Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zagadka Carson City
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Eweliny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:54, 13 Lut 2013    Temat postu:

Dla Agnieszki Adam wypiłby nawet rycynę, no, może małą ilość, ale jednak Smile tak go zaintrygowała Smile To istotnie nie musiał być Joe, ale jakoś tak się składalo, że Hoss bardzo rzadko irytował tatusia, może tylko raz z tym bykiem... a może dla Hossa Ben był bardziej wyrozumiały. Jeżeli Ben wydawał poryki, to w 95% przez Joe. przeważnie , albo przez Joe i Hossa.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 22:55, 13 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:10, 13 Lut 2013    Temat postu:

Myślisz, że Hoss samodzielnie nie był w stanie zasłużyć na porykiwania tatusia? Dałby radę Laughing . Inna sprawa, że jak Hoss sam coś zmalował, to było coś epokowego, na przykład kolejna niewłaściwa narzeczona.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:04, 14 Lut 2013    Temat postu:

Część III
Adam wprowadził bryczkę na jej miejsce, potem wyprzągł konia. Zaprowadził go do stajni, napoił i napełnił żłób sianem. Cały czas dobiegały do niego gniewne okrzyki Pa. Coś o hańbie, nieposłuszeństwie, wstydzie, pokazywaniu się ludziom na oczy, czyli to, co zwykle. Ciekawe, który z braciszków tak rozsierdził tatusia?
Wszedł do domu. Ben chodził nerwowo po pokoju i pokrzykiwał, a Joe i Hoss stali ze spuszczonymi głowami i mamrotali coś cichutko. Nikt ich jednak nie słuchał.
-Adam! Nareszcie! Raczyłeś się zjawić! – zaryczał Ben na najstarszego syna. Adam drgnął nerwowo. Przecież nic nie zrobiłem – pomyślał
-powozem się jeździ biznesy załatwiać! Co?! A na Sporcie to już nie łaska? Ponderosa za delikatna? Odciski ma? Zapytał retorycznie i urwał, bo zdał sobie sprawę, że wyjazd bryczką Adama, to nie przestępstwo ani przewinienie, no, najwyżej wygodnictwo, może musiał coś przewieźć? Zresztą , cóż to jest przy tym, co wymyślił jego beniaminek!
-Josephie - ryknął - co cię skłoniło do tych wygłupów? Pytam! Chłopcy! Sto razy wam powtarzam! Pomyślcie, zanim coś zrobicie! POMYŚLCIE! Czy to takie trudne? – padło retoryczne pytanie
-pa, Joe nie chciał źle – Hoss próbował bronić brata. Adam złożył ręce na piersiach i z zaciekawieniem przysłuchiwał się rozmowie? Awanturze? Monologowi rozwścieczonego Pa? Ciekawe, co braciszkowie znów wymyślili?
-nie chciał źle? - głos Bena przeszedł w świszczący szept – to dlaczego wyszło źle? – tu już głos Pa przeszedł w fazę ryku.
-Pa, Joe chciał odzyskać pieniądze, które przegrał, a oni mówili, że zapłacą… - Hossowi nie dane było skończyć, przerwał mu jeszcze głośniejszy poryk Bena
-Joe przegrał pieniądze?! Joe grał w pokera, mimo, że mu zabroniłem!
- popatrzył na syna. Joe bardzo żałował, że nie jest maleńką myszką, która może się skryć głęboko, głęboko pod podłogą … jak najdalej od wściekłego Pa.
-Pa, to była tylko jedna partyjka. Weszliśmy do saloonu z Hossem, żeby zwilżyć gardło, gorąco było, wszędzie pełno kurzu, drapało nas – poskarżył się Joe – wypiliśmy jedno piwo, może dwa – poprawił się, nerwowo wiercąc pod oskarżycielskim wzrokiem Bena – a tam przy stoliku bracia Barnes sobie grają. Pytają się grzecznie, co słychać? Ja, że wszystko OK. Usiedliśmy z tym piwem i … tak jakoś … zagraliśmy – dokończył prawie płaczliwie Joe.
-Pa, ja nie chciałem, ale … tak jakoś, też usiadłem, oni się śmieli, że nie zagramy, bo się boimy Pa, chciałem ich walnąć, ale mówiłeś, żeby się nie bić, to… zagraliśmy – dokończył żałośnie Hoss.
-zagraliście! O pieniądze! O MOJE pieniądze! Wrzasnął Ben. Pewnego razu obudzę się i okaże się, że nie jestem u siebie, bo przegraliście w pokera Ponderosę! Takich głupców w Wirginia City jeszcze nie widzieli.
-no właśnie Pa! To były pieniądze za te 100 sztuk bydła. Twoje – jękliwie tłumaczył Joe. Chcieliśmy jakoś je zdobyć i ci oddać, bo przecież nie możemy tracić twoich pieniędzy Pa,
-nie możemy - potwierdził Hoss. Adam czuł, że to jeszcze nie wszystko. Takiej awantury o 600 dolarów Pa by nie zrobił. Ciekawe co jeszcze ci… młodsi bracia wymyślili. Nie zawiódł się.
-a skąd wzięliście się na deskach tego podrzędnego, objazdowego teatrzyku? – cicho zapytał Ben. I chyba o to właśnie chodziło. Sądząc z miny Pa, zaszło coś bardzo niewłaściwego, nawet jak na Joe i Hossa. Robi się interesująco.
-Pa, chcieliśmy szybko odzyskać te pieniądze. Nie mieliśmy już za co grać, żeby je odegrać …
-i całe szczęście - przerwał mu Ben
-i wtedy zobaczyłem ten afisz!
-jaki afisz? - zapytał Adam
-teatralny. Aktor im zachorował i szukali kogoś na jego miejsce. Młodego i przystojnego. Z dobrą dykcją. Dawali 60 dolarów za występ i … ja się zgłosiłem – wyjaśnił Joe zniesmaczony wybuchem śmiechu, Adama i Bena.
-Joe, czy ty wiesz, co to jest dobra dykcja? - zapytał Adam
-oczywiście, że wiem, elegancki wygląd, zdaje się - dokończył niepewnie Joe widząc miny Adama i Pa
-a kogo miałeś grać, mój piękny i elegancki braciszku – słodko zapytał Adam
-jakiegoś księcia, a Hoss hala… no kogoś ze straży zamkowej, za 15 dolarów. Mówili, że sztuka ma powodzenie, będzie kilka przedstawień. Dwa spektakle dziennie, to w cztery dni prawie wszystko byśmy odzyskali, a jak dłużej, to jeszcze zarobili. Więcej niż na krowach! – Joe zaczynał odzyskiwać rezon
-i jak poszło mój Hamlecie? – ironicznie spytał Adam
-skąd wiesz? Ten książę rzeczywiście tak jakoś podobnie się nazywał – zdziwił się Joe.
-chłopcy! Kiedy zmądrzejecie?! – Ben znów zaczął wrzeszczeć – Roy zaciągnął mnie do tej budy, mówi, że może będzie fajne przedstawienie, o duchach - siedzę sobie, pełno znajomych, ranczerzy, kowboje, górnicy… a tu wchodzi na scenę Joe w krótkich pasiastych spodenkach, w pończochach i coś mamrocze- myślałem, że się spalę ze wstydu – ryknął Ben przypomniawszy sobie dziwne spojrzenia znajomych – pań i panów
-Joe, przecież ty nie czytałeś Hamleta, skąd wiedziałeś co masz powiedzieć – dociekał Adam
-ten reżyser mówił, żeby się nie martwić, bo jest sufler i mi podpowie, jakby co…
-i podpowiedział?
-trochę, tylko słowa poprzekręcałem i coś inaczej wyszło. I kazał mi czaszkę trzymać ale ją potrzymałem i położyłem.
-a w tle co ja widzę!? Drugiego mojego syna, w garnku na głowie, z drągiem, w pasiastych, bufiastych spodniach – co za wstyd! Co za wstyd! Przez rok nie pokażę się w Wirginia City – zawodził Ben.
-a co my mamy powiedzieć – zatroskał się Joe, skarcony natychmiast przez tatę
–milcz! Wyrodny synu. Ty zakało nazwiska Cartwrightów
-a jak publiczność? – lepiej, żeby Adam nie zadawał tego pytania
-nie znają się na sztuce, gwizdali – z niesmakiem stwierdził Joe
-i rzucali – dodał prawdomówny Hoss
-tak dużo nie rzucali – ratował swą artystyczną sławę Joe - trochę… kilka nadgryzionych jabłek…
-ciekawe, skąd mieli jajka?- zastanowił się Hoss
-a co? dostałeś jajkiem – zainteresował się Adam. Dzisiaj miał szczęście do bardzo trudnych pytań.
-ja nie, ale Pa prawie dostał, kiedy po nas wszedł na scenę – wyjaśnił Joe
-to i tak mieliście szczęście, że nie strzelali. W Laramie strzelali do aktorów, którzy kiepsko grali – pocieszył ich Adam
-strzelali? –Joe nie wyglądał na szczęśliwego
-tak, jednemu czapkę zestrzelili, reszta przeżyła
-zespołu teatralnego?
-nie, aktora… do innych nie strzelali, ten nie znał roli i mylił się w recytacji – Adam był bez litości dla braciszka
-och! Ty! Joe gotował się do bójki, ale został usadzony przez wściekłego tatę
– Joe, masz zakaz wyjazdów do Wirginia City, przez tydzień! Nie, przez dwa tygodnie! Hoss też. Macie siedzieć w domu, czyścić stodoły, pucować siodła, ujeżdżać konie … jest mnóstwo roboty w domu, nie musicie dorabiać w teatrze – dobił ich słowem i spojrzeniem.
-chodź Adam, musimy dokończyć rachunki. Podsumować ten miesiąc. Na tych … pasikoników i artystów nie mogę liczyć. Poszli do gabinetu pozostawiając na placu boju Joe i Hossa z perspektywą spędzenia najbliższych dwóch tygodni na najgorszych i najnudniejszych zajęciach na ranczo.
Adamowi było to na rękę. Ma wolne od wścibskich braci dwa tygodnie. Nie jest źle. Uśmiechnął się do siebie. Przynajmniej nikt mu nie będzie przeszkadzał, wąchał koszul i pytał się o nazwę wody po goleniu. Nikt nie będzie się pytał, któraż to mieszkanka Wirginia City będzie się tą wonią delektowała?… Jutro załatwi sprawy w banku dla Pa i zaraz pojedzie do Carson City. Tam ma też ważne sprawy do załatwienia. Tym ważniejsze, że jego własne. Powtórnie uśmiechnął się do siebie.
-Adam, mnie o mało co szlag nie trafił przez tych … artystów, a ty się śmiejesz! –oburzył się Ben. Po chwili zastanowienia dodał – wiesz, jak się Joe uchylał przed tymi ogryzkami to nawet było śmieszne … a jakbyś go widział w tym stroju? – ryknął śmiechem. Już myślałem, że niczym mnie nie zaskoczą, a tu taki numer – zachichotał Pa, któremu przeszła złość. Adam był raczej pesymistą. Lepiej znał braci niż Pa i przeczuwał, że jeszcze niejedną podobną a może i lepszą przygodę Pa przeżyje, dzięki swoim synom. Jakoś to przeżyje. Ma wprawę. A jutro spotkanie z Aneshka. I to będzie OK.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pią 0:30, 03 Sty 2014, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:39, 14 Lut 2013    Temat postu: Zagadka Carson City

joe i Hoss zostali aktorami -może się okaże że mają talent i zrobią karierę ?

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez zorina13 dnia Czw 18:54, 14 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:11, 14 Lut 2013    Temat postu:

Obawiam się, że Ben zdusił w zarodku początek ich kariery SmileSmileSmile

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Czw 23:28, 14 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:40, 14 Lut 2013    Temat postu:

Talent mają niewątpliwie... przy czym nie wiem, czy akurat do aktorstwa.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:40, 14 Lut 2013    Temat postu:

Hossowi się oberwało przy okazji. On dobrze grał halabardnika Laughing , co najwyżej kiepsko w spodenkach wyglądał, ale za to nie powinni w niego ogryzkami rzucać.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:28, 14 Lut 2013    Temat postu:

Ogryzkami i jajkami to raczej w Joe rzucali. Halabardnik cicho stał, to i w oczy się nie rzucał i widowni nie przeszkadzał.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Czw 22:29, 14 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:10, 15 Lut 2013    Temat postu:

Część IV
Adam był częstym gościem w małym domku na obrzeżach Carson City. Przyjeżdżał prawie codziennie. Czuł się tu, jak u siebie w domu. Nawet duży fotel, stojący obok wejścia stał się jego stałym miejscem. Lubił też posiedzieć na ławeczce w ogródku. Oczywiście ławeczce wykonanej przez siebie i podziwianej przez całe rodzeństwo. Nie uszło to uwadze miejscowych kumoszek. Popatrywały na Cartwrighta i plotkowały na temat powodów, jakie go przyciągały do tej rodziny. Już one najlepiej wiedziały, po co przyjeżdża do tych Polaków, a raczej do tej Polki.
-Jakby nie było przyzwoitych amerykańskich dziewcząt. Postawne, gospodarne, niebrzydkie, robota pali im się w rękach, a ten przychodzi do takiego chuchra. No owszem, buzia niebrzydka, ale mała jakaś taka i chuda. Polka!
-Pewnie nie umie pisać i czytać.
-Ale on pewnie nie na czytanie książek tu przyjeżdża!
-Ciekawe, co powie Ben gdy się dowie z kim syn się zadaje? … i takie teksty latały w powietrzu, od domu do domu, od rancza do rancza.
Ben był za bardzo zajęty pracą na ranczo (i pilnowaniem swoich młodszych synów, żeby należycie odpracowali karę nałożoną przez niego za szarganie nazwiska Cartwrightów na deskach nędznego teatrzyku) żeby zajmować się plotkami. Rzadko jeździł do Wirginia City. Większość spraw w bankach i urzędach załatwiał Adam. Jak zwykle. Potem jechał do Carson City. Wracał bardzo późno. Cóż jego najstarszy syn już od dawna jest mężczyzną i Ben wolał nie pytać się, jak spędzał czas. Jest dorosły i wie co robi. Przynajmniej ten syn poważnie traktuje swoje obowiązki, nie tak ja te … dwa pasikoniki. Ben kiedy sobie przypominał przedstawienie i spojrzenia znajomych, natychmiast wpadał w złość i jeszcze energiczniej napominał Joe i Hossa do przeciągania drewna lub czyszczenia stajni. Bracia powoli mieli dość. Do końca nałożonej pokuty pozostawało jeszcze kilka dni, a oni już czuli się dostatecznie ukarani! Mieli dosyć! Ledwie żyli. Dzień w dzień harówka, wściekły Pa poganiający ich niczym nadzorca niewolników, i oni, nieszczęsne ofiary zbiegu okoliczności.
-Adam też ma przechlapane – ucieszył się Joe – musi teraz wszystko sam załatwiać w Wirginia City, bo Pa nas pilnuje
-taak – potwierdził Hoss – tylko dlaczego jeszcze nie wymigał się od tej roboty i dlaczego on tak chętnie codziennie jeździ – zastanowił się średni brat, który lepiej znał Adama,
-fakt, minę ma zadowoloną, a nie powinien… - zastanowił się Joe – kiedyś usta by mu się nie zamykały od narzekań, albo urwałby się do San Francisco, a teraz jeździ, załatwia. Kupuje i sprzedaje, cały czas w drodze, w kurzu, brudzie, deszczu, sam i … nie narzeka? - Joe też zaczął się zastanawiać
-no! Powinien być co najmniej zły, albo wściekły, a on taki …
-wesolutki - zamyślił się Joe
-szybciej, szybciej artyści – usłyszeli grzmiący głos Bena nakłaniający ich do szybszej i wydajniejszej pracy, bardzo odpowiedzialnej, bo polegającej na wyrzucaniu nawozu z największej stajni. Myśli o Adamie i jego nietypowym zachowaniu wywietrzały im z głowy. Jedyne o czym myśleli, to ilość dni, jaka pozostała do końca kary i co zrobią, kiedy się wreszcie wyrwą do ukochanego, wesołego Wirginia City. Hoss marzył o zakupach w sklepie, o słodyczach jakie nabędzie i natychmiast zje, a Joe o … dziewczętach, które pewnie już zapomniały jak wygląda prawdziwy młody, przystojny kowboj, czyli on sam – Joe, we własnej osobie - uziemiony przy widłach do gnoju – pomyślał smętnie.
Adam nieświadomy rozterek targających braćmi i rozważań kumoszek z Carson City niczym się nie przejmował. Załatwiał sprawy Pa, swoje interesy i jak mógł najszybciej spieszył do małego domku a raczej do dziewczyny, którą niedawno poznał. Przyzwyczaił się do picia herbaty, smakowały mu ciasteczka wypiekane przez Aneshka i Shemusha (ach! Te imiona, trzeba je jakoś zmienić, ułatwić ich wymawianie) Wchodził radośnie witany przez rodzeństwo, dla którego był bardzo miłym gościem. Co prawda wolałby pobyć sam z dziewczyną, ale i siostrzyczka i bracia byli sympatyczni, podziwiali wszystko co zrobił, słuchali jego opowieści… bardzo miłe i inteligentne dzieci. Aneshka też siadywała z boku, popatrywała na niego z uśmiechem i starała się poprawiać swoją angielszczyznę. Trzeba przyznać, że coraz lepiej mówiła. Co prawda obcy akcent nadal był bardzo wyczuwalny, ale lepiej radziła sobie ze składaniem zdań. Starał się, żeby jak najlepiej to pojęła. Siedziała z robótką w rękach i niektóre zwroty po nim powtarzała, a on ją poprawiał, Shepan i Shyshtof się śmiali (ach! te imiona!) ona powtarzała i … tak im miło upływał czas. Załatwił pracę dla Aneshka u znajomej Pa. Była zachwycona haftami i koronkami. Jak one je nazwały? A! frywolitki. To kobieca sprawa i on nie musi się na tym znać. Ale owszem, ładne. Będzie brała od Aneshka każdą ilość. To dobrze, trochę zarobią bo i Shemusha też umie je robić. A jest bardzo pracowita. Jak może tak pomaga Aneshka. Bracia też. Jutro ma być ładna pogoda, może weźmie Aneshka na piknik, odpocznie sobie na świeżym powietrzu. Dobrze jej to zrobi, a bracia i Shemusha mają jutro przekopywać ogródek i sprzątać strych. Pokaże Aneshka jeszcze raz jezioro Tahoe i inne piękne miejsca w Ponderosie. Niezła ta herbata – nieźle smakuje i dobrze się przy niej myśli.
-Agnieszka, idziemy do księdza Mateusza - oznajmiła Przemusia
-do księdza Mateusza? A po co?
-miał nam dać książki do nauki łaciny i geometrii. Szczepan musi sobie przypomnieć gramatykę i słówka. Krzysztof wzory. Ksiądz obiecał, że nam pomoże i wytłumaczy. Krzysztof też posłucha i ja też się chętnie pouczę.
-dobrze, tylko nie wracajcie zbyt późno. Adam niewiele zrozumiał, gdyż rozmowa toczyła się po polsku. Zobaczył jedynie, że cała trójka zbiera się do wyjścia. Zapewne legalnego, bo Aneshka nie protestuje. I bardzo dobrze. Niech się dzieci przejdą. Dobrze im zrobi spacer – pomyślał – a my popracujemy nad angielskim – uśmiechnął się z zadowoleniem. Agnieszka zamknęła drzwi za rodzeństwem, pomachała im przez okno. Usiadła na stołeczku i wzięła robótkę do rąk. Głowę miała spuszczoną a wzrok utkwiony we wzorze, który wyszywała. Adam odstawił herbatę, wstał z fotela. Podszedł do Agnieszki, wyjął jej robótkę z rąk i przyciągnął do siebie. Nie napotkał oporu. Popatrzył w oczy, pochylił się i objął delikatnie dziewczynę. Położyła mu ręce na ramionach, również popatrzyła w oczy i … świat przestał dla niej istnieć. ………………………………………………………………………..
………………………………………………………………………………………………….
-Aneshka – wyszeptał Adam
-Agnieszka – poprawiła go dziewczyna
-to za trudne dla Jankesa – zaśmiał się Adam – sweetie, honey
-to nie po naszemu – sprzeciwiła się
-ale tu jest Ameryka - Adam był uparty
-to już wolę tę Aneshka – ustąpiła
-bardzo dobrze – pochwalił ją Adam – a jak u was mówi dziewczyna do mężczyzny, którego kocha?
-nie wiem, nie mówiłam tego nikomu – zastanowiła się Agnieszka – kochanie? Albo po imieniu? Może skarbie?
-coś wymyślimy – zażartował Adam – pojedziemy jutro na piknik?
-tak – wyszeptała Agnieszka i zarumieniła się.
Spędzili jeszcze razem sporo czasu na … rozważaniach dotyczących zwyczajów i słownictwa, popartych … rozmaitymi przykładami… do czasu, kiedy usłyszeli wracające rodzeństwo.
-to teraz zostawiam Aneshka pod dobra opieką – Adam wiedział jak rozmawiać z chłopcami, którzy dumnie wyprostowali się jako obrońcy niewiast - dobranoc.
Agnieszka odprowadziła go do furtki. Pożegnali się bardzo czule. Sąsiadka z sąsiedniego domu prawie wypadła z okna obserwując ich pożegnanie. O! Będzie o czym jutro rozprawiać w piekarni.

Kilka dni, jakie zostały braciom do końca kary niespodziewanie szybko upłynęło. No, po wszystkim. Ben też był już zmęczony popędzaniem synów do rozmaitych zajęć. Teraz odciąży nieco Adama. Przecież on już chyba ledwie żyje. Tyle obowiązków, załatwiania różnych spraw. Wracał późno w nocy, wyjeżdżał skoro świt. Przynajmniej na jednego syna może liczyć. A te drapichrusty niech też odsapną,. Dwa tygodnie tyrali jak woły – zachichotał Ben. Ale było za co! Zasłużyli sobie. Może zmądrzeją. Chociaż? - nieco zrezygnowany, powątpiewający Ben machnął ręką.
-Pa, już pokuta się skończyła. Możemy jechać do Wirginia City? Możemy? – pytał Joe
-możecie, ale nie razem! Mam nauczkę! Razem macie pomysły, tfu! Z piekła rodem! – ryknął Ben – jedzie jeden – zadecydował
-który? Pa - rzeczowo spytał Hoss
-będziecie losować zapałki - zdecydował Ben. Jak zwykle wygrał Joe. Wyciągnął jeszcze od Bena 20 dolarów, wskoczył na Cochisa, wydał głośny, kowbojski okrzyk i pognał w stronę Wirginia City. Ben pokręcił z dezaprobatą głową, a Adam, który wyjątkowo o tej porze był w domu, stwierdził
– przewiduję kłopoty, Pa – ja bym najpierw wypuścił Hossa, a Joe potem.
-Joe musi się nauczyć odpowiedzialności – stwierdził Ben, udając, że nie widzi powątpiewającej miny Adama.
-Pa, mówisz o Joe – podsumował odpowiedź Bena Adam.
Joe w Wirginia City najpierw udał się do źródła wszelkich wieści, napojów i kobiet, czyli saloonu. Wysłuchał kilka interesujących plotek dotyczących najstarszego brata. Bardzo interesujących. Posiedział dość długo, bo sporo się działo w miasteczku w czasie tych dwóch tygodni. Potem wyszedł na ulicę. Może spotka jakąś znajomą dziewczynę, przypomni się. Koło banku zobaczył grupę podejrzanie wyglądających mężczyzn. Cicho o czymś rozmawiali. Podejrzana sprawa! Joe przytulił się do ściany budynku, starając się być jak najmniej widocznym. Przesuwał się ostrożnie w stronę szepczących mężczyzn. Słyszał pojedyncze słowa – kasa, bank, obligacje, czujka... wtem … poczuł silne uderzenie w głowę i … zrobiło się bardzo ciemno. Po jakimś czasie się ocknął. Stwierdził, że leży w uliczce na tyłach banku, widocznie tamci go tu przenieśli. Było coś jeszcze, co nie dawało mu spokoju… uderzona głowa nie pracowała tak jak powinna, myśli uciekały, gubiły się. Otwierał i zaciskał oczy, pocierał skronie, ale głowa go nadal bolała, myślał z trudem… co jeszcze jest nie tak … O! Boże, przecież on nie ma na sobie ubrania! Jest goły. Nawet gacie mu bandyci zabrali! Jak wróci do Ponderosy! I co najważniejsze, co powie Pa. Jak tu wybrnąć z tej sytuacji. Nawet Adam by nie dał rady. Myśl, że Adam nie pakowałby się zapewne w tę idiotyczną sytuację, raczej nie przyszła mu do głowy. Jak dojść do Cochisa? Pamięta – zostawił go przed saloonem. Zaraz! Tu przed tym domkiem, na sznurze wisi jakieś pranie, to jest wiszą rzeczy, które miały się wysuszyć. Taak. Nie ma sytuacji bez wyjścia. On Joe Cartwright zawsze znajdzie wyjście. I nie potrzebuje pomocy braci. Cholera, to są damskie fatałaszki! Ani jednego męskiego! Nawet gaci nie ma! Trudno, lepsze to, niż na golasa lecieć do Cochisa – koło salonu sporo ludzi jeszcze się kręci, choć ciemno. W tej spódnicy jakoś dojdzie. I bluzka jest. Buty jeszcze musi jakieś… O! jak na zamówienie stoją przy schodkach. Na obcasie! Trudno. Lepsze to, niż nic, przekonywał sam siebie Joe, który jeszcze założył pończochy, żeby sobie stóp nie pościerać, bo buciki trochę ciasnawe. Jak kobiety w tym chodzą. I w ponderosę wieje… no tak, nie było gaci a na kradzież damskich niewymownych jednak Joe się nie zdecydował. Swój honor ma! No! Ubrany. Teraz do Cochisa. Na szczęście nikogo blisko nie ma. Hop na Cochisa i do domu. Żeby tylko na Pa się nie nadziać! Jakoś przez kuchnię się zakradnie. Hop Sing na pewno już śpi. Joe pędził do domu niczym wicher, ostro popędzał Cochisa. Marzył, żeby znaleźć się już w swoim łóżku, odpocząć… Już Ponderosa, dom. Cichutko wprowadził Cochisa do stajni. Rozsiodłał, wrzucił obrok i dolał wody do koryta. Teraz do domu! Przez kuchnię. Postawił stopę na parapecie kuchennym, podciągnął się i ... usłyszał krzyk Hop Singa
-kto tu? Hop Sing pyta?
-ćććcci - usilował go uciszyć Joe
-nie ćci! Mr Cartwright! Napad! W kuchni! Pomocy! - krzyczał Hop Sing wzywając na pomoc pracodawcę. Zrezygnowany Joe usłyszał tupot nóg pędzącego Pa i braci. To koniec! Nie uda mu się niepostrzeżenie dostać do domu. I co ma powiedzieć Pa? A co ważniejsze, co Pa powie jemu? Joe zastanowił się, czy nie lepiej byłoby nadal leżeć w tej uliczce za bankiem, ale pomyślał o reakcji ludzi, którzy by go tam niewątpliwie znaleźli ... i nie wiedział już, co byłoby gorsze - zniesmaczone damy, szeryf, czy wściekły Pa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pią 12:06, 28 Cze 2013, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:15, 15 Lut 2013    Temat postu: Zagadka Carson City

Biedny Joe.
Naprawdę - i co tata na to powie ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:17, 15 Lut 2013    Temat postu:

Ten fragment nawiązuje do jednego z ćwiczeń, w którym w mojej wersji Joe wraca w damskim stroju do Ponderosy, a Hop Sing krzyczy, że ma dosyć i wraca do Chin. W innym ćwiczeniu Joe napomykał o wyjazdach Adama do dziewczyny z Carson City, obiecałam ,że to będzie w fanfiku i jest Smile

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pią 21:40, 15 Lut 2013, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:21, 15 Lut 2013    Temat postu: Re: Zagadka Carson City

zorina13 napisał:
Biedny Joe.
Naprawdę - i co tata na to powie ?


Jak to co? Joe dostał następną karę - dwa tygodnie pracy w kuchni, przy prawdziwie męskich zajęciach - obieraniu ziemniaków, warzyw, zmywaniu - tak jak było w ćwiczeniu w mojej wersji Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pią 14:00, 03 Sty 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:32, 15 Lut 2013    Temat postu:

Sąsiadka wypadająca z okna (niemal) cu-dow-na. Po prostu to widzę.

Adaś ma znowu rację co do Joe.

A Ben może dalej rosnąć w dumę, gdy najstarszy, odpowiedzialny syn nie pozwoli odciążyć się z trwających do późna obowiązków Razz

A kiedy Adaś raczy poinformować rodzinkę o nowej znajomości? Jak będzie czekał na to, że się nauczy polskich imion, to ten fanfik bedzie trwał... trwał... trwał... ze trzy lata albo i dłużej Laughing I niech sobie trwa, ale do tego czasu ta Agnieszka posiwieje...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:46, 15 Lut 2013    Temat postu:

Takich kumoszek wszędzie pelno, nie tylko w Ameryce.
Joe jest wyjątkowo przewidywalny.
Adaś potwierdził znajomość (wspominałam w jednym z ćwiczeń, że Joe podkablował Adasia, że ten jeździ do dziewczyny w Carson City) i zapowiedział tacie, że kiedy przyjdzie czas, to ją przedstawi. Jeżeli chodzi o polskie imiona, wybrałam wyjątkowo trudne, więc Adaś sobie radzi wymawiając po swojemu, lub proponując substytuty. Ona to raczej akceptuje, widocznie ma mocne argumenty Smile Sądzę, że to raczej szybko się potoczy... Jeszcze trochę przygód... i pewnie nie zdąży osiwieć Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Sob 20:20, 10 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:57, 16 Lut 2013    Temat postu:

Widzę, Ewelina, że nie darowałaś Adasiowi tych wykropkowanych scen Laughing . Tak od razu na początku znajomości? Żadnych protestów, nawet udawanych? Coś za szybka ta Agnieszka Laughing .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Eweliny Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 2 z 10

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin