 |
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:31, 02 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Senszen napisał: | Był wczesny, jasny poranek, w powietrzu wisiał jeszcze zapach rozkwitłych nocą kwiatów. Na długich wąsach bluszczu oplatających drewnianą poręcz błyszczały krople rosy. Widoczne było w nich odwrócone odbicie świata, w szaro-zielonych barwach. |
Bardzo sugestywny opis wstającego dnia
Senszen napisał: | - Pani Cartwright, czy może pani poprosić w końcu męża? – poirytował się pastor. – Muszę z nim omówić sprawę wysokości składek… |
Pastor jest bardzo nieuprzejmym człowiekiem. Zbyt szybko wpada w złość. I ta wysokość składek? To daje do myślenia. Adam przecież nie był aż takim sknerusem, żeby pastor miał z nim rozmawiać o datkach na kościół
Senszen napisał: | - To są sprawy, jakie powinni omawiać mężczyźni… - sucho powtórzył pastor.
- Ponieważ…? – Marie dopytała się. – Czyżbym była niepełnowartościowym partnerem do rozmowy? – niewinnie zapytała. |
Szowinista!!! Ktoś powinien mu dać nauczkę
Senszen napisał: | - Najmilszy, na pewno chcesz tak wyjść? – przerwała mu Marie, słodkim tonem. – Adamie, wyglądasz nieco niechlujnie. |
Adam?! To niemożliwe!!! Marie coś knuje
Senszen napisał: | - Pan wybaczy, ale przerwał pan mojej żonie. – Adam zwrócił mu uwagę głębokim głosem. – Kochana, w czym widzisz moje uchybienie? – uśmiechnął się do niej niepewnie. |
Reakcja Adama fantastyczna. Nikomu, nawet pastorowi, nie wolno przerywać żonie Adama
Senszen napisał: | Marie rozpięła mu koszulę po trzeci guzik i poniosła szczotkę.
- Jak mówiłam, zawsze zapominasz się uczesać…a nosisz rozpiętą koszulę, więc… - Adam złapał jej nadgarstek. Patrzył na nią, tłumiąc śmiech.
Oczy mu błyszczały, w policzkach pojawiły się dołeczki. Kątem oka zarejestrował, że czarna postać odwróciła się i szybko opuściła ganek. Usłyszał jeszcze stukot obcasów na drewnianych deskach. |
Scena niesamowita. Nic dziwnego, że pastor tak szybko zaczął uciekać. Ale biedak musiał być zgorszony
Senszen napisał: | - Po prostu chciałam zrobić coś szalonego, czego on na pewno nie pochwala. Może sobie gadać, że jestem bezwstydna, mnie to nie przeszkadza. Już i tak opowiada, że India jest nieprzyzwoita i ona się denerwuje. Teraz będzie miał lepszy temat do plotek. Mnie to nie przeszkadza. – Marie spojrzała na niego z uporem wymalowanym na twarzy. – Ale nie będzie mi prawił kazań, że jestem istotą niezdolną do… |
No, to teraz pastor będzie miał o czym prawić kazania. W tej Ponderosie to Sodoma i Gomora się wyprawia.
Senszen napisał: | Joe przyklęknął przy potężnym leju. Szary piasek osypywał się z brzegów, połamana sosna leżała bezwładnie, przerzucona nad dziurą. Na pniu ostały się ślady ognia.
Rozejrzał się. Siłą wybuchu musiała być dosyć duża. Drzewa w promieniu kilku jardów były uszkodzone, połamane. Gdzieniegdzie leżały pojedyncze kępki trawy i połamane gałązki, luźne szyszki. |
A tu mamy do czynienia z ciekawą zagadką. Dziwna sprawa, ale mam nadzieję, że już niebawem dowiemy się, kto za tym stoi.
Senszen fajny, błyskotliwy odcinek. Rozmowa Adama i pastora prawdziwa perełka. Wszystko świetnie dopracowane. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Czw 20:39, 02 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
ADA, bardzo się cieszę, że spodobał Ci się i drugi odcinek i dziękuję za bardzo miły i ciekawy komentarz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:15, 02 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | - Cieszę się, że choć jedna osoba z tej rodziny uczęszcza na kazania. – złośliwie zauważył pastor. |
O! Pastor też bywa złośliwy? A myślałam, że jest po prostu wiecznie niezadowolonym fanatykiem.
senszen napisał: | - Panie Cartwright, chciałem omówić sprawę… - zaczął pastor, zwracając się twarzą do Adama.
- Najmilszy, na pewno chcesz tak wyjść? – przerwała mu Marie, słodkim tonem. – Adamie, wyglądasz nieco niechlujnie. |
Przedstawienie czas zacząć!
senszen napisał: | - Pani wybaczy, ale… - pastor lekko się zirytował.
- Pan wybaczy, ale przerwał pan mojej żonie. – Adam zwrócił mu uwagę głębokim głosem. – Kochana, w czym widzisz moje uchybienie? – uśmiechnął się do niej niepewnie.
- Jesteś na pewno nieuczesany mój drogi. Zaraz przyniosę szczotkę… - Marie uśmiechnęła się do niego promiennie, musnęła mu czule ramię, mijając go w drzwiach. |
Scena pełna czułości na użytek wściekłego pastora.
senszen napisał: | – Marie… - zająknął się. – Co ty chciałaś mi czesać? Bo lekko się zaniepokoiłem… - puścił jej rękę i pogłaskał po policzku.
Marie przesunęła szczotkę czułym gestem po jego piersi.
- Wystarczy, Marie, wystarczy… - zatrząsnął się ze śmiechu. – Tylko…
- Po prostu chciałam zrobić coś szalonego, czego on na pewno nie pochwala. |
Wyobraziłam sobie tę scenę w „Bonanzie”, a następnie Dortorta, który ją ogląda podczas oficjalnej projekcji. Chyba byłby tak samo zgorszony jak pastor.
senszen napisał: | – Czy dalej jestem niechlujny, moja droga? |
Raczej odpowiednio wyczesany.
senszen napisał: | - Jest jeszcze możliwość, że chodzą po lesie i co milę coś wysadzają. – uprzejmie podpowiedział Griff. – Gdzieś mile dalej, nad rzeką, jest kolejny…
- Pa będzie wściekły… - mruknął Joe.
- Adam będzie wściekły. – dorzucił Griff.
- A ktokolwiek będzie zadowolony? – zdziwił się Candy. |
Ciekawy dialog.
Senszen, zaskoczyłaś mnie ekspresowym tempem. Odnoszę wrażenie, że pastor odwiedza swych parafian, aby im dokuczać, upominać i napawać oczy zgorszeniem. Chyba Adam i Marie dostarczyli mu tematu do kolejnego płomiennego kazania. Urwałaś w ciekawym momencie. Zagadka intryguje.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Czw 21:43, 02 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Wyobraziłam sobie tę scenę w „Bonanzie”, a następnie Dortorta, który ją ogląda podczas oficjalnej projekcji. Chyba byłby tak samo zgorszony jak pastor. |
wiem... zaszalałam nieco
Cytat: | Odnoszę wrażenie, że pastor odwiedza swych parafian, aby im dokuczać, upominać i napawać oczy zgorszeniem. |
ciekawe podsumowanie
Mada, bardzo dziękuję za ciekawy i wnikliwy komentarz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 21:31, 06 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
***
Było wcześnie, za kwadrans piąta, i tak miał poczucie, że zaspał. Wstał niechętnie; poranek był szary ciężki i parny. Uchylone przez noc okno niewiele pomogło, wiatru nie było, powietrze niemal stało. Nie pomagała nawet zimna woda, zmęczenie czuło się w powietrzu. Umył się, obok miednicy położył wilgotną gąbkę, odgarnął mokre włosy z czoła. Założył koszulę i spojrzał na łóżko.
India też już się obudziła. Siedziała, zwrócona do niego ni to bokiem, ni to plecami. Zaspana, leniwym ruchem odgarnęła długie włosy, zwinęła je w węzeł na karku odsłaniając tym samym delikatną szyję. Trzymając włosy jedną ręką, drugą, po omacku, zaczęła szukać czegoś w okolicach poduszki. Cienka koszulka nocna ześlizgnęła się jej z jednego ramienia.
Podszedł cicho i wsparł się o krawędź łóżka.
- Czego szukasz, Independence?
- Znowu ześlizgnęła mi się wstążka z warkocza… - ziewnęła lekko, jak kotek i spojrzała przelotnie na zegar.
- Candy, czemu wstajemy o tej godzinie? –spojrzała na niego przytomniej.
- W sumie… - uśmiechnął się wesoło, wyciągnął rękę, objął ją w talii, przyciągnął ją do siebie i zaczął całować odsłonięte ramię.
- Czy my nie mieliśmy wstawać? – szepnęła mu do ucha pozornie poważnym tonem.
- To Twoja wina, trzeba było nie zakładać tej batystowej koszulki… - zaśmiał się i zsunął materiał nieco niżej.
- Nie rozróżniasz niebieskiego i fioletowego a rozpoznajesz batyst? – stłumiła śmiech, usta jej pociemniały, policzki się zaróżowiły.
- Uczę się…powoli… - pociągnął ja na łóżko, całując ją po szyi i ramionach. – Mogę udowodnić…
Uśmiechnęła się do niego ciepło, cicho zamruczała. Wciąż obejmując ją mocno w talii, drugą ręką przesuwał powoli po miękkim materiale bielizny.
- Usta masz różowe… - szepnął jej do ucha – Kiedy się rumienisz, karminowe…
I wtedy usłyszeli stukanie kołatki. Odetchnął głęboko i podniósł się na ciężko na łokciu, aż zatrzeszczało łóżko.
- Nie możesz tego zignorować? - spojrzała na niego z żalem w oczach.
- Nie, to Joe… a niby zawsze się spóźnia. – westchnął ciężko. – Pocałował ją raz jeszcze w zagłębienie w szyi. – Wiedziałem, że nie będzie mi się chciało dzisiaj wstawać… - jęknął.
Westchnął ciężko raz jeszcze, usiadł i zaczął zapinać koszulę.
- A Ty? Wstajesz? – zapytał z nadzieją.
- Nie. – spojrzała na niego z bezczelnym uśmiechem w oczach. – Ja sobie jeszcze poleżę. Poczekam, może wrócisz… w miarę szybko.
Pokręcił głową, niechętnie zapinając ostatnie guziki koszuli. Wstał w końcu, odetchnął głęboko, przeciągnął się i wyszedł bez słowa z sypialni, zamykając za sobą starannie drzwi. Przeszedł nieśpiesznie przez cichą kuchnię i z rozmachem otworzył kuchenne drzwi.
- Joe, jak miło cię widzieć… - przywitał go bez entuzjazmu.
- Mamy dzisiaj przeszukać całe wschodnią kwartę rancza w poszukiwaniu tych lejów, pomyślałem, że możemy zacząć wcześniej…
- Jak się czuję Alice? – przerwał mu.
- Dobrze, jak to kobieta przy nadziei… - Joe ziewnął lekko. – Dużo śpi… i męczyła mnie w nocy o marynowane cytrynki.
- A przyniosłeś jej te cytryny? – zapytał bezbarwnym tonem.
- Zabrakło nam…będę musiał kupić. - spojrzał na niego trochę zaskoczony.
- Możesz pojechać… jest wcześnie, zdążysz pojechać do miasta. – z nadzieją podsunął mu pomysł a wyobraźnia podsunęła mu bardzo realny obraz tego, co musiał zostawić za zamkniętymi drzwiami. – W końcu, jeżeli Alice ma ochotę…
- Rano już nie chciała. – wyjaśnił Joe i ziewnął raz jeszcze. – To co, jedziemy?
- Daj mi chwilę, wezmę jeszcze broń… chcesz kawy?
- Nie…
I wtedy usłyszeli wybuch. Szyby w oknach popękały, z sufitu osypał się pył.
- Co do… - Joe natychmiast się obudził i rzucił się w stronę okna.
Candy obrócił się na pięcie. Przeszedł przez kuchnię, słysząc za sobą kroki Joe i z walącym sercem wszedł do sypialni. Po głowie wciąż mu chodziło uchylone okno w sypialni. Uchylone okno nad wezgłowiem łóżka. Uchylone okno, stukające przy lekkich podmuchach wiatru.
Na pustym łóżku, w rozrzuconej białej pościeli, połyskiwały kolorowo białe drzazgi szkła. Rama okna, potrzaskana, zawisła na zawiasach, szarpiąc firankę. Bez słowa otworzył szerzej drzwi do drugiej sypialni.
India stała przy łóżeczku rozespanej Cookie, ściskając w dłoniach poły szlafroka, który zdążyła na siebie narzucić.
- Nigdy jeszcze się tak nie cieszyłam, że Joe przyjechał… - powiedziała rozdygotanym głosem, spojrzała na nich i po chwili, zaczerwieniła się gwałtownie. – jak dzisiaj… - zakończyła nieśmiało.
***
Pastorowa poprawiła biały, materiałowy kołnierzyk brunatnej sukni. Usiadła przy dużym drewnianym stole i uśmiechnęła się blado do zgromadzonych pań.
- Miło mi, że zechciałyście panie przyjechać… i pomoc przy szyciu narzut na łóżko… dla potrzebujących rodzin…
Fran Mahoney rozejrzała się ciekawie po twarzach zgromadzonych osób.
- Mam nadzieję, że… będzie się nam pracować dobrze… a takie spotkania… - ciągnęła pastorowa. – staną się nowym zwyczajem…
- Chyba nie jesteśmy jeszcze wszystkie, prawda? – wtrąciła Fran. – Panie Cartwright zawsze bardzo chętnie brały udział w takich spotkaniach…
- Ależ Fran, na pewno Marie i Sheila maja teraz inne rzeczy na głowie. – odezwała się Lucy O’Neil. – Mają teraz tyle pracy na tym ranczo… Na pewno, gdyby mogły, to by przyjechały. Nie możemy mieć co do tego wątpliwości. Emily, podaj mi nici, proszę. Ale… dlaczego nie ma Annie Gordon? – zdziwiła się.
- Pani Marie Car… - zaczęła pastorowa.
- W stanie Alice Cartwright to każda z nas była w stanie myśleć wyłącznie o szyciu wyprawki dla maleństwa, nic dziwnego, że jej tu nie ma. – roześmiała się Emily Cohn. – Choć na pewno, ma dużo ubranek po starszych dzieciach… w końcu to już jej czwarte?
- Jestem przekonana, że Alice marzy teraz o dziewczynce… ma już w końcu trzech chłopców… A dziewczynki są takie milutkie… - rozmarzyła się Milly Puck. – I można je tak ładnie ubierać…
- Starczy już Milly – roześmiała się Emily. – Najważniejsze, by było zdrowe…
- Panie Marie Cartwright i jej rodzina nie jest mile widziana na plebanii. – wtrąciła cicho pastorowa.
Wszystkie kobiety zamarły w połowie ruchu i spojrzały na nią zaskoczone.
- Dlaczego? – wykrztusiła z siebie Fran. – Marie jest przemiłą osobą, jej córka ma piękny głos i na pewno chętnie by śpiewała w chórze… Z ogromną korzyścią dla chóru, w którym śpiewa…
- Panie Marie Cartwright oraz pani India Canaday zachowują się… nieobyczajnie… i nie są mile widziane na plebanii… - pastorowa uzupełniła. – Chciałam być uprzejma, ale… pozostałe panie Cartwright nie raczyły nawet odpowiedzieć na moje zaproszenie… - dodała z wzrokiem wbitym w drobne ściegi.
- Nic dziwnego. – mruknęła Emily i gniewnym ruchem odstawiła szpulkę. – Zarówno Marie Cartwright jak i India Canaday to dobre, uczciwe kobiety… nie rozumiem dlaczego…
- Zachowują się nieobyczajnie… - powtórzyła pastorowa.
- To znaczy? – dopytała Fran. – Nigdy jeszcze nie widziałam, żeby któraś z nich zachowywała się… nieprzyzwoicie. I dlaczego nie ma z nami Annie Gordon? Czyżby tez zachowywała się nieobyczajnie?
- A kojarzycie ten proces? – szepnęła Milly. – India wtedy zeznawała i…w sumie jej odpowiedzi…
- Och, Milly. – westchnęła Rosemary Grady. – Nic dziwnego, sprowokował ją wtedy. Ja się jej nie dziwię. Ma cięty język, ale to nie grzech przecież.
- Co oznacza, że zachowały się nieobyczajne? – drążyła Fran.
- Bezwstydnie okazują swoje… instynkta… - pastorowa wyrzuciła z siebie. – Tak jak i ich mężowie.
Emily zachichotała, podobnie jak Milly. Rosemary zakryła dyskretnie usta skrawkiem materiału, który miała właśnie doszyć do narzuty.
- To wszystko? To znaczy…– Fran spojrzała z niedowierzaniem na postać w brunatnej sukni.
- Siedziała mu na kolanach! – pastorowa podniosła pałający wzrok znad robótki. – Druga chciała mu czesać… rozpinała mu koszulę! Pani Nightingale jest rozwódką!
Rosemary wybuchła serdecznym śmiechem, po chwili zawtórowały jej Emily Cohn i Fran Mahoney.
- Jestem oburzona. – pastorowa trzasnęła dłonią w stół. – Wy im… pobłażacie!
- Och, są jeszcze młodzi… kochają się… co w tym złego? – Rosemary zaczęła oglądać nici wyłożone na stole. – A Annie rozwiodła się nie bez przyczyny. Biedna, dała się oszukać…
- Przystojny był… - zauważyła Fran. – Aż za bardzo… Zakochała się. - westchnęła.
- To dobre żony, dobre matki….i dobre kobiety. Jak widać. – dorzuciła Emily. – Bo gdyby to mnie się trafił taki mężczyzna jak Nigthingale to… - energicznie wbiła igłę w materiał.
- Co ona chciała mu czesać? – szepnęła Milly.
- A nie ciekawi cię, która? – zażartowała Fran.
- Co tam, która… - szepnęła Emily. – Ważne komu
- Dosyć tego. – pastorowa wstała. – Dosyć tej rozmowy. Zgromadziłyśmy się tutaj w szczytnym celu. Najlepiej jest pracować milcząc. – usiadła energicznie i drżącymi dłońmi zaczęła przyszywać kolejny skrawek.
***
Adam siedział na ganku, opierając nogi o niski zydelek . Kapelusz naciągnął głęboko na oczy, odchylił się niedbale w głębokim krześle. Palcami dłoni wybijał rytm wewnętrznej piosenki – i wdychał aromat świeżo zaparzonej kawy. Poranek był ciężki, pochmurny. Unosząca się w powietrzu wilgoć zdawała się oblepiać nieprzyjemnym woalem.
Z kuchni dobiegał go ciche podzwanianie mytych naczyń, po chwili dobiegł go i wesoły śpiew Naughty, której dzisiaj pozwolono w końcu wstać z łóżka. Adam uśmiechnął się kątem ust i jego palce zmieniły rytm, zaczęły wybijać rytm piosenki, śpiewanej przez córkę.
Dobiegło go też rżenie koni i szuranie obcasów męskich butów po piasku. Nie zmieniając pozycji położył rękę na biodrze, opierając końce palców na gładkiej powierzchni wyprawionej skóry kabury.
- Pan Adam Cartwright, jak mniemam? – usłyszał uprzejmy głos. Adam kiwnął głową, obserwując nieznajomego spod ronda czarnego kapelusza.
- Wybaczy mi pan bezpośredniość…
- Wybaczę… - mruknął Adam i pociągnął łyk kawy.
- …chciałbym zaproponować panu kontrakt. Dotyczący bogactwa ziemi, którą pan posiada.
- W takim razie proszę go przedstawić. Przedyskutujemy sprawę.
- Pan i bracia, czy pański… Pa? – złośliwie zauważył nieznajomy. – Chciałbym zaproponować kontrakt panu, panie Cartwright. Liczyłem na to, że będę mógł porozmawiać z niezależnym, inteligentnym mężczyzną… a nie z chłopcem, który musi pytać swojego ojca o zgodę.
Adam odchylił kapelusz i spojrzał na nieznajomego – mężczyznę ubranego w nienaganny surdut i wypolerowane buty. Twarzy spokojnej, szczupłej, okolonej niezbyt bujnymi bokobrodami.
- Chyba pan sobie pozwala na zbyt wiele, panie…?
- Pozwolił mi pan na bezpośredniość, panie Cartwright. – spokojnie przypomniał mu rozmówca. – A nazywam się Charles Forger.
- Miło mi, panie Forger. Ja się już, jak widzę, nie muszę przedstawiać.
- Chciałbym więc panu, panie Cartwright zaproponować kontrakt.
- Wszelkie kontrakty dyskutujemy wspólnie, całą rodziną. Co jest niejako związane z tym, że ziemia jest wspólna. – zauważył Adam.
- To drobiazg. – mężczyzna uśmiechnął się porozumiewawczo. – Jestem pewien, że mężczyzna inteligentny, wykształcony i obyty w świecie, taki jak pan…
- Niech pan nie przesadza z tymi komplementami, nie jestem panną na wydaniu. – cierpko zauważył Adam.
- Do rzeczy więc… Prowadzenie rancza, zwłaszcza rancza tak dużego, jest coraz bardziej nieopłacalne. Kwestią czasu jest już tylko stan, w którym na utrzymanie wszystkich zabudowań i pracowników wydawać będzie pan więcej niż będzie pan w stanie zarobić na sprzedaży drzewa czy hodowli bydła.
- I pan się o mnie martwi? – Adam uniósł wysoko brwi. – To urocze…
- Chciałbym odkupić cześć ziemi. – wyjaśnił skrótowo Forger. – Mniejszym obszarem znacznie łatwiej będzie zarządzać i…
- Pan wybaczy, ale jest to niemożliwe. Ziemia ta jest niepodzielna.
- I to właśnie chciałem przedyskutować.
- Nie ma co.
- Jest pan dorosłym mężczyzną, ma pan rodzinę, której jest pan głową… - Forger nachylił się ku Adamowi. – Czy ma pan zamiar do końca życia słuchać rozkazów coraz starszego ojca, który powoli przestaje rozumieć, że świat się już zmienił?
- Radzę ważyć słowa, panie Forger. – wykrztusił Adam.
- Boli pana, bo to prawda. Minęły już czasy, kiedy przyjeżdżali tu pierwsi osadnicy, zajmujący dzikie ziemie, bogacący się na sprzedaży futra.
Adam wyprostował się władczo i spojrzał przenikliwie na Charlesa Forgera.
- Pański ojciec się starzeje, jedyne co po nim zostanie… to zadłużone, bezwartościowe akry dzikiej, nieurodzajnej ziemi.
Adam zerwał się z krzesła i porwał mężczyznę za kołnierz koszuli. Popchnął go na drewnianą kolumnę, przytrzymującą zadaszenie.
- Milcz pan. – warknął. – I wynoś się z mojej ziemi.
- Bajki nie trwają wiecznie. – dorzucił Forger. – A ma pan rodzinę na utrzymaniu… Radzę się zastanowić nad moją propozycją.
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pon 21:34, 06 Kwi 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:42, 06 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Senszen jak miło, że mam lekturę do tramwaju.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 21:48, 06 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
postarałam się, żeby było dłuższe tym razem
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Camila
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:51, 06 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Bardzo ładna ta scena Indii i Candego. Taka pełna czułości.
Pastorowa chyba nie jest złą kobietą, a jedynie zagubioną po tych wszystkich gadkach umoralniających męża.
Nie podoba mi się ten cały Forger. Jest zbyt pewny siebie i chyba ma coś wspólnego z tymi wybuchami na ranczu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 21:53, 06 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Bardzo ładna ta scena Indii i Candego. Taka pełna czułości. |
dziękuję, bardzo się starałam... dawno już tyle razy nic nie poprawiałam
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:57, 06 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | postarałam się, żeby było dłuższe tym razem  |
Serio? Chyba się zarumienię
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Camila
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:01, 06 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | Cytat: | Bardzo ładna ta scena Indii i Candego. Taka pełna czułości. |
dziękuję, bardzo się starałam... dawno już tyle razy nic nie poprawiałam  |
Scena jest idealna, ale to prawda, że czasem jest trudno napisać tak, by to fajnie ubrać w słowa przekazując w nich swoje wyobrażenie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:22, 06 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Fajne. Jutro skomentuję obszerniej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 23:01, 06 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Senszen napisał: | Było wcześnie, za kwadrans piąta, i tak miał poczucie, że zaspał. Wstał niechętnie; |
Doskonale rozumiem Candy'ego. Jutro też tak będę się czuła
Senszen napisał: | Siedziała, zwrócona do niego ni to bokiem, ni to plecami. Zaspana, leniwym ruchem odgarnęła długie włosy, zwinęła je w węzeł na karku odsłaniając tym samym delikatną szyję. Trzymając włosy jedną ręką, drugą, po omacku, zaczęła szukać czegoś w okolicach poduszki. Cienka koszulka nocna ześlizgnęła się jej z jednego ramienia.
Podszedł cicho i wsparł się o krawędź łóżka. |
Zrobiło się pięknie i intymnie.
Senszen napisał: | - Candy, czemu wstajemy o tej godzinie? –spojrzała na niego przytomniej.
- W sumie… - uśmiechnął się wesoło, wyciągnął rękę, objął ją w talii, przyciągnął ją do siebie i zaczął całować odsłonięte ramię.
- Czy my nie mieliśmy wstawać? – szepnęła mu do ucha pozornie poważnym tonem.
- To Twoja wina, trzeba było nie zakładać tej batystowej koszulki… - zaśmiał się i zsunął materiał nieco niżej. |
Dobre pytanie. Tym bardziej, że India i Candy mają coś innego do roboty, o wiele ciekawszego
Senszen napisał: | - Usta masz różowe… - szepnął jej do ucha – Kiedy się rumienisz, karminowe…
I wtedy usłyszeli stukanie kołatki. Odetchnął głęboko i podniósł się na ciężko na łokciu, aż zatrzeszczało łóżko.
- Nie możesz tego zignorować? - spojrzała na niego z żalem w oczach.
- Nie, to Joe… a niby zawsze się spóźnia. – westchnął ciężko. |
Ten to ma wyczucie czasu. Zwłaszcza, że notorycznie się spóźnia
Senszen napisał: | - Jak się czuję Alice? – przerwał mu.
- Dobrze, jak to kobieta przy nadziei… - Joe ziewnął lekko. – Dużo śpi… i męczyła mnie w nocy o marynowane cytrynki. |
Biedny Joe. A to Alice ma zachcianki
Senszen napisał: | I wtedy usłyszeli wybuch. Szyby w oknach popękały, z sufitu osypał się pył. |
No, i to tyle w kwestii miło rozpoczętego dnia. Te wybuchy są naprawdę intrygujące i bardzo niebezpieczne. Wreszcie komuś może coś się stać.
Senszen napisał: | Candy obrócił się na pięcie. Przeszedł przez kuchnię, słysząc za sobą kroki Joe i z walącym sercem wszedł do sypialni. Po głowie wciąż mu chodziło uchylone okno w sypialni. |
Wyobraziłam sobie strach Candy'ego. Aż dreszcz mi przeszedł po plecach
Senszen napisał: | India stała przy łóżeczku rozespanej Cookie, ściskając w dłoniach poły szlafroka, który zdążyła na siebie narzucić.
- Nigdy jeszcze się tak nie cieszyłam, że Joe przyjechał… - powiedziała rozdygotanym głosem |
Tym razem Joe się spisał Na miejscu Indii też cieszyłabym się
Senszen napisał: | Pastorowa poprawiła biały, materiałowy kołnierzyk brunatnej sukni. Usiadła przy dużym drewnianym stole i uśmiechnęła się blado do zgromadzonych pań.
- Miło mi, że zechciałyście panie przyjechać… i pomoc przy szyciu narzut na łóżko… dla potrzebujących rodzin… |
Na razie pastorowa nie wzbudziła mojej sympatii
Senszen napisał: | - Panie Marie Cartwright i jej rodzina nie jest mile widziana na plebanii. – wtrąciła cicho pastorowa.
Wszystkie kobiety zamarły w połowie ruchu i spojrzały na nią zaskoczone.
- Dlaczego? – wykrztusiła z siebie Fran. – Marie jest przemiłą osobą, jej córka ma piękny głos i na pewno chętnie by śpiewała w chórze… Z ogromną korzyścią dla chóru, w którym śpiewa…
- Panie Marie Cartwright oraz pani India Canaday zachowują się… nieobyczajnie… i nie są mile widziane na plebanii… - pastorowa uzupełniła. |
To wszystko wiadomo. Zdecydowanie nie lubię pastorowej ... chyba, że jest pod przemożnym wpływem despotycznego małżonka
Senszen napisał: | - Co ona chciała mu czesać? – szepnęła Milly.
- A nie ciekawi cię, która? – zażartowała Fran.
- Co tam, która… - szepnęła Emily. – Ważne komu |
Panie, jak to panie ... niezwykle ciekawskie ... choć na ich miejscu też pewnie zastanawiałabym się na tym jakże istotnym zagadnieniem
Senszen napisał: | Adam siedział na ganku, opierając nogi o niski zydelek . Kapelusz naciągnął głęboko na oczy, odchylił się niedbale w głębokim krześle. Palcami dłoni wybijał rytm wewnętrznej piosenki – i wdychał aromat świeżo zaparzonej kawy. |
Piękny obrazek ... tak piękny, jak Adam
Senszen napisał: | - Pan Adam Cartwright, jak mniemam? – usłyszał uprzejmy głos. Adam kiwnął głową, obserwując nieznajomego spod ronda czarnego kapelusza.
- Wybaczy mi pan bezpośredniość…
- Wybaczę… - mruknął Adam i pociągnął łyk kawy. |
Ciekawie się zaczyna ...
Senszen napisał: | - Do rzeczy więc… Prowadzenie rancza, zwłaszcza rancza tak dużego, jest coraz bardziej nieopłacalne. Kwestią czasu jest już tylko stan, w którym na utrzymanie wszystkich zabudowań i pracowników wydawać będzie pan więcej niż będzie pan w stanie zarobić na sprzedaży drzewa czy hodowli bydła.
- I pan się o mnie martwi? – Adam uniósł wysoko brwi. – To urocze…
- Chciałbym odkupić cześć ziemi. – wyjaśnił skrótowo Forger. – Mniejszym obszarem znacznie łatwiej będzie zarządzać i…
- Pan wybaczy, ale jest to niemożliwe. Ziemia ta jest niepodzielna. |
Ciekawe dlaczego Forgerowi tak bardzo zależy na kupnie ziemi. Czy on ma coś wspólnego z wybuchami? Oferta skierowana pod niewłaściwy adres ... pod bardzo niewłaściwy
Senszen napisał: | Adam wyprostował się władczo i spojrzał przenikliwie na Charlesa Forgera.
- Pański ojciec się starzeje, jedyne co po nim zostanie… to zadłużone, bezwartościowe akry dzikiej, nieurodzajnej ziemi.
Adam zerwał się z krzesła i porwał mężczyznę za kołnierz koszuli. Popchnął go na drewnianą kolumnę, przytrzymującą zadaszenie.
- Milcz pan. – warknął. – I wynoś się z mojej ziemi. |
Świetna reakcja Adama. I tak wykazał się ogromną cierpliwością w stosunku do tego typka. Coś mi się wydaje, że to początek kłopotów.
Senszen, cieszę się, że wkleiłaś kolejny bardzo dobry odcinek. To miłe zakończenie świątecznego wieczoru
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 23:19, 06 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
ADA, bardzo dziękuję za przemiły komentarz
Cytat: | Ciekawe dlaczego Forgerowi tak bardzo zależy na kupnie ziemi. Czy on ma coś wspólnego z wybuchami? Oferta skierowana pod niewłaściwy adres ... pod bardzo niewłaściwy |
tak, Forger ma coś wspólnego z wybuchami
a oferta... właściwie jest skierowana Do współwłaściciela ziemi... Tylko niechętnego do sprzedaży
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 23:44, 06 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | Było wcześnie, za kwadrans piąta, i tak miał poczucie, że zaspał. Wstał niechętnie; poranek był szary ciężki i parny. |
Straszna godzina, niemal poczułam wewnętrzny ciężar.
senszen napisał: | Trzymając włosy jedną ręką, drugą, po omacku, zaczęła szukać czegoś w okolicach poduszki. Cienka koszulka nocna ześlizgnęła się jej z jednego ramienia. |
Nieświadoma kusicielka.
senszen napisał: | … uśmiechnął się wesoło, wyciągnął rękę, objął ją w talii, przyciągnął ją do siebie i zaczął całować odsłonięte ramię. |
Candy skorzystał z zaproszenia.
senszen napisał: | I wtedy usłyszeli stukanie kołatki. Odetchnął głęboko i podniósł się na ciężko na łokciu, aż zatrzeszczało łóżko.
- Nie możesz tego zignorować? - spojrzała na niego z żalem w oczach.
- Nie, to Joe… a niby zawsze się spóźnia. – westchnął ciężko. |
Ten to wie, kiedy przyjść. A zapowiadała się taka zmysłowa scena…
senszen napisał: | - A Ty? Wstajesz? – zapytał z nadzieją.
- Nie. – spojrzała na niego z bezczelnym uśmiechem w oczach. – Ja sobie jeszcze poleżę. Poczekam, może wrócisz… w miarę szybko. |
Tak, Candy, uwijaj się.
senszen napisał: | - Jak się czuję Alice? – przerwał mu.
- Dobrze, jak to kobieta przy nadziei… - Joe ziewnął lekko. – Dużo śpi… i męczyła mnie w nocy o marynowane cytrynki.
- A przyniosłeś jej te cytryny? – zapytał bezbarwnym tonem.
- Zabrakło nam…będę musiał kupić. - spojrzał na niego trochę zaskoczony.
- Możesz pojechać… jest wcześnie, zdążysz pojechać do miasta. – z nadzieją podsunął mu pomysł a wyobraźnia podsunęła mu bardzo realny obraz tego, co musiał zostawić za zamkniętymi drzwiami. – W końcu, jeżeli Alice ma ochotę…
- Rano już nie chciała. – wyjaśnił Joe i ziewnął raz jeszcze. |
Ubawiła mnie ta scena. Biedny Candy, dobrze kombinował, ale nic z tego nie wyszło.
senszen napisał: | Na pustym łóżku, w rozrzuconej białej pościeli, połyskiwały kolorowo białe drzazgi szkła. (…)
- Nigdy jeszcze się tak nie cieszyłam, że Joe przyjechał… - powiedziała rozdygotanym głosem |
Faktycznie, gdyby nie Joe, Candy i India leżeliby w tym łóżku nieźle pokiereszowani.
senszen napisał: | - Panie Marie Cartwright oraz pani India Canaday zachowują się… nieobyczajnie… i nie są mile widziane na plebanii… - pastorowa uzupełniła. |
Że co proszę?!
senszen napisał: | - Co oznacza, że zachowały się nieobyczajne? – drążyła Fran.
- Bezwstydnie okazują swoje… instynkta… - pastorowa wyrzuciła z siebie. – Tak jak i ich mężowie. |
Straszne zgorszenie. Pod pręgierz je albo na stos!
senszen napisał: | - Pan Adam Cartwright, jak mniemam? – usłyszał uprzejmy głos. Adam kiwnął głową, obserwując nieznajomego spod ronda czarnego kapelusza.
- Wybaczy mi pan bezpośredniość…
- Wybaczę… - mruknął Adam i pociągnął łyk kawy. |
senszen napisał: | - Chciałbym zaproponować kontrakt panu, panie Cartwright. Liczyłem na to, że będę mógł porozmawiać z niezależnym, inteligentnym mężczyzną… a nie z chłopcem, który musi pytać swojego ojca o zgodę. |
Mocny cios, niemal nokaut.
senszen napisał: | Adam wyprostował się władczo i spojrzał przenikliwie na Charlesa Forgera.
- Pański ojciec się starzeje, jedyne co po nim zostanie… to zadłużone, bezwartościowe akry dzikiej, nieurodzajnej ziemi.
Adam zerwał się z krzesła i porwał mężczyznę za kołnierz koszuli. Popchnął go na drewnianą kolumnę, przytrzymującą zadaszenie. |
Nieproszony gość się doigrał. Adam się zdenerwował. Ciekawe, czy temu Forgerowi udało się zasiać ziarno niepokoju w sercu Adama.
Senszen, odcinek składa się z trzech bardzo ciekawych fragmentów. Próbowałam wybrać, który podoba mi się najbardziej i ... się poddałam. Są świetne, po prostu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|