Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Prawdziwy przyjaciel
Idź do strony 1, 2, 3 ... 28, 29, 30  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:19, 01 Lip 2014    Temat postu: Prawdziwy przyjaciel

* * * * *

Prawdziwy przyjaciel


Alison Cottrell z ulgą wysiadła z zakurzonego dyliżansu. Powitał ją uśmiech, który nieodłącznie kojarzył się jej z dzieciństwem. Kilka kroków przed nią stał doktor Paul Martin. Gdy była małą dziewczynką, jej ukochany wujek często bywał w domu jej rodziców. Zawsze przywoził jej piękne zabawki i prowadził z nią długie rozmowy. Nigdy nie traktował jej protekcjonalnie i ze zrozumieniem podszedł do jej decyzji, gdy oświadczyła, że chce zostać pielęgniarką. W przeciwieństwie do rodziców, którzy woleli, aby ich starsza córka jak najszybciej wyszła za mąż, najlepiej za bogatego właściciela dobrze prosperującej fabryki. Alison miała inne plany. Chciała pomagać ludziom. Jej decyzji nie zachwiała nawet masakra pod Gettysburgiem. Pracowała wówczas jako pielęgniarka w szpitalu polowym. Nieraz opatrywała rannych żołnierzy, ale tego, co przeżyła na początku lipca 1863 roku, nie dało się z niczym porównać. Po skończonej bitwie armie odeszły, zostawiając ponad 30 tysięcy rannych żołnierzy. Wprawdzie 8 lipca zaczęto rozwozić pociągami poszkodowanych do szpitali w Baltimore, Harrisburgu i innych miastach, ale w samym Gettysburgu zostało blisko pięć tysięcy tak ciężko rannych, że nie można ich było przenieść. To właśnie nimi Alison wraz z niezbyt licznym personelem medycznym opiekowała się, przynosząc chwilową ulgę w niewyobrażalnym cierpieniu. Do dziś pamięta oczy tamtych żołnierzy – konające, przerażone, cierpiące, pełne łez, a często i niedowierzania, że to już koniec. Po 24 godzinach nieprzerwanego zajmowania się pacjentami straciła przytomność. Doktor Jonathan Letterman kazał jej odpocząć, ale po godzinie przysłał po nią noszowego, aby asystowała mu podczas trudniejszej operacji. Pamięć o tamtych tragicznych dniach tkwiła w niej głęboko i choć brzmiało to paradoksalnie - dawała jej wewnętrzną siłę. Gdy wujek Paul poprosił ją o pomoc, nie wahała się ani chwili. Wiedziała, że w małym miasteczku na Dzikim Zachodzie będzie bardziej potrzebna niż w dużym szpitalu w Baltimore.
Doktor Martin serdecznie uściskał Alison, przyglądając się z jej z ukontentowaniem. Dziewczyna zmieniła się od czasu, gdy widział ją po raz ostatni. Pamiętał ją jako chudą, szarą myszkę z ciasno splecionymi warkoczami Teraz stała przed nim młoda, piękna kobieta o jasnych włosach i zielonych oczach, które swym intensywnym kolorem przypominały nieoszlifowane szmaragdy.
- Jak podróż? – zapytał, czekając, aż woźnica zdejmie bagaże jego siostrzenicy.
- Całkiem znośna – przyznała dziewczyna z uśmiechem. - Kiedy zaczynam pracę?
- Najpierw odpocznij – zaproponował podbudowany jej entuzjazmem. – A co do pracy, to wierz mi, w tym mieście będziesz jej miała pod dostatkiem. W całej okolicy jestem jedynym lekarzem. Do tej pory nie było tu żadnej pielęgniarki, na dodatek tak ładnej jak ty – mężczyzna pod wpływem pewnej myśli śmiesznie zmarszczył nos. – Obawiam się, że kowboje specjalnie będą się kaleczyć, obyś tylko ich opatrywała.
- Poradzę sobie – uspokoiła go, kwitując uśmiechem przypuszczenie wuja. – Przyzwyczaiłam się do namolnych pacjentów.
- Z twoją urodą z pewnością nie możesz narzekać na brak … ciekawych propozycji – zauważył, nie siląc się na dyplomację.
- Mężczyźni nie są zbyt skomplikowani w swoim rozumowaniu, a ich działania są zazwyczaj czytelne i przewidywalne – wyznała z prostotą.
- Czyżbyś do tej pory spotykała samych troglodytów i ignorantów? – zdziwił się, pakując jej bagaże do bryczki.
- Pytasz o interesujące znajomości? – dziewczyna mimowolnie westchnęła. – Lepiej pomówmy o tym mieście i jego mieszkańcach – zaproponowała, sadowiąc się w powozie.
Doktor Martin nie dał się prosić i rozgadał na dobre. Wieczorem Alison Cottrell wiedziała, że stoi przed nią prawdziwe wyzwanie. Będzie musiała zmierzyć się z zacofaniem, ciemnotą, nieufnością i ogólnym brakiem higieny.

* * * * *

Adam Cartwright po trzech tygodniach, które zajął mu spęd bydła, wrócił szczęśliwie do Ponderosy. Lustra omijał z daleka, wolał nie widzieć, jak wygląda po dwudziestu dniach podróży w kurzu i upale, smagany wiatrem i piaskiem, który wciskał się dosłownie wszędzie. Wziął kąpiel, z ulgą zakładając świeże i pachnące czystością ubrania. Nareszcie czuł się jak cywilizowany człowiek. Mógł pokazać się ludziom bez obawy, że kogoś odstręczy swym widokiem. Właśnie nadarzała się okazja. Musiał zawieźć do banku pieniądze, które wraz z ojcem otrzymali jako zapłatę za sprzedane krowy. Chciał się również spotkać ze swym najlepszym przyjacielem Bradem Gandertonem. Obiecał mu, że zaraz po powrocie spotkają się w saloonie i omówią projekt budowy młyna.
Z daleka zauważył, że przy drogowskazie stoi jakiś powóz. Zaintrygowany podjechał bliżej i zatrzymał konia. W dwukółce siedziała dziewczyna w miętowej, zwiewnej sukience. Gdy odwróciła głowę, zobaczył najpiękniejsze zielone oczy, jakie kiedykolwiek widział. Wpatrywał się w nią jak urzeczony. Nie mógł w to uwierzyć, ale właśnie miał przed sobą kobietę, która była żywym ucieleśnieniem jego marzeń.
- Chyba się zgubiłam – przyznała nieznajoma.
Jej melodyjny głos wywołał miłe wibracje w jego ciele i spowodował, że nie potrafił przestać się uśmiechać.
- Dokąd się pani wybiera? – zapytał, mając nadzieję, że piękna nieznajoma zatrzyma się w okolicy.
- Szukam rancza Grantów – wyjaśniła, odwzajemniając jego uśmiech.
- To niedaleko. Ta boczna droga zaprowadzi panią do celu – wskazał rozwidlenie, zadowolony z informacji, jaką uzyskał. Ranczo Grantów graniczyło wszak z Ponderosą, a właściciel Robert Grant był jego dobrym znajomym, może nawet przyjacielem.
- Dziękuję – nieznajoma chwyciła lejce, gotowa do drogi.
- Może … pojadę przodem i zaprowadzę panią … - zaoferował się Adam.
- Jest pan bardzo miły, ale poradzę sobie – zapewniła go szybko. – Jeszcze raz dziękuję – uśmiechnęła się z wdzięcznością i odjechała.
Adam długo stał i patrzył, aż pojazd zniknął mu z oczu. Dopiero wówczas uświadomił sobie, że nie zapytał dziewczyny o jej imię. Sam też się nie przedstawił. Nie miał więc pojęcia, kim jest piękna nieznajoma. Wiedział jednak, że odnajdzie ją i tym razem nie pozwoli jej odjechać. Miał przeczucie, że ta dziewczyna na zawsze odmieni jego życie.

* * * * *

Adam szybko uporał się z załatwieniem formalności w banku. Wszedł do salonu Silver Dollar i zajął stolik przy ścianie. Po chwili sączył piwo, leniwie oparty o poręcz krzesła. Przesuwał znudzonym wzrokiem po stałych bywalcach tego miejsca. Wahadłowe drzwiczki otworzyły się i do środka raźnym krokiem wszedł Brad Ganderton. Uniósł rękę na powitanie i usadowił się naprzeciwko. Biła od niego łuna prawdziwego szczęścia. Oczy mu błyszczały, a z twarzy nie schodził uśmiech. Adam z zastanowieniem przyjrzał się przyjacielowi. Znał go od dawna. Brad był odrobinę narwany, lubił ryzyko i znał się na koniach. Był też najlepszym strzelcem w całej Nevadzie. Czasem popisywał się celnością i refleksem, strzelając do rzuconej w powietrze monety. Zazwyczaj robił to na prośbę którejś dziewczyny z saloonu, piszczącej z uciechy i uczepionej jego ramienia jak "zbawiennej poręczy". Nigdy jednak nie widział go w tak szampańskim humorze.
- Wyglądasz … - Adam urwał, zastanawiając się nad użyciem właściwego wyrazu.
- Jak? – dopytywał się uśmiechnięty Brad.
- Jakbyś się zakochał – powiedział pod wpływem impulsu.
- Zgadłeś! – Brad uniósł kufel z piwem, jakby spełniał toast, po czym upił łyk i odstawił na stolik. – Poznałem cudowną dziewczynę. Jest piękna, mądra, wykształcona – po prostu wyjątkowa.
- Kim jest ta szczęściara? – Adamowi udzielił się doskonały humor przyjaciela.
- Nazywa się Alison Cottrell. To siostrzenica doktora Martina. Przyjechała do miasta ponad dwa tygodnie temu, zaraz jakoś po twoim wyjeździe. Jest pielęgniarką i … kobietą mojego życia – wyznał uszczęśliwiony.
- Stwierdziłeś to po dwóch tygodniach znajomości? – Adam chciał się z nim trochę podrażnić.
- To, że jest mi przeznaczona, stwierdziłem już po jednym dniu naszej znajomości – Brad nie dał się zbić z pantałyku. – Jak tylko zbiorę się na odwagę, poproszę ją o rękę.
- Nie wierzę – zaskoczony Adam odstawił do połowy opróżniony kufel.
- Że się chcę ożenić?
- Nie, że brakuje ci odwagi – wyjaśnił.
- Ta dziewczyna mnie onieśmiela. Mam wrażenie, że w jej obecności zachowuję się jak kompletny idiota.
- Zakochany idiota – sprostował Adam. – Takim wiele się wybacza…
- Kpij sobie, kpij – Brad pokiwał głową z pobłażaniem. – Zobaczysz, że i ciebie to kiedyś dopadnie.
Adam chciał powiedzieć, że i jego najprawdopodobniej trafiła strzała Amora, ale coś go powstrzymało. Nie umiał tego wytłumaczyć. Postanowił nie dzielić się informacją o zielonookiej piękności, dopóki lepiej jej nie pozna. Tymczasem na prośbę Brada opowiedział o spędzie, a następnie zajęli się sprawą młyna. Adam miał pomysł co do miejsca, w którym należałoby go postawić i zamierzał w najbliższych dniach wziąć się za projekt. Po omówieniu wszystkich spraw opuścili saloon. Brad tryskał energią i uśmiechał się do wszystkich napotkanych osób. Wręcz zarażał dobrym humorem. Adam wszedł na chwilę do sklepu Willa Cassa, aby zostawić zamówienie. Obiecał właścicielowi, że jutro któryś z jego braci odbierze zakupy. Kiwnął głową na pożegnanie i wyszedł na zewnątrz.
- Zaczekaj chwilę – zatrzymał go Brad z tajemniczym uśmiechem.
- O co chodzi?
- Chcę ci kogoś przedstawić – powiedział przyjaciel, patrząc na osobę stojącą za plecami Adama. – Wspaniałą kobietę, o której tyle ci opowiadałem.
Cartwright odwrócił się zaciekawiony. Mimo dokuczliwego upału, poczuł lodowate igiełki na swoim ciele. „Nie, nie i jeszcze raz nie!” – wykrzyczał w duchu. „To nie może być prawda!” Przed nim stała piękna nieznajoma, która szukała rancza Grantów. Ta kobieta miała odmienić jego życie, miała być jego częścią. Tymczasem była prawie zaręczona z Bradem, który widział w niej swoją przyszłą żonę. Poczuł, jak palce bezwiednie zwijają mu się w pięść. Miał ochotę komuś przyłożyć. Zamiast tego uśmiechnął się z przymusem i zdjął kapelusz.
- Alison, pozwól, że ci przedstawię mojego najlepszego przyjaciela, którego lojalności zawsze mogę być pewien – Brad nie odrywał oczu od dziewczyny, więc nie zauważył, że przez twarz Adama przemknął ni to cień, ni to grymas.
- Adam Cartwright – powiedział przystojny brunet, zastanawiając się, czy dziewczyna wspomni o ich wcześniejszym spotkaniu przy drogowskazie.
- Alison Cottrell – wyciągnęła rękę w kierunku Adama, który przytrzymał ją odrobinę dłużej niż należało. – Widzimy się dziś już po raz drugi.
- Znacie się? – Brad uniósł brwi ze zdziwieniem.
- Adam był tak miły, że wskazał mi drogę na ranczo Grantów – wyjaśniła Alison.
- Spotkaliśmy się przypadkiem – dodał Cartwright.
- Jak się miewa Robert? – chciał wiedzieć Brad, z którego twarzy po raz pierwszy tego dnia zniknął uśmiech.
- Trochę lepiej – odpowiedziała ze smutkiem Alison.
- Co z Robertem? – zainteresował się Adam, który nie miał pojęcia, o czym oni mówią.
- Bracia ci nie powiedzieli? – zdziwił się Brad. – Podczas polowania zaatakowała go puma. Przez trzy dni leżał w domu doktora Martina, ale potem się uparł, że chce wracać do siebie i musieliśmy go przetransportować na ranczo. Ma poharataną nogę.
- Jak bardzo?
- Bardzo – Alison skrzywiła się nieznacznie. – To się słabo goi i obawiam się …
Obaj spojrzeli na nią, wstrzymując oddech. Z napięciem czekali na to, co powie.
- Trzeba się liczyć z możliwością amputacji – powiedziała, przenosząc wzrok od jednego do drugiego.
Adam lubił Roberta, który był świetnym myśliwym i uczynnym człowiekiem, ale zazwyczaj trzymał się trochę na uboczu i rzadko dawał się wyciągnąć na szklaneczkę whisky. Nie był tak wylewny i rozrywkowy jak Brad, raczej skryty i małomówny.
- Robert o tym wie? – zainteresował się Adam.
- Wie – usłyszał krótką i szybką odpowiedź.
Coś we wzroku dziewczyny kazało mu przypuszczać, że Grant nie przyjął tej informacji najlepiej. Adam postanowił jeszcze dziś go odwiedzić. Nie najlepsze wiadomości o Robercie na chwilę pozwoliły mu nie myśleć o złośliwości losu. Przecież gdyby nie pojechał na ten przeklęty spęd, być może to on zastanawiałby się w tej chwili, jak oświadczyć się Alison i to on dzieliłby się swym szczęściem z Bradem. Tymczasem musiał ze spokojem patrzeć, jak jego najlepszy przyjaciel pomaga wsiąść do powozu tej prześlicznej istocie i sadowi się obok niej, aby ją odwieźć do domu doktora.
- Widzimy się jutro? – rzucił Brad w kierunku Adama, który kiwnął nieznacznie głową.
Gdy dwukółka odjechała, Adam wrócił do saloonu. Przy barze zamówił podwójną whisky. Wypił alkohol jednym haustem. Powodowany rozsadzającą go złością z całej siły cisnął pustą szklanką w ścianę. Zaskoczony barman skurczył się i zamarł, z niedowierzaniem patrząc na drobinki szkła rozsiane po podłodze i niezbyt czystym blacie. Po chwili przeniósł wzrok na sprawcę zamieszania. Adam Cartwright siedział nieporuszony przy kontuarze. I tylko mocno zaciśnięte szczęki pozwalały przypuszczać, że toczy ze sobą wewnętrzną walkę.

* * * * *


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 6:43, 01 Lip 2014    Temat postu: Prawdziwy przyjaciel

Jak zwykle opowiadanie Mady czyta się niczym najlepszą powieść,z wyrazistymi opisami i dobrze przedstawionymi postaciami.
Żal mi tego Roberta ,czy nie ma możliwości by uniknął amputacji ?
I co zrobi Adam ,skoro najlepszy przyjaciel chce się żenić z Alison ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 6:52, 01 Lip 2014    Temat postu:

Opowiadanie od początku bardzo wciągające. Postaci niezwykle ciekawie przedstawione. Zaczyna się interesująco. Adam rozbijający szklankę Shocked Naprawdę musiał dostać po głowie od Amora. Świetnie się czyta. Mada to wspaniale, że zaczęłąś pisać nowe opowiadanie. Widać, że jest przemyślane, osadzone w klimacie "Bonanzy" z dbałością o fakty. To na razie tyle jak wrócę z pracy to jeszcze napisze parę słów komentarza, jeśli pozwolisz Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:36, 01 Lip 2014    Temat postu:

Zdenerwowany Adam! To się czyta z przyjemnością Very Happy Rzadko się denerwował, ale jeśli zaczął, to robiło się ciekawie Very Happy No i zapowiada się interesująco - atrakcyjna dziewczyna, w dodatku nowa w mieście ... czyli dodatkowy walor ... co będzie dalej? Zwłaszcza, że i przyjaciel mierzy w to samo miejsce Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Camila
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:58, 01 Lip 2014    Temat postu:

Początek bardzo interesujący.
Szkoda mi się zrobiło tego Roberta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:14, 01 Lip 2014    Temat postu: Re: Prawdziwy przyjaciel

Mada napisał:
- Adam Cartwright – powiedział przystojny brunet, zastanawiając się, czy dziewczyna wspomni o ich wcześniejszym spotkaniu przy drogowskazie.
- Alison Cottrell – wyciągnęła rękę w kierunku Adama, który przytrzymał ją odrobinę dłużej niż należało.

Czy to zbieżność, że ich imiona i nazwiska mają takie same inicjały? Bo wiesz...tu taka jedna uważa Rolling Eyes , że to przynosi pecha Laughing
Mada napisał:
Wieczorem Alison Cottrell wiedziała, że stoi przed nią prawdziwe wyzwanie. Będzie musiała zmierzyć się z zacofaniem, ciemnotą, nieufnością i ogólnym brakiem higieny.

O tak przed nią nie lada wyzwanie. Rolling Eyes
Mada napisał:
...w kurzu i upale, smagany wiatrem i piaskiem, który wciskał się dosłownie wszędzie.

Biedactwo...naprawdę aż mu chciałam wodę wiadrami nosić....i co to znaczy "piasek dosłownie wszędzie"...mam słabą wyobraźnię Mada Rolling Eyes

Ogólnie katastrofa! (nie Twoje opowiadanie of corse Rolling Eyes ) "Na dzień dobry" Adaś zakochał się gorzej w tej samej babeczce co i przyjaciel. gorzej Adam był czysty i pachnący kiedy ją spotkał po raz pierwszy....a ja nadal nie wiem czy zrobił na niej piorunujące wrażenie Evil or Very Mad

Świetny pomysł, jestem ciekawa co dalej...ożenisz ich i zrobisz ją wdową Rolling Eyes czy nie ożenisz, a skłócisz przyjaciół (choć tytuł mówi i wiele i niewiele ....) nie odpowiadaj Mada....pomęczę Cię jak się rozwinie akcja Rolling Eyes

p.s. godzina wklejenia... Shocked
*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Wto 16:54, 01 Lip 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:37, 01 Lip 2014    Temat postu:

Tak, jak obiecałam Very Happy
Mada napisał:
Teraz stała przed nim młoda, piękna kobieta o jasnych włosach i zielonych oczach, które swym intensywnym kolorem przypominały nieoszlifowane szmaragdy.

Ta dziewczyna musi być dziewczyną Adama Very Happy
Mada napisał:
Obawiam się, że kowboje specjalnie będą się kaleczyć, obyś tylko ich opatrywała.

Wcale bym się nie zdziwiła ... przy takiej urodzie Alison Very Happy
Mada napisał:
Gdy odwróciła głowę, zobaczył najpiękniejsze zielone oczy, jakie kiedykolwiek widział. Wpatrywał się w nią jak urzeczony. Nie mógł w to uwierzyć, ale właśnie miał przed sobą kobietę, która była żywym ucieleśnieniem jego marzeń.

Ale wzięło naszego Adasia Laughing Laughing
Mada napisał:
Chcę ci kogoś przedstawić – powiedział przyjaciel, patrząc na osobę stojącą za plecami Adama. – Wspaniałą kobietę, o której tyle ci opowiadałem. Cartwright odwrócił się zaciekawiony. Mimo dokuczliwego upału, poczuł lodowate igiełki na swoim ciele. „Nie, nie i jeszcze raz nie!” – wykrzyczał w duchu. „To nie może być prawda!” Przed nim stała piękna nieznajoma, która szukała rancza Grantów.

A tu bardzo mi było żal Adama. On już zdążył się porządnie w dziewczynie zadurzyć, a tu taka niespodzianka. Do tego jego konkurentem ma być najlepszy przyjaciel Rolling Eyes tak jak już napisałam początek opowiadania jest niezwykle interesujący ... czekam więc z niecierpliwością na ciąg dalszy Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:40, 01 Lip 2014    Temat postu:

ADA, Ewelina - ja również lubię zdenerwowanego Adama. Smile

Zorina, Camila - mnie także żal Roberta. Sad

Aga, nad wyobraźnią trzeba pracować. Laughing Co do inicjałów - tak jakoś wyszło. Szokuje Cię godzina wklejenia fragmentu? Mnie też. Laughing Obietnica dotycząca męczenia, gdy akcja się rozwinie, bynajmniej mnie nie raduje. Rolling Eyes Będę musiała znieść to z godnością.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:12, 01 Lip 2014    Temat postu:

Eeee...co to za podpucha...myślałam, że tu coś jest Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:42, 01 Lip 2014    Temat postu:

Jaka znowu podpucha? Shocked W swojej wypowiedzi nawiązałam do poszczególnych postów. Chciałam być grzeczna i rozmowna. Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:47, 01 Lip 2014    Temat postu:

Jesteś....ale ja chciałam poczytać... I zadać kilka pytań Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:42, 02 Lip 2014    Temat postu:

* * * * *

Niewielkie ranczo Roberta Granta graniczyło z Ponderosą. Gdy Adam wjechał na podwórze, na jego powitanie wybiegł ogar Chester, którego czekoladowa sierść lśniła w słońcu. Czarnym nosem dotknął dłoni przybyłego, dopraszając się o pieszczoty. Adam pogłaskał go z przyjemnością, po raz setny zastanawiając się, dlaczego na ich ranczu nie ma żadnego psa. Razem weszli do domu. Pies zaprowadził go do swego właściciela. Robert siedział na łóżku i czytał gazetę. Wyraźnie się ucieszył na widok Adama.
- Nawiedzasz chorego? – zapytał z bladym uśmiechem.
- Odwiedzam przyjaciela – sprostował Adam.
- Dobre wiadomości szybko się rozchodzą, prawda? – Robert pobębnił palcami w swoją chorą nogę, w wyniku czego po jego twarzy przemknął skurcz bólu.
- Wszystko będzie dobrze – stwierdził z całą powagą Adam, próbując zawrzeć w tych standardowych słowach pocieszenia sto procent pewności.
- Wiesz, że mogą mi ją uciąć? – zapytał, przesuwając dłonią po udzie.
- Na pewno tak się nie stanie – zapewnił szybko Adam.
- Jeśli uda się ją uratować, to tylko dzięki pannie Cottrell – powiedział zamyślony, ale po chwili się ożywił. – To doskonała pielęgniarka. Wiesz, że będzie tu przyjeżdżać dwa razy dziennie? Przemywa rany jakimś środkiem, żeby nie wdało się zakażenie.
- Poznałem ją – poinformował go Adam, czując, jak przyspiesza mu tętno.
- Wspaniała kobieta – powiedział Robert z uznaniem. – Brad oszalał na jej punkcie – dodał po chwili zastanowienia.
- Wiem – Adam kiwnął głową. – Nigdy nie widziałem go w takim stanie. Jest …
- … zakochany i szczęśliwy – dokończył Robert.
- Tak – musiał przyznać. – Jak mogę ci pomóc? – Adam szybko zmienił temat.
- Mam wszystko, czego potrzebuję, ale … dziękuję.
Adam dotrzymał mu jeszcze towarzystwa przez godzinę, a następnie wrócił do domu. Przy kolacji rozmawiali o wypadku Roberta. Ben stwierdził, że jutro powinni pojechać na ranczo Granta i sprawdzić, czy wszystkie prace przebiegają tak, jak należy. Czasem pracownicy wykorzystują brak nadzoru ze strony pracodawcy.
- Trzeba przypilnować, żeby wykonywali swoje obowiązki – stwierdził Ben głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- To dobry pomysł – poparł go Adam. – Proponowałem mu pomoc, ale odmówił. Trzeba go postawić przed faktem dokonanym, wtedy nie będzie miał wyboru.
Hoss i Joe pokiwali głowami ze zrozumieniem. Oni również zgadzali się z uwagami Bena i Adama.

* * * * *

Dwa dni później wszystko na ranczu Granta chodziło jak w zegarku. Adam zajęty pracą starał się nie myśleć o Alison, a przynajmniej te rozmyślania ograniczyć. Jak na złość co jakiś czas ktoś o niej wspominał – a to Ben, który ni z tego, ni z owego nagle powiedział, że chciałby mieć taką córkę, a to Robert, wychwalając fachową opiekę. Nawet Hoss coś nadmienił o jej ofiarności. Gdy przy obiedzie wszyscy domownicy rozgadali się na temat korzyści dla miasta, jakie niesie obecność takiej pielęgniarki jak panna Cottrel, Adam postanowił się ewakuować. Miał zamiar pojechać do miasta i trochę się rozerwać. Wiedział, że nie spotka tam Brada, który razem z Royem transportował więźnia do Carson City. Postanowił na początek znieczulić się podwójną dawką whisky. Barman nalał alkohol, nieufnie patrząc na szklankę w ręku Adama. Tym razem Cartwright emanował spokojem i opanowaniem. Wyglądał i zachowywał się jak zwykle. Obok niego siedział Steve Wilder, który był obiektem niewybrednych komentarzy pijanych kowboi tylko dlatego, że miał jedną nogę krótszą od drugiej i chodził, zarzucając biodrem. Siedział przygarbiony i sączył piwo, nie odrywając wzroku od blatu. Od pobliskiego stolika podniósł się Lucas Moore i podszedł do baru. Kumple – Dylan Sewell i James Findlay – ruszyli jego śladem. Stanęli za plecami Steve’a, prezentując na swych twarzach parodię uśmiechu.
- Ej, Wilder! – krzyknął Lucas. – Co taka pokraka jak ty robi w tym mieście?
Steve drgnął na te słowa, ale się nie odwrócił.
- Do ciebie mówię, Wilder! – wydarł się Lucas.
- Zostaw go – Adam odwrócił się nieznacznie, obrzucając spojrzeniem pobudzonego Moore’a.
- Nie wtrącaj się Cartwright – rzucił ostrzegawczo Sewell, postępując krok do przodu. – Ta sprawa cię nie dotyczy.
Adam nie skomentował jego słów, ale nie spuszczał oczu z całej trójki. Wyraźnie szukali zaczepki. W grupie czuli się mocni i koniecznie chcieli się na kimś wyżyć – najlepiej słabym i bezbronnym.
- No, Wilder! – ryknął Findlay. – Nie chcesz z nami rozmawiać?
- Uważa się za lepszego od nas – zauważył kąśliwie Sewell.
Lucas Moore wyjął nóż i zaczął go podrzucać w dłoni. Adam oparł się bokiem o kontuar, śledząc jego poczynania. Rękę przesunął do pasa z bronią, mając jednak nadzieję, że nie będzie musiał jej użyć. Trzech klientów saloonu pośpiesznie opuściło lokal. Barman odsunął się od kontuaru.
- Wstawaj, Wilder i pokaż, że jesteś mężczyzną – zażądał Moore i dotknął sztychem pleców Steve’a.
Adam płynnym ruchem wyciągnął broń i wymierzył ją w napastników.
- Wystarczy – powiedział twardym głosem.
- Nas jest trzech – przestrzegł go Lucas, uśmiechając z wyższością. – Któryś z nas cię załatwi.
- Pewnie tak – przyznał z nonszalancją Adam. – Ale zanim się to stanie, zdążę strzelić. Do ciebie, Moore.
Lucas Moore uśmiechnął się krzywo do Carwrighta i odwrócił do kumpli.
- Nawet zabawić się nie można – poskarżył się głosem rozkapryszonego dziecka.
Dylan i James ryknęli sztucznym śmiechem. Moore pozornie luzackim krokiem zmierzał ku wyjściu, za nim podążali kumple. Adam schował broń i dopił whisky. Spojrzał na Steve’a, który wciąż siedział przy barze. Ręce, które trzymał na kuflu z piwem, wyraźnie drżały. Adam, chcąc go uspokoić, klepnął go po przyjacielsku w łopatkę, założył kapelusz i wyszedł na zewnątrz. Naraz poczuł szarpnięcie i silny ból w lewym ramieniu. To Lucas Moore doskoczył do niego i dźgnął go nożem, po czym rzucił się pędem przed siebie. Zanim zniknął w zaułku, odwrócił się i rzucił mściwie:
- Należało ci się, Cartwright!
Adam prawą dłonią ucisnął broczącą ranę. Trzymając się za ramię, udał się do domku doktora Martina. Wszedł do pustej poczekalni i zapukał do gabinetu. Drzwi otworzyła Alison. Na malachitowej sukience nosiła biały fartuszek. Od razu zauważyła krew, której strużki spływały mu po palcach. Szybko go przepuściła.
- Jak to się stało? – zapytała, marszcząc brwi.
- Ktoś zranił mnie nożem, gdy wychodziłem z saloonu – poinformował, nie wdając się w szczegóły.
- Uroczy lokal – podsumowała z ironią. – Każdego dnia dostarcza kilku pacjentów. Musisz zdjąć koszulę – zadecydowała.
- Nie ma doktora Martina? – zapytał Adam, siadając na łóżku.
- Pojechał do Granta obejrzeć jego nogę – wyjaśniła. – Nie obawiaj się, umiem opatrywać takie rany. Umiem też je szyć – uśmiechnęła się uspokajająco.
Adam nic nie odpowiedział. Zapytał o doktora nie dlatego, że wątpił w jej kompetencje. Po prostu świadomość, że będzie siedział tu półnagi, a ona będzie go dotykać, odrobinę go przerażała. Taka bliskość była zbyt niebezpieczna i narażała go na pokusy, których chciał uniknąć ze względu na Brada. Nie miał prawa niszczyć marzeń i nadziei swego najlepszego przyjaciela. Nie mógł jednak siedzieć tak w nieskończoność. Musiał się na coś zdecydować. Sięgnął do guzików, zaś Alison wyjęła środek dezynfekujący i opatrunki.
- Pomogę ci – zaoferowała się, gdy zaczął ściągać koszulę z rannego ramienia.
Podeszła i chwytając za kołnierzyk, ostrożnie zsunęła przesiąknięty krwią rękaw. Lewą dłoń położyła na jego ramieniu, prawą delikatnie przemywając ranę. Stała na tyle blisko, że Adam czuł subtelny zapach jej perfum, który głęboko wciągnął w swe nozdrza. Alison odebrała to inaczej.
- Boli? – zapytała ze współczuciem. – Myślałam, że robię to delikatnie.
- Nic mi nie jest – uspokoił ją, starając się zapanować nad swoim oddechem. – To tylko małe rozcięcie.
- Nie takie znów małe – sprostowała, rzucając wzrokiem na jego dziwnie stężałą twarz. – Poza tym, zostanie blizna do kolekcji – jej wzrok zarejestrował ślad po wcześniejszym postrzale.
Na chwilę go opuściła i wróciła z igłą i nitką.
- Teraz będzie boleć – ostrzegła. – Muszę zszyć tę ranę. Przydałby się jakiś alkohol, żeby choć trochę cię znieczulić. Wujek ma w szafce brandy.
- Nie – zatrzymał ją, stanowczo chwytając zdrową ręką jej lewe ramię.
Uśmiechnęła się delikatnie, a w jej zielonych oczach pojawiły się wesołe iskierki.
- Dobrze – powiedziała z zastanowieniem. – W takim razie opowiedz mi o sobie. Brad wspominał, że sporo czytasz.
Zajęła się szyciem, rzucając od czasu do czasu spojrzenia na przystojną twarz swego pacjenta.
- Lubię poezję i literaturę, choć zazwyczaj nie mam z kim o tym porozmawiać – przyznał bez złośliwości. – Ludzie tutaj mają inne zainteresowania i pasje.
- Zauważyłam – rzuciła krótko. – A twoja ostatnia lektura to…?
- „Walden, czyli życie w lesie” H.D. Thoreau.
- Nie znam tego – przyznała ze zdziwieniem.
- „Rzesze ludzi wiodą życie pogrążeni w cichej rozpaczy. Co nam wydaje się prawdą, okazuje się być tylko kompromisem. To, co nazywa się rezygnacją, jest usankcjonowaną rozpaczą.” – przytoczył z pamięci swój ulubiony fragment.
- Niezwykłe – skwitowała zaskoczona. – O Thoreau wiem tylko tyle, że był zagorzałym abolicjonistą sprzeciwiającym się niewolnictwu. Ta jego książka to powieść?
- Powieść w formie pamiętnika. Thoreau napisał ją w trakcie dwóch lat samotności, które spędził w chacie nad stawem Walden, położonym w lasach concordzkich.
- Gotowe – poinformowała go pełnym entuzjazmu tonem.
- Skutecznie odwróciłaś moją uwagę – zauważył, uśmiechając się i prezentując swe niepowtarzalne dołeczki.
- Musiałam czymś cię zająć, żebyś nie koncentrował się za bardzo na tym, co robię – przyznała, odwzajemniając uśmiech.
Zajęła się zakładaniem opatrunku. Poczuł dotyk jej subtelnych, delikatnych palców na swojej skórze. Przymknął oczy, starając się zapamiętać te przyjemne doznania. Było to jednak na tyle niebezpieczne, że po chwili musiał przywołać się do porządku. Spiął mięśnie i wstrzymał oddech. Musiał się kontrolować.
Gdy Alison skończyła swe dzieło, Adam sięgnął po zakrwawioną koszulę.
- To nie jest dobry pomysł – zaoponowała. – Poszukam czegoś w garderobie wujka. Ma zdaje się taką czarną, której nie używa.
Gdy pielęgniarka wyszła, Adam uniósł poplamioną koszulę i krytycznym okiem spojrzał na przecięty materiał. Będzie musiał ją wyrzucić. Nie nadawała się już do ponownego założenia, nawet po wypraniu. Zwinął ją w kulkę i położył przy nodze. Po chwili pojawiła się Alison. Adam szybko wziął od niej koszulę, bojąc się, że zechce mu pomóc w jej nakładaniu. Nie miał pojęcia, jak długo jeszcze zniesie to napięcie. Był na skraju wytrzymałości. Chciał jak najszybciej wyjść na świeże powietrze. Nie patrzyć na nią, nie wdychać jej zapachu. Szybko wyjął należną kwotę i położył na stoliku.
- Jutro trzeba będzie zmienić opatrunek – zauważyła Alison.
- Przyjadę – obiecał, kierując się ku wyjściu. W ostatniej chwili odwrócił się i musnął wargami jej policzek. – Dziękuję, Alison.
W drzwiach wejściowych zderzył się z doktorem Martinem. W ogóle go nie zauważył. Przed domem kręciło się kilku mężczyzn.
- Słyszałem, co się stało – powiedział lekarz. – Alison się tobą zajęła?
- Tak – tylko tyle zdołał wykrztusić.
- Zastępca szeryfa zatrzymał Lucasa Moore’a. Możesz złożyć oficjalne zawiadomienie o napaści – wyjaśnił doktor Martin. – Ten typ powinien dostać nauczkę. Strasznie się panoszy i wciąż inicjuje bójki.
- Co z nogą Roberta? – zapytał szybko Adam.
- Jest szansa, że się ją uratuje – doktor pokiwał głową z namysłem. – Ale tę jego ranę trzeba byłoby jeszcze częściej przemywać.
- Będę jeździć do niego trzy razy dziennie – włączyła się do rozmowy Alison, stając za plecami Adama, który odwrócił się, słysząc jej głos.
- Całe dnie będziesz spędzać w drodze – zauważył wujek. – To bez sensu.
- Mamy w Ponderosie pokój gościnny – powiedział Adam. – Mogłabyś w nim zamieszkać na … jakiś czas. Tyle, ile będzie trzeba. Ranczo Granta jest bardzo blisko.
- Świetny pomysł – poparł go doktor Martin. – Adamowi też przy okazji zmienisz opatrunek.
Obaj spojrzeli na nią wyczekująco.
- Dobrze – powiedziała po chwili zastanowienia.

* * * * *


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mada dnia Czw 20:28, 03 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 23:52, 02 Lip 2014    Temat postu:

Bardzo ciekawy rozwój akcji, Alison przeprowadza się czasowo do Ponderosy...

Bójka w barze krotka, ale dobrze, że Adam miał tak blisko. Sądząc z braku reakcji otoczenia, lokal musiał być rzeczywiście uroczy.

Cytat:
a to Ben, który ni z tego, ni z owego nagle powiedział, że chciałby mieć taką córkę
no, rzeczywiście interesująca uwaga. Taka nieoczekiwana Very Happy

Opowiadanie bardzo przyjemnie napisane, dopracowane i przemyślane Smile Piękne szczegółowe opisy Smile
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 6:05, 03 Lip 2014    Temat postu:

...no proszę, mam lekturę do tramwaju Very Happy starałam się nie podglądać poza ....godziną wklejenia....coraz wcześniej Mada wklejasz, Laughing

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Czw 6:05, 03 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 6:47, 03 Lip 2014    Temat postu:

Mada, przeczytałam, a skomentuje wieczorem. Powiem tylko, że akcja się zagęszcza i to mi się bardzo podoba Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 28, 29, 30  Następny
Strona 1 z 30

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin