Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Z dalekich stron" - niespodzianka dla przyjaciółe
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Domi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Camila
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:41, 09 Paź 2013    Temat postu:

To ja sie do ciebie przylaczam Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:55, 09 Paź 2013    Temat postu:

Cóż Rolling Eyes ... Moja babcia jest fanką Hossa. Twierdzi, że ma idealny charakter i byłby najlepszym mężem z całej trójki braci. I kilkakrotnie powtórzyła, że jest przystojny Rolling Eyes ... o gustach się nie dyskutuje...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:59, 09 Paź 2013    Temat postu:

Zgadzam się, że jeśli na męża, to właśnie Hoss. I jest przystojny na swój sposób.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:59, 09 Paź 2013    Temat postu:

Hossa wszyscy lubią i trzeba przyznać, że postawny to on jest Smile Do tego ma złote serce i dobry charakter ... I kiedy trzeba, umie sobie radzić. Jutro też pokaże klasę !!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:19, 09 Paź 2013    Temat postu:

Hossa wszyscy lubią. I właśnie - on jest wielki, gruby nie jest, ja u niego dużego brzucha nie widziałam. A jutro, jakiś fajny odcinek się zapowiada... poznaję po tym poruszeniu na forum...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:32, 09 Paź 2013    Temat postu:

Jutro?! Jeden z fajniejszych SmileSmileSmile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:49, 09 Paź 2013    Temat postu:

A jaki?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:55, 09 Paź 2013    Temat postu:

Ponderosa matador - Adam gra na gitarze, rywalizacja o Dolores i corrida w Wirginia City, przy której, jak zdaje się Ben stwierdził - w niepamięć pójdą trzy najazdy Indian na miasto Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:59, 09 Paź 2013    Temat postu:

O Matko! Jak corrida, to super! Nie przegapię ani sekundy Very Happy Very Happy

I jeszcze demolka?! To już się coraz bardziej nie mogę doczekać!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Domi dnia Śro 21:02, 09 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:07, 09 Paź 2013    Temat postu:

ABC napisał:
Cytat:
Adam, Hoss i Joe rywalizują o względy ślicznej Dolores. Dziewczyna jest córką przyjaciela ich ojca, seniora Tenino. Gdy dowiadują się, że wybrankę interesują wyłącznie odważni matadorzy, postanawiają zorganizować walkę z bykiem, by wzbudzić jej zainteresowanie. Niebezpieczna zabawa sprawia, że miasteczko zostaje zdemolowane.

Streszczenie nieco się nie zgadza, gdyż jeden z braci osiąga przewagę w zabiegach o śliczną Dolores, a dwaj pozostali chcą go "przebić" i to oni, a raczej jeden z nich organizuje tę imprezę. Gdy się rozpocznie, oczywiście ten trzeci również dołącza do zabawy i nawet Ben przypomniał sobie dawne czasy ... na szczęście ojciec dziewczyny w porę go zatrzymał ... bo byłoby jeszcze radośniej Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 20:34, 15 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sandra Cartwright
Gwiazda szeryfa



Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:16, 09 Paź 2013    Temat postu:

Jutro będzie się działo ... Ile ja już czekam na ten odcinek .. Very Happy Hahah w szkole pewno znowu nie będę mogła się skupić . A Hoss jest po prostu cudowny , dobry , zabawny i ma bardzo ale to bardzo wielkie serducho Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:21, 15 Paź 2013    Temat postu:

Kochane! Za waszą arcymotywującą namową kończę to opowiadanie po dwóch latach przerwy. Przez ostatnie dwa dni ułożyłam kawałek kolejnego rozdziału Wink mam nadzieję, że to przyjmiecie pozytywnie... starałam się wykożystac nabytą wiedzę i chciałam, żeby było humorystycznie Very Happy :

Przyjaciele

BRATNIE DUSZE AYUMU.

Kwiecień 1868 roku, Nihon Teikoku, Han Sagami, Yokosuka, dojo Akane.

- Onee-sama, długo masz zamiar stać pod tym drzewem? W dojo nikogo nie ma... – jęknęła Yuuki patrząc na starszą siostrę.
Ayumu stała oparta o pień drzewa rosnącego pod dojo ich dziadka. Wzrok miała skoncentrowany na drodze naprzeciwko.
- Yuuki, ja czekam na moje przyjaciółki. Idź porozmawiaj z Chizuru, bo widzisz, jak się włóczy tam i z powrotem – Ayumu skinęła na chodzącą wokół dojo wyraźnie zdezorientowaną młodą kochankę ojca.
- Jeszcze czego! – jęknęła Yuuki. – Niech ona sobie sama radzi.
- To może napijesz się sake z oji-sama? – Ayumu popatrzyła przebiegle na siostrę.
- No dobrze, to ja już pomogę Chizuru – westchnęła Yuuki i odeszła.
- Całe szczęście – Ayumu uśmiechnęła się słodko.
„Jest inna Yuuki i inna Chizuru. One mnie nie denerwują. Zaraz będę miała aż nadto roboty. Nie będę się nudzić, jak myśli moja siostra…”
- Ayumu-chan, jesteśmy! Długo czekasz? – usłyszała piskliwy głos od strony drogi.
- Nie, Maya-chan, niedługo. Ale gdybyście przyszły chwilę później oji-sama by się zdenerwował i nie pozwoliłby mi zrobić tego, czego chcę – Ayumu odeszła od drzewa i zbliżyła się do Mayi i czterech dziewczyn, które przyszły z nią. – Wejdźcie do środka.
Gdy Ayumu wprowadzała resztę do wewnątrz kątem oka dostrzegła, jak Yuuki wrzeszczy coś do Chizuru machając rękami. Zaśmiała się pobłażliwie.
- Nie jestem dobra w kenjutsu – powiedziała zdejmując buty. – Ale Edomaru przynosi mi szczęście. Gdy trenujemy z moją siostrą w świątyni udaję, że sobie nie radzę. Nie chcę być ani miko, ani samurai-ko. Mam inne plany na przyszłość.
- Ciekawe jakie… - odezwała się jedna z dziewczyn.
- A, to tajemnica – Ayumu zaśmiała się do niej.
Dobyła katany i stanęła na środku wielkiego, pustego pomieszczenia. Jedynym, co je rozjaśniało były sentencje na ścianie za plecami Ayumu, dwa okna po obu stronach, miecze i bęben – typowe dla dojo. Podłoga i ściany były zbite ze zwykłych desek. Ale nawet w tak prostym miejscu mogły się spotykać marzenia. Ayumu popatrzyła po przyjaciółkach. Były tu wszystkie – całe szczęście.
- Yuuki, twoja ciekawość moich sekretów niech zostanie nagrodzona! – zaśmiała się zerkając na jasnowłosą dziewczynę w żółtym kimonie, tę, która zadała wcześniej pytanie. – Za pozwoleniem.
- Za pozwoleniem, to ty weź drewniany miecz. Tym, to możesz tylko komuś krzywdę zrobić – jęknęła Yuuki.
- Jak już mówiłam w kenjutsu jestem kompletną łamagą. A Edomaru przynosi mi szczęście – Ayumu odpowiedziała spokojnie patrząc na Yuuki. Wiedziała, co teraz będzie…
- To ja może podziękuję… - wyjęczała ona.
- Więc ja to zrobię, sensei. Za pozwoleniem – spod okna wstała brązowowłosa dziewczyna uczesana w fantazyjne, szlacheckie kitki w błyszczącym, ciemnozielonym stroju. Pochodziła z Kansai i była córką jednego ze sług Syna Niebios. Opuścili jednak swój dom, ponieważ byli zbyt daleko władcy i im również dał się we znaki ówczesny głód. Na imię jej było Kanata i ona właśnie trenowała, by zostać samurai-ko. Dla Nihon.
- W porządku, Kana-chan – zaśmiała się Ayumu. – Cóż… na niektórych zawsze można liczyć…
- Licz na mnie, licz. A ja liczę, że kiedyś zobaczę cię w stroju dziewicy świątynnej – zachichotała Kanata.
- To nie masz na co liczyć – westchnęła Ayumu.
- Eech… - Kanata dobyła miecza i stanęła naprzeciw przyjaciółki. – Za pozwoleniem.
Pozostała czwórka dziewczyn patrzyła, jak Kanata zaatakowała pierwsza. I została powstrzymana błyskawicznym ruchem Ayumu, która uderzyła z półobrotu, przez co Kanata zmuszona była odskoczyć aż pod przeciwległą ścianę. Ayumu dobiegła do niej blokując jej miecz. Kanata zacisnęła zęby i spojrzała na nią zdenerwowana podczas, gdy Ayumu wyraźnie zaczynało to bawić. Na jej ustach pojawił się cień uśmiechu.
- Zdolności naszej przyjaciółki są naprawdę duże. Ale od razu widać, kto wygra – powiedziała spokojnie patrząc na siedzące pod oknem koleżanki ciemnowłosa dziewczyna ubrana na granatowo z wysoko upiętymi włosami. Jej oczy były dużo bardziej pod kątem, niż reszty i tylko jej kimono nie miało ozdobnych, kwiatowych wzorów. Nawet jej obi był prosty. Na imię miała Hajime i trenowała w dojo razem z Kanatą.
Pozostałe popatrzyły na nią zdziwione. Ona nic nie mówiąc pokazała palcem na walczące. Kanata dysząc ciężko, wstawała.
- I ty nazywasz siebie łamagą?! – wydyszała. – Przecież mi sensei mówiła, że jestem najbardziej obiecującą uczennicą w dojo! Nic już nie rozumiem.
- Mnie? Można pokonać bez większego trudu. Jeżeli standardowe metody zawodzą, to… - Ayumu popatrzyła na Kanatę. Uśmiechała się przebiegle, a na jej twarzy nie było widać cienia zmęczenia.
- To w końcu zachowam się niehonorowo i zacznę strzelać, jak ci bandyci z zachodu – wypaliła Kanata i wydając okrzyk podbiegła do Ayumu. Ona uśmiechając się przebiegle zablokowała cios jedną ręką i lekko ścięła grzywkę Kanaty. Kanata uniosła wzrok do góry, na swoje włosy. Dotknęła ich delikatnie.
- Nie, tego ci nie daruję! – warknęła. Popatrzyła na Ayumu z szatańską miną i dyskretnie zmieniła ustawienie rąk na mieczu tak, że prawą rękę miała teraz na dole. Przestała dyszeć i rzuciła się z całych sił na koleżankę. Ayumu machnęła mieczem odpychając cios w taki sposób, że Kanata wylądowała na podłodze.
- Nie, tak się nie bawimy, Kana-chan – powiedziała Ayumu spokojnie.
- Przecież… to… zawsze… działało…! – wykrztusiła Kanata podnosząc się. Chciała chwycić miecz, ale nigdzie nie mogła go znaleźć.
- Cóż… - Hajime wstała spod okna i podeszła do bębna na drugim końcu sali. Wzięła z podłogi miecz Kanaty i wyciągnęła rękę podając jej go. – Wygląda na to, że Ayumu wygrała.
- Mój miecz! – wrzasnęła Kanata. – Jakim cudem?!
- Oji-sama uczył mnie kiedyś tej sztuczki – Ayumu puściła oczko. – Masz rację, zmiana uchwytu powoduje, że jest włożona większa siła w cios. Jednak mało kto na to wpada. Podziękuj zatem swojej sensei.
- To ty podziękuj oba-sama – westchnęła Kanata. – I przestań nazywać siebie łamagą. Nie chcę więcej tego słyszeć!
- Dobrze, to teraz będę… jak ty to mówiłaś? Nie łamagą, ale… - Ayumu zamyśliła się na chwilę.
- Ofiarą, nieważne… - Kanata ukłoniła się i schowała miecz. – Za to ważne, że chyba wyszczerbiłaś mi katanę! Nie, no, czemu nie mogę mieszkać nadal w Kansai?!
- Żebyś nie umarła z głodu… - westchnęła Hajime. – Ayumu-san, koniec tej zabawy – popatrzyła na Ayumu.
- Jak chcecie, koniec – Ayumu szybkim ruchem strzepnęła miecz i schowała go. – Na osłodę, chodźcie na dango. Pieniądze jeszcze się nie skończyły, bo otou-sama odszedł dopiero niedawno. Maya-chan, podejdź tu na chwilę…
- Słucham cię – Maya ostrożnie podeszła do Ayumu.
- Chodzi o to, że Tomoe zniknęła razem z ojcem. Ani jej rzeczy, ani śladu nawet po niej w altance nie znalazłam. I to, że była duchem się potwierdza. Ale nie sądziłam, że opiekowała się ojcem… - szepnęła Ayumu.
- Ładne to drzewo przed dojo – usłyszały. Te słowa padły z ust prześlicznej, rudowłosej, drobnej dziewczyny w fantazyjnie ozdobionym pomarańczowym kimonie. To była szósta z przyjaciółek, ucząca się na maiko – Chizuru. – Jak już mam wolny dzień, to chętnie pójdę na dango – uśmiechnęła się do Ayumu.


BRATNIE DUSZE BEATRICE.

Kwiecień 1862 roku, USA, Stan California, Los Angeles, szkoła na obrzeżach miasta.

- Powiedz mi Bea, jak to jest? Już dwa razy w tym tygodniu byłam w waszym nowym corralu i ani razu nie widziałam Farrela – jęknęła Therra patrząc z wyrzutem na Beatrice.
- Bo Farrel odjechał. W nocy, tego samego dnia, kiedy cię poznał. Biedak się pewnie wystraszył, że go pociągniesz do ołtarza – Beatrice puściła oczko. Uśmiechnęła się przebiegle.
- Daj spokój! – wrzasnęła Therra i przyspieszyła kroku.
Beatrice westchnęła i wbiła wzrok w czyste, błękitne niebo. Właśnie wyszły z przyjaciółką ze szkoły. Planowały powrót do domu przez ziemię Beatrice. Ale teraz Therra już prawie wyszła sama za teren szkoły.
- Ej no, co wy wyprawiacie?! Awantura w piątkowe popołudnie?! – usłyszały znajomy głos. Obydwie uniosły głowy. Za płotem siedziała na koniu jasnowłosa dziewczyna o szczuplej sylwetce ubrana w czerwoną koszulę i wypłowiałe brązowe spodnie. Obie zatrzymały się i popatrzyły na nią.
- My się nie kłócimy, Sam. Zwyczajnie pomagam przyjaciółce uporać się z pierwszą miłością – zaśmiała się Beatrice.
- Jaką znowu…? – jęknęła Therra robiąc się czerwona, jak burak.
- Nieważne. Sam, może pojedziesz z nami? – Beatrice spojrzała na koleżankę.
- W porządku. Dawno nie jechałam przez twoje ranczo… - Sam chwyciła lejce.
- Gdybyśmy tylko mogły pojechać całą grupą, jak za dawnych, dobrych czasów… - westchnęła Beatrice.
- Całą grupą? – usłyszały za sobą niski, uwodzicielski głos. Odwróciły się. Obok opierając się o płot stała mocno umalowana ruda dziewczyna w błyszczącej czerwonej sukni. Patrzyła na resztę spod przymrużonych powiek.
- Will! – zawołała Beatrice. – Dobrze, że jesteś, ale schowaj się. To szkoła!
- W porządku, żartowałam – dziewczyna zniknęła w gęstwinie krzaków, a po chwili wyszła z niej ubrana w normalny damski strój do jazdy konnej – błękitną koszulę i jasnobrązową spódnicę.
- Bardzo miło cię widzieć, Will. Tylko… nie wszyscy chcą ciebie tu widzieć. Bądź co bądź jesteś… -Beatrice podeszła do przyjaciółki. Swoją drogą ucieszyła się, bo dawno jej nie widziała. Will rzuciła szkołę, kiedy jej rodzice umarli na tyfus. By się utrzymać mogła podjąć tylko jedną pracę… Przez co straciła większość przyjaciółek.
- Jak mamy być wszystkie razem, to skoczę po Alex i Joe – Sam zsiadła z konia.
- Razem weselej – westchnęła Therra. – Marzenia ściętej głowy… Myślisz, że one się ucieszą na widok Will?
- Nieważne. I tak pójdę – Sam podążyła w stronę budynku szkoły.
- Jak chcesz… - Therra opuściła ramiona z rezygnacją.
- Byłam ostatnio w mieście… Powiedz mi… ilu tak dziennie wylatuje przez drzwi salonu? – zapytała Beatrice uśmiechając się do Will.
- To zależy ile wpada. Jak jest ruch to i z dziesięciu. Bo zwykle tak sześć, pięć osób się bije – zachichotała Will.
- A o ciebie? – Beatrice powiększyły się oczy.
- No… dwa razy się zdarzyło, jeśli mam być szczera… - westchnęła Will.
- Ciekawe, kiedy o mnie się pobiją – Beatrice spojrzała na niebo.
- Może już niedługo. Zapraszam do mnie, coś dla ciebie też się znajdzie – Will puściła oczko.
- Zapomnij! – jęknęła Beatrice.
- Jesteśmy! – zawołała Sam z daleka prowadząc dwie dziewczyny – drobną, ciemnowłosą w fioletowej koszuli i czarnej spódnicy oraz ubraną w znoszone dżinsy i beżową kurtkę brązowowłosą dziewczynę o dużych oczach.
- Alex… - Will zwróciła się do szatynki. – Twój ojciec nadal pracuje na ranczu rodziców Beatrice?
- A dlaczego miałby nie pracować, Will? – westchnęła Alex. Nie dostrzegła, że ta druga spogląda to na nią, to na Will. – Zaraz… Will?! – Alex wytrzeszczyła oczy i spojrzała na stojącą przy płocie koleżankę. Ciemnowłosa dziewczyna tylko pokiwała głową.
- I to chciała nam powiedzieć Sam… - wyrecytowała znudzonym tonem.
- Zamknij się, Joe! Jestem zmęczona, każdy ma prawo mieć gorszy dzień! – warknęła Alex.
- Taak, jasne – ciemnowłosa wyrwała się Sam i podążyła ku wyjściu ze szkoły. Skinęła na resztę. – Chodźcie – uśmiechnęła się do stojącej przy płocie. – I ty, Will.
Beatrice odetchnęła z ulgą. Sama też podeszła do wyjścia. Odwiązując konia i wsiadając zerkała na koleżanki. Teraz wszystko byłoby idealnie, gdyby tylko George był tu razem z nią.
- Dobrze! Wszystkie pojedziemy przez moje ranczo. Prostą drogą, na pewno Will ją pamięta. Czyli nikt nie potrzebuje pomocy – zawołała do reszty.
- Może ja jednak o nią poproszę… - Joe popatrzyła przebiegłym wzrokiem po koleżankach.
- Spokojnie. Jeśli będziesz nadal chciała zrobimy sobie taki postój, jak kiedyś – Beatrice zachichotała lekko.
- Jak tak się patrzy na was, to człowiekowi się nie chce wracać do Texasu… - westchnęła Alex.
- Nikt ci nie każe – Therra zmroziła ją wzrokiem.
Szóstka dziewczyn pojechała prostą, ubitą drogą przez ranczo Raymondów. Gnały wzdłuż skalistych, czerwonych wzniesień. Im szybciej, tym były szczęśliwsze. Dotarły do rozwidlenia, gdy Beatrice je zatrzymała.
- Czekajcie! Ktoś jedzie. Za skały! – wydała krótką komendę. Cała piątka, wraz z Beatrice skręciła z drogi i wjechała między skały na wzgórzu. Zsiadły z koni i schowały się za największym kamieniem.
Na drogę wypadło dwóch brudnych i obdartych mężczyzn na koniach. Rozglądali się i szeptali coś do siebie.
- Nieźle! To teraz zobaczcie! – Beatrice zdjęła z siodła strzelbę. Odbezpieczyła ją i oparła o skałę.
- No nie i teraz się zaczną te jankeskie popisy! – jęknęła Therra.
- To nie popisy, ja tylko ich przeganiam – Beatrice zaśmiała się przebiegle. – To nie jest główny trakt i nie można tędy jeździć ot tak sobie. Jak zestrzelę jednemu i drugiemu kapelusz, to uciekną sami.
- Ale ja jestem ponad to, pamiętaj – westchnęła Therra przewracając oczami.
Beatrice odwróciła głowę.
- I widzisz, Joe, masz swój postój. Tak, jak chciałaś – powiedziała powoli.
- Mam. Tylko pozwól mi zestrzelić ten drugi kapelusz, błagam cię – jęknęła Joe.
- ten drugi chowam dla kogoś innego – Beatrice spojrzała na drogę.
- Pewnie dla Sam… - Joe odwróciła się z wyrzutem.
- Nie, nie dla Sam… A teraz patrz. Ten brązowy zaraz poleci! – Beatrice wycelowała ii strzeliła.
Kapelusz jednego z mężczyzn spadł z jego głowy i pofrunął na drugi koniec drogi. Obaj schwycili rewolwery i rozejrzeli się przerażeni dookoła.
- Proszę bardzo! Jeszcze strzał i uciekną, jak myszy! – Beatrice spojrzała po koleżankach.
- Eech, daj mi to! – jęknęła Therra. – Nie będzie mi tu jakiś Jankes zbierał laurów sam. Porządnym ludziom też się coś należy! – zabrała Beatrice strzelbę. – Ten czarny kapelusz też zaraz poleci! – wycelowała ostrożnie. Gdy tylko padł strzał czarny kapelusz pofrunął na drugi koniec drogi. Therra popatrzyła po reszcie z przebiegłym uśmiechem.
- Nie wiem, jak wy to robicie – westchnęła Will.
- Cóż… ja nie robię. Jeśli rodzice by się dowiedzieli, że strzelam pewnie by ze mną odjechali na wschód – Therra popatrzyła na nią.
- Nie ma się czym chwalić. Ty trafiłaś w górę kapelusza. Ja wycelowałam w pasek – powiedziała Beatrice.
- Bo się nie zastanawiałam. Mam mu strzelić w oko, żebyś uwierzyła, że nie jesteś boginią – warknęła Therra.
- Jeśli trafisz, to proszę – westchnęła Beatrice. – Ale za oślepienie człowieka jest paragraf. Ha tylko nie chcę, żeby drapali pazurami po naszej ziemi.
Therra się zaśmiała.
- Mi osobiście taka obrona odpowiada. Ja bronię z tobą, Bea. Nasze pole też jest warte obrony. Co ja poradzę, że rodzice nie pozwalają mi strzelać… Bo ja dostaję obłędu, jak widzę strzelbę… Ale od dziecka trafiałam bez trudu – Therra popatrzyła na Beatrice.
- Ten obłęd to prawda. Ja już przywykłam, że dokuczasz wszystkim wokół – Beatrice odpowiedziała przyjaciółce uśmiechem. – I wiem, że tylko, kiedy dostajesz strzelbę do ręki… Acha, jak chcesz strzelić, to strzelaj. Masz jeszcze kulkę.
- Spokojnie… przestrzelę uzdę tego konia… ustawił się przodem… - Therra wycelowała uważnie. Gdy tylko strzał zaczął się rozchodzić jeden z koni stanął dęba i chciał uciekać. Dwóch mężczyzn skończyło przeczesywać krzaki i ledwo dali radę uspokoić zwierzę.
- No, jeśli ona trafiła, to… - jęknęła Joe kręcąc głową. Therra wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Gdy jeden z mężczyzn złapał konia za uzdę została mu ona w ręku. Oboje rozejrzeli się przerażeni i wsiadając w biegu zaczęli uciekać.
- No – Beatrice wyszła zza kamieni. – To się udało Therra… Jak zwykle.
- Ale – zaczęła Joe. – Tego „porządnego człowieka” to ja ci nie daruję…


MARZENIA, JAK KWIATY WIŚNI.

Kwiecień 1868 roku, Nihon Teikoku, Han Sagami, Yokosuka, dango „pod Sakurą”.

- Miałaś rację, że tu sprzedają najlepsze dango. I to niedrogo – uśmiechnęła się Chizuru.
- Na mojego nosa możesz liczyć. Często przychodziłam tu z siostrą – Ayumu popatrzyła na przyjaciółkę.
Cała szóstka siedziała na ławeczce przed barem z dango. I każda trzymała wykałaczkę z różowymi kluseczkami. Obok budynku rosła wiśnia. Płatki kwiatu opadały i w większości lądowały we włosach Kanaty.
- Nie no, powiedzcie jak to jest? W Kansai wiśnie nie są takie upierdliwe – jęknęła Kanata.
- Jakie? – Maya przybliżyła się do niej.
- Oj, to znaczy tyle, co uciążliwe. Nie traktujcie mnie, jako atrakcji – Kanata założyła ręce i odwróciła się od Mayi.
- Po prostu chcę skorzystać z okazji, żeby, jeśli wybiorę się do Kansai umieć się dogadać… - Maya zaśmiała się do Kanaty.
- Lepiej nie jedź do Kansai. Nie wytrzymają tam z tobą… - westchnęła Kanata.
- Dajcie spokój – zaśmiała się Ayumu.
- Ja nic nie robię… - Kanata uniosła na nią oczy. – Zwyczajnie ubolewam, że nie jestem w Kansai. Tam nikt się nie pytał o znaczenie tego, co ja mówię…
- Ubolewam? – Maya drgnęła. Yuuki trąciła ją w bok.
- Żałuję… - Kanata opuściła ramiona.
- Nieważne – powiedziała Ayumu z naciskiem, patrząc na resztę.
- No dobra… milczę, jak zaklęta – Maya przewróciła oczami.
- Jeszcze… Hajime-san, jak idą twoje specjalistyczne treningi? – zapytała Ayumu.
- Coraz lepiej. Niedługo będę mogła ruszyć na misję. I wreszcie przepędzić te psy z bakufu, które bronią nam drogi na świat – Hajime popatrzyła na Ayumu.
- Nie emocjonuj się tak. Armia Sacho jest jeszcze mała, niekoniecznie zwycięży. Jednak słyszałam, jak otou-sam mówił do Tomoe, że kupili zachodnią broń. To akurat uważam za upadek. Żeby człowieka traktować kulką! Nie dać mu nawet szansy na obronę… - westchnęła Ayumu.
- Broń palna… Czyli zbliża się fala seppuku wśród urzędników bakufu… - westchnęła Maya.
- Nie licz, że zamkną się w Sali i odbiorą sobie życie bez walki – Ayumu zmroziła ją wzrokiem. – Im zabrać honor będzie trudno… Prędzej wybiją ich w bitwie.
- Dajcie spokój, wiosna jest! – zawołała Yuuki. – Kobiety nie będą przejmować się wojną tylko dlatego, że dwie z nas chcą udawać wojowników.
- Może i tak, Yuuki-chan – westchnęła Ayumu. – Pora opowiedzieć jaki śliczny materiał kupiłam na yukatę!
Szóstka dziewczyn zakończyła swoje rozważania bez lęku. Dla Yoshikawy Ayumu celem było służenie Sanosuke-sama i przekonanie babci, że nie chce być miko. Dla Tetsuri Mayi celem było utrzymanie sekretu i życie pełne pracy i zabawy. Dla Etou Yuuki celem było małżeństwo z godnym jej rodu mężczyzną. Dla Mito Kanaty celem był powrót do Kansai, służenie Synowi Niebios i walka jako samurai-ko. Dla Yui Hajime celem było również zostanie samurai-ko, żmudny trening, by być najlepszą wojowniczką. A dla Oukury Chizuru jedynym celem było zostanie dobrą maiko, by nie zawieść matki i sensei.
Im dłuższą drogą podążały, tym lepiej się czuły. Wiosenne kwiaty wiśni rozsyłały swój zapach na całe miasto. Dla Ayumu przepiękny port Yokosuka był domem, nigdy nie szukała swojego miejsca.
Trwała wojna boshin. Trwała już drugi rok. Siły zachodnich krajów chciały wymusić na Nihon otwarcie granic. Nieliczni dopatrywali się w tym nadziei na koniec głodu, inni wiedzieli, że cudzoziemcy zniszczą kulturę, którą ludzie tworzyli przez tysiąclecia. Marzenia o izolacji i marzenia o wyjściu na świat spotykały się w tym miejscu…


MARZENIE, JAK PĘDZĄCE KONIE.

Kwiecień 1862 roku, USA, Stan California, okolice Los Angeles, Rickwood Ranch.

- Bea, jak to jest, że nosisz broń? Nawet Sam tego nie robi… - szepnęła Joe patrząc na Beatrice.
- Ja…? – zdziwiła się ona. – Wiesz… to tak jakoś samo, bez większej przyczyny się zaczęło… Pa’ i George nosili broń zawsze… Ja też to robiłam na polowaniach. Potem mi się spodobało… Ale wolę strzelby.
- A Therra umie strzelać z rewolweru? – Joe spojrzała dyskretnie na Therrę. Cała szóstka zatrzymała się nad strumieniem. Therra rozniecała ogień, Sam i Will zajmowały się końmi, Alex oskrobywała scyzorykiem gałązkę. A Beatrice z Joe siedziały pod drzewem i rozmawiały tak, by reszta ich nie słyszała.
- Therra umie strzelać nawet z indiańskiego łuku. I trafia dziesięć razy częściej ode mnie – Beatrice się zaśmiała. – Nauczyłam ją. Często dogryza mi, że zepsułam jej charakter. Tylko… że ona mnie poprosiła sama o strzelbę. Nic nie mogłam poradzić. Mam złote serce – puściła oczko do przyjaciółki.
- Bea, Joe, chodźcie już! Uciekłyście od nas, a zaraz jedziemy – usłyszały wołanie Sam.
- Już! – zawołała Beatrice i wstała. Skinęła na koleżankę. Obie podeszły.
- Jak jestem w tym miejscu myślę o George’u – westchnęła Beatrice.
- Zaparzyłaś już kawę „porządny człowieku”? – Joe pochyliła się nad Therrą.
- Zamknij pysk – syknęła Therra. – Nie rozumiem po co Sam kazała się zatrzymać…
- Żeby ktoś mógł mieć używanie – westchnęła Alex. – Proste.
- Eech… Sam jest podła – Therra westchnęła z rezygnacją.
- Możesz myśleć o George’u, to nic złego – Sam odpowiedziała Beatrice. – Możesz też liczyć, że wróci niedługo.
- To kompletna niezdara… - westchnęła Beatrice.
- Tym lepiej – one mają szczęście – Sam roześmiała się i objęła Beatrice. – Tak, czy siak, ty zawsze dla mnie będziesz Lilią Zachodu.
- Dobrze, cokolwiek by to nie znaczyło… - westchnęła Beatrice. – Tylko jeśli armia północy ma jedynie takie łamagi, jak mój brat, to nie wiem, jak mają wygrać. Dobra broń to nie wszystko… A w walce z silniejszą mniejszością też można przegrać. Jak już nasz stan zaroi się od żołnierzy będziemy mogli powiedzieć, że się udało.
- Gdyby tylko… Matko Chrystusowa! – jęknęła demonstracyjnie Therra.
- Uciszę cię! – warknęła Joe łapiąc ją za ubranie.
- Tylko spróbuj! Bea się za mną wstawi! – odpowiedziała jej Therra. – Bo się wstawi? Co? – spojrzała na Beatrice.
- Bij, bij, koleżanko – Beatrice się roześmiała. – To przynajmniej prywatną wojnę wygram, prawda Therro?
- Zdrajca! – rozpaczliwie krzyknęła ona.
Szóstka dziewczyn zakończyła swoje rozważania bez lęku. Dla Beatrice Raymond celem była pomoc rodzinie, by ich majątek mógł pozostać w ich rękach. Dla Therry Withey celem była obrona swego domu i przekonanie rodziców o potrzebie walki. Dla Sam Grey celem było pozostanie w świecie, który był jej miejscem i opieka nad końmi. Dla Alex Commer celem było pozostanie na ranczu Raymondów i praca dla siebie, nie tylko dla innych. Dla Joe Lane celem było stanie się godną porównania z Lilią Zachodu i jej przyjaciółką. A dla Will Cherry celem było wyrwanie się z salonu i życie takie, jakiego wcześniej chciała.
Im dłuższą drogą podążały, tym lepiej się czuły. Wiosenne słońce odbijało się na tafli strumienia. Czerwona ziemia była piękna także tutaj w Mieście Aniołów, na zachód od Death Valley, w domu Beatrice. Dzięki jego istnieniu ona właśnie wiedziała, gdzie zawsze chce wracać.
Trwała wojna secesyjna. Trwała już drugi rok. Rozpoczęła ją jedna, kwestionowana decyzja. USA nie było już jednym państwem, rozpadło się. Większość ludzi straciła wiarę w sens istnienia niewolnictwa, ale znajdowali się również ci, którzy bronili swoich majątków przed upadkiem bez sił do pracy. Marzenia o posiadaniu władzy nad innymi i sprowadzeniu wszystkich do jednej roli spotykały się w tym miejscu…


W następnej części wyjaśnię co się dzieje z Tomoe i z Farrelem. Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Domi dnia Sob 20:30, 18 Sty 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Odwiedzająca
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 01 Wrz 2013
Posty: 1654
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:30, 15 Paź 2013    Temat postu:

Piękne to opowiadanie,Domi...piękne i nad wyraz dojrzałe i przemyślane.
Jestem bardzo ciekawa losów Tomoe i Farrela.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:31, 15 Paź 2013    Temat postu:

Dobre i bardzo japońskie, jak i amerykańskie. Co dalej?

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 21:32, 15 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:47, 15 Paź 2013    Temat postu:

Rozdział poświęcony dwóm osobom które wyruszyły na swoje prywatne wojny - będzie wyjaśnione skąd się wzięli tam, gdzie byli na początku i jakie mają zamiary Smile .
Każda pochwała jest dla mnie ogromną radością. Dzięki wielkie! Niedługo będzie dalszy ciąg...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Domi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 3 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin