Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Uśmiech losu część III "Droga do nieba"
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 27, 28, 29 ... 171, 172, 173  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Ady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:39, 03 Lis 2014    Temat postu:

ADA napisał:
Wystarczy mi, że będzie cierpiał, a jego cierpienie zwiększy się, gdy jego wnuczka urodzi mi synów. – Triumfujący uśmiech ukazał się na twarzy Shanera.
- Chce pan ją wziąć za żonę? – spytał Tony.
- A czy ja mówię, że chcę ją za żonę. Chcę mieć synów, a ona dobrze się do tego nadaje.
- Cartwrightowie panu tego nie darują.
- I na to liczę, Tony – powiedział Shaner z diabolicznym uśmiechem. – A teraz zajrzę do pięknej Lizzy. Mam nadzieję, że już doszła do siebie. Czas wziąć się do roboty. Chyba wiesz, co mam na myśli.

Cała ich rozmowa po prostu mnie zmroziła Nie do pomyślenia. Shaner to psychol.
ADA napisał:

Shaner podszedł do łóżka, na którym leżała dziewczyna. Przyjrzał się jej uważnie, dłużej zatrzymując wzrok na piersiach unoszących się w równym oddechu. Źrenice rozszerzyły mu się pod wpływem pożądania i poczuł przemożną chęć wzięcia jej tu i teraz. Tylko obecność Kimamy i Darka powstrzymała go od tego kroku. Stojący przy ścianie Dark z uwagą śledził każdy gest szefa. Wcześniej obrzucił wzrokiem śpiącą dziewczynę. Widok poranionej twarzy, potarganych włosów i bezbronność tak charakterystyczna dla wszystkich śpiących wywołały w Darku uczucie litości i współczucia.

ADA dobrze, że nie jadłam w tramwaju...Shaner to podlec do potęgi entej. Mam nadzieję, że w Darku coś się jednak obudzi litościwego i nie da skrzywdzić Lizzy. W Kimamę wierzę mocno.
ADA napisał:

- Tatusiu znajdziesz Lizzy, prawda? – spytała płaczliwym głosem.
- Będę się starał córeńko – odparł Adam. – Zrobię wszystko, żeby odnaleźć twoją siostrę, a teraz bądź tak dobra i posiedź z mamą. Ja muszę porozmawiać z twoimi braćmi.
- Dobrze tatusiu, jak sobie życzysz.

Nie ma to jak niezachwiana wiara w rodzica. Very Happy
ADA napisał:

- Ojcze, naprawdę zamierzasz nadal szukać Lizzy na własną rękę? – spytał Benny.
- A cóż to za pytanie? – Adam spojrzał zaskoczony na Benny’go.
- Szeryf wyraźnie zakazał jakichkolwiek wypadów. To może przynieść więcej szkody niż pożytku.
- Jak w ogóle możesz tak mówić? – w oczach Adama pojawił się gniew. - Szeryf nie zrobił nic, żeby znaleźć twoją siostrę. Bardziej interesuje go katastrofa. Jeśli Lizzy jest w łapach Shanera to każda chwila się liczy....

Cały ta rozmowa synów z Adamem rewelacyjna. Niechęć, uprzedzenia, jakieś niedomówienia, niezaleczone rany...super! super! Rozmowa wiarygodna, widać ciśnienie z powodu nerwów w związku z brakiem informacji o Lizzy. Chwilowo nie osądzam Benny'ego, ale tak w rodzinach jest czasami, zwłaszcza kiedy wszyscy żyją w napięciu.
ADA napisał:

- Ale nie jesteś na jego miejscu, braciszku. I radzę ci po dobroci odczep się ode mnie.
- Bo, co mi zrobisz? – spytał Tommy z wyzywającą miną. Benny bliski wybuchu stanął naprzeciw brata.
- Przestańcie. Co wy wyprawiacie? – Milton wszedł między nich.
- A ty, czego? Rozjemca nam niepotrzebny – warknął wściekły Benny odpychając Miltona.

I kolejna kłótnia świetnie napisana. Nie żebym cieszyła się....absolutnie! Cierpię a moje serce krwawi kiedy czytam jak wszyscy warczą na siebie. ale jak pięknie o tym poczytać.
ADA napisał:

- Milton?
- Słucham.
- Pamiętasz coś ze swojego porwania?
- Wszystko.

W tym jednym słowie zawarte jest chyba cały dramat jaki przeżył Milton. Wyobrażam sobie jaką miał poważną minę kiedy to mówił i ołów w oczach.

Super ADA
Czekam na obiecane fragmenty Rolling Eyes z niecierpliwością.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Wto 6:59, 04 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:02, 03 Lis 2014    Temat postu:

Aga serdecznie dziękuję za komentarz i miłe słowa.

Ten Tony Dark to podejrzany typ Cool być może Lizzy wpadnie z deszczu po rynnę. Zobaczymy.
Dramat, jaki przeżył Milton, uczynił z niego młodzieńca o niezwykle dobrym serduszku Very Happy

p.s. 3/4 odcinka napisane Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:45, 03 Lis 2014    Temat postu:

To czekamy niecierpliwie na dalszy ciąg ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 1:20, 05 Lis 2014    Temat postu:

***
Powoli zmierzchało. Kolejny dzień chylił się ku końcowi. Pogrążeni w rozpaczy Joseph, Ben i Hoss wracali do domu. Cały dzień spędzili na miejscu katastrofy, próbując wraz z zastępcą szeryfa Reeda i mieszkańcami okolicznych rancz dostać się do rozbitego dyliżansu. Miejsce wypadku było wyjątkowo trudnodostępne. Z jednej strony wznosiła się ku niebu skalna ściana, z drugiej znajdowała się przepaść tak głęboka, że jej dno było poza zasięgiem ludzkiego oka. Kilku śmiałków opuszczono na linach w dół, na skalną półkę. Jedyne, co dostrzegli to część roztrzaskanego czerwonego dyliżansu. Resztę skrywały liczne, głębokie rozpadliny. Joseph otępiały z bólu patrzył w przepaść, która stała się grobem jego żony i dziecka. W miejscu, w którym stał upadł na kolana i trwał tak godzinę może dwie zupełnie oderwany od rzeczywistości. Nie słyszał i nie widział niczego. Dopiero, gdy silne ręce Hossa uniosły go do góry wróciła mu świadomość. Powiódł szklanym wzrokiem wokół siebie. Surowe twarze otaczających go mężczyzn nie pozostawiały złudzeń. Spojrzał na ojca, jakby w nim szukał ratunku, ale Ben miał oczy pełne łez i ani jednego słowa pociechy.
Droga powrotna minęła im w całkowitym milczeniu. Hoss pożegnał się z ojcem i Josepem tuż za Virginia City. Śpieszył się do domu. Nie chciał, bowiem zostawiać ciężarnej Hope dłużej niż to było konieczne. Poza tym musiał po drodze zajrzeć do Adama. Miał nadzieję, że starszy brat będzie miał dla niego lepsze wieści. Niestety i tu panował smutek. Nadal nie wiadomo było, gdzie jest jego bratanica.
W tym samym czasie Hop Sing pełen obaw czekał na powrót Bena i Josepha. Gdy wreszcie ich ujrzał odetchnął z ulgą i pobiegł do kuchni przygotować gorącą kolację. Joseph załamany i zbyt zmęczony, żeby myśleć o tak przyziemnych sprawach jak jedzenie, poszedł od razu do siebie na górę. Otworzył drzwi małżeńskiej sypialni i przystanął na chwilę w progu. Tak bardzo tęsknił za żoną i synem, tyle miał im do powiedzenia i tak bardzo żałował, że nigdy już ich nie zobaczy. Wszedł do środka, zapalił lampę i spojrzał na dagerotyp Doreen stojący na komodzie. Bez ruchu, jak zaczarowany wpatrywał się w oczy żony ożywione migoczącym światłem. Wreszcie wziął portrecik w dłonie i przyciskając mocno do serca podszedł do okna. Spojrzał w czarną, bezkresną noc. Tak bardzo mu jej brakowało, tak bardzo brakowało mu ich syna. Nagle uświadomił sobie, że ta, którą kochał i która go kochała już nigdy nie wróci. Chciał zapłakać i nie mógł.

***
Hoss z westchnieniem ulgi zsiadł z konia. Było cicho i spokojnie. Spojrzał w okna swojego domu. W pokoju bliźniaków, na piętrze światło było zgaszone. Chłopcy na pewno smacznie już spali. Na myśl o synach twarz rozświetlił mu ciepły uśmiech, który natychmiast zgasł, gdy wrócił myślami do wydarzeń mijającego dnia. Tragedia, jaka dotknęła jego obu braci była niewyobrażalna. Adam miał jeszcze nadzieję. Joseph został jej pozbawiony na skraju przepaści przy Mount Davidson.
Hoss wprowadził konia do stajni. Rozsiodłał go i wziąwszy spory wiecheć słomy raz przy razie przecierał końskie boki mówiąc:
- Zaraz poczujesz się lepiej, koniku. Lubisz to Chub, wiem. Dam ci podwójną porcję owsa. Zasłużyłeś sobie na to.
- A ty, jak zwykle rozmawiasz z końmi – Hoss usłyszał głos Hope dobiegający od drzwi stajni. Wyjrzał z boksu i ujrzał najpiękniejsze zjawisko na ziemi. W poświacie księżyca lekko wsparta o framugę drzwi stała jego żona. Włosy opadały jej czarnymi kaskadami na ramiona otulone miękkim, wełnianym szalem. Oczy miała niezwykle błyszczące, a głos ciepły i kojący. Hoss nie mógł oderwać od niej wzroku. Hope była ładną kobietą, jednakże odmienny stan dodawał jej niezwykłego uroku. Promienny wygląd i wewnętrzny spokój czyniły z niej istotę piękną pięknością spełnionej kobiety oczekującej dziecka.
- Promyczku, co ty tu robisz? – spytał Hoss spoglądając z czułością na żonę. – W twoim stanie powinnaś już być w łóżku.
- Czekałam na ciebie. I tak nie mogłabym zasnąć. – Odparła z prostotą.
- Jak chłopcy? Byli grzeczni?
- Bardzo. Cały dzień spędzili z Noną i Dolarem. Nie mogłam wyciągnąć ich ze stajni.
- No, proszę ta historia z cygarem na coś się przydała. Ciekawe, jak długo będą grzeczni? – Hoss nasypał Chubowi owsa i poklepał go po szyi. - Maleństwo bardzo ci dokuczało?
- Nie. Tylko troszkę mnie mdliło – powiedziała Hope. - Lepiej powiedz mi, jak czuje się Joe?
- A, jak ma się czuć? Stracił żonę i dziecko. Nigdy nie widziałem tak zrozpaczonego człowieka. I ten jego szklany wzrok. Boję się, że może sobie coś zrobić – odparł Hoss zatroskany.
- Dobrze, że nie jest sam.
- To prawda. Jest Pa i Hop Sing, ale i tak niepokoję się o niego.
- To naturalne kochanie, przecież to twój brat.
- I co ja mam mu powiedzieć? Że wszystko będzie dobrze, że ból minie i za jakiś czas będzie mógł normalnie żyć – powiedział Hoss patrząc na Hope smutnym wzrokiem.
- Ból nie minie. Będzie może trochę mniej dotkliwy, ale będzie … głęboko w sercu – powiedziała Hope podchodząc do męża. – Joe sam musi się z tym uporać. Ty za niego tego nie zrobisz.
- Jak zwykle masz rację Promyczku – odparł Hoss i otoczył żonę ramionami. Przytulił ją do siebie wydychając zapach jej włosów. Pachniała lawendą i drożdżowymi bułeczkami. W tej właśnie chwili poczuł dotkliwy głód. Hope, jakby to wyczuwając powiedziała:
- Na pewno jesteś głodny. Mam dla ciebie przepyszną pieczeń.
- To wspaniale. Faktycznie trochę zgłodniałem, a bułeczki drożdżowe dostanę? – błękitne oczy Hossa zaświeciły się na myśl o jedzeniu.
- Oczywiście, że dostaniesz – uśmiechnęła się Hope. – Powiedz mi tylko, czy wiadomo coś o Lizzy?
- Niestety, nic. Adeline odchodzi od zmysłów, a Adam … ech, szkoda gadać. Jutro skoro świt z chłopcami, Joshem i kilkoma sąsiadami ma przeszukać teren wokół jeziora Washoe. Nie wiem, czy to coś da, ale przynajmniej nie będzie siedział bezczynnie. – Odparł Hoss.
- To straszne, co ich dotknęło. Pojedziesz z nimi?
- Tak, Promyczku. Muszę. – Powiedział Hoss uśmiechając się smutno.
- Wiem. Czy mogę jakoś pomóc?
- Adam pytał, czy mogłabyś posiedzieć z Adeline. Ona naprawdę jest w złym stanie.
- Ależ oczywiście. Wezmę ze sobą chłopców.
- Dasz radę? Nie chcę żeby coś ci się stało.
- Nic mi nie będzie kochanie, a Adeline potrzebuje teraz kobiecego wsparcia. I nie martw się. Wiem, że wszystko będzie dobrze. Instynkt kobiety przy nadziei mi to mówi. – Hope uśmiechnęła się ciepło.
- Skoro tak, to niech tak będzie. – Zgodził się Hoss i robiąc proszącą minę dodał – chodźmy do domu. Głodny jestem.

***

Szeryf Paul Reed zdawał sobie sprawę, że utrzymywanie w tajemnicy prawdy o rozbitym dyliżansie jest okrutne w stosunku do rodziny Cartwrightów. Nie miał niestety innego wyjścia. Chcąc ocalić życie żony i syna Josepha, i jednocześnie przyskrzynić Shanera musiał wraz z Dannym posunąć się do mistyfikacji. Wiedział, że czasu mają niewiele. Obawiał się, że w każdej chwili ich misterny plan może lec w gruzach. Wtajemniczona we wszystko pani Cartwright obiecała zachować milczenie i przez jakiś czas nie kontaktować się z mężem. Zawsze jednak mogły pojawić się nieprzewidziane okoliczności zmuszające ją do ujawnienia się. Reed był pełen uznania dla tej nie tylko pięknej, ale i dzielnej kobiety. Musiał przyznać sam przed sobą, że wpadła mu w oko i gdyby nie to, że była żoną Josepha Cartwrighta już by się postarał zdobyć jej serce. Nie ma, co mówić, jej mąż był prawdziwym szczęściarzem. Szeryf miał tylko nadzieję, że Cartwright nie zechce tak natychmiast skontaktować się z rodziną żony mieszkającą w San Francisco, a tym samym nie zmusi go do skorzystania z przysługującego mu prawa wstrzymania korespondencji. Wystarczy, że zabójstwo doktora Coopera i zniknięcie jego narzeczonej krzyżowało im plany. Najbardziej jednak niepokoił się brakiem wiadomości od Danny’go. Przyjaciel nie pojawił się na miejscu ich potajemnych spotkań. Co prawda uprzedzał, że tak może być, zwłaszcza, że Shaner stał się dziwnie podejrzliwy i wspominał, że nikomu już nie ufa, mimo to Reed obawiał się najgorszego.
Sytuacja z dnia na dzień była coraz bardziej skomplikowana i żeby, chociaż Adam Cartwright nie próbował na własną rękę szukać zaginionej córki. Ale nie, jak zawsze musiał postawić na swoim. Właściwie wszystko było już przygotowane do rozbicia bandy i aresztowania Shanera. Reed czekał tylko na sygnał od Danny’go, a ten jak na nieszczęście nie nadchodził. Wreszcie na równi zniecierpliwiony, jak i zaniepokojony postanowił wraz z dwoma pomocnikami wybrać się na mały rekonesans. Jego zastępca nie mógł mu towarzyszyć, bowiem wczesnym rankiem pojechał w ślad za grupą jeźdźców prowadzonych przez Adama Cartwrighta, a zmierzającą w kierunku jeziora Washoe.
Dochodziła pierwsza popołudniu, gdy szeryf Reed i jego zaufani ludzie opuścili Virginia City udając się w stronę rancza Shanera. Dzień był pogodny i stosunkowo ciepły, choć jak to jesienią noce już były chłodne. Jechali stępa czujnie rozglądając się po okolicy. Po niespełna dwóch godzinach dotarli w pobliże domu Shanera. Wokół panował dziwny spokój, co nie uszło uwagi Reeda. Dał znak swoim ludziom, aby się zatrzymali. Szeryf zwinnie zeskoczył z konia. Uważnie przyjrzał się licznym śladom zostawionym przez końskie kopyta i w jego głowie zaczęło kiełkować pewne podejrzenie. Miał jednak nadzieję, że się myli. Na migi polecił swoim ludziom zsiąść z koni, a potem wskazał im zabudowania. Stąpając bezszelestnie z rewolwerami w dłoniach podeszli do ogrodzenia domu. Uważnie zlustrowali niewielkie podwórze. Nie zauważyli nikogo, a dookoła panowała głucha cisza. Asekurując się nawzajem weszli na podwórze. Zabudowania sprawiały wrażenie opuszczonych. Jeden z pomocników Reeda dostrzegł uchylone drzwi domu. Dotknął ramienia szeryfa wskazując je ruchem głowy. Ten tylko przytaknął. Podbiegli i przywarli do ściany domu. Odczekali chwilę, a gdy z wnętrza nie dobiegł żaden odgłos jeden za drugim weszli do środka. W pomieszczeniu szumnie nazwanym salonem panował wyjątkowy nieład. Poprzewracane krzesła, resztki jedzenia na podłodze świadczyły o pośpiechu, w jakim opuszczano dom. Reed chciał podnieść krzesło zagradzające wejście do kuchni i wtedy kątem oka dostrzegł ludzką stopę wystającą zza stojącej w rogu salonu kanapy. Podszedł bliżej i spojrzał na leżącego na brzuchu martwego, ciemnowłosego mężczyznę. Pochylił się nad nim i wstrzymując oddech odwrócił go na plecy. Spojrzał mu w twarz, a potem jego wzrok przykuła rana w okolicy serca. To był strzał z bliska, ocenił, nikt nie mógłby go przeżyć.
- Szeryfie, to przecież człowiek Shanera – powiedział jeden z towarzyszących Reedowi ludzi. – Często widywałem go w saloonie. Potrafił sporo wypić.
- Zdaje się, że już wypił swoje. – Odparł Reed. – Jim poszukaj jakiejś derki. Trzeba go w coś zawinąć, przecież nie będziemy straszyć nim okolicy. Ty John zajrzyj do kuchni i na piętro. Tylko bądźcie ostrożni.
Mężczyźni rozeszli się po domu. Reed został sam, nie licząc oczywiście nieboszczyka. Przeszukał kieszenie zmarłego. Niewiele w nich znalazł. Sześć dolarów, kilkanaście centów, składany nóż, kawałek sznurka i trochę tytoniu. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Tu również nie znalazł nic ciekawego. Wreszcie usiadł przy stole w oczekiwaniu na swoich ludzi. Bezwiednie zaczął bębnić palcami w jego blat. Nagle wyczuł jakąś nierówność. Przyjrzał się uważnie i zauważył niezdarnie wyryte słowo: Temperance. Zdziwił się, bo o wstrzemięźliwości w tym domu nie było mowy. I nagle go olśniło.
- Ty cwany sukinsynu – powiedział półgłosem szeryf kręcąc z niedowierzaniem głową – a więc to tam ukrył się Shaner. Danny jesteś wielki.
- Co pan mówi szeryfie? – spytał Jim niosąc ze sobą burą derkę.
- Temperance.
- Nie rozumiem – powiedział Jim zdziwiony.
- Zaraz zrozumiesz. Zawołaj Johna – rzekł z uśmiechem Reed. John jak na zawołanie pojawił się w progu drzwi. Z dziwną miną ściskając coś w ręku podszedł do szeryfa.
- Co tam masz John?
- Wisiorek. To może być własność wnuczki Bena Cartwrighta – powiedział mężczyzna pokazując na otwartej dłoni małą kameę na złotym łańcuszku. Szeryf wziął do ręki gustowny klejnocik. Obejrzał dokładnie. Na drugiej stronie niewielkiego medalionu widniał napis: Elizabeth – Rodzice.
- To jest jej własność. Wnuczka Cartwrighta jest w łapach Shanera. – odparł Reed z przekonaniem.
- Tylko gdzie ich szukać? – westchnął zafrasowany Jim.
- Temperance. – Powtórzył szeryf. – Maleńka mieścina u stóp Pine Nut Mountains, pomiędzy Dayton a Palmyrą. Tam ich znajdziemy.

***
Kimama zdjęła z szyi woreczek z lekami. Przez chwilę zastanawiała się, czy dobrze robi, ale jeden rzut oka na Lizzy drzemiącą na byle jak skleconej pryczy rozwiał jej wątpliwość. Pewna raz podjętej decyzji wyjęła z woreczka małe zawiniątko z utartymi na drobny pył ziołami. Wsypała brunatnoszary proszek do metalowego kubka i zalała wrzątkiem. Cicho i monotonnie wypowiadała rytualne słowa przekazane jej przez babkę będącą medicine man klanu Hopi-Tewa. Gdy tajemniczy wywar ostygł, Kimama odkorkowała jedną z licznych butelek whiskey i wylała część trunku. Butelkę dopełniła przygotowaną miksturą i mocno wstrząsnęła. Musiała tak zrobić, nie miała innego wyjścia. Tylko w taki sposób mogła uchronić Mansi przed diabłem wcielonym, jakim w jej oczach stał się Shaner. Owszem, zawdzięczała mu życie, ale nie mogła pozwolić, aby skrzywdził tę białą dziewczynę. Nie potrafiła obronić własnej córki, ale o Mansi będzie walczyć. Indianka zbliżyła się do pryczy, na której leżała Lizzy. Dziewczyna miał nadal gorączkę, a sińce na twarzy pomału zmieniały swą barwę.
Minęła już dziesiąta wieczorem i Kimama miała nadzieję, że Shaner odstąpił od swych okrutnych planów. Z pomieszczenia obok dobiegały, co prawda pijackie wrzaski, ale zaraz potem dało się słyszeć odsuwanie krzeseł i szuranie buciorami. W chwilę później banda pijanych mężczyzn dosiadła koni i wszystko ucichło. Kimama odetchnęła z ulgą i wtedy właśnie drzwi stanęły otworem, i pojawił się w nich pijany Shaner. Ledwie trzymając się na nogach rozejrzał się po ciasnej izbie. Wreszcie jego zamglony alkoholem wzrok padł na półprzytomną Lizzy, która leżała na pryczy zwinięta w kłębek. Obleśny uśmiech wypełzł mu na spoconą twarz. Zachwiał się i musiał przytrzymać się framugi drzwi. Kimama odważnie zbliżyła się do Shanera i powiedziała z udawaną troską:
- Pan źle się czuje.
- Czuję się świetnie, jak nigdy dotąd. Daj mi whiskey i zejdź z drogi – powiedział bełkotliwie Shaner.
- Panie, Mansi do niczego się nie nadaje. Mansi wciąż jest bardzo chora – nie ustępowała Indianka.
- Co mówisz, indiańskie ścierwo? Miała być gotowa i co? – przekrwione oczy Shanera pałały wściekłością.
- Wybacz panie, ale Mansi jest tak chora, że nawet leki z mojego woreczka nie dały rady chorobie.
- Mówisz nie dały rady? To ja ci pokażę, jak leczy się takie panienki, jak ta twoja Mansi – mówiąc to Shaner odepchnął Kimamę i wszedł do środka. Zachwiał się, lecz już po chwili całkiem pewnym krokiem podszedł do łóżka, na którym leżała Lizzy. Dziewczyna trawiona gorączką nie bardzo wiedziała, co się z nią dzieje. Shaner pochylił się nad nią i ściągnął z niej derkę. Pod wpływem nagłego chłodu Lizzy ocknęła się, a zobaczywszy wlepione w siebie, rozszerzone whiskey i pożądaniem oczy, osadzone w niekształtnej, łysej czaszce, krzyknęła przeraźliwie.
- Panie, nie będziesz miał z niej pożytku – Kimama próbowała odciągnąć Shanera od Lizzy. Ten zamachnął się i uderzył Indiankę w twarz. Nie patrząc na nią ze złością wyrzucił z siebie:
- Kto ci pozwolił mnie dotknąć ty czerwona małpo? Daj mi whiskey.
Kimama posłusznie wykonała polecenie. Shaner zataczając się ponownie podszedł do Lizzy. Odkorkował butelkę i pociągnął spory haust whiskey.
- Masz, pij – powiedział wyciągając rękę z butelką w stronę dziewczyny.
- Nie chcę – odparła cicho Lizzy.
- A ja ci mówię, pij.
Lizzy pokręciła przecząco głową i wcisnęła się w kąt. Cała drżała z przerażenia. Shanerowi zaczęło się kręcić w głowie. Dziwna ta whiskey, strasznie mocna – pomyślał i pociągnął kolejny łyk. Otaczające go sprzęty zaczęły przybierać dziwne kształty, a twarz Kimamy rozciągała się we wszystkie strony. Przymknął powieki i nagle przypomniał sobie, po co tu przyszedł. Wypuścił butelkę z ręki i z całym impetem zwalił się na Lizzy, która przerażona do granic możliwości zaczęła krzyczeć, wierzgać i kopać. Kimama dopadła Shanera i próbowała odciągnąć go od dziewczyny. Ten rozwścieczony pchnął Indiankę z całej siły. Kobieta uderzyła głową w ścianę i osunęła się na podłogę. Shaner zdziwiony swoją mocą zaśmiał się złowrogo, po czym zbliżył twarz do twarzy Lizzy. Widząc przerażenie malujące się w jej oczach poczuł ogarniające go podniecenie. Zaczął gwałtownie całować usta i szyję dziewczyny, a jego ręka brutalnie rozerwała stanik jej sukni.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Śro 11:42, 05 Lis 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18574
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 8:29, 05 Lis 2014    Temat postu: Droga do nieba

Szkoda tej Indianki ,mam nadzieję ,że jednak ktoś się pojawi i pomoże biednej Lizzy przed tym gwałcicielem.
Szkoda mi Joe ,który stracił ,żonę i syna ,jedyny promyk w tym fragmencie to ciepła ,pełna miłości relacja między Hossem a jego żoną..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Camila
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:54, 05 Lis 2014    Temat postu:

Dramat goni dramat.
Mam nadzieję, że ten potwór nie zrobi większej krzywdy Lizzie i ktoś się pojawi by ją wyciągnąć z łap tego zwyrodnialca


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:28, 05 Lis 2014    Temat postu:

Cytat:
Ben i Hoss wracali do domu. Cały dzień spędzili na miejscu katastrofy, próbując wraz z zastępcą szeryfa Reeda i mieszkańcami okolicznych rancz dostać się do rozbitego dyliżansu. Miejsce wypadku było wyjątkowo trudnodostępne. Z jednej strony wznosiła się ku niebu skalna ściana, z drugiej znajdowała się przepaść tak głęboka, że jej dno było poza zasięgiem ludzkiego oka. Kilku śmiałków opuszczono na linach w dół, na skalną półkę. Jedyne, co dostrzegli to część roztrzaskanego czerwonego dyliżansu. Resztę skrywały liczne, głębokie rozpadliny.

Piękny opis niedostępnego, groźnego miejsca. Chociaż to i dobrze, że nie mogli dostać się do dyliżansu

Cytat:
Joseph otępiały z bólu patrzył w przepaść, która stała się grobem jego żony i dziecka. W miejscu, w którym stał upadł na kolana i trwał tak godzinę może dwie zupełnie oderwany od rzeczywistości. Nie słyszał i nie widział niczego.

Teraz to rozpacza? A kto tyle przykrości sprawił zonie?

Cytat:
Tak bardzo mu jej brakowało, tak bardzo brakowało mu ich syna. Nagle uświadomił sobie, że ta, którą kochał i która go kochała już nigdy nie wróci. Chciał zapłakać i nie mógł.

No tak, dopiero teraz docenił jak ważna jest rodzina. Nie powiem, że żałuję Joe, ale dobrze, że zmądrzał ... może los da mu kolejną szansę na poprawę charakteru

Cytat:
Na myśl o synach twarz rozświetlił mu ciepły uśmiech, który natychmiast zgasł, gdy wrócił myślami do wydarzeń mijającego dnia. Tragedia, jaka dotknęła jego obu braci była niewyobrażalna. Adam miał jeszcze nadzieję. Joseph został jej pozbawiony na skraju przepaści przy Mount Davidson.

Hoss jak zwykle pełen życzliwości i współczucia. Sam jest szczęśliwy, ale cierpi razem z braćmi. Wspiera ich ...

Cytat:
- A ty, jak zwykle rozmawiasz z końmi – Hoss usłyszał głos Hope

A dlaczego ma nie rozmawiać? Koń to bardzo mądre zwierzę

Cytat:
- No, proszę ta historia z cygarem na coś się przydała. Ciekawe, jak długo będą grzeczni?

Jak widać nie tylko na koniach Hoss się zna

Cytat:
Pachniała lawendą i drożdżowymi bułeczkami. W tej właśnie chwili poczuł dotkliwy głód. Hope, jakby to wyczuwając powiedziała:
- Na pewno jesteś głodny. Mam dla ciebie przepyszną pieczeń.
- To wspaniale. Faktycznie trochę zgłodniałem, a bułeczki drożdżowe dostanę? – błękitne oczy Hossa zaświeciły się na myśl o jedzeniu.

Hoss nie zmienił upodobań. Na pierwszym miejscu stawia jedzenie ... no, może niezupełnie na pierwszym, ale nadal jest dla niego bardzo ważne

Cytat:
Wtajemniczona we wszystko pani Cartwright obiecała zachować milczenie i przez jakiś czas nie kontaktować się z mężem. Zawsze jednak mogły pojawić się nieprzewidziane okoliczności zmuszające ją do ujawnienia się. Reed był pełen uznania dla tej nie tylko pięknej, ale i dzielnej kobiety. Musiał przyznać sam przed sobą, że wpadła mu w oko i gdyby nie to, że była żoną Josepha Cartwrighta już by się postarał zdobyć jej serce.

Tak, Joe nie zasłużył na taką żonę. Chyba, że się zmieni i ... wytrwa w nowym wcieleniu

Cytat:
Przyjaciel nie pojawił się na miejscu ich potajemnych spotkań. Co prawda uprzedzał, że tak może być, zwłaszcza, że Shaner stał się dziwnie podejrzliwy i wspominał, że nikomu już nie ufa, mimo to Reed obawiał się najgorszego.

No właśnie. Ostatnio coś cicho o Danny'm

Cytat:
Podbiegli i przywarli do ściany domu. Odczekali chwilę, a gdy z wnętrza nie dobiegł żaden odgłos jeden za drugim weszli do środka. W pomieszczeniu szumnie nazwanym salonem panował wyjątkowy nieład. Poprzewracane krzesła, resztki jedzenia na podłodze świadczyły o pośpiechu, w jakim opuszczano dom.

Miała być bitwa, a ... tutaj pusty dom

Cytat:
Podszedł bliżej i spojrzał na leżącego na brzuchu martwego, ciemnowłosego mężczyznę.

Prawie pusty, bo zostały zwłoki tajemniczego bruneta.

Cytat:
Bezwiednie zaczął bębnić palcami w jego blat. Nagle wyczuł jakąś nierówność. Przyjrzał się uważnie i zauważył niezdarnie wyryte słowo: Temperance. Zdziwił się, bo o wstrzemięźliwości w tym domu nie było mowy. I nagle go olśniło.

jak widać Danny jest bardzo sprytny. Szeryf również nie w ciemię bity

Cytat:
Z dziwną miną ściskając coś w ręku podszedł do szeryfa.
- Co tam masz John?
- Wisiorek. To może być własność wnuczki Bena Cartwrighta – powiedział mężczyzna pokazując na otwartej dłoni małą kameę na złotym łańcuszku. Szeryf wziął do ręki gustowny klejnocik. Obejrzał dokładnie. Na drugiej stronie niewielkiego medalionu widniał napis: Elizabeth – Rodzice.
- To jest jej własność. Wnuczka Cartwrighta jest w łapach Shanera. – odparł Reed z przekonaniem.

Teraz mają pewność kto porwał Lizzie i zabił doktora.

Cytat:
Musiała tak zrobić, nie miała innego wyjścia. Tylko w taki sposób mogła uchronić Mansi przed diabłem wcielonym, jakim w jej oczach stał się Shaner.

Jakiś pomysł ma, ale czy jej się uda go zrealizować?

Cytat:
Owszem, zawdzięczała mu życie, ale nie mogła pozwolić, aby skrzywdził tę białą dziewczynę.

Wdzięczność swoją drogą, ale jak widać sumienie też posiada.

Cytat:
Wreszcie jego zamglony alkoholem wzrok padł na półprzytomną Lizzy, która leżała na pryczy zwinięta w kłębek. Obleśny uśmiech wypełzł mu na spoconą twarz. Zachwiał się i musiał przytrzymać się framugi drzwi.

Obleśny sęp w akcji?

Cytat:
- Co mówisz, indiańskie ścierwo? Miała być gotowa i co? – przekrwione oczy Shanera pałały wściekłością.

Dżentelmenem to on z pewnością nie jest

Cytat:
Pod wpływem nagłego chłodu Lizzy ocknęła się, a zobaczywszy wlepione w siebie, rozszerzone whiskey i pożądaniem oczy, osadzone w niekształtnej, łysej czaszce, krzyknęła przeraźliwie.

Faktycznie, widok takiego "przystojniaka" mógł przyprawić o zawał

Cytat:
Otaczające go sprzęty zaczęły przybierać dziwne kształty, a twarz Kimamy rozciągała się we wszystkie strony.

Chyba był to napój z dodatkami. Niekoniecznie pożądanymi przez Shanera

Cytat:
... nagle przypomniał sobie, po co tu przyszedł. Wypuścił butelkę z ręki i z całym impetem zwalił się na Lizzy, która przerażona do granic możliwości zaczęła krzyczeć, wierzgać i kopać. ... Shaner zdziwiony swoją mocą zaśmiał się złowrogo, po czym zbliżył twarz do twarzy Lizzy. Widząc przerażenie malujące się w jej oczach poczuł ogarniające go podniecenie. Zaczął gwałtownie całować usta i szyję dziewczyny, a jego ręka brutalnie rozerwała stanik jej sukni.

Kiepsko z Lizzy. Przypuszczam, że nie ma wielkich szans na ratunek. Chyba, że ...

Bardzo emocjonujace opowiadanie ... i ta niepewność, czy Indianka uratuje Lizzy?, czy Danny może jej pomóc? Czy szeryf zdąży na czas?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 14:30, 05 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 18:24, 05 Lis 2014    Temat postu:

Cytat:
Miejsce wypadku było wyjątkowo trudnodostępne. Z jednej strony wznosiła się ku niebu skalna ściana, z drugiej znajdowała się przepaść tak głęboka, że jej dno było poza zasięgiem ludzkiego oka. Kilku śmiałków opuszczono na linach w dół, na skalną półkę. Jedyne, co dostrzegli to część roztrzaskanego czerwonego dyliżansu. Resztę skrywały liczne, głębokie rozpadliny.

Wybrali świetne miejsce na upozorowanie wypadku
Cytat:
W miejscu, w którym stał upadł na kolana i trwał tak godzinę może dwie zupełnie oderwany od rzeczywistości. Nie słyszał i nie widział niczego. Dopiero, gdy silne ręce Hossa uniosły go do góry wróciła mu świadomość.

Żal mi go, naprawdę… szkoda, że musiał sobie uświadomić ile stracił dopiero w momencie, gdy nie ma już nic prawie
Cytat:
Śpieszył się do domu. Nie chciał, bowiem zostawiać ciężarnej Hope dłużej niż to było konieczne.

Jeden szczęśliwy człowiek w całej tej tragedii… i dobrze, tych dwoje już się nacierpiało.
Cytat:
Chłopcy na pewno smacznie już spali. Na myśl o synach twarz rozświetlił mu ciepły uśmiech, który natychmiast zgasł, gdy wrócił myślami do wydarzeń mijającego dnia. Tragedia, jaka dotknęła jego obu braci była niewyobrażalna.

I w tym fragmencie widać, że wszyscy są rodziną; smutek jednego rzutuje na szczęście drugiego
Cytat:
Jak zwykle masz rację Promyczku – odparł Hoss i otoczył żonę ramionami. Przytulił ją do siebie wydychając zapach jej włosów. Pachniała lawendą i drożdżowymi bułeczkami. W tej właśnie chwili poczuł dotkliwy głód. Hope, jakby to wyczuwając powiedziała:
- Na pewno jesteś głodny. Mam dla ciebie przepyszną pieczeń.
- To wspaniale. Faktycznie trochę zgłodniałem, a bułeczki drożdżowe dostanę? – błękitne oczy Hossa zaświeciły się na myśl o jedzeniu.

Piękna scena Very Happy Taka proza życia w najładniejszym wydaniu Very Happy
Cytat:
Reed był pełen uznania dla tej nie tylko pięknej, ale i dzielnej kobiety. Musiał przyznać sam przed sobą, że wpadła mu w oko i gdyby nie to, że była żoną Josepha Cartwrighta już by się postarał zdobyć jej serce.

O! ciekawe spostrzeżenie Very Happy
Cytat:
Podszedł bliżej i spojrzał na leżącego na brzuchu martwego, ciemnowłosego mężczyznę. Pochylił się nad nim i wstrzymując oddech odwrócił go na plecy. Spojrzał mu w twarz, a potem jego wzrok przykuła rana w okolicy serca. To był strzał z bliska, ocenił, nikt nie mógłby go przeżyć.

Łatwo znaleźli pana…
Cytat:
Temperance. Zdziwił się, bo o wstrzemięźliwości w tym domu nie było mowy.

Dobry trop… a Shaner wybrał sobie urokliwe miejsce…
Cytat:
. Tylko w taki sposób mogła uchronić Mansi przed diabłem wcielonym, jakim w jej oczach stał się Shaner. Owszem, zawdzięczała mu życie, ale nie mogła pozwolić, aby skrzywdził tę białą dziewczynę. Nie potrafiła obronić własnej córki, ale o Mansi będzie walczyć.

Bardzo pogmatwane są relacje między Shanerem a jego podwładnymi…
Cytat:
pojawił się w nich pijany Shaner.

Czyżby musiał się wspomóc? Bo wcześniej była mowa, że zwykle nie pijał… no, nie upijał się.
Cytat:
Cała drżała z przerażenia. Shanerowi zaczęło się kręcić w głowie. Dziwna ta whiskey, strasznie mocna – pomyślał i pociągnął kolejny łyk. Otaczające go sprzęty zaczęły przybierać dziwne kształty, a twarz Kimamy rozciągała się we wszystkie strony. Przymknął powieki i nagle przypomniał sobie, po co tu przyszedł.

Jakoś rozproszony jest… musiał sobie przypomnieć… a mógł zawrócić…
Cytat:
Kobieta uderzyła głową w ścianę i osunęła się na podłogę.

Biedna kobieta…
Cytat:
Shaner zdziwiony swoją mocą zaśmiał się złowrogo, po czym zbliżył twarz do twarzy Lizzy.

Dziewczyna będzie miała traumę i to na długo Shocked miałam nadzieję, że do tego nie dojdzie…

ADA, bardzo ciekawy odcinek, jak zwykle pięknie napisany, przemyślany i dopracowany. Przemiłe relacje między Hossem a Hope; średni brat pod wpływem żony bardzo się zmienił, wydoroślał… i wiele zyskał Very Happy
Czekam na ciąg dalszy… mam nadzieję, że ktoś przyjdzie na ratunek Lizzy… może doktor się zawróci z drogi i kopnie Shanera w jego ciało astralne?
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:17, 05 Lis 2014    Temat postu:

Zorina, Camila, Ewelina, Senszen
Czy Lizzy uniknie okropnego losu, o tym będzie już w następnym odcinku, ale nic więcej nie mogę powiedzieć

Ewelina
Cytat:
Tak, Joe nie zasłużył na taką żonę. Chyba, że się zmieni i ... wytrwa w nowym wcieleniu

Być może się zmieni, zwłaszcza, że dostanie od losu drugą szansę, ale czy od żony tego jeszcze nie wiem
Cytat:
Jakiś pomysł ma, ale czy jej się uda go zrealizować?

Kimamie tylko w części udało się zrealizować plan. Miała nadzieję, że narkotyk który dosypała do whiskey zwali Shanera z nóg. Niestety facet był sporych gabarytów i indiańska mieszanka nie do końca zadziałała tak jak powinna.
Cytat:
czy Indianka uratuje Lizzy?, czy Danny może jej pomóc? Czy szeryf zdąży na czas?

Na wszystkie te pytania odpowiedź znajdzie się w kolejnych odcinkach
Ewelino koń cudny prawdziwy Chub

Senszen
Cytat:
Bardzo pogmatwane są relacje między Shanerem a jego podwładnymi…

Masz rację. Shaner nie uratował Kimamy tak bezinteresownie
Cytat:
Czyżby musiał się wspomóc? Bo wcześniej była mowa, że zwykle nie pijał… no, nie upijał się.

Cieszę się, że ten szczegół Ci nie umknął. Wyjaśnienie tego dlaczego się nie upijał już wkrótce
Senszen doktorek już nie zawróci ...

Koleżanki serdecznie dziękuję za wnikliwe i obszerne komentarze. Bardzo je doceniam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 20:20, 05 Lis 2014    Temat postu:

Cytat:
Senszen doktorek już nie zawróci ...

warto było zapytać Smile
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:27, 05 Lis 2014    Temat postu:

Senszen pytać zawsze można, a nawet należy. Mam nadzieję, że nie jesteś rozczarowana tym, że doktorek ostatecznie zakończył przygodę z tym opowiadaniem

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 20:29, 05 Lis 2014    Temat postu:

opowiadanie jest ciekawe, zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach Very Happy Rozczarowanie nie jest brane pod uwagę Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:29, 05 Lis 2014    Temat postu:

ADA ja mam mnóstwo pytań....od samego rana Surprised

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:35, 05 Lis 2014    Temat postu:

Senszen bardzo mi miło

Aga, pytaj.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:17, 05 Lis 2014    Temat postu:

ADA napisał:
(…) Resztę skrywały liczne, głębokie rozpadliny. Joseph otępiały z bólu patrzył w przepaść, która stała się grobem jego żony i dziecka. W miejscu, w którym stał upadł na kolana i trwał tak godzinę może dwie zupełnie oderwany od rzeczywistości. Nie słyszał i nie widział niczego. (…)

Piękny fragment smutny i wzruszający. Świetne miejsce do zakamuflowania. Mały Joe jest w szczerej rozpaczy i moim skromnym zdaniem trzeba dać mu szansę Surprised Bo coś mignęło mi, że się wahasz czy cóś Rolling Eyes
ADA napisał:

- Nie. Tylko troszkę mnie mdliło – powiedziała Hope. - Lepiej powiedz mi, jak czuje się Joe?
- A, jak ma się czuć? Stracił żonę i dziecko. Nigdy nie widziałem tak zrozpaczonego człowieka. I ten jego szklany wzrok. Boję się, że może sobie coś zrobić – odparł Hoss zatroskany.

Miłość Hope i Hossa kwitnie, jest rozczulająca. Very Happy Widać ją mimo trosk i dramatów jakie spadły pośrednio na ich barki.
ADA napisał:
Reed czekał tylko na sygnał od Danny’go, a ten jak na nieszczęście nie nadchodził. Wreszcie na równi zniecierpliwiony, jak i zaniepokojony postanowił wraz z dwoma pomocnikami wybrać się na mały rekonesans.

Ja też się zaniepokoiłam…Od momentu strzelaniny/szamotaniny nie wiem co z nim Crying or Very sad
ADA napisał:
Spojrzał mu w twarz, a potem jego wzrok przykuła rana w okolicy serca. To był strzał z bliska, ocenił, nikt nie mógłby go przeżyć.

Odetchnęłam z ulgą Very Happy
ADA napisał:
.
- Temperance. – Powtórzył szeryf. – Maleńka mieścina u stóp Pine Nut Mountains, pomiędzy Dayton a Palmyrą. Tam ich znajdziemy.

No to na koń i w drogę!

ADA napisał:

- Pan źle się czuje.
- Czuję się świetnie, jak nigdy dotąd. Daj mi whiskey i zejdź z drogi – powiedział bełkotliwie Shaner.
- Panie, Mansi do niczego się nie nadaje. Mansi wciąż jest bardzo chora – nie ustępowała Indianka.
- Co mówisz, indiańskie ścierwo? Miała być gotowa i co? – przekrwione oczy Shanera pałały wściekłością.

Miły pan…Shocked po pijaku to już bez kija nie podchodź…Mad Mad
ADA napisał:
Widząc przerażenie malujące się w jej oczach poczuł ogarniające go podniecenie. Zaczął gwałtownie całować usta i szyję dziewczyny, a jego ręka brutalnie rozerwała stanik jej sukni.

Aż mnie skręca ze złości Mad Mam ochotę go udusić wirtualnie. Świetnie oddałaś klimat grozy. Podkręcasz temperaturę Very Happy

p.s. Gdzie Danny? Gdzie Adam? Gdzie szeryf? Gdzie synowie? Gdzie, gdzie, gdzie….


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Śro 21:18, 05 Lis 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Ady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 27, 28, 29 ... 171, 172, 173  Następny
Strona 28 z 173

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin