Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Marzenia i rzeczywistość
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13 ... 47, 48, 49  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:10, 13 Maj 2015    Temat postu:

Ano nadrabiam...wstaję o piątej, piszę komentarz a wieczorem przerabiam, dorabiam, doklejam, wklejam. Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:17, 13 Maj 2015    Temat postu:

To niedługo wyjdziesz już na prostą, jeśli nie zdarzy się taka sytuacja, że kilka osób wstawi jutro kolejne odcinki. Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:21, 13 Maj 2015    Temat postu:

Mada wypluj te słowa Laughing zwłaszcza, że brzmią dość prawdopodobnie.... Shocked

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 23:42, 13 Maj 2015    Temat postu:

Nie jestem tylko przekonana, czy podobna synchronizacja jak w ten weekend znowu się zdarzy... choć byłoby bardzo miło Very Happy

Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Śro 23:55, 13 Maj 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 20:43, 15 Maj 2015    Temat postu:

Cytat:
Naprzeciwko biurka szeryfa ze skwaszoną miną siedział nie kto inny, ale Zachary Foster, ich główny podejrzany. Joe nie miał pojęcia, co się dzieje, więc na wszelki wypadek postanowił milczeć. Foster wstał z krzesła i pokręcił głową.

Joe jest nad wyraz… rozsądny Shocked
Cytat:
Zachary Foster rzeczywiście miał w Sacramento ciotkę, ale nie była zamożną osobą. Raczej wyjątkowo ubogą, nic nieznaczącą, mieszkającą kątem u jakichś znajomych, którzy się nad nią ulitowali. Umarła pięć lat temu i żadnego majątku nie zostawiła. Foster nie odwiedzał ciotki, nie był nawet na jej pogrzebie.

Co za… gad…
Cytat:
Pragnął podzielić się z Nanette swoim odkryciem dotyczącym Fostera, ale dopóki sprawa była w toku, nie mógł narażać śledztwa na niepowodzenie. Nanette nie należała do osób roznoszących plotki, ale wolał dmuchać na zimne. Postanowił, że powie tylko tyle, ile będzie musiał.

Joe jest albo rozsądny albo przebiegły
Cytat:
Jestem zmęczona – przyznała, siadając na brzegu łóżka. – JD był dzisiaj niemożliwy.
- Co zrobił? – Joe nie wydawał się zaskoczony, raczej zaciekawiony.
- Podczas zabawy w chowanego schował się w kominku.
- Co?!
- Nie było w nim ognia, na szczęście, ale JD wymazał się sadzą od stóp do głów

Przednia zabawa Very Happy Szkoda, ze nie było przy tym ojca… ciekawa jestem jego reakcji Very Happy
Cytat:
Mimo że miałaś męczący dzień, ślicznie wyglądasz. Zachwycająco, kusząco, powabnie, ponętnie … - wyliczał, zmniejszając sukcesywnie dzielącą ich odległość, aż żona znalazła się w jego ramionach i zatonęli w pocałunku. Gdzieś tam mignęła mu myśl, że nie będzie dziś musiał wyjaśniać Nanette, gdzie był i po co, ale już po chwili o wszystkim zapomniał.

Miał szczęście… nie musi łamać tajemnicy służbowej, żona się nie dopytuje…
Cytat:
Jadł śniadanie zajęty swoimi myślami. Ledwie słyszał opowieść pana Prachetta o sowach, natomiast Elizabeth i Maria siedziały zasłuchane. Dziewczynka chłonęła nowe informacje, dopytywała o znaczenie określenia „nocny tryb życia”. Najbardziej zainteresowała ją kaktusówka, zwana też sóweczką kaktusową.
- Dziadku, a jak wyglądają sowy? – zapytała w pewnym momencie dziewczynka.

Marie się bardzo otworzyła Very Happy Jestem pewna, ze przy Adamie by się nie odezwała choćby opowiadał i o okapi i dziobakach Very Happy
Cytat:
To dobrze, że Maria jest ciekawa świata – uśmiechnął się do dziewczynki, która cierpliwie czekała na odpowiedź

Myślę, że mała Marie nas jeszcze zaskoczy Very Happy
Cytat:
Z drugiej strony ten typ pobił Simona Krenta, który był na tyle głupi, że wszedł mu w paradę. Cóż, Simon nigdy nie grzeszył inteligencją, wszyscy o tym wiedzieli. Wszyscy, oprócz samego poszkodowanego, którego stan doktor Martin określił wczoraj jako ciężki.

Gdybyśmy trzeźwo i prawdziwie widzieli samych siebie – to… wiele osób by mogło być zaskoczonych
Cytat:
Zapłacę temu durniowi, żeby nie wnosił oskarżenia – rzucił lekceważąco.
Dan przyjrzał się Fosterowi. Już wiedział, dlaczego jakoś nigdy nie mógł go polubić. Ten człowiek lekceważył wszystkich dookoła, gardził maluczkimi, choć jeszcze niedawno sam był nic nieznaczącym kowbojem. Brakowało mu nie tylko zasad moralnych, ale także dobrego wychowania.

Też go jakoś nie mogę polubić… to znaczy Fostera.
Cytat:
Hobson twierdzi, że ma pan najpiękniejszego ogiera w okolicy – powiedział szeryf, niby od niechcenia. – Ponoć nawet konie z Ponderosy nie mogą się z nim równać.
- Nie wierzę – pokręcił głową Joe. – To niemożliwe.

Zabawa w prawdę czy wyznanie? Laughing
Cytat:
Należała do syna pana Prachetta – Dan z odrazą spojrzał na leżącego Fostera. – To także – wyjął książkę w granatowej okładce i podał ją Josephowi.
- „Synkowi na pamiątkę osiemnastych urodzin. Mama” – przeczytał Joe dedykację zapisaną na pierwszej stronie. – Bydlak – rzucił w kierunku leżącego bez ducha mężczyzny.
- Pan Prachett mówił, że jego syn nigdy się z tą książką nie rozstawał, zawsze ją miał przy sobie.

Co tak łagodnie? Tu inne epitety by były przydatne…
Cytat:
Oskarżenie opierało się głównie na poszlakach, ale silnie udokumentowanych. Ponadto w trakcie procesu pojawił się niespodziewanie świadek. Okazało się, że młody Jason Irving widział Fostera i Thomasa Prachetta kłócących się nad brzegiem jeziora. Było to w dniu zabójstwa. Chłopak wracał właśnie od Adama Cartwrighta, który pomagał mu w przygotowaniu się do egzaminów na studia.

Dobry jest choćby i taki świadek
Cytat:
Dan zastał pana Prachetta zajętego pakowaniem swych rzeczy do niewielkich rozmiarów torby.
- Co to ma znaczyć? – zapytał zaskoczony, zatrzymując się w progu pokoju.
- Czas się pożegnać – zadecydował grobowym głosem Magnus.
- Wyjeżdża pan? – Elizabeth stanęła za plecami męża i zauważalnie pobladła.
Maria przecisnęła się obok rodziców, podbiegła do pana Prachetta i objęła go za nogi, przytulając się z całej siły.

Marie, bardzo bezpośrednia… pan Prachett nie wyjedzie Very Happy
Cytat:
Dan odetchnął z ulgą i objął ramieniem wzruszoną Elizabeth. Maria, którą pan Prachett podniósł do góry, ze śmiechem przytuliła się do dziadka i nie zamierzała go puścić.

Bardzo miłe, optymistyczne zakończenie Smile

Przyjemny odcinek, bardzo ciekawy, świetnie dopracowany, przemyślany – i napisany Very Happy
Teraz, po napisaniu komentarza spokojnie mogę czekać na ciąg dalszy Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:16, 15 Maj 2015    Temat postu:

senszen napisał:
Joe jest albo rozsądny albo przebiegły

Cóż, mając na względzie klawiaturę Eweliny, starałam się, aby Joe w tym odcinku wypadł korzystnie. Wink

senszen napisał:
Marie się bardzo otworzyła Very Happy Jestem pewna, ze przy Adamie by się nie odezwała choćby opowiadał i o okapi i dziobakach Very Happy

Może buzia by się jej i otworzyła, ale czy zadawałaby tyle pytań? Adam to nie to samo co dziadek. Very Happy

senszen napisał:
Marie, bardzo bezpośrednia… pan Prachett nie wyjedzie Very Happy

Nie mógłby złamać serduszka małej dziewczynce. Rolling Eyes

senszen napisał:
Bardzo miłe, optymistyczne zakończenie Smile

Senszen, bardzo dziękuję za życzliwy komentarz. Chyba wszyscy zwrócili uwagę na optymizm bijący z odcinka. To dobrze, bo w kolejnym nie będzie go zbyt wiele. Confused


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:03, 17 Maj 2015    Temat postu:

* * * * *

1867 – cz. I.

Adam odebrał na poczcie przesyłkę z nowymi książkami. Nie chciał zaglądać do środka teraz. Wolał to zrobić w domu, w obecności pozostałych członków rodziny. Na Kimberly czekała najnowsza powieść Harriet Beecher Stowe „Little Foxes”, dla Billy’ego był „Młyn nad Flossą” George Eliot, dla Susan – „Alicja w Krainie Czarów” Lewisa Carrolla, dla Andrew – baśnie braci Grimm. O sobie też pomyślał, wybrał „Lasy Maine” Henry’ego Davida Thoreau. Już się cieszył na nową lekturę, choć zastanawiał się, kiedy znajdzie czas, aby przeczytać choć kilka stron. Może położy książkę na szafeczce przy łóżku? Ciekawe, czy będzie miał motywację, żeby po nią sięgnąć? Uśmiechnął się do swoich myśli. Sypialnia małżeńska nie kojarzyła mu się z lekturą. Obawiał się, że książka pokryje się kurzem, zanim wyciągnie po nią rękę. Cóż, trzeba będzie znaleźć jakieś miejsce, aby nowy nabytek cieszył oczy. Może w gabinecie, na biurku?
- Panie Cartwright – słowa panny Norton wdarły się w jego myśli.
Spojrzał na postawną blondynkę ubraną w granatową sukienkę z białym, koronkowym kołnierzykiem. Włosy splecione w warkocz zostały upięte w kok. Innej fryzury panna Norton nie uznawała. Od kilku lat pracowała jako nauczycielka w Virginia City i cieszyła się szacunkiem zarówno uczniów jak i ich rodziców. Była wymagająca, ale sprawiedliwa. Pracowała z pasją i zaangażowaniem. Gdyby zechciała, mogłaby bez trudu znaleźć męża, ale widocznie nie zamierzała zostać niczyją żoną, bo do tej pory odprawiła z kwitkiem trzech starających się o jej rękę. Patrzyła na Adama z jakiś dziwnym skupieniem na twarzy.
- Dobrze, że pana spotkałam – przyznała bez ogródek. – Wybierałam się do państwa ze sprawą niecierpiącą zwłoki.
- Czym mogę służyć? – zainteresował się Adam z życzliwy uśmiechem, nie przypuszczając nawet, że tym razem nie chodzi o sąsiedzką pomoc czy rozwijanie uzdolnień malarskich Billy’ego.
- Pańska córka Susan w trakcie przerwy śródlekcyjnej uderzyła jednego z uczniów – poinformowała zwięźle nauczycielka. – Roy Ferguson ma … rozkwaszony nos. Ledwie udało mi się zatamować krew.
- Susan? – Adam nie krył zaskoczenia i już się nie uśmiechał.
- Proszę mi wierzyć, też byłam zdumiona – przyznała panna Norton. – Pańska córka jest bardzo … spontaniczna w wyrażaniu swych myśli i emocji, ale do tej pory nie było z nią jakichś większych problemów.
- Czy Susan podała powód swego zachowania? – dopytywał Adam, chcąc poznać szczegóły.
- Próbowałam się czegoś dowiedzieć, ale nie raczyła mi odpowiedzieć – stwierdziła nauczycielka. – A Roy Ferguson był tak roztrzęsiony, że w ogóle nie mogłam się z nim dogadać.
- Mogę pani obiecać, że na pewno porozmawiam z córką, jak tylko wrócę do domu – powiedział, próbując ukryć zdenerwowanie.
- Nie wątpię, panie Cartwright – panna Norton podkreśliła swą wypowiedź skinieniem głowy. – Zachowanie Susan było niedopuszczalne i niestosowne. Nie mogę tolerować takich wybryków.
- Nie oczekuję tego od pani – twardy głos Adama daleki był od przymilnej uległości. – Nigdy nie chciałem, aby moje dzieci były traktowane ulgowo. Odniosła pani inne wrażenie?
- Ależ skąd! – szybko zaprzeczyła. – Chcę tylko, żeby pan zrozumiał, że muszę udzielić Susan nagany przy całej klasie. Nie będzie to miłe ani dla mnie, ani dla niej.
- Rozumiem.
- Mam nadzieję, że pan również podejmie odpowiednie kroki – nauczycielka zawiesiła głos.
- Podejmę.
- W takim razie nie zatrzymuję pana dłużej – lekko skinęła głową. – Do widzenia.
- Żegnam – Adam dotknął ronda kapelusza. Jego wzrok zatrzymał się na paczce z książkami. Przesyłka przestała go cieszyć. Miły nastrój prysł jak bańka mydlana. Po raz pierwszy musiał świecić oczyma za niewłaściwe zachowanie swego dziecka w szkole. Z Billym nigdy nie było tego typu problemów. Panna Norton nie mogła się go nachwalić. Andrew dopiero od dwóch tygodni uczęszczał na lekcje, ale o niego Adam mógł być spokojny. Chłopiec odziedziczył usposobienie po Kimberly, był miły i pogodny. A Susan? Nieraz w myślach lub rozmowach z żoną nazywał ich córkę „rogatą duszą”, ale nawet się cieszył, że dziewczynka ma charakter i nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać. Do dzisiaj. Wiedział, że w najbliższej przyszłości czeka go jeszcze rozmowa z panem Fergusonem, którego syn został poszkodowany w starciu z Susan. Właściciel banku nie należał do krewkich osób, niemniej jednak konfrontacja z pewnością nie będzie należała do przyjemnych.
Adam wyjechał z miasta zamyślony i wyraźnie skwaszony. Przez całą drogę rozmyślał nad zachowaniem Susan, zastanawiając się, gdzie popełnił błąd. Zamiast się uspokoić, czuł narastającą irytację. Gdy dojechał do domu, jego rozdrażnienie sięgało zenitu. Chwycił przesyłkę z książkami i wszedł do środka. Drzwi zamknął nogą. Kimberly pojawiła się na schodach, a widząc paczkę w rękach męża, ucieszyła się w dwójnasób.
- Książki – zbiegła lekko i zatrzymała tuż przed nim. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale wyraz jego twarzy sprawił, że przeszył ją dreszcz. – Coś się stało? Wyglądasz jak chmura gradowa.
- I tak się czuję – potwierdził. – Gdzie są dzieci?
- W pokoju Billy’ego – poinformowała. – Rysują „Dary jesieni”, bo …
- Poproś Susan – przerwał jej, odkładając pakunek.
- Co się stało? – zaczęła się denerwować, bo Adam nigdy tak się nie zachowywał.
- Idź po nią. Ma tu natychmiast zejść.
Kimberly spojrzała na męża, licząc na jakiekolwiek wyjaśnienia, ale wystarczyły jej dwie sekundy, aby zrozumieć, że na razie niczego się nie dowie. Jedynie sprowadzenie Susan mogło położyć kres niepewności. Po chwili obie pojawiły się na schodach. Na bladej twarzy dziewczynki malowała się mieszanina strachu i zdecydowania. Zatrzymała się przed ojcem, który stał z założonymi rękami i patrzył na nią wzrokiem, w którym trudno było się doszukać znamion wyrozumiałości.
- Susan … - zaczął Adam, ale w tym samym momencie na schodach pojawił się Billy, a za nim Andrew. – Chcę porozmawiać z Susan, nie z wami – zatrzymał na nich swój wzrok. - Wracajcie do swoich pokojów – zażądał głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Chłopcy zniknęli z zasięgu wzroku. Adam odczekał chwilę i spojrzał na Susan. Dziewczynka nerwowo zaciskała ręce, a jej blade do tej pory policzki lekko się zaróżowiły.
- Spotkałem w mieście pannę Norton – zawiadomił Cartwright. – Przekazała mi zaskakujące informacje na temat twojego zachowania. Wiesz o czym mówię?
- Tak.
- Dlaczego uderzyłaś Roy’a Fergusona?
Kimberly spojrzała na Adama, a następnie na Susan. Uśmiech niedowierzania wypłynął na jej usta, ale szybko zgasł, ustępując miejsca jakiemuś dziwnemu lękowi, który zaczął przepełniać jej serce.
- Czekam na odpowiedź – Adam popędził córkę. Patrzył na skrzywioną buzię dziewczynki, która walczyła ze sobą, aby się nie rozpłakać. Wiedziała, że tata jest na nią zły i to ją najbardziej bolało, było gorsze od jakiejkolwiek kary. Musiała powiedzieć mu prawdę, przecież tego ją nauczył. Adam z kolei chciał usłyszeć coś, co usprawiedliwiałoby czyn Susan.
- Roy Ferguson dokuczał Andrew – wyznała, patrząc ojcu prosto w oczy. – Nazwał go „maminsynkiem” i popchnął.
Adam poczuł ulgę i zaskoczenie. Złość minęła jak za dotknięciem różdżki. Nie pochwalał czynu Susan, ale rozumiał jej motywację. Wobec Andrew miała silnie rozwinięty instynkt opiekuńczy, choć była zaledwie rok od niego starsza.
Adam usiadł na oparciu fotela i położył ręce na ramionach córki.
- Susan bez względu na wszystko nie możesz się tak zachowywać – powiedział z mocą. – Nie możesz bić innych dzieci.
- Ale Roy Ferguson jest okropny – rzuciła tonem usprawiedliwienia.
- Nie tego cię uczyliśmy – Adam pokręcił głową i spojrzał na córkę z wyrzutem.
- Wiem … przepraszam – powiedziała tak cicho, że ledwie ją usłyszeli.
- Córeczko, obiecaj, że takie zachowanie więcej się nie powtórzy – włączyła się do rozmowy Kimberly, której serce biło w przyspieszonym tempie.
- A jeśli Roy … - dziewczynce zapłonęły oczy.
- Susan! – stanowczym głosem upomniał ją Adam. – Czekamy.
- Na co? – zdziwiła się.
- Na obietnicę – Kimberly uprzedziła odpowiedź Adama, uspokajającym gestem kładąc mu rękę na ramieniu.
- No dobrze, obiecuję – powiedziała lekko nadąsanym tonem.
- Co obiecujesz? – nie dawał za wygraną Adam.
- To, że nie będę nikogo bić.
- Wiesz, że obietnica zobowiązuje? – przypomniał jej swoje własne słowa. – Nie możesz jej złamać.
- Wiem – dziewczynka zmarszczyła brwi, po czym jej wzrok zatrzymał się na paczce. – To książki? Mogę …
- Nie, Susan – szybko przerwał jej Adam. – Nie dostaniesz książki, dopóki nie porozmawiam z panną Norton i panem Fergusonem.
Dziewczynka spojrzała na ojca i już wiedziała, że żadne słowa nie sprawią, że tata zmieni zdanie. Był nieprzejednany w swoich decyzjach. Na mamę też nie mogła liczyć w tej kwestii. Nigdy się nie zdarzyło, aby Kimberly zakwestionowała słowa Adama w obecności któregoś z dzieci. Susan zdawała sobie sprawę, że na „Alicję w Krainie Czarów” przyjdzie jej poczekać. Nie miała tylko pojęcia, jak długo.
W czasie, gdy Adam rozmawiał z Susan, chłopcy siedzieli w pokoju Billy’ego. Andrew niemrawo poruszał czerwoną kredką. Jabłko na rysunku przestało mu się podobać.
- To moja wina – powiedział w końcu, podnosząc swe bursztynowe oczy na starszego brata. – Jestem tchórzem. Powinienem poradzić sobie z Roy’em Fergusonem.
- Jest od ciebie wyższy o głowę – zauważył przytomnie Billy.
- Ale Susan się nie bała – stwierdził z westchnieniem Andrew.
- Odnoszę wrażenie, że Susan nie boi się niczego i nikogo – powiedział Billy, odkładając ołówek. – Martwię się, że kiedyś wpadnie w tarapaty i to dużo poważniejsze niż niezadowolenie i reprymenda od taty.
- Chciałbym być taki jak ona … - chłopczyk zwiesił nos na kwintę.
- A ja się cieszę, że jesteś właśnie taki, a nie inny – Billy uśmiechnął się do brata. – Jutro porozmawiam sobie z Roy’em Fergusonem i wyjaśnię mu, że ma trzymać się od ciebie z daleka. A tak w ogóle … to szkoda, że nie powiedziałeś mi wcześniej, że Roy ci dokucza.
- Wstydziłem się – Andrew lekko się zaczerwienił.
- Jesteśmy braćmi – zauważył Billy. – Pamiętaj, że nie pozwolę, aby ktoś cię skrzywdził. Zawsze będę cię bronił.
- Dobrze mieć starszego brata.
- Pewnie – potwierdził Billy i potargał chłopcu grzywkę.
Andrew nareszcie się uśmiechnął.

* * * * *

Kimberly była sama w domu. Pani Dickens odwiozła dzieci do szkoły, a Adam pojechał z braćmi wybrać drzewa do wycinki. Gulasz na obiad powoli gotował się na piecu. Właśnie miała się zająć prasowaniem, gdy usłyszała odgłos kołatki. Wytarła ręce i poszła otworzyć. Na ganku stał pan Ferguson. Kimberly zaprosiła go do środka, choć mina właściciela banku nie nastrajała optymistycznie. Domyślała się powodu wizyty.
- Czy zastałem pana Cartwrighta? – zapytał surowym tonem.
- Męża nie ma, wróci dopiero na obiad – poinformowała rzeczowo.
- Typowe – rzucił niby od niechcenia.
- Może ja mogłabym panu w czymś pomóc? – Kimberly postanowiła wyjaśnić sprawę.
- To pani o niczym nie wie? – zdziwił się nieszczerze.
- Zapewniam pana, że wiem o wielu rzeczach – zauważyła spokojnym tonem.
- Miałem na myśli zdarzenie w szkole – sprecyzował.
- Owszem, wiem, że pański syn dokuczał mojemu, a nawet go popchnął, choć Andrew jest młodszy i dużo mniejszy.
- Słucham? – zająknął się pan Ferguson.
- Czyżby syn nie pochwalił się swym czynem? – zapytała, nie spuszczając z niego oczu.
- Nie wiem, o czym pani mówi – stwierdził już pewniejszym tonem. – Pani córka uderzyła Roy’a tak mocno, że nauczycielka ledwo zatamowała krwawienie.
- Susan broniła młodszego brata – zauważyła Kimberly. – Gdyby pański syn nie dokuczał młodszym od siebie, cały ten przykry incydent nie miałby miejsca.
- To niesłychane! – pan Ferguson nabrał powietrza, aby zacząć swą orację, ale Kim go uprzedziła.
- Ma pan rację. Roy jest inteligentnym, dużym chłopcem i z czasem zrozumie, że nie wolno dokuczać mniejszym i słabszym. A pan jako wzorowy ojciec z pewnością mu to wyjaśni tak, jak należy.
Pan Ferguson patrzył na nią osłupiały. Otworzył usta, ale wydał tylko cichy syk, w końcu machnął ręką, podszedł do drzwi, odwrócił się, spojrzał na Kimberly ze zdumieniem i wyszedł bez pożegnania. Gdy drzwi się za nim zamknęły, Kim opadła na kanapę w salonie i przymknęła oczy. Dużo ją kosztowała ta rozmowa. Nie lubiła takich sytuacji, odbierały jej energię i psuły definitywnie humor. Musiała jednak okazać stanowczość. Wiedziała, że Ferguson przyjechał tu po to, aby zrobić awanturę. Nie chciała do niej dopuścić. Potulnością nic by nie wskórała. Poczuła przemożną ochotę na herbatę. Miała nadzieję, że filiżanka gorącego płynu pozwoli jej się uspokoić.
Gdy dzieci wróciły ze szkoły, zaczęło padać. W oddali słychać było grzmoty. Kimberly stanęła przy oknie wpatrzona w ścianę deszczu. Pomyślała, że Adam wróci nie tylko zmęczony i głodny, ale też mokry i zziębnięty. Obiad był w zasadzie już gotowy, brakowało tylko głowy rodziny, aby wszyscy mogli zasiąść do stołu. Grzmoty przybrały na sile, stały się nie tylko częstsze, ale i głośniejsze. Adam wyraźnie się spóźniał, co było nawet zrozumiałe. Na pewno chciał przeczekać burzę w jakiś zacisznym miejscu. Po jakiś czasie pioruny przestały rozświetlać niebo, a deszcz zaczął słabnąć. Po kwadransie zza chmur wyjrzało słońce, odbijając swe promienie w licznych jeziorkach kałuż. W powietrzu pachniało ozonem i mokrą, krystaliczną świeżością. Adama wciąż nie było. Dzieci zaczęły się skarżyć, że są głodne, więc Kimberly kazała im siadać do stołu. Obiad upłynął w atmosferze oczekiwania. Wciąż zerkano na drzwi i okna. Po upływie dwóch godzin Kimberly miała nerwy napięte jak postronki. Chodzenie od okna do okna tylko pogłębiało zdenerwowanie.
- Mamo – Billy zjawił się tak cicho, że w pierwszej chwili drgnęła, gdy usłyszała jego głos. - Może ja skoczę do dziadka i dowiem się, dlaczego taty jeszcze nie ma.
- Jedź – odpowiedziała po chwili wahania.
Nie minęło pół godziny, a na podwórku pojawił się Billy, a wraz z nim Hoss i Joe. Kimberly wybiegła na zewnątrz, Susan i Andrew również.
- Nie wrócił? – chciał się upewnić Hoss.
Kim pokręciła głową. Susan i Andrew stanęli blisko niej, instynktownie szukając jej ręki.
- Rozstaliśmy się jakieś trzy godziny temu – powiedział Joe. – Trzy mile stąd.
Stukot końskich kopyt przerwał ich rozmowę. Na podwórko wbiegł Sport. Nie było na nim jeźdźca. Hoss chwycił konia, starając się go uspokoić. Wszyscy zbili się ciasno, patrząc z przestrachem w oczach na wierzgającego Sporta. Przerażało ich nie zachowanie konia, ale to, że nie było z nim jego właściciela. Hoss okiełznał zwierzę i przywiązał je do barierki.
- Była burza – wyjaśnił z niewyraźną miną. – Sport pewnie się wystraszył grzmotów i stanął dęba. Adam …
- Znajdziemy go – szybko przerwał mu Joe.
- Właśnie – Hoss spojrzał na Kimberly i dzieciaki, rozciągając twarz w uśmiechu. – Nie martwcie się, już po niego jedziemy.
- Pewnie nas zwymyśla za opieszałość – Joe próbował nawet żartować.
Odjechali w kierunku lasu. Kim kazała dzieciom wejść do domu. Billy zaproponował, że zaopiekuje się młodszym rodzeństwem. Na górze Susan powiedziała starszemu bratu, że musi zająć się lekcjami i zniknęła w swoim pokoju. On i Andrew cicho rozmawiali, siedząc na łóżku. Zastanawiali się, gdzie może być tata i czy nic mu się nie stało. Billy zapewnił, że wszystko będzie w porządku, więc Andrew poczuł się trochę lepiej.
Kimberly nie mogła znaleźć dla siebie miejsca. Żałowała, że pani Dickens zaraz po przywiezieniu dzieci ze szkoły pojechała do swojej krewnej mieszkającej na obrzeżach Ponderosy. Nie miała z kim porozmawiać, bo dzieciom nie chciała mówić o swoich lękach i obawach. Weszła na górę, kierując się do pokoju Billy’ego. Rodzeństwo tam najczęściej spędzało czas. Zbliżyła się cicho i zajrzała do środka. Z chłopcami nie było Susan. Cofnęła się, lekko zapukała i weszła do pokoju córki. Dziewczynka szybko otarła oczy, ale nie na tyle szybko, aby matka nie zauważyła jej łez. Usiadła obok i przytuliła ją do siebie. Susan wtuliła się w nią i pociągnęła nosem w mało elegancki sposób. Mama głaskała jej rozpuszczone włosy w kojący, opiekuńczy sposób.
- To prz… mn… - wychlipała dziewczynka.
- Co mówiłaś?
- To przeze mnie tata nie wraca – stwierdziła Susan, a łzy jak groch potoczyły się po jej twarzy. – Byłam na niego zła, że nie chciał mi dać książki i nie lubiłam go za to – przyznała z płaczem.
- Córciu – Kim uspokajająco głaskała jej plecy. – Co też ty mówisz?
- Ale jak rano wstałam, to wiedziałam, że tata miał rację i ja go bardzo kocham – usprawiedliwiała się znękana. – Tylko wtedy wieczorem tak pomyślałam i teraz wiem, że to przeze mnie coś się stało tacie…
- Nie wolno ci myśleć w ten sposób – stanowczo stwierdziła Kimberly. – To nie ma nic wspólnego z tobą. Rozumiesz? – spojrzała badawczo w oczy córki. - Tata zaraz wróci i będziesz mogła mu powiedzieć, jak bardzo się cieszysz i jak bardzo go kochasz. Dobrze?
Susan pokiwała energicznie głową i przytuliła się do Kimberly z całej mocy.
- Ciebie, mamo, też kocham i to bardzo – wyznała. – Ale ty chyba o tym wiesz…
Kim uśmiechnęła się i pocałowała córkę w czubek głowy. Wierzyła, że wszystko będzie dobrze.

* * * * *

Adam otworzył oczy. Czuł dziwny ciężar na piersiach i suchość w ustach, choć wokół niepodzielnie królowała wilgoć. W ułamku sekundy błysnęły wspomnienia – burza, piorun, koń stający dęba, walące się drzewo. Spróbował się poruszyć. Nie mógł. Dojmujący ból lewej ręki przeszył jego ciało. Metaliczny zapach krwi dotarł do jego świadomości, zanim znów stracił przytomność.

* * * * *


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:40, 17 Maj 2015    Temat postu: Marzenia i rzeczywistość

No ładnie ..Adam znowu cierpi ..nie wiadomo za co.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:45, 17 Maj 2015    Temat postu:

Mada, jem Ci ja sobie obiadek i co trochę mi kołkiem stawał Surprised nie wiem dlaczego oczekiwałam sielanki. Surprised A tu nerwy, nerwy, nerwy od pierwszych niemal zdań... i Adam pod drzewem....olaboga Crying or Very sad muszę złapać oddech i przestać jeść podczas czytania. Fragment przecudny Mr. Green Mr. Green

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 15:27, 17 Maj 2015    Temat postu: Re: Marzenia i rzeczywistość

zorina13 napisał:
No ładnie ..Adam znowu cierpi ..nie wiadomo za co.


jak to za co... za niewinność! Cool
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:30, 17 Maj 2015    Temat postu: Re: Marzenia i rzeczywistość

senszen napisał:
zorina13 napisał:
No ładnie ..Adam znowu cierpi ..nie wiadomo za co.


jak to za co... za niewinność! Cool


brzmi dwuznacznie... Cool może właśnie za to cierpi... Mr. Green


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Camila
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:34, 17 Maj 2015    Temat postu:

Susan to bardzo bojowa dziewczynka. Musiała być bardzo zdenerwowana skoro posunęła się do takiego czynu.
Sytuacja Adama nie przedstawia się na razie zbyt dobrze. Ciekawe czy oprócz ręki coś jeszcze ma złamanego?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:02, 17 Maj 2015    Temat postu:

Cytat:
Już się cieszył na nową lekturę, choć zastanawiał się, kiedy znajdzie czas, aby przeczytać choć kilka stron. Może położy książkę na szafeczce przy łóżku? Ciekawe, czy będzie miał motywację, żeby po nią sięgnąć? Uśmiechnął się do swoich myśli. Sypialnia małżeńska nie kojarzyła mu się z lekturą. Obawiał się, że książka pokryje się kurzem, zanim wyciągnie po nią rękę.

Rozumiem radość Adama z nabytych książek, ale pomysł, żeby zabrać lekturę do sypialni zupełnie chybiony. Póki co to ma on tam ciekawsze rzeczy do roboty. Dobrze, że szybko to zrozumiał.
Cytat:
- Pańska córka Susan w trakcie przerwy śródlekcyjnej uderzyła jednego z uczniów – poinformowała zwięźle nauczycielka. – Roy Ferguson ma … rozkwaszony nos. Ledwie udało mi się zatamować krew.
- Susan? – Adam nie krył zaskoczenia i już się nie uśmiechał.
(…) - Zachowanie Susan było niedopuszczalne i niestosowne. Nie mogę tolerować takich wybryków.
- Nie oczekuję tego od pani – twardy głos Adama daleki był od przymilnej uległości. – Nigdy nie chciałem, aby moje dzieci były traktowane ulgowo. Odniosła pani inne wrażenie?
- Ależ skąd! – szybko zaprzeczyła. – Chcę tylko, żeby pan zrozumiał, że muszę udzielić Susan nagany przy całej klasie. Nie będzie to miłe ani dla mnie, ani dla niej.
- Rozumiem.

Nie najmilsza to wiadomość. Adam musiał poczuć się nieszczególnie. Nie wiem dlaczego, ale odnoszę wrażenie, że nauczycielka jest osobą mówiąc delikatnie niezbyt miłą i trochę oschłą. Reakcja Adama, jak najbardziej prawidłowa.
Cytat:
A Susan? Nieraz w myślach lub rozmowach z żoną nazywał ich córkę „rogatą duszą”, ale nawet się cieszył, że dziewczynka ma charakter i nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać. Do dzisiaj.

Cóż, niedaleko pada jabłko od jabłoni. I on jeszcze się dziwi po kim Susan ma taki charakterek
Cytat:
Kimberly spojrzała na męża, licząc na jakiekolwiek wyjaśnienia, ale wystarczyły jej dwie sekundy, aby zrozumieć, że na razie niczego się nie dowie.

Kto może Adama znać lepiej niż Kim. Bądź co bądź są już małżeństwem z pewnym stażem i jedno spojrzenie wystarczy, żeby wiedzieć, co dzieje się z mężem.
Cytat:
- Dlaczego uderzyłaś Roy’a Fergusona?
(…)
- Czekam na odpowiedź – Adam popędził córkę. Patrzył na skrzywioną buzię dziewczynki, która walczyła ze sobą, aby się nie rozpłakać. Wiedziała, że tata jest na nią zły i to ją najbardziej bolało, było gorsze od jakiejkolwiek kary. Musiała powiedzieć mu prawdę, przecież tego ją nauczył. Adam z kolei chciał usłyszeć coś, co usprawiedliwiałoby czyn Susan.
- Roy Ferguson dokuczał Andrew – wyznała, patrząc ojcu prosto w oczy. – Nazwał go „maminsynkiem” i popchnął.
Adam poczuł ulgę i zaskoczenie.

Sytuacja mało komfortowa tak dla ojca, jak i córki. Przynajmniej wyjaśniło się dlaczego Susan uderzyła kolegę. Po prostu stanęła w obronie młodszego braciszka. Nie pochwalam tego, ale jak najbardziej usprawiedliwiam.
Cytat:
- Susan bez względu na wszystko nie możesz się tak zachowywać – powiedział z mocą. – Nie możesz bić innych dzieci.
- Ale Roy Ferguson jest okropny – rzuciła tonem usprawiedliwienia.
- Nie tego cię uczyliśmy – Adam pokręcił głową i spojrzał na córkę z wyrzutem.
- Wiem … przepraszam – powiedziała tak cicho, że ledwie ją usłyszeli.

Bardzo pedagogiczna rozmowa
Cytat:
- Wiesz, że obietnica zobowiązuje? – przypomniał jej swoje własne słowa. – Nie możesz jej złamać.
- Wiem – dziewczynka zmarszczyła brwi, po czym jej wzrok zatrzymał się na paczce. – To książki? Mogę …
- Nie, Susan – szybko przerwał jej Adam. – Nie dostaniesz książki, dopóki nie porozmawiam z panną Norton i panem Fergusonem.

Jest wina musi być kara. Susan chyba długo poczeka na nową książeczkę. Na razie może o niej śnić.
Cytat:
W czasie, gdy Adam rozmawiał z Susan, chłopcy siedzieli w pokoju Billy’ego. Andrew niemrawo poruszał czerwoną kredką. Jabłko na rysunku przestało mu się podobać.
- To moja wina – powiedział w końcu, podnosząc swe bursztynowe oczy na starszego brata. – Jestem tchórzem. Powinienem poradzić sobie z Roy’em Fergusonem.

Andrew ma wyrzuty sumienia, zupełnie niepotrzebnie. To Roy, jako starszy powinien się wstydzić
Cytat:
- Jesteśmy braćmi – zauważył Billy. – Pamiętaj, że nie pozwolę, aby ktoś cię skrzywdził. Zawsze będę cię bronił.
- Dobrze mieć starszego brata.
- Pewnie – potwierdził Billy i potargał chłopcu grzywkę.

Billy ma dobre serduszko. Widać, że świetnie dogaduje się z rodzeństwem.
Cytat:
- Owszem, wiem, że pański syn dokuczał mojemu, a nawet go popchnął, choć Andrew jest młodszy i dużo mniejszy.
- Słucham? – zająknął się pan Ferguson.
- Czyżby syn nie pochwalił się swym czynem? – zapytała, nie spuszczając z niego oczu.
- Nie wiem, o czym pani mówi – stwierdził już pewniejszym tonem. – Pani córka uderzyła Roy’a tak mocno, że nauczycielka ledwo zatamowała krwawienie.
- Susan broniła młodszego brata – zauważyła Kimberly. – Gdyby pański syn nie dokuczał młodszym od siebie, cały ten przykry incydent nie miałby miejsca.
- To niesłychane! – pan Ferguson nabrał powietrza, aby zacząć swą orację, ale Kim go uprzedziła.
- Ma pan rację. Roy jest inteligentnym, dużym chłopcem i z czasem zrozumie, że nie wolno dokuczać mniejszym i słabszym. A pan jako wzorowy ojciec z pewnością mu to wyjaśni tak, jak należy.
Pan Ferguson patrzył na nią osłupiały.

Ta rozmowa dużo kosztowała Kim, zwłaszcza, że pan Ferguson sprawę chciał pewnie załatwić z pozycji ofiary, jaką w jego mniemaniu był jego syn. Szkoda, że nie porozmawiał z synalkiem i nie zapytał o powód tak gwałtownej reakcji dziewczynki. Może, jakby przyparł Roya do muru to dowiedziałby się prawdy
Cytat:
Po kwadransie zza chmur wyjrzało słońce, odbijając swe promienie w licznych jeziorkach kałuż. W powietrzu pachniało ozonem i mokrą, krystaliczną świeżością. Adama wciąż nie było. Dzieci zaczęły się skarżyć, że są głodne, więc Kimberly kazała im siadać do stołu. Obiad upłynął w atmosferze oczekiwania. Wciąż zerkano na drzwi i okna. Po upływie dwóch godzin Kimberly miała nerwy napięte jak postronki. Chodzenie od okna do okna tylko pogłębiało zdenerwowanie.

Świetnie oddana groza sytuacji, oczekiwanie, nerwy, zdenerwowanie … aż udziela się czytelnikowi
Cytat:
Stukot końskich kopyt przerwał ich rozmowę. Na podwórko wbiegł Sport. Nie było na nim jeźdźca. Hoss chwycił konia, starając się go uspokoić. Wszyscy zbili się ciasno, patrząc z przestrachem w oczach na wierzgającego Sporta. Przerażało ich nie zachowanie konia, ale to, że nie było z nim jego właściciela. Hoss okiełznał zwierzę i przywiązał je do barierki.

No, to teraz można spodziewać się najgorszego.
Cytat:
- To przeze mnie tata nie wraca – stwierdziła Susan, a łzy jak groch potoczyły się po jej twarzy. – Byłam na niego zła, że nie chciał mi dać książki i nie lubiłam go za to – przyznała z płaczem.
- Córciu – Kim uspokajająco głaskała jej plecy. – Co też ty mówisz?
- Ale jak rano wstałam, to wiedziałam, że tata miał rację i ja go bardzo kocham – usprawiedliwiała się znękana. – Tylko wtedy wieczorem tak pomyślałam i teraz wiem, że to przeze mnie coś się stało tacie…
- Nie wolno ci myśleć w ten sposób – stanowczo stwierdziła Kimberly. – To nie ma nic wspólnego z tobą. Rozumiesz? – spojrzała badawczo w oczy córki. - Tata zaraz wróci i będziesz mogła mu powiedzieć, jak bardzo się cieszysz i jak bardzo go kochasz. Dobrze?

I jak w takich sytuacjach bywa, dzieci przypisują sobie winę za wszystko. Susan musi czuć się okropnie. Dobrze, że akurat zajrzała do niej mama. Nie ma jak ciepłe matczyne ramiona
Cytat:
Adam otworzył oczy. Czuł dziwny ciężar na piersiach i suchość w ustach, choć wokół niepodzielnie królowała wilgoć. W ułamku sekundy błysnęły wspomnienia – burza, piorun, koń stający dęba, walące się drzewo. Spróbował się poruszyć. Nie mógł. Dojmujący ból lewej ręki przeszył jego ciało. Metaliczny zapach krwi dotarł do jego świadomości, zanim znów stracił przytomność.

A jednak upadek z konia okazał się groźny. Mam nadzieję, że bracia szybko znajdą Adama, który miał wyjątkowego pecha. Burza plus koń to niebezpieczny zestaw, do tego wszystkiego walące się drzewo i kłopot gotowy. Cóż wypadki chodzą po ludziach i wcale nie trzeba sobie w szczególny sposób na to zasłużyć, ani cierpieć za nie swoje winy. Takie jest życie. Raz jest radośnie, raz tragicznie. I w tym jest jego urok.

Mada odcinek ciekawy, świetnie, jak zwykle poprowadzony. Bardzo dobrze przedstawiony problem Susan i to jak rodzice z nią rozmawiali. Na koniec mocny akcent. I to właśnie stanowi o tym, że Twoje opowiadanie czyta się z ogromną ciekawością i oczekiwaniem na rozwój sytuacji. Nie muszę dodawać, że sprawiłaś, iż wyglądam ja ta emotikonka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:13, 17 Maj 2015    Temat postu:

ADA wyglądasz ... nieciekawie... Laughing Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:21, 17 Maj 2015    Temat postu:

Ja tylko mam taką niemą prośbę o jak najszybszy ciąg dalszy Adam co prawda znowu cierpi, ale co tam ... ktoś musi. Landrynkowa miłość prędzej czy później znudzi się. Żeby było ciekawie musi się dziać, dlatego

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13 ... 47, 48, 49  Następny
Strona 12 z 49

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin