Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Bez przyszłości
Idź do strony 1, 2, 3 ... 15, 16, 17  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:15, 06 Kwi 2014    Temat postu: Bez przyszłości

Dochodzę do wniosku, że to forum i pisanie opowiadań podpada pod pewną formę uzależnienia. Muszę się z tym pogodzić. Co więcej - muszę z tym żyć. Laughing

BEZ PRZYSZŁOŚCI

Mary od dwóch tygodni przebywała w Virginia City. Objęła posadę nauczycielki po tym, jak pani Abigail wraz z mężem wyjechała do Oregonu. Gdy przeczytała w gazecie, że małe miasto w Nevadzie poszukuje nauczycielki, pomyślała, że to może być praca w sam raz dla niej i czym prędzej odpowiedziała na anons. Wprawdzie jej starszy brat – Jonathan był sceptycznie nastawiony do tego pomysłu i odradzał wyjazd z cywilizowanego Waszyngtonu, nie mógł jej jednak zatrzymać siłą. Nawet nie próbował. Wiedział, że dziewczyna i tak postawi na swoim. Znał ją w końcu od urodzenia. Jonathan liczył na to, że najdalej po dwóch miesiącach jego siostrzyczka będzie miała dość dziczy i niedomytych kowbojów. Zatęskni za wielkim miastem, zdobyczami kultury, wyrafinowanym towarzystwem, wsiądzie do dyliżansu, później do pociągu i w końcu zjawi się na progu jego wykwintnego domu ze słowami: „Wróciłam.” Mary zdawała sobie sprawę z tego, że brat z pobłażaniem traktuje jej pomysł, dlatego postanowiła mu udowodnić, że się myli. Przyrzekła sobie w duchu, że nie wróci przed upływem roku, nawet gdyby mieszkańcy Virginia City okazali się troglodytami najpośledniejszego gatunku.
Ponieważ była panną, nie mogła mieszkać sama. Każdy mężczyzna kręcący się w pobliżu jej domu narażałby jej reputację na szwank. Wiedziała, jak to działa. Zwłaszcza w takich małych społecznościach. Ktoś wszedłby do niej na minutę z jakąś informacją, a za godzinę całe miasto trąbiłoby o romansie. Zamieszkała u wdowy – Charlotte Watson, która okazała się cichą i miłą kobietą. Mary zauważyła, że jej gospodyni nie przywiązywała wagi do strojów, nakładała suknie w ciemnych barwach, a gładko zaczesane włosy zawsze upinała w kok. Niewiele mówiła, ale miała cudowny, ciepły uśmiech, którym chętnie obdarzała otaczających ją ludzi. Mary dobrze się czuła w jej domu i gdy tylko nie była zajęta sprawdzaniem uczniowskich zeszytów, towarzyszyła Charlotte w wyprawach po zakupy i na spacerach.
Dziś wieczorem miało się odbyć zebranie mieszkańców miasta zwołane przez burmistrza, który ulokował się na podwyższeniu i puszył niczym paw, ogarniając wzrokiem napływające towarzystwo. Charlotte i Mary usiadły w ostatnim rzędzie, gdyż tylko tam zostały jeszcze wolne krzesła. Dziewczyna z zainteresowaniem rozglądała się wokoło, ale przestała, gdy jej nozdrza wyłapały woń zestarzałego potu wydzielaną przez mężczyznę siedzącego z prawej strony.
- Jako burmistrz – puszący się paw przemówił – zwołałem to zebranie, abyśmy wspólnie się zastanowili, co zrobić, aby nasze miasto zaczęło się rozwijać.
- Tak, już czas zadbać o renomę Virginia City – jakiś tłusty jegomość, ledwo mieszczący się wykwintnym tużurku, poparł z entuzjazmem burmistrza.
- Jeśli rzeczywiście nasze miasto ma się rozwijać, czas pomyśleć o wybudowaniu szpitala – powiedział mężczyzna, którego Mary nie widziała, bo siedział z przodu, ale jego głęboki, męski głos spowodował, że przeszedł ją dreszcz.
- Zwariowałeś Cartwright! – oburzył się burmistrz. – Zdajesz sobie sprawę, ile to będzie kosztować?
- Myślisz o rozwoju miasta i nie chcesz wydać na to ani grosza? – obruszył się mężczyzna nazwany Cartwrightem.
Mary wyciągnęła szyję z nadzieją, że może uda jej się cokolwiek zobaczyć, ale siedziała zbyt daleko, aby jej zabiegi zakończyły się sukcesem. Nie uszło jej uwagi, że burmistrz o mało się nie zapowietrzył, a jego twarz oblekła się purpurą wściekłości.
- Adam ma rację – siedzący przy ścianie Roy zabrał głos, zanim burmistrz odzyskał zdolność artykułowania ludzkich dźwięków. – Albo poważnie pomyślimy o inwestycjach, albo całe to spotkanie nie ma sensu.
Po wypowiedzi Roya wszyscy zaczęli mówić jednocześnie, nikt nikogo nie słuchał, za to każdy wygłaszał swoje racje tonem nieznoszącym sprzeciwu. Na szczęście pastor miał przy sobie mały, metalowy dzwonek, którego niespodziewanie użył, wywołując konsternację i zdumienie obecnych. Burmistrz otarł pot z czoła, używając do tego celu dużej, kraciastej chustki. Jego poczynania śledzili wszyscy zebrani. Mary pomyślała, że ten człowiek nie powinien zajmować tak odpowiedzialnego stanowiska, bo nie potrafi zapanować nad nerwami i robi wrażenie dosyć ograniczonego w poglądach. Postanowiła jednak nie wydawać pochopnych opinii, mogła wszak się mylić, przecież mieszkała tu zaledwie od dwóch tygodni.
W ciągu kwadransa padły przeróżne propozycje dotyczące rozwoju miasta. Nowe sklepy, restauracja, brukowana ulica, poczekalnia dla pasażerów dyliżansu.
- Przydałaby się biblioteka - w końcu Mary nie wytrzymała i też postanowiła zabrać głos.
- Słucham? – burmistrz wyciągnął szyję, szukając wzrokiem osoby, która to powiedziała, wobec czego Mary wstała, aby mógł ją zobaczyć. Jej wzrok wyłapał szalenie przystojnego, ubranego na czarno bruneta, który odwrócił się w jej stronę, z nonszalancją opierając rękę na krześle. Na jego ustach błąkał się lekki uśmiech. Dziewczyna nabrała niezbitej pewności, że to właściciel tego niesamowitego głosu, który zrobił na niej takie wrażenie.
- Co pani mówiła? – zainteresował się burmistrz.
- Mówiłam, że przydałaby się biblioteka z prawdziwego zdarzenia – odpowiedziała głośno i pewnie. – Rozwój kultury zawsze podnosi rangę danego miasta.
- Panno Lewis – burmistrz przybrał dobrotliwy wyraz twarzy – jest pani zbyt młoda, aby wiedzieć, co jest dobre dla Virginia City.
- Och, zapewne – powiedziała drwiąco. – Gdyby patrzeć na średnią wieku na tej sali, można by przypuszczać, że siedzą tu sami geniusze.
Zanim usiadła, zdążyła zauważyć, że przystojny brunet parsknął śmiechem. Miała wrażenie, że był jedynym, który zrozumiał jej uszczypliwą uwagę. Chociaż nie. Szeryf spojrzał na nią z życzliwym uśmiechem i pokręcił z rozbawieniem głową. Pozostali siedzieli nieporuszeni. Po twarzy burmistrza przemknął ślad inteligencji, ale była to zaledwie chwila. Popatrzył na nią tępo, a następnie zwrócił się do poplecznika w tużurku z pytaniem:
- Na czym skończyliśmy?
- Na niczym – wyręczył go lekko zdenerwowany Adam. – Jako burmistrz nie masz sensownych propozycji, a pomysły innych lekceważysz.
I znowu się zaczęło. Pan w tużurku tak się nadął, że guziki mogły nie przetrzymać tej próby naporu ciała na materię. Policzki burmistrza nabiegły krwią. Wiele osób zerwało się z miejsca. Zrobiło się potworne zamieszanie, a ponieważ pastor, dysponujący przydatnym przy takich okazjach dzwonkiem, wyszedł już jakiś czas temu, nie było szansy na zaprowadzenie porządku.
- Chodźmy – powiedziała Charlotte, nachylając się do ucha Mary. – To nie ma sensu.
- Najmniejszego – poparła ją dziewczyna i obie skierowały do wyjścia.
Miejsca w ostatnim rzędzie okazały się być praktyczne. Szybko i bez problemów znalazły się na zewnątrz, przez nikogo nie niepokojone.
- Co za bałwan z tego burmistrza – nie wytrzymała Charlotte. – Wciąż się zastanawiam, kto na niego głosował.
- Pewnie ten w tużurku – podsunęła domyślnie Mary i obie parsknęły śmiechem.
Gdy się uspokoiły, dziewczyna zerknęła na swoją gospodynię z namysłem.
- Kim jest ten mężczyzna, który mówił o budowie szpitala? – zapytała z niewinną miną.
- To Adam Cartwright, najstarszy syn Bena, właściciela największego rancza w Nevadzie – Charlotte badawczo przyjrzała się idącej obok dziewczynie. – Przystojny, prawda?
- Bardzo – przyznała Mary z całą szczerością. – Ma niesamowity głos.
- Hmmm… Muszę cię zmartwić – Charlotte spojrzała przelotnie na dziewczynę i zajęła otwieraniem drzwi, bo właśnie dotarły do domu. – Jest zaręczony z Laurą Dayton – dokończyła, gdy weszły do środka.
Mary zamarła z jedną zdjętą rękawiczką w dłoni. Słowo „zaręczony” tak ją zaskoczyło, że nie wiedziała, jak ma się zachować i co powiedzieć. Powinna była przewidzieć, że TAKI mężczyzna nie będzie sam. Tymczasem wiadomość tak wytrąciła ją z równowagi, że opadła na krzesło, ze smutkiem wbijając wzrok w koronkową serwetkę leżącą na stole.

* * * * *


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:21, 06 Kwi 2014    Temat postu: Bez przyszłości

Nowe opowiadanie ,jak się cieszę.
Biedna Mary.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 17:38, 06 Kwi 2014    Temat postu:

Ja tez ciesze się na nowe opowiadanie Smile Czekam na więcej Smile
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:42, 06 Kwi 2014    Temat postu:

Mada wczoraj korciło mnie, żeby zagadać Cię o nowe opowiadanie bo mi sinusoida wędrowała w górę, ale myślę nie będę marudzić .... Laughing

"dość dziczy i niedomytych kowbojów."

Od razu pomyślałam, że Mary musi trafić na domytego Adama Surprised

"męski głos spowodował, że przeszedł ją dreszcz."

Mnie też przeszedł Embarassed

"- Przydałaby się biblioteka - w końcu Mary nie wytrzymała"

To już pewne jak w banku, że Adam będzie próbował z nią "porozmawiać" o bibliotece. Very Happy

Słowo "zaręczony" też mnie zmartwiło, ale... wierzę w inteligencję, upór i urodę Mary Very HappyVery Happy

Zadbałaś o szczegóły... niemal czułam jak guziki odstrzeliwują z kumpla burmistrza pod naporem materii na materiał Laughing


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Śro 13:39, 09 Kwi 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:45, 06 Kwi 2014    Temat postu:

Mada właśnie przeczytałam pierwszy fragment Twojego nowego opowiadania i zapowiada się bardzo ciekawie. Mary bardzo mi się spodobała i przeczuwam, że przez Adama nacierpi się i to nie mało. Niepokoi mnie pojawienie się Laury - nic dobrego z tego nie może wyniknąć Confused

"Jej wzrok wyłapał szalenie przystojnego, ubranego na czarno bruneta, który odwrócił się w jej stronę, z nonszalancją opierając rękę na krześle. Na jego ustach błąkał się lekki uśmiech. Dziewczyna nabrała niezbitej pewności, że to właściciel tego niesamowitego głosu, który zrobił na niej takie wrażenie. "
- opis Adama bardzo trafiony Very Happy
Czekam na ciąg dalszy. Narracja świetna. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:43, 06 Kwi 2014    Temat postu:

zorina13 napisał:
Nowe opowiadanie ,jak się cieszę.

senszen napisał:
Ja tez cieszę się na nowe opowiadanie Smile

To i ja się cieszę. Very Happy

ADA napisał:
Czekam na ciąg dalszy.

Zapewniam Cię, że będzie. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
yenefer
Przyjaciel Cartwrightów



Dołączył: 23 Mar 2014
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:07, 06 Kwi 2014    Temat postu: Re: Bez przyszłości

Mada napisał:
Dochodzę do wniosku, że to forum i pisanie opowiadań podpada pod pewną formę uzależnienia. Muszę się z tym pogodzić. Co więcej - muszę z tym żyć. Laughing

Jestem zdecydowanie za - absolutnie nie leczyć, a nawet wspierać i pogłębiać Very Happy

Mada napisał:
Mary zdawała sobie sprawę z tego, że brat z pobłażaniem traktuje jej pomysł, dlatego postanowiła mu udowodnić, że się myli
Grunt to wsparcie ze strony rodziny Rolling Eyes i odpowiednia motywacja.

Mada napisał:
- Jeśli rzeczywiście nasze miasto ma się rozwijać, czas pomyśleć o wybudowaniu szpitala – powiedział mężczyzna, którego Mary nie widziała, bo siedział z przodu, ale jego głęboki, męski głos spowodował, że przeszedł ją dreszcz.

Na bank Adam! Poznaję po dreszczach... Embarassed i rozsądnym myśleniu.

Mada napisał:
Jej wzrok wyłapał szalenie przystojnego, ubranego na czarno bruneta, który odwrócił się w jej stronę, z nonszalancją opierając rękę na krześle. Na jego ustach błąkał się lekki uśmiech.

Dla takiego widoku, a przede wszystkim dla tego uśmiechu warto nawet zadrzeć z burmistrzem, licząc oczywiście po cichu na pomoc przystojnego bruneta z pierwszych rzędów.

Mada napisał:
- Panno Lewis – burmistrz przybrał dobrotliwy wyraz twarzy – jest pani zbyt młoda, aby wiedzieć, co jest dobre dla Virginia City.
- Och, zapewne – powiedziała drwiąco. – Gdyby patrzeć na średnią wieku na tej sali, można by przypuszczać, że siedzą tu sami geniusze.

Ładna, mądra i jeszcze wygadana. Na pewno przykuła uwagę Adama na dłużej niż nudne zebranie...

Mada napisał:
Po twarzy burmistrza przemknął ślad inteligencji, ale była to zaledwie chwila.

Trafiło się ślepej kurze ziarno... cóż, zdarza się.

Mada napisał:
Muszę cię zmartwić(...) Jest zaręczony z Laurą Dayton
Też się zmartwiłam... i zdenerwowałam... znowu Laura Rolling Eyes brrr...

Zapowiada się bardzo interesująco. Ciekawi, bardzo charakterystyczni bohaterowie. Jeszcze trzyma mnie zdziwienie na wspomnienie o burmistrzu. Jak mu się udało dopaść ten stołek u licha? Pewnie Cartwrightów akurat nie było w pobliżu... Oczywiście czekam na rozwinięcie wątku Mary i Adama i szybkiego pozbycia się Laury, jeśli jest złą kobietą z poprzestawianą psychiką... Ach, jeszcze raz gorąco popieram i wspieram Twoje uzależnienie Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:58, 08 Kwi 2014    Temat postu:

* * * * *

Mary długo nie mogła zasnąć w nocy. Wciąż myślała o Adamie Cartwrighcie. Była zła na samą siebie, że informacja o jego zaręczynach tak ją poruszyła. Przecież wcale go nie znała! Z drugiej strony, był jedynym, który od pierwszego wejrzenia, a właściwie – usłyszenia – zrobił na niej takie piorunujące wrażenie. Wcześniej żaden z poznanych mężczyzn nie spowodował, że szybciej zabiło jej serce. Teraz ten, który od pierwszej chwili ją zauroczył, był zajęty. Wprawdzie ciotka Elizabeth mawiała, że zajęta to może być wygódka, a nie mężczyzna, ale Mary nie miała zamiaru przygotowywać się do szturmu na fortecę Adama Cartwrighta. On zresztą nie wyglądał na takiego, który lubi być zdobywany. Na pewno sam decydował, na co poluje i w jaki sposób. Tego typu myśli zajęły jej pół nocy i dopiero nad ranem zapadła w głęboki sen. Śnił się jej oczywiście zabójczo przystojny Adam. Spacerowała z nim nad pięknym jeziorem, którego wody mieniły się wszelkimi odcieniami niebieskiego – był tam, niczym na malarskiej palecie: lazurowy, szafirowy, chabrowy i kobaltowy. Mężczyzna nachylił się z zamiarem pocałowania jej i … w tym samym momencie się obudziła. Zawiedziona jęknęła w poduszkę i przyłożyła jej pięścią z całej siły.

* * * * *

Charlotte niezbyt dobrze się czuła, więc Mary sama poszła na zakupy. Wybierała właśnie co dojrzalsze morele na placek, gdy do sklepu weszła ładna blondynka w cytrynowej sukni. Mary nie poświęciłaby jej zbytniej uwagi, gdyby nie słowa właściciela sklepu, który z uśmiechem na twarzy powiedział do przybyłej:
- Czym mogę służyć, pani Dayton?
Mary zamarła na sekundę z ręką na mięciutkiej moreli, po czym wyprostowała i uważnie przyjrzała się kobiecie, z którą zaręczył się Adam Cartwright. Musiała przyznać, że Laura była atrakcyjna i mogła podobać się mężczyznom.
- Potrzebuję cukru – odpowiedziała tak afektowanym głosikiem, że Mary uniosła ze zdziwieniem brwi.
- Już służę – zakręcił się uczynny sklepikarz. – Ma być biały czy brązowy?
- Ach, sama nie wiem – Laura zatrzepotała rzęsami. – Doprawdy, muszę pomyśleć – powiedziała, po czym poprawiła ułożenie loków na swoich ramionach. – Niech będzie brązowy – odpowiedziała po chwili.
Sklepikarz zajął się nasypywaniem cukru, przedtem upewniwszy się, ile ma zważyć. Laura wyciągnęła rękę po woreczek, ale zaraz ją cofnęła.
- A właściwie, to wolałabym biały – powiedziała.
- Służę – sklepikarz zaczynał objawiać pierwsze oznaki irytacji.
- To taki trudny wybór – usprawiedliwiała się Laura. – Gdybym miała wybierać kapelusz lub nową suknię, byłoby znacznie gorzej - zalotnie przechyliła głowę i spojrzała spod rzęs na mężczyznę, który momentalnie odzyskał dobry humor.
Mary patrzyła na tę scenę z niesmakiem. Nie tolerowała głupoty w żadnej postaci, a Laura została nią obdarzona w nadmiarze. Nie sądziła, że taki mężczyzna jak Adam Cartwright gustuje w takich pustych lalkach, ale widocznie się pomyliła. Tak naprawdę wcale go nie znała… Jego akcje zaczęły spadać… Mary ceniła dowcip i inteligencję u mężczyzn. Jej brat był kongresmenem, w ich domu zazwyczaj gościli wykształceni i oczytani ludzie, niestety najczęściej potrafili rozmawiać jedynie o polityce, a to ją szybko nudziło. Ponadto byli w wieku, który nie leżał w kręgu jej zainteresowań. Nie gustowała w panach, do których z powodzeniem mogłaby mówić „tato”.
Zrobiła sprawunki, zapłaciła i skierowała do wyjścia. Tuż za progiem zderzyła się z jakimś mężczyzną, w wyniku czego morele wylądowały na ziemi i oboje zajęli się ich zbieraniem. Nieznajomy był wysoki i przystojny. Jego ciemne blond włosy układały się pięknymi falami, a niebieskie oczy przyglądały się jej z nieskrywanym zainteresowaniem.
- Bardzo panią przepraszam – powiedział skruszony, wręczając jej kolejne owoce.
- To moja wina – przyznała. – Patrzyłam … - urwała speszona, bo za skarby świata nie przyznałaby się nikomu, na co patrzyła, a właściwie na kogo. Otóż, po drugiej stronie ulicy w powozie siedziała Laura Dayton, a Adam Cartwright wkładał do bryczki pakunki. Zagapiła się na niego i nie zauważyła innego przystojniaka.
- Nazywam się Ethan Greenwood – mężczyzna szybko zdjął kapelusz, nie odrywając od niej zachwyconych oczu.
- Mary Lewis – przedstawiła się, zupełnie niespeszona intensywnością jego spojrzenia. – Muszę już iść – zgrabnie go wyminęła, z zamiarem szybkiego udania się do domu.
- Chętnie cię odprowadzę, Mary… – Ethan wyjął z jej rąk paczkę z zakupami i uśmiechnął zachęcająco.
Mary spojrzała w jego oczy i pomyślała, że spacer do domu nie oznacza jeszcze zaręczyn. Powinna nawiązywać nowe znajomości, poznawać interesujących ludzi. Przynajmniej będzie miała o czym opowiadać po powrocie do Waszyngtonu. Idąc w towarzystwie Ethana, ani przez chwilę się nie nudziła. Dowiedziała się, że jest prawnikiem, chce coś w życiu osiągnąć, marzy o własnej kancelarii – najlepiej w jakimś większym mieście. Był zachwycony, że ma tak wdzięczną słuchaczkę, która zadaje mu inteligentne pytania i dopytuje o różne szczegóły. Mary, zajęta gadatliwym Ethanem, nie zauważyła, że z drugiej strony ulicy ktoś się jej badawczo przygląda. Gdyby się obejrzała choć raz, zobaczyłaby Adama Cartwrighta, który odprowadzał ją wzrokiem, dopóki nie zniknęła z jego pola widzenia.

* * * * *

Adam odwiózł Laurę do domu i szybko się pożegnał. W drodze narzeczona odpowiadała mu o nowej sukni, którą szyje jej pani Clemens. Adam słuchał jednym uchem, pomrukując od czasu do czasu i tym samym sprawiając wrażenie uważnego słuchacza, pełnego zrozumienia dla falbanek i ozdobnych ściegów. Laura trajkotała bez przerwy, a on – zupełnie bezwiednie – myślał o Mary Lewis. O tym, że w Virginia City jest nowa nauczycielka, dowiedział się od Roya, który wiedział wszystko o wszystkich. Widział ją kilka razy z daleka, ale nie miał okazji się przedstawić. Na zebraniu mieszkańców przekonał się, że dziewczyna potrafi sobie poradzić nawet z głupotą burmistrza, a jej błyskotliwą uwagę na temat geniuszy w tym mieście, postanowił przechować we wdzięcznej pamięci. Planował podejść do niej po zebraniu i nawiązać do pomysłu z biblioteką, ale prawdopodobnie panna Lewis wyszła wcześniej, bo nigdzie nie mógł jej znaleźć. Dziś, gdy zobaczył ją w towarzystwie Ethana Greenwooda, poczuł niezadowolenie. Właściwie nic nie miał do zarzucenia temu młodemu prawnikowi, ale jego osoba w połączeniu z Mary Lewis jakoś go gniewała. A to, że dziewczyna z takim zainteresowaniem go słuchała, popsuło Adamowi humor na resztę dnia.
- Gdzie byłeś tyle czasu? – zaatakował go od progu niezadowolony Ben. – Pięć razy można było pojechać i wrócić.
- Założę się, że Laura zaprzęgła go do pomocy w robieniu zakupów – Joe zręcznie uchylił się przed kapeluszem, którym rzucił w niego Adam.
- Tu są kwity – Adam wyciągnął w kierunku Bena plik papierów, które przywiózł z banku. – Od jutra sam załatwiaj wszelkie bankowe sprawy, na pewno zrobisz to lepiej i szybciej – odciął się najstarszy syn, podniósł kapelusz i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Ben zaniemówił, ze zdumieniem patrząc na drzwi, za którymi zniknął Adam. Zdawał sobie sprawę, że nieraz narzekał i gderał, wszak musiał dbać o ojcowski autorytet. Bywało, że się ostro ścierali, ale nigdy dotąd jego syn nie zachowywał się jak obrażony książę.
- Nudzi się z Laurą – zawyrokował Joe, kiwając ze zrozumieniem głową.
- Co ty opowiadasz? – zdziwił się Ben. – Przecież to miła, ładna dziewczyna. Był taki zadowolony, gdy się z nią zaręczył.
- Przez pierwsze trzy dni, później mu przeszło – wyjaśnił rzeczowo Joe.
- Trzy dni? – zdębiał Ben.
Joe kiwnął głową, sięgnął po jabłko, zatopił w nim zęby i machinalnie położył nogi na stole. To od razu wyrwało Bena z zadumy.
- Joseph, nogi ze stołu! – ryknął, aż zatrzęsła się powała. Ryk nie zagłuszył jednak jego niepokoju o Adama. Jeśli coś się działo, powinien był to zauważyć. Myślał, że jego pierworodny nareszcie znalazł szczęście u boku kobiety, która w niedługim czasie miała zostać jego żoną. Ale jeśli tak nie było? Musiał koniecznie z nim porozmawiać, ale… bez świadków. Do wieczora przygotuje sobie listę pytań i spróbuje coś z Adama wyciągnąć.

* * * * *

Adam dotarł na północne pastwisko w ekspresowym tempie. Wszystko go drażniło. Sport, który zarzucał łbem co jakiś czas, wiatr, który dął mu prosto w twarz i wreszcie chmury, które ni z tego ni z owego zaczęły się nagle gromadzić nad Ponderosą. Mimo groźby nadciągającego deszczu zaczął naprawiać ogrodzenie, które po raz trzeci zepsuło się w tym samym miejscu. Przybijał gwoździe z taką pasją, że postronny obserwator mógłby pomyśleć, że od tego, jak szybko je wbije, zależy jego życie. Do domu wrócił wieczorem - mokry i głodny. Miał nadzieję, że wszyscy położyli się już spać i nikt nie będzie go poniewierał marnymi dowcipami o jego narzeczeństwie z Laurą. Szybko się przebrał w suche ubrania i zjadł kolację zostawioną na stole przez zapobiegliwego Hop Singa, po czym usiadł przy kominku i zapatrzył w ogień. Nie usłyszał ani nie zobaczył Bena, który w szlafroku przyglądał mu się ze szczytu schodów. Drgnął, gdy Pa położył mu rękę na ramieniu.
- Coś cię trapi – Ben stwierdził z przekonaniem i usiadł naprzeciwko. – Męczysz się, a ja nie wiem, jak ci pomóc.
Adam spojrzał na niego zamyślonym wzrokiem, marszcząc brwi i opierając łokcie na kolanach.
- Chodzi o Laurę? – Ben postanowił skorzystać z podpowiedzi Joe w tym względzie.
- Tak – z westchnieniem przyznał Adam. – Popełniłem błąd i nie bardzo wiem, jak to odkręcić, żeby nikt nie ucierpiał.
- Nie kochasz Laury – stwierdził Ben, uśmiechając się smutno.
- Jest mi … bliska, przywiązałem się do Peggy, ale … masz rację, tak naprawdę nic do niej nie czuję – powiedział to nareszcie głośno i od razu poczuł się lepiej.
- Powinieneś… - Ben szukał odpowiednich słów, ale nic mądrego ani oryginalnego nie wymyślił. – Powinieneś jej o tym powiedzieć.
- Wiem – Adam pokręcił z rezygnacją głową. – Tylko jak to zrobić? Jak powiedzieć kobiecie, która od miesięcy mówi o sukni ślubnej, że się pomyliłem, że życzliwość potraktowałem jako namiastkę płomiennego uczucia?
- To nie będzie łatwe – przyznał Ben. – Zranisz ją i będziesz miał wyrzuty sumienia.
- Nie pocieszaj mnie aż tak bardzo – zdobył się na ironię Adam. – Czeka mnie nielicha przeprawa.
- Gehenna – sprostował Ben. – Ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć – zaznaczył, kładąc rękę na ramieniu syna.

* * * * *


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:04, 08 Kwi 2014    Temat postu: Bez przyszłości

Adam zaczął rozumieć ,że nie pasuje do Laury.
Niepokoi mnie Etan ,który kręci się koło Mary.
I kiedy Adam wreszcie spotka się z nią ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 19:11, 08 Kwi 2014    Temat postu:

Laura jest wyjątkowo niezdecydowana, nie miała problemu z określeniem ilości cukru? Dobrze, że sklep nie był bardzo dobrze wyposażony. Rolling Eyes

W mieście jest młody przystojny, inteligentny prawnik, zainteresowany od pierwszej chwili Mary Smile Mam nadzieję, że nie okaże się ostatecznie ciemnym charakterem Smile

Bardzo przyjemny fragment, dobrze się czytało i czekam na więcej Smile

Szkoda, że niestety na morele trzeba u nas jeszcze poczekać Wink
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:21, 08 Kwi 2014    Temat postu:

"Na pewno sam decydował, na co poluje i w jaki sposób. "

Zadrżałam Very Happy

"Mężczyzna nachylił się z zamiarem pocałowania jej i … w tym samym momencie się obudziła. Zawiedziona jęknęła w poduszkę i przyłożyła jej pięścią z całej siły."

Gdybym miała pod ręką poduszkę...też bym walnęła solidarnie z Mary Mad

" Nie sądziła, że taki mężczyzna jak Adam Cartwright gustuje w takich pustych lalkach, ale widocznie się pomyliła. Tak naprawdę wcale go nie znała… Jego akcje zaczęły spadać… Mary ceniła dowcip i inteligencję u mężczyzn. "

Nie gustuje !!! Mary daj mu szansę Very Happy

Ethan Greenwood brzmi interesująco i fajnie... czuję, że będzie godnym przeciwnikiem Adama Very Happy

"Gdyby się obejrzała choć raz, zobaczyłaby Adama Cartwrighta, który odprowadzał ją wzrokiem, dopóki nie zniknęła z jego pola widzenia. "

...I zadrżałaby jak nic Very Happy

"Adam dotarł na północne pastwisko w ekspresowym tempie. Wszystko go drażniło. Sport, który zarzucał łbem co jakiś czas, wiatr, który dął mu prosto w twarz i wreszcie chmury, które ni z tego ni z owego zaczęły się nagle gromadzić nad Ponderosą. Mimo groźby nadciągającego deszczu zaczął naprawiać ogrodzenie, które po raz trzeci zepsuło się w tym samym miejscu. Przybijał gwoździe z taką pasją, że postronny obserwator mógłby pomyśleć, że od tego, jak szybko je wbije, zależy jego życie. Do domu wrócił wieczorem - mokry i głodny. "

Piękny fragment Very Happy nawet odrobinkę mi szkoda Adasia... ale tylko odrobinkę.

Fragment dopieszczony, przemyślany i dopracowany w każdym zdaniu, że "w mordę jeża" Exclamation


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:34, 08 Kwi 2014    Temat postu:

Z tego co widać, to Adam będzie miał konkurencję.
Tak ładnie napisałaś:
" On zresztą nie wyglądał na takiego, który lubi być zdobywany. Na pewno sam decydował, na co poluje i w jaki sposób."
Bardzo spodobał mi się ten fragment. Świetnie określiłaś charakter Adama. Mary podoba mi się coraz bardziej i trzymam za nią kciuki. Dobrze, że Adam zdecydował się wyznać Benowi prawdę o swoim "uczuciu" do Laury, ale czy starczy mu odwagi i sposobności, żeby to powiedzieć narzeczonej?
Mada Twoje opowiadania wciąga i zakończę tradycyjnie: czekam na ciąg dalszy Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:38, 08 Kwi 2014    Temat postu:

zorina13 napisał:
I kiedy Adam wreszcie spotka się z nią ?

Oko w oko? Już niedługo. Cierpliwości. Cool

senszen napisał:
Laura nie miała problemu z określeniem ilości cukru?

Widocznie tę kwestię miała już przemyślaną. Wink

Aga napisał:
nawet odrobinkę mi szkoda Adasia... ale tylko odrobinkę.

Współczucie? Nie spodziewałam się. Laughing

ADA napisał:
zakończę tradycyjnie: czekam na ciąg dalszy

To ja tradycyjnie odpowiem: Ciąg dalszy nastąpi.Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Neth P
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 11 Sty 2014
Posty: 820
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:45, 09 Kwi 2014    Temat postu:

To super Smile kocham Twoje opowiadania.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:18, 09 Kwi 2014    Temat postu:

Bratnia dusza czy miłość od pierwszego w tym wypadku usłyszenia. Mary i Adam.
Laurę przegonić na cztery wiatry, a Ethan nie ma szans z naszym Adamem, więc nie stanowi dla niego żadnej konkurencji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 15, 16, 17  Następny
Strona 1 z 17

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin