Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Serce na śniegu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Coli
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:37, 14 Lip 2014    Temat postu:

Dobra zamknijmy temat wymiotującego Adama przez okno...mam nadzieję tylko, że na dole nie stał nikt ważny Laughing

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Nie 8:53, 20 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:39, 14 Lip 2014    Temat postu:

Sugerujesz, że tam stał Hop Sing, albo Joe i podsłuchiwał? Surprised

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:41, 14 Lip 2014    Temat postu:

Joe chyba był na górze....Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:23, 18 Lip 2014    Temat postu:

Mili się już na dobre zadomowiła w Ponderosie. Wszyscy na ranczu ją bardzo lubili zaczynając od pana domu, a kończąc na pracownikach. Joe znalazł jej nawet pracę –zajmowała się dziećmi pani Hamond, a wieczorami grała z Adamem albo Benem w szachy, czytała książki pożyczane od Adama, a także słuchała jak najstarszy brat Joe – gra na gitarze. Dziewczyna była bardzo inteligentna i wiedziała, że pierworodny Bena Cartwrighta chce zatrzeć po sobie niemiłe wrażenie, jakie wywołał pierwszego dnia, kiedy się pojawiła w Ponderosie. Jej życie w miarę możliwości się ustabilizowało i czuła się tutaj jakby była w domu, ale sen z powiek spędzali jej ci mordercy, nie była pewna czy się nie zorientowali, że ona przeżyła i czy jej teraz nie szukają, żeby naprawić swój błąd i ją zabić.

***

Noce były jednak dla niej najgorsze. Bała się zamknąć oczy, a kiedy udało jej się zasnąć to śniło jej się, jak jej starszy brat – Juan oraz jej rodzice – Esteban i Eugenia są mordowani z zimną krwią. To, że ona żyje to wyłącznie zasługa jej starszego brata, który upadł na nią kiedy dostał śmiertelny strzał. Ostatnie słowa jakie od niego usłyszała to, „że ma leżeć i się nie ruszać”, a później kiedy zniknęli ci barbarzyńcy, wygrzebała się spod ciała brata i uciekała jak najdalej ją nogi poniosły. Mili wstała z łóżka, na którym leżała, (nie była w stanie zasnąć, choć był środek nocy) ubrała się i wyszła przez okno. Tyle razy już to robiła w swoim domu, że nabrała w tym taką wprawę, żeby nikogo z domowników w Ponderosie nie obudzić. Udała się do stajni, wzięła konia, nie siodłając go wsiadła na niego i ruszyła przed siebie. Galopowała na koniu niczym błyskawica przez puste łąki i pastwiska, wiatr smagał ją w twarz i rozwiewał jej długie włosy. Czuła się taka wolna i swobodna, wyzwalała się w niej adrenalina, a wszelkie troski i smutki z niej ulatywały. Zgrabnie przeskakiwała przez przełęcze, jakie były przed nią po drodze. Po jakimś czasie dotarła do pięknego miejsca na terenie Ponderosny. Była to niewielka kotlina z widokiem na źródło wody, po bokach skały porośnięte były mchem, a z góry wypływał mały wodospad. Zostawiła konia tam, gdzie stała, a sama się rozebrała i weszła do letniej wody. Gdyby ją ktoś teraz zobaczył, pomyślałby sobie, że to mityczny stwór wodny – syrena, a nie śmiertelny człowiek. Podpłynęła do miejsca, w którym znajdował się wodospad, woda opływała całe jej ciało, zostawiając po sobie kropelki lśniące w świetle księżyca, woda spływała jej po twarzy i włosach, które opadały kaskadą i zasłaniały jej piersi. Dziewczyna nawet nie zdawała sobie sprawy, że przez cały czas od kiedy opuściła dom była obserwowana przez pewnego upartego bruneta.

***

Nazajutrz Mili ponownie zajmowała się dziećmi pani Hamond. Najstarszy Charlie miał brązowe kręcone włosy, jak baranek, orzechowe oczy, krępą postawę ciała, miał 14 lat. Później była Charlotte drobna blondynka o niebieskich oczach, ciągle roześmiana, miała 12 lat. Następnie Gary był chudy jak patyk, o migdałowych oczach, ciemnobrązowych włosach sięgających ramion i zawsze wściubiał nos nie tam, gdzie trzeba, miał 10 lat. Potem była Sara cicha, zielonooka szatynka, nad wiek mądra i rozsądna, miała 8 lat. W kolejności starszeństwa następne były 6-letnie bliźniaki George i Fred małe rozrabiaki o włosach czarnych, jak u kruka i równie ciemnych oczach. Potem była Cloe o mysich ogonkach, brązowych oczach i również był z niej straszny łobuz, jak bliźniaki, miała 4 lata. I w końcu najmłodsze dziecko 2-roczny Emil z jasnymi włoskami, rozbieganymi oczami i wszędzie go było pełno. Tak więc Mili codziennie zajmowała się tą grupką urwisów. O dziwo Charlie, który najwięcej sprawiał kłopotów, po prostu diabeł wcielony, jak mówiła pani Hamond przy Mili był grzeczny jak aniołek. Co więcej jeszcze pomagał jej przy Emilu?! Kiedy Clarysa Hamond, mama całej tej gromadki to usłyszała wprost nie mogła jej uwierzyć. Mili pomagała również dzieciom, które chodziły do szkoły, czyli Sarze, Garemu i Charlotte w odrabianiu prac domowych, jeśli czegoś nie umiały, albo trzeba było im coś wytłumaczyć. Najwięcej radości sprawiało jej jednak zajmowanie się Georgem, Fredem i Cloe. Sama wtedy wracała myślami, kiedy ona i Juan byli w ich wieku, i jak się nawzajem przekomarzali.

***

Tego dnia, który akurat się już kończył była potańcówka, a pani Hamond przyjęła na nią zaproszenie od pana Jacobsa, więc Mili zgodziła się zostać dłużej z dziećmi. Polanka, na której odbywały się tańce była niedaleko domu pani Hamond, dlatego z okna ich salonu wszystko było dobrze widać. Mili czytając dzieciakom różnie bajki od czasu do czasu wyglądała przez otwarte okno. Sama bardzo uwielbiała bardzo tańczyć, wracała myślami do wspomnień, kiedy w ich domu były wydawane różne bale, na których tańczyła do upadłego. Charlie w końcu nie wytrzymał i wstał z podłogi, na której siedział po turecku, trzymając na kolanach najmłodszego brata, którego po chwili podał swojej siostrze Sarze, a sam z niej wstał i podszedł do Mili, wyjął z jej rąk książkę i podał jej rękę. Po chwili w najlepsze tańczyli, ale Charliemu to najlepiej nie wychodziło, bo bez przerwy deptał swojej opiekunce po nogach. Dziewczyna nie chcąc sprawić mu przykrości, ani żeby się nie zniechęcał do tańców, ani nie narzekała, ani się nie krzywiła z bólu.

-Daleko do zostania ci mistrzem parkietu, a jak będziesz deptał dziewczynom po nogach, to żadna cię nie będzie chciała. – powiedział Mały Joe opierając się o parapet otwartego okna i od jakiegoś czasu przypatrując się poczynaniom najstarszego syna pani Hamond.

-Ty nie na tańcach? – zapytała Mili.

-Moja partnerka jest bardzo zajęta, więc skoro ona nie mogła przyjść na tańce, to tańce przyszły do niej. – odpowiedział wskakując przez okno do pokoju.

Posadził Charliego tam, gdzie przed chwilą siedziała Mili, a sam wziął ją w swoje objęcia.

-Patrz się i ucz, mały. – stwierdził Mały Joe, jedną rękę położył na talii dziewczyny, a drugą splótł z jej palcami i zaczęli wirować wokół własnej osi w takt muzyki wydobywającej się z za okna.

Było bardzo przyjemnie i nastrojowo. Nawet nie liczyli ile tańców przetańczyli, dzieci przypatrywali się im jakby byli królem i królową, wprost nie mogli oderwać od nich oczu, robili to z taką gracją i elegancją. Kiedy Mili zauważyła, że Cloe i Fred śpią w siebie wtuleni, jak dwa węgorze, skończyła tańczyć z Joe i zaniosła dzieci do łóżek, a potem także resztę poprosiła, żeby się udali do swoich pokoi. Gdy zamierzała wyjść od Charliego, ten złapał ją za rękę i przeprosił za to, że deptał ją po nogach, a potem szybko cmoknął ją w policzek i odwrócił się na drugi bok.

Może zdążę jeszcze przed północą zamieścić nowe notki, na "Pocałunek z różą" i "Serce przy sercu".


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kola dnia Pią 17:58, 18 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 1 temat

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:20, 18 Lip 2014    Temat postu: Serce przy sercu

Milly jest bardzo sympatyczna.
Ciekawe ,czy zdecyduje się na Adama czy Joe ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:42, 18 Lip 2014    Temat postu:

Faktycznie Milly będzie miała trudny orzech do zgryzienia Rolling Eyes Adam, czy Joe? Na jej miejscu nie wahałaby się. Wybór może być tylko jeden Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:58, 25 Lip 2014    Temat postu:

-Pani Hamond!! – krzyczała Julia Miller – nauczycielka wybiegając zza zakrętu na rynek miasta.

-Co pani tutaj robi? Z tego co mi wiadomo miała dzisiaj pani zabrać dzieci na wycieczkę. – powiedziała Clarysa na podbiegającą do grupki kobiet, wśród których stała także pani Hamond.

-Właśnie o to chodzi, że na tej wycieczce zgubiły się Gary i Charlotte. – mówiła zdenerwowana nauczycielka.

Starszej z kobiet zrobiło się słabo i niewiele by brakowało żeby zemdlała, gdyby kilka innych kobiet nie podtrzymało jej za ramiona.

-A co z resztą dzieci? – zapytała Elza Porter.

-Innym nic nie jest. Siedzą teraz w szkolnych ławkach, ale boję się o Garego, Charlotte. Las jest ogromny, a ja nie wiem, w którą stronę oni mogli pójść.

Nie minął nawet kwadrans, kiedy szeryf wraz z kilkoma innymi mężczyznami tworząc grupę poszukiwawczą ruszyli na szukanie dzieci.

***

-W tym miejscu po raz ostatni panna Miller widziała dzieci. – powiedział szeryf wskazując na mapę, kiedy dojechali na miejsce, przez które przeprowadzana była wycieczka.

-Bill, Hoss jedzcie na wschód, Tim, Tod – na południe, John ze mną na zachód, a ty – Adamie z małym Joe – na północ… – szeryf wszystkich instruował co mają robić.

Mały Joe spojrzał na Roya zamierzając coś powiedzieć, właśnie otwierał usta, kiedy szeryf spostrzegł jego zachowanie.

-O co chodzi? – zapytał Roy najmłodszego Cartwrighta.

-W tej chwili jest to mało istotne. Nie będę zawracać ci głowę takimi głupotami. – bo to co chodziło po głowie Joe rzeczywiście było głupie, wskoczył na konia i rzucił w kierunku starszego brata:

-Rusz się, trzeba znaleźć te biedne dzieci, może stało im się coś złego, albo są w niebezpieczeństwie.

Adam ruszył za nim, jednak nim zniknęli z oczu pozostałym osobą dało się jeszcze słyszeć głos młodszego z braci:

-Przestań mnie traktować jak małe dziecko, nie mam pięciu lat. – warknął oburzony Joe, na uwagę, którą przed chwilą rzucił Adam.

***

Nagle dało się słyszeć pisk dzieci. Mężczyźni pojechali w tamtym kierunku, z którego wydobywał się ów dźwięk. Rodzeństwo było w siebie wtulone, a nad nimi stał dwumetrowy niedźwiedź grizli. Starszy z braci zamierzał strzelić w kierunku drapieżnego zwierzęcia, ale konie, na których siedzieli bracia wyczuły zagrożenie i się spłoszyły. Jeden z nich gwałtownie stanął dęba i Mały Joe spadł z konia mocno uderzając głową o kamień, a Adam, którego noga uwięzła w strzemionie był ciągnięty przez parę metrów po ziemi. Gdy już mu się udało wyswobodzić był bardzo poturbowany i stracił przytomność.

***

-Jaka ona dzielna. Jaka ona odważna. – dało się słyszeć pod oknami gabinetu doktora Martina.

Kiedy Gary i Charlotte opowiedzieli swojej mamie, jak to Mili ich uratowała i pokonała gigantycznego niedźwiedzia. Wiadomość błyskawicznie obiegła całe Virginia City, a teraz wszyscy tłoczyli się przed budynkiem, w którym urzędował lekarz.

-Ben nie mam dla ciebie dobrych wieści. – usłyszeli przez uchylone okno ludzie. – Adam może spędzić resztę życia na wózku, natomiast Joe… – medyk zawiesił głos. – …jest w śpiączce, to byłby cud gdyby się obudził.

Senior rodu był załamany i zrozpaczony, jedyne co napawało go optymizmem to tylko to, że jego synowie żyją.

-To wszystko przeze mnie Mili, tak bardzo mi przykro, przecież tak bardzo lubisz Joe, gdyby nie moje głupie pomysły… – mówił Gary do siedzącej na ławce dziewczyny niedaleko okna, która ukryła twarz w dłoniach, ale starała się nie płakać.

-To nie jest wasza wina, to był wypadek. – mówiła do nich starsza dziewczyna.

-Ale gdybym nie… – znowu odezwał się chłopiec.

-Przestań, to że mama zleje ci tyłek nie sprawi, że Joe się obudzi. – oświadczyła Sara stojąca za nim.

-Nadal nie mogę uwierzyć w to co się stało. – powiedział Roy.

-Ostatnią rzeczą jaką ode mnie usłyszał były pretensje i wymówki. – usłyszano załamujący się głos Adama Cartwrighta wydobywający się zza okna.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kola dnia Pią 17:15, 25 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 1 temat

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:21, 25 Lip 2014    Temat postu: Serce przy sercu

To Milly pokonała niedźwiedzia grizzly ?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:19, 25 Lip 2014    Temat postu:

Kola napisał:
Co pani tutaj robi? Z tego co mi wiadomo miała dzisiaj pani zabrać dzieci na wycieczkę. – powiedziała Clarysa na podbiegającą do grupki kobiet, wśród których stała także pani Hamond.

Z poprzedniego odcinka opowiadania wynikało,że pani Hamond miała na imię Clarysa. Więc wnioskuję, że wprowadziłaś dwie bohaterki o tym imieniu, albo ... literówka ...
Zastanawia mnie, w jaki sposób Mili pokonała grizzly? W opowiadanie tego nie wyjaśniłaś. To są bardzo duże niedźwiedzie i groźne. Bardzo agresywne. Zwyklymi nabojami raczej go się nie zastrzeli. Musiałaby mieć tzw "strzelbę na grubego zwierza" ale czy brałaby ją idąc do lasu na poszukiwanie dzieci?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:43, 30 Lip 2014    Temat postu:

Minęło już 14 dni od czasu, kiedy zdarzył się ten pamiętny wypadek. Po całym dniu pracy Ben zawsze przychodził do pokoju najmłodszego syna i opowiadał mu co się wydarzyło wciągu dnia. Przychodzili także do niego Mili i Hoss. To było po prostu okropne, niby Joe żył, a tak jakby go nie było.

***

-Wiesz gdzie może być Adam w pokoju go nie ma? – spytał Ben Hossa.

-Chyba wiem gdzie on jest. – powiedziała Mili, gdy już rozłożyła do śniadania talerze.

Ben i Hoss za nią poszli. Kiedy lekko uchyliła drzwi do pokoju najmłodszego Cartwrighta, mężczyźni zobaczyli na łóżku Joe Adama. Obok mebla stał wózek. Starszy z braci trzymał za rękę Małego Joe, po policzkach jak groch płynęły mu łzy.

-Tak jest od dwóch tygodni. – poinformowała cicho dziewczyna.

-Już nigdy nie powiem ani jednego złego słowa na twój temat tylko się obudź proszę. – Adam położył głowę na piersi młodszego brata, łzy ani na chwilę nie przestawały płynąć z jego oczu.

Po jakiś pięciu minutach, a może była to wieczność poczuł jakby ktoś ściskał jego palce. Podniósł głowę i spojrzał w tamtym kierunku. Widocznie musiało mi się przywidzieć, pomyślał i wrócił do poprzedniej pozycji. To jest niesprawiedliwe. O ironio losu zrobiłby i oddałby teraz wszystko byleby znów usłyszeć głos brata. Wiecznie narzekał i marudził jaki to Joe jest lekkomyślny i nieodpowiedzialny, te jego ciągłe wyrzuty i krytyka, uwagi i uszczypliwości na jego „malutkiego” braciszka, a teraz już nigdy więcej nie usłyszy choćby słowa z jego ust, choćby najmniejszego przytyku na jego złośliwości. Nawet nie spodziewał się, że będzie mu tego brakować i tęsknić będzie za tym roztrzepańcem.

***

-…będziesz kiedyś sam, całkiem sam!!! – Hoss i Ben usłyszeli wrzaski dziewczyny dochodzące z góry, kiedy przeszli przed próg domu wieczorem.

-Czy on musi na niej wyładowywać swoje frustracje, przecież to nie wina Mili, że siedzi na tym nieszczęsnym wózku. – stwierdził Hoss.

Dało się słyszeć tupot nóg i trzaśnięcie drzwi od jakiegoś pokoju. Po kilkunastu minutach Mili zeszła na dół, starała się przed resztą domowników ukryć, że płakała, ale Ben i tak zdołał dostrzec czerwone spojówki.

-Staram się pomóc jak mogę, co ja robię źle, wydawało mi się, że Adam mnie lubi. – rzuciła w przestrzeń grzebiąc widelcem w talerzu.

-Adama to wszystko przytłacza i czuje się bezradny, rozgoryczony i być może winny, to że Joe jest w śpiączce jeszcze bardziej źle na niego wpływała, nie mówiąc już o tym, że nie może się pogodzić z tym, że resztę życia spędzi na wózku i będzie zależny od innych. – Ben trzymał ją za rękę.

Biedne dziecko. Ma już za sobą taki bagaż doświadczeń co osiemdziesięcioletni staruszek, jest na świecie sama jak palec, a przed nią przecież dopiero całe życie, pomyślał Cartwright. Nie namyślając się długo przytulił ją do siebie, żeby ją choć trochę pocieszyć, żeby nie była taka samotna, a przede wszystkim, żeby nie czuła się odtrącana przez jego pierworodnego. Doskonale wiedział jaki Adam ma trudny charakter, ale to go nie usprawiedliwiało, od chwili kiedy w ich domu mieszkała Mili pomiędzy nią, a Adamem bez przerwy iskrzyło. Tylko Joe zawsze był w stanie „ugasić ten ogień”, ale teraz z całą pewnością, jak stwierdził w myślach Ben dziewczyna odejdzie.

***

-Och, Joe nawet nie wiesz jak mi Ciebie brakuje. Tylko Ty jesteś w stanie mnie zrozumieć. Tak bardzo za Tobą tęsknię. Gdyby nie Ty już dawno bym stąd odeszła. – mówiła, kiedy leżała obok niego na łóżku i była w niego wtulona.

Przez chwilę wydawało się jej, że przyjaciel ją do siebie przytula, ale to były tylko halucynacje. Zbliżyła się do niego jeszcze bardziej i mocniej się w niego wtuliła. Całemu zdarzeniu zza uchylonych drzwi przyglądał się najstarszy z braci Cartwright. Jak zwykle po cichu wślizgnął się do pokoju małego Joe, podjechał na wózku jak najbliżej łóżka i ostrożnie wziął dziewczynę w swoje objęcia, sadowiąc ją sobie na kolanach, otoczył ją ramionami. Nie zwracał uwagi na to, że łzy spływające po twarzy dziewczyny moczą jego koszulę w zgięciu szyi. Delikatnie chwycił jej podbródek, ich twarze teraz się znajdowały naprzeciwko siebie. Odgarnął za ucho kosmyki włosów, które się przykleiły do niej twarzy. Powoli zbliżał swoją twarz do jej, milimetry dzieliły go od jej aksamitnych i słodziutkich warg, które chciał pocałować, gdy…

-A tu jesteście? – dało się usłyszeć radosny głos Hossa przekraczający przez drzwi.

Żeby cię cholera wzięła Hoss zawsze musisz wszystko popsuć, pomyślał starszy z braci.

-Chciałem Mili pocieszyć i przeprosić. – powiedział na głos Adam, dziewczyna zeszła z jego kolan.

Hoss zza pleców wyciągnął rękę z bukiecikiem kwiatów z przyczepioną z boku karteczką w kierunku Mili.

-Leżało po drzwiami. – poinformował średni syn Bena.

Oby uśmiech nigdy nie schodził z twojej twarzy i żebyś zawsze była szczęśliwa.
Ch.


Głosił liścik z koślawym nieznanym jej pismem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kola dnia Śro 16:45, 30 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 1 temat

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:52, 30 Lip 2014    Temat postu: Serce przy sercu

Co się właściwie stało ,że Joe leży w śpiączce ?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 7:23, 31 Lip 2014    Temat postu:

Joe w śpiączce ... Adam na wózku ..., nie oszczędzasz naszych ulubieńców. Mam nadzieję, że i tak wszystko będzie dobrze. Tylko czy Ben poradzi sobie z tym wszystkim?

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Czw 7:24, 31 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:08, 31 Lip 2014    Temat postu:

Ciekawi mnie ile w tamtych czasach żył człowiek w śpiączce? Czy i w jaki sposób ich karmili, poili? Bo dwa tygodnie w śpiączce to ostatni dzwonek dla małego Joe, żeby się wybudził...chyba....Ben ma nie lada zmartwienia...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Czw 21:09, 31 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:13, 19 Sie 2014    Temat postu:

Był środek nocy. Adam zamiast spać siedział przy swoim najmłodszym bracie. To był dla niego najczarniejszy koszmar. Nagle znowu jak trzy dni temu poczuł jakby ktoś ściskał jego palce. Nawet nie zwrócił na to zbytniej uwagi tylko najzwyczajniej w świecie zignorował. Przejechał dłonią po jego policzku, był zimny jakby życie całkowicie go opuściło.

-Ja przez ciebie już wariuję. Przysięgam już nigdy więcej złego słowa ode mnie nie usłyszysz, tylko obudź się wreszcie błagam. – głowę miał schowaną w zagłębieniu jego szyi.

Minął już czas, kiedy się modlił i prosił Boga, żeby dał wolność duszy jego bratu, żeby albo wrócił do nich albo pozwolił mu odejść z tego świata, ale z czasem utwierdził się w przekonaniu, że Boga nie ma, zwątpił i oddalił się od niego, skoro skazuje ich na piekło, a Joe na te męczarnie, jakby za życia zrobił jakiś niewybaczalny grzech.

Podniósł głowę i spojrzał na twarz brata. Miał szeroko otwarte oczy. Gdyby nie był w śpiączce pomyślałby, że Mały Joe mu się bacznie z ciekawością przygląda. Zbliżył rękę do jego twarzy i chciał zamknąć mu powieki. W chwili kiedy jego dłoń leżała na oczach najmłodszego brata usłyszał:

-Nie jestem śpiący.

Adam dwa razy zamrugał, mając wrażenie, że uszy płatają mu figla. Przeczesał palcami po włosach tworząc artystyczny nieład. Oczy Joe uparcie się w niego wpatrywały, więc ponowił próbę zamknięcia mu powiek. Delikatnie musnął opuszkami palców policzek i nos, który lekko się zmarszczył.

-To łaskocze. – zobaczył poruszające się wargi.

Szybciej niż zdołał pomyśleć usadowił brata do pozycji siedzącej. Ręce Adama oplotły małego Joe jak macki ośmiornicy i mocno oraz zdecydowanie go do siebie przytulił. Łzy spadały z jego oczu jak strugi deszczu w trakcie nawałnicy. Młodszy z braci poczuł jak trzeszczą mu wszystkie żebra, mało tego był także zaskoczony tym nagłym przypływem czułości.

-Udusisz mnie. – udało mu się wyszeptać w ucho Adamowi.

Mężczyzna nie miał zamiaru go ani na chwilę puścić, uparcie trzymał go w swoich ramionach i głaskał po plecach. Jeśli to co teraz się dzieje to prawda, to niech go ktoś uszczypnie, a jeśli to sen niech trwa wiecznie, pomyślał pierworodny Bena.

***

-Mam dla ciebie niespodziankę. – oświadczył senior rodu przy śniadaniu swojemu najstarszemu synowi.

-To jest zbytecznie. – odpowiedział mu oschle – Poza tym nie mam dzisiaj urodzin.

-Znowu się nie wyspałeś. – stwierdził Ben podpierając brodę na rękach i smętnie patrząc na syna.

-Wręcz przeciwnie, miałem nawet bardzo wspaniały sen… – odparł Adam przełykając kęs posiłku.

-…że jesteś w ramionach bardzo pięknej dziewczyny. – dało się słyszeć od strony schodów.

Wszyscy w mgnieniu oka odwrócili głowy w tamtą stronę. Na ostatnim schodku stał…
Mały Joe. Przez kilka chwil twarze domowników wyrażał totalny szok. Nie mogli uwierzyć własnym oczom. Ben, Hoss i Mili rzucili się w jego kierunku. Uściskom i przytuleniom nie było końca. Łzy radości kapały im ze szczęścia po twarzy.

Po jakimś czasie wrócili do jedzenia śniadania. Mały Joe tak jadł jakby nigdy jedzenia na oczy nie widział i do tego zjadł dwa razy więcej niż Hoss, choć wydawało się to niemożliwe, żeby on tyle w sobie pomieścił. W między czasie opowiadali mu, o tym, że był w śpiączce i o innych rzeczach… Ben w końcu nie wytrzymał i wyjawił, co za niespodziankę przyszykował dla swojego pierworodnego. Po południu miał przyjechać największej sławy doktor.

-Przecież dr Martin mówił, że nigdy nie wstanę z tego wózka, więc niby jak… - Adam już studził zapał ojca i że nie potrzebnie wydał na niego masę pieniędzy.

-…mówił też, że Mały Joe nigdy się nie obudzi, a przecież siedzi tutaj z nami i je śniadanie. – oświadczył Ben Cartwright.

-No dobra. – rzekł Adam dla świętego spokoju, ale cudów po wizycie doktora raczej się nie spodziewał.

***

Ben z gościem właśnie wjeżdżali na podwórze, gdy pierwszy z mężczyzn usłyszał podniesiony głos swojego pierworodnego:

-Ja tylko żartowałem, baranie wracaj tutaj.

Jak widać wszystko wraca powoli do normy, pomyślał senior rodu, gdy wraz z doktorem schodzili z bryczki.

-Przepraszam, Joe. – Adam szybko się zreflektował.

-Masz dziwne poczucie humoru. – stwierdził Mały Joe – To ani trochę nie było śmieszne.

-Głupol. – zachichotał Adam mierzwiąc bratu włosy, który teraz wyglądał jak strach na wróble.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 1 temat

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:18, 19 Sie 2014    Temat postu: Serce przy sercu

Joe wyszedł ze śpiączki ,czyli wszystko wraca na swoje miejsce.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Coli Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 3 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin