Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

To i owo o moim mieście
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Eweliny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ania2784
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 23 Cze 2012
Posty: 4040
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 16:46, 08 Sie 2012    Temat postu:

Mnie też się bardzo podoba. Poza tym to opowiadanie nie jest straszne, za to zdecydowanie jest zabawne. SmileSmileSmile
Mi niestety do takiego pisania daleko Sad


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:48, 08 Sie 2012    Temat postu:

Ja to zaczęłam pisać już dość dawno temu i parę razy przerabiałam. Milo jest wyrzucić z siebie niezadowolenie i doprawić to szczyptą, choćby czarnego, ale humoru...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kamila7997
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:07, 08 Sie 2012    Temat postu:

Ewelinko, najpierw się zagapiłam i zaczęłam czytać trzecią część. Zatrzymałam się w połowie i wróciłam do pierwszej. Przeczytałam również do połowy, ponieważ musiałam zejść z laptopa.
Kryminałki naprawdę nieźle się zapowiadają; oprócz tego woalu tajemniczości i grozy, jest szczypta humoru, która na dobrą sprawę pełni funkcję lukru na czekoladowym torcie.. Wink.
Postaram się jak najszybciej przeczytać te spore kawałki dobrego tekstu!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kamila7997 dnia Śro 17:07, 08 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Josefina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 06 Lip 2012
Posty: 1081
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:36, 08 Sie 2012    Temat postu:

Ewelina napisał:
Josefina raczka spiekła
dzisiaj z forum nam uciekła?
Mam nadzieję, że powróci
Manuela nie porzuci


Nigdzie nie uciekłam! Czytałam twoje opowiadania. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, że najpierw skopiowałam je na komputer (zawsze mogę wymazać). Czytałam, czytałam i przeczytałam - wszystkie, nawet te, które już dawno wkleiłaś (o Krakowie i o Pasztecie). Nie widziałam ich wcześniej, bo kiedy je wklejałaś nie było mnie jeszcze na forum. Tak mi się spodobały te o mieście, że zaczęłam szukać, co jeszcze napisałaś....... i znalazłam! Zgadzam się z Riką, że "piszesz lekko i dobrze się to czyta". Wszystkie mi się podobały (mimo, że nie ma wnich nic o Meksykanach Wink ), ale chyba najbardziej o Pasztecie. Po prostu świetne. Mam nadzieję, że napiszesz coś jeszcze.

I nie łudź się, że porzucę Manuela - będę go bronić do końca! Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:36, 08 Sie 2012    Temat postu:

To i owo o moim mieście
część 2

Kicia była trzecią osobą w kolejce do Cesarza. Cesarz jak zwykle kaprysił, zmieniał koncepcje, narzekał, że zbyt mało akcentowana jest rola jego ulubionej dynastii itd. Kicia, która również była wielbicielką Piastów, chętnie się z nim zgodziła, chociaż wiedziała, że znów spędzi kilka godzin w bibliotekach na poszukiwaniu piastowskich śladów w obiektach przez nią opracowywanych. Ale co tam, czego się nie robi dla tak zasłużonego dla Polski rodu! Kicia pełna podniosłych i radosnych uczuć wymachiwała tubą z projektami i dziarsko maszerowała do domu, nie zważając na dość późną porę. Konsultacje były wyznaczone na popołudnie i sporo się przeciągnęły. Było już ciemno, ale w duszy Kici panowała jasność, Cesarz miał niewiele zastrzeżeń i nawet dwa razy Ją. Kicię pochwalił! Oszołomiona swoim sukcesem u Cesarza Kicia przejechała przystanek i zamiast przy Tatrzańskiej wysiadła przy Anczyca. Do domu miała nieco dalej – musiała przejść kawałek ul. Rydla, co dla radosnej dziewczyny było drobiazgiem, niewartym uwagi. Nic to, że musiała iść obok znanego ostatnio z bardzo złej strony parku. Kicia radośnie maszerowała machając tubą z projektami obok wieżowca przy Anczyca.
Nagle Kicia zorientowała się, że coś nie jest tak jak być powinno. Znalazła się w kręgu kilku wyrostków, właściwie dorosłych mężczyzn o nieciekawym wyglądzie. Ich miny zdradzały wyraźnie niedobre wobec jej Kici zamiary! Kicia poczuła się osaczona i zagrożona. Przypomniała sobie pięć lekcji samoobrony, czy karate, na które chodziła razem z bliźniaczkami. Jak to było?
A… najpierw ostrzegawczy okrzyk –
Powietrze przepełnił przeraźliwy pisk Kici (dziewczyna zapomniała, że w chwilach, kiedy się denerwuje jej głos przechodzi w wysokoczęstotliwościowe popiskiwanie)
Podziałało, faceci patrzyli na Kicię lekko ogłupiali
Co dalej - dobrze, że do Cesarza wzięła książki z których korzystała przy pisaniu pracy.
Machnęła i z góry walnęła najgrubszego plecakiem po głowie, jednocześnie kopiąc zręcznie stopką obutą w glanik kolejnego napastnika. Wykorzystała też tubę z projektem, ta niestety zgięła się na głowie kolejnego łobuza. Rąbnięty plecaczkiem zaniemówił, natomiast zbir kopnięty bucikiem wydawał z siebie okrzyki pełne oburzenia i bólu, podskakując na drugiej, niebolącej nodze. Tak, Kicia załatwiła dwóch, ale co z pozostałymi trzema oprychami? Zbliżali się do niej złowrogo, z groźnymi minami i mówili, a właściwie wulgarnie określali co stanie się z nią, Kicią, jak ją dopadną. Kicia obiecała sobie w duchu, że niektóre wyrazy sprawdzi w słowniku wulgaryzmów, bo też jak tatuś lubiła być dobrze poinformowana, a bądź, co bądź wydarzenia mogły dotyczyć jej najbliższej przyszłości!
Nie zapowiadała się ona zbyt optymistycznie. Kicia znów rozpoczęła serię okrzyków, tym razem usiłując wezwać pomoc, ale seria jej popiskiwań zaowocowała intensywnym zamykaniem okien w pobliskim wieżowcu. Cóż, ludzie nie lubili się wtrącać do spraw młodzieży!
Żałosne pi, pi, pi Kici przerwało warczenie psa. Oprychy i Kicia zobaczyli jakiegoś faceta z dużym, brązowym psem. Zwierzę demonstrowało pełny garnitur ząbków, jakiego nie powstydziłby się najbardziej krwiożerczy wampir z seriali masowo oglądanych ostatnio przez mamusię.
Warczenie pieska zapowiadało, że bardzo chętnie zrobi z nich użytek. Właściciel też wyglądał dość groźnie – wysoki, napakowany mięśniak, ostrzyżony prawie na łyso. Faktycznie, z takim lepiej nie zaczynać i piątka niedoszłych oprawców Kici rozpłynęła się w mroku. Kątem oka Kicia z satysfakcją zobaczyła, że jeden z nich kuleje a drugi trzyma się za głowę ( w której zapewne było sporo miejsca).
-No, mała, prawie, że ich sama napadłaś i pobiłaś, nieznajomy usiłował rozbawić nieco Kicię.. Wygląd wybawcy według kryteriów rodzinnych również nie wzbudzał zaufania. I jeszcze ten pies – wielki, groźny! Ciekawa jaka rasa? W Kici odezwała się dusza miłośniczki zwierząt.
-Jaka rasa? Pisnęła Kicia
Facet wydawał się lekko oszołomiony.
-No biała, typ nordyczno – kaukaski, chyba, nie jestem pewien , nie byłem u antropologa.
-Jak to biała, mnie się wydaje, że on jest brązowy, ciemnobrązowy, uczciwie sprostowała Kicia
- A, ty o psie, zorientował się nieznajomy.
-Myślałem, że jesteś bardzo zdenerwowana, bo było nieciekawie, mogli ci przecież krzywdę zrobić, i to sporą. A ty się trzymasz! Dodał z podziwem.
- Lubię psy, pisnęła Kicia.
-Chciałabym też mieć swojego, ale mamy za małe mieszkanie i mam tylko królika, takiego małego – angora miniatura, taki puszysty, kuleczka i ma ząbki, chrupie chlebek, marchewkę i jabłuszka, kica po mieszkaniu, zostawia takie okrągłe bobki…
Kicia była jednak zdenerwowana i po prostu nie mogła zatrzymać potoku wymowy zalewając swojego wybawcę informacjami na temat zwyczajów, zalet i wad Pasztecika, ulubieńca całej rodziny.
-No, późno już, odprowadzimy cię do domu, bo jeszcze spotkasz kolejnych bandziorów i zrobisz im krzywdę, zaproponował nieznajomy.
Kicia była w rozterce, czy to typ pozytywny, czy negatywny, przecież też mógł ją skrzywdzić, a na pomoc przechodniów i służb porządkowych nie mogła raczej liczyć. Cóż, zaryzykuje!
Ruszyła w stronę swojego wieżowca eskortowana przez nieznajomego i jego psa. O dziwo, nawet przechodząc koło znanego ostatnio ze złej sławy parku, nie czuła strachu. Była pewna, że nikt nie odważy się ich zaczepić.
Nieznajomy próbował zabawiać Kicię rozmową
-co ty tam masz w tej tubie? Projekt na Polibudę?
Kicia aż podskoczyła na myśl, że ktoś może podejrzewać ja o jakieś talenty do nauk ścisłych. Zbyt dobrze utkwiły jej w pamięci jej problemy z ulubionym nauczycielem matematyki,
Zmory jej szkolnego żywota. Osobiście przysięgła mu, po dopuszczeniu do matury, że nie zostanie nigdy, przenigdy księgową. O tak, nie miała takiego zamiaru! Żadnych cyfr, precz z funkcjami!
- Ja, nie, na politechnice, nigdy …
Kicia odzyskiwała świadomość.
-To projekty fresków na ścianę kościelnego domu opieki. Biorę udział w jego renowacji i to są moje rysunki. Mam nadzieję, że nie ucierpiały w zderzeniu z tym rycerskim łbem.
- rycerskim? Zdziwił się facet
- no tak. Zakutym . Wytłumaczyła Kicia
- dobre. Nieznajomy ucieszył się, że Kicia odzyskuje dobry humor.
Byli już koło wieżowca Kici. Dziewczyna widziała mamę wychyloną z okna i na pewno wypatrującą z niepokojem swojej córki. Artystka wiedziała też, że mama jest dalekowidzem i widzi ją oraz jej wybawcę z pieskiem. Nieznajomy nie wiedział o problemach Kici. Spokojnie szedł obok niej, najwyraźniej mając zamiar odprowadzić ją bezpiecznie aż do klatki w której mieszkała,
Intelekt Kici pracował intensywnie
– co ona powie rodzinie? , wersja o człowieku, który zapytał o godzinę lub ulicę raczej w tych warunkach odpada. Kuzynów koleżanek rodzinka przeważnie zna, znajomi z zaprzyjaźnionego teatru raczej chuderlawi i bez takich charakterystycznych piesków, co powiedzieć, co powiedzieć? Tłukło się bezustannie po głowie Kici. Spojrzała w górę, jakby w gwiazdach szukając natchnienia i zdrętwiała. Sprawdził się najczarniejszy scenariusz.
- Z okna jej mieszkania wyglądały trzy głowy! Cała rodzinka! Ciekawska, wścibska! Co ona im powie!
Dobrze! Niech mają. Powie im prawdę. Być może to oznaczało chodzenie pod eskortą Taty i Misia do sklepu i na przystanek tramwajowy, ale znając życie, wiedziała, że prędko im się to znudzi i znajdą sobie ciekawsze zajęcia, niż dręczenie jej, Kici swoją obecnością i nietaktownymi pytaniami w rodzaju
- czy to ten zbir chciał ci zabrać torebkę? I pokazywaniem palcem na Bogu ducha winnego człowieka, którego Kicia pierwszy raz widziała na oczy.
Stali już pod drzwiami klatki schodowej. Kicia dałaby sobie uciąć rękę, że sąsiadka z parteru notuje wzrokiem każdy jej gest, który zostanie jutro opisany innym sąsiadkom. Że rysopis faceta trafi do bazy danych plotkarskiej części bloku i delikwent będzie rozpoznawany na drugim krańcu Łodzi.
-no , dzwoń do domu, zajrzę, czy na klatce jest w porządku, zatroszczył się o Kicię nieznajomy.
Kicia, nie dbając o to, że naciskając guzik domofonu, dekonspiruje się zupełnie przed obcym facetem, wykonała posłusznie jego polecenie.
Z kratki rozległo się obłudne pytanie
- kto tam? Tak jakby rodzinka w komplecie wywieszona przez okno, nie wiedziała, że to ona .
- ja, godnie odparła Kicia.
Rozległ się brzęczyk domofonu i Kicia otworzyła drzwi klatki schodowej. W ciszy nocnej usłyszała rumor przewracanego stołka ( w kuchni zapewne) i następnie, stojąc na klatce schodowej i czekając na windę. usłyszała lekkie rzężenie przy drzwiach.
- co sąsiedzi na dole też mają pieska? Spytał wybawca Kici
- raczej początki astmy, z goryczą wyjaśniła Kicia. Nikt nie lubi być tak dokładnie obserwowany, tym bardziej, że dziewczyna przekonała się na własnej skórze, że choć sporo osób widziało, że jest w niebezpieczeństwie, to nikt, no prawie nikt nie pospieszył jej z pomocą i nikt nawet nie pofatygował się, żeby zadzwonić po policję! Kicia rozumiała, że emeryt może nie chcieć podjąć walki wręcz , z umięśnionym osiłkiem, ale wystarczyłoby, żeby ktoś zadzwonił na policję lub po strażników miejskich. Przecież kilkadziesiąt metrów od miejsca napadu jest komenda Straży Miejskiej! Znając życie wystarczyłoby, żeby stróże prawa się pokazali, a tamci by zniknęli zostawiając ją w spokoju.
Podziękowała człowiekowi z psem za odprowadzenie i grzecznie powiedziała dobranoc, mając świadomość, że każdy jej gest, każde słowo będzie na drugi dzień szeroko komentowane i szczegółowo omawiane. Do tego dojdą rozważania na temat jej Kici prowadzenia i błędów wychowawczych jej rodziców.
Uff! Już jest pod swoimi drzwiami, za którymi czatuje żądna wieści rodzinka.
Otworzyli drzwi, zanim Kicia zdążyła nacisnąć dzwonek. Jak oni się zmieścili wszyscy w maleńkim przedpokoju?
- nie mam gdzie zdjąć butów, nie ma miejsca na schylenie się, poskarżyła się Kicia. Część rodzinki wycofała się do pokoju, zajmując nadal strategiczne miejsce w pobliżu drzwi.
Kicia weszła i usiadła na wersalce. Cała rodzina wpatrywała się w nią intensywnie a Pasztecik zrobił pokazowego słupka i ruszał znacząco noskiem. Rzucił również to swoje słynne spojrzenie spod krzaczastych brwi, to z lekko przekrzywionym łebkiem.
-a ty co, też robisz mi jakieś wyrzuty? , zaczepnie zapytała zwierzątko Kicia.
Pasztecik z godnością pokicał w stronę Misia i usiadł obok niego, demonstrując męską solidarność.
-no. Mamy maleńkie pytanko, tatuś nie wiedział, jak zacząć przesłuchanie, żeby Kicia nie zaczęła wrzeszczeć, że ma dość domu i jest prześladowana, jak opozycja w sąsiednich krajach
- może ty Myszko, jęknął, prosząc o pomoc mamusię
-dobra. Lecimy prosto z mostu. Kicia, co to za facet? Konkretnie zapytała mamusia
-co on tu robił? Tatuś dalej drążył temat.
- skąd go znasz, Misio zadał najbardziej kłopotliwe pytanie. Zdrajca, nie brat, a Pasztecik siedzi koło niego i potwierdzająco i oskarżycielsko rusza mordką! Zdrajca, nie królik.
Ach, miałam mówić prawdę, przypomniała sobie Kicia.
-napadli na mnie, zaczęła… i nie mogła dokończyć, bo została zasypana rzeczowymi pytaniami w rodzaju
- kto na ciebie napadł?
-dlaczego nas nie zawołałaś?
-gdzie teraz poszedł?
-dlaczego ktoś na ciebie napadł?!
-jak ten łobuz, co na ciebie napadł śmiał się pokazać przed naszym blokiem?
-gdzie cię napadli?
-żyjesz?
-co ci zrobili?
-bili cię?
I dalsze, w tym samym stylu.
Nic nie powiem, dopóki nie dacie dojść mi do słowa! Wrzasnęła Kicia.
Ciekawa rodzinka ucichła,
Napadli mnie obok wieżowca stojącego niedaleko Straży Miejskiej, nie zdążyli mnie pobić, bo ten facet z pieskiem ich przegonił. I to wszystko.
-to nie mogłaś wołać o pomoc? Zapytał tatuś.
Kicia podniosła oczy do góry.
-Wołałam! i pojawił się ten facet z pieskiem. Kicia postanowiła trzymać się tej wersji wydarzeń, jako najłatwiejszej do opowiedzenia i wyjaśnienia dociekliwym członkom jej rodziny.
-a nie mogłaś wezwać Straży Miejskiej?, drążył temat tatuś.
- wzywałam i pojawił się ten facet z pieskiem, Kicia twardo trzymała się swojej wersji,
-ale jak przegonił? Ilu ich było? Tatuś był dociekliwy, jak zwykle
- było ich pięciu. Piesek pokazał ząbki i zawarczał a oni uciekli. Lakonicznie zrelacjonowała wydarzenia Kicia.
-a oni tak sobie poszli? W którą stronę? Tatuś lubił wiedzieć dokładnie jak było
-raczej pobiegli, piesek trochę się wyrywał, nie zwróciłam uwagi w jakim kierunku się udali
- prawdomównie stwierdziła córeczka
-no tak, ale dlaczego to on ci pomógł? A nie Straż?, zastanawiał się tatuś
- ja też nie wiem, poparła jego wątpliwości Kicia i złośliwie dodała
-jak jutro znajdziesz trochę czasu, to idź tam i popytaj mieszkańców bloku, dlaczego mi nie pomogli i Straży Miejskiej dlaczego nie złapała tych chuliganów?
Tatuś się obraził.
-Ja tak z troski o ciebie, a ty już krzyczysz. Nie można z nikim porozmawiać w tym domu! I obrażony poszedł do kuchni wypalić papierosa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:39, 08 Sie 2012    Temat postu:

To i owo o moim mieście
część 3

Następny dzień rozpoczął się od awantury. Właściwie, to Misio się awanturował. Kicia cierpliwie słuchała a Pasztecik zajął strategiczną pozycję i wyglądał czujnie zza szafki.
- gad, pożarł mi kabel od zasilacza, zawodził Misio
- jak to pożarł, cały zjadł?, upewniała się Kicia
- nie zjadł, tylko pogryzł! Wyjaśniał Misio - Taki dobry kabel!, Wczoraj słyszę chrup!, chrup!, pacnąłem ręką o biurko i co widzę! Oddalający się mechaty zadek!
Tylko nie mechaty! Ja mam zadek puszysty! obruszył się obrażony królik i obrócił tyłem do rodzeństwa.
- jak słyszałeś, że chrupie, to mogłeś go od razu pogonić, a nie czekać, aż zniszczy zasilacz- broniła królika Kicia
Pogonić! Pogonić! Tyko by zwierzątko ganiali a pobawić się ze mną to nie mają czasu! Pomyślał rozżalony króliczek i poruszał mordką. Pokicał zrezygnowany na swoje mięciutkie, pachnące sianko, zostawiając problem naprawy zasilacza rozżalonemu Misiowi.
Do mieszkania wpadł tatuś.
- słyszeliście? Zapytał, kipiąc od chęci podzielenia się sensacją z rodziną.
- nie, nie słyszeliśmy, bo Misio wszystko zagłusza, pożaliła się Kicia.
- znaleźli zwłoki w parku! Chrypiał tatuś
- w naszym parku? Upewnił się Misio
- tak w naszym. Jakaś emerytka. Uduszona! Jak pani Dzionek!, relacjonował tatuś
- pan Todzio mówił, że uduszono ją jej własną różową apaszką.
- a gdzie ją znaleźli? Dociekał Misio
- w parku, tatuś był doskonale poinformowany
- cały ryneczek aż huczy od plotek i różnych domysłów.
Park na Dąbrowie nie wyglądał na miejsce zbrodni. Gdy mamusia przeprowadziła się ze Śródmieścia miasta, na peryferyjne wtedy osiedle było tu po prostu pole. Rosło na nim zboże. Potem ten teren wykupiło miasto i postanowiono urządzić tu park. Jeszcze w szkole podstawowej i liceum mamusia niejedną godzinę spędziła w nim na tak zwanej pracy społecznej. Zwrot „na pracy” jest tu użyty prawidłowo, gdyż organizatorzy zwykle poprzestawali na zgromadzeniu jak największej grupy ochotników i zrobieniu im zdjęcia. Takimi drobiazgami jak zapewnienie stosownej ilości łopat, grabi itd. nie zaprzątali sobie głowy. Młodzież więc, radosna z powodu opuszczonych lekcji snuła się po częściowo rozkopanym terenie i oddawała dowolnym zajęciom.
Teraz park stanowił piękny widok. Większość z posadzonych drzewek przyjęła się i bujnie rozrosła. Postawiono ławeczki. Był kącik dla maluchów. Jeden z boków parku przylegał do kościelnego ogrodzenia, co jakby podnosiło rangę tej oazy zieleni. Na ławeczkach emeryci grali sobie w szachy lub karty i wspominali dawne czasy. Nieraz się kłócili, ale nie dochodziło do większych sporów ideologicznych. Ot, takie pogaduszki starszych ludzi. Dyskusje dotyczyły też ozdoby parku – rzeźby grupy ptaków z rozpostartymi skrzydłami. Z początku bywalcy parku dzielili się na zwolenników i przeciwników. Twierdzono, że rzeźba jest koszmarna, oponenci z kolei tłumaczyli, że artysta chciał wyrazić bunt, być może przeciwko ustrojowi i chęć udania się w dalej położone miejsce, aby poprawić sobie byt a przynajmniej oddalić się od wszechobecnych kolejek. Po 1989 roku zwolennicy twierdzili, że ptaki są niezadowolone z nowych rządów i szykują się do szczypania, jak to gęsi, ale w końcu wszyscy się do rzeźby przyzwyczaili i nie budziła już ona takich kontrowersji. Z alejkami, pięknymi drzewami, ławeczkami park na Dąbrowie w dzień stanowił sielski widok. Cóż, tak jak i w innych częściach Łodzi zdarzały się tu napady, porachunki między grupami młodzieżowymi. W nocy stanowił schronienie dla przestępców i stawał się miejscem bardzo niebezpiecznym. Grozę budziły kolejne zwłoki odnajdywane w parku, tak jakby stał się ulubionym miejscem działania seryjnego mordercy! W nocy prześliczny, przytulny park stawał się miejscem pełnym grozy, starannie omijanym przez spóźnionych przechodniów. Po zbudowaniu nowego kościoła na Dąbrowie park zyskał jakby dodatkową funkcję – stanowił piękną oprawę świątyni. Cóż kościół był zbudowany w nowoczesnym stylu, i wielu parafian wybrzydzało, że mógłby być ładniejszy. O gustach raczej nie należy dyskutować, budynek miał zarówno zwolenników, jak i przeciwników i zdania dotyczące jego urody były podzielone. Kicia uważała, że najważniejsze jest to, że w budynku przykościelnym jest miejsce dla młodzieży lubiącej pograć w ping ponga, na gitarze, czy dla koła Oazowego. Jak ktoś chciał sobie pooglądać wyjątkowo piękne świątynie, z obrazami i rzeźbami wielkich mistrzów, to sobie mógł wypożyczyć albo kupić album. Kościół chociaż stał w parku, przynależał do blokowiska, a raczej to głównie blokowisko stanowiło parafię Kościoła pod wezwaniem Św. Maksymiliana. Nowoczesna, nieco podchodząca pod góralszczyznę bryła kościoła nie odbiegała od otaczającej ją architektury. Kicia sądziła nawet, że w takim otoczeniu to nawet katedra Notre Dame wyglądałaby nie na swoim miejscu. Mieszkańcom Dąbrowy problemy sprawiała niekiedy kościelna dzwonnica, a raczej młodzieńcy z fantazją, którzy po wypiciu kilku kieliszków nabierali ochoty, żeby uderzyć w kościelne dzwony. Nie odstraszało ich od tego ani ogrodzenie, ani dwa groźne wilczury . Niestety nie zważali na porę. Już kilkakrotnie mieszkańcy osiedla zostali wyrwani ze snu biciem w dzwony o godzinie drugiej lub trzeciej w nocy. U starszych ludzi wywoływało to skojarzenia z II Wojną Światową i zrozumiałe zdenerwowanie. U młodszych irytację i domysły, że sympatyczni zakonnicy pragnąc przestrzec mieszkańców przed jakimś kataklizmem korzystają z tradycyjnej i skutecznej metody. Gdy katastrofa nie następowała, nie słychać też było nadlatujących rakiet ani wrogich samolotów, raczej wycie syreny zbliżającego się samochodu policyjnego. „Dzwonnicy” uciekali do parku i kryli się przed policja, policja ich goniła, biegali po parkowych alejach, niekiedy na skróty lekceważąc niewidoczne w nocy tabliczki zakazująca deptania trawy. Ludzie mieli nieco rozrywki, policjanci przymusowy aczkolwiek korzystny dla zdrowia i kondycji trening, przestępcy, których jak pamięcią sięgał tatuś nigdy nie łapano, satysfakcję, dziennikarze, zawiadamiani przez czujnych lokatorów materiał na krótką notkę w prasie lokalnej (co wiązało się z pieniążkami bez czasochłonnego wyjazdu w teren), i w zasadzie wszyscy byli zadowoleni. Oczywiście oprócz tych, którzy chcieli i musieli się wyspać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:41, 08 Sie 2012    Temat postu:

To i owo o moim mieście
część 4

W niedzielę, rano rodzinę Czyżyków obudził przeraźliwy krzyk Kici.
- Pasztet! Pasztecik! – krzyczała
- Myszko, rusz się, dziecko jest głodne, usiłował pobudzić do czynu żonę Tatuś.
- To chyba chodzi o króliczka, mruknęła mamusia. Zobacz, co się stało, może coś w nocy pogryzł. Celnie i dzielnie broniła się przed porannym, niedzielnym wstawaniem mamusia.
- Jak to pogryzł - zaniepokoił się tatuś i ruszył na zwiady.
W drugim pokoiku zastał rozbudzonego i zdezorientowanego Misia i Kicię, która stała jak posąg, miała zamknięte oczy a spod powiek spływały jej łzy.
- córuś, co się stało? Skrzywdził cię ktoś? Jesteś głodna?, pytał,
- Pasztet, Pasztet. Łkała Kicia
- co Pasztet? Tatuś lubił być dokładnie informowany
- no, Pasztet nas opuścił! Szlochało dziecko
- jak to opuścił? Uciekł, z siódmego piętra wieżowca? Zdziwił się tatuś
- przecież jest na swoim sianku, dodał, rzuciwszy okiem na klatkę ze zwierzątkiem.
- jest, ale martwy! Co my zrobimy! Kicia była naprawdę zrozpaczona.
- jak to martwy, robi słupka i rusza noskiem, to chyba żyje – logicznie dedukował tatuś.
- jak to rusza noskiem? Zdziwiła się Kicia i otworzyła oczy
- rzeczywiście - Pasztecik robił pokazowego słupka, po króliczemu ruszał pyszczkiem i z zainteresowaniem obserwował zgromadzonych (bo i mama dołączyła) w pokoiku ludzi.
- no faktycznie żyje, zgodziła się Kicia, a jak rano spojrzałam na klatkę, to leżał na plecach łapkami do góry, miał zamknięte oczy i nie ruszał się, a ! i jeszcze miał ząbki na wierzchu, te dwa siekacze. Myślałam, że nie żyje, Kicia jeszcze nie mogła dojść do siebie.
- to musiał wesoło wyglądać, trzeba go było połaskotać albo pomachać marchewką koło pyszczka , zaraz by ożył – Misio, miał czasem skłonności do makabrycznych żarcików.
- Przecież króliki nie śpią na plecach łapkami do góry! Poparła Kicię mamusia
- nasz jest wyjątkowy – z dumą podkreślił tatuś. Ale faktycznie, musiał wyglądać wesoło, Tatuś ostatnio często miewał takie samo zdanie jak Misio.
Wesoło, wesoło! W swojej własnej klatce mogę spać jak mi się podoba! Gdzie jest napisane, że króliki muszą spać na brzuchu albo na boku! Sianko wygodne to łapki wyciągnąłem a i pyszczek się otworzyło – co, może nie wolno! Pełny relaks! Czego znowu chcą od moich siekaczy! Kicia niech swoich ząbków pilnuje a nie moich, już drugi raz odwołuje wizytę u dentysty! O ząbkach rodziców nie wspomnę! Śmichy chichy tu sobie ze zwierzątka robią. Poczekaj, niech ja dopadnę twój kabel od laptopa! Tu Pasztecik obrzucił nieżyczliwym spojrzeniem Misia. Nikt nie lubi, kiedy się z niego podśmiewają. Nawet króliczek. Zwłaszcza taki ambitny. Pełen urażonej dumy Pasztecik zagrzebał się w sianku i nie reagował na nawoływania rodzinki. A wsadźcie sobie tę marchewkę tam, no wiecie gdzie… Co myślicie, że za kawałek warzywa będę się przed wami płaszczył! O nie! Ja mam swój honor i tego się będę trzymał.
Chociaż, oni się przecież o mnie martwili! Kicia płakała, bo myślała, że mi się coś stało… A niech tam!
-dawajcie to jabłuszko – króliczek dziarsko wyskoczył z sianka, w którym był zagrzebany, stanął słupka i łaskawie przyjął kawałek jabłuszka, potem marchewkę, potem jakieś owoce…
A potem najedzony, z uczuciem błogości i bezpieczeństwa ponownie zagrzebał się w sianku. Spał i śnił.

Ostatnio Pasztecik nawiązał przyjazne stosunki z tatusiem. Tatuś bardzo lubił popijając piwo drapać puszystą kulkę po grzbiecie. Puszysta kulka uwielbiała drapanie po grzbiecie a nawet dopominała się o kontynuację tej czynności, kiedy tatuś ją przerywał , żeby zmienić kanał lub zapalić papierosa.
Tak, tak dobrze, jeszcze trochę w prawo, mruczał po króliczemu Pasztecik i zerkał na programy oglądane przez tatusia. Pasztecik uwielbiał telewizję i starał się oglądać większość programów razem z domownikami. Oczywiście unikał kulinarnych horrorów, w których rzeźnicy-specjaliści prezentowali potrawy z królików, zachwalając je podstępnie jako smaczne i zdrowe. Nawet uwielbiany przez Kicię i mamusie serial o Monku zdenerwował go ostatnio, ponieważ jeden z bohaterów ostatniego odcinka miał jako maskotkę króliczą łapkę! Oczywiście bez królika! I takie coś miało przynosić szczęście?! Zgroza!
- No, uwielbiam to drapanie. O, jak przyjemnie, króliczek podstępnie nadstawił drugi bok do drapania, a i za uszkiem, też milutko! Dbają tu o mnie, pomyślał.
- o tatuś zmienia kanał. No, wreszcie dość tych nudnych programów motoryzacyjnych. Pasztecik nie przepadał za samochodami.
- o tatuś ma taki sam gust, jak ja. Ucieszyło się zwierzątko. Lubi przyrodę . Cóż ja widzę – program specjalny o królikach! Tylko dlaczego są różowe? Może to nowa rasa? Mamusia ostatnio oglądała program o mutowaniu genów i trochę zapamiętałem.
- Co oni robią? No nie! To wcale nie jest o zwierzątkach! Jestem zbulwersowany! Ja, króliczek o poprawnych poglądach nie będę tego oglądał! Wstyd! Pasztecik obrzucił tatusia nieżyczliwym spojrzeniem i pokicał na swoje sianko, nie odwracając łepka na wołanie zdziwionego jego odejściem tatusia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kamila7997
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rzeszów
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:06, 09 Sie 2012    Temat postu:

Z wszystkich części humorystycznego kryminału o wampirach, najbardziej podobała mi się część IV (mecenas, który zgubił scękę Very Happy) i oczywiście o.Grzegorz.
Naprawdę niezły kawał tekstu, godny polecenia. Zaczęła czytać o bojowej Kici, ale muszę przerwać, bo jestem już zmęczona


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:41, 09 Sie 2012    Temat postu:

Cieszę się, że Ci się podobało. To dwa różne opowiadania.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Czw 13:41, 09 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Josefina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 06 Lip 2012
Posty: 1081
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:27, 09 Sie 2012    Temat postu:

Niniejszym oświadczam, że zostałam fanką Paszteta. Proszę o dalszy ciąg przygód mojego nowego idola. Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:46, 09 Sie 2012    Temat postu:

Czyżby nasz kochany Pasztecio dorównał Cochisowi? Robi się powoli celebrytą!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:50, 09 Sie 2012    Temat postu:

To i owo o mim mieście

część 5

Po drodze spotkała brata wracającego z zakupów.
Misio miał porażające wieści
- ktoś udusił różową apaszką panią Dzionek, obwieścił grobowym głosem.
- kto to jest pani Dzionek, a raczej kim była ? zapytała Kicia
-jak to kim? To pani Jagódka, oznajmił Misio
- ta, co ją mamusia chciała udusić? upewniła się Kicia i urwała, z przerażeniem spoglądając na Misia. W oczach rodzeństwa pojawiła się panika.
-myślisz, że mamusia… zaczął Misio i urwał, bojąc się kontynuować swoją koncepcję dotyczącą sprawcy .
-niemożliwe, mamusia nie mogłaby… niepewnie zaprotestowała Kicia i też urwała
Mamusia, w obronie dzieci, zdolna była do wszystkiego i one i o tym wiedziały.
Powiało grozą. Oczami wyobraźni rodzeństwo widziało mamusię wyprowadzaną przez antyterrorystów, skutą kajdankami, słyszały szepty sąsiadek, fałszywie współczujące spojrzenia znajomych …
-Ale kiedy?, przypomniał sobie Misio
-ale kiedy by to zrobiła? ciągnął
-cały czas była w domu, my wychodziliśmy, a w mieszkaniu zawsze ktoś zostawał z mamą. Tak się złożyło. Ma alibi. Szczęśliwie. Misio odetchnął z ulgą.
Nie był synem morderczyni! Nie, żeby się wypierał rodzicielki, nie, ale przyjął ten fakt z ulgą.
-panią Dzionek to nie tylko nasza mama chciała udusić, obiektywnie oceniła denatkę Kicia.
-ona była skłócona z połową naszego wieżowca a i w sąsiednim też coś do niej mieli dodała.
-no właśnie, samochodziarze, bo pisała donosy do Urzędu Miasta, że parkują pod blokiem i nie płacą za miejsce a powinni, przypomniał Misio
- i że zamiast miejsc parkingowych powinien być trawnik z kwiatkami, dołożyła Kicia.
- ci od piesków, bo pisała do Sanepid-u, że sikają w piaskownicy i ktoś powinien zrobić z tym porządek, ci od kotów, że dokarmiają a koty się załatwiają w piwnicy i śmierdzi, kontynuował Misio
-miłośnicy gołębi, bo pisała też, że gołąbki roznoszą choroby i trzeba je wytruć a nie karmić, dodała pamiętliwa Kicia
-a i pisała do kolejnego wydziału Urzędu Miasta, że Wietnamczycy z ryneczku na Dąbrowie łapią gołębie i koty i przerabiają w swoich budkach na kebaby, dodała -no to może im ktoś przetłumaczył i też jej nie lubili
-Sylwek też narzekał, że babcia za wolno mu jedzonko przynosi, pozwolił sobie na nieco makabryczny żarcik Misio.
-nie przesadzaj, nie można tak, zgorszyła się Kicia. Chociaż, czekaj, ona doniosła do Kurii Biskupiej na naszego proboszcza, że podbiera kasę z tacy i zamiast budować kościół, przepuszcza pieniądze na różne rzeczy i urwała…
Znała proboszcza, szanowała i lubiła go, patronował działalności oazowej, organizował wycieczki dla emerytów, gwiazdkę dla dzieci , planował założenie taniej stołówki dla ubogich, miał dużo dobrej woli, żeby pomagać parafianom, ale faktycznie, mógł nie wytrzymać konfrontacji z panią Dzionek.
- Policja przesłuchuje lokatorów naszego wieżowca, Misio, jak zwykle był doskonale poinformowany.
- akurat, ktoś im coś powie, zaśmiała się Kicia
- jak zwykle każdy miał głośno włączony telewizor i nic nie słyszał i zapomniał okularów, żeby nie zobaczyć nic nietypowego, cynicznie stwierdziło dziewczę.
-dowiedzieć się czegoś ważnego może tu tylko ten, przy kim ludzie nie będą bali się mówić, bo na komendzie, to każdy z nich się wyprze własnych słów!
-to jak policja ma złapać tych morderców, albo mordercę? zapytał Misio
-jak to jak? , zdziwiła się Kicia,
- namierzyć, osaczyć, zdobyć niepodważalne dowody i zaciągnąć przed prokuratora a potem przed sąd- z zapałem opisała domniemane czynności dochodzeniowe,
-nie wróżę sukcesów policjantom zajmującym się tą sprawą. Mruknął sceptyczny, jak zwykle Misio.
Rodzeństwo zgodnie pomaszerowało z zakupami do domu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:53, 09 Sie 2012    Temat postu:

To i owo o moim mieście

część 6

Do drzwi Czyżyków ktoś zadzwonił. Tak spokojnie ale stanowczo. Nie podstępnie jak rozmaici akwizytorzy, nieśmiało jak sąsiadka z dołu, radośnie jak listonosz. Nie. Ten dzwonek był nietypowy! Odmienny! Wieścił nowy rozdział w rodzinie Czyżyków! Przeczuli to.
- Pyszczku otwórz! Mruknęła mama.
- Myszko! Zobacz, kto to, wyszeptał tatuś.
- co tak się znowu wygłupiacie? Nietaktownie zapytał Misio. Ten Misio ostatnio zrobił się za bardzo wygadany, zganiła swego skarbusia w myślach mama idąca do drzwi. Podeszła, zerknęła w okienko wizjera i zamarła. Przestrzeń przed drzwiami Czyżyków wypełniał duży, napakowany, ogolony prawie na łyso facet. Ten sam, którego z góry oglądała, gdy odprowadzał Kicię. Oczywiście, twarzy nie mogła rozpoznać, ale przeczucie – serce matki mówiło jej, że to ten!. Otworzyła drzwi.
- dzień dobry, Czy zastałem Kicię? Zapytał. Mamusia po krótkiej chwili odzyskała głos. Nie Kici w tej chwili nie ma, ale proszę, może pan na nią poczeka. Proszę , proszę do środka – i wpuściła znajomego –nieznajomego do mieszkania
– Proszę, proszę dalej, u nas się raczej butów nie zdejmuje, wabiła gościa mamusia. pełniąc honory domu. Słyszała szmery w pokoju. No!, tatuś chyba już zdążył włożyć spodnie a Misio uczesać się.
- znalazłem teczkę Kici i chciałem oddać, tłumaczył się gość.
- Proszę, proszę, niech pan spocznie tu, na kanapce.
- Chłopcy, to ten pan, który pomógł Kici , wyjaśniła dwóm męskim znakom zapytania. Używając perswazji i lekkiej przemocy usadziła gościa na rodzinnej wersalce z trudem powstrzymując się od wzięcia swej ulubionej lupy (powiększenie x 10 ) i lampki biurowej z żarówką 60 watową, by skierować ją na twarz gościa. Mamusia, w asyście milczącej męskiej części widowni, usiłowała nawiązać rozmowę, która tylko z pozoru mogła przypominać przesłuchanie.
- czy pan pracuje, czy jeszcze się uczy? Podstępnie spytała mamusia
- to trudno określić, w zasadzie pracuję, ale poszerzam swoją wiedzę – lawirował gość.
- pan chyba mieszka gdzieś blisko? Drążyła gościa mamusia.
- tak, z drugiej strony Tatrzańskiej, w tych blokach koło poradni.
- o! tych z cegły! Gość wyraźnie zyskiwał w oczach mamusi, co niestety zaowocowało dalszymi pytaniami.
- tam są duże mieszkania! Trzy i czteropokojowe! I pan sam takie duże mieszkanie zajmuje? Indagowała nietaktownie mamusia.
- no sam, z Hektorem. Przedtem była z nami Diana, ale odeszła i teraz jesteśmy tylko ja i Hektor - odpowiedział.
- Cóż, niestety, mężczyzna po przejściach, pomyślała ze smutkiem mamusia.
- Hektor, to ten uroczy piesek – nieprawdaż? Pytała dalej mama
- tak. Zostaliśmy sami. Dodał.
- a Diana …, wyjechała?
Nie wyjechała, nie żyje, cierpliwie wyjaśniał gość.
- gdzie jest pochowana? Zapytał milczący dotąd tatuś. Który jak zwykle pytał o rzeczy „najistotniejsze”
- a, pod balkonem, tam gdzie rośnie kępa krzewów, ładnie kwitną. Gość nie tracił cierpliwości.
Czyżyków zamurowało. Wizja pochowanej w krzakach pod balkonem pierwszej żony?, dziewczyny? Partnerki życiowej zapewne, ewentualnego amanta Kici odebrała im mowę. Nawet Pasztecik obserwujący sytuację i gościa zza szafki skamieniał i przestał ruszać mordką. To jakiś seryjny zabójca? Wampir z Dąbrowy? Landru, o którym słyszała mamusia od swojego taty? I taki ktoś sięga po ich Kicię? Wyciąga swoje łapy po ich rodzinny skarb! Gość zorientował się, że coś nie tak, skoro rozmownej dotąd pani domu odebrało mowę.
- Diana. To matka Hektora, wyjaśnił. Medalistka. Jedna z najlepszych przedstawicielek angielskich mastyfów w Polsce, dodał z niejaką dumą.
Rodzina odetchnęła z ulgą. No cóż, szkoda medalistki, ale dobrze, że to nie kobieta. Chociaż mama dalej niewiele wiedziała na temat stanu cywilnego tego człowieka.
- znalazłem na uczelni teczkę Kici z jakimś referatem To chyba ważne i przyszedłem oddać. Gość dorwał się wreszcie do głosu i zarobił pierwszy punkt u mamusi – powiedział „przyszedłem” a nie jak większość chłopców ostatnio „przyszłem”. To się liczy!
- może się przedstawię, ciągnął dalej.
- Janusz Modrzejewski jestem
- Ewa Czyżyk, mamusia prawidłowo zareagowała, a to moi chłopcy Paweł Czyżyk i Misio Czyżyk przedstawiła ich mamusia swoich znieruchomiałych facetów.
Wymienił najpierw imię a potem nazwisko ! – gość zyskiwał dodatkowe punkty u mamusi.
- ten referat jest dla Kici bardzo ważny, zaliczający przedmiot i dziewczyna wiele pracy włożyła w napisanie go. Tłumaczyła mamusia i zadała podstępnie kolejne pytanko
- a pan studiuje na uczelni Kici?
- nie, ja tam właściwie przechodziłem, coś załatwiałem u znajomego i zobaczyłem Kicię. Teczki jednak nie zdążyłem jej oddać, bo pobiegła do autobusu, tłumaczył się przesłuchiwany.
- a to nasz uwielbiany Pasztecik i mama wskazała na czającego się za meblem i czujnie obserwującego gościa króliczka.
- słyszałem, Kicia mówiła mi o nim, uśmiechnął się gość.
O! To ktoś nowy – pomyślał Pasztecik. Muszę mu się godnie zaprezentować. Ale jak? Sam nie wiem? Słupek, nosek, kicanie zwykłe, przyspieszone - typu mały, bezbronny, przestraszony króliczek, może krok defiladowy – ja tu rządzę! królik pan tego domu! Co wybrać? Co wybrać?
Pasztecik stanął słupka i pociągnął czujnym noskiem. Oj, nie podoba mi się ten zapaszek. On pachnie psem! Psy lubią króliki na surowo! Lubią na swój psi makabryczny sposób. Pasztecik wstrząsnął się ze zgrozą. Wstrzymam się na razie z poznaniem tego pana, pomyślał i dalej czujnie obserwował intruza..
- a to mieszkanie, to pan wynajmuje, czy odziedziczył? Tatuś sondował gościa z wprawą godną urzędnika skarbowego z wieloletnim doświadczeniem.
- kupiłem – przyznał się gość
- na raty, czy za gotówkę – tatuś jak zwykle lubił być dobrze poinformowany, a troska o przyszłość Kici przesłaniała mu wszystko, zwłaszcza poczucie taktu i dobre obyczaje. Mamusia lekko szturchnęła go w bok uważając, że troska troską, ale tatuś lekko przesadza. Gość był twardy.
- za gotówkę, przyznał się bez bicia. Zresztą kto z Czyżyków byłby w stanie go pobić? Tatuś bił się zresztą sam z sobą, z myślami. Wzrokiem oceniał gościa pod kątem jego przydatności w robotach wykończeniowych w budowanym domku i pomocy przy przeprowadzce. Pan Modrzejewski wyglądał na takiego, co może nosić nie tylko szuflady ale samodzielnie cały kredens. Ale z drugiej strony to kupno mieszkania – tyle pieniędzy! Skąd młody człowiek je miał? Zaraz, przecież nie zapytał ile on ma lat!
- ile ma pan lat? Rzucił niedbale tatuś
- dwadzieścia pięć odruchowo odpowiedział gość
- to jest pan starszy od Kici. Misio uważał za stosowne też wypowiedzieć się w rodzinnej sprawie.
- chłopcy, nie wygłupiajcie się, mama próbowała przerwać przesłuchanie (bo jak to inaczej nazwać)
- jeszcze się zapytacie o wagę i niekaralność i pan sobie pomyśli, że go przesłuchujecie zaśmiała się nerwowo mamusia.
- waga 98 kilogramów zaraportował pan Janusz, jeżeli chodzi o karalność, to mam zawiasy, to znaczy wyrok w zawieszeniu, przyznał się nieszczęśnik.
Czyżykom po raz drugi opadły szczęki. Kryminalista! Skazaniec! Katorżnik! Wyrokowiec! Może te zwłoki w parku to jego robota! Chociaż nie. Z takimi łapkami, to facet nie potrzebuje apaszki, żeby załatwić emerytkę. Uderzy raz i po robocie.
- wypadek samochodowy? Tatuś chciał upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu, wybadać, czy gość ma auto i jakie (marka, typ, kolor, rocznik, cena) i za co ten wyrok! Gość okazywał Czyżykom anielską wręcz cierpliwość.
- samochodem jeżdżę ostrożnie. Nie miałem wypadku i nawet nie płaciłem nigdy mandatu (Tu mamusia spojrzała wymownie na tatusia, który płacił ich kilka – oczywiście z winy policji, nie swojej)
- te zawiasy mam za wojsko…
- uciekł pan z wojska, czy odmówił służby, nie wytrzymał tatuś
- służyłem, tyle, że w Legii Cudzoziemskiej i bez pozwolenia. Odsłużyłem kontrakt.
Nie przedłużyłem go, wróciłem do Polski, przyznałem się, wziąłem dobrego adwokata i dlatego tylko dostałem wyrok w zawieszeniu. Mogłem siedzieć, ale jakoś mnie wybronił. I tak się opłacało.
Czyżykom po raz trzeci odebrało mowę. Historia Legii, filmy, Gary Cooper, Terence Hill, Michael York, magia białego kepi, czar munduru owianego legendą… No tak, po pięciu latach mógł sobie kupić mieszkanko i samochód i pewnie mu jeszcze zostało. Mamusia w panice spojrzała na męża w obawie, że zacznie pytać człowieka o stan jego konta i przepłoszy tak cenny ewentualny nabytek rodzinny. Facet ze zbira przeistoczył się w uroczą, zamożną, żywą legendę.
- może serniczka – wręcz uwodzicielsko zaproponował tatuś.
- może ja już jednak pójdę, przyniosłem teczkę Kici, oddaję…
- ależ nie wypuścimy pana bez herbatki, a może kawki, wabił tatuś
- tyle kłopotu pan sobie zadał i nie podziękowaliśmy jeszcze za uratowanie córki, jesteśmy tacy wdzięczni - gruchała słodko mamusia
- oczywiście herbatki albo kawy, poparł ją tatuś. Gość lekko przepłoszony bał się ruszyć z wersalki. Tyle wnikliwych pytań to nawet przy werbunku do Legii nie usłyszał. Rodzinka zna się na tej robocie. No ale jak się ma taką córkę? Zamyślił się. Kicia podobała mu się, sympatyczna, inteligentna z poczuciem humoru, no i artystka! Imponowała mu, nie to, co te cizie na dyskotece, wymalowane, obcinające wzrokiem ciuchy i jakość komórki. Facet bez niezłej bryki nie liczył się! A tutaj widać, że ceni się inne wartości. Rodzinka… kochają się ,to widać, kłócą się też na pewno, to da się wyczuć – nie jakaś sztuczna, napuszona atmosfera. Książek dużo, pewnie lubią czytać. Bezpretensjonalni, żadnych tam – ja mam forda fiestę, czy moi przodkowie…, albo w mojej firmie personel…. Właściwie miło tutaj, tylko tyle pytań! I jeszcze ten królik nieufnie wyglądający zza mebla i z dezaprobatą marszczący nos! Czego on chce ode mnie? -zastanawiał się Janusz.
- Trusia, trusia, zaczął wabić nieufne stworzonko
- Pasztecik powoli, ostrożnie zbliżył się do gościa i niczym pies myśliwski uważnie obwąchał nogawki jego spodni. Fuknął z lekkim obrzydzeniem, ale pozwolił podrapać się po grzbiecie. Zachowywał jednak przy tym czujność. Wysłuchał kilku komplementów pod swoim adresem, przyjmując je, jako należne mu hołdy - był wszak pupilem tego domu, tej rodziny, swojej pani. Jeżeli ktoś chce się tu zadomowić, to powinien starać się też o względy jego - Pasztecika, króliczka, z którym wszyscy się tu liczą i cenią go za jego osobowość, urodę, kulturę i poczucie humoru.
Tak, będę tu nieskromny, ale mam pewne zasługi w poprawieniu wizerunku rodzinki, przynajmniej jeżeli mowa o wizerunku ekologicznym, no trochę może mnie rozpieścili, ale zapracowałem na to! Snuł dalej swoje rozważania króliczek.
- Tu rzucił kolejne nieufne spojrzenie spod krzaczastej brewki i odkicał na swoje miejsce za szafką, starając się kicać niczym stary wiarus – dziarsko i marszowo, co niestety królikowi-cywilowi nie bardzo wychodziło i wyglądało nieco na nagły atak lumbago.
Dzwonek domofonu. Kicia. Na widok gościa lekko ją zatkało, ale na krótko.
- Pan przyniósł ci teczkę z referatem- zręcznie wtrąciła mamusia.
- Częstujemy go właśnie z wdzięczności herbatą i serniczkiem, dodała.
Kicia spanikowała. Jak facet był tu dość długo, to co z nim zrobiła jej rodzinka. Na tyle dobrze ich znała, że orientowała się, że został poddany solidnemu przesłuchaniu. Na pewno wypytywali go o wszystko, tak jak wypytywali ją Kicię! Ale może nie było tak źle. Człowiek wyglądał na zadowolonego, no może nie uszczęśliwionego, ale pogodzonego z losem. Nieco melancholijnie pogryzał serniczek. Mama na szczęście oszczędziła tekstu typu
-„Kicia sama piekła” , co byłoby łgarstwem. Jedyne, co Kicia piekła, to wyroby z modeliny – chałturę dla prywaciarza. Do kuchni Kicia nie miała powołania, talentu ani ochoty. Do tej pory Kicia pamiętała żarty ze swoich umiejętności kulinarnych, gdy przeczytawszy na opakowaniu, że mrożone pierogi gotuje się pięć minut , nie doczytała przepisu do końca i tego wersu „ od chwili wypłynięcia”. Gdy woda zawrzała, wrzuciła pierogi, skrupulatnie odliczyła pięć minut i potem dziwiła się, dlaczego w środku są zimne, skoro ona, Kicia gotowała wręcz przepisowo!. Kicię jako kucharkę dodatkowo pognębiła koleżanka, mówiąc, że najłatwiejsze do gotowania są mrożone pierogi, poleca je Kici na początek i tych pierogów nie da się właściwie sknocić. Kicia dała radę! Żeby tylko kochana rodzinka trzymała dzioby na kłódkę! Nie opowiadała o wczesnej młodości Kici, jej szkolnych sukcesach i przede wszystkim o jej umiejętnościach kulinarnych!. Na szczęście rodzinka siedziała cicho. Facet przeżuwał serniczek nie dopytując się o autorstwo, chociaż pochwalił, że dobry. Tatuś i Misio nic nie mówili, tylko mu się uważnie przyglądali a Pasztecik, czujny i nieufny tkwił na swym posterunku za szafką, przechylił łepek i nieufnie zerkał na gościa spod krzaczastych brwi.
- zostawiłaś teczkę na krześle przed pracownia, wyjaśnił między jednym kęsem a drugim.
- a co ty tam robiłeś – spytała Kicia
- a byłem u takiego jednego, sprawę załatwiałem, Przypadek, Wyjaśniał nieco pokrętnie zbawca Kici. Głupio mu było przyznać się, że od pewnego czasu chodzi za nią krok w krok, tylko stara się, żeby go nie zauważyła. Chodząc za nią zorientował się, że dziewczyna do późna siedzi na uczelni a do tego pracuje na pół etatu i też późno wraca z pracy. Taka subtelna, delikatna artystka z pewnością mogła być powtórnie narażona na chuligańskie napaści, zaczepki, może nawet napad albo gwałt, o pobiciu i innych możliwościach nie wspominając. Tak ona z pewnością potrzebuje ochrony, opieki silnego faceta, który ją, bezbronną osłoni przed życiowymi burzami. Chociaż… Janusz przypomniał sobie, jak jeden ze zbirów kulał a drugi trzymał się za głowę. No tak, ta subtelna istota jednego kopnęła i to mocno a drugiego walnęła czymś ciężkim po głowie? Z pewnością przez nieuwagę albo roztargnienie. Może się potknęła, chciała wrócić do równowagi i machnęła nogą? albo ten ciężki plecaczek wypadł jej z rąk i uderzył łobuza? Kicia na pewno nie mogłaby świadomie chcieć skrzywdzić człowieka, nawet zbira i dlatego potrzebuje ochrony – upewniał sam siebie, jak każdy zauroczony facet widział w kobiecie to co chciał widzieć, nie to, co tkwiło w niej rzeczywiście.
- o! dziękuję, to dla adiunkt Manny. Ona jest bardzo wymagająca i stale zwraca referaty do poprawki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:57, 09 Sie 2012    Temat postu:

To i owo o moim mieście

część 7

Kicia miała na dyskietce tekst referatu, te poprawki były unikalne! Bez nich nie dałoby się powtórnie podrzucić tekstu adiunkt Mannie. One były bezcenne.
- cieszę się, że pomogłem. No to już muszę pędzić. Do widzenia. Jeszcze raz dziękuję za serniczek. Miło mi było. Do widzenia. Gość giął się w ukłonach chcąc wyraźnie zrobić dobre wrażenie na Czyżykach. Uff! Już wyszedł. Rodzina mogła spokojnie we własnym gronie omówić jego wizytę, osobowość, warunki itd. Tatuś przypomniał sobie, że nie spytał gościa o wyuczony zawód i miejsce pracy, o ile on pracuje – wyraził swoje wątpliwości pan Czyżyk.
- to trzeba osobiście i dyskretnie sprawdzić, poparła go ostrożna mamusia. Taki może powiedzieć, że jest prezesem firmy a niewykluczone, że stoi na bramce w dyskotece, albo i gorzej… zawiesiła głos i zerknęła znacząco na tatusia.
- no nie wiem Myszko, ja w takich przybytkach nie bywam, to i go nie rozpoznam, tatuś zrozumiał aluzję.
W rodzinnej naradzie oczywiście nie mogło zabraknąć Pasztecika, który stanął na środku pokoju i wyraźnie nieufnie, z dezaprobatą kilkakrotnie poruszał noskiem. On wyraźnie wyczuwał psa! Dlaczego nikt go nie słuchał i nie podnosił w krytyce osobnika tej ważnej kwestii!
- spotkałam gospodarza domu – Kicia starała się elegancko dobierać wyrazy i jednocześnie zmienić temat rozmowy.
- mówił mi, że znów był napad na sąsiadkę, z naszej klatki! Jak zeszła po weki do piwnicy, ktoś zaszedł ją od tyłu i chciał udusić! Relacjonowała Kicia
- i udusił? Rzeczowo zapytał tatuś
- nie, bo druga sąsiadka z piętra chciała sokownik pożyczyć i prawie zaraz po niej zeszła do komórki. Spłoszyła go. To był niewysoki facet. Szybki. Uciekł do sąsiedniej klatki i nie wiadomo, gdzie się podział, mógł wyjść spokojnie na ruchliwą ulicę i nikomu nie przyszłoby do głowy, że to dusiciel. Tylko różowa apaszka została.
- i co wzywali policję? Tym razem to mama była ciekawa
- wzywali. Zabezpieczyli, to jest zabrali apaszkę i to wszystko. Ta duszona, a raczej niedoduszona nic nie widziała a ta, która go spłoszyła ma zaćmę i to taką solidną, za pół roku mają ją operować.
- dlaczego za pół roku? Tatuś nie bardzo orientował się w realiach życia codziennego i działaniu służby zdrowia.
- ma małą emeryturę , to musi państwowo. Zapisała się na początku ubiegłego roku. Trochę osób „wypadło „ z kolejki to dość szybko poszło i tylko pół roku przed nią, cierpliwie tłumaczyło dziecko.
- to mają tylko apaszkę i praktycznie żadnego świadka –Misio realistycznie ocenił sytuację.
- trzeba będzie grupowo schodzić do piwnicy, wywnioskował tatuś.
- grupowo, ale rodzinnie, poparła go mamusia
- dlaczego rodzinnie? Tatuś chciał wiedzieć wszystko
- bo jak na moje wyczucie, to ten dusiciel za dobrze jest zorientowany w sytuacji w naszym bloku! To może być każdy z sąsiadów! Zresztą mnóstwo nowych osób wprowadziło się ostatnio o których nic nie wiemy! Ciągnęła swój wywód mamusia
- prawdę mówiąc o tych o których wiemy, starych lokatorach też różnie mawiali, pogrążył się we wspomnieniach tatuś, jeden z nielicznych już lokatorów zasiedlających od początku ten wieżowiec.
- faktycznie, Pyszczku masz rację! Wszystkie ofiary, i te „ostateczne” i ta, która umknęła to starzy lokatorzy naszego wieżowca. Pani Dzionek mieszkała tu od początku! Ta jej sąsiadka też!
- Ci co się zatruli czadem też tu mieszkali od początku, dodał Misio.
- może ten pożar to nie przypadek? Policja stwierdziła, że usnęli przy telewizorze z zapalonym papierosem, na tapczanie , ale jak pamiętam, oni nigdy nie palili w pokoju! Teraz sobie przypominam, że Klewińska maniakalnie dbała o czystość i Klewiński musiał strząsać popiół do popielniczki – dużej, metalowej. Mowy nie ma, żeby palili na tapczanie, tam, gdzie się kładło pościel. Wypić lubili, owszem, ale o czystość bardzo dbali. Fakt, coś tu nie gra! Misio ma rację, poparła syna mamusia.
- ta niedoduszona to też stara lokatorka, pogłębił grozę tatuś
- to Pyszczku, ty możesz tez być zagrożony, bo mieszkasz tu od początku, postraszyła go mamusia
- a różowa apaszka?, Misiowi najwyraźniej odpowiadała rola detektywa.
- kolor okropny, przynajmniej my go nie lubimy. Kicia dała wyraz artystycznej dezaprobaty.
- skąd tyle różowych apaszek? Zakładam, że jeżeli to seryjny morderca, to naszykował ich więcej, ciągnęła wątek kryminalny mama.
- ciekawe z jakiego materiału? Zastanawiała się Kicia
- a co za różnica? Zdziwił się tata.
- różowa, to różowa, podkreślił
- jest różnica, mamusia byłe tego pewna
- mogła być jedwabna, nylonowa, ze sztucznego jedwabiu, szyfonu, jest mnóstwo możliwości, wyjaśniała zagorzała wielbicielka powieści Agathy Christie, Joanny Chmielewskiej, Heleny Sekuły i innych „kryminalistek”
- one różnią się też ceną, źródłem pochodzenia, długością serii. Teraz jest sporo wyrobów hinduskich, tureckich i innych, nie wiadomo nawet skąd pochodzących. Apaszka apaszce nierówna. Ja sama mam kilkanaście i każda inna. Pochwaliła się mamusia
- a różową też masz? Tatuś pozwolił sobie na nieco makabryczny żarcik
- a mam. Taki soczysty cyklamenowy , bije w oczy , godnie odparła żart mamusia
- co cię skłoniło do kupienia jej, chciała się dowiedzieć Kicia
- ja jej nie kupiłam! Ja ją dostałam od siostry waszego dziadka. Przywiozła mi tę apaszkę i skarpetki w tym samym kolorze. Dodała mama
- i ty to nosiłaś? Zdziwiła się Kicia
- to była najukochańsza siostra waszego dziadka. Nosiłam. Chodziłam w spodniach i skarpetki nie raziły. Dobrze się nosiły. A apaszka, do gładkich rzeczy, czarnego skórzanego płaszcza nawet nieźle wyglądała, ożywiała go. – wspominała mamusia
- a skarpetki gdzie? Tatuś zawsze lubił być dobrze poinformowany
- skarpetki mają krótki żywot, ponosiłam podarły się i wyrzuciłam. A apaszkę mam do tej pory. Nie straciła koloru – chcecie zobaczyć? Zapytała mamusia
- pokazuj, zobaczę jak wygląda coś co ma kolor cyklamenowy, a może cyklamenu? Zastanawiał się dociekliwy Misio
- proszę bardzo - mamusia rozciągnęła przed oczami rodzinki apaszkę z wczesnych lat swojej młodości
- oto ona!
- o kurczę! Faktycznie, kolorek ostry - w głosie Kici nie słychać było zachwytu.
- o ładny odcień, ona jakby niebieskawa, tatuś był łaskawszy dla zagranicznych gustów
- Pyszczku jesteś daltonistą, brutalnie ściągnęła go z obłoków mamusia. Teraz wiem, dlaczego, gdy posłałam ciebie i Misia po farbę łososiową, subtelną, pastelową, to przynieśliście mi wiadro farby ale o takim odcieniu, powiedzmy mniej subtelnym i mniej pastelowym, robiła tacie wyrzuty mamusia
- ależ Myszko, sprzedawca zapewnił nas, że to najprawdziwszy łososiowy kolor, obaj oglądaliśmy – podpierał się autorytetem Misia tata
- łososiowy! To był kolor dobry na przedwojenne, barchanowe majtki! Jaskraworóżowy, taki raczej jak na wsypy na poduszki i dlatego się je zakrywa! Na niego nie dało się patrzeć!
Mamusia jeszcze przeżywała optyczny wstrząs, jakiego doznała na widok farby przyniesionej przez męża. Zdaje się, że padły wtedy dość ostre słowa o poronionym efekcie zakupów dokonywanych przez dwóch daltonistów. Misio się obraził, ale chłopaki jeszcze raz pojechali i kupili tym razem dokładnie taki odcień jakiego życzyła sobie mamusia.
- przecież mówiliśmy o apaszce, a wy jeszcze o tej farbie –Misio nie lubił wspominać, zwłaszcza chwil, kiedy był ochrzaniany przez kogoś.
- no właśnie, ja mam jedną różową i na tym koniec. Sporo kobiet może lubi różowy kolor, ale nawet wtedy miewa apaszki w różnych odcieniach, żeby pasowały do ubrania, makijażu itd. Tłumaczyła mamusia
Kicia nie zabierała głosu jako osoba nie znosząca różowego koloru i nie mająca prawie nic w tym kolorze. Ostatnia różowa rzecz jaką Kicia dobrowolnie nosiła , to chyba były śpioszki naciągane jej przez ubierających maleństwo rodziców. Trafiało się też czasem coś różowego z bielizny, ale Kicia to naciągała z odrazą na siedzenie, na to spodnie i też tego nie oglądała aż do momentu przebrania.
- no ale odcieni różowego nie ma dużo i któraś mogła mieć kilka apaszek, rozważał tata
- odcieni różowego jest mnóstwo, są jeszcze rozmaite stopnie nasycenia różowością, materiały z których są te apaszki, do tego dochodzą wzorki – groszki, cętki, ciapki, maziaje, paseczki, prążki itd.
Mało prawdopodobne, żeby kobieta lubiąca się stroić, miała kilka jednakowych różowych apaszek upierała się mama
- ale za komuny podobnież nie było wyboru – Misio popierał tatusia
- apaszki bywały. Dwie trzecie moich to są te kupione jeszcze za komuny – ripostowała mamusia
- można było trafić na nie nawet w D.H. Pionierze, co bardziej wybredne kupowały w komisach, albo w Peweksach, albo na Górniaku, u prywaciarzy, jak chciały, to znalazły, musiały tylko wiedzieć, gdzie szukać, upierała się mama.
- Trudno tylko było kupić serię jednakowych, chyba, że ktoś był prywaciarzem i kupował hurtem dla sklepu, zastanowiła się.
- faktycznie, Myszko, może to jest jakiś trop, tatuś wyjątkowo zgodził się z mamusią.
-a propos, ciągnął tatuś, w sąsiedniej klatce pan Rybak , ten co ma takiego szczekającego pieska, miał stragan na Górniaku i tu, u nas na ryneczku. Z ciuchami! Takimi lekkimi łaszkami damskimi - podkreślił.
- Mógł mieć i apaszki, bo dodatki też miał. Ciągnął swoją hipotezę tatuś.
- no to już mamy podejrzanego, orzekła Kicia.
- on mi się zawsze nie podobał, poparł ją Misio.
- czego chcecie od człowieka? Oburzyła się mamusia
- tylko dlatego, że jest prywaciarzem, a raczej był prywaciarzem, to musi babki dusić? Co ma jedno do drugiego?
- sama powiedziałaś Myszko, długie serie! wypomniał tatuś, i ja wydedukowałem, że Rybak się nadaje bo to i sąsiednia klatka, pies z kulawą noga nie zdziwi się jak facet wyjdzie z piwnicy, albo będzie grasował na jedenastym piętrze, tam gdzie suszarnie, i serie apaszek i ta morda taka wredna…
- jesteś niesprawiedliwy, za wredne mordy, to trzeba by przymknąć więcej osób, przerwała mu nietaktownie mamusia, no ale skoro tak uważasz? Może coś w tym jest
- dzieci! Nie wsiadajcie z panem Rybakiem do windy! Na wszelki wypadek, dodała
- w ogóle, nie wsiadajcie z nikim do windy, a jak ktoś dojdzie po drodze, to w żadnym wypadku, nie stawajcie tyłem do niego, żeby wam apaszki nie zarzucił na szyję, wyjaśniła.
- mamuś, to jak wysiądziemy z windy?, będziemy się wycofywać tyłem, jak na dworze królewskim? Trzeźwo spytały pociechy.
- Czyli będziemy z siebie idiotów robić, upewnił się Misio
- lepiej wychodzić tyłem i robić za idiotę, niż leżeć z godnością na stole sekcyjnym w prosektorium, postraszyła mamusia.
-ale jak mi Rybak l zarzuci apaszkę na szyję, jak on mi do łokcia sięga, Misio wciąż uważał, że rodzice przesadzają
-stanie na palcach, rozważał tatuś,
-no nie, to jeszcze za mało
-apaszka to nie lasso, zastanowiła się mamusia.
- Wiesz Misiu, taki prywaciarz to cwaniak i jakiś sposób może znaleźć, może też na przykład zmienić technikę, a w ogóle, to ten dusiciel dusi babki a Misio na babkę nie wygląda. Ostatnio nawet bródkę zapuścił, dodała z niejaką ulgą.
-niech Kicia też przestanie się golić i zapuści brodę . Będziesz miała dzieci bezpieczne, zasugerował Misio
-ty ćwoku, ty chamie, ty, ty… uniosła się Kicia.
-Mama! On mówi, że mi rośnie broda i może wąsy, to…, tu Kicia chciała dodać jeszcze kilka słów określających negatywnie osobowość jej braciszka, ale w porę przypomniała sobie, że jest wszak subtelną artystką i przyszłą damą, wręcz gwiazdą świata sztuki.
Dokończyła więc dystyngowanie:
-Mamo, on mnie obraża! I wyszła do drugiego pokoju, usiadła na dywanie i zamyśliła się.
Ach ten Misio! Wieczne utrapienie. A jakby tak przy ludziach! Przy kolegach, znajomych ! Zgroza! Ciekawe, co jej rodzinka nagadała Januszowi. Ładne imię, takie bezpretensjonalne. Jak oni się zachowywali? Czy ktoś nie wyskoczył z jakimś nietaktownym pytaniem? Znając swoich bliskich Kicia była pewna, że raczej wyskoczył. Bo pytania z pewnością padały, ale jakie? O co? A przede wszystkim jakie były odpowiedzi! Potem wypyta mamę. Poczuła miękki pyszczek przy swojej ręce. To Pasztecik przypominał jej, że obowiązkiem właściciela króliczka angory jest drapanie pupilka po grzbiecie i czesanie go! A jego pani zaniedbuje ostatnio tę interesującą i przyjemną czynność.
O tak!, milutko!, jeszcze z prawej strony proszę mnie wyszczotkować. Lubię być dobrze uczesany. A swoją drogą ten facet nie wzbudza mojego zaufania. Niby się mną zachwycał, a tak patrzył, jakby rozważał czy mnie przyrządzić w śmietanie, czy w szarym sosie. I to obłudne zdziwienie, kiedy pozwoliłem się pogłaskać, że niby wyglądam na puszystą kuleczkę a jestem taki drobniutki i chudziutki. A kogo on się spodziewał pod tym futerkiem? Tucznika! Duży jest i na szczęście to takim maleńkim króliczkiem jak ja nie naje się, ale może chciałby sweterek z mojej sierści! Coś wspominał, że taka milutka i mięciutka i że gdzieś tam to zbierają i przędą na wełnę! O nie, nie dam sobie wyrywać włosków dla obcego faceta, nie dam sobie uszczuplić futerka, żeby on mógł szpanować sweterkiem. Niech sobie kupi! Może jeszcze moją panią zapędzi do robótek na drutach! Niedoczekanie! Muszę dokładniej rozpracować jego zamiary, bo rodzinka przepadnie bez mojej pomocy. Stanął słupka i bojowo poruszał noskiem. Kicia nie zrozumiała pupila i wzięła te bojowe gesty za przypomnienie o wieczornym posiłku. Cóż, dziś było prawie święto! Niech zwierzę ma kukurydzę. Po chwili z klateczki dochodziło rytmiczne chrup, chrup i lekkie mlaskanie.
Uspokojona Kicia dołączyła do rodzinki snującej cały czas rozmaite kryminalne wersje tłumaczące budzące grozę wydarzenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Josefina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 06 Lip 2012
Posty: 1081
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:01, 09 Sie 2012    Temat postu:

Ewelina, nie odpowiedziałaś, czy mogę kopiować te opowiadania na komputer i dać do przeczytania rodzinie?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Eweliny Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 2 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin