 |
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 13:51, 02 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | A doktor opinię swoją (1) opierał na konkretnych przesłankach, czy tylko sobie tak palnął? |
Z tego, co mi wiadomo, doktor nie jest żółtodziobem, lecz człowiekiem doświadczonym i poważnym. Przesłanki z pewnością były, ale bywa, że organizm nie słucha lekarza
senszen napisał: | Fragment płynął spokojnym, leniwym i radosnym torem aż wpadł na ścianę weny. |
Cóż, chciałam uśpić czujność czytelników.
senszen napisał: | I co teraz?  |
Teraz będzie tylko gorzej, może z czasem ... lepiej.
Senszen, dziękuję za miły, życzliwy i dowcipny komentarz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 9:55, 05 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Cytat: | - Oczywiście, że wróci – zapewnił spokojnym głosem Adam. – Boston nie leży na końcu świata.
- Nie? – zdziwiła się Kimberly, słysząc te słowa. Jeszcze nie tak dawno Adam sam ich użył, usiłując przekonać Billy’ego, by wybrał się na studia do miasta leżącego znacznie bliżej domu. |
Nawet u Adama punkt widzenia zależy od punktu siedzenia
Cytat: | - Mark Sutton – przypomniał Adam. – Ma też być jakiś wujek, który pojedzie z nimi aż do Albany.
Adam nie potrafił pozbyć się uczucia niepokoju. Gdy przed wyjazdem ustalali szczegóły, wszystko wydawało się prostsze. Gdy stracił Billy’ego z oczu, poczuł się niekomfortowo. |
Uzasadnione obawy? Przeczucie? Coś mu się kojarzy? Skąd ten niepokój? To … niepokojące!
Cytat: | - Kiedy on dorósł? – zapytał niespodziewanie, jakby czytając jej w myślach. – Zanim się obejrzymy, Billy skończy studia, ożeni się i zostaniemy dziadkami. |
Adam bardzo poważnie myśli o przyszłości. Rozważa przyjemność bycia dziadkiem?
Cytat: | - Wiesz … – Kimberly sprawiała wrażenie skonsternowanej. – Nie przyzwyczajaj się jeszcze do wizji bycia dziadkiem.
- Dlaczego? – uniósł brew lekko rozbawiony.
- Dlatego, że za kilka miesięcy po raz czwarty zostaniesz ojcem – wypaliła Kim … |
Na szczęście tak zupełnie nie stał się piernikiem … jeszcze może to i owo z siebie wykrzesać
Cytat: | - Oczywiście, że się cieszę – zapewnił, scałowując krople łez, które zdradziecko wymknęły się z jej oczu. – Przeżyłem tylko chwilowy szok – usprawiedliwiał się zakłopotany. - Myślałem po prostu, że ten etap mamy już za sobą. |
Bez przesady. Jaki szok? Przecież bywał już ojcem
Cytat: | Pani White wyszła ze sklepu, z nabożeństwem trzymając przed sobą pudło z nowym kapeluszem. Jakiś kowboj wytoczył z saloonu i runął do koryta z wodą. Drugi usiłował go z niej wyciągnąć, na razie z marnym skutkiem. Dopiero pomoc miejscowego kowala przyniosła rezultaty. Dan uśmiechnął się krzywo i oderwał się od filaru. |
Uroczy obrazek uroczego, spokojnego amerykańskiego miasteczka oglądany oczami szeryfa
Cytat: | Młoda wdowa zaprzątała myśli wielu mężczyzn w tym mieście, a właściciel banku był szczególnie czuły na jej kobiece wdzięki. Ilekroć pojawiała się w jego banku, rozpływał się w uśmiechach i nadskakiwał jej na każdym kroku. Teraz też wystartował do niej niczym gepard, z zachłanną pobożnością całując jej rękę. |
Młode, ładne wdowy często bywają obiektami pożądania … różnych panów
Cytat: | Dan pokwitował odbiór pieniędzy, schował jej w wewnętrznej kieszeni i zamierzał wyjść. Cofnął się, aby przepuścić jakiegoś brodacza w zakurzonym kapeluszu, który swą posturą przywodził na myśl niedźwiedzia grizzly. W jednej chwili mężczyzna odepchnął go od drzwi i wyciągnął rewolwer.
- To jest napad – powiedział dudniącym głosem i łypnął czujnym okiem w kierunku Dana, na którego piersi pyszniła się lśniąca gwiazda szeryfa. |
Jednak miasteczko nie takie spokojne i od czasu do czasu voś się tu zdarza niebanalnego
Opowiadanie jak zwykle starannie opracowane, zawierające malownicze, piękne opisy. Postacie interesujące, doskonale scharakteryzowane. Całość ma jednak wielką wadę …jest za krótkie!!! No i co się stanie z szeryfem?
Ale akcja emocjonująca plus wzruszające, rodzinne momenty
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 10:00, 05 Sty 2016, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:40, 05 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Ewelina napisał: | Młode, ładne wdowy często bywają obiektami pożądania … różnych panów |
Słowo "różnych" jest słowem kluczowym.
Ewelina napisał: | Całość ma jednak wielką wadę …jest za krótkie!!! No i co się stanie z szeryfem? |
Wada pozostanie wadą. Kolejny fragment też nie będzie zbyt długi. A szeryf? Szeryfa mi szkoda ...
Ewelino, dziękuję za komentarz, jak zwykle życzliwy i ciekawy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lucy
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 19 Gru 2014
Posty: 1405
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Bytom, Górny Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:21, 05 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
[quote="Mada"] Ewelina napisał: | A szeryf? Szeryfa mi szkoda ... |
To ja się zaczynam poważnie bać!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:17, 10 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Wklejam z drżeniem serca i sporymi obawami.
* * * * *
1873 – cz. II.
Dan złapał równowagę po tym, jak brodacz bezceremonialnie odepchnął go od drzwi. Rzut oka na napastnika sprawił, że na razie poniechał stawiania oporu. Widział wycelowaną w siebie broń. Krew się w nim zagotowała z bezsilności. Mógłby się rzucić na brodacza, być może by go zaskoczył. Jednakże taki czyn niósł ryzyko postrzału. Ten człowiek na oko sprawiał wrażenie kogoś, kto nie zawaha się strzelić, jeśli wyczuje zagrożenie. Dan postanowił zaczekać na rozwój wypadków.
Brodacz bokiem przesunął się w kierunku okienka bankowego, wyszarpnął zza pazuchy nie pierwszej czystości worek i rzucił w stronę urzędnika. Pan Tomkins nerwowo przełknął ślinę, niepewnie spojrzał w kierunku szeryfa, a następnie swój wzrok zatrzymał na panu Fergusonie, właścicielu banku. Ten drgnął i skinął głową. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w broń trzymaną przez złoczyńcę.
- Ładuj pan – zarządził brodacz i zimnym wzrokiem przejechał po wszystkich zebranych w pomieszczeniu. Jego oczy na dłużej zatrzymały się na pani Osborne, a zwłaszcza na jej opiętej kremowej bluzce. Kobieta zesztywniała ze strachu i odrazy. Pan Ferguson udał, że nie dostrzegł zainteresowania bandyty piękną wdową. Pełen potępienia wzrok wlepił w szeryfa, który nie podejmował żadnych kroków, aby przeszkodzić bandycie w jego przestępczej działalności. Wymownie spojrzał na rewolwer tkwiący u boku Stevensona. Brodacz też wydawał się nim zainteresowany.
- Ty – wskazał na panią Osborne – zabierz mu broń, ale tak, abym widział jego i twoje ręce. Nie radzę próbować żadnych sztuczek, bo ktoś zarobi kulkę – ostrzegł, mrużąc oczy.
Pani Osborne podeszła do Dana i palcami ujęła rękojeść rewolweru. W jej oczach malowało się przerażenie. Szeryf nie poruszył się. Utrata broni nim nie wstrząsnęła. Miał asa w rękawie, o którym napastnik nie wiedział. Zgodnie z ustaleniami sprzed dwóch lat, kasjer trzymał broń umieszczoną pod stolikiem, tak na wszelki wypadek. Pan Tomkins wymienił z Danem porozumiewawcze spojrzenia. Szeryf delikatnie pokręcił głową w geście: „Jeszcze nie teraz”. Wpatrywał się w przestępcę, który zanim sięgnął po worek z pieniędzmi, przyciągnął do siebie panią Osborne i przytrzymał ją w pasie. Dan rzucił się w jego kierunku, ale zatrzymał się, gdy brodacz przyłożył lufę do boku pięknej wdowy.
- Nie radzę – ostrzegł dudniącym głosem i wredny uśmiech wypłynął na jego mięsiste wargi. – Jeden krok, a ta damulka zapłaci życiem za głupotę nadgorliwego szeryfa.
Dan zmełł w ustach przekleństwo. Za plecami czuł obecność Fergusona, który dyszał niczym pociąg i wbijał mu pięść w okolice krzyża, jakby chciał dać do zrozumienia, że powinien zacząć wreszcie działać. Właściciel banku oczekiwał, że stróż prawa swoim ciałem niczym tarczą zasłoni wszystkich przed kulami złodzieja, obezwładni napastnika, odbierze mu zrabowane pieniądze i zamknie w więzieniu. Był oburzony, że Stevenson nie podejmuje radykalnych kroków. Takie postępowanie nie mogło mu ujść na sucho. Ferguson zamierzał poruszyć tę kwestię na najbliższym spotkaniu rady miasta. Może powinni pomyśleć o zatrudnieniu nowego szeryfa, bardziej energicznego, z większą brawurą i chęcią do działania.
Tymczasem brodacz przesunął się w kierunku wyjścia, przyciskając do siebie panią Osborne. Młoda wdowa rzuciła pełne rozpaczy spojrzenie w kierunku Dana Stevensona, który cały spięty czekał na chwilę, gdy będzie mógł wreszcie sięgnąć po broń i zrobić z niej użytek. Gdy napastnik wyniósł się z banku, pan Tomkins przerzucił nad kontuarem strzelbę, którą szeryf złapał w locie i wyskoczył na zewnątrz. Wymierzył i wycelował w brodacza, który konno oddalał się z miejsca przestępstwa, trzymając lewą ręką panią Osborne przed sobą jako zakładniczkę. Prawą celował w szeryfa. Padły strzały. Dan poczuł świst kuli i podmuch tuż obok swojej głowy. Nie przestał jednak strzelać, starając się dobrze wycelować, aby nie zranić pani Osborne. Zamarł, gdy młoda wdowa spadła z konia, przewróciła na bok i znieruchomiała. Wymiana strzałów trwała nadal. Szeryf był pewien, że już dwukrotnie trafił napastnika, który dziwnie przechylony na prawy bok strzelił jeszcze kilka razy, zanim przekręcił się i runął na ziemię. Spłoszony koń pognał przed siebie. Dan, nie wypuszczając broni z ręki, pobiegł w kierunku leżącego ciała. Musiał mieć pewność, że brodacz nie żyje albo przynajmniej jest ciężko ranny i nie stanowi już zagrożenia. Zatrzymał się w bezpiecznej odległości, zachowując czujność. Podszedł bliżej i stopą odrzucił broń napastnika. Trącił go nogą, ale mężczyzna nie dawał oznak życia. Dwie ciemne plamy na koszuli świadczyły dobitnie, iż strzały szeryfa były celne. Dopiero wtedy nachylił się i odwrócił ciało. Brodacz był martwy, co do tego nie było najmniejszych wątpliwości. Dan zabrał worek z pieniędzmi i wyprostował się. W tej chwili zmaterializował się przed nim usłużny pan Flynn, przedsiębiorca pogrzebowy.
- Potrzebna będzie duża trumna – oznajmił, z trudem ukrywając podekscytowanie. – Zaraz się tym zajmę. Proszę się niczym nie kłopotać.
Dan kiwnął głową. Teraz … pani Osborne. Musiała wciąż leżeć na ziemi, bo otaczała ją zwarta grupa ludzi, którzy szeptali przerażeni. Kilka kobiet zakrywało twarz rękoma. Ktoś musiał powiedzieć, że zbliża się szeryf, bo wszyscy spojrzeli w kierunku, z którego nadchodził. Zrobiło się cicho, jak makiem zasiał. Myśl, że być może zabił tę kobietę, strzelając do porywacza, była wyjątkowo paskudna. Miał ją chronić. A co zrobił? Po prostu nie chciał, aby mężczyzna ją uprowadził, a najprawdopodobniej pogorszył sprawę. Tylko dlaczego leżała w innym miejscu niż zapamiętał? Nagle zatrzymał się zdumiony, bo wśród zwartego kręgu ludzi zauważył panią Osborne. Stała wraz z innymi. Jej kremowa bluzka była przybrudzona. Kilka pasemek włosów wymykało się z upiętej fryzury. Patrzyła na niego wzrokiem, w którym malowało się przerażenie. Nic nie rozumiał. Jeśli ona żyła, to kto leżał na ziemi? Podszedł zdecydowanym krokiem, chcąc jak najszybciej położyć kres domysłom. Ludzie rozstąpili się przed nim, ale zrobili to z ociąganiem. Wpatrywali się w niego dziwnym wzrokiem. Czy już wtedy się domyślił? Dużo później wciąż się zastanawiał, czy w tamtej konkretnej chwili już wiedział? Czy przeczuwał? Chyba nie, dopiero widok dobrze znanych mu sznurowanych trzewików spowodował, że na chwilę stanęło mu serce. Zamarł, nie mogąc uczynić najmniejszego ruchu. Wpatrywał się w nieruchomą, martwą twarz i otwarte oczy, w których malowało się … zdziwienie? Przód sukienki był jedną, wielką plamą krwi.
- Doktora … - wyrwał się czyjś zduszony szept.
- Za późno – odpowiedział cicho pan Tomkins, nerwowo przełykając ślinę.
Jakaś kobieta zaczęła głośno płakać. Jej łzy uwolniły tamę żalu i współczucia. Dan opadł na kolana, zapominając o ludziach znajdujących się wokół. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, może zaprzeczyć, ale nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa. Z niedowierzaniem wpatrywał się w twarz ukochanej kobiety, której głosu miał już nigdy nie usłyszeć. Elizabeth nie żyła. To nie mogła być prawda. Nie mógł w to uwierzyć, a jednocześnie nie mógł zaprzeczyć oczywistym faktom. Sięgnął po rękę żony, szukając pulsu. Wstrzymywał oddech. Czekał na cud … bardzo długo czekał. Dopiero po jakimś czasie dotarło do niego, że choćby czekał całą wieczność, cud, o jakim marzył, nie nastąpi.
* * * * *
Miesiąc później
Kimberly z westchnieniem odłożyła książkę na kołdrę. Nie mogła się skupić na czytaniu. Wciąż myślała o Danie i o Elizabeth. Ich dzieci do czasu pogrzebu przebywały w Ponderosie. Zajmowała się nimi, jak najlepiej umiała, rozpieszczała, starała się otoczyć czułą opieką. Na próżno, Maria i Neil wciąż płakali. Rozumiała to, stracili matkę. Serce się jej krajało, gdy patrzyła na ich ból i cierpienie. Sama niezbyt dobrze się czuła, nie najlepiej znosiła ciążę. Mimo że był to już czwarty miesiąc, nudności nie ustąpiły. Wciąż była senna i nie miała apetytu. Lekarz wręcz nakazał jej pozostawać w łóżku aż do obiadu, niczym się nie denerwować, dużo spać i odpoczywać. Podporządkowała się prawie we wszystkim. Nie mogła jednak przestać myśleć o tragedii, jaka spotkała rodzinę jej brata. Gdyby Elizabeth wówczas nie wybrała się do sklepu, z pewnością by żyła. Gdyby wyszła o kilka minut później, kula bandyty, który uciekając, strzelał na oślep, nie dosięgłaby jej i nie zabiła. Gdyby uciekła, słysząc strzały … Czasem rozmawiali o tym z Adamem, choć mąż za wszelką cenę starał się skierować rozmowę na inne tory. Przypominał jej, że nie może się denerwować, że powinna myśleć o dziecku. Tak, jakby mogła o tym zapomnieć. Przecież nie mogła bezkarnie się cieszyć i myśleć o przyjemnościach, skoro jej brat był tak bardzo nieszczęśliwy. Martwiła się jego zachowaniem. Do pogrzebu chodził jak w jakiejś malignie, nie chciał z nikim rozmawiać i nikogo widzieć. Pozostał głuchy na wszelkie perswazje i chęć pomocy ze strony bliskich. Zamknął się w sobie. Wszyscy miotali się, chcąc okazać mu wsparcie i nie mogąc do niego w żaden sposób dotrzeć. Najgorsze jednak zaczęło się później. Następnego dnia po pogrzebie Dan wrócił do pracy i zaczął się zachowywać, jakby nic nie stało. Wprawdzie nie uśmiechał się, nie żartował, nie kpił – jak to miał w zwyczaju – ale rozmawiał z innymi, interesował się sprawami miasta. Nie chciał tylko mówić o napadzie. Unikał też rozmów o Elizabeth, po prostu zmieniał temat lub milczał tak długo, aż rozmówca zaczynał się czerwienić, jąkać i wymawiać pilnymi sprawami do załatwienia. Kimberly usiłowała przeprowadzić z nim szczerą rozmowę, ale Dan grzecznie uciął jej nieśmiałe próby, twierdząc, że nie potrzebuje pocieszenia. Nie było to normalne i Kim martwiła się coraz bardziej.
Przekręciła się na łóżku, zmieniając pozycję na bardziej wygodną. Nie lubiła bezczynności, tęskniła za towarzystwem innych osób. Lucy odwiedzała ją prawie codziennie, Nanette starała się wpadać od czasu do czasu, a i Ben też często do niej zaglądał. W tej chwili jednak najzwyczajniej w świecie się nudziła. Z niechęcią spojrzała na książkę, której fabuła jakoś jej nie porywała, a główna bohaterka była głupią gąską. Pomyślała, że po obiedzie poprosi Adama o coś ciekawego do czytania.
Chyba się zdrzemnęła. Otworzyła oczy, słysząc kroki w sypialni.
- Nie chciałem cię obudzić – ze skruchą wyznał Adam, siadając na łóżku i patrząc z niepokojem na jej bladą twarz. – Jak się czujesz?
- Dobrze – odpowiedziała tak jak co dzień, rejestrując z zadowoleniem, że jej zapewnienie wygładza zmarszczkę na jego czole. – Widziałeś się z Danem?
- Tak – Adam uciekł wzrokiem, jakby się zastanawiał, ile może jej powiedzieć.
- Rozmawiałeś z nim?
- Nie nazwałbym tego rozmową – rzucił zachmurzony.
- Opowiesz mi czy mam z ciebie wyciągać każdą informację?
- Problem w tym, że nie bardzo mam co opowiadać – przyznał, tym razem patrząc jej prosto w oczy. – Zastałem go biurze, tak jak się spodziewałem. Wypełniał jakieś papiery. Nawet był zadowolony, że do niego zajrzałem. Pytał o ciebie i dzieci. Prosił, abym cię pozdrowił.
- A … rozmawiałeś z nim o … Elizabeth?
- Próbowałem.
- Przerwał ci – stwierdziła ze smutkiem.
- Nie – pokręcił głową. – Poczekał, aż skończyłem mówić, a potem zapytał, czy przypadkiem nie wybieram się do Carson City, bo ma przesyłkę dla ich szeryfa.
- Nie pojmuję tego – wyznała, czując, jak dreszcz przebiega po jej krzyżu. – Zachowuje się tak, jakby nie obchodziło go nic poza pracą.
- Może to forma ucieczki …
- Pewnie masz rację – odpowiedziała po dłuższej chwili. – Mimo wszystko mam ochotę nim potrząsnąć i powiedzieć, żeby nie zachowywał się jak nieczułe bydlę. Wiem … – uprzedziła jego odpowiedź – … to straszne, co powiedziałam, ale jak on może postępować tak, jakby nigdy jej nie kochał, jakby jej śmierć nic dla niego nie znaczyła? To nienormalne!
- Kochanie, nie denerwuj się. Zaszkodzisz sobie i dziecku – przypomniał profesorskim tonem, który dodatkowo ją poirytował. Przekręciła się na bok i przykryła kołdrą po samą szyję. Była świadoma, że zachowuje się dziecinnie, ale w tej chwili tylko w taki sposób potrafiła poradzić sobie z emocjami.
- Ty też nie chcesz ze mną rozmawiać? – zapytał tonem głosu, w którym pobrzmiewał ni to śmiech, ni to zmęczenie. – Nie mam dziś szczęścia …
Gdy Kimberly poczuła, że Adam podniósł się z łóżka, usiadła i wyciągnęła do nie rękę.
- Nie odchodź – powiedziała prosząco. – Ja po prostu nie mogę tego zrozumieć. Chcę to jakoś poskładać i nic mi z tego nie wychodzi. Martwię się, że Dan w widoczny sposób nie rozpacza, a z drugiej strony nie chciałabym, żeby chodził załamany, zaniedbany czy pławił swoje smutki w alkoholu. Po prostu wolałabym wiedzieć, co czuje, o czym myśli. Nie daje mi to spokoju. Nie mam pojęcia, jak mu pomóc.
- Myślę, że nikomu nie można pomóc na siłę – stwierdził ze smutny uśmiechem, w uspokajający sposób wodząc kciukiem po jej dłoni. – Może powinniśmy dać mu więcej czasu. W końcu sam zacznie mówić.
- A jeśli nie?
- To wtedy będziemy się martwić.
Kimberly nie wyglądała na przekonaną, ale po chwili na jej twarzy pojawił się niepokój.
- Dzieci nie przyjechały z tobą?
- Przyjechały – zapewnił ją z uśmiechem. – Są w stajni, zajmują się kociętami. Susan mówiła, że chce z tobą porozmawiać o jakieś niezwykle ważnej sprawie.
- Wiesz o co chodzi?
- Nie mam pojęcia – przyznał skonsternowany, bo córka do tej pory nie miała przed nim tajemnic. – Zaraz ją do ciebie przyślę.
Po chwili do sypialni wpadła zdyszana Susan. Przytuliła się do matki z dziecięcą ufnością i młodzieńczym zawstydzeniem.
- Mamo, Roy Ferguson powiedział mi, że jestem mądra i ładna – wyszeptała konspiracyjnie, a jej policzki jeszcze bardziej się zaróżowiły.
- Ach tak? – Kimberly pokiwała głową, usiłując zachować powagę.
- Myślisz, że mówił poważnie?
- Z pewnością – zapewniła, poprawiając wymykający się z fryzury pukiel włosów. – Dlaczego miałby sobie żartować?
- Bo on nigdy nie powiedział mi nic miłego – stwierdziła, zabawnie marszcząc nos. – Wciąż mi dokuczał.
- Może Roy nie tylko urósł, ale też i dorósł – zauważyła z niewinnym uśmiechem. – Zaczął dostrzegać to, co oczywiste.
- Myślisz, że się zmienił?
- Na to wygląda, choć …
- Tak? – Susan wpatrywała się w nią zachłannie.
- Chłopcy w tym wieku potrafią dziwnie się zachowywać. Dziś powiedział ci komplement, ale nie bądź zdziwiona, jeśli jutro wymyśli jakiegoś psikusa.
- Wiesz, mamo, tak sobie myślę, że chłopcy potrzebują więcej czasu niż dziewczynki na to, aby zachowywać się jak normalni, cywilizowani ludzie.
- Trafna uwaga – pokiwała głową rozbawiona bystrością i bezpośredniością swojej córki. – Choć tata by się chyba z tobą nie zgodził.
- Bo tata jest wyjątkiem. Billy i Andrew też – zapewniła żarliwie. – A jeśli Roy jutro wykręci jakiś numer, to mu powiem coś do słuchu, aż mu w pięty pójdzie – obiecała z błyskiem w oku.
Kimberly roześmiała się, z przyjemnością patrząc na ożywioną twarz Susan. Dzieci wciąż potrafiły sprawić, że poprawiał się jej humor. Tak bardzo je kochała...
* * * * *
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:28, 10 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Mada cieszę, że wkleiłaś kolejny fragment. Po Twoich zapowiedziach i morderczych instynktach Koleżanek będę czytać z niepokojem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lucy
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 19 Gru 2014
Posty: 1405
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Bytom, Górny Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:43, 10 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Mada, piękny odcinek! Emocje, na które się z drżeniem oczekiwało... tragizm sytuacji Dana! Serce się kraje! I na koniec, pogodny akcent - Roy Ferguson dorasta! Wszystko, co trzeba!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:24, 10 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Mada napisał: | Wklejam z drżeniem serca i sporymi obawami. |
W podobnym klimacie zaczynam czytać.
Mada napisał: | Dan złapał równowagę po tym, jak brodacz bezceremonialnie odepchnął go od drzwi. Rzut oka na napastnika sprawił, że na razie poniechał stawiania oporu. Widział wycelowaną w siebie broń. Krew się w nim zagotowała z bezsilności. Mógłby się rzucić na brodacza, być może by go zaskoczył. Jednakże taki czyn niósł ryzyko postrzału. Ten człowiek na oko sprawiał wrażenie kogoś, kto nie zawaha się strzelić, jeśli wyczuje zagrożenie. Dan postanowił zaczekać na rozwój wypadków. |
Dan ocenił ryzyko i czeka. Oby nic mu się nie stało.
Mada napisał: | Szeryf nie poruszył się. Utrata broni nim nie wstrząsnęła. Miał asa w rękawie, o którym napastnik nie wiedział. Zgodnie z ustaleniami sprzed dwóch lat, kasjer trzymał broń umieszczoną pod stolikiem, tak na wszelki wypadek. |
Brawo Dan za dobry pomysł. Obyś zdążył jej użyć.
Mada napisał: | - Nie radzę – ostrzegł dudniącym głosem i wredny uśmiech wypłynął na jego mięsiste wargi. – Jeden krok, a ta damulka zapłaci życiem za głupotę nadgorliwego szeryfa. |
Kurczę! A taką miałam nadzieję, ze Dan zdąży.
Mada napisał: | Właściciel banku oczekiwał, że stróż prawa swoim ciałem niczym tarczą zasłoni wszystkich przed kulami złodzieja, obezwładni napastnika, odbierze mu zrabowane pieniądze i zamknie w więzieniu. Był oburzony, że Stevenson nie podejmuje radykalnych kroków. Takie postępowanie nie mogło mu ujść na sucho. Ferguson zamierzał poruszyć tę kwestię na najbliższym spotkaniu rady miasta. Może powinni pomyśleć o zatrudnieniu nowego szeryfa, bardziej energicznego, z większą brawurą i chęcią do działania. |
Przemyslenia Fergusona wołają o pomstę do nieba. Zanim dotrze na zebranie Rady może niech najpierw wyjdzie z banku. Baran jeden!
Mada napisał: | …pan Tomkins przerzucił nad kontuarem strzelbę, którą szeryf złapał w locie i wyskoczył na zewnątrz. Wymierzył i wycelował w brodacza, który konno oddalał się z miejsca przestępstwa, trzymając lewą ręką panią Osborne przed sobą jako zakładniczkę. |
Niezła akcja…taka dynamiczna.
Mada napisał: | - Potrzebna będzie duża trumna – oznajmił, z trudem ukrywając podekscytowanie. – Zaraz się tym zajmę. Proszę się niczym nie kłopotać. |
Tylko westchnęłam….
Mada napisał: | Nagle zatrzymał się zdumiony, bo wśród zwartego kręgu ludzi zauważył panią Osborne. Stała wraz z innymi. Jej kremowa bluzka była przybrudzona. Kilka pasemek włosów wymykało się z upiętej fryzury. Patrzyła na niego wzrokiem, w którym malowało się przerażenie. Nic nie rozumiał. Jeśli ona żyła, to kto leżał na ziemi? Podszedł zdecydowanym krokiem, chcąc jak najszybciej położyć kres domysłom. Ludzie rozstąpili się przed nim, ale zrobili to z ociąganiem. Wpatrywali się w niego dziwnym wzrokiem. Czy już wtedy się domyślił? Dużo później wciąż się zastanawiał, czy w tamtej konkretnej chwili już wiedział? Czy przeczuwał? Chyba nie, dopiero widok dobrze znanych mu sznurowanych trzewików spowodował, że na chwilę stanęło mu serce. Zamarł, nie mogąc uczynić najmniejszego ruchu. Wpatrywał się w nieruchomą, martwą twarz i otwarte oczy, w których malowało się … zdziwienie? Przód sukienki był jedną, wielką plamą krwi. |
O….my….god… Mada leżę pod krzesłem. Nieeeeee!!!!!!!!!!!!!!!!  
Mada napisał: | Dan opadł na kolana, zapominając o ludziach znajdujących się wokół. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, może zaprzeczyć, ale nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa. Z niedowierzaniem wpatrywał się w twarz ukochanej kobiety, której głosu miał już nigdy nie usłyszeć. Elizabeth nie żyła. To nie mogła być prawda. Nie mógł w to uwierzyć, a jednocześnie nie mógł zaprzeczyć oczywistym faktom. Sięgnął po rękę żony, szukając pulsu. Wstrzymywał oddech. Czekał na cud … bardzo długo czekał. Dopiero po jakimś czasie dotarło do niego, że choćby czekał całą wieczność, cud, o jakim marzył, nie nastąpi. |
Nieeeeeeeeeee!!!!!!!!!!!!  
Mada napisał: | Do pogrzebu chodził jak w jakiejś malignie, nie chciał z nikim rozmawiać i nikogo widzieć. Pozostał głuchy na wszelkie perswazje i chęć pomocy ze strony bliskich. Zamknął się w sobie. Wszyscy miotali się, chcąc okazać mu wsparcie i nie mogąc do niego w żaden sposób dotrzeć. Najgorsze jednak zaczęło się później. Następnego dnia po pogrzebie Dan wrócił do pracy i zaczął się zachowywać, jakby nic nie stało. Wprawdzie nie uśmiechał się, nie żartował, nie kpił – jak to miał w zwyczaju – ale rozmawiał z innymi, interesował się sprawami miasta. Nie chciał tylko mówić o napadzie. Unikał też rozmów o Elizabeth, po prostu zmieniał temat lub milczał tak długo, aż rozmówca zaczynał się czerwienić, jąkać i wymawiać pilnymi sprawami do załatwienia. |
Jestem zdruzgotana. Jestem w szoku. Jestem….Muszę pocierpieć w m,ilczeniu.
Mada napisał: | - Nie chciałem cię obudzić – ze skruchą wyznał Adam, siadając na łóżku i patrząc z niepokojem na jej bladą twarz. – Jak się czujesz?
- Dobrze – odpowiedziała tak jak co dzień, rejestrując z zadowoleniem, że jej zapewnienie wygładza zmarszczkę na jego czole. – Widziałeś się z Danem?
- Tak – Adam uciekł wzrokiem, jakby się zastanawiał, ile może jej powiedzieć.
- Rozmawiałeś z nim?
- Nie nazwałbym tego rozmową – rzucił zachmurzony.
- Opowiesz mi czy mam z ciebie wyciągać każdą informację? |
Adam mógłby nieco szybciej mówić. Kim chyba też wolałaby wiedzieć czy ktoś dotarł do Dana.
Mada napisał: | - Nie – pokręcił głową. – Poczekał, aż skończyłem mówić, a potem zapytał, czy przypadkiem nie wybieram się do Carson City, bo ma przesyłkę dla ich szeryfa. |
Kurka wodna….. nie jest dobrze
Mada napisał: | - Może to forma ucieczki … |
Też tak myślę.
Mada napisał: | - Kochanie, nie denerwuj się. Zaszkodzisz sobie i dziecku – przypomniał profesorskim tonem, który dodatkowo ją poirytował. |
O tak…Adam potrafi irytować …nawet jeśli chce dobrze.
Mada napisał: | Martwię się, że Dan w widoczny sposób nie rozpacza, a z drugiej strony nie chciałabym, żeby chodził załamany, zaniedbany czy pławił swoje smutki w alkoholu. Po prostu wolałabym wiedzieć, co czuje, o czym myśli. Nie daje mi to spokoju. Nie mam pojęcia, jak mu pomóc. |
Wszystko jest zawarte w tej wypowiedzi. Dan mógłby zachować się w każdy możliwy sposób i tak byłoby źle. Może po prostu trzeba go zostawić w spokoju żeby przetrawił to wszystko?
Mada napisał: | Po chwili do sypialni wpadła zdyszana Susan. Przytuliła się do matki z dziecięcą ufnością i młodzieńczym zawstydzeniem.
- Mamo, Roy Ferguson powiedział mi, że jestem mądra i ładna – wyszeptała konspiracyjnie, a jej policzki jeszcze bardziej się zaróżowiły. |
No patrzcie…. Zaczęło się.
Mada napisał: | - Bo tata jest wyjątkiem. Billy i Andrew też – zapewniła żarliwie. |
Zgadzam się.
Mada zakończyłaś miłym akcentem, ale mnie cały odcinek kołatał się po głowie mój ulubiony szeryf. To po prostu straszne. Dźgnęłaś mnie w serce. Muszę to przetrawić.
Co nie zmienia faktu, że odcinek jest obłędny!
,,,,choć cierpię.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Nie 20:25, 10 Sty 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 20:53, 10 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
dramaty szerzą się po naszych opowiadaniach
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Camila
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:14, 11 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Szkoda Elizabeth. Nie zasłużyła na taki koniec życia.
Danowi wydaje się, że im więcej będzie się innymi zajmować to poradzi sobie jakoś z ze stratą żony, ale to też nie musi mu pomóc. Oby jednak podniósł się z tego, bo ma dla kogo to zrobić.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:12, 11 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Widział wycelowaną w siebie broń. Krew się w nim zagotowała z bezsilności. Mógłby się rzucić na brodacza, być może by go zaskoczył. Jednakże taki czyn niósł ryzyko postrzału. Ten człowiek na oko sprawiał wrażenie kogoś, kto nie zawaha się strzelić, jeśli wyczuje zagrożenie. Dan postanowił zaczekać na rozwój wypadków. |
Dan jest szeryfem z ogromnym doświadczeniem. Trafnie ocenił sytuację i niestety nic nie pozostaje, jak tylko czekać.
Cytat: | Pan Ferguson udał, że nie dostrzegł zainteresowania bandyty piękną wdową. Pełen potępienia wzrok wlepił w szeryfa, który nie podejmował żadnych kroków, aby przeszkodzić bandycie w jego przestępczej działalności. Wymownie spojrzał na rewolwer tkwiący u boku Stevensona. Brodacz też wydawał się nim zainteresowany. |
Łatwo oceniać i potępiać innych. Zdaje się, że do takich należy Ferguson. A co niby miał zrobić Dan? Dać się zabić?
Cytat: | Miał asa w rękawie, o którym napastnik nie wiedział. Zgodnie z ustaleniami sprzed dwóch lat, kasjer trzymał broń umieszczoną pod stolikiem, tak na wszelki wypadek. Pan Tomkins wymienił z Danem porozumiewawcze spojrzenia. Szeryf delikatnie pokręcił głową w geście: „Jeszcze nie teraz”. |
To tylko jest potwierdzeniem tego, jak dobrym szeryfem jest Dan. Przezorny, przewidujący, przygotowany na każdy wypadek
Cytat: | Był oburzony, że Stevenson nie podejmuje radykalnych kroków. Takie postępowanie nie mogło mu ujść na sucho. Ferguson zamierzał poruszyć tę kwestię na najbliższym spotkaniu rady miasta. Może powinni pomyśleć o zatrudnieniu nowego szeryfa, bardziej energicznego, z większą brawurą i chęcią do działania. |
Powiem tylko jedno – Ferguson to prawdziwa menda.
Cytat: | Brodacz był martwy, co do tego nie było najmniejszych wątpliwości. Dan zabrał worek z pieniędzmi i wyprostował się. W tej chwili zmaterializował się przed nim usłużny pan Flynn, przedsiębiorca pogrzebowy. |
Przedsiębiorca pogrzebowy zawsze na posterunku.
Cytat: | Nic nie rozumiał. Jeśli ona żyła, to kto leżał na ziemi? |
No właśnie kto? Czuję narastający niepokój.
Cytat: | Dan opadł na kolana, zapominając o ludziach znajdujących się wokół. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, może zaprzeczyć, ale nie mógł wydusić z siebie żadnego słowa. Z niedowierzaniem wpatrywał się w twarz ukochanej kobiety, której głosu miał już nigdy nie usłyszeć. |
Mada zupełnie nie spodziewałam się aż takiego zwrotu akcji. Szkoda mi Elizabeth . Byłam przekonana, że chciałaś uśmiercić Dana. Co teraz będzie z Danem i dziećmi?
Cytat: | Sama niezbyt dobrze się czuła, nie najlepiej znosiła ciążę. |
Biedna Kim. Mada pozwól jej szczęśliwie donosić dziecko.
Cytat: | Gdyby Elizabeth wówczas nie wybrała się do sklepu, z pewnością by żyła. Gdyby wyszła o kilka minut później, kula bandyty, który uciekając, strzelał na oślep, nie dosięgłaby jej i nie zabiła. Gdyby uciekła, słysząc strzały … |
Niestety tak to już jest, że w obliczu tragedii pojawia się gdybanie. Nic to nie zmieni, a niepotrzebnie tylko przywołuje przykre wspomnienia. W stanie Kim to niewskazane, tylko jak uniknąć „czarnych myśli”?
Cytat: | Martwiła się jego zachowaniem. Do pogrzebu chodził jak w jakiejś malignie, nie chciał z nikim rozmawiać i nikogo widzieć. Pozostał głuchy na wszelkie perswazje i chęć pomocy ze strony bliskich. Zamknął się w sobie. |
Każdy inaczej przeżywa żałobę.
Cytat: | Kimberly usiłowała przeprowadzić z nim szczerą rozmowę, ale Dan grzecznie uciął jej nieśmiałe próby, twierdząc, że nie potrzebuje pocieszenia. Nie było to normalne i Kim martwiła się coraz bardziej. |
Dan radzi sobie z nieszczęściem tak jak potrafi. Pewnie wszyscy odetchnęliby z ulgą gdyby zaczął płakać, użalać się na sobą, cierpieć na pokaz. On jest mężczyzną. Jest szeryfem, a przede wszystkim jest ojcem, który musi być wsparciem dla swoich dzieci. Stracił żonę i to , przez zawód, który wykonuje. Być może to, że odrzuca jakąkolwiek pomoc wynika z poczucia winy za śmierć żony…
Cytat: | - Nie chciałem cię obudzić – ze skruchą wyznał Adam, siadając na łóżku i patrząc z niepokojem na jej bladą twarz. – Jak się czujesz? |
Zaniepokojony i skruszony Adam to musiał być piękny obrazek
Cytat: | - Myślę, że nikomu nie można pomóc na siłę – stwierdził ze smutny uśmiechem, w uspokajający sposób wodząc kciukiem po jej dłoni. – Może powinniśmy dać mu więcej czasu. W końcu sam zacznie mówić. |
Zgadzam się z Adamem. Czasem trzeba zaczekać… być po prostu w pobliżu.
Cytat: | Susan mówiła, że chce z tobą porozmawiać o jakieś niezwykle ważnej sprawie.
- Wiesz o co chodzi?
- Nie mam pojęcia – przyznał skonsternowany, bo córka do tej pory nie miała przed nim tajemnic. – Zaraz ją do ciebie przyślę. |
Proszę, proszę Susan ma tajemnice przez ukochanym tatą. Zdaje się, że nadszedł ten czas, gdy młoda panienka woli dzielić się swoimi tajemnicami z mamą.
Cytat: | - Mamo, Roy Ferguson powiedział mi, że jestem mądra i ładna – wyszeptała konspiracyjnie, a jej policzki jeszcze bardziej się zaróżowiły.
- Ach tak? – Kimberly pokiwała głową, usiłując zachować powagę. |
Takie rozmowy są urocze. Życie toczy się dalej…
Cytat: | - Wiesz, mamo, tak sobie myślę, że chłopcy potrzebują więcej czasu niż dziewczynki na to, aby zachowywać się jak normalni, cywilizowani ludzie. |
Susan to niezwykle inteligentna i sprytna panienka. Wyciąga całkiem trafne wnioski.
Mada, odcinek naładowany emocjami wszelkimi. Pierwsza część iście westernowa, a jej zakończenie, przynajmniej dla mnie stanowiło zupełne zaskoczenie. Ciekawa jestem, jak teraz poprowadzisz postać Dana. Czy kiedyś zaświeci dla niego słońce. Fragment przeczytałam jednym tchem. Świetnie napisany, trzymający w napięciu. Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:19, 11 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Lucy, dziękuję. Cieszę się, że odcinek Ci się spodobał.
Aga, mam nadzieję, że już doszłaś do siebie i wstałaś z podłogi, a dźgnięte serce odrobinę mniej krwawi.
A ten komentarz mnie rozśmieszył:
Aga napisał: | O tak…Adam potrafi irytować …nawet jeśli chce dobrze. .gif) |
Senszen, dramaty ubarwiają akcję. Każda z nas wie o tym doskonale.
Camilo, to prawda, Dan ma dla kogo żyć. Na razie radzi sobie tak, jak umie.
ADA, widzę, że Ferguson podniósł Ci ciśnienie. W kwestii Dana – trochę Was podpuszczałam. Pisałam o tym, że czeka go cios... Masz rację, szeryf się obwinia. Pewnie w następnym odcinku napiszę o tym więcej.
Dziękuję za bardzo ciekawe komentarze i wszelakie pochwały.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mada dnia Pon 22:20, 11 Sty 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:22, 11 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Mada zbieram się, zbieram.... tak jeszcze sobie tylko pochlipuję od czasu do czasu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:28, 11 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Ach, czyli tak jak Dan potrzebujesz czasu ...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:48, 11 Sty 2016 Temat postu: |
|
|
Mada, faktycznie Ferguson podniósł mi nieco ciśnienie... niestety takich typków wszędzie można spotkać. Wierzę, że Dan wróci do równowagii i jeszcze znajdzie szczęście... nawet wpadła mi pewna myśl z kim mogłabyś go w przyszłości połączyć, gdyby... choć, nie to tylko takie gdybanie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|