Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Uśmiech losu część III "Droga do nieba"
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 24, 25, 26 ... 171, 172, 173  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Ady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:13, 27 Paź 2014    Temat postu:



a teraz biorę się do pracy, czas trochę popisać


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:16, 27 Paź 2014    Temat postu:

Ewelina napisał:
ADA napisał:
Ewelino podsunęłaś mi pewną myśl dotyczącą Perły Ponderosy Very Happy Dzięki Very Happy

Dołożysz go Shanerowi Very Happy Żeby zwiększyć dramatyzm ... li i jedynie ... bo ja nie jestem wrogiem Joe Rolling Eyes


Jedno jest pewne Joe sobie pocierpi


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:18, 27 Paź 2014    Temat postu:

Ewelina się zaiste ucieszy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:21, 27 Paź 2014    Temat postu:

Zaiste Very Happy Azaliż nie jest to wspaniała wiadomość Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:32, 27 Paź 2014    Temat postu:

"Prawdopodobnież" jest oczywiście dla Ciebie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18574
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:36, 27 Paź 2014    Temat postu: Droga do nieba

Joe ostatnio sporo cierpi ..

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 20:39, 27 Paź 2014    Temat postu:

Adamowi też nie będzie lekko...
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:43, 27 Paź 2014    Temat postu:

W zasadzie wszyscy będą cierpieć... Adam też...ADA czyżbyś zaczynała kolejny fragment od Adama? Widzę pieczołowicie wykuwaną literę tego Cartwrighta

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:51, 27 Paź 2014    Temat postu:

Aga, zgadłaś

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:58, 27 Paź 2014    Temat postu:

Dasz radę do 6.45?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:03, 27 Paź 2014    Temat postu:

Tak, ale dopiero w środę. Sorki

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:08, 27 Paź 2014    Temat postu:

Poczekamy zatem

ADA jest środa roku pańskiego 2014, godz. 6.15 ... gdzie Ty się podziewasz? Zostało Ci jakieś....pół godziny na wklejenie....


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Śro 7:15, 29 Paź 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:47, 30 Paź 2014    Temat postu:

Z opóźnieniem, ale za to idealnie zsynchronizowałam się z Madą i Senszen.

***
Adam siedział w fotelu i czytał książkę. Niezmiennie od lat fascynował go Szekspir, ale dziś nie mógł skupić się na lekturze. Wreszcie zamknął książkę i odłożył na stolik. Odruchowo sięgnął do humidora, ale jego dłoń zawisła w próżni. Westchnął przeciągle, gdy przypomniał sobie o powziętym postanowieniu. Rzucić palenie cygar – to wcale nie było takie łatwe, jakby się wydawało. Ponownie westchnął, tym razem głośniej, kręcąc się przy tym w fotelu. Koniecznie chciał zwrócić uwagę Adeline pochłoniętej haftowaniem wyprawy dla ich córki.
- Trudno wytrzymać? – spytała, nie odrywając oczu od robótki.
- Co niby? – Adam udał, że nie wie, o co chodzi.
- Nie udawaj. Przecież widzę, co się z tobą dzieję. Nie możesz znaleźć sobie miejsca, jesteś drażliwy, wszystko wyprowadza cię z równowagi. Dziwne, że podczas obiadu nie dokuczałeś doktorowi Cooperowi. – Adeline z pobłażającym uśmiechem spojrzała na męża.
- Nie chciałem robić przykrości Lizzy, a poza tym ten doktorek wejdzie do naszej rodziny.
- Oj, Adamie dałbyś już spokój. To porządny młody człowiek. Jest zakochany w naszej córce do szaleństwa. Zobaczysz będzie wspaniałym mężem.
- A skąd to niby wiesz? – spytał Adam wzruszając przy tym ramionami.
- Instynkt matki mi to podpowiada. – Odparła Adeline i przerwała haftowanie. – Już nie pamiętasz, jak to było z nami? Gdy się oświadczyłeś mój tatko nie chciał o niczym słyszeć.
- Pamiętam, ale potem szybko się zgodził.
- Tak, to prawda. – Przyznała Adeline. – Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego tak nagle zmienił zdanie.
- Po prostu mój teść był mądrym człowiekiem – odparł Adam wymijająco.
- Czyżby tylko o to chodziło? Po tylu latach małżeństwa możesz mi przecież powiedzieć, co wpłynęło na zmianę decyzji mojego taty.
- Nie ma, o czym mówić, ale dobrze, jeżeli chcesz to proszę. Twój ojciec powiedział mi, że nie będzie miał nic przeciwko naszemu małżeństwu, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? – spytała Adeline z zaciekawieniem.
- Że poznamy się lepiej.
- Nie rozumiem.
- A, co tu jest do rozumienia. – Wzruszył ramionami Adam. – Powiedziałem twojemu ojcu, że znamy się wystarczająco dobrze.
- Słucham? – Adeline otworzyła usta ze zdumienia.
- Powiedziałem, co powiedziałem. Pastor był na następny dzień. – odparł Adam niesamowicie z siebie dumny. Jeszcze dziś na wspomnienie tamtych wydarzeń robiło mu się ciepło na sercu, choć nie był to wówczas najłatwiejszy okres w jego życiu.
- Adamie, to znaczy, że mój tato wiedział, że my … pod jego nieobecność.
- Tak. Ale przecież nie powiedziałem mu tego wprost. Domyślił się sam – powiedział Adam z szelmowskim uśmiechem, bawiąc się przy tym nieźle zakłopotaniem żony.
- Czego domyślił się dziadek Tom? – spytał Benny, który właśnie wszedł do salonu.
- To nie powinno cię interesować – odparł Adam porozumiewawczo spoglądając na żonę, która gwałtownie pochyliła się nad haftem i z dużym zacięciem zaczęła pruć jeden ze ściegów.
- Tajemnice rodzinne. – Benny uśmiechnął się, ze zrozumieniem zabarwionym ironią. – Ojcze, jeśli nie miałbyś nic przeciwko temu, chętnie pojechałby do dziadka Bena.
- Oczywiście możesz jechać. To nawet dobrze się składa. Zawieziesz dziadkowi tę kalkulację kosztów wywiercenia czterech nowych studni.
- Pozdrów go od nas i stryja Josepha też. – Dodała Adeline. W tym momencie drzwi otworzyły się i do salonu wszedł Josh Flick z dziwnie posępną miną. Adam uważnie przyjrzał się przyjacielowi i poczuł niepokój. Chcąc zbagatelizować to uczucie powiedział:
- Dobrze, że wpadłeś Josh. Napijesz się z nami kawy?
- Dziękuję Adamie, ale nie tym razem. Chciałbym, żebyś wyszedł ze mną przed dom.
Adam wstał z fotela czując narastający niepokój. Adeline spoglądając to na Josha, to na Adama zamarła z igłą w ręku. Ona też poczuła dziwny lęk.
- Co się stało? – spytał Adam przenikliwie patrząc na Josha.
- Przyjechał szeryf Reed i chce z tobą porozmawiać.
- To w takim razie chodźmy. Benny zostań z mamą – powiedział Adam zwracając się do syna.
Gdy znaleźli się na podwórzu Adam ujrzał szeryfa Paula Reeda stojącego tuż przy bryczce, która była własnością doktora Coopera. Nieopodal stali ze zwieszonymi głowami synowie Josha Chris i Joel. Adam tknięty złym przeczuciem podszedł do Reeda i wtedy ujrzał postać leżącą w bryczce, przykrytą kurtką szeryfa. Z mocno bijącym sercem, jednym ruchem ściągnął przykrycie i zamarł z przerażenia. Przed nim leżał martwy Andrew. Wyglądał tak jakby spał, ale śmierć już złożyła swój pocałunek na jego ustach. Tylko kosmyk blond włosów, który opadł na czoło zmarłego lekko poruszał wiatr. Adam nie wierząc własnym oczom z trudnością oddychał. Powoli z namaszczeniem przykrył Andrew, a wtedy stojący za nim Reed powiedział:
- Ktoś strzelił mu w plecy z bliskiej odległości. Zginął na miejscu.
- A moja córka? Była z nim. Pojechali po obiedzie na przejażdżkę. Gdzie jest Lizzy? – krzyknął Adam i odwróciwszy się do szeryfa utkwił w nim przerażony wzrok.
- Nie było jej. Znalazłem tylko to – odparł Reed podając Adamowi parasolkę i kapelusik Lizzy.
- Kto to zrobił i dlaczego?
- Nie wiem panie Cartwright, ale dowiem się i obiecuję, że ci, którzy to zrobili zawisną.
- Trzeba powiadomić krewnych doktora Coopera. Miał matkę i siostrę. Szeryfie proszę zająć się pochówkiem. Koszty nie grają roli. Za wszystko zapłacę. Ja nie mogę. Muszę odnaleźć córkę. – Powiedział Adam przyciskając do piersi rzeczy Lizzy.
- Oczywiście panie Cartwright. Poproszę Harvey’a Pella przedsiębiorcę pogrzebowego. Zajmie się wszystkim. – Reed obrzucił Adama współczującym wzrokiem. – Jeśli mógłbym prosić, to niech pan nie podejmuje żadnych działań. Ja i moi ludzie jesteśmy od tego.
- Prosić pan może. – Odparł Adam, a w jego oczach pojawiły się gniewne błyski. - Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić. Ile czasu zajmie panu zebranie ludzi? Kiedy pan wyruszy na poszukiwania? Jutro, pojutrze? Ja mogę zrobić to dzisiaj.
- Panie Cartwright rozumiem, co pan czuje, ale jeszcze raz proszę, niech się pan powstrzyma od jakichkolwiek działań.
- To pan tu czegoś nie rozumie. To moją córkę porwano, a jej narzeczonego zabito. Jeśli myśli pan szeryfie, że będę bezczynnie przyglądał się pańskim poczynaniom to jest pan w błędzie – Adam wyglądał tak, jakby za chwilę miał eksplodować. Josh, który do tej pory nie odezwał się ani słowem położył dłoń na ramieniu przyjaciela i spokojnym głosem powiedział:
- Adamie, pozwól działać szeryfowi. On wie, co robi.
- A gdyby, chodziło o któregoś z twoich synów, to też byś stał i nic nie robił? Dziękuję Ci za takie rady – mówiąc to strącił rękę Josha ze swego ramienia. - A teraz panowie wybaczą muszę o wszystkim powiedzieć żonie.
- Panie Cartwright niech mnie pan nie zmusza … - zaczął Reed, ale Adam przerwał mu w pół zdania:
- I, co pan zrobi? Aresztuje mnie? – spytał Adam z kpiną w głosie i ruszył w kierunku domu. Nie zrobił nawet dwóch kroków, gdy z drzwi wybiegła Adeline. Przystanęła na środku podwórza i dostrzegła rzeczy Lizzy wciąż kurczowo trzymane przez Adama. Potem zobaczyła postać leżącą w bryczce i z jękiem rozpaczy rzuciła się w jej kierunku. Nim jednak dopadła bryczki czyjeś ręce mocno schwyciły ją od tyłu za ramiona.
- Mamusiu, nie idź tam – krzyknął Benny, który wybiegł za Adeline. Adam w ułamku sekundy znalazł się przy żonie. Otoczył ją ramionami i zamknął w mocnym uścisku.
- Kochanie to nie Lizzy!
- Muszę zobaczyć – Adeline próbowała wyrwać się z ramion Adama.
- To nie nasza córka – powtórzył. – To Andrew.
- Andrew? A Lizzy? Gdzie jest nasze dziecko? - Adeline spojrzała nic nierozumiejącym wzrokiem na męża i otaczających ich mężczyzn. - Z jej gardła wydobył się krzyk rozpaczy, a potem zapanowała głucha i bolesna cisza.

***
Danny z niepokojem w sercu przemierzał kolejne mile. Droga na ranczo Shanera ciągnęła się w nieskończoność. Przez głowę mężczyzny przelatywały najgorsze scenariusze. Nie chciał nawet myśleć, co mogło spotkać dziewczynę ze strony Shanera i jego zbirów. Czasu miał coraz mniej i żadnej pewności, co do losu Lizzy.
Ostatnie dwie mile przebył cwałem. Wreszcie z impetem wjechał na podwórze. Przywitała go cisza. W oknach domu było ciemno. Znikąd nie dochodził nawet najlżejszy szmer. Obejście wyglądało jak wymarłe. Danny zeskoczył z konia. Zaniepokojony rozejrzał się wokół. Ranczo, które jeszcze rankiem tętniło życiem teraz było puste. Przez ułamek sekundy poczuł, ogarniającą go panikę. Odetchnął głęboko i wyrównał oddech. Nie mógł pozwolić sobie na słabość czy strach. Opanowawszy nerwy zaczął zastanawiać się gdzie mógł pojechać Shaner. Przecież nie mógł odjechać daleko. Dziewczyna, nawet związana, jak również Kimama siłą rzeczy musiały opóźniać tempo jazdy. Ale gdzie ich szukać. Nie miał żadnego pomysłu. Nigdy nie słyszał, aby Shaner miał tak dużą kryjówkę, która pomieściłaby całą bandę. Przyjrzał się uważnie śladom pozostawionym na ziemi. Znalazł ich mnóstwo. Ślady końskich kopyt mieszały się ze śladami ludzkich stóp, wśród których rozróżnił odcisk małych indiańskich mokasyn i kół jednego, lecz bardzo obciążonego wozu. Wszystko wskazywało na to, że Shaner z porwaną Lizzy i całą bandą udali się na zachód w kierunku Reno.
Danny nie miał, czego tu szukać. Podszedł do konia i miał już go dosiąść, gdy wyczuł za plecami czyjąś obecność. Błyskawicznie odwrócił się i dobył broni. Przed nim stał, trzymając rewolwer w dłoni, Terry Malloy.
- Malloy, nie wygłupiaj się. Co nie poznajesz mnie? – spytał Danny z uśmiechem, jednocześnie czujnie przyglądając się każdemu ruchowi Terry’go.
- Poznaję. Długo kazałeś na siebie czekać – odparł Malloy opuszczając broń. Danny ledwie dostrzegalnie odetchnął z ulgą. Przez chwilę wahał się, co zrobić, ale uznał, że nic mu nie grozi i schował broń. Powoli podszedł do kompana.
- Gdzie się wszyscy podziali? – spytał.
- Sęp postanowił zmienić swoją siedzibę. Tu zrobiło się zbyt gorąco – odparł Malloy śmiejąc się nerwowo.
- Co się stało, że tak nagle się zwinął? – dopytywał się Danny.
- Nie wiesz?
- A skąd niby mam wiedzieć? Przecież nie było mnie na ranczo. Dobrze wiesz, gdzie byłem i co robiłem – odparł Danny mrużąc oczy.
- No, wiem, gdzie byłeś – odparł Terry szczerząc w uśmiechu swe niepełne uzębienie. – Shaner kazał mi tu na ciebie zaczekać, ale ja się nudziłem i trochę wokół powęszyłem.
- I, co zobaczyłeś? – ręka Dannego nieznacznie opadła na rękojeść rewolweru.
- Ciekawe rzeczy, na przykład ciebie i jeszcze kogoś, ale o tym potem. Najpierw pogadajmy. Sęp ma dziewczynę Cartwrigtów. Mieliśmy nadzieję, że pozwoli nam się z nią zabawić, ale on zatrzymał ją dla siebie. Nie muszę ci mówić, że chłopcy nie są zachwyceni decyzją szefa. Ta mała to nie to, co dziewczynki Annabell. Z taką to chciałoby się na okrągło – zarechotał Malloy z obleśnym wyrazem twarzy. Danny odruchowo zacisnął szczęki.
- O, co ci chodzi Malloy, bo nie bardzo rozumiem.
- Już ci mówię przyjacielu. Ta dziewucha musi być moja, ale to nie jest najważniejsze. Shaner ciągle nas zwodzi. Mami nas bogactwem, które niby ma nam dać, ale jakoś nie zanosi się na to. Ja i paru chłopaków mamy dosyć. Chcemy wziąć, co nasze i zwinąć się. Kalifornia o tej porze roku jest podobno śliczna – powiedział Terry z udawanym rozmarzeniem.
- Dlaczego mówisz mi o tym? – Danny spojrzał czujnie na Malloya.
- Bo chcę, żebyś nam pomógł oskubać Sępa.
- A niby, dlaczego miałbym to zrobić? – spytał Danny z ironią w głosie.
- Bo masz dużo do stracenia, na przykład życie, przyjacielu.
- To jest jakiś argument – odparł Danny udając, że się zastanawia. – Ale jaką mam gwarancję, że potem nie pozbędziesz się mnie?
- Żadnej. Wybieraj. – Malloy wycelował broń w pierś Danny’go. - Albo jesteś ze mną, albo Shaner jeszcze dziś dowie się, że w najbliższym otoczeniu ma kreta.
Danny uśmiechnął się pojednawczo rozkładając dłonie i zrobił krok w stronę Malloya.
- Zrobiłbyś to Terry? Tyle razem przeszliśmy, przyjacielu …
- Ani kroku dalej, bo cię zastrzelę … przyjacielu – ostrzegł Malloy. Danny w ułamku sekundy podjął decyzję. Nie miał nic do stracenia. Rzucił się na Terry’go chwytając go za uzbrojoną rękę. Zwarli się w uścisku. Padł strzał.

***
Milton Cartwright był sympatycznym młodzieńcem o niebieskich oczach i ciemnych, kasztanowych włosach swojej matki. Z udawanym zainteresowaniem przysłuchiwał się wywodom starszego brata Thomasa, który z dużym zaangażowaniem opowiadał dwóm statecznym damom o początkach Virginia City i o tym jak odkryto złoża srebra i złota w Comstok Lode. Panie, będące siostrami jechały z San Antonio w Teksasie do Reno na zaproszenie sędziwego wuja. Dosiadły się w Denver i od tego czasu Tommy nie ustawał w zabawianiu obu pań. Widać było, że sprawia mu to prawdziwą przyjemność, szczególnie, że obie siostry wpatrywały się w niego jak w obrazek, podziwiając jego wiedzę, takt i kulturę. A gdy Tommy zapytał panie czy chciałyby usłyszeć historię odkrycia ropy naftowej w ich rodzinnym stanie, obie przyklasnęły temu z ochotą. Milton wzniósł tylko oczy do góry i pomyślał, teraz zacznie się popis. Tommy niezrażony spojrzeniem brata lekko i ze swadą rozpoczął opowieść.
- Drogie panie – mówił – różne źródła w różny sposób przedstawiają tę kwestię. Ja paniom opowiem prawdziwą historię odkrycia czarnego złota w Teksasie. Otóż pewien kowboj w sztok pijany usiłował wrócić na swe biedne ranczo z saloonu podpierając się pustą butelką po whiskey. Z mozołem pełzł przez piaszczyste bezdroże, a wbijająca się w ziemię szyjka butelki pozostawiała dziury znacząc w ten sposób trasę biedaczyny. Wreszcie zmęczony kowboj postanowił chwilkę odpocząć. Siedząc na ziemi zainteresował się dziurą, jaką pozostawiła szyjka butelki. Włożył palec i zaczął w niej dłubać, a gdy zapragnął bliżej przyjrzeć się swemu dziełu tłusta, smrodliwa ciecz wystrzeliła mu prosto w twarz. I tak oto kowboj został odkrywcą czarnego złota i wielkim bogaczem, bo gdzie tylko podłubał palcem tam ropa tryskała w niebo.
Panie śmiały się do rozpuku, chwaląc dowcip młodzieńca. Tommy tryumfująco spojrzał na brata. Milton westchnął i pokręcił z rezygnacją głową. I tak w miłej atmosferze przebiegła im droga. Gdy wreszcie dyliżans dotarł do Reno i panie pożegnały się z przemiłymi młodymi mężczyznami Milton odetchnął z ulgą i zapowiedział bratu, że aż do Virginia City zamierza spać i niech w żadnym wypadku nie próbuje mu w tym przeszkadzać. Tommy usatysfakcjonowany podziwem, jaki wywarł na obu damach kiwnął tylko głową. Żałował, co prawda, że żadna z nich nie okazała się młodą, piękną i zwiewną panienką, ale cóż na bezrybiu rak ryba.
Wreszcie kolejnego dnia wieczorem dyliżans wtoczył się do Virginia City i zatrzymał się tuż przed miejscowym hotelem. Pasażerowie z ulgą opuścili niewygodny pojazd i odebrali bagaże. Większość z nich szybko rozeszła się, tylko bracia Cartwright stali przed hotelem i rozglądali się niespokojnie wokół. Nikt na nich nie czekał, co było trochę dziwne, bo o swoim przyjeździe powiadomili rodzinę z dużym wyprzedzeniem. Popatrzyli na siebie zaskoczeni, a potem wzięli bagaże i udali się do stajni starego Adamsa.
- Benny miał po nas przyjechać. Czyżby zapomniał? Dam mu popalić, jak tylko dotrzemy do domu – powiedział Tommy rozzłoszczony, targając dużą walizę.
- Może coś się stało – zauważył Milton otwierając drzwi stajni.
- A co niby miało się stać? – prychnął Tommy zniecierpliwiony. Bracia weszli do stajni. Adams przeglądał właśnie uprzęże. Na odgłos otwieranych drzwi uniósł głowę i jego twarz rozświetliła się uśmiechem, który prawie natychmiast zgasł.
- Dobry wieczór panie Adams. Przyjechaliśmy właśnie do domu. Miał na nas czekać nasz brat, ale zdaje się, że zapomniał o nas. Chcieliśmy wypożyczyć bryczkę lub dwa konie, cokolwiek żeby wreszcie dostać się do domu – powiedział Tommy. Adams spojrzał na braci z widocznym zakłopotaniem. Milton zdziwiony małomównością gadatliwego zwykle mężczyzny powiedział:
- Stało się coś panie Adams? Ma pan taką dziwną minę.
- To wy nic nie wiecie, chłopcy?
- A o czym niby mamy wiedzieć? – spytał Milton.
- Wczoraj po południu ktoś porwał waszą siostrę i zastrzelił jej narzeczonego, a żona i syn waszego stryja Josepha zginęli w katastrofie dyliżansu.
- Niemożliwe – krzyknął pobladły Milton.
- Co ty gadasz człowieku? – ryknął Tommy chwytając Adamsa za poły kurtki.
- Prawdę chłopcy. Wasz ojciec i brat szukają Lizzy, a jeszcze ten wypadek…
- Konie! Daj nam konie! – krzyknął Milton przerywając Adamsowi.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Czw 13:25, 30 Paź 2014, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 1:00, 30 Paź 2014    Temat postu:

Świetny fragment, trzyma w napięciu. Very Happy Pojawili się synowie Adama, akcja się rozwija... Skomentuję obszerniej później, ale z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 6:36, 30 Paź 2014    Temat postu:

Tu też rzut monetą

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Ady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 24, 25, 26 ... 171, 172, 173  Następny
Strona 25 z 173

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin