ja mam taką nadzieję – odpowiedział Janek.
Już miał wyjść, kiedy nagle sędzia zatrzymał go na chwilę:
- Chwileczkę, przyjacielu.
Janek odwrócił się w jego stronę.
- Tak?
Sędzia właśnie podpisywał jakiś papier, po czym radośnie podał go lekarzowi z Polski.
- To zezwolenie na przeprowadzenie sekcji zwłok tej waszej denatki – powiedział – Mam nadzieję, że to wam pomoże w śledztwie.
- I ja również mam taką nadzieję – odpowiedział Janek z uśmiechem radości na twarzy – Ale czy nie jest prócz tego potrzebna również zgoda rodziny zamordowanej?
Sędzia uśmiechnął się pobłażliwie w stronę swego „brata” z loży, po czym odpowiedział:
- Niech cię o to głowa nie boli, mój przyjacielu. Ważne, że masz moje poparcie w tej sprawie. Resztę biorę na siebie. Nie obawiaj się. Zapewniam cię, że nie będziesz mieć z tego powodu żadnych kłopotów.
- Skoro tak, to nie zostaje mi nic innego, jak tylko podziękować panu, panie sędzio i zabrać się do roboty.
Janek ukłonił się lekko sędziemu, jeszcze raz uścisnął mu dłoń i wyszedł z jego gabinetu.
***

Jerzy szedł wzdłuż rzeki w towarzystwie panny Agathe von Trapp. Dziewczyna zbierała kwiaty i robiła sobie z nich bukiet. On zaś starał się nadać swojej wypowiedzi w miarę możliwości ciekawy ton.
- Widzi pani, panno Agathe – mówił z lekką nieśmiałością nie wiedząc, czy to co mówi, jego rozmówczynię w ogóle interesuje – Ja nigdy jak dotąd nie poznałem kobiety, która by była zdolna przełamać wszelkie bariery klasowe i pokochać mnie takiego, jakim jestem naprawdę.
- A jaki pan jest naprawdę, panie Jerzy? – zapytała Agathe zbierając kolejne kwiaty dla swego bukietu.
Pan Pisarski uśmiechnął się smutno.
- Cóż.... Jestem zaledwie skromnym dziennikarzem pracującym dla „Gazety Warszawskiej”. Nie zarabiam milionów. Nie mam więc zbyt wiele do zaoferowania ewentualnej ukochanej. Wcześniej byłem aktorem w teatrze. Kiedy teatr splajtował musiałem poszukać sobie innej pracy i grałem do kotleta w knajpach.
- Knajpach?
Agathe widocznie nie znała tego wyrażenia, gdyż wywołało ono u niej zdumienie.
Jerzy zaśmiał się delikatnie z jej niewiedzy i natychmiast pospieszył z wyjaśnieniem.
- Widzi pani, panno Agathe.... Knajpa to jest taka jakby....
Szukał właściwego słowa.
- Oberża.
- Oberża?
- Właśnie tak, oberża. Albo też szynk, zajazd, gospoda.
Agathe uśmiechnęła się rozumiejąc już, o co chodzi.
- Ach, gospoda! Już rozumiem.
Jerzy obdarzył ją uśmiechem pełnym radości niczym nauczyciel zadowolony z pilności swego ucznia, po czym oboje kontynuowali spacer, a on kontynuował swój wywód.
- No cóż... knajpa to oczywiście nie gospoda w dosłownym tego słowa znaczeniu. Bo gospody zwykle są albo we wsi albo na bezdrożach. A knajpy to są w środku jakiegoś miasta. Na jego biedniejszych dzielnicach.
Panna von Trapp pokiwała znacząco głową. Rozumiała doskonale, co on do niej mówił. Jerzy ostatecznie dobrze posługiwał się językiem niemieckim, zaś ona sama, jak i jej rodzeństwo, uczyło się od jakiegoś czasu języka polskiego. Ojciec ich uważał bowiem, że dzieci powinny znać ojczysty język ich ukochanego wujaszka, a jego przyjaciela z dziecinnych lat. Nauka tego języka szła jednak nieco opornie, bowiem gramatyka polska była niezwykle trudna i skomplikowana, zwłaszcza dla ludzi posługujących się niemieckim językiem. Dlatego Jerzy wolał rozmawiać z dziewczyną w jej ojczystej mowie, żeby w ten sposób łatwiej się z nią porozumieć. Od czasu do czasu jednak Agathe przechodziła celowo na język polski, aby (jak sama powiedziała) łatwiej nauczyć się nim posługiwać.
Jerzy zatrzymał się i oparł lekko o drzewo rosnące niedaleko brzegu rzeki. Agathe podeszła do niego uśmiechając się delikatnie, z delikatnymi iskierkami figli w oczach.
- Chciałabym.... zadać panu Jerzemu... pytanie..... – powiedziała nieśmiało, lekko się rumieniąc – Dość osobiste pytanie.... Ale nie wiem, czy pan Jerzy zgodzi się na nie odpowiedzieć.
Jerzy patrzył na nią i również się uśmiechnął, kiedy wysunęła ona swoją prośbę.
- Proszę śmiało pytać, panno Agathe. Z chęcią na to pytanie odpowiem.
Agathe zarumieniła się i schowała twarz w bukiet kwiatów. Rumieniła się chichocząc przy tym jak małe dziecko. Jerzy zaś patrzył na nią rozbawiony.
- No, proszę pytać.
- Ale ja się wstydzę – zapiszczała cienkim głosem Agathe.
Jerzy rozłożył lekko ręce. Chodzą jej niegrzeczne myśli po głowie, ale nie potrafi ich przemienić w słowa? Chcę i jednocześnie się tego obawia. Tak jak napisał Fredro „I chciałabym i boję się”. Weź tu zrozum kobiety, mądry człecze, kiedy one same siebie chyba nie rozumieją.
- Proszę się więc nie wstydzić i zapytać mnie szczerze, co pannie chodzi po głowie.
Agathe zachichotała, odwróciła się w stronę rzeki i powiedziała wesoło:
- Och! Co mi chodzi po głowie? Pan Jerzy nie chce wiedzieć, jakie ja mam myśli w mojej głowie. Bo jeszcze by się pan Jerzy przestraszył, a co najmniej zdziwił, że taka porządna panna z dobrego domu takie coś myśli i pragnie.
Odwróciła się w stronę swego rozmówcy i podeszła do niego powoli, po czym powiedziała:
- Ja czasami sama się sobie dziwię, jakie mi myśli po głowie chodzą. Jakie okropności i niegrzeczności potrafią wędrować po twardej skorupie mojej podświadomości. Jakie ja mogę wymyślić fantazje i co mogę zrobić jako kobieta. Bo przecież ja mam ciało.... I ono też ma swoje potrzeby. I te potrzeby..... One.... One mnie chwilami przerażają, bo przekraczają wszystkie zasady dobrego wychowania, jakie mi wpajano od chwili, gdy zaczęłam rozumieć, co się do mnie mówi. Czuję się chwilami tak, jakby we mnie siedział ktoś inny. Ktoś, kogo obecności w ogóle się tutaj nie spodziewałam.
- I to panią przeraża?
- Czasami. Ale czasami też sprawia mi wielką przyjemność, choć nie wiem, czy powinno.
Jerzy zaśmiał się do niej delikatnie i powiedział:
- Nie jest to wstyd, zapewniam panią, panno Agathe.
- Naprawdę?
Agathe popatrzyła na niego z nadzieją w oczach.
- Bardzo naprawdę. A więc proszę zadać to pytanie, którego się pani tak niesłusznie wstydzi.
Agathe uśmiechnęła się ponownie i powiedziała:
- No cóż.... chodzi mi o to, czy pan Jerzy miał już.... kobiety?
Jerzy popatrzył na nią uważnie. Jej pytanie mocno go zaintrygowało. Czemu ona chce to wiedzieć? Czemu ją to pytanie tak intryguje? Czyżby miała wobec niego jakieś plany? Być może. Inaczej by chyba nie pytała o takie rzeczy. Musiała być nim tak zainteresowana, jak on nią, skoro zadała mu to pytanie. Tak, musiało tak być. To rozumienie brzmiało dość logicznie. Oczywiście kobiety miały inną logikę niż mężczyźni i trudniej było ją mężczyźnie pojąć niż jego własną, ale przecież nie mogło być aż tak wielkich różnic między ludźmi doskonale się rozumiejącymi, tak jak oni dwoje.
- Dlaczego panna Agathe mnie o to pyta?
- Cóż.... tak jakoś.... jestem tego niezwykle ciekawa. Tak po prostu.
Jerzy uśmiechnął się i powiedział:
- Tak po prostu?
- Owszem – odpowiedziała śmiejąc się figlarnie Agathe – Tak po prostu. Bez celu.
Pisarski spojrzał uważnie na pannę von Trapp, po czym powiedział poważnym tonem:
- Miałem kobiety.
Agathe lekko się zasmuciła, kiedy to powiedział, po chwili jednak pomyślała, że przecież trudno oczekiwać od tak przystojnego i dojrzałego mężczyzny, by żył w czystości do czasu, nim pozna tę jedną, jedyną dziewczynę. Dziewczynę, której na jego widok serce zatrzepotało niczym mały ptaszek. Poza tym, na swój sposób, to doświadczenia w sferach intymnych Jerzego nieco jej imponowało.
Odwróciła się do niego plecami i zapytała:
- Dużo?
- Słucham?
- Czy pan Jerzy miał dużo kobiet?
Jerzy, widząc że jego odpowiedzi ją ranią, ale chcąc być z nią szczerym, odpowiedział:
- Kilka.
Agathe delikatnie zaczęła się uśmiechać. Jednak Jerzy nie mógł tego widzieć, w końcu była do niego odwrócona plecami. Podszedł do niej powoli, a ona zapytała:
- Czy.... były one piękne?
Jerzy uśmiechnął się i pogłaskał powoli palcem jej karczek, po czym rzekł:
- Niektóre tak. Ale nie tak piękne i wspaniałe jak panna Agathe von Trapp.
Powiedział to tego rodzaju głosem, któremu nie była zdolna oprzeć się jeszcze żadna kobieta. A panna Agathe była w końcu kobietą. W każdym calu. Odwróciła się więc do niego ponownie i powiedziała:
- Na pewno?
- Na pewno – odpowiedział Jerzy.
Następnie wziął w palce jej bródkę i przybliżył ich twarze do siebie. Chwile później usta dwojga młodych ludzi płci przeciwnej spotkały się ze sobą w namiętnym i rozkosznym pocałunku. Tak pięknym i tak wspaniałym, jak tylko piękna i wspaniała może być pierwsza miłość.

***

Podczas gdy to wszystko działo się Henryk Spryciarski siedział pogrążony we własnych myślach. Rozmyślał na temat prowadzonej właśnie przez siebie sprawy. Nie miał jak dotąd jednak żadnych danych, żadnych wiadomości, żadnych faktów, na których można by się oprzeć. Nie było od czego zacząć. Jak więc zrobić pierwszy krok? Bez danych? Bez wiadomości i praktycznie bez niczego?
Cała nadzieja w Janku. Dzwonił do niego i mówił mu, że podobno dostał pozwolenie na dokonania sekcji zwłok tej panny Elsy Berker. Cóż.... cała nadzieja w tym, że ta sekcja coś wykaże. Jeśli jednak nie, należy podjąć inne kroki. Tylko jakie? Na Boga, jakie?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Czw 23:02, 11 Wrz 2014, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:10, 21 Lip 2013    Temat postu: Morderstwo w austriackim zaciszu

Bardzo ładne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:44, 21 Lip 2013    Temat postu:

Bogato - i kryminał, i romans... Ciekawe, co z tego wyniknie.

Podobała mi się bardzo rozmowa między Agathe i Jerzym. Dokładnie ten stopień wstydu, delikatności i odwagi, jakiego by należało się spodziewać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AMG dnia Nie 20:47, 21 Lip 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 2:43, 22 Lip 2013    Temat postu:

Rozdział VIII

Co wykazała sekcja zwłok?

Janek wrócił po południu z Salzburga do dworku rodziny von Trapp z wiadomością, że uzyskał zgodę od sędziego Schpeina na przeprowadzenie sekcji zwłok panny Elsy Berker. Wcześniej dzwonił do Henryka w tej sprawie, ale teraz oznajmił to wszystkim mieszkańcom dworku.
- Pokładam wielkie nadzieje w tej sekcji – powiedział – Czuję bowiem, że jeśli dobrze zbadamy ciało zamordowanej, to odkryjemy w nim coś, co może nam pomóc ruszyć z miejsca.
Wszyscy ucieszyli się z powodu jego sukcesu. Szczególnie Henryk, który bardziej niż ktokolwiek inny przejmował się tą sprawą. Czuł bowiem, że nie zdołał on wykonać zadania, które powierzyła mu pani barona i nie ocalił od śmierci panny Elsy. Jego honor i sława detektywa została poddana pod wątpliwość. Musiał więc coś w tej sprawie zrobić. Powiedział więc:
- Skoro nie udało mi się ocalić panny Elsy od śmierci, to chociaż zrobię wszystko, żeby została ona pomszczona. Tak! Właśnie tak zrobię! Nie inaczej. Mordercę musi dosięgnąć sprawiedliwość.
Następnego dnia Janek udał się z Georgiem do miasta. W południe bowiem był umówiony z policyjnym patologiem na przeprowadzenie sekcji zwłok zamordowanej panny Berker i nie miał zamiaru się spóźnić. Ponieważ jednak z domu von Trappów do miasta była dość daleka droga, Georg podwiózł go samochodem. Zawiózł go aż do prosektorium, gdzie czekał już jego kolega po fachu.
- Miłego krojenia ci życzę, kuzynku! – zawołał Georg, po czym wybuchnął śmiechem.
Janek słysząc te słowa zaśmiał się sztucznie.
- Ha ha ha! No bardzo śmieszne, Georg, wiesz? Naprawdę strasznie dowcipny z ciebie człowiek.
Georg zaśmiał się ponownie, po czym zapytał:
- To o której mam po ciebie przyjechać?
- Myślę, że tak za godzinę. Więcej czasu nam raczej nie będzie potrzeba.
- Zgoda! – zawołał Georg – A więc będę po ciebie za godzinę!
Następnie odjechał, a Janek udał się wykonać swoje zadanie.

***

Podczas gdy Janek ze swoim dostojnym kuzynem udali się do miasta, Henryk z Kasią spędzali na werandzie czas w towarzystwie baronowej von Trapp. Dzieci wyszły na łąkę bawić się, a towarzyszyli im Jerzy i Agathe. Pani von Trapp opowiadała swoim gościom właśnie zabawną anegdotę z życia austriackiej arystokracji, gdy nagle podjechał do ich domu goniec na rowerze. Zeskoczył ze swego pojazdu i zapytał:
- Pani baronowa von Trapp?
- Tak. O co chodzi? – zapytała zdziwiona Maria Augusta.
- Mam ważną wiadomość do pani męża.
- Przekażę mu ją.
Goniec podał baronowej list, po czym zasalutował jej, wskoczył na rower i odjechał. Maria Augusta usiadła w wiklinowym fotelu, otworzyła list i zaczęła go czytać. Wiedziała, że nie powinna tego robić, w końcu pismo było do Georga, czuła jednak, że treść tej wiadomości powinna koniecznie poznać. Kiedy już przeczytała list, jej humor natychmiast prysł jak po dotknięciu magiczną różdżkę.
Henryk i Kasia patrzyli na nią mocno zdumieni tym wszystkim.
- Czy coś się stało, pani baronowa? – zapytał Henryk.
- Co jest w tym liście? – dodała Kasia.
Pani von Trapp bez słowa podała im list. Detektywi po kolei przeczytali go. Jego treść wprawiła ich w osłupienie. A brzmiała ona następująco:

„Drogi baronie.
Może pan odwołać tych swoich detektywów z Polski. Nie są oni już nikomu potrzebni. Schwytaliśmy zabójcę panny Elsy Berker. Jest to Wilhelm Zerenbaum, były narzeczony denatki. Świadkowie kilkakrotnie widzieli, jak groził jej śmiercią i to publicznie. Aresztowaliśmy go już. Jeszcze się do niczego nie przyznał, ale to tylko kwestia czasu. W jego szafie znaleziono nóż ze śladami krwi ofiary. W dodatku oskarżony nie ma alibi na tę noc. Na pewno jest winny.
Przykro mi, że pan baron niepotrzebnie trudził swoich przyjaciół. Nie są oni jednak nam potrzebni Możesz pan ich śmiało odwołać.
Łączę wyrazy głębokiego szacunku.
Paul Zeller. Komisarz”.

Henryk po przeczytaniu tego listu poczuł się okropnie. Czyżby takie właśnie miało być wyjaśnienie całej sprawy? Prześladowcą dziewczyny miał być młody chłopak ze wsi nieszczęśliwie w niej zakochany? Inicjały co prawda się zgadzały. W.Z. Wilhelm Zarenbaum. Wszystko wydawało się zgadzać. Henryk miał jednak dziwne przeczucie, że to nie jego szukają policjanci komisarza Zellera.
- I cóż państwo sądzicie na temat tego listu? – zapytała Maria Augusta, kiedy już otrząsnęła się z szoku wywołanego lekturą tego pisma.
- Sądzę, że pan Zeller aresztował nie tego człowieka, co trzeba – odpowiedział Henryk pewnym siebie tonem.
Baronowa von Trapp spojrzał na niego.
- Tak pan uważa, panie Henryku?
- Ja tego jestem pewien! – zawołał Henryk – Nóż ze śladami krwi wsadzony tuż po dokonaniu morderstwa do własnej szafy? Proszę mi wybaczyć, pani baronowo, ale jednak w waszej policji muszą pracować chyba sami idioci, skoro sądzą, że tak właśnie zachowują się zabójcy.
- Właśnie – dodała Kasia – Zresztą co nas obchodzą decyzje tego idioty? Niech sobie pan komisarz Pękata Głowa aresztuje nawet połowę Salzburga. My i tak musimy poprowadzić własne śledztwo i dowiedzieć się, kto jest prawdziwym sprawcą, a także komu zależy na tym, by obciążyć winą pana Zarenbauma.
- Obciążyć winą? – zapytała zdumiona jej słowa Maria Augusta.
- No tak – wyjaśniła Kasia – Bo chyba żadne z nas, nie licząc tego polonofoba Zellera, nie ma wątpliwości, że ten zakrwawiony nóż sprężynowy ktoś mu podrzucił, by zwalić na niego winę.
- Jak dla mnie ta cała sprawa jest szyta zbyt grubymi nićmi – rzekł Henryk Spryciarski zamyślając się – Dobrze pani zrobiła, że nas pani wezwała, pani baronowo. Musimy sami kontynuować to śledztwo.
Rozmowę przerwał klakson samochodu. To Georg oraz Janek wracali do domu z Salzburga. Maria Augusta wyszła przywitać się z mężem, a przy okazji oddała mu list od Zellera. Baronowi bardzo się on nie spodobał.
- Wygląda na to, że genialny pan komisarz znalazł już sprawcę – powiedział ze sceptycyzmem w głosie – I jak znam życie, ten sprawca jest niewinny jak niemowlę.
Janek uśmiechnął się lekko na wspomnienie najmłodszej latorośli rodziny von Trapp, malutkiej Rosemarie, która była najlepszym dowodem na to, że niemowlęta wcale nie muszą być takie słodkie i niewinne, jak by się mogło wydawać, na to bowiem nie ma reguły. Myśl tę jednak zachował dla siebie.
- I cóż państwo postanowiliście? – zapytał baron von Trapp Henryk i Kasi – Będziecie dalej prowadzić śledztwo?
Henryk nim odpowiedział przybrał uroczysty ton, by nadać w ten sposób swoim słowom znaczenie naprawdę poważne.
- Panie baronie – powiedział – Wynajęliście państwo mnie i moich przyjaciół do znalezienia prześladowcy panny Berker. Nie udało się nam ocalić dziewczyny od śmierci, więc chociaż ją pomścijmy. Jesteśmy jej to winni. Poza tym ze słów Elsy....
- Bardzo skąpych zresztą w szczegóły – wtrąciła się do wypowiedzi Henryka Kasia.
- .... wynika, że jej prześladowcą jest człowiek bogaty i wpływowy. Młody mieszkaniec pobliskiej wsi czy też miasteczka w żaden sposób nie pasuje do tego opisu.
- Słuszna uwaga – rzekł von Trapp – Obawiam się jednak, że Zellera to nie przekona.
- Więc będziemy musieli rozwiązać zagadkę bez niego – odparł Henryk i skierował swój wzrok na przyjaciół – Może nawet bez jego zgody.
Po czym zwrócił się do Janka i zapytał:
- A propos, przyjacielu. Przeprowadziłeś już sekcję zwłok tej zabitej dziewczyny?
Janek pokiwał twierdząco głową i odpowiedział:
- Przeprowadziłem. I bardzo się cieszę, że to zrobiłem. Jej wynik bowiem bardzo wiele mi wyjaśnia.
- To znaczy? – zapytał Henryk.
Wszyscy spojrzeli na Janka wyczekująco. On zaś ucieszył się, iż ma swoją chwilę sławy, po czym rzekł:
- Sekcja zwłok wykazała bez najmniejszych wątpliwości, że panna Elsa Berker była w ciąży.
Gdyby Janek oznajmiał teraz przyjaciołom, że w Stanach Zjednoczonych odwołano właśnie prohibicję, to na pewno mniej to wszystkim zdziwiło niż fakt, który właśnie im przekazał. Wieść ta niemalże dosłownie zwaliła wszystkich z nóg.
- W ciąży???!!!! – krzyknęli wszyscy obecni.
Janek uśmiechnął się chytrze.
- Tak, moi drodzy. W ciąży. Konkretniej to była w trzecim miesiącu, więc jeszcze nic nie było widać. Zapewne nikt o tej ciąży nie wiedział, poza naszym mordercą.
- I poza panią baronową – powiedział stanowczym głosem Henryk spoglądając poważnym wzrokiem na Marię Augustę.
Pani von Trapp zdumiała się słysząc jego słowa.
- Słucham? O czym pan mówi, panie Spryciarski? Pan chyba żartuje, prawda?
Henryk jednak wcale nie zamierzał żartować.
- Widziałem pani reakcję na wieść, jaką przyniósł nam Janek. Pani wcale nie była zdziwiona tym, co usłyszała. Wszyscy, łącznie ze mną, zareagowaliśmy szczerym zdumieniem. Oprócz pani. Dlaczego? Ano dlatego, że pani od dawna wiedziała, że Elsa jest, a raczej była w ciąży.
- Mario.... czy to prawda? – zapytał Georg spoglądając zdumiony na żonę – Wiedziałaś o tym wcześniej?
Maria Augusta spuściła zasmucona głowę, po czym ze smutku nie mając siły wypowiedzieć ani jednego słowa, kiwnęła nią tylko potakująco.
- Więc jednak – powiedziała Kasia – Od samego początku wiedziała pani, że ona jest przy nadziei. I nie powiedziała nam pani tego?
- Sądziłam, że to bez znaczenia – próbowała bezskutecznie się wytłumaczyć Maria Augusta.
Do nikogo jednak jej tłumaczenia nie docierały. A już na pewno nie do Henryka.
- Bez znaczenia? Pani zdaniem wiadomość o tym, że osoba, którą mamy chronić, jest w ciąży ze swoim prześladowcą, nie ma najmniejszego znaczenia? Zataiła pani niezwykle ważny dla śledztwa szczegół. Gdyby nie sekcja zwłok, w ogóle byśmy się tego nie dowiedzieli. A bez tego szczegółu moglibyśmy nie ruszyć z miejsca. Krótko mówiąc, pani nas oszukała, pani baronowo! I pani chce, żebyśmy dalej prowadzili dla pani to śledztwo?
Janek położył dłoń na ramieniu Henryka.
- Nie uważasz, że lekko przesadzasz? Już dość na nią nakrzyczałeś. Pofolguj jej trochę. Ostatecznie dostała już nauczkę za okłamywanie nas.
Maria Augusta rzeczywiście wyglądała na osobę niezwykle skruszoną. Długo płakała w dłonie tulona przez męża, a w końcu odezwała się i powiedziała:
- Dobrze, przyznaję się. Zataiłam informację o ciąży Elsy. Ale naprawdę nie sądziłam, że to będzie istotne. Elsa powiedziała mi o tym w sekrecie. Obiecałam, że nikomu tego nie powiem. Chciałam po prostu dotrzymać danego słowa. Mężczyzna, który ją prześladował, pragnął za wszelką cenę ukryć ten szkodliwy dla niego fakt. Posunął się nawet do gróźb wobec niej. Wtedy to Elsa uciekła do mnie i poprosiła o pomoc. Opowiedziała mi o tym, co się stało oraz o tym, że ten mężczyzna ją prześladuje. Wspominała również, że ten zmusza ją do czegoś, co napawa ją obrzydzeniem.
- Co to było, pani baronowo?
- Nie wiem, panie Henryku.
Henryk spojrzał na nią z urazą w oczach.
- Pani baronowo…
- Przysięgam na wszystko, co dla mnie drogie, że nie mam pojęcia! Naprawdę nie wiem! Elsa nie chciała mi tego powiedzieć. Mogę się jedynie domyślać. Prawdopodobnie chodziło tu o dokonanie aborcji, ale niestety nie mam żadnej pewności w tym względzie. Poprosiła mnie o pomoc, a ja wysłałam ją do klasztoru. Jak widać, nie ocaliło to jej życia.
Georg przytulił mocno żonę do siebie i zaczął uspokajająco głaskać jej włosy.
- Nie płacz, kochanie. Nikt cię o nic nie obwinia. Nie ty jesteś winna jej śmierci.
- Ale nic nie zdołałam zrobić, żeby ją ocalić – wychlipała Maria Augusta – Byłam jej tak bliska, a nie zrobiłam nic, żeby ją uratować.
Georg długo jeszcze musiał pocieszać ukochaną nim ta ostatecznie się uspokoiła. Kiedy zaś to się stało Henryk zaczął analizować fakty.
- Dobrze, że wiemy już o ciąży panny Elsy – powiedział – Dzięki temu mam teraz pewność, że młody Zarenbaum jest niewinny.
Wszyscy popatrzyli na niego zdumieni słowami, jakie wypowiedział.
- Jakże to? – zapytał Janek – W jaki sposób to dowodzi jego niewinności?
- Powiedziałabym raczej, że to wręcz świadczy przeciwko niemu – dodała Kasia.
- Przeciwnie. To dowodzi, że jest on niewinny.
- Wybacz pan, ale wciąż nie widzę związku – powiedział Georg.
- Dokładnie tak – dodał Janek – Jak to może dowodzić jego niewinności?
- Pomyślcie, przyjaciele. Wiemy, że morderca panny Elsy Berker i jej prześladowca to jedna i ta sama osoba. I że jest to wysoko postawiona figura. Człowiek ten bał się ujawnienia faktu o ciąży Elsy, gdyż to mogłoby mu poważnie zaszkodzić w karierze. A tymczasem Wilhelm jest zaledwie młodzikiem zamieszkującym pobliską wieś. Nie ma ani wysokiej pozycji społecznej, ani nie musi obawiać się skandalu ze strony ujawnienia tego faktu. I wątpię też, żeby był żonaty. W żaden więc sposób nie pasuje on do rysopisu naszego sprawcy. Nie, moi mili. To nie Wilhelm Zarenbaum jest zabójcą. Prawdziwy morderca jest nadal na wolności i tylko my jesteśmy w stanie go odnaleźć.
- Ale jak mamy to zrobić, panie Henryku? – zapytał Georg.
- Z pomocą rozumu, panie baronie. Z pomocą rozumu. No i przyjaciół, rzecz jasna. Liczę bowiem na to, że nie odmówicie mi swego wsparcia.
- Ależ skąd – powiedział Janek, a Kasia pokiwała tylko głową, patrząc na Henryka z podziwem.
- Doskonale – rzekł zadowolony Henryk – Dzisiaj raczej już nic nie zrobimy, ale jutro z samego rana bierzemy się do pracy. Musimy jechać do Salzburga i postarać się o pozwolenie na widzenia z młodym Zarenbaumem. Może powie on nam coś ciekawego. Następnie musimy jechać do wsi, z której pochodzą Wilhelm i Elsa. Przesłuchamy jej mieszkańców i dowiemy się wszystkiego, co nam potrzebne do rozwikłania tej zagadki. Panie baronie, mam nadzieję, że użyczy nam pan samochodu na czas przeprowadzania śledztwa.
- Ależ naturalnie – powiedział baron von Trapp – Z przyjemnością udzielę wam wszelkiej pomocy w śledztwie.
- Dziękujemy bardzo – uśmiechnął się Henryk – Obawiam się jednak, że nie wszyscy będą nam tak życzliwi jak pan, panie baronie.
- Trudno. Ryzyko zawodowe – zaśmiała się Kasia delikatnie – Zresztą... czy kiedykolwiek mieliśmy jakiekolwiek śledztwo, gdzie wszyscy nam byli życzliwi?
Henryk nie odpowiedział, lecz uśmiechnął się tajemniczo. Wiedział już bowiem, co należy zrobić. I co najważniejsze, wiedział również, jak to zrobić.
- Chyba przyda się tutaj Jerzy – powiedział z zawadiackim uśmiechem na twarzy.
Po czym wtajemniczył wszystkich obecnych w swój plan działania.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Czw 23:03, 11 Wrz 2014, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 7:04, 22 Lip 2013    Temat postu: Morderstwo w austriackim zaciszu

Intryga robi się coraz ciekawsza.
Ciekawe komu zależy by obiążyć tego chłopaka winą ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 11:28, 22 Lip 2013    Temat postu:

Jestem bardzo ciekawa, jak potoczy się śledztwo.

Z ciążą dobrze myślałam Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AMG dnia Pon 14:28, 22 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:25, 22 Lip 2013    Temat postu:

Ciekawe, mają chyba parę wątków do rozwikłania?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:43, 22 Lip 2013    Temat postu:

Rozdział IX

Początek śledztwa

Komisarz Zeller siedział w swoim biurze niezwykle z siebie zadowolony. Przed nim zaś stali fotoreporterzy robiąc mu liczne zdjęcia. Obok nich znajdowali się dziennikarze i zadawali mu pytania, po czym skrzętnie zapisywali w notatnikach odpowiedzi, jakich Zeller im udzielał.
- To musi być pana wielki sukces, panie komisarzu – powiedział jeden z dziennikarzy – Znalazł pan sprawcę zaledwie w kilka godzin po zabójstwie.
Zeller puszył się jak paw i powiedział:
- Cóż.... nie było to wcale takie trudne. Sprawca był po prostu tak głupi, że nie tylko zabił swoją ofiarę po pijanemu, ale i również narzędzie zbrodni schował w swojej własnej szafie pomiędzy ubrania. Było to więc bardzo proste śledztwo.
- Czy takie wyjaśnienie nie wydaje się być panu komisarzowi zbyt łatwe? – zapytał drugi dziennikarz.
- Proszę pana – rzekł Zeller – W policji nie ma miejsca na zbyt łatwe rozwiązanie sprawy. Oskarżony Zarenbaum jest alkoholikiem, co poświadczają wszyscy mieszkańcy wsi. Jego matka mówi, że wyszedł w nocy z domu i nie wrócił aż do rana. Nie ma alibi. Na narzędziu zbrodni są jego odciski palców. Miał motyw – zamordowana wzgardziła jego uczuciem. Miał możliwość dokonania tej zbrodni. To wszystko, co wymieniłem, to są tzw. dowody. A one nie mogą być w oczach policjanta ani zbyt łatwe, ani zbyt trudne, lecz jedynie prawdziwe i oczywiste. Po to właśnie są one dowodami.
Dziennikarze szybko zapisali sobie odpowiedzi pana komisarza. Następnie trzeci z nich wystąpił z pytaniem:
- Czy oskarżony przyznaje się do winy?
- Jeszcze nie, ale to bez znaczenia. Dowody są tak jednoznaczne, że nie może się on w żaden sposób obronić.
- Czy obrona zechce użyć jako argumentu alkoholowego zamroczenia oskarżonego? – zapytał czwarty dziennikarz.
- Być może. Jednakże muszę ich zasmucić, gdyż nie jest to żadne wytłumaczenie dla sądu. Sprawca tej okrutnej zbrodni pójdzie na szubienicę, jak się należy.
Dziennikarze zadawali jeszcze inne pytania, a fotoreporterzy ciągle robili zdjęcia. Zeller zaś niezwykle z siebie zadowolony pozwalał na to wszystko.

***

Henryk i Kasia czekali na przybycie sędziego Schpeina, który właśnie miał zakończyć kolejną sprawę. Jednak proces, któremu przewodniczył, trwał i trwał, dlatego musieli zaczekać nieco dłużej niż się tego spodziewali. Towarzyszyła im w tych oczekiwaniach pisząca na maszynie sekretarka pana sędziego.
- Czy pan sędzia zawsze jest takim pracoholikiem? – zapytała Kasia dość mocno zniecierpliwiona czekaniem.
Nie należała ona bowiem do osób cierpliwych.
- Zwykle tak – powiedziała sekretarka nie odrywając się od swojej pracy – I bardzo rzadko miewa gości w swoim biurze.
- Jest zatem człowiekiem samotnym? – zapytał Henryk.
Sekretarka uśmiechnęła się do niego delikatnie, po czym powiedziała:
- Owszem, ale ostatnio to często miewa gości. Nie licząc was wcześniej odwiedził go jakiś pan, a jeszcze wcześniej jakaś młoda blondynka o zielonych oczach.
Ledwo wypowiedziała te słowa, a znudzenie z twarzy Henryka i Kasi zniknęło w jednej chwili. Spojrzeli oni na sekretarkę uważnie, po czym próbowali za wszelką cenę kontynuować rozmowę w tym właśnie temacie. Mieli nadzieję, że kobieta raczy ich oświecić w tej sprawie.
- Mówi pani, że odwiedzają go kobiety? – zapytał Henryk.
- Nie kobiety, ale jedna kobieta – odpowiedziała sekretarka akcentując swoje słowa – Szczerze mówiąc, to chyba nie była nawet kobieta, tylko dziewczyna. Mogła mieć od szesnastu do osiemnastu lat.
- Była blondynką? O niebieskich oczach? – zasugerowała Kasia.
- Nie. Już mówiłam państwu. Blondynka, zgoda, ale nie o niebieskich oczach, tylko zielonych.
A więc jednak nie ulegało wątpliwości. Kobietą, która odwiedzał sędziego, to była Elsa Berker. No, chyba że więcej jest nastoletnich blondynek o zielonych oczach w okolicy.
- A jak miała ta dziewczyna na imię? – zapytała Kasia.
Sekretarka zastanowiła się przez chwilę.
- Nie jestem pewna. Coś na E.... Jakoś tak… Elizabeth.... Elena... Esmeralda.... Elsie....
- Może Elsa? – zasugerowała Kasia.
- Tak! Właśnie tak! Elsa. A przynajmniej tak mi się wydaje. Nie jestem jednak do końca pewna, czy tak właśnie brzmiało jej imię.
Henryk uśmiechnął się do Kasi tajemniczo. Czuł, że sprawa zaczyna być coraz ciekawsza.
- Rozumiemy – powiedział Henryk – A ta dziewczyna... kiedy tak dokładniej tu była?
Sekretarka zamyśliła się na chwilę.
- Hmmmmm.... no cóż... nie jestem pewna. Tak jakoś tydzień temu. Plus minus kilka dni. Niestety nie mogę podać państwu daty z całą dokładnością, bo po prostu jej nie pamiętam.
Dokładna data nie była jednak potrzebna. Henryk wiedział już to, co chciał wiedzieć.
- A o czym rozmawiała ta... Elsa... z panem sędzią?
- Nie mam pojęcia – mruknęła sekretarka nieco już zirytowana taką ilością zadawanych jej pytań – Zresztą czemu mnie państwo tak wypytujecie? Zapytajcie sędziego, z kim on romansuje w godzinach pracy. Mnie to mało interesuje.
Sekretarka nie umiała ukryć swojego poirytowania. Widać było wyraźnie, że była zazdrosna i liczyła na to, że to ona będzie miała romans z szefem, a wskutek czego dostanie podwyżkę. Przeliczyła się jednak i stąd właśnie wynikała jej złość. Przynajmniej tak to sobie wyjaśnił Henryk Spryciarski.
Tymczasem sędzia Schpein wyszedł z sali rozpraw i po chwili był już przed swoim gabinetem.
- Państwo do mnie? – zapytał na widok Henryka i Kasi.
- Nie inaczej – odpowiedział Henryk – Jestem Henryk Spryciarski, a to panna Katarzyna Raptus. Jesteśmy detektywami i przyjaciółmi pana Janka Dobrowolskiego.
Sędzia uśmiechnął się do nich radośnie.
- Miło mi państwa poznać. Przyjaciele doktora Dobrowolskiego są moimi przyjaciółmi. Proszę wybaczyć, że kazałem państwu czekać, ale sami państwo rozumieją, służba nie drużba.
- Rozumiemy – odpowiedział Henryk – Czy możemy z panem porozmawiać?
- Oczywiście. Zapraszam więc państwa do mego gabinetu. Tam powiecie mi państwo, w czym rzecz.

***

Henryk i Kasia usiedli naprzeciwko biurka sędziego i patrzyli uważnie, jak zdejmuje on togę oraz odkłada do szafy wszelkie sędziowskie atrybuty, po czym siada za biurkiem i spogląda uważnie na swoich rozmówców.
- Słucham państwa. Co was do mnie sprowadza?
- Działamy na zlecenie baronostwa von Trapp – odpowiedział Henryk – Chodzi o sprawę Elsy Berker.
- Ach tak.... biedna dziewczyna – powiedział sędzia Schpein smutnym głosem – Nie wiem, jak ktokolwiek mógł jej zrobić coś takiego.
- Wierzy pan w winę młodego Zarenbauma? – zapytała Kasia.
- Sam nie wiem – sędzia opuścił smutno głowę pocierając sobie palcami skronie – Komisarz Zeller ma przeciw niemu żelazne dowody. Ale mimo tych dowodów... to wszystko wydaje mi się co najmniej zbyt proste. Bo w końcu nóż ukryty we własnej szafie. To jakby scena z jakieś kiepskiej powieści kryminalnej.
Henryk i Kasia pokiwali głową. Cieszyło ich to, że sędzia Schpein myśli tak samo, jak oni. Liczyli więc na to, iż będzie on im przychylny i da zezwolenie na poprowadzenie prywatnego śledztwa.
- Nieważne... – powiedział sędzia i spojrzał na swych rozmówców – Czy macie państwo do mnie jakąś sprawę?
- Owszem – rzekł Henryk – Chodzi nam o to, że baronostwo von Trapp, którzy nie wierzą w winę Zarenbauma, chcą, byśmy udowodnili jego niewinność.
Sędzia Schpein zaśmiał się do nich delikatnie z lekkim powątpiewaniem.
- No cóż... rozumiem doskonale, że państwo bardzo poważnie podchodzą do swego śledztwa, lecz jednak... Zapytam czysto teoretycznie. Co państwo zrobią, jeśli się okażę, że on jednak jest winny?
Detektywi co prawda nie brali takiej możliwości pod uwagę, ale zrozumieli, że muszą liczyć się z taką możliwością. Mimo wszystko postanowili być dobrej myśli i nie tracić nadziei w niewinność oskarżonego.
- Co wtedy? Wtedy... trudno – powiedziała Kasia rozkładając ręce na znak bezradności – Ale jednak musimy poznać prawdę. Choćby była ona najczarniejsza.
- Prawda może państwa rozczarować – rzekł z ojcowską powagą sędzia Schpein.
- Ale musimy ją poznać – odpowiedział Henryk.
- Tym bardziej, że wyjaśnienie przedstawione przez komisarza Zellera jest, naszym zdaniem, co najmniej żałosne.
Schpein uśmiechnął się lekko. Jemu również wydawało się, że Zeller jest po prostu idiotą i typowym stereotypowym policjantem pozbawionym większego ilorazu inteligencji. Mimo wszystko był on poważany i szanowany w swojej branży. Dlatego właśnie sędzia Schpein wolał nie narażać się temu człowiekowi i wahał się, czy udzielić pozwolenia tym polskim detektywom na prywatne śledztwo w sprawie, którą przecież Zeller już dawno „wyjaśnił”. Ale jednak ostatecznie zwyciężyło w nim poczucie uczciwości oraz chęć udzielenia pomocy przyjaciołom Janka Dobrowolskiego, więc powiedział:
- Zgadzam się, moi państwo. Macie moje pozwolenie na prowadzenie tego śledztwa. Rzecz jasna jest to pozwolenie nieoficjalne. Starajcie się nie wchodzić w paradę Zellerowi, gdyż możecie sobie narobić poważnych kłopotów. Dlatego zróbcie, co w waszej mocy, by on nie wiedział o tym, iż drążycie dalej tę sprawę ani również o tym, że ja na to wyraziłem zgodę. Moja kariera może na tym poważnie ucierpieć. Sami państwo rozumieją.
- Rozumiemy – odpowiedzieli chórem Henryk i Kasia.
- To dobrze. A zatem zgodę otrzymaliście. Możecie prowadzić śledztwo.
Henryk i Kasia ucieszyli się bardzo, gdy wyraził zgodę. Obiecali, że nie będzie on żałował swojej decyzji, po czym chcieli wyjść i kontynuować swój plan działania. Kasia ruszyła już w stronę drzwi, gdy nagle zauważyła, że Henryk wciąż siedzi na swoim miejscu.
- Henryku! Chodź już! Musimy iść! – zawołał.
- Jeszcze jedno, moja droga – powiedział Henryk ze stoickim spokojem, po czym zwrócił się do sędziego Schpeina – Mam do pana jeszcze jedno pytanie.
- Słucham uprzejmie.
- Czy znał pan osobiście Elsę Berker?
Sędzia zmieszał się nieco słysząc to pytanie.
- Czy znałem osobiście zamordowaną? Pan daruje, ale nie wiem, skąd przypuszczenie, że ja ją w ogóle znałem.
- Pańska sekretarka ma zbyt długi język – odpowiedział Henryk z szatańskim uśmiechem na twarzy.
Sędzia oparł się lekko o swój fotel i pocierając powoli palcami oczy powiedział:
- Trzeba uważać na to, kogo się u siebie zatrudnia. I co się przy kim mówi oraz robi. Muszę o tym pamiętać na przyszłość. Muszę pamiętać.
- Więc znał ją pan czy nie?
Schpein popatrzył mu uważnie w oczy.
- Tak. Znałem ją.
Kasia z zainteresowaniem zawróciła od drzwi i usiadła z powrotem na miejsce, które jeszcze przed chwilą zajmowała.
- W jaki sposób ją pan poznał? – zapytała.
- Przyszła do mnie po poradę prawną – wyjaśnił sędzia Schpein – Chciała wiedzieć, co może zrobić, by jeśli zajdzie w ciążę z żonatym mężczyzną, otrzymać od niego zabezpieczenie finansowe dla siebie i swego dziecka.
Henryk uśmiechnął się tajemniczo. To by się nawet zgadzało z tym, co o niej myślał.
- I co jej pan poradził? – spytała Kasia.
- Powiedziałem jej, by najpierw urodziła dziecko, a potem podała jego ojca do sądu o alimenty. Dodałem również, że jeśli chce wygrać, to musi mieć naprawdę żelazne dowody na to, że dziecko jest człowieka, którego o to posądza. Mężczyzna bowiem może łatwo wyprzeć się ojcostwa. Trzeba posiadać w ręku naprawdę silne dowody na potwierdzenie takiego oskarżenia. Powiedziałem również, że musi ona przygotować się na to, iż wyegzekwowania alimentów od mężczyzny jest w naszych czasach bardzo trudne. A nawet jeśli sąd zasądzi od niego alimenty, ich wyciągnięcie może okazać się wręcz niemożliwe. Dlatego poradziłem jej, by nie robiła sobie zbędnych nadziei. Obiecałem jej jednak pomóc w miarę moich możliwości.
Henryk i Kasia spojrzeli na niego uważnie.
- Czy panna Elsa powiedziała panu, kim jest ojciec dziecka? – zapytał Henryk.
Sędzia Schpein rozłożył bezradnie ręce.
- Niestety nie. Nie chciała mi tego powiedzieć. Na wszelkie moje pytania w tym względzie odparła, że musi poważnie się nad tym wszystkim zastanowić, po czym wyszła.
- I czy to wszystko, co może pan nam w tej sprawie powiedzieć? – Henryk patrzył na sędziego uważnie zadając to pytanie.
Sędzia spojrzał mu prosto w oczy i odpowiedział spokojnym tonem:
- Oczywiście, że tak, panie Henryku. Nie wiem, co mógłbym jeszcze państwu powiedzieć.
Henryk popatrzył mu uważnie w oczy. Kasia także samo. Nie wyczuli jednak w jego spojrzeniu kłamstwa. Choć panna Raptus miała dziwne wrażenie, że ich rozmówca coś przed nimi ukrywa. Ponieważ jednak nie mieli na to żadnych dowodów, to postanowili nie drążyć dłużej tematu i powrócić do swego śledztwa.
- Dobrze więc – powiedział Henryk wstając z krzesła – A zatem, jeszcze raz dziękujemy panu za rozmowę, panie sędzio.
- Oraz pozwolenie na prowadzenie śledztwa – dodała Kasia z uśmiechem – Co prawda nieoficjalne, ale zawsze.
- Cieszę się, że mogłem służyć pomocą – odpowiedział sędzia Schpein ściskając każdemu z nich dłoń.
Następnie dwoje detektywów z Polski skierowało się ku wyjściu.
- Myślisz, że powiedział nam prawdę? – zapytała Kasia, kiedy już opuszczali gmach sądu.
- Myślę, że nie miał powodów, aby nas okłamywać – odpowiedział jej Henryk.
- Ale czy sądzisz, że nas okłamał?
Henryk powoli założył na głowę kapelusz i powiedział:
- Nie. Na pewno nas nie okłamywał. W każdym razie nie wyczułem w jego głosie kłamstwa. A ty?
- Ja też nie. Za to wyczułam w nim coś dziwnego. Coś jakby.... sama nie wiem, jak to nazwać.
Henryk spojrzał jej w oczy z uwagą.
- Jakby co?
- Jakby coś przed nami ukrywał.
Spryciarski zaśmiał się ironicznie.
- Też mi odkrycie. To było widać od razu, moja kochana. On wyraźnie coś przed nami ukrywa.
Kasia nie ukrywała swojego zdumienia.
- Jesteś tego pewien?
Henryk spojrzał na nią nieco urażonym wzrokiem.
- Moja droga Katarzyno, zapamiętaj jedno. Ja zawsze jestem pewien tego, czego mówię.
Kasia westchnęła tylko głośno. Próżność Henryka doprowadzała ją niekiedy do szału i chwilami miała ochotę powiedzieć temu człowiekowi, aby przestał się ciągle chwalić, bo wcale nie jest pępkiem świata. Jednak zbyt mocno go lubiła, aby miała coś takiego zrobić.
- Jestem zdziwiona, tym co mówisz, gdyż przecież powiedziałeś mi wyraźnie, że twoim zdaniem sędzia nas nie okłamuje.
- Bo nie okłamuje.
- Więc nie rozumiem, o czym do mnie mówisz.
- Pewnie dlatego, że stawiasz niewłaściwe pytania.
Kasia lekko się nadąsała niczym mała dziewczynka, po czym spojrzawszy na przyjaciela, zapytała:
- W takim razie jak, twoim zdaniem, powinno brzmieć moje pytanie, panie Mądraliński?
Henryk zaśmiał się delikatnie spoglądając na nią.
- On nas nie okłamuje, to więcej niż pewne. Jedynie nie powiedział nam całej prawdy, a to nie jest tożsame z kłamstwem. W takim wypadku zaś pytanie nie powinno brzmieć „Czy on nas okłamuje?”, ale „Czemu nie mówi nam całej prawdy?”. Bo to, że coś przed nami ukrywa, to więcej niż pewne. Jego zachowanie wyraźnie na to wskazuje. Ale co i dlaczego przed nami ukrywa, tego jeszcze nie wiem. Liczę jednak, że z biegiem najbliższych dni poznamy odpowiedzi na te oraz inne dręczące nas pytania.
Kasia milczała zastanawiając się nad jego słowami.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Czw 23:05, 11 Wrz 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:57, 22 Lip 2013    Temat postu: Morderstwo w austriackim zaciszu

Ciekawe w jaki sposób ten kryształowy sędzia jest powiązany z tą sprawą ?
Co ukrywa i dlaczego ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 10:50, 23 Lip 2013    Temat postu:

Czyli są zawiłości, ale i ułatwienia. Sędzia jest przynajmniej częściowo przychylny, a to już dużo.

Czekam na więcej Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 2 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin