Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Marzenia i rzeczywistość
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 19, 20, 21 ... 47, 48, 49  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:59, 12 Cze 2015    Temat postu:

Aga, myślisz o sobie? Rolling Eyes Może jutro wstawię kolejny odcinek, to sprawa Virgila odrobinę się wyjaśni.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mada dnia Pią 22:00, 12 Cze 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:01, 12 Cze 2015    Temat postu:

Odrobinę? Olaboga! Torturujesz nas przypiekając na wolnym ogniu niedomówień.....głównie mnie

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Pią 22:08, 12 Cze 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:03, 12 Cze 2015    Temat postu:

Ach! Te literówki Very Happy

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pią 22:04, 12 Cze 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:08, 12 Cze 2015    Temat postu:

Dobrze, że nie zgubiłam literki "ł" Wink

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Pią 22:09, 12 Cze 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:20, 12 Cze 2015    Temat postu:

Bardzo dobrze. Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:43, 13 Cze 2015    Temat postu:

* * * * *

1868 – cz. II.

Jennifer Norton przyspieszyła kroku. Nie lubiła wychodzić wieczorami, gdy było już ciemno i zazwyczaj starała się tego nie robić. Niestety, dziś do późna siedziała u pani Tacher, której wnuk od kilku lat przebywał w więzieniu. Starowinka dożywała swych ostatnich dni w samotności. Kilka osób opiekowało się nią na zmianę. Pannę Norton zmieniła pani Monroe, która spóźniła się dwie godziny i wpadła zdyszana, bardzo przepraszając już od progu. Jennifer nieuważnie słuchała wyjaśnień czynionych półgłosem. Chciała jak najszybciej dostać się do domu. Czuła się nieswojo, maszerując w ciemnościach rozpraszanych przez nikłe światła rzucane z okien poszczególnych domów. Przecież wczoraj doszło do zabójstwa Roberta Forbesa, ta świadomość dodawała grozy sytuacji. Lekko krzyknęła, gdy przed nią wyrósł niespodziewanie jakiś cień. Należał do wysokiego, chudego mężczyzny, który z trudem trzymał się na nogach. Zagrodził jej drogę wyciągniętą ręką, chwytając dłonią pobliski filar. Chciała go wyminąć, ale bezceremonialnie ją zatrzymał.
- Dokąd ci się tak spieszy? – wybełkotał.
- Proszę mnie przepuścić! – zażądała podniesionym tonem.
- Możemy się zabawić – zaproponował, przymykając znacząco oko.
- Jak pan śmie mówić do mnie w ten sposób?! – oburzyła się bezczelnością nieznajomego.
- Uważasz się za lepszą? – chudzielec chuchnął sfermentowanym alkoholem, wywołując na jej twarzy zauważalny grymas. – Zaraz się przekonasz … - urwał z jękiem.
Tuż za nim, w cieniu stał jakiś mężczyzna, który skutecznie wykręcił mu rękę i przytrzymał stanowczo w swym silnym uścisku.
- Przeproś panią – zażądał stanowczym tonem, wzmacniając chwyt.
- Przepraszam – wycharczał z niechęcią.
- Wracaj do domu … człowieku i nie pakuj się w kłopoty – poradził, rozluźniając uścisk.
Chudzielec nawet się nie obejrzał. Nie miał zamiaru napytać sobie biedy. Co innego samotna kobieta, a co innego silny, trzeźwy mężczyzna. Oddalił się tak szybko, na ile pozwoliły mu odrobinę plączące się nogi.
Panna Norton spojrzała na swojego wybawcę, który nadal stał w cieniu. Gdzieś już go widziała. Ten mężczyzna z pewnością był mieszkańcem Virginia City. Nie znała jego głosu, na pewno nigdy wcześniej z nim nie rozmawiała, ale jego sylwetka była jej znajoma. W tej chwili pożałowała, że odkąd zamieszkała w tym mieście, trzymała się raczej na uboczu, nie szukała towarzystwa, nie słuchała plotek i opowieści o życiu mieszkańców. Okazało się, że taka wiedza też bywa przydatna.
- Nic się pani nie stało? – zainteresował się wybawca, przerywając milczenie.
- Nie – zaprzeczyła szybko. – Dziękuję za pomoc.
- W tym mieście bywa niebezpiecznie – zauważył. – Giną ludzie – przez jego twarz przemknął cień smutku. – Nie powinna pani chodzić sama o tej porze. To nierozsądne.
- Proszę mnie nie osądzać – najeżyła się momentalnie.
- Nie osądzam, stwierdzam tylko fakt.
- Oczywiście – mruknęła niezadowolona i ruszyła przed siebie.
- Odprowadzę panią – zaproponował.
- Dziękuję, poradzę sobie sama – przyspieszyła kroku.
- Za rogiem stoi kolejnych dwóch pijanych kowbojów – pospieszył z ostrzeżeniem.
Te słowa zatrzymały ją w miejscu. Trwało to jednak tylko chwilę. Ruszyła przed siebie, zaciskając usta. Pokręcił głową i głośno westchnął. Dogonił ją i w milczeniu szli obok siebie. Minęli dwóch górników, z których jeden wymiotował, a drugi klepał go ze współczuciem po ramieniu. Jennifer odwróciła twarz ze wstrętem i pomyślała, że mężczyźni są okropni. Nawet ten, który szedł obok niej, dawał jej odczuć swoją wyższość. Pan i władca. Pomógł jej, ale na pewno był taki sam jak inni. Nie powinna mieć złudzeń. Zatrzymała się przed niewielkim, jasnym domkiem, który w pełni zaspokajał jej skromne potrzeby.
- Nie chciałem pani urazić – usłyszała. – Po prostu … mam złe doświadczenia – wyjaśnił mętnie.
- Nie mówmy już o tym – zmarszczyła brwi. – Jeszcze raz panu dziękuję, panie …
- Albert Monroe – uchylił kapelusza i zniknął tak szybko, że nie zdążyła zapytać, czy jest spokrewniony z Betty Monroe, jej uczennicą, która właśnie w tym roku skończyła edukację w miejscowej szkole.

* * * * *

Elizabeth ukołysała maleńkiego synka do snu. Zajrzała na chwilę do pokoju Marii. Dziewczynka siedziała już w łóżku, zapatrzona w dziadka, który cichych głosem snuł jakąś ciekawą opowieść. Wycofała się spokojna, że córka jest pod dobrą opieką i wkrótce też zaśnie, ukołysana barwną, baśniową historią. Weszła do kuchni. Dan stał przy oknie, wpatrując się w jeden punkt. Zatrzymała się tuż za nim, próbując wypatrzyć, na czym skupia swoją uwagę. Nie dostrzegła nic ciekawego.
- Martwisz się – zauważyła, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Nie wiem, co mam myśleć – przyznał z niechęcią. – Niby wszystko jest oczywiste …
- Rozmawiałeś z Adamem?
- Tak, tylko … Adam tym razem … chyba nie jest obiektywny.
- Chodzi o człowieka, któremu wiele zawdzięcza.
- I dlatego nie myśli jasno.
- Adam? – Elizabeth roześmiała się cicho, z niedowierzaniem.
- Nie byłaś przy naszej rozmowie, nie słyszałaś tego, co mówił i na dodatek jakim tonem.
- A co mówił? – zainteresowała się, przytulając się do jego boku.
Dan pocałował ją we włosy i powrócił myślami do wczorajszego dnia …

Było dobrze po północy, gdy usłyszał łomotanie do drzwi. Zaklął pod nosem, słysząc płacz dziecka obudzonego przez niespodziewane hałasy. Naprędce wciągnął na siebie ubrania i poszedł otworzyć. Na zewnątrz stała grupa przejętych ludzi. Ich miny nie wróżyły niczego dobrego.
- Robert Forbes został zamordowany – poinformował pan Cranford.
Szeryf przesunął wzrokiem po twarzach zgromadzonych i szybko zapiął pas z bronią, który wcześniej trzymał w dłoniach. Zamknął za sobą drzwi i zadał pierwsze pytanie.
- Kto go znalazł i gdzie?
- Tom Gleeson.
- W zaułku przy budynku poczty.
- Idziemy – zakomenderował Dan. – Wiadomo, kto to zrobił?
- Jakiś przyjezdny – poinformował jeden z mieszkańców.
- Ktoś wie, co się stało? – Dan sadził długie kroki, chcąc jak najszybciej być na miejscu.
- Tak do końca to nie – zasępił się właściciel saloonu, usiłując dotrzymać kroku szeryfowi.
- Nieprawda – zaperzył się jakiś górnik. – Tom Gleeson wszystko widział.
Gdy dotarli na miejsce, grupa osób tworzących zamknięty krąg, się rozstąpiła. Szeryf podszedł bliżej. Robert Forbes leżał na wznak, bez życia, ale za to z nożem tkwiącym w sercu. Obok niego spoczywał nieznany mu mężczyzna, nieprzytomny, w drogim, ale przybrudzonym ubraniu.
- Ktoś go zna? – Dan rozejrzał się po najbliżej stojących, którzy kręcili przecząco głowami.
- To jakiś znajomy Adama Cartwrighta – usłyszał głos pana Cranforda. – Widziałem ich razem. Ten tutaj przyjechał dwa dni temu dyliżansem.
- Co tu się stało? – szeryf zmarszczył brwi, szukając wzrokiem Toma Gleesona, który miał być naocznym świadkiem.
Gleeson przepchnął się przez tłum i stanął przed stróżem prawa.
- Ten człowiek – wskazał na Virgila. – Zabił Roberta Forbesa. Widziałem z daleka, jak się bili. Gdy dobiegłem, Robert już nie żył, dostał w pierś, a ten tutaj chciał uciekać, ale podstawiłem mu nogę i runął jak długi. Chyba uderzył się w głowę, bo stracił przytomność i dotąd jej nie odzyskał.
- Może posłać po doktora? - ktoś zaproponował nieśmiało.
- Dla mordercy? – oburzył się inny.
- Forbes miał przyjaciół, którzy nie pozwolą, aby zabójca się wywinął – zagroził jeden z kowbojów.
Dan Stevenson popatrzył na zebranych i momentalnie podjął decyzję. Już po chwili znajomy Adama znajdował się w celi. Pan Cranford poszedł po doktora Martina, który miał się zająć rannym, a następnie denatem. Godzinę później sprawa przedstawiała się następująco: więzień odzyskał przytomność, choć wciąż kręciło mu się w głowie. Przyznał, że nazywa się Virgil Connolly. Nie zaprzeczył faktom, iż wypił sporo w saloonie, a następnie pokłócił się z Forbesem. Było wielu naocznych świadków tego zdarzenia. Każdy potwierdzał, że nieznajomy i Robert Forbes omal się nie pobili i tylko interwencja barmana Hanka zapobiegła bójce. Robert wyszedł, a Connolly opuścił saloon kilka minut później. Tom Gleeson widział ich bijących się na jednej z ulic. Finał każdy znał – Forbes leżał martwy, z samego rana miał się nim zająć przedsiębiorca pogrzebowy. Doktor Martin potwierdził, że cios nożem w serce spowodował zgon. Na ciele zamordowanego były też ślady bójki.
Gdy tylko zaczęło się przejaśniać, szeryf pojechał do Adama Cartwrighta. Musiał go powiadomić o zaistniałej sytuacji. Przyjaciel był na tyle zaskoczony, że w pierwszej chwili nie uwierzył mu na słowo. Dopiero widok pustej sypialni gościa spowodował, że zaczął się zastanawiać nad motywami postępowania Virgila.
Gdy zjawili się w Virginia City, pierwsze kroki skierowali do biura szeryfa, gdzie na tyłach znajdowały się cele. Na pryczy, w wymiętym ubraniu leżał Virgil Connolly, który na widok Adama zerwał się i zatrzymał, chcąc odzyskać równowagę. Chwycił się za głowę i nią potrząsnął. Cartwright patrzył na niego bez słowa, opierając dłonie na kratach.
- Co się stało? – zapytał, choć znał sprawę z opowieści Dana.
Virgil spojrzał na szeryfa, a następnie przeniósł wzrok na Adama.
- Nie wiem – wzruszył ramionami. – Sporo wypiłem. Później chyba się z kimś pobiłem, ale nikogo nie zabiłem.
- Jak to? – obruszył się Dan. – Przecież wcześniej mówił pan coś innego.
- Naprawdę? – zdziwił się Connolly. – A co takiego, jeśli można wiedzieć?
Dan się zastanowił. Rzeczywiście, Virgil Connolly nie przyznał się do winy, tylko do kłótni w saloonie.
- Gdy mówiłem o zamordowaniu Forbesa, nie zaprzeczył pan – zauważył szeryf.
- Ale też nie potwierdziłem. Byłem zbyt zamroczony, aby jasno myśleć i logicznie odpowiadać na pytania. Nikogo nie zabiłem – potwierdził z mocą.
- Mam naocznego świadka – stwierdził z satysfakcją Dan.
- Który z pewnością kłamie – rzucił Virgil.
- Musisz wziąć to pod uwagę – wtrącił się Adam. – Kto widział całe zajście?
- Tom Gleeson – szeryf powiedział to wolno i dobitnie.
Adam spojrzał na Dana i nie skomentował usłyszanej informacji. Gleeson był szanowanym człowiekiem, adwokatem, bliskim znajomym całej rodziny. Adam go lubił i szanował.
- Adamie, musisz mi uwierzyć – odezwał się Virgil. – Nie zabiłem tego Forbesa! Pokłóciłem się z nim, ale później go już nie widziałem. Przecież wiesz, że mówię prawdę!
Dan żachnął się zniecierpliwiony. Wyszedł do biura i szybko wrócił, trzymając coś w ręku.
- W piersi Roberta Forbesa tkwił nóż ozdobiony inicjałami V.C. – zaprezentował dowód Adamowi i więźniowi. – Myślę, że pan kłamie, aby ocalić swoją skórę, ale to na nic się nie zda.
Szeryf odwrócił się i opuścił więzienie. Wrócił do biura. Po chwili dołączył do niego Adam z zasępionym wyrazem twarzy.
- Tylko mi nie mów, że ten Connolly jest niewinny – rzucił Dan, marszcząc brwi.
- Znam go, on by tego nie zrobił – zauważył Adam. – Zapytałeś, o co się posprzeczali w saloonie?
- Pewnie, że zapytałem – obruszył się szeryf. – Masz mnie za idiotę?
- Przestań – poprosił spokojnie Cartwright. – Nie jestem twoim wrogiem. Chcę tylko poznać prawdę.
- Poszło o jakiś statek stojący w porcie San Francisco.
- I uważasz, że to jest powód, aby zabić drugiego człowieka?
- Nie wiem, nie znam tego Connolly’ego.
- Ale ja go znam. Ten człowiek współpracował z Departamentem Marynarki Wojennej, ma poważne kontrakty w przemyśle okrętowym, zna wielu wpływowych ludzi. Nie ryzykowałby swojej kariery dla jakiegoś pijanego kowboja.
- Tom Gleeson widział całe zajście – przypomniał sucho szeryf.
- Chodźmy więc do niego – zaproponował Adam.
Gleesona znaleźli w jego biurze. Przywitał ich serdecznie, ale miły wyraz twarzy znikł z chwilą, gdy Adam zadał pierwsze pytanie.
- Tom, jesteś pewien swojej wersji? Virgil Connolly nie mógł zabić Roberta Forbesa.
- Wątpisz w moją prawdomówność? – zdziwił się adwokat niemile dotknięty. – Czy w bystrość mego wzroku?
- Po prostu znam Virgila … - zaczął usprawiedliwiająco Adam.
- Znasz? – podchwycił Gleeson. – Kiedy ostatnio go widziałeś? Dawno, prawda? – adwokat kontynuował, wyciągając wnioski z wyrazu twarzy Adama. – Twój znajomy mógł przez te lata się zmienić i to bardzo. Tak naprawdę nic nie wiesz na jego temat, a przychodzisz i mnie oskarżasz.
- Nie denerwuj się, Tom – Dan położył mu uspokajająco rękę na ramieniu.
- Wiesz, Adamie, nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będziesz bronił mordercy, a na dodatek uznasz, że mówię nieprawdę – powiedział z żalem.
Adam wyszedł z pięknie urządzonego gabinetu Toma Gleesona i przystanął niezdecydowany. Czuł się skołowany. Czy to możliwe, że Virgil był zdolny do morderstwa? Czy od czasów studiów tak bardzo się zmienił? Co tak naprawdę o nim wiedział? Musiał przyznać sam przed sobą, że jego wiedza w tym względzie była znikoma. Nie miał pojęcia, co ma myśleć o całej tej sprawie i komu wierzyć.

* * * * *


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:38, 13 Cze 2015    Temat postu:

Tu musi być jakaś tajemnica. Myslę, że Vurgil jednak nie zabił. Ovszerniejszy komentarz wstawię jutro, albo w poniedziałek ...
Ciekawy fragment. Nardzo ciekawy ...
Ufff ... zdążyłam w niedzielę Very Happy

Cytat:
Lekko krzyknęła, gdy przed nią wyrósł niespodziewanie jakiś cień. Należał do wysokiego, chudego mężczyzny, który z trudem trzymał się na nogach. Zagrodził jej drogę wyciągniętą ręką, chwytając dłonią pobliski filar. Chciała go wyminąć, ale bezceremonialnie ją zatrzymał.
- Dokąd ci się tak spieszy? – wybełkotał.
- Proszę mnie przepuścić! – zażądała podniesionym tonem.
- Możemy się zabawić – zaproponował, przymykając znacząco oko.

Wtedy również bywało niebezpiecznie na ulicach … a gdzie Straż Miejska? To znaczy szeryf?

Cytat:
Tuż za nim, w cieniu stał jakiś mężczyzna, który skutecznie wykręcił mu rękę i przytrzymał stanowczo w swym silnym uścisku.
- Przeproś panią – zażądał stanowczym tonem, wzmacniając chwyt.
- Przepraszam – wycharczał z niechęcią.
- Wracaj do domu … człowieku i nie pakuj się w kłopoty – poradził, rozluźniając uścisk.

I oto pojawia się rycerz … co prawda bez białego konia, ale i tak bardzo odważny

Cytat:
- Odprowadzę panią – zaproponował.
- Dziękuję, poradzę sobie sama – przyspieszyła kroku.
- Za rogiem stoi kolejnych dwóch pijanych kowbojów – pospieszył z ostrzeżeniem.
Te słowa zatrzymały ją w miejscu.

Czyżby to ja przekonało?

Cytat:
Trwało to jednak tylko chwilę. Ruszyła przed siebie, zaciskając usta. Pokręcił głową i głośno westchnął. Dogonił ją i w milczeniu szli obok siebie. Minęli dwóch górników, z których jeden wymiotował, a drugi klepał go ze współczuciem po ramieniu. Jennifer odwróciła twarz ze wstrętem i pomyślała, że mężczyźni są okropni. Nawet ten, który szedł obok niej, dawał jej odczuć swoją wyższość. Pan i władca. Pomógł jej, ale na pewno był taki sam jak inni. Nie powinna mieć złudzeń.

Nie przekonało. Mężczyzna jednak nadal był rycerski i nieugięty … choć panna uparta i … chyba feministka?

Cytat:
- Nie mówmy już o tym – zmarszczyła brwi. – Jeszcze raz panu dziękuję, panie …
- Albert Monroe – uchylił kapelusza i zniknął tak szybko, że nie zdążyła zapytać, czy jest spokrewniony z Betty Monroe, jej uczennicą, która właśnie w tym roku skończyła edukację w miejscowej szkole.

A jednak nieco ją zainteresował. Sprytnie wyciągnęła z niego dane osobowe

Cytat:
- Tak, tylko … Adam tym razem … chyba nie jest obiektywny.
- Chodzi o człowieka, któremu wiele zawdzięcza.
- I dlatego nie myśli jasno.
- Adam? – Elizabeth roześmiała się cicho, z niedowierzaniem.

To niemożliwe! Adam nie może być nieobiektywny. On po prostu obiektywnie ocenia sytuację

Cytat:
- Kto go znalazł i gdzie?
- Tom Gleeson.
- W zaułku przy budynku poczty.
- Idziemy – zakomenderował Dan. – Wiadomo, kto to zrobił?
- Jakiś przyjezdny – poinformował jeden z mieszkańców.

To, że wiedzą gdzie leżą zwłoki jest oczywiste … widać je … ale kto zabił? Czy nie za prędko znaleziono winnego?

Cytat:
Robert Forbes leżał na wznak, bez życia, ale za to z nożem tkwiącym w sercu. Obok niego spoczywał nieznany mu mężczyzna, nieprzytomny, w drogim, ale przybrudzonym ubraniu.

Z nożem tkwiącym w sercu istotnie trudno jest żyć, ale ten leżący obok niekoniecznie musi być sprawcą

Cytat:
Gleeson przepchnął się przez tłum i stanął przed stróżem prawa.
- Ten człowiek – wskazał na Virgila. – Zabił Roberta Forbesa. Widziałem z daleka, jak się bili. Gdy dobiegłem, Robert już nie żył, dostał w pierś, a ten tutaj chciał uciekać, ale podstawiłem mu nogę i runął jak długi. Chyba uderzył się w głowę, bo stracił przytomność i dotąd jej nie odzyskał.

Ciekawe, dlaczego jest taki pewny … był daleko, widział bójkę … kiedy biegł mogły mu się okulary omsknąć i … mógł coś przeoczyć

Cytat:
… więzień odzyskał przytomność, choć wciąż kręciło mu się w głowie. Przyznał, że nazywa się Virgil Connolly. Nie zaprzeczył faktom, iż wypił sporo w saloonie, a następnie pokłócił się z Forbesem. Było wielu naocznych świadków tego zdarzenia. Każdy potwierdzał, że nieznajomy i Robert Forbes omal się nie pobili i tylko interwencja barmana Hanka zapobiegła bójce. Robert wyszedł, a Connolly opuścił saloon kilka minut później.

Interesujący przebieg wydarzeń. Rzeczywiście wszysto wskazuje na Virgila, więc … pewnie jednak to nie on

Cytat:
Na pryczy, w wymiętym ubraniu leżał Virgil Connolly, który na widok Adama zerwał się i zatrzymał, chcąc odzyskać równowagę.

Istny obraz nędzy i rozpaczy … oby go nie powiesili

Cytat:
- Co się stało? – zapytał, choć znał sprawę z opowieści Dana.
Virgil spojrzał na szeryfa, a następnie przeniósł wzrok na Adama.
- Nie wiem – wzruszył ramionami. – Sporo wypiłem. Później chyba się z kimś pobiłem, ale nikogo nie zabiłem.

Przecież on niewiele pamięta, choć pewnie kojarzyłby fakt wbicia komuś noża w serce … jednak trzeba tam trafić, a pijanemu ciężko … Nawet otworzyć drzwi … trudno trafić kluczem kluczem

Cytat:
Byłem zbyt zamroczony, aby jasno myśleć i logicznie odpowiadać na pytania. Nikogo nie zabiłem – potwierdził z mocą.

Istotnie. Zamroczony to on był … i to porządnie

Cytat:
- Mam naocznego świadka – stwierdził z satysfakcją Dan.
- Który z pewnością kłamie – rzucił Virgil.
- Musisz wziąć to pod uwagę – wtrącił się Adam. – Kto widział całe zajście?

No właśnie. Problem z naocznym świadkiem … widział, czy zmyśla?

Cytat:
- Tom Gleeson – szeryf powiedział to wolno i dobitnie.
Adam spojrzał na Dana i nie skomentował usłyszanej informacji. Gleeson był szanowanym człowiekiem, adwokatem, bliskim znajomym całej rodziny. Adam go lubił i szanował.

I teraz Adam ma problem. Świadek jest poważnym i szanowanym człowiekiem. Przez Cartwrightów również. Komu więc wierzyć? Być może ktoś wpływa na zeznania Toma Gleesona? Ale kto? I po co? W jaki sposób? Szantaż? Porwanie? Groźby skierowane w stronę jego bliskich?

Cytat:
- Adamie, musisz mi uwierzyć – odezwał się Virgil. – Nie zabiłem tego Forbesa! Pokłóciłem się z nim, ale później go już nie widziałem. Przecież wiesz, że mówię prawdę!

Adam wierzy, ale nie ma na razie pojęcia jak udowodnić niewinność Virgila

Cytat:
- W piersi Roberta Forbesa tkwił nóż ozdobiony inicjałami V.C. – zaprezentował dowód Adamowi i więźniowi. – Myślę, że pan kłamie, aby ocalić swoją skórę, ale to na nic się nie zda.

No proszę – naoczny świadek, który widział jak Virgil wbija nóż w serce denata, narzędzie zbrodni należące do Virgila … przyjacie Adama chyba się nie wywinie. Swoją drogą to wiele faktów wskazuje na to, że jednak to on zabił … moim zdaniem zbyt wiele. To jest podejrzane

Cytat:
- Znam go, on by tego nie zrobił – zauważył Adam. – Zapytałeś, o co się posprzeczali w saloonie?
- Pewnie, że zapytałem – obruszył się szeryf. – Masz mnie za idiotę?
- Przestań – poprosił spokojnie Cartwright. – Nie jestem twoim wrogiem. Chcę tylko poznać prawdę.
- Poszło o jakiś statek stojący w porcie San Francisco.

W saloonie, w miejscu bardzo oddalonym od portu dwóch ludzi kłóci się o statek? To bardzo nietypowy powód kłótni

Cytat:
- Tom, jesteś pewien swojej wersji? Virgil Connolly nie mógł zabić Roberta Forbesa.
- Wątpisz w moją prawdomówność? – zdziwił się adwokat niemile dotknięty. – Czy w bystrość mego wzroku?

Chyba za ostro zareagował. Jako prawnik powinien być bardziej zrównoważony i spokojnie odpowiadac na pytania

Cytat:
- Po prostu znam Virgila … - zaczął usprawiedliwiająco Adam.
- Znasz? – podchwycił Gleeson. – Kiedy ostatnio go widziałeś? Dawno, prawda? – adwokat kontynuował, wyciągając wnioski z wyrazu twarzy Adama. – Twój znajomy mógł przez te lata się zmienić i to bardzo. Tak naprawdę nic nie wiesz na jego temat, a przychodzisz i mnie oskarżasz.

Przecież Adam go o nic nie oskarżał. Zapytał jedynie, czy jest pewien … to bardzo dziwne … i próba podważenia zaufania Adama w stosunku do Virgila. To bardzo, bardzo dziwne

Cytat:
Adam wyszedł z pięknie urządzonego gabinetu Toma Gleesona i przystanął niezdecydowany. Czuł się skołowany. Czy to możliwe, że Virgil był zdolny do morderstwa? Czy od czasów studiów tak bardzo się zmienił? Co tak naprawdę o nim wiedział? Musiał przyznać sam przed sobą, że jego wiedza w tym względzie była znikoma. Nie miał pojęcia, co ma myśleć o całej tej sprawie i komu wierzyć.

Jestem pewna, że pójdzie właściwą drogą. Instynkt go nie zawiedzie … za tymi oskarżeniami musi się coś kryć!

Opowiadanie bardzo ciekawe, poprawnie napisane, wątek kryminalny rozbudowany. Wzbudza emocje i chęć jak najszybszego wyjaśnieniaJa mam wątpliwości jeśli chodzi o winę Virgila i podejrzenia, jeśli chodzi o Gleesona. Oczywiście mogę się mylić, ale … zbyt wiele zbiegów okoliczności … przypadek, czy celowe działanie? Obyśmy jak najprędzej się dowiedzieli


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 12:05, 14 Cze 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:30, 14 Cze 2015    Temat postu:

Ewelina napisał:
Wtedy również bywało niebezpiecznie na ulicach … a gdzie Straż Miejska? To znaczy szeryf?

Szeryf jeden, a ulic wiele. Pewnie patrolował inny zakątek Virginia City. Wink

Ewelina napisał:
Ciekawe, dlaczego jest taki pewny … był daleko, widział bójkę … kiedy biegł mogły mu się okulary omsknąć i … mógł coś przeoczyć

Tom Gleeson nie nosi okularów i nie ma problemów ze wzrokiem. Informuję ... tak na wszelki wypadek.

Ewelina napisał:
W saloonie, w miejscu bardzo oddalonym od portu dwóch ludzi kłóci się o statek? To bardzo nietypowy powód kłótni

Laughing Dla zamroczonych alkoholem każdy powód do kłótni jest dobry, nawet tak odległy jak statek w porcie San Francisco.

Ewelina napisał:
Chyba za ostro zareagował. Jako prawnik powinien być bardziej zrównoważony i spokojnie odpowiadać na pytania

Prawnik to tylko człowiek, też może się zdenerwować. Zwłaszcza, że w jego słowa wątpi Adam Cartwright.

Ewelino, dziękuję za ciekawy i przenikliwy komentarz. Very Happy Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:55, 14 Cze 2015    Temat postu:

Mada nastawiłam sobie "Ciebie" jadąc do teściowej.... zanim się uzewnętrznię....dodam iż Virgil został wrobiony a ten Gleeson chyba macza w tym palce....to moja teoria Rolling Eyes aczkolwiek moje teorie ostatnio coś nie bardzo mi wychodzą.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:37, 14 Cze 2015    Temat postu:

Cytat:
Jennifer Norton przyspieszyła kroku. Nie lubiła wychodzić wieczorami, gdy było już ciemno i zazwyczaj starała się tego nie robić. (…) Czuła się nieswojo, maszerując w ciemnościach rozpraszanych przez nikłe światła rzucane z okien poszczególnych domów. Przecież wczoraj doszło do zabójstwa Roberta Forbesa, ta świadomość dodawała grozy sytuacji. Lekko krzyknęła, gdy przed nią wyrósł niespodziewanie jakiś cień.

Samotna dziewczyna, późnym wieczorem … robi się groźnie
Cytat:
- Dokąd ci się tak spieszy? – wybełkotał.
- Proszę mnie przepuścić! – zażądała podniesionym tonem.
- Możemy się zabawić – zaproponował, przymykając znacząco oko.
- Jak pan śmie mówić do mnie w ten sposób?! – oburzyła się bezczelnością nieznajomego. (…)
- Przeproś panią – zażądał stanowczym tonem, wzmacniając chwyt.
- Przepraszam – wycharczał z niechęcią.
- Wracaj do domu … człowieku i nie pakuj się w kłopoty – poradził, rozluźniając uścisk.

Na niewiele przydałoby się oburzenie Jennifer gdyby nie pomoc tajemniczego nieznajomego
Cytat:
Panna Norton spojrzała na swojego wybawcę, który nadal stał w cieniu. Gdzieś już go widziała. Ten mężczyzna z pewnością był mieszkańcem Virginia City. (…)
- Nic się pani nie stało? – zainteresował się wybawca, przerywając milczenie.
- Nie – zaprzeczyła szybko. – Dziękuję za pomoc.
- W tym mieście bywa niebezpiecznie – zauważył. – Giną ludzie – przez jego twarz przemknął cień smutku. – Nie powinna pani chodzić sama o tej porze. To nierozsądne.

Tu akurat muszę zgodzić się z wybawcą Jennifer, aczkolwiek nieznajomy nie zna powodów dla których dziewczyna samotnie przemierzała miasto

Cytat:
- Za rogiem stoi kolejnych dwóch pijanych kowbojów – pospieszył z ostrzeżeniem.
Te słowa zatrzymały ją w miejscu. Trwało to jednak tylko chwilę. Ruszyła przed siebie, zaciskając usta. Pokręcił głową i głośno westchnął. Dogonił ją i w milczeniu szli obok siebie. (…)
- Nie chciałem pani urazić – usłyszała. – Po prostu … mam złe doświadczenia – wyjaśnił mętnie.
- Nie mówmy już o tym – zmarszczyła brwi. – Jeszcze raz panu dziękuję, panie …
- Albert Monroe – uchylił kapelusza i zniknął tak szybko,

Jennifer nie miała przecież wyjścia. Musiała jakoś dotrzeć do domu, a wybawcy nic nie pozostało, jak jej towarzyszyć. Albert Monroe – to zaskoczenie. Myślałam, że już się nie pojawi, ale to świetnie, że wracasz do „starych” bohaterów z pierwszej części tzn. z „Końca i początku”
Cytat:
Elizabeth ukołysała maleńkiego synka do snu. Zajrzała na chwilę do pokoju Marii. Dziewczynka siedziała już w łóżku, zapatrzona w dziadka, który cichych głosem snuł jakąś ciekawą opowieść. Wycofała się spokojna, że córka jest pod dobrą opieką i wkrótce też zaśnie, ukołysana barwną, baśniową historią.

Bardzo sympatyczny, ciepły opis życia rodzinnego.
Cytat:
- Nie wiem, co mam myśleć – przyznał z niechęcią. – Niby wszystko jest oczywiste …
- Rozmawiałeś z Adamem?
- Tak, tylko … Adam tym razem … chyba nie jest obiektywny.
- Chodzi o człowieka, któremu wiele zawdzięcza.
- I dlatego nie myśli jasno.
- Adam? – Elizabeth roześmiała się cicho, z niedowierzaniem.

Mnie też trudno uwierzyć, w to że Adam mógłby być nieobiektywny. To niemożliwe, wszak to jedna z cech, które najlepiej go charakteryzuje

Cytat:
Robert Forbes został zamordowany – poinformował pan Cranford.
(…)
- Ktoś wie, co się stało? – Dan sadził długie kroki, chcąc jak najszybciej być na miejscu.
- Tak do końca to nie – zasępił się właściciel saloonu, usiłując dotrzymać kroku szeryfowi.
- Nieprawda – zaperzył się jakiś górnik. – Tom Gleeson wszystko widział.

Skoro jest świadek, to zapewne dowiemy się, jak doszło do zabójstwa. Tylko czy to wiarygodny świadek?

Cytat:
Robert Forbes leżał na wznak, bez życia, ale za to z nożem tkwiącym w sercu. Obok niego spoczywał nieznany mu mężczyzna, nieprzytomny, w drogim, ale przybrudzonym ubraniu.
- Ktoś go zna? – Dan rozejrzał się po najbliżej stojących, którzy kręcili przecząco głowami.
- To jakiś znajomy Adama Cartwrighta – usłyszał głos pana Cranforda. – Widziałem ich razem. Ten tutaj przyjechał dwa dni temu dyliżansem.

Na razie mamy zwłoki, domniemanego zabójcę oraz świadka. Miejsce zbrodni też nieco zastanawiające. Nie wiem dlaczego, ale myślałam, że Forbes został zabity w saloonie.

Cytat:
- Ten człowiek – wskazał na Virgila. – Zabił Roberta Forbesa. Widziałem z daleka, jak się bili. Gdy dobiegłem, Robert już nie żył, dostał w pierś, a ten tutaj chciał uciekać, ale podstawiłem mu nogę i runął jak długi. Chyba uderzył się w głowę, bo stracił przytomność i dotąd jej nie odzyskał.

Trudno mi uwierzyć w relację świadka. Całe zajście widział z daleka tzn. widział jak dwaj mężczyźni bili się. Nie widział natomiast samego momentu morderstwa. Mam pewne podejrzenia, ale pozwolisz Mada, że zachowam je dla siebie. Z ciekawością za to będę czekać na wyjaśnienie całej sprawy.

Cytat:
Na pryczy, w wymiętym ubraniu leżał Virgil Connolly, który na widok Adama zerwał się i zatrzymał, chcąc odzyskać równowagę. Chwycił się za głowę i nią potrząsnął. Cartwright patrzył na niego bez słowa, opierając dłonie na kratach.
- Co się stało? – zapytał, choć znał sprawę z opowieści Dana.
Virgil spojrzał na szeryfa, a następnie przeniósł wzrok na Adama.
- Nie wiem – wzruszył ramionami. – Sporo wypiłem. Później chyba się z kimś pobiłem, ale nikogo nie zabiłem.

Virgil jest w opłakanym stanie. Dużo wypił, ale pamięta, że się z kimś pobił. Skoro to pamięta to pamiętałby też, że zabił. Nie sądzę, żeby chciał to ukryć. Być może mylę się, ale Virgil jakoś nie pasuje mi na kogoś, kto wyjmuje nóż i zabija. Nawet pod wpływem silnych emocji. Musiałby być skończonym desperatem.
Cytat:
- Ale też nie potwierdziłem. Byłem zbyt zamroczony, aby jasno myśleć i logicznie odpowiadać na pytania. Nikogo nie zabiłem – potwierdził z mocą.

Otóż to właśnie.

Cytat:
– Kto widział całe zajście?
- Tom Gleeson – szeryf powiedział to wolno i dobitnie.
Adam spojrzał na Dana i nie skomentował usłyszanej informacji. Gleeson był szanowanym człowiekiem, adwokatem, bliskim znajomym całej rodziny. Adam go lubił i szanował.

Skoro to szanowany obywatel, to sytuacja wydaje się trudna, ale nie beznadziejna.

Cytat:
- W piersi Roberta Forbesa tkwił nóż ozdobiony inicjałami V.C. – zaprezentował dowód Adamowi i więźniowi. – Myślę, że pan kłamie, aby ocalić swoją skórę, ale to na nic się nie zda.
Szeryf odwrócił się i opuścił więzienie. Wrócił do biura. Po chwili dołączył do niego Adam z zasępionym wyrazem twarzy.

Dowód w postaci noża z inicjałami V.C. komplikuje sprawę i to bardzo.

Cytat:
- Poszło o jakiś statek stojący w porcie San Francisco.
- I uważasz, że to jest powód, aby zabić drugiego człowieka?
- Nie wiem, nie znam tego Connolly’ego.
- Ale ja go znam. Ten człowiek współpracował z Departamentem Marynarki Wojennej, ma poważne kontrakty w przemyśle okrętowym, zna wielu wpływowych ludzi. Nie ryzykowałby swojej kariery dla jakiegoś pijanego kowboja.

Tak Adam, jak i szeryf maja swoje racje. Robi się coraz ciekawiej.

Cytat:
- Adam zadał pierwsze pytanie.
- Tom, jesteś pewien swojej wersji? Virgil Connolly nie mógł zabić Roberta Forbesa.
- Wątpisz w moją prawdomówność? – zdziwił się adwokat niemile dotknięty. – Czy w bystrość mego wzroku?
- Po prostu znam Virgila … - zaczął usprawiedliwiająco Adam.
- Znasz? – podchwycił Gleeson. – Kiedy ostatnio go widziałeś? Dawno, prawda? – adwokat kontynuował, wyciągając wnioski z wyrazu twarzy Adama. – Twój znajomy mógł przez te lata się zmienić i to bardzo.

Gleeson ma rację, zadając to pytanie Adamowi, mimo to jakoś nie mam do niego zaufania. Podejrzewam drugie dno w tej sprawie.

Cytat:
Adam wyszedł z pięknie urządzonego gabinetu Toma Gleesona i przystanął niezdecydowany. Czuł się skołowany. Czy to możliwe, że Virgil był zdolny do morderstwa? Czy od czasów studiów tak bardzo się zmienił? Co tak naprawdę o nim wiedział? Musiał przyznać sam przed sobą, że jego wiedza w tym względzie była znikoma. Nie miał pojęcia, co ma myśleć o całej tej sprawie i komu wierzyć.

Rozumiem rozterki Adama, ja też mam mętlik w głowie.
Mada wspaniale udało Ci się zapętlić sprawę. O ile na początku wydawało mi się mało prawdopodobne, żeby przyjaciel Adama był mordercą, o tyle na końcu odcinka już nie byłam taka pewna.
Jak zwykle odcinek dopracowany i ciekawie napisany


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:20, 15 Cze 2015    Temat postu:

ADA napisał:
Albert Monroe – to zaskoczenie. Myślałam, że już się nie pojawi, ale to świetnie, że wracasz do „starych” bohaterów z pierwszej części tzn. z „Końca i początku”

Uznałam, że ten bohater ma niewykorzystany potencjał.

ADA napisał:
... wspaniale udało Ci się zapętlić sprawę. O ile na początku wydawało mi się mało prawdopodobne, żeby przyjaciel Adama był mordercą, o tyle na końcu odcinka już nie byłam taka pewna.

Właśnie o to, mi chodziło.

ADA, dziękuję za miłe słowa i życzliwy komentarz. Very Happy Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:35, 16 Cze 2015    Temat postu:

Mada napisał:
Pannę Norton zmieniła pani Monroe, która spóźniła się dwie godziny i wpadła zdyszana, bardzo przepraszając już od progu.

Niezłe spóźnienie.
Mada napisał:

- Dokąd ci się tak spieszy? – wybełkotał.
- Proszę mnie przepuścić! – zażądała podniesionym tonem

Czasami stanowczy głos nie wystarczy.
Mada napisał:

- Uważasz się za lepszą? – chudzielec chuchnął sfermentowanym alkoholem, wywołując na jej twarzy zauważalny grymas.

Na mojej twarzy też pojawił się grymas.
Mada napisał:

- Nic się pani nie stało? – zainteresował się wybawca, przerywając milczenie.

Czuję w powietrzu szansę na interesującą znajomość.
Mada napisał:
Minęli dwóch górników, z których jeden wymiotował, a drugi klepał go ze współczuciem po ramieniu.

Ciekawe czego mu współczuł….
Mada napisał:

Jennifer odwróciła twarz ze wstrętem i pomyślała, że mężczyźni są okropni.

Oj tam, oj tam….Albert to całkiem miły gość i do tego po ciężkich przeżyciach. Czuję w kościach, że coś się „zadzieje”. Mada?
Mada napisał:

- Nie wiem, co mam myśleć – przyznał z niechęcią. – Niby wszystko jest oczywiste …
- Rozmawiałeś z Adamem?
- Tak, tylko … Adam tym razem … chyba nie jest obiektywny.

Dan jakby Ci tu powiedzieć….Adam i brak obiektywizmu to naturalna sprzeczność.
Mada napisał:

- Ten człowiek – wskazał na Virgila. – Zabił Roberta Forbesa. Widziałem z daleka, jak się bili. Gdy dobiegłem, Robert już nie żył, dostał w pierś, a ten tutaj chciał uciekać, ale podstawiłem mu nogę i runął jak długi. Chyba uderzył się w głowę, bo stracił przytomność i dotąd jej nie odzyskał.

Jestem skłonna uznać, że Gleeson coś widział. Być może padającego Forbesa, ale nie widział dokładnie noża? Ktoś zza rogu rzucił nim (nożem) wykorzystując sytuację. To moja teoria.
Mada napisał:

- Nie wiem – wzruszył ramionami. – Sporo wypiłem. Później chyba się z kimś pobiłem, ale nikogo nie zabiłem.
- Jak to? – obruszył się Dan. – Przecież wcześniej mówił pan coś innego.
- Naprawdę? – zdziwił się Connolly. – A co takiego, jeśli można wiedzieć?
Dan się zastanowił. Rzeczywiście, Virgil Connolly nie przyznał się do winy, tylko do kłótni w saloonie.
- Gdy mówiłem o zamordowaniu Forbesa, nie zaprzeczył pan – zauważył szeryf.
- Ale też nie potwierdziłem. Byłem zbyt zamroczony, aby jasno myśleć i logicznie odpowiadać na pytania. Nikogo nie zabiłem – potwierdził z mocą.

No i co Dan? Łyso Ci? Ładnie tak sobie dopowiadać?
Mada napisał:

- Poszło o jakiś statek stojący w porcie San Francisco.

Chyba napomknęłam w jednej ze swoich teorii o statku lub powiązaniu z takowym.
Mada napisał:

- Tom, jesteś pewien swojej wersji? Virgil Connolly nie mógł zabić Roberta Forbesa.
- Wątpisz w moją prawdomówność? – zdziwił się adwokat niemile dotknięty.

Ja wątpię. Mam teorię, że jeśli Gleeson kłamie odczekał aż obaj padną nieprzytomni podbiegł, wbił nóż…i „tyli” Confused
Mada napisał:
Adam wyszedł z pięknie urządzonego gabinetu Toma Gleesona i przystanął niezdecydowany. Czuł się skołowany.

Ja też jestem skołowana. Moje teorie zakładają kłamstwo lub prawdę. Jeśli Gleeson mówi prawdę, to mógł źle widzieć, jeśli kłamie to wiadomo. Absolutnie wykluczam Virgila.
Mada namotałaś nieźle. Mam nadzieję, że nie dasz nam długo czekać na rozwiązanie zagadki. Bardzo podobał mi się ten fragment.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Wto 14:36, 16 Cze 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:44, 16 Cze 2015    Temat postu:

Aga napisał:
Albert to całkiem miły gość i do tego po ciężkich przeżyciach. Czuję w kościach, że coś się „zadzieje”. Mada?

Nic nie powiem.

Aga napisał:
Chyba napomknęłam w jednej ze swoich teorii o statku lub powiązaniu z takowym.

I owszem. Aby zrobić Ci przyjemność, wykorzystałam ten pomysł. Wink

Aga, dziękuję za cenne przemyślenia. Cieszę się zwłaszcza z tego "skołowania". Very Happy Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:24, 16 Cze 2015    Temat postu:

Mada napisał:
Aga napisał:
Albert to całkiem miły gość i do tego po ciężkich przeżyciach. Czuję w kościach, że coś się „zadzieje”. Mada?

Nic nie powiem.

Bardzo wymowne zdanie i wiele mówiąca mina.

Mada napisał:

I owszem. Aby zrobić Ci przyjemność, wykorzystałam ten pomysł. Wink



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 0:43, 17 Cze 2015    Temat postu:

Cytat:
Niestety, dziś do późna siedziała u pani Tacher, której wnuk od kilku lat przebywał w więzieniu. Starowinka dożywała swych ostatnich dni w samotności. Kilka osób opiekowało się nią na zmianę. Pannę Norton zmieniła pani Monroe, która spóźniła się dwie godziny i wpadła zdyszana, bardzo przepraszając już od progu. Jennifer nieuważnie słuchała wyjaśnień czynionych półgłosem.

Niefortunnie się złożyło
Cytat:
Czuła się nieswojo, maszerując w ciemnościach rozpraszanych przez nikłe światła rzucane z okien poszczególnych domów. Przecież wczoraj doszło do zabójstwa Roberta Forbesa, ta świadomość dodawała grozy sytuacji.

W normalnych warunkach ten spacer by nie należał do przyjemności… a co dopiero dzień po zabójstwie
Cytat:
Zagrodził jej drogę wyciągniętą ręką, chwytając dłonią pobliski filar. Chciała go wyminąć, ale bezceremonialnie ją zatrzymał.
- Dokąd ci się tak spieszy? – wybełkotał.
- Proszę mnie przepuścić! – zażądała podniesionym tonem.
- Możemy się zabawić

Brr… mam dreszcze jak to czytam Shocked
Cytat:
Tuż za nim, w cieniu stał jakiś mężczyzna, który skutecznie wykręcił mu rękę i przytrzymał stanowczo w swym silnym uścisku.
- Przeproś panią – zażądał stanowczym tonem, wzmacniając chwyt.
- Przepraszam – wycharczał z niechęcią.

A to… całkiem przyjemny zbieg okoliczności. Tajemniczy wybawiciel?
Cytat:
Ten mężczyzna z pewnością był mieszkańcem Virginia City. Nie znała jego głosu, na pewno nigdy wcześniej z nim nie rozmawiała, ale jego sylwetka była jej znajoma. W tej chwili pożałowała, że odkąd zamieszkała w tym mieście, trzymała się raczej na uboczu,

I w tej chwili może się coś zmienić
Cytat:
Ruszyła przed siebie, zaciskając usta. Pokręcił głową i głośno westchnął. Dogonił ją i w milczeniu szli obok siebie.

Nieznajomy jest bardzo… sympatyczny Smile
Cytat:
Minęli dwóch górników, z których jeden wymiotował, a drugi klepał go ze współczuciem po ramieniu.

Rozumiem, ze za włosy nie miał co trzymać?
Cytat:
Albert Monroe – uchylił kapelusza i zniknął

Bardzo się cieszę, że Albert Monroe wrócił Smile podoba mi się to, jak nawiązujesz to wszystkich wcześniejszych wątków, tworząc spójną całość Smile
Cytat:
Elizabeth ukołysała maleńkiego synka do snu. Zajrzała na chwilę do pokoju Marii. Dziewczynka siedziała już w łóżku, zapatrzona w dziadka, który cichych głosem snuł jakąś ciekawą opowieść.

Szczęśliwa rodzina, Dan doczekał się w końcu syna Very Happy
Cytat:
Tak do końca to nie – zasępił się właściciel saloonu, usiłując dotrzymać kroku szeryfowi.
- Nieprawda – zaperzył się jakiś górnik. – Tom Gleeson wszystko widział.
Gdy dotarli na miejsce, grupa osób tworzących zamknięty krąg, się rozstąpiła. Szeryf podszedł bliżej. Robert Forbes leżał na wznak, bez życia, ale za to z nożem tkwiącym w sercu. Obok niego spoczywał nieznany mu mężczyzna, nieprzytomny, w drogim, ale przybrudzonym ubraniu.

Tom Gleeson już na początku wydaję się być jakoś wplatany w sprawę
Cytat:
Co tu się stało? – szeryf zmarszczył brwi, szukając wzrokiem Toma Gleesona, który miał być naocznym świadkiem.
Gleeson przepchnął się przez tłum i stanął przed stróżem prawa.
- Ten człowiek – wskazał na Virgila. – Zabił Roberta Forbesa. Widziałem z daleka, jak się bili. Gdy dobiegłem, Robert już nie żył, dostał w pierś, a ten tutaj chciał uciekać, ale podstawiłem mu nogę i runął jak długi.

Łatwo poszło…
Cytat:
Sporo wypiłem. Później chyba się z kimś pobiłem, ale nikogo nie zabiłem.
- Jak to? – obruszył się Dan. – Przecież wcześniej mówił pan coś innego.
- Naprawdę? – zdziwił się Connolly. – A co takiego, jeśli można wiedzieć?

Piętrzą się jakieś nieporozumienia i niedomówienia
Cytat:
Gleeson był szanowanym człowiekiem, adwokatem, bliskim znajomym całej rodziny. Adam go lubił i szanował.
- Adamie, musisz mi uwierzyć – odezwał się Virgil. – Nie zabiłem tego Forbesa! Pokłóciłem się z nim, ale później go już nie widziałem. Przecież wiesz, że mówię prawdę!

Słowo przeciw słowu…
Cytat:
tkwił nóż ozdobiony inicjałami V.C.

Pamiątka z Virginia City?
Cytat:
Twój znajomy mógł przez te lata się zmienić i to bardzo. Tak naprawdę nic nie wiesz na jego temat, a przychodzisz i mnie oskarżasz.
- Nie denerwuj się, Tom – Dan położył mu uspokajająco rękę na ramieniu.
- Wiesz, Adamie, nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będziesz bronił mordercy, a na dodatek uznasz, że mówię nieprawdę – powiedział z żalem.

Tom Gleeson bardzo szybko stracił panowanie nad sobą. Przy pierwszym pytaniu…
Mada, bardzo ciekawy odcinek, wątek kryminalny jest bardzo dopracowany i intrygujący Very Happy Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy Very Happy Całość jest wspaniale opracowana, logiczna, świetnie napisana i ozdobiona świetnymi opisami Smile
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 19, 20, 21 ... 47, 48, 49  Następny
Strona 20 z 49

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin