 |
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 18:53, 21 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Ależ ja wiem, że tobie się podoba Ja tylko sama bym chciała nieco to opowiadanie ożywić... Wilkołaki też mogą się poruszać leniwie, kroczyć dostojnie, wykonując ruchy przepełnione pełną agresji elegancją
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:01, 21 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Tak dostojnie i majestatycznie pochłaniające kolejne ofiary.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 19:02, 21 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
kto wie, może wilkołak jest nad wyraz łagodny
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 1:29, 22 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
A następny odcinek za kolejny miesiąc
***
Miała na sobie prostą, białą sukienkę. Bez żadnych falban, piankowych koronek. Była ciasno związana gorsetem, w talii miała jedynie 30 cali. Jej sukienka nie była tak powiewna i lekka jak innych dziewczyn - ale Ona też nie była tak powiewna i lekka jak pozostałe dziewczyny. Do paska przypięła sobie dużą, jasnoróżową materiałową różę, we włosy wplotła różową i zieloną wstążkę.
Czuła się bardzo nie na miejscu, jak krowa wpuszczona na salony. Miała wrażenie, że wszystkie dziewczyny, wszyscy chłopcy patrzą na nią… Nawet nie patrzą. Prześlizgują się wzrokiem, jakby nie istniała. Bawiła się różowym kwiatem, w zakłopotaniu.
I to właśnie zwróciło jego uwagę. Podszedł do niej – wysoki, silny, mocny. Uśmiechnął się do niej zniewalająco i wyraził radość, że ona jedna nie jest taka bezbarwna i niewyraźna. Wyciągnął do niej rękę i poprosił do tańca. Objął ja w talii silnym ramieniem – i wtedy zabrakło jej tchu… Poczuła się przy nim bezpieczna
Joan przerwała w tej chwili. Tego wieczora wszystko wydawało się być śmieszne i sztuczne. Jej drobne marzenia traciły na atrakcyjności, rzeczywistość przebijała się w nich coraz bardziej natarczywie.
A potem szczupła talia dziewczyny pogrubiała, twarz zrobiła się okrągła, pojawił się drugi podbródek. Wokół oczu pojawiły się pierwsze zmarszczki. Policzki pobladły. Siedziała przed lustrem, patrząc w swoje odbicie. Sama.
Patrzyła w swoje oczy i widziała wszystko takie, jakie było naprawdę; poznała swojego męża przez rodzinę. Nigdy z nim nie zatańczyła, nigdy nie usłyszała cieplejszego słowa. Niewiele rozmawiali, rzadko się uśmiechał, choć bardzo się starała.
Wyjechał po dwóch miesiącach małżeństwa. Rzadko pisał. Niewiele o nim wiedziała. Ale zawsze miała nadzieję, że wróci do niej, stęskniony. Uśmiechnięty i szczęśliwy, że wrócił do domu, żony, córki.
Patrzyła uparcie w srebrny owal.
W lustrze widziała odbicie tęgiej kobiety, o bladej twarzy z podkrążonymi oczami. Włosy, ciemne, opadały bezwładnie na pulchne ramiona. Oczy miała matowe, złośliwe.
W lustrze odbijał się pokój, otwarta szafa. Widziała wszystkie swoje sukienki. Jaskrawe, kolorowe, radosne. Jakby mogła dzięki nim rozproszyć nieco ten ponury wapor mgły, unoszący się dookoła niej. Jakby były szyte na kogoś innego, młodszego, weselszego, zgrabniejszego. Milszego… Wszystko wydało się jej bez sensu. Jej hafty, którym poświęciła tyle czasu. Kiedy na nie patrzyła widziała tylko wszystkie niedociągnięcia, pomyłki.
Jedynym jaśniejszym promykiem była jej córka – śliczna, zdolna, inteligentna. Najmilsza na świecie.
Odłożyła szczotkę do włosów. Spojrzała raz jeszcze, ukradkiem, w lustro – i wstała, by usiąść przy parapecie i spojrzeć w okno, na zapadający wieczór.
***
Patrzył z zachwytem na drobną, zaróżowioną buzię, uśmiechnięte oczy. Rosie Blaze najpiękniejsza dziewczyna w Wirginia City. Leżała obok niego, patrzyła na niego z zachwytem i czułością. Wziął jej dłoń i zaczął ją całować. Pomyślał, że tak pewnie wygląda szczęście – otaczał ich zapach nagrzanej na słońcu trawy, rumianku i suchej ziemi. Na palcu tej pięknej dziewczyny pysznił się pierścionek z czerwonych koralików.
- Kiedy będzie mnie stać Słońce moje – mruknął szczęśliwy – kupię ci prawdziwy pierścionek. Z brylantem.
- Ale ten zachowam, jest śliczny. – przytuliła się do niego ufnie, jej długie loki załaskotały go w nos. – I to jest przecież mój pierścionek zaręczynowy.
- Pamiętasz, prawda? – zapytał niepewnie.
- Oczywiście, że pamiętam. – westchnęła miłośnie. – Dzisiaj po północy, pod naszym drzewem… Jutro o tej porze będziemy już małżeństwem.
- Dokładnie. – pocałował ja ciepło. – Tylko niezbędne rzeczy, pamiętaj…
- Pamiętam… Francis… tyle razy już mi to mówiłeś… - zniecierpliwiła się dziewczyna i usiadła. Zdjęła z kraciastej sukienki źdźbło trawy i zamyślona zaczęła je obracać w palcach.
- Coś się stało? Najmilsza? – zaniepokoił się. – Myślałem, że nie masz wątpliwości… Że chcesz być ze mną i… nie żałujesz wyprawy… Kiedy będzie mnie stać…
- Ależ chcę… - zapewniła go gorąco – Nie myślałam o swojej wyprawie.
- Tylko? – czułym gestem włożył świeżo zerwany kwiatek w ciemne loki dziewczyny.
- Tylko o mamusi. Ostatnio jest bardzo smutna…
- Rosie… - Francis odchrząknął. – Jesteś już dorosła, masz szesnaście lat, możesz sama o sobie decydować…
- Wiem, tylko mamusia…
- Jest smutna. – dokończył za nią. Zastanowił się przez dłuższą chwilę.
- Ale będę do niej pisała. – niepewnie podpowiedziała dziewczyna.
- Właśnie. – ochoczo podchwycił chłopak. – I nie traci córki, zyskuje syna…
- Na pewno będzie zadowolona, kiedy wrócimy.
- Na pewno. – oczy mu zabłysły, kiedy przyciągnął do siebie dziewczynę.
Objął ją mocno w talii, zaczął całować różowe usta, zatapiając dłoń w jej gęstych włosach.
***
- Cartwrightowie… Uważają się za panów całej Nevady… - oschle zauważyła Laura Quintal. – Ale ostatnio dopuścili się do tak karygodnego zaniedbania. Podobno siła wybuchu była taka, że fasada domu jest naruszona. – szepnęła do pani Blaze obserwując jednocześnie spod zmrużonych powiek Adama Cartwrighta, który poprawiał paczki na furgonie.
- Ciekawe, kto dopuścił się takiego zaniedbania. – wyniośle dorzuciła Felippa McCoy. – Cartwirgtowie zawsze tak się szczycili, że wszystkie prace u nich wykonywane są bezbłędnie. I zawsze byli tacy wybredni przy zatrudnianiu nowych ludzi.
Wszystkie trzy spojrzały raz jeszcze w stronę furgonu. Adam Carwright zdjął kapelusz i otarł przedramieniem czoło. Wspiął się na koźle i ogarnął wzrokiem wszystkie paczki. Wzrok pań przesunął się powoli od rozpiętego drugiego guzika czarnej koszuli, poprzez wąski pasek okalający udo i zatrzymały na zakurzonych kowbojkach.
- Wydaję się, że czasy świetności Ponderosy minęły. – orzekła pani Quintal. – Kiedyś Adam i Ben tak starannie dobierali wszystkich pracowników… Sami wszystkiego doglądali… A dzisiaj?
- Wyraźnie obniżyli standardy, skoro po ranczu kręci się ten chłopak, Griff… Skazany za morderstwo… Przybłęda decyduje o prowadzeniu interesu… A India zajmuje się domem. Przecież ona nawet nie potrafiła odpowiednio zapanować nad uczniami… A szkoła przecież jest niewielka. A ostatnio… nie wiem czy widziałyście, ale ma brudne okna w domu!
- Nieudolna taka była… – dorzuciła pani McCoy. – Wszystko się zmienia drogie panie… Niestety na gorsze.
- Może niekoniecznie. Słyszałam ostatnio. – przypomniała sobie Laura. – Słyszałam ostatnio, że do miasta przyjedzie grupa fachowców z samego Waszyngtonu. Mają znaleźć nowe miejsca wydobycia surowców. Wszystko dzięki nowemu burmistrzowi.
- Ciekawe… czyżby nowe miejsca pracy? – zainteresowała się pani McCoy.
- Być może. – tajemniczo dorzuciła Laura. – W końcu być może znalazł się ktoś, kto ustawi we właściwym miejscu niektórych… i zajmie się porządnie tym miastem.
***
Cookie siedziała przy stole i powolutku jadła owsiankę. Na samym środku ułożona była łyżka konfitur morelowych. Dziewczynka spokojnie wyjadała płatki dookoła, starannie oblizując łyżeczkę, za każdym razem, kiedy tylko natrafiła na słodki, lepki sok.
India stała przy zlewie i wycierała świeżo umyte naczynia. Przez lekko przybrudzone szybki okna kuchennego do środka wpadało przygaszone światło. Żółtawy pyłek sosen osiadł na okiennicach i tworzył zacieki na szkle.
- Do zobaczenia kochanie – usłyszała ciepły głos i poczuła rękę oplatająca ją w talii.
- Kiedy wracasz? – obróciła się do niego.
- Niedługo, jadę tylko omówić kilka rzeczy… - zapewnił ją spokojnie i pocałował w szyję. – Czyżbyś miała coś dla mnie? Zanim pojadę?
- Przyniesiesz mi drabinę? Muszę umyć okno i uprać zasłonki… - poprosiła. – Musisz jechać dzisiaj do Ponderosy?
- Na krótko, postaram się szybko wrócić. A drabina… Mogę przynieść, nie ma problemu. – zgodził się wesoło. – Rozumiem, że ta krótsza, która jest w stajni?
Cookie podniosła głowę i uśmiechnęła się radośnie znad miseczki z resztkami śniadania.
- Mogę też iść? – zapytała
Candy spojrzał na córkę, spojrzał na rozbawioną Indie i też się uśmiechnął.
- Oczywiście, tylko dlaczego?
- Konik. – dziewczynka uśmiechnęła się promiennie.
- W takim razie… - Candy mrugnął do Indii, zsunął kapelusz na tył głowy. – Drabina, nic więcej?
- Drabina, nic więcej. I nie mów do mnie kochanie. Nie mogę się do tego przyzwyczaić…
- Do czego? – oczy mu się zaśmiały. – Po dziesięciu latach małżeństwa nie przyzwyczaiłaś się do tego, że cię kocham? No, moja droga… Chyba już czas…
- Lubię ten rodzaj zaskoczenia. – zaśmiała się i pocałowała go krótko.
- Ach, ten rodzaj zaskoczenia… - mrugnął do niej.
Puścił ją w końcu. Zrobił niezdecydowany ruch, objął na powrót, pocałował i w końcu wyszedł z kuchni. Tuż obok niego szła podskakująca wesoło Cookie.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:29, 22 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Senszen napisał: | A następny odcinek za kolejny miesiąc |
Jakoś nie wierzę w tę deklarację
Senszen napisał: | I to właśnie zwróciło jego uwagę. Podszedł do niej – wysoki, silny, mocny. Uśmiechnął się do niej zniewalająco i wyraził radość, że ona jedna nie jest taka bezbarwna i niewyraźna. Wyciągnął do niej rękę i poprosił do tańca. Objął ja w talii silnym ramieniem – i wtedy zabrakło jej tchu… Poczuła się przy nim bezpieczna
Joan przerwała w tej chwili. |
Piękne marzenia Joan Blaze ... przez chwilę myślałam, że to jej wspomnienia
Cytat: | Patrzyła w swoje oczy i widziała wszystko takie, jakie było naprawdę; poznała swojego męża przez rodzinę. Nigdy z nim nie zatańczyła, nigdy nie usłyszała cieplejszego słowa. Niewiele rozmawiali, rzadko się uśmiechał, choć bardzo się starała.
|
Żal mi się zrobiło tej kobiety. Teraz po części wyjaśniło się dlaczego była mało sympatyczną osobą. Sama z dzieckiem w ciągłym oczekiwaniu na męża. Można zgorzknieć.
Senszen napisał: | Jedynym jaśniejszym promykiem była jej córka – śliczna, zdolna, inteligentna. Najmilsza na świecie. |
To przykre, że córka jest tylko tym jedynym promykiem, który rozświetla życie Joan.
Senszen napisał: | Patrzył z zachwytem na drobną, zaróżowioną buzię, uśmiechnięte oczy. Rosie Blaze najpiękniejsza dziewczyna w Wirginia City. Leżała obok niego, patrzyła na niego z zachwytem i czułością. |
A oto i promyczek pani Blaze. Nie sądzę, żeby matka dziewczyny była zadowolona z takiego rozwoju wypadków
Senszen napisał: | - Pamiętasz, prawda? – zapytał niepewnie.
- Oczywiście, że pamiętam. – westchnęła miłośnie. – Dzisiaj po północy, pod naszym drzewem… Jutro o tej porze będziemy już małżeństwem. |
No, ładnie. Dziewczyna chce doprowadzić matkę na skraj rozpaczy Nie przepadam za panią Blaze, ale zaczynam jej współczuć.
Senszen napisał: | - Rosie… - Francis odchrząknął. – Jesteś już dorosła, masz szesnaście lat, możesz sama o sobie decydować…
- Wiem, tylko mamusia…
- Jest smutna. – dokończył za nią. Zastanowił się przez dłuższą chwilę.
- Ale będę do niej pisała. – niepewnie podpowiedziała dziewczyna.
- Właśnie. – ochoczo podchwycił chłopak. – I nie traci córki, zyskuje syna… |
Rosie ma przebłyski resztek rozumu. Martwi się o matkę ... bardzo ... tak bardzo, że postanawia pisać listy. Wspaniale. A ten jej apsztyfikant nie lepszy. Synuś się znalazł.
Senszen napisał: | - Cartwrightowie… Uważają się za panów całej Nevady… - oschle zauważyła Laura Quintal. – Ale ostatnio dopuścili się do tak karygodnego zaniedbania. |
A ta już knuje
Senszen napisał: | Wszystkie trzy spojrzały raz jeszcze w stronę furgonu. Adam Carwright zdjął kapelusz i otarł przedramieniem czoło. Wspiął się na koźle i ogarnął wzrokiem wszystkie paczki. Wzrok pań przesunął się powoli od rozpiętego drugiego guzika czarnej koszuli, poprzez wąski pasek okalający udo i zatrzymały na zakurzonych kowbojkach. |
A tu akurat nie dziwię się, że spojrzały ...
Senszen napisał: | - Być może. – tajemniczo dorzuciła Laura. – W końcu być może znalazł się ktoś, kto ustawi we właściwym miejscu niektórych… i zajmie się porządnie tym miastem.
|
Jak nic podła Laura, coś wymyśliła
Senszen napisał: | Cookie siedziała przy stole i powolutku jadła owsiankę. Na samym środku ułożona była łyżka konfitur morelowych. Dziewczynka spokojnie wyjadała płatki dookoła, starannie oblizując łyżeczkę, za każdym razem, kiedy tylko natrafiła na słodki, lepki sok. |
Piękny opis Cookie. Słodka dziewczynka
Senszen napisał: | - W takim razie… - Candy mrugnął do Indii, zsunął kapelusz na tył głowy. – Drabina, nic więcej?
- Drabina, nic więcej. I nie mów do mnie kochanie. Nie mogę się do tego przyzwyczaić…
- Do czego? – oczy mu się zaśmiały. – Po dziesięciu latach małżeństwa nie przyzwyczaiłaś się do tego, że cię kocham? No, moja droga… Chyba już czas… |
Candy ma rację. Najwyższy czas. Choć jeśli India lubi być tak zaskakiwana to czemu nie
Senszen kazałaś długo czekać na kolejny odcinek Twojego zaczarowanego opowiadania, ale warto było. Jak zwykle zresztą. Fragment dopracowany z tajemnicą w tle. Plotkujące kobiety przyglądające się Adamowi i harmonia w małżeństwie Indii i Candy'ego. Wszystko to razem pięknie Ci wyszło. Czekam na ciąg dalszy ... cierpliwie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18574
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 11:31, 22 Mar 2015 Temat postu: Pióro strusia |
|
|
Czy to pani Blazę ,jest tą dziewczyną ,której marzenia się nie spełniły ?
Gorzkie ale prawdziwe.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 11:48, 22 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
ADA, bardzo dziękuję, jak zawsze jesteś bardzo miła Tylko moja wena ostatnio przegrywa z innymi rzeczami i kolejny odcinek może być rzeczywiście dopiero za jakiś czas...
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 12:10, 22 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Spokojnie Senszen, poczekam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 12:25, 22 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | A następny odcinek za kolejny miesiąc |
To groźba, ironia czy złośliwość? Emotikonka wskazywałaby na tę trzecią możliwość.
senszen napisał: | Bawiła się różowym kwiatem, w zakłopotaniu. I to właśnie zwróciło jego uwagę. Podszedł do niej – wysoki, silny, mocny. Uśmiechnął się do niej zniewalająco i wyraził radość, że ona jedna nie jest taka bezbarwna i niewyraźna. Wyciągnął do niej rękę i poprosił do tańca. Objął ja w talii silnym ramieniem – i wtedy zabrakło jej tchu… Poczuła się przy nim bezpieczna |
Miałam nadzieję, że to były wspomnienia, ale ta piękna scena okazała się tylko marzeniem.
senszen napisał: | poznała swojego męża przez rodzinę. Nigdy z nim nie zatańczyła, nigdy nie usłyszała cieplejszego słowa. Niewiele rozmawiali, rzadko się uśmiechał, choć bardzo się starała.
Wyjechał po dwóch miesiącach małżeństwa. Rzadko pisał. Niewiele o nim wiedziała. |
Bardzo smutna historia. Wybiela trochę tę dziwną kobietę, a przynajmniej sprawia, że pojawiają się jakieś okoliczności łagodzące jej okropnego zachowania.
senszen napisał: | - Oczywiście, że pamiętam. – westchnęła miłośnie. – Dzisiaj po północy, pod naszym drzewem… Jutro o tej porze będziemy już małżeństwem.
- Dokładnie. – pocałował ja ciepło. – Tylko niezbędne rzeczy, pamiętaj… |
Kolejna bliska osoba chce opuścić panią Blaze. Nie wiem, czy ta kobieta pozbiera się po takim ciosie. Córka jest jej jedynym szczęściem.
Odnoszę wrażenie, że ten Francis nie jest uczciwym człowiekiem.
senszen napisał: | Adam Carwright zdjął kapelusz i otarł przedramieniem czoło. Wspiął się na koźle i ogarnął wzrokiem wszystkie paczki. Wzrok pań przesunął się powoli od rozpiętego drugiego guzika czarnej koszuli, poprzez wąski pasek okalający udo i zatrzymały na zakurzonych kowbojkach. |
Panie obgadują Cartwrightów, aż się kurzy, a przy okazji bardzo dokładnie oglądają najprzystojniejszego reprezentanta gatunku...
senszen napisał: | A India zajmuje się domem. Przecież ona nawet nie potrafiła odpowiednio zapanować nad uczniami… A szkoła przecież jest niewielka. A ostatnio… nie wiem czy widziałyście, ale ma brudne okna w domu!
- Nieudolna taka była… – dorzuciła pani McCoy. |
Biedna India, mało kto ją lubi. Zupełnie nie rozumiem dlaczego.
senszen napisał: | - I nie mów do mnie kochanie. Nie mogę się do tego przyzwyczaić…
- Do czego? – oczy mu się zaśmiały. – Po dziesięciu latach małżeństwa nie przyzwyczaiłaś się do tego, że cię kocham? No, moja droga… Chyba już czas… |
Bardzo dowcipna odpowiedź.
senszen napisał: | Puścił ją w końcu. Zrobił niezdecydowany ruch, objął na powrót, pocałował i w końcu wyszedł z kuchni. Tuż obok niego szła podskakująca wesoło Cookie. |
Miła scenka rodzinna.
Senszen, dziś miałam zapytać o to, co słychać u Indii i Candy'ego. Wchodzę na forum, a tu nowy odcinek. Pojawiły się nowe, ciekawe wątki. Czekam na rozwój wydarzeń.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 12:30, 22 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Mada
Cytat: | o groźba, ironia czy złośliwość? Emotikonka wskazywałaby na tę trzecią możliwość. |
irytująca rzeczywistość
Cytat: | Biedna India, mało kto ją lubi. Zupełnie nie rozumiem dlaczego. |
nie lubią jej pojedyncze acz bardzo gadatliwe osoby
Cytat: | dziś miałam zapytać o to, co słychać u Indii i Candy'ego. Wchodzę na forum, a tu nowy odcinek. |
to już wiem dlaczego mnie wczoraj natchnęło na pisanie
bardzo dziękuję za miły komentarz
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 12:31, 22 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:11, 22 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | A następny odcinek za kolejny miesiąc |
Rozumiem, że wyrażasz z tego powodu niezadowolenie. Ja też.
senszen napisał: |
I to właśnie zwróciło jego uwagę. Podszedł do niej – wysoki, silny, mocny. Uśmiechnął się do niej zniewalająco i wyraził radość, że ona jedna nie jest taka bezbarwna i niewyraźna. Wyciągnął do niej rękę i poprosił do tańca. Objął ja w talii silnym ramieniem – i wtedy zabrakło jej tchu… Poczuła się przy nim bezpieczna... |
A myślałam, że to wspomnienie...
senszen napisał: |
Patrzyła w swoje oczy i widziała wszystko takie, jakie było naprawdę; poznała swojego męża przez rodzinę. Nigdy z nim nie zatańczyła, nigdy nie usłyszała cieplejszego słowa. Niewiele rozmawiali, rzadko się uśmiechał, choć bardzo się starała.
Wyjechał po dwóch miesiącach małżeństwa. Rzadko pisał. Niewiele o nim wiedziała. Ale zawsze miała nadzieję, że wróci do niej, stęskniony. Uśmiechnięty i szczęśliwy, że wrócił do domu, żony, córki. |
Nie będę oryginalna jeśli powiem, że nawet jej współczuję.
senszen napisał: |
Jedynym jaśniejszym promykiem była jej córka – śliczna, zdolna, inteligentna. Najmilsza na świecie. |
Czyli w córkę wlała bezmiar miłości.
senszen napisał: |
- Tylko o mamusi. Ostatnio jest bardzo smutna…
- Rosie… - Francis odchrząknął. – Jesteś już dorosła, masz szesnaście lat, możesz sama o sobie decydować…
- Wiem, tylko mamusia…
- Jest smutna. – dokończył za nią. Zastanowił się przez dłuższą chwilę.
- Ale będę do niej pisała. – niepewnie podpowiedziała dziewczyna.
- Właśnie. – ochoczo podchwycił chłopak. – I nie traci córki, zyskuje syna… |
Ależ on mnie irytuje. Nie ufam mu za grosz.
senszen napisał: |
- Cartwrightowie… Uważają się za panów całej Nevady… - oschle zauważyła Laura Quintal. – Ale ostatnio dopuścili się do tak karygodnego zaniedbania. Podobno siła wybuchu była taka, że fasada domu jest naruszona. – szepnęła do pani Blaze obserwując jednocześnie spod zmrużonych powiek Adama Cartwrighta, który poprawiał paczki na furgonie.
- Ciekawe, kto dopuścił się takiego zaniedbania. – wyniośle dorzuciła Felippa McCoy. – Cartwirgtowie zawsze tak się szczycili, że wszystkie prace u nich wykonywane są bezbłędnie. I zawsze byli tacy wybredni przy zatrudnianiu nowych ludzi. |
Ciekawe czy kiedy było to "zawsze" wychwalały Cartwrightów pod niebiosa.
senszen napisał: |
- Wydaję się, że czasy świetności Ponderosy minęły. – orzekła pani Quintal. – Kiedyś Adam i Ben tak starannie dobierali wszystkich pracowników… Sami wszystkiego doglądali… A dzisiaj? |
Mówią jakby mówiły o starych prykach.
senszen napisał: |
- Być może. – tajemniczo dorzuciła Laura. – W końcu być może znalazł się ktoś, kto ustawi we właściwym miejscu niektórych… i zajmie się porządnie tym miastem. |
A ona czego tu? Co kombinuje?
senszen napisał: |
- Przyniesiesz mi drabinę? Muszę umyć okno i uprać zasłonki… |
Czyżby wiatr doniósł jej co nieco?
Świetny fragment. Nie wiem jak to robisz, ale masz wyjątkową lekkość w pisaniu, od razu czuję się jakbym była na zielonej trawce i słuchała długiej, leniwej, opowiesći.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 17:33, 22 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Cytat: | A ona czego tu? Co kombinuje? |
to nie jest Laura... to znaczy ta Laura. To jest zupełnie inna kobieta... zbieżność imion
Cytat: | Czyżby wiatr doniósł jej co nieco? |
w uszach jej dzwoni
bardzo dziękuję za komentarz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 1:03, 28 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
***
Rosie Blaze rozglądała się niespokojnie po kościele. Wypatrywała Francisa. Kiedy zobaczyła go, wchodzącego do kościoła, siadającego w ławce – poczuła ulgę połączoną z rozczarowaniem. Wczorajszej nocy wymknęła się z domu, czekała pod ich drzewem – i nad świtem, spłakana, wróciła do domu. Jej miły się nie pojawił. Ale pojawił się w kościele. Usiadł spokojnie w ławce… i nawet na nią nie spojrzał, jak zawsze skupiony na treści kazania. Patrzyła z bólem serca na jego piękny profil, lekkie loki opadające na cudownie sklepione czoło. Dlaczego nie przyszedł?
Powstrzymała westchnienie i skupiła wzrok na swoich dłoniach. Starała się przywołać do porządku, wsłuchać w głos pastora. Tak bardzo podobny… Francis miał tak podobny głos do głosu swojego ojca; tylko głębszy, cieplejszy. Nie tylko głosy mieli podobne. I znów nie mogła się skupić.
Kiedy patrzyła na pastora pamięć przywoływała jej wszystkie wspomnienia wiązane z jego synem – ten zachwyt, który widziała w oczach Francisa, ciepłe słowa szeptane do ucha...
***
India odłożyła do szafki ostatni talerz, rozwiesiła ściereczkę do wyschnięcia i z uśmiechem wsłuchała się w delikatny stukot młotka. Podeszła z uśmiechem do drzwi i oparła się o framugę.
- Nie wiem, czy słuchałeś, ale nowy pastor lubi odwiedzać znienacka swoich parafian. – zauważyła niewinnie.
- Nie widzę związku między huśtawką a pastorem. – Candy odłożył młotek na stół i popchnął lekko huśtawkę. Zakołysała się ona wesoło.
- Pastor może nie być zachwycony widząc, że ktoś na ranczu wykonuje zbędne prace… - podeszła do niego, objęła go i położyła głowę na ramieniu.
- Chyba trudno to nazwać pracą… - mężczyzna spojrzał na nią i uśmiechnął się rozbawiony. – Chcesz wypróbować?
- Huśtawkę? – India zdziwiła się. – Myślałam, że wieszasz ją dla dzieci… Swoją drogą, dlaczego akurat Ty ją wieszasz? Projekt i pomysł był z tego co pamiętam Adama.
- Powiem Ci sekret… - przyciągnął ją do siebie i szepnął coś do ucha.
India zaczęła się śmiać. Candy rozpromienił się w uśmiechu i usiadł na huśtawce.
- Chyba wisi… - India spojrzała na niego. – O nie… - zaśmiała się, widząc, że Candy wyciąga do niej rękę. – Przecież to się zarwie…
- No właśnie sprawdzam, czy się nie zarwie. – sprostował Candy i pociągnął ją na swoje kolana. Rozbujał lekko siedzisko. – Dalej wisi… - zauważył, jednocześnie oceniając nośność kołków i wytrzymałość sznura.
- Przecież nikt z dorosłych nie będzie tu siadał. – India ostrożnie oparła się jedną nogą o deski ganku. –
- Skąd wiesz... pomysł był Adama. Może lubi sobie pobujać myślami…
- Bezeceństwo… - usłyszeli przed sobą ciężki, męski głos.
- Proszę? – Candy zdziwił się uprzejmie. India spojrzała na mężczyznę stojącego przed nią i lekko przybladła.
- Jest niedziela… dzień, który należy poświęcić myślami sprawom wyższym niż pospolita… Niż okazywanie tak bezwstydnie swoich popędów…
- Pastorze, chyba musi mnie pan oświecić… Co ja robię w tej chwili? – Candy zainteresował się, przytrzymując jednocześnie mocniej Indię.
- W niedzielę, siedzisz bracie trzymając kobietę na kolanach, niczym grzesznik w salonach rozpusty… zamiast poświęcić ten czas na rozmyślania...
- Jeżeli jest nieprzyzwoite trzymanie na kolanach własnej żony – to kiedy to jest przyzwoite i dozwolone? – ponuro dopytał się Candy.
- Nigdy. – z mocą wydusił z siebie pastor. – Na kolanach można jedynie klęczeć…
- Huśtawka wisi. – Candy zwrócił się do Indi, przerywając pastorowi.
- Rzeczywiście, wisi. – India pocałowała męża w skroń.
- Nie skończyłem jeszcze! – uniósł się pastor.
- Ależ tak. – spokojnie sprostował Canaday.
- Rozpusta szerzy się w tym mieście. Kobiety lekkich obyczajów chodzą bezwstydnie po mieście, dziewczyny i kobiety ubierają się nieskromnie, mężczyźni zapominają o przyzwoitości – pastor mówił coraz głośniej, oczy mu rozbłysły. Wszędzie panoszą się kłamstwa i oszustwa! Hazard, pijaństwo! – Moim i mojego syna obowiązkiem jest pokazać wam jak powinno się żyć przyzwoicie, jak uchronić się przed potępieniem wiecznym!
India spojrzała wymownie na rozpiętą po trzeci guzik koszulę męża i na zapiętego pod szyje pastora.
- Gorąco jest dzisiaj. – Candy złapał jej spojrzenie, podnosząc wysoko brwi.
- To nie jest wymówka! – oburzył się pastor.
- Ależ tak. – spokojnie sprostowała India.
***
Pastor wpadł z impetem do swojego gabinetu, w biegu rozpinając górne guziki koszuli. Jego parafia okazała się być trudna, oporna na płomienne kazania. Od miesiąca próbował poznać swoich parafian, naprostować ich zachowanie, naprowadzić ich myśli na właściwe tory. A w dalszym ciągu widywał w kościele nadmiernie wystrojone dziewczęta, krygujące się podczas śpiewania hymnów. Pijaków wypadających chwiejnym krokiem czy to z saloonu – lub co gorsza, z Domu Rozpusty. Górnicy przyjeżdżali do miasta i nierzadko całą wolną niedzielę spędzali na grze w karty.
Pastor potrząsnął głową i oparł się ciężko o krawędź biurka.
Rodzina Cartwrigtów już na samym początku stanęła mu ością w gardle. Tolerował ich jedynie ze względu na hojne składki. Ale ich buta, wyższość nad innymi, brak pokory – a zwłaszcza ta niezawoalowana kpina w oczach Adama Cartwrighta – mogła go doprowadzić do wściekłej bezsenności.
Adam, semickie słowo oznaczające czerwony, jak kolor ziemi, z której został ulepiony. Adam Cartwright był właśnie jak ziemia Nevady – oporna, kapryśna, wymagająca. Nieprzyjazna dla obcych.
***
Genevive siedziała w zaroślach nad jeziorem i namiętnie szkicowała malowniczy, ułamany konar drzewa, opleciony ciemnozielonym bluszczem, kaskadą spadającym wprost do zarośniętej toni jeziora. Strzałka wodna zarastała nieckę, podwodna trawa w takt delikatnych ruchów fal tańczyła przy dnie. Kamienie przy brzegu, okalane zielonkawymi falami były gładkie, wypolerowane, zachwycały misternym, wielokolorowym wzorem.
Genevieve westchnęła i odłożyła pastele do skrzynki. Nie zważając na pył na palcach oparła głowę na dłoniach i z zachwytem spojrzała na otaczający ją krajobraz.
***
Zeszłej nocy znów mu się śniło. Pióro – długie, szaro-brunatne, okolone delikatnym, kremowym puchem. Leżało na złotej szali, emanując w ciemności tajemniczą łuną. A na drugiej, poczerniałej szali spoczywało – jego serce. Waga przechylała się coraz bardziej, jego serce ginęło w lepkim mroku – i wtedy się budził.
Znów miał wrażenie, ze łóżko całe dygocze. Wstrząsane miarowymi drganiami… i czuł wtedy ulgę, że wciąż czuje kołatanie swojego serca. Czuł, jak ono bije. Miał niemal wrażenie, że nie tylko łóżko się trzęsie; kiedy się wsłuchał słyszał jak cały pokój brzęczy w takt dyktowany jego sercu przez przerażenie i wstyd.
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Sob 20:01, 28 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18574
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 8:07, 28 Mar 2015 Temat postu: Pióro strusia |
|
|
Pastor zbyt wiele nie osiągnie ,będąc tak surowym.
Trzeba mieć zrozumienie dla ludzkich słabości -Chrystus przyszedł do grzeszników a nie do świętych.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Camila
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 10:00, 28 Mar 2015 Temat postu: |
|
|
Pastor bardzo chce zmieniać, ale na siłę i obrażając każdego to swojego celu na pewno nie osiągnie. I raczej powinien zaczać od własnego syna, a później przejść do innych.
Końcówka bardzo tajemnicza. Ciekawe kto ma takie sny?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|