Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Marzenia i rzeczywistość
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11 ... 47, 48, 49  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Sob 10:19, 02 Maj 2015    Temat postu:

Cytat:
Adam właśnie kończył posiłek, gdy przy sąsiednim stoliku usiadły dwie młode kobiety. Wymieniły się znaczącymi spojrzeniami, widząc przystojnego bruneta. Swoim zachowaniem usiłowały go sprowokować do zawarcia znajomości. Adam uprzejmie kiwnął im głową, lekko się uśmiechnął i sięgnął po gazetę. Ponieważ zasłonił się płachtą papieru, nie zauważył rozczarowanych min swoich sąsiadek. Panie, widząc, że ich towarzystwo nie zrobiło zbyt wielkiego wrażenia na mężczyźnie, zajęły się rozmową.

Biedny Adam, nawet obiadu nie może zjeść nie niepokojony natarczywymi spojrzeniami kobiet ;D
Cytat:
Nie uwierzysz, ale mój mąż nie ma pojęcia, co jest piękne i gustowne – oburzyła się dama w błękitach. – Kupił mi kameę! Wyobrażasz sobie?! Do czego ja to będę nosić?
- Rzeczywiście – dama w fioletach pokiwała ze zrozumieniem głową. – Kamee są już niemodne.
- W ogóle się mną nie interesuje – poskarżyła się błękitna pani. – On chyba mnie nie kocha!

Myślę, że jakby widział te powłóczyste spojrzenia rzucane w stronę nieznajomych to by się bardzo zainteresował
Cytat:
Moja droga, nie denerwuj się tak – zatroszczyła się przyjaciółka. – Po prostu powiedz mu, jakiego prezentu oczekujesz i na pewno to dostaniesz.
- Może mam mu jeszcze powiedzieć, żeby mi kupił broszkę w kształcie róży, bo ta symbolizuje miłość?

Sam by się raczej nie domyślił
Cytat:
Co?! – fuknęła. – Urządzę awanturę. Jak się ma żonę, to trzeba ją rozpieszczać, a nie kupować jakieś staroświeckie kamee.

I przez takie kobiety kobiety mają złą opinię… Ale Adam miał niezły ubaw i gotowy pomysł na prezent Very Happy
Cytat:
Na ulicy przystanął, przepuszczając jakąś matronę z koszykiem jabłek. Obejrzał się z tęsknotą za soczystymi owocami

Podświadomo tęsknota za domem?
Cytat:
niespodziewanie stanął oko w oko z Nanette. Bratowa wydawała się tak samo zaskoczona jak on. Wyglądała kwitnąco. W prawej ręce trzymała białą, koronkową parasolkę chroniącą przed słońcem, a lewą przytrzymywała dziecko. Adam przyjrzał się chłopcu i zmarszczył brwi. Maluch, który spoglądał na niego z ciekawością, miał zielone oczy i burzę jasnych, kręconych włosów. Do złudzenia przypominał mu najmłodszego brata.

A to niespodzianka…
Cytat:
Nie masz pewności, że to mój syn – stwierdził naburmuszony Joe. – Nanette robiła, co chciała. Nie wiadomo, w jakim towarzystwie się obracała i z kim się spotykała. Równie dobrze, to może być dziecko kogoś innego.
- Święty się odezwał – rzucił z ironią Adam. – Akurat w kwestii wierności to nie powinieneś zabierać głosu.
- Tak uważasz?
- Maribel miałaby sporo do powiedzenia w tym temacie – zauważył bezlitośnie Adam.

Joe poniekąd ma rację…a poniekąd jej nie ma. Adam jest cierpki i złośliwy Rolling Eyes
Cytat:
Chcesz mnie obrazić?
- Owszem, cały czas próbuję – przytaknął z nonszalancją.

Jeszcze trochę a Kim będzie musiała Adama opatrywać…
Cytat:
- Widziałam się z Adamem – powiedziała. – Zawsze był bystry i szybki w wyciąganiu bezbłędnych wniosków – podeszła do kominka i poprawiła ustawienie zegara. - Wiedziałam, że prędzej czy później pojawisz się w Phoenix i będziesz chciał poznać prawdę.
- Adam twierdzi, że chłopiec, z którym byłaś, jest moi synem. To prawda?
- Tak – przyznała po prostu.

Przynajmniej szybko poszło… szybko i boleśnie.
Cytat:
Ja pamiętam to zupełnie inaczej – zauważyła, biorąc się pod boki. – Powiedziałeś, że traktuję nasze małżeństwo jak czasowy pobyt w banku, a później dodałeś, że jestem w stosunku do ciebie wyniosła i oziębła. Trudno się po czymś takim nie obrazić.

Trudno się też nie zdenerwować, kiedy ktoś wyjeżdża bez słowa.
Cytat:
Gdzie się podziała ta dziewczyna, która patrzyła na mnie jak w tęczę? – zapytał z żalem.
- A gdzie się podziewa chłopak, który skradł moje serce? – odwdzięczyła się na poczekaniu.

Urocze…
Cytat:
Joseph David – wyjaśniła Nanette. – Mówimy na niego JD.
- Joseph David Cartwright – powtórzył z dumą ojciec.
Joe spojrzał na żonę. Miał syna i nie zamierzał się z nim rozstawać. Cóż, czekała go poważna rozmowa z Nanette...

Jaka zmiana frontu!

Bardzo ciekawy odcinek Mada Very Happy piękne, bogate opisy, ciekawe rozmowy i urozmaicone charaktery bohaterów Very Happy


ok, teraz się zabieram za ciąg dalszy komentarza Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Sob 10:35, 02 Maj 2015    Temat postu:

Cytat:
Siedmioro pociech w przeróżnym wieku stało w nabożnym skupieniu, niemal stykając się czołami. Pięcioletnia Susan patrzyła z zainteresowaniem odkrywcy, jej niespełna czteroletni braciszek Andrew z przejęciem, mała Maria wstrzymywała oddech. Dzieci Hossa – Katie i Luke - pootwierały usta, JD wydął policzki i wypuszczał z prychnięciem powietrze tak gwałtownie, że loki nad czołem rytmicznie falowały. Dwuletni Chris – synek Arthura i Holly Montgomerych, którzy od trzech dni bawili w Ponderosie, przekrzywił zabawnie głowę, starając się więcej dojrzeć.

To musiał być cudowny widok Very Happy
Cytat:
Tata mi mówił – z dumą odparła dziewczynka.
- Nasz tata wie wszystko – przytaknął zachwycony Andrew.
- Mój też – cichutko wtrąciła Maria.
- A nasz zna się na koniach lepiej od waszego – Katie pokazała język, zabawnie kręcąc głową.
Susan wzięła się pod boki, a w jej oczach błysnęła determinacja.
- Nasz tata jest od waszego starszy i mądrzejszy – rzuciła z triumfem.
- Właśnie – poparł ją Andrew.

Biedna Marie niemal nie mogła się przebić ze swoim postulatem Very Happy Ach, szkoda, że ojcowie nie słyszeli tych peanów Very Happy
Cytat:
Żółtą – powiedziała Katie.
- Raczej morelową – poprawiła ją Susan. – Z czekoladowymi paskami.
- Mama ma ciasto czekoladowe w koszyku – przypomniał sobie Luke i runął w kierunku koca, na którym siedziała Lucy. Katie poszła jego śladem, podobnie jak Susan, JD i Chris. Billy niespiesznie ruszył za nimi. Też miał ochotę na ciasto, ale nie zamierzał lecieć z wrzaskiem jak jakiś trzylatek.

Odpowiednie skojarzenie Very Happy
Cytat:
Podoba ci się? – zapytał synek Adama, przykucając obok dziewczynki i ruchem brody wskazując ślimaka.
- Jest milutki – przytaknęła Maria. – Ale musi mu być ciasno w takim malutkim domku.
- Ciasny, ale własny – popisał się Andrew usłyszaną niedawno frazą.

Ciekawe, córka Adama jest przebojowa i władcza, synowie przejawiają bardziej refleksyjne i spokojniejsze usposobienie Very Happy
Cytat:
Tematów do rozmowy nie brakowało. Panie mówiły o pogodzie, dzieciach, najnowszej książce Balzaka, San Francisco, Chicago, malarstwie, a także pracowni słynnego na całym świecie projektanta damskiej odzieży Charlesa Wortha.*

Pół świata zdołały omówić Very Happy
Cytat:
Dan, Adam i Joe podeszli do brzegu, w miejscu wskazanym przez Toby’ego. W wodzie ktoś leżał, nie ruszał się. Nie widzieli jego twarzy, jedynie czarne, krótko obcięte włosy, koszulę w szaro-granatową kratę i ciemne spodnie. Dan wskoczył do wody z jednej strony, Joe z drugiej. Obaj wyciągnęli topielca na brzeg. Odwrócili go twarzą do słońca. Przyglądali mu się ze zmarszczonymi brwiami.
- To ktoś obcy – zawyrokował Dan.

No i po radosnym nastroju piknikowym… zagadka jest makabryczna a Toby miał nieszczęście ją odkryć…
Cytat:
Prawda była jednak inna. Nanette sypiała w jednym pokoju z JD, a Joe w ich dawnej sypialni. Rozmawiali ze sobą, zajmowali się dzieckiem, wieczorem oboje siadywali przy dziecinnym łóżeczku, jadali wspólne posiłki i na tym kończyła się ich bliskość. Joe w żaden sposób nie zasygnalizował, że zależy mu na żonie jako kobiecie, a nie tylko matce jego dziecka. Traktował ją uprzejmie, ale nic poza tym. W takich chwilach jak ta – wypełnionych samotnością – Nanette dochodziła do wniosku, że zasłużyła sobie na oziębłość ze strony męża.

Ta samokrytyka długo raczej nie trwała
Cytat:
Nadal nic mi to nie mówi – przyznała. – Może mi pani wyjaśnić … - zaczęła, ale pani Ferguson jej przerwała.
- Proszę zapytać swego męża o powiązania z Maribel – poradziła. – Jestem pewna, że nie będzie wiedział, gdzie oczy podziać – pokiwała głową i z miną pełną samozadowolenia z dobrze spełnionego obowiązku szybko się oddaliła w kierunku swego domu.

Och, jak miło… zawsze się znajdzie ktoś dobrze poinformowany, kto cię poinformuje o ważnych rzeczach…
Cytat:
Zaczynała doskonale rozumieć ich sens. Zrobiło się jej gorąco, gdy pojęła, że Joe odwiedzał Maribel, gdy ona mieszkała w Phoenix. Być może nadal do niej chodzi... To by wyjaśniało, dlaczego nie jest zainteresowany wdziękami żony.

Na pewno jest to jedyny możliwy powód. Jakoś musze przyznać, ze nie jest mi żal Nanette. Naważyła piwa… A cierpią oboje. Joe też nie jest niewinny, przyznaję.
Cytat:
Lucy, powiedz mi, proszę … - zaczęła Nanette. – Co byś zrobiła, gdybyś się dowiedziała, że Hoss cię zdradza?
- Hoss? – zaśmiała się perliście Lucy.
- Wiem, wiem – szybko zapewniła. – Ale gdyby …?
- Nie uwierzyłabym, po prostu – przyznała beztrosko.

Pozazdrościć Lucy… ale ona wiedziała, kogo ma wybrać i jak ma traktować Very Happy

Relacje między Joe a Nanette się komplikują, atmosfera się zagęszcza.
I dodatkowo – makabryczna zagadka, która mnie nieco męczy…
Świetny odcinek, ciekawy, dopracowany… pięknie opisana scena z dziećmi – ich charaktery, relacje między nimi Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Sob 10:52, 02 Maj 2015    Temat postu:

Cytat:
Sen z powiek spędzała mu Nanette. Od chwili, gdy dowiedziała się o Maribel, nie chciała z nim rozmawiać. Nie reagowała na jego prośby i perswazje. Patrzyła na niego, jakby był powietrzem. Z początku bał się, że znowu wyjedzie, w tajemnicy ucieknie, zabierając JD. Dwa dni po tym, jak zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, usłyszał w nocy, jak wychodzi z pokoju. Wyskoczył z łóżka i wypadł na korytarz, zdecydowany zatrzymać ją choćby siłą. Ledwie udało mu się przed nią wyhamować. Zaskoczona cofnęła się, opierając o ścianę.

Widać, że miłość Joe do synka jest bezgraniczna i wybuchłą nagle…
Cytat:
Wiem, o czym pomyślałeś – olśniło ją w jednej chwili. – Myślałeś, że uciekam, prawda?
- Tak – przyznał z niechęcią.
- Nie zrobię tego – powiedziała z jakimś smutkiem. – Nie mogłabym. JD cię kocha i jest tu szczęśliwy.

Przynajmniej tutaj odezwały się jakieś resztki rozumu… Niewiele jeszcze piszesz o JD, ale chłopiec będzie podwójnie szalony– raz po matce, drugi raz po ojcu Rolling Eyes
Cytat:
Powiedz mi, co mam robić? – Joe zapytał szeptem.
- Spać – mruknął Adam.
- Co powinienem zrobić z Nanette? – nie dawał za wygraną.
- Joe, przecież to twoja żona – jęknął Adam. – Naprawdę nie wiesz, co się robi z żoną?
- Nie o to mi chodzi.

Odpowiedzi równie precyzyjne co pytania Laughing
Cytat:
Zapytaj ją i wysłuchaj tego, co powie. Nie lekceważ jej potrzeb. Sam też zadawaj pytania. Musicie porozmawiać o swoim oczekiwaniach, błędach, pretensjach. Dopiero jak to wyjaśnicie, możecie zacząć od nowa budować swój związek.
- Ale ona nie chce ze mną rozmawiać – przyznał zniechęcony. – Próbowałem kilka razy.

Muszę powiedzieć, że Adam ma bardzo współczesne podejście do instytucji małżeństwa. Very Happy
Cytat:
Już po minie Adama poznał, że udało mu się dokonać wyjątkowo korzystnej transakcji, a słowa pierworodnego tylko to potwierdziły

Ciekawa jestem, jaka to była mina Very Happy
Cytat:
Wyglądała, jakby właśnie tego od niego oczekiwała. Joseph nie wiedział, że jej zachowanie w dużej mierze było zasługą Lucy i Kimberly, które tydzień temu z własnej inicjatywy zabrały Nanette na spacer i przekonały ją, żeby wysłuchała tego, co mąż ma jej do powiedzenia, próbowała go zrozumieć, przebaczyć i jakoś uratować ich małżeństwo.

Szczęśliwy zbieg okoliczności
Cytat:
Czekałaś na mnie?
(…)Joe poczuł, że coś przegapił. Przypomniał sobie swoją rozmowę z Adamem po tym, jak Nanette wyjechała. Starszy brat radził mu, aby za nią pojechał. Niemal siłą ściągał go z łóżka, na którym leżał rozżalony i przeżywał opuszczenie przez żonę. Dotarło do niego, że gdyby wówczas schował dumę do kieszeni, tak jak doradzał mu Adam, teraz być może wszystko wyglądałoby inaczej.

Jakoś wątpię, czy wszystko by wyglądało inaczej. Tylko Nanette miała by go bardziej pod pantoflem.
Cytat:
Wolałbym, żebyś w przyszłości mówiła głośno o tym, czego chcesz i na czym ci zależy. Wtedy będzie nam obojgu łatwiej.
- Dobrze.

Dobry pomysł, ciekawe czy jest możliwy do zrealizowania?
Cytat:
Tym bardziej powinniśmy się postarać o miłe wspomnienia – usiłował ją przekonać.
- Wiem, ale … nie dziś – zastrzegła. – Dziś nie mogę.
- Jutro?
- Nie wiem, może …
- Poczekam, choć za cierpliwość nie mogę ręczyć – wyznał. – Nie każ mi długo czekać.

(ciężkie westchnięcie) Joe, nie przesadzaj…
Cytat:
Kimberly w kreacji od Wortha, którą Adam specjalnie sprowadził z Paryża, wyglądała olśniewająco. Ciemnozielona suknia była wyszywana przy staniku i na spódnicy złotą nicią, która wyczarowała gdzieniegdzie delikatne, kwiatowe wzory. Głęboko wycięty dekolt przysłaniała wstawka ze śnieżnobiałej koronki, z której były również wykonane długie rękawiczki stykające się z gładkim rękawkiem sukni. Diamentowe kolczyki - prezent z okazji narodzin Andrew - chwiały się lekko przy każdym poruszeniu głowy. Kimberly wzięła w dłonie puzderko leżące na toaletce i otworzyła wieczko. Wiedziała, że kwiatowa broszka będzie uwieńczeniem jej starań o właściwą prezencję.

Jaki opis Exclamation Aż brak mi słów… Tu już nawet wyobraźnia nie jest potrzebna Very Happy Jaka suknia, biżuteria!
Cytat:
Susan westchnęła z głębi swego pięcioletniego serduszka i obiecała sobie w duchu, że kiedyś będzie się ubierała tak jak mama, najpiękniej na świecie.

O ile tatuś przeżyje te zachwycone spojrzenia męskiej części miasta Very Happy
Cytat:
Joe i Nanette chyba właśnie się pogodzili – powiedziała zadowolona, wskakując niczym podlotek do łóżka.
- Nareszcie – westchnął z ulgą Hoss. – Joe ostatnio był nie do wytrzymania. Jakiś taki … spięty – znalazł w końcu właściwe słowo.
- Po dzisiejszej nocy z pewnością wróci do formy – Lucy zdążyła puścić do Hossa oczko, zanim mąż zgasił lampę.

Joe i Nanette choć na chwilę się pogodzili… A Lucy i Hoss niezmiennie się kochają i rozumieją Very Happy Sa piękną parą Very Happy

Mada, opowiadanie jest świetne, podziwiam cię, że potrafisz cierpliwie prowadzić jednocześnie tyle wątków i tworzysz prawdziwą sagę rodzinną Very Happy
Czekam na ciąg dalszy Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:28, 02 Maj 2015    Temat postu:

senszen napisał:
Biedny Adam, nawet obiadu nie może zjeść nie niepokojony natarczywymi spojrzeniami kobiet

Jak się ma taką urodę, to trzeba cierpieć. Very Happy

senszen napisał:
Ciekawe, córka Adama jest przebojowa i władcza, synowie przejawiają bardziej refleksyjne i spokojniejsze usposobienie

Susan jeszcze nie pokazała w pełni swego temperamentu. A przed Billym trudny czas dojrzewania, więc on też na pewno choć trochę się zmieni.

senszen napisał:
I dodatkowo – makabryczna zagadka, która mnie nieco męczy…

O makabrycznej zagadce będzie więcej w następnym odcinku. Rolling Eyes

senszen napisał:
Niewiele jeszcze piszesz o JD, ale chłopiec będzie podwójnie szalony– raz po matce, drugi raz po ojcu

Senszen, jak to przeczytałam, to zaczęłam się śmiać. Uwaga jak najbardziej trafna. Smile

senszen napisał:
Ciekawa jestem, jaka to była mina

Zadowolenie przemieszane z dumą i poczuciem wyższości. Wink

Senszen, bardzo dziękuję za komentarz, zwłaszcza za to określenie „saga rodzinna” – przyjemnie połechtało mą próżność. Embarassed


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:51, 02 Maj 2015    Temat postu:

Cytat:
Joe okręcony grubym kocem przewracał się z boku na bok, szukając wygody, o którą trudno było pod gołym niebem. Księżyc świecił jasno, gdzieś w oddali wył samotny kojot. Palące się w ognisku gałęzie co jakiś czas trzaskały, ale dawały przyjemne ciepło.

Bardzo fajny, sugestywny opis noclegu pod gołym niebem
Cytat:
Od chwili, gdy dowiedziała się o Maribel, nie chciała z nim rozmawiać. Nie reagowała na jego prośby i perswazje. Patrzyła na niego, jakby był powietrzem. Z początku bał się, że znowu wyjedzie, w tajemnicy ucieknie, zabierając JD. Dwa dni po tym, jak zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, usłyszał w nocy, jak wychodzi z pokoju. Wyskoczył z łóżka i wypadł na korytarz, zdecydowany zatrzymać ją choćby siłą.

Joe ma wiele do przemyślenia. Mimo wszystko nie powinien dziwić się Nanette. Pomijając wszystkie zawirowania w jakie wpadła ta para, Nanette ma prawo czuć się zraniona. Z kolei Joe już zawsze będzie się bał, że żona ucieknie od niego. Jeżeli tak to czeka go niejedna bezsenna noc.
Cytat:
- Wiem, o czym pomyślałeś – olśniło ją w jednej chwili. – Myślałeś, że uciekam, prawda?
- Tak – przyznał z niechęcią.
- Nie zrobię tego – powiedziała z jakimś smutkiem. – Nie mogłabym. JD cię kocha i jest tu szczęśliwy.

Nanette zaczęła myśleć nie tylko o sobie. Miła odmiana. Zobaczymy, czy wytrwa w swoim postanowieniu
Cytat:
Pomyślał, że jeśli wyjedzie, żona będzie miała kilka tygodni na przemyślenia, ochłonie i może po powrocie uda im się posklejać to, co zostało z ich małżeństwa. Przez cały spęd zastanawiał się, czy podjął właściwą decyzję.

Zastanawiam się, czy Joe dobrze zrobił wyjeżdżając. Z Nanette wystarczająco długo żyli osobno. Joe liczy na posklejanie małżeństwa, ale przy momentami wrogim nastawieniu obojga do siebie, może im być ciężko porozumieć się. Cóż, zobaczymy jak rozwinie się akcja
Cytat:
W końcu odrzucił koc i usiadł, rozglądając się, w poszukiwaniu pomocy. Adam spał na mchu pod drzewem. (…) Pociągnął brata za ramię. Adam otworzył oczy i widząc, że to Joe, zdjął rękę z broni.
- Powiedz mi, co mam robić? – Joe zapytał szeptem.
- Spać – mruknął Adam.
- Co powinienem zrobić z Nanette? – nie dawał za wygraną.
- Joe, przecież to twoja żona – jęknął Adam. – Naprawdę nie wiesz, co się robi z żoną?

Początek sceny przypomina mi odcinek pt.”The Hanging Posse” w 25 min. Dialog między braćmi przepyszny
Cytat:
Joe westchnął i ściszonym głosem jął opowiadać bratu wszystko po kolei. Nie pominął żadnego szczegółu. Adam słuchał uważnie, opierając się plecami o pień drzewa. Nie przerywał opowieści, choć nie umknęły mu takie szczegóły jak zmieszanie, rozżalenie czy zdenerwowanie na twarzy Josepha. Gdy brat skończył i wlepił w niego oczy, oczekując gotowej recepty, Adam ciężko westchnął.
- To, co powiem, będzie mało odkrywcze – potarł z zakłopotaniem szczękę. – Jesteście małżeństwem, macie dziecko, oboje je kochacie. Podejrzewam, że oboje nadal też kochacie siebie. To dużo, ale w waszym przypadku wciąż za mało.

Nie ma to jak starszy brat! Dodam mądry, spostrzegawczy, wyrozumiały, dający przemyślane rady. To, czy Joe z nich skorzysta to zupełnie inna sprawa.
Cytat:
- Nie próbuj, po prostu zrób to. Nanette ma silny charakter i uległością nic tu nie wskórasz.
Joe pokiwał głową i zacisnął usta. (…)
- Dziękuję – powiedział bezgłośnie, nie chcąc budzić śpiących kowbojów.
Adam uśmiechnął się z wyrozumiałością starszego brata i kiwnął lekko głową.

Powtórzę raz jeszcze - ciekawe czy Joe skorzysta z rad Adama. Dobrze, że przypomniał sobie o tym aby podziękować bratu.
Cytat:
Ben wyszedł powitać synów wracających ze spędu. Już po minie Adama poznał, że udało mu się dokonać wyjątkowo korzystnej transakcji, a słowa pierworodnego tylko to potwierdziły. Posiłek w rodzinnym gronie upłynął szybko i przyjemnie. Jedynie spięty Joe rzucał nerwowe spojrzenia w kierunku Nanette.

Oczami wyobraźni widzę tę rodziną scenkę – zadowolonego Bena, Adama z tą jego charakterystyczną miną prawdziwego zdobywcy (korzystna transakcja to nie byle co!) i całą resztę rodziny. Na pewno było wesoło i niezwykle przyjemnie. Wszyscy stęsknieni, no może z jednym wyjątkiem – Małego Joe.
Cytat:
- Musimy poważnie porozmawiać.
- Dobrze – natychmiast się zgodziła, wprawiając Joe w stan niebotycznego zdumienia. Spodziewał się, że natrafi na opór, a tymczasem żona nie wyrażała sprzeciwu. Wyglądała, jakby właśnie tego od niego oczekiwała.

A to niespodzianka. Nie spodziewałam się, że Nanette tak szybko zgodzi się na poważną rozmowę. Jednak jak to się nieco później okazało to perswazja Kim i Lucy miała decydujące znaczenie.
Cytat:
- Nigdy nie spytałem cię, dlaczego tak naprawdę wyjechałaś z Ponderosy – zaczął.
- Zostawiłam ci list …
- Pamiętam – przyznał. – Napisałaś, że chcesz wszystko przemyśleć.
- Zgadza się.
- Nie było cię pół roku – stwierdził fakt. – (…) - To dlaczego nie wróciłaś wcześniej?
- Myślałam, że … po mnie przyjedziesz – przyznała z delikatnym rumieńcem. – Wiem, to było głupie i dziecinne – dodała, widząc, że Joe chce jej przerwać. – Założyłam, że jeśli ci na mnie zależy, to sprowadzisz mnie z powrotem. Czekałam, ale ty nie przyjechałeś.

Początek rozmowy przywiódł mi na myśl rozmowę dwojga dzieci. Każde z nich rozżalone, oczekujące na ruch tego drugiego, z trudem przełamujące żal, pretensję. Zakładające, że to on/ona jest winien/winna i powinien/powinna zrobić pierwszy krok. Mam nadzieję, że ta ich, jak się zdaje, pierwsza poważna rozmowa to początek pojednania.
Cytat:
Joe poczuł, że coś przegapił. Przypomniał sobie swoją rozmowę z Adamem po tym, jak Nanette wyjechała. Starszy brat radził mu, aby za nią pojechał. Niemal siłą ściągał go z łóżka, na którym leżał rozżalony i przeżywał opuszczenie przez żonę. Dotarło do niego, że gdyby wówczas schował dumę do kieszeni, tak jak doradzał mu Adam, teraz być może wszystko wyglądałoby inaczej.

A trzeba było słuchać starszego brata. Adam ma przecież zawsze rację!
Cytat:

- Czasem mam ochotę przełożyć cię przez kolano i wlepić kilka klapsów – wyznał pod wpływem impulsu.
- To byłaby wreszcie jakaś odmiana – mruknęła niewyraźnie.
- Czy ty wiesz, co zrobiłaś?! – uniósł głos. – Pozbawiłaś mnie dwóch lat z życia JD! Nie widziałem go, gdy się urodził. Nie widziałem, jak uczył się chodzić. Nie słyszałem jego pierwszego słowa. Nie wiedziałem, że jestem ojcem!!!
- Przyznaję, to był błąd – powiedziała z trudem, bo nie lubiła przyznawać się do błędu.

Pojawiły się tu dwa elementy:
1) groźba Joe przyjęta z niejakim zainteresowaniem przez Nanette (co też tej dziewczynie chodzi po głowie)
2) Nanette przyznała się wreszcie, że popełniła błąd. To sprawiło, że dostała ode mnie maleńki plusik.
Cytat:
- Nic nie wiesz – odwróciła się gwałtownie. – Kocham JD i dlatego tu jestem. Wyrządziłam mu krzywdę, usuwając cię z jego życia. Dziecko powinno mieć ojca i matkę. Nie chcę, żeby nasz synek kiedykolwiek cierpiał tylko przez to, że my nie potrafimy się porozumieć.
- Ja też nie chcę, żeby JD był nieszczęśliwy – zgodził się natychmiast. – I dlatego uważam, że dla jego dobra powinniśmy spróbować odbudować nasz związek.

Trochę niepokoi mnie, że przynajmniej na razie JD jest powodem dla którego tych dwoje chce naprawić swój związek
Cytat:
Kimberly w kreacji od Wortha, którą Adam specjalnie sprowadził z Paryża, wyglądała olśniewająco. Ciemnozielona suknia była wyszywana przy staniku i na spódnicy złotą nicią, która wyczarowała gdzieniegdzie delikatne, kwiatowe wzory. Głęboko wycięty dekolt przysłaniała wstawka ze śnieżnobiałej koronki, z której były również wykonane długie rękawiczki stykające się z gładkim rękawkiem sukni. Diamentowe kolczyki - prezent z okazji narodzin Andrew - chwiały się lekko przy każdym poruszeniu głowy. Kimberly wzięła w dłonie puzderko leżące na toaletce i otworzyła wieczko. Wiedziała, że kwiatowa broszka będzie uwieńczeniem jej starań o właściwą prezencję. Delikatnie pogładziła diamentowe rozety, wprawiając w ruch złotą różę.

Kim musiała pięknie wyglądać. Tylko pozazdrościć
Cytat:
Dech jej zaparło z zachwytu i zaskoczenia. Dopiero po chwili dotarło do niej, że Adam pyta, czy broszka jej się podoba. Odłożyła ją delikatnie na stolik i spojrzała na niego błyszczącymi oczyma. Stał w tej swojej nonszalanckiej pozie, z leniwym uśmiechem i figlarnym błyskiem w oku. Niewiele myśląc, podskoczyła i zawisła z rękoma na jego szyi. Chyba nie spodziewał się tak gwałtownej reakcji, bo stracił równowagę. Na szczęście tuż za nim znajdowało się łóżko, na którym oboje bezpiecznie wylądowali. I tak jakoś wyszło, że rodzina zobaczyła ich dopiero wieczorem przy kolacji…

Dziwne, że w ogóle pojawili się na kolacji
Cytat:
Susan westchnęła z głębi swego pięcioletniego serduszka i obiecała sobie w duchu, że kiedyś będzie się ubierała tak jak mama, najpiękniej na świecie.

Urocze
Cytat:
Hoss uniósł brwi, widząc pudełeczko w jej dłoni. Jeszcze bardziej zaskoczył go promienny uśmiech na twarzy żony, który zamienił się po chwili w cichy śmiech.
- Co się stało? – zapytał rozbawiony jej znakomitym humorem.
- Joe i Nanette chyba właśnie się pogodzili – powiedziała zadowolona, wskakując niczym podlotek do łóżka.

To niezwykle optymistyczna wiadomość. Zobaczymy, czy naprawdę wyjdzie coś dobrego z tego godzenia się Joe i Nanette.
Mada bardzo spodobał mi się ten odcinek. Przeczytałam go z prawdziwa przyjemnością. Miałam nadzieję, że dojdzie do poważnej rozmowy Joe i Nanette, i tak się stało. Chyba trochę wbrew sobie będę trzymać kciuki za tę parę. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:07, 02 Maj 2015    Temat postu:

ADA napisał:
Początek sceny przypomina mi odcinek pt.”The Hanging Posse” w 25 min. Dialog między braćmi przepyszny

A wiesz, ADA, że jak opisywałam tę scenę, to właśnie myślami błądziłam w okolicach odcinka „The Hanging Posse”, który zresztą bardzo lubię. Smile

ADA napisał:
Nanette przyznała się wreszcie, że popełniła błąd. To sprawiło, że dostała ode mnie maleńki plusik.

Cóż, trochę czasu minęło, odkąd wyjechała z Ponderosy. W jej życiu zaszły zmiany, co miało także wpływ na jej przemyślenia. Nanette ma teraz dziecko i może dzięki niemu zacznie myśleć i postępować poważniej. Rolling Eyes

ADA napisał:
Chyba trochę wbrew sobie będę trzymać kciuki za tę parę.

Ciekawe spostrzeżenie...

ADA, bardzo dziękuję za interesujący komentarz. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:53, 03 Maj 2015    Temat postu:

Efekt długiego weekendu. Smile

* * * * *

1866 – cz. I.

Dzień chylił się ku zachodowi, gdy do miasta wjechał stary, zdezelowany wóz zaprzężony w jednego srokatego konia. Powoził nim starszy mężczyzna. Siwe kosmyki włosów wymykały się spod brązowego, przykurzonego kapelusza. Jego ręce były mocne, poznaczone bruzdami – pamiątkami ciężkiej pracy. Rozglądał się czujnie na boki, jakby kogoś wypatrywał. W pewnym momencie natrafił na szyld biura szeryfa. Przy filarze stał wysoki mężczyzna w czarnej, skórzanej kamizelce. Do jego szarej koszuli była przypięta błyszcząca gwiazda stróża prawa. Nieznajomy zatrzymał wóz i przyjrzał się szeryfowi. Dan Stevenson również wpatrywał się w mężczyznę. Kogoś mu przypominał, choć wiedział, że z całą pewnością go nie zna. Jego ubiór sprawił, że w ułamku sekundy wróciła do niego sprawa sprzed niespełna roku – wciąż nierozwiązana. Wyłowili wówczas z jeziora zwłoki mężczyzny. Mimo drobiazgowego śledztwa nie udało mu się ustalić tożsamości zabitego ani znaleźć mordercy. Teczkę z papierami dotyczącymi tej sprawy Dan wciąż trzymał w zasięgu ręki, w szufladzie biurka. Co jakiś czas czytał od nowa zeznania, przeglądał notatki i uwagi. Teraz pojawił się cień szansy na rozwiązanie zagadki. Było coś, co łączyło tych dwóch mężczyzn – zabitego i przyjezdnego – nosili identyczne koszule w szaro-granatową kratę. Mieli też podobne rysy twarzy.
- Jest pan szeryfem w tym mieście? – zapytał nieznajomy, chcąc w jakiś sposób zacząć rozmowę.
- Dan Stevenson – szeryf lekko skinął głową. – A kim pan jest?
- Magnus Prachett – przedstawił się mężczyzna. – Szukam syna.
- Wejdźmy do środka – zaproponował Dan.
W biurze szeryf wskazał panu Prachettowi wolne krzesło i sięgnął po dzbanek.
- Kawy? – zapytał.
- Z przyjemnością – mężczyzna zdjął kapelusz i powachlował się nim z westchnieniem.
Dan podał mu kubek i usiadł za biurkiem. Dłużej nie mógł już zwlekać, choć wiedział, że za chwilę będzie musiał oznajmić temu człowiekowi przykrą nowinę.
- Powiedział pan, że szuka syna – przypomniał rzeczowym tonem.
- Tak, mój syn Thomas w sierpniu ubiegłego roku wyruszył w te strony w celu zakupienia ziemi na niewielką farmę – wyjaśnił pan Prachett. – Miał zgłosić się do Bena Cartwrighta.
- Zna pan Cartwrightów? – zainteresował się szeryf.
- Nie – mężczyzna pokręcił głową. – Ale mój znajomy z Oregonu gościł kiedyś w Ponderosie i opowiadał, że Ben Cartwright ma mnóstwo ziemi i czasem pozwala komuś się na niej osiedlić.
- Rozumiem – Dan upił łyk kawy i zadał następne pytanie. – Dlaczego pański syn chciał tutaj zamieszkać?
- Widzi pan, szeryfie, tam, gdzie mieszkamy, nie da się normalnie żyć. Miastem i okolicą rządzi niejaki Nelson. Wszystkich trzyma w garści – szeryfa, burmistrza. Ma udziały w każdym biznesie – pan Prachett nareszcie miał okazję się wyżalić. - Przed rokiem zaczął wykupywać ziemię. Ci, którzy nie chcieli sprzedać, byli zastraszani lub szantażowani. Musieliśmy sprzedać naszą farmę, bo groził, że wykurzy nas ogniem i wtedy zostaniemy z niczym. Dostaliśmy połowę normalnej ceny. Cały dobytek przenieśliśmy do pastora, który sam ledwie wiąże koniec z końcem.
- Wróćmy do pańskiego syna – zaproponował Dan, dolewając mężczyźnie kawy.
- Thomas wziął pieniądze i wyruszył do Ponderosy. To daleka droga. Wiedziałem, że nie wróci po mnie wcześniej jak za jakieś trzy miesiące – wyznał pan Prachett. – Czekałem cztery. Nie miałem od niego żadnych wieści. Postanowiłem wyruszyć na poszukiwania. Gdy wyszedłem ze sklepu z prowiantem na drogę, trafiłem na uliczną bójkę stałych bywalców saloonu. Ktoś mnie popchnął i wpadłem pod jadący dyliżans – mężczyzna skrzywił się boleśnie. – Nie będę pana zanudzał szczegółami. Dopiero niedawno stanąłem na nogi. Jestem w drodze od sześciu tygodni. Wiem, że mój syn dotarł do Nevady. Spotkałem ludzi, którzy go zapamiętali, widzieli, rozmawiali z nim. Czy jest teraz może w Virginia City lub w Ponderosie?
- Jak wygląda pański syn? – Dan nie chciał mieć żadnych wątpliwości.
- Wysoki, szczupły brunet – Prachett uśmiechnął się do własnych wspomnień. – Na pewno miał na sobie identyczną koszulę jak ja. Żona pastora nam je uszyła w podzięce za pomoc w naprawie domu.
- Rozumiem – szeryf łyknął kawy i odstawił kubek. – Czy pański syn znał kogoś w naszym mieście lub okolicach?
- Nie sądzę – szybko zaprzeczył.
- Jak dużą sumę pieniędzy miał przy sobie?
- Sporą – mężczyzna podrapał się po głowie. – Oprócz pieniędzy od Nelsona dałem mu też oszczędności. Miało starczyć na ziemię, inwentarz i budowę skromnego domu.
- Taaak – Dan pokiwał głową z zastanowieniem. – Czy pański syn miał wrogów?
- Raczej nie – odpowiedział wolno. – Thomas to typ samotnika. Dotąd się nie ożenił, a powinien mieć już dzieci i to nieźle odchowane. Ale … - mężczyzna po raz pierwszy spojrzał na szeryfa z przestrachem w oczach. – Dlaczego pan pyta o wrogów? Coś się stało? Thomas wdał się w jakąś bójkę? Jest w więzieniu? No tak, to by tłumaczyło, dlaczego nie ma od niego żadnych wieści.
- Obawiam się, że … - Dan pokręcił głową ze współczuciem. – Żadnych wieści już się pan od niego nie doczeka, niestety.
- Nie – pan Prachett spoglądał na szeryfa szeroko otwartymi oczyma.
- Przykro mi, ale pański syn nie żyje – poinformował z ciężki sercem.
- Nie wierzę – mężczyzna podniósł się z krzesła, rozejrzał się po biurze, zrobił krok do przodu, później do tyłu, zachwiał się i ciężko klapnął na siedzenie. – To nie może być prawda …
- Chciałbym, żeby było inaczej …
- Jak to się stało? – pan Prachett podniósł szkliste oczy na szeryfa.
- Ktoś go zamordował i wrzucił do jeziora na terenie Ponderosy – powiedział Dan możliwie najoględniej. – Znaleźliśmy go w trakcie rodzinnego pikniku.
- Ktoś? – mężczyzna patrzył na Stevensona rozgorączkowanym wzrokiem. – Kto to zrobił?
- Nie udało mi się ustalić sprawcy – Dan wykrztusił te słowa niemal ze wstydem, ta nierozwiązana sprawa była plamą na jego honorze.
- Więc winny uniknie kary? – głos pana Prachetta załamał się.
- Nie ma mowy! – szybko zaprzeczył szeryf. – Do tej pory nie miałem żadnych informacji o pańskim synu. Teraz wiem więcej i na nowo zajmę się tą sprawą. Nie spocznę, dopóki jej nie rozwiążę – obiecał.
- Wierzę panu – mężczyzna pokiwał ze smutkiem głową. – Gdzie mój syn został pochowany?
- Na cmentarzu za miastem, jego grób jest opatrzony tabliczką NN.
- Pójdę tam – pan Prachett podniósł się ociężale.
- Zaprowadzę pana – Dan szybko się zerwał.
- Nie. Chcę być sam … Proszę mi tylko wskazać kierunek.
Szeryf odprowadzał wzrokiem niknącą w oddali postać starszego mężczyzny, któremu wiadomość o śmierci syna dodała lat i w zauważalny sposób przygarbiła sylwetkę.

* * * * *

- Chciałeś się ze mną widzieć – Adam zaanonsował się już od progu.
- Dobrze, że jesteś – ucieszył się Dan. – Pamiętasz tego utopionego mężczyznę, którego Toby znalazł na pikniku?
- Głupie pytanie – zauważył Cartwright.
- Może i nie najmądrzejsze – przyznał szeryf – ale musiałem zrobić jakiś wstęp. Zaraz będzie rozwinięcie.
- Czekam z zapartym tchem – Adam rozsiadł się wygodnie na krześle.
- Zbyt długie wstrzymywanie oddechu może spowodować, że się udusisz – Dan nie mógł się powstrzymać przed uszczypliwą uwagą. – A teraz słuchaj. Zgłosił się do mnie ojciec tego zabitego, nazywa się Magnus Prachett. Jego syn Thomas …. – Dan ze szczegółami powtórzył Adamowi całą swą rozmowę z mężczyzną.
- Gdzie teraz jest ten … Prachett? – zainteresował się Cartwright.
- U mnie.
- Trzymasz go w celi? – Adam uniósł wysoko brwi.
- U mnie w domu – dopowiedział, a widząc zdumienie na twarzy przyjaciela, nieznacznie wzruszył ramionami. – Gdy poszedł na cmentarz, na grób syna, wróciłem do domu. Opowiedziałem o wszystkim Elizabeth. Spojrzała na mnie i orzekła, że nie możemy zostawić tego człowieka bez pomocy. Miała rację … sam powinienem był o tym pomyśleć.
- Czujesz się winny – stwierdził Adam, któremu - podobnie jak Elizabeth - wystarczyło jedno spojrzenie na twarz przyjaciela.
- Masz rację – potwierdził. – Czuję się parszywie. Ten człowiek stracił jedynego syna, wszystkie oszczędności, a morderca i złodziej w jednej osobie dotąd nie poniósł kary.
- Założę się, że pół nocy spędziłeś na analizowaniu tej sprawy od nowa – Adam spojrzał na Dana z zaciekawieniem. – Jakieś wnioski?
- Zabójca Thomasa Prachetta nieźle się obłowił. Jeśli to ktoś przypadkowy, to raczej nigdy nie trafię na ślad, ale jeśli to ktoś z mieszkańców, to prędzej czy później będzie chciał wydać te pieniądze.
- Kto jesienią ubiegłego roku nagle się wzbogacił? – Adam zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć wydarzenia sprzed kilkunastu miesięcy.
- Albert Monroe – rzucił szeryf bez przekonania.
- Dostał spadek po jakimś dalekim krewnym – wyjaśnił Cartwright. – Prosił mnie o pomoc w kwestii właściwego zainwestowania tych pieniędzy. Chodziłem razem z nim do prawnika, widziałem wszystkie dokumenty. To nie on.
- Kto jeszcze? – zastanawiał się Dan.
- Carl Tucker – podsunął Adam. – Mówił, że wygrał w pokera. Później podziękował nam za pracę i odszedł z Ponderosy.
- Nie kłamał – stwierdził Stevenson. – Byłem w saloonie, gdy mu się poszczęściło. Carl odpada.
- A Zachary Foster? – przypomniał sobie Cartwright. – Trzy miesiące temu kupił ranczo od Gibsonów.
- Mówił, że skąd ma pieniądze? – Dan wysilał bezskutecznie pamięć.
- Wspominał coś o jakiejś ciotce z Sacramento…
- Może ta ciotka w ogóle nie istnieje – zauważył Dan.
- To byłoby zbyt proste – zaoponował Adam, ale jakoś tak bez przekonania.
- Niekoniecznie – szeryf zamyślił się na chwilę. – Trzeba to jakoś dyskretnie sprawdzić. Będę musiał pojechać do Sacramento.
- Wyślij Joe – zaproponował Adam. – W końcu to twój zastępca, niech się na coś przyda.
- U niego i Nanette wszystko w porządku? – zainteresował się szeryf.
- Jakoś się dogadują – uspokoił go przyjaciel. – Poza tym takie krótkie rozstania cementują związek. Poza tym, jak Joe wróci z Sacramento, będzie miał o czym opowiadać żonie. Nanette chętnie posłucha.
- Czy w twojej wypowiedzi kryje się jakieś drugie dno? – Dan nie dawał za wygraną.
- Moja wypowiedź tym razem jest płaska jak naleśnik – Adam wstał z krzesła. – To co? Mam powiedzieć bratu, żeby wyruszał na przeszpiegi?
- Obym tego nie żałował – Dan podkreślił swą wypowiedź znaczącym uniesieniem brwi, ale w końcu przyzwalająco kiwnął głową.

* * * * *

Nanette kupiła karmelki dla JD. Wzięła taką ilość, aby synek mógł podzielić się z innymi dziećmi. Skręciła w kierunku sklepu z damską konfekcją. Potrzebowała nowych rękawiczek. Te, które miała na sobie, przestały się jej podobać. Po drodze zamierzała zajrzeć do biura szeryfa. Joe wyjechał dziś rano. Był bardzo tajemniczy. Nie chciał powiedzieć, dokąd jedzie i po co. Dowiedziała się tylko tyle, że nie podróżuje prywatnie, ale jako zastępca szeryfa. To jeszcze bardziej rozbudziło jej ciekawość, ale Joseph pozostał nieugięty i nie zdradził żadnych szczegółów. Miała nadzieję, że Dan coś powie. Drzwi do biura zastała jednak zamknięte. Mogła iść do jego domu, ale wówczas rozmowa w cztery oczy raczej nie wchodziłaby w grę. Zrezygnowała i już miała zejść na ulicę, gdy zobaczyła, że z saloonu wychodzi Maribel w towarzystwie jakiegoś kowboja z sumiastym wąsem. Nanette zatrzymała się, nie odrywając oczu od pary, która w ogóle nie zwróciła na nią uwagi. Zmierzali w kierunku pięterka, na którym Maribel wynajmował pokój. Nanette zdała sobie sprawę, że wstrzymuje oddech, więc głośno wypuściła powietrze. Musiała przyznać, że czarnowłosa panienka nie robiła jej żadnych afrontów, ale sama jej obecność w tym mieście powodowała, że nie mogła zapomnieć o zdradzie męża. Każde przypadkowe spotkanie z tą kobietą sprawiało, że traciła humor na resztę dnia. Tak było też i w tym przypadku. Niezbyt uważnie pokonała ulicę. Na szczęście nikt jej nie stratował. Weszła do sklepu, ale zamiast poprosić o pokazanie rękawiczek, powiedziała zgoła coś innego:
- Interesuje mnie bielizna. Ma pani może coś nowego?
W tym czasie Dan zmierzał do domu. Wracał z hotelu, do którego wezwał go właściciel. Pan Hobson miał problem z jednym z gości hotelowych, który od tygodnia wynajmował pokój i chciał się wymknąć, nie płacąc za usługę. Doszło do szarpaniny w recepcji, więc czym prędzej zawiadomiono szeryfa Stevensona. Jego przybycie szybko zakończyło sprawę. Gość bez szemrania zapłacił i udał się na stację dyliżansów.
Zadowolony Dan wszedł do domu, zdjął kapelusz i usłyszał śmiech Marii. Zajrzał do kuchni. Dziewczynka siedziała przy stole między matką, a panem Prachettem, który obierał jabłka. Elizabeth kroiła je na drobniutkie kawałki.
- Dziadku, a umiesz tak obrać jabłko, żeby została jedna długa skórka? – zainteresowała się Maria.
- Spróbuję – mężczyzna uśmiechnął się do dziewczynki, zabierając się za kolejny owoc.
- Córeczko, pan Prachett nie jest dziadkiem – upomniała Marię odrobinę skrępowana Elizabeth, która obawiała się, że słowa dziecka mogą sprawić przykrość ich gościowi.
- Mam siwe włosy i sporo lat na karku – powiedział pogodnie mężczyzna. – Dziadek ze mnie jak się patrzy.
- Andrew też ma dziadka i też jest siwy – podzieliła się spostrzeżeniem Maria, nie zdając sobie sprawy, że zabawnie zbudowała zdanie. Mogło z niego wynikać, że to Andrew jest siwy. Na szczęście dorośli zrozumieli, co miała na myśli.
- Tata – ucieszyła się Maria, która pierwsza dostrzegła ojca. – Robimy dżem na zimę.
- Widzę – uśmiechnął się Dan, z uwagą obserwując pana Prachetta, który kończył obierać jabłko.
Maria klasnęła w ręce, gdy skóra delikatnie opadła na stół.
- Mogę ją wziąć? – zapytała podekscytowana. – Pokażę Andrew.
- Trzeba ją zasuszyć – zadecydowała Elizabeth. – Może się nie rozpadnie. Wyniesiemy ją na zewnątrz, na słońce.
Wstały. Maria niosła na talerzyku spiralnie zwiniętą obierkę, a za nią szła Elizabeth. Obaj mężczyźni odprowadzili je wzrokiem.
- Nie chcę być natrętny – pan Prachett usprawiedliwiał się z niepewną miną. – Ale czy może już coś wiadomo?
- Mój zastępca sprawdza pewien trop – oględnie wyjaśnił szeryf. – Za kilka dni być może będę wiedział więcej.
- Kilka dni? – zasępił się mężczyzna. – Powinienem poszukać jakiegoś zajęcia i innego miejsca do spania. Państwo są bardzo mili, ale nie chciałbym zawadzać.
- Zawadzać? – Dan lekko się uśmiechnął. – Moje panie mają nareszcie towarzystwo i jak widzę, dobrze się bawią.
Zanim pan Prachett zdążył odpowiedzieć, do kuchni wbiegła Maria.
- Dziadku, jeszcze raz – poprosiła z twarzyczką jaśniejącą szczęściem. – Obierz tak samo jabłko.
- To siadaj tu koło mnie – poklepał krzesełko.
Dziewczynka skorzystała czym prędzej z zaproszenia. Elizabeth spojrzała na męża z uśmiechem. W jej oczach malowało się nieme pytanie. Dan pokiwał głową. Zrozumieli się bez słów.

* * * * *


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mada dnia Nie 19:59, 03 Maj 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:11, 03 Maj 2015    Temat postu: Marzenia i rzeczywistość

Chyba ten biedny człowiek ,który stracił syna znalazł swoją drugą rodzinę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:48, 03 Maj 2015    Temat postu:

Bardzo ciekawie rozwinęłaś ten wątek kryminalny. Skomentuję później ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Camila
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:00, 03 Maj 2015    Temat postu:

Elizabeth miała dobry pomysł, by pan Prachett został u nich i mimo, że są mu obcy, ale przychylni w tych trudnych chwilach.
Scena u domu bardzo urocza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:38, 03 Maj 2015    Temat postu:

Cytat:
Efekt długiego weekendu.

Bardzo piękny i ciekawy efekt
Cytat:

Dzień chylił się ku zachodowi, gdy do miasta wjechał stary, zdezelowany wóz zaprzężony w jednego srokatego konia. Powoził nim starszy mężczyzna. Siwe kosmyki włosów wymykały się spod brązowego, przykurzonego kapelusza. Jego ręce były mocne, poznaczone bruzdami – pamiątkami ciężkiej pracy.

Pojawiła się nowa postać. Ciekawe, kto to taki i w jakiej sprawie zawitał do Virginia City
Cytat:

Dan Stevenson również wpatrywał się w mężczyznę. Kogoś mu przypominał, choć wiedział, że z całą pewnością go nie zna. Jego ubiór sprawił, że w ułamku sekundy wróciła do niego sprawa sprzed niespełna roku – wciąż nierozwiązana. Wyłowili wówczas z jeziora zwłoki mężczyzny.

Stara niewyjaśniona sprawa powraca. Zdaje się, że teraz blisko już do jej rozwiązania
Cytat:

- Jest pan szeryfem w tym mieście? – zapytał nieznajomy, chcąc w jakiś sposób zacząć rozmowę.
- Dan Stevenson – szeryf lekko skinął głową. – A kim pan jest?
- Magnus Prachett – przedstawił się mężczyzna. – Szukam syna.

Wszystko na to wskazuje, że poznaliśmy ojca zamordowanego mężczyzny.
Cytat:

- Tak, mój syn Thomas w sierpniu ubiegłego roku wyruszył w te strony w celu zakupienia ziemi na niewielką farmę – wyjaśnił pan Prachett. – Miał zgłosić się do Bena Cartwrighta.
- Zna pan Cartwrightów? – zainteresował się szeryf.
- Nie – mężczyzna pokręcił głową. – Ale mój znajomy z Oregonu gościł kiedyś w Ponderosie i opowiadał, że Ben Cartwright ma mnóstwo ziemi i czasem pozwala komuś się na niej osiedlić.

W pierwszej chwili pomyślałam, że to jakiś znajomy Bena.
Biedny człowiek , jechał z nadzieją na zakup ziemi i lepsze życie i to życie stracił
Cytat:

- Obawiam się, że … - Dan pokręcił głową ze współczuciem. – Żadnych wieści już się pan od niego nie doczeka, niestety.
- Nie – pan Prachett spoglądał na szeryfa szeroko otwartymi oczyma.
- Przykro mi, ale pański syn nie żyje – poinformował z ciężki sercem.
- Nie wierzę – mężczyzna podniósł się z krzesła, rozejrzał się po biurze, zrobił krok do przodu, później do tyłu, zachwiał się i ciężko klapnął na siedzenie. – To nie może być prawda …
- Chciałbym, żeby było inaczej …

Żal tego starszego pana. Najgorsza z wieści, jaką można usłyszeć
Cytat:

- Chciałeś się ze mną widzieć – Adam zaanonsował się już od progu.
- Dobrze, że jesteś – ucieszył się Dan. – Pamiętasz tego utopionego mężczyznę, którego Toby znalazł na pikniku?
- Głupie pytanie – zauważył Cartwright.
- Może i nie najmądrzejsze – przyznał szeryf – ale musiałem zrobić jakiś wstęp. Zaraz będzie rozwinięcie.

Błyskotliwa rozmowa starych przyjaciół
Cytat:

- Założę się, że pół nocy spędziłeś na analizowaniu tej sprawy od nowa – Adam spojrzał na Dana z zaciekawieniem. – Jakieś wnioski?
- Zabójca Thomasa Prachetta nieźle się obłowił. Jeśli to ktoś przypadkowy, to raczej nigdy nie trafię na ślad, ale jeśli to ktoś z mieszkańców, to prędzej czy później będzie chciał wydać te pieniądze.

Adam świetnie zna przyjaciela. Wie, że jest on doskonałym szeryfem i teraz gdy pojawił się ojciec zamordowanego mężczyzny śledztwo ruszy, że tak powiem z kopyta
Cytat:

- Wyślij Joe – zaproponował Adam. – W końcu to twój zastępca, niech się na coś przyda.
- U niego i Nanette wszystko w porządku? – zainteresował się szeryf.
- Jakoś się dogadują – uspokoił go przyjaciel. – Poza tym takie krótkie rozstania cementują związek. Poza tym, jak Joe wróci z Sacramento, będzie miał o czym opowiadać żonie. Nanette chętnie posłucha.
- Czy w twojej wypowiedzi kryje się jakieś drugie dno? – Dan nie dawał za wygraną.
- Moja wypowiedź tym razem jest płaska jak naleśnik – Adam wstał z krzesła. – To co? Mam powiedzieć bratu, żeby wyruszał na przeszpiegi?
- Obym tego nie żałował – Dan podkreślił swą wypowiedź znaczącym uniesieniem brwi, ale w końcu przyzwalająco kiwnął głową.

A Adamowi, co tak zależy na wysłaniu braciszka do Sacramento? Mam podobne wrażenie, co Dan. Oby to źle nie skończyło się dla Joe.
Cytat:

Joe wyjechał dziś rano. Był bardzo tajemniczy. Nie chciał powiedzieć, dokąd jedzie i po co. Dowiedziała się tylko tyle, że nie podróżuje prywatnie, ale jako zastępca szeryfa. To jeszcze bardziej rozbudziło jej ciekawość, ale Joseph pozostał nieugięty i nie zdradził żadnych szczegółów.

Nanette pewnie „skręca się” z ciekawości. Podziwiam Joe, że słowem nie zdradził się przed żoną. No, proszę jaki zrobił się z niego twardziel
Cytat:
Nanette zatrzymała się, nie odrywając oczu od pary, która w ogóle nie zwróciła na nią uwagi. Zmierzali w kierunku pięterka, na którym Maribel wynajmował pokój. Nanette zdała sobie sprawę, że wstrzymuje oddech, więc głośno wypuściła powietrze. Musiała przyznać, że czarnowłosa panienka nie robiła jej żadnych afrontów, ale sama jej obecność w tym mieście powodowała, że nie mogła zapomnieć o zdradzie męża.

Zdrada męża głęboko tkwi w sercu Nanette i chyba nic ani nikt tego nie zmieni.
Cytat:

Zadowolony Dan wszedł do domu, zdjął kapelusz i usłyszał śmiech Marii. Zajrzał do kuchni. Dziewczynka siedziała przy stole między matką, a panem Prachettem, który obierał jabłka. Elizabeth kroiła je na drobniutkie kawałki.
- Dziadku, a umiesz tak obrać jabłko, żeby została jedna długa skórka? – zainteresowała się Maria.
- Spróbuję – mężczyzna uśmiechnął się do dziewczynki, zabierając się za kolejny owoc.
- Córeczko, pan Prachett nie jest dziadkiem – upomniała Marię odrobinę skrępowana Elizabeth, która obawiała się, że słowa dziecka mogą sprawić przykrość ich gościowi.

Bardzo sympatyczny obrazek. Pan Prachett sprawia miłe wrażenie. Mała Maria, jak na nią bardzo bezpośrednia.
Cytat:

- Mam siwe włosy i sporo lat na karku – powiedział pogodnie mężczyzna. – Dziadek ze mnie jak się patrzy.

Coś mi się zdaje, że córeczka Dana znalazła sobie dziadka.
Cytat:

- Nie chcę być natrętny – pan Prachett usprawiedliwiał się z niepewną miną. – Ale czy może już coś wiadomo?
- Mój zastępca sprawdza pewien trop – oględnie wyjaśnił szeryf. – Za kilka dni być może będę wiedział więcej.
- Kilka dni? – zasępił się mężczyzna. – Powinienem poszukać jakiegoś zajęcia i innego miejsca do spania. Państwo są bardzo mili, ale nie chciałbym zawadzać.
- Zawadzać? – Dan lekko się uśmiechnął. – Moje panie mają nareszcie towarzystwo i jak widzę, dobrze się bawią.
Zanim pan Prachett zdążył odpowiedzieć, do kuchni wbiegła Maria.
- Dziadku, jeszcze raz – poprosiła z twarzyczką jaśniejącą szczęściem. – Obierz tak samo jabłko.
- To siadaj tu koło mnie – poklepał krzesełko.
Dziewczynka skorzystała czym prędzej z zaproszenia. Elizabeth spojrzała na męża z uśmiechem. W jej oczach malowało się nieme pytanie. Dan pokiwał głową. Zrozumieli się bez słów.

Cieszyłabym się bardzo, gdyby Pan Prachett na stałe zagościł w życiu Dana i jego rodziny. Myślę, że nie tylko dziecko potrzebuje dziadka, ale jego rodzicom przydałby się taki „przyszywany” ojciec.

Mada bardzo ciekawy odcinek. Czekam z niepokojem na ciąg dalszy. Ciekawa jestem, jak Joe sobie poradzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:49, 03 Maj 2015    Temat postu:

Cytat:
Dan Stevenson również wpatrywał się w mężczyznę. Kogoś mu przypominał, choć wiedział, że z całą pewnością go nie zna. Jego ubiór sprawił, że w ułamku sekundy wróciła do niego sprawa sprzed niespełna roku – wciąż nierozwiązana.

Dan bezbłędnie kojarzy

Cytat:
Mimo drobiazgowego śledztwa nie udało mu się ustalić tożsamości zabitego ani znaleźć mordercy. Teczkę z papierami dotyczącymi tej sprawy Dan wciąż trzymał w zasięgu ręki, w szufladzie biurka. Co jakiś czas czytał od nowa zeznania, przeglądał notatki i uwagi.

Pomimo upływu czasu, nie odpuszczał. Caly czas myślał, jak złapać mordercę?

Cytat:
Teraz pojawił się cień szansy na rozwiązanie zagadki. Było coś, co łączyło tych dwóch mężczyzn – zabitego i przyjezdnego – nosili identyczne koszule w szaro-granatową kratę. Mieli też podobne rysy twarzy.

Nareszcie jakiś ślad! Może nie mordercy, ale kogoś, kto znał denata
Cytat:
- Widzi pan, szeryfie, tam, gdzie mieszkamy, nie da się normalnie żyć. Miastem i okolicą rządzi niejaki Nelson. Wszystkich trzyma w garści – szeryfa, burmistrza. Ma udziały w każdym biznesie – pan Prachett nareszcie miał okazję się wyżalić. - Przed rokiem zaczął wykupywać ziemię. Ci, którzy nie chcieli sprzedać, byli zastraszani lub szantażowani. Musieliśmy sprzedać naszą farmę, bo groził, że wykurzy nas ogniem i wtedy zostaniemy z niczym. Dostaliśmy połowę normalnej ceny. Cały dobytek przenieśliśmy do pastora, który sam ledwie wiąże koniec z końcem.

W każdej okolicy znajdzie się jakiś bezwzględny czarny charakter

Cytat:
Dopiero niedawno stanąłem na nogi. Jestem w drodze od sześciu tygodni. Wiem, że mój syn dotarł do Nevady. Spotkałem ludzi, którzy go zapamiętali, widzieli, rozmawiali z nim. Czy jest teraz może w Virginia City lub w Ponderosie?

I wyjaśniło się, dlaczego dopiero teraz szuka syna

Cytat:
- Jak wygląda pański syn? – Dan nie chciał mieć żadnych wątpliwości.
- Wysoki, szczupły brunet – Prachett uśmiechnął się do własnych wspomnień. – Na pewno miał na sobie identyczną koszulę jak ja. Żona pastora nam je uszyła w podzięce za pomoc w naprawie domu.

Dan jest brdzo dokładny … zadaje rzeczowe pytania

Cytat:
- Jak dużą sumę pieniędzy miał przy sobie?
- Sporą – mężczyzna podrapał się po głowie. – Oprócz pieniędzy od Nelsona dałem mu też oszczędności. Miało starczyć na ziemię, inwentarz i budowę skromnego domu.

No tak … dużo pieniędzy .. to może być powód do napadu …

Cytat:
- Obawiam się, że … - Dan pokręcił głową ze współczuciem. – Żadnych wieści już się pan od niego nie doczeka, niestety.
- Nie – pan Prachett spoglądał na szeryfa szeroko otwartymi oczyma.
- Przykro mi, ale pański syn nie żyje – poinformował z ciężki sercem.
- Nie wierzę – mężczyzna podniósł się z krzesła, rozejrzał się po biurze, zrobił krok do przodu, później do tyłu, zachwiał się i ciężko klapnął na siedzenie. – To nie może być prawda …

Trudno jest przekazywać takie wiadomości … smutno i przykro

Cytat:
- Ktoś go zamordował i wrzucił do jeziora na terenie Ponderosy – powiedział Dan możliwie najoględniej. – Znaleźliśmy go w trakcie rodzinnego pikniku.
- Ktoś? – mężczyzna patrzył na Stevensona rozgorączkowanym wzrokiem. – Kto to zrobił?
- Nie udało mi się ustalić sprawcy – Dan wykrztusił te słowa niemal ze wstydem, ta nierozwiązana sprawa była plamą na jego honorze.

Ta sprawa tyle czasu męczyła Dana … on tak się starał, ale nawet nie wiedział kim jest zamordowany

Cytat:
- Więc winny uniknie kary? – głos pana Prachetta załamał się.
- Nie ma mowy! – szybko zaprzeczył szeryf. – Do tej pory nie miałem żadnych informacji o pańskim synu. Teraz wiem więcej i na nowo zajmę się tą sprawą. Nie spocznę, dopóki jej nie rozwiążę – obiecał.

Teraz na pewno Dan znajdzie zbrodniarza … tak sądzę … ma powód zbrodni, tylko musi odnaleźć przestępcę

Cytat:
Szeryf odprowadzał wzrokiem niknącą w oddali postać starszego mężczyzny, któremu wiadomość o śmierci syna dodała lat i w zauważalny sposób przygarbiła sylwetkę.

Ten fragment złamał mi serce … tak bardzo mi żal tego człowieka

Cytat:
– Pamiętasz tego utopionego mężczyznę, którego Toby znalazł na pikniku?
- Głupie pytanie – zauważył Cartwright.
- Może i nie najmądrzejsze – przyznał szeryf – ale musiałem zrobić jakiś wstęp. Zaraz będzie rozwinięcie.

Jasne … od czegoś musiał zacząć

Cytat:
- Masz rację – potwierdził. – Czuję się parszywie. Ten człowiek stracił jedynego syna, wszystkie oszczędności, a morderca i złodziej w jednej osobie dotąd nie poniósł kary.

Dan ma wyrzuty sumienia … to naprawdę nie jego wina. Zrobił wszystko co było możliwe

Cytat:
- Zabójca Thomasa Prachetta nieźle się obłowił. Jeśli to ktoś przypadkowy, to raczej nigdy nie trafię na ślad, ale jeśli to ktoś z mieszkańców, to prędzej czy później będzie chciał wydać te pieniądze.
- Kto jesienią ubiegłego roku nagle się wzbogacił? – Adam zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć wydarzenia sprzed kilkunastu miesięcy.

Teraz tylko znaleźć kogoś, kto stał się z dnia na dzień zamożnym człowiekiem i

Cytat:
- Albert Monroe – rzucił szeryf bez przekonania.
- Dostał spadek po jakimś dalekim krewnym – wyjaśnił Cartwright. – Prosił mnie o pomoc w kwestii właściwego zainwestowania tych pieniędzy. Chodziłem razem z nim do prawnika, widziałem wszystkie dokumenty. To nie on.

Jeden kandydat już odpadł

Cytat:
- Kto jeszcze? – zastanawiał się Dan.
- Carl Tucker – podsunął Adam. – Mówił, że wygrał w pokera. Później podziękował nam za pracę i odszedł z Ponderosy.
- Nie kłamał – stwierdził Stevenson. – Byłem w saloonie, gdy mu się poszczęściło. Carl odpada.

Drugi też. Nawet szeryf to potwierdza

Cytat:
- A Zachary Foster? – przypomniał sobie Cartwright. – Trzy miesiące temu kupił ranczo od Gibsonów.
- Mówił, że skąd ma pieniądze? – Dan wysilał bezskutecznie pamięć.
- Wspominał coś o jakiejś ciotce z Sacramento…

Wart sprawdzić tę ciocię … czy rzeczywiście była tak bogata?

Cytat:
- Wyślij Joe – zaproponował Adam. – W końcu to twój zastępca, niech się na coś przyda.
- U niego i Nanette wszystko w porządku? – zainteresował się szeryf.
- Jakoś się dogadują – uspokoił go przyjaciel. – Poza tym takie krótkie rozstania cementują związek. Poza tym, jak Joe wróci z Sacramento, będzie miał o czym opowiadać żonie. Nanette chętnie posłucha.

Rozstania raczej średnio cementują, ale tym razem to Joe opuści dom. Słuzbowo i na krótko … Adam ma dobry pomysł … jak to Adam

Cytat:
Joe wyjechał dziś rano. Był bardzo tajemniczy. Nie chciał powiedzieć, dokąd jedzie i po co. Dowiedziała się tylko tyle, że nie podróżuje prywatnie, ale jako zastępca szeryfa. To jeszcze bardziej rozbudziło jej ciekawość, ale Joseph pozostał nieugięty i nie zdradził żadnych szczegółów.

Już działa! Nanette jest zaciekawiona … pewnie chętnie posłucha opowiadania Joe o tej wyprawie a potem ją … podsumują … efekty wyjazdu oczywiście

Cytat:
… zobaczyła, że z saloonu wychodzi Maribel w towarzystwie jakiegoś kowboja z sumiastym wąsem. Nanette zatrzymała się, nie odrywając oczu od pary, która w ogóle nie zwróciła na nią uwagi. Zmierzali w kierunku pięterka, na którym Maribel wynajmował pokój. Nanette zdała sobie sprawę, że wstrzymuje oddech, więc głośno wypuściła powietrze. Musiała przyznać, że czarnowłosa panienka nie robiła jej żadnych afrontów, ale sama jej obecność w tym mieście powodowała, że nie mogła zapomnieć o zdradzie męża. Każde przypadkowe spotkanie z tą kobietą sprawiało, że traciła humor na resztę dnia.

Zazdrość … po prostu zazdrość … i dobrze … niech się pomartwi o Joe … odrobina zazdrości doskonale cementuje związek

Cytat:
Weszła do sklepu, ale zamiast poprosić o pokazanie rękawiczek, powiedziała zgoła coś innego:
- Interesuje mnie bielizna. Ma pani może coś nowego?

Jej wnioski idą w dobrym kierunku … to dobrze wróży wspólnej przyszłości Nanette i Joe

Cytat:
Dziewczynka siedziała przy stole między matką, a panem Prachettem, który obierał jabłka. Elizabeth kroiła je na drobniutkie kawałki.
- Dziadku, a umiesz tak obrać jabłko, żeby została jedna długa skórka? – zainteresowała się Maria.
- Spróbuję – mężczyzna uśmiechnął się do dziewczynki, zabierając się za kolejny owoc.

Ta malutka, nieśmiała dziewczynka szybko zaprzyjaźniła się z panem Prachettem. Nawet adoptowała go jako dziadka. O dobrze. Dziadek jest potrzebny … i starszy pan chyba też jest zadowolony

Cytat:
- Córeczko, pan Prachett nie jest dziadkiem – upomniała Marię odrobinę skrępowana Elizabeth, która obawiała się, że słowa dziecka mogą sprawić przykrość ich gościowi.
- Mam siwe włosy i sporo lat na karku – powiedział pogodnie mężczyzna. – Dziadek ze mnie jak się patrzy.

Starszy pan nie ma nic przeciwko temu … polubił rodzinkę

Cytat:
- Mój zastępca sprawdza pewien trop – oględnie wyjaśnił szeryf. – Za kilka dni być może będę wiedział więcej.
- Kilka dni? – zasępił się mężczyzna. – Powinienem poszukać jakiegoś zajęcia i innego miejsca do spania. Państwo są bardzo mili, ale nie chciałbym zawadzać.
- Zawadzać? – Dan lekko się uśmiechnął. – Moje panie mają nareszcie towarzystwo i jak widzę, dobrze się bawią.

W tym domu potrzebny był DZIADEK!

Cytat:
Zanim pan Prachett zdążył odpowiedzieć, do kuchni wbiegła Maria.
- Dziadku, jeszcze raz – poprosiła z twarzyczką jaśniejącą szczęściem. – Obierz tak samo jabłko.
- To siadaj tu koło mnie – poklepał krzesełko.
Dziewczynka skorzystała czym prędzej z zaproszenia. Elizabeth spojrzała na męża z uśmiechem. W jej oczach malowało się nieme pytanie. Dan pokiwał głową. Zrozumieli się bez słów.

Nie ma wyjścia. On po prosty JEST dziadkiem dla Marii … a jej rodzice chyba są z tego bardzo zadowoleni. Myślę, że dla starszego pana po strasznej wiadomości o morderstwie syna, przyda się taka … choćby namiastka rodziny

Świetny odcinek. Doskonale opracowany, postacie wiarygodne,ich charakter, zachowanie, motywy jakimi się kierują są dobrze pokazane. Zdania zgrabnie ułożone, związki frazeologiczne poprawnie używane … do tego pasjonująca zagadka kryminalna … razem poprawnie napisane, interesujące, logiczne i ciekawe


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 21:57, 03 Maj 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:34, 03 Maj 2015    Temat postu:

ADA napisał:
A Adamowi, co tak zależy na wysłaniu braciszka do Sacramento? Mam podobne wrażenie, co Dan. Oby to źle nie skończyło się dla Joe.

Mogę Cię uspokoić, Joe nie narozrabia i nic złego go nie spotka. Przynajmniej nie tym razem. Rolling Eyes

ADA napisał:
Nanette pewnie „skręca się” z ciekawości. Podziwiam Joe, że słowem nie zdradził się przed żoną. No, proszę jaki zrobił się z niego twardziel

Joe wyciągnął wnioski i przede wszystkim posłuchał rady starszego brata. Na razie dobrze na tym wychodzi. Wink

Ewelina napisał:
Ta sprawa tyle czasu męczyła Dana … on tak się starał, ale nawet nie wiedział kim jest zamordowany

Teraz ma więcej informacji i na pewno nie spocznie, zanim nie schwyta winnego.

Ewelina napisał:
Ta malutka, nieśmiała dziewczynka szybko zaprzyjaźniła się z panem Prachettem.

Wyczuła w nim dobrego człowieka. Smile

Zorino, Camilo, ADO, Ewelino, cieszę się, że pan Prachett wzbudził Waszą sympatię. Very Happy Serdecznie dziękuję za wspaniałe komentarze. Very Happy Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:09, 04 Maj 2015    Temat postu:

Mada napisał:
Kogoś mu przypominał, choć wiedział, że z całą pewnością go nie zna. Jego ubiór sprawił, że w ułamku sekundy wróciła do niego sprawa sprzed niespełna roku – wciąż nierozwiązana. Wyłowili wówczas z jeziora zwłoki mężczyzny. Mimo drobiazgowego śledztwa nie udało mu się ustalić tożsamości zabitego ani znaleźć mordercy. Teczkę z papierami dotyczącymi tej sprawy Dan wciąż trzymał w zasięgu ręki, w szufladzie biurka. Co jakiś czas czytał od nowa zeznania, przeglądał notatki i uwagi.

Dan to esencja prawości, dokładności. Sprawy nierozwiązane są tylko do czasu. Od razu skojarzył koszulę sprzed roku bo akta tej sprawy nie toną w kurzu zapomnienia.
Mada napisał:

- Magnus Prachett – przedstawił się mężczyzna. – Szukam syna.

Ach…nikt nie lubi przekazywać złych wieści, a Dan będzie musiał to zrobić. Confused
Mada napisał:

- Jak wygląda pański syn? – Dan nie chciał mieć żadnych wątpliwości.
- Wysoki, szczupły brunet – Prachett uśmiechnął się do własnych wspomnień. – Na pewno miał na sobie identyczną koszulę jak ja. Żona pastora nam je uszyła w podzięce za pomoc w naprawie domu.

I ostatnie wątpliwości pękły jak bańka mydlana.
Mada napisał:

- Pójdę tam – pan Prachett podniósł się ociężale.
- Zaprowadzę pana – Dan szybko się zerwał.
- Nie. Chcę być sam … Proszę mi tylko wskazać kierunek.
Szeryf odprowadzał wzrokiem niknącą w oddali postać starszego mężczyzny, któremu wiadomość o śmierci syna dodała lat i w zauważalny sposób przygarbiła sylwetkę.

Dan ma wyrzuty bo jakby nie patrząc odarł Magnusa z nadziei…
Mada napisał:

- Może i nie najmądrzejsze – przyznał szeryf – ale musiałem zrobić jakiś wstęp. Zaraz będzie rozwinięcie.
- Czekam z zapartym tchem – Adam rozsiadł się wygodnie na krześle.
- Zbyt długie wstrzymywanie oddechu może spowodować, że się udusisz – Dan nie mógł się powstrzymać przed uszczypliwą uwagą. – A teraz słuchaj. Zgłosił się do mnie ojciec tego zabitego, nazywa się Magnus Prachett. Jego syn Thomas …. – Dan ze szczegółami powtórzył Adamowi całą swą rozmowę z mężczyzną.
- Gdzie teraz jest ten … Prachett? – zainteresował się Cartwright.
- U mnie.
- Trzymasz go w celi? – Adam uniósł wysoko brwi.
- U mnie w domu – dopowiedział, a widząc zdumienie na twarzy przyjaciela, nieznacznie wzruszył ramionami. – Gdy poszedł na cmentarz, na grób syna, wróciłem do domu.

Dan ma dobre serduszko i jest skromny. Dialog przyjaciół jak zwykle interesujący i zabawny…..oczywiście na ile pozwala sytuacja. Lubię rozmowy Dana i Adama. Są męskie, twarde, o zabarwieniu ironicznym a do tego niemal zawsze konstruktywne. No ale co dwie głowy to nie jedna.
Mada napisał:



- Jakoś się dogadują – uspokoił go przyjaciel. – Poza tym takie krótkie rozstania cementują związek. Poza tym, jak Joe wróci z Sacramento, będzie miał o czym opowiadać żonie. Nanette chętnie posłucha.

Nanette jest w Ponderosie….znaczy nie dała dyla….chyba dobrze jest?
Mada napisał:

Weszła do sklepu, ale zamiast poprosić o pokazanie rękawiczek, powiedziała zgoła coś innego:
- Interesuje mnie bielizna. Ma pani może coś nowego?

Czyżby po powrocie małego Joe z misji szpiegowskiej miały zadrżeć ściany domu w Ponderosie lub też ziemia zadrży raz po raz?
Mada napisał:

Dziewczynka siedziała przy stole między matką, a panem Prachettem, który obierał jabłka. Elizabeth kroiła je na drobniutkie kawałki.
- Dziadku, a umiesz tak obrać jabłko, żeby została jedna długa skórka? – zainteresowała się Maria.
- Spróbuję – mężczyzna uśmiechnął się do dziewczynki, zabierając się za kolejny owoc.

Cała ta scena przeurocza. Magnus wkomponował się w rodzinę Dana i wydaje się jakby mieszkał tam od zawsze. Mam nadzieję, że nie będzie tylko epizodem w ich życiu. Mada?

Mada bardzo podobał mi się ten odcinek….trochę smutku, ale i nadziei na lepsze jutro. Nanette wciąż jest czyli szanse są, Magnus ma namiastkę rodziny, Marie dziadka…. Czekam niecierpliwie na część dalszą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:10, 04 Maj 2015    Temat postu:

Aga napisał:
Czyżby po powrocie małego Joe z misji szpiegowskiej miały zadrżeć ściany domu w Ponderosie lub też ziemia zadrży raz po raz?

Maribel jest solą w oku Nanette, ale jej obecność mobilizuje też żonę Joe do działania. Chce się podobać mężowi.

Aga napisał:
Magnus wkomponował się w rodzinę Dana i wydaje się jakby mieszkał tam od zawsze. Mam nadzieję, że nie będzie tylko epizodem w ich życiu. Mada?

Chyba nie mam wyboru. Rolling Eyes Pan Prachett nie będzie postacią epizodyczną.

Aga, dziękuję za rzeczowe uwagi. Cieszę się, że odcinek się spodobał. Very Happy Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11 ... 47, 48, 49  Następny
Strona 10 z 49

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin