Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Marzenia i rzeczywistość
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 20, 21, 22 ... 47, 48, 49  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:11, 17 Cze 2015    Temat postu:

senszen napisał:
Bardzo się cieszę, że Albert Monroe wrócił Smile podoba mi się to, jak nawiązujesz to wszystkich wcześniejszych wątków, tworząc spójną całość Smile

Dziękuję. To, co napisałaś, jest bardzo miłe.

senszen napisał:
Szczęśliwa rodzina, Dan doczekał się w końcu syna Very Happy

Cieszę się, że ktoś wreszcie zauważył, że Dan ma synka.

Senszen, dziękuję za tak życzliwy komentarz. Very Happy Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:25, 17 Cze 2015    Temat postu:

Mada każdy zauważył synka tylko sprawy niezwykłej wagi skierowały nas na nieco inne tory Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:33, 18 Cze 2015    Temat postu:

A już się obawiałam, że ta istotna wiadomość zaginęła wśród natłoku informacji. Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:18, 18 Cze 2015    Temat postu:

Aga napisał:
Mada każdy zauważył synka tylko sprawy niezwykłej wagi skierowały nas na nieco inne tory Smile


Właśnie. Razz
Bo chyba każdy czyta każde opowiadanie ze zrozumieniem i niezwykłą starannością, a tym bardziej od deski do deski.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:37, 18 Cze 2015    Temat postu:

Kola napisał:
Bo chyba każdy czyta każde opowiadanie

I tu się mylisz - nie każdy i nie wszystkie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:44, 18 Cze 2015    Temat postu:

Kola ze zrozumieniem i niezwykłą starannością to trzeba pisać....wtedy i czytać można z uwzględnieniem tegoż Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:51, 21 Cze 2015    Temat postu:

Już myślałam, że nie napiszę tego odcinka, ale w końcu się udało. Smile

* * * * *

1868 – cz. III.

Pogrzeb pani Tacher zgromadził na cmentarzu wiele osób. Mieszkańcy Virginia City lubili staruszkę, która mimo przeciwności losu nie straciła pogody ducha. Jennifer Norton stała z pochyloną głową, słuchając monotonnego głosu pastora Owena. Czuła smutek na myśl o tym, że pani Tacher przed śmiercią nie mogła zobaczyć swego wnuka Boba, który od wielu lat siedział w więzieniu. Został skazany za próbę zabicia szeryfa Stevensona, następnie w trakcie odbywania kary próbował ucieczki. Nic nie zapowiadało jego szybkiego powrotu.
Dan i Elizabeth stali z lewej strony, tuż obok licznej rodziny Cartwrightów, która w komplecie stawiła się, aby uczestniczyć w pogrzebie. Jennifer przesunęła obojętnym wzrokiem po mieszkańcach i nagle drgnęła. Nieco na uboczu przystanął jej wybawca, Albert Monroe. Nie patrzył na zebranych ludzi i chyba nie słuchał słów pastora. Wzrok miał utkwiony w jakimś niewielkim nagrobku. Sprawiał wrażenie nieobecnego, zatopionego w swoich myślach. W pewnym momencie jakby się ocknął, rozejrzał, potarł dłonią policzek i najzwyczajniej w świecie odszedł. Gdy uroczystości pogrzebowe dobiegły końca, wszyscy zaczęli się rozchodzić, wymieniając same pozytywne uwagi o zmarłej. Jennifer zawahała się, ale szybko podjęła decyzję. Musiała coś sprawdzić. Gdyby tego nie zrobiła, męczyłoby ją to do końca dnia. Podeszła do nagrobka i przeczytała napis: Victoria Glenister. Z dat wyrytych w kamieniu wynikało, że w chwili śmierci Victoria miała lat osiemnaście.
- Biedna dziewczyna – usłyszała tuż za sobą głos pani Hobson, która stanęła obok nauczycielki. – Taka tragedia.
- Co się stało? – zainteresowała się Jennifer. – Dlaczego tak młodo zmarła?
- To pani nie wie? – zdziwiła się żona właściciela hotelu. – A prawda … pani jeszcze wówczas nie mieszkała w naszym mieście … - pokiwała głową ze zrozumieniem. – Victoria została postrzelona w trakcie bandyckiego napadu.
- W banku?
- A gdzież tam! Podczas wspaniałego balu wydanego przez burmistrza Montgomery’ego. Jeden z bandytów, uciekając, strzelił do Victorii i Alberta…
- Alberta? – podchwyciła.
- Alberta Monroe – wyjaśniła usłużnie pani Hobson. – On i Victoria byli zaręczeni, mieli się pobrać, a tu taka tragedia – pokręciła głową. – To była taka śliczna, miła dziewczyna. Jej ojciec do tej pory nie może dojść do siebie. A i Albert stał się odludkiem, rzadko można go zobaczyć w mieście. Szkoda, bo to dobra partia. Nadałby się na męża dla mojej Mary.
- Mary?
- Mojej córki – uśmiechnęła się promiennie. – Kilka dni temu wróciła z prywatnej pensji, gdzie uczyła się przez kilka ostatnich lat.
- Musi pani być z niej dumna.
- Jestem – potwierdziła pani Hobson. – Ładna, wykształcona, niegłupia – wyliczała zalety córki. – Teraz przyszedł czas na znalezienie właściwego kandydata na męża.
- Na pewno znajdzie się ktoś odpowiedni – zapewniła ją Jennifer.
- Najbardziej obawiam się łowców posagów – wyznała z westchnieniem zatroskana matka.
Pani Hobson nie zamierzała dobrowolnie rezygnować z towarzystwa słuchaczki, która wydawała się być zainteresowana tematem. Obie dotarły do głównej ulicy. Jennifer niewiele się odzywała, kobieta za to mówiła nieprzerwanie, opowiadając o swej córce Mary i rozpatrując kandydatury poszczególnych kawalerów z Virginia City. Gdy w końcu nauczycielka znalazła się w domu, z ulgą zamknęła za sobą drzwi. Uwolniła się od gadatliwej towarzyszki, ale dzięki niej uzyskała informacje. Poskładała cząstki układanki - Albert Monroe okazał się być bratem pani Monroe, którą przecież dobrze znała z kontaktów szkolnych i spotkań u pani Tacher. Zupełnie przypadkiem dowiedziała się, że pani Monroe została wydana za jakiegoś dalekiego krewnego, więc i jej panieńskie nazwisko nie uległo zmianie po ślubie. Mąż zmarł, zostawiając jej na osłodę córeczkę i pokaźną sumkę w banku. Wdowa szybko odnalazła się w nowej rzeczywistości. Oprócz córki Betty, Albert był jedyną bliską jej osobą. Przeżył osobistą tragedię i wybrał życie samotnika. Rzadko bywał w mieście. Teraz sobie przypomniała, że jakiś czas temu słyszała w sklepie, że brat pani Monroe odziedziczył jakiś spadek po dalekim krewnym i Adam Cartwright doradzał mu w kwestii korzystnego zainwestowania kapitału. Nie poświęciła wówczas tej wiadomości większej uwagi, bo i nie znała Alberta Monroe osobiście. Właściwie to i teraz trudno byłoby ich nazwać znajomymi. Jennifer pomyślała, że chciałaby spotkać tego mężczyznę na swojej drodze. Miałaby wtedy szansę podziękować mu za to, co dla niej zrobił. Wtedy w nocy była zdenerwowana i niezbyt uprzejma. Albert mógł pomyśleć, że jest z natury opryskliwa i zadziera nosa. A jakoś nie chciała, aby tak niepochlebnie ją wspominał.

* * * * *

Adam Cartwright wyszedł z biura szeryfa i zatrzymał się przy filarze. Virgil niezbyt dobrze znosił pobyt w celi. Był przyzwyczajony do częstych zmian otoczenia, nowych twarzy, wyzwań, pracy na otwartej przestrzeni. Teraz egzystował na kilku metrach kwadratowych, ozdobionych znienawidzonymi kratami. Proces miał się rozpocząć za trzy tygodnie. W ciągu tych kilku dni od zabójstwa Roberta Forbesa nie wydarzyło się nic, co mogłoby zmienić zaistniałą sytuację. Nie pojawił się żaden nowy świadek, Virgil nie przypomniał sobie żadnych dodatkowych szczegółów, a Tom Gleeson nie dodał niczego nowego do swoich wcześniejszych zeznań. Można by powiedzieć, że sprawa utknęła w martwym punkcie. Adam codziennie rozmawiał z Virgilem, który za każdym razem powtarzał, że jest niewinny i z pewnością nie zabił Forbesa. Nie miał podstaw, aby mu nie wierzyć, choć dowody świadczyły przeciwko niemu. Cała ta sprawa z prawnego punktu widzenia wyglądała na prostą i oczywistą. Jest sprawca i ofiara, narzędzie zbrodni i wiarygodny świadek. Najwięcej pytań i wątpliwości budził jedynie motyw zbrodni i na tym prawnik Virgila chciał oprzeć linię obronę swego klienta.
Adam potarł twarz dłonią i po chwili wahania skierował swe kroki do saloonu. Zajął stolik w samym rogu. Siedział z nieodgadnioną miną, spoglądając na nietknięty kufel wypełniony piwem. Przyszedł tu, aby porozmawiać z Tomem Gleesonem, nie miał zamiaru iść do jego biura. Wiedział, że młody prawnik wpadał do Silver Dollar późnym popołudniem na szklaneczkę whisky. Adam chciał stworzyć pozory przypadku. Zamoczył usta w topniejącej pianie, obserwując wejście do lokalu. Nie minął kwadrans, jak do środka wszedł Gleeson. Stanął przy kontuarze, zamówił alkohol i rozejrzał po saloonie. Drgnął lekko, gdy zobaczył Adama. Po chwili wahania wziął szklaneczkę i przysiadł się do Cartwrighta. Obaj przez chwilę sączyli trunki w milczeniu. W końcu Tom odstawił resztki whisky i spojrzał z zastanowieniem na Adama.
- Minęło wiele lat, ale na pewno pamiętasz sprawę Billa Endersa – zaczął, z uwagą śledząc twarz Cartwrighta. – Zabił Toby’ego Barkera. Byłeś jedynym świadkiem. Nikt ci nie wierzył, nawet szeryf Coffee wątpił w twoje zeznania. Pamiętasz?
- Pamiętam – potwierdził Adam.
- Byłeś pewien swoich racji i tego, co widziałeś – kontynuował Tom. – Nie zrezygnowałeś, nie odwołałeś zeznań, choć groziło ci niebezpieczeństwo, a mieszkańcy byli przeciwko tobie.
- Do czego zmierzasz, Tom?
- Dziś ja znajduję się w takiej samej sytuacji jak ty wtedy – zauważył Gleeson. – Wiem, co widziałem i nie zmienię zeznań tylko dlatego, że sprawa dotyczy twego przyjaciela.
- Nigdy cię o to nie prosiłem.
- To prawda – przyznał Tom. – Ale wciąż masz nadzieję, że to zrobię. Mylę się?
- Nie.
- Powinieneś mnie zrozumieć choćby ze względu na to, co sam przeszedłeś z Billem Endersem – powiedział Gleeson, odstawiając pustą szklankę. – Nie mylę się. Wiem, co widziałem – w jego słowach brzmiała niezbita pewność.
Mężczyzna wstał od stolika, kiwnął głową i wyszedł. Adam ciężko westchnął. To, co mówił Tom Gleeson, nie było pozbawione sensu, brzmiało logicznie. Nie miał powodu, aby mu nie wierzyć.

* * * * *

Joe wyszedł ze sklepu i załadował na wóz skrzynkę z zakupami. Wokół niego kręcił się JD, który za nic w świecie nie chciał spokojnie usiąść i poczekać, aż ojciec skończy załadunek. Po kilku próbach uspokojenia pięciolatka, Joe dał sobie spokój. Robił swoje, mając na oku JD. Załadował ostatni pakunek i spojrzał w kierunku sklepu z damską konfekcją. Nanette wciąż tam tkwiła. Obawiał się, że żona swoimi zakupami w znaczący sposób uszczupli ich konto. Będzie musiał z nią porozmawiać na temat ograniczenia wydatków na stroje. Wiedział, że czeka go nielicha przeprawa. Nanette nie lubiła tego typu rozmów i każdą uwagę na temat pieniędzy kwitowała stwierdzeniem, że mają ich dużo. Joe rozpiął górny guzik koszuli, poprawiając ułożenie kołnierzyka. Właśnie chciał się powachlować kapeluszem, gdy zobaczył po drugiej stronie ulicy pannę Mary Hobson. Nie widział jej przez ostatnich kilka lat i musiał przyznać, że dziewczyna zmieniła się nie do poznania. Z chucherka wyrosła prawdziwa piękność. Szła z dumnie uniesioną głową, którą zdobił najmodniejszy kapelusz. Jej figurę opinała suknia w kolorze pistacjowym. Na ramiona opadały jasne loki połyskujące w promieniach słońca, przed którym powabna panna usiłowała się chronić za pomocą koronkowej parasolki. Joe zapatrzył się na ten uroczy obrazek z prawdziwą przyjemnością.
- Tato, co robisz? – usłyszał głos JD i poczuł niecierpliwe pociągnięcie za rękaw.
- Patrzę – odpowiedział lakonicznie.
- Na co?
- Na ludzi.
- Na tę panią w zielonej sukience? – chciał wiedzieć JD.
- I na pana w popielatej marynarce – dodał szybko Joe. – Na tę staruszkę niosącą koszyk. Na wszystkich wokoło.
- Nudzi mi się – poskarżył się chłopiec. – Kiedy pojedziemy do domu?
- Jak mama wyjdzie wreszcie ze sklepu – westchnął Joe.
- A kiedy wyjdzie?
- Sam chciałbym to wiedzieć – mruknął niezadowolony.
W tej chwili drzwi magazynu się otworzyły. Nanette wyszła rozpromieniona. Tuż za nią szedł pomocnik właścicielki sklepu, niosąc przed sobą stos mniejszych i większych pakunków. Joe przełknął ślinę. Miał ochotę zgrzytać zębami. Poczekał, aż chłopiec ułoży zakupy na wozie i dopiero, gdy odszedł, zwrócił się do żony:
- Wykupiłaś pół sklepu?
- Nie bądź sknerą – Nanette cmoknęła go w policzek. – Stać nas na to.
- Przecież masz mnóstwo różnych drobiazgów i sukien – drążył. – Po co ci kolejne, skoro niektórych nie założyłaś jeszcze ani razu?
- Czekam na odpowiednią okazję – wyjaśniła cierpliwie.
- Jak się nadarzy, to nie będziesz wiedziała, którą wybrać…
- Czy mi się zdaje, czy zaczynasz się robić marudny? – zaśmiała się, kpiąco mrużąc oczy.
- Zdaje ci się.
- Jedźmy już do domu – zażądała. – Na co czekamy?
- Czekaliśmy na ciebie – zauważył z godnością. – JD i ja już dawno jesteśmy gotowi do drogi.
- Chodź, synku – Nanette wyciągnęła ręce. – Tatuś się dąsa.
- Wcale się nie dąsam – zaprzeczył szybko Joe. – Jedziemy.
Ruszył ostrożnie, bo kilku kowbojów tarasowało środek ulicy i musiał zręcznie ich wyminąć. Skupił się na powożeniu, jednym uchem wyłapując rozmowę Nanette i JD o upragnionym kucyku. Wiedział, że chłopiec o nim marzy. Sam rozmawiał już o tym z Hossem, który obiecał, że rozejrzy się i popyta, czy ktoś ma na zbyciu odpowiedni okaz. Lekko ściągnął wodze, bo na drodze zobaczył pannę Hobson. Przechodziła na drugą stronę ulicy, z wdziękiem osłaniając się parasolką. Gdy dotarło do niego, że się uśmiecha na jej widok, szybko przybrał obojętny wyraz twarzy i ruszył, popędzając konia. Nie spojrzał na Nanette, mając nadzieję, że nie zauważyła jego chwili słabości. Powoził jak gdyby nigdy nic i dopiero po jakimś czasie zerknął na żonę. Ich spojrzenia się spotkały. W oczach Nanette błysnęło coś, czego dawno nie widział. Niedowierzanie, czujność, a może zaskoczenie? Żona chyba dostrzegła jego zainteresowanie piękną Mary Hobson.

* * * * *

Proces Virgila Connolly’ego ściągnął na salę sądową wielu mieszkańców Virginia City. Ludzie czekali na wydarzenia, które ubarwią ich monotonne, prowincjonalne życie. Rozprawa dawała okazję do towarzyskich spotkań, wymiany poglądów, ciekawych obserwacji i plotek. Sędzia Blackwood słynął z niecierpliwości i szybkości, z jaką wydawał wyroki. Po zapoznaniu się ze sprawą, przesłuchaniu świadków i oskarżonego, bez zbędnych ceregieli wydał wyrok, skazując Virgila na 3 lata więzienia. Na sali zahuczało od protestów. Spodziewano się kary śmierci przez powieszenie, w najgorszym wypadku wielu lat odsiadki. Niezadowolenie przybierało na sile, krzyki nie cichły. Sędziowski młotek poszedł w ruch. Backwood nie wdawał się w dyskusje. Na odchodnym huknął w stół i opuścił salę. Nikt z obecnych nie miał pojęcia, że na tak niski wyrok miał wpływ list, jaki Blackwood dostał od kongresmena Walsha z Baltimore, który interweniował w sprawie Connolly’ego. Sędzia doskonale zdawał sobie sprawę, że wyrok powinien być surowszy. Adwokat oskarżonego był na tyle dobry, że oddalił widmo szubienicy, ale wizja wieloletniego więzienia nasuwała się sama przez się. List z Baltimore zmienił jednak położenie oskarżonego. Kongresmen był człowiekiem wpływowym. Dzięki niemu Blackwood mógł się przenieść na wschodnie wybrzeże i zacząć nowe życie w bardziej cywilizowanych warunkach. Uśmiechnął się na samo wyobrażenie spotkań z ludźmi na wysokim poziomie, o właściwym wykształceniu i urodzeniu.

* * * * *

Adam siedział na zewnątrz, niemal w zupełnych ciemnościach, jeśli nie liczyć blasku księżyca. Nie słyszał cykających świerszczy ani szumu drzew, nie czuł delikatnego wiatru na swojej twarzy. Przymknął oczy, starając się przegnać dręczące go myśli. Proces Virgila wytrącił go z równowagi. Sam już nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Wierzył w niewinność Connolly’ego. Nie miał też powodów, żeby nie ufać Tomowi Gleesonowi. Czekał na cud. Wyrok wydany przez sędziego Blackwooda zaskoczył go na równi z innymi. Nie po raz pierwszy ten szpakowaty mężczyzna przewodniczył rozprawie w ich mieście. Nigdy jednak nie zasądził tak niskiej kary w sprawie o zabójstwo. Coś musiało się za tym kryć i to właśnie nie dawało Adamowi spokoju. Domyślał się, że w grę mogło wchodzić przekupstwo lub wstawiennictwo. Wszak sam na prośbę Virgila wysłał telegram do kongresmena Walsha, w którym informował o aresztowaniu przyjaciela. Nie lubił niejasnych sytuacji. Poruszył się niespokojnie i przypomniał sobie słowa Toma Gleesona o tym, że Virgil mógł się zmienić, w rzeczywistości być kimś innym niż się wszystkim wydaje.
Usłyszał ciche skrzypnięcie drzwi. Kimberly wyszła na zewnątrz. Nie wydawała się zaskoczona jego widokiem. Usiadła obok bez słowa, przytulając się do jego ramienia.
- Nie możesz spać – stwierdziła z cichym westchnieniem.
- Próbuję to wszystko jakoś poukładać w swojej głowie – wyjaśnił enigmatycznie, wiedząc, że żona zrozumie tok jego rozumowania.
- I jak ci idzie?
- Kiepsko – mruknął z niezadowoleniem. – Wciąż nie wiem, który z nich kłamie i co tak naprawdę zaszło tamtej nocy – pokręcił głową. – Obawiam się, że moje niezawodne przeczucie tym razem śpi jak suseł.
- Jak długo będziesz się tym zadręczać? - zapytała ostrożnie.
- Jeszcze nie wiem – wyznał z wahaniem.
- Będziesz robił jakieś przerwy w tym samoudręczeniu?
- Czy mi się zdaje, czy ty sobie ze mnie kpisz? – zmrużył z niedowierzaniem oczy.
- Po prostu czuję się zaniedbywana jako żona – lekko wzruszyła ramionami.
Na twarzy Adama odmalowało się zaskoczenie, które stopniowo zaczęło przeobrażać się w rozbawienie. Przyglądał się Kimberly z uśmiechem.
- Masz jakieś życzenia? – zapytał na wszelki wypadek.
- Tak – przyznała z szybko bijącym sercem. – Myślę, że powinniśmy dokończyć tę rozmowę w altance.
- Znakomity pomysł – zauważył z błyskiem w oku, jednocześnie podrywając się z miejsca.
Jeden rzut oka na jej stopy spowodował, że uniósł ją z ławki i z dziarską miną wkroczył do ogrodu. W tej chwili jego wyobraźnia podsunęła mu przemiłe wspomnienia, a czekające go przyjemności zawładnęły niepodzielnie jego myślami.

* * * * *


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:00, 21 Cze 2015    Temat postu:

Cytat:
Pogrzeb pani Tacher zgromadził na cmentarzu wiele osób. Mieszkańcy Virginia City lubili staruszkę, która mimo przeciwności losu nie straciła pogody ducha.

Zaczęło się bardzo smutno

Cytat:
Jennifer przesunęła obojętnym wzrokiem po mieszkańcach i nagle drgnęła. Nieco na uboczu przystanął jej wybawca, Albert Monroe. Nie patrzył na zebranych ludzi i chyba nie słuchał słów pastora. Wzrok miał utkwiony w jakimś niewielkim nagrobku. Sprawiał wrażenie nieobecnego, zatopionego w swoich myślach.

No proszę! Co za spotkanie i od razu zagadka

Cytat:
Jennifer zawahała się, ale szybko podjęła decyzję. Musiała coś sprawdzić. Gdyby tego nie zrobiła, męczyłoby ją to do końca dnia. Podeszła do nagrobka i przeczytała napis: Victoria Glenister. Z dat wyrytych w kamieniu wynikało, że w chwili śmierci Victoria miała lat osiemnaście.

Ciekawość przeważyła, ale Jennifer w dalszym ciągu nie wie, kim była Victoria?

Cytat:
- Biedna dziewczyna – usłyszała tuż za sobą głos pani Hobson, która stanęła obok nauczycielki. – Taka tragedia …– A prawda … pani jeszcze wówczas nie mieszkała w naszym mieście … - pokiwała głową ze zrozumieniem. – Victoria została postrzelona w trakcie bandyckiego napadu …Podczas wspaniałego balu wydanego przez burmistrza Montgomery’ego. Jeden z bandytów, uciekając, strzelił do Victorii i Alberta…
- Alberta? – podchwyciła.
- Alberta Monroe – wyjaśniła usłużnie pani Hobson. – On i Victoria byli zaręczeni, mieli się pobrać, a tu taka tragedia ...

Teraz już wie, prawie wszystko, ze szczegółami … kumoszki zastąpią niejedno archiwum

Cytat:
Albert stał się odludkiem, rzadko można go zobaczyć w mieście. Szkoda, bo to dobra partia. Nadałby się na męża dla mojej Mary.
- Mary?
- Mojej córki – uśmiechnęła się promiennie. – Kilka dni temu wróciła z prywatnej pensji …

Pogrzeb, nie pogrzeb – każda okazja dobra, żeby wypatrzeć dobrego kandydata na zięcia

Cytat:
Jennifer pomyślała, że chciałaby spotkać tego mężczyznę na swojej drodze. Miałaby wtedy szansę podziękować mu za to, co dla niej zrobił. Wtedy w nocy była zdenerwowana i niezbyt uprzejma. Albert mógł pomyśleć, że jest z natury opryskliwa i zadziera nosa. A jakoś nie chciała, aby tak niepochlebnie ją wspominał.

Z pewnością … dla kobiety nie ma nic gorszego niż to, że ktoś ją wspomina jako zadzierającą nosa … tak … wierzę, że Jennifer o to chodzi, li i jedynie

Cytat:
Adam codziennie rozmawiał z Virgilem, który za każdym razem powtarzał, że jest niewinny i z pewnością nie zabił Forbesa. Nie miał podstaw, aby mu nie wierzyć, choć dowody świadczyły przeciwko niemu. Cała ta sprawa z prawnego punktu widzenia wyglądała na prostą i oczywistą. Jest sprawca i ofiara, narzędzie zbrodni i wiarygodny świadek. Najwięcej pytań i wątpliwości budził jedynie motyw zbrodni i na tym prawnik Virgila chciał oprzeć linię obronę swego klienta.

Bardzo, bardzo zagadkowa sprawa. Coś dla Sherlocka Holmesa

Cytat:
Przyszedł tu, aby porozmawiać z Tomem Gleesonem, nie miał zamiaru iść do jego biura. Wiedział, że młody prawnik wpadał do Silver Dollar późnym popołudniem na szklaneczkę whisky. Adam chciał stworzyć pozory przypadku. Zamoczył usta w topniejącej pianie, obserwując wejście do lokalu. Nie minął kwadrans, jak do środka wszedł Gleeson.

Adaś jak zwykle miał idealne wyczucie czasu i miejsca

Cytat:
- Powinieneś mnie zrozumieć choćby ze względu na to, co sam przeszedłeś z Billem Endersem – powiedział Gleeson, odstawiając pustą szklankę. – Nie mylę się. Wiem, co widziałem – w jego słowach brzmiała niezbita pewność.

Tom Gleeson rzeczywiście sprawia wrażenie uczciwego człowieka … tak jak i Virgil. I któremu z nich wierzyć?

Cytat:
… spojrzał w kierunku sklepu z damską konfekcją. Nanette wciąż tam tkwiła.
Obawiał się, że żona swoimi zakupami w znaczący sposób uszczupli ich konto. Będzie musiał z nią porozmawiać na temat ograniczenia wydatków na stroje. Wiedział, że czeka go nielicha przeprawa. Nanette nie lubiła tego typu rozmów i każdą uwagę na temat pieniędzy kwitowała stwierdzeniem, że mają ich dużo.

Z Joe wyłazi dusza skąpca! Na ciuszki żonie żałuje

Cytat:
Szła z dumnie uniesioną głową, którą zdobił najmodniejszy kapelusz. Jej figurę opinała suknia w kolorze pistacjowym. Na ramiona opadały jasne loki połyskujące w promieniach słońca, przed którym powabna panna usiłowała się chronić za pomocą koronkowej parasolki. Joe zapatrzył się na ten uroczy obrazek z prawdziwą przyjemnością.

Ale za wystrojonymi kobietami to się ogląda!… a chce, żeby żona chodziła ubrana jak Kopciuszek

Cytat:
- Tato, co robisz? – usłyszał głos JD i poczuł niecierpliwe pociągnięcie za rękaw.
- Patrzę – odpowiedział lakonicznie.
- Na co?
- Na ludzi.
- Na tę panią w zielonej sukience? – chciał wiedzieć JD.
- I na pana w popielatej marynarce – dodał szybko Joe. – Na tę staruszkę niosącą koszyk. Na wszystkich wokoło.

Zręczna odpowiedź. Nie wiem tylko, czy pięciolatek w nią uwierzył. To mądre i spostrzegawcze dziecko a do tego nieodrodny synek Joe

Cytat:
Tuż za nią szedł pomocnik właścicielki sklepu, niosąc przed sobą stos mniejszych i większych pakunków. Joe przełknął ślinę. Miał ochotę zgrzytać zębami.

Nie tylko miał ochotę, ale pewnie i zazgrzytał

Cytat:
- Przecież masz mnóstwo różnych drobiazgów i sukien – drążył. – Po co ci kolejne, skoro niektórych nie założyłaś jeszcze ani razu?
- Czekam na odpowiednią okazję – wyjaśniła cierpliwie.
- Jak się nadarzy, to nie będziesz wiedziała, którą wybrać…

Męska logika Joe ma wyraźne braki … chyba zabrakło mu argumentów

Cytat:
Gdy dotarło do niego, że się uśmiecha na jej widok, szybko przybrał obojętny wyraz twarzy i ruszył, popędzając konia. Nie spojrzał na Nanette, mając nadzieję, że nie zauważyła jego chwili słabości. Powoził jak gdyby nigdy nic i dopiero po jakimś czasie zerknął na żonę. Ich spojrzenia się spotkały. W oczach Nanette błysnęło coś, czego dawno nie widział. Niedowierzanie, czujność, a może zaskoczenie? Żona chyba dostrzegła jego zainteresowanie piękną Mary Hobson.

Nanette też jest bystrą i inteligentną kobietą. Na pewno wszystko zauważyła, a czego nie dostrzegła, to jej instynkt podpowie. Przewiduję zwiększenie ilości kupowanych ciuszków – sukni, kapeluszy i … bielizny

Cytat:
Proces Virgila Connolly’ego ściągnął na salę sądową wielu mieszkańców Virginia City. Ludzie czekali na wydarzenia, które ubarwią ich monotonne, prowincjonalne życie. Rozprawa dawała okazję do towarzyskich spotkań, wymiany poglądów, ciekawych obserwacji i plotek.

Można rzec wydarzenie towarzyskie sezonu

Cytat:
Sędzia Blackwood słynął z niecierpliwości i szybkości, z jaką wydawał wyroki. Po zapoznaniu się ze sprawą, przesłuchaniu świadków i oskarżonego, bez zbędnych ceregieli wydał wyrok, skazując Virgila na 3 lata więzienia. Na sali zahuczało od protestów. Spodziewano się kary śmierci przez powieszenie, w najgorszym wypadku wielu lat odsiadki.

To rzeczywiście bardzo niski wyrok za zabójstwo … coś się za tym kryje

Cytat:
List z Baltimore zmienił jednak położenie oskarżonego. Kongresmen był człowiekiem wpływowym. Dzięki niemu Blackwood mógł się przenieść na wschodnie wybrzeże i zacząć nowe życie w bardziej cywilizowanych warunkach. Uśmiechnął się na samo wyobrażenie spotkań z ludźmi na wysokim poziomie, o właściwym wykształceniu i urodzeniu.

To wygląda na przekupstwo. Dlaczego jednak kongresmen interweniował w tej sprawie? Może jeszcze coś się za tym kryje? Jakaś afera szpiegowska? Virgil miał dostęp do różnych tajemnic wojskowych i na pewno obce wywiady próbowaly wyciągnąć z niego co nieco? To jedna z hipotez

Cytat:
Proces Virgila wytrącił go z równowagi. Sam już nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Wierzył w niewinność Connolly’ego.

Adam ma teraz twardy orzech do zgryzienia. Chyba pierwszy raz nie wie, komu wierzyć, a ten drań jego instynkt milczy jak zaklęty!

Cytat:
Nie po raz pierwszy ten szpakowaty mężczyzna przewodniczył rozprawie w ich mieście. Nigdy jednak nie zasądził tak niskiej kary w sprawie o zabójstwo. Coś musiało się za tym kryć i to właśnie nie dawało Adamowi spokoju. Domyślał się, że w grę mogło wchodzić przekupstwo lub wstawiennictwo. Wszak sam na prośbę Virgila wysłał telegram do kongresmena Walsha, w którym informował o aresztowaniu przyjaciela.

Adam jest na dobrym tropie, choć jeszcze nie rozgryzł problemu

Cytat:
- Nie możesz spać – stwierdziła z cichym westchnieniem.
- Próbuję to wszystko jakoś poukładać w swojej głowie – wyjaśnił enigmatycznie, wiedząc, że żona zrozumie tok jego rozumowania.
- I jak ci idzie?
- Kiepsko – mruknął z niezadowoleniem. – Wciąż nie wiem, który z nich kłamie i co tak naprawdę zaszło tamtej nocy – pokręcił głową. – Obawiam się, że moje niezawodne przeczucie tym razem śpi jak suseł.

Faktycznie przeczucie śpi i co ma biedny Adaś zrobić? Powiadają, że na frasunek dobry trunek, ale on … nie pije, więc cóż mu pozostało?

Cytat:
- Tak – przyznała z szybko bijącym sercem. – Myślę, że powinniśmy dokończyć tę rozmowę w altance.
- Znakomity pomysł – zauważył z błyskiem w oku, jednocześnie podrywając się z miejsca.

Oczywiście! Altanka jest dobra na wszystko

Bardzo interesujące, starannie napisane z dbałością o szczegóły i kolejność wydarzeń. Dobrze przedstawione ludzkie charaktery. Do tego niezła zagadka kryminalna, a może szpiegowska? Bo i to możliwe … niecierpliwie oczekuję na rozwiązanie i oby więcej takich opowiadań


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 12:36, 21 Cze 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:26, 21 Cze 2015    Temat postu:

Cytat:
Już myślałam, że nie napiszę tego odcinka, ale w końcu się udało.

I to jak się udało!
Cytat:
Pogrzeb pani Tacher zgromadził na cmentarzu wiele osób. Mieszkańcy Virginia City lubili staruszkę, która mimo przeciwności losu nie straciła pogody ducha. Jennifer Norton stała z pochyloną głową, słuchając monotonnego głosu pastora Owena.

Bardzo smutne wydarzenie. Potwierdza się jedno. Bez względu na to ile masz lat, jeżeli nie opuszcza cię pogoda ducha, to nie opuszczą cię również przyjaciele i znajomi
Cytat:
Dan i Elizabeth stali z lewej strony, tuż obok licznej rodziny Cartwrightów, która w komplecie stawiła się, aby uczestniczyć w pogrzebie. Jennifer przesunęła obojętnym wzrokiem po mieszkańcach i nagle drgnęła. Nieco na uboczu przystanął jej wybawca, Albert Monroe.

Cartwrightowie, jak zwykle niezawodni. Podobnie, jak szeryf i jego żona. Uwadze Jennifer nie uszła obecność Alberta Monroe. Ciekawe, jak rozwiną się losy tych dwojga?
Cytat:
Jennifer zawahała się, ale szybko podjęła decyzję. Musiała coś sprawdzić. Gdyby tego nie zrobiła, męczyłoby ją to do końca dnia. Podeszła do nagrobka i przeczytała napis: Victoria Glenister. Z dat wyrytych w kamieniu wynikało, że w chwili śmierci Victoria miała lat osiemnaście.

Jennifer zareagowała podobnie jak zareagowałoby większość osób w podobnej sytuacji
Cytat:
- Co się stało? – zainteresowała się Jennifer. – Dlaczego tak młodo zmarła?
- To pani nie wie? – zdziwiła się żona właściciela hotelu. – A prawda … pani jeszcze wówczas nie mieszkała w naszym mieście … - pokiwała głową ze zrozumieniem. – Victoria została postrzelona w trakcie bandyckiego napadu.

Fakt. Niby skąd Jennifer miałaby o tym wiedzieć, ale zawsze przecież można liczyć na takie osoby jak pani Hobson
Cytat:
- Alberta Monroe – wyjaśniła usłużnie pani Hobson. – On i Victoria byli zaręczeni, mieli się pobrać, a tu taka tragedia – pokręciła głową. – To była taka śliczna, miła dziewczyna. Jej ojciec do tej pory nie może dojść do siebie. A i Albert stał się odludkiem, rzadko można go zobaczyć w mieście. Szkoda, bo to dobra partia. Nadałby się na męża dla mojej Mary.

Jennifer wie już wszystko … no prawie wszystko. Albert mimo, że żyje samotnie cały czas znajduje się w kręgu zainteresowań matek panien na wydaniu
Cytat:
- Najbardziej obawiam się łowców posagów – wyznała z westchnieniem zatroskana matka.

Strapienie wszystkich bogatych rodziców.
Cytat:
Poskładała cząstki układanki - Albert Monroe okazał się być bratem pani Monroe, którą przecież dobrze znała z kontaktów szkolnych i spotkań u pani Tacher.

Jennifer coraz bardziej interesuje się Albertem. Zebrała sporo informacji. To chyba wykracza poza zwykłą ciekawość
Cytat:
Jennifer pomyślała, że chciałaby spotkać tego mężczyznę na swojej drodze. Miałaby wtedy szansę podziękować mu za to, co dla niej zrobił. Wtedy w nocy była zdenerwowana i niezbyt uprzejma. Albert mógł pomyśleć, że jest z natury opryskliwa i zadziera nosa. A jakoś nie chciała, aby tak niepochlebnie ją wspominał.

Zdaje się, że tu nie tylko chodzi o zwykłe podziękowania. Jakoś dziwnie zależy Jennifer na tym, żeby dobrze wyglądać w oczach Alberta
Cytat:
W ciągu tych kilku dni od zabójstwa Roberta Forbesa nie wydarzyło się nic, co mogłoby zmienić zaistniałą sytuację. Nie pojawił się żaden nowy świadek, Virgil nie przypomniał sobie żadnych dodatkowych szczegółów, a Tom Gleeson nie dodał niczego nowego do swoich wcześniejszych zeznań. Można by powiedzieć, że sprawa utknęła w martwym punkcie.

Sytuacja nie napawa nadzieją. Niestety wszystko wskazuje na to, że Virgil zostanie skazany
Cytat:
Adam codziennie rozmawiał z Virgilem, który za każdym razem powtarzał, że jest niewinny i z pewnością nie zabił Forbesa. Nie miał podstaw, aby mu nie wierzyć, choć dowody świadczyły przeciwko niemu. Cała ta sprawa z prawnego punktu widzenia wyglądała na prostą i oczywistą. Jest sprawca i ofiara, narzędzie zbrodni i wiarygodny świadek. Najwięcej pytań i wątpliwości budził jedynie motyw zbrodni i na tym prawnik Virgila chciał oprzeć linię obronę swego klienta.

Virgil z uporem powtarza, że jest niewinny i w zasadzie trudno mu nie wierzyć. Fakty jednak świadczą przeciw niemu. Zobaczymy, jak przebiegnie proces
Cytat:
W końcu Tom odstawił resztki whisky i spojrzał z zastanowieniem na Adama.
- Minęło wiele lat, ale na pewno pamiętasz sprawę Billa Endersa – zaczął, z uwagą śledząc twarz Cartwrighta. – Zabił Toby’ego Barkera. Byłeś jedynym świadkiem. Nikt ci nie wierzył, nawet szeryf Coffee wątpił w twoje zeznania. Pamiętasz?
- Pamiętam – potwierdził Adam.
- Byłeś pewien swoich racji i tego, co widziałeś – kontynuował Tom. – Nie zrezygnowałeś, nie odwołałeś zeznań, choć groziło ci niebezpieczeństwo, a mieszkańcy byli przeciwko tobie.
- Do czego zmierzasz, Tom?
- Dziś ja znajduję się w takiej samej sytuacji jak ty wtedy – zauważył Gleeson. – Wiem, co widziałem i nie zmienię zeznań tylko dlatego, że sprawa dotyczy twego przyjaciela.
- Nigdy cię o to nie prosiłem.

Pięknie poprowadzony dialog. Nadal jednak nie wiem, gdzie leży prawda i czy faktycznie Virgil zabił
Cytat:
Po kilku próbach uspokojenia pięciolatka, Joe dał sobie spokój. Robił swoje, mając na oku JD. Załadował ostatni pakunek i spojrzał w kierunku sklepu z damską konfekcją. Nanette wciąż tam tkwiła. Obawiał się, że żona swoimi zakupami w znaczący sposób uszczupli ich konto

Joe poważny ojciec i mąż. Oj, chyba ma ciężko
Cytat:
Joe zapatrzył się na ten uroczy obrazek z prawdziwą przyjemnością.
- Tato, co robisz? – usłyszał głos JD i poczuł niecierpliwe pociągnięcie za rękaw.
- Patrzę – odpowiedział lakonicznie.
- Na co?
- Na ludzi.
- Na tę panią w zielonej sukience? – chciał wiedzieć JD.

JD jest niezwykle spostrzegawczym chłopcem.
Cytat:
W tej chwili drzwi magazynu się otworzyły. Nanette wyszła rozpromieniona. Tuż za nią szedł pomocnik właścicielki sklepu, niosąc przed sobą stos mniejszych i większych pakunków. Joe przełknął ślinę. Miał ochotę zgrzytać zębami. Poczekał, aż chłopiec ułoży zakupy na wozie i dopiero, gdy odszedł, zwrócił się do żony:
- Wykupiłaś pół sklepu?
- Nie bądź sknerą – Nanette cmoknęła go w policzek. – Stać nas na to.

Otóż to właśnie. Joe nie bądź sknerą, bądź co bądź stać cię na to, żeby uprzyjemnić Nanette życie. Jej też coś się należy
Cytat:
- Jedźmy już do domu – zażądała. – Na co czekamy?
- Czekaliśmy na ciebie – zauważył z godnością. – JD i ja już dawno jesteśmy gotowi do drogi.
- Chodź, synku – Nanette wyciągnęła ręce. – Tatuś się dąsa.

Nanette doskonale zna męża i w jednej chwili potrafi go rozszyfrować
Cytat:
W oczach Nanette błysnęło coś, czego dawno nie widział. Niedowierzanie, czujność, a może zaskoczenie? Żona chyba dostrzegła jego zainteresowanie piękną Mary Hobson.

Czyżby Mary Hobson zupełnie nieświadomie ożywiła małżeństwo Małego Joe
Cytat:
Proces Virgila Connolly’ego ściągnął na salę sądową wielu mieszkańców Virginia City. Ludzie czekali na wydarzenia, które ubarwią ich monotonne, prowincjonalne życie. Rozprawa dawała okazję do towarzyskich spotkań, wymiany poglądów, ciekawych obserwacji i plotek.

Niewątpliwe urozmaicenie monotonnego małomiasteczkowego życia.
Cytat:
Sędzia Blackwood słynął z niecierpliwości i szybkości, z jaką wydawał wyroki. Po zapoznaniu się ze sprawą, przesłuchaniu świadków i oskarżonego, bez zbędnych ceregieli wydał wyrok, skazując Virgila na 3 lata więzienia. Na sali zahuczało od protestów. Spodziewano się kary śmierci przez powieszenie, w najgorszym wypadku wielu lat odsiadki

Jednak winny. Tyle tylko, że trzy lata to stosunkowo niski wyrok.
Cytat:
List z Baltimore zmienił jednak położenie oskarżonego. Kongresmen był człowiekiem wpływowym. Dzięki niemu Blackwood mógł się przenieść na wschodnie wybrzeże i zacząć nowe życie w bardziej cywilizowanych warunkach. Uśmiechnął się na samo wyobrażenie spotkań z ludźmi na wysokim poziomie, o właściwym wykształceniu i urodzeniu.

Może i sędzia Blackwood słynie z szybkości działania, ale w tym przypadku zupełnie nie kierował się przepisami prawa.
Cytat:
Adam siedział na zewnątrz, niemal w zupełnych ciemnościach, jeśli nie liczyć blasku księżyca. Nie słyszał cykających świerszczy ani szumu drzew, nie czuł delikatnego wiatru na swojej twarzy. Przymknął oczy, starając się przegnać dręczące go myśli. Proces Virgila wytrącił go z równowagi. Sam już nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć.

Jak widać Adam nie może pogodzić się z wyrokiem sądu, ale chyba przede wszystkim z tym, że Virgil mógł zabić. Tym razem jego sławny instynkt zawiódł
Cytat:
Kimberly wyszła na zewnątrz. Nie wydawała się zaskoczona jego widokiem. Usiadła obok bez słowa, przytulając się do jego ramienia.
- Nie możesz spać – stwierdziła z cichym westchnieniem.
- Próbuję to wszystko jakoś poukładać w swojej głowie – wyjaśnił enigmatycznie, wiedząc, że żona zrozumie tok jego rozumowania.
- I jak ci idzie?
- Kiepsko – mruknął z niezadowoleniem.

Kim i Adam są wspaniałym małżeństwem. Rozumieją się w pół słowa. Idealna para.
Cytat:
- Będziesz robił jakieś przerwy w tym samoudręczeniu?
- Czy mi się zdaje, czy ty sobie ze mnie kpisz? – zmrużył z niedowierzaniem oczy.
- Po prostu czuję się zaniedbywana jako żona – lekko wzruszyła ramionami.
Na twarzy Adama odmalowało się zaskoczenie, które stopniowo zaczęło przeobrażać się w rozbawienie. Przyglądał się Kimberly z uśmiechem.
- Masz jakieś życzenia? – zapytał na wszelki wypadek.
- Tak – przyznała z szybko bijącym sercem. – Myślę, że powinniśmy dokończyć tę rozmowę w altance.

Kolejny błyskotliwy dialog oddający świetnie relacje między małżonkami. A jednak Kim spodobała się altanka

Mada bardzo interesująco napisany odcinek, który z przyjemnością przeczytałam od pierwszego do ostatniego słowa. Nadal jednak nie jestem przekonana, co do winy przyjaciela Adama. Mam nadzieję, że to nie jest zamknięty wątek. Pozostaje mi jedynie czekać z niecierpliwością na ciąg dalszy Twojego opowiadania


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 19:33, 21 Cze 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:20, 21 Cze 2015    Temat postu:

Mada napisał:
Został skazany za próbę zabicia szeryfa Stevensona, następnie w trakcie odbywania kary próbował ucieczki.

Na szczęście nieudolna próba uśmiercenia mojego ulubionego szeryfa.
Mada napisał:
Jennifer przesunęła obojętnym wzrokiem po mieszkańcach i nagle drgnęła. Nieco na uboczu przystanął jej wybawca, Albert Monroe.

Drgnęła…znaczy się coś jest na rzeczy? Taką mam przynajmniej nadzieję. Może i dla nauczycielki zaświeci słoneczko
Mada napisał:

- Co się stało? – zainteresowała się Jennifer. – Dlaczego tak młodo zmarła?
- To pani nie wie? – zdziwiła się żona właściciela hotelu. – A prawda … pani jeszcze wówczas nie mieszkała w naszym mieście … - pokiwała głową ze zrozumieniem. – Victoria została postrzelona w trakcie bandyckiego napadu.
- W banku?
- A gdzież tam! Podczas wspaniałego balu wydanego przez burmistrza Montgomery’ego. Jeden z bandytów, uciekając, strzelił do Victorii i Alberta…
- Alberta? – podchwyciła.

Pani Hobson jest skarbnicą informacji o mieszkańcach V.C. i mówi niczym katarynka… A Jennifer wykazuje duże zainteresowanie jednym z nich. Hm, hm…
Mada napisał:
Gdy w końcu nauczycielka znalazła się w domu, z ulgą zamknęła za sobą drzwi. Uwolniła się od gadatliwej towarzyszki, ale dzięki niej uzyskała informacje. Poskładała cząstki układanki …

Mam nadzieję, że zrobi z nich użytek.
Mada napisał:
Jennifer pomyślała, że chciałaby spotkać tego mężczyznę na swojej drodze. Miałaby wtedy szansę podziękować mu za to, co dla niej zrobił. Wtedy w nocy była zdenerwowana i niezbyt uprzejma. Albert mógł pomyśleć, że jest z natury opryskliwa i zadziera nosa. A jakoś nie chciała, aby tak niepochlebnie ją wspominał.

To dobry znak.
Mada napisał:
Nie pojawił się żaden nowy świadek, Virgil nie przypomniał sobie żadnych dodatkowych szczegółów, a Tom Gleeson nie dodał niczego nowego do swoich wcześniejszych zeznań. Można by powiedzieć, że sprawa utknęła w martwym punkcie.

No ta Adam ma orzech do zgryzienia.
Mada napisał:
W końcu Tom odstawił resztki whisky i spojrzał z zastanowieniem na Adama.
- Minęło wiele lat, ale na pewno pamiętasz sprawę Billa Endersa – zaczął, z uwagą śledząc twarz Cartwrighta. – Zabił Toby’ego Barkera. Byłeś jedynym świadkiem. Nikt ci nie wierzył, nawet szeryf Coffee wątpił w twoje zeznania. Pamiętasz?
- Pamiętam – potwierdził Adam.
- Byłeś pewien swoich racji i tego, co widziałeś – kontynuował Tom. – Nie zrezygnowałeś, nie odwołałeś zeznań, choć groziło ci niebezpieczeństwo, a mieszkańcy byli przeciwko tobie.
- Do czego zmierzasz, Tom?
- Dziś ja znajduję się w takiej samej sytuacji jak ty wtedy – zauważył Gleeson. – Wiem, co widziałem i nie zmienię zeznań tylko dlatego, że sprawa dotyczy twego przyjaciela.
- Nigdy cię o to nie prosiłem.
- To prawda – przyznał Tom. – Ale wciąż masz nadzieję, że to zrobię. Mylę się?
- Nie.
- Powinieneś mnie zrozumieć choćby ze względu na to, co sam przeszedłeś z Billem Endersem – powiedział Gleeson, odstawiając pustą szklankę. – Nie mylę się. Wiem, co widziałem – w jego słowach brzmiała niezbita pewność.

Kurczę rozmowa przeprowadzona logicznie i wiarygodnie i nie ma się czego czepić. Liczyłam na intuicję Adama, ale ….sama nie wiem, czuję jednak, że ta sprawa ma drugie dno. Ogólnie mam tezę, że Gleeson mówi prawdę, ale z powodu ciemności nie dostrzegł noża zza rogu.
Mada napisał:
- Tato, co robisz? – usłyszał głos JD i poczuł niecierpliwe pociągnięcie za rękaw.
- Patrzę – odpowiedział lakonicznie.
- Na co?
- Na ludzi.
- Na tę panią w zielonej sukience? – chciał wiedzieć JD.

Czyż niedaleko pada jabłko od jabłoni? DJ koneser piękna po tatku od razu wiedział gdzie patrzeć.
Mada napisał:

- I na pana w popielatej marynarce – dodał szybko Joe. – Na tę staruszkę niosącą koszyk. Na wszystkich wokoło.

Spryciarz. Zareagował natychmiast i kłamał gładko jak aksamit.
Mada napisał:

- Wykupiłaś pół sklepu?
- Nie bądź sknerą – Nanette cmoknęła go w policzek. – Stać nas na to.
- Przecież masz mnóstwo różnych drobiazgów i sukien – drążył. – Po co ci kolejne, skoro niektórych nie założyłaś jeszcze ani razu?
- Czekam na odpowiednią okazję – wyjaśniła cierpliwie.
- Jak się nadarzy, to nie będziesz wiedziała, którą wybrać…
- Czy mi się zdaje, czy zaczynasz się robić marudny? – zaśmiała się, kpiąco mrużąc oczy.
- Zdaje ci się.

Czyżby małżeństwo małego Joe i Nanette było tak nudne, że namiastkę ekscytacji dają Nanette kolejne kiecki? Czy to wkradła się tylko chwilowa rutyna?
Mada napisał:
Lekko ściągnął wodze, bo na drodze zobaczył pannę Hobson. Przechodziła na drugą stronę ulicy, z wdziękiem osłaniając się parasolką. Gdy dotarło do niego, że się uśmiecha na jej widok, szybko przybrał obojętny wyraz twarzy i ruszył, popędzając konia. Nie spojrzał na Nanette, mając nadzieję, że nie zauważyła jego chwili słabości.

Oj tam… to tylko uśmiech…prawda Ewelina?
Mada napisał:
W oczach Nanette błysnęło coś, czego dawno nie widział. Niedowierzanie, czujność, a może zaskoczenie? Żona chyba dostrzegła jego zainteresowanie piękną Mary Hobson.

Będę się upierać, że tylko bezwiednie wodził wzrokiem za Mary….li tylko i jedynie.
Mada napisał:
Po zapoznaniu się ze sprawą, przesłuchaniu świadków i oskarżonego, bez zbędnych ceregieli wydał wyrok, skazując Virgila na 3 lata więzienia.

Że co? To już? Mateńko nie byłam gotowa na taki szybki wyrok.
Mada napisał:
Na sali zahuczało od protestów. Spodziewano się kary śmierci przez powieszenie, w najgorszym wypadku wielu lat odsiadki.

Ja też huczę i protestuję. Oczywiście wolałabym rozwiązania zagadki i uniewinnienia, ale w świetle sytuacji Virgila i tak mu się upiekło…
Mada napisał:

Adam siedział na zewnątrz, niemal w zupełnych ciemnościach, jeśli nie liczyć blasku księżyca. Nie słyszał cykających świerszczy ani szumu drzew, nie czuł delikatnego wiatru na swojej twarzy. Przymknął oczy, starając się przegnać dręczące go myśli. Proces Virgila wytrącił go z równowagi. Sam już nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Wierzył w niewinność Connolly’ego. Nie miał też powodów, żeby nie ufać Tomowi Gleesonowi. Czekał na cud.

Nie on jeden, nie on jeden….
Mada napisał:

- Będziesz robił jakieś przerwy w tym samoudręczeniu?

Bardzo mądre pytanie.
Mada napisał:

- Czy mi się zdaje, czy ty sobie ze mnie kpisz? – zmrużył z niedowierzaniem oczy.
- Po prostu czuję się zaniedbywana jako żona – lekko wzruszyła ramionami.
Na twarzy Adama odmalowało się zaskoczenie, które stopniowo zaczęło przeobrażać się w rozbawienie. Przyglądał się Kimberly z uśmiechem.
- Masz jakieś życzenia? – zapytał na wszelki wypadek.

Głupie pytanie.
Mada napisał:

- Tak – przyznała z szybko bijącym sercem. – Myślę, że powinniśmy dokończyć tę rozmowę w altance.
- Znakomity pomysł – zauważył z błyskiem w oku, jednocześnie podrywając się z miejsca.
Jeden rzut oka na jej stopy spowodował, że uniósł ją z ławki i z dziarską miną wkroczył do ogrodu. W tej chwili jego wyobraźnia podsunęła mu przemiłe wspomnienia, a czekające go przyjemności zawładnęły niepodzielnie jego myślami.

No, ot mamy przerwę w samoudręczeniu…
Mada świetny fragment, wiele różnych wątków….jedne zamknięte, ale może uzyskamy kiedyś odpowiedź, inne się rozwijają, a inne mogą zagmatwać. Czekam z niecierpliwością na dalsze losy bohaterów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:49, 21 Cze 2015    Temat postu:

Ewelina napisał:
Z Joe wyłazi dusza skąpca! Na ciuszki żonie żałuje

Nie ma się do czego przyczepić, to wytyka żonie rozrzutność. A przecież Nanette zależy, aby podobać się swemu mężowi.

Ewelina napisał:
Dlaczego jednak kongresmen interweniował w tej sprawie? Może jeszcze coś się za tym kryje?

Postaram się to wyjaśnić w następnym odcinku, kończącym wątek Virgila Connolly’ego.

Ewelino, dziękuję za obszerny i wnikliwy komentarz. Very Happy Very Happy

ADA napisał:
Uwadze Jennifer nie uszła obecność Alberta Monroe. Ciekawe, jak rozwiną się losy tych dwojga?

Ten wątek będzie się rozwijał, ale raczej powoli, niespiesznie.

ADA napisał:
Albert mimo, że żyje samotnie cały czas znajduje się w kręgu zainteresowań matek panien na wydaniu

Albert ma kilka zalet: wolny, przystojny, majętny.

ADA napisał:
Nadal jednak nie jestem przekonana, co do winy przyjaciela Adama. Mam nadzieję, że to nie jest zamknięty wątek.

Nie jest, masz rację. Będzie jeszcze jeden odcinek, który, mam nadzieję, trochę rozjaśni tę zagmatwaną sprawę.

ADA, dziękuję za obszerny i pochlebny komentarz. Very Happy Very Happy

Aga napisał:
Czyż niedaleko pada jabłko od jabłoni? DJ koneser piękna po tatku od razu wiedział gdzie patrzeć.

JD to bystre dziecko, geny dotyczące zainteresowania płcią piękną z pewnością odziedziczył po tatusiu.

Aga napisał:
Będę się upierać, że tylko bezwiednie wodził wzrokiem za Mary….li tylko i jedynie.

Twoja wiara w stałość uczuć Joe jest budująca.

Aga, dziękuję za obszerny i życzliwy komentarz. Very Happy Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Camila
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:00, 22 Cze 2015    Temat postu:

To się Virgilowi udało z takim niskim wyrokiem.
Jednak znajomości pomagają w kryzysowych sytuacjach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:35, 22 Cze 2015    Temat postu:

Camila napisał:
To się Virgilowi udało z takim niskim wyrokiem.
Jednak znajomości pomagają w kryzysowych sytuacjach.


Oby tylko nie na długo. Co prawda nie jest to moja ulubiona postać, ale mimo to kara powinna być nieco większa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:41, 22 Cze 2015    Temat postu:

Kola napisał:
Camila napisał:
To się Virgilowi udało z takim niskim wyrokiem.
Jednak znajomości pomagają w kryzysowych sytuacjach.


Oby tylko nie na długo. Co prawda nie jest to moja ulubiona postać, ale mimo to kara powinna być nieco większa.


Kola żeby wyrobić sobie zdanie na temat postaci trzeba przeczytać dokładnie fanfic, a przynajmniej ... przeczytać. Budowanie wypowiedzi na czyimś komentarzu może zapędzić w kozi róg gdyż często ironizujemy bawiąc się wyobraźnią swoją i koleżanek. Virgil to przyjaciel Adama, który po wielu tygodniach poszukiwań pomógł odnaleźć pierworodnego syna naszego Adama. Dla mnie wnikliwie czytającego między wierszami wyrok jest wręcz skandalicznie wysoki gdyż Virgil w mniemaniu moim jest niewinnie wrobionym. Kiedyś pod moim fanficiem, w którym omal nie utonęły trzy osoby podziwiałaś miły piknik we fragmencie błędnie odczytując komentarze koleżanek. Komentowanie nie jest obowiązkowe i ma sprawiać przyjemność piszącym i czytającym. Nie lubię długofalowo być wpuszczana w kanał.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Pon 21:56, 22 Cze 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:27, 22 Cze 2015    Temat postu:

I wszystko w temacie Exclamation Brawo i dziękuję.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 20, 21, 22 ... 47, 48, 49  Następny
Strona 21 z 49

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin