Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Uśmiech losu część III "Droga do nieba"
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 140, 141, 142 ... 171, 172, 173  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Ady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:50, 19 Mar 2016    Temat postu:

Aga, a może jednak go polubisz?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:53, 19 Mar 2016    Temat postu:

Zaraz przeczytam to się dowiem, ale uprzedzam....jestem uprzedzona. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:58, 19 Mar 2016    Temat postu:

Laughing Laughing Laughing To znaczy, że Peter u Ciebie nie ma szans Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Camila
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:59, 20 Mar 2016    Temat postu:

Peter Ruck ma dość specyficzny sposób wyrażania opinii o małżeństwie. Mimo tego, że nie sprawił na mnie dobrego wrażenia sądzę, że ta niechęć do uczucia jakim jest miłość jest spowodowana jakimiś przykrymi przeżyciami, które powodują, że jest taki zimny i oschły.
Przyjazd Danne'go wywołał sporo emocji u Lizzy. Ciekawe czy wreszcie z sobą porozmawiają?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:11, 20 Mar 2016    Temat postu:

ADA napisał:
Josh po raz pierwszy od wielu lat miał trochę wolnego czasu wyłącznie dla siebie. Trochę, bowiem z obowiązków zarządcy „Uśmiechu losu” nikt go przecież nie zwolnił. Tak czy inaczej Josh obiecywał sobie wiele po cichych, spokojnych wieczorach.

Plany niezłe, wręcz do pozazdroszczenia ….pytanie na ile realne.
ADA napisał:

Będzie jadł, kiedy będzie chciał, będzie rozrzucał ubranie po całym domu i wreszcie bez groźby przyłapania przez żonę podelektuje się wspaniałymi cygarami i szklaneczką brandy.

Aha....fajne choć typowe plany dla mężczyzny.
ADA napisał:
Wiedział, że kobiety były same, wolał, więc sprawdzić czy niczego im nie trzeba.

Może i one mają podobne plany? ….porozrzucać ciuchy, zapalić cygaro, wypić jakąś wiśniówkę?
ADA napisał:
- Sara… Sara zaczęła rodzić! Och Josh nie mam pojęcia, co robić! Nigdy nie byłam przy porodzie! O, Boże tak bardzo się boję! – głos Lizzy histerycznie zadrgał.

No…to chyba po wieczornych planach.
ADA napisał:
- Dobrze. A teraz powiedz mi jak często masz skurcze?

Pierwsze fachowe pytanie za nami.
ADA napisał:
Na ławce w cieniu pergoli siedział, bawiąc z się z małym dzieckiem, przystojny mężczyzna w średnim wieku. Delikatny wietrzyk pieścił buźkę rozkosznie uśmiechającego się maluszka, ukazującego w pełnym uśmiechu dwa ząbki, białe niczym perełki.(…) Mężczyzna nie przerywając kołysania odgonił z nad twarzy dziecka natrętną muchę. Sam również przymknął oczy myślami wracając do dnia, w którym został dziadkiem.

Piękny opis ADA. Ciepły, sympatyczny, „leniwy” aż się rozmarzyłam.
ADA napisał:
- A o którego Adama pytasz? - Cartwright z przekornym uśmiechem spojrzał na żonę.
- Oczywiście, że o małego. Duży nie potrzebuje, aż takiej troski – odparła Adeline siadając obok męża(…)
- Już o mnie nie dbasz – Adam zrobił smutną minę.

Oj tam, oj tam…..czyżby kokieteria?
ADA napisał:
- Dziś jest ostatnia niedziela sierpnia. Gdyby nasza córka wyszła za mąż świętowalibyśmy pierwszą rocznicę jej ślubu i być może mielibyśmy jeszcze jednego wnuka lub wnuczkę.
- A, to cię gryzie .

Mnie też to gryzie….wciąż.
ADA napisał:
-A ten Peter Ruck to miły młody człowiek. Okazuje jej dużo uwagi i troski. Nie zdziwiłabym się, gdyby wkrótce się oświadczył.
- Ma tylko jedną zasadniczą wadę.
- Jaką? – Adeline zrobiła zdziwione oczy.
- Nie jest Danielem Reedem.

To bardzo wielka wada.
ADA napisał:
. Ciemnoszare z pomarańczowym nieregularnym paseczkiem dookoła źrenicy i niebieskawo-zielone na obrzeżach trudne były do określenia. O takich oczach zwykło się mówić hazel, czyli piwne. I faktycznie, gdy Ruck uśmiechał się, a robił to raczej rzadko jego oczy zmieniały barwę i mogły przywodzić na myśl piwo. Gdy bliski był furii tęczówki stawały się prawie stalowe. Ktoś, kto spojrzał mu wówczas w oczy nie miał wątpliwości, co do jego intencji.

Początkowo jego opis nie wzbudzał mojego niepokoju, w końcu kij bilardowy w gardle często może wynikać ze stresu, z chęci pozostawienia dobrego wrażenia, ale chyba nie w tym wypadku.
ADA napisał:
- Przynajmniej powinien – stwierdził Ruck z powagą. – A czy ten pani Poyet powiedział, że wprost z Sycylii lody trafiły do Paryża. Blisko dwieście lat temu***) Francesco Procopio Dei Coltelli otworzył we francuskiej stolicy w dzielnicy St. Germain kawiarnio-lodziarnię Le Procope. Lokal ten wciąż istnieje, choć dzisiaj to już bardzo elegancka i droga restauracja.

Niby opowiada interesująco…. niby nie ma się czego czepić.
ADA napisał:
- Nie zwykłem kłamać, panno Cartwright. Jeżeli coś jest zaledwie dobre to takie jest. Nie złamię wyznawanych zasad tylko po to żeby się komuś przypodobać – Ruck stwierdził stanowczo.
- Ależ ja nie powiedziałam, że ma pan skłamać. Prosiłam jedynie, żeby dyskretnie wyrażał pan swoją opinię, a jeśli i to kłóci się z pana zasadami to może lepiej w ogóle nic nie mówić.
- Nie mówić prawdy czy skłamać? Odwieczny dylemat. Nie uważa pani, że to jedno i to samo – spytał Ruck głosem, w którym pobrzmiewała protekcjonalność.

No i wszystko jasne. I mnie ciśnienie skoczyło. Facet to palant nie liczący z uczuciami innych. Niech spada na drzewo.
ADA napisał:
- Małżeństwo – odparł mężczyzna i zaraz dodał – ze mną.

Kurczę zabrzmiał to transakcja!
ADA napisał:
- Urocza jest pani z tym swoim świętym oburzeniem, ale zdaje się, że miała pani już miłość i nie najlepiej na tym wyszła – zauważył Ruck ze stoickim uśmiechem. – Wszystko zawiodło, prawda Elizabeth? Uczucie, narzeczony… zdaje się, że zwłaszcza narzeczony.

Co za dzięcioł! Baran! Prawdziwy łoś nad łosiami!
ADA napisał:
Po powrocie do Sparks zająłem się interesami, ale wciąż o pani myślałem. Nawet, gdy wyjechałem na Wschodnie Wybrzeże pani obraz wciąż mi towarzyszył. Od razu śpieszę panią uspokoić, że nie jest to miłość.

Szczerość do bólu….po prostu padłam….
ADA napisał:
Od pani oczekuję jedynie lojalności i dwójki dzieci.

….i leżę…..a płeć pozwoli jej wybrać?
ADA napisał:
Jako jedna z ostatnich wysiadła korpulentna kobieta z maleńkim kilkumiesięcznym dzieckiem w ramionach, a zaraz za nią pojawił się młody mężczyzna z ręką na temblaku. Lizzy aż krzyknęła z wrażenia. Dłonie z całych sił przycisnęła do piersi tak jakby bała się, że jej biedne serce rozpadnie się na tysiące drobnych kawałeczków. Przymknęła powieki. Nie była w stanie wytrzymać widoku tego, który był miłością jej życia i którego w tak głupi sposób utraciła.

O matko! Co teraz będzie? Boję się, że Lizzy pod wpływem emocji podejmie fatalne decyzje. Olaboboga słabo mi.
ADA mam złe przeczucia co do Twojej weny…mam wrażenie, że zmierza w kierunku przepaści. Proszę mi nie szaleć. Moje serce może nie znieść tego co szykujesz. Ale szykuj….a co ta, raz kozie śmierć.
p.s. oczywiście „morze” ciekawostek wzbogaciło interesująco fragment.

ADA bardzo podobały mi się ostatnie fragmenty, Peter jakby mniej....no dobra wcale.

Palant, palant i jeszcze raz palant! Mada wyciągnęłaś w komentarzu esencję Petera....brak słów. Twisted Evil Twisted Evil Twisted Evil

ADA czekam niecierpliwie na dalsze losy Lizzy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:58, 20 Mar 2016    Temat postu:

Camilo dzięki. Peter faktycznie jest zimny i oschły i być może ma po temu powody.

Aga, dziękuję bardzo za komentarz. Jak widzę ciśnienie skoczyło Ci nieco w górę. Może Peter nie jest taki zły, jak się wydaje... Wink choć prawdę mówiąc za takie zachowanie należą mu się bęcki Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 14:59, 20 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:47, 20 Mar 2016    Temat postu:

No właśnie a gdzie są bracia? Czy dowiedzą się jak Peter widzi Lizzy w swojej.....hm...wizji przyszłości? Mam nadzieję, że Adam jako praktyczny nie użyje słów w stylu "To porządny młody człowiek a miłość przyjdzie z czasem.... " a Lizzy widząc Daniela w odwecie nie przyjmie "propozycji" tego palanta.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Nie 19:17, 20 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:38, 20 Mar 2016    Temat postu:

Aga, a wiesz, że to świetny pomysł Very Happy muszę nad tym pomyśleć. Rolling Eyes Lizzy i Peter... może byłaby z nich niezła para Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:17, 20 Mar 2016    Temat postu:

ADA to nie jest swietny pomysł...absolutnie! Shocked

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:46, 22 Mar 2016    Temat postu:

Zdążyłam przed świątecznymi przygotowaniami, uff Wink


***
- Na pewno dobrze się pani czuje, panno Cartwright? – spytał Ruck z prawdziwą troską w głosie. – Zaniepokoiłem się, gdy panią zobaczyłem. Była pani bliska omdlenia. Uważam, że powinien obejrzeć panią tutejszy lekarz.
- Wyjątkowo zgadzam się z panem – pan Poyet przyszedł w sukurs Peterowi. – Poślę po doktora Stone’a
- Naprawdę nie ma takiej potrzeby. Czuje się już lepiej i wstyd mi, że tak bardzo panów wystraszyłam – powiedziała Lizzy. – Jedyne, czego pragnę to jak najszybciej znaleźć się w domu. Panie Ruck czy mogę pana prosić…
- Naturalnie. Bryczka już czeka. Służę pani – odparł Peter podając Lizzy ramię.
- Mademoiselle Elizabeth proszę przemyśleć to, co pani powiedziałem i proszę na siebie uważać. – Pan Poyet z niepokojem przyglądał się wyraźnie czymś poruszonej dziewczynie.
- Obiecuję panie Poyet – Lizzy wciąż jeszcze blada skinęła głową. – Dziękuję za troskę i ciasto, które na pewno jest wspaniałe.
- Życzę, więc smacznego i au revoir mademoiselle Elizabeth. Ach i proszę pozdrowić rodziców.
- Pozdrowię. Do widzenia panie Poyet – odparła Lizzy, a na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech. Właściciel czekoladziarni ukłonił się tylko i odprowadził gości do wyjścia. Gdy bryczka powożona przez Petera Rucka zniknęła za zakrętem wzruszony pan Poyet półgłosem powiedział: biedne, kochane dziecko. Niech dobry Bóg ma ciebie w opiece.
- Mówił pan coś mistrzu? – zaciekawił się jeden z jego kelnerów.
- Nic, co by cię miało zainteresować – fuknął pan Poyet. – No czegóż tak stoisz?! Klienci czekają! Rusz się! Szybciej!
Wyjeżdżając z Virginia City Peter Ruck z niepokojem popatrywał na Elizabeth. Coś mu nie dawało spokoju. Patrzył na pobladłe oblicze milczącej dziewczyny i zastanawiał się, czy zaraz mu nie zemdleje. Dopiero miałby pasztet. Prawdę mówiąc mdlejących niewiast bał się jak ognia. Wciąż jeszcze pamiętał swoją matkę tracącą przytomność na zawołanie. Odkąd sięgał pamięcią jego matka „słabowała” i nie mogła zajmować się domem i dziećmi tak jakby chciała. Peter był najstarszym z dzieci państwa Ruck. W półtora roku po jego narodzinach przyszedł na świat brat Michael, a po dwóch latach siostra Charlotte. W międzyczasie pani Ruck wciąż mdlała. Początkowo podejrzewano u niej ciężką chorobę. Okazało się, jednak, że to „słabowanie” było pani Ruck sposobem na życie i chęcią zwrócenia na siebie uwagi zapracowanego i pomnażającego majątek małżonka. Długa podróż po Europie, w którą Peter wybrał się z przyczyn osobistych, pozwoliła mu odciąć się od rodziny i zapomnieć o pewnych niezbyt miłych dla niego wydarzeniach, w tym o wciąż mdlejącej, pełnej pretensji do wszystkich i wszystkiego matki. Nic, więc dziwnego, że stan panny Cartwright mocno go zaniepokoił i na myśl, że musiałby ją cucić, oblał go zimny pot.
- Na pewno nic pani nie dolega? – spytał ściągając lekko lejce zmuszając tym samym konie do wolniejszego biegu.
- Nie. I niech pan z łaski swojej tak się nie zamartwia. Nie spadnę z bryczki – odparła ironicznie Lizzy szarpiąc nerwowo koronkę białej batystowej chusteczki.
- Zapytałem tylko – Peter spojrzał na kobietę spod oka. – Nie musi pani być taka opryskliwa.
- Będę, jeśli tak mi się spodoba. Nic panu do tego – fuknęła ze złością Lizzy.
Ruck zupełnie zaskoczony agresją w głosie dziewczyny zjechał na pobocze drogi, zatrzymał konie i zaciągnął hamulec, wokół którego owinął lejce. Gwałtownie odkręcił się do Lizzy i już miał jej ostro odpowiedzieć, gdy wyraz twarzy dziewczyny zamknął mu usta. Po policzkach panny Cartwright spływały łzy, co w połączeniu z nieskrywanym gniewem czyniły z niej furię w czystej postać. Peter po raz pierwszy w życiu nie wiedział, co ma powiedzieć. Patrzył tylko oniemiały ze zdumienia i miał dziwne poczucie, że czas stanął w miejscu.
- I, co pan się tak gapi? Nie widział pan płaczącej kobiety? – spytała Lizzy ocierając łzy, które w żaden sposób nie chciały przestać płynąć.
- Widziałem – odpowiedział Peter powoli i o ile to możliwe wyprostował się jeszcze bardziej. – Jeżeli to moja propozycja stała się przyczyną pani łez to bardzo przepraszam, ale…
- Paradne! – przerwała mu Lizzy gwałtownie. - Wy mężczyźni wszyscy jesteście tacy sami. Uważacie siebie za pępek świata. Otóż nie drogi panie – tu Lizzy dźgnęła Petera palcem w ramię – nie pan jest przyczyną moich łez. A z pana propozycji, co najwyżej mogę się śmiać.
- To nie było miłe, panno Cartwright.
- Takie właśnie miało być – odparła Lizzy z pasją w głosie. Po jej słowach zapadło milczenie. Peter kompletnie skonsternowany patrzył wprost na zad konia. Elizabeth ciężko oddychając uświadomiła sobie, że w innej sytuacji poczułaby zawstydzenie wypowiedzianymi słowami. Teraz jednak słowa te przyniosły jej pewną ulgę. Już spokojniejsza spojrzała na zmieszanego Rucka i trochę zrobiło jej się żal młodego mężczyzny. Zdała sobie sprawę, że jej zachowanie nie licytowało z wizerunkiem dobrze wychowanej panny. Jeszcze raz spojrzała na Petera i już całkiem spokojnym głosem powiedziała:
- Przepraszam, panie Ruck. Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
- A ja się domyślam – mruknął cicho Peter.
- Czyżby? – Lizzy zaczepnie podniosła głos.
- Panno Cartwright… Elizabeth nie jestem pani wrogiem. Nawet, jeżeli po dzisiejszej rozmowie nie ma pani o mnie najlepszego zdania, to proszę pamiętać, że ja zawsze jest gotów pani pomóc.
- Nawet gdyby musiał pan słuchać takich połajanek?
- Nawet wtedy – przytaknął Ruck.
- Zawieszenie broni? – spytała wyciągając do niego dłoń.
- Tak, o ile zechce mi pani mówić po imieniu, panno Elizabeth.
- Dobrze, ale tylko wtedy, jeśli i ty będziesz zwracał się do mnie po imieniu – odparła przechylając głowę.
- Jak sobie życzysz Lizz – powiedział Peter i ucałował jej dłoń.
- Nie Lizz, a Lizzy.
- Oczywiście, jeżeli ma to dla ciebie znaczenie.
- Ma. Ktoś już kiedyś tak do mnie mówił.
- Pozwól, że zgadnę. To był twój były narzeczony?
- Tak, ale nie mówmy o nim.
- Przepraszam, nie chciałem cię urazić… Lizzy – odparł Peter wciąż trzymając dłoń Elizabeth w swojej ręce.
- Nic się nie stało, a teraz proszę jedźmy.
Ruck z dziwnym i zupełnie niezrozumiałym dla niego ociąganiem puścił wreszcie dłoń panny Cartwright. Ujął lejce, a ruszając z miejsca spytał:
- Do „Uśmiechu losu”?
- Nie do chatki Kimamy – odparła uśmiechając się łagodnie, co nie uszło uwagi Petera.
- Do tej Indianki, o której wszyscy tyle opowiadają?
- Ta Indianka jest częścią mojej rodziny – rzekła Lizzy, a widząc zdziwioną minę Rucka dodała: - gdyby nie ona nie rozmawialibyśmy teraz. Wiele jej zawdzięczam. Prawdę mówiąc uratowała mi życie. Ona i jeszcze ktoś.
- To zmienia postać rzeczy. A ten ktoś to… - przerwał widząc, jak chmura przebiegła przez twarz dziewczyny. – Powiedz mi tylko którędy mam jechać. Chętnie poznam tę… jakże jej na imię…
- Kimama. Ale odłożymy to na inną okazję. Dziś chcę porozmawiać z Kimamą w cztery oczy.
- Zaczekam więc w bryczce.
- Nie ma takiej potrzeby. Kimama mieszka niedaleko od „Uśmiechu losu”.
- Wierzę, ale niedługo zapadnie wieczór. Poza tym obiecałem twojemu ojcu, że odwiozę cię bezpiecznie do domu. Co by sobie o mnie pomyślał, gdyby ujrzał cię wracającą pieszo.
- Chyba masz rację. Tatuś mógłby się zdenerwować.
- A widzisz. Zaczekam.
- To może potrwać.
- Nie szkodzi. – Odparł stanowczo.
- Skoro tak, to jedziemy.

***

Tymczasem w domu szeryfa Reeda doktor Stone opatrywał jego brata Daniela. Mężczyzna miał ranę postrzałową prawego ramienia. Na całe szczęście kula nie uszkodziła kości, a jedynie głęboko rozorała mięsień. Doktor Stone kręcąc z niezadowoleniem głową kończył zszywać ranę.
- To wysoce nieodpowiedzialne z pana strony – grzmiał. – Jak można było bez porady lekarskiej ciągnąć się przez pół kontynentu? I do tego z malutkim dzieckiem. Czy choć przez chwilę pomyślał pan, co stałoby się z pana córeczką, gdyby pan…
- Doktorze, nie mogłem inaczej postąpić. I to głównie ze względu na bezpieczeństwo Karen – odparł z wysiłkiem Daniel.
- Już dobrze – mruknął ugodowo Stone. – Nie oczekuję od pana wyjaśnień, ale szlag mnie trafia, gdy ludzie niepotrzebnie narażają siebie i swoich najbliższych na niebezpieczeństwo.
- Zapewniam pana, doktorze, że nie było to moim zamiarem, a córkę kocham ponad wszystko – Daniel, blady z czołem zroszonym potem, bliski był omdlenia. Stone’owi wystarczyło tylko spojrzeć, żeby wiedzieć, że pacjent nie czuje się najlepiej i jakiekolwiek uwagi pod jego adresem są bezcelowe.
- Skończyłem – zakomunikował doktor podpinając szarpie na ramieniu rannego. – Jutro przyjdę zmienić opatrunek, a teraz wypije pan lekarstwo i przez najbliższe dwanaście godzin będzie pan grzecznie spał.
- Doktorze, ja nie mogę…
- A to niby, dlaczego? – Stone ze zdziwienia uniósł brwi do góry.
- Karen mnie potrzebuje. Muszę być przy niej, bo inaczej będzie płakać. Jest jeszcze taka malutka.
- Jednego, czego potrzebuje pańska córeczka to spokój. Kąpiel, pełen brzuszek i sucha pieluszka. Oto, czego potrzebuje pańskie dziecko – odparł zdecydowanie doktor. – I zapewniam pana, że do tego nie jest pan jej potrzebny.
- Danny, doktor Stone ma rację. – Włączył się do rozmowy milczący do tej pory Paul. – Musisz odpocząć. I nie martw się o nic. Razem z Madison zajmiemy się twoją dziewczynką.
- Paul proszę, nie daj jej zrobić krzywdy. Chcieli mi ją zabrać, słyszysz? Nie pozwól… _ Daniel schwycił brata kurczowo za rękę, a w jego rozgorączkowanych oczach czaił się strach.
- Dobrze. Nie pozwolę. – Paul mówił jak do dziecka. – Tylko połóż się. Wszystko będzie dobrze, braciszku. Proszę, spróbuj zasnąć.
Gdy Paul wypowiadał ostatnie słowa, lekarstwo podane przez doktora Stone’a zaczęło działać. Powieki Daniela opadły. Oddech początkowo przyśpieszony powoli uspokajał się i ranny wreszcie usnął.
- Doktorze, jaki jest stan mojego brata? – spytał Paul przykrywając Daniela lekką przeszywaną kołdrą.
- Rana nie zagraża życiu, choć nie wygląda najlepiej. Mamy jeszcze lato, a takie rany jak ta, szczególnie w czasie upałów źle się goją. Do tego pacjent ma gorączkę. W nocy powinien pan przy nim czuwać, szeryfie.
- To oczywiste.
- Gdyby coś się działo proszę mnie natychmiast wezwać.
- A dziecko? Małej nic nie będzie?
- Mówiłem już. Dziewczynka jest lekko odwodniona, ma odparzoną skórę na pleckach i pupie, ale z tym pani Madison sobie poradzi. Ogólnie dziecko jest w niezłej formie. Proszę się nie martwić. Jej tata też wyzdrowieje.
- Dziękuję doktorze – powiedział Paul i odetchnął z ulgą.
- Szeryfie, proszę wybaczyć ciekawość, ale czy brat powiedział panu, co właściwie się stało.
- Powiedział jedynie, że jego żona nie żyje, a teściowie chcieli odebrać mu córkę i dlatego musiał uciekać. Podobno strzelał do niego szwagier.
- A, ta kobieta, która z nim przyjechała?
- To krewna Lawsonów. Daniel miał dużo szczęścia, że ją spotkał. W czasie podróży pomagała mu przy dziecku. Jutro muszę jej podziękować.
- Prawdę mówiąc, sam nie wiem, jak ta kruszynka wytrzymała w tym upale tak daleką drogę. To takie śliczne dziecko – doktor uśmiechnął się czule. – A wie pan, że malutka nad kostką prawej stópki ma takie śmieszne znamię.
- Tak? Ciekawe – Paul zrobił dziwną minę.
- No, dobrze. Czas już na mnie. Proszę pożegnać ode mnie żonę – powiedział doktor i już w drzwiach dodał: – jutro będę około południa. Pana brat do tej pory powinien się wyspać.
- Dziękuję doktorze – Paul uścisnął dłoń Stone’a. Gdy drzwi zamknęły się za lekarzem, szeryf zajrzał do sypialni, w której tuż przy małżeńskim łożu państwa Reed, stało łóżeczko ich córeczki. Eva spała sobie smacznie. Dziecku musiało śnić się coś miłego, bo co jakiś czas uśmiechało się. W nogach łóżeczka, walcząc z ogarniającą sennością, leżała Karen, córka Daniela. Mała zauważyła pochylającego się nad nią stryjka i cichutko pisnęła wierzgając przy tym gołymi nóżkami. Paul delikatnie ujął w palce malutką stópkę dziecka. Spojrzał i uśmiechnął się. Tak, doktor miał rację. Karen nad prawą kostką miała małe znamię do złudzenia przypominające znamię, jakie w tym samym miejscu miał jej ojciec.
- Doktor już poszedł? – spytała cicho Madison biorąc męża pod ramię.
- Tak. Prosił, żeby cię od niego pożegnać.
- Śliczne są, prawda? – kobieta pochyliła się nad łóżeczkiem i przykryła Karen kocykiem. – Jak pomyślę sobie, na jakie niewygody Daniel naraził własne dziecko, to serce mi pęka.
- Kochanie, nie oceniaj go zbyt pochopnie.
- Masz rację – westchnęła Madison – ale tak bardzo szkoda mi małej. Widziałeś, jakie ma plecki? Gdyby coś takiego przytrafiło się naszej córeczce…
- Spokojnie moja droga. Mam nadzieję, że jutro Danny wszystko nam dokładnie wyjaśni. A teraz chodź, coś ci pokażę.
- Ale kolacja jest na stole.
- To potrwa tylko chwilkę. Chodź. – Paul wziął żonę za rękę i delikatnie pociągnął w stronę drzwi sypialni.
- Co znowu wymyśliłeś? – spytała Madison kręcąc głową.
- Wiesz, że Danny ma znamię?
- Nie, ale jeśli w tym samym miejscu, co ty, to nie chcę oglądać jego pośladków. – Madison przystanęła.
- I nie będziesz – roześmiał się Paul. – Danny w odróżnieniu ode mnie znamię ma nad kostką prawej stopy.
- No i co z tego?
- Ano to, że Karen też ma takie znamię – Reed ściszył głos, gdy weszli do małego przylegającego do salonu pokoiku, w którym spał Daniel. - Zresztą zobacz sama – Paul wskazał na odkrytą stopę brata.
- Faktycznie. Dokładnie takie samo jak u Karen – stwierdziła Madison. – Nadal jednak nie rozumiem, o co ci chodzi.
- Tylko, o to, że teraz mam zupełną pewność.
- Pewność? – spytała zdziwiona.
- Karen jest dzieckiem Daniela.
Madison niespokojnie spojrzała na śpiącego szwagra i czym prędzej wypchnęła Paula z pokoju.
- Co ty u licha wygadujesz? Karen miałaby nie być córką Danny’ego? Skąd w ogóle coś takiego przyszło ci do głowy?
- Sam nie wiem, ale pomyślałem sobie, że pośpiech, z jakim się żenił i do tego z zupełnie nieznaną mu dziewczyną jest dziwnie podejrzany.
- I uznałeś, że Daniel został wrobiony w ojcostwo? No, chyba żartujesz?
- Wiem, to głupie z mojej strony, ale jakoś trudno było mi się pogodzić z tym małżeństwem Danny’ego. On tak kochał Lizzy… nadal ją kocha.
- Wiesz, co Paul za dużo myślisz – odparła Madison patrząc z politowaniem na męża – i lepiej nie wspominaj o tych swoich podejrzeniach bratu. Dobrze ci radzę.
Paul kiwnął głową i zmieszany spojrzał na żonę.
- Wygłupiłem się? – spytał cicho.
- Trochę, ale rozumiem, że to z troski o brata.
- Mhmm – mruknął i nieco głośniej spytał: - kochanie, co jest na kolację?

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Śro 9:20, 23 Mar 2016, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 22:56, 22 Mar 2016    Temat postu:

Piękny odcinek, pełen ciekawych wątków rozwijanych stopniowo i smakowicie Smile Cieszę się, że Twoja wena czuje się już lepiej i chętna jest do pracy Very Happy

Czekam niecierpliwie na rozwinięcie wątku Daniela i jego córeczki...(swoja drogą Danny musi byc świetnym ojcem Wink ) oraz Lizzy i pana Ruska, do którego zaczynam się powoli przekonywać "Very Happy Co prawda nie jestem przekonana, czy jest to partia odpowiednia dla Lizzy... ale chyba jest to nawet przyzwoity człowiek Smile


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 23:04, 22 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:04, 22 Mar 2016    Temat postu:

Dziękuję Senszen, za miłe słowa i zapewniam, że Peter Ruck na dłużej zagości w Ponderosie Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Camila
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:58, 23 Mar 2016    Temat postu:

To teraz zaczynam rozumieć dlaczego Peter jest takim sztywniakiem względem kobiet. Opowieść o jego rodzinie rzuciła nowe światło na tego młodego człowieka.
W sumie nawet mogliby z Lizzy zostać parą przyjaciół, bo jakoś nie widzę ich jako innej pary. Oni są jednak z innych światów.
Danny w niezbyt przyjemną rodzinkę się wżenił skoro chcieli odebrać mu córeczkę. Ciekawe, co nimi kierowało i z jakiego powodu zginęła żona Danne'go? To jest dość istotne. Oby tylko ta rodzinka nie pojawiła się w miasteczku, bo byłyby niemałe kłopoty.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:09, 23 Mar 2016    Temat postu:

ADA czytałam z wypiekami na twarzy! Very Happy Jestem zamotana. Furtka na Daniela otworzona, a ja zaczynam lubic tego łosia Petera. Olaboga! Ale ćwieka zabiłaś człowiekowi Evil or Very Mad

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:23, 23 Mar 2016    Temat postu:

Faktycznie, Peter sprawał wrażenie łosia, jak zauważyła nieoceniona Aga ... a tu okazuje się, że to ... bizon! Very Happy I co ma zrobić autorka z biedną Lizzy? Daniel też ma problemy ... to znaczy ma córeczkę, ale żony nie ma ... co to będzie? Którego wybierze Lizzy? I czy to ona może wybierać? A może jeszcze ktoś się pokaże na horyzoncie? Trzeba przecież zaludnić wyludnioną Ponderosę Very Happy

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 16:25, 23 Mar 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Ady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 140, 141, 142 ... 171, 172, 173  Następny
Strona 141 z 173

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin