Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Serce na śniegu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Coli
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:40, 23 Wrz 2015    Temat postu:

Była czwarta rano, gdy Mili znajdowała się w stajni. Wszyscy jeszcze spali, a ona zamierzała wymknąć się z rancza Cartwrightów, nawet się z nimi nie żegnając. Tak trudno było jej stąd odchodzić, lecz musiała to zrobić. Łzy spadały jej jak grochy po policzkach. Koń był już prawie osiodłany.

-Nie pozwolę ci odejść. – powiedział niespodziewanie Mały Joe przygważdżając ją do ściany boksu. – Kocham cię, nikt inny się dla mnie nie liczy, zostań moją żoną. – mówił zrozpaczony.

-Ja też cię kocham. Nic nie sprawiło by mi większej przyjemności niż być z tobą na zawsze, ale to jest niestety nie możliwe. – rzekła zalewając się jeszcze bardziej łzami.

-Chcę być częścią twojego świata. Chcę być tylko z tobą, gdziekolwiek będziesz. – oświadczył najmłodszy syn Bena.

-Ty nie wiesz o czym mówisz. – stwierdziła dziewczyna, opadając wraz z Małym Joe na kolana, tuląc się do niego i zamierzając mu wyznać jak na spowiedzi cała prawdę, nawet jeśli miałby ją na zawsze odtrącić – Muszę poświęcić własne szczęście i wrócić do domu. Do mojego kraju, w którym źle się dzieje. Do moich poddanych, którzy są gnębieni przez tyrana. Muszę stawić czoło własnemu przeznaczeniu i walczyć z tym despotą, który nie zawahał się zamordować własnego stryja i jego rodziny. To co mówił Fryderyk Perez to jest prawda. Jestem prawowitą władczynią monarchii hiszpańskiej i nazywam się Milagros Esposito.

-Będę starał ci się pomóc najlepiej jak tylko potrafię. Jesteś dla mnie wszystkim i nikt mi ciebie nie odbierze. Nigdy nic tego nie zmieni, zawsze będziemy razem. Kocham cię bardziej niż własne życie.– oznajmił Mały Joe miał zamiar walczyć z wszystkimi przeciwnościami losu, żeby być tylko ze swoją ukochaną.

-To szaleństwo. – Mili sobie tego nie wyobrażała przecież pochodzą z dwóch zupełnie różnych światów. On od małego wychowywał się na ranczu, a jej przeznaczone było rządzić jako królowa w swoim państwie.

-Nigdy nie będę kochał nikogo tak bardzo jak ciebie. Jesteś dla mnie jak powietrze. Dzięki tobie moje życie ma sens, a gdy ciebie przy mnie nie ma umieram. – Joe wziął ją w swoje ramiona, posadził na koniu, następnie wyprowadził zwierzę ze stajni, po cichu oddalili się od domostwa, w końcu sam siadł za nią na koniu – Nigdy cię nie zostawię i będę z tobą aż do śmierci. Odejdziemy stąd razem.

-Nie Joe. Nieeeeee! – Mili była stanowczo przeciwna temu pomysłowi, ale Mały Joe jej nie słuchał tylko popędzał konia do galopu.

***

-Nieeeeee! – w tym samym momencie Mili obudziła się przerażona i cała mokra od potu, po twarzy płynęły jej strumienie łez. Rozglądała się szybko na wszystkie strony. Mały Joe wpadł do jej pokoju jak burza, po chwili tulił ją do siebie próbując ją uspokoić.

-To tylko zły sen. Wszystko będzie dobrze. – dziewczyna trzęsła się w jego ramionach ze strachu, drżała na całym ciele jak w febrze, a oczy były przepełnione łzami.

-Tak bardzo się boję. – mówiła łkając.

-Jestem tutaj przy tobie i nie pozwolę cię skrzywdzić. – Mały Joe zamknął ją w swoich ramionach, żeby czuła się bezpieczna i wiedziała, że nic jej złego nie grozi.

-Joe… - Mili spojrzała mu w oczy - …chciałabym ci coś ważnego powiedzieć, ale nie bardzo wiem jak… - dziewczyna nie chciała myśleć o swoich lękach, obawach, a tym bardziej o tym co jej się śniło. Chciała mieć tylko rodzinę, tak przeraźliwie bała się samotności, a o swojej przeszłości chciała zapomnieć i wymazać ją z pamięci, już nigdy nie będzie nic takie samo.

Najmłodszy Cartwright popatrzył na nią z czułością. On także chciał jej coś niezwykle istotnego zakomunikować, ale nie bardzo wiedział jakich słów do tego użyć, to po pierwsze. A po drugie to chyba nie jest najlepszy moment na taką wieść, skarcił się w myślach.

-Ja… - dziewczyna przez moment zawahała się, lecz po chwili delikatnie złożyła wargi, na jego ustach i wyszeptała pełna przejęcia -…kocham cię. – jej policzki oblały się rumieńcem, sama nie wiedziała czemu. Tak bardzo chciała wyjawić swoje uczucia względem jego, lecz się tak przeraźliwie bała, że usłyszy z jego ust „nie kocham cię”. Tak bardzo mocno go kochała, że bała się bólu i rozczarowania. Pokładanych w tym nadziei na rodzinę i szczęście. Była na świecie jak palec sama i samotna, tak bardzo chciała mieć przy sobie kogoś bliskiego z kim mogła by dzielić swoje myśli, problemy.

-Nawet nie masz pojęcia ile to dla mnie znaczy, zwłaszcza, że od jakiegoś czasu próbuję ci powiedzieć, że ja bardzo cię kocham, ale byłem święcie przekonany, że kochasz Adama i się bałem. - Mały Joe wreszcie wyznał to, co od jakiegoś czasu nosił skrycie w sercu. Nie chciał, żeby starszy bat miał do niego pretensje, że rozbija mu związek, a tym bardziej nie chciał z nim walczyć o kogoś kogo kocha i chce tylko szczęścia Mili. Kiedy jednak usłyszał, że dziewczyna odwzajemnia jego uczucia był tak szczęśliwy, że odwzajemnił jej subtelną pieszczotę. –Zostanę przy tobie, by odgonić od ciebie, te niedobre sny. – uśmiechnął się z łobuzerskim błyskiem w oku i położył się bok niej.

Nakrył ich pierzyną. Gdy leżeli obok siebie nie mogli oderwać od siebie oczu, które błyszczały jak dwie najjaśniejsze gwiazdy na niebie. Przepełniało ich niesamowite szczęście. Choć był już środek nocy nie potrafili z powrotem zasnąć. Dziewczyna miała głowę położoną na klatce piersiowej Josepha Cartwrighta. Serce jej się powoli uspokajało, a wszelkie wątpliwości uleciały z jej głowy jak bańka mydlana. Resztę nocy spędzili na rozmowie i na wyznawaniu sobie najskrytszych tajemnic. No prawie wszystkich, Mili nigdy ani jednym słówkiem nie zamierzała się zająknąć, że pochodzi z królewskiej rodziny. Mały Joe nadal jest z woli Roy’a Coffee - szeryfem, a rodziny Perezów nigdy nie było w Ponderosie. Dzięki Bogu to tylko koszmar, pomyślała Mili, gdy zaczynało świtać, a ona dalej była w objęciach ukochanego mężczyzny.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kola dnia Śro 21:42, 23 Wrz 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:27, 24 Wrz 2015    Temat postu: Serce na śniegu

Bardzo piękny ,romantyczny odcinek.
Mam nadzieję ,że Mili będzie szczęśliwa z Joe.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kola
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kielce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:41, 30 Mar 2016    Temat postu:

Następnego dnia całe Virginia City obiegła informacja, że Betty O’Conor nosi pod sercem dziecko Małego Joe. Nie wiadomo kto był bardziej załamany i zrozpaczony? Ojciec Betty, że jego córka została zhańbiona, Mili, że pokochała i zaufała mężczyźnie, który ubiegłej mocy wyznał jej miłość, a teraz będzie mieć dziecko z inną czy Ben Cartwright, w którym mieszały się sprzeczne uczucia: z jednej strony cieszył się na myśl o wnuku lub wnuczce, a z drugiej – był wściekły za brak odpowiedzialności i rozwagi swojego najmłodszego syna. Mały Joe uparcie twierdził, że to nie jest jego dziecko. Owszem przez pewien czas spotykał się Betty zanim w Virgina City pojawiła się Mili, ale nigdy poza pocałunkami do niczego innego nie doszło.
-Jemu rozum już do reszty odebrało. – powiedział Hoss, gdy szedł ulicą Virginia City wraz z ojcem.
-Jest niewinny i ty dobrze o tym wiesz. – odpowiedział mu Ben, który próbował wierzyć Małemu Joe, że prędzej by się powiesił, niż zhańbił jakąś dziewczynę.
-Niewinny? To sam zobacz. – zwrócił się do ojca.
Bena aż wmurowało, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Na środku ulicy stał Joe i całował nieznaną im dziewczynę. Wszyscy, którzy akurat byli wokół gapili się i szeptali za plecami.
-Gorzej być już nie może. – powiedział ojciec do średniego syna.
-Może. – stwierdził Hoss i spojrzał przed siebie. Wzrok Bena Cartwrighta powędrował w tym samym kierunku. Po przeciwległej stronie ulicy stała Mili. Po policzkach płynęły łzy bólu i poniżenia. Jej ukochany całował obcą kobietę. Pobiegła przed siebie.
-Mili… – krzyknął Mały Joe, kiedy ją zauważył i pobiegł za nią. – Mili… – chwycił ją za rękę.
-Skoro wolisz całować ją niż mnie, to po co mówiłeś, że mnie kochasz i zawsze będziemy razem!! – była cała roztrzęsiona i ciągle płakała.
-To ona mnie pocałowała. – powiedział Mały Joe.
-Nie widziałam, żebyś jakoś specjalnie protestował. Nie sądziłam, że nie potrafisz dochować wierności jednej dziewczynie. – zaczęła go okładać pięściami po klatce piersiowej – Zostaw mnie. – wyrwała się z jego objęć. – Wyjeżdżam stąd na zawsze. Możesz sobie układać życie z kim chcesz i mieć dziecko z kim tylko zapragniesz. - oświadczyła stanowczo.
Podbiegła do konia, wskoczyła na niego i ruszyła w kierunku Ponderosy. Spakowanie się nie zajmie jej dużo czasu, przez ten czas kiedy przebywała u Cartwrightów niewiele zgromadziła rzeczy. Wsiądzie do pociągu i pojedzie w świat szukać szczęścia, gdzie indziej. Przez jedną jedyną noc, myślała, że szczęście zapukało do jej serca, że nie będzie na świecie sama jak palec, lecz najwyraźniej się pomyliła i zaufała niewłaściwej osobie.
***
Greta Farr uśmiechnęła się do siebie złośliwie. W Santa Monica wszystkim była znana jako fanfatal i intrygantka, a robienie bałaganu w cudzym życiu było tym co lubiła najbardziej. Może wakacje u wujostwa nie będą takie złe, pomyślała, czekając aż przyjdą jej krewni, przecież przysłali telegram, że będą na nią czekać.
-Ciociu, to może być fajny materiał na moją nową książkę. – powiedziała podekscytowana dwudziestoczterolatka stojąca obok Clementine Howkins. – Dwie zakochane dziewczyny i jeden zagubiony mężczyzna. Zatytułuje to „Dwa w jednym”, nie lepiej brzmi „Serca na rozdrożu”.
-Panna O’Conor jest z nim w błogosławionym stanie. – zakomunikowała Clementine swojej bratanicy z niesmakiem.
-To jeszcze lepiej. To będzie najlepsza książka jaką do tej pory napisałam. Romanse się najlepiej sprzedają. Norma Roberts dostała nagrodę literacką za swój ostatni romans. – mówiła wprost zachwycona Patricia. – Wiem „Tajemnica Virginia City”!! – krzyknęła entuzjastycznie. – Koniecznie muszę poznać historię tych osób. Szkoda, że nie zabrałam swojej maszyny do pisania. – westchnęła.
***
Adam, który był świadkiem całego zdarzenia i zobaczył, że dziewczyna odjeżdża natychmiast ruszył za nią. Z jednej strony serce mu się krajało, że Mili została upokorzona i okropnie cierpi przez jego brata, a z drugiej strony był niesamowicie uradowany, wszystko w nim ze szczęścia skakało. Ubiegłej nocy chciał iść do Mili i się jej oświadczyć, ale kiedy dotarł do drzwi usłyszał jak Mały Joe wyznaje jej swoje uczucia. Usłyszał również, że odwzajemnia ona jego uczucia. Wtedy myślałem, że już wszystko stracone i jedynie co mogę zrobić to skrywać w sobie to co tak naprawdę do niej czuję, myślał nadal galopując za Mili. Nigdy nie przestanie walczyć o jej serce choćby nie wiadomo ile trzeba było czekać. Po tym dzisiejszym zdarzeniu w serce Adama wlała się nadzieja, że jednak mogą być na zawsze razem. A to co usłyszał zeszłej nocy nie wpłynie na jego decyzję. Joe raczej nie zdoła odbudować zaufania choćby niewiadomo jak się starał. On miał już swoją szansę i ją zmarnował. Brunet dogonił Mili dopiero w połowie drogi do domu. Mężczyzna wołał za nią, ale dziewczyna ignorując go, nadal podążała przed siebie. Adam musiał zwalić ją z siodła na ziemię, żeby się w końcu zatrzymała. Cartwright z Mili przekoziołkowali kawałek po trawie zanim się zatrzymali i mężczyzna mógł zamknąć ją w swoich objęciach. Dziewczynie ciągle po policzkach ciekły łzy, lecz Adam za nic w świecie nie przestawał jej do siebie tulić.
-Wcale nie jesteś od niego lepszy. – mówiła okładając go po klatce piersiowej pięściami i starając mu się wyrwać z objęć, ale było to nadaremne, bo był od niej silniejszy.
Z powrotem ją przygarnął do siebie i czuł spływające krople po szyi wpadające mu za koszulę. Tak bardzo ją kochał i pragnął, że byłby w stanie zrobić dla niej wszystko. Wczepił się w jej usta i zachłannie ją pocałował nie odrywając się od niej na moment. Chciał jedynie przekazać, że jest dla niego wszystkim i pokazać, że to on jest jej przeznaczony, i bez reszty oddany, a nie Mały Joe.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:40, 30 Mar 2016    Temat postu: Serce na śniegu

Zrobiło mi się strasznie przykro ..
Mili i Joe wydawali się stworzeni do siebie ,a Adam jakby wykorzystał sytuację ,że dziewczyna była taka załamana i przygnębiona.
Przecież miał tyle czasu ,by jej wyznać miłość.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Coli Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Strona 7 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin