Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Pocałunek z różą
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 20, 21, 22  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Coli
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:33, 12 Cze 2014    Temat postu:

Pod ołtarzem stały dwie pary Bill Masters z Krystle Grant oraz Will Cartwright z Taylor Grant.
-Kochani zebraliśmy się tutaj… – zaczął pastor, ale Will mu przerwał:
-Możemy poczekać jeszcze pięć minut. – poprosił.
-Młody człowieku chcesz poślubić tę piękną pannę czy nie? – zapytał duchowny.
-Chcę, ale obrączki jeszcze nie przyjechały. – oświadczył.
-Nie masz obrączek? – zapytała Taylor.
-Widocznie musiało się coś stać, Joe powinien przyjechać z nimi wczoraj o tej porze, a nadal go nie ma. – poinformował Will.
Ledwo co skończył wypowiadać to zadanie, w drzwiach kościoła pojawił się Mały Joe był brudny, pobity, a ubranie było w strzępach.
-Napadli mnie przy Badrock… – powiedział podchodząc do kuzyna – …zabrali mi pieniądze, konia… – Joe starał się złapać oddech – …ale mam te twoje obrączki. – wyciągnął dłoń ze złotymi krążkami.
-A jak ci się udało je uratować? – zapytał Will.
-Później ci powiem, lepiej ożeń się ze swoją ukochaną, zanim ucieknie ci sprzed ołtarza. – stwierdził.
-Nie zaczniemy ceremonii dopóki mi nie powiesz jak ci się udało je uratować przed bandytami. – odparł Will – Joe…
Mały Joe głośno przełknął ślinę i szybko z siebie wyrzucił:
-Musiałem włożyć je sobie do ust.
Po chwili ceremonia zaślubin się rozpoczęła. Kiedy już przysięgi zostały złożone, a obrączki wymienione młode pary w końcu się pocałowały. Następnie wszyscy udali się na podwójne przyjęcie weselne. U szczytu stołu siedzieli Bill, a po jego prawej stronie jego żona, natomiast po lewej stronie Billa siedział Will, a po prawej stronie Willa jego żona. Tak przynajmniej mieli pewność, że każdy z nich w razie czego nie pocałuje nie swojej żony. Mimo tego, że z lewej strony nosa Taylor był mały pieprzyk, Krystle dokładnie w tym samym miejscu, nie miała żadnego znamienia, panowie i tak mieli problem jak je odróżnić. Potem każdy po kolei zaczął im składać życzenia i dawać prezenty. Bill miał swój dom w Virginia City, więc dla niego nie stanowiło problemu, gdzie będą mieszkać po ślubie. Will natomiast miał z tym problem, niby jego stryj zaproponował mu żeby został razem z nimi w Ponderosie, bo przecież dom jest bardzo duży i w razie czego, gdy rodzina się Willowi powiększy bez problemu się wszyscy pomieszczą. Choć Will był bardzo wdzięczny stryjowi za wszystko co dla niego zrobił i mimo tego, że był bardzo przywiązany do swoich krewnych chciał iść na swoje, mieć trochę prywatności i w ogóle… Jako jedną z ostatnich osób, które składały życzenia była Konstancja de Beauvau-Craon:
-Le moment solennel où, après avoir reçu les bénédictions que vous allez dans un nouveau mode de vie, où vous pourrez profiter des fleurs de bonheur, mais aussi inquiète pointes
daigne accepter mes meilleurs vœux de succès. J'espère que dans ce nouveau pèlerinage guidé vous étoiles permanence de la foi, l'espérance et l'amour.
Nowożeńcy nie bardzo wiedzieli co mają odpowiedzieć, gdyż nie wiedzieli co wytworna kobieta powiedziała. Fakt był faktem, że były to życzenia, ale co w nich było zawarte pan Bóg tylko raczył wiedzieć. Adam i Clay patrzyli ukradkiem na Małego Joe. Doskonale pamiętali jak tamtej nocy, kiedy był w transie bez zająknięcia mówił płynnie po francusku. Z kolei najmłodszy Cartwright rozpamiętywał wydarzenia z tamtej nocy kiedy był w transie. Był wtedy z mamą, rozmawiał z nią, a kiedy go do siebie przytuliła, ta blokada, która się w nim wytworzyła po jej śmierci pękła. Wszystkie wspomnienia z nią związane wróciły. Teraz już nie czuł się zagubiony, smutny, samotny, nie było w nim wewnętrznego rozdarcia, niemocy, żalu i smutku.
-W uroczystej chwili, w której po otrzymaniu błogosławieństwa wchodzicie na nową drogę życia, na której czekają Was kwiaty szczęścia, ale także i kolce trosk raczcie przyjąć moje najserdeczniejsze życzenia wszelkiej pomyślności. Oby w tej nowej pielgrzymce przyświecały Wam stale gwiazdy wiary, nadziei i miłości. – powiedział Mały Joe między jednym, a drugim kęsem kurczaka, kiedy jego myśli wróciły do rzeczywistości.
-Joe, już składałeś nam życzenia. – odparł mu kuzyn.
-Ale to co powiedziałeś było piękne. – dodała Taylor.
-To nie ja, tylko moja babcia. – wyznał i włożył kolejny kęs do swoich ust.
-A może jeszcze powiesz, co mówiłeś kiedy byłeś w tym transie… – wszyscy usłyszeli głos Claya.
-Może później jak będziemy sami, jakoś nie mam ochoty dzielić się tą informacją z całym miastem, to jest zbyt osobiste. – oznajmił Mały Joe.
-Od czasu tego transu zmieniło się coś w tobie. – stwierdził Adam, który siedział obok Stafforda.
-Jakbyś rozmawiał ze swoją mamą to też coś by się w tobie zmieniło. – odpowiedział mu młodszy brat. – Możecie przełożyć tę rozmowę na później, to naprawdę nie jest odpowiednia pora, żeby rozmawiać o takich rzeczach. – zakomunikował, a potem dość zgrabnie zmienił temat: – Już wszystkie wróbelki ćwierkają, że ty następny będziesz się żenić. – oświadczył i się wyszczerzył.
-Żeby się ożenić to musiałbym najpierw mieć narzeczoną. – skłamał Adam. To jeszcze nie jest odpowiednia chwila żeby wszystkim ogłaszać wszem i wobec, że ja i Maria jesteśmy zaręczeni, pomyślał.
-Mam wymienić z imienia i nazwiska tę szczęściarę, która zostanie następną panią Cartwright. – powiedział Joe.
Wcale nie zamierzał mówić, że Adam i Marią są razem, chciał tylko starszego brata trochę nastraszyć. Panna de la Vega udając, że się zakrztusiła kawałkiem sałatki nerwowo chrząknęła i ukradkiem spojrzała na Adama. Ten z kolei posłał jej spojrzenie mówiące „Spokojnie tylko mnie podpuszcza”.
-Zamiast plotkować lepiej zajmij się swoją dziewczyną. Maria na pewno już nie może się doczekać pierścionka. – Stafford spojrzał wymownie w stronę rodziny de la Vegów.
-Maria nie jest moją dziewczyną. Owszem kocham ją, ale jak siostrę, a nie jak kobietę, wbij to sobie do głowy raz na zawsze. – oświadczył dobitnie Mały Joe.
-Wygląda na to, że nasze marzenia się nie spełnią i nasze dzieci nie są sobie przeznaczone. – powiedział smutno Alejandrodo do ucha Bena Cartwrighta
-Skoro tak stawiasz sprawę to… – odpowiedział Clay, podszedł do stołu, gdzie siedziała panna de la Vega i padł przed nią na kolana – Jaśniejesz jak gwiazda i lśnisz jak diament, w księżyca blasku okrywają cię skrzydła anioła, moje serce kona z rozpaczy, a ciebie powinno zwać się różą, bo inna nazwa tak wiele nie znaczy. – wyrecytował Stafford, a potem prosto z serca wyznał – Od pierwszej chwili kiedy cię zobaczyłem pokochałem cię jak wariat, oszalałem na twoim punkcie, że nic innego się dla mnie nie liczyło, nie chciałem ci wtedy zrobić krzywdy tylko pokazać jak bardzo mi na tobie zależy. Kocham cię jak szalony i jestem w stanie zrobić dla ciebie wszystko. Czy zechcesz mnie wyróżnić z pośród wszystkich mężczyzn na świecie i zostać panią Stafford?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:23, 12 Cze 2014    Temat postu: Pocałunek z różą

To się porobiło ,Clay oświadczył się narzeczonej Adama.
Jedno mnie strasznie zdziwiło ,skoro Joe włożył obrączki do swych ust to jak to się stało ,że ich nie połknął ?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zorina13 dnia Czw 14:27, 12 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 16:07, 12 Cze 2014    Temat postu:

może połknął i dlatego nie chciał powiedzieć, jak je uratował?
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:37, 12 Cze 2014    Temat postu:

Senszen ....Laughing na to nie wpadłam...zresztą po jednej do policzka i nie ma co połykać ....ładny fragment z życzeniami, taki życiowy.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Czw 19:31, 12 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:57, 12 Cze 2014    Temat postu:

No, nie wiem, on chyba miał przy sobie 4 obrączki, bo dwie pary brały ślub ... w dodatku obrączki facetów były duże ... obawiam się ... Shocked

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:32, 12 Cze 2014    Temat postu:

Laughing Shocked ale ślub wzięli....potęga miłości...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:56, 12 Cze 2014    Temat postu:

Fajnie, że wzięli ślub Very Happy Niepokoi mnie, że Clay oświadczył się Marii i co na to Adam ... nadal będzie siedział, jak ta gapa i udawał, że Maria nie jest jego miłością? Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:20, 18 Cze 2014    Temat postu:

Clay nie zdążył uzyskać odpowiedzi od wybranki swojego serca, bo nagle Mały Joe go od niej odsunął i zarobił w zęby. Nawet nie zdążyło minąć pięć minut jak zaczęli się bić. Adam kręcił z niedowierzaniem głową. Nie bez powodu się mówi, że kobieta jest w stanie poróżnić przyjaciół, a co dopiero braci. Ruszył w ich kierunku z zamiarem rozdzielenia tych baranów. Niestety nie było mu dane oddzielić młodszego brata od Stafforda, gdyż jeden walnął go w nos, czego efektem było to, że zaczęła mu z niego płynąć krew, a drugi w szczękę, najstarszy z braci Cartwright poczuł, że zaraz wszystkie jego zęby wylądują na podłodze razem z krwią, ponieważ poczuł metaliczny smak w ustach. Adam stracił równowagę i wylądował na ziemi. W jednej chwili po obu jego stronach znaleźli się Joe i Clay.
-Przepraszam… Nie chciałem… Żyjesz… Bardzo cię boli. – mówili jeden przez drugiego.
Adam coś zabulgotał i wypluł trochę krwi. Młodsi od niego mężczyźni wzięli go pod ręce i poszli z nim w kierunku koni, a następnie udali się w kierunku domu. Kiedy wesele już się skończyło i każdy rozszedł się w swoją stronę, pozostała część rodziny Cartwrightów także udała się w kierunku Ponderosy. Gdy Clay opatrywał Adama i starał się zatamować krwotok, gdyż ciągle z nosa ciekła mu krew, Ben robił wykład swojej najmłodszej latorośli:
-Nie masz prawa wtrącać się w życie Marii, wiem, że jest dla ciebie bardzo ważna i czujesz się za nią odpowiedzialny, ale nie możesz ingerować w jej życie i Clay’a. Skoro chcą być razem nie możesz im tego zabronić.
-Zrobiłem to dla jej dobra. Ona go nie kocha. Była by z nim tylko nieszczęśliwa. – odpowiedział mu Mały Joe.
-Ale to nie usprawiedliwia twojego zachowania. – stwierdził Ben Cartwright.
-Po za tym zasługuje na kogoś lepszego. – rzekł Joe.
-Ostrożnie zimne. – powiedział Clay do Adama przykładając mu do policzka delikatnie okład z lodem.
-Niby na kogo? – zapytał się Stafford młodszego brata, kiedy siadał obok pierworodnego Bena na kanapie. – Podaj mi chodź jedną osobę.
-Zdecydowanie lepiej pasowałaby do Adama. – wyrzucił z siebie Mały Joe zanim zdołał ugryźć się w język. Szybko zasłonił sobie usta ręką i poczuł, że na jego policzki wykwitają rumieńce. Nie wiedział gdzie ma podziać oczy.
-Dlaczego tak uważasz? – zapytał go najstarszy brat.
-Bo… bo… – Joe motał się język i nie wiedział jak ma to powiedzieć. Bał się spojrzeć Adamowi w oczy, żeby z nich nie wyczytał, że widział go jak się całowali, a po za tym nie chciał się tłumaczyć ze swojego udziału w tym całym swataniu, nagle odezwała się starsza kobieta.
-Je voudrais demain pour aller à San Francisco, j'ai quelque chose d'important à faire.1 – poinformowała Konstancja siedząca na jednym z foteli.
-Je peux arranger cela n'a pas besoin d'aller n'importe où juste me dire quelle est la question.2 – odpowiedział Mały Joe.
Benowi, Hossowi, Willowi oraz Taylor odebrało mowę, siedzieli lub stali skamieniali na swoich miejscach.
-Och, Joe. – wyrwało się wiekowej już kobiecie, łzy zakręciły się jej w oczach ze wzruszenia, podeszła do niego i go przytuliła – Vous êtes aimés.3
-Je n'ai pas vraiment d'en parler sans problème.4 – odparł najmłodszy Cartwright.
-Och, głuptasie. Marie serait tellement fière de toi, et j'étais tellement effrayé, qu'il ne serait jamais vivre pour voir.5 – kobieta pocałowała go w policzek. Joe czuł się zakłopotany i zawstydzony
Dopiero teraz do niego dotarło, że babci chodzi o to, że wreszcie może z nim porozmawiać w ojczystym języku.
-Comment aimeriez-vous pourrait également vous enseigner l'espagnol.6 – zaproponowała Konstancja de Beauvau-Craon.
Małemu Joe w jednej chwili przypomniała się Dolores, córka hodowcy byków Seniora Tenino i jak w trakcie przywitania Adam, jego i Hossa nieźle urządził.*
-En fait, pourquoi ne pas.7 – odparł najmłodszy Cartwright ze złośliwym uśmiechem i mściwą satysfakcją, której Adam nie mógł zobaczyć, gdyż Mały Joe był odwrócony w jego kierunku tyłem.



1Chciałabym jutro jechać do San Francisco, mam coś ważnego do załatwienia.
2Ja mogę to załatwić wcale nie musisz nigdzie jeździć tylko powiedz co to za sprawa.
3Jesteś kochany.
4Naprawdę nie ma o czym mówić to żaden problem.
5Marie byłaby z ciebie taka dumna, a tak się bałam, że już się nigdy nie doczekam.
6Jak byś chciał mogłabym nauczyć cię również języka hiszpańskiego.
7Właściwie, dlaczego nie.

*Nawiązania do odcinka „Ponderosa Matador”


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:25, 18 Cze 2014    Temat postu: Pocałunek z różą

Dlaczego Adam i Maria ciąglę się ukrywają i robią taką szopkę ?
Joe nie musiał bić brata ,wystarczyło by Maria powiedziała ,że kocha kogoś innego i dlatego nie może wyjść za Claya.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:50, 18 Cze 2014    Temat postu:

Ciekawa ta rozmowa babci z wnukiem. Adam też zupełnie dobrze mówił po francusku, nawet kiedyś tłumaczył Benowi fragmenty pezji Very Happy Joe i Clay? Nie wiem, są braćmi, a babcia jakoś Clay'a nie zauważa, tak jakby go nie było, a przecież też jest jej wnukiem, tak samo jak Joe, synem Marie ... Ale może jest jakieś wytłumaczenie ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:49, 18 Cze 2014    Temat postu:

Biedny Adam znowu oberwał. Joe o mało się nie wygadał. Ja też jestem ciekawa dlaczego Adam i Maria ukrywają swój związek.
Ta babcie jest trochę dziwna. Na każdym kroku faworyzuje Joe, a Claya traktuje jak obcego. Co takiego musiało stać się w przeszłości, że starsza pani tak się zachowuje ... ciekawe


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:37, 20 Cze 2014    Temat postu:

Fakt babcia coś za bardzo zapatrzona w jednego wnuka....może jakby Clay coś po francusku zagaił do szanownej babci to łaskawszym okiem zerknęłaby...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:52, 18 Lip 2014    Temat postu:

Banda Grishama jak burza wpadła do Virginia City, za nimi powiewał tuman pyłu i kurzu unoszący się nad suchą ziemią. Słuchać tylko było odgłos końskich kopyt, wkoło latały strzały z pistoletów, szyby w oknach się rozbijały, kobiety piszczały i histeryzowały, a dzieci płakały. Kilkunastu mężczyzn, który akurat stali na ulicy trafiły kule, być może celowo w nich wycelowanych, być może nie. Wśród nich byli m. in. Rob McGregor, Diego de la Vega i Adam Cartwright. Grisham wraz ze swoimi ludźmi jak wpadł do miasta, tak i błyskawicznie wypadł, pozostawiając po sobie chaos i spustoszenie. Z saloonu na ulicę wszyscy wylegli. Mały Joe widząc wśród rannych swojego brata, poleciał do niego jak kula armatnia i zaczął masować mu serce. Doktor Martin zawsze tak robi, może to choć trochę pomoże, myślał najmłodszy Cartwright. Może i był egoistą, ale wolałby żeby on tu leżał, a nie Adam, przyszło do głowy małemu Joe. Ojciec był w Nowym Jorku, Clay w Sacramento, Will w San Francisco, a Hoss w Carson City, babcia jego i Claya wrócił do siebie do domu w Nowym Orleanie i nijak nikogo nie mógł zawiadomić o tym co się stało, nie chciał zostawiać brata samego w takiej sytuacji, żeby zacząć wysyłać telegramy, tłukło się w myślach Joe. Boga zaklinał, żeby mu nie zabierał brata. Był zrozpaczony i załamany. Ręce już mu mdlały z wyczerpania. Połowa ludzi, którzy zostali postrzeleni już nie żyła, a doktorowi udało się dopiero uratować trzy osoby: starszego syna Coopera, Marka Cartera i Larsa Moora. Nawet nie zauważył jak ktoś odciągnął go od Adama i znalazł się w biurze szeryfa.
-Doktorze… - poderwał się z biurka najmłodszy Cartwright widząc lekarza w drzwiach.
-Joe, minąłeś się z powołaniem, gdyby nie Ty Adam by już nie żył. Pani Thomas powiedziała mi o tym, że robiłeś masarz serca swojemu brata, tutaj się liczą minuty i sekundy, gdyby nie Ty Adam już dawno by się przeniósł na łono Abrahama. – stwierdził doktor Martin doskonale zdając sobie sprawę z tego co mówi.
-Mogę do niego iść. – Mały Joe niebezpiecznie się zachwiał i upadł na ziemię.
-Najpierw dam ci coś na uspokojenie, powinieneś odpocząć nie najlepiej wyglądasz, Adam nie powinien cię oglądać w takim stanie. – mówił uspokajająco medyk.
-Muszę przy nim być, jak mu się coś stanie, jak ja spojrzę tacie w oczy, kiedy wróci, a Adam, Adam… - Mały Joe był roztrzęsiony i coraz bardziej się załamywał.
-Twojemu bratu nic nie będzie, wyjdzie w tego i będzie żyć!!! – krzyknął na niego Martin tracąc już cierpliwość. Pod małym Joe nogi się ugięły i zemdlał.
Potem został położony na jedną z pryczy w jednej z celi i doktor dał mu środki uspokajające, a w między czasie szeryf się dowiedział, że młody de la Vega również z tego wyjdzie cało, ale stan Roba McGregora jest krytyczny nie wiadomo było czy dożyje rana, poza tym bano się powiedzieć jego żonie Jesicie jak jego stan jest poważny, ponieważ była w zaawansowanej ciąży i na dniach miała urodzić, a taka wiadomość tylko przyśpieszyłaby akcję porodową.
-Doktorze, doktorze… – dało się słyszeć krzyk pani Thomas wpadającej do biura szeryfa.
-Co się stało? – zapytał odwracając się od najmłodszego Cartwrighta.
-Pani McGregor… – próbowała złapać dech – …dowiedziała się od pani Deymayer o stanie męża i zaczęła rodzić. – poinformowała.
Doktor tylko przewrócił oczami na bezmyślność tej kobiety i ruszył za panią Thomas w kierunku rodzącej do domu McGregorów. Rob leżał na górze w jednym z pokojów, a Jesika rodziła na dole w pokoju dla gości. Gdy Martin zobaczył przy dziewczynie panią Deymayer zgromił ją groźnym wzrokiem, miał ochotę ją udusić za jej długi język. Kiedy kobieta dostrzegła jego spojrzenie, zapomniała co miała mu powiedzieć.
-Niech pani stąd idzie i mi nie przeszkadza. Proszę drzwi zamknąć jeśli łaska. – zwrócił się do niej.
Jesika modliła się żeby zdążyła urodzić zanim jej maż… Doskonale wiedziała, że przy pierwszym porodzie może potrwać to nawet dobę, a tyle czasu nie miała, jej mąż mógł nie doczekać wschodu słońca. Kiedy usłyszała płacz dziecka, natychmiast poderwała się do pozycji siedzącej po mimo bolących niektórych części ciała. Gdy ujrzała co niemowlę miało między nogami, zdołała tylko powiedzieć:
-Bogu niech będą dzięki. – a potem jeszcze dodała – Może doktor iść do mojego męża i powiedzieć mu, że ma syna.
-Oczywiście. – odpowiedział, zostawił Jesikę z maleństwem, a sam udał się do pokoju, gdzie leżał Rob.
Mężczyzna podniósł powieki, kiedy usłyszał otwieranie drzwi.
-Doktorze? – zapytał, gdy zobaczył kto wszedł.
-Chciałem ci tylko przekazać, że urodził ci się syn. – powiedział patrząc mu w oczy.
-Mógłbym ich zobaczyć? – spytał.
Po paru minutach na wózku przyjechała do niego żona z synem. Duma go rozpierała, kiedy trzymał go na rękach i tulił go do swojej piersi.
-Kocham cię, Rob. – rzekł patrząc w ciemne oczy syna, które z całą pewnością po nim odziedziczył i pocałował go w maleńką rączkę.
-Jesteś najwspanialszą i najlepszą żoną na świecie, na pewno go wychowasz na dobrego człowieka. – wyznał patrząc głęboko w oczy Jesice.
-Powinnaś leżeć jak najwięcej w łóżku. – oznajmił doktor, który stał za wózkiem.
-Ale mój syn… – zaczęła pani McGregor.
-Słuchaj doktora. – zwrócił się do niej mąż – Chcę go jeszcze trochę potrzymać, jakby coś zawołam kogoś. – patrzył z troską i czułością na Roba juniora.
Gdy drzwi się za nimi zamknęły i już nie słychać było niczyich kroków, Rob McGregor pomyślał, że chciałby przed śmiercią zobaczyć jeszcze jedną osobę. Na chwilę przymknął oczy wsłuchując się w bicie serca maluszka, kiedy poczuł na swojej twarzy podmuch wiatru, przecież okno jest zamknięte, więc jakim cudem, przeszło mu przez myśl i otworzył powieki. Obok niego na łóżku, siedział przy nim Zorro, rzucił okiem na okno, które rzeczywiście było otwarte.
-Jakbyś czytał mi w myślach właśnie Ciebie chciałem teraz zobaczyć. – powiedział przyglądając się zamaskowanej postaci i zbliżył rękę do jego maski na twarzy – Mogę? – zapytał – Dobrze wiesz, że zabiorę tę informację ze sobą do grobu, przynajmniej przed śmiercią chcę zobaczyć twarz mojego przyjaciela. – oświadczył.
Maria nie oponowała ani nie protestowała. Chciała żeby jej przyjaciel był tutaj z nią, ale życie jest nieubłagane i nikt nie zna dnia ani godziny. Ręka Roba musnęła jej policzek i delikatnie przesunęła materiał w kierunku czoła.
-Maria. – wyszeptał widząc przed sobą twarz ukochanej, z jej oczu płynęły łzy wielkości grochu. – Mogę cię o coś prosić? – spytał.
-Cokolwiek zechcesz. – w tej chwili była gotów spełnić każde jego życzenie.
-Chce… – ledwo dosłyszalnie wyszeptał, więc panna de la Vega musiała bliżej przysunąć głowę.
Usta Roba delikatnie jak dotyk skrzydeł motyla musnęły wargi dziewczyny. Maria poczuła, że zaraz zemdleje. Myślała, że to sen, ale wyraźnie czuła rozchylające się usta mężczyzny. Koniuszek jego języka starał się przebić przez jej wargi, które dopiero teraz posłusznie otworzyła. Poczuła w swoich ustach wilgoć. Język Roba wił się w ich wnętrzu. Maria w bezwarunkowym odruchu oddała pieszczotę mocno zaciskając powieki. Zaczynało jej brakować tchu i Rob wycofał się łagodnie. Zacisnął swoje usta na dolnej wardze dziewczyny, która mruknęła zadowolona. Kiedy doktor Martin wszedł do pokoju mężczyzny, nawet nie zdawał sobie sprawy, co chwilę temu miało tu miejsce. Widział, tylko śpiącego chłopczyka na rękach swojego zmarłego ojca, a który był jedynym świadkiem tego jak podczas pocałunku ojca z inną kobietą, która nie jest jego matką wydał swoje ostatnie tchnienie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:56, 18 Lip 2014    Temat postu: Pocałunek z różą

Rob umarł ,dowiadując się prawdy.
Szkoda ,że w ostatnich chwilach życia zdradził żonę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:54, 20 Paź 2014    Temat postu:

-Leż spokojnie i niczym się nie przejmuj, wszystkim się zajmę. – powiedział Mały Joe do Adama, który miał bandaże na klatce piersiowej i aktualnie znajdował się w swoim pokoju w Ponderosie. Młodszy z braci miał nadzieję, że Adam wyzdrowieje zanim reszta rodziny wróci do domu.
-Doktor mi powiedział, że gdyby nie Ty, nie było by mnie tutaj. – rzekł pierworodny Bena patrząc na młodszego mężczyznę.
-Nie ma o czym mówić. – rzekł Joe patrząc się w swoje buty. Ile osób jeszcze mu zasugeruje, że byłby dobrym doktorem, pomyślał.
-Może twoja babcia ma rację i powinieneś iść na studia. Nie jest jeszcze dla ciebie za późno. – stwierdził Adam.
-Koniecznie chcesz się mnie pozbyć z domu. – odparł Mały Joe.
-Nie, ale gdybyś chciał… - Adam nie ustępował.
-Jedyne czego teraz chce to żebyś wyzdrowiał. – odpowiedział młodszy Cartwright podchodząc do drzwi.
-Joe… - brunet oparł się na łokciach – …i tak tego nie obejdziesz, jeśli chcesz dostać swoją część spadku w razie śmierci swojej babci musisz iść na studia, taki jest jedyny warunek zapisany w testamencie. – poinformował Adam.
-Nie zależy mi na pieniądzach, jak Clay chce może sobie wziąć wszystko. – wyznał szczerze drugi z braci. – Postaraj się zasnąć, teraz pójdę naprawiać ogrodzenie, a później zrobię obiad, po południu Maria przyjedzie cię odwiedzić. Diego lepiej się już czuje choć oberwał znacznie gorzej od ciebie. – poinformował.
-A Rob? – zapytał Adam. Mały Joe się zasępił i spochmurniał.
-Nie żyje, ale zdążył jeszcze przed śmiercią zobaczyć swojego syna. – powiadomił brata Mały Joe.
***
-…poznał tożsamość Zorro i... – panna de la Vega opowiedziała swojemu narzeczonemu wydarzenia z poprzedniego wieczoru.
-Tak? – spytał Adam.
Joe nie było w domu, teraz zajmował się znakowaniem bydła, chciał jak najwięcej zrobić, żeby odciążyć swojego brata i żeby ten mógł w spokoju wyzdrowieć i wrócić do sił.
-No… - dziewczyna zarumieniła się i zakłopotała – …pocałował mnie. – wyznała w końcu –Nie chcę żebyś był zazdrosny… Jako ostatnia wola umierającego… Uznałam, że tak trzeba i oddałam mu pocałunek.
-Jesteś taka dobra i masz takie wielkie serce, jak mógłbym się za coś takiego na ciebie gniewać. – Cartwright przytulił ją do swojej nagiej piersi odzianej tylko w bandaże.
Nawet nie potrafisz sobie wyobrazić jak bardzo cię kocham, pomyślała panna De la Vega przykładając głowę do jego torsu. Adam pocałował ją w czubek głowy.
***
Kilkanaście mil dalej w dyliżansie nieuchronnie zbliżającym się do Virginia City siedziała zjawiskowo piękna kobieta o alabastrowej cerze, zielonych oczach i płomienno rudych włosach.
Zapłacisz mi za to jak mnie kiedyś zlekceważyłeś Adamie Cartwright. Już moja w tym głowa żebyś tego słono pożałował, pomyślała kobieta.
-Mamusiu, jestem bardzo głodny. – powiedział Abel do owej kobiety.
-Już niedługo skarbie. Zaraz będziemy na miejscu. – odparła Anna do syna.
Za mienie twoje życie w piekło Adamie. Zniszczę wszystko co jest ci drogie i co kochasz, myślała dalej kobieta.
Anna odwróciła głowę w kierunku okna i przypatrywała się obrazom zmieniającym się za szybą. Patrzyła na pustynny obraz oraz majaczące w oddali góry, które były wielkie i potężne, a jednocześnie bardzo groźne. Na samą myśl przyszła jej do głowy wprawa jej, jej brata – Colina oraz właśnie Adama do Wyżyny Kolorado. Wspominała czasy, kiedy to była pewna, że Adam kocha ją i się z nią ożeni. O tym, gdy ją oraz Adama zasypało w jednej z jaskiń i o ich następstwach, które teraz siedzą obok niej. O tym, kiedy był ten nieszczęsny wypadek. Jej brat teraz siedział na wózku. Na policzku pojawiła się ledwo dostrzegalna łza, którą szybko starła ręką by mały nic nie zauważył. Sama oparła głowę o oparcie siedzenia, a chłopczyk leżał obok niej zwinięty z głową na jej podołku i powolutku zasypiał ze zmęczenia.


Dla tych co mają jakieś niejasności czy pytania zapraszam do przeczytania poprzedniej notki. I bardzo przepraszam za taką długość może następnym razem będzie dłuższa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kola dnia Pon 16:56, 20 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Coli Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 20, 21, 22  Następny
Strona 21 z 22

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin