Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rumianek
Idź do strony 1, 2, 3 ... 9, 10, 11  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Senszen
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 14:38, 28 Kwi 2016    Temat postu: Rumianek

W powietrzu wciąż drgał uporczywy upał, przez rozpalone, bladoniebieskie niebo przebijał się różowy poblask. Horyzont pociemniał wyraźnie, grafitowym konturem znacząc korony sosen. Chmury gęstniały, powoli zatracając się w szarości. Chłodniejszy wiatr powiał nieco mocniej. Poruszyły się kwiaty w glinianych donicach. Firanki, wiszące w otwartym oknie również się poruszyły. Wilgotna jeszcze tkanina przesunęła się niemrawo, rozsiewając cierpki zapach szarego mydła, przyjemnie łączący się z zapachem wilgotnej ziemi i mokrych desek sosnowych.
Adam podniósł mimochodem głowę i przez chwilę w milczeniu obserwował, jak Yumi przeciera po raz ostatni lśniące szyby, poprawia zasłony – i w końcu, zamyka ostrożnie okno. Przez szybę widział jeszcze jak kobieta wyciera wilgotne dłonie w fartuch, niewidzącym wzrokiem patrząc przed siebie. Po spokojnej twarzy ślizgały się leniwie promienie, ciemny warkocz stapiał się z ciemnym materiałem sukni, niknąc powoli w mroku rzucanym przez cień zalegający w pokoju.
Mężczyzna niepewnie zapiął jeden guzik czarnej koszuli i sięgnął po filiżankę kawy. Upił ostrożnie łyk i spojrzał na rubryki gazety, trzymanej na kolanach. Z irytacją stwierdził, że czytając gazetę pobrudził sobie palce tuszem i lekko rozmazał tekst jednej rubryki. Drobne ogłoszenie o sprzedaży maszyny do szycia rozmazało się a na szarawym papierze widniały teraz niewyraźne odciski palców.
Adam odrzucił zwinięta gazetę na stolik, przy którym siedział, chwycił gwałtownie serwetkę, prychnął ze złością i zaczął wycierać palce. Usłyszał cichy dźwięk i zaalarmowany, rozejrzał się. Cookie, siedząca nieco dalej, na schodkach prowadzących na ganek również cicho prychnęła, jak kotek, i zaczęła wycierać palce o rąbek chustki zawiązanej na szyi.
Adam zatrzymał się w połowie ruchu i powoli odłożył serwetę z powrotem na stół. Dziewczynka siedziała tam już dłuższy czas, ale nie zwracał na nią większej uwagi. Z półgodziny temu Yumi poleciła Cookie podlać kwiaty w donicach. Dziewczynka zrobiła to chętnie. Skończywszy zadanie usiadła na deskach, postawiła konewkę obok siebie i zatopiła się w sobie tylko znanych myślach, sącząc powoli mleko. Milcząca i spokojna do tej pory nie sprawiała żadnych kłopotów. Teraz jednak, z niewinnym, nieco figlarnym uśmiechem poprawiła chusteczkę na szyi, usiadła prosto i złożyła ręce na podołku.
Adam podniósł brwi, stłumił uśmiech i sięgnął po filiżankę z kawą. Upił wolno łyk. Cookie, sięgnęła po szklankę mleka, stojącą obok niej, na deskach ganku, i również upiła łyk. Odstawiła szklankę i spojrzała wyczekująco. Oczy miała szeroko otwarte, niebieskie i bardzo rozbawione.
Adam usiadł wygodniej, odchylił się nieco na krześle i wodził palcem po krawędzi filiżanki. Cookie, dalej siedziała prosto, ale pochyliła głowę i zaczęła, podobnie jak Adam, wodzić palcem po krawędzi szklanki. Długie rzęsy zasłaniały oczy, grzywka i kilka dłuższych kosmyków spadło jej na twarz – widać jednak było, że policzek drży jej od tłumionego śmiechu.
- Tak się zastanawiam… - Adam mruknął. – Czy nazwać to mimikrą… czy po prostu mnie przedrzeźniasz?
Cookie nie odezwała się, choć ucho jej lekko poczerwieniało a kącik ust uniósł się w niepewnym uśmiechu.
- Albo chcesz mnie rozbawić – zastanawiał się dalej Adam i upił jeszcze jeden łyk kawy.
– Albo po prostu… dziecko się nudzi? I na pewno bardzo by chciało iść do szkoły? – podrzucił Jon, bezszelestnie podchodząc do poręczy schodów.
Cookie podskoczyła lekko, słysząc nad sobą głos kowboja. W ostatniej chwili złapała szklankę, która zachwiała się niebezpiecznie i oblała się żywym rumieńcem.
- Nie jest to chyba szczyt marzeń każdego dziecka, nie uważasz? – zauważył rozbawiony Adam.
Jon wzruszył ramionami, minął Cookie i usiadł na krześle naprzeciw Adama. Zdjął kapelusz, otrzepał go o nogawkę spodni i zamaszyście odłożył na stół.
- Marzenia marzeniami, ale dzieci powinny się plątać po szkole, nie po ranczu – kwaśno zauważył Jon. – Albo chociaż powinny mieć jakieś obowiązki, żeby nie marnować czasu.
Adam spojrzał kpiąco na Jona.
- Jon, czyjego czasu?
Jon ponownie wzruszył ramionami.
- Miejsce dzieci jest w domu, nie na ranczu. Przecież to nie jest chłopiec, nie jest w stanie zrobić nic pożytecznego… najlepiej by było, gdyby siedziała w domu przy… - Jon połknął słowo i uśmiechnął się krzywo. – W każdym razie inni też maja dzieci a nie kręcą się one bez celu po terenie Ponderosy. A tak przy okazji… Będziemy potrzebować kilku dodatkowych sezonowych pracowników. Co najmniej dziesięciu.
- Nie jest to dla mnie nowina… Choć przyznam, że chciałbym wiedzieć, dlaczego Ty mi to oznajmiasz a nie zarządca? – Adam spytał łagodnie, unosząc w zdziwieniu brwi. – Bo taka jest rola zarządcy, nie uważasz?
- Bo zarządca się myli i za nic ma uwagi innych ludzi – niezadowolonym tonem odparł Jon. – Według niego damy sobie radę zatrudniając tylko czterech dodatkowych ludzi. – Jon nachylił się do Adama i uśmiechnął się porozumiewawczo – Zresztą dobrze jest czasem porozmawiać z bezpośrednim przełożonym, przedstawić mu swój punkt widzenia… bez żadnych zniekształceń.
- To dlaczego uważasz, że potrzebujemy ponad dwa razy tyle? – Adam uśmiechnął się lekko.
- Bo wiem, ile czeka nas pracy. I wiem, ze zawsze jest za mało rąk do pracy. Zwłaszcza, że Candy ostatnio nie świeci przykładem, jest uparty… i robi błędy, które mogą nas dużo kosztować.
- Naprawdę? – lekko się zdziwił Adam.
- Uważam, że nasz zarządca ma głowę zaprzątniętą czymś zupełnie innym niż pracą – pobłażliwie dodał Jon i spojrzał wymownie na Cookie, wciąż siedzącą na ganku. – I nie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Może lepiej by było, gdyby… no, wie pan, panie Cartwright.
- To, o ile dobrze zrozumiałem… Ty byś chętnie pomógł mu w wypełnianiu tych obowiązków?
- No. To znaczy… tak, panie Cartwright. Pracuję na tym ranczu już kilka ładnych lat, sprawdzam się, dobrze wykonuję swoją pracę… Naprawdę, widzę, że nasz „zarządca” – Jon chrząknął z niesmakiem – No, ostatnio kiepsko mu idzie praca. Od dłuższego czasu zresztą.
- Nie zauważyłem – uprzejmie zdziwił się Adam. – A czy mógłbyś nieco bardziej konkretnie się wyrazić, co takiego źle zrobił ostatnio Canaday?
- Ja tylko tak uprzedzam… Jak na razie wszystko się kręci. My jeszcze wiemy co robić, ale z nowymi pracownikami? Wytłumaczyć im co i jak? Zaraz wszystko się … zaraz coś się posypie, Candy’emu ostatnio kiepsko idzie, ledwo sobie radzi z podstawowymi obowiązkami a co to będzie, kiedy trzeba będzie zrobić coś więcej? Ostatnio więcej za niego robimy, dlatego to wszystko się jeszcze kręci. A on tego nie widzi, uważa, ze wszystko jest w porządku i inne mu zajęcia widać plączą się po głowie – Jon raz jeszcze wymownie spojrzał na zaskoczoną Cookie.
- I ty się o niego po prostu troszczysz… i chcesz mu ulżyć w obowiązkach. Rozumiem. – Adam kiwnął głową.
- Ja na poważnie. Tak uważam i…– Zresztą… żaden nowy pracownik długo nie zagrzeje miejsca przy takim… no, wie pan, panie Cartwright. Kiepsko się pracuje, kiedy ktoś się nieustannie czepia i nie potrafi powiedzieć, czego właściwie chce. Mówię panu, panie Cartwright… ostatnio sporo rzeczy tutaj leży.
- Rozumiem – przerwał mu Adam ciepłym i łagodnym głosem – leży ci na sercu dobro całego rancza. Jak widzę.
- Dokładnie – Jon westchnął z ulgą, wstał lekko i chwycił kapelusz.
- Przemyślę to, co powiedziałeś. Możesz być tego pewien.
- To… w porządku… i wracam do pracy. A jak z tymi pracownikami? – Jon obrócił się jeszcze na pięcie i utkwił wzrok w Adamie.
- Tak jak mówiłem, zastanowię się nad tym.
Jon naciągnął kapelusz na uszy i energicznym krokiem oddalił się. Adam pokręcił głową i spojrzał na Cookie. Dziewczynka, wcześniej rozbawiona, teraz była widocznie zdenerwowana. Zmarszczyła gniewnie nos i szybko, jakby się sama tego wstydziła, pokazała język odchodzącemu Jonowi. Potem zaczerwieniła się, gwałtownie chwyciła szklankę z mlekiem - i zatopiła weń zakłopotane spojrzenie.
***
Jon wszedł do stajni i rozejrzał się uważnie. Stajnia była stosunkowo nowa, w powietrzu wciąż jeszcze unosił się zapach drewna, wymieszany z zapachem koni, zapachem jabłek i zapachem siana.
Jon ruszył przed siebie, mocno stukając okutymi obcasami. Z niezadowoleniem przesunął noga derkę leżącą na rozrzuconej słomie.
- Wszystko na mojej głowie – mruknął niezadowolony. – Czekać tylko, aż ktoś będzie się czepiał kilku słomek pod swoim szacownym… - mruknął coś pod nosem niezrozumiale i obejrzał się niepewnie za siebie. Czasem miał wrażenie, ze Cartwright ma uszy jak fenek i usłyszy wszystko. A bezwzględnie wymagał, by nikt nie przeklinał przy jego córkach.
- Powariowali z tymi córkami wszyscy – mruknął niezadowolony. – Tak się nad nimi rozpływają, tak się o nie trzęsą, takie toto wychuchane. Nikomu jeszcze nie zwiędły uszy od wysłuchania kilku soczystych słow. A tak będą się musieli męczyć z rozpuszczonymi pannicami, których nikt nie będzie chciał. – Skrzywił się i splunął. – Co tam oni, ja się będę musiał z nimi męczyć, bo będą się tu mi pod nogami kręciły, jakby miały co do gadania.
Odsunął kciukiem kapelusz i podszedł do szarego konia z ciemnymi skarpetkami. Ulubieniec Cookie, nazywany przez nią Granny był spokojny i delikatny, bardzo urodziwy. Ciemne oczy patrzyły rozumnie i wyczekująco. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni kostkę cukru i poczęstował nim konia. Poklepał go krótko po szyi.
- Te wszystkie ładne kobiety maja przewrócone w głowie – oznajmił kwaśno. – Oczekują diabli wiedzieć czego, wtrącają się we wszystko. Pic dużo nie piję, bić bym jej raczej nie bił. Dzieci bym jej chętnie dał… A w każdym razie chętnie bym się o nie postarał… czego takiej do szczęścia brakuje, co?
Koń nie raczył odpowiedzieć, poszukując ruchliwymi wargami kolejnych kostek cukru.
- W każdym razie, mam na ciebie dobrego kupca. Cartwrightowi na pewno się spodoba oferta, w końcu ten człowiek wie, jak trzeba zarabiać pieniądze. Nie trzeba mieć w tym sentymentów. – Jon splunął raz jeszcze – Nawet nie wiesz jak już mam dosyć tego uśmiechniętego durnia, który cały czas mi wydaje jakieś rozkazy. Od ponad dziesięciu lat czekam tylko, aż Canaday zniknie – przygładził grzywę konia i spojrzał mu prosto w oczy. – Nawet nie wiesz, jak ja mam go już dosyć. Nic mi tak nie działa na nerwy jak ten jego uśmiech… i ten jego bachor.

***
Marie westchnęła ciężko i pokręciła głową. Adam przystanął przy wygasłym kominku i oparł się ręką o półkę. Druga ręką nerwowo tarł policzki, pokryte już śladem zarostu. Ramiona miał napięte, szczęki zaciśnięte. Zamknął oczy i, dla odmiany, zaczął rozmasowywać sobie skroń.
- Wiesz co mi powiedział? – zaczął, poirytowanym tonem. – Że może i dobrze, ze Jon się tak interesuje jego posadą. Że może to się przydać, kiedy jego zabraknie. Co, u diabła, chodzi mu po głowie? – zapytał retorycznie.
- Adamie, najpewniej Candy sobie żartował, niepotrzebnie się denerwujesz – Marie spojrzała zatroskana na męża.
- Kiepskie to żarty, sama przyznasz. Jeżeli jakiś mój pracownik ma zamiar składać wymówienie, to bym wolał o tym usłyszeć bez takich idiotycznych uwag. „Dzisiaj tutaj, jutro tam, co za różnica” – dorzucił sarkastycznym tonem. – Pracuje u nas od ponad dekady, zna wszystkich naszych kontrahentów, współudziałowców – Adam ciągnął ponurym głosem. – I od tak, chce wszystko rzucić? Dla kaprysu? Wiesz, jak trudno jest znaleźć odpowiedniego człowieka na stanowisko zarządcy? Ile trwa, zanim pracownik zorientuje się we wszystkich naszych interesach i pracach?
- Adamie, usiądź i uspokój się – Marie poleciła mu stanowczym tonem. – Candy już nie raz mówił…
- Ostatnio częściej – mruknął pod nosem Adam i nerwowym ruchem wcisnął ręce w kieszenie.
- … mówił o konieczności wyznaczenia zastępcy dla niego – zakończyła spokojnie Marie. – Ma po prostu świadomość, że coś się może stać i…
- Co niby takiego? –Adam odwrócił się na pięcie.
Marie spojrzała mu spokojnie w oczy.
- Jest po prostu ostrożny, różne rzeczy się mogą zdarzyć.
- Ostrożny? On? – Adam prychnął kpiąco. – To chyba ostatnie, co bym mógł o nim powiedzieć.
Marie westchnęła i ostatecznie odłożyła robótkę.
- Mężczyźni… czy naprawdę tak trudno jest wam przyznać, że po prostu nie chcesz, żeby wyjechał?
- A co ja mówię od początku tej rozmowy? – Adam uśmiechnął się kącikiem ust.
- Ranczo sobie poradzi, sami wystarczająco dobrze się znacie na swojej pracy. Nie chcesz, żeby wyjechał, bo będzie ci go brakowało – ciągnęła niewzruszona tym Marie. – Już nie mówiąc o tym, że bardzo będzie ci brakowało Cookie – dodała, z nutką zazdrości w głosie.
- Przyznaję, że choć July nie jest tak ładna… czy inteligentna…czy urocza…czy utalentowana… jak nasz dzieci… Które to wszystkie te cechy odziedziczyły po swojej matce, pięknej, utalentowanej…
- Adam! – Marie żachnęła się, zaczerwieniła i zaczęła liczyć krzyżyki na hafcie.
- No, może skromny udział moich cech też jest widoczny – Adam westchnął boleściwie i uśmiechnął się szerzej. – Wracając do tematu; July jest bardzo miłym dzieckiem. I nie ja ją musze wychowywać, na szczęście…
- Twoje żarty tego wieczora też nie są najwyższych lotów, mój drogi.
- Obowiązkiem i przywilejem ojca jest uważać, że jego dzieci są idealne – Adam zauważył sentencjonalnie. – I mam zamiar z tego przywileju korzystać. Nikomu też nie bronię uważać, że moje dzieci są idealne. A wracając do tematu, to naprawdę uważam, że nie powinien wyjeżdżać, zwłaszcza, że ma pod opieką małe dziecko. Które powinno teraz iść do szkoły, tak na marginesie.
- Zgadzam się z tobą – Marie wzruszyła ramionami. – Tylko…
- Tylko…?
- Jeżeli Candy rzeczywiście chce wyjechać… lub, co gorsza, musi, to go nie zatrzymasz. Choć, jak mówiłam, nie wydaję mi się, żeby planował coś takiego.
Adam opadł na fotel i zamknął na chwilę oczy.
- A mówiąc o szkole… – Adam otworzył oczy, spojrzał na Marie i usiadł prosto – …przypomnij mi, kiedy jest spotkanie Rady nadzorczej?
- Za trzy dni, choć nie podejrzewam, by było długie. Jest dwóch kandydatów na stanowisko nauczyciela… i żaden z nich nie ma zbyt dobrych kwalifikacji. A Rose Blaze z wielką ochotą będzie prowadzić zajęcia, dopóki Rada nie znajdzie nikogo na stały etat.
- Chyba nie szukają zbyt intensywnie – zauważył drwiąco Adam.
- Pastorowa jest bardzo zaangażowana. Twierdzi, ze nie można pozwolić, by stanowisko nauczyciela objął ktoś, kto nie ma nieposzlakowanej opinii.
- Pastorowa… już słyszę, jak wykrzykuje „Dzieci, niech ktoś pomyśli o dzieciach!” – Adam żachnął się gwałtownie.
- Naprawdę? Mówiła coś takiego?
- Nie, wymyśliłem to... – Adam zastanowił się przez chwilę – Pastor dalej niedomaga?
- Tak. Zauważyłeś? Ostatnio coraz częściej… sporo schudł i nie wygląda dobrze.
- Nigdy nie myślałem, ale polubiłem go… na pewno jest to człowiek, z którym można się interesująco pokłócić.
***
Aintonette siedziała na podłodze, na korytarzu. Słabe światło padające z pokoju migotało na ciemnych deskach podłogi. Dziewczynka zajrzała ukradkiem do pokoju rodziców. Siedzieli spokojnie, nic już nie mówili. Słychać było tylko ich oddechy, skrzypienie uchylonego okna i delikatny powiew wiatru.
Aintonette posiedziała jeszcze trochę, obciągając koszulę nocną na stopy. Rodzice dalej nic nie mówili, więc, najciszej jak potrafiła, wstała i poszła do swojego pokoju. Wsunęła się pod zimną już kołdrę i zwinęła w kłębek.
Nie dość, ze podsłuchiwała, czego na pewno nie powinna robić, to jeszcze to, co usłyszała – wcale się jej nie spodobało.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:07, 28 Kwi 2016    Temat postu:

Senszen bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się rozwinąć pomysł, którego próbkę dałaś przy ćwiczeniu na kwiecień. Very Happy Jakiś czas temu zastanawiałam się, czy opiszesz dalsze losy Candy'ego i Cookie. No i wreszcie jest Twoje nowe opowiadanie.Very Happy

Cytat:
W powietrzu wciąż drgał uporczywy upał, przez rozpalone, bladoniebieskie niebo przebijał się różowy poblask. Horyzont pociemniał wyraźnie, grafitowym konturem znacząc korony sosen. Chmury gęstniały, powoli zatracając się w szarości. Chłodniejszy wiatr powiał nieco mocniej. Poruszyły się kwiaty w glinianych donicach.

Przepiękny opis. Bardzo malowniczy. Jest w nim wszystko: upał, powiew wiatru... jakby tuż przed burzą Very Happy

Cytat:
Adam podniósł brwi, stłumił uśmiech i sięgnął po filiżankę z kawą. Upił wolno łyk. Cookie, sięgnęła po szklankę mleka, stojącą obok niej, na deskach ganku, i również upiła łyk. Odstawiła szklankę i spojrzała wyczekująco. Oczy miała szeroko otwarte, niebieskie i bardzo rozbawione.

Cała ta scena z Adamem i Cookie jest przeurocza, niezwykle ciepła i piękna. Widać, że oboje bardzo się lubią, a mała panna najwidoczniej nie obawia się Adama skoro pozwala sobie na przedrzeźnianie dorosłego Wink

Cytat:
- Bo zarządca się myli i za nic ma uwagi innych ludzi – niezadowolonym tonem odparł Jon. – Według niego damy sobie radę zatrudniając tylko czterech dodatkowych ludzi. – Jon nachylił się do Adama i uśmiechnął się porozumiewawczo – Zresztą dobrze jest czasem porozmawiać z bezpośrednim przełożonym, przedstawić mu swój punkt widzenia… bez żadnych zniekształceń.

Jon jest jednak podłym typem. Koniecznie chce wygryźć Candy'ego i zająć jego miejsce. Mam nadzieję, że Adam odpowiednio, go załatwi Evil or Very Mad

Cytat:
- To, o ile dobrze zrozumiałem… Ty byś chętnie pomógł mu w wypełnianiu tych obowiązków?
- No. To znaczy… tak, panie Cartwright. Pracuję na tym ranczu już kilka ładnych lat, sprawdzam się, dobrze wykonuję swoją pracę… Naprawdę, widzę, że nasz „zarządca” – Jon chrząknął z niesmakiem – No, ostatnio kiepsko mu idzie praca. Od dłuższego czasu zresztą.

Adam natychmiast rozszyfrował tego typka. Jon brnie i zdaje się tego w ogóle nie zauważać. Czy on myśli, że wszyscy są tępi, a jedynie on jest taki sprytny? Evil or Very Mad

Cytat:
Jon naciągnął kapelusz na uszy i energicznym krokiem oddalił się. Adam pokręcił głową i spojrzał na Cookie. Dziewczynka, wcześniej rozbawiona, teraz była widocznie zdenerwowana. Zmarszczyła gniewnie nos i szybko, jakby się sama tego wstydziła, pokazała język odchodzącemu Jonowi. Potem zaczerwieniła się, gwałtownie chwyciła szklankę z mlekiem - i zatopiła weń zakłopotane spojrzenie.

Wspomniałam już, że chętnie podobnie, jak Cookie pokazałabym mu język, a i czymś twardym przyłożyła po głowie. Szkoda mi Cookie. Dziewuszka niepotrzebnie się tylko zdenerwowała Rolling Eyes

Cytat:
- Te wszystkie ładne kobiety maja przewrócone w głowie – oznajmił kwaśno. – Oczekują diabli wiedzieć czego, wtrącają się we wszystko. Pic dużo nie piję, bić bym jej raczej nie bił. Dzieci bym jej chętnie dał… A w każdym razie chętnie bym się o nie postarał… czego takiej do szczęścia brakuje, co?
Koń nie raczył odpowiedzieć, poszukując ruchliwymi wargami kolejnych kostek cukru

Buc, głupek, padalec... ciśnienie mi skoczyło Mad

Cytat:
- Wiesz co mi powiedział? – zaczął, poirytowanym tonem. – Że może i dobrze, ze Jon się tak interesuje jego posadą. Że może to się przydać, kiedy jego zabraknie. Co, u diabła, chodzi mu po głowie? – zapytał retorycznie.
- Adamie, najpewniej Candy sobie żartował, niepotrzebnie się denerwujesz – Marie spojrzała zatroskana na męża.

Podobnie, jak Marie mam nadzieję, że Candy żartował. Choć, jak mi się wydaje to nieco smutne żarty. Niepokoi mnie to stwierdzenie "kiedy go zabraknie" Confused

Cytat:
Jest po prostu ostrożny, różne rzeczy się mogą zdarzyć.
- Ostrożny? On? – Adam prychnął kpiąco. – To chyba ostatnie, co bym mógł o nim powiedzieć.

Cóż skoro Adam tak mówi... Rolling Eyes

Cytat:
Marie westchnęła i ostatecznie odłożyła robótkę.
- Mężczyźni… czy naprawdę tak trudno jest wam przyznać, że po prostu nie chcesz, żeby wyjechał?
- A co ja mówię od początku tej rozmowy? – Adam uśmiechnął się kącikiem ust.
- Ranczo sobie poradzi, sami wystarczająco dobrze się znacie na swojej pracy. Nie chcesz, żeby wyjechał, bo będzie ci go brakowało – ciągnęła niewzruszona tym Marie. – Już nie mówiąc o tym, że bardzo będzie ci brakowało Cookie – dodała, z nutką zazdrości w głosie.

Święte słowa Marie! Mężczyźni na ogół nie chcą i nie potrafią przyznać się to tak niemęskich uczuć Rolling Eyes
Cytat:
Aintonette siedziała na podłodze, na korytarzu. Słabe światło padające z pokoju migotało na ciemnych deskach podłogi. Dziewczynka zajrzała ukradkiem do pokoju rodziców. Siedzieli spokojnie, nic już nie mówili.(...) Nie dość, ze podsłuchiwała, czego na pewno nie powinna robić, to jeszcze to, co usłyszała – wcale się jej nie spodobało.

I to zrobiła córka Adama Shocked Dobrze, że chociaż wie, że źle zrobiła Rolling Eyes

Cytat:
Koń nie raczył odpowiedzieć, poszukując ruchliwymi wargami kolejnych kostek cukru.
- W każdym razie, mam na ciebie dobrego kupca. Cartwrightowi na pewno się spodoba oferta, w końcu ten człowiek wie, jak trzeba zarabiać pieniądze. Nie trzeba mieć w tym sentymentów. – Jon splunął raz jeszcze – Nawet nie wiesz jak już mam dosyć tego uśmiechniętego durnia, który cały czas mi wydaje jakieś rozkazy. Od ponad dziesięciu lat czekam tylko, aż Canaday zniknie – przygładził grzywę konia i spojrzał mu prosto w oczy. – Nawet nie wiesz, jak ja mam go już dosyć. Nic mi tak nie działa na nerwy jak ten jego uśmiech… i ten jego bachor.

Na koniec musiałam wrócić jeszcze do tego padalca Jona. To wyjątkowo antypatyczny typ. Nie dość, że chce wygryźć z posady Candy'ego, to jeszcze czepia się biednej Cookie. Nawet przyczepił się do konika. Ktoś powinien mu dać porządną nauczkę. Senszen, czy mogę na to liczyć? Rolling Eyes Smile

Senszen wiem, wiem powtarzam się, ale z prawdziwą przyjemnością przeczytałam pierwszy odcinek opowiadania pt. "Rumianek" i nie ukrywam, że czekam na więcej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 22:19, 28 Kwi 2016    Temat postu:

ADA, bardzo dziękuję za przesympatyczny komentarz Smile Opowiadanie zaczęłam, zobaczymy co z tego wyjdzie Wink
Cytat:
Podobnie, jak Marie mam nadzieję, że Candy żartował. Choć, jak mi się wydaje to nieco smutne żarty. Niepokoi mnie to stwierdzenie "kiedy go zabraknie"

Candy'ego w ostatnim czasie raczej czepia się czarny humor
Cytat:
Nie dość, że chce wygryźć z posady Candy'ego, to jeszcze czepia się biednej Cookie. Nawet przyczepił się do konika. Ktoś powinien mu dać porządną nauczkę. Senszen, czy mogę na to liczyć?

przedyskutuję kwestię z weną Smile

Bardzo się, cieszę, że pierwszy odcinek przeczytałaś z przyjemnością Smile
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:48, 28 Kwi 2016    Temat postu:

Od czasu do czasu czarny humor jest wskazany, ale w wykonaniu Candy'ego może niepokoić. On przecież ma Cookie, jest ojcem i powinien myśleć o dziecku, a nie nabijać sobie głowę czarnymi myślami. A może trzeba nim mocno potrząsnąć?
W związku z powyższym czekam z niecierpliwością na drugi odcinek ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 23:09, 28 Kwi 2016    Temat postu:

potrząśniecie mężczyzną może być wskazane Wink
Myślę więc nad drugim odcinkiem Wink
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:19, 28 Kwi 2016    Temat postu:

A jakiś przybliżony termin, że tak nieśmiało spytam Rolling Eyes Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 0:07, 29 Kwi 2016    Temat postu:

niestety,ale nie mam pojęcia Confused Zapewne jakoś po majówce Sad
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:37, 29 Kwi 2016    Temat postu:

A o której majówce mówisz wczesnej, czy późnej? Rolling Eyes Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 16:41, 29 Kwi 2016    Temat postu:

yhm... chyba wczesną... Jak na razie będę się starać może rzadziej, ale jakieś dłuższe fragmenty wstawiać Wink
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:55, 29 Kwi 2016    Temat postu:

Trzymam za słowo... wczesna majówka i dłuższy fragment... super Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 14:30, 10 Maj 2016    Temat postu:

dobra, udało się Smile Co prawda jest krótszy niż planowałam ( i nieco później), ale posuwam się powoli do przodu Smile


***
Poranek był pochmurny ale i parny. Ciemne chmury szczelnym, ciężkim obłokiem zalegały nad miastem. Szarogranatowe, miękko przechodziły w różne odcienie przytłumionej purpury. Gdzieniegdzie tylko, pośród ciemnych mas, podkreślonych grafitowymi łukami, prześwitywały lżejsze kremowe strzępy. Lepka aura, wilgoć w powietrzu, utrudniała oddychanie.
Ruth Quintal niecierpliwie zerknęła w lustro, fuknęła poirytowana i mocniej pociągnęła za kosmyk włosów spadających na szyję. Upinała już dzisiaj fryzurę z przynajmniej trzy razy, jednak wilgoć w powietrzy sprawiała, ze włosy skręcały się jej tam, gdzie nie powinny i całość wyglądała bardziej niechlujnie, niż by miała na to ochotę. Mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem wepchnęła na głowę kapelusz i, dla pewności, podpięła go dwiema dodatkowymi szpilkami.
- Pokaż no się moja droga – usłyszała za sobą głos swojej ciotki, Laury Quintal. – Nie uważasz, że ta suknia jest zbyt skromna? I zbyt ciemna?
Ruth spojrzała krytycznie w lustro. Suknia może nie była szczególnie strojna, ale kasztanowy kolor ładnie komponował się z jej ciemną cerą i ciemnymi włosami.
- Ciociu, idziemy przecież tylko do kościoła, nie na bal, prawda? – zauważyła rozbawiona i zaczęła wciągać rękawiczki. – Suknia jest odpowiednia.
- Tak, ale pamiętaj, że…
- O czym mam pamiętać, ciociu? – Ruth spytała spokojnie. – O tym, że w kościele zawsze może mnie zobaczyć jakiś porządny wdowiec, któremu przyjdzie do głowy szalony pomysł wzięcia mnie za żonę?
Laura zmarszczyła brwi.
- Nie musisz być tak impertynencka. I niegrzeczna.
- Nie mogłam być niegrzeczna jako mała dziewczyna, nie mogłam być impertynencka jako młoda dziewczyna… To kiedy niby mogę sobie pozwolić na odrobinę jadu? – Ruth spytała się retorycznie i poprawiła raz jeszcze rondo kapelusza.
- Mimo wszystko… powstrzymaj się nieco. – kwaśno zwróciła jej uwagę Laura i przewróciła oczyma. – Miałam ci przypomnieć, ze po mszy spotykamy się z moją przyjaciółką, panią Blaze. Masz być uprzejma.
- Miałam się spotkać z pastorową, odnośnie prowadzenia jednej z klas szkółki niedzielnej – zaprotestowała Ruth. – Przecież o tym wiesz. Wiesz też, że bardzo mi na tym zależy i…
- Doskonale o tym wiem, moja droga. Pastorowa przyjaźni się również z panią Blaze i również się do nas przyłączy.
- A… to w porządku – Ruth zamrugała, zdezorientowana. – Czasem jeszcze trudno jest mi się przyzwyczaić do tego, że wszyscy tutaj zdają się wszystkich znać. Co prawda minęły dopiero dwa tygodnie, jak przyjechałam, ale…
- Przyzwyczaisz się do tego, nie martw się – Laura pocieszająco poklepała ją po dłoni. – Prędzej niż ci się wydaje.

***
Poduszki. Haftowane poduszki. Haftowane serwetki. Haftowane makatki. Malowana porcelana. Ruth przyglądała się salonowi pani Blaze spod zmrużonych powiek. Mimo, że sama chętnie ubierała się w stonowanych odcieniach brązu i niebieskiego, to bardzo lubiła jaskrawe barwy. Ale najczęściej w naturze. To, co miała w tej chwili przed oczami – wołało o zimny kompres na oczy.
Westchnęła w duchu i stłumiła ziewniecie. W kościele było niemożliwie gorąco. Dużo ludzi, dużo dzieci, dużo wszystkiego. Chór był wyjątkowo kiepski – jedyny dobry glos należał do dziewczynki, na oko szesnastoletniej. Jej ciemne włosy układały się w nienaganne fale, cera była nieskazitelna a oczy błyszczące. Do tego długie rzęsy, zgrabna figura – i Ruth w tej chwili pomyślała, że nie zna jej, ale już ma jej dosyć. Taka dziewczyna na pewno nie zostanie starą panną.
Najgorsze jednak było kazanie. O małżeństwie. Dlaczego ona, jako stara panna, ma słuchać o małżeństwie? Zwykle w tego rodzaju momentach miała ochotę wstać i uprzejmie się spytać, czy ona, jako niezainteresowana, może wyjść.
A tak siedziała i uparcie patrzyła na plamki kolorowego światła padającego przez witraż. Pod koniec nabożeństwa była już gotowa uznać, że są one nad wyraz interesujące. W obliczu jednak rozmowy, jaką teraz sprowadziła jej ciotka z panią Blaze – to te kolorowe plamki, drżące na ceglanej podłodze były fascynujące. Do bólu.
- Candance Key jest już półtora roku po ślubie a dalej zachowuje się jak panna… taka swobodna, żadnej powagi małżeńskiej…
- Nic dziwnego, półtora roku po ślubie a jeszcze nie widać dziecka na jej ręku. Dziewczyna jeszcze nie poczuła czym jest prawdziwe małżeństwo ani prawdziwe obowiązki.
- Za to Amelia Rothby spodziewa się już chyba szóstego. Jej mąż puchnie z dumy…
- Tak jakby miał z czego. Moja Rosie mówi, że żaden z jego czterech synów nie grzeszy inteligencją. Piątego jeszcze nie miała okazji poznać, ale na pewno nie odbiega on infantylnie od pozostałych winorośli – prychnęła pogardliwie pani Blaze. – Ilość, nie jakość…
Ruth zamaskowała kaszlem nagły wybuch śmiechu.
- Ale Alec Rothby szczyci się tym, ze ma więcej dzieci niż Joe Cartwright.
- Tez mi powód do dumy… choć, tak na marginesie, trzeba przyznać, że cała rodzina Cartwrightów niepoprawnie dumna jest ze swoich dzieci. Postęp Alec’a chyba odczytują jako atrofię.
Pani Quintal pokiwała głową i pociągnęła łyk herbaty.
- Cartwrightowie… dumni, pyszni… zwłaszcza Adam Cartwright… w takiej samej dumie wychowuje swoje dzieci. Aintonette – co za dziwne imię swoją drogą?
- Rosie starała się to jakoś sprostować i wpisywała do dziennika prawidłową formę tego imienia, Antoinette… Dziewczynka zachowała się nad wyraz bezczelnie.
- O tym właśnie mówię – z przygana w głosie przytaknęła Laura. – Dumna, głowę nosi wysoko. Chełpi się swoimi talentami… urodą…
- Przynajmniej ma czym… - mruknęła pod nosem Ruth.
- Nie jest to postawa godna chrześcijanki. Dlaczego panna Cartwright ma się uważać za lepsza niż Unice Yore? To taka dobra dziewczyna, skromna, pobożna…Półsierota… ojciec ja dobrze wychował, ale na pewno dziewczynce brakuje ojca…
- Chyba matki? – bąknęła Ruth.
- Też to widzisz, prawda? – Laura ożywiła się. – Przy tum George Yore to taki dobry, skromy i pracowity człowiek… Słyszałam, ze rozgląda się za trzecią żoną.
- A co zrobił z pierwszymi dwiema? – Ruth zmarszczyła brwi.
- Moja droga, to nie jest temat do żartów – żachnęła się pani Blaze. – Ale podobno żony szuka również Rore Castle, również wdowiec. Bardzo sympatyczny człowiek, ma dwoje dorastających synów i piękne gospodarstwo…
- Mam pomysł! – Ruth wyprostowała się i uśmiechnęła promiennie – Wy wyjdziecie za swoich kandydatów! Na pewno będą zachwyceni!
- Ruth, bądź poważna – Laura skrzywiła się. – Myśl rozsądnie. Zarówno Pan Yore jak i pan Castle to uczciwi, pracujący i…
- … obcy mi ludzie – wpadła jej w słowo Ruth. – Nie twierdzę, ze nie są to porządni ludzie, ale nie czuję do nich sympatii…
Laura Quintal pokręciła głową.
- Sympatia… też mi wyznacznik. Uroda… podobnie. Adam Cartwright… pamiętasz ile czasu zabiegał o względy wdowy Dayton? Zwlekał tyle czasu aż w końcu jego kuzyn się z nią ożenił. A Adam Cartwright jeszcze długo pozostawał w stanie kawalerskim. Ledwo znalazł żonę.
Ruth przywołała przed oczy obraz lekko uśmiechniętego, przystojnego mężczyzny, siedzącego obok wyjątkowo przystojnej brunetki. Towarzyszyła im ich córka i ich syn. Wszyscy byli uśmiechnięci.
- Rzeczywiście. Wygląda jak obraz nieszczęście i rozpaczy – przyznała niewinnym tonem.
- Albo taki Canaday… India nie nadawała się na żonę ranczera. Męczyli się oboje w tym małżeństwie… Widać to było.
- A co się z nią stało? – Ruth przełknęła trochę herbaty. Nazwisko Cartwright kojarzyła, ale nazwisko Canaday jakoś jej umknęło.
- Zmarła, prawie dwa lata temu. W końcu, po blisko dziesięciu latach męczarni… to musiała być dla niej wielka ulga. – wyniośle oznajmiła pani Blaze.
Ruth z wysiłkiem przełknęła łyk gorącej herbaty. Z tonu glosy pani Blaze wywnioskowała, że jest w mieście przynajmniej jeden wdowiec, do którego się nie powinna zbliżać.

***
Candy stał w otwartych drzwiach i wpatrywał się w drewniany pomost zbiegający do jeziora. Otaczały go trawy i widmowe kwiaty tataraku. Nad różnokolorową powierzchnią wody unosiła się lekka, szara mgiełka. Blade światło poranka roztapiało wszystko w lekkiej poświacie.
W kubku nie było już kawy, trzymał jednak dalej przy twarzy stygnące naczynie. Wciąż wyczuwał ten gorzki zapach, mieszający się przyjemnie z zapachem lasu i z zapachem wilgoci, bijącym od jeziora. Zwykle pomagało mu się to skupić, dzisiaj jednak niewiele to dało.
Miał wrażenie, że zbyt wiele zmartwień miał teraz na głowie. Na pierwszym miejscu był teraz Jon, który nagle zapragnął jego pracy i gotów był zrobić… no, w każdym razie wiele był gotów zrobić, by ją uzyskać. Problem polegał na tym, że Jon był kiepskim kandydatem na to stanowisko.
Na drugim miejscu była oczywiście szkoła, w której w dalszym ciągu uczyła córka pani Blaze… Kobieta, która ostatnio spędziła miesiąc na wmawianiu Naughty, że błędnie pisze ona własne imię. Sam nigdy się nie uważał za tytana intelektu, ale…
Na trzecim miejscu na jego liście zmartwień był list od ojca Indii, który przyszedł parę tygodni wcześniej. List był krótki, zwięzły… i denerwujący. Zbiór oschłych, w gruncie rzeczy bezużytecznych zaleceń. W tej sytuacji stwierdzenie: „Należy pamiętać, jak ważne jest odpowiednie wykształcenie podmiotu. Jest to sprawa kluczowa. Należy o nie dbać już od najmłodszych lat”, w połączeniu z punktem drugim na jego liście zmartwień… Nie wiedział czy się śmiać czy zgrzytać zębami.
Ziewnął szeroko i przeciągnął się, stukając niechcący kubkiem o framugę.
Mógł jedynie zmienić zakres obowiązków Jona i ewentualnie, jeżeli będzie sobie radził, wtedy może porozmawiać z Adamem i Benem Cartwrightem. To do nich należały ostateczne decyzje.
Cookie, niestety, ale będzie musiała iść do szkoły. Sam nie jest w stanie jej uczyć w domu. Można było mieć nadzieję, że najbliższa Rada Szkoły jednak wybierze w końcu etatowego nauczyciela. Innego niż Rose Blaze.
Ojca Indii nie znał… ale w końcu był jej ojcem. Wychował ją. Pisała do niego a on do niej… Candy zacisnął zęby i wrzucił kubek do jeziora. Niech sobie pisze.

Na czwartym, ostatnim miejscu był punkt, który nie znikał już od prawie dwóch lat. W sumie to był na niej wyryty.
Nie było obok niego Independence.

Tak jak się zastanowić, to rozwiązywanie problemów mu ostatnio nie wychodziło.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:40, 10 Maj 2016    Temat postu:

Cytat:
dobra, udało się Co prawda jest krótszy niż planowałam ( i nieco później), ale posuwam się powoli do przodu

Najważniejsze, że się udało. Cieszy mnie to i to bardzo
Cytat:
Ciemne chmury szczelnym, ciężkim obłokiem zalegały nad miastem. Szarogranatowe, miękko przechodziły w różne odcienie przytłumionej purpury. Gdzieniegdzie tylko, pośród ciemnych mas, podkreślonych grafitowymi łukami, prześwitywały lżejsze kremowe strzępy. Lepka aura, wilgoć w powietrzu, utrudniała oddychanie.

Jak zwykle piękny, plastyczny opis.

Cytat:
Ruth Quintal niecierpliwie zerknęła w lustro, fuknęła poirytowana i mocniej pociągnęła za kosmyk włosów spadających na szyję. Upinała już dzisiaj fryzurę z przynajmniej trzy razy, jednak wilgoć w powietrzy sprawiała, ze włosy skręcały się jej tam, gdzie nie powinny i całość wyglądała bardziej niechlujnie, niż by miała na to ochotę.

Wiem coś o tym. Wilgotne powietrze plus włosy równa się problem… duży problem
Cytat:
- O czym mam pamiętać, ciociu? – Ruth spytała spokojnie. – O tym, że w kościele zawsze może mnie zobaczyć jakiś porządny wdowiec, któremu przyjdzie do głowy szalony pomysł wzięcia mnie za żonę?

Ciekawa uwaga. Ruth chyba nie czuje się zbyt komfortowo.

Cytat:
- Nie mogłam być niegrzeczna jako mała dziewczyna, nie mogłam być impertynencka jako młoda dziewczyna… To kiedy niby mogę sobie pozwolić na odrobinę jadu? – Ruth spytała się retorycznie i poprawiła raz jeszcze rondo kapelusza.

Dobre pytanie. Upuszczenie odrobiny jadu może działać oczyszczająco

Cytat:
Ruth przyglądała się salonowi pani Blaze spod zmrużonych powiek. Mimo, że sama chętnie ubierała się w stonowanych odcieniach brązu i niebieskiego, to bardzo lubiła jaskrawe barwy. Ale najczęściej w naturze. To, co miała w tej chwili przed oczami – wołało o zimny kompres na oczy.

Ach ten styl pani Blaze po prostu porażający
Cytat:
Najgorsze jednak było kazanie. O małżeństwie. Dlaczego ona, jako stara panna, ma słuchać o małżeństwie? Zwykle w tego rodzaju momentach miała ochotę wstać i uprzejmie się spytać, czy ona, jako niezainteresowana, może wyjść.

Biedna Ruth. Zdaje się, że jest to dla niej niezwykle drażliwy temat

Cytat:
- Candance Key jest już półtora roku po ślubie a dalej zachowuje się jak panna… taka swobodna, żadnej powagi małżeńskiej…
- Nic dziwnego, półtora roku po ślubie a jeszcze nie widać dziecka na jej ręku. Dziewczyna jeszcze nie poczuła czym jest prawdziwe małżeństwo ani prawdziwe obowiązki.
- Za to Amelia Rothby spodziewa się już chyba szóstego. Jej mąż puchnie z dumy…

Niezwykle „poważne”rozmowy prowadzą panie. No, ale cóż V.C. zawsze stała plotką.
Cytat:
Pani Quintal pokiwała głową i pociągnęła łyk herbaty.
- Cartwrightowie… dumni, pyszni… zwłaszcza Adam Cartwright… w takiej samej dumie wychowuje swoje dzieci. Aintonette – co za dziwne imię swoją drogą?

Jak widać Cartwrightowie nadal są niesamowicie lubiani

Cytat:
- Albo taki Canaday… India nie nadawała się na żonę ranczera. Męczyli się oboje w tym małżeństwie… Widać to było.
- A co się z nią stało? – Ruth przełknęła trochę herbaty. Nazwisko Cartwright kojarzyła, ale nazwisko Canaday jakoś jej umknęło.
- Zmarła, prawie dwa lata temu. W końcu, po blisko dziesięciu latach męczarni… to musiała być dla niej wielka ulga. – wyniośle oznajmiła pani Blaze.
Ruth z wysiłkiem przełknęła łyk gorącej herbaty. Z tonu glosy pani Blaze wywnioskowała, że jest w mieście przynajmniej jeden wdowiec, do którego się nie powinna zbliżać.

Myślę, że Ruth wystarczająco dużo usłyszała, żeby na poważnie zainteresować się Candy’m. Byłoby ciekawie i miło

Cytat:
Miał wrażenie, że zbyt wiele zmartwień miał teraz na głowie. Na pierwszym miejscu był teraz Jon, który nagle zapragnął jego pracy i gotów był zrobić… no, w każdym razie wiele był gotów zrobić, by ją uzyskać. Problem polegał na tym, że Jon był kiepskim kandydatem na to stanowisko.

Jon to niewątpliwie jeden z najważniejszych problemów Candy’ego. Mam nadzieję, że go nie zlekceważy

Cytat:
Na czwartym, ostatnim miejscu był punkt, który nie znikał już od prawie dwóch lat. W sumie to był na niej wyryty.
Nie było obok niego Independence.

Punkt ten zapewne nigdy nie zniknie. Może będzie trochę bledszy, ale wciąż będzie.
Senszen odcinek jest bardzo interesujący, postaci świetnie zarysowane. Pozostaje tylko czekać na ciąg dalszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 9:29, 11 Maj 2016    Temat postu:

Cytat:
Biedna Ruth. Zdaje się, że jest to dla niej niezwykle drażliwy temat

staropanieństwo potrafi być bardzo dokuczliwym tematem Wink
Cytat:
Jon to niewątpliwie jeden z najważniejszych problemów Candy’ego. Mam nadzieję, że go nie zlekceważy

zlekceważyć na pewno nie zlekceważy, ale czy jest to jego najważniejszy problem... to się okaże.

ADA, bardzo dziękuję za przemiły komentarz Very Happy Cieszę się, że odcinek ci się spodobał, ciąg dalszy postaram się napisać wcześniej niż w czerwcu Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:13, 11 Maj 2016    Temat postu:

Mnie też się podobał. Ruth jest bardzo interesującą kobietą ... tak się zapowiada ... skomentuję obszerniej później. Tak się składa ...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 11:13, 11 Maj 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 14:57, 11 Maj 2016    Temat postu:

Cytat:
skomentuję obszerniej później. Tak się składa ...

tym bardziej się cieszę, ze miałaś czas, żeby przeczytać Smile Cieszę się, że odcinek się spodobał Smile
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Senszen Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 9, 10, 11  Następny
Strona 1 z 11

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin