 |
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lucy
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 19 Gru 2014
Posty: 1405
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Bytom, Górny Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 2:11, 03 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Zemsta doskonała! A saniami chętnie bym się przejechała, choć tej nocy lepsze byłby bojery (z kołami)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18574
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 10:19, 03 Sty 2015 Temat postu: Droga do nieba |
|
|
Vicky ma łep na karku.
Adam jak zawsze wspaniały ,pewny siebie i wiedzący czego chce.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 11:55, 03 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Lucy, Zorino zemsta w wykonaniu Adama zawsze jest wspaniała. On już tak ma
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 12:59, 03 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Bardzo dowcipne i wesołe. Synowie dostali za swoje a Adam ... przejedzie się z ukochaną żoną sankami niczym Kmicic z Oleńką Niezły pomysł chłopcy mieli ... Ja również pytam ... A Tony? Kiedy?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 14:45, 03 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
ADA napisał: | Tego fragmentu początkowo nie miałam w planie, ale skoro padły pytania o śniadanie u Cartwrightów postanowiłam uchylić rąbka tajemnicy |
I dobrze, zawsze to dalej do końca.
ADA napisał: |
Adam tego ranka był w doskonałym humorze. Nucił sobie cichutko Early One Morning krzątając się po kuchni. Na tacy ustawił dwie filiżanki, cukiernicę i talerzyk z maślanymi bułeczkami, które roztaczały wspaniały zapach. Odmierzył cztery czubate łyżeczki kawy i wsypał do dzbanka. Po krótkim namyśle dodał jeszcze jedną łyżeczkę i zalał wrzątkiem. Nie przestając nucić, szczelnie zamknął pokrywkę dzbanka i ustawił na tacy. Niesamowicie z siebie zadowolony z tacą w dłoniach skierował się do salonu. Tu na chwilę przystanął. Spojrzał na stół nakryty do śniadania i parsknął cichym śmiechem, bowiem owo nakrycie ograniczało się jedynie do pustych talerzy. |
Hm, jaki zadowolony, rozumiem, że dziatwa w końcu zasnęła.
ADA napisał: | - O bułeczki, jak pięknie pachną. Mogę jedną? – spytał Benny wyciągając odruchowo dłoń w kierunku tacy, którą trzymał ojciec.
- Ręce przy sobie. To nie dla was. – Ostrzegł Adam. – Najpierw śniadanie.
- A, co będzie na śniadanie? – zaciekawił się Tommy.
- To, co sobie przygotujecie, synu. My z mamą już jedliśmy. |
O matko Adam, ja właśnie sobie jem, ty niesiesz żonie, a dzieciaczki głodne.
ADA napisał: |
- Vicky, czy mówiłem ci już, że ładnie wyglądasz? |
Nie, nie czy oni myślą, że Vicky-córka Adama- to głupię dziewczę?
ADA napisał: |
- Wiesz siostrzyczko, jak bardzo wszyscy ciebie kochamy? – zaczął Tommy. Benny i Milton stali z boku przyglądając się z zainteresowaniem poczynaniom brata.
- Nie.
- Jak to nie? – Tommy zrobił zdziwione oczy.
- Nie, nie zrobię wam śniadania. Tatuś uprzedził mnie, że będziecie próbowali mnie wykorzystać – odparła Vicky. |
Brawooooo....
ADA napisał: |
- Dobra, ile chcesz za zrobienie śniadania? – spytał Benny nerwowo. |
No teraz mówią do rzeczy... Vicky powinnaś zedrzeć z nich skórę.
ADA napisał: |
- Dwa dolary. Czyżbym mówiła niewyraźnie?
- Wystarczająco wyraźnie. Trzymasz z ojcem?
- Z tatusiem zawsze. Z wami od czasu do czasu. To jak, płacicie, czy nie? – Vicky nie ustępowała. |
Tak trzymać. Kobiety górą
ADA napisał: | Adeline z uśmiechem na twarzy siedziała przed lustrem i czesała włosy. Adam stanął tuż za nią i objął ją przytulając policzek do policzka żony. Spojrzeli na swoje odbicia w lustrze. Tworzyli piękny obrazek ludzi bezgranicznie kochających się i mających do siebie bezwarunkowe zaufanie. Adam musnął wargami szyję żony, a ona z rozkoszą wsparła się o jego tors. Chwilę potem odwróciła się i otoczyła go ramionami. Spojrzała na niego i tym razem to ona musnęła jego usta. Przytrzymał ją przy sobie spoglądając na nią oczyma pociemniałymi z pożądania. W ułamku sekundy zatonęli w długim, namiętnym pocałunku. |
I znowu piękna scena. Ach rozmarzyłam się.
ADA napisał: |
Adam spojrzał na żonę tajemniczo uśmiechając się. Wstał z krzesła i leniwym krokiem podszedł do okna. Przez chwilę podziwiał wzory, jakie szron wymalował o poranku na szybie. Delikatne pierzaste kształty wyczarowane przez drobniutkie kryształki lodu przypominały liście paproci. Wreszcie odwrócił się do Adeline wyciągając do niej dłoń.
- Pozwól kochanie, chciałbym ci coś pokazać.
Zaintrygowana Adeline stanęła przy mężu. Wyjrzała przez okno i krzyknęła z niedowierzaniem.
- Sanie! To, dlatego tak wcześnie wstałeś. Ale skąd ten pomysł?
- Nasz syn mnie zainspirował. Uznałem, że to świetny pomysł. |
Hm, pomysł jakby nie patrząc zerżnięty, czyż w drodze wyjątku zgłodniała dziatwa nie zasługuje na kilka bułeczek?
ADA napisał: |
- Dobrze, ale i ja mam prośbę. Nie jedź do San Francisco. Proszę cię Adamie. |
A było miło i sympatycznie.
Mam nadzieję, że upór Adama zwycięży i pojedzie....
Fajniutki fragment ADA z małym niepokojącym akcentem na końcu.
p.s. Adam pojedzie czy nie? Hm....?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Sob 14:46, 03 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 16:30, 03 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
ADA napisał: | Tego fragmentu początkowo nie miałam w planie, ale skoro padły pytania o śniadanie u Cartwrightów postanowiłam uchylić rąbka tajemnicy |
I bardzo dobrze się stało, że zmieniłaś zamiary.
ADA napisał: | Adam tego ranka był w doskonałym humorze. Nucił sobie cichutko Early One Morning krzątając się po kuchni. Na tacy ustawił dwie filiżanki, cukiernicę i talerzyk z maślanymi bułeczkami, które roztaczały wspaniały zapach. |
Wspaniały mąż, ale po takiej nocy pewnie każdy byłby zachwycony. Mniemam, że Adeline skutecznie rozpraszała jego uwagę aż do rana.
ADA napisał: | Miał już wejść po schodach, gdy nagle u ich szczytu ukazali się jego trzej synowie. Spostrzegłszy ojca przystanęli niepewnie. W oczach Adama pojawił się lekko kpiący uśmiech. Benny, Milton i Tommy popatrzyli niepewnie po sobie i z niejakim ociąganiem zeszli wreszcie do salonu. |
Synkowie spodziewają się bury za nocne hałasy.
ADA napisał: | - Witam chłopcy. Piękny dzień dziś mamy. Mroźny, ale słoneczny. |
Adam radosny jak skowronek.
ADA napisał: | - A, co będzie na śniadanie? – zaciekawił się Tommy.
- To, co sobie przygotujecie, synu. My z mamą już jedliśmy. |
Rozpoczyna się słodka zemsta? Pierwszy kupon odcięty.
ADA napisał: | Adam ledwie powstrzymując wesołość na widok wygłodniałych spojrzeń swych synów. – Ale wy sobie nie przeszkadzajcie i życzę wam smacznego.
Nim którykolwiek z braci zdążył zareagować ich ojciec, lekko jakby ubyło mu dwadzieścia lat wspiął się po schodach nucąc piosenkę, która chodziła za nim odkąd bladym świtem opuścił małżeńską sypialnię. |
Synowie zostali na placu boju. Czas wziąć się za przygotowanie śniadanka.
ADA napisał: | - Wiesz siostrzyczko, jak bardzo wszyscy ciebie kochamy? – zaczął Tommy. Benny i Milton stali z boku przyglądając się z zainteresowaniem poczynaniom brata.
- Nie.
- Jak to nie? – Tommy zrobił zdziwione oczy.
- Nie, nie zrobię wam śniadania. Tatuś uprzedził mnie, że będziecie próbowali mnie wykorzystać – odparła Vicky. |
Sprytna bestyjka.
ADA napisał: | - Trudno. Przypominam jednak, że trzeba zmyć talerze po śniadaniu, nie tylko waszym, a to już będzie kosztowało pięć dolarów.- Dodała Vicky z nieukrywaną satysfakcją. |
Ta to zawsze wyjdzie na swoje. A gdzie biedna Lizzy? Wychodzi w ogóle ze swego pokoju?
ADA napisał: | Adam zamknął nogą drzwi sypialni i spojrzał w kierunku łóżka, w którym ku jego żalowi nie było już żony. |
Czyżby wciąż było mu mało?
ADA napisał: | - Kochanie, chodzi tylko o jeden dzień, dzisiejszy dzień. Pojechalibyśmy do Ponderosy zobaczyć, jak się czuje Joe, a potem do Virginia City. Słyszałem, że niedawno otworzono tam pijalnię czekolady. Moglibyśmy miło spędzić czas, a przy okazji zrobić świąteczne zakupy. W drodze powrotnej wpadlibyśmy do Hossa po Lizzy i Kimamę. Mam nadzieję, że Hope czuje się lepiej i ich pomoc nie będzie już potrzebna. |
Świetny plan. Przy okazji dowiedziałam się, gdzie podziała się Lizzy.
ADA napisał: | Zaintrygowana Adeline stanęła przy mężu. Wyjrzała przez okno i krzyknęła z niedowierzaniem.
- Sanie! To, dlatego tak wcześnie wstałeś. Ale skąd ten pomysł? |
Adam ma niespożyte siły...
ADA napisał: | - Dobrze, ale i ja mam prośbę. Nie jedź do San Francisco. Proszę cię Adamie. |
Tak, Adamie, nie jedź, posłuchaj żony
ADA, mimo Adamowej zemsty, fragment bardzo rodzinny i przyjemny. Świetnie oddałaś charakter każdej postaci.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:50, 03 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Ewelina Tony jest coraz bliżej
Aga jestem zszokowana czy chcesz, żeby Adam był tarmoszony, czy obawiasz się, że coś mu się stanie. Płacz i radość Aga zaczynam się bać
Czy Adam pojedzie do SF, cóż ...
Mada Cytat: | Adam ma niespożyte siły... |
To prawda, ale przecież to Adam, a nie jakiś tam przeciętny mężczyzna
Dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze i miłe słowa
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 19:02, 03 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Cytat: | ale skoro padły pytania o śniadanie u Cartwrightów postanowiłam uchylić rąbka tajemnicy |
I bardzo dobrze
Cytat: | Nucił sobie cichutko Early One Morning krzątając się po kuchni. Na tacy ustawił dwie filiżanki, cukiernicę i talerzyk z maślanymi bułeczkami, które roztaczały wspaniały zapach. Odmierzył cztery czubate łyżeczki kawy i wsypał do dzbanka. Po krótkim namyśle dodał jeszcze jedną łyżeczkę i zalał wrzątkiem. |
Przyjemny opis Radosny poranek szczęśliwego człowieka
Cytat: | W oczach Adama pojawił się lekko kpiący uśmiech. Benny, Milton i Tommy popatrzyli niepewnie po sobie i z niejakim ociąganiem zeszli wreszcie do salonu. |
No… Adamowi się zebrało na żarty
Cytat: | Witam chłopcy. Piękny dzień dziś mamy. Mroźny, ale słoneczny.
- Dzień dobry, tatusiu – odparli Benny i Milton, a Tommy coś niewyraźnie mruknął pod nosem. |
Chłopcy coś nie podzielają tego entuzjazmu i zachwytu nad pięknem świata
Cytat: | A, co będzie na śniadanie? – zaciekawił się Tommy.
- To, co sobie przygotujecie, synu. My z mamą już jedliśmy.
- Jak to?
- Wstaliśmy dość wcześnie. Byliśmy głodni i zjedliśmy śniadanie. – Odparł Adam jak gdyby nigdy nic. |
Niebywałe… Co za zaniedbanie ze strony rodziców
Cytat: | Wczesnym rankiem byłem u Josha. Taka tam drobna sprawa i dostałem bułeczki. Prawda, że smakowicie wyglądają? – spytał Adam ledwie powstrzymując wesołość na widok wygłodniałych spojrzeń swych synów. |
No, Adam ma wesoły poranek
Cytat: | ich ojciec, lekko jakby ubyło mu dwadzieścia lat wspiął się po schodach nucąc piosenkę, która chodziła za nim odkąd bladym świtem opuścił małżeńską sypialnię. |
Wyobraziłam sobie ich miny
Cytat: | Tatuś nigdy nie żartuje, jak ma taką minę. – Odparł Milton. |
Ciekawe spostrzeżenie
Cytat: | Tommy na widok siostry uśmiechnął się promiennie.
- Vicky, czy mówiłem ci już, że ładnie wyglądasz?
- Mmmh. Szczególnie w tej burej sukni – mruknęła.- Mów, o, co ci chodzi.
- Wiesz siostrzyczko, jak bardzo wszyscy ciebie kochamy? – zaczął Tommy. Benny i Milton stali z boku przyglądając się z zainteresowaniem poczynaniom brata.
- Nie. |
Nieodrodna córka swojego Ojca Nic nie da sobie wmówić
Cytat: | - Nie, nie zrobię wam śniadania. Tatuś uprzedził mnie, że będziecie próbowali mnie wykorzystać – odparła Vicky. |
Niezłomna w swoich postanowieniach
Cytat: | Rano przyniósł mi do pokoju śniadanie. Pyyszne. – Vicky z satysfakcją powiodła wzrokiem po zaskoczonych twarzach braci. – I uprzedził mnie, że będziecie chcieli mnie wykorzystać i zapędzić do kuchni. Nic z tego. Radźcie sobie sami. |
No tak, Adam by przecież córki tak nie pokarał
Cytat: | Dobra, ile chcesz za zrobienie śniadania? – spytał Benny nerwowo. |
No, panowie… rączki wam odpadną?
Cytat: | odparła Vicky z kpiącym wyrazem twarzy, który jako żywo przypominał wyraz twarzy ich ojca. – Należą się dwa dolary |
Cytat: | Trudno. Przypominam jednak, że trzeba zmyć talerze po śniadaniu, nie tylko waszym, a to już będzie kosztowało pięć dolarów.- Dodała Vicky z nieukrywaną satysfakcją. |
Dziewczyna umie się targować Ale jak jej bracia będą sami robili śniadanie… To ja bym liczyła więcej niż pięć dolarów.
Cytat: | Podszedł do stolika i postawił na nim tacę z kawą i uchronionymi przed synami smakowitymi bułeczkami. Adeline z uśmiechem na twarzy siedziała przed lustrem i czesała włosy. Adam stanął tuż za nią i objął ją przytulając policzek do policzka żony. Spojrzeli na swoje odbicia w lustrze. Tworzyli piękny obrazek ludzi bezgranicznie kochających się i mających do siebie bezwarunkowe zaufanie. |
Przyznaję, ładny obrazek
Cytat: | Skarby robią sobie śniadanie. Chciały mi zabrać bułeczki przeznaczone dla ciebie, ale dzielnie stanąłem w ich obronie.
- Mój ty bohaterze. – Odparła Adeline z rozbawieniem w głosie. – Nie pozostaje mi nic innego, jak spróbować czy warte były takiego poświęcenia. |
No właśnie, Adam omal ręki nie stracił
Cytat: | Odpoczynek tuż przed świętami, a jeszcze do tego choroba twojego brata. To nie wchodzi w rachubę.- Adeline pokręciła przecząco głową.
- Kochanie, chodzi tylko o jeden dzień, dzisiejszy dzień. Pojechalibyśmy do Ponderosy zobaczyć, jak się czuje Joe, a potem do Virginia City. Słyszałem, że niedawno otworzono tam pijalnię czekolady. Moglibyśmy miło spędzić czas, a przy okazji zrobić świąteczne zakupy. W drodze powrotnej wpadlibyśmy do Hossa po Lizzy i Kimamę. Mam nadzieję, że Hope czuje się lepiej i ich pomoc nie będzie już potrzebna. |
Adam pomyślał o wszystkim Vicky chyba uczynił odpowiedzialna za utrzymanie porządku w domu i dopilnowanie braci
Cytat: | Adam spojrzał na żonę tajemniczo uśmiechając się. Wstał z krzesła i leniwym krokiem podszedł do okna. Przez chwilę podziwiał wzory, jakie szron wymalował o poranku na szybie. Delikatne pierzaste kształty wyczarowane przez drobniutkie kryształki lodu przypominały liście paproci. Wreszcie odwrócił się do Adeline wyciągając do niej dłoń.
- Pozwól kochanie, chciałbym ci coś pokazać. |
Cudowny opis
Cytat: | Kochanie, wiesz, że jesteś wspaniały?
- Wiem.- Odparł Adam mrużąc z zadowolenia oczy.
- Nie grzeszysz skromnością – powiedziała Adeline ze śmiechem.
- To prawda, ale dość tego gadania. Ubieraj się szybko, szkoda tak pięknego dnia. A i mam prośbę włóż tę piękną kaszmirową suknię. |
Adam chyba szykuję dla Adeline kolejne atrakcje
Cytat: | - Dobrze, ale i ja mam prośbę. Nie jedź do San Francisco. Proszę cię Adamie. |
Ciekawe, co postanowi Adam?
ADA, bardzo ciekawy fragment, bardzo zabawny Świetnie oddałaś charaktery wszystkich domowników i wspaniale oddałaś ich relacje
Czekam na ciąg dalszy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:44, 03 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Senszen dziękuję bardzo za obszerny i wnikliwy komentarz oraz miłe słowa. Co postanowi Adam? Tego jeszcze nie wiem. Rozdarta jestem pomiędzy tarmoszeniem Adama a nietarmoszeniem ... zobaczymy jak to wszystko potoczy się ...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 16:28, 04 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Adasia potarmosić można zawsze i wszędzie, on twardy, wszystko zniesie.... może po drodze znajdzie się dobra dusza albo Tony? a jak nie może Kimama hipnotycznym głosem odwiedzie go od wyjazdu....albo....eee....skończyły mi się opcje. ADA wierzę w Ciebie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 0:23, 05 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Dzięki Aga za zaufanie. Twojemu życzeniu stanie się zadość
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 8:32, 05 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
ADA ? ... któremu życzeniu?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Pon 8:33, 05 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 10:25, 05 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Aga, wyraziłaś życzenie dot. tarmoszenia, stawania na drodze, pojawiania się zapomnianych postaci i hipnotycznego głosu ... o,ile dobrze zrozumiałam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 11:09, 05 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Chcesz to wszystko upchnąć i pogodzić? Nie mam nic przeciwko
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 0:19, 06 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Dzisiejszy odcinek, jest trochę dłuższy niż zwykle, ale miałam wolny dzień i mogłam nieco poszaleć Miłej lektury
***
San Francisco
Minął już cały zgiełk i podekscytowanie towarzyszące Świętom Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Oczywiście trwał karnawał i w każdą sobotę organizowano większe lub mniejsze bale, takie, na których bywa się i takie, na których należy być. Powszechnie uznawano, że bal, w którym brało udział zaledwie dwieście osób, był nudny. W tygodniu spotykano się na herbatkach w gronie, co najmniej dwudziestu osób. Były też organizowane bale publiczne, na których bawiono się do białego rana. Zresztą wszyscy ludzie bogaci czy biedni czekali na karnawał, a gdy wreszcie przychodził ten radosny czas mogli dać upust szałowi zabawy. Do miasta zjeżdżały z okolicznych miasteczek rodziny z pannami na wydaniu, które wiozły ze sobą walizy i kufry wypełnione po brzegi strojnymi sukniami i innymi fatałaszkami, bez których prawdziwa elegantka nie była w stanie obejść się. Karnawał, bowiem był nie tylko okazją do dobrej zabawy, ale również do wprowadzenia w wielki świat młodych panien marzących o dobrym zamążpójściu. Bale były, więc swego rodzaju targiem próżności, na którym bardzo często pod wpływem emocji i karnawałowego szału kojarzono małżeństwa.
Nie wszyscy jednak mogli lub chcieli wziąć udział w tym szaleństwie. W drugą sobotę stycznia późnym popołudniem, gdy większość ludzi szykowała się do kolejnych wspaniałych zabaw, w salonie domu stojącego przy zacisznej ulicy w bogatej dzielnicy Nob Hill, około pięćdziesięcioletni mężczyzna siedział w fotelu i czytał po raz kolejny list, który dotarł do niego dzień wcześniej. Mężczyzna ów, a był nim Will Cartwright niewiele zmienił się mimo upływu lat. Szczupły o przystojnej twarzy, mimo że skronie zdobił mu szron, a wokół oczu widać było siateczkę zmarszczek, wciąż przyciągał rozmarzone spojrzenia niewiast w różnym wieku. Świadomy swego uroku nie zwracał na to uwagi, bowiem od dziesięciu lat był szczęśliwym mężem i ojcem trójki dzieci: dorosłej pasierbicy Peggy, nastoletniej Alice z pierwszego małżeństwa i dziewięcioletniego Johna, synka z drugiego związku z piękną Eleną. Był też dziadkiem, którym uczyniła go Peggy wydając na świat uroczą dziewczynkę. Los wynagrodził mu w dwójnasób ciężkie dzieciństwo, burzliwe lata młodości i nieudane, a wręcz tragiczne małżeństwo z Laurą Dayton.
List, który Will trzymał w dłoniach przyszedł od jego stryja Bena. Jeszcze przed świętami otrzymał z Ponderosy telegram z lakoniczną wiadomością o tym, że jeden z jego kuzynów, Joseph, poważnie zapadł na zdrowiu. Zapalenie płuc – to brzmiało jak wyrok śmierci. Tylko cud mógł go uratować. Stryj prosił o delikatne przekazanie, tej smutnej informacji, oczywiście z pominięciem szczegółów, synowej Doreen, która z uwagi na ciężki przebieg ciąży nadal mieszkała u swoich rodziców. W telegramie stryj informował, że wkrótce do San Francisco przyjedzie Adam, drugi kuzyn Willa i wszystko szczegółowo wyjaśni. Niestety, ze wspomnianego już listu wynikało, że nie ma, co liczyć na odwiedziny Adama, który wsiadając do dyliżansu poślizgnął się i tak nieszczęśliwie upadł, że najbliższe cztery tygodnie miał spędzić z nogą w gipsie. Ben zatroskany całą sytuacją poprosił Willa, aby ten w jego imieniu przekazał synowej najdelikatniej, jak to możliwe informację o stanie zdrowia Josepha. Prosił też o przekazanie jej listu, który Joe podyktował mu zaraz po odzyskaniu świadomości. Sam nie mógł przyjechać do San Francisco, bowiem nie chciał opuszczać chorego syna.
Will westchnął ciężko na samą myśl o czekającej go wizycie. Nie był z tego powodu szczęśliwy. Prawdę mówiąc, gdyby mógł najchętniej wywinąłby się od załatwienia tej sprawy.
- Will, mój drogi napijesz się gorącej herbaty? – z zadumy wyrwał go głos żony.
- Chętnie Eleno. – Odparł. – Mroźny dzień dzisiaj mamy. Chyba trzeba dorzucić do kominka.
- Już to zarządziłam. – Powiedziała podając mu filiżankę parującego napoju. Spoglądając na męża spod oka dodała – wiesz, że nigdy nie wtrącam się w twoje sprawy, ale widzę, że od wczoraj chodzisz jakiś nieswój. Możesz mi powiedzieć, co się stało?
- Dostałem list od stryja Bena. – Odparł powoli.
- To wiem. Natomiast nie wiem, czym tak bardzo się smucisz. Mogę ci jakoś pomóc?
- Jesteś kochana – uśmiechnął się czule – ale to, o co prosi mnie stryj Ben muszę załatwić sam. Nie lubię być pośrednikiem, a tego zdaje się oczekuje ode mnie mój stryj.
- Dasz sobie radę – zapewniła go Elena. – Zawsze wiesz, co i kiedy powiedzieć.
- Pochlebiasz mi moja droga, ale obawiam się, że wieści, jakie mam do przekazania źle wpłyną na zdrowie Doreen. Wiesz przecież, że oczekuje dziecka i nie jest to łatwa ciąża. Gdy byłem u niej przed Świętami, a właściwie u jej rodziców nawet jej nie widziałem. Rozmawiałem tylko z panem Whitmore’m i odniosłem wrażenie, że nie uwierzył w chorobę Josepha. Tym bardziej jutrzejsza rozmowa będzie trudna. Może, gdyby przyjechał Adam, albo stryj łatwiej byłoby go przekonać, a tak będę musiał robić dobrą minę do złej gry.
- Zdaję sobie sprawę, że nie będzie to miła wizyta. – Odparła Elena gładząc dłoń męża. – Pamiętaj jednak, że to twoja rodzina.
- Ty i dzieci jesteście moją rodziną – powiedział Will stanowczo.
- Tak, ale Ben Cartwright jest przecież bratem twojego zmarłego ojca. Człowiekiem, który wyciągnął do ciebie rękę w najtrudniejszym okresie twojego życia. Nie możesz mu odmówić.
- I nie zamierzam Eleno. Doskonale pamiętam, co stryj dla mnie zrobił i nie zawiodę go. Nie po tym, jak dał mi dach nad głową i właściwie uratował życie. Chciałem tylko powiedzieć, że ty i dzieci jesteście dla mnie najważniejsi. Dzięki tobie poczułem, co znaczy miłość kobiety prawdziwie kochającej. Gdy pomyślę, że tak nie wiele brakowało, a straciłbym ciebie na zawsze …
- Ale nie straciłeś – powiedziała Elena.
- Tylko, dlatego, że Alice powiedziała mi o twoim zamiarze opuszczenia nas. – Odparł Will całując dłoń żony. – Byłem strasznym głupcem wciąż kochając wspomnienie Laury.
- Nie pozwalam ci tak myśleć. Mimo wszystko, to była twoja żona, matka twoich dzieci.
- Matka, powiadasz? – Twarz Willa na moment sposępniała. – Nie, Eleno. Nie ta jest matką, która urodziła, ale ta, która dała bezwarunkową miłość i ciepło. Ty, to zrobiłaś i ty jesteś prawdziwą matką Alice.
- Jednak kiedyś będziesz musiał powiedzieć córce prawdę – rzekła Elena ze smutkiem.
- Jeżeli zapyta, to tak, ale tylko część prawdy. Nigdy jej nie powiem, że jej rodzona matka chciała ją zabić. I ciebie proszę o to samo.
- Nie musisz mnie prosić. Nie skrzywdziłabym naszego dziecka. Boję się tylko, że ktoś może jej o tym powiedzieć.
- Wiedzą tylko trzy osoby, my i Adam. Mój kuzyn jest szlachetnym człowiekiem i mam do niego pełne zaufanie. – Odparł Will z pewnością w głosie.
- A ten człowiek, który uratował Alice? Nazywał się Brown.
- Zmarł pół roku temu.
- Nic mi nie powiedziałeś.
- Nie było takiej potrzeby, Eleno. – odrzekł Will westchnąwszy. – Proszę, nie mówmy już o tym. Powiedz mi lepiej, czy zadowolona jesteś z sukni, którą uszyła ci pani Sullivan.
- Och, tak Will. Suknia jest wspaniała. - Oczy Eleny rozbłysły z zachwytu. - Cała z kremowej krepy, z podwójną spódnicą, z których pierwsza ozdobiona jest angielskimi koronkami, druga nieco krótsza otwarta jest z przodu i wykończona delikatnymi złotymi pętelkami. A stanik sukni jest zaokrąglony. Zresztą nic więcej ci nie powiem. Zobaczysz mnie w niej, jak pójdziemy na bal do twojego wspólnika. Tylko mam pewien problem …
- Słucham moja droga – powiedział Will z ledwie skrywaną wesołością.
- Bo widzisz, do tej sukni przydałoby mi się jakieś nowe okrycie. Pomyślisz sobie, że jestem próżna, ale to przecież karnawał.
- Bądź sobie próżna. Stać nas na to. – Odparł Will ze śmiechem. Kochał w Elenie to, że od czasu do czasu budziła się w niej mała dziewczynka, a on mógł ją rozpieszczać. – A, czy moja pani byłaby usatysfakcjonowana krótką koronkową pelerynką?
- Will, o czy ty mówisz? – Elena patrzyła z niedowierzaniem na męża.
- Pytam, czy do tej jakże pięknej sukni pasować ci będzie pelerynka z weneckich koronek? Jeśli tak, to najdalej we wtorek będziesz jej szczęśliwą posiadaczką. Chyba, że nie chcesz?
- Ja? Oczywiście, że chcę! – Wykrzyknęła zachwycona Elena i w mgnieniu oka znalazła się na kolanach męża. – Dziękuję kochany.
- Liczyłem na nieco inne podziękowanie – odparł Will przyglądając się żonie z uwielbieniem. Elena spojrzała w ciemne oczy męża i podała mu usta, które on zamknął długim, zmysłowym pocałunkiem.
***
Nazajutrz w niedzielę Will wybrał się z misją do domu rodziców Doreen. Za radą Eleny postanowił najpierw porozmawiać z ojcem kobiety. Dzień był mroźny, ale niezwykle słoneczny, dlatego Will postanowił całą drogę do Whitmore’ów przebyć pieszo. Wreszcie stanął przed drzwiami ich domu. Miał już schwycić za kołatkę, gdy w progu stanął ojciec Doreen. James Whitmore wraz z żoną wybierał się właśnie do kościoła. Zdziwiony spojrzał na Willa.
- Pan Cartwright. A, cóż pana do nas sprowadza?
- Witam państwa. Mam ważną wiadomość dla państwa córki, ale najpierw chciałbym z panem porozmawiać – odparł Will spokojnie.
- Jeżeli zamierza pan rozmawiać ze mną na temat mojego, pożal się Boże, zięcia, to niepotrzebnie pan się fatygował – głos Whitmore’a przypominał sopel lodu. Zdziwiona Sylvia dotknęła lekko ramienia męża.
- James, zaproś pana Cartwrighta do środka. Nie będziemy przecież tak stali w drzwiach.
- Proszę. – Whitmore z miną męczennika wskazał wnętrze domu.
Cała trójka w milczeniu przeszła do salonu. Sylvia uśmiechnęła się życzliwie do Willa. Gdy usiadła panowie poszli w jej ślady, ale jakoś nikt nie kwapił się do rozpoczęcia rozmowy. Wreszcie Whitmore pod wpływem karcącego wzroku żony, lekko chrząknąwszy zapytał wprost:
- Jaką to ważną wiadomość ma pan dla naszej córki?
- Co prawda wolałbym porozmawiać z Doreen, ale ze względu na jej stan zmuszony jestem przekazać tę informację najpierw państwu, a wy zdecydujecie, co dalej z nią zrobić. – Odparł Will.
- Słuchamy. Co ma pan nam do powiedzenia? Kolejne usprawiedliwienia naszego nieodpowiedzialnego zięcia. Z ogromnym spokojem i tolerancją przyglądałem się małżeństwu mojej córki. Gdy Joseph przyjechał tu w Dniu Dziękczynienia i prosił o jeszcze jedną szansę byłem temu przeciwny. Moja córka i wnuk zadecydowali inaczej. I ja to uszanowałem. Liczyłem, że zięć tym razem dotrzyma słowa i tak jak obiecał spędzi ze swoją rodziną Boże Narodzenie. Nie byłem zdziwiony, gdy nie pojawił się, a pana wcześniejsze tłumaczenia, że jest chory, proszę wybaczyć, nie przekonały mnie. Tego żalu, jaki widziałem w oczach mojego wnuka nigdy mu nie daruję.
- Przykro mi to słyszeć, ale źle Pan ocenił mojego kuzyna. Joseph naprawdę, chciał tu przyjechać, ale ciężko zachorował. To zapalenie płuc i nie wiadomo, czy z tego wyjdzie. Miał do państwa przyjechać Adam i wszystko wyjaśnić, ale niestety złamał nogę, a stryj Ben nie opuszcza pokoju Josepha. Mam tu dla Doreen list, który podyktował Joe, gdy tylko odzyskał przytomność. Proszę mi wierzyć on bardzo się zmienił. Myśli tylko o żonie, synu i o tym maleństwie, które ma się narodzić. – Powiedział Will podając Whitmore’owi białą kopertę. Ojciec Doreen wziął list i niepewnie obracał go w dłoniach. Zaskoczony złą wiadomością nie wiedział, co ma powiedzieć. Sylvia siedziała jak sparaliżowana przyciskając do ust chusteczkę wykończoną delikatną, jak mgiełka koronką.
- Czy naprawdę stan naszego zięcia, jest aż taki ciężki – spytał Whitmore cicho.
- Tak. Chciałbym mieć dla państwa lepsze wieści, ale niestety. – Odparł Will.- Jeśli uznają państwo, że w tej sytuacji nie mogę rozmawiać z Doreen, zrozumiem.
- Panie Cartwright, wolałbym nie niepokoić córki. Ona musi mieć przede wszystkim spokój. W stosownym czasie powiadomimy ją o wszystkim.
- Jak sobie pan życzy – powiedział Will. – Nie będę naciskał, ale gdybym mógł w czymkolwiek państwu pomóc, to proszę mnie o tym powiadomić. Nie powinienem dłużej zabierać państwu czasu. Pójdę już.
Po tych słowach Will wstał z fotela i skinieniem głowy pożegnał matkę Doreen. Whitmore odprowadził go do drzwi i uścisnął mu dłoń z niezwykle poważnym wyrazem twarzy. Gdy drzwi zamknęły się za gościem, ojciec Doreen oparł się plecami o ścianę. Odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy. Właśnie teraz odczuł cały ciężar odpowiedzialności, jaka spadła na niego wraz z wieściami przekazanymi przez Willa. Nie wiedział, co ma robić. Wolnym krokiem poszedł do salonu, gdzie czekała na niego żona. Spojrzała mu prosto w oczy i rozpłakała się.
- James, i co my teraz zrobimy?
- Nie wiem. Pozwól mi zebrać myśli.
- Musimy powiedzieć, przynajmniej naszemu wnukowi. Ten list – powiedziała Sylvia wskazując kopertę leżącą na stole – może nam dużo wyjaśnić.
- Dobrze. Zrobimy tak, jak mówisz. Pójdę po Joe. – odparł Whitmore.
- James?
- Tak, moja droga.
- Czy dobrze robimy?
- Nie wiem. – Powiedział i pocałował żonę w czoło. – Zawołam też Madison. Powinna wiedzieć.
***
Joe znudzony i smutny siedział w swoim pokoju. Słyszał, że ktoś przyszedł do jego dziadków, ale niewiele go to obchodziło. Tak bardzo cieszył się, że ojciec przyjedzie na święta. Obiecał mu to. Zapewniał. I znowu go zawiódł. Joe ze złością zamknął książkę, którą trzymał w dłoniach i cisnął w kąt. Łzy zalśniły mu w oczach i spłynęły po policzkach. Czuł się przez ojca oszukany, nieomal zdradzony.
Ciche pukanie do drzwi spowodowało, że szybko otarł oczy i pewnym głosem powiedział proszę. Drzwi uchyliły się i w progu stanął dziadek James. Miał poważny wyraz twarzy i wyglądał na bardzo zdenerwowanego.
- Chłopcze, zejdź do salonu. Babcia i ja mamy ci coś ważnego do powiedzenia.
- Już schodzę, dziadku. – Odparł Joe zaintrygowany.
Gdy Joe wszedł do salonu powitała go cisza. Oprócz dziadków, zastał tam również ciocię Madison, która siedziała w fotelu z dziwnie zaczerwienionymi oczyma.
- Usiądź Joe. – Powiedział dziadek uśmiechając się smutno.
- Co się stało? – chłopiec poczuł jak ogarnia go strach.
- Był dziś u nas twój wujek Will Cartwright – zaczął James.
- Wujek? Dlaczego mnie nie zawołaliście? Przywiózł jakieś wieści od taty? – spytał Joe z nadzieją.
- Tak, chłopcze. Przywiózł list od twojego ojca, ale nim dam ci go muszę ci coś powiedzieć.
- Co takiego dziadku?
- Twój ojciec jest … jest ciężko chory. Nie wiadomo, czy przeżyje.
- Nieprawda! Nie wierzę ci dziadku! Dlaczego, tak mówisz?! – Joe zerwał się z fotela i z przerażeniem patrzył na Whitmore’a. Ten również wstał i wyciągnął do wnuka ramiona. Joe nie pozwolił się objąć. Krzycząc kilkakroć histerycznie Nie! ominął go i przyklęknął u stóp babki siedzącej na kanapie. – Babciu, co dziadek mówi?
- Słońce moje, dziadek mówi prawdę – odparła Sylvia drżącym głosem, gładząc delikatnie policzek wnuka. – Twój tata ciężko choruje, ale trzeba wierzyć, że wszystko będzie dobrze i wyzdrowieje. Joe, posłuchaj mnie. Tak już jest w życiu, że ludzie chorują i umierają. Wszyscy jesteśmy śmiertelni, z tą tylko różnicą, że jedni odchodzą wcześniej, a drudzy później. Mam nadzieję, że przed twoim tatą jeszcze długie lata życia. Wiem, że jest ci teraz bardzo ciężko i wiem, jak bardzo liczyłeś na przyjazd taty na święta. Chyba nie wszyscy wierzyliśmy w jego chorobę, tym bardziej mi przykro. Twój tata napisał list do ciebie i twojej mamy. Zaraz go dostaniesz, lecz nim go przeczytasz posłuchaj. Twoja mama musi mieć spokój. Od tego dużo zależy.
- Wiem babciu. Mama mi to wytłumaczyła. – Powiedział Joe dużo spokojniejszym głosem.
- Skoro to wiesz, to mam do ciebie prośbę. Przeczytaj list i jeśli uznasz, że nie jest zbyt osobisty pozwól nam też przeczytać, żebyśmy wiedzieli, co powiedzieć twojej mamie.
- Dobrze, babciu. Obiecuję. – Odparł drżącym głosem.
- Proszę, oto list od twojego ojca – powiedział James podając wnukowi kopertę. Joe przez chwilę trzymał list na otwartej dłoni, tak jakby sprawdzał jego wagę. Potem wstał z kolan i podszedł do okna. Otworzył kopertę i wyjął z niej kartkę złożoną na czworo. Nerwowo rozłożył ją i zachłannie przebiegł wzrokiem rzędy liter. Odetchnął głęboko, po czym już na spokojnie z uwagą przeczytał cały list. Gdy skończył wierzchem dłoni otarł napływające do oczu łzy. Po chwili uspokoił się zupełnie i popatrzył niepewnie na dziadków.
- Ten list napisał dziadek Ben, a tata mu podyktował. Nie miał siły sam napisać, ale kocha nas, mamę i mnie i to dziecko, które ma się urodzić. Przeprasza, że nie mógł przyjechać na święta. – Joe na moment zawiesił głos. - Mama nie powinna czytać tego listu. Przynajmniej nie teraz.
- Chłopcze, czy w tym liście jest coś, co może zaszkodzić twojej mamie? – Spytał James.
- Chyba tak dziadku. Zresztą, proszę możecie przeczytać. – Powiedział Joe kładąc list na brzegu stołu. James Whitmore odczytał na głos list Josepha, a gdy skończył zapadła głęboka cisza. Każdy na swój sposób przeżywał to, co usłyszał. Wszyscy jednak wiedzieli, że było to pożegnanie. Pierwszy odezwał się Joe. Patrząc dziadkowi prosto w oczy powiedział stanowczo, niczym dorosły człowiek.
- Wyjeżdżam do taty, do Ponderosy.
- Joe, ale jak ty sobie to wyobrażasz? Sam? Nie zgadzam się. To zbyt niebezpieczne.
- Dziadku, ja nie pytam cię o zgodę – odparł chłopiec spokojnie.
- Czy pomyślałeś o matce?
- Tak i porozmawiam z mamusią, przekonam. Nie chcę narazić mamy na niebezpieczeństwo, ale nie mogę zostawić taty samego. Gdyby miało stać się najgorsze, a mnie nie byłoby przy nim nigdy nie wybaczyłbym sobie tego. Rozumiesz dziadku?
- Ale, Joe …
- Tato, Joe ma rację. – Wtrąciła się do rozmowy Madison, która do tej pory z uwagą śledziła jej tok. – I nie pojedzie sam. Ja z nim pojadę.
- Dziękuję ciociu – powiedział chłopak patrząc na Madison z wdzięcznością.
- To, szaleństwo. Jest zima. Może na wiosnę, lecz nie teraz – upierał się James.
- Na wiosnę, może być za późno. – Odparła Madison. – Możemy przecież pojechać pociągiem do Sacramento, a nawet do Reno, potem przesiąść się do dyliżansu jadącego do Virginia City. Chociaż nie, przecież od nowego roku pociąg jeździ również do Virginia City, co prawda rzadko, ale jednak.
- To niedorzeczność!
- Tato, proszę.
- Dziadku …
- James, niech jadą. Tak trzeba. – Powiedziała Sylvia z powagą.
***
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Sob 1:13, 10 Sty 2015, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|