Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Marzenia i rzeczywistość
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 47, 48, 49  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:57, 24 Kwi 2015    Temat postu:

Aga napisał:
Aczkolwiek przewidujesz chyba Mada w ich związku jakieś zawirowania uczuciowe?

Możliwe, że w ich związku będą same zawirowania. Neutral


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:00, 24 Kwi 2015    Temat postu:

Wierzę, że będą również pozytywne akcenty.

Próba odbudowania/budowania zawsze to szansa na pozytywne relacje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:01, 24 Kwi 2015    Temat postu:

Aga, Twoja wiara jest budująca. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:10, 24 Kwi 2015    Temat postu:

Nie wiem dlaczego, ale ta para bardzo mi się podoba. Można ich nazwać niedojrzałymi ludźmi, ale można naszpikowanymi całym gejzerem uczuć tylko zagubionymi w rozpoznaniu. Wiele dziewcząt czekało na księcia na białym rumaku z różą w zębach, a dostało giermka z mięśniem piwnym z dziurą w zębie.....Buzują w nich uczucia i wierzę, że dziecko zmusi ich do częstych wizyt, które mam nadzieję, będą próbą rozwiązywania konfliktów. Jak to się skończy inna inszość, ale bardzo ciekawie i interesująco stworzyłaś ich jako specyficzną parę małżeńską.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:13, 24 Kwi 2015    Temat postu:

Aga, pochlebiasz mi. Embarassed Dziękuję.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:23, 24 Kwi 2015    Temat postu:

Raczej piszę prawdę. Już dawno zauważyłam, że dobrze wychodzą Ci:
-faceci w grupie tzn. różnorako potrafisz opisać np.: braci, przyjaciół nadając im specyficzne cechy charakteru i wyglądu jak np.: w przypadku braci Melisy
-skomplikowane uczuciowo pary, jak w początkowej fazie Dan i Elizabeth czy teraz Joe i Nanette.

Robisz to pieczołowicie i dokładnie.
A miałaś zabrać Nanette z Virginia i nie rozwijać jej wątku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:29, 24 Kwi 2015    Temat postu:

Aga napisał:
A miałaś zabrać Nanette z Virginia i nie rozwijać jej wątku.

Pierwsze słyszę. Shocked Nigdy czegoś takiego nie pisałam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:33, 24 Kwi 2015    Temat postu:

W poprzednim opowiadaniu brat miał zabrać Nanette do domu i z tego co pamiętam nie miało być dalszej części z Nanette? A może z Arthurem? Znowu coś pokićkałam?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:38, 24 Kwi 2015    Temat postu:

To Arthur miał zabrać Nanette do Chicago i więcej się nie pojawić. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:41, 24 Kwi 2015    Temat postu:

Chyba sobie wygdybałam, że oboje znikną z horyzontu...na szczęście moja kurza pamięć nie ma wpływu na Twoje pisanie....aczkolwiekk -marudzenie -mam nadzieję, że tak

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:02, 24 Kwi 2015    Temat postu:

Kolejny odcinek, który wstawiam bez marudzenia. Wink

* * * * *

1865 – cz. II.

Trzy miesiące później
Koniec września zapowiadał się optymistycznie. Wciąż było ciepło, słonecznie i sucho. Cartwrightowie postanowili wykorzystać łaskawość pogody i zorganizować piknik nad jeziorem. Koce rozłożono w odpowiedniej odległości od wody, aby dzieci nie miały do niej natychmiastowego dostępu. Obecnie dziatwa nie interesowała się mokrymi brzegami Tahoe, gdyż znalazła ciekawszy obiekt do obserwacji. Siedmioro pociech w przeróżnym wieku stało w nabożnym skupieniu, niemal stykając się czołami. Pięcioletnia Susan patrzyła z zainteresowaniem odkrywcy, jej niespełna czteroletni braciszek Andrew z przejęciem, mała Maria wstrzymywała oddech. Dzieci Hossa – Katie i Luke - pootwierały usta, JD wydął policzki i wypuszczał z prychnięciem powietrze tak gwałtownie, że loki nad czołem rytmicznie falowały. Dwuletni Chris – synek Arthura i Holly Montgomerych, którzy od trzech dni bawili w Ponderosie, przekrzywił zabawnie głowę, starając się więcej dojrzeć.
- Nie rusza się – zawyrokował Luke.
- Cicho – upomniała go Susan. – Nie gadaj, to może znowu się pokaże.
- Ile tu będziemy stać? – wionęła szeptem Katie.
- Ciii … - uciszył ją Andrew, kładąc jednocześnie palec na ustach.
- Myślisz, że on nas słyszy? – zainteresowała się Maria, stojąca tuż obok.
- Raczej wyczuwa – sprostowała Susan.
- O! – jednocześnie wskazali palcem Chris i JD. – Wychodzi.
Rzeczywiście, ślimak, który poprzednio ukrył się w muszli, ostrożnie wysunął się ze swego domku i rozpoczął badanie podłoża dolnymi czułkami. Górne, dłuższe i giętkie wykręcał na wszystkie możliwe strony. Dzieci zamarły, przyglądając się poczynaniom stworzenia, które właśnie ukazało swą mięciutką stopę niemal w całej okazałości.
- Ślimak, ślimak, wystaw rogi, dam ci sera na pierogi – wyrecytował szybko Andrew, uśmiechając się do Marii.
- One jedzą ser? – zdumiał się Luke.
- Szkoda, że nie mamy przy sobie twarogu – zmartwiła się Katie.
- Jaki ser?! – prychnęła Susan. – Ten tutaj z pewnością woli grzyby.
- Skąd wiesz? – zainteresował się Luke.
- Tata mi mówił – z dumą odparła dziewczynka.
- Nasz tata wie wszystko – przytaknął zachwycony Andrew.
- Mój też – cichutko wtrąciła Maria.
- A nasz zna się na koniach lepiej od waszego – Katie pokazała język, zabawnie kręcąc głową.
Susan wzięła się pod boki, a w jej oczach błysnęła determinacja.
- Nasz tata jest od waszego starszy i mądrzejszy – rzuciła z triumfem.
- Właśnie – poparł ją Andrew.
Katie i Luke spojrzeli na siebie. Nie wiadomo, jakby się skończyła ta wymiana zdań, gdyby nagle do ich uszu nie doleciało pytanie:
- Co wy tu robicie? – to Billy zbliżył się do dzieciaków, trochę zaniepokojony ich bezruchem.
- Obserwujemy ślimaka – wyjaśniła Susan i wszyscy znowu skierowali swe oczy na mięczaka.
- Ma ładną muszlę – zauważył Billy.
- Żółtą – powiedziała Katie.
- Raczej morelową – poprawiła ją Susan. – Z czekoladowymi paskami.
- Mama ma ciasto czekoladowe w koszyku – przypomniał sobie Luke i runął w kierunku koca, na którym siedziała Lucy. Katie poszła jego śladem, podobnie jak Susan, JD i Chris. Billy niespiesznie ruszył za nimi. Też miał ochotę na ciasto, ale nie zamierzał lecieć z wrzaskiem jak jakiś trzylatek. Na miejscu zostało dwoje dzieci – Andrew i Maria.
- Podoba ci się? – zapytał synek Adama, przykucając obok dziewczynki i ruchem brody wskazując ślimaka.
- Jest milutki – przytaknęła Maria. – Ale musi mu być ciasno w takim malutkim domku.
- Ciasny, ale własny – popisał się Andrew usłyszaną niedawno frazą.
- Zostawimy go tutaj?
- Pewnie.
- Nie będzie mu smutno?
- Może znajdzie sobie panią ślimakową – uśmiechnął się Andrew.
- O, tak – Maria klasnęła w ręce.
Po chwili zgodnie się podnieśli i pobiegli w kierunku kolorowych koców. Dorośli porozkładali przywiezione wiktuały i toczyli przyjacielskie pogawędki. Kimberly, Lucy, Elizabeth, Holly i Nanette usiadły na dwóch kocach leżących w swoim sąsiedztwie. Na początku nakarmiły wszystkich zebranych, upomniały swoje pociechy, aby zachowywały się grzecznie, a następnie zajęły rozmową. Mogły sobie na to pozwolić, gdyż pani Dickens – gosposia Adama i Kimberly miała czuwać nad dziećmi. Billy z własnej inicjatywy postanowił jej pomóc. Tematów do rozmowy nie brakowało. Panie mówiły o pogodzie, dzieciach, najnowszej książce Balzaka, San Francisco, Chicago, malarstwie, a także pracowni słynnego na całym świecie projektanta damskiej odzieży Charlesa Wortha.* Lucy, która żywo interesowała się modą, miała w tym ostatnim temacie najwięcej do powiedzenia. Mówiła, ale też przy okazji obserwowała Nanette, która siedziała jakaś smutna i przygaszona. Było to o tyle dziwne, że zazwyczaj tryskała energią i lubiła żywe dyskusje. Właściwie od powrotu do Ponderosy z niespodzianką w postaci JD, Nanette zachowywała się inaczej. Na początku nie sprawiała wrażenia odmienionej. Z czasem Lucy zauważyła, że ta młoda kobieta czymś się martwi i gryzie. Nigdy nie były ze sobą w przyjacielskich relacjach, a żona Joe i teraz jakoś nie kwapiła się do zwierzeń. Lucy zerknęła na Kimberly i od razu wiedziała, że przyjaciółka też zauważyła dziwne zachowanie Nanette. Wymieniły się znaczącymi spojrzeniami. Elizabeth i Holly niczego nie zauważyły, bo obie co i rusz wyławiały wzrokiem swoje dzieci wśród bawiącego się drobiazgu. Zwłaszcza Holly, która nie znała zbyt dobrze pani Dickens, nie była do końca pewna jej kompetencji. Nanette siedziała zamyślona i dopiero po chwili poderwała głowę, jakby się przebudziła. Szybko skontrolowała sytuację i zobaczywszy, że JD świetnie się bawi, odetchnęła z ulgą. Lucy i Kimberly z uśmiechem przyglądały się biegającej dziatwie.
- Gdzie jest Toby? – w pewnej chwili zainteresowała się żona Hossa.
Wszystkie jak na komendę zaczęły badawczo się rozglądać.
- Billy – Kimberly przywołała chłopca ręką. – Widziałeś Toby’ego?
- Był jakiś czas z nami – powiedział zgodnie z prawdą. – Mówił, że zaraz wróci.
- A dokąd poszedł? – Lucy wciąż nerwowo się rozglądała.
- Chciał zrobić łódeczkę z kory.
Zanim Lucy zdążyła zaalarmować Hossa, ujrzała Toby’ego biegnącego ile sił w nogach.
- Tato! – krzyczał z daleka chłopiec.
Hoss i wszyscy pozostali odwrócili głowy. Panowie ruszyli w jego stronę zaniepokojeni strachem malującym się na twarzy Toby’ego. Chłopiec wpadł między mężczyzn i zaczął coś wyjaśniać ściszonym głosem. Dan, Adam i Joe natychmiast ruszyli w stronę, z której nadbiegł syn Hossa. Ben i Arthur podeszli do kobiet i tak, aby nie słyszały tego dzieci, wyjaśnili zaistniałą sytuację. Hoss stał i rozmawiał z Tobym, po chwili go przytulił. Panie zajęły się czym prędzej pakowaniem koszyków i składaniem koców. Rozczarowana dzieciarnia głośno protestowała przeciwko powrotowi do domu. Najmłodsi – JD i Chris głośno płakali, wyrażając tym swoje niezadowolenie z powodu przerwanej zabawy. Po chwili na miejscu pikniku pozostał tylko jeden pusty wóz. Czekał na tych, którzy poszli nad wodę.
Dan, Adam i Joe podeszli do brzegu, w miejscu wskazanym przez Toby’ego. W wodzie ktoś leżał, nie ruszał się. Nie widzieli jego twarzy, jedynie czarne, krótko obcięte włosy, koszulę w szaro-granatową kratę i ciemne spodnie. Dan wskoczył do wody z jednej strony, Joe z drugiej. Obaj wyciągnęli topielca na brzeg. Odwrócili go twarzą do słońca. Przyglądali mu się ze zmarszczonymi brwiami.
- To ktoś obcy – zawyrokował Dan.
- Przejezdny – poparł go Adam. – Trzeba będzie przepytać ludzi, może ktoś go widział.
- Jeśli był w mieście, z pewnością zajrzał do saloonu – zauważył Joe. – Hank powinien go zapamiętać.
- Zabieramy go – podjął decyzję szeryf, wskazując na denata. – Doktor Martin ma wrócić wieczorem, więc powie nam, co było przyczyną śmierci.
- Utonięcie? – rzucił szybko Joe.
- Może – Dan pokiwał głową.
- Nie sądzę – zaprzeczył Adam. – Jeśli nawet ten człowiek chciał popływać, to nie pływałby w butach. Poza tym woda jest już dosyć zimna.
- Sprawdzę jego kieszenie – powiedział szeryf i zaczął przeszukanie. – Dziwne – zauważył po chwili. – Nic nie ma, żadnego drobiazgu.
- Dziwne i podejrzane – zgodził się Adam.
Joe sprowadził wóz. Wspólnymi siłami załadowali ciało i zawieźli je do Virginia City. Okazało się, że nikt nie znał topielca. Hank – barman z Silver Dollar – też go nie rozpoznał, a miał wyjątkową pamięć do twarzy. Doktor Martin, który rzeczywiście wrócił wieczorem w towarzystwie żony, natychmiast rozpoczął badanie. Po godzinie Dan znał już diagnozę. Nieznany mężczyzna został ogłuszony ciosem w głowę, który okazał się dla niego śmiertelny. Następnie ciało wrzucono do wody. Szeryf nie lubił takich spraw. Ta zapowiadała się beznadziejnie, nie rokowała szans na rozwiązanie. Mimo to nie chciał się poddawać i zamierzał, jak zawsze, przeprowadzić drobiazgowe śledztwo.

* * * * *

Nanette stała przy oknie, mimo że wskazówki zegara już dawno obwieściły północ. Wpatrywała się w ciemność za oknem, jakby ta miała przynieść odpowiedzi na dręczące ją pytania. Od niespełna trzech miesięcy mieszkała w Ponderosie. Odkąd Joe dowiedział się o istnieniu ich syna, nie było mowy, aby została w Phoenix. Wprawdzie ciotka usiłowała ją odwieść od opuszczenia miasta, ale Nanette podjęła już decyzję w chwili, gdy zobaczyła męża i syna razem. Ich powitanie sprawiło, że ścisnęło jej się serce z żalu i wzruszenia. Wszyscy troje wrócili do Ponderosy. Nikt nie okazywał jej niechęci, nie czynił wyrzutów. JD od razu nawiązał dobry kontakt z bliźniętami Hossa. Można by przypuszczać, że wszystko wróciło do normy. Tak to pewnie wyglądało z boku. Prawda była jednak inna. Nanette sypiała w jednym pokoju z JD, a Joe w ich dawnej sypialni. Rozmawiali ze sobą, zajmowali się dzieckiem, wieczorem oboje siadywali przy dziecinnym łóżeczku, jadali wspólne posiłki i na tym kończyła się ich bliskość. Joe w żaden sposób nie zasygnalizował, że zależy mu na żonie jako kobiecie, a nie tylko matce jego dziecka. Traktował ją uprzejmie, ale nic poza tym. W takich chwilach jak ta – wypełnionych samotnością – Nanette dochodziła do wniosku, że zasłużyła sobie na oziębłość ze strony męża. Miała też wrażenie, że Joe tak naprawdę nigdy jej nie kochał, że połączyła ich wzajemna fascynacja, a ta, jak wiadomo, szybko mija. Postanowiła, że tym razem wytrwa, będzie cierpliwa. Cokolwiek się stanie, nie wyjedzie. Zaciśnie zęby, przeczeka, przyzwyczai się, może nawet trochę poświęci.
Następnego dnia razem z Benem wybrała się do Virginia City po zakupy. JD został w domu z dziećmi, pod opieką Lucy. Nanette wyszła ze sklepu pana Coasa i stanęła naprzeciwko witryny z damską konfekcją. Przyglądała się kapeluszom ozdobionym koronkami i kolorowymi piórkami. Zastanawiała się, czy nie wejść i nie przymierzyć tego, który znajdował się na wystawie – granatowego z białymi dodatkami. Odwróciła się i niechcący wytrąciła jakiejś kobiecie pakunki z rąk. Schyliła się po jeden z nich i przepraszająco uśmiechnęła do nieznajomej. Nigdy wcześniej jej nie widziała w tym mieście. Brunetka podziękowała i coś chciała powiedzieć, ale zrezygnowała i poszła dalej. Tymczasem do Nanette podeszła pani Ferguson, małżonka właściciela banku i zacisnęła palce na jej ramieniu. Na twarzy niewiasty malowało się święte oburzenie.
- Nie powinna pani rozmawiać z tą kobietą – powiedziała zgorszona.
- A o co chodzi? – zdziwiła się Nanette.
- Pani nic nie wie?
- O czym?
- Przecież to Maribel – wyznała ściszonym głosem.
- Nadal nic mi to nie mówi – przyznała. – Może mi pani wyjaśnić … - zaczęła, ale pani Ferguson jej przerwała.
- Proszę zapytać swego męża o powiązania z Maribel – poradziła. – Jestem pewna, że nie będzie wiedział, gdzie oczy podziać – pokiwała głową i z miną pełną samozadowolenia z dobrze spełnionego obowiązku szybko się oddaliła w kierunku swego domu.
Nanette stała jak ogłuszona. W pierwszej chwili nie dostrzegła, że Ben pojawił się obok i coś do niej mówi. Pytał, czy już załatwiła wszystkie sprawunki. Kiwnęła głową, zapominając o tym, że chciała przymierzyć kapelusz. Gdy mijali saloon, zobaczyła Maribel. Brunetka stała wdzięcznie oparta o drzwiczki i rozmawiała z jakimś kowbojem. Po chwili oboje, obejmując się, weszli do środka.
W drodze powrotnej Nanette miała sporo czasu, żeby wszystko przemyśleć. Słowa pani Ferguson wryły się w jej pamięć. Zaczynała doskonale rozumieć ich sens. Zrobiło się jej gorąco, gdy pojęła, że Joe odwiedzał Maribel, gdy ona mieszkała w Phoenix. Być może nadal do niej chodzi... To by wyjaśniało, dlaczego nie jest zainteresowany wdziękami żony.
- Dobrze się czujesz? – zagadnął Ben znudzony jednostronną konwersacją.
- Trochę boli mnie głowa, nic wielkiego – przyznała z wymuszonym uśmiechem.
- Powinnaś się położyć, jak dojedziemy do domu.
- Tak zrobię – obiecała.
Dzieci były na zewnątrz, biegały wokół domu, okropnie hałasując. Opadły dziadka, gdy tylko się pojawił. Zadowolony Bingo kręcił się wokół wszystkich, nie wiedząc już, kogo ma lizać ze szczęścia.
- Dziadku, dziadku – dzieciaki zaskandowały niemal jednym głosem. – Chcemy zobaczyć świnki.
- Dajcie dziadkowi odetchnąć – upomniała Lucy. – Przecież dopiero wrócił z miasta.
- Jesteś zmęczony, dziadku? – Katie wlepiła w niego swe błękitne oczy.
- Ani trochę – zapewnił Ben. – Idziemy oglądać świnki.
- Hura! – wrzasnęły dzieci i w podskokach ruszyły w kierunku budynku, który stał nieco dalej niż inne.
Nanette popatrzyła chwilę na JD, a następnie spojrzała na Lucy, która również odprowadzała wzrokiem brykającą gromadkę. Głębokie westchnięcie żony Joe spowodowało, że Lucy oderwała się od sielankowego obrazka.
- Lucy, powiedz mi, proszę … - zaczęła Nanette. – Co byś zrobiła, gdybyś się dowiedziała, że Hoss cię zdradza?
- Hoss? – zaśmiała się perliście Lucy.
- Wiem, wiem – szybko zapewniła. – Ale gdyby …?
- Nie uwierzyłabym, po prostu – przyznała beztrosko.
- No tak – Nanette pokiwała głową, myśląc, że wybrała niewłaściwą osobę do tego typu rozmowy. Hoss z pewnością był wierny Lucy. Uśmiechnęła się jakoś smętnie i weszła do domu.
- A dlaczego pytasz? – zainteresowała się.
- Nieważne – Nanette machnęła ręką i zaczęła wstępować na schody.
Lucy zmarszczyła brwi. Coś musiało się zdarzyć. Inaczej Nanette nie zaczęłaby tej dziwnej rozmowy. Wiedziała, że tak naprawdę w tym wszystkim nie chodziło o Hossa i o nią. Szybko pokonała stopnie. Drzwi do pokoju zastała zamknięte. Zapukała pełna złych przeczuć. Po dłuższej chwili Nanette jej otworzyła, ale nie wpuściła do środka.
- Wszystko w porządku? – zapytała.
- Boli mnie głowa – powiedziała niewyraźnie. – Chcę się położyć.
Nanette zamknęła drzwi, zanim Lucy zdołała zareagować. Wiedziała jedno. Oczy Nanette były zaczerwienione i na pewno nie miało to nic wspólnego z bólem głowy. Po godzinie Hoss i Joe wrócili na obiad. Joseph wziął na barana JD i dom wypełnił się ich śmiechem. Lucy odczekała, aż zabawa się skończy i szepnęła szwagrowi coś na ucho. Joe zrobił zdziwioną minę, ale nic nie powiedział. Poszedł na górę. Zastukał i przekręcił klamkę, natrafiając na opór. Drzwi były zamknięte.
- Nanette, otwórz – zażądał. – To ja.
Odpowiedziała mu cisza.
- Przecież wiem, że tam jesteś – stwierdził stanowczym tonem.
Nie dobiegł go żaden dźwięk.
- Nanette! – uderzył otwartą dłonią w drzwi.
Tym razem usłyszał delikatny szelest. Czekał z bijącym sercem. Coś było nie tak. Wiedział o tym, czuł to. Po chwili drzwi się uchyliły. Chciał wejść, ale żona zagrodziła mu drogę.
- Nie – powiedziała stanowczo.
- Dlaczego?
- Nie wejdziesz do tego pokoju, zanim nie odpowiesz mi na jedno pytanie.
Joe kiwnął głową, czując dziwną suchość w ustach.
- Jak długo spotykasz się z Maribel?
Cisza, która zapadła po tym pytaniu i rumieniec na twarzy męża wystarczyły jej za odpowiedź. Zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Szczęk zasuwki spowodował, że drgnął zaskoczony. Oparł się plecami o drzwi i przymknął oczy. Wiedział, że TO się wyda. Właściwie powinien odczuwać ulgę. Tymczasem czuł się naprawdę podle. Jego małżeństwo znów wisiało na włosku.

……………………………

*Charles Worth - angielski projektant mody damskiej, działający we Francji. W 1858 otworzył pierwszy dom mody Worth et Bobergh w Paryżu przy Rue de la Paix 7 i natychmiast odniósł wielki sukces. Jego kreacje szyte z drogich, ale lekkich materiałów, ozdabiane wzorami kwiatów i cekinami przyciągnęły elegancką publiczność i wkrótce stał się on nadwornym projektantem francuskiej cesarzowej Eugenii i cesarzowej Elżbiety Austriaczki zwanej "Sisi". Worth był pod każdym względem prekursorem - m.in. wprowadził system sprzedaży wykrojów zagranicznym wykonawcom, a na wszystkich strojach kazał naszywać autorskie logo.
…………………………


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 7:29, 25 Kwi 2015    Temat postu: Marzenia i rzeczywistość

Ciekawa sprawa z tym facetem w rzece.
Kim był i komu się naraził ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Camila
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 8:18, 25 Kwi 2015    Temat postu:

Jak zawsze znajdzie się ktoś uczynny, by o czymś powiedzieć a Joe mógł sam się przyznać.
A nie, że Nanette w taki sposób się dowiaduje


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:39, 25 Kwi 2015    Temat postu:

Mada napisał:
Siedmioro pociech w przeróżnym wieku stało w nabożnym skupieniu, niemal stykając się czołami. Pięcioletnia Susan patrzyła z zainteresowaniem odkrywcy, jej niespełna czteroletni braciszek Andrew z przejęciem, mała Maria wstrzymywała oddech. Dzieci Hossa – Katie i Luke - pootwierały usta, JD wydął policzki i wypuszczał z prychnięciem powietrze tak gwałtownie, że loki nad czołem rytmicznie falowały. Dwuletni Chris – synek Arthura i Holly Montgomerych, którzy od trzech dni bawili w Ponderosie, przekrzywił zabawnie głowę, starając się więcej dojrzeć.

O matko, toż to niemal domowe przedszkole
….piknik rodzinny to niezła wyprawa
Mada napisał:
- Nie rusza się – zawyrokował Luke.
- Cicho – upomniała go Susan. – Nie gadaj, to może znowu się pokaże.
- Ile tu będziemy stać? – wionęła szeptem Katie.
- Ciii … - uciszył ją Andrew, kładąc jednocześnie palec na ustach.
- Myślisz, że on nas słyszy? – zainteresowała się Maria, stojąca tuż obok.
- Raczej wyczuwa – sprostowała Susan.
(…)
- Jaki ser?! – prychnęła Susan. – Ten tutaj z pewnością woli grzyby.
- Skąd wiesz? – zainteresował się Luke.
- Tata mi mówił – z dumą odparła dziewczynka.
- Nasz tata wie wszystko – przytaknął zachwycony Andrew.
- Mój też – cichutko wtrąciła Maria.
- A nasz zna się na koniach lepiej od waszego – Katie pokazała język, zabawnie kręcąc głową.
Susan wzięła się pod boki, a w jej oczach błysnęła determinacja.
- Nasz tata jest od waszego starszy i mądrzejszy – rzuciła z triumfem.
- Właśnie – poparł ją Andrew.
Katie i Luke spojrzeli na siebie. Nie wiadomo, jakby się skończyła ta wymiana zdań, gdyby nagle do ich uszu nie doleciało pytanie:
- Co wy tu robicie? – to Billy zbliżył się do dzieciaków, trochę zaniepokojony ich bezruchem.

Urocza scenka. Dzieciaki z typowymi dla siebie cechami charakteru…. i zapatrzone w swoich rodziców.
Mada napisał:

Po chwili zgodnie się podnieśli i pobiegli w kierunku kolorowych koców. Dorośli porozkładali przywiezione wiktuały i toczyli przyjacielskie pogawędki. Kimberly, Lucy, Elizabeth, Holly i Nanette usiadły na dwóch kocach leżących w swoim sąsiedztwie.

Nanette jest w Ponderosie. Mam nadzieję, że głównie z własnej woli.
Mada napisał:

Lucy zerknęła na Kimberly i od razu wiedziała, że przyjaciółka też zauważyła dziwne zachowanie Nanette. Wymieniły się znaczącymi spojrzeniami. (…) Nanette siedziała zamyślona i dopiero po chwili poderwała głowę, jakby się przebudziła.

O matko. Nanette nieobecna nie wróży nic dobrego. Czyżby z małym Joe nie mogli znaleźć nici porozumienia?
Mada napisał:

- Gdzie jest Toby? – w pewnej chwili zainteresowała się żona Hossa.
Wszystkie jak na komendę zaczęły badawczo się rozglądać.
- Billy – Kimberly przywołała chłopca ręką. – Widziałeś Toby’ego?
- Był jakiś czas z nami – powiedział zgodnie z prawdą. – Mówił, że zaraz wróci.
- A dokąd poszedł? – Lucy wciąż nerwowo się rozglądała.
- Chciał zrobić łódeczkę z kory.

Oho, dziecko i łódeczka to kąpiel w jeziorze jak nic.
Mada napisał:
W wodzie ktoś leżał, nie ruszał się. Nie widzieli jego twarzy, jedynie czarne, krótko obcięte włosy, koszulę w szaro-granatową kratę i ciemne spodnie. Dan wskoczył do wody z jednej strony, Joe z drugiej. Obaj wyciągnęli topielca na brzeg. Odwrócili go twarzą do słońca. Przyglądali mu się ze zmarszczonymi brwiami.

Ładne znalezisko. Toby będzie miał koszmary. Ciekawe kto go ubił?
Mada napisał:
Szeryf nie lubił takich spraw. Ta zapowiadała się beznadziejnie, nie rokowała szans na rozwiązanie. Mimo to nie chciał się poddawać i zamierzał, jak zawsze, przeprowadzić drobiazgowe śledztwo.

Dan na pewno w końcu rozwiąże zagadkę. Wierzę w niego.
Mada napisał:
Nanette stała przy oknie, mimo że wskazówki zegara już dawno obwieściły północ. Wpatrywała się w ciemność za oknem, jakby ta miała przynieść odpowiedzi na dręczące ją pytania. Od niespełna trzech miesięcy mieszkała w Ponderosie. Odkąd Joe dowiedział się o istnieniu ich syna, nie było mowy, aby została w Phoenix. Wprawdzie ciotka usiłowała ją odwieść od opuszczenia miasta, ale Nanette podjęła już decyzję w chwili, gdy zobaczyła męża i syna razem. Ich powitanie sprawiło, że ścisnęło jej się serce z żalu i wzruszenia. Wszyscy troje wrócili do Ponderosy.

To tylko dowodzi, że Nanette kocha małego Joe i chce wypić piwo, którego nawarzyła.
Mada napisał:
Joe w żaden sposób nie zasygnalizował, że zależy mu na żonie jako kobiecie, a nie tylko matce jego dziecka. Traktował ją uprzejmie, ale nic poza tym. W takich chwilach jak ta – wypełnionych samotnością – Nanette dochodziła do wniosku, że zasłużyła sobie na oziębłość ze strony męża.

Czyli teraz Joe gra rolę skrzywdzonego dziecka. Rozumiem, że potrzebuje czasu, chce ukarać Nanette, ale sprowadził ją do domu, Nanette jest…może rozmowa wyjaśniająca na czym stoją, czego od siebie oczekują pomogłaby? Tylko dlaczego jej nie ma? Oszaleć można. Mad
Mada napisał:

- Proszę zapytać swego męża o powiązania z Maribel – poradziła. – Jestem pewna, że nie będzie wiedział, gdzie oczy podziać – pokiwała głową i z miną pełną samozadowolenia z dobrze spełnionego obowiązku szybko się oddaliła w kierunku swego domu.

Chyba powinno się palić na stosie za roznoszenie plotek.
Mada napisał:

- Jak długo spotykasz się z Maribel?
Cisza, która zapadła po tym pytaniu i rumieniec na twarzy męża wystarczyły jej za odpowiedź. Zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Szczęk zasuwki spowodował, że drgnął zaskoczony. Oparł się plecami o drzwi i przymknął oczy. Wiedział, że TO się wyda. Właściwie powinien odczuwać ulgę. Tymczasem czuł się naprawdę podle. Jego małżeństwo znów wisiało na włosku.

I co? To jasny znak, że małemu Joe też zależało na ułożeniu relacji z Nanette. Rozumiem go….miał prawo….Nanette jednak go nie zdradzała w , drugiej strony to Nanette opuszczała małego Joe…samonakręcająca się spirala zniszczenia
Tylko guzik z tego wszystko wyszło…. Czy mówiłam już, że zwariuję nim ten fanfic skończy się w udziałem tej pary? ….dodam jednej z ulubionych par, maksymalnie zwichrowanej uczuciowo.

Mada nie zawiodłam się. Wątek Nanette i Joe doprowadza mnie do białej gorączki.
Odcinek interesujący i wciągający. Wątek kryminalny w tle. Super!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:56, 25 Kwi 2015    Temat postu:

Cytat:
Cartwrightowie postanowili wykorzystać łaskawość pogody i zorganizować piknik nad jeziorem. Koce rozłożono w odpowiedniej odległości od wody, aby dzieci nie miały do niej natychmiastowego dostępu. Obecnie dziatwa nie interesowała się mokrymi brzegami Tahoe, gdyż znalazła ciekawszy obiekt do obserwacji.

Jak widać Cartwrightowie preferują teraz rodzinne pikniki … li i jedynie … z żonami i dziećmi. Pewien etap w ich życiu bazpowrotnie się skończył

Cytat:
Siedmioro pociech w przeróżnym wieku stało w nabożnym skupieniu, niemal stykając się czołami. Pięcioletnia Susan patrzyła z zainteresowaniem odkrywcy, jej niespełna czteroletni braciszek Andrew z przejęciem, mała Maria wstrzymywała oddech. Dzieci Hossa – Katie i Luke - pootwierały usta, JD wydął policzki i wypuszczał z prychnięciem powietrze tak gwałtownie, że loki nad czołem rytmicznie falowały. Dwuletni Chris – synek Arthura i Holly Montgomerych, którzy od trzech dni bawili w Ponderosie, przekrzywił zabawnie głowę, starając się więcej dojrzeć.

Sporo tych dzieci i bardzo są zajęte … jak to dzieci

Cytat:
Rzeczywiście, ślimak, który poprzednio ukrył się w muszli, ostrożnie wysunął się ze swego domku i rozpoczął badanie podłoża dolnymi czułkami. Górne, dłuższe i giętkie wykręcał na wszystkie możliwe strony. Dzieci zamarły, przyglądając się poczynaniom stworzenia, które właśnie ukazało swą mięciutką stopę niemal w całej okazałości.

No tak! Obserwacja ślimaka dostarcza tyle emocji!

Cytat:
- Tata mi mówił – z dumą odparła dziewczynka.
- Nasz tata wie wszystko – przytaknął zachwycony Andrew.
- Mój też – cichutko wtrąciła Maria.
- A nasz zna się na koniach lepiej od waszego – Katie pokazała język, zabawnie kręcąc głową.
Susan wzięła się pod boki, a w jej oczach błysnęła determinacja.
- Nasz tata jest od waszego starszy i mądrzejszy – rzuciła z triumfem.
- Właśnie – poparł ją Andrew.

Maleńka licytacja, który tata jest najlepszy …

Cytat:
Dan, Adam i Joe podeszli do brzegu, w miejscu wskazanym przez Toby’ego. W wodzie ktoś leżał, nie ruszał się. Nie widzieli jego twarzy, jedynie czarne, krótko obcięte włosy, koszulę w szaro-granatową kratę i ciemne spodnie. Dan wskoczył do wody z jednej strony, Joe z drugiej. Obaj wyciągnęli topielca na brzeg. Odwrócili go twarzą do słońca. Przyglądali mu się ze zmarszczonymi brwiami.
- To ktoś obcy – zawyrokował Dan.

Kolejna kryminalna sprawa. Szeryf będzie musiał przeprowadzić śledztwo

Cytat:
- Jeśli był w mieście, z pewnością zajrzał do saloonu – zauważył Joe. – Hank powinien go zapamiętać.

Jak widać saloon był niewyczerpaną skarbnicą wiadomości z Wirginia City i regionu

Cytat:
Okazało się, że nikt nie znał topielca. Hank – barman z Silver Dollar – też go nie rozpoznał, a miał wyjątkową pamięć do twarzy. Doktor Martin, który rzeczywiście wrócił wieczorem w towarzystwie żony, natychmiast rozpoczął badanie. Po godzinie Dan znał już diagnozę. Nieznany mężczyzna został ogłuszony ciosem w głowę, który okazał się dla niego śmiertelny. Następnie ciało wrzucono do wody.

To z pewnościa sprawa kryminalna! Nie dość, że faceta nikt nie znał, to jeszcze ogłuszono go i wrzucono do wody … jakiś powód musiał być … czyli … ktoś jednak go kojarzy

Cytat:
Nanette sypiała w jednym pokoju z JD, a Joe w ich dawnej sypialni. Rozmawiali ze sobą, zajmowali się dzieckiem, wieczorem oboje siadywali przy dziecinnym łóżeczku, jadali wspólne posiłki i na tym kończyła się ich bliskość. Joe w żaden sposób nie zasygnalizował, że zależy mu na żonie jako kobiecie, a nie tylko matce jego dziecka.

Czyli separacja jedynie od łóża, przy zachowanym wspólnym stole itd. … ciekawe

Cytat:
Traktował ją uprzejmie, ale nic poza tym. W takich chwilach jak ta – wypełnionych samotnością – Nanette dochodziła do wniosku, że zasłużyła sobie na oziębłość ze strony męża. Miała też wrażenie, że Joe tak naprawdę nigdy jej nie kochał, że połączyła ich wzajemna fascynacja, a ta, jak wiadomo, szybko mija. Postanowiła, że tym razem wytrwa, będzie cierpliwa. Cokolwiek się stanie, nie wyjedzie. Zaciśnie zęby, przeczeka, przyzwyczai się, może nawet trochę poświęci.

Cóż, jednak to ona opuściła dom … jeśli miała o coś pretensję do Joe, powinna mu o tym powiedzieć. Liczenie na to, że facet sam się domyśli o co żona ma żal jest … naiwnością

Cytat:
- Nie powinna pani rozmawiać z tą kobietą – powiedziała zgorszona.
- A o co chodzi? – zdziwiła się Nanette.
- Pani nic nie wie?
- O czym?
- Przecież to Maribel – wyznała ściszonym głosem.
- Nadal nic mi to nie mówi – przyznała. – Może mi pani wyjaśnić … - zaczęła, ale pani Ferguson jej przerwała.
- Proszę zapytać swego męża o powiązania z Maribel – poradziła. – Jestem pewna, że nie będzie wiedział, gdzie oczy podziać …

Ploteczki, ploteczki … wcześniej, czy później nie ta, to inna kumoszka i tak powiedziałaby Nanette o tym jak Joe ratował swoje zachwiane męskie ego

Cytat:
W drodze powrotnej Nanette miała sporo czasu, żeby wszystko przemyśleć. Słowa pani Ferguson wryły się w jej pamięć. Zaczynała doskonale rozumieć ich sens. Zrobiło się jej gorąco, gdy pojęła, że Joe odwiedzał Maribel, gdy ona mieszkała w Phoenix. Być może nadal do niej chodzi... To by wyjaśniało, dlaczego nie jest zainteresowany wdziękami żony.

Stanowczo, powinna z nim porozmawiać … czyli wyjaśnić sprawę u źródła. W końcu Joe jest osobą najlepiej zorientowaną w tym temacie. Przynajmniej powie jej, czy chodził tam by grywać w warcaby czy szukał pocieszenia

Cytat:
- Lucy, powiedz mi, proszę … - zaczęła Nanette. – Co byś zrobiła, gdybyś się dowiedziała, że Hoss cię zdradza?
- Hoss? – zaśmiała się perliście Lucy.
- Wiem, wiem – szybko zapewniła. – Ale gdyby …?
- Nie uwierzyłabym, po prostu – przyznała beztrosko.

I słusznie! To byłby absurd!

Cytat:
Joe zrobił zdziwioną minę, ale nic nie powiedział. Poszedł na górę. Zastukał i przekręcił klamkę, natrafiając na opór. Drzwi były zamknięte.
- Nanette, otwórz – zażądał. – To ja.

Istotnie. Po głosie by go nie poznała! Powinien jeszcze podać imię i nazwiskoPo rozmowie z kumoszką chyba nie jest mile widzianym gościem w jej sypialni

Cytat:
- Nie – powiedziała stanowczo.
- Dlaczego?
- Nie wejdziesz do tego pokoju, zanim nie odpowiesz mi na jedno pytanie.
Joe kiwnął głową, czując dziwną suchość w ustach.
- Jak długo spotykasz się z Maribel?
Cisza, która zapadła po tym pytaniu i rumieniec na twarzy męża wystarczyły jej za odpowiedź.

No to teraz Nanette ma pewność! Tyle, że powinna jeszcze z nim porozmawiać … w końcu to ona opuściła dom, nie Joe. Joe wracał

Cytat:
Zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Szczęk zasuwki spowodował, że drgnął zaskoczony. Oparł się plecami o drzwi i przymknął oczy. Wiedział, że TO się wyda. Właściwie powinien odczuwać ulgę. Tymczasem czuł się naprawdę podle. Jego małżeństwo znów wisiało na włosku.

Fakt. Wydało się … teraz będzie musiał sporo wyjaśniać…. A trzeba było zacząć pojednanie od szczerej rozmowy. Jednak oboje tutaj zawinili …

Bardzo ciekawie poprowadzony wątek obyczajowy, ta relacja między Nanette i Joe. Co z nimi będzie? Jak sobie poradzą z problemami? Czy ktoś im będzie musiał pomóc? Miłe opisy szczęśliwej, dużej rodziny (ze wstawką związku Joe i Nanette, który na razie nie jest zbyt szczęśliwy), fajne opisy bawiących się dzieci. Do tego intrygujący wątek kryminalny … kim jest zamordowany? Jaki był powód zabójstwa i dlaczego wrzucono go do jeziora akurat w miejscu należącym do Cartwrightów? Całość świetnie się czyta!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Sob 13:04, 25 Kwi 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 47, 48, 49  Następny
Strona 6 z 49

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin