Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Marzenia i rzeczywistość
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 47, 48, 49  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:11, 14 Kwi 2015    Temat postu:

Ciekawe jak toczy się życie Nanette i czy jest z niego zadowolona?
Ewelina pominę milczeniem uwagę o potrzebie postu dla małego Joe. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:24, 14 Kwi 2015    Temat postu:

Dla zdrowotności Na pewno nie zaszkodzi ... ja tak z dobrego serca, dla Małego Joe, a tu mnie się podejrzewa ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 6:18, 15 Kwi 2015    Temat postu:

Dla zdrowotności to mały Joe właśnie musi odwiedzać Mirabel. Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:20, 15 Kwi 2015    Temat postu:

Nie lepiej było iść do doktora, a nie tak ... po prostu zwyczajnie do Maribel

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 17:31, 15 Kwi 2015    Temat postu:

do tego rodzaju zdrowotności to mu chyba lekarz nie jest potrzebny Rolling Eyes
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:48, 15 Kwi 2015    Temat postu:

Dałoby się to połączyć, gdyby lekarzem była młoda i ładna kobieta... Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:54, 15 Kwi 2015    Temat postu:

Otóż to!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 23:22, 15 Kwi 2015    Temat postu:

Cytat:
Niebo przykryły ciemne, groźnie wyglądające chmury. Duszne, ciężkie powietrze miało konsystencję kleju. Jedynie nadchodząca burza mogła uratować sytuację i zesłać zbawienny, oczyszczający deszcz. Elizabeth niepewnie spojrzała w kierunku okna. Firanka, układana przez wiatr, wybrzuszyła się i zaczęła furkotać.

Piękny opis Very Happy
Cytat:
Jego przeciwieństwem w tym względzie była z pewnością trzyletnia Maria, która każdą łyżkę owsianego kakao* najpierw dokładnie oglądała, a dopiero potem wkładała do ust i połykała.

Zupełnie nie wiem dlaczego… owsiane kakao brzmi przecież tak pysznie Twisted Evil
Cytat:
Lubił patrzeć na jej roześmianą buzię. Była jego oczkiem w głowie, miniaturą swej matki. Adam często nazywał ją „Zajączkiem” i Dan musiał przyznać, że to określenie w pełni pasowało do jego córci. Maria była drobna, niewielka jak na swój wiek, delikatna i nieśmiała.

Dan będzie jej pilnował…
Cytat:
Dana zawsze rozczulał widok bawiącej się córeczki. Chciałby, aby takie chwile jak ta nigdy się nie skończyły. Wcale nie pragnął, aby jego dziecko szybko dorosło i stało się samodzielne. Krzywił się w duchu na samą myśl, że kiedyś, w przyszłości przyjdzie jakiś nieopierzony młodzieniec i będzie rościł sobie prawo do nazywania jego córci narzeczoną, a później żoną.

Jak Marie jest taka nieśmiała to za jakieś trzydzieści lat zaniepokojony Dan może definitywnie zmienić zdanie Wink
Cytat:
Rzadkie, mysie włosy i druciane okularki czyniły z niego osobnika anemicznego, którego zdmuchnie byle silniejszy powiew wiatru. Dan jako szeryf znał wszystkich mieszkańców miasta. Z Limingtonem się nie przyjaźnił, choć nie miał nic przeciwko niemu. Ten człowiek przybył do Virginia City jakiś miesiąc temu i zaczął pracować jako kasjer. Właściciel banku przyjął go na miejsce poprzedniego pracownika, który niemal z dnia na dzień spakował się i wyjechał do Denver szukać szczęścia. Limington dobrze wykonywał swoje obowiązki, był osobą sumienną, cichą i wycofaną. Nie rzucał się w oczy.

Idealny księgowy…
Cytat:
Później zajęła się wyszywaniem monogramu na chusteczce i tylko do czasu do czasu podnosiła głowę znad białego batystu i rzucała krótkie spojrzenia w kierunku Limingtona. Gdy deszcz przestał bębnić o parapety okien, gość czym prędzej wstał i przeprosił za najście, jednocześnie dziękując za udzielenie schronienia. Gdy zamknęły się za nim drzwi, Elizabeth spojrzała na Dana zaniepokojonym wzrokiem.
- Nie podoba mi się ten człowiek – stwierdziła.

Kobieca intuicja?
Cytat:
Nie rzuca się w oczy, nikogo nie zaczepia. Upija się już po dwóch szklaneczkach czegoś mocniejszego. Sama słyszałaś, stracił wymarzoną pracę. Życiowy nieudacznik.
- Pewnie masz rację – zgodziła się z łagodnym uśmiechem. – Jak zwykle.

Życiowy nieudacznik… tacy są niebezpieczni
Cytat:
Szeryf ujrzał zgrabną figurę Maribel, znanej z ognistego temperamentu dziewczyny pracującej w saloonie. Brunetka okręciła się wdzięcznie, przepuszczając wychodzącego z jej mieszkania mężczyznę. Dan przystanął, chcąc się upewnić, co do tożsamości gościa Maribel. Właściwie nie musiał, bo rozpoznał go od razu. Dziewczyna zniknęła za drzwiami swego mieszkania, a jej adorator zaczął lekko zbiegać po schodach. Wziął ostatni zakręt i stanął oko w oko z szeryfem.

Joe chyba zupełnie już stracił nadzieję na pojednanie z żoną… albo uczy Mirabel gry w warcaby.
Cytat:
Wprawdzie wypił kawę przed wyjściem z domu, ale wciąż miał wrażenie, że za chwilę zaśnie. Właściwie niepotrzebnie tak się spieszył do biura. Od kilku dni był spokój, nic się nie działo. Być może upał spowodował, że kowboje stali się niemrawi i ospali.

Niestety, kawa nie zawsze pomaga Rolling Eyes
Cytat:
Nagle coś go tknęło. Ni stąd, ni zowąd doświadczył przeczucia, że w mieście dzieje się coś złego. Zerwał się z miejsca. Chęć na sen i ziewanie przeszła mu, jak ręką odjął. Chwycił kapelusz, poprawił pas z bronią i ruszył ku drzwiom.

Kobieca… to znaczy… intuicja stróża prawa się odezwała Very Happy
Cytat:
Miał dwie możliwości do wyboru. Mógł wskoczyć do środka, licząc, że tym samym zaskoczy bandytów i ich strzały nie będą zbyt celne albo usiłować się wślizgnąć niepostrzeżenie. Przykleił się plecami do ściany i zaczął wolno się przesuwać w kierunku drzwi.
- Szeryfie – wydyszał pan Ferguson.
Zniecierpliwiony Dan uciszył go ręką i kontynuował podchody.
- To niepotrzebne – usłyszał tuż za sobą. – Już ich nie ma w banku.

Wyobraziłam sobie minę Dana Very Happy Very Happy
Cytat:
Limington zaczął kaszleć i pluć. Jego załzawione oczy były pełne przerażenia. Ferguson podszedł szybko do biurka, przy którym siadywał jako właściciel banku, otworzył stojącą w pobliżu szafeczkę, wyjął brandy i niewielką szklankę, do której nalał alkoholu. Podał ją Harveyowi, który łyknął ożywczy płyn z wdzięcznością. Dan mógł przystąpić do działań służbowych.

Łaskawi byli ci napastnicy… tylko związali Rolling Eyes
Cytat:
Jeden był wysokim blondynem, a drugi … trochę niższy od niego …, chyba … brunet.
- Czyli rozpoznałby pan ich bez trudu? – upewnił się szeryf.

Cóż za dokładny opis Shocked Jakby nie patrzeć pasuje nawet do Hossa i Adama Very Happy
Cytat:
Pan Hobson miał przyjść o 9.30, aby odebrać zgromadzony kapitał – wtrącił się milczący do tej pory właściciel banku. – Chciał zawieźć te pieniądze do banku w El Paso. Oni tam mają najlepsze zabezpieczenia, kraty w oknach, uzbrojonego strażnika wewnątrz i patrole na zewnątrz. To prawdziwa forteca.

Ktoś musiał być bardzo dobrze poinformowany…
Cytat:
Oczywiście, ludzie widzieli jeźdźców na koniach – blondyna i bruneta, jak wyjeżdżali z miasta, ale obcy nie gnali na złamanie karku, jechali spokojnie, bez pośpiechu. Nikomu nie wydali się podejrzani. Nikt nie zapamiętał szczegółów.

Jeszcze brakuje, żeby sobie śpiewali…
Cytat:
Wychodzimy wszyscy razem, a nie pojedynczo – zauważył myszowaty, przeszywając go spojrzeniem.
- Do sracza też wszyscy razem? – skrzywił się blondyn. – Nażarłem się fasoli i zaraz mnie rozerwie.
- Idź – zezwolił. – Ale dyskretnie, żeby nikt cię nie zobaczył.
- A kto mnie może zobaczyć na tym odludziu? – zdziwił się blondyn.

Odpowiedni powód i nagle wszystkie drzwi stoją otworem…
Cytat:
Jeśli będzie nas opóźniał, trzeba go będzie wyeliminować z gry – stwierdził bez emocji myszowaty.
- Szkoda by było – odrobinę zmartwił się brunet.
- Może nie będzie takiej potrzeby – przyznał łaskawie myszowaty. – Idź, sprawdź, co z nim.

Ależ oni sympatyczni Rolling Eyes
Cytat:
W więzieniu będziesz miał czas, żeby to rozgryźć – rzucił, podnosząc z ziemi rannego, nawet nie siląc się na delikatność. Uśmiechnął się przy tym złośliwie. Wiedział, że Limington nigdy się nie domyśli, że do jego ujęcia przyczyniły się przeczucia Elizabeth oraz przenikliwość Adama Cartwrighta.

Lemington będzie miał nad czym myśleć… oby się nie domyślił…
Mada, świetny, bogaty w wydarzenia i opisy odcinek Very Happy Czyta się znakomicie Very Happy Mała Marie jest urocza, Dan i Elizabeth tworzą szczęśliwe małżeństwo Very Happy

Czekam na więcej Smile
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:14, 16 Kwi 2015    Temat postu:

senszen napisał:
Cóż za dokładny opis Shocked Jakby nie patrzeć pasuje nawet do Hossa i Adama Very Happy

Prawda? Laughing

senszen napisał:
Joe chyba zupełnie już stracił nadzieję na pojednanie z żoną… albo uczy Mirabel gry w warcaby.

Senszen, ta druga możliwość na tyle mi się spodobała, że w pewnym sensie zrobię z niej użytek. Laughing Bardzo dziękuję za interesujący komentarz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:30, 20 Kwi 2015    Temat postu:

Cieszę się, że mogę wstawić kolejny odcinek. Smile Życzę miłej lektury.

* * * * *

1865 – cz. I.

Adam, wracając z targów bydła w Tuscon, postanowił zatrzymać się w Phoenix. Gorąca Nevada wydawała mu się teraz rajem w porównaniu z upalną, suchą, pustynną Arizoną. Na szczęście całkiem przyzwoity hotel, w którym miał spędzić noc, dawał wytchnienie przed palącym słońcem. Serwowano w nim też całkiem smaczne posiłki, co potwierdzały zadowolone kubki smakowe klientów. Adam właśnie kończył posiłek, gdy przy sąsiednim stoliku usiadły dwie młode kobiety. Wymieniły się znaczącymi spojrzeniami, widząc przystojnego bruneta. Swoim zachowaniem usiłowały go sprowokować do zawarcia znajomości. Adam uprzejmie kiwnął im głową, lekko się uśmiechnął i sięgnął po gazetę. Ponieważ zasłonił się płachtą papieru, nie zauważył rozczarowanych min swoich sąsiadek. Panie, widząc, że ich towarzystwo nie zrobiło zbyt wielkiego wrażenia na mężczyźnie, zajęły się rozmową. Adam słyszał piąte przez dziesiąte - jakieś informacje o balu, spacerach w parku, kwiatach. Jednak pewien fragment rozmowy spowodował, że wytężył słuch.
- Nie uwierzysz, ale mój mąż nie ma pojęcia, co jest piękne i gustowne – oburzyła się dama w błękitach. – Kupił mi kameę! Wyobrażasz sobie?! Do czego ja to będę nosić?
- Rzeczywiście – dama w fioletach pokiwała ze zrozumieniem głową. – Kamee są już niemodne.
- W ogóle się mną nie interesuje – poskarżyła się błękitna pani. – On chyba mnie nie kocha!
- Dlaczego tak myślisz? – zaniepokoiła się fioletowa pani.
- Jeszcze pytasz? Gdyby mnie kochał, kupiłby mi ruchomą broszkę kwiatową*, najmodniejszą w tym sezonie!
- Mówisz o en tremblant?
- Właśnie! – kobieta miała już łzy w oczach.
- Moja droga, nie denerwuj się tak – zatroszczyła się przyjaciółka. – Po prostu powiedz mu, jakiego prezentu oczekujesz i na pewno to dostaniesz.
- Może mam mu jeszcze powiedzieć, żeby mi kupił broszkę w kształcie róży, bo ta symbolizuje miłość?
- Och, nie wiem … – zmartwiła się dama w fioletach.
- A ty poprosisz swego męża o ruchomą broszkę?
- Cóż … mam już taką … Dostałam ją od swego małżonka dwa dni temu…
- Co takiego?! – oburzyła się kobieta. – Natychmiast wracam do domu!
- Co chcesz zrobić?
- Co?! – fuknęła. – Urządzę awanturę. Jak się ma żonę, to trzeba ją rozpieszczać, a nie kupować jakieś staroświeckie kamee.
Wstały obie. Dama w błękitach na przemian bladła z oburzenia i czerwieniła się ze złości. Za nią podążała przyjaciółka w fioletach, próbując delikatnie odwieść ją od awanturniczych zamiarów. Adam opuścił gazetę i pokręcił głową. Odprowadzał je rozbawionym wzrokiem. Jakie to szczęście, że Kimberly nie wątpi w moją miłość – pomyślał, czując niewysłowioną ulgę. Mimo tej pewności postanowił działać. Usłyszana rozmowa spowodowała, że po godzinie wyszedł z hotelu w poszukiwaniu jubilera. Na Golden Street znalazł zakład złotniczy, a w nim najmodniejsze w tym sezonie broszki. Sprzedawca wyjmował z gablotek kolejne ozdobne pudełeczka z biżuterią, prezentując klientowi co piękniejsze okazy. Uwagę Adama przykuła złota, cyzelowana róża z diamentowymi rozetami.
- Ma pan znakomity gust – pochwalił jubiler. – To cudeńko wyszło z pracowni paryskiego złotnika Felixa Duvala.
- Biorę – w jednej chwili zdecydował się na zakup Cartwright.
Już dawno nie kupił Kimberly tak efektownego prezentu. Świadomość, że żona bardzo się ucieszy z niespodzianki, sprawiła mu dużą przyjemność. Zadowolony skierował się ku wyjściu. Na ulicy przystanął, przepuszczając jakąś matronę z koszykiem jabłek. Obejrzał się z tęsknotą za soczystymi owocami i niespodziewanie stanął oko w oko z Nanette. Bratowa wydawała się tak samo zaskoczona jak on. Wyglądała kwitnąco. W prawej ręce trzymała białą, koronkową parasolkę chroniącą przed słońcem, a lewą przytrzymywała dziecko. Adam przyjrzał się chłopcu i zmarszczył brwi. Maluch, który spoglądał na niego z ciekawością, miał zielone oczy i burzę jasnych, kręconych włosów. Do złudzenia przypominał mu najmłodszego brata.

* * * * *

- Przecież ci mówię, że ten chłopczyk jest podobny do ciebie jak dwie krople wody! – zdenerwował się Adam.
Od dłuższego czasu prowadził rozmowę z najmłodszym bratem na temat tego, co zobaczył w Phoenix. Zamiast wrócić jak najszybciej do żony i dzieci, wstąpił do rodzinnego domu, aby poinformować Josepha o swoim odkryciu. Tymczasem Joe reagował nieufnością i denerwującym uporem.
- Nanette powiedziała ci, że to moje dziecko? – zapytał, wstrzymując oddech.
- Nic mi nie powiedziała – przyznał zgodnie z prawdą.
- A widzisz?
- Co niby mam widzieć? – Adam przymknął na chwilę oczy, próbując się uspokoić. Doszedł do wniosku, że tylko spokój może go uratować.
- Nie masz pewności, że to mój syn – stwierdził naburmuszony Joe. – Nanette robiła, co chciała. Nie wiadomo, w jakim towarzystwie się obracała i z kim się spotykała. Równie dobrze, to może być dziecko kogoś innego.
- Święty się odezwał – rzucił z ironią Adam. – Akurat w kwestii wierności to nie powinieneś zabierać głosu.
- Tak uważasz?
- Maribel miałaby sporo do powiedzenia w tym temacie – zauważył bezlitośnie Adam.
- Skąd wiesz, że nasze spotkania nie mają całkiem niewinnego charakteru? – zarzucił mu Joe. – Może uczę ją gry w szachy?
- Nie rozśmieszaj mnie – Adam z niesmakiem spojrzał na młodszego brata. – Poza tym mówiłem ci już kilka razy i powtórzę po raz kolejny, że dziecko jest do ciebie podobne. Pamiętam, jak wyglądałeś w jego wieku. O pomyłce nie może być mowy.
- Minęło dwadzieścia lat, możesz się mylić – zaryzykował Joe.
Adam spojrzał na niego wzrokiem ciężkim niczym ołów, po czym usiadł w fotelu i oparł wygodnie, patrząc na Josepha niemal z politowaniem.
- Nie rozumiem cię – przyznał spokojnie Cartwright. – Bronisz się przed tym dzieckiem jak świętoszkowaty mnich. Ktoś mógłby pomyśleć, że żyłeś z żoną w celibacie.
- Chcesz mnie obrazić?
- Owszem, cały czas próbuję – przytaknął z nonszalancją.
- Po czyjej ty jesteś stronie? – zaatakował go brat. – Nanette mnie zostawiła! Wiesz o tym!
- Nie interesują mnie żadne strony. Sprawy z Nanette będziesz sobie wyjaśniał później. Teraz mówię o dziecku i to po jego stronie się opowiadam.
- Możesz mówić jaśniej?
- Joe, choć przez chwilę dopuść do siebie myśl, że ten chłopczyk to twój syn. Jeśli tak jest w rzeczywistości, a ty nic z tym nie zrobisz, kiedyś możesz tego bardzo żałować. Straciłeś już dwa lata z jego życia. Chcesz stracić następne?
Joseph nareszcie zamilkł z zamyślonym wyrazem twarzy, więc Adam skorzystał z chwili ciszy i kontynuował:
- Co zrobisz, gdy za kilkanaście lat ten chłopiec zjawi się w Ponderosie i zechce poznać prawdę? Z pewnością zażąda odpowiedzi, dlaczego jego ojciec nigdy się nim nie interesował. Wiedz, że cokolwiek mu odpowiesz, będziesz stał na straconej pozycji.
Joe podpierał pięściami oba policzki, siedząc swoim zwyczajem na stole. Tym razem nie było w pobliżu Bena, który zwróciłby mu uwagę i na pewno z chęcią włączyłby się w tę burzliwą dyskusję. Młodzieniec zatopił wzrok w czeluściach wystygłego na amen kominka. Nie odzywał się. Jego mina świadczyła o tym, że jest rozdarty i nieszczęśliwy. Adam zrozumiał, że musi mu dać trochę czasu na zastanowienie.
- Przemyśl to, co ci powiedziałem – zaproponował, kładąc mu rękę na ramieniu.
Wyszedł energicznym krokiem. Dźwięk zamykanych drzwi spowodował, że Joe podniósł na nie swój wzrok. Westchnął ciężko. Czuł się skrzywdzony i oszukany. Wiedział, co musi zrobić, ale jego umysł wciąż się bronił przed wizją spotkania z Nanette.

* * * * *

Joe Cartwright ubrany w granatowy, wizytowy garnitur stał przed ładnym, stylowym domem w Phoenix. W ręku trzymał kartkę z adresem. Był w jego posiadaniu tylko dlatego, że zachował list, który napisała do niego Nanette po tym, jak po raz pierwszy opuściła Ponderosę. Warto dodać, że to był jedyny list, który od niej otrzymał podczas półrocznej rozłąki. Cieszył się, że w chwilach żalu i rozgoryczenia nie porwał koperty. Teraz miał jakiś punkt zaczepienia. Poprawił fryzurkę, wygładził przód koszuli. Czuł się jak uczeń, który za chwilę ma stanąć oko w oko ze srogim nauczycielem. Odetchnął głęboko i zastukał kołatką. Drzwi otworzył mu lokaj. Po chwili Joe został sam w ogromnym westybulu. Miał wrażenie, że ktoś go obserwuje, choć nikogo nie widział w zasięgu wzroku. Po czasie, który wydał mu się wiecznością, na schodach pojawiła się starsza dama w eleganckiej sukni.
- Chciał się pan ze mną widzieć – powiedziała, patrząc na niego z niechęcią.
- Owszem – przytaknął. – Nazywam się Joseph Cartwright i chciałbym się zobaczyć z Nanette.
- Nie ma jej i nie wiem, kiedy wróci – rzuciła oschłym tonem.
- Muszę się z nią widzieć – nie ustępował. – Przyjechałem specjalnie i nie wyjadę, dopóki się z nią nie zobaczę.
- Rozumiem – stwierdziła spokojnie. – Gdy Nanette się zjawi, przekażę jej pańskie słowa.
- Przyjdę tu jutro – zapowiedział.
- Żegnam pana – kobieta odwróciła się i zaczęła wstępować po schodach.
Joe wyszedł na zewnątrz. Zastanawiał się, czy Nanette rzeczywiście nie ma w domu czy też może po prostu gra na zwłokę. Musiał sam przed sobą przyznać, że chciał czym prędzej zobaczyć dziecko i upewnić się, czy to jego syn. Z drugiej strony obawiał się spotkania z żoną. Nie miał pojęcia, jak Nanette zareaguje na jego widok. Ostatni raz, gdy się widzieli, strasznie się pokłócili. W gniewie oboje powiedzieli sobie wiele przykrych rzeczy.
Przez dwa kolejne drzwi Joe wciąż słyszał wymówkę, że Nanette jeszcze nie wróciła, właśnie wyszła lub wróci dopiero jutro. Trzeciego dnia stracił cierpliwość.
- Nie wyjdę stąd – zagroził – dopóki nie dowiem się, kiedy mogę się zobaczyć z żoną.
- To będzie pan musiał nocować na schodach, bo ja obcym nie daję schronienia w swoim domu – zareagowała natychmiast starsza dama.
- Mimo to zaczekam – nie ustępował.
- Nie jest pan tu mile widziany – powiedziała z naciskiem.
- Zauważyłem …
- W takim razie zechce pan …
- Wystarczy, ciociu – przerwała jej Nanette stojąca u szczytu schodów i obserwująca sprzeczkę. – Porozmawiam z nim – zeszła po szerokich stopniach i skierowała się do gabinetu.
Joe ruszył za nią. Serce mu biło jak szalone. Prawie zapomniał jaka jest ładna i teraz nie mógł oderwać od niej wzroku. Nic się nie zmieniła, chyba nawet wypiękniała. Stanęła przy oknie, patrząc na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Domyślasz się, co mnie sprowadza, a właściwie kto - stwierdził, mając świadomość, że żona nie ma zamiaru odezwać się pierwsza.
- Widziałam się z Adamem – powiedziała. – Zawsze był bystry i szybki w wyciąganiu bezbłędnych wniosków – podeszła do kominka i poprawiła ustawienie zegara. - Wiedziałam, że prędzej czy później pojawisz się w Phoenix i będziesz chciał poznać prawdę.
- Adam twierdzi, że chłopiec, z którym byłaś, jest moi synem. To prawda?
- Tak – przyznała po prostu.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?! – podniósł głos, nie panując nad emocjami. – Przecież musiałaś wiedzieć o dziecku, gdy widzieliśmy się ostatnim razem!
- Dlatego wróciłam – przypomniała mu ostrym tonem. – Chciałam ci powiedzieć, ale nie dałeś mi dojść do słowa.
- Nieprawda – zaprzeczył. – Zapytałem cię tylko, jak długo zamierzasz nasz dom traktować jak hotel, a ty wpadłaś we wściekłość.
- Ja pamiętam to zupełnie inaczej – zauważyła, biorąc się pod boki. – Powiedziałeś, że traktuję nasze małżeństwo jak czasowy pobyt w banku, a później dodałeś, że jestem w stosunku do ciebie wyniosła i oziębła. Trudno się po czymś takim nie obrazić.
- Nanette, nie przyjechałem tu po to, aby się kłócić – przypomniał, próbując mówić spokojnie. – Ale nie mogę zapomnieć o tym, że to ty wyjechałaś i to ty mnie zostawiłaś.
- Jak ty nic nie rozumiesz - jęknęła. - Może dosyć długo to trwało, ale wróciłam. Zawsze bym do ciebie wracała…
- Tak chciałaś żyć? Uciekać z Ponderosy za każdym razem, gdy ci się znudzi monotonia dnia codziennego?
- Jesteś niesprawiedliwy!
- Naprawdę? To w takim razie powiedz mi, czy w ogóle zamierzałaś poinformować mnie o dziecku.
- Rozważałam tę możliwość od jakiegoś czasu – przyznała.
- Chcę go zobaczyć – zażądał stanowczym tonem.
- Nie dzisiaj.
- Dlaczego?
- Muszę go jakoś przygotować na spotkanie z tobą. Jutro.
- A jutro okaże się, że wyjechałaś.
- Nie, nie zrobię tego – szybko zaprzeczyła, a widząc jego minę, lekko się zdenerwowała. – Nie wierzysz mi?
- Nie do końca – przyznał z wahaniem.
- Nie musisz się obawiać, nie ucieknę – zapewniła. – A teraz … chciałabym zostać sama.
- Wyrzucasz mnie?
- Nie, sugeruję, żebyś już sobie poszedł.
- Gdzie się podziała ta dziewczyna, która patrzyła na mnie jak w tęczę? – zapytał z żalem.
- A gdzie się podziewa chłopak, który skradł moje serce? – odwdzięczyła się na poczekaniu.
Pokiwał głową. Wyszedł bez pożegnania i dopiero w drodze do hotelu uświadomił sobie, że nie zapytał Nanette, jakie imię nadała ich synowi. Pomyślał, że jest wyjątkowym durniem.

* * * * *

Następnego dnia Nanette obudziła się dosyć późno, na dodatek z bolącą głową. Było to efektem nieprzespanej nocy, którą spędziła na rozmyślaniach i wspomnieniach. Wczoraj, gdy zobaczyła Joe, zrozumiała, że nadal go kocha. Przez ostatnie dwa lata tęskniła za nim, choć wolała się do tego nie przyznawać. Zepchnęła to uczucie w głąb siebie, przysłoniła żalem do męża, że jej nie szukał, nie pojechał za nią, nie sprowadził do Ponderosy. Kiedy wyjechała po raz pierwszy i zatrzymała się u ciotki Meredith, każdego dnia miała nadzieję na to, że Joe pojawi się i zażąda jej powrotu do domu. Ten wyjazd miał być sprawdzianem jego uczucia. Nie doczekała się. Wróciła po pół roku. Po kilku miesiącach zaryzykowała znowu. Kiedy odkryła, że spodziewa się dziecka, nie miała wyjścia. Zjawiła się w Ponderosie. Wiedziała, że od tej pory jej życie się zmieni. Nie przypuszczała jednak, że na wstępie pokłóci się z mężem i nie powie mu o swoim stanie. Wyjechała powodowana złością, urazą i chęcią ukarania Josepha za wszystko, co zrobił albo czego nie zrobił. Trwała w dziecinnym uporze dosyć długo. Dopiero jakiś rok temu zaczęła zastanawiać się nad przyszłością. Mogła zostać w Phoenix na zawsze. Ciotka Meredith była osobą zamożną. Jej jedyna córka poślubiła angielskiego lorda i mieszkała obecnie w Londynie. Matki nie odwiedzała, choć regularnie do niej pisała. Wujek zmarł dziesięć lat temu. Meredith przyjęła Nanette z otwartymi ramionami. Pozwalała jej na wszystko, zaspokajała kaprysy i nie sprzeciwiała się szalonym pomysłom. W żaden sposób jej nie ograniczała. Tym zyskała przychylność dziewczyny, która tak naprawdę robiła, co chciała. Ciotka nie kryła, że pomysł spotkania i rozmowy z Joe Cartwrightem jej się nie podoba. Starsza dama czuła, że może stracić siostrzenicę i znów zostanie sama w tym wielkim domu. Usiłowała ją odwieść od pojednania z mężem, ale Nanette nie chciała utrudniać kontaktów Josepha z synkiem. W tej chwili zastanawiała się, jak będzie wyglądało ich pierwsze spotkanie. Wczoraj powiedziała maluchowi, że pozna tatę. Do tej pory chłopiec widział go tylko na fotografii, którą zrobiono na ślubie w Chicago. Joe w ogóle się nie zmienił, więc Nanette wiedziała, że synek bez problemu rozpozna w przybyłym mężczyźnie swego ojca. Tak też się stało. Gdy Joseph wszedł do salonu i podszedł bliżej, maluch spojrzał na niego i po chwili wahania powiedział:
- Tata.
Joe wciągnął powietrze, przytulił go do siebie, zamykając oczy, które momentalnie zwilgotniały. Zamrugał szybko i postawił malca na podłodze, przyklękając tak, aby widzieć jego twarz.
- Jak masz na imię? – zapytał wzruszony Joe.
- JD – odparł maluch i podskoczył radośnie, po czym wdrapał się na kolana mamy.
- JD? – Joseph spojrzał pytającym wzrokiem na żonę.
- Joseph David – wyjaśniła Nanette. – Mówimy na niego JD.
- Joseph David Cartwright – powtórzył z dumą ojciec.
Joe spojrzał na żonę. Miał syna i nie zamierzał się z nim rozstawać. Cóż, czekała go poważna rozmowa z Nanette...

………………………………………………

*Broszki kwiatowe konstruowano w ten sposób, iż środkowy kwiat umieszczano w oprawie na sprężynce – en tremblant – powodowało to jego drganie przy każdym ruchu. Element ten był ruchomy, można go było także umieścić na ozdobnym grzebieniu-tiarze czy bransolecie.

* * * * *


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:46, 20 Kwi 2015    Temat postu: Marzenia i rzeczywistość

Nanette od początku nie lubię i raczej zdania nie zmienię.
Wydaje mi ,że ciocia ,będzie chciała ją i dziecko zatrzymać przy sobie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Camila
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:29, 20 Kwi 2015    Temat postu:

Nanette jest naprawdę nieodpowiedzialna i niedojrzała. Jak mogła ukrywać przed Joe, że jest ojcem? Mino całej tej kłótni powinna powiedzieć o wszystkim.
Joe chyba będzie miał największe przejścia z cioteczką Nanette. Ona tak łatwo jej i małego nie wypuści.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:34, 20 Kwi 2015    Temat postu:

Mada widzę, że nie próżnowałaś Very Happy ..... tradycyjnie myślę. Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:23, 20 Kwi 2015    Temat postu:

Zorino, namawiać do zmiany zdania w kwestii Nanette nie zamierzam. Wink Nawet cieszy mnie, że opinie o tej bohaterce są skrajnie różne.

Camilo, czasem pod wpływem złości ludzie mówią i robią dziwne i nieodpowiedzialne rzeczy. Emocje biorą górę, a Nanette zawsze była "zwariowana". Rolling Eyes

Aga, myśl. To ponoć dobrze robi na mózg. Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:37, 20 Kwi 2015    Temat postu:

Cytat:
Adam uprzejmie kiwnął im głową, lekko się uśmiechnął i sięgnął po gazetę. Ponieważ zasłonił się płachtą papieru, nie zauważył rozczarowanych min swoich sąsiadek.

Na szczęście wystarczyła papierowa zasłona … nie musiał bronić się ciosami gazety, przed natarczywymi wielbicielkami

Cytat:
- W ogóle się mną nie interesuje – poskarżyła się błękitna pani. – On chyba mnie nie kocha!
- Dlaczego tak myślisz? – zaniepokoiła się fioletowa pani.
- Jeszcze pytasz? Gdyby mnie kochał, kupiłby mi ruchomą broszkę kwiatową*, najmodniejszą w tym sezonie!

No właśnie! Liczy się jak widać prezent!

Cytat:
- Może mam mu jeszcze powiedzieć, żeby mi kupił broszkę w kształcie róży, bo ta symbolizuje miłość?

Skoro sam się nie domyślił? Na wszelki wypadek lepiej wspomnieć

Cytat:
Adam opuścił gazetę i pokręcił głową. Odprowadzał je rozbawionym wzrokiem. Jakie to szczęście, że Kimberly nie wątpi w moją miłość – pomyślał, czując niewysłowioną ulgę. Mimo tej pewności postanowił działać.

I słusznie! Lepiej ją utwierdzić w tym przekonaniu. Tak na wszelki wypadek


[quote]Uwagę Adama przykuła złota, cyzelowana róża z diamentowymi rozetami.
- Ma pan znakomity gust – pochwalił jubiler. – To cudeńko wyszło z pracowni paryskiego złotnika Felixa Duvala.
- Biorę – w jednej chwili zdecydował się na zakup Cartwright.
Już dawno nie kupił Kimberly tak efektownego prezentu. Świadomość, że żona bardzo się ucieszy z niespodzianki, sprawiła mu dużą przyjemność.[quote]
Kim z pewnością będzie uszczęśliwiona

Cytat:
… niespodziewanie stanął oko w oko z Nanette. Bratowa wydawała się tak samo zaskoczona jak on. Wyglądała kwitnąco. W prawej ręce trzymała białą, koronkową parasolkę chroniącą przed słońcem, a lewą przytrzymywała dziecko. Adam przyjrzał się chłopcu i zmarszczył brwi. Maluch, który spoglądał na niego z ciekawością, miał zielone oczy i burzę jasnych, kręconych włosów. Do złudzenia przypominał mu najmłodszego brata.

A to niespodzianka

Cytat:
Tymczasem Joe reagował nieufnością i denerwującym uporem.
- Nanette powiedziała ci, że to moje dziecko? – zapytał, wstrzymując oddech.
- Nic mi nie powiedziała – przyznał zgodnie z prawdą.
- A widzisz?

Joe jest nieufny … jakoś nie pali się do spotkania z Nanette. Ma wątpliwości dotyczące dziecka … cóż, przyznam, że choć zwykle go krytykuję, to trochę racji tu ma. Nanette postępowała dotąd bardzo nierozważnie … wątpliwości Joe jednak są uzasadnione

Cytat:
- Święty się odezwał – rzucił z ironią Adam. – Akurat w kwestii wierności to nie powinieneś zabierać głosu.
- Tak uważasz?
- Maribel miałaby sporo do powiedzenia w tym temacie – zauważył bezlitośnie Adam.

To cios poniżej pasa! Nie powinien wypominać bratu tych pary chwil zapomnienia. Jednak to Joe został opuszczont przez zonę … to wielki cios dla jego ego …



Cytat:
- Skąd wiesz, że nasze spotkania nie mają całkiem niewinnego charakteru? – zarzucił mu Joe. – Może uczę ją gry w szachy?

O! tak! Z pewnością! To na szachy Joe tam zachodził Li i jedynie

Cytat:
- Po czyjej ty jesteś stronie? – zaatakował go brat. – Nanette mnie zostawiła! Wiesz o tym!
- Nie interesują mnie żadne strony. Sprawy z Nanette będziesz sobie wyjaśniał później. Teraz mówię o dziecku i to po jego stronie się opowiadam.

Fakt. Został porzucony przez żonę. Ale … dziecka szkoda jednak. Dziecko musi mieć ojca! A przynajmniej powinno

Cytat:
- Joe, choć przez chwilę dopuść do siebie myśl, że ten chłopczyk to twój syn. Jeśli tak jest w rzeczywistości, a ty nic z tym nie zrobisz, kiedyś możesz tego bardzo żałować. Straciłeś już dwa lata z jego życia. Chcesz stracić następne?

To jednak może być synek Joe

Cytat:
Joe Cartwright ubrany w granatowy, wizytowy garnitur stał przed ładnym, stylowym domem w Phoenix. W ręku trzymał kartkę z adresem. Był w jego posiadaniu tylko dlatego, że zachował list, który napisała do niego Nanette po tym, jak po raz pierwszy opuściła Ponderosę. Warto dodać, że to był jedyny list, który od niej otrzymał podczas półrocznej rozłąki.

Wizja Joe w granatowym garniturze na moment pozbawiła mnie tchu … Nanette jak widać nie odczuwała potrzeby choćby listownego kontaktu z mężem. To jednak o czymś świadczy.

Cytat:
- Wystarczy, ciociu – przerwała jej Nanette stojąca u szczytu schodów i obserwująca sprzeczkę. – Porozmawiam z nim – zeszła po szerokich stopniach i skierowała się do gabinetu.
Joe ruszył za nią. Serce mu biło jak szalone. Prawie zapomniał jaka jest ładna i teraz nie mógł oderwać od niej wzroku. Nic się nie zmieniła, chyba nawet wypiękniała.

Nanette i teraz unika kontaktu z Joe! Nie wiem, co mam o tym myśleć? Szanse perły Ponderosy na odzyskanie żony są nieduże

Cytat:
- Adam twierdzi, że chłopiec, z którym byłaś, jest moi synem. To prawda?
- Tak – przyznała po prostu.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?! – podniósł głos, nie panując nad emocjami. – Przecież musiałaś wiedzieć o dziecku, gdy widzieliśmy się ostatnim razem!
- Dlatego wróciłam – przypomniała mu ostrym tonem. – Chciałam ci powiedzieć, ale nie dałeś mi dojść do słowa.
- Nieprawda – zaprzeczył. – Zapytałem cię tylko, jak długo zamierzasz nasz dom traktować jak hotel, a ty wpadłaś we wściekłość.
- Ja pamiętam to zupełnie inaczej – zauważyła, biorąc się pod boki. – Powiedziałeś, że traktuję nasze małżeństwo jak czasowy pobyt w banku, a później dodałeś, że jestem w stosunku do ciebie wyniosła i oziębła. Trudno się po czymś takim nie obrazić.

Oni się zachowuja jak para smarkaczy … a raczej dzieci w piaskownicy. Obrazili się na siebie i nie powiedzą

Cytat:
- Tak chciałaś żyć? Uciekać z Ponderosy za każdym razem, gdy ci się znudzi monotonia dnia codziennego?
- Jesteś niesprawiedliwy!

Z bólem serca muszę przyznać rację Joe

Cytat:
To w takim razie powiedz mi, czy w ogóle zamierzałaś poinformować mnie o dziecku.
- Rozważałam tę możliwość od jakiegoś czasu – przyznała.

Tutaj zaczynam się nieco denerwować Rzeczywiście – Nanette jest niepoważna.

Cytat:
- Nie, sugeruję, żebyś już sobie poszedł.
- Gdzie się podziała ta dziewczyna, która patrzyła na mnie jak w tęczę? – zapytał z żalem.
- A gdzie się podziewa chłopak, który skradł moje serce? – odwdzięczyła się na poczekaniu.

Nanette z pewnością nie jest stęsknioną żoneczką.

Cytat:
Wczoraj, gdy zobaczyła Joe, zrozumiała, że nadal go kocha. Przez ostatnie dwa lata tęskniła za nim, choć wolała się do tego nie przyznawać. Zepchnęła to uczucie w głąb siebie, przysłoniła żalem do męża, że jej nie szukał, nie pojechał za nią, nie sprowadził do Ponderosy.

To nie wzięła jego zdjęcia? Może wtedy szybciej doszłaby do tego wniosku.

Cytat:
Ciotka nie kryła, że pomysł spotkania i rozmowy z Joe Cartwrightem jej się nie podoba. Starsza dama czuła, że może stracić siostrzenicę i znów zostanie sama w tym wielkim domu. Usiłowała ją odwieść od pojednania z mężem …

Ciotunia jak widać jest egoistką.

Cytat:
Wczoraj powiedziała maluchowi, że pozna tatę. Do tej pory chłopiec widział go tylko na fotografii, którą zrobiono na ślubie w Chicago. Joe w ogóle się nie zmienił, więc Nanette wiedziała, że synek bez problemu rozpozna w przybyłym mężczyźnie swego ojca. Tak też się stało. Gdy Joseph wszedł do salonu i podszedł bliżej, maluch spojrzał na niego i po chwili wahania powiedział:
- Tata.

Wzruszające. I Nanette bez wahania zdecydowała, że chlopiec będzie się wychowywał bez taty … nieodpowiedzialna kobieta.

Cytat:
- Jak masz na imię? – zapytał wzruszony Joe.
- JD – odparł maluch i podskoczył radośnie, po czym wdrapał się na kolana mamy.
- JD? – Joseph spojrzał pytającym wzrokiem na żonę.
- Joseph David – wyjaśniła Nanette. – Mówimy na niego JD.
- Joseph David Cartwright – powtórzył z dumą ojciec.
Joe spojrzał na żonę. Miał syna i nie zamierzał się z nim rozstawać. Cóż, czekała go poważna rozmowa z Nanette...

Joe może się okazać poważnym i odpowiedzialnym tatusiem. W odróżnieniu od Nanette, która chyba … nie bardzo nadaje się na matkę. Nie wiem, czy ich rozmowa ma sens. Dla Nanette istotniejsza jest urażona duma, niż rodzina.
Fajne, ciekawe, z wątkami historycznymi i elementami humoru. Nie wiem, ja jakoś nie widzę ich razem – Nanette i Joe. Ona znów, kiedy uzna, że niedostatecznie okazuje jej swoje uczucie wyjedzie … i znów będzą na siebie czekali … albo i nie czekali … w każdym razie ciekawe, jak autorka to rozstrzygnie? No i ciekawe, czy Kim ucieszy się z prezentu i odpowiedno go doceni. Wszak to ostatni krzyk mody. Żadna z pań w Wirginia City z pewnością nie ma takiej broszki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 47, 48, 49  Następny
Strona 4 z 49

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin