Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Odkryta karta czyli wywiad z hrabią Monte Christo
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 13, 14, 15  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:08, 24 Gru 2013    Temat postu:

życie Mercedes było bardzo burzliwe... mam nadzieję, że jednak na końcu mówiła szczerze i bez żalu...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 14:45, 27 Gru 2013    Temat postu:

Rozdział XXXIX

Dzienniki Jeana Chroniqueura

23 lipca 1855 r. c.d.
Chyba w całej historii Francji nie było nigdy bardziej zdumionego człowieka niż ja w chwili, gdy dowiedziałem się od pani Mercedes tego, co miała mi ona do powiedzenia. Byłem naprawdę mocno zdumiony. Bo w końcu skąd mogłem przypuszczać, że marynarz Edmund Dantes i bogacz hrabia Monte Christo to jedna i ta sama osoba? Nie, zdecydowanie nie mogłem się tego spodziewać. Snułem najróżniejsze, najbardziej skomplikowane teorie spiskowe na temat relacji obu tych panów, ale tego, czego się dowiedziałem, nie spodziewałbym się nawet za milion lat. To był dla mnie szok. Prawdziwy szok. Trudno mi było naprawdę uwierzyć w to wszystko, co usłyszałem. Przez pierwszą chwilę sądziłem, że to być może kłamstwo. Żałosna bajka mająca na celu oszukanie mnie. Spojrzawszy jednak w oczy pani Mercedes Herrera doszedłem do wniosku, że kto jak kto, ale ona na pewno nie może kłamać. Wszystko, co mówiła, musiało być prawdą. Dlatego też fakty te były dla mnie tak bardzo szokujące, a jednocześnie niesamowicie interesujące.
Hrabia Monte Christo to nie kto inny jak właśnie Edmund Dantes. Młody, naiwny marynarz pozbawiony przez nienawidzących go ludzi stanowiska, narzeczonej i wolności. Gdy udało mu się podstępem opuścić więzienie, zemścił się w sposób okrutny. Zniszczył swoich wrogów. Upokorzył ich. Pozbawił masek, jakie zakładali w celu zamaskowania swoich prawdziwych fizjonomii. Tak, to był zdecydowanie szlachetny czyn. Opowieść Mercedes wiele mi wyjaśniła. Ale jednak nie wszystko. Wciąż bowiem w mojej głowie kłębiły się pytania, na które nikt z nas nie znał odpowiedzi. Wiedziałem, że potrzebuję więcej informatorów. Ale jednak bałem się, że nigdzie ich nie znajdę. Chociaż… nie należy nigdy tracić nadziei. Los bowiem potrafi człowieka naprawdę zaskoczyć.
Po tych licznych rozważaniach w końcu zamknąłem dziennik i odezwałem się.
- Pani Herrera – powiedziałem – Pani opowieść wiele nam wyjaśniła. Lecz jednak wciąż kilka spraw pozostaje niewyjaśnionych. Choćby taka: w jaki Edmund Dantes stał się hrabią Monte Christo?
- Właśnie. Nie wie pani może jak to się stało? – dodała Marta.
Oboje oczekiwaliśmy wyczerpującej odpowiedzi. Mercedes jednak bezradnie rozłożyła ręce.
- Niestety nie mogę zaspokoić państwa ciekawości. Przykro mi, ale hrabia nigdy mi tego nie powiedział. Dlatego muszę państwa w tym wypadku rozczarować. Opowiedziałam panu wszystko, co wiem w tej sprawie. Przykro mi, że tak mało wiem o wszystkim, co dotyczy tego człowieka.
Zasmucony schowałem za pazuchę swój dziennik.
- Nic nie szkodzi, proszę pani. Moim zdaniem powiedziała nam pani bardzo wiele. O wiele więcej niż się spodziewaliśmy.
Uśmiechnąłem się lekko, a Marta pokiwała głową na znak, że się ze mną zgadza.
- Cieszę się, proszę państwa – odpowiedziała Mercedes – Tyle przynajmniej mogłam zrobić dla dobrego imienia człowieka, którego niegdyś kochałam. I który kiedyś kochał mnie, jak się okazało, niezasłużenie.
Ja i Marta wstaliśmy ze swoich miejsc. Nie mieliśmy już tu czego szukać. Wszystko, co ona mogła nam powiedzieć, już powiedziała.
- Dziękujemy pani bardzo – powiedziałem.
- Bardzo nam pani pomogła – dodała Marta.
- Cieszę się, że mogłam pomóc – odpowiedziała Mercedes odprowadzając nas do drzwi.
Kiedy już je miała za nami zamknąć zawołała:
- Proszę państwa!
Odwróciliśmy się zdziwieni jej okrzykiem.
- Tak? - zapytaliśmy jednocześnie.
- Coś mi się przypomniało. Jestem w posiadaniu pewnego rękopisu, który być może wam się przyda. Dla mnie nie ma on żadnej wartości, ale państwa... Zaczekajcie więc chwilę.
Zniknęła w głębi swego mieszkania, a po chwili wróciła z plikiem pożółkłych już kartek w dłoni. Następnie wręczyła mi go.
- Proszę, panie Chroniqueur. Mam nadzieję, że to panu się na coś przyda.
Spojrzałem na rękopis, który mi podała.
- Dziękuję pani bardzo. Mam jednak pytanie. Co to właściwie jest?
- Cóż…
Mercedes wyglądała na zmieszaną, ale jednak zebrała w sobie wszystkie pokłady odwagi i powiedziała:
- To jest ostatnie wyznanie mojego śp. pamięci męża, Fernanda Mondego, hrabiego de Morcerf.
Nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Początkowo sądziłem, że pani Herrera stroi sobie ze mnie żarty. Mogłem jeszcze uwierzyć w cudownie odnalezione zapiski pana de Villefort, ale w to? Przerzuciłem szybko kilka kartek rękopisu i rzuciłem okiem na pierwsze słowa w nich zapisane. Jednakże nie znalazłem w nich niczego, co mogłoby zaprzeczyć temu, że są to zapiski Fernanda Mondego. Wręcz przeciwnie. Wszystko wskazywało na to, iż jest to rękopis spisany przez tego człowieka.
Widząc moje zachowanie Mercedes uśmiechnęła się wyrozumiale i powiedziała:
- Rozumiem, że jest pan zdumiony, panie Chroniqueur. No cóż… Mój mąż, nim popełnił samobójstwo, spisał swoją historię i wysłał ją mnie. Początkowo chciałam to spalić, ale jednak zachowałam, czego teraz nie żałuję, gdyż dzięki temu, jak mniemam, zdołam państwu pomóc i rzucić nieco więcej światła na całą sprawę. Przeczytajcie państwo ten rękopis i….
- I co? – zapytała Marta zerkając przez moje ramię na rękopis.
- I nie oceniajcie zbyt surowo mojego męża… ostatecznie… był tylko biednym, zakochanym człowiekiem. Ja sama wystarczająco go już potępiam. Pan zaś, panie Chroniqueur, wraz ze swoją uroczą towarzyszką podróży… spróbujcie nie oceniać jego czynów, a jedynie je zapamiętać i uznać za fakt dokonany. Mogę państwa o to prosić?
- Ależ naturalnie – odpowiedziałem, choć nie miałem pojęcia, dlaczego Mercedes nas o to prosi.
- Najzupełniej – dodała Marta.
- Dziękuję państwu bardzo serdecznie – Mercedes uśmiechnęła się do nas smutno – A zatem… żegnam państwa. Mam nadzieję, że zdołałam państwu choć trochę pomóc.
- Na pewno, proszę pani. Na pewno – odrzekłem.
Mercedes ponownie obdarzyła nas swoim smutnym uśmiechem i zamknęła za sobą drzwi.
Ja i Marta natomiast szybko zbiegliśmy na sam dół i wsiedliśmy do powozu. Ruszyliśmy nim w kierunku domu, aby jak najszybciej przeczytać rękopis. Jednak ciekawość wzięła w nas górę do tego stopnia, że zatrzymaliśmy się w pobliskiej tawernie. Tam zaś zamówiliśmy stolik, coś do picia, rozłożyliśmy rękopis i zaczęliśmy go czytać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Czw 23:49, 06 Mar 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 0:33, 30 Gru 2013    Temat postu:

No tak, pierwsze co mi się rzuciło w oczy to dość liczny spis bohaterów występujących w powieści. Trudno będzie ich wszystkich spamiętać kto jest kim, ale z drugiej strony: więcej postaci, więcej wydarzeń, co wiąże się z ciekawszą i bardziej rozbudowaną akcją. Ogólnie rzecz biorąc powieść zapowiada się dość ciekawie, choć nie jestem żadnym fanem książek Dumasa, bo żadnej z nich nie przeczytałem, a historie Dantesa znam jedynie z ekranizacji, którą obejrzałem jakiś czas temu. Co do dalszych przygód hrabiego, opisanych przez innych autorów to podzielam Twoje zdanie, ze rzeczywiście są one żałosne i mało realistyczne, dlatego sądzę, że Twoja powieść będzie zupełnie inna i o wiele bardziej warta przeczytania niż owe pseudo-dzieła.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 1:01, 05 Sty 2014    Temat postu:

Dobra, pierwsze dwa rozdziały przeczytane. Trzeba przyznać, że robi się coraz ciekawiej. Zobaczymy zatem jak się dalej to wszystko potoczy. W końcu nie tak łatwo będzie odnaleźć ludzi, którzy znali lub słyszeli o hrabim, skoro nie wiadomo nawet gdzie ich szukać. W końcu nie wszyscy muszą mieszkać we Francji, tak że Jean dostal zadanie nie lada, ale skoro jest ambitny, bystry i pełen zapalu to na pewno uda mu się sprostać oczekiwaniom ojca chrzestnego. Najbardziej tajemniczą postacią pozostaje rzecz jasna sam hrabia. Dość kontrowersyjny z niego człowiek. Z jednej strony robi pozytywne wrazenie swoim zachowaniem, obyciem i manierami, ale z drugiej jest w nim coś takiego, co nie pozwala obdarzyć go zaufaniem. No i praktycznie nic o nim nie wiadomo. Alfons nie wie nic na temat jego przeszłości ani kim on tak właściwie jest. Doprawdy bardzo enigmatyczna i zagadkowa z niego postać. Prawdę mówiąc Jean nie dowiedzial się z tego opowiadania zbyt wiele. No i trzeba dodać, ze hrabia jest wyjątkowo pewny siebie, skoro z góry założył, że wygra pojedynek na broń palną z Albertem. Alfons z kolei okazał się lojalny wobec Alberta, mimo że ten próbował go wcześniej wyzwać na pojedynek, oskarżając o wydanie gazety, uwłaszczającej honorowi jego ojca, ale co poradzić skoro on rzeczywiście okazał się zdrajcą? I tak prędzej czy później wyszłoby to na jaw, ale najbardziej w tym wszystkim zaskakujące jest to, że Albert ostatecznie zmienił zdanie i poniechał zemsty, której z początku tak bardzo pragnął. Widać to człowiek, który najpierw działa, a potem myśli. Tą swoją gwałtowność i porywczość może jeszcze przyplacić życiem, jak będzie tak wszystkich wkoło na pojedynki wyzywał.

Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Czw 21:25, 06 Mar 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Sob 23:46, 11 Sty 2014    Temat postu:

Trzeba przyznać, że nudnego życia to ten Franz nie miał, tym bardziej, że trzymały się go takie zwariowane pomysły. Co do hrabi to można się tylko domyślać, że pewni ludzie musieli mu w przeszłości wyrządzić wiele zła, skoro tak długo ich prześladował, że dopiął swego , doprowadzając do ich klęski. No, ale teraz przynajmniej Jean zyskał znacznie więcej informacji na jego temat.

Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Czw 22:42, 06 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 23:06, 12 Sty 2014    Temat postu:

Ten Lucjan to zbyt gościnny nie był. Z kolei dla Danglarsa liczyły się tylko pieniądze. Nic poza tym nie miało dla niego znaczenia. Nawet własną żonę miał w głębokim poważaniu i nie przeszkadzało mu w zupełności to, że go zdradzała. Zresztą ona również była chciwa na pieniądze, które stanowiły dla niej nadrzędną wartość. Za tym błędnym przekazem telegraficznym z pewnością stał Monte Christo, chcąc doprowadzić Danglarsa do bankructwa. Kolejna rzecz mu się udała. Trzeba przyznać, ze jest naprawdę dobry w dokonywaniu zemsty na innych, tylko ciekawe co oni mu właściwie takiego zrobili, że tak bardzo zaleźli mu za skórę, do tego stopnia, że nie potrafi darować wyrządzonych mu krzywd? Domyślam się, że to między innymi przez nich trafił do więzienia, ale to są jedynie moje domysły, gdyż z obejrzanego filmu nie pamiętam żadnych nazwisk. Przyznam, że nawet nie pamiętałem prawdziwego imienia i nazwiska głównego bohatera, bo oglądałem ten film dośc dawno, no a książki nie czytałem.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 16:35, 13 Sty 2014    Temat postu:

O, już dwa spore kawałki na mnie czekały. Dużo nowego - w końcu jasno podane nazwisko hrabiego - ale co jest w tym rękopisie?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 21:34, 14 Sty 2014    Temat postu:

Z tego Jeana to naprawde zawzięty i uparty człowiek. Pewnie gdyby tylko mógł bez wahania pojechałby do Włoch, by odnaleźć wspomnianego przez ministra człowieka, który mógłby mu dostarczyć wiecej informacji na temat hrabiego. Widać, że łatwo to on nie odpuszcza i jest gotów zrobić wiele by osiągnąć cel jaki sobie wyznaczył. Minister może nie był zbyt gościnny, ale spełnił jego prośbę i opowiedział mu wszystko co wie o hrabim. Dał mu nawet wskazówki, u kogo należy szukać dalszych informacji, więc Jean nie powinien go potępiać, tym bardziej, że z pewnością miał wiele spraw na głowie, toteż nic dziwnego, że przyjąl go z niechęcią. Pani Danglars po tym wszystkim została zakonnicą. No tego to się nie spodziewałem. Przecież ona na zakonnicę to się w ogóle nie nadaje!
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:08, 15 Sty 2014    Temat postu:

Rozdział XL

Opowieść Fernanda Mondego

Nazywam się Fernand Mondego, hrabia de Morcerf, mąż Mercedes Herrera i ojciec Alberta wicehrabiego de Morcerf. Do niedawna jeszcze nigdy bym nie chciał spisać całego swojego życia. Jednakże ze względu na ciąg wydarzeń, które niedawno miały miejsce, postanowiłem to zrobić. Moje dni są policzone, dlatego właśnie postanowiłem rozliczyć się ostatecznie ze światem i wyznać szczerze wszystkie moje uczynki. Zaś ty, przypadkowy Czytelniku moich przedśmiertnych wyznań, proszę cię nie oceniaj mnie zbyt surowo, kiedy będziesz czytać ten rękopis. Nie potępiaj mnie za to, co zrobiłem, gdyż już wystarczająco ja sam siebie potępiłem. Wysłuchaj jedynie mej historii i oceń mnie surowo, ale jednak sprawiedliwe. Czyli tak, jak ja nigdy nie potrafiłem.
Urodziłem się w Marsylii w dzielnicy katalońskiej. Od dziecka wychowałem się razem z moją małą, uroczą kuzynką, Mercedes Herrera. Gdy jej rodzice zmarli, zaopiekowałem się nią. Oboje zajmowaliśmy się łowieniem ryb i naprawianiem sieci. Nie było to jednak dochodowe zajęcie i czasami, choć wstyd się przyznać, utrzymywaliśmy się z jałmużny innych. Marzyłem o tym, by stać się człowiekiem sławnym i bogatym, a także szanowanym przez ludzi. A jak wiadomo, tylko pieniądze oraz wielka sława zapewniają człowiekowi szacunek na świecie. Czy to coś złego, że tego pragnąłem? Na pewno nie. Lecz tak naprawdę bardziej niż wielkiej popularności i ogromnego majątku pragnąłem czegoś innego. Pragnąłem jej. Mercedes Herrera, mojej kuzynki. Pragnąłem ją poślubić. Pragnąłem jej miłości. Tak, właśnie miłości, gdyż bardzo mocno ją kochałem. Nie tak, jak kuzyn powinien kochać kuzynkę ani brat siostrę, lecz jak zakochany mężczyzna kocha obiekt swoich uczuć. Jednak ona nie odwzajemniała moich uczuć. Lubiła mnie jak przyjaciela, kochała jak brata, ale nic poza tym. Co więcej zakochała się w młodym marynarzu nazwiskiem Edmund Dantes. Początkowo nie dostrzegłem tego, ale później, gdy sama mi o tym powiedziała, byłem zrozpaczony. Czułem, że cały mój świat wywrócił się do góry nogami. Choć długo nie miałem okazji poznać mego rywala, gdyż często wypływał w rejs i nie było go nieraz nawet po kilka miesięcy, to jednak znienawidziłem go od pierwszej chwili, gdy tylko o nim usłyszałem. W jednej z rozmów, które prowadziłem z Mercedes, wyznałem jej swoje uczucie do niej i zapowiedziałem, iż jeśli Dantes się pojawi w jej domu, zabiję go. Ona jednak oświadczyła mi, że w takiej sytuacji ona również umrze. A tego bałem się najbardziej. Dlatego właśnie zrezygnowałem z tego planu, choć chwilami mój hiszpański nóż wydawał się bardzo kuszącą perspektywą. Jednak z miłości do Mercedes postanowiłem powstrzymać się od działań. Nie było to proste. Wręcz przeciwnie.
Rok 1815 przyniósł jednak poważne zmiany w moim życiu. Wtedy wydawało mi się, że to były zmiany na lepsze. Dziś, z perspektywy czasu uważam, iż właśnie wtedy rozpoczął się mój moralny upadek. Tego bowiem roku Edmund Dantes powrócił ze swojego ostatniego rejsu, po którym otrzymał stopień kapitana oraz wyższą pensję. Co za tym idzie, było już go stać na ślub z Mercedes, co ona przywitała z wielką radością, a ja z przerażeniem. Z chwilą, gdy Dantes zjawił się u Mercedes oznajmiając jej to, byłem w domu i wszystko słyszałem. Wieści te sprawiły, że straciłem wszelką nadzieję na bycie mężem mej kuzynki, która chyba tylko po to, aby powiększyć mój ból, przedstawiła mi swego narzeczonego i kazała nam zostać przyjaciółmi. Zrozpaczony podałem dłoń temu człowiekowi, który ukradł mi moje szczęście, po czym wybiegłem z domu mając nadzieję poszukać zapomnienia w alkoholu. Poszedłem do oberży „Pod Flaszą i Dzwonem” (tak się ona chyba nazywała), gdzie zastałem szewca nazwiskiem Kacper Caderousse oraz buchaltera Danglarsa, który pływał z Edmundem na jednym statku. Obaj panowie nienawidzili Dantesa tak samo mocno jak ja. Pierwszy zazdrościł mu popularności w świecie marynarzy, drugi zazdrościł mu stanowiska kapitana. Obaj zaprosili mnie do stolika i zaczęli ze mną pić. Caderousse więcej niż powinien. Danglars z kolei prawie nic nie pił i jednocześnie zaczął mnie podjudzać przeciwko Edmundowi. Powiedział, że można by się pozbyć człowieka, który nam obu stoi na drodze do szczęścia. Do osiągnięcia tego celu zaś nie trzeba wiele. Wystarczy tylko złożyć anonimowy donos na Dantesa. W donosie tym oskarżono by go o bonapartyzm, w tamtych czasach wielkie przestępstwo polityczne. Danglars nawet dla zabawy wziął kartkę papieru, pióro i atrament, po czym na moich oczach napisał cały donos. Kiedy jednak całkiem już zalany Caderousse zaczął protestować twierdząc, iż to zbyt okrutny żart, Danglars pogniótł donos i cisnął go w kąt oberży. Następnie zabrał ze sobą swego kompana i obaj wyszli. Ja zostałem i upewniwszy się, że nikt na mnie nie patrzy, podniosłem szybko ów anonimowy donos z podłogi, rozwinąłem go i przeczytałem. Byłem pewien, że ta jedna, mała kartka papieru może na lepsze odmienić całe moje życie. Postanowiłem więc skorzystać z nadarzającej się okazji. Kiedy jednak podniosłem wzrok ujrzałem Danglarsa, jak wciąż prowadzi pijanego Caderousse’a pod ramię, a zarazem wciąż się we mnie uważnie wpatruje. Stał daleko ode mnie, jednak jego wzrok wyrażał tak ohydne zadowolenie, jakiego jeszcze nigdy nie widziałem. Widać było jak na dłoni, iż patrząc na mnie upewnia się, że podnoszę napisany przez niego donos i zamierzam go wykorzystać. Przyznam się, że jego spojrzenie przeraziło mnie i gdyby nie moja determinacja do pozbycia się rywala, to na pewno pod wpływem tego wzroku zrezygnowałbym ze swych planów. Tak się jednak nie stało i ostatecznie wysłałem ów donos pocztą na policję.
Na efekty mojego działania nie trzeba było długo czekać. Następnego dnia w tej samej oberży, w której powstał plan zniszczenia Edmunda Dantesa, odbyły się jego zaręczyny z moją kuzynką. Ja również zostałem na nie zaproszony. Danglars i Caderousse także. W trójkę byliśmy świadkami przerwania przyjęcia przez oddział żandarmerii, który aresztował Dantesa za bycie szpiegiem bonapartystów. Został on potem przesłuchany przez zastępcę prokuratora Marsylii, pana Gerarda de Villeforta. Ten zaś uznał Edmunda, nie wiedzieć czemu, za wyjątkowo niebezpiecznego człowieka i zesłał go na dożywocie do zamku If. Nie było nawet procesu. Człowiek, który stał mi na drodze, zniknął z mojego życia tak szybko, jak się pojawił.
Czy miałem wyrzuty sumienia z powodu tego, co zrobiłem? Oczywiście, że miałem. Jednak uznałem, iż cel uświęca środki, a w życiu nie ma sentymentów. Poza tym już nic nie mogłem zrobić. Gdybym przyznał się do wszystkiego Mercedes, znienawidziłaby mnie ona na zawsze. A na to nie mogłem sobie pozwolić. Nie po to zaprzedałem duszę szatanowi, żeby teraz cała ofiara poszła na marne. Jak mówi mądre przysłowie: „Chce czy nie chce, grać musi ten, kto już rozdał karty”. Także i ja musiałem kontynuować grę kartami, które już wyłożyłem na stół.
Niedługo po aresztowaniu Edmunda Napoleon uciekł z Elby i ponownie został cesarzem Francji. Wszyscy rojaliści zaczęli wówczas drżeć o swoje życie z obawy o zemstę bonapartystów. Ja również miałem powody do lęku. W końcu Edmund Dantes uwięziony przez rojalistów za szpiegostwo na rzecz cesarza teraz mógłby zostać uwolniony. A gdyby wrócił, na pewno chciałby się dowiedzieć, kto i w jaki sposób przyczynił się do jego uwięzienia. Mógłby też odkryć, że maczałem w tym palce. Wówczas moje życie oraz małżeństwo z Mercedes wisiałoby na włosku. Co prawda z czasem okazało się, iż moje obawy były bezpodstawne, ale wtedy nie mogłem o tym wiedzieć. Dlatego też skorzystałem z pierwszej, nadarzającej się okazji, aby zniknąć z Marsylii i wstąpiłem do wojska – poszło mi to tym łatwiej, iż cesarz ogłosił pobór z powodu wojny, jaką wypowiedział Anglii. W noc przed bitwą pod Waterloo (zakończonej jak wiadomo porażką naszych wojsk) generał, w którego oddziale służyłem postanowił przyłączyć się do nieprzyjaciela i zaproponował mi, abym też to zrobił. Zgodziłem się bez wahania, w zamian za co otrzymałem stopień porucznika. Wróciłem do Marsylii i zakręciłem się koło Mercedes, która jednak wciąż oczekiwała powrotu Edmunda. Czyniła to aż do chwili, gdy dowiedziała się, że ten zmarł w zamku If. Wówczas to poddała się żałobie, ale po jakimś czasie wyszła za mnie. Było to chyba półtora roku po aresztowaniu Dantesa. Moje największe marzenie spełniło się. Zostałem mężem mej kuzynki, a rok później ojcem. Mercedes bowiem urodziła mi syna, Alberta, którego pokochałem całym sercem.
Jednakże stopień porucznika bynajmniej nie zaspokajał moich coraz bardziej wygórowanych ambicji. Pragnąłem więcej i jeszcze więcej. Skorzystałem więc z okazji podczas wojny z Hiszpanią, która wybuchła w 1823 r. Otrzymałem wówczas awans na kapitana i zostałem wysłany do Madrytu. Miałem za zadanie umożliwić Francuzom zdobycie tego miasta z jak najmniejszymi stratami. W mieście tym spotkałem Danglarsa, który robił tu interesy. Było to spotkanie zgoła przypadkowe, ale okazało się być niezwykle owocne. Wszedłem w konszachty z tym odrażającym typem, który już raz pomógł mi osiągnąć szczęście. Dzięki niemu miasto łatwo dostało się w ręce Francuzów, w zamian za co awansowano mnie na pułkownika oraz otrzymałem tytuł hrabiego. Nie przejmowałem się wówczas tym, iż Hiszpania jest moją prawdziwą ojczyzną ze względu na pochodzenie, zaś Francja jedynie mnie wychowała. Liczyło się dla mnie wówczas jedynie zrobienie kariery. Chciałem się bowiem wybić ponad stan. Stać się kimś więcej niż tylko biednym rybakiem z dzielnicy katalońskiej. Uważałem więc, że w takim wypadku cel uświęca środki.
Byłem już pułkownikiem i hrabią. Byłem kimś, o czym zawsze marzyłem. Wyprowadziłem się z żoną i synem do Paryża. Zmieniłem nazwisko na de Morcerf, żeby nikt nigdy nie skojarzył mnie z dzielnicą katalońską. Czułem, że zostałem wielkim panem. Ale niestety, moja zachłanność nie znała granic. Chciałem osiągnąć jeszcze więcej. Wiadomo, iż apetyt rośnie w miarę jedzenia i w moim przypadku stało się tak samo. Kiedy w Grecji wybuchło powstanie o niepodległość przeciwko Turkom podjąłem brzemienną w skutkach decyzję i pojechałem na tę wojnę jako jeden z licznych europejskich ochotników. Wszedłem na służbę do niejakiego Alego Paszy. Nazywano go również Ali Tebelinem, był on paszą i wezyrem Janiny, a także najwierniejszym sługą sułtana – oczywiście do czasu, bo podczas powstania wsparł Greków, za co spotkał go gniew sułtana. Z bólem serca przyznaję, iż diabeł skusił mnie, abym zdradził tego człowieka, który okazał mi miłość niemalże ojcowską. Rozsądek podpowiadał mi, że Janina długo się nie utrzyma, a kiedy już upadnie, sułtan okaże swój gniew wszystkim znajdującym się w niej ludziom, w tym również i mnie. Nie chciałem tego, krew mi się mroziła w żyłach na myśl o tureckich torturach. Dlatego też zaoferowałem się wydać Janinę Turkom. Sam również uknułem plan, jak ma to dokładnie wyglądać.
Sułtan obiecał wysłać swemu zbuntowanemu wezyrowi znak ukazujący mu, czy spotka go łaska czy też śmierć. W przypadku, gdyby tym znakiem był znak śmierci, wierny sługa Ali Tebelina miał wysadzić zamek w powietrze. Ja jednak namówiłem posłańców, by pokazali znak ułaskawienia. Dzięki temu wierny sługa czekający w prochowni z pochodnią został wprowadzony w błąd i zgasił ogień. Wówczas posłańcy rzucili się na niego i zadźgali nożami jak dzika. Ja zaś otworzyłem bramy Janiny wprowadzając w nie wojska tureckie, czekające tylko w ukryciu na sygnał do ataku. Ali Tebelin widząc zdradę bronił się dzielnie, ale wówczas to dosięgła go śmierć z mojej ręki. Umierając mój dowódca odwrócił się do mnie i ciął mnie przez rękę nożem, wskutek czego została mi po tym blizna, którą mam do dziś. Ta oto blizna przyczyniła się później do mego upadku. Ale o tym potem. Dodać muszę, iż Turcy hojnie mnie wynagrodzili za mą zdradę. Otrzymałem wielką nagrodę pieniężną, a także żonę i córkę Ali Paszy, które sprzedałem potem w niewolę sułtanowi. Oczywiście wszystko to zostało pomiędzy mną a Turkami. Dla wszystkich Francuzów zaś byłem bohaterem wojennym i wróciłem z tej wyprawy bajecznie bogaty i ze stopniem generała lejtnanta. Nikogo nie zdziwiły moje bogactwa – Ali Pasza bywał niezwykle hojny dla swych wiernych żołnierzy. Mój stopień wojskowy, który od niego otrzymałem, został przez króla Francji uznany. Niedługo zaś po moim powrocie zostałem przyjęty do Izby Parów. Stałem się jedną z najważniejszych osobistości w całym kraju.
Czy miałem wyrzuty sumienia z powodu tego, co zrobiłem? Nie przypominam sobie. Ze zdradzaniem oraz zabijaniem jest jak z kłamstwem. Po pierwszym razie nie wydaje się to już być takie straszne. Nie bałem się również, że ktoś mnie może wydać. Bo niby kto? Za dezercję pod Waterloo nikt mnie nie ukarał. Wydanie stolicy mej prawdziwej ojczyzny dla Francji było czynem chwalebnym. Ali Pasza zginął z mej ręki, żona i córka gniły w niewoli. Nie było nikogo, kto mógłby mi zarzucić podłość. Byłem nietykalny.
Wszystko to jednak skończyło się z chwilą, gdy do Paryża w roku 1838 przybył hrabia Monte Christo. Uratował on życie mojemu synowi podczas karnawału w Rzymie, w zamian za co on zaprosił go do stolicy naszej ukochanej Francji i postanowił wprowadzić na miejscowe salony. Hrabia oczywiście przebywając w Paryżu nie mógł nie zapoznać się ze mną ani z moją żoną. Uczynił to już pierwszego dnia pobytu tutaj. Muszę przyznać, iż wywarł on na mnie raczej pozytywne wrażenie. Jeśli już wtedy planował zniszczyć mnie, nie dał nic po sobie poznać. Odwiedzał nas czasami, zapraszał na przyjęcia, uśmiechał się do nas przyjaźnie. A jednocześnie szykował się do tego, aby w odpowiednim momencie wbić mi nóż w plecy.
Niedługo potem Danglars, który kilka lat temu został baronem i bankierem, zaczął mi poważnie grać na nerwach. Od jakiegoś czasu bowiem istniał pomiędzy nami plan wyswatania ze sobą naszych dzieci. Albert miał poślubić jego córkę, Eugenię. Jednak o dziwo Danglars nagle zaczął zwlekać ze ślubem. Nie mogłem tego zrozumieć i pewnego dnia udałem się do niego z pytaniem, dlaczego to robi. Odpowiedział mi wówczas butnie i arogancko, że mój syn nie jest odpowiednią partią dla jego córki. Nie rozumiałem, dlaczego tak uważa. Szybko jednak się tego dowiedziałem. Ktoś bowiem umieścił w gazecie wiadomości na mój temat. Wiadomości te ujawniały mój prawdziwy udział w upadku Janiny oraz ogłosiły mnie człowiekiem bez czci i wiary. Izba Parów nie mogła zlekceważyć takich oskarżeń, więc stanąłem przed nimi występując w obronie mego dobrego imienia. Byłem pewien swego zwycięstwa – w końcu nie było żadnych świadków mogących zarzucić mi kłamstwo. Tak mi się przynajmniej wydawało. Szybko się jednak okazało, iż jestem w błędzie. Żył bowiem naoczny świadek moich czynów. Była nim księżniczka Hayde, córka Ali Tebelina. Mała dziewczynka, którą wraz z matką sprzedałem sułtanowi, który z kolei odsprzedał ją El Kobbirowi, znanemu handlarzowi niewolników, od którego to została wykupiona przez hrabiego Monte Christo. Hayde przybyła z hrabią do Paryża i korzystając z okazji, iż stoję przed sądem, zjawiła się w siedzibie Izby Parów, a następnie ujawniła moje zbrodnie na dowód wyjawiając, iż mam na ręce bliznę po ranie, jaką mi zadał jej ojciec w chwili śmierci. Jej słowa wywołały we mnie tak wielki szok, że nie byłem nawet w stanie dłużej się bronić. W związku z zaistniałą sytuacją powołano do życia specjalną komisję śledczą celem zbadania tej sprawy. Komisja ta dość szybko utwierdziła się w mojej winie, wskutek czego zostałem wykluczony z Izby Parów.
Moja przeszłość zniszczyła mnie. Wiedziałem jednak, że to nie może być przypadek. Ktoś pomógł mi upaść ze szczytu na sam dół. Ale kto? Mój syn przeprowadził szybko małe śledztwo i odkrył, że za tym wszystkim stoi hrabia Monte Christo. Urażony Albert wyzwał natychmiast tego nędznego cudzoziemca na pojedynek, ale o dziwo do walki nie doszło. Mój syn przeprosił hrabiego i wróciwszy do domu oznajmił mi to. Wściekły wskoczyłem do powozu, by po chwili zjawić się w domu Monte Christa oświadczając, iż skoro mój syn nie raczy walczyć w obronie mego honoru, ja sam muszę to uczynić. Hrabia nie sprzeciwiał się. Zdjął ze ściany w swoim gabinecie dwa kordelasy, rzucił mi jeden z nich, a drugi sam pochwycił i stanął do walki. Pojedynek między nami był krótki – dość szybko zostałem rozbrojony. Hrabia jednak o dziwo nie chciał mnie zabić, choć go o to błagałem. Nakazał mi jednak iść precz i nigdy więcej nie pokazywać się w jego domu. Wściekły zapytałem go, co ja mu takiego złego zrobiłem, iż tak mnie prześladuje? Wówczas hrabia wyszedł na chwilę i wrócił ubrany w marynarski strój oświadczając, że jest to kara za zbrodnię wsadzenia go do więzienia na czternaście lat oraz odebranie mu ukochanej Mercedes. Od razu wiedziałem z kim mam do czynienia. Z Edmundem Dantesem. Hrabia Monte Christo okazał się być dawno zmarłym więźniem z zamku If, który powstał z martwych, aby ukarać mnie za moje grzechy sprzed lat.
Przerażony i zrozpaczony wróciłem do domu, gdzie dowiedziałem się, że moja żona i syn opuścili mnie. Zostałem sam. Bez rodziny, przyjaciół, jedynie z własną hańbą zdobiącą me czoło niczym piętno. Wiem, co należy mi uczynić i zaraz to zrobię. Tylko jedno mi teraz pozostaje. Krew moja zmaże wszelkie winy z nazwiska, które noszę. Oby moja żona i syn wybaczyli mi kiedyś, gdyż ja sobie nie potrafię wybaczyć. Już pora, już zbliża się kres. Za chwilę się zabiję. Tak trzeba. Kula w łeb i po wszystkim. Moje zbrodnie są zbyt wielkie, bym mógł je kiedykolwiek w jakiś sposób naprawić. Dlatego wybieram jedyną, możliwą drogę, jaka mi pozostała teraz w życiu. W mym jakże już krótkim, żałosnym życiu.
Żegnaj, Mercedes. Zawsze cię kochałem! Żegnaj, Albercie i spróbuj mi wybaczyć, gdyż ja sobie wybaczyć nie umiem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Pią 0:24, 07 Mar 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 21:19, 15 Sty 2014    Temat postu:

Dobrze mówiłem, że Herminia nie nadaje się na zakonnice, gdyż życie w klasztorze wcale jej nie odpowiada. Z pewnością gdyby miała za co żyć nigdy by do niego nie wstąpiła. Hrabia, cóż trzeba przyznać, że zachowywał się wobec niej naprawdę szlachetnie, skoro oddał jej konie, nie chcąc zwrotu pieniędzy, ale ostatecznie doprowadził ją do bankructwa. Bardzo przebiegły i podstępny z niego człowiek, a jednocześnie obłudny i fałszywy. Doskonale potrafi udawać i skrywać swoje prawdziwe emocje i uczucia. Dopiero potem , kiedy działa w ukryciu, wychodzi na jaw jego prawdziwa natura.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 21:16, 16 Sty 2014    Temat postu:

Mondego jakoś tu lepiej wyszedł niż w moim wyobrażeniu... Być może się wybielił, być może po prostu był bardziej skomplikowany, niż wydawało się na pierwszy rzut oka...

Ale co zrobił źle, to zrobił.

Co dalej? Kto jeszcze został do "odpytania"? Mam swoje podejrzenia, ale zaczekam...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:50, 19 Sty 2014    Temat postu: Rozdział XLI

Rozdział XLI

Dzienniki Jeana Chroniqueura

23 lipca 1855 r. c.d.
Musiałem przyznać, że choć zapiski śp. Fernanda Mondego nie wyjaśniły nam wszystkich istotnych kwestii, to jednak stało się tak, jak powiedziała pani Herrera. Rzuciły one znacznie więcej światła na prowadzoną przez nas sprawę i pomogły nam zrozumieć o wiele więcej niż dotychczas rozumieliśmy. Przede wszystkim zaś, co zresztą moim zdaniem było najważniejsze, pozwoliły nam one poznać historię hrabiego Monte Christo z zupełnie innej strony niż dotychczas. Dowiedzieliśmy się, dlaczego Fernand wziął udział w spisku przeciwko Edmundowi Dantesowi, jakie motywy nim kierowały oraz to, co czuł przez te wszystkie lata, nim dosięgła go karząca ręka sprawiedliwości. Muszę przyznać, iż po lekturze tegoż rękopisu było mi jeszcze bardziej żal hrabiego Monte Christo i w sumie rozumiałem, dlaczego się zemścił. Ileż on musiał wycierpieć przez tych czterech nędzników: Caderousse’a, Mondego, Villeforta i Danglarsa.
Sam rękopis uważałem za pełne cynizmu i nienawiści studium nad ludzką złą naturą. Jego autor był kanalią i dostał to, na co zasłużył. Czułem się okropnie po jego lekturze. Pocieszało mnie w pewnym sensie to, że pan Mondego alias hrabia de Morcerf miał okropne wyrzuty sumienia z powodu tego, co zrobił. Nie był więc taki zwyrodniały jak Danglars albo tak bezlitosny jak prokurator de Villefort. Co jednak nie zmieniło mojej antypatii do niego. Zgodnie z obietnicą daną Mercedes postanowiłem nie oceniać jej śp. męża, co jednak nie zmieniało faktu, że gdyby żył, splunąłbym mu chyba w twarz z pogardą.
- Doskonałe są te zapiski, Jean – powiedziała Marta, kiedy skończyliśmy czytać rękopis – Idealnie stworzone zapiski zbrodniarza.
Zaśmiałem się delikatnie słysząc jej słowa.
- Zapiski zbrodniarza. Haha! Och, Marto! Tak długo już podróżujemy razem, a jednak wciąż mnie zaskakujesz.
Marta słysząc moje słowa zrobiła bardzo zadowoloną minę.
- Tym lepiej. Uznaję twoje słowa za komplement.
- I bardzo dobrze – pokiwałem głową z uśmiechem – Ale jednak nie wiem, co takiego intrygującego znajdujesz w tym rękopisie?
Ukochana moja spojrzała na mnie z figlarnym uśmiechem powoli dopijając wino ze swojej szklanki.
- Sam powiedz, jak często trafiają ci się zapiski stworzone przez zbrodniarza?
Musiałem przyznać, że zdarzały mi się one niezmiernie rzadko.
Marta pokiwała zadowolona głową słysząc moje słowa.
- No właśnie. Sam zatem widzisz, że to dość nietypowy rodzaj zapisków. I to jest właśnie w nich intrygujące. Ta ich nietypowość, jak i również fakt, że zbrodniarz bez najmniejszej krępacji pisze o tym wszystkim, co uczynił.
- Pisze bez krępacji, bo wie, że stoi już nad grobem i praktycznie wszystko mu jedno. Ale masz rację. To interesujący aspekt psychologiczny.
- Raczej typowa reakcja człowieka, który ma za chwilę umrzeć. Chce dostać łagodniejszy wyrok na Sądzie Ostatecznym, dlatego zbiera mu się na szczerość i chce się wyspowiadać. Zwyczajnie drań liczy na zrozumienie. Każdy, kto ma coś na sumieniu, tak robi.
Wybuchnąłem śmiechem, kiedy usłyszałem jej słowa.
- Chyba raczysz żartować, Martusiu. Niby skąd u ciebie takie doświadczenie w tych sprawach?
Uśmiechnęła się do mnie tajemniczo i odpowiedziała:
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. Poza tym nie obrażaj mnie, proszę. Może i jestem młoda wiekiem, ale na pewno nie głupia. Szesnaście wiosen wcale nie oznacza bycie mało inteligentnym.
Zacząłem jej szybko wyjaśniać, że wcale nie zamierzałem jej obrazić, ale po prostu nie spotkałem dotąd kobiety o tak nietypowych zainteresowaniach jak psychologia czy śledztwa dziennikarskie. Marta na to odrzekła, że widocznie mało inteligentnych kobiet poznałem w swoim życiu. Musiałem przyznać jej rację.
Zapłaciłem rachunek i razem wyszliśmy z tawerny.
- A więc jakbyś ogólnie ocenił naszą dzisiejszą wizytę u pani Mercedes? – zapytała Marta, gdy szliśmy w stronę powozu.
Obdarzyłem ją promiennym uśmiechem.
- Uważam naszą wizytę u tej pani za bardzo owocną. Dowiedzieliśmy się bowiem bardzo wielu istotnych szczegółów jak choćby tożsamość hrabiego Monte Christo, a to moim zdaniem najważniejsze.
Marta spojrzała na mnie ponownie.
- A co sądzisz o naszej informatorce?
- Co ja o niej sądzę? – odpowiedziałem Marcie pytaniem na pytanie – Ano muszę ci powiedzieć, że uważam Mercedes za istotę co najmniej głupią.
- O! To ciekawe. A wolno wiedzieć, dlaczego tak radykalnie ją oceniasz?
- Może nie tyle radykalnie, co po prostu realnie. Zobacz sama… Jestem pewien, iż hrabia Monte Christo na pewno wciąż ją kochał. A jeśli nie kochał, to na pewno wciąż coś do niej czuł. My Francuzi zwykliśmy mawiać w takich sytuacjach, że stara miłość nie rdzewieje.
Marta słysząc moje słowa delikatnie zachichotała.
- Doprawdy? - zapytała zalotnym tonem.
- Ano tak. W każdym razie zwykle tak się dzieje. Jestem pewien, że hrabia i Mercedes mogli być dalej razem. Ale ona jednak nie umiała z nim żyć. Nie umiała docenić jego uczuć.
- Tu się z tobą zgadzam – potwierdziła moja ukochana – Ponadto wybrała żałosną egzystencję w samotności wyrzekając się nawet bliższych relacji z synem i jego dziećmi.
- Owszem, bo przecież mogła najspokojniej w świecie, nie myśląc o przeszłości, zamieszkać z synem i jego rodziną. Być prawdziwą matką i babcią. A zamiast tego…
- Zamiast tego woli egzystować w jakieś norze na przedmieściach Marsylii. Nazywam to egzystencją, gdyż trudno mi nazwać to, co ona robi, "życiem".
- Mnie również. Pytanie jednak, po co ona to robi? Co chce przez to osiągnąć?
Marta szła obok mnie zastanawiając się przez chwilę nad odpowiedzią na to zagadnienie. Chyba dość szybko przyszła ona jej do głowy, gdyż po chwili ciszy rzekła:
- Może to jest tak, że ona po prostu, jakby to ująć, świadomie szuka samotności, gdyż chce się wszystkim ukazać jako niewinna ofiara męskiej rywalizacji o jej osobę. Chce pokazać wszystkim, jaka to ona jest biedna i nieszczęśliwa. Jak to Fernand odebrał jej ukochanego, a hrabia Monte Christo męża i godność. Zaprasza nas do siebie, pokazuje swoje ubogie mieszkanie, ukazuje nam siebie jako nieszczęśliwą ofiarę intryg swego kuzyna i męża. Mówi nam „Zobaczcie, jak ja cierpię”.
Słowa Marty wydawały mi się być co najmniej dziwne, ale jednak kiedy sobie przypomniałem żałosny wygląd mieszkania ex-hrabiny de Morcerf stwierdziłem, że w tym, co mówi moja ukochana, jest wiele prawdy.
- Ale przecież… To jest żałosne… - powiedziałem.
- Nie inaczej. Żałosne. Doskonałe słowo – potwierdziła Marta kiwając palcem – Sama bym lepiej tego nie określiła. Ale jednak, jak widzisz, nawet takie sytuacje się na świecie zdarzają.
Westchnąłem głośno zastanawiając się nad tym, jak bezdenna potrafi być ludzka głupota.
- Mimo wszystko nieco współczuję tej kobiecie – powiedziałem ze smutkiem i melancholią w głosie – Choćby z powodu jej głupoty.
- Nie współczuj jej, Jean. Nie współczuj – rzekła Marta – Ona by tego bardzo chciała. Ale nie jest tego warta. Nie potępiaj jej również. W końcu głupota jest cechą dominującą wielu ludzi na tym świecie. Niestety głównie kobiet. Ale taka już nasza natura. Zresztą nieważne. Nie współczuj jej, ale też i nie potępiaj. Pamiętaj jedynie, że jeśli jej los jest smutny i żałosny, to tylko i wyłącznie z jej własnej woli. Człowiek jest kowalem własnego losu i bez względu na wszystko, co go spotyka, może wyjść na prostą, jeśli tylko sam tego chce. Mercedes sama wybrała swój los. Dlatego też, jeśli kogoś może o niego winić, to tylko samą siebie. Nie potępiaj jej ani nie współczuj, bo ani jednego ani drugiego nie jest warta.
- Biedni są ludzie, którzy nie są godni naszego współczucia ani potępienia – powiedziałem filozoficznym tonem.
- To prawda, bo nawet ludzie, których potępiamy, mogą zdobyć nasze współczucie. A takie osoby jak ona nie zasługują od innych ludzi na nic.
- Masz rację, Marto. Masz rację.
Postanowiliśmy jednak przestać mówić o tej kobiecie, gdyż mówiąc o niej czułem w sercu ogromny smutek, a i mojej towarzyszce podróży też wcale nie było wesoło z tego powodu. Dlatego też zmieniliśmy temat. Marta zapytała mnie, dokąd teraz się udamy.
- Widzisz… w tym jest właśnie problem – odpowiedziałem z lekkim zażenowaniem – Mianowicie taki, że sam tego nie wiem.
- Jakże to? – zdziwiła się Marta.
- Tak to. Sama zobacz. Mercedes nie wskazała nam żadnego człowieka, którego moglibyśmy teraz odwiedzić i wypytać go o hrabiego Monte Christo.
- Właściwie to masz rację. Ale może jednak coś wymyślimy….
- Śmiem wątpić. Nie mam nawet żadnego punktu zaczepienia.
- Mimo wszystko uważam, że winniśmy kontynuować poszukiwania.
- No ba! Ale jak to zrobić? Nie wiemy nawet, dokąd mamy się udać. A przecież informator nie zjawi się przed nami niczym deus machine.
Ledwo to wypowiedziałem, a przed nami stanął jakiś niski mężczyzna o czarnych włosach i lekkim wąsiku. Od razu go rozpoznałem. Był to Jacopo, Włoch poznany przez nas podczas pobytu w Rzymie.
- Dzień dobry, państwu – powiedział Jacopo kłaniając się nam nisko.
- Dzień dobry, panie Jacopo – odpowiedziałem zdumiony – A cóż pan tu robi w Marsylii?
- Szukam państwa i to już od jakiegoś czasu – wyjaśnił nam Włoch.
- Szukał nas pan? A niby w jakim celu? – zapytałem zdumiony jego słowami.
- Dokładnie. W jakim celu nas pan szukał? – dodała Marta.
- W takim oto celu.
Wypowiadając te słowa Jacopo wyjął zza pazuchy list i podał mi go do ręki. Zdumiony wziąłem od niego pismo nie wiedząc przez chwilę, co mam z nim zrobić.
- Cóż to takiego jest?
- Niech pan otworzy i sam przeczyta – odpowiedział tajemniczym głosem Jacopo – W piśmie tym wszystko jest wyjaśnione.
Ciekawość zżerała mnie od środka. Dlatego też szybko otworzyłem list i zachłannie zacząłem go czytać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Czw 1:51, 13 Mar 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 13:23, 21 Sty 2014    Temat postu:

Oj, Marto, Marto... wodzisz Jeana za nos. Ciekawe, czy to będzie to, czego się spodziewam, czy coś, o czym w ogóle nie pomyślałam?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 20:56, 21 Sty 2014    Temat postu:

Ten Benedetto to podstępny i przebiegły zbrodniarz, skoro tyle razy udało mu się zbiec z więzienia. Ciekawe czy i teraz mu się powiedzie i czy zechce opowiedzieć Jeanowi na temat hrabiego, którego również udalo mu się oszukać, choć nie na długo, bo w końcu jednak hrabia dowiedział się kim tak naprawdę jest ten, którego wypromował na salonach.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 2:16, 22 Sty 2014    Temat postu:

Rozdział XLII

List hrabiego Monte Christo do Jeana Chroniqueura

Szanowny Panie.
Z poufnych informacji dowiedziałem się, że poszukujesz Pan wszelkich wiadomości o mej skromnej osobie i robisz to Pan na polecenie swego ojca chrzestnego, a mego dobrego znajomego, pana Alfonsa de Beauchamp. Poszukiwania na pewno zapędziły Pana już bardzo daleko i zapewne dowiedział się Pan już bardzo wielu istotnych szczegółów. Jestem tego pewien, gdyż z poufnych informacji wiem, że jest Pan człowiekiem niezwykle inteligentnym, a ponadto i rozumnym. Co za tym idzie tożsamość moja nie jest już, jak zakładam, Panu obca. Jednakże, jak mniemam, nie wie Pan jeszcze wszystkiego na mój temat. Z tego też powodu chciałbym serdecznie was zaprosić do siebie, do swego pałacu w Algierii – Pana i Pańską uroczą towarzyszkę (gdyż doskonale wiem, iż nie podróżujesz Pan sam). Ja i moja żona z wielką przyjemnością ugościmy was na tak długo, jak okaże się to konieczne. Ze swojej strony zobowiązuję się również opowiedzieć Panu, Panie Chroniqueur, całą swoją historię razem z niezbędnymi do jej zrozumienia szczegółami. Mam nadzieję, iż moja opowieść pomoże Panu napisać doskonały artykuł do Pańskiej gazety, a prócz tego poznać mnie i spróbować zrozumieć, gdyż to zrozumienia przede wszystkim potrzebuję od ludzi.
Człowiek, który dostarczy Panu ten list, jest człowiekiem godnym szacunku i zaufania. Nazywa się Jacopo i jest moim serdecznym przyjacielem oraz druhem z czasów, gdy byłem jeszcze przemytnikiem Edmundem Dantesem i bynajmniej nie śniło mi się nawet zostać hrabią Monte Christo. Jacopo zabierze Pana i Pana uroczą towarzyszkę do mej posiadłości, gdzie będziemy mogli omówić ze szczegółami moją historię. Liczę na to, iż doceni Pan moją propozycję i nie odmówi mi bez względu na to, jakie sprawy mogą Pana zatrzymywać w Paryżu.
Pozdrawiam Pana i Pańską uroczą towarzyszę serdecznie oraz życzę wam obojgu przyjemnej podróży do mej posiadłości, jak i również liczę na to, iż szybko się spotkamy.
Podpisano:

Edmund Dantes,
Hrabia de Monte Christo.

PS. Pragnę zauważyć, iż może to niezbyt grzeczne z mojej strony, ale moje zaproszenie nie jest moim pobożnym życzeniem, lecz żądaniem. Z góry muszę bowiem uprzedzić, Panie Chroniqueur, iż nie przyjmuję odmowy. Oczekuję więc Szanownego Pana i Pańskiej towarzyszki w ciągu najbliższych dwóch tygodni.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Pią 3:27, 14 Mar 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 13, 14, 15  Następny
Strona 8 z 15

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin