Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Prawdziwy przyjaciel
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 22, 23, 24 ... 28, 29, 30  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:17, 12 Sie 2014    Temat postu:

* * * * *

Jak było do przewidzenia, pani Morton w ciągu 24 godzin opowiedziała wszystkim znajomym w Virginia City o tym, co widziała na ranczu Granta. Nie raczyła przyjąć do wiadomości tłumaczeń Roberta. Twierdziła z całą pewnością, że Marisol Lockwood źle się prowadzi, nie dba o reputację i swoim zachowaniem kusi porządnych mężczyzn. Pomówieniom nie było końca. Oburzenie wiekowej damy zataczało coraz szersze kręgi. Doszło do tego, że Marisol bała się wyjść z domu. Niczym zbieg przemykała się do gabinetu doktora Martina, modląc się w duchu, aby nie spotkać nikogo znajomego. Miała do pokonania krótki odcinek, gdy na jej drodze stanął Dylan Sewell – stały bywalec saloonu, znany z licznych bójek i prowokacji. Dziewczyna usiłowała go wyminąć, ale zagrodził jej drogę. Gdy wyciągnął w jej kierunku rękę, odsunęła się z obrzydzeniem.
- Proszę mnie nie dotykać – zażądała stanowczym głosem.
- Nie bój się, laleczko – powiedział, uśmiechając się obleśnie. – Nie jestem gorszy od Granta. Potrafiłbym ci dogodzić lepiej od niego.
Przysunął się niebezpiecznie blisko, usiłując ją objąć. Marisol zareagowała odruchowo, wymierzając kolanem cios w jego krocze. Mężczyzna z jękiem zgiął się wpół i opadł na kolana. Dziewczyna biegiem pokonała odległość i zatrzasnęła za sobą drzwi poczekalni. Oparła się plecami o ścianę i rozpłakała.

* * * * *

Doktor Martin zabronił Alison ruszać się z domu. To znaczy zalecił spacery po ogrodzie, ale zakazał podróżowania bryczką i jakimkolwiek innym pojazdem. Niepokoił go wygląd siostrzenicy i kołatanie serca, na które ostatnio zaczęła się uskarżać. W związku z tym Alison wysłała Adama do Marisol z poleceniem sprowadzenia jej do Ponderosy. Cartwright wywiązał się z zadania i kobiety od kwadransa siedziały przy kominku, racząc się aromatyczną herbatą i migdałowymi ciasteczkami. Marisol była blada i przygnębiona, zaś Alison miała rumieńce na twarzy.
- Wracam do Baltimore – powiedziała w końcu brunetka. – Wyjadę najbliższym dyliżansem.
- Uciekasz? – Alison wyraźnie posmutniała.
- A co mi pozostało? – spojrzała na nią z wyrzutem. – Wszyscy patrzą na mnie jak na trędowatą. Nic nie zrobiłam, a ludzie uważają mnie za … - nie dokończyła, oblewając się rumieńcem wstydu.
- Pani Morton ma używanie i stałą pożywkę do plotek – przyznała z niechęcią Alison.
- W Baltimore będę miała przynajmniej spokój – Marisol westchnęła z ulgą.
- Widzisz … - Alison spojrzała na nią niepewnie. – Tak się nieszczęśliwie składa, że brat pani Morton jest burmistrzem w Baltimore i ta jędza już zdążyła napisać do niego list.
- Co takiego? – Marisol niemal przestała oddychać.
- Pochwaliła się tym wyczynem przed panią Findley, a ta poinformowała o tym fakcie wszystkich zgromadzonych w sklepie pana Cassa. Hoss robił wtedy zakupy i przywiózł tę wiadomość dosłownie chwilę przed twoim przyjazdem.
Marisol zakryła twarz dłońmi. Jej reputacja legła w gruzach. W Baltimore nie miała czego szukać. Burmistrz znał się doskonale z dyrektorem szpitala, w którym pracowała. Pamiętała jego zwalistą sylwetkę i zapach drogich cygar, który wokół siebie roztaczał. Nieraz bywał w szpitalu, oprowadzany z dumą przez jej szefa. Teraz, gdy przywołała we wspomnieniach jego postać, dostrzegała nawet rys podobieństwa pomiędzy nim i panią Morton. Spojrzała z rozpaczą na Alison, która przyglądała się jej, pocierając palcami czoło.
- Jestem zgubiona – Marisol czuła, że brzmi to wyjątkowo melodramatycznie, ale w tej chwili właśnie tak się czuła.
- Nieprawda – zaprzeczyła koleżanka. – Nie dostrzegasz najprostszego rozwiązania.
- Widzisz jakieś wyjście z tej sytuacji? – zapytała zdumiona.
- Przyjmij propozycję Roberta. Jako jego żona przestaniesz być obiektem plotek.
- Mam go poślubić, żeby uciąć pomówienia ?
- Nie, masz go poślubić, bo go kochasz, a to jest doskonały powód, żeby wyjść za mąż – stwierdziła z całą stanowczością. – Nie wiem, dlaczego tak się bronisz przed tym uczuciem.
- Po prostu inaczej wyobrażałam sobie swoje życie – przyznała po chwili namysłu. – Widzę siebie w wielkim mieście, a nie na prowincji.
- Myślę, że Robert potrafiłby ci zrekompensować straty – uśmiechnęła się do niej porozumiewawczo.
- Nie jestem pewna, czy nadal chce się ze mną ożenić – Marisol westchnęła zrezygnowana.
- Chcę – niespodziewanie usłyszała głos Granta.
Stał w otwartych drzwiach i patrzył prosto w jej ciemne oczy. Na próżno szukała na jego twarzy uśmiechu. Tuż za nim przystanął Adam. Wracając ze stajni, natknął się na przyjaciela, który postanowił złożyć mu wizytę. Wchodząc, usłyszeli końcówkę rozmowy swych pań.
- W takim razie zgadzam się – Marisol przerwała przedłużającą się ciszę.
Alison odetchnęła z ulgą, Adam się uśmiechnął. Tylko Robert nie wykazał entuzjazmu. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.

* * * * *

Miesiąc później
Alison siedziała w salonie i czytała książkę. Czekała na Adama, który lada chwila miał wrócić z miasta. Tęskniła za nim zawsze, ilekroć oddalał się na kilka godzin. Miała wrażenie, że uzależniła się od jego obecności. Lubiła mu się przyglądać, gdy wykonywał prozaiczne czynności – zakładał kapelusz, zdejmował pas z bronią, dosiadał konia, trzymał filiżankę lub czytał książkę. Uwielbiała słuchać jego głosu, którego niepowtarzalny tembr sprawiał, że przechodziły ją dreszcze. Zachwycała się spojrzeniem jego pięknych, migdałowych oczu. Czasem miała wrażenie, że kocha go bardziej, niż potrafi to wyrazić. Adam był cudownym mężem i kochankiem. Zawsze marzyła o mężczyźnie idealnym, nigdy jednak nie sądziła, że takiego spotka i zostanie jego żoną.
W powietrzu unosił się smakowity zapach pieczonego ciasta. Hop Sing krzątał się po kuchni, przygotowując obiad. Alison westchnęła z rozmarzeniem i odłożyła książkę, którą pożyczyła od Marisol. Ona i Robert od miesiąca byli małżeństwem. Plotki rzeczywiście się skończyły. Nikt nie naprzykrzał się już pani Grant. Mimo to Marisol nie potrafiła odnaleźć się w nowej sytuacji. Nie sprawiała wrażenia szczęśliwej żony. Robert to widział i z każdym dniem robił się coraz smutniejszy. Kiedyś pogodny, teraz rzadko się uśmiechał. Alison obawiała się, że ten związek nie ma przed sobą przyszłości.
Jej niewesołe myśli przerwało pojawienie się Adama. Wszedł sprężystym krokiem i pomachał jej kopertą przed oczyma.
- List od ukochanego teścia – poinformował.
Alison wyciągnęła z niecierpliwością rękę. Adam odsunął się nieznacznie i uśmiechnął przebiegle.
- Najpierw haracz – powiedział, obejmując ją wolnym ramieniem i składając na jej ustach gorący pocałunek.
- To jest wymuszenie – zaprotestowała z udawanym oburzeniem, gdy nareszcie mogła normalnie oddychać.
- Należy mi się jeszcze zaległy podatek – przypomniał, całując ją po raz kolejny z takim zaangażowaniem, że żona na chwilę zapomniała o całym świecie. W końcu podał jej list. Z niepokojem rozerwała kopertę i rozłożyła kartkę, na której znalazło się zaledwie kilka zdań. Alison przeczytała je raz i drugi, marszcząc brwi.
- Złe nowiny? – zapytał lekko zniecierpliwiony tym, że wciąż jeszcze nie zna treści listu.
- Posłuchaj – Alison spojrzała na niego, unosząc brwi i zaczęła głośno czytać:

Droga Pani Cartwright!
Zawiadamiam, iż małżeństwo Josepha Cartwrighta z moją córką nie może dojść do skutku.
Lawinia za miesiąc wychodzi za Thomasa Mathisona, który jest synem właściciela dobrze
prosperującej huty stali w Pensylwanii tudzież młodzieńcem wykształconym i szanowanym.
Z wyrazami szacunku
Justin Cottrell


- Uroczy, ciepły list – posumował Adam, przewracając oczyma. – Zdaje się, że los Lawinii jest już przesądzony. Tym samym Joe nie musi się już męczyć przymusowym celibatem.
- To, co mówisz jest … bezwzględne, ale niestety prawdziwe – pokręciła ze smutkiem głową. – Ojciec podjął decyzję, a uważa się wszak za nieomylnego…
- … tudzież rozumnego – dokończył nieco złośliwie Adam.
- Ach! – Alison machnęła tylko ręką. – „Rozumnego” to za mało powiedziane. Zresztą … teraz to nieważne. Martwię się o Lawinię… No i trzeba powiadomić Josepha.
- Ciekaw jestem, jak to przyjmie – zainteresował się nagle Adam.
Joe dowiedział się o całej sprawie godzinę później. Zareagował bardzo emocjonalnie. Odezwała się w nim ambicja, która pobudziła go do działania. Oświadczył wszem i wobec, że prędzej padnie trupem, niż Lawinia wyjdzie za mąż za jakiegoś tam Mathisona. Postanowił jak najszybciej jechać do pana Cottrella i na miejscu przekonać go do zmiany decyzji. Ben ulitował się nad swoim beniaminkiem i powiedział, że będzie mu towarzyszył. W rzeczywistości chciał go przypilnować i jednocześnie czuwać, aby synuś za bardzo nie narozrabiał. Liczył też na szczerą rozmowę z ojcem Lawinii. Skoro Joe pragnął poślubić tę pannę, tak powinno się stać. Nie był przecież gorszym kandydatem niż jakiś tam męski potomek właściciela huty stali !
Alison nie powiedziała ani słowa, widząc przygotowania Bena i Josepha do wyjazdu. Nie chciała ich zniechęcać swym pesymizmem. Z góry jednak wiedziała, że żadne argumenty nie trafią do jej ojca. Znała go dobrze i nie przypominała sobie, aby dumny pan Cottrell zmienił kiedykolwiek raz podjętą decyzję. To nie licowało z jego charakterem. Nie pomyliła się. Po tygodniu dwaj Cartwrightowie – młodszy i starszy – wrócili do Ponderosy. Obaj źli i nadęci. Ben był obrażony na cały świat, że ojciec Lawinii nie dostrzegł zalet Małego Joe i skrzywieniem ust kwitował wszelkie próby dojścia do porozumienia. Joseph z kolei był wzburzony, bo na miejscu okazało się, że Lawinia wcale nie rozpacza z powodu zbliżającego się ślubu, a nawet patrzy łaskawym okiem na tego bubka Mathisona. Tego dla Joe było za wiele. Ucierpiała jego miłość własna. Odrzucenie przeżył dotkliwie i boleśnie. Po powrocie zaszył się w swoim pokoju i nie zszedł na kolację. Leżał na łóżku i użalał się nad sobą, dopóki do pokoju nie wszedł Adam. Starszy brat usiadł na krześle i z powagą spojrzał na młodzika.
- Wiem, jak się czujesz – stwierdził ze zrozumieniem.
Joe już miał okazać zniecierpliwienie i zareagować powątpiewaniem, gdy nagle przypomniał sobie, że jego starszy brat sporo przeszedł, zanim odzyskał Alison. Najlepszy przyjaciel podstępem odebrał mu ukochaną kobietę, wywiózł ją z miasta i poślubił. Tak, Adam wiedział, co mówi.
- To niesprawiedliwe – odezwał się w końcu Mały Joe. – W czym ten pajac Mathison jest lepszy ode mnie? – zapytał retorycznie. – W tym, że jego ojciec jest właścicielem fabryki? Ma duży dom w mieście? Jak Lawinia mogła o mnie zapomnieć? Była taka podekscytowana podczas pobytu w Virginia City i Ponderosie! Wystarczyło, że nawinął się bogaty paniczyk i postawiła na mnie krzyżyk! – nadąsał się jak dziecko.
- Joe, nie osądzaj jej tak surowo – upomniał go starszy brat. – Sam też nie jesteś święty.
Młodzieniec najeżył się i burknął coś niezrozumiale, ale po chwili nerwowego pocierania brwi, spojrzał na Adama.
- Wiem … - przyznał z niechęcią. – Sam jestem sobie winien. Te spotkania z Lily zemściły się na mnie podwójnie.
- Wasze uczucie, twoje i Lawinii, po prostu nie przetrwało próby czasu – zauważył przytomnie Adam. – Czasem tak bywa. Następnym razem będziesz miał więcej szczęścia. Z pewnością jest gdzieś odpowiednia dziewczyna dla ciebie. Musisz tylko cierpliwie poczekać.
- Ciekawe, kiedy ją spotkam … - rozmarzył się Joe.
- Może prędzej, niż ci się wydaje – stwierdził filozoficznie Adam.
Nagle Joe poderwał się z łóżka mocno czymś zelektryzowany.
- Ktoś nowy przyjechał ostatnio do miasta?
- Co? – zbaraniał Adam.
- Hoss mówił, że od dwóch dni w Virginia City bawi kuzynka naszego pastora. Ciekawe, czy jest ładna – zastanawiał się na głos. – Powinienem jutro pojechać do miasta, ale najpierw muszę coś zjeść.
Nim Adam zdążył cokolwiek powiedzieć, Joe wyfrunął z pokoju. Brunet westchnął ciężko i pokręcił z rezygnacją głową. Zastanawiał się, ile lat upłynie, zanim Joe spoważnieje. Miał wrażenie, że przyjdzie mu dość długo czekać.

* * * * *


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:35, 12 Sie 2014    Temat postu: Prawdziwy przyjaciel

Joe jak zawsze taki sam ,lekkoduch i bawidamek.
Ciekawe czy Robertowi w końcu się ułoży.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:35, 12 Sie 2014    Temat postu:

Cytat:
Jak było do przewidzenia, pani Morton w ciągu 24 godzin opowiedziała wszystkim znajomym w Virginia City o tym, co widziała na ranczu Granta. Nie raczyła przyjąć do wiadomości tłumaczeń Roberta. Twierdziła z całą pewnością, że Marisol Lockwood źle się prowadzi, nie dba o reputację i swoim zachowaniem kusi porządnych mężczyzn. Pomówieniom nie było końca.

Szkoda mi Marisol. W każdym środowisku znajdzie się ktoś taki jak pani Morton. Plotki potrafią zrobić ogromną krzywdę, zwłaszcza, że ludzie chętnie w nie wierzą, szczególnie gdy wychodzą od tzw. szanowanych osób.
Cytat:
Doktor Martin zabronił Alison ruszać się z domu. To znaczy zalecił spacery po ogrodzie, ale zakazał podróżowania bryczką i jakimkolwiek innym pojazdem. Niepokoił go wygląd siostrzenicy i kołatanie serca, na które ostatnio zaczęła się uskarżać.

Mnie to też niepokoi. Mam nadzieję, że nie szykujesz Adamowi jakiejś przykrej niespodzianki.
Cytat:
- Myślę, że Robert potrafiłby ci zrekompensować straty – uśmiechnęła się do niej porozumiewawczo.
- Nie jestem pewna, czy nadal chce się ze mną ożenić – Marisol westchnęła zrezygnowana.
- Chcę – niespodziewanie usłyszała głos Granta.

Przykre. Taki związek nie rokuje najlepiej. Szkoda mi Roberta. Marisol chyba naprawdę go nie kocha. Jeśli wyszła za Roberta tylko dlatego, że jej reputacja legła w gruzach, to należy mu współczuć. Żeby nie wiadomo co robił to i tak nie będą udanym małżeństwem.

Jeśli chodzi o Małego Joe to dość szybko przełknął porażkę. Lawinia chyba też nie miała większych oporów z przyjęciem Mathisona. Zdaje się, że Joe w najbliższym czasie znajdzie sobie pocieszycielkę.

Mada, jak zwykle świetnie napisany fragment. Wszystko dopracowane i konsekwentnie prowadzone. Czekam na ciąg dalszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 17:49, 12 Sie 2014    Temat postu:

Cytat:
Przysunął się niebezpiecznie blisko, usiłując ją objąć. Marisol zareagowała odruchowo, wymierzając kolanem cios w jego krocze. Mężczyzna z jękiem zgiął się wpół i opadł na kolana. Dziewczyna biegiem pokonała odległość i zatrzasnęła za sobą drzwi poczekalni.


bojowa dziewoja Very Happy szkoda jej Evil or Very Mad

Cytat:
Niepokoił go wygląd siostrzenicy i kołatanie serca, na które ostatnio zaczęła się uskarżać.

trywialnie się spytam; wziął pod uwagę czynniki środowiskowe, takie jak obecność męża? Choćby i w myślach?

Cytat:
Tak się nieszczęśliwie składa, że brat pani Morton jest burmistrzem w Baltimore i ta jędza już zdążyła napisać do niego list.

zawsze jak czytam o tych czasach uświadamiam sobie, jak mało ludzi wtedy było i jak, w gruncie rzeczy, mały jest świat

Cytat:
- Nie jestem pewna, czy nadal chce się ze mną ożenić – Marisol westchnęła zrezygnowana.
- Chcę – niespodziewanie usłyszała głos Granta.
Stał w otwartych drzwiach i patrzył prosto w jej ciemne oczy. Na próżno szukała na jego twarzy uśmiechu.

Cytat:
Tylko Robert nie wykazał entuzjazmu. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.


aż zabolało...Mam nadzieję, że zaczną się uśmiechać, oboje

Cytat:
Miała wrażenie, że uzależniła się od jego obecności. Lubiła mu się przyglądać, gdy wykonywał prozaiczne czynności – zakładał kapelusz, zdejmował pas z bronią, dosiadał konia, trzymał filiżankę lub czytał książkę. Uwielbiała słuchać jego głosu, którego niepowtarzalny tembr sprawiał, że przechodziły ją dreszcze.


no i właśnie, doktor Martin wziął pod uwagę takie a nie inne reakcje przy swojej diagnozie ? Very Happy Very Happy

Cytat:
Uroczy, ciepły list – posumował Adam, przewracając oczyma. – Zdaje się, że los Lawinii jest już przesądzony. Tym samym Joe nie musi się już męczyć przymusowym celibatem.

oj tak. Dobre podsumowanie Smile

Cytat:
Nagle Joe poderwał się z łóżka mocno czymś zelektryzowany.
- Ktoś nowy przyjechał ostatnio do miasta?
- Co? – zbaraniał Adam.
- Hoss mówił, że od dwóch dni w Virginia City bawi kuzynka naszego pastora. Ciekawe, czy jest ładna – zastanawiał się na głos. – Powinienem jutro pojechać do miasta, ale najpierw muszę coś zjeść.
Nim Adam zdążył cokolwiek powiedzieć, Joe wyfrunął z pokoju.


no, Joe mnie zaskoczył Shocked spodziewałam się jednak, że trochę bardziej weźmie sobie wszystko do serca...

Bardzo przyjemny, świetnie napisany fragment Smile Czekam na ciąg dalszy Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:43, 12 Sie 2014    Temat postu:

Marisol doskonale sobie radzi. Poskromiła awanturnika. Niestety, to nie zamknęło ust plotkarzom.
Trochę niezręcznie się ułożyło Marisol i Grantowi. Podejrzewam, że jej mąż tak się czuje, jakby zgodziła się za niego wyjśc, bo ... nie miała innego wyjścia. W Wirginia City plotkarki nie dałyby jej spokoju, a w Baltimore też miała kiepską sytuację, bo i tam wieści dotarły. W dodatku do jej zwierzchnika. Wrażliwy facet, jakim jest Robert musi się czuć niekomfortowo w takiej sytuacji. On pewnie chciałby być kochany jako on a nie jako wyjście awaryjne. Mam nadzieję, ze okoliczności pozwolą Marisol udowodnić, że jej decyzja była spowodowana uczuciem, nie tylko chęcią ucieczki przed plotkami.
Trudno mieć pretensję do Joe, że nie cierpi. Ten typ tak ma. Rodzinka z tym się pogodziła. Przynajmniej jej część, bo tata ma nadal złudzenia. Joe nie potrafi długo wytrwać przy jednym obiekcie! On tej rocznej próby przecież nie przeszedł! Spotykał się z innymi kobietami, chociaż był podobnież bardzo zakochany. Mam wrażenie, że w przypadku Lawinii bardziej ucierpiała jego duma, niż uczucia. Prędko zaczął rozglądać się za nowym obiektem.
Lawinia zresztą może nawet miała więcej szczęścia, niż się spodziewała i jej mąż, choć narzucony przez ojca mógł okazać się miłym, przyzwoitym człowiekiem. Wartym jej miłości.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:45, 12 Sie 2014    Temat postu: Prawdziwy przyjaciel

Ewelina nie wierzysz w to ,że Joe może się szczerze zakochać ?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:52, 12 Sie 2014    Temat postu:

Oczywiście, że Joe może się szczerze zakochać. Na jakiś czas. Z tego, co oglądałam w serialu on zakochiwał się co trzeci, co czwarty odcinek i ... potem nawet nie wspomniał jednym slowem o swojej wielkiej miłości. Kiedyś liczyłyśmy te obiekty ... niektóre dziewczyny, kobiety były przedstawiane jako obiekt szczerego uczucia - dziewczyna ktorą zabił pracownik jej ojca, Laura, która była nieuleczalnie chora ... i jeszcze parę ... nigdy o nich nie wspominał. trzymam się więc kanonu serialowego Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:56, 12 Sie 2014    Temat postu: Prawdziwy przyjaciel

To faktycznie dziwne.
Hoss wspominał Emilly ,a Ben długo rozpaczał ,po śmierci Elizabeth ,zanim się zaangażował w kolejny związek.
A u Joe przoduje filozofia ,dzisiaj ta ,jutro tamta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:01, 12 Sie 2014    Temat postu:

Wniosek sam się nasuwa, tak jak i wdzięczny materiał do fanfików.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:03, 12 Sie 2014    Temat postu:

ADA napisał:
Jeśli chodzi o Małego Joe to dość szybko przełknął porażkę.

Pewnie, siedząc w dyliżansie w drodze powrotnej do Virginia City, rozmyślał i przeżywał porażkę. Jak na niego to i tak dosyć długo. Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:10, 12 Sie 2014    Temat postu:

Mada napisał:
Przysunął się niebezpiecznie blisko, usiłując ją objąć. Marisol zareagowała odruchowo, wymierzając kolanem cios w jego krocze.

Niezły odruch Rolling Eyes
Mada napisał:
- Przyjmij propozycję Roberta. Jako jego żona przestaniesz być obiektem plotek.
- Mam go poślubić, żeby uciąć pomówienia ?
- Nie, masz go poślubić, bo go kochasz, a to jest doskonały powód, żeby wyjść za mąż – stwierdziła z całą stanowczością. – Nie wiem, dlaczego tak się bronisz przed tym uczuciem.
- Po prostu inaczej wyobrażałam sobie swoje życie – przyznała po chwili namysłu. – Widzę siebie w wielkim mieście, a nie na prowincji.
- Myślę, że Robert potrafiłby ci zrekompensować straty – uśmiechnęła się do niej porozumiewawczo.
- Nie jestem pewna, czy nadal chce się ze mną ożenić –
Marisol westchnęła zrezygnowana.

Trochę mnie zaskoczył brak uśmiechu na twarzy Roberta, ale może to zależy od tego ile usłyszał? Bo jeśli dwa ostatnie zdania wyrwane dla niego niejako z kontekstu to....faktycznie nieciekawie brzmi.
Mada napisał:
Miała wrażenie, że uzależniła się od jego obecności. Lubiła mu się przyglądać, gdy wykonywał prozaiczne czynności – zakładał kapelusz, zdejmował pas z bronią, dosiadał konia, trzymał filiżankę lub czytał książkę. Uwielbiała słuchać jego głosu, którego niepowtarzalny tembr sprawiał, że przechodziły ją dreszcze. Zachwycała się spojrzeniem jego pięknych, migdałowych oczu.

Doprawdy cudowne uzależnienie. Very Happy
Trochę niespodziewane relacje łączą Roberta i Marisol, chyba tylko jakiś wstrząs jest w stanie uświadomić Marisol, że Robert jest wart zainteresowania. Z drugiej strony Robert zdaje sobie sprawę z tego że Marisol jest z nim trochę na siłę....nie wiem co musiałoby się stać, żeby i on uwierzył w szczerość jej uczuć. jeśli takowe nagle się pojawią.....Ciekawe jak rozwikłasz ten uczuciowy węzeł gordyjski?
Reakcja małego Joe -typowa Laughing wieczny kawaler szybko szuka pocieszycielki. Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:46, 12 Sie 2014    Temat postu:

Ewelina napisał:
Lawinia zresztą może nawet miała więcej szczęścia, niż się spodziewała i jej mąż, choć narzucony przez ojca mógł okazać się miłym, przyzwoitym człowiekiem. Wartym jej miłości.

Nic dodać, nic ująć. Myślę dokładnie tak samo. Smile

senszen napisał:
trywialnie się spytam; wziął pod uwagę czynniki środowiskowe, takie jak obecność męża? Choćby i w myślach?

Laughing Doktor Martin raczej stawia diagnozę, biorąc pod uwagę medyczne przesłanki.

ADA napisał:
Mnie to też niepokoi. Mam nadzieję, że nie szykujesz Adamowi jakiejś przykrej niespodzianki.

A właśnie, że szykuję!

zorina13 napisał:
Ciekawe czy Robertowi w końcu się ułoży.

Aga napisał:
Ciekawe jak rozwikłasz ten uczuciowy węzeł gordyjski?

Odpowiedź będzie w następnym odcinku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 6:37, 13 Sie 2014    Temat postu: Prawdziwy przyjaciel

Mada jak tak możesz ,szykować Adamowi przykrą niespodziankę ?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:37, 13 Sie 2014    Temat postu:

Mogę. Będę musiała z tym żyć. Confused

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:16, 13 Sie 2014    Temat postu:

Mada napisał:
A właśnie, że szykuję!

Tak więc szykuje się tarmoszenie. Biedny Adam. To coś co mu szukujesz, to kiedy nastąpi, jeśli to nie tajemnica? Confused


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 22, 23, 24 ... 28, 29, 30  Następny
Strona 23 z 30

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin