Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Marzenia i rzeczywistość
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12 ... 47, 48, 49  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:15, 04 Maj 2015    Temat postu:

Super! Rolling Eyes w obu kwestiach Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 22:26, 08 Maj 2015    Temat postu:

Cytat:
Przy filarze stał wysoki mężczyzna w czarnej, skórzanej kamizelce. Do jego szarej koszuli była przypięta błyszcząca gwiazda stróża prawa. Nieznajomy zatrzymał wóz i przyjrzał się szeryfowi. Dan Stevenson również wpatrywał się w mężczyznę. Kogoś mu przypominał, choć wiedział, że z całą pewnością go nie zna. Jego ubiór sprawił, że w ułamku sekundy wróciła do niego sprawa sprzed niespełna roku – wciąż nierozwiązana.

Dan, zawsze czujny…albo ma przeczucie
Cytat:
Jest pan szeryfem w tym mieście? – zapytał nieznajomy, chcąc w jakiś sposób zacząć rozmowę.

Początki zawsze są najgorsze…
Cytat:
Dłużej nie mógł już zwlekać, choć wiedział, że za chwilę będzie musiał oznajmić temu człowiekowi przykrą nowinę.
- Powiedział pan, że szuka syna – przypomniał rzeczowym tonem.
- Tak, mój syn Thomas w sierpniu ubiegłego roku wyruszył w te strony w celu zakupienia ziemi na niewielką farmę – wyjaśnił pan Prachett. – Miał zgłosić się do Bena Cartwrighta.

Dan trochę szybki jest, denat nie musi być koniecznie synem.
Cytat:
Thomas wziął pieniądze i wyruszył do Ponderosy. To daleka droga. Wiedziałem, że nie wróci po mnie wcześniej jak za jakieś trzy miesiące – wyznał pan Prachett. – Czekałem cztery. Nie miałem od niego żadnych wieści. Postanowiłem wyruszyć na poszukiwania. Gdy wyszedłem ze sklepu z prowiantem na drogę, trafiłem na uliczną bójkę stałych bywalców saloonu. Ktoś mnie popchnął i wpadłem pod jadący dyliżans – mężczyzna skrzywił się boleśnie. – Nie będę pana zanudzał szczegółami. Dopiero niedawno stanąłem na nogi. Jestem w drodze od sześciu tygodni. Wiem, że mój syn dotarł do Nevady

Choć niestety, wszystko na razie na to wskazuje
Cytat:
Sporą – mężczyzna podrapał się po głowie. – Oprócz pieniędzy od Nelsona dałem mu też oszczędności. Miało starczyć na ziemię, inwentarz i budowę skromnego domu.

Niebezpiecznie jest podróżować samemu, za towarzystwo mając jedynie pieniądze
Cytat:
Nie udało mi się ustalić sprawcy – Dan wykrztusił te słowa niemal ze wstydem, ta nierozwiązana sprawa była plamą na jego honorze.
- Więc winny uniknie kary? – głos pana Prachetta załamał się.

Biedak, musiał to usłyszeć Sad
Cytat:
Nie. Chcę być sam … Proszę mi tylko wskazać kierunek.
Szeryf odprowadzał wzrokiem niknącą w oddali postać starszego mężczyzny, któremu wiadomość o śmierci syna dodała lat i w zauważalny sposób przygarbiła sylwetkę.

Nie tak chciał on rozpoczynać nowe życie
Cytat:
Czekam z zapartym tchem – Adam rozsiadł się wygodnie na krześle.
- Zbyt długie wstrzymywanie oddechu może spowodować, że się udusisz – Dan nie mógł się powstrzymać przed uszczypliwą uwagą. –

Panowie przerzucają się ripostami Rolling Eyes
Cytat:
Trzymasz go w celi? – Adam uniósł wysoko brwi.
- U mnie w domu – dopowiedział, a widząc zdumienie na twarzy przyjaciela, nieznacznie wzruszył ramionami.

Dan chyba nie jest szczególnie gościnnym człowiekiem, sądząc z reakcji Adama
Cytat:
Kto jesienią ubiegłego roku nagle się wzbogacił? – Adam zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć wydarzenia sprzed kilkunastu miesięcy.

Właściwy i szybki wniosek
Cytat:
To byłoby zbyt proste – zaoponował Adam, ale jakoś tak bez przekonania.
- Niekoniecznie – szeryf zamyślił się na chwilę. – Trzeba to jakoś dyskretnie sprawdzić. Będę musiał pojechać do Sacramento.
- Wyślij Joe – zaproponował Adam. – W końcu to twój zastępca, niech się na coś przyda.

Adam chyba woli mieć pod ręką szeryfa niż brata Twisted Evil
Cytat:
Czy w twojej wypowiedzi kryje się jakieś drugie dno? – Dan nie dawał za wygraną.
- Moja wypowiedź tym razem jest płaska jak naleśnik – Adam wstał z krzesła.

Płaska jak płaska. Dwa naleśniki złożone razem dalej są płaskie.
Cytat:
Zrezygnowała i już miała zejść na ulicę, gdy zobaczyła, że z saloonu wychodzi Maribel w towarzystwie jakiegoś kowboja z sumiastym wąsem. Nanette zatrzymała się, nie odrywając oczu od pary, która w ogóle nie zwróciła na nią uwagi. Zmierzali w kierunku pięterka, na którym Maribel wynajmował pokój. Nanette zdała sobie sprawę, że wstrzymuje oddech, więc głośno wypuściła powietrze. Musiała przyznać, że czarnowłosa panienka nie robiła jej żadnych afrontów, ale sama jej obecność w tym mieście powodowała, że nie mogła zapomnieć o zdradzie męża. Każde przypadkowe spotkanie z tą kobietą sprawiało, że traciła humor na resztę dnia.

Nanette dalej to gryzie… i chyba długo nie przestanie.
Cytat:
Jego przybycie szybko zakończyło sprawę. Gość bez szemrania zapłacił i udał się na stację dyliżansów.
Zadowolony Dan wszedł do domu, zdjął kapelusz i usłyszał śmiech Marii. Zajrzał do kuchni. Dziewczynka siedziała przy stole między matką, a panem Prachettem, który obierał jabłka. Elizabeth kroiła je na drobniutkie kawałki.

Dziewczynka jest widać bardzo zadowolona Smile
Cytat:
Córeczko, pan Prachett nie jest dziadkiem – upomniała Marię odrobinę skrępowana Elizabeth, która obawiała się, że słowa dziecka mogą sprawić przykrość ich gościowi.
- Mam siwe włosy i sporo lat na karku – powiedział pogodnie mężczyzna. – Dziadek ze mnie jak się patrzy.

Pan Prachett widać nie jest skrępowany
Cytat:
Robimy dżem na zimę.
- Widzę – uśmiechnął się Dan, z uwagą obserwując pana Prachetta, który kończył obierać jabłko.

Ponderosa widać znowu obrodziła w jabłka Very Happy Korzystają wszyscy…
Cytat:
Moje panie mają nareszcie towarzystwo i jak widzę, dobrze się bawią.
Zanim pan Prachett zdążył odpowiedzieć, do kuchni wbiegła Maria.
- Dziadku, jeszcze raz – poprosiła z twarzyczką jaśniejącą szczęściem.

Maria od razu polubiła nieznajomego Smile Nic dziwnego, skoro potrafi takie cuda Smile
Mada, ciekawy odcinek, z bardzo miłym zakończeniem Smile Dan powoli zbliża się do rozwiązania zagadki, życie w Wirginia City kwitnie i toczy się własnym trybem. Czekam na ciąg dalszy Wink
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:28, 09 Maj 2015    Temat postu:

senszen napisał:
Dan trochę szybki jest, (...)

A to akurat - nie ulega wątpliwości. Laughing

senszen napisał:
Czekam na ciąg dalszy Wink

To dobrze, bo niedługo będzie.

Senszen, dziękuję za sympatyczny komentarz. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:56, 10 Maj 2015    Temat postu:

* * * * *

1866 – cz. II.

Joe wrócił do Virginia City wieczorem. Z ulgą zauważył, że okno w biurze szeryfa jaśnieje światłem. Oznaczało to, że Dan nie poszedł jeszcze do domu, ale nadal pracuje. Zeskoczył z konia i wpadł do pomieszczenia. Zatrzymał się zaskoczony, urywając powitanie w pół zdania. Naprzeciwko biurka szeryfa ze skwaszoną miną siedział nie kto inny, ale Zachary Foster, ich główny podejrzany. Joe nie miał pojęcia, co się dzieje, więc na wszelki wypadek postanowił milczeć. Foster wstał z krzesła i pokręcił głową.
- Głupio zrobił, ale to dobry pracownik i jest mi potrzebny – powiedział twardo.
- Jak wytrzeźwieje, zobaczę, co da się zrobić – stwierdził Dan, z którego twarzy nic nie można było wyczytać.
Mężczyzna się pożegnał i wyszedł. Joe odprowadził go wzrokiem, a następnie sprawdził przez okno, czy Foster nie kręci się gdzieś w pobliżu. Widząc go odjeżdżającego, puścił zasłonkę, za którą się czaił.
- Mów – zażądał Stevenson.
- Co on tu robił? – Joe musiał najpierw zaspokoić ciekawość.
- Jeden z jego pracowników narozrabiał. Upił się i pobił do nieprzytomności Simona Krenta, w rezultacie trafił za kratki, no i Foster chciał go wyciągnąć - wyjaśnił. – A teraz mów, czego się dowiedziałeś.
- Bardzo ciekawych rzeczy – Joe uśmiechnął się z wyższością i ściszył głos. – Zachary Foster rzeczywiście miał w Sacramento ciotkę, ale nie była zamożną osobą. Raczej wyjątkowo ubogą, nic nieznaczącą, mieszkającą kątem u jakichś znajomych, którzy się nad nią ulitowali. Umarła pięć lat temu i żadnego majątku nie zostawiła. Foster nie odwiedzał ciotki, nie był nawet na jej pogrzebie.
- Rzeczywiście ciekawe… - Dan pokręcił głową i zamyślił się.
- Co zrobisz?
- Przyjedź rano do miasta, będziesz mi potrzebny – poprosił szeryf. – Powiem ci, co wymyśliłem, ale najpierw muszę się zastanowić…
Joe pokiwał głową i bez chwili zwłoki opuścił biuro szeryfa. Chciał znaleźć się jak najszybciej w domu. Pragnął podzielić się z Nanette swoim odkryciem dotyczącym Fostera, ale dopóki sprawa była w toku, nie mógł narażać śledztwa na niepowodzenie. Nanette nie należała do osób roznoszących plotki, ale wolał dmuchać na zimne. Postanowił, że powie tylko tyle, ile będzie musiał.
Lubił wracać do domu, który był oświetlony i z daleka widoczny. Wiedział, że są w nim ludzie, którzy go kochają. Pomyślał, że JD już z pewnością śpi, ale liczył na to, że Nanette jeszcze się nie położyła. Rzeczywiście, zastał ją przy porządkowaniu ubrań.
- Jestem – zaanonsował się od progu z uśmiechem, którego nie odwzajemniła.
- Dobrze, że wróciłeś – powiedziała i zasunęła szufladę.
- Coś się stało? – zapytał zaniepokojony jej brakiem entuzjazmu.
- Jestem zmęczona – przyznała, siadając na brzegu łóżka. – JD był dzisiaj niemożliwy.
- Co zrobił? – Joe nie wydawał się zaskoczony, raczej zaciekawiony.
- Podczas zabawy w chowanego schował się w kominku.
- Co?!
- Nie było w nim ognia, na szczęście, ale JD wymazał się sadzą od stóp do głów – Nanette westchnęła na samo wspomnienie „diabełka” wyłaniającego się z czeluści kominka. – Ledwo go odszorowałam. Płakał, bo mydło szczypało go w oczy.
- Ja w jego wieku miewałem podobne pomysły – Joe nie mógł powstrzymać się od śmiechu. – To przecież dziecko, wiadomo, że będzie rozrabiać. Jeszcze nieraz się ubrudzi.
- To jeszcze nie wszystko – Nanette zawiesiła głos.
- Nie koniec psot?
- Przed kolacją JD wdrapał się na biurko dziadka i … niechcący zrzucił dwie ramki ze zdjęciami. W jednej zbiło się szkło.
- Tata był zły? – Joe miał niewyraźną minę. – Mam nadzieję, że nie krzyczał …
- Oczywiście, że nie – zapewniła Nanette. – Ale widać było, że jest mu przykro.
- Jutro z nim porozmawiam – powiedział Joseph.
- Z tatą czy JD?
- Z jednym i drugim – sprecyzował, równocześnie omiatając jej postać od stóp do głów. – Mimo że miałaś męczący dzień, ślicznie wyglądasz. Zachwycająco, kusząco, powabnie, ponętnie … - wyliczał, zmniejszając sukcesywnie dzielącą ich odległość, aż żona znalazła się w jego ramionach i zatonęli w pocałunku. Gdzieś tam mignęła mu myśl, że nie będzie dziś musiał wyjaśniać Nanette, gdzie był i po co, ale już po chwili o wszystkim zapomniał.

* * * * *

Zegar dawno wybił północ, a Dan wciąż się jeszcze nie położył. Siedział zamyślony przy kuchennym stole, obracając w dłoniach kubek z wystygłą kawą. Po kolacji przeprowadził poufną rozmowę z panem Prachettem. Wypytywał go o przedmioty, które jego syn Thomas mógł mieć przy sobie, przybywając do Virginia City. Dobrze pamiętał, że gdy go wyciągnął z wody, niczego przy nim nie znalazł i to od razu wydało mu się mocno podejrzane, utrudniło też zidentyfikowanie ofiary. Plan właściwie miał już opracowany. Liczył na pomoc Joe. Tym razem wolał nie angażować w to Adama, aby nie wzbudzać podejrzeń Fostera. Gdyby obaj z przyjacielem zjawili się na ranczu, mężczyzna mógłby się zaniepokoić. Wizyta stróżów prawa, zwłaszcza w sytuacji aresztowania pracownika, nie powinna nikogo dziwić. Dan liczył, że uda mu się nareszcie doprowadzić tę sprawę do końca.
Obudził się dosyć wcześnie, zerwał się z posłania rześki i wypoczęty. Energii dodawała mu nadzieja na rozwikłanie zagadki. Jadł śniadanie zajęty swoimi myślami. Ledwie słyszał opowieść pana Prachetta o sowach, natomiast Elizabeth i Maria siedziały zasłuchane. Dziewczynka chłonęła nowe informacje, dopytywała o znaczenie określenia „nocny tryb życia”. Najbardziej zainteresowała ją kaktusówka, zwana też sóweczką kaktusową.
- Dziadku, a jak wyglądają sowy? – zapytała w pewnym momencie dziewczynka.
- Mają talerzowato ułożone pióra wokół oczu ... - pan Prachett wspomagał tłumaczenie ruchem ręki - ... krótkie nogi, ostry dziób.
- Chciałabym zobaczyć choć jedną - westchnęła.
- One polują w nocy, więc w ciągu dnia trudno je spotkać.
- A co one jedzą?
- A to różnie … Ta kaktusówka, o której ci mówiłem, je ćmy, chrząszcze, pasikoniki.
- Dziadku, a skąd ty wiesz tyle o sowach?
- Byłem na kilku wyprawach z moim znajomym, który jest traperem. Trochę zobaczyłem, a jeszcze więcej zapamiętałem z tego, co mówił i dzięki temu mogę ci o tym opowiedzieć.
- Dziadku, a ta kaktusówka jest ładna?
- Mario, zamęczysz pana Prachetta tymi pytaniami – Elizabeth pokręciła głową z lekkim rozbawieniem.
- Ależ skąd – zaprzeczył łagodnie. – To dobrze, że Maria jest ciekawa świata – uśmiechnął się do dziewczynki, która cierpliwie czekała na odpowiedź. – Kaktusówka jest mała, ma brązowe piórka, krótki ogon i białe brwi.
- A skąd się biorą sowy?
- Z jajek.
- Takich, jakie znoszą kury?
- Nie, sowy znoszą niemal okrągłe jajka i z nich wykluwają się małe sówki.
- Opowiem o tym Andrew – powiedziała Maria i oczy jej błysnęły. – On bardzo lubi zwierzęta i jest moim przyjacielem.
- To ten chłopczyk, o którym wspominałaś, że ma siwego dziadka?
- Tak.
- Dziadkiem Andrew jest Ben Cartwright – Dan uzupełnił wypowiedź córeczki.
- Ach, tak – pan Prachett pokiwał głową i wyraźnie posmutniał.
Dan nie mógł na to patrzeć. Wstał szybko od stołu i wyszedł na zewnątrz. Koń, osiodłany i przygotowany do drogi, stał przed domem. Zajął się tym, zanim usiadł do śniadania. Teraz był zadowolony, że o tym pomyślał zawczasu.
Musiał poczekać na Joe. Żeby nie tracić czasu, zajrzał do biura. Na wszelki wypadek sprawdził broń i poprawił ułożenie noża schowanego w cholewce buta. Po chwili chłopak z pobliskiej garkuchni przyniósł posiłek więźniowi siedzącemu w celi. Dan nie miał ochoty na pogawędkę. Z niechęcią spojrzał na rozwalonego na pryczy kowboja, który zaczął zdradzać pierwsze oznaki życia. Właściwie, to powinien być mu nawet wdzięczny. Dzięki niemu miał pretekst, aby odwiedzić Fostera bez wzbudzania podejrzeń. Z drugiej strony ten typ pobił Simona Krenta, który był na tyle głupi, że wszedł mu w paradę. Cóż, Simon nigdy nie grzeszył inteligencją, wszyscy o tym wiedzieli. Wszyscy, oprócz samego poszkodowanego, którego stan doktor Martin określił wczoraj jako ciężki.
Joe zjawił się zadowolony, niemal podekscytowany. Zanim wyruszyli na ranczo Fostera, wstąpili do doktora, aby zasięgnąć informacji na temat stanu zdrowia Krenta. Następnie Dan zapoznał swego zastępcę z planem.
- Będzie nam potrzebny łut szczęścia – podsumował Joe, usłyszawszy wyjaśnienia szeryfa. – Powinno się udać.
- Mam nadzieję, że tak właśnie będzie.
Ranczo Fostera znajdowało się blisko miasta. Leżało tuż przy trasie biegnącej do Reno. Było niewielkie, ale ładnie położone. Kiedyś należało do Gibsonów, którzy gospodarowali na nim od lat. Gdy się zestarzeli, postanowili przenieść się do córki, która mieszkała na wybrzeżu. Z entuzjazmem przyjęła rodziców i przywiezioną przez nich okrągłą sumkę pieniędzy. Foster przebił pozostałe oferty. Gdy Dan i Joe wjechali na podwórze, gospodarz wyszedł na zewnątrz. Przywitał swoich gości, ale nie kwapił się z zaproszeniem ich do środka.
- Strasznie dziś gorąco – szeryf ostentacyjnie wytarł twarz bandaną.
Foster po chwili wahania zaprosił ich do domu i poczęstował kawą. Dan, niby od niechcenia wędrował oczyma po meblach i przedmiotach zgromadzonych w jadalni i salonie.
- Co z Burtonem? – zapytał Foster.
- Podejrzewam, że ma gigantycznego kaca – stwierdził szeryf, chcąc zyskać na czasie.
- Kiedy wróci do pracy?
- Na razie siedzi w celi – zauważył spokojnie Dan. – Odpowie za pobicie Krenta.
- Zapłacę temu durniowi, żeby nie wnosił oskarżenia – rzucił lekceważąco.
Dan przyjrzał się Fosterowi. Już wiedział, dlaczego jakoś nigdy nie mógł go polubić. Ten człowiek lekceważył wszystkich dookoła, gardził maluczkimi, choć jeszcze niedawno sam był nic nieznaczącym kowbojem. Brakowało mu nie tylko zasad moralnych, ale także dobrego wychowania.
- Ten dureń, jak go pan nazwał, dotąd nie odzyskał przytomności – stwierdził szeryf, mrużąc oczy. – Pertraktacje z nim więc są niemożliwe. Burton pozostanie w celi do wyjaśnienia sprawy.
- Powinien pan poszukać nowego pracownika – poradził milczący do tej pory Joe.
- Trudno znaleźć kogoś odpowiedniego – Foster nadął się jak świński pęcherz. – Same łachudry się tu kręcą.
- A propos kręcenia się – Dan na sekundę zatrzymał swój wzrok na książce w granatowej okładce leżącej na niewielkim stoliku pod ścianą i szybko spojrzał na gospodarza. – Rok temu w okolicy kręcił się pewien człowiek. Koszula w granatowo-szarą kratę, wysoki, czarny. Widział go pan?
- Nie, nie widziałem – zaprzeczył Foster. – Już mnie pan o to pytał rok temu, szeryfie. Dlaczego pan do tego wraca?
- Cóż, pojawił się krewny zamordowanego, więc muszę wrócić do tej sprawy ponownie.
- Ma pan jakiś trop?
- Niestety, nie – Dan pokręcił głową. – Upłynęło zbyt dużo czasu. Myślę, że ta sprawa pozostanie nierozwiązana.
- Przykro mi.
- Tak bywa – Dan wzruszył ramionami. – A co do Burtona, dam panu znać, jeśli coś się zmieni.
Wyszli na zewnątrz, kierując się w stronę koni. Dan położył rękę na siodle.
- Hobson twierdzi, że ma pan najpiękniejszego ogiera w okolicy – powiedział szeryf, niby od niechcenia. – Ponoć nawet konie z Ponderosy nie mogą się z nim równać.
- Nie wierzę – pokręcił głową Joe. – To niemożliwe.
Foster pokraśniał. Nie wiadomo, czy z zadowolenia czy z oburzenia. Widać było, że słowa Dana sprawiły mu dużą przyjemność i połechtały jego próżność, ale wątpliwości Joe zrobiły swoje.
- Jest jedyny w swoim rodzaju – zapewnił.
- Możemy go zobaczyć? – zapytał Joe.
Foster zapraszającym gestem wyciągnął rękę w kierunku stajni. Szeryf postąpił dwa kroki i się zatrzymał.
- Zostawiłem bandanę w salonie – powiedział z roztargnieniem. – Zaraz wracam.
Joe i Foster podążyli w kierunku stajni. Szeryf wszedł do domu i szybko chwycił swoją zgubę, którą zostawił celowo. To był tylko pretekst. Podszedł do stolika i podniósł książkę. Otworzył ją. Przebiegł oczyma dedykację. Już wiedział. Schował ją za paskiem spodni na plecach. Gdy wszedł do stajni, przystanął zaskoczony. Joe i Foster tarzali się po klepisku, okładając się, ile wlezie. Dan nie namyślał się długo. Chwycił pierwsze z brzegu narzędzie i walnął nim Fostera w łeb. Mężczyzna osunął się na ziemię.
- O co poszło? – chciał wiedzieć szeryf.
- O to – Joe podniósł z ziemi sakwę leżącą tuż przy boksie. – Widzisz inicjały?
- T. P.
- Thomas Prachett.
- Należała do syna pana Prachetta – Dan z odrazą spojrzał na leżącego Fostera. – To także – wyjął książkę w granatowej okładce i podał ją Josephowi.
- „Synkowi na pamiątkę osiemnastych urodzin. Mama” – przeczytał Joe dedykację zapisaną na pierwszej stronie. – Bydlak – rzucił w kierunku leżącego bez ducha mężczyzny.
- Pan Prachett mówił, że jego syn nigdy się z tą książką nie rozstawał, zawsze ją miał przy sobie.
- Dlaczego Foster ją zachował? – zdziwił się Joe. – Przecież to właśnie ona świadczy przeciwko niemu.
- Nie mam pojęcia – przyznał Dan. – Może dlatego, że tacy zwyrodnialcy lubią mieć jakieś pamiątki po swoich ofiarach, chcą czuć dominację. Upajają się władzą i bezkarnością. Poza tym Foster czuł się bezpieczny. Nikt go o nic nie podejrzewał. A w książce nie padają żadne imiona czy nazwiska. Ktoś przypadkowy nie miałby nawet pojęcia, że nie jest ona jego własnością.
Dopóki mężczyzna był nieprzytomny, postanowili go związać. Następnie Joe zlokalizował pompę na podwórku. Gdy wrócił, wylał na Fostera wiadro wody.
- Co się dzieje? – wycharczał „poszkodowany”.
- Powiedz mi, Foster – Dan nie silił się już na formy grzecznościowe. – Jak to jest zabić drugiego człowieka i nie mieć wyrzutów sumienia?
- Co?
- Zabiłeś Thomasa Prachetta, a wcześniej go obrabowałeś z dużej sumy pieniędzy.
- Kto tak mówi?
- Ja – stwierdził Dan. – Za skradzione pieniądze kupiłeś ranczo.
- To nieprawda – Foster aż się palił do usprawiedliwień. – Dostałem spadek po ciotce. Mieszkała w Sacramento. Była piekielnie skąpa i bogata. Zmarła rok temu, a że nie miała innych krewnych, wszystko przypadło właśnie mnie.
- Masz dokumenty na to oczywiście? – zapytał Dan
- Gdzieś … powinienem mieć – powiedział niepewnie, ale po chwili odzyskał pewność siebie. – Rozwiążcie mnie, to poszukam.
- Więc mówisz, że ranczo kupiłeś za spadek po ciotce? – chciał upewnić się Joe.
- Przysięgam – wysyczał przez zęby. – Przysięgam na wszystkie świętości!
- Będziesz się smażyć w piekle – zawyrokował Joe.
- Sprawdźcie, jeśli mi nie wierzycie – rzucił butnie Foster.
- Sprawdziliśmy – Dan kiwnął głową. – I dlatego wiemy, że kłamiesz.
- Sakwa z inicjałami T.P. świadczy przeciwko tobie. Podobnie jak ta książka – Joe wyciągnął przed siebie rękę.
Foster zamilkł na dłuższy czas. Widać było, że gorączkowo myśli.
- Sakwę i książkę kupiłem od jakiegoś przejezdnego handlarza – wypalił.
- Będziesz się tłumaczył w sądzie – zawyrokował Dan, podnosząc go z ziemi bez cienia delikatności. – A teraz trafisz za kratki i posiedzisz tam aż do rozprawy. Będę umilał ci ten czas, jak tylko potrafię – obiecał Dan, a jego zimne spojrzenie przenikało aż do szpiku kości.

* * * * *

Rozprawa Zachary’ego Fostera wzbudziła wiele emocji w Virginia City. Całe miasto żyło tą sprawą przez wiele dni przed procesem i po nim. Oskarżenie opierało się głównie na poszlakach, ale silnie udokumentowanych. Ponadto w trakcie procesu pojawił się niespodziewanie świadek. Okazało się, że młody Jason Irving widział Fostera i Thomasa Prachetta kłócących się nad brzegiem jeziora. Było to w dniu zabójstwa. Chłopak wracał właśnie od Adama Cartwrighta, który pomagał mu w przygotowaniu się do egzaminów na studia. Irving wyjechał z Virginia City do Bostonu i wrócił dopiero kilka dni temu po zdaniu egzaminów kończących pierwszy rok architektury. Od razu stał się ważnym świadkiem oskarżenia i zyskał popularność w mieście, którą można było mierzyć ilością dziewczęcych spojrzeń rzucanych w jego kierunku podczas niedzielnych nabożeństw i na wieczorkach tanecznych. W rezultacie Foster został skazany na wiele lat więzienia. Nie powieszono go tylko dlatego, że nie było bezpośredniego świadka zabójstwa. Mieszkańcy Virginia City długo nie mogli dojść do siebie po tym procesie. Zachary Foster nie był lubiany, ale nikt nie podejrzewał go o morderstwo.
Pan Prachett odzyskał pamiątki po jedynym synu, a także pieniądze, bo dawne ranczo Gibsonów szybko znalazło nabywcę, jednego z poprzednich chętnych, którego ofertę przebił wcześniej Foster. Następnego dnia po sfinalizowaniu transakcji Dan zastał pana Prachetta zajętego pakowaniem swych rzeczy do niewielkich rozmiarów torby.
- Co to ma znaczyć? – zapytał zaskoczony, zatrzymując się w progu pokoju.
- Czas się pożegnać – zadecydował grobowym głosem Magnus.
- Wyjeżdża pan? – Elizabeth stanęła za plecami męża i zauważalnie pobladła.
Maria przecisnęła się obok rodziców, podbiegła do pana Prachetta i objęła go za nogi, przytulając się z całej siły.
- Dziadku, zostań – prosiła drżącym głosikiem, pociągając noskiem. – Nie chcę, żebyś wyjeżdżał.
- Nie mogę tu zostać – powiedział wzruszony.
- Dlaczego? – załkała dziewczynka.
- No właśnie – włączył się Dan. – Dlaczego?
- Ale przecież … - Prachett wodził po twarzach Stevensonów zmieszany. – Przecież jestem obcy.
- Obcy? – Dan prychnął zniecierpliwiony. – Dobre sobie!
- Proszę, niech pan z nami zostanie – odezwała się Elizabeth, której krajało się serce na widok łez córeczki.
- Jest pan częścią naszej rodziny – poparł żonę Dan. – Dla mnie to oczywiste.
- Dziadku, zostań – prosiła Maria. – Nie możesz wyjechać.
- Nie mogę – przyznał, mięknąc pan Prachett. – Przecież … ja was wszystkich kocham… - głos mu się załamał, a łzy spłynęły po jego twarzy.
Dan odetchnął z ulgą i objął ramieniem wzruszoną Elizabeth. Maria, którą pan Prachett podniósł do góry, ze śmiechem przytuliła się do dziadka i nie zamierzała go puścić.

* * * * *


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:02, 10 Maj 2015    Temat postu: Marzenia i rzeczywistość

Bardzo optymistyczne.
Joe pogodził się z żoną ,zabójca trafił za kratki a ten miły staruszek ,znalazł drugi dom.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Camila
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:07, 10 Maj 2015    Temat postu:

Straszny zwyrodnialec z tego Fostera, ale na szczęście trafił za kraty.
Fajnie, że pan Prachett został ze Stevensonami. Z nimi przynajmniej nie będzie sam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:32, 10 Maj 2015    Temat postu:

Ciekawie poszło. Potem wkleję komentarz Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:04, 10 Maj 2015    Temat postu:

zorina13 napisał:
Bardzo optymistyczne. Joe pogodził się z żoną (…)

Co nie oznacza, że idylla będzie trwała. Może tak, a może nie… Rolling Eyes

Camila napisał:
Fajnie, że pan Prachett został ze Stevensonami. Z nimi przynajmniej nie będzie sam.

To prawda. Właściwie, wszyscy na tym zyskają. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 14:46, 10 Maj 2015    Temat postu:

bardzo ciekawy odcinek Very Happy Skomentuję później Smile
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:53, 10 Maj 2015    Temat postu:

Cytat:
Naprzeciwko biurka szeryfa ze skwaszoną miną siedział nie kto inny, ale Zachary Foster, ich główny podejrzany. Joe nie miał pojęcia, co się dzieje, więc na wszelki wypadek postanowił milczeć.

Główny podejrzany … a co on robi w biurze szeryfa? Dobrze, że Joe wydoroślał i nauczył się trzymać język za zębami. Pewnie jakąś sensacyjną wiadomość przywiózł z Sacramento

Cytat:
Mężczyzna się pożegnał i wyszedł. Joe odprowadził go wzrokiem, a następnie sprawdził przez okno, czy Foster nie kręci się gdzieś w pobliżu. Widząc go odjeżdżającego, puścił zasłonkę, za którą się czaił.

Ostrożności nigdy za wiele

Cytat:
- Zachary Foster rzeczywiście miał w Sacramento ciotkę, ale nie była zamożną osobą. Raczej wyjątkowo ubogą, nic nieznaczącą, mieszkającą kątem u jakichś znajomych, którzy się nad nią ulitowali. Umarła pięć lat temu i żadnego majątku nie zostawiła. Foster nie odwiedzał ciotki, nie był nawet na jej pogrzebie.

A to kłamczuch! A mówił, że odziedziczył po cioci duży spadek

Cytat:
Pragnął podzielić się z Nanette swoim odkryciem dotyczącym Fostera, ale dopóki sprawa była w toku, nie mógł narażać śledztwa na niepowodzenie. Nanette nie należała do osób roznoszących plotki, ale wolał dmuchać na zimne.

Dyskrecja przede wszystkim. Poza tym, to jednak tajemnica służbowa. Nie powinien rozgłaszać … ale jakby mógł zaimponować Nanette? Nie wiem, czy się powstrzyma?

Cytat:
- Jestem zmęczona – przyznała, siadając na brzegu łóżka. – JD był dzisiaj niemożliwy.
- Co zrobił? – Joe nie wydawał się zaskoczony, raczej zaciekawiony.
- Podczas zabawy w chowanego schował się w kominku.
- Co?!
- Nie było w nim ognia, na szczęście, ale JD wymazał się sadzą od stóp do głów – Nanette westchnęła na samo wspomnienie „diabełka” wyłaniającego się z czeluści kominka. – Ledwo go odszorowałam. Płakał, bo mydło szczypało go w oczy.
- Ja w jego wieku miewałem podobne pomysły – Joe nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

Malec widać ma to w genach! Nieodrodny syn swojego ojca

Cytat:
… równocześnie omiatając jej postać od stóp do głów. – Mimo że miałaś męczący dzień, ślicznie wyglądasz. Zachwycająco, kusząco, powabnie, ponętnie … - wyliczał, zmniejszając sukcesywnie dzielącą ich odległość, aż żona znalazła się w jego ramionach i zatonęli w pocałunku. Gdzieś tam mignęła mu myśl, że nie będzie dziś musiał wyjaśniać Nanette, gdzie był i po co, ale już po chwili o wszystkim zapomniał.

Bardzo sprytne! Przyjemne z pożytecznym można powiedzieć. I dyskrecję zachował i przyjemnie spędził czas i nie naraził się żonie

Cytat:
Po kolacji przeprowadził poufną rozmowę z panem Prachettem. Wypytywał go o przedmioty, które jego syn Thomas mógł mieć przy sobie, przybywając do Virginia City. Dobrze pamiętał, że gdy go wyciągnął z wody, niczego przy nim nie znalazł i to od razu wydało mu się mocno podejrzane, utrudniło też zidentyfikowanie ofiary. Plan właściwie miał już opracowany.

Dan jest szeryfem całą dobę jak widać. Nawet wieczorem, w domu myśli o swej pracy

Cytat:
- Dziadku, a jak wyglądają sowy? – zapytała w pewnym momencie dziewczynka.
- Mają talerzowato ułożone pióra wokół oczu ... - pan Prachett wspomagał tłumaczenie ruchem ręki - ... krótkie nogi, ostry dziób.
… - A co one jedzą?
- A to różnie … Ta kaktusówka, o której ci mówiłem, je ćmy, chrząszcze, pasikoniki.
- Dziadku, a skąd ty wiesz tyle o sowach?

Pan Pratchet duzo wie o zwierzętach i potrafi ciekawie opowiadać. To bezcenne

Cytat:
Joe zjawił się zadowolony, niemal podekscytowany.

To zadowolenie to … efekt rozmowy z Nanette, czy radość z możliwości złapania mordercy?

Cytat:
Gdy Dan i Joe wjechali na podwórze, gospodarz wyszedł na zewnątrz. Przywitał swoich gości, ale nie kwapił się z zaproszeniem ich do środka.
- Strasznie dziś gorąco – szeryf ostentacyjnie wytarł twarz bandaną.
Foster po chwili wahania zaprosił ich do domu i poczęstował kawą.

Bardzo niegościnny. Musieli się aluzyjnie wpraszać

Cytat:
- Zapłacę temu durniowi, żeby nie wnosił oskarżenia – rzucił lekceważąco.
Dan przyjrzał się Fosterowi. Już wiedział, dlaczego jakoś nigdy nie mógł go polubić. Ten człowiek lekceważył wszystkich dookoła, gardził maluczkimi, choć jeszcze niedawno sam był nic nieznaczącym kowbojem. Brakowało mu nie tylko zasad moralnych, ale także dobrego wychowania.

Niesympatyczny ten Foster. Nikt go chyba nie lubi

Cytat:
- A propos kręcenia się – Dan na sekundę zatrzymał swój wzrok na książce w granatowej okładce leżącej na niewielkim stoliku pod ścianą i szybko spojrzał na gospodarza.

Dan chyba ma jakiś trop

Cytat:
– Rok temu w okolicy kręcił się pewien człowiek. Koszula w granatowo-szarą kratę, wysoki, czarny. Widział go pan?
- Nie, nie widziałem – zaprzeczył Foster. – Już mnie pan o to pytał rok temu, szeryfie. Dlaczego pan do tego wraca?

A już myślał, że sprawa zamknięta

Cytat:
- Hobson twierdzi, że ma pan najpiękniejszego ogiera w okolicy – powiedział szeryf, niby od niechcenia. – Ponoć nawet konie z Ponderosy nie mogą się z nim równać.
- Nie wierzę – pokręcił głową Joe. – To niemożliwe.
Foster pokraśniał. Nie wiadomo, czy z zadowolenia czy z oburzenia. Widać było, że słowa Dana sprawiły mu dużą przyjemność i połechtały jego próżność, ale wątpliwości Joe zrobiły swoje.
- Jest jedyny w swoim rodzaju – zapewnił.
- Możemy go zobaczyć? – zapytał Joe.
Foster zapraszającym gestem wyciągnął rękę w kierunku stajni.

Przerost ambicji nad rozsądkiem

Cytat:
Szeryf postąpił dwa kroki i się zatrzymał.
- Zostawiłem bandanę w salonie – powiedział z roztargnieniem. – Zaraz wracam.
Joe i Foster podążyli w kierunku stajni. Szeryf wszedł do domu i szybko chwycił swoją zgubę, którą zostawił celowo. To był tylko pretekst. Podszedł do stolika i podniósł książkę. Otworzył ją. Przebiegł oczyma dedykację. Już wiedział.

No i już go ma! Ta książka to na pewno ważny dowód

Cytat:
Joe i Foster tarzali się po klepisku, okładając się, ile wlezie. Dan nie namyślał się długo. Chwycił pierwsze z brzegu narzędzie i walnął nim Fostera w łeb. Mężczyzna osunął się na ziemię.

Czyzby pobili się o te ogiery?

Cytat:
- O co poszło? – chciał wiedzieć szeryf.
- O to – Joe podniósł z ziemi sakwę leżącą tuż przy boksie. – Widzisz inicjały?
- T. P.
- Thomas Prachett.
- Należała do syna pana Prachetta – Dan z odrazą spojrzał na leżącego Fostera. – To także – wyjął książkę w granatowej okładce i podał ją Josephowi.
- „Synkowi na pamiątkę osiemnastych urodzin. Mama” – przeczytał Joe dedykację zapisaną na pierwszej stronie.

A Joe znalazł kolejny dowód

Cytat:
- Zabiłeś Thomasa Prachetta, a wcześniej go obrabowałeś z dużej sumy pieniędzy.
- Kto tak mówi?
- Ja – stwierdził Dan. – Za skradzione pieniądze kupiłeś ranczo.
- To nieprawda – Foster aż się palił do usprawiedliwień. – Dostałem spadek po ciotce. Mieszkała w Sacramento. Była piekielnie skąpa i bogata. Zmarła rok temu, a że nie miała innych krewnych, wszystko przypadło właśnie mnie.

Z ciocią to nie jest najlepszy pomysł. Można sprawdzić czy rzeczywiście była tak bogata

Cytat:
- Sprawdźcie, jeśli mi nie wierzycie – rzucił butnie Foster.
- Sprawdziliśmy – Dan kiwnął głową. – I dlatego wiemy, że kłamiesz.
- Sakwa z inicjałami T.P. świadczy przeciwko tobie. Podobnie jak ta książka – Joe wyciągnął przed siebie rękę.
Foster zamilkł na dłuższy czas. Widać było, że gorączkowo myśli.
- Sakwę i książkę kupiłem od jakiegoś przejezdnego handlarza – wypalił.
- Będziesz się tłumaczył w sądzie – zawyrokował Dan, podnosząc go z ziemi bez cienia delikatności.

Wpadł jak śliwka w kompot … ale jeszcze usiłuje kręcić, tłumaczyć

Cytat:
Foster został skazany na wiele lat więzienia. Nie powieszono go tylko dlatego, że nie było bezpośredniego świadka zabójstwa.

A co oni tacy wrażliwi i delikatni się zrobili?

Cytat:
Pan Prachett odzyskał pamiątki po jedynym synu, a także pieniądze, bo dawne ranczo Gibsonów szybko znalazło nabywcę, jednego z poprzednich chętnych, którego ofertę przebił wcześniej Foster.

Ale syna mu to nie zwróci

Cytat:
- Czas się pożegnać – zadecydował grobowym głosem Magnus.
- Wyjeżdża pan? – Elizabeth stanęła za plecami męża i zauważalnie pobladła.
Maria przecisnęła się obok rodziców, podbiegła do pana Prachetta i objęła go za nogi, przytulając się z całej siły.
- Dziadku, zostań – prosiła drżącym głosikiem, pociągając noskiem. – Nie chcę, żebyś wyjeżdżał.

Pewnie, że nie powinien wyjeżdżać. Pasuje do nich. Niczym rodzony dziadek

Cytat:
- Proszę, niech pan z nami zostanie – odezwała się Elizabeth, której krajało się serce na widok łez córeczki.
- Jest pan częścią naszej rodziny – poparł żonę Dan. – Dla mnie to oczywiste.
- Dziadku, zostań – prosiła Maria. – Nie możesz wyjechać.
- Nie mogę – przyznał, mięknąc pan Prachett. – Przecież … ja was wszystkich kocham… - głos mu się załamał, a łzy spłynęły po jego twarzy.

I bardzo dobrze. Gdzie mu będzie lepiej, a i on jest im potrzebny

Bardzo ciekawy fragment. Zagadka kryminalna zostaje rozwiązana, morderca złapany, chociaż czuję pewien niedosyt. Powinien wisieć! Jednak to był Dzuiki Zachód a oni … poszlaki, brak naocznych świadków … a człowieka, gdy złapali z ukradzionym koniem, to prawie od razu … na gałąź windowali
Wzruszające zakończenie. Starszy pan stracił syna, ale znalazł nową rodzinę. Kochającą rodzinę. No i przemiana Joe w statecznego szeryfa i zdecydowanego męskiego męża Całość jak zwykle starannie opracowana, napisana i ciekawa


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 15:02, 10 Maj 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:29, 10 Maj 2015    Temat postu:

Ewelina napisał:
To zadowolenie to … efekt rozmowy z Nanette, czy radość z możliwości złapania mordercy?

Zdecydowanie to pierwsze. Wink

Ewelina napisał:
Zagadka kryminalna zostaje rozwiązana, morderca złapany, chociaż czuję pewien niedosyt. Powinien wisieć! Jednak to był Dziki Zachód

Nie wszystkich wieszano. Jeśli sędzia zadecydował, że nie ma mocnych dowodów, a oskarżony miał dobrego adwokata, mógł się wybronić, nawet na Dzikim Zachodzie. Pewnie, że mu się należało, ale motyw wieszania jakoś mi się nie komponował. Poza tym, powieszenie to po prostu śmierć, a więzienie to wiele, wiele lat bardzo nieciekawej przyszłości - "parszywego żarcia", towarzystwa zwyrodnialców i degeneratów najgorszego typu. Foster nie będzie miał lekko. Twisted Evil

Ewelina napisał:
No i przemiana Joe w statecznego szeryfa i zdecydowanego męskiego męża

Może nareszcie Joe zrozumiał, że warto słuchać starszego brata?

Ewelino, dziękuję za interesujący komentarz. Gif z sowami mnie zaskoczył. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:02, 10 Maj 2015    Temat postu:

Cytat:
Zeskoczył z konia i wpadł do pomieszczenia. Zatrzymał się zaskoczony, urywając powitanie w pół zdania. Naprzeciwko biurka szeryfa ze skwaszoną miną siedział nie kto inny, ale Zachary Foster, ich główny podejrzany. Joe nie miał pojęcia, co się dzieje, więc na wszelki wypadek postanowił milczeć.

Zachowanie godne pochwały, zwłaszcza, że ten człowiek jest podejrzany o zabójstwo.

Cytat:
- Co on tu robił? – Joe musiał najpierw zaspokoić ciekawość.
- Jeden z jego pracowników narozrabiał. Upił się i pobił do nieprzytomności Simona Krenta, w rezultacie trafił za kratki, no i Foster chciał go wyciągnąć - wyjaśnił. – A teraz mów, czego się dowiedziałeś.
- Bardzo ciekawych rzeczy – Joe uśmiechnął się z wyższością i ściszył głos. – Zachary Foster rzeczywiście miał w Sacramento ciotkę, ale nie była zamożną osobą. Raczej wyjątkowo ubogą, nic nieznaczącą, mieszkającą kątem u jakichś znajomych, którzy się nad nią ulitowali. Umarła pięć lat temu i żadnego majątku nie zostawiła. Foster nie odwiedzał ciotki, nie był nawet na jej pogrzebie.

Pojawiło się sporo ważnych informacji. Joe znakomicie wykonał zadanie i wszystko wskazuje na to, że to Foster jest zabójcą. Pozostaje tylko to udowodnić. Zdaje się , że Joe faktycznie nadaje się do zawodu stróża prawa

Cytat:
Joe pokiwał głową i bez chwili zwłoki opuścił biuro szeryfa. Chciał znaleźć się jak najszybciej w domu. Pragnął podzielić się z Nanette swoim odkryciem dotyczącym Fostera, ale dopóki sprawa była w toku, nie mógł narażać śledztwa na niepowodzenie.

A to przyzwyczajenie Joe nie uległo zmianie. Na szczęście jest pod kontrolą

Cytat:
- Dobrze, że wróciłeś – powiedziała i zasunęła szufladę.
- Coś się stało? – zapytał zaniepokojony jej brakiem entuzjazmu.
- Jestem zmęczona – przyznała, siadając na brzegu łóżka. – JD był dzisiaj niemożliwy.
- Co zrobił? – Joe nie wydawał się zaskoczony, raczej zaciekawiony.
- Podczas zabawy w chowanego schował się w kominku.


Stosunki małżonków normalizują się. Mały JD, jak to dziecko jest niesforny i chyba podobny w tym do swego taty

Cytat:
- Nie było w nim ognia, na szczęście, ale JD wymazał się sadzą od stóp do głów – Nanette westchnęła na samo wspomnienie „diabełka” wyłaniającego się z czeluści kominka. – Ledwo go odszorowałam. Płakał, bo mydło szczypało go w oczy.
- Ja w jego wieku miewałem podobne pomysły – Joe nie mógł powstrzymać się od śmiechu. – To przecież dziecko, wiadomo, że będzie rozrabiać. Jeszcze nieraz się ubrudzi.


Mały musiał wyglądać uroczo, a ojciec chyba nawet z tego jest dumny

Cytat:
– Mimo że miałaś męczący dzień, ślicznie wyglądasz. Zachwycająco, kusząco, powabnie, ponętnie … - wyliczał, zmniejszając sukcesywnie dzielącą ich odległość, aż żona znalazła się w jego ramionach i zatonęli w pocałunku. Gdzieś tam mignęła mu myśl, że nie będzie dziś musiał wyjaśniać Nanette, gdzie był i po co, ale już po chwili o wszystkim zapomniał.


Należy się tylko cieszyć, że małżonkowie zaczęli się dogadywać. Widać, że Joe poważnie traktuje sprawę. Najważniejsze jednak, że udało mu się zachować tajemnicę
Cytat:

Zegar dawno wybił północ, a Dan wciąż się jeszcze nie położył. (…) Plan właściwie miał już opracowany. Liczył na pomoc Joe. (…) Wizyta stróżów prawa, zwłaszcza w sytuacji aresztowania pracownika, nie powinna nikogo dziwić. Dan liczył, że uda mu się nareszcie doprowadzić tę sprawę do końca.

Dan jest idealnym szeryfem, świetnie wywiązującym się ze swoich obowiązków


Cytat:

Ledwie słyszał opowieść pana Prachetta o sowach, natomiast Elizabeth i Maria siedziały zasłuchane. Dziewczynka chłonęła nowe informacje, dopytywała o znaczenie określenia „nocny tryb życia”. Najbardziej zainteresowała ją kaktusówka, zwana też sóweczką kaktusową.
- Dziadku, a jak wyglądają sowy? – zapytała w pewnym momencie dziewczynka.
- Mają talerzowato ułożone pióra wokół oczu ... - pan Prachett wspomagał tłumaczenie ruchem ręki - ... krótkie nogi, ostry dziób.

Pan Prachett zna mnóstwo ciekawych historii i pięknie opowiada. Widać, że tak Elizabeth, jak i mała Maria są nim oczarowane. Odnoszę wrażenie, że córeczka Dana przy „przyszywanym’ dziadku stała się mniej nieśmiała i bardziej ciekawa świata. Tym bardziej byłoby przykro, gdyby pan Prachett zniknął z ich życia.

Cytat:
- Dziadkiem Andrew jest Ben Cartwright – Dan uzupełnił wypowiedź córeczki.
- Ach, tak – pan Prachett pokiwał głową i wyraźnie posmutniał.
Dan nie mógł na to patrzeć. Wstał szybko od stołu i wyszedł na zewnątrz.


Biedny starszy pan, a serce się kraje

Cytat:
Ranczo Fostera znajdowało się blisko miasta. Leżało tuż przy trasie biegnącej do Reno. Było niewielkie, ale ładnie położone. Kiedyś należało do Gibsonów, którzy gospodarowali na nim od lat. Gdy się zestarzeli, postanowili przenieść się do córki, która mieszkała na wybrzeżu. Z entuzjazmem przyjęła rodziców i przywiezioną przez nich okrągłą sumkę pieniędzy. Foster przebił pozostałe oferty.

Piękne ranczo, tylko nowy właściciel jest podejrzany i to bardzo

Cytat:
- Zapłacę temu durniowi, żeby nie wnosił oskarżenia – rzucił lekceważąco.
Dan przyjrzał się Fosterowi. Już wiedział, dlaczego jakoś nigdy nie mógł go polubić. Ten człowiek lekceważył wszystkich dookoła, gardził maluczkimi, choć jeszcze niedawno sam był nic nieznaczącym kowbojem. Brakowało mu nie tylko zasad moralnych, ale także dobrego wychowania.
- Ten dureń, jak go pan nazwał, dotąd nie odzyskał przytomności – stwierdził szeryf, mrużąc oczy. – Pertraktacje z nim więc są niemożliwe. Burton pozostanie w celi do wyjaśnienia sprawy.


Foster jest wyjątkowo antypatycznym typem. Podzielam zdanie Dana. Ten człowiek jest bez zasad

Cytat:
Foster zapraszającym gestem wyciągnął rękę w kierunku stajni. Szeryf postąpił dwa kroki i się zatrzymał.
- Zostawiłem bandanę w salonie – powiedział z roztargnieniem. – Zaraz wracam.
Joe i Foster podążyli w kierunku stajni. Szeryf wszedł do domu i szybko chwycił swoją zgubę, którą zostawił celowo. To był tylko pretekst. Podszedł do stolika i podniósł książkę. Otworzył ją. Przebiegł oczyma dedykację. Już wiedział.

Dan znalazł dowody i wszystko jasne.

Cytat:
Schował ją za paskiem spodni na plecach. Gdy wszedł do stajni, przystanął zaskoczony. Joe i Foster tarzali się po klepisku, okładając się, ile wlezie. Dan nie namyślał się długo. Chwycił pierwsze z brzegu narzędzie i walnął nim Fostera w łeb. Mężczyzna osunął się na ziemię.
- O co poszło? – chciał wiedzieć szeryf.
- O to – Joe podniósł z ziemi sakwę leżącą tuż przy boksie. – Widzisz inicjały?
- T. P.
- Thomas Prachett.


Akcja w iście bonanzowym stylu. Kolejny dowód i morderca złapany

Cytat:
- Będziesz się tłumaczył w sądzie – zawyrokował Dan, podnosząc go z ziemi bez cienia delikatności. – A teraz trafisz za kratki i posiedzisz tam aż do rozprawy. Będę umilał ci ten czas, jak tylko potrafię – obiecał Dan, a jego zimne spojrzenie przenikało aż do szpiku kości.

A tego jestem pewna w stu procentach

Cytat:
Rozprawa Zachary’ego Fostera wzbudziła wiele emocji w Virginia City. Całe miasto żyło tą sprawą przez wiele dni przed procesem i po nim. Oskarżenie opierało się głównie na poszlakach, ale silnie udokumentowanych. Ponadto w trakcie procesu pojawił się niespodziewanie świadek.(…) W rezultacie Foster został skazany na wiele lat więzienia.


Zasłużona kara. W więzieniu już sobie z nim poradzą.

Cytat:

Dan zastał pana Prachetta zajętego pakowaniem swych rzeczy do niewielkich rozmiarów torby.
- Co to ma znaczyć? – zapytał zaskoczony, zatrzymując się w progu pokoju.
- Czas się pożegnać – zadecydował grobowym głosem Magnus.
- Wyjeżdża pan? – Elizabeth stanęła za plecami męża i zauważalnie pobladła.
Maria przecisnęła się obok rodziców, podbiegła do pana Prachetta i objęła go za nogi, przytulając się z całej siły.
- Dziadku, zostań – prosiła drżącym głosikiem, pociągając noskiem. – Nie chcę, żebyś wyjeżdżał.
- Nie mogę tu zostać – powiedział wzruszony.
- Dlaczego? – załkała dziewczynka.

Cała scena niezwykle wzruszająca. Przyznam się, że zakręciła mi się łza w oku.

Cytat:
Dan odetchnął z ulgą i objął ramieniem wzruszoną Elizabeth. Maria, którą pan Prachett podniósł do góry, ze śmiechem przytuliła się do dziadka i nie zamierzała go puścić

Cieszę się, że pan Prachett został z Danem i jego rodziną. Wyjdzie to wszystkim na dobre.

Mada, odcinek jak zwykle świetnie opracowany. Była w nim i rozwiązana kryminalna zagadka i mnóstwo wzruszenia. Jak zwykle czytałam z zapartym tchem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:37, 10 Maj 2015    Temat postu:

ADA napisał:
Mały JD, jak to dziecko jest niesforny i chyba podobny w tym do swego taty

Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Niezbyt to oryginalne, ale prawdziwe. Wink

ADA napisał:
Odnoszę wrażenie, że córeczka Dana przy „przyszywanym’ dziadku stała się mniej nieśmiała i bardziej ciekawa świata.

Masz rację. Czasem bywa tak, że jakaś osoba wydobywa z nas same najlepsze cechy, w jej towarzystwie jaśniejemy wewnętrznym blaskiem. Tak jest z Marią i "dziadkiem". Smile

ADA, dziękuję za miły i ciekawy komentarz. Very Happy Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:49, 13 Maj 2015    Temat postu:

Mada napisał:

- Mów – zażądał Stevenson.

Dan –człowiek czynu od razu przechodzi do rzeczy.
Mada napisał:
– Zachary Foster rzeczywiście miał w Sacramento ciotkę, ale nie była zamożną osobą. Raczej wyjątkowo ubogą, nic nieznaczącą, mieszkającą kątem u jakichś znajomych, którzy się nad nią ulitowali. Umarła pięć lat temu i żadnego majątku nie zostawiła. Foster nie odwiedzał ciotki, nie był nawet na jej pogrzebie.
- Rzeczywiście ciekawe… - Dan pokręcił głową i zamyślił się.

Ano ciekawe….no to podejrzany na widelcu niemal…
Mada napisał:

- Co zrobił? – Joe nie wydawał się zaskoczony, raczej zaciekawiony.
- Podczas zabawy w chowanego schował się w kominku.

Niezły gagatek.
Mada napisał:

- Przed kolacją JD wdrapał się na biurko dziadka i … niechcący zrzucił dwie ramki ze zdjęciami. W jednej zbiło się szkło.

A to chyba niechcący…
Mada napisał:
Mimo że miałaś męczący dzień, ślicznie wyglądasz. Zachwycająco, kusząco, powabnie, ponętnie … - wyliczał, zmniejszając sukcesywnie dzielącą ich odległość, aż żona znalazła się w jego ramionach i zatonęli w pocałunku. Gdzieś tam mignęła mu myśl, że nie będzie dziś musiał wyjaśniać Nanette, gdzie był i po co, ale już po chwili o wszystkim zapomniał.

Ależ sielanka…aż miło czytać. Ciekawe czy to tak na dłużej?
Mada napisał:
- Dziadku, a jak wyglądają sowy? – zapytała w pewnym momencie dziewczynka./- A co one jedzą?/- Dziadku, a skąd ty wiesz tyle o sowach?/- Dziadku, a ta kaktusówka jest ładna? /- A skąd się biorą sowy?/- Takich, jakie znoszą kury?

O matko! Ależ z niej gaduła…jak katarynka. Dziadek wyzwala w niej moc śmiałości.
Mada napisał:

Dan przyjrzał się Fosterowi. Już wiedział, dlaczego jakoś nigdy nie mógł go polubić. Ten człowiek lekceważył wszystkich dookoła, gardził maluczkimi, choć jeszcze niedawno sam był nic nieznaczącym kowbojem. Brakowało mu nie tylko zasad moralnych, ale także dobrego wychowania.

Dan jako szeryf musi widzieć i wyczuwać więcej…dlatego jest takim dobrym szeryfem.
Mada napisał:

- Zostawiłem bandanę w salonie – powiedział z roztargnieniem. – Zaraz wracam.

A to spryciula.
Mada napisał:
Joe i Foster tarzali się po klepisku, okładając się, ile wlezie. Dan nie namyślał się długo. Chwycił pierwsze z brzegu narzędzie i walnął nim Fostera w łeb. Mężczyzna osunął się na ziemię.
- O co poszło? – chciał wiedzieć szeryf.
- O to – Joe podniósł z ziemi sakwę leżącą tuż przy boksie. – Widzisz inicjały?
- T. P.
- Thomas Prachett.

Widzę, że i Joe nie próżnował. Trzeba przyznać, że małym Joe drzemie wiele talentów.
Mada napisał:

- Nie mam pojęcia – przyznał Dan. – Może dlatego, że tacy zwyrodnialcy lubią mieć jakieś pamiątki po swoich ofiarach, chcą czuć dominację. Upajają się władzą i bezkarnością. Poza tym Foster czuł się bezpieczny. Nikt go o nic nie podejrzewał. A w książce nie padają żadne imiona czy nazwiska. Ktoś przypadkowy nie miałby nawet pojęcia, że nie jest ona jego własnością.

No właśnie kto zrozumie psychopatów.
Mada napisał:

- To nieprawda – Foster aż się palił do usprawiedliwień. – Dostałem spadek po ciotce.

No to sobie posłuchamy bajeczek.
Mada napisał:

- Sprawdźcie, jeśli mi nie wierzycie – rzucił butnie Foster.
- Sprawdziliśmy – Dan kiwnął głową. – I dlatego wiemy, że kłamiesz.

Kłamstwo ma krótkie nogi, ale Foster nie wiedział, że aż tak króciutkie.
Mada napisał:

- Sakwę i książkę kupiłem od jakiegoś przejezdnego handlarza – wypalił.

W sumie mógł..…ja mu nie wierzę, ale brzmi wiarygodnie.
Mada napisał:
Ponadto w trakcie procesu pojawił się niespodziewanie świadek. Okazało się, że młody Jason Irving widział Fostera i Thomasa Prachetta kłócących się nad brzegiem jeziora. Było to w dniu zabójstwa.

Kłócących …to też jednak nie to samo co zabójstwo.
Mada napisał:
Od razu stał się ważnym świadkiem oskarżenia i zyskał popularność w mieście, którą można było mierzyć ilością dziewczęcych spojrzeń rzucanych w jego kierunku podczas niedzielnych nabożeństw i na wieczorkach tanecznych.

Chociaż chłopak skorzystał z szumu wokół sprawy.
Mada napisał:

- Co to ma znaczyć? – zapytał zaskoczony, zatrzymując się w progu pokoju.
- Czas się pożegnać – zadecydował grobowym głosem Magnus.
- Wyjeżdża pan? – Elizabeth stanęła za plecami męża i zauważalnie pobladła.
Maria przecisnęła się obok rodziców, podbiegła do pana Prachetta i objęła go za nogi, przytulając się z całej siły.
- Dziadku, zostań – prosiła drżącym głosikiem, pociągając noskiem. – Nie chcę, żebyś wyjeżdżał.
- Nie mogę tu zostać – powiedział wzruszony.
- Dlaczego? – załkała dziewczynka.
- No właśnie – włączył się Dan. – Dlaczego?
- Ale przecież … - Prachett wodził po twarzach Stevensonów zmieszany. – Przecież jestem obcy.
- Obcy? – Dan prychnął zniecierpliwiony. – Dobre sobie!
- Proszę, niech pan z nami zostanie – odezwała się Elizabeth, której krajało się serce na widok łez córeczki.
- Jest pan częścią naszej rodziny – poparł żonę Dan. – Dla mnie to oczywiste.
- Dziadku, zostań – prosiła Maria. – Nie możesz wyjechać.
- Nie mogę – przyznał, mięknąc pan Prachett. – Przecież … ja was wszystkich kocham… - głos mu się załamał, a łzy spłynęły po jego twarzy.
Dan odetchnął z ulgą i objął ramieniem wzruszoną Elizabeth. Maria, którą pan Prachett podniósł do góry, ze śmiechem przytuliła się do dziadka i nie zamierzała go puścić.

To jakby wszystko w tej kwestii. Łezka w oku się zakręciła.

Mada świetny odcinek. Zagadka rozwiązana dzięki mądrym główkom, świetnie poprowadzony cały wątek, u małego Joe też sielsko, Dan sobie świetnie radzi…. Szkoda syna Magnusa, jedyny plus, że pan Prachett ma nową rodzinę, z czego najbardziej cieszy się Marie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:07, 13 Maj 2015    Temat postu:

Aga, dziękuję za ciekawy komentarz. Very Happy Widzę, że sukcesywnie nadrabiasz zaległości.
Aga napisał:
pan Prachett ma nową rodzinę, z czego najbardziej cieszy się Marie.

Zdecydowanie! W końcu do tej pory nie miała dziadka i nie było szans na takową osobę w rodzinie. A tu niespodzianka. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12 ... 47, 48, 49  Następny
Strona 11 z 49

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin