Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Uśmiech losu część III "Droga do nieba"
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 14, 15, 16 ... 171, 172, 173  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Ady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:06, 06 Paź 2014    Temat postu:

Aga, może wytrzymasz do rana Wink Zorino, na Twoje życzenie odcinek zdominowany przez Małego Joe i jego żonę. Miłej lektury Smile

***
Nie było jeszcze południa, gdy Joseph zmarznięty i przemoknięty wrócił do domu. Marzył tylko o jednym, aby jak najszybciej ogrzać się i choć chwilkę odpocząć. Czekało go jeszcze ciężkie popołudnie i to wcale nie z powodu pracy, bo tej nigdy nie brakowało na tak wielkim ranczo, jakim była Ponderosa. Ostatnie wypadki dały mu sporo do myślenia. Perspektywa wyjazdu żony i syna lekko go przeraziła. Przekonywał sam siebie, że to nic takiego, zaledwie parę tygodni, ale w głębi serca bardzo się tego obawiał. Miał dziwne przeczucie, że wraz z tym wyjazdem może bezpowrotnie stracić dwie najbliższe osoby. Inaczej też zaczął patrzeć na żonę. Już go tak nie irytowała, jak kiedyś. Zaczął dostrzegać jej niewątpliwe przymioty: łagodność, życzliwość i dobroć, za którą tak bardzo lubili ją najęci do pracy kowboje. Po raz pierwszy od dłuższego czasu dostrzegł w niej kobietę i to piękną kobietę. Było mu wstyd, że tak bardzo ją skrzywdził swym postępowaniem. Ojciec niejednokrotnie zwracał mu uwagę na niestosowność takiego zachowania, ale on wiedział swoje. Był młody i chciał używać życia, a nie spędzać nudne wieczory u boku cichej i spolegliwej żony. I tak nie wiadomo, kiedy ich drogi rozeszły się. Nie żyli ze sobą, lecz obok siebie i oprócz syna nic ich już nie łączyło.
- Zimno? – spytał Ben na widok Josepha zdejmującego kapelusz i przemoczoną kurtkę.
- Tak i do tego siąpi deszcz – odparł Joseph, a jego ciałem wstrząsnął dreszcz.
- Napij się gorącej kawy, bo jeszcze złapiesz przeziębienie – powiedział Ben z troską w głosie. – Załatwiłeś wszystko?
- Tak, Pa. – odparł Joseph nalewając sobie z dzbanka kawy i siadając w fotelu tuż przy kominku, na którym wesoło trzaskał ogień. – Gdzie Doreen i Joe?
- Joe pojechał do Hossa obejrzeć źrebaka, a Doreen położyła się. Podobno boli ją głowa.
- Zaraz do niej pójdę – odparł Joseph, odstawiając na stół pustą filiżankę.
- Zaczekaj – powiedział Ben. – Rozmawiałeś już z nią o tym jej wyjeździe do San Francisco?
- Jeszcze nie – odparł Joseph nie patrząc ojcu w oczy.
- To, na co czekasz? Czy ty naprawdę nie widzisz, co się dzieje? Chcesz stracić żonę i syna?
- Nie stracę ich Pa. Jeszcze dziś wszystko wyjaśnię, z Doreen. Pogubiłem się, ale już wiem, co w moim życiu jest najważniejsze.
- Cieszę się synu, że przejrzałeś na oczy. – Odparł Ben. – Oby tylko nie było za późno.
- Nie martw się. Nie będzie. – powiedział Joseph i wstał z fotela.
- Byłeś u szeryfa Reeda?
- Tak, ale nie miał dla mnie dobrych wieści.
- To znaczy, że Malloy wciąż jest na wolności. – Ben zacisnął dłonie w pięści. – Jestem pewien, że Shaner za tym stoi.
- Do czasu, Pa. – Odparł Joseph pewnym siebie głosem. – On dba o swoich ludzi, ale wreszcie popełni błąd i wtedy za wszystko odpowie.
- Tak, ale nim to nastąpi wielu uczciwych ludzi ucierpi.
- Takich, jak choćby Simon Donovan. Czy wiesz, że próbował popełnić samobójstwo.
- Co ty mówisz? Dlaczego? – spytał Ben poruszony i zasmucony tą wiadomością.
- Shaner przejął jego ziemię. Podobno wymusił na nim sprzedaż. Donovan najprawdopodobniej nie mógł tego znieść i próbował ze sobą skończyć, ale na szczęście odratowano go. – Relacjonował Joseph.
- Shaner zaczyna mnie doprowadzać do pasji. Musimy coś zrobić synu, bo inaczej gotów wyciągnąć łapy po Ponderosę – odparł Ben.
- Też tak myślę. W drodze powrotnej zajrzałem do Adama i Hossa. Mają wieczorem wpaść do Simona i wypytać, jak do tego doszło i czy czegoś nie potrzebuje.
- Bardzo dobrze zrobiłeś. Wszyscy sąsiedzi powinni się wspierać i zewrzeć szyki. Z takim jak Shaner nie ma żartów. – Powiedział Ben i potarł dłonią czoło. Wciąż nie mógł rozszyfrować zamiarów Shanera, czuł jednak, że skup ziemi to tylko pretekst.
Zapadła cisza, którą przerywało jedynie monotonne tykanie zegara i krople deszczu coraz mocniej uderzające o szyby okien. Nagle z impetem otworzyły się drzwi i stanął w nich Joe ubłocony od stóp do głów i przemoknięty do suchej nitki. Dziadek i ojciec poderwali się na równe nogi. Joseph doskoczył do syna i przytrzymując go za ramię z niepokojem zapytał:
- Nic ci się nie stało synku?
- Nic. – Odparł Joe gwałtownie wyszarpując ramię z uścisku ojca. – Kaliko poślizgnęła się i mnie zrzuciła. Chcę się umyć nim mama mnie zobaczy.
- Dobrze. Idź. – Powiedział Joseph. – Zaraz przyniosę ci ręczniki.
- Obejdzie się. Dam sobie radę – odparł Joe obdarzając ojca zimnym, jak lód spojrzeniem. Ben ze smutkiem przypatrywał się tej scenie, po czym otoczywszy Josepha ramieniem rzekł:
- Zrozum go. To taki wiek. Buntuje się. Musisz być cierpliwy. Zyskać zaufanie własnego dziecka to ciężka praca. Wiem coś o tym.
- Tak, tylko, że on mnie nienawidzi.
- Raczej jest rozżalony tym, że ojciec go nie zauważa. Poza tym widzi, jak traktujesz jego matkę. Pamiętaj, że dziecko, a zwłaszcza syn zawsze będzie brał stronę matki. Przykro mi to mówić, Josephie, ale jeśli nic nie zrobisz stracisz ich oboje. Nie wiem, co cię dręczy, czego szukasz, ale czy to jest warte utraty rodziny? – Ben popatrzył na syna, a w jego wzroku była mieszanina ojcowskiej miłości, współczucia i nadziei, że Joseph wreszcie zrozumie, co tak naprawdę najważniejsze jest w życiu.
- Masz rację, Pa. Mogę mieć pretensje tylko do siebie. Sam jestem sobie winien i to na własne życzenie. – Odparł cicho i po chwili dodał – lepiej już pójdę do Doreen. Mam nadzieję, że zechce mnie wysłuchać.

***
Mimo deszczowej pogody okna sypialni były szczelnie zasłonięte. Doreen zwinięta w kłębek leżała na łóżku i próbowała zasnąć. Doktor Cooper mówił, że najlepszym sposobem na atak migreny jest sen. W połączeniu z lekarstwem czynił cuda i na taki właśnie cud Doreen czekała. Ból głowy w okolicach skroni był jednostronny i pulsujący. Nadwrażliwość na zapachy, światło i różne dźwięki przyprawiało ją o mdłości. Powoli ogarniała ją senność i powieki stawały się coraz cięższe. Ciepłe i wygodne łóżko zrobiło swoje i Doreen wreszcie zasnęła.
Joseph powoli otworzył drzwi sypialni. Trochę zdziwił go panujący tu półmrok. Spojrzał w kierunku łóżka i zobaczywszy śpiącą żonę w pierwszej chwili chciał się wycofać. Przystanął jednak wpatrując się w twarz Doreen. Nagle uprzytomnił sobie, że odkąd śpią w oddzielnych pokojach prawie jej nie widuje. Jedynie przy posiłkach i to nie zawsze, zamieniają jakieś zdawkowe nic nieznaczące słowa. Była taka piękna i bezbronna, gdy spała. Joseph po cichu podszedł do stojącego tuż przy łóżku fotela i usiadł w nim. Poczuł się bardzo zmęczony i nagle zapragnął jej bliskości i ciepła. Palcami delikatnie dotknął dłoni Doreen, która pod wpływem tego dotyku niespokojnie poruszyła się i otworzyła oczy. Potoczyła nieprzytomnym wzrokiem wokół i wreszcie zauważyła wpatrzonego w nią Josepha. Jak oparzona cofnęła rękę ze zdziwieniem pytając:
- Co tu robisz? Coś się stało?
- Nie. Wszystko w porządku. Pa powiedział, że rozbolała cię głowa i chciałem sprawdzić, jak się czujesz. Może czegoś ci potrzeba?
- Niepotrzebnie robisz sobie kłopot. To tylko migrena. Trochę poleżę i przejdzie mi. – Odparła Doreen zdziwiona tą nagłą troską ze strony męża.
- Nigdy nie mówiłaś, że masz migrenę – powiedział Joseph.
- Nigdy nie pytałeś.
- Przepraszam, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.
- Powiedz mi Josephie, po co przyszedłeś, bo przecież nie po to, żeby pogłaskać mnie po dłoni – Doreen wsparła się na poduszce podciągając pod brodę gruby, wełniany pled.
- Chciałem porozmawiać, ale skoro źle się czujesz, to może odłóżmy tę rozmowę na później. Nie będę ci przeszkadzał. – Odrzekł Joseph i podniósł się z fotela z zamiarem opuszczenia sypialni.
- Zostań. O czym chciałeś ze mną rozmawiać, bo jeśli o moim i Joe’go wyjeździe do San Francisco to z góry mówię, że nic nie wskórasz.
- Miałem to na myśli, ale przede wszystkim chciałem … - tu głos Josepha załamał się -chciałem przeprosić, za to, że nie poświęcałem ci tyle uwagi ile powinienem. Wiem, że przez ostatnie tygodnie byłem dla ciebie okropny i nie mam na to żadnego usprawiedliwienia. Proszę tylko nie wyjeżdżaj i nie zabieraj mi syna.
- Dlaczego miałaby cię posłuchać? – spytała Doreen cicho.
- Bo jesteśmy rodziną – odparł Joseph równie cicho – a rodzina mimo burz powinna trzymać się razem.
- Czy ty mnie kochasz Joe?
- Tak – odpowiedział po krótkiej chwili zupełnie zaskoczony.
- To mamy problem, bo ja ciebie już nie kocham – odparła Doreen patrząc mu prosto w oczy.
- Nie wierzę, że to powiedziałaś. Te wszystkie lata nic dla ciebie nie znaczą. Jesteśmy przecież małżeństwem.
- Miło, że sobie o tym przypomniałeś, ale trochę za późno. Czekałam cierpliwie, aż opamiętasz się, aż dorośniesz, ale ty nigdy nie dorośniesz. Pogodziłam się, że nie chcesz mieć ze mną drugiego dziecka, choć to tak bardzo boli. Zawsze marzyłam o mężu, który byłby mi wsparciem, który akceptowałby mnie taką, jaką jestem. Myślałam, że to rozumiesz. Myliłam się. A teraz nie mam sił i nie chcę dalej tak żyć. I tu już nie chodzi o mnie, czy o ciebie, ale o mojego syna …
- Naszego syna – przerwał Joe żonie.
- … chcę mu oszczędzić tej niepewności, złych emocji. – Kontynuowała Doreen nie zważając na słowa męża. - On dobrze wie, co dzieje się między nami. Jest na ciebie po dziecinnemu wściekły. Stąd tylko krok do nienawiści. Muszę go przed tym uchronić, bo mimo wszystko jesteś jego ojcem.
- Doreen daj mi jedną jedyną szansę, a udowodnię ci, że potrafię być dobrym mężem i ojcem. Nie wyjeżdżajcie. Obiecuję, że wszystko się zmieni.
- Przykro mi Joe, ale decyzji nie zmienię. Od dziś za tydzień wyjeżdżam do rodziców. Odparła Doreen z determinacją.
- Jak to? Tak szybko? Przecież zbliża się Święto Dziękczynienia. Obiecałaś mojemu ojcu, że przy świątecznym stole nie zabraknie ani ciebie, ani Joe. Proszę nie rób tego. Zostań. To rodzinne święto i powinniśmy być razem. – powiedział Joseph zupełnie zaskoczony.
- Masz rację to rodzinne święto i chcę je spędzić z moimi rodzicami, a Joe z dziadkami.
- Tu też masz rodzinę. – Powiedział Joseph głęboko poruszony. – Błagam nie wyjeżdżajcie!
- Przykro mi, ale nie. A teraz zostaw mnie samą, bo bardzo boli mnie głowa.
Joseph z ociąganiem wstał z fotela. Przez chwilę wyglądał tak, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale widok żony demonstracyjnie patrzącej w zasłonięte okno skutecznie, go przed tym powstrzymał. Ze zwieszoną głową, powoli wyszedł z sypialni. Doreen spojrzała na drzwi, które dopiero, co zamknęły się za jej mężem, naciągnęła na głowę pled i rozpłakała się jak małe skrzywdzone dziecko.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:11, 06 Paź 2014    Temat postu: Droga do nieba

Odcinek bardzo dobry ,dziękuje.
Wiem ,że Dorren kocha ciągle męża ale mu nie ufa i boi się kolejnego zawodu.
U ciebie wszystkie postacie są takie złożone ,takie wiarygodne psychologicznie ,prawdziwe.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zorina13 dnia Pon 21:13, 06 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:13, 06 Paź 2014    Temat postu:

Nie ma bata...muszę coś zostawić na rano! Evil or Very Mad

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Camila
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:22, 06 Paź 2014    Temat postu:

Smutne to co dzieje się w związku Joe, ale sam do tego doprowadził.
Niech myśli co dalej, bo jedno przepraszam na pewno nie wystarczy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:50, 06 Paź 2014    Temat postu:

ADA napisał:
Nie było jeszcze południa, gdy Joseph zmarznięty i przemoknięty wrócił do domu. Marzył tylko o jednym, aby jak najszybciej ogrzać się i choć chwilkę odpocząć.

Zupełnie jak ja dzisiaj.

ADA napisał:
Perspektywa wyjazdu żony i syna lekko go przeraziła. (…) Zaczął dostrzegać jej niewątpliwe przymioty: łagodność, życzliwość i dobroć, za którą tak bardzo lubili ją najęci do pracy kowboje. Po raz pierwszy od dłuższego czasu dostrzegł w niej kobietę i to piękną kobietę.

Ślepiec przejrzał na oczy? Może nie jest jeszcze za późno. Zobaczymy… Confused

ADA napisał:
Nic. – Odparł Joe gwałtownie wyszarpując ramię z uścisku ojca. – Kaliko poślizgnęła się i mnie zrzuciła. Chcę się umyć nim mama mnie zobaczy.
- Dobrze. Idź. – Powiedział Joseph. – Zaraz przyniosę ci ręczniki.
- Obejdzie się. Dam sobie radę – odparł Joe obdarzając ojca zimnym, jak lód spojrzeniem.

Zepsutych relacji nie da się tak szybko naprawić. Stracić zaufanie jest bardzo łatwo, odzyskać je – zdecydowanie trudniej.

ADA napisał:
Palcami delikatnie dotknął dłoni Doreen, która pod wpływem tego dotyku niespokojnie poruszyła się i otworzyła oczy. Potoczyła nieprzytomnym wzrokiem wokół i wreszcie zauważyła wpatrzonego w nią Josepha. Jak oparzona cofnęła rękę ze zdziwieniem pytając:
- Co tu robisz? Coś się stało?

Jej reakcja na dotyk męża mówi wiele, bardzo wiele.

ADA napisał:
- Czy ty mnie kochasz Joe?
- Tak – odpowiedział po krótkiej chwili zupełnie zaskoczony.
- To mamy problem, bo ja ciebie już nie kocham – odparła Doreen patrząc mu prosto w oczy.

Wiem, że Joe był okropny. Mimo wszystko Doreen mnie zaskoczyła tak bezpośrednim postawieniem sprawy, ale … może to i dobrze…

ADA napisał:
Pogodziłam się, że nie chcesz mieć ze mną drugiego dziecka, choć to tak bardzo boli. Zawsze marzyłam o mężu, który byłby mi wsparciem, który akceptowałby mnie taką, jaką jestem. Myślałam, że to rozumiesz. Myliłam się. A teraz nie mam sił i nie chcę dalej tak żyć.

Czyżby sprawa była już definitywnie przegrana? Doreen wie, czego chce i … czego nie chce. Z jej słów wnioskuję, że bardzo się na Joe zawiodła i nie ma zamiaru dać mu szansy.

ADA napisał:
- Tu też masz rodzinę. – Powiedział Joseph głęboko poruszony. – Błagam nie wyjeżdżajcie!
- Przykro mi, ale nie. A teraz zostaw mnie samą, bo bardzo boli mnie głowa.

Doreen jest niezwykle stanowcza. Surprised

ADA napisał:
Doreen spojrzała na drzwi, które dopiero, co zamknęły się za jej mężem, naciągnęła na głowę pled i rozpłakała się jak małe skrzywdzone dziecko.

Ta rozmowa wiele ją kosztowała. Ona chyba jednak wciąż kocha swego męża, tylko nie ma już siły walczyć o ten związek.

ADA, ciekawy, ale przygnębiający odcinek. Sad Żal mi się ich zrobiło. Pewnie musi dojść do czegoś strasznego, żeby wszystko wróciło do normy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Isabella3
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 05 Sie 2013
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:02, 06 Paź 2014    Temat postu:

Bardzo smutne, że relacje Joe i jego żony tak się ułożyły Sad To prawda, że to tylko i wyłącznie jego wina, ale wydaje się, że trochę się opamiętał. Mam nadzieję, że to małżeństwo da się jeszcze jakoś uratować.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Isabella3 dnia Pon 22:03, 06 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:28, 06 Paź 2014    Temat postu:

Niestety wszystko wskazuje na to, że to nie koniec kłopotów Joe. Przed nim naprawdę ciężka próba. Czy w ogóle odzyska żonę i syna to się wkrótce okaże. W każdym razie po tej próbie będzie zupełnie innym człowiekiem Rolling Eyes
Doreen nadal kocha Joe, ale powiedziała mu coś zupełnie innego. Być może nie ma już nadziei, że jej mąż się zmieni Confused


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:36, 07 Paź 2014    Temat postu:

ADA napisał:
Aga, może wytrzymasz do rana Wink

Wytrzymałam....Laughing nawet nie wiesz jak nudno jest w tramwajach, albo i wiesz, korki w Warszawce to zmora tego miasta Rolling Eyes
ADA napisał:

- Zaczekaj – powiedział Ben. – Rozmawiałeś już z nią o tym jej wyjeździe do San Francisco?
- Jeszcze nie – odparł Joseph nie patrząc ojcu w oczy.
- To, na co czekasz?

No właśnie na co czekasz? Mad
ADA napisał:
Musimy coś zrobić synu, bo inaczej gotów wyciągnąć łapy po Ponderosę – odparł Ben.

No to róbcie coś Surprised
ADA napisał:

- Nic ci się nie stało synku?
- Nic. – Odparł Joe gwałtownie wyszarpując ramię z uścisku ojca. – Kaliko poślizgnęła się i mnie zrzuciła. Chcę się umyć nim mama mnie zobaczy.
- Dobrze. Idź. – Powiedział Joseph. – Zaraz przyniosę ci ręczniki.
- Obejdzie się. Dam sobie radę – odparł Joe obdarzając ojca zimnym, jak lód spojrzeniem.

Hardy jest...a do nienawiści mały kroczek.
ADA napisał:
Potoczyła nieprzytomnym wzrokiem wokół i wreszcie zauważyła wpatrzonego w nią Josepha. Jak oparzona cofnęła rękę ze zdziwieniem pytając:
- Co tu robisz? Coś się stało?

Oj Joe, nie drażnij kobiety z migreną....nic nie załatwisz, a tylko rozwścieczysz.
ADA napisał:
.
- To mamy problem, bo ja ciebie już nie kocham – odparła Doreen patrząc mu prosto w oczy.
- Nie wierzę, że to powiedziałaś.

Ja też nie wierzę Rolling Eyes
ADA napisał:
Doreen spojrzała na drzwi, które dopiero, co zamknęły się za jej mężem, naciągnęła na głowę pled i rozpłakała się jak małe skrzywdzone dziecko.

I to by było na tyle.

Odcinek smutny, a Shaner nawet jeszcze nikogo nie kopnął.... Shocked
Czekam z niecierpliwością na atak....z bólem serca, żeby nie było Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:41, 07 Paź 2014    Temat postu:

Aga napisał:
Czekam z niecierpliwością na atak....z bólem serca, żeby nie było Very Happy

Tak, tak, ... krowa to piękny ptak...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:43, 07 Paź 2014    Temat postu:

Laughing Mada rozszyfrowałaś mnie Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:00, 07 Paź 2014    Temat postu:

Aga napisał:
ADA napisał:
Aga, może wytrzymasz do rana Wink

Wytrzymałam....Laughing nawet nie wiesz jak nudno jest w tramwajach, albo i wiesz, korki w Warszawce to zmora tego miasta Rolling Eyes

Aga, jestem z Ciebie dumna Very Happy


Bardzo dziękuję za komentarze Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 19:38, 08 Paź 2014    Temat postu:

Cytat:
Przekonywał sam siebie, że to nic takiego, zaledwie parę tygodni, ale w głębi serca bardzo się tego obawiał.

Miewał przeczucia…
Cytat:
Miał dziwne przeczucie, że wraz z tym wyjazdem może bezpowrotnie stracić dwie najbliższe osoby.

Dobrze, że sobie to uświadamia. Swoją drogą, wiemy jakim Joe był mężem… ale jakim jest ojcem?
Cytat:
Zaczął dostrzegać jej niewątpliwe przymioty: łagodność, życzliwość i dobroć, za którą tak bardzo lubili ją najęci do pracy kowboje. Po raz pierwszy od dłuższego czasu dostrzegł w niej kobietę i to piękną kobietę.

Hmm… Joe się nacierpi…
Cytat:
Napij się gorącej kawy, bo jeszcze złapiesz przeziębienie – powiedział Ben z troską w głosie. – Załatwiłeś wszystko?

Ależ Ben się troszczy o swojego najmłodszego synka Very Happy
Cytat:
Nie stracę ich Pa. Jeszcze dziś wszystko wyjaśnię, z Doreen. Pogubiłem się, ale już wiem, co w moim życiu jest najważniejsze.

Mówić można wiele… Niech jakoś inaczej o tym przekona otoczenie (i czytelników…)
Cytat:
Musimy coś zrobić synu, bo inaczej gotów wyciągnąć łapy po Ponderosę

Wnioski są właściwe…
Cytat:
Wszyscy sąsiedzi powinni się wspierać i zewrzeć szyki. Z takim jak Shaner nie ma żartów. – Powiedział Ben i potarł dłonią czoło. Wciąż nie mógł rozszyfrować zamiarów Shanera, czuł jednak, że skup ziemi to tylko pretekst.

W jedności siła. Czekam na wyjaśnienie motywów Shanera Very Happy
Cytat:
Nic. – Odparł Joe gwałtownie wyszarpując ramię z uścisku ojca. – Kaliko poślizgnęła się i mnie zrzuciła. Chcę się umyć nim mama mnie zobaczy.
- Dobrze. Idź. – Powiedział Joseph. – Zaraz przyniosę ci ręczniki.
- Obejdzie się. Dam sobie radę – odparł Joe obdarzając ojca zimnym, jak lód spojrzeniem.

Naprawienie stosunków z synem wydaje się być już niemożliwe…
Cytat:
Pamiętaj, że dziecko, a zwłaszcza syn zawsze będzie brał stronę matki.

A obserwacja ta wynika z…?
Cytat:
Ben popatrzył na syna, a w jego wzroku była mieszanina ojcowskiej miłości, współczucia i nadziei, że Joseph wreszcie zrozumie, co tak naprawdę najważniejsze jest w życiu.

A nie było rozczarowania najmłodszym synem?
Cytat:
Doktor Cooper mówił, że najlepszym sposobem na atak migreny jest sen. W połączeniu z lekarstwem czynił cuda i na taki właśnie cud Doreen czekała. Ból głowy w okolicach skroni był jednostronny i pulsujący. Nadwrażliwość na zapachy, światło i różne dźwięki przyprawiało ją o mdłości.

Obrzydliwa przypadłość.
Cytat:
Potoczyła nieprzytomnym wzrokiem wokół i wreszcie zauważyła wpatrzonego w nią Josepha. Jak oparzona cofnęła rękę ze zdziwieniem pytając:
- Co tu robisz? Coś się stało?
- Nie. Wszystko w porządku. Pa powiedział, że rozbolała cię głowa i chciałem sprawdzić, jak się czujesz. Może czegoś ci potrzeba?
- Niepotrzebnie robisz sobie kłopot. To tylko migrena. Trochę poleżę i przejdzie mi.

Doreen jest bardzo łagodną osobą… zbudzona, z bolącą głową… dalej uprzejma…
Cytat:
Nigdy nie mówiłaś, że masz migrenę

Mało on spostrzegawczy Shocked
Cytat:
Bo jesteśmy rodziną – odparł Joseph równie cicho – a rodzina mimo burz powinna trzymać się razem.
- Czy ty mnie kochasz Joe?
- Tak – odpowiedział po krótkiej chwili zupełnie zaskoczony.
- To mamy problem, bo ja ciebie już nie kocham – odparła Doreen patrząc mu prosto w oczy.

Ech… to smutne, przygnębiające… i prawdziwe.
Cytat:
a udowodnię ci, że potrafię być dobrym mężem i ojcem. Nie wyjeżdżajcie. Obiecuję, że wszystko się zmieni.

Doreen nie wierzy jakoś w te słowa. Ja szczerze mówiąc… też nie.
Piękny, smutny odcinek. Nakreśliłaś obraz rodziny na skraju rozpadu, nieszczęśliwej… w której niewiele zostało z rodziny.
Czekam na dalszy ciąg Smile Jak zwykle musze powiedzieć, że wspaniale, delikatnie, starannie rozwijasz poszczególne wątki Smile
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:22, 08 Paź 2014    Temat postu:

Senszen dziękuję za komentarz
Wklejając kolejny fragment opowiadania życzę miłej lektury Smile

***
Wielki bal u państwa Clarków zbiegł się z piętnastą rocznicą ślubu Hossa i Hope Cartwrightów. Jubilaci początkowo myśleli o zmianie terminu uroczystości, bowiem każda szanowana rodzina tak w Virginia City, jak i w okolicy stawiała sobie za punkt honoru udział w tym ważnym dla społeczności wydarzeniu. Bale u Clarków organizowane z ogromnym przepychem i zawsze w jakimś szczytnym celu dawno już przeszły do historii. John Clark najbogatszy obywatel Virginia City miał wiele do powiedzenia. Liczył się z nim każdy, poczynając od burmistrza miasta przez sędziego, szeryfa, na miejscowym kaznodziei kończąc. Oczywiście mile widzianymi byli przede wszystkim ludzie majętni, których pieniądze mogłyby wspierać różnego rodzaju inicjatywy, nie zawsze społeczne, ale na ogół zgodne z prawem. Dlatego też z dużym zdziwieniem przyjęto wiadomość, że Randy Shaner oraz jego bliski współpracownik Tony Dark również zostali zaproszeni na to, jak wszyscy określali, wydarzenie roku. Zdziwienie budził także fakt zapowiedzianej nieobecności rodziny Cartwrigtów. Miał ich reprezentować jedynie najstarszy wnuk seniora rodu Adam Benjamin, który uchodził za najlepszą partię w okolicy. Po cichu mówiono, że nieobecność Cartwrightów to ich protest przeciwko zaproszeniu na tak wielkie wydarzenie Shanera, którego skupowanie ziemi na coraz większą skalę stawało się podejrzane i intrygujące.
Podczas, gdy pierwsi goście zaczęli zjeżdżać się do pięknej i pełnej przepychu rezydencji Clarków, w domu Hossa i Hope, w rodzinnym gronie świętowano ich jubileusz. Hoss niezmiernie wzruszony z rozczuleniem i dumą spoglądał na swój Promyczek. Hope tego wieczora wyglądała prześlicznie. Promieniowała z niej radość i szczęście. Ubrana była w jedwabną haftowaną suknię z małym dekoltem podkreślającym piękną linię szyi i gładką alabastrową skórę. Całości stroju dopełniała złota kamea ofiarowana Hope kilka dni wcześniej przez męża. Wzrok przyciągały również pięknie upięte ciemne, lśniące włosy z wpiętym w nie grzebieniem z kości słoniowej Couvard'a wysadzanym drobnymi perełkami. Zaproszeni goście nie mogli wprost oderwać oczu od prześlicznej, emanującej przedziwnym światłem pani domu. Gdy wreszcie zajęli miejsca przy pięknie nakrytym stole Ben Cartwright ruchem dłoni uciszył przybyłych i poprosił o chwilę uwagi. Wszystkie głowy skierowały się w stronę seniora rodu. On wstał i spojrzał na tych bliskich jego sercu ludzi, i lekko drgającym ze wzruszenia głosem powiedział:
- Kochani zebraliśmy się tutaj, aby uczcić piętnaście lat zgodnego pożycia Hossa i Hope. Patrząc na nich moje serce przepełnia ogromna radość i zadowolenie. Moi drodzy jesteście przykładem na to, że prawdziwa miłość czyni cuda, ale nie wystarczy kochać, trzeba jeszcze umieć troszczyć się o miłość i nieść ją przez całe życie jak największy skarb. Emocje nie pozwalają mi dłużej mówić, dlatego na koniec posłużę się słowami świętego Pawła: Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą.
Na moment zapadła cisza. Wszystkim brzmiały wciąż w uszach słowa o miłości. Hoss i Hope uśmiechali się promienie. Adam przypatrując się im z ogromną życzliwością otoczył opiekuńczym ramieniem Adeline. Joseph spod oka, nieśmiało przyglądał się żonie, błagając w duszy, choć o jedno jej przelotne spojrzenie. Ben usiadł i spoglądając na swoich synów i ich rodziny poczuł ogromną wdzięczność za szczęście, jakie dała mu Opatrzność.
- Pa, pięknie to powiedziałeś. Dziękuję Ci za te słowa. Hope i tobie dziękuję za to, że piętnaście lat temu uratowałaś mi życie i za to, że wciąż ze mną wytrzymujesz i że dałaś mi wspaniałych synów. Dziękuję Promyczku – powiedział Hoss ze wzruszeniem w głosie trzymając przez ten cały czas dłoń żony w swojej dłoni. Pod wpływem słów wypowiedzianych przez Bena, a potem przez Hossa wszystkich ogarnął podniosły nastrój. Mieli wrażenie, że uczestniczą w czymś niezwykle ważnym, czymś, co za moment zostanie zwieńczone w szczególny sposób. I tak też się stało. Hope uścisnęła dłoń Hossa, popatrzyła na wszystkich obecnych, którzy od tylu lat byli jej rodziną i najlepszymi przyjaciółmi, i z wiele mówiącym uśmiechem powiedziała:
- Ja również serdecznie dziękuję za życzenia i wszystkie słowa wsparcia i zrozumienia. Nawet nie wiecie, jak bardzo są dla nas ważne. – Na moment przerwała próbując opanować wzruszenie. Hoss przytaknął jej słowom. – Dziękuję też za piękne prezenty. Dziękuję mojemu mężowi, za cierpliwość i mądrą miłość, którą mnie obdarzył. Dał…
- Promyczku, jak można cię nie kochać – wszedł jej w słowo Hoss spoglądając na Hope z uwielbieniem.
- Mój mąż dał mi piękny podarunek. Tę kameę. – Hope dotknęła broszy przypiętej do sukni. – Ja też mam dla niego prezent.
- Nie trzeba było. Ty jesteś moim prezentem – odparł Hoss.
- Trzeba. Ludzie powinni obdarowywać się, bo jest to też wyraz ich uczuć do siebie. Proszę mój mężu. Mam nadzieję, że ci się spodoba – rzekła podając mu niewielki atłasowy woreczek. Hoss ze zdziwieniem wziął upominek, a przynaglany przez gości szybko zajrzał do środka. Na jego twarzy początkowo odmalowało się zdziwienie, które zmieniło się w niewysłowioną radość, gdy mały skrawek białej koronki rozwinął się i oczom wszystkich ukazała się dziecięca czapeczka. Radość, jaka zapanowała była nie do opisania. Hoss wydał z siebie najbardziej donośny i najbardziej radosny kowbojski okrzyk, po czym porwał żonę w ramiona okręcając się z nią wokół siebie. Wszyscy bili brawo. Ben miał łzy w oczach, gdy dowiedział się, że ponownie będzie dziadkiem. Adam i Adeline zgodnie stwierdzili, że Henry i Hugh na pewno będą mieli siostrzyczkę. Joseph tylko to potwierdził szeroko się uśmiechając. Jedynie Doreen przez moment siedziała jak sparaliżowana. Głęboko w sercu poczuła igiełki zazdrości. Dziecko – pomyślała i przymknęła powieki. Po chwili głęboko odetchnęła i choć wszystko w niej krzyczało z tęsknoty za jej własnym nigdy nienarodzonym maleństwem, przyłączyła się do gratulacji.

***
Radosna atmosfera wieczoru udzieliła się wszystkim. Gdy Vicky wyraziła chęć obejrzenia niedawno narodzonego źrebaczka nie wzbudziło to niczyich podejrzeń i dziewczynka w towarzystwie Henry’ego i Hugh poszła do stajni. W ciepłym, cichym boksie klacz o imieniu Nona karmiła swojego syna. Mały ogierek rósł w oczach i jak powiedział Hoss zapowiadał się na pięknego wierzchowca. Konik podobnie, jak jego matka był gniady. Sierść miał brązową, a grzywę i ogon czarne. Źrebię było zdrowe i już na następny dzień po urodzeniu Hoss wyprowadził malucha wraz z klaczą na krótki spacer. Henry i Hugh na wyścigi opowiadali swojej kuzynce jak pomagali przy narodzinach konika, jak bardzo jest śmieszny, i jak wszystko wokół poznaje, głównie przez podgryzanie. Vicky była zauroczona konikiem. Zmartwiła się, że maluch nie ma jeszcze imienia i stwierdziła, że mógłby nazywać się Dolar, bo wygląda jak milion dolarów. Synom Hossa bardzo spodobał się ten pomysł i obiecali sobie jeszcze tego samego wieczora porozmawiać o tym z ojcem.
Tymczasem Vicky stwierdziła, że skoro obaj chłopcy tak dzielnie pomagali przy narodzinach źrebaczka, to należy to odpowiednio uczcić. Henry popatrzył na kuzynkę i stwierdził, że ma rację. Do tej pory nikt przecież o tym nie pomyślał. Hugh przytaknął bratu i zmartwiony dodał, że nie ma pojęcia jak należy takiego malucha uhonorować. Vicky na to odpowiedziała, że mężczyźni, gdy rodzą się im dzieci z tego wielkiego szczęścia ofiarują swoim znajomym i krewnym po cygarze. Chłopcy się zasmucili. Skąd niby mieli zdobyć cygara skoro ich ojciec nie palił. Na to Vicky odpowiedziała, że może temu zaradzić i wyciągnęła z kieszeni swej kaszmirowej sukni cygaro, które tuż przed wyjściem z domu wyjęła z ozdobnego humidora swojego ojca. Chłopcy popatrzyli na nią z niekłamanym podziwem. Takie cygaro to było coś. Tylko dorośli mężczyźni je palą, a teraz i oni dzięki pomysłowości Vicky nie tylko uczczą fakt narodzin ogierka, ale jeszcze poczują smak dorosłości. Uśmiechnęli się do kuzynki z aprobatą. Była tylko jedna przeszkoda. Żaden z nich nie potrafił palić. Vicky stwierdziła, że to nie stanowi problemu. Tyle razy widziała, jak tata to robił i zaraz sama im to zaprezentuje. Henry i Hugh wpatrzeni w Vicky jak w obrazek śledzili każdy jej ruch. Niestety już na początku tej prezentacji powstał problem natury technicznej. Otóż cygaro przed zapaleniem trzeba otworzyć, co każdy palacz robi przy pomocy specjalnej obcinarki. Takiej Vicky nie miała i musiała do tego celu użyć własnych zębów. Hugh, co prawda napomknął, że można skorzystać z cęgów do końskich kopyt, ale piorunujący wzrok kuzynki zamknął mu usta. Gdy wreszcie Vicky, plując okruchami tytoniu na lewo i prawo, odgryzła główkę cygara pozostało je odpalić. Przed tym jednak dodała, że do cygara pije się brandy. Na wątpliwości kuzynów z tym związane odparła, że ona wie lepiej, bowiem jej tatuś tak właśnie robi. Dodała jednak, że brak tego szlachetnego trunku nie będzie przeszkadzać w degustacji cygara. I tu pojawił się kolejny problem, a mianowicie, czym je zapalić. Wzrok chłopców równocześnie padł na lampę wisząca tuż przy wejściu do stajni. Henry bez namysłu zdjął ją z haka, a Hugh uniósł klosz. Vicky przytknęła cygaro do płomienia i mocno zaciągnęła się raz i drugi. W tym właśnie momencie poczuła najpierw gorzki, a potem kwaśny smak cygara i ciepły, nieprzyjemny dym wypełniający jej płuca. Oczy dziewczyny zaszły łzami i równocześnie zaczęła kasłać i próbowała złapać, choć odrobinę powietrza. Bezskutecznie. Zemdlona upadła, a żarzące się cygaro wypadło jej z dłoni i potoczyło się po klepisku w róg stajni, gdzie leżała podściółka przygotowana dla koni. Henry i Hugh zupełnie zaskoczeni rozwojem sytuacji stali jak zamurowani. Dopiero swąd tlącej się ściółki i ostrzegawcze rżenie przestraszonej Nony i równie wystraszonego źrebaka powróciły przytomność umysłu obu chłopcom. Henry odwiesił na miejsce wciąż trzymaną w dłoni lampę, podczas gdy Hugh złapawszy derkę rzucił się do gaszenia ognia, który już pełzał po ściółce. Vicky leżała wciąż nieprzytomna.
Gdy wreszcie braciom udało się zażegnać pożar rzucili się do kuzynki, próbując ją ocucić. Dziewczyna otworzyła oczy i powiodła wokół wzrokiem nie bardzo wiedząc, gdzie się znajduje. Ogarnęły ją mdłości i dostała torsji. Chciała wstać, ale poczuła się słabo i zemdlała. Chłopcy popatrzyli na siebie z przerażeniem. Henry powiedział, że zostanie z Vicky i kazał Hugh biec po pomoc. Nona wciąż przerażona rżała coraz głośniej, starając się zasłonić sobą źrebię.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 23:48, 08 Paź 2014    Temat postu:

Cytat:
Liczył się z nim każdy, poczynając od burmistrza miasta przez sędziego, szeryfa, na miejscowym kaznodziei kończąc. Oczywiście mile widzianymi byli przede wszystkim ludzie majętni, których pieniądze mogłyby wspierać różnego rodzaju inicjatywy, nie zawsze społeczne, ale na ogół zgodne z prawem.

NA OGÓŁ. No, w końcu to dziki zachód Razz
Cytat:
Miał ich reprezentować jedynie najstarszy wnuk seniora rodu Adam Benjamin, który uchodził za najlepszą partię w okolicy.

Ciekawe jak się bawił… taki oblegany Very Happy
Cytat:
lśniące włosy z wpiętym w nie grzebieniem z kości słoniowej Couvard'a wysadzanym drobnymi perełkami.

Brzmi wspaniale
Cytat:
Hoss i Hope uśmiechali się promienie. Adam przypatrując się im z ogromną życzliwością otoczył opiekuńczym ramieniem Adeline. Joseph spod oka, nieśmiało przyglądał się żonie, błagając w duszy, choć o jedno jej przelotne spojrzenie.

Joe chyba naprawdę się zmienił
Cytat:
Trzeba. Ludzie powinni obdarowywać się, bo jest to też wyraz ich uczuć do siebie. Proszę mój mężu. Mam nadzieję, że ci się spodoba

Pięknie powiedziane Laughing
Cytat:
Ben miał łzy w oczach, gdy dowiedział się, że ponownie będzie dziadkiem. Adam i Adeline zgodnie stwierdzili, że Henry i Hugh na pewno będą mieli siostrzyczkę. Joseph tylko to potwierdził szeroko się uśmiechając. Jedynie Doreen przez moment siedziała jak sparaliżowana. Głęboko w sercu poczuła igiełki zazdrości. Dziecko – pomyślała i przymknęła powieki. Po chwili głęboko odetchnęła i choć wszystko w niej krzyczało z tęsknoty za jej własnym nigdy nienarodzonym maleństwem, przyłączyła się do gratulacji.

Wszyscy szczęśliwi… tylko Doreen cierpi. (westchnięcie)
Cytat:
Mały ogierek rósł w oczach i jak powiedział Hoss zapowiadał się na pięknego wierzchowca. Konik podobnie, jak jego matka był gniady. Sierść miał brązową, a grzywę i ogon czarne. Źrebię było zdrowe i już na następny dzień po urodzeniu Hoss wyprowadził malucha wraz z klaczą na krótki spacer

Piękny opis źrebaczka Very Happy
Cytat:
. Henry popatrzył na kuzynkę i stwierdził, że ma rację. Do tej pory nikt przecież o tym nie pomyślał. Hugh przytaknął bratu i zmartwiony dodał, że nie ma pojęcia jak należy takiego malucha uhonorować. Vicky na to odpowiedziała, że mężczyźni, gdy rodzą się im dzieci z tego wielkiego szczęścia ofiarują swoim znajomym i krewnym po cygarze

To kiepski pomysł…
Cytat:
Była tylko jedna przeszkoda.

Pewnie…
Cytat:
Gdy wreszcie Vicky, plując okruchami tytoniu na lewo i prawo, odgryzła główkę cygara pozostało je odpalić. Przed tym jednak dodała, że do cygara pije się brandy.

Dziewczyna wypływa na głębokie wody…
Cytat:
bowiem jej tatuś tak właśnie robi.

Tatuś nie będzie zachwycony Rolling Eyes
Cytat:
Bezskutecznie. Zemdlona upadła, a żarzące się cygaro wypadło jej z dłoni i potoczyło się po klepisku w róg stajni, gdzie leżała podściółka przygotowana dla koni.

No… zaczyna się robić nieciekawie
Cytat:
Chciała wstać, ale poczuła się słabo i zemdlała. Chłopcy popatrzyli na siebie z przerażeniem. Henry powiedział, że zostanie z Vicky i kazał Hugh biec po pomoc. Nona wciąż przerażona rżała coraz głośniej, starając się zasłonić sobą źrebię.

Adam zachwycony nie będzie, ale chyba to da mu do myślenia i może rzuci palenie. Te przerażone konie wzbudzają mój pewien niepokój…
ADA, bardzo przyjemny odcinek, ciepły, miły, urokliwy… Świetnie napisany, z fantastycznymi szczegółami Smile
Czekam na więcej Smile
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 6:24, 09 Paź 2014    Temat postu:

Masz Ci los...wkleiłyście dwie jednocześnie? Taka...desynchronizacja olaboga Crying or Very sad

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Ady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 14, 15, 16 ... 171, 172, 173  Następny
Strona 15 z 173

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin