Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zagadka Carson City
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Eweliny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 1 temat

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:37, 03 Maj 2013    Temat postu: Zagadka Carson City

Tak ,domyślam się tego.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 16:11, 04 Maj 2013    Temat postu:

Ewelina napisał:
Twarz Lil stojącej w cieniu zmieniała kolor z różowo białego na żółtozielony


Cóż za twarzowy kolor Laughing

Chyba brylanty Ponderosy jeszcze tak bardzo się nie przykładały do pracy... A Przemusię faktycznie można by tak na lekcje taktu wziąć...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:28, 04 Maj 2013    Temat postu:

Przemusia taktowna nie była, zdecydowanie nie była, ale za to skuteczna. Jednak się pogodzili Smile a Agnieszka bez jej interwencji ze trzy razy by mu pierścionek zwracała ...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Sob 16:28, 04 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:36, 06 Maj 2013    Temat postu:

Klementyny w Ponderosie nie będzie? Szkoda. Może trzeba było Bena jakąś inną kawą napoić? Lubię ją.
Adam w natłoku kandydatek do małżeństwa - żeby mu tylko ta właściwa została. Może ubierz Laurę w niebieską sukienkę?
Poplątałaś im te życiorysy trochę Laughing czekam, co dalej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:40, 06 Maj 2013    Temat postu:

Adam wybrał, tylko tamte jakoś nie chcą przyjąć tego do wiadomości Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:46, 06 Maj 2013    Temat postu:

Widać, że Laura i cioteczka wyjątkowo Ci do gustu nie przypadły Laughing więc raczej są bez szans. Nawet Wilka Morskiego przed nimi obroniłaś, z Klementyną mu będzie lepiej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:08, 15 Maj 2013    Temat postu:

Rozdział XIII

W jednym z domów w Wirginia City dwie kobiety zastanawiały się nad swoją przyszłością. Raczej mało optymistyczną, wziąwszy pod uwagę ich możliwości finansowe. Miały zbyt mało pieniędzy, żeby zaspokoić pragnienie posiadania ładnych sukienek, kosztownych drobiazgów i biżuterii. Nie mogły odżałować, że odrzuciły tak bogatych kandydatów jak kapitan Sparrow i Adam Cartwright.
-kto mógł przypuszczać, że ten obleśny marynarz wyśpiewujący sprośne piosenki ma tyle pieniędzy? Gdybym o tym wiedziała, nie przeszkadzałoby mi to … i, ta okropna Klementyna będzie robić sprawunki w Nowym Jorku, Nowym Orleanie i San Francisco! Ona! Nie ja! Przecież ona nawet nie doceni tego szczęścia. Miała męża cyrkowca! Jakiegoś akrobatę, czy atletę?
-tak, ciociu, ona nawet nie jest damą, na pewno nie jest – upewniła ciotkę – co kapitan nagle w niej zobaczył? – zastanowiła się Laura
-to przez Bena! Gdyby mi powiedział, że Jack jest zamożny, nie dawałabym mu tego napoju do wypicia! – przyznała Lil
-to byłaś u Zingary
-niestety tak, westchnęła Lil. Popełniłam to głupstwo … gdybym wiedziała …
-ja też zrobiłam głupstwo wybierając Willa – westchnęła Laura – Adam był wiecznie czymś zajęty, niewiele czasu mi poświęcał - a Will był blisko, zawsze miał czas dla mnie, i tak pięknie mówił…
-dużo ci przyszło z tego mówienia
-niewiele, po ślubie Will zaczął mieć mało czasu dla mnie, niewiele mówił. Przychodził do domu, pytał o obiad i znikał za gazetą. Nic romantyczności, nie trzymał mnie za rękę, nie wzdychał … chyba, że zupa mi się przypaliła … tak bardzo się zmienił.
- może sobie za dużo wyobrażałaś? Ale przecież byliście bardzo zakochani w sobie. I co? Tak prędko przeszło?
- on się zmienił! Stał się taki sam jak Adam. Poważny, stale poza domem. Niewiele mówił. To już wolałabym Adama. Bogatszy, no i jako jego żona byłabym dobrze widziana w każdym towarzystwie. Pani Adamowa Cartwright z Ponderosy – to dobrze brzmi.
- znacznie lepiej, niż pani Williamowa Cartwright – poparła ją ciocia Lil – ale sama wybrałaś. Teraz jakaś Polka będzie nosić nazwisko i wydawać pieniądze Adama. Bo w ten spadek nie bardzo wierzę. Oni nie mieszkali jak ludzie mający bogatych krewnych.
- ja też myślę, że ona czyha na jego pieniądze, i chce poprawić swoją pozycją towarzyską. Jako żona Adama będzie przyjmowana we wszystkich domach Wirginia City – stwierdziła Laura.
- pewnie jej tylko o to chodzi. Cudzoziemska biedota – potaknęła Lil – wszędzie chcą się wepchnąć, zwłaszcza do porządnego towarzystwa.
- ale o tym przekonać Adama? On nawet nie chce słyszeć o naszym ponownym związku. Powtarza jak papuga, że już wybrał dziewczynę, i z nią założy rodzinę. Nawet pierścionek jej kupił. Bardzo kosztowny – z żalem stwierdziła Laura
-bo to taka doceni? Przecież widać, że nie zna się na biżuterii – prychnęła ciotka Lil – to ty powinnaś nosić ten pierścionek, nie cudzoziemska hołota.
-ale jak to zrobić? Żeby Adamowi się odmieniło? No, i żebyś cioteczko odzyskała kapitana - Laura dobrze życzyła cioci Lil.
-słyszałam o indiańskiej szamance – wyszeptała Lil – może spróbujemy u niej szukać pomocy?
-a wiesz, gdzie mieszka?
-nie, tego mam się dowiedzieć. Barman obiecał mi, że dowie się od jednego trapera. Ma zajrzeć do Wirginia City w tym tygodniu. Słyszałam też o jednej Irlandce. Zajmuje się takimi sprawami, rzucanie uroków, miłosnych zaklęć, napoje. Podobnież bardzo skuteczne. Ale ona tylko swoim pomaga. Jankesom a raczej Jankeskom nie bardzo chce.
- to może jeszcze spróbujemy jeszcze z Zingarą? – zaproponowała Laura.
-dwa razy poszło nie tak jak chciałyśmy – wahała się Lil
- ale z naszej winy. Nie dopilnowałyśmy, żeby nie zamienili filiżanek, a Jackowi napój sama podałaś i poskutkował dokładnie jak chciałaś. Skąd Zingara mogła wiedzieć, że się rozmyślisz? – Laura starała się usprawiedliwić Cygankę – krople były w porządku, tyle, że podziałały nie na tych co trzeba i w nieodpowiednim momencie.
-to jeszcze raz spróbujemy z Zingarą, jak to mówią: do trzech razy sztuka! – oznajmiła Lil – a kiedy się nie uda odzyskać naszych chłopaków, wtedy poszukamy szamanki.
- żeby tylko znała angielski, bo jak się z nią dogadamy – zmartwiła się Laura
-już moja w tym głowa, żeby wszystko poszło dobrze, jakoś jej wytłumaczymy … nie martw się, ciocia coś wymyśli – pocieszała ją Lil
- a Will ciągle ostatnio mówił o rozwodzie. Ja też mam go dosyć. Wieczne pretensje. Brak czasu i pieniędzy, bo wiele nie zarabia. Ledwie starcza na życie. Że też mi nikt nie odradził, nie powiedział, że wyjazd z Willem to błąd – narzekała Laura
- Laura! Ja chciałam dla ciebie Adama. Robiłam co mogłam, żeby was wyswatać. Ale kiedy powiedziałaś, że kochasz Willa, poparłam cię. Myślałam, że ty go naprawdę kochasz – protestowała Lil
-bo kochałam. Wydawało mi się, że kocham – poprawiła się Laura – popełniłam błąd. Chcę wrócić do Adama, chcę żeby mnie kochał tak jak wtedy.
- nie martw się.
Rozmowa trwała aż do świtu. Na drugi dzień, po południu postanowiły przystąpić do działania. Nad głowami Adama i Jacka zbierały się ciemne chmury.

* * *

W Ponderosie było gwarno i radośnie. Jack Sparrow i Klementyna okazali się doskonale dobraną parą. Bardzo zajęci sobą, nie zaprzątali gospodarzom głowy swoją obecnością. Pojawiali się jedynie w godzinach posiłków. Trzymając się za ręce spacerowali po okolicy, albo siedzieli na ławeczce w ogrodzie. Tyle mieli sobie do powiedzenia! Każde z nich sporo przeżyło. Czuli, że są dla siebie bratnimi duszami. Podobały im się te same rzeczy. Lubili te same potrawy. Oboje nieco zwariowani, niekonwencjonalnie się zachowujący, pracowici i zarazem lubiący się bawić, kochający odrobinę szaleństwa w życiu. Ben, z początku nieco zdziwiony, nawet zniesmaczony romansem przyjaciela, zmienił zdanie. Tych dwoje jest stworzonych dla siebie. Nie dziwił się Sparrow’owi. Mężczyźni szukają tej jedynej całe życie i często nie znajdują jej. Dobrze, że Jack choć na stare lata znalazł szczęście. Uśmiechnął się do siebie. On kochał wszystkie swoje żony. Był z nimi szczęśliwy, każda dała mu syna. Właściwie jemu też się powiodło. Ma trzech wspaniałych synów. Ale dzieci … to tylko połowa szczęścia. Żeby tak jeszcze … zamyślił się Pa … no i żeby jego chłopcy szczęśliwie ułożyli sobie życie. Bo jak do tej pory … to albo wybranki okazały się wyrachowanymi żmijami, albo odchodziły do innych facetów. Tak! Jakby jakiś pech prześladował jego chłopców. Ben przypomniał sobie jeszcze te panie, które spotykały nieszczęśliwe wypadki – ginęły one, lub ich bliscy i kobiety musiały opuścić te strony. Tak, zdecydowanie pech. Może teraz Adamowi się uda… Ładna dziewczyna, miła, w głowie ma dobrze poukładane. Żeby tylko jego najstarszy syn nie zaczął kaprysić, zastanawiać się, czy nie za wcześnie? Chociaż, zdaje się był zdecydowany. I pierścionek kupił. Bardzo drogi. U oszczędnego zwykle Adama to wyglądało na prawdziwe opętanie tą damą – uśmiechnął się Ben, znając niechęć do wydawania pieniędzy u tego właśnie potomka.

* * *

Przemusia pierwszy raz była w Wirginia City. Gwarne w tym dniu miasteczko podobało jej się bardzo. Przyglądała się budynkom, ludziom, zupełnie innym niż w jej rodzinnych stronach. Uwagę je zwróciły dwie znajome kobiety. Tak! To z pewnością Laura, dawna narzeczona Adama i jej ciotka Lil. Ciekawe, dokąd idą? – zastanowiła się Przemusia. Może coś knują? Kombinują co zrobić, żeby Adam zostawił Agnieszkę i wrócił do Laury? Przemusia, doskonale zapamiętała podsłuchaną rozmowę i tłumaczenia Adama. Co prawda, Agnieszka tłumaczyła jej, Przemusi, że dama nie podsłuchuje, że jest to czynność naganna, niegodna kobiety dobrze wychowanej i zasługująca na potępienie, karę itd. Może i niegodna, ale jaka skuteczna! – pomyślała Przemusia. Gdybym nie podsłuchiwała i w odpowiednim czasie nie odezwała się, to tych dwoje tyle głupstw by narobiło. Adam nawet nie pamiętał, gdzie schował pierścionek. Pewnie znalazłby go, obiektywnie stwierdziła dziewczynka, ale po jakim czasie! Po co siostra miała tak długo czekać. Rozgrzeszyła się Przemusia ze swego wścibstwa. A swoją drogą, to ciekawe, co one zamierzają zrobić i gdzie idą? A raczej po co? Tam nie ma już bogatszych domów Wirginia City. Wszak eleganckie damy, ich zdaniem tylko do takich udają się z wizytami. Jeżeli idą tam, gdzie nie powinny, to znaczy, że coś jest nie tak, a raczej, że coś knują. Podejrzliwa Przemusia postanowiła rozwiązać zagadkę, czyli zaczęła iść za nimi. Ku jej zdziwieniu dwie wytworne kobiety szły do cygańskiego obozu. Tabor rozłożył się tuż pod miastem.
- czego one mogą tam szukać? - zastanawiała się dziewczyna – chcą sobie powróżyć? Nie, aż tak głupie nie są. A może są? Dalej się nie da podejść. Zauważą mnie. Tu są Cyganie. Oni różnią się ubiorem, strojem, zwłaszcza kobiety … co robić? Na szczęście na Przemusię zwrócił uwagę chłopiec. Mniej więcej w jej wieku.
-hej! Przyszłaś obejrzeć tabor? A może chcesz sobie powróżyć? – zapytał
- wozy chętnie obejrzałabym. Ładne są. Takie kolorowe. Ale wróżby, to nie dla mnie, po co mi – grzecznie odpowiedziała Przemusia.
-przynajmniej jedna mądra się znalazła – pochwalił ją chłopiec – jestem Riko – przedstawił się
-a ja Przem… Przemusia – uznała, że zdrobnienie będzie łatwiejsze do wymówienia
-to chyba polskie imię – zdziwił się
-tak, jestem Polką, a wiesz, gdzie jest Polska ? – zapytała
-pewnie, że wiem. Moja mama tam się urodziła. Koło Przemyśla. Wyszła za Cygana z Węgier i wyjechali do Ameryki. Cały tabor. To my prawie z jednego miejsca – ucieszył się
- z jednego – zgodziła się Przemusia - miło spotkać swojaka tak daleko od domu – takiej okazji to ona nie przepuści! O! nie! – dużo kobiet przychodzi do was na wróżby? – zapytała. Może od tego chłopca dowie się czegoś o Laurze i Lil.
- sporo. Moja ciotka jest bardzo znaną wróżką. Może słyszałaś? Zingara – pochwalił się
-niestety nie, ale ja nie interesuję się wróżbami – podkreśliła Przemusia
-czasem mówią prawdę, ale większości kobiet ciotka mówi to, co chcą usłyszeć. To wygodniejsze i są zadowolone . Prawdy nikt nie lubi i nie lubi za nią płacić – zaśmiał się – jak chcesz, to cię do niej zaprowadzę i ci powróży, tak prawdziwie – zaproponował
-a te dwie bogato ubrane panie, które teraz przyszły, to też po wróżby?
-A! Te! Nie, te przychodzą po czarodziejskie napoje – ochoczo wyjaśnił wpatrzony w Przemusię Riko
-czarodziejskie napoje? – zdziwienie Przemusi było nieudawane. Tego nie przewidziała! – do czego im?
-jakiegoś faceta chcą odciągnąć od narzeczonej i skłonić, żeby się w jednej z nich zakochał – niedbale wyjaśnił Riko.
- a to żmije! Niedoczekanie ich! – pomyślała Przemusia i głośno stwierdziła – i można taki napój zrobić? Twoja ciocia to potrafi? Riko się roześmiał i odpowiedział
-tutaj jest tak niewiele kobiet, że napoje nie są potrzebne. Jak ładna, to każdy się obejrzy. Jak się uśmiechnie, to i tak każdy gotowy jest się oświadczyć. No, chyba, że zakochany w innej …
-to wtedy napój poskutkuje? – spytała zatrwożona Przemusia
-raz poskutkuje, raz nie – filozoficznie podsumował osiągnięcia ciotki Riko – zależy od faceta, od kobiety, którą kocha. Wiesz, ludzie zaręczają się z różnych powodów, nie z miłości, ale dla pieniędzy. To wtedy może poskutkować. Zakocha się w innej i pieniądze dla niego nie są ważne. Z takimi napojami różnie bywa. Czasem i podziała. Stąd sława mojej ciotki.
-wiesz, one nie wyglądały na sympatyczne – Przemusia rozpoczęła akcję.
-fakt – zgodził się Riko – zadzierały nosa. Uważały się za lepsze od nas.
-może jeszcze przykładały chusteczkę do nosa, tak jakby tutejszy zapach im się nie podobał i przewracały oczami – umiejętnie dolewała oliwy do ognia Przemusia, doskonale pamiętająca charakterystyczne gesty Laury i Lil.
-a wiesz! Faktycznie. Tak jakbyśmy im śmierdzieli – zaperzył się Riko – już ja im zaraz wygarnę, popamiętają … - zagroził
-spokojnie, po nich to spłynie – starała się powstrzymać go Przemusia – po nich to spłynie. Może inaczej im zapłacisz za obrazę – zaproponowała
-jak? – zainteresował się Riko
-można by … - urwała i uwodzicielsko zatrzepotała rzęsami – ale pewnie bałbyś się cioci …
-ja! - zaperzył się Riko – cioci?! Ja się nawet szeryfa nie boję.
-szeryf nic nam nie zrobił. To one nas obraziły – dziewczyna podsycała w Riko ducha zemsty.
-nas? – zdziwił się Riko.
-nas. Przecież jesteśmy prawie z jednych stron, to tak jakby i mnie obraziły –wyjaśniła Przemusia.
-jasne. Ta zniewaga woła o pomstę - Riko wyciągnął nóż. Przemusia od razu zaprotestowała.
-chcesz je z nożem ganiać? Żeby szeryf i ludzie mieli pretensję do was wszystkich? Te dwie baby na to nie zasługują! Tu trzeba podstępem – wyjaśniła. Riko schował mordercze narzędzie i spytał się dziewczyny
-podstępem? To co, mam im podłożyć nogę, kiedy będą przechodziły?
-niekoniecznie. Ale jakbyś tak zamienił napoje, albo jakiś składnik dołożył, to może nie osiągnęłyby tego co chcą. A twoja ciocia i tak jest sławna. One płacą jej z góry? – upewniła się dziewczyna
-jasne! Najpierw pieniądze, potem buteleczka – chłopiec pochwalił rozsądek ciotki
-jeśli nie poskutkuje, to i tak się nie pochwalą, że próbowały.
-zamienię buteleczki. To dla mnie drobiazg – obiecał Riko. Zostawił Przemusię koło drzewa. Polecił, żeby w razie zainteresowania kogoś starszego z taboru wyjaśniła, że jest jego, Riko znajomą i pomknął do wozu ciotki. Cichutko podkradł się do drzwi wozu i usłyszał instrukcje stosowania dawane przez ciotkę dwóm ładnym, choć niesympatycznym kobietom.
-niedoczekanie wasze – pomyślał. Cichutko otworzył drzwi. Wszedł. Przeprosił
-ciociu, zajrzy ciocia później do mamy. Bardzo narzeka na ból brzucha – wyjaśnił swoje wtargnięcie. Zingara przerwała swoje tłumaczenia i spojrzała na niego. Dobrze, że się martwisz o mamę. Zaraz do was zajrzę.
-dziękuję ciociu – ukłonił się z szacunkiem. Uff! Ma zręczne ręce. Buteleczki zamienione. Mogą je do woli dolewać swoim ofiarom do czegokolwiek. Nawet kąpiel w jeziorze przy księżycowym nowiu nie pomoże. Wzajemności to się one nie doczekają. Na pewno! Kiedy wyjdą, wyjaśni ciotce, co zrobił. Nie można przecież okłamywać rodziny. Najwyżej dostanie burę. Co tam! Ciotka go lubi. Pomknął do czekającej na niego Przemusi.
-zrobione. Zamieniłem napoje – pochwalił się - nikt nie zauważył – dodał z dumą.
-na pewno nie podziałają? – upewniła się Przemusia
-podziałają, na pewno, ale pewnie inaczej niż się spodziewają – mściwie zapewnił urażony Riko – wiesz, to lepsza zemsta niż ciosy noża –
-no to pędzę, żeby mnie nie zobaczyły – Przemusia wolała zejść im z oczu – na razie
-wpadniesz jeszcze kiedyś do nas? – zapytał Riko
-pewnie tak – powiem ci, jak podziałał napój – zaśmiała się dziewczyna – jeszcze raz dziękuję. Cześć rodaku – zawołała i popędziła w stronę Wirginia City.

* * *

Laura i Lil wysłały Hop Singa do ogródka po niezbędną ich zdaniem marchewkę. Hop Sing upierał się, ze marchewka już jest obrana i naszykowana, ale one twierdziły, że ma przynieść jeszcze i już! Bez dyskusji. Wściekły, mrucząc coś o powrocie do Chin poszedł do ogrodu szukać zbędnej jego zdaniem marchwi.
-no, nareszcie się go pozbyłyśmy – odetchnęła Lil – do dzieła. Dobrze zapamiętałaś wskazówki Zingary?
-oczywiście. Nalewamy po 7 kropli do filiżanek i wypijamy w tym samym czasie co on, patrząc mu w oczy.
-tak, to było to! To jest filiżanka Adama. Zawsze z niej pije. Te postawię z boku, na tacy, to będą nasze. A ta z pejzażykiem dla kapitana! Nie będzie Klementyna wydawać jego pieniędzy – warknęła wściekła Lil.
-tak, tak, ciociu. Nareszcie Adam odczepi się od tej Polki. Zacznie adorować prawdziwą amerykańska kobietę.
-o to chodzi. Spełniamy dobry uczynek. Do dzieła! Lil wzięła tacę z filiżankami, Laura z ciasteczkami i świadome swojej misji udały się do salonu. Towarzystwo siedziało przy stole. Lil i Laura starannie poustawiały filiżanki, pilnie uważając, aby tym razem nie nastąpiła pomyłka, zamiana, wylanie itp. kataklizm uniemożliwiający im przeprowadzenie planów odzyskania utraconych amantów. Nie nastąpił. Wszystko poszło zgodnie z planem. Zarówno Adam jak i kapitan wypili właściwe napoje. Te same, które wypiły Laura i Lil. Mężczyźni nieco się zdziwili, że prozaiczna czynność picia kawy wzbudza takie zainteresowanie dam, które intensywnie się w nich wpatrywały. Wpatrywała się również Przemusia, która została przywieziona do Ponderosy przez jednego z pracowników rancza. Jako siostra Aneshka siedziała wraz z nimi przy stole i była traktowana niczym gość honorowy. Nie uszły jej uwadze zarówno przypatrywanie się pijącym kawę mężczyznom, ani triumfujące uśmieszki wymieniane pomiędzy Laurą a Lil. Ciekawe, czy Riko dobrze się spisał. I co zawiera zamieniona buteleczka? Mam nadzieję, ze nie truciznę – zmartwiła się. E! raczej nie, mówił, że może być zabawnie. W salonie toczyła się zwykła towarzyska konwersacja. Ben zastanawiał się trochę nad doskonałym humorem obu pań, ale nie przejął się tym. Z natury radosny, życzliwy ludziom, to i cieszył się, kiedy inni nie mieli powodu do zmartwień. Może nareszcie Laura wybiła sobie z głowy Adama – pomyślał z nadzieją. Przemusia uważnie obserwowała towarzystwo. Panowie dyskutowali o najnowszych zmianach w polityce walutowej rządu i o cenach bydła. Klementyna z uwielbieniem wpatrywała się w kapitana a Laura i Lil wymieniały znaczące spojrzenia. Peggy odesłały do jakiejś krewnej w San Francisco, żeby im nie przeszkadzała. Hoss jak zwykle koncentrował swoją uwagę na ciasteczkach a Joe … przyglądał się Przemusi i zastanawiał się, jak będzie wyglądać za trzy, cztery lata.
Po jakimś czasie konwersacja zaczynała się nieco urywać. Panowie, a raczej Adam i kapitan popadali w nagłe zamyślenie. Niekiedy nie zauważali, że ktoś do nich mówi. Laura i Lil również zaczynały się nieco wiercić. Czyżby zaczęło działać – pomyślała ze zgrozą Przemusia – tak się wiercą. Może Riko pomylił butelki a oni wyjdą i … no właśnie, co zrobią? Padną sobie w ramiona? – zniesmaczyła się dziewczyna.
-Shemusha – powiedział Adam – przeproś Aneshka, że ja dzisiaj do niej nie przyjadę, może jutro, albo pojutrze – Przemusia kątem oka uchwyciła triumfujące spojrzenia wymieniane miedzy Laurą i Lil – no tak, napój już działa!
-Shemusha, jutro, pojutrze, może przyjadę do Aneshka. Dzisiaj mam pilne zajęcie … w stajni – Adam wyszedł i pomknął w stronę stajen. Widzisz, podziałało – szepnęła Lil do siostrzenicy, już jest twój.
-na wszelki wypadek wlałam mu więcej kropelek. Siedem mogło być za mało. Duży jest – Laura pochwaliła się swoją przezornością.
-dobrze zrobiłaś. Ciekawe, czy tej Polce odbierze pierścionek. Taki szmaragd, to jest coś. I drogi – snuła plany na przyszłość Lil
-wiesz, ja też się tak dziwnie czuję – szepnęła Laura
-bicie serca – domyśliła się Lil
-nie, raczej … niżej – jęknęła Laura i wybiegła z pokoju. Lil zastanowiła się i popędziła za nią. Po kilkunastu minutach bębniła pięścią w drzwi opatrzone serduszkiem i krzyczała
-Laura, pospiesz się! Ja też MUSZĘ…
W salonie kapitan Sparrow umilkł. Zamyślił się i stwierdził, że czuje potrzebę spaceru, takiego uspokajającego, między drzewami, nawet nie w ogrodzie, tylko dalej …
-skarbie, zażyjemy nieco świeżego powietrza – ucieszyła się Klementyna
-nie! – wrzasnął kapitan – posiedź sobie z Benem, moja rybko a ja pospaceruję – Ben! Potrzebna ci ta gazeta? Przeczytałeś ją? Ben kiwnął głową. Nieco zdziwiony.
-to ją sobie wezmę. Też … poczytam, zajmij się moją syrenką – kapitan pomknął w stronę najbliższego zagajnika. Towarzystwo zebrane w salonie znacznie się przerzedziło. Ben zmarszczył czoło. Co się dzieje? Zapytałby Adama, ale on pobiegł do stajni. Po co? Co on ma tam do roboty? Klacze już się źrebiły, źrebaki spore, żaden koń nie choruje … Ben spojrzał na dwóch młodszych synów. Bez zmian. Siedzą. Klementyna też. Trochę zdziwiona, że Jack poszedł na spacer bez niej. Gazetę wziął. Po jaką cholerę … Ben zganił sam siebie za brzydkie słowo … po co wziął starą gazetę. Ta dzisiejsza leży na stole. A może? ... I ten pośpiech Adama? Przecież nie będzie ganiał Jacka po lesie ani podglądał dokąd się udały kobiety. Ben wstał
-pójdę pomóc Adamowi w stajni. Joe, Hoss zajmijcie się naszymi uroczymi gośćmi – polecił
-OK, Pa – grzecznie odpowiedzieli synowie.
Ben wszedł do stajni.
-Adam! Zawołał, ale dość cicho – Adam, co się dzieje?
-nie wiem, Pa – usłyszał zgnębiony głos syna – jakiś czas tu po … posiedzę Pa, muszę – dodał z naciskiem jego najstarszy syn.
-źle się czujesz? Może posłać po dr Martina - przestraszył się Ben
-nie Pa, to tylko … rozstrój żołądka, nagły … nie wiem skąd, pewnie po wypiciu tej kawy …
-ale wszyscy pili i nikt – urwał Ben, bo skojarzył sobie dziwne zachowanie kobiet i Jacka.
-Adam. Laura, Lil i Jack też popędzili w odosobnione miejsca … to dziwne – dodał zamyślony Ben - bardzo dziwne. Nikomu nic nie zaszkodziło tylko tej czwórce
-dwom parom – dodał Adam – byłym parom – sprostował – i jęknął – Pa, zostaw mnie … samego … może przynieś jakąś gazetę … do poczytania …
W salonie, choć towarzystwo znacznie się przerzedziło toczyła się interesująca rozmowa. Klementyna opowiadała o swoim pierwszym mężu, Hoss o zwierzętach, Joe o sąsiadach a Przemusia słuchała z zaciekawieniem. Zaczynała się domyślać, jak podziałał domniemany
„napój miłosny” Tylko szkoda Adama. Przemusia bardzo go polubiła i nie życzyła mu źle. Kapitana również szkoda. Cóż, na wojnie, jak na wojnie. Ofiary muszą być. W końcu im przejdzie. Adam trochę zawinił. Mógł opowiedzieć Agnieszce o tych babach. Przynajmniej siostra nie płakałaby. Chociaż? Trochę kłótni i zazdrości im nie zaszkodzi. Byłoby to bardzo nudne narzeczeństwo. Tak tylko spacerować, patrzeć sobie w oczy i zapewniać o dozgonnej miłości? Tatko do stawu z karpiami zawsze wpuszczał jednego szczupaka, żeby karpie się ruszały. Tak tłumaczył. Jakby nie miały wroga, nie miały przed kim uciekać, to leżałyby w mule i już. Kiedy więcej pływają, to i mięso smaczniejsze a jeden szczupak tak dużo karpi nie zje. Dla nich sporo zostanie i jeszcze się sprzeda. Przemusia snuła filozoficzne rozważania, pozornie bez związku z zaistniałą sytuacją. Agnieszka martwiła się, czy Adam nie wróci do dawnej narzeczonej. Mógłby i Adam być trochę zazdrosny o Agnieszkę – zamyśliła się. Tak, trzeba o tym pomyśleć. Coś zrobić. Ale … może później. Teraz pewnie jest zajęty. Bardzo zajęty. I pewnie będzie zajęty jeszcze przez jakiś czas.

* * *

Obozowisko Cyganów. Wóz Zingary.
-Riko, dlaczego zamieniłeś buteleczki? – spytała bratanka Zingara
-to ciocia zauważyła? – w glosie Riko słychać było podziw.
-nie jestem ślepa. Cyganki nie oszukasz. Dlaczego to zrobiłeś?
-nie lubię ich. Pogardzaja nami a przychodzą tylko wtedy, kiedy potrzebują.
-wiesz, co im dałeś?
- przecież nie truciznę. U cioci ich nie ma.
-krople na … ale teraz mają zabawę ... - Zingara popłakała się ze śmiechu - a faceci, pewnie są "wdzięczni" … Riko zrozumiał, jaki specyfik podrzucił zarozumiałym damom i wraz z ciotką zanosił się ze śmiechu. Tak, napoje są dobre jako lekarstwa a napoje miłosne zbędne, jeśli spotka się prawdziwą miłość. Zingara o tym dobrze wiedziała.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 23:26, 29 Maj 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 1 temat

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:19, 15 Maj 2013    Temat postu: Zagdka Carson City

Ciekawe co Przemusia wymyśli by Adam był zazdrosny o Agnieszkę ?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:20, 15 Maj 2013    Temat postu:

Przemusia jest pomysłowa Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:03, 15 Maj 2013    Temat postu:

Biedny Adam, co on ma z tymi babami? Jak to mówią: "jak nie urok, to sraczka". Znasz takie ludowe powiedzenie? Laughing
Teraz mu się jakaś nagroda należy. Proponuję, żeby się wziął wreszcie za te baby i zrobił tam porządek, jak na chłopa przystało. Ben mógłby mu trochę pomóc, jak na drugiego chłopa przystało.
Czekam, co wymyślisz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:54, 15 Maj 2013    Temat postu:

Znam Smile U nas mówią "jak nie urok, to sr ... ebrne wesele" albo "jak nie urok, to przemarsz wojsk" . Rzucanie uroków już było, sr ... ebrne też, jeszcze pora na wesele Smile Przemarszu wojsk nie przewiduję, chociaż? ...
Za baby pewnie się wezmą i zaprowadzą porządek, kiedy skończą "prasówkę" czyli "czytanie gazet" w ustronnym miejscu ... Smile Adam, kapitan i Ben. Przewiduję dużą złość. Zwłaszcza Adama i Sparrow'a. Mają swoje powody Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 21:39, 15 Maj 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 13:25, 20 Maj 2013    Temat postu:

Ewelina napisał:
Przemusia jest pomysłowa Smile


Czy to jest pociecha, czy ostrzeżenie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:26, 20 Maj 2013    Temat postu:

Rozdział XIV

Adam Cartwright był wściekły. Łaknął zemsty, nie tyle krwawej, co wyrafinowanej. O!Tak! Miarka się przebrała. Do tej pory współczuł Laurze, traktował jej wybryki wyrozumiale, ale ostatnie wypadki obudziły w nim zwierzę. Wściekłe i dyszące chęcią rewanżu. Kiedy wspominał chwile spędzone w stajni, zamiast na rozmowie z Aneshka. Moment, kiedy skończyła mu się gazeta. Pełen wyrzutu wzrok Bessie, klaczy nadzorcy, której wyciągnął ze żłobu resztki pachnącego siana … o! nie! On tego tak nie zostawi. Obie panie go popamiętają. Mógł znieść teksty o powracającym uczuciu, próby szukania u niego pomocy, chętnie pomagał ludziom, więc i Laurę poratowałby, jeśli naprawdę potrzebowałaby pomocy. Ale to, co zrobiła ostatnio wraz z cioteczką Lil, to już nie mieściło się w granicach tolerancji. Jego własnych Adamowych granicach. Kapitan Sparrow też był wściekły i Klementyna … no właśnie Klementyna zmartwiła się, czy hm… pobyt w zagajniku nie zaszkodził Jackowi. A o niego kto się martwił? Przecież nie powie Aneshka, jak podziałały krople zaserwowane przez Laurę i Lil. Ma nadzieję, że i Shemusha też będzie trzymać język za zębami. To mądra dziewczynka i wie, kiedy i co należy powiedzieć. Zdaje się, że uważa go za odpowiedniego kandydata dla siostry – pomyślał z ulgą Adam. Co by było, gdyby mnie nie zaakceptowała? Jest tak sprytna, że … prawie jak ja sprytna … nie wiem, czy bym zdobył wzajemność Aneshka? No może zdobyłbym, ale z jakim trudem! Tak! Trzeba z tym zrobić porządek. Na Pa nie może liczyć. On nie bardzo umiał postępować z kobietami. Miał miękkie, litościwe serce. Cóż, to nie Pa spędził sporo czasu w stajni, tłumacząc Bessie, że odda jej to zabrane siano i jeszcze dołoży sporo owsa. Co można zrobić z Laurą i Lil? – zastanowił się Adam. Jeśli uparły się, żeby wrócił do Laury, to tak łatwo nie odpuszczą. Co jeszcze może przyjść im do głowy? Nie będzie ryzykował. Zwłaszcza, że Laura już otrzymala rozwód. Była wolna i zdeterminowana. O nie! On się już nie da nabrac na jej wzdychania! Za bardzo mu zależy na Aneshka.
Do roboty Cartwright - zaapelował sam do siebie i rozpoczął, to, co uważał za najlepsze w tej sytuacji. Po napisaniu listu, zaadresowaniu koperty i zaklejeniu jej, przeciągnął się z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Może telegram byłby szybszy? – zastanowił się. Nie! Pony Express będzie dostatecznie szybki. Zemsta najlepiej smakuje na zimno – przypomniał sobie powiedzenie jakiejś postaci historycznej. Tak. To będzie TO! Trochę zrobiło mu się żal Laury, w końcu ją też dosięgło działanie „miłosnego eliksiru”, Lil również cierpiała … no tak, w końcu to kobiety … ale to ON siedział jak idiota obok koni i wybierał im siano ze żłobów. Poczuł dreszcz zgrozy na wspomnienie tych chwil, zdziwionych, oburzonych, rozżalonych spojrzeń obrabowywanych z pożywienia koników. Nie! Żadnej litości! Porządek musi być. Już on tego dopilnuje. Wziął zaadresowaną kopertę i poszedł nadać ją w Wirginia City. Wychodząc spotkał Laurę i ciotkę Lil. Ukłonił się grzecznie, nawet zdobył na lekki uśmiech. Odpowiedziały skinieniem głowy. Padło pytanie
-Adam, gdzie jedziesz?
-mam sprawy do załatwienia – grzecznie odpowiedział , wsiadł na Sporta i ruszył. Ben, który był świadkiem tej krótkiej wymiany zdań zaniepokoił się. Znał Adama i przeczuwał, że jego najstarszy syn właśnie przystąpił do zaprowadzania porządku, czyli do utemperowania działalności obu pań. Oby nie przesadził, tak jak swego czasu z Margaritą! W końcu przełożyć gościa przez kolano, to jednak … no, jest to nietakt towarzyski, zwłaszcza jeśli gość jest młodą kobietą. No cóż, nieznośną kobietą, westchnął Ben, wspomniawszy „wyczyny” Margarity.

* * *

W Wirginia City załatwił wszystko, co miał zaplanowane, więc mógł jechać do Carson City.
Ciekawe, co słychać u Aneshka. Nie widział jej dwa dni. Dojeżdżał już do zabudowań miasteczka. Minął placyk … a cóż to?! Laura i Lil. Widocznie zaraz po jego wyjeździe wzięły powóz i przyjechały do Carson powęszyć, co by tu jeszcze popsuć w jego, Adamowym życiu.
- O! Adam! Co ty tu robisz? – zdziwienie Laury było mistrzowskie.
-mam sprawy do załatwienia i spotkanie – starał się bardzo, żeby odpowiedź wypadła w miarę uprzejmie. Te … harpie były w towarzystwie jakiejś kobiety. No tak, Lil wspominała, że ma tam przyjaciółkę, kuzynkę … nieważne, żeby tylko nie narobiły kłopotu Aneshka. Zobaczył zbliżającą się dziewczynę. Uśmiechnął się. Nareszcie jakieś miłe chwile … ale cóż to !!! Aneshka rzuca się na szyję młodemu facetowi! On całuje ją, obejmuje, podnosi go góry, okręca się z nią niczym szaleńczym radosnym tańcu. Ona go też objęła! Śmieje się wesoło. No! Teraz to on doskonale wie, komu da w mordę! Ma kandydata! Jednego, ale pewnego!
-Adam, te cudzoziemki takie są, dzisiaj ten, jutro inny, nie przejmuj się – usłyszał współczujący głos Laury. Dostrzegł także triumfujące spojrzenie Lil – typu „a nie mówiłam?”
-Adam! Tak mi ciebie szkoda - kontynuowała Laura
-a mówiłam, żeby uważać z tymi cudzoziemcami – Lil dolewała oliwy do ognia. Na próżno. Adam nie słuchał ich. Uwiązał Sporta do najbliższej poprzeczki i ruszył. Powoli. Spokojnie, zdecydowany walczyć o dziewczynę. Tej nie pozwoli sobie odebrać. Usłyszał za sobą kroki. Obejrzał się. No tak Shemusha. Jak zwykle. Ciekawe, co wymyśli. Czy będzie usiłowała wytłumaczyć siostrę?
-Adam – pisnęła lekko zadyszana Przemusia – Adam, widzisz, jak Agnieszka się cieszy?
-widzę – wycedził zimno Adam
-to dobrze, że widzisz. Co im kupicie jako prezent ślubny – zapytała Przemusia. Adama zatkało na taką bezczelność. ON ma kupować Aneshka i temu facetowi prezent ślubny!!!
Owszem, podaruje Aneshka naszyjnik z zębów tego elegancika. A z jego resztek … tu Adam delektował się swoimi planami dotyczącymi przyszłości faceta, który usiłował uwieść mu Aneshka …
-PREZENT ŚLUBNY? – Adam przystanął i popatrzył się na Przemusię. Może najpierw przyłożyć tej smarkatej? Przez kolano, i kilka mocnych klapsów … dobrze jej to zrobi
-przecież mówię, prezent ślubny! Janek chce was zaprosić na swoje wesele. Będziecie świadkami … o ile się zgodzisz – niepewnie dodała, widząc jego rozwścieczoną minę.
-JEGO wesele? Co to ma znaczyć? Więc on … to on … kim on jest? – wrzasnął Adam
-Janek, nasz daleki kuzyn. Jego rodzice zginęli i wychowywał się razem z nami. Jest starszy od nas. Parę lat. Skończył szkołę techniczną i pracuje na kolei. Żeni się z Melissą, córką swojego szefa – wyjaśniała Przemusia, która już odzyskała równy oddech.
-a! No tak – uspokoił się Adam. Laura i Lil ruszyły w jego stronę. Zapewne z chęcią pocieszania go. Złapał Przemusię za rękę i szybko ruszył w stronę domniemanych Julii i Romea.
-Janek, to jest Adam, mój narzeczony – roześmiana Agnieszka przedstawiła Adama – a to Janek, prawie brat, wychowywał się razem z nami - Janek, tak się cieszę? Na pewno będziecie szczęśliwi. Melissa jest taka sympatyczna i śliczna - dodała
-mam nadzieję, że będziecie świadkami na naszym weselu – uśmiechnął się Janek. Wizja ofiarowanego Aneshka naszyjnika z jego zębów ulotniła się. Zagrożenie szczęścia okazało się … no właśnie? Czym się okazało?
-Aneshka, to będziemy świadkami? – podstępnie zapytał
-chciałabym, a ty nie chcesz? – zmartwiła się
-dobrze, ale pod warunkiem, ze następne wesele będzie nasze – roześmiał się Adam – wtedy chętnie zostanę świadkiem. Razem z Aneshka przyjdziemy. Ale niedługo i my wyprawimy taką uroczystość.
- może w przyszłym miesiącu – usłyszał z tyłu głos Przemusi. Kiedyś smarkata oberwie. Ale dobrze myśli – przyznał jej rację.
-za dwa tygodnie – zdecydował.
-tak prędko – zdziwiła się Agnieszka.
-mnie się wydaje, że to bardzo długi termin – zdziwił się Adam.
-nie chodzi o to, tylko, nie zdążę wszystkiego przygotować, suknia, welon, wyprawa ślubna … - wyliczała rzeczy niezbędne jej zdaniem każdej pannie młodej.
-wystarczy suknia, buty i welon – nieco nielogicznie podsumował jej potrzeby Adam. Resztę się kupi później. Może w San Francisco – obiecał
-pewnie, Agniecha, Adam ma rację. Wzięlibyście ślub zaraz po ślubie Janka, albo jeszcze lepiej razem z Jankiem i Melissą – podsunęła kolejny pomysł Przemusia.
-cicho smarkata! … chociaż, dwa śluby w jeden dzień – zastanowił się Adam, uśmiechnął się - to bardzo dobry pomysł, co ty na to? Aneshka?
-OK- odparła jak przystało na przyszłą żonę Jankesa Agnieszka – Przemusia czasem miewa dobre pomysły.
Laura i Lil zdążyły dojść do roześmianej i rozgadanej grupki.
-Adam, chyba jej nie wierzysz. Przecież widziałeś na własne oczy, co ona robiła z tym młodzieńcem – Lil umiejętnie usiłowała wzbudzić złość i zazdrość w Adamie. To jej siostrzenica ma dostać Adama, nie ta cudzoziemska wywłoka. Ona Lil tego dopilnuje.
-nie Lil, mam swoje zdanie i przy nim pozostanę – żegnam – dotknął kapelusza i ruszył z Agnieszką i Przemusią w stronę ich domku.
-ciekawe, co ona robi, żeby go utrzymać? – zastanawiała się Lil
-to jakieś cudzoziemskie czary, tajemnica - odparła Laura
-trzeba coś zrobić
-już próbowałyśmy. To na pewno jakaś cudzoziemska tajemnica. Tak opętać faceta – ubolewała Laura – a tak zapewniał, ze mnie kocha, że zawsze będzie kochał – dodała z goryczą
-a tu taka … i po obietnicach i zapewnieniach – wtórowała jej Lil – może spróbujemy jeszcze z tą szamanką, albo Irlandką – obiecała.

* * *

Do Ponderosy przybył kapitan Samuel Bolton. Stary znajomy Adama. Obecnie stacjonujący w forcie Laramie. Wysoki, przystojny mężczyzna o donośnym, przywykłym do wydawania rozkazów głosie.
-ciociu, jaki on męski, przystojny – westchnęła Laura – lepiej się prezentuje od Adama … i Willa – dodała
-Laura, uważaj na mężczyzn. Już raz się … co ja mówię! Co najmniej dwa razy źle wybrałaś! Jeśli nie więcej! – ostrzegła ją ciocia Lil - ale rzeczywiście bardzo przystojny. Wojskowy. Będzie miał emeryturę. Wdowa po nim też – dodała zamyślona – to nie jest taki głupi pomysł – podsumowała wysiłki Laury.
-ciekawe, czy ma żonę – zastanowiła się Laura
-podpytam Adama – obiecała Lil.
Adam uśmiechnął się pod nosem. Przynęta chwyciła! Teraz może spokojnie zostawić sprawy własnemu biegowi. Pasują do siebie … jak to określił kapitan Sparrow? Jak osełka do noża, jak bułeczka do masła – uśmiechnął się powtórnie. Tak. Dokładnie o to mu chodziło.
-może przejdziemy się po ogrodzie? Kapitanie Bolter – zaproponowala Laura
-z przyjemnością – odparł kapitan Bolter i rycersko ofiarował jej ramię. Silne, męskie ramię na którym tak chętnie wspierają się słabe niewiasty.
-Oooo! Kapitanie, Oooo! Sam, jak ty interesująco opowiadasz – dochodziły z oddali słowa Laury. Słowa pełne zachwytu nad opowieściami kapitana o walkach z Indianami, oraz o życiu na pograniczu. Ben przysunął się do Adama
-po co go tu ściągnąłeś? – zapytał
-ależ Pa, miałem na uwadze szczęście Laury. Wydaje mi się, że tych dwoje to bratnie dusze, stworzone dla siebie – wyjaśnił Adam
-hmmm! – mruknął Ben z niedowierzaniem.

* * *

Za tydzień odbyły się trzy śluby. Armia jak widać rekrutowała oficerów energicznych, zdecydowanych i wiedzących, czego pragną i o co warto walczyć. Trzy szczęśliwe pary wracały od ołtarza. Jedynie Przemusia ze zmarszczonym czołem zastanawiała się nad ślubem Laury. Ciekawe, co Adam wymyślił? Jest prawie tak sprytny jak ona, Przemusia. No i ma bardzo przystojnego brata. Ciekawe, czy Joe będzie jeszcze do wzięcia, kiedy ona Przemusia dorośnie? W Ponderosie, bo tam urządzono owe potrójne wesele, było gwarno i radośnie. Adam co chwilę popatrywał na swoją żonę, Ben co chwilę popatrywał na Adama i jego żonę i cieszył się z ich szczęścia, również Hoss i Joe co chwilę popatrywali, to na Adama z żoną, to na równie szczęśliwego Pa. Lil z zadowoleniem obrzucała wzrokiem uśmiechniętą Laurę. Tak, jej siostrzenica pięknie wygląda. Szkoda, że Peggy nie ma z nimi, ale napisała, że chce zostać na razie u tych krewnych. Widocznie dobrze jej tam. Nawet lepiej. Laura będzie miała swój miesiąc miodowy. Potem urządzi sobie gniazdko z tym przystojnym kapitanem. Nawet lepiej się stało. Cóż Adam? Przystojny, bogaty, dobra partia, ale – Laura już raz mu dała kosza, właściwie nie kochała go. Taki kapitan to zupełnie co innego. Zabójczo wygląda w tym mundurze. Prawdziwy mężczyzna. Przystojny, opiekuńczy. Może po skończeniu służby wojskowej zajmie się polityką. Laura będzie żoną senatora albo i gubernatora - marzyła Lil. Siostrzenica dobrze trafiła. Samuel Bolter ma same zalety!
Janek z Melissą również byli szczęśliwi. Ojciec Melissy przestał narzekać, że jedynaczka wychodzi za obcego. Chłopak pracowity, przystojny, wykształcony, posadę ma na kolei. Zarabia nieźle, no i takie znajomości!
Ben dał znak, że chce wygłosić toast. Za zdrowie państwa młodych. Przy okazji kolejny raz życzył im szczęścia. Małżonkowie i goście zajęli się jedzeniem. Hop Sing jak zwykle wykazał się mistrzostwem kulinarnym. Było raczej cichutko, dochodziły jedynie odgłosy jedzenia, przyciszone, bo każdy jednak starał się zachować kulturalnie. Po zaspokojeniu apetytu, przy stole rozluźniła się atmosfera. Zaczęto rozmawiać. Grupa Polaków nuciła weselne przyśpiewki … przyprawiające Agnieszkę o rumieńce. Adam usiłował dowiedzieć się, o czym śpiewają, lecz spotkał się ze zdecydowaną odmową tłumaczenia. Cóż, musi się sam domyślić. Może trochę nauczy się polskiego. Ciekawe jak tam Laura? Rozmowy stawały się coraz swobodniejsze, głośniejsze. Spełniano kolejne toasty, żartowano. Adam zaczął nasłuchiwać. Właśnie Joe opowiedział Bolterowi jakiś dowcip. Zdaniem Joe znakomity. Dowcip istotnie był świetny, bo bardzo rozbawił kapitana. Zaczął się śmiać. Przy stołach zapadła cisza. Słychać było jedynie śmiech kapitana Boltera! Donośny, lekko huczący, brzmiał mniej więcej jak głos gęsi ostrzegających przed najazdem, skrzyżowany z rykiem niezadowolonego osła, cierpiącego na chroniczną czkawkę, wzbogacony o elementy wycia rozbawionej hieny.
-dobre! Dobre! – pokrzykiwał Bolter – w życiu tak się nie uśmiałem. Przemusia spojrzała na Adama. Lekko się uśmiechnęła. Kącikiem ust. Adam mrugnął do niej jednym okiem. Tak, smarkata go przejrzała. Spojrzeli na czerwoną ze wstydu Laurę, pragnącą zapaść się pod ziemię. Oczy gości weselnych spoczywały na tej właśnie parze. Zapewne oczekując dalszego wybuchu wesołości żołnierza. Adam z zadowoleniem wysączył kieliszek swego ulubionego trunku, popatrując z satysfakcją to na Laurę, to na Lil. Wściekłe, purpurowe ze złości i wstydu. Tak! Właśnie „odpracował” część owych „czarownych” chwil, jakie spędził wtedy w stajni. Chwil, jakie zawdzięczał Laurze, no i Lil. Żałował, że Bessie nie może zobaczyć miny tej kobiety, przez którą została pozbawiona sianka. No ale Bessie była tylko biedną, głodną klaczką – rozczulił się Adam, który wypił już kilka kieliszków. Jednak to było jego wesele. Uroczystość, na którą długo czekał i on i jego rodzina. Właściwie, to nie skrzywdził Laury. Samuel był porządnym facetem, odpowiedzialnym, na pewno zaopiekuje się Laurą i jej córką oraz ciotką. Samuel był też żołnierzem, przywykłym do wydawania rozkazów i na pewno świetnie sobie z nimi poradzi – uśmiechnął się Adam, wiedzący o jeszcze jednym przyzwyczajeniu kapitana. Przyzwyczajeniu, z którego Laura na pewno nie będzie zadowolona. Joe miał lekko przerażoną minę.
-Pa, Adam, nie wiedziałem, że on tak się śmieje … no, trochę inaczej – tłumaczył się Joe.
-JA wiedziałem – krótko wyjaśnił Adam
-Adam … ty? … no wiesz … - Benowi zabrakło słów. Tak, ten syn był bardzo sprytny.
-ależ Pa, ja jej nie swatałem z Bolterem. Przecież nic się nie stało. Sam jest miłym facetem. Laura będzie miała oparcie, silną, męską rękę, a o to jej chodziło. I wszyscy są szczęśliwi. Nieprawdaż? – zapytał retorycznie, bo kto by mu zaprzeczył? Wesele trwało do samego rana. Na drugi dzień, zgodnie z polskim obyczajem były poprawiny. Znów ktoś opowiedział dowcip kapitanowi, co przyprawiło Laurę niemal o atak histerii. Dopadła Adama w momencie kiedy Agnieszka wyszła, aby pokazać Melissie prezenty.
-Adam! – krzyknęła Laura
-tak? –odpowiedział Adam
-Adam! Dlaczego mnie nie ostrzegłeś?
-przed czym?
-ten śmiech …
-Laura, nie powiesz chyba, że ci taki drobiazg przeszkadza! Ja nie zmuszałem cię do ślubu. On też. To twój wybór – spokojnie stwierdził Adam.
-ale ten śmiech! Wszyscy się patrzą – jęknęła Laura.
-i co z tego?
-aaaa! – wrzasnęła Laura i popędziła wściekła poskarżyć się cioci.
Po weselu wszyscy rozjechali się do domów. Agnieszka z Adamem pojechali do San Francisco aby tam spędzić miesiąc miodowy. Janek i Melissa pojechali do Baltimore. Tam rodzina Melissy miała niewielki, ale wygodny domek a Laura i Sam do Laramie. Tam stacjonował oddział którym dowodził. Sam wychwalał piękno tamtych okolic. Laura słuchała tych zachwytów z nieco skwaszoną miną, bo ona wolałaby duże miasto, sklepy, stroje, powóz i inne atrakcje dostępne w większych miejscowościach.
Po dwóch tygodniach Lil otrzymała list od Laury. Czytając go zagryzała usta. Była wściekła. Kiedy skończyła go czytać, przyjechała jej przyjaciółka z Carson City.
-co słychać u Laury? – zapytała
-chyba nie ma szczęścia do mężczyzn, Ten jej kapitan grywa na trąbce. Takiej wojskowej. Sygnał taki jak do ataku. Wiesz, ten zwiastujący przybycie kawalerii na odsiecz …
-no to co?
On to robi w nocy! Wiesz, przed czym – chrząknęła znacząco Lil.
-oooo!
-cały fort wie, co robili i czy robili … coś. Laura jest wściekła!
-oooo! A bije ją, gra w karty?
-nie, nie gra w karty, nie pije, tylko ta cholerna trąbka i śmiech – obiektywnie podsumowała działalność kapitana Lil
-to nie najgorzej. Pomyśl, co by ci napisała, jakby miał zwyczajny śmiech i nie grał w nocy na trąbce a przegrywał forsę w pokera albo przepijał w saloonie. Może i wydawał na … no, na „takie” kobiety – szepnęła przyjaciółka.
-najlepiej byłoby, żeby normalnie się śmiał, nie grał na trąbce, nie przepijał pieniędzy, nie przegrywał w pokera i nie wydawał na „takie” kobiety – zimno oznajmiła Lil
-ale Laura miała takiego mężczyznę a wolała innego – przypomniała przyjaciółka
-no tak – westchnęła Lil – cóż, stało się. Musi się przyzwyczaić. Taka okazja może się już Laurze nie trafić. Zaraz do niej napiszę.

* * *

Ponderosa. Rok później. W domu Cartwrightów panika. Wszyscy czekają na dr Martina. Ben wysłał kolejnego kowboja po doktora. Aneshka rodzi. Pierwszego wnuka! Albo wnuczkę – zastanowił się Ben. I to w Ponderosie! Przecież z pieniędzmi, jakie Aneshka odziedziczyła, mogliby zamieszkać w każdym miejscu a Ameryce. Mogli kupić wielki dom. Nawet w Nowym Jorku, San Francisco lub Nowym Orleanie. Dużo tego było. A dziewczyna wybrała Ponderosę. Uśmiechnął się. Pasuje do rodziny. I jej rodzeństwo też. Miłe dzieciaki. I widać, że kochają się z Adamem. Znalazł bardzo dobrą żonę. Spojrzał na przerażonego syna. Adam cierpiał tak samo jak Aneshka. No, prawie tak samo. Pamiętał, o matce zmarłej zaraz po jego urodzeniu. Jego chłopiec miotał się po salonie, chodził od jednej ściany, do drugiej. Przerażony, zdenerwowany. Hoss, weź Adama na spacer – zarządził Ben. Ja się też z wami przejdę – albo, ty zostań, jakby doktor nie zdążył dojechać, a ja pospaceruję sobie z Adamem. Uspokoimy się.
-jestem spokojny – wrzasnął Adam – bardzo spokojny - gdzie ten konował?!!! Z góry dochodziły krzyki Agnieszki. Hoss popędził po schodach. Jedna z żon robotników poszła, aby mu pomóc. Hoss jako jedyny z rodziny potrafił przyjąć poród! Oczywiście prosty poród, w którym nie wystąpiły komplikacje. A tego się najbardziej obawiał Adam. Ben również. Trzęsącymi się rekami nalał brandy z karafki do dwóch szklaneczek. Obaj patrzyli w górę. Joe siedział na fotelu i starał się nie okazywać zdenerwowania. Ale i on w głębi duszy był przerażony. Lubił Aneshka i nie chciałby, żeby jej się stało coś złego. A ona tak krzyczy. Tak głośno krzyczy. Tylko Przemusia zachowywała spokój. Zastanawiała się, jak to się dzieje, że niby tacy twardziele, nie lękający się niczego i nikogo, w takich chwilach zachowują się jak dzieci. Ręce im się trzęsą. Chodzą nerwowo po pokoju, podskakują za każdym razem, kiedy Agniecha wrzaśnie. Faceci – pomyślała z lekkim lekceważeniem. Chociaż, to pewnie dobrze, że Adam tak się o Agnieszkę martwi. To dobrze wróży na przyszłość. Doszła do wniosku, że dobrze zrobiła, nie mówiąc mu o pewnej rodzinnej przypadłości. Bardzo częstej w rodzinie matki Agnieszki. Po co biedaka denerwować. Już i tak ledwie żyje. No! Wrzaski umilkły. Po jakimś czasie trzasnęły drzwi. Adam nerwowo podskoczył. Ben również. Po schodach schodził Hoss z maleńkim zawiniątkiem w ramionach. Widząc pytające spojrzenia uśmiechnął się i oznajmił
-syn!
-syn Adama. Pierwszy wnuk – wyszeptał Ben.
-no bracie, spisałeś się, usiądź – poprosił Hoss – mamy pewne problemy – oświadczył oniemiałemu Adamowi
-Aneshka!!!
-nie, Aneshka dobrze się czuje, ale … - Hoss wcisnął zawiniątko Adamowi i poszedł na górę, poleciwszy bratu uważnie trzymać dziecko. Ben z synem przypatrywali się z zachwytem czerwonej, malutkiej buzi.
-śliczny – wyszeptał Ben
-mój syn – równie cicho powiedział wzruszony Adam – ale co z Aneshka? Jakie problemy? Pa, co robić?
-nie wiem, Adam – cicho odpowiedział Ben - będzie dobrze, zobaczysz, będzie dobrze – zapewnił równie przestraszony Pa. Przemusia zerknęła na dzidziusia. Wyraziła stosowny zachwyt i spojrzała wyczekująco na górę. Ciekawa była, czy sprawdziły się jej przypuszczenia. Na górze trzasnęły drzwi. Po schodach schodził uśmiechnięty Hoss z zawiniątkiem w ramionach. Adam, który już miał wstać, usiadł.
-syn numer dwa – oznajmił Hoss
-bliźniaki – radośnie stwierdził Ben – bliźniaki! Adam! Słyszysz? Masz bliźniaki! – szalał szczęśliwy Ben – bliźniaki w Ponderosie! Tego jeszcze nie było! Adam! Dwóch chłopców od razu! Trzeba kupić dwa kucyki, na pewno będą jeździć, … - Ben snuł plany dotyczące przyszłości wnuków.
-no tak, a my zrobiliśmy tylko jedną kołyskę – zmartwił się Joe. Idę zrobić drugą – obiecał.
-poczekaj, naciesz się bratankami – studził jego zapał Hoss – Adam, ty jesteś jakiś blady. Lepiej daj dziecko Pa lub Joe, a sam posiedź. Drugiego niech weźmie Przemusia. Ona się nieźle trzyma – poradził domowy akuszer. Przemusia pokiwała głową. Ciekawe, czy się spełni ?...
-Na górze ponownie trzasnęły drzwi.
-Hoss, kiedy będę mógł zobaczyć Aneshka? – spytał Adam
-za chwilę, niech odpocznie. Zrobiła kawał dobrej roboty- pochwalił bratową Hoss schodzący po schodach z białym zawiniątkiem w ramionach.
-a to co? – zdziwił się Adam
-a to jest braciszku, twoja córka numer jeden – zażartował Hoss, wręczając bratu kolejne zawiniątko.
-jaka córka? Czyja córka? Skąd się wzięła? To moja … ? – Adam był w szoku. Z zawiniątka wyglądała maleńka buzia. Na czoło był zaczesany ciemny loczek. Maleńkie usteczka otworzyły się szeroko. Ziewnęła.
-ziewa – szeptem oznajmił Adam z zachwytem wpatrując się w trzymaną o objęciach kruszynę. Śliczna – potwierdził, to, z czym się wszyscy zgadzali.
-czy to znaczy, że Adam ma trojaczki?!!! – upewniał się równie zszokowany Ben
-Pa, przecież umiesz liczyć do trzech – zgorszył się Hoss
-Hoss, jesteś pewny, że to już wszystkie dzieci? – zapytał przejęty rolą odpowiedzialnego stryjka Joe
-Joe!!!
-no dobrze, dobrze, idę zrobić jeszcze dwie kołyski – oświadczył Joe – jesteś pewien, że wystarczy? – zapytał się i błyskawicznie zniknął, przezornie unikając gniewu Pa i brata. Oni traktowali bardzo poważnie przyszłych dziedziców Ponderosy.
-Adam, jesteś poważnym człowiekiem. Masz ziemię. Troje dzieci. Mnie to zajęło dwanaście lat – zażartował Ben i otarł łzy, szczęścia. Ben nie pamiętał, kiedy ostatnio był tak wzruszony. Tyle czasu marzył choćby o jednym wnuku a tu taka niespodzianka! Dwóch chłopaków jak dęby i śliczna dziewczynka.
-w rodzinie mamy Agnieszki często trafiały się trojaczki – poinformowała ich Przemusia
-to dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? – zapytał się Adam
-a po co? jak by było jedno, to byś się rozczarował, a tak, to masz miłą niespodziankę – odparła rezolutnie dziewczynka.
-smarkata, ja cię kiedyś … wściekły Adam spojrzał na Przemusię i zaczął się śmiać – a niech ci będzie. Ale musisz być poważniejsza. Jesteś ciocią! – przypomniał jej.
Przyjechał doktor Martin. Pogratulował szczęśliwemu tatusiowi, szczęśliwemu dziadkowi i nie mniej szczęśliwym stryjkom i poszedł na górę, aby zbadać Agnieszkę.
-wszystko w porządku. Możesz iść do żony. Chyba masz za co dziękować – zażartował – Ben, jak tak dalej pójdzie, to będziesz musiał dokupić ziemię, ciasno wam będzie w Ponderosie.
Adam usiadł przy łóżku Agnieszki.
-nie jesteś zły? – troje dzieci od razu? – zapytała – i rodzina pewnie się zastanawia, jak my sobie damy z nimi radę
-o to się nie martw – uspokoił ją –Pa jest zachwycony wnukami, stryjkowie też. Już się kłócą, który z nich będzie ich prowadzał na spacery
-to dobrze. Przemusia na pewno też pomoże. Ona jest taka rozsądna. Potrafi dobrze zorganizować pracę – pochwaliła siostrę
-o! tak … powiedział Adam i urwał, bo cóż, właściwie musiałby przyznać, że Przemusia zwykle miewała rację, czego raczej nie lubił.
-chyba martwisz się, ze trójka dzieci będzie głośno płakać w nocy?
-nie. Jestem bardzo szczęśliwy. Potrójnie. Tyle czasu czekałem, tyle czasu, szukałem takiej kobiety jak ty i … znalazłem. I szczęście i kobietę i dzieci. Jak dobrze, ze wtedy, tamtego wieczoru byłem w Carson City. Ja tam bardzo rzadko jeździłem.
-no właśnie, cały czas gnębi mnie pytanie, skąd się wtedy wziąłeś, dlaczego akurat wtedy, kiedy byłeś mi tak potrzebny? Akurat wtedy…
-to chyba zostanie na zawsze zagadką Carson City – roześmiał się Adam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 12:21, 02 Cze 2013, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 1 temat

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:31, 20 Maj 2013    Temat postu: Zagadka Carson City

I wszystko dobrze się skończyło.
Trojaczki -no nieźle.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:32, 20 Maj 2013    Temat postu:

Dogonił tatusia i nadrobił zaległości Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Eweliny Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 7 z 10

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin