Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Uśmiech losu część III "Droga do nieba"
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 54, 55, 56 ... 171, 172, 173  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Ady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucy
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 19 Gru 2014
Posty: 1405
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bytom, Górny Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 2:11, 03 Sty 2015    Temat postu:

Zemsta doskonała! A saniami chętnie bym się przejechała, choć tej nocy lepsze byłby bojery (z kołami) Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18574
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:19, 03 Sty 2015    Temat postu: Droga do nieba

Vicky ma łep na karku.
Adam jak zawsze wspaniały ,pewny siebie i wiedzący czego chce.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:55, 03 Sty 2015    Temat postu:

Lucy, Zorino zemsta w wykonaniu Adama zawsze jest wspaniała. On już tak ma Very Happy Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:59, 03 Sty 2015    Temat postu:

Bardzo dowcipne i wesołe. Synowie dostali za swoje a Adam ... przejedzie się z ukochaną żoną sankami Laughing niczym Kmicic z Oleńką Very Happy Niezły pomysł chłopcy mieli ... Ja również pytam ... A Tony? Kiedy?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:45, 03 Sty 2015    Temat postu:

ADA napisał:
Tego fragmentu początkowo nie miałam w planie, ale skoro padły pytania o śniadanie u Cartwrightów postanowiłam uchylić rąbka tajemnicy Wink

I dobrze, zawsze to dalej do końca. Very Happy
ADA napisał:

Adam tego ranka był w doskonałym humorze. Nucił sobie cichutko Early One Morning krzątając się po kuchni. Na tacy ustawił dwie filiżanki, cukiernicę i talerzyk z maślanymi bułeczkami, które roztaczały wspaniały zapach. Odmierzył cztery czubate łyżeczki kawy i wsypał do dzbanka. Po krótkim namyśle dodał jeszcze jedną łyżeczkę i zalał wrzątkiem. Nie przestając nucić, szczelnie zamknął pokrywkę dzbanka i ustawił na tacy. Niesamowicie z siebie zadowolony z tacą w dłoniach skierował się do salonu. Tu na chwilę przystanął. Spojrzał na stół nakryty do śniadania i parsknął cichym śmiechem, bowiem owo nakrycie ograniczało się jedynie do pustych talerzy.

Hm, jaki zadowolony, rozumiem, że dziatwa w końcu zasnęła.
ADA napisał:
- O bułeczki, jak pięknie pachną. Mogę jedną? – spytał Benny wyciągając odruchowo dłoń w kierunku tacy, którą trzymał ojciec.
- Ręce przy sobie. To nie dla was. – Ostrzegł Adam. – Najpierw śniadanie.
- A, co będzie na śniadanie? – zaciekawił się Tommy.
- To, co sobie przygotujecie, synu. My z mamą już jedliśmy.

O matko Adam, ja właśnie sobie jem, ty niesiesz żonie, a dzieciaczki głodne.
ADA napisał:

- Vicky, czy mówiłem ci już, że ładnie wyglądasz?

Nie, nie czy oni myślą, że Vicky-córka Adama- to głupię dziewczę?
ADA napisał:

- Wiesz siostrzyczko, jak bardzo wszyscy ciebie kochamy? – zaczął Tommy. Benny i Milton stali z boku przyglądając się z zainteresowaniem poczynaniom brata.
- Nie.
- Jak to nie? – Tommy zrobił zdziwione oczy.
- Nie, nie zrobię wam śniadania. Tatuś uprzedził mnie, że będziecie próbowali mnie wykorzystać – odparła Vicky.

Brawooooo....
ADA napisał:

- Dobra, ile chcesz za zrobienie śniadania? – spytał Benny nerwowo.

No teraz mówią do rzeczy... Vicky powinnaś zedrzeć z nich skórę.
ADA napisał:

- Dwa dolary. Czyżbym mówiła niewyraźnie?
- Wystarczająco wyraźnie. Trzymasz z ojcem?
- Z tatusiem zawsze. Z wami od czasu do czasu. To jak, płacicie, czy nie? – Vicky nie ustępowała.

Tak trzymać. Kobiety górą
ADA napisał:
Adeline z uśmiechem na twarzy siedziała przed lustrem i czesała włosy. Adam stanął tuż za nią i objął ją przytulając policzek do policzka żony. Spojrzeli na swoje odbicia w lustrze. Tworzyli piękny obrazek ludzi bezgranicznie kochających się i mających do siebie bezwarunkowe zaufanie. Adam musnął wargami szyję żony, a ona z rozkoszą wsparła się o jego tors. Chwilę potem odwróciła się i otoczyła go ramionami. Spojrzała na niego i tym razem to ona musnęła jego usta. Przytrzymał ją przy sobie spoglądając na nią oczyma pociemniałymi z pożądania. W ułamku sekundy zatonęli w długim, namiętnym pocałunku.

I znowu piękna scena. Ach rozmarzyłam się.
ADA napisał:

Adam spojrzał na żonę tajemniczo uśmiechając się. Wstał z krzesła i leniwym krokiem podszedł do okna. Przez chwilę podziwiał wzory, jakie szron wymalował o poranku na szybie. Delikatne pierzaste kształty wyczarowane przez drobniutkie kryształki lodu przypominały liście paproci. Wreszcie odwrócił się do Adeline wyciągając do niej dłoń.
- Pozwól kochanie, chciałbym ci coś pokazać.
Zaintrygowana Adeline stanęła przy mężu. Wyjrzała przez okno i krzyknęła z niedowierzaniem.
- Sanie! To, dlatego tak wcześnie wstałeś. Ale skąd ten pomysł?
- Nasz syn mnie zainspirował. Uznałem, że to świetny pomysł.

Hm, pomysł jakby nie patrząc zerżnięty, czyż w drodze wyjątku zgłodniała dziatwa nie zasługuje na kilka bułeczek?
ADA napisał:

- Dobrze, ale i ja mam prośbę. Nie jedź do San Francisco. Proszę cię Adamie.

A było miło i sympatycznie.
Mam nadzieję, że upór Adama zwycięży i pojedzie....
Fajniutki fragment ADA z małym niepokojącym akcentem na końcu.

p.s. Adam pojedzie czy nie? Hm....?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Sob 14:46, 03 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:30, 03 Sty 2015    Temat postu:

ADA napisał:
Tego fragmentu początkowo nie miałam w planie, ale skoro padły pytania o śniadanie u Cartwrightów postanowiłam uchylić rąbka tajemnicy

I bardzo dobrze się stało, że zmieniłaś zamiary. Smile

ADA napisał:
Adam tego ranka był w doskonałym humorze. Nucił sobie cichutko Early One Morning krzątając się po kuchni. Na tacy ustawił dwie filiżanki, cukiernicę i talerzyk z maślanymi bułeczkami, które roztaczały wspaniały zapach.

Wspaniały mąż, ale po takiej nocy pewnie każdy byłby zachwycony. Mniemam, że Adeline skutecznie rozpraszała jego uwagę aż do rana.Rolling Eyes

ADA napisał:
Miał już wejść po schodach, gdy nagle u ich szczytu ukazali się jego trzej synowie. Spostrzegłszy ojca przystanęli niepewnie. W oczach Adama pojawił się lekko kpiący uśmiech. Benny, Milton i Tommy popatrzyli niepewnie po sobie i z niejakim ociąganiem zeszli wreszcie do salonu.

Synkowie spodziewają się bury za nocne hałasy. Laughing

ADA napisał:
- Witam chłopcy. Piękny dzień dziś mamy. Mroźny, ale słoneczny.

Adam radosny jak skowronek. Smile

ADA napisał:
- A, co będzie na śniadanie? – zaciekawił się Tommy.
- To, co sobie przygotujecie, synu. My z mamą już jedliśmy.

Rozpoczyna się słodka zemsta? Pierwszy kupon odcięty. Laughing

ADA napisał:
Adam ledwie powstrzymując wesołość na widok wygłodniałych spojrzeń swych synów. – Ale wy sobie nie przeszkadzajcie i życzę wam smacznego.
Nim którykolwiek z braci zdążył zareagować ich ojciec, lekko jakby ubyło mu dwadzieścia lat wspiął się po schodach nucąc piosenkę, która chodziła za nim odkąd bladym świtem opuścił małżeńską sypialnię.

Synowie zostali na placu boju. Czas wziąć się za przygotowanie śniadanka.

ADA napisał:
- Wiesz siostrzyczko, jak bardzo wszyscy ciebie kochamy? – zaczął Tommy. Benny i Milton stali z boku przyglądając się z zainteresowaniem poczynaniom brata.
- Nie.
- Jak to nie? – Tommy zrobił zdziwione oczy.
- Nie, nie zrobię wam śniadania. Tatuś uprzedził mnie, że będziecie próbowali mnie wykorzystać – odparła Vicky.

Sprytna bestyjka. Wink

ADA napisał:
- Trudno. Przypominam jednak, że trzeba zmyć talerze po śniadaniu, nie tylko waszym, a to już będzie kosztowało pięć dolarów.- Dodała Vicky z nieukrywaną satysfakcją.

Ta to zawsze wyjdzie na swoje. A gdzie biedna Lizzy? Wychodzi w ogóle ze swego pokoju?

ADA napisał:
Adam zamknął nogą drzwi sypialni i spojrzał w kierunku łóżka, w którym ku jego żalowi nie było już żony.

Czyżby wciąż było mu mało? Rolling Eyes

ADA napisał:
- Kochanie, chodzi tylko o jeden dzień, dzisiejszy dzień. Pojechalibyśmy do Ponderosy zobaczyć, jak się czuje Joe, a potem do Virginia City. Słyszałem, że niedawno otworzono tam pijalnię czekolady. Moglibyśmy miło spędzić czas, a przy okazji zrobić świąteczne zakupy. W drodze powrotnej wpadlibyśmy do Hossa po Lizzy i Kimamę. Mam nadzieję, że Hope czuje się lepiej i ich pomoc nie będzie już potrzebna.

Świetny plan. Przy okazji dowiedziałam się, gdzie podziała się Lizzy. Smile

ADA napisał:
Zaintrygowana Adeline stanęła przy mężu. Wyjrzała przez okno i krzyknęła z niedowierzaniem.
- Sanie! To, dlatego tak wcześnie wstałeś. Ale skąd ten pomysł?

Adam ma niespożyte siły...

ADA napisał:
- Dobrze, ale i ja mam prośbę. Nie jedź do San Francisco. Proszę cię Adamie.

Tak, Adamie, nie jedź, posłuchaj żony Exclamation

ADA, mimo Adamowej zemsty, fragment bardzo rodzinny i przyjemny. Świetnie oddałaś charakter każdej postaci. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:50, 03 Sty 2015    Temat postu:

Ewelina Tony jest coraz bliżej Smile

Aga jestem zszokowana Shocked czy chcesz, żeby Adam był tarmoszony, czy obawiasz się, że coś mu się stanie. Płacz i radość Shocked Aga zaczynam się bać
Czy Adam pojedzie do SF, cóż ...

Mada
Cytat:
Adam ma niespożyte siły...

To prawda, ale przecież to Adam, a nie jakiś tam przeciętny mężczyzna

Dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze i miłe słowa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Sob 19:02, 03 Sty 2015    Temat postu:

Cytat:
ale skoro padły pytania o śniadanie u Cartwrightów postanowiłam uchylić rąbka tajemnicy

I bardzo dobrze Very Happy
Cytat:
Nucił sobie cichutko Early One Morning krzątając się po kuchni. Na tacy ustawił dwie filiżanki, cukiernicę i talerzyk z maślanymi bułeczkami, które roztaczały wspaniały zapach. Odmierzył cztery czubate łyżeczki kawy i wsypał do dzbanka. Po krótkim namyśle dodał jeszcze jedną łyżeczkę i zalał wrzątkiem.

Przyjemny opis Very Happy Radosny poranek szczęśliwego człowieka Very Happy
Cytat:
W oczach Adama pojawił się lekko kpiący uśmiech. Benny, Milton i Tommy popatrzyli niepewnie po sobie i z niejakim ociąganiem zeszli wreszcie do salonu.

No… Adamowi się zebrało na żarty Laughing
Cytat:
Witam chłopcy. Piękny dzień dziś mamy. Mroźny, ale słoneczny.
- Dzień dobry, tatusiu – odparli Benny i Milton, a Tommy coś niewyraźnie mruknął pod nosem.

Chłopcy coś nie podzielają tego entuzjazmu i zachwytu nad pięknem świata Very Happy
Cytat:
A, co będzie na śniadanie? – zaciekawił się Tommy.
- To, co sobie przygotujecie, synu. My z mamą już jedliśmy.
- Jak to?
- Wstaliśmy dość wcześnie. Byliśmy głodni i zjedliśmy śniadanie. – Odparł Adam jak gdyby nigdy nic.

Niebywałe… Co za zaniedbanie ze strony rodziców Very Happy Very Happy Very Happy
Cytat:
Wczesnym rankiem byłem u Josha. Taka tam drobna sprawa i dostałem bułeczki. Prawda, że smakowicie wyglądają? – spytał Adam ledwie powstrzymując wesołość na widok wygłodniałych spojrzeń swych synów.

No, Adam ma wesoły poranek Very Happy
Cytat:
ich ojciec, lekko jakby ubyło mu dwadzieścia lat wspiął się po schodach nucąc piosenkę, która chodziła za nim odkąd bladym świtem opuścił małżeńską sypialnię.

Wyobraziłam sobie ich miny Very Happy
Cytat:
Tatuś nigdy nie żartuje, jak ma taką minę. – Odparł Milton.

Ciekawe spostrzeżenie Wink
Cytat:
Tommy na widok siostry uśmiechnął się promiennie.
- Vicky, czy mówiłem ci już, że ładnie wyglądasz?
- Mmmh. Szczególnie w tej burej sukni – mruknęła.- Mów, o, co ci chodzi.
- Wiesz siostrzyczko, jak bardzo wszyscy ciebie kochamy? – zaczął Tommy. Benny i Milton stali z boku przyglądając się z zainteresowaniem poczynaniom brata.
- Nie.

Nieodrodna córka swojego Ojca Very Happy Nic nie da sobie wmówić Very Happy
Cytat:
- Nie, nie zrobię wam śniadania. Tatuś uprzedził mnie, że będziecie próbowali mnie wykorzystać – odparła Vicky.

Niezłomna w swoich postanowieniach Very Happy
Cytat:
Rano przyniósł mi do pokoju śniadanie. Pyyszne. – Vicky z satysfakcją powiodła wzrokiem po zaskoczonych twarzach braci. – I uprzedził mnie, że będziecie chcieli mnie wykorzystać i zapędzić do kuchni. Nic z tego. Radźcie sobie sami.

No tak, Adam by przecież córki tak nie pokarał Very Happy
Cytat:
Dobra, ile chcesz za zrobienie śniadania? – spytał Benny nerwowo.

No, panowie… rączki wam odpadną?
Cytat:
odparła Vicky z kpiącym wyrazem twarzy, który jako żywo przypominał wyraz twarzy ich ojca. – Należą się dwa dolary

Laughing Laughing
Cytat:
Trudno. Przypominam jednak, że trzeba zmyć talerze po śniadaniu, nie tylko waszym, a to już będzie kosztowało pięć dolarów.- Dodała Vicky z nieukrywaną satysfakcją.

Dziewczyna umie się targować Very Happy Ale jak jej bracia będą sami robili śniadanie… To ja bym liczyła więcej niż pięć dolarów.
Cytat:
Podszedł do stolika i postawił na nim tacę z kawą i uchronionymi przed synami smakowitymi bułeczkami. Adeline z uśmiechem na twarzy siedziała przed lustrem i czesała włosy. Adam stanął tuż za nią i objął ją przytulając policzek do policzka żony. Spojrzeli na swoje odbicia w lustrze. Tworzyli piękny obrazek ludzi bezgranicznie kochających się i mających do siebie bezwarunkowe zaufanie.

Przyznaję, ładny obrazek Very Happy
Cytat:
Skarby robią sobie śniadanie. Chciały mi zabrać bułeczki przeznaczone dla ciebie, ale dzielnie stanąłem w ich obronie.
- Mój ty bohaterze. – Odparła Adeline z rozbawieniem w głosie. – Nie pozostaje mi nic innego, jak spróbować czy warte były takiego poświęcenia.

No właśnie, Adam omal ręki nie stracił Very Happy
Cytat:
Odpoczynek tuż przed świętami, a jeszcze do tego choroba twojego brata. To nie wchodzi w rachubę.- Adeline pokręciła przecząco głową.
- Kochanie, chodzi tylko o jeden dzień, dzisiejszy dzień. Pojechalibyśmy do Ponderosy zobaczyć, jak się czuje Joe, a potem do Virginia City. Słyszałem, że niedawno otworzono tam pijalnię czekolady. Moglibyśmy miło spędzić czas, a przy okazji zrobić świąteczne zakupy. W drodze powrotnej wpadlibyśmy do Hossa po Lizzy i Kimamę. Mam nadzieję, że Hope czuje się lepiej i ich pomoc nie będzie już potrzebna.

Adam pomyślał o wszystkim Very Happy Vicky chyba uczynił odpowiedzialna za utrzymanie porządku w domu i dopilnowanie braci Very Happy
Cytat:
Adam spojrzał na żonę tajemniczo uśmiechając się. Wstał z krzesła i leniwym krokiem podszedł do okna. Przez chwilę podziwiał wzory, jakie szron wymalował o poranku na szybie. Delikatne pierzaste kształty wyczarowane przez drobniutkie kryształki lodu przypominały liście paproci. Wreszcie odwrócił się do Adeline wyciągając do niej dłoń.
- Pozwól kochanie, chciałbym ci coś pokazać.

Cudowny opis Very Happy
Cytat:
Kochanie, wiesz, że jesteś wspaniały?
- Wiem.- Odparł Adam mrużąc z zadowolenia oczy.
- Nie grzeszysz skromnością – powiedziała Adeline ze śmiechem.
- To prawda, ale dość tego gadania. Ubieraj się szybko, szkoda tak pięknego dnia. A i mam prośbę włóż tę piękną kaszmirową suknię.

Adam chyba szykuję dla Adeline kolejne atrakcje Very Happy

Cytat:
- Dobrze, ale i ja mam prośbę. Nie jedź do San Francisco. Proszę cię Adamie.

Ciekawe, co postanowi Adam?

ADA, bardzo ciekawy fragment, bardzo zabawny Very Happy Świetnie oddałaś charaktery wszystkich domowników i wspaniale oddałaś ich relacje Very Happy
Czekam na ciąg dalszy Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:44, 03 Sty 2015    Temat postu:

Senszen dziękuję bardzo za obszerny i wnikliwy komentarz oraz miłe słowa. Co postanowi Adam? Tego jeszcze nie wiem. Rozdarta jestem pomiędzy tarmoszeniem Adama a nietarmoszeniem ... zobaczymy jak to wszystko potoczy się ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:28, 04 Sty 2015    Temat postu:

Adasia potarmosić można zawsze i wszędzie, Very Happy on twardy, wszystko zniesie.... może po drodze znajdzie się dobra dusza albo Tony? a jak nie może Kimama hipnotycznym głosem odwiedzie go od wyjazdu....albo....eee....skończyły mi się opcje. ADA wierzę w Ciebie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:23, 05 Sty 2015    Temat postu:

Dzięki Aga za zaufanie. Twojemu życzeniu stanie się zadość

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 8:32, 05 Sty 2015    Temat postu:

ADA ? ... któremu życzeniu? Shocked

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Pon 8:33, 05 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:25, 05 Sty 2015    Temat postu:

Aga, wyraziłaś życzenie dot. tarmoszenia, stawania na drodze, pojawiania się zapomnianych postaci i hipnotycznego głosu ... o,ile dobrze zrozumiałam. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:09, 05 Sty 2015    Temat postu:

Chcesz to wszystko upchnąć i pogodzić? Shocked Nie mam nic przeciwko Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:19, 06 Sty 2015    Temat postu:

Dzisiejszy odcinek, jest trochę dłuższy niż zwykle, ale miałam wolny dzień i mogłam nieco poszaleć Smile Miłej lektury Smile

***
San Francisco

Minął już cały zgiełk i podekscytowanie towarzyszące Świętom Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Oczywiście trwał karnawał i w każdą sobotę organizowano większe lub mniejsze bale, takie, na których bywa się i takie, na których należy być. Powszechnie uznawano, że bal, w którym brało udział zaledwie dwieście osób, był nudny. W tygodniu spotykano się na herbatkach w gronie, co najmniej dwudziestu osób. Były też organizowane bale publiczne, na których bawiono się do białego rana. Zresztą wszyscy ludzie bogaci czy biedni czekali na karnawał, a gdy wreszcie przychodził ten radosny czas mogli dać upust szałowi zabawy. Do miasta zjeżdżały z okolicznych miasteczek rodziny z pannami na wydaniu, które wiozły ze sobą walizy i kufry wypełnione po brzegi strojnymi sukniami i innymi fatałaszkami, bez których prawdziwa elegantka nie była w stanie obejść się. Karnawał, bowiem był nie tylko okazją do dobrej zabawy, ale również do wprowadzenia w wielki świat młodych panien marzących o dobrym zamążpójściu. Bale były, więc swego rodzaju targiem próżności, na którym bardzo często pod wpływem emocji i karnawałowego szału kojarzono małżeństwa.
Nie wszyscy jednak mogli lub chcieli wziąć udział w tym szaleństwie. W drugą sobotę stycznia późnym popołudniem, gdy większość ludzi szykowała się do kolejnych wspaniałych zabaw, w salonie domu stojącego przy zacisznej ulicy w bogatej dzielnicy Nob Hill, około pięćdziesięcioletni mężczyzna siedział w fotelu i czytał po raz kolejny list, który dotarł do niego dzień wcześniej. Mężczyzna ów, a był nim Will Cartwright niewiele zmienił się mimo upływu lat. Szczupły o przystojnej twarzy, mimo że skronie zdobił mu szron, a wokół oczu widać było siateczkę zmarszczek, wciąż przyciągał rozmarzone spojrzenia niewiast w różnym wieku. Świadomy swego uroku nie zwracał na to uwagi, bowiem od dziesięciu lat był szczęśliwym mężem i ojcem trójki dzieci: dorosłej pasierbicy Peggy, nastoletniej Alice z pierwszego małżeństwa i dziewięcioletniego Johna, synka z drugiego związku z piękną Eleną. Był też dziadkiem, którym uczyniła go Peggy wydając na świat uroczą dziewczynkę. Los wynagrodził mu w dwójnasób ciężkie dzieciństwo, burzliwe lata młodości i nieudane, a wręcz tragiczne małżeństwo z Laurą Dayton.
List, który Will trzymał w dłoniach przyszedł od jego stryja Bena. Jeszcze przed świętami otrzymał z Ponderosy telegram z lakoniczną wiadomością o tym, że jeden z jego kuzynów, Joseph, poważnie zapadł na zdrowiu. Zapalenie płuc – to brzmiało jak wyrok śmierci. Tylko cud mógł go uratować. Stryj prosił o delikatne przekazanie, tej smutnej informacji, oczywiście z pominięciem szczegółów, synowej Doreen, która z uwagi na ciężki przebieg ciąży nadal mieszkała u swoich rodziców. W telegramie stryj informował, że wkrótce do San Francisco przyjedzie Adam, drugi kuzyn Willa i wszystko szczegółowo wyjaśni. Niestety, ze wspomnianego już listu wynikało, że nie ma, co liczyć na odwiedziny Adama, który wsiadając do dyliżansu poślizgnął się i tak nieszczęśliwie upadł, że najbliższe cztery tygodnie miał spędzić z nogą w gipsie. Ben zatroskany całą sytuacją poprosił Willa, aby ten w jego imieniu przekazał synowej najdelikatniej, jak to możliwe informację o stanie zdrowia Josepha. Prosił też o przekazanie jej listu, który Joe podyktował mu zaraz po odzyskaniu świadomości. Sam nie mógł przyjechać do San Francisco, bowiem nie chciał opuszczać chorego syna.
Will westchnął ciężko na samą myśl o czekającej go wizycie. Nie był z tego powodu szczęśliwy. Prawdę mówiąc, gdyby mógł najchętniej wywinąłby się od załatwienia tej sprawy.
- Will, mój drogi napijesz się gorącej herbaty? – z zadumy wyrwał go głos żony.
- Chętnie Eleno. – Odparł. – Mroźny dzień dzisiaj mamy. Chyba trzeba dorzucić do kominka.
- Już to zarządziłam. – Powiedziała podając mu filiżankę parującego napoju. Spoglądając na męża spod oka dodała – wiesz, że nigdy nie wtrącam się w twoje sprawy, ale widzę, że od wczoraj chodzisz jakiś nieswój. Możesz mi powiedzieć, co się stało?
- Dostałem list od stryja Bena. – Odparł powoli.
- To wiem. Natomiast nie wiem, czym tak bardzo się smucisz. Mogę ci jakoś pomóc?
- Jesteś kochana – uśmiechnął się czule – ale to, o co prosi mnie stryj Ben muszę załatwić sam. Nie lubię być pośrednikiem, a tego zdaje się oczekuje ode mnie mój stryj.
- Dasz sobie radę – zapewniła go Elena. – Zawsze wiesz, co i kiedy powiedzieć.
- Pochlebiasz mi moja droga, ale obawiam się, że wieści, jakie mam do przekazania źle wpłyną na zdrowie Doreen. Wiesz przecież, że oczekuje dziecka i nie jest to łatwa ciąża. Gdy byłem u niej przed Świętami, a właściwie u jej rodziców nawet jej nie widziałem. Rozmawiałem tylko z panem Whitmore’m i odniosłem wrażenie, że nie uwierzył w chorobę Josepha. Tym bardziej jutrzejsza rozmowa będzie trudna. Może, gdyby przyjechał Adam, albo stryj łatwiej byłoby go przekonać, a tak będę musiał robić dobrą minę do złej gry.
- Zdaję sobie sprawę, że nie będzie to miła wizyta. – Odparła Elena gładząc dłoń męża. – Pamiętaj jednak, że to twoja rodzina.
- Ty i dzieci jesteście moją rodziną – powiedział Will stanowczo.
- Tak, ale Ben Cartwright jest przecież bratem twojego zmarłego ojca. Człowiekiem, który wyciągnął do ciebie rękę w najtrudniejszym okresie twojego życia. Nie możesz mu odmówić.
- I nie zamierzam Eleno. Doskonale pamiętam, co stryj dla mnie zrobił i nie zawiodę go. Nie po tym, jak dał mi dach nad głową i właściwie uratował życie. Chciałem tylko powiedzieć, że ty i dzieci jesteście dla mnie najważniejsi. Dzięki tobie poczułem, co znaczy miłość kobiety prawdziwie kochającej. Gdy pomyślę, że tak nie wiele brakowało, a straciłbym ciebie na zawsze …
- Ale nie straciłeś – powiedziała Elena.
- Tylko, dlatego, że Alice powiedziała mi o twoim zamiarze opuszczenia nas. – Odparł Will całując dłoń żony. – Byłem strasznym głupcem wciąż kochając wspomnienie Laury.
- Nie pozwalam ci tak myśleć. Mimo wszystko, to była twoja żona, matka twoich dzieci.
- Matka, powiadasz? – Twarz Willa na moment sposępniała. – Nie, Eleno. Nie ta jest matką, która urodziła, ale ta, która dała bezwarunkową miłość i ciepło. Ty, to zrobiłaś i ty jesteś prawdziwą matką Alice.
- Jednak kiedyś będziesz musiał powiedzieć córce prawdę – rzekła Elena ze smutkiem.
- Jeżeli zapyta, to tak, ale tylko część prawdy. Nigdy jej nie powiem, że jej rodzona matka chciała ją zabić. I ciebie proszę o to samo.
- Nie musisz mnie prosić. Nie skrzywdziłabym naszego dziecka. Boję się tylko, że ktoś może jej o tym powiedzieć.
- Wiedzą tylko trzy osoby, my i Adam. Mój kuzyn jest szlachetnym człowiekiem i mam do niego pełne zaufanie. – Odparł Will z pewnością w głosie.
- A ten człowiek, który uratował Alice? Nazywał się Brown.
- Zmarł pół roku temu.
- Nic mi nie powiedziałeś.
- Nie było takiej potrzeby, Eleno. – odrzekł Will westchnąwszy. – Proszę, nie mówmy już o tym. Powiedz mi lepiej, czy zadowolona jesteś z sukni, którą uszyła ci pani Sullivan.
- Och, tak Will. Suknia jest wspaniała. - Oczy Eleny rozbłysły z zachwytu. - Cała z kremowej krepy, z podwójną spódnicą, z których pierwsza ozdobiona jest angielskimi koronkami, druga nieco krótsza otwarta jest z przodu i wykończona delikatnymi złotymi pętelkami. A stanik sukni jest zaokrąglony. Zresztą nic więcej ci nie powiem. Zobaczysz mnie w niej, jak pójdziemy na bal do twojego wspólnika. Tylko mam pewien problem …
- Słucham moja droga – powiedział Will z ledwie skrywaną wesołością.
- Bo widzisz, do tej sukni przydałoby mi się jakieś nowe okrycie. Pomyślisz sobie, że jestem próżna, ale to przecież karnawał.
- Bądź sobie próżna. Stać nas na to. – Odparł Will ze śmiechem. Kochał w Elenie to, że od czasu do czasu budziła się w niej mała dziewczynka, a on mógł ją rozpieszczać. – A, czy moja pani byłaby usatysfakcjonowana krótką koronkową pelerynką?
- Will, o czy ty mówisz? – Elena patrzyła z niedowierzaniem na męża.
- Pytam, czy do tej jakże pięknej sukni pasować ci będzie pelerynka z weneckich koronek? Jeśli tak, to najdalej we wtorek będziesz jej szczęśliwą posiadaczką. Chyba, że nie chcesz?
- Ja? Oczywiście, że chcę! – Wykrzyknęła zachwycona Elena i w mgnieniu oka znalazła się na kolanach męża. – Dziękuję kochany.
- Liczyłem na nieco inne podziękowanie – odparł Will przyglądając się żonie z uwielbieniem. Elena spojrzała w ciemne oczy męża i podała mu usta, które on zamknął długim, zmysłowym pocałunkiem.

***
Nazajutrz w niedzielę Will wybrał się z misją do domu rodziców Doreen. Za radą Eleny postanowił najpierw porozmawiać z ojcem kobiety. Dzień był mroźny, ale niezwykle słoneczny, dlatego Will postanowił całą drogę do Whitmore’ów przebyć pieszo. Wreszcie stanął przed drzwiami ich domu. Miał już schwycić za kołatkę, gdy w progu stanął ojciec Doreen. James Whitmore wraz z żoną wybierał się właśnie do kościoła. Zdziwiony spojrzał na Willa.
- Pan Cartwright. A, cóż pana do nas sprowadza?
- Witam państwa. Mam ważną wiadomość dla państwa córki, ale najpierw chciałbym z panem porozmawiać – odparł Will spokojnie.
- Jeżeli zamierza pan rozmawiać ze mną na temat mojego, pożal się Boże, zięcia, to niepotrzebnie pan się fatygował – głos Whitmore’a przypominał sopel lodu. Zdziwiona Sylvia dotknęła lekko ramienia męża.
- James, zaproś pana Cartwrighta do środka. Nie będziemy przecież tak stali w drzwiach.
- Proszę. – Whitmore z miną męczennika wskazał wnętrze domu.
Cała trójka w milczeniu przeszła do salonu. Sylvia uśmiechnęła się życzliwie do Willa. Gdy usiadła panowie poszli w jej ślady, ale jakoś nikt nie kwapił się do rozpoczęcia rozmowy. Wreszcie Whitmore pod wpływem karcącego wzroku żony, lekko chrząknąwszy zapytał wprost:
- Jaką to ważną wiadomość ma pan dla naszej córki?
- Co prawda wolałbym porozmawiać z Doreen, ale ze względu na jej stan zmuszony jestem przekazać tę informację najpierw państwu, a wy zdecydujecie, co dalej z nią zrobić. – Odparł Will.
- Słuchamy. Co ma pan nam do powiedzenia? Kolejne usprawiedliwienia naszego nieodpowiedzialnego zięcia. Z ogromnym spokojem i tolerancją przyglądałem się małżeństwu mojej córki. Gdy Joseph przyjechał tu w Dniu Dziękczynienia i prosił o jeszcze jedną szansę byłem temu przeciwny. Moja córka i wnuk zadecydowali inaczej. I ja to uszanowałem. Liczyłem, że zięć tym razem dotrzyma słowa i tak jak obiecał spędzi ze swoją rodziną Boże Narodzenie. Nie byłem zdziwiony, gdy nie pojawił się, a pana wcześniejsze tłumaczenia, że jest chory, proszę wybaczyć, nie przekonały mnie. Tego żalu, jaki widziałem w oczach mojego wnuka nigdy mu nie daruję.
- Przykro mi to słyszeć, ale źle Pan ocenił mojego kuzyna. Joseph naprawdę, chciał tu przyjechać, ale ciężko zachorował. To zapalenie płuc i nie wiadomo, czy z tego wyjdzie. Miał do państwa przyjechać Adam i wszystko wyjaśnić, ale niestety złamał nogę, a stryj Ben nie opuszcza pokoju Josepha. Mam tu dla Doreen list, który podyktował Joe, gdy tylko odzyskał przytomność. Proszę mi wierzyć on bardzo się zmienił. Myśli tylko o żonie, synu i o tym maleństwie, które ma się narodzić. – Powiedział Will podając Whitmore’owi białą kopertę. Ojciec Doreen wziął list i niepewnie obracał go w dłoniach. Zaskoczony złą wiadomością nie wiedział, co ma powiedzieć. Sylvia siedziała jak sparaliżowana przyciskając do ust chusteczkę wykończoną delikatną, jak mgiełka koronką.
- Czy naprawdę stan naszego zięcia, jest aż taki ciężki – spytał Whitmore cicho.
- Tak. Chciałbym mieć dla państwa lepsze wieści, ale niestety. – Odparł Will.- Jeśli uznają państwo, że w tej sytuacji nie mogę rozmawiać z Doreen, zrozumiem.
- Panie Cartwright, wolałbym nie niepokoić córki. Ona musi mieć przede wszystkim spokój. W stosownym czasie powiadomimy ją o wszystkim.
- Jak sobie pan życzy – powiedział Will. – Nie będę naciskał, ale gdybym mógł w czymkolwiek państwu pomóc, to proszę mnie o tym powiadomić. Nie powinienem dłużej zabierać państwu czasu. Pójdę już.
Po tych słowach Will wstał z fotela i skinieniem głowy pożegnał matkę Doreen. Whitmore odprowadził go do drzwi i uścisnął mu dłoń z niezwykle poważnym wyrazem twarzy. Gdy drzwi zamknęły się za gościem, ojciec Doreen oparł się plecami o ścianę. Odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy. Właśnie teraz odczuł cały ciężar odpowiedzialności, jaka spadła na niego wraz z wieściami przekazanymi przez Willa. Nie wiedział, co ma robić. Wolnym krokiem poszedł do salonu, gdzie czekała na niego żona. Spojrzała mu prosto w oczy i rozpłakała się.
- James, i co my teraz zrobimy?
- Nie wiem. Pozwól mi zebrać myśli.
- Musimy powiedzieć, przynajmniej naszemu wnukowi. Ten list – powiedziała Sylvia wskazując kopertę leżącą na stole – może nam dużo wyjaśnić.
- Dobrze. Zrobimy tak, jak mówisz. Pójdę po Joe. – odparł Whitmore.
- James?
- Tak, moja droga.
- Czy dobrze robimy?
- Nie wiem. – Powiedział i pocałował żonę w czoło. – Zawołam też Madison. Powinna wiedzieć.

***
Joe znudzony i smutny siedział w swoim pokoju. Słyszał, że ktoś przyszedł do jego dziadków, ale niewiele go to obchodziło. Tak bardzo cieszył się, że ojciec przyjedzie na święta. Obiecał mu to. Zapewniał. I znowu go zawiódł. Joe ze złością zamknął książkę, którą trzymał w dłoniach i cisnął w kąt. Łzy zalśniły mu w oczach i spłynęły po policzkach. Czuł się przez ojca oszukany, nieomal zdradzony.
Ciche pukanie do drzwi spowodowało, że szybko otarł oczy i pewnym głosem powiedział proszę. Drzwi uchyliły się i w progu stanął dziadek James. Miał poważny wyraz twarzy i wyglądał na bardzo zdenerwowanego.
- Chłopcze, zejdź do salonu. Babcia i ja mamy ci coś ważnego do powiedzenia.
- Już schodzę, dziadku. – Odparł Joe zaintrygowany.
Gdy Joe wszedł do salonu powitała go cisza. Oprócz dziadków, zastał tam również ciocię Madison, która siedziała w fotelu z dziwnie zaczerwienionymi oczyma.
- Usiądź Joe. – Powiedział dziadek uśmiechając się smutno.
- Co się stało? – chłopiec poczuł jak ogarnia go strach.
- Był dziś u nas twój wujek Will Cartwright – zaczął James.
- Wujek? Dlaczego mnie nie zawołaliście? Przywiózł jakieś wieści od taty? – spytał Joe z nadzieją.
- Tak, chłopcze. Przywiózł list od twojego ojca, ale nim dam ci go muszę ci coś powiedzieć.
- Co takiego dziadku?
- Twój ojciec jest … jest ciężko chory. Nie wiadomo, czy przeżyje.
- Nieprawda! Nie wierzę ci dziadku! Dlaczego, tak mówisz?! – Joe zerwał się z fotela i z przerażeniem patrzył na Whitmore’a. Ten również wstał i wyciągnął do wnuka ramiona. Joe nie pozwolił się objąć. Krzycząc kilkakroć histerycznie Nie! ominął go i przyklęknął u stóp babki siedzącej na kanapie. – Babciu, co dziadek mówi?
- Słońce moje, dziadek mówi prawdę – odparła Sylvia drżącym głosem, gładząc delikatnie policzek wnuka. – Twój tata ciężko choruje, ale trzeba wierzyć, że wszystko będzie dobrze i wyzdrowieje. Joe, posłuchaj mnie. Tak już jest w życiu, że ludzie chorują i umierają. Wszyscy jesteśmy śmiertelni, z tą tylko różnicą, że jedni odchodzą wcześniej, a drudzy później. Mam nadzieję, że przed twoim tatą jeszcze długie lata życia. Wiem, że jest ci teraz bardzo ciężko i wiem, jak bardzo liczyłeś na przyjazd taty na święta. Chyba nie wszyscy wierzyliśmy w jego chorobę, tym bardziej mi przykro. Twój tata napisał list do ciebie i twojej mamy. Zaraz go dostaniesz, lecz nim go przeczytasz posłuchaj. Twoja mama musi mieć spokój. Od tego dużo zależy.
- Wiem babciu. Mama mi to wytłumaczyła. – Powiedział Joe dużo spokojniejszym głosem.
- Skoro to wiesz, to mam do ciebie prośbę. Przeczytaj list i jeśli uznasz, że nie jest zbyt osobisty pozwól nam też przeczytać, żebyśmy wiedzieli, co powiedzieć twojej mamie.
- Dobrze, babciu. Obiecuję. – Odparł drżącym głosem.
- Proszę, oto list od twojego ojca – powiedział James podając wnukowi kopertę. Joe przez chwilę trzymał list na otwartej dłoni, tak jakby sprawdzał jego wagę. Potem wstał z kolan i podszedł do okna. Otworzył kopertę i wyjął z niej kartkę złożoną na czworo. Nerwowo rozłożył ją i zachłannie przebiegł wzrokiem rzędy liter. Odetchnął głęboko, po czym już na spokojnie z uwagą przeczytał cały list. Gdy skończył wierzchem dłoni otarł napływające do oczu łzy. Po chwili uspokoił się zupełnie i popatrzył niepewnie na dziadków.
- Ten list napisał dziadek Ben, a tata mu podyktował. Nie miał siły sam napisać, ale kocha nas, mamę i mnie i to dziecko, które ma się urodzić. Przeprasza, że nie mógł przyjechać na święta. – Joe na moment zawiesił głos. - Mama nie powinna czytać tego listu. Przynajmniej nie teraz.
- Chłopcze, czy w tym liście jest coś, co może zaszkodzić twojej mamie? – Spytał James.
- Chyba tak dziadku. Zresztą, proszę możecie przeczytać. – Powiedział Joe kładąc list na brzegu stołu. James Whitmore odczytał na głos list Josepha, a gdy skończył zapadła głęboka cisza. Każdy na swój sposób przeżywał to, co usłyszał. Wszyscy jednak wiedzieli, że było to pożegnanie. Pierwszy odezwał się Joe. Patrząc dziadkowi prosto w oczy powiedział stanowczo, niczym dorosły człowiek.
- Wyjeżdżam do taty, do Ponderosy.
- Joe, ale jak ty sobie to wyobrażasz? Sam? Nie zgadzam się. To zbyt niebezpieczne.
- Dziadku, ja nie pytam cię o zgodę – odparł chłopiec spokojnie.
- Czy pomyślałeś o matce?
- Tak i porozmawiam z mamusią, przekonam. Nie chcę narazić mamy na niebezpieczeństwo, ale nie mogę zostawić taty samego. Gdyby miało stać się najgorsze, a mnie nie byłoby przy nim nigdy nie wybaczyłbym sobie tego. Rozumiesz dziadku?
- Ale, Joe …
- Tato, Joe ma rację. – Wtrąciła się do rozmowy Madison, która do tej pory z uwagą śledziła jej tok. – I nie pojedzie sam. Ja z nim pojadę.
- Dziękuję ciociu – powiedział chłopak patrząc na Madison z wdzięcznością.
- To, szaleństwo. Jest zima. Może na wiosnę, lecz nie teraz – upierał się James.
- Na wiosnę, może być za późno. – Odparła Madison. – Możemy przecież pojechać pociągiem do Sacramento, a nawet do Reno, potem przesiąść się do dyliżansu jadącego do Virginia City. Chociaż nie, przecież od nowego roku pociąg jeździ również do Virginia City, co prawda rzadko, ale jednak.
- To niedorzeczność!
- Tato, proszę.
- Dziadku …
- James, niech jadą. Tak trzeba. – Powiedziała Sylvia z powagą.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Sob 1:13, 10 Sty 2015, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Ady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 54, 55, 56 ... 171, 172, 173  Następny
Strona 55 z 173

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin