 |
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 7:31, 07 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Cytat: | - Candy, czemu wstajemy o tej godzinie? –spojrzała na niego przytomniej.
- W sumie… - uśmiechnął się wesoło, wyciągnął rękę, objął ją w talii, przyciągnął ją do siebie i zaczął całować odsłonięte ramię.
- Czy my nie mieliśmy wstawać? – szepnęła mu do ucha pozornie poważnym tonem.
- To Twoja wina, trzeba było nie zakładać tej batystowej koszulki… - zaśmiał się i zsunął materiał nieco niżej. |
A oni nadal w sobie zakochani
Cytat: | - Joe, jak miło cię widzieć… - przywitał go bez entuzjazmu. |
Trochę przesadził. Widok Joe wcale go nie ucieszył
Cytat: | - Jak się czuję Alice? – przerwał mu.
- Dobrze, jak to kobieta przy nadziei… - Joe ziewnął lekko. – Dużo śpi… i męczyła mnie w nocy o marynowane cytrynki. |
Biedny Joe. Ofiara kaprysów własnej żony
Cytat: | - A przyniosłeś jej te cytryny? – zapytał bezbarwnym tonem.
- Zabrakło nam…będę musiał kupić. - spojrzał na niego trochę zaskoczony.
- Możesz pojechać… jest wcześnie, zdążysz pojechać do miasta. |
I on nie pojechał w nocy po te marynowane cytryny? Rano też się nie wybierał do miasta? Zgroza! Jak można być tak nieczułym? A Candy tak liczył, że jeszcze parę chwil spędzi z żoną
Cytat: | - Rano już nie chciała. – wyjaśnił Joe i ziewnął raz jeszcze. |
Czyżby jakimś sposobem wyperswadował jej ochotę na ów specjał?
Cytat: | I wtedy usłyszeli wybuch. Szyby w oknach popękały, z sufitu osypał się pył.
- Co do… - Joe natychmiast się obudził i rzucił się w stronę okna.
Candy obrócił się na pięcie. Przeszedł przez kuchnię, słysząc za sobą kroki Joe i z walącym sercem wszedł do sypialni. Po głowie wciąż mu chodziło uchylone okno w sypialni. Uchylone okno nad wezgłowiem łóżka. Uchylone okno, stukające przy lekkich podmuchach wiatru.
Na pustym łóżku, w rozrzuconej białej pościeli, połyskiwały kolorowo białe drzazgi szkła. Rama okna, potrzaskana, zawisła na zawiasach, szarpiąc firankę. Bez słowa otworzył szerzej drzwi do drugiej sypialni.
India stała przy łóżeczku rozespanej Cookie … |
Zabrzmiało groźnie. Ten wybuch zapewne zwiastuje nadejście kłopotów
Cytat: | - Chyba nie jesteśmy jeszcze wszystkie, prawda? – wtrąciła Fran. – Panie Cartwright zawsze bardzo chętnie brały udział w takich spotkaniach… |
No właśnie! Gdzie są panie Cartwright?
Cytat: | - Panie Marie Cartwright i jej rodzina nie jest mile widziana na plebanii. – wtrąciła cicho pastorowa. |
No to podpadli jednak pastorowi. Zarówno panowie z tej rodziny jak i ich żony
Cytat: | - Panie Marie Cartwright oraz pani India Canaday zachowują się… nieobyczajnie… i nie są mile widziane na plebanii… - pastorowa uzupełniła. – Chciałam być uprzejma, ale… pozostałe panie Cartwright nie raczyły nawet odpowiedzieć na moje zaproszenie… - dodała z wzrokiem wbitym w drobne ściegi. |
Nieobyczajnie?! Ciekawe, jak by określiła zachowanie pań z saloonu? Mocno nieobyczajnie?
Cytat: | Zarówno Marie Cartwright jak i India Canaday to dobre, uczciwe kobiety… nie rozumiem dlaczego… |
Przynajmniej sąsiadki je doceniają. To znaczy Indię i Marie.
Cytat: | - Zachowują się nieobyczajnie… - powtórzyła pastorowa.
- To znaczy? – dopytała Fran. – Nigdy jeszcze nie widziałam, żeby któraś z nich zachowywała się… nieprzyzwoicie. I dlaczego nie ma z nami Annie Gordon? Czyżby tez zachowywała się nieobyczajnie? |
A ta swoje … uparta kobieta. I co z Annie? Też nieobyczajnie się zachowuje?
Cytat: | - Co oznacza, że zachowały się nieobyczajne? – drążyła Fran.
- Bezwstydnie okazują swoje… instynkta… - pastorowa wyrzuciła z siebie. – Tak jak i ich mężowie. |
Zdawało mi się, że uczucie pomiędzy małżonkami jest jak najbardziej wskazane
Cytat: | - Siedziała mu na kolanach! – pastorowa podniosła pałający wzrok znad robótki. – Druga chciała mu czesać… rozpinała mu koszulę! Pani Nightingale jest rozwódką! |
No tak! Jawnogrzesznice … można rzec … kolana, koszula, rozwód … i po ptokach … to jest … nie dostaną zaproszeń na plebanię
Cytat: | - Pan Adam Cartwright, jak mniemam? – usłyszał uprzejmy głos. Adam kiwnął głową, obserwując nieznajomego spod ronda czarnego kapelusza. |
Chyba wie do kogo przyjechał?
Cytat: | - …chciałbym zaproponować panu kontrakt. Dotyczący bogactwa ziemi, którą pan posiada.
- W takim razie proszę go przedstawić. Przedyskutujemy sprawę. |
Jak widać ma i interes
Cytat: | - Pan i bracia, czy pański… Pa? – złośliwie zauważył nieznajomy. – Chciałbym zaproponować kontrakt panu, panie Cartwright. Liczyłem na to, że będę mógł porozmawiać z niezależnym, inteligentnym mężczyzną… a nie z chłopcem, który musi pytać swojego ojca o zgodę. |
Na ambicję mu wchodzi?
Cytat: | - Chyba pan sobie pozwala na zbyt wiele, panie…?
- Pozwolił mi pan na bezpośredniość, panie Cartwright. – spokojnie przypomniał mu rozmówca. – A nazywam się Charles Forger.
- Miło mi, panie Forger. Ja się już, jak widzę, nie muszę przedstawiać. |
Jest jeszcze uprzejmy, ale chyba gość go już nieco zdenerwował …
Cytat: | - Chciałbym więc panu, panie Cartwright zaproponować kontrakt.
- Wszelkie kontrakty dyskutujemy wspólnie, całą rodziną. Co jest niejako związane z tym, że ziemia jest wspólna. – zauważył Adam. |
Gra na czas … chce wybadać o co temu typowi chodzi?
Cytat: | - To drobiazg. – mężczyzna uśmiechnął się porozumiewawczo. – Jestem pewien, że mężczyzna inteligentny, wykształcony i obyty w świecie, taki jak pan…
- Niech pan nie przesadza z tymi komplementami, nie jestem panną na wydaniu. – cierpko zauważył Adam. |
O tak! Na komplementy to on go nie weźmie
Cytat: | - I pan się o mnie martwi? – Adam uniósł wysoko brwi. – To urocze…
- Chciałbym odkupić cześć ziemi. – wyjaśnił skrótowo Forger. – Mniejszym obszarem znacznie łatwiej będzie zarządzać i… |
Jaki uczynny. Chce ulżyć biedakowi w prowadzeniu rancza …
Cytat: | - Jest pan dorosłym mężczyzną, ma pan rodzinę, której jest pan głową… - Forger nachylił się ku Adamowi. – Czy ma pan zamiar do końca życia słuchać rozkazów coraz starszego ojca, który powoli przestaje rozumieć, że świat się już zmienił?
- Radzę ważyć słowa, panie Forger. – wykrztusił Adam.
- Boli pana, bo to prawda. |
I znów mu na ambicję wchodzi …
Cytat: | - Pański ojciec się starzeje, jedyne co po nim zostanie… to zadłużone, bezwartościowe akry dzikiej, nieurodzajnej ziemi. |
Jak dzika i nieurodzajna, to dlaczego tak bardzo pragnie ją kupić? Wietrzę podstęp
Cytat: | Adam zerwał się z krzesła i porwał mężczyznę za kołnierz koszuli. Popchnął go na drewnianą kolumnę, przytrzymującą zadaszenie.
- Milcz pan. – warknął. – I wynoś się z mojej ziemi. |
O! To jest najwłaściwsze potraktowanie takich typów.
Cytat: | - Bajki nie trwają wiecznie. – dorzucił Forger. – A ma pan rodzinę na utrzymaniu… Radzę się zastanowić nad moją propozycją. |
A tu wyczuwam zawoalowaną groźbę.
Jak zwykle przepiękne opisy. Humorystyczne scenki i … narastające napięcie. Przyjemnie się czyta. Akcja, dobrze opracowane postacie i świetne dialogi.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 7:37, 07 Kwi 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:30, 07 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: |
Było wcześnie, za kwadrans piąta, i tak miał poczucie, że zaspał. |
Cóż to za zbrodnicza godzina? a tak przy okazji....ADA serio wstajesz o TEJ godzinie?
senszen napisał: | India też już się obudziła. Siedziała, zwrócona do niego ni to bokiem, ni to plecami. Zaspana, leniwym ruchem odgarnęła długie włosy, zwinęła je w węzeł na karku odsłaniając tym samym delikatną szyję. Trzymając włosy jedną ręką, drugą, po omacku, zaczęła szukać czegoś w okolicach poduszki. Cienka koszulka nocna ześlizgnęła się jej z jednego ramienia. |
....że niby przypadkiem ześlizgnęła...
senszen napisał: | - To Twoja wina, trzeba było nie zakładać tej batystowej koszulki… - zaśmiał się i zsunął materiał nieco niżej.
- Nie rozróżniasz niebieskiego i fioletowego a rozpoznajesz batyst? – stłumiła śmiech, usta jej pociemniały, policzki się zaróżowiły.
- Uczę się…powoli… - pociągnął ja na łóżko, całując ją po szyi i ramionach. – Mogę udowodnić…
Uśmiechnęła się do niego ciepło, cicho zamruczała. Wciąż obejmując ją mocno w talii, drugą ręką przesuwał powoli po miękkim materiale bielizny.
- Usta masz różowe… - szepnął jej do ucha – Kiedy się rumienisz, karminowe… |
Scena piękna i romantyczna... lekka, subtelna, smakowita.... Candy rozpoznaje więcej barw niż normalny mężczyzna....
senszen napisał: | - A przyniosłeś jej te cytryny? – zapytał bezbarwnym tonem. |
Ależ on ukrywa emocje....tididi ....jedź po cytrynki.
senszen napisał: |
India stała przy łóżeczku rozespanej Cookie, ściskając w dłoniach poły szlafroka, który zdążyła na siebie narzucić. |
Aż strach pomysleć co byłoby gdyby leżała w łóżku.
senszen napisał: |
- Co oznacza, że zachowały się nieobyczajne? – drążyła Fran.
- Bezwstydnie okazują swoje… instynkta… - pastorowa wyrzuciła z siebie. – Tak jak i ich mężowie. |
Serio pani Pastorowo?
senszen napisał: |
- Siedziała mu na kolanach! – pastorowa podniosła pałający wzrok znad robótki. – Druga chciała mu czesać… rozpinała mu koszulę! Pani Nightingale jest rozwódką! |
No skandal, brak słów.
senszen napisał: |
- Co ona chciała mu czesać? – szepnęła Milly.
- A nie ciekawi cię, która? – zażartowała Fran.
- Co tam, która… - szepnęła Emily. – Ważne komu |
Gdzie, komu, co....takie ważne kwestie pastorowa trzyma w tajemnicy...
senszen napisał: |
- Pan i bracia, czy pański… Pa? – złośliwie zauważył nieznajomy. – Chciałbym zaproponować kontrakt panu, panie Cartwright. Liczyłem na to, że będę mógł porozmawiać z niezależnym, inteligentnym mężczyzną… a nie z chłopcem, który musi pytać swojego ojca o zgodę. |
To cios poniżej pasa.... nawet jeśli to prawda...
senszen napisał: | - Chciałbym odkupić cześć ziemi. – wyjaśnił skrótowo Forger. – Mniejszym obszarem znacznie łatwiej będzie zarządzać i… |
Cóż za troska.... omdlewam z wrażenia.
senszen napisał: |
- Pański ojciec się starzeje, jedyne co po nim zostanie… to zadłużone, bezwartościowe akry dzikiej, nieurodzajnej ziemi. |
Chyba nie tędy droga panie Forger...
Senszen fragment super! Scena małżeńska, plotki tzn wyszywanie pledu oczywiście.... czy one nie powinny go na klęczkach wyszywać? Swoją drogą mieszkanki bardzo wyrozumiałe i ciekawe i może zaczerpnęłyby coś do prywatnego życia... Świetny fragment.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Wto 21:31, 07 Kwi 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 21:42, 07 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
ADA
Cytat: | Doskonale rozumiem Candy'ego. Jutro też tak będę się czuła |
Ale naprawdę, mam nadzieję, że nie wstajesz o tak nieprzyzwoitej godzinie…
Cytat: | Wreszcie komuś może coś się stać. |
Przemyślę sprawę…
Cytat: | Zdecydowanie nie lubię pastorowej ... chyba, że jest pod przemożnym wpływem despotycznego małżonka |
Niekoniecznie
Mada
Cytat: | Ten to wie, kiedy przyjść. A zapowiadała się taka zmysłowa scena… |
Coś mi się wydaję, że pierwsza i ostatnia tego rodzaju w tym opowiadaniu
Ewelina
Cytat: | Biedny Joe. Ofiara kaprysów własnej żony |
Widzę Twoje współczucie Ewelina Promieniuję z monitora
Cytat: | Ciekawe, jak by określiła zachowanie pań z saloonu? Mocno nieobyczajnie? |
Jako zachowanie niedające się opisać przyzwoitymi słowami?
Aga
Cytat: | Cóż to za zbrodnicza godzina? |
late jest już jasno, przynajmniej u nas. W Nevadzie pewnie też...
Cytat: | Candy rozpoznaje więcej barw niż normalny mężczyzna. |
Jak chce – to może
Bardzo wam dziękuję za wszystkie miłe, ciekawe i dokładne komentarze
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 21:46, 07 Kwi 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:45, 07 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: |
Ewelina
Cytat: | Biedny Joe. Ofiara kaprysów własnej żony |
Widzę Twoje współczucie Ewelina Promieniuję z monitora  |
Tak....Eweliny współczucie dla małego Joe po prostu razi na kilometr.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 1:59, 14 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
***
Śniło mu się coś miłego. Przez sen czuł ten zapach żywicy, wilgotnej ziemi… i chłodny powiew na plecach. Niecierpliwie wyciągnął rękę by naciągnąć na siebie kołdrę, nie chcąc przerywać sobie snu, kiedy zorientował się, że jest w łóżku sam. Otworzył oczy. Sypialnia zatopiona była w szarym świetle poranka, mgliście połyskiwała biała cienka firanka powiewająca w takt wiatru. Okiennica była uchylona, choć na noc ją zamykali.
Zegar wskazywał ledwie piątą, Indii nie było. Zastanowił się przez chwilę i postanowił zrezygnować z resztek snu kołaczących mu jeszcze po głowie.
W domu panował spokój i cisza. Przez uchylone okna napływało rześkie powietrze po nocnej burzy. Wszedł najpierw do sypialni Cookie – dziewczynka spała spokojnie, zarumieniona i nawet przez sen uśmiechnięta, przytulając mocno swojego ukochanego szmacianego królika. Uśmiechnął się bezwiednie i okrył ją kołdrą, nie zapominając okryć i zabawki.
W kuchni też było cicho. Na wyszorowanym do szarości drewnianym blacie stołu stał tylko gliniany dzbanuszek wypełniony delikatnymi, białymi i niebieskimi kwiatkami. Świeżymi, mokrymi jeszcze od rosy. Jedno krzesło było odsunięte, na jego siedzeniu India zostawiła zaczętą robótkę. Ostrożnie wziął ją do ręki, uważając, by nie poplątać włóczki. Serce zaczęło mu mocniej bić, głowa stał się dziwnie lekka.
Skarpetka była mała, w paski biało-niebieskie. Patrzył na nią – i nie wiedział, co ma myśleć.
- Zaraz zaparzę kawy. Dzień dobry – usłyszał za sobą głos.
- Gdzie byłaś? – obrócił się, by na nią spojrzeć. – India krzątała się przy szafkach kuchennych, wyciągając filiżanki. Długie, lekko falowane włosy spływały jej swobodnie po ramionach.
- Dawno nie widziałem cię w rozpuszczonych włosach – zauważył z uśmiechem.
- Dawno, rzeczywiście – przytaknęła i uśmiechnęła się blado. – Wczoraj.
- Przez chwilę ledwie… Gdzie byłaś? – powtórzył pytanie.
- Zostawiłam wieczorem koc na ławce, musiałam go rozwiesić… - spojrzała na niego zaskoczona. – Dlaczego tak się dopytujesz?
- Bez powodu… - mruknął. – Ładna skarpetka – zauważył. – Dla Alice? Czy na własny użytek? – zapytał, głos mu nieco zadrżał.
- Na własny użytek – Podniósł na nią oczy, oszołomiony. India owinęła się swoją różową chustą i lekko się uśmiechnęła.
- Independence… - westchnął i uśmiechnął się szczęśliwy. Wyciągnął do niej ręce – a India spojrzała na niego lekko zaskoczona.
- To dla Cookie. – wyjaśniła. – Panna zażyczyła sobie ostatnio skarpetki w kolorze kubkowym. A o czym myślałeś?
Zamrugał kilka razy, zmieszany i odłożył w końcu trzymaną w ręku robótkę. India zaczerwieniła się nieprzyjemnie.
- Jaki to jest kolor kubkowy? – zmienił temat.
- Ulubiony kubek Cookie jest niebieski w białe mazy… Mówi, że to jest kolor kubkowy – wyjaśniła mu, odwracając się w stronę kuchni.
Podszedł do niej, objął, odgarnął włosy na prawe ramię.
- Wszystko w porządku? – zapytał w końcu. – Wcześnie dzisiaj wstałaś… i jesteś jakaś nieswoja.
- Zdenerwowałam się wczoraj… - odpowiedziała cicho. – A zawsze, kiedy się zdenerwuje… to zaczyna mnie głowa boleć. Nie mogłam spać, wiec poszłam na krótki spacer, zebrałam trochę kwiatów…
- Nie powinnaś spacerować sama. – zauważył.
- Przecież nie będę cię budziła w środku nocy, bo mam ochotę pospacerować… - spojrzała mu w oczy. – Było już jasno, nie spacerowałam daleko.
Wysunęła mu się z ramion i usiadła przy stole. Wzięła do ręki zaczętą skarpetkę i zaczęła coś liczyć.
Spojrzał na nią niepewnie, usiadł obok.
- Chyba już zapomniałeś jak małe były skarpetki Cookie… - odezwała się po chwili, lekko drżącym głosem. – Minęło już trochę czasu…
- Trochę minęło – przyznał niechętnie. – Indio, możesz mi powiedzieć… - uśmiechnął się niepewnie. – Czym… Wczoraj…
- Nie chodzi o okno… - spojrzał na niego zmieszana. – Rozmawiałam wczoraj z Marie i z Annie Gordon… Nie uwierzysz, czego się dowiedziałam. – głos miała nieco wyższy niż zwykle, sztucznie ożywiony.
- Chyba rzeczywiście nie uwierzę. – spojrzał na nią zaniepokojony.
- Podobno nowy pastor uznał nas za osoby nieobyczajne… niemoralne…
Uśmiechnął się do niej, szczerze rozbawiony.
- Dlaczego? Bo siedziałaś mi na kolanach? Uwierz mi, jesteś najporządniejszą kobieta jaką znam. W zasadzie do tej pory nie mogę się nadziwić, że za mnie wyszłaś – uścisnął jej nadgarstek. – Nie masz się czym przejmować, naprawdę…
- Pamiętasz te plotki, że jestem czarownicą? – zaśmiała się nerwowo. – Na początku byłam bardzo rozbawiona. A teraz… jeżeli ktoś to weźmie na poważnie? Może już wziął i stad te wybuchy?
Przestał się uśmiechać.
- Indio, uwierz mi, że to nie ma żadnego związku. – mocniej uścisnął jej rękę, lekko drżącą. – Nie masz się czym przejmować, nie robisz nic złego. Ja też nie, przynajmniej teraz nie robię. Od kiedy cię poznałem nie robię nic złego - uściślił.
India niecierpliwie szarpała nitki włóczki, oczy miała spuszczone, usta jej lekko drżały.
- Minęło już prawie sześć lat a mnie dalej to boli. – powiedziała cicho. – Co pewien czas budzę się i stwierdzam, że znowu bolą mnie plecy…
- To się nie powtórzy – obiecał jej. – Nikt Cię nie skrzywdzi.
- A Ciebie? Cookie?
- Nic się nie stanie złego, obiecuję.
Odetchnęła głęboko, pojedyncze łzy pociekły jej po policzkach.
- Nie ma to jak miły, spokojny poranek? – spróbowała zażartować drżącym jeszcze głosem.
- Ważne, że razem. – zauważył spokojnie i uśmiechnął się do niej.
Przechylił się nad stołem i pocałował ją w wilgotny policzek. Otarł go wierzchem dłoni i założył jej luźny kosmyk włosów za ucho.
- Wspominałem kiedyś, że moim zdaniem Joe za bardzo idzie w ilość, nie w jakość? – zażartował, mrugająć do niej porozumiewawczo.
- O czym mówisz?
- O dzieciach…
India zaczerwieniła się gwałtownie i wstała, chcąc zdjąć czajnik z kuchni. Złapał ją w talii i przyciągnął do siebie.
- Przesadzasz, naprawdę. – powiedziała, na wpół oburzona, na wpół rozbawiona.
- Pastor to chyba nigdy swojej żony na kolanach nie trzymał, jeżeli jest taki tym oburzony – zauważył. – Co by powiedział na… pocałunek w ucho? – pocałował Indie w ucho. – Dalej nieprzyzwoite? Jak myślisz? Ja próbuję tylko się dowiedzieć, co mogę robić…Liczę się z Twoim zdaniem – usprawiedliwił się, robiąc niewinną minę.
***
Cookie siedziała na długim stole zbudowanym naprędce z sosnowych desek i przeglądała ciekawie zawartość pudełka z gwoźdźmi. Griff stał obok i zbijał ramy okna, uszkodzonego w czasie poprzedniej jeszcze burzy.
- A teraz podaj mi jeszcze jeden gwóźdź – poprosił Cookie i wyciągnął dłoń. Dziewczynka bez słowa wybrała jeden i położyła mu na ręce. Griff obejrzał go i uśmiechnął się do niej.
- Idealny. Masz do tego talent.
- Mogę też coś zrobić?
- Przecież robisz – uśmiechnął się do niej. – Pomagasz mi. Podajesz mi gwoździe.
- A co będzie potem? – zainteresowała się.
- Potem będę wprawiał szyby… trochę to trwało, zanim zabraliśmy się za naprawę okna, bo w sklepie Gordonów nie mieli szyb – wyjaśnił jej.
- A kiedy Granny będzie miał nowy domek?
- Niedługo, Hoss już zawiózł drewno do tartaku, jutro będziemy mieli deski… Pojutrze będziemy stawiać nową stodołę. Czemu nazywasz go Granny? – zainteresował się.
- Bo jego mamę nazwałam pani Smith. Smaczne to? – wskazała na kulkę kitu, leżącą obok szyb.
- Nieszczególnie – pokręcił głową i uśmiechnął się szerzej. Cookie zawsze mu poprawiał humor.
- Ale to jadłeś – spojrzała na niego zdziwiona. – Po co, jeżeli jest niesmaczne?
- Nigdy nie jadłaś nic niesmacznego? – lekko się skrzywił. – Nie jadłem tego zresztą, tylko zmiękczałem.
- Po co?
- Żeby było miękkie – mrugnął do niej.
- Griff, zdecyduj się… albo bawisz się z dzieckiem albo pracujesz. – usłyszał nad sobą głos Jona.
- Prawie skończyłem. – mruknął.
- Ja się nie bawię, ja pomagam. – radośnie obwieściła Cookie.
- Raczej przeszkadzasz. Idź się bawić czymś normalnym. – sucho powiedział Jon.
- Zostaw ją. – Grif wstał i spojrzał mu w oczy. Jon znowu wyglądał na zdenerwowanego i niewyspanego.
- Coś ci się ostatnio spodobało niańczenie dzieci? – zakpił Jon. – Spokojnie młody, bo jeszcze komuś zrobisz krzywdę… Sobie na przykład.
Griff pohamował się, ugryzł w język i odłożył młotek na stół. Cookie patrzyła na niego pytająco.
- Przeszkadzam Ci?
- Nie, ale nie powinnaś się tu kręcić. – pomógł jej zejść z wysokiego stołu i postawił na ziemi. – A teraz, zanim pobiegniesz do mamy, oddaj te gwoździe, które wzięłaś.
Cookie westchnęła i wyjęła z kieszonki spodni trzy gwoździe.
- Wspaniale. – wziął je od niej. – Ale masz mi oddać wszystkie.
Cookie uśmiechnęła się do niego wesoło i wyciągnęła dalsze pięć ze skarpetki.
- Czy to talent wrodzony? – zaśmiał się Jon nieprzyjemnie. – Czy rozumiesz się z dziećmi, bo sam jeszcze masz mleko pod nosem?
Griff wyprostował się, zdenerwowany. Zacisnął szczęki.
- Wracaj do pracy, Griff. – rzucił Jon i odszedł w kierunku padoku z końmi.
- Mam dalej sobie iść? – Cookie dopytała się.
Griff przykucnął i wziął do ręki młotek. Cookie spojrzała na niego niepewnie, podeszła bliżej i pocałowała go szybko w policzek.
- Idę sobie. – pożegnała się. – Lubię cię.
Podniósł głowę, zaskoczony. Bez słowa patrzył jak Cookie nurkuje pod stołem - i biegnie w kierunku domu.
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 6:00, 14 Kwi 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18574
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 7:41, 14 Kwi 2015 Temat postu: Pióro strusia |
|
|
Bardzo lubię Indie i Candego -są tacy normalni ,ludzcy ,serdeczni ,kochający się.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Camila
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 13:23, 14 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Ładna ta relacja Indii i Candego. Widzać, że bardzo się kochają i rozumieją.
Cookie jest urocza. Ciekawe czemy Jonowi przeszkadzało to, że jest z Griffem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:13, 14 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Śniło mu się coś miłego. Przez sen czuł ten zapach żywicy, wilgotnej ziemi… i chłodny powiew na plecach. Niecierpliwie wyciągnął rękę by naciągnąć na siebie kołdrę, nie chcąc przerywać sobie snu, kiedy zorientował się, że jest w łóżku sam. Otworzył oczy. Sypialnia zatopiona była w szarym świetle poranka, mgliście połyskiwała biała cienka firanka powiewająca w takt wiatru. Okiennica była uchylona, choć na noc ją zamykali. |
Urzekający, bardzo plastyczny opis zwykłej rzeczywistości. Bardzo poetycki.
Cytat: | W domu panował spokój i cisza. Przez uchylone okna napływało rześkie powietrze po nocnej burzy. Wszedł najpierw do sypialni Cookie – dziewczynka spała spokojnie, zarumieniona i nawet przez sen uśmiechnięta, przytulając mocno swojego ukochanego szmacianego królika. Uśmiechnął się bezwiednie i okrył ją kołdrą, nie zapominając okryć i zabawki. |
Ciepła, rodzinna atmosfera.
Cytat: | Skarpetka była mała, w paski biało-niebieskie. Patrzył na nią – i nie wiedział, co ma myśleć. |
A ten co? Małej skarpetki nie widział?
Cytat: | – Ładna skarpetka – zauważył. – Dla Alice? Czy na własny użytek? – zapytał, głos mu nieco zadrżał. |
A ten znów drąży temat skarpetki .. branżę chce zmienić? Na tekstylną?
Cytat: | India spojrzała na niego lekko zaskoczona.
- To dla Cookie. – wyjaśniła. – Panna zażyczyła sobie ostatnio skarpetki w kolorze kubkowym. A o czym myślałeś? |
Candy się nie popisał? Okazało się, że nie zna rozmiaru stopki swojej córeczki
Cytat: | - Jaki to jest kolor kubkowy? – zmienił temat.
- Ulubiony kubek Cookie jest niebieski w białe mazy… Mówi, że to jest kolor kubkowy – wyjaśniła mu, odwracając się w stronę kuchni. |
Kolejna kompromitacja! Nie wie, jaki to jest kolor kubkowy … chyba ostatnio Candy za dużo przebywa poza domem
Cytat: | - Nie chodzi o okno… - spojrzał na niego zmieszana. – Rozmawiałam wczoraj z Marie i z Annie Gordon… Nie uwierzysz, czego się dowiedziałam. – głos miała nieco wyższy niż zwykle, sztucznie ożywiony. |
Jednak pastorowi udało się zdenerwować Indię
Cytat: | - Podobno nowy pastor uznał nas za osoby nieobyczajne… niemoralne…
Uśmiechnął się do niej, szczerze rozbawiony.
- Dlaczego? Bo siedziałaś mi na kolanach? Uwierz mi, jesteś najporządniejszą kobieta jaką znam. W zasadzie do tej pory nie mogę się nadziwić, że za mnie wyszłaś – uścisnął jej nadgarstek. – Nie masz się czym przejmować, naprawdę… |
Faktycznie. Siedzenie na kolanach własnego męża jest czynnością wysoce niemoralną. W dodatku to była niedziela
Cytat: | - Przesadzasz, naprawdę. – powiedziała, na wpół oburzona, na wpół rozbawiona.
- Pastor to chyba nigdy swojej żony na kolanach nie trzymał, jeżeli jest taki tym oburzony – zauważył. – Co by powiedział na… pocałunek w ucho? – pocałował Indie w ucho. – Dalej nieprzyzwoite? Jak myślisz? Ja próbuję tylko się dowiedzieć, co mogę robić…Liczę się z Twoim zdaniem |
Dobrze, że pastor tego nie widzi. Wykląłby Indie i Candy’ego … to pewne!
Cytat: | Cookie siedziała na długim stole zbudowanym naprędce z sosnowych desek i przeglądała ciekawie zawartość pudełka z gwoźdźmi. Griff stał obok i zbijał ramy okna, uszkodzonego w czasie poprzedniej jeszcze burzy.
- A teraz podaj mi jeszcze jeden gwóźdź – poprosił Cookie i wyciągnął dłoń. Dziewczynka bez słowa wybrała jeden i położyła mu na ręce. Griff obejrzał go i uśmiechnął się do niej.
- Idealny. Masz do tego talent. |
Cookie – idealny pomocnik
Cytat: | Smaczne to? – wskazała na kulkę kitu, leżącą obok szyb.
- Nieszczególnie – pokręcił głową i uśmiechnął się szerzej. Cookie zawsze mu poprawiał humor.
- Ale to jadłeś – spojrzała na niego zdziwiona. – Po co, jeżeli jest niesmaczne?
- Nigdy nie jadłaś nic niesmacznego? – lekko się skrzywił. – Nie jadłem tego zresztą, tylko zmiękczałem. |
Jak zwał, tak zwał … po prostu przeżuwał osobiście, żeby był miękki i nadawał się do … zakitowania
Cytat: | - Griff, zdecyduj się… albo bawisz się z dzieckiem albo pracujesz. – usłyszał nad sobą głos Jona.
- Prawie skończyłem. – mruknął.
- Ja się nie bawię, ja pomagam. – radośnie obwieściła Cookie. |
Pewnie, że pomaga!
Cytat: | - Raczej przeszkadzasz. Idź się bawić czymś normalnym. – sucho powiedział Jon.
- Zostaw ją. – Grif wstał i spojrzał mu w oczy. Jon znowu wyglądał na zdenerwowanego i niewyspanego. |
A ten dlaczego się wtrąca? Nie ma dobrego humoru, ale nie powinien wyżywać się na Cookie i Griffie.
Pewnie dostał kolejnego kosza
Cytat: | – A teraz, zanim pobiegniesz do mamy, oddaj te gwoździe, które wzięłaś.
Cookie westchnęła i wyjęła z kieszonki spodni trzy gwoździe.
- Wspaniale. – wziął je od niej. – Ale masz mi oddać wszystkie.
Cookie uśmiechnęła się do niego wesoło i wyciągnęła dalsze pięć ze skarpetki. |
Griff chyba dobrze zna słabostki Cookie. A swoją drogą, to po co dziewczynce aż 8 gwoździ?
Cytat: | Griff przykucnął i wziął do ręki młotek. Cookie spojrzała na niego niepewnie, podeszła bliżej i pocałowała go szybko w policzek.
- Idę sobie. – pożegnała się. – Lubię cię. |
Griff jest dla niej bardzo miły, cierpliwy … zresztą, kto nie lubi Griffa?
Nastrojowe, świetnie uchwycony klimat domowego ciepełka i kochającej się rodziny. W powietrzu czuje się … zbliżające wydarzenia, może kłopotliwe, może groźne … ale razem, z pomocą przyjaciół na pewno sobie poradzą. I zagadka – czy Jon coś knuje, czy tylko ma zły humor po otrzymaniu kolejnego kosza? Ciepłe, ciekawe, dopracowane. Z przyjemnością się czyta.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:17, 14 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam rano... oczywiście usmiech nie schodził mi z twarzy. Później napiszę dlaczego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:45, 14 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | Niecierpliwie wyciągnął rękę by naciągnąć na siebie kołdrę, nie chcąc przerywać sobie snu, kiedy zorientował się, że jest w łóżku sam. (…) Zegar wskazywał ledwie piątą, Indii nie było. Zastanowił się przez chwilę i postanowił zrezygnować z resztek snu kołaczących mu jeszcze po głowie. |
Niepokój czy ciekawość nim kierowała?
senszen napisał: | …dziewczynka spała spokojnie, zarumieniona i nawet przez sen uśmiechnięta, przytulając mocno swojego ukochanego szmacianego królika. Uśmiechnął się bezwiednie i okrył ją kołdrą, nie zapominając okryć i zabawki. |
Urocze, zwłaszcza dopowiedzenie z zabawką.
senszen napisał: | Serce zaczęło mu mocniej bić, głowa stał się dziwnie lekka. Skarpetka była mała, w paski biało-niebieskie. Patrzył na nią – i nie wiedział, co ma myśleć. |
Z pewnością poczuł nadzieję i … oszołomienie.
senszen napisał: | – Dla Alice? Czy na własny użytek? – zapytał, głos mu nieco zadrżał.
- Na własny użytek – Podniósł na nią oczy, oszołomiony. India owinęła się swoją różową chustą i lekko się uśmiechnęła.
- Independence… - westchnął i uśmiechnął się szczęśliwy. Wyciągnął do niej ręce – a India spojrzała na niego lekko zaskoczona.
- To dla Cookie. – wyjaśniła. – Panna zażyczyła sobie ostatnio skarpetki w kolorze kubkowym. A o czym myślałeś?
Zamrugał kilka razy, zmieszany i odłożył w końcu trzymaną w ręku robótkę. India zaczerwieniła się nieprzyjemnie. |
Senszen, może jednak dasz się ubłagać i obdarzysz ich jakimś potomkiem? Candy, biedak, tak czeka, wypatruje, wstrzymuje oddech. Ulituj się!
senszen napisał: | - Pamiętasz te plotki, że jestem czarownicą? – zaśmiała się nerwowo. – Na początku byłam bardzo rozbawiona. A teraz… jeżeli ktoś to weźmie na poważnie? Może już wziął i stad te wybuchy? |
Nie pomyślałam, że te dwie sprawy się łączą, ale kto wie … Autorka?
senszen napisał: | - Wspominałem kiedyś, że moim zdaniem Joe za bardzo idzie w ilość, nie w jakość? – zażartował, mrugając do niej porozumiewawczo.
- O czym mówisz?
- O dzieciach… |
Dobrze, że Joe tego nie słyszał. Chyba by się załamał albo obraził.
senszen napisał: | - Pastor to chyba nigdy swojej żony na kolanach nie trzymał, jeżeli jest taki tym oburzony – zauważył. – Co by powiedział na… pocałunek w ucho? – pocałował Indie w ucho. – Dalej nieprzyzwoite? Jak myślisz? Ja próbuję tylko się dowiedzieć, co mogę robić…Liczę się z Twoim zdaniem – usprawiedliwił się, robiąc niewinną minę. |
Lubię Candy’ego, w Twoim opowiadaniu jest naprawdę niesamowity!
senszen napisał: | - Przeszkadzam Ci?
- Nie, ale nie powinnaś się tu kręcić. – pomógł jej zejść z wysokiego stołu i postawił na ziemi. – A teraz, zanim pobiegniesz do mamy, oddaj te gwoździe, które wzięłaś.
Cookie westchnęła i wyjęła z kieszonki spodni trzy gwoździe. |
Griff jest spostrzegawczy. Nadaje się do niańczenia dzieci.
senszen napisał: | - Idę sobie. – pożegnała się. – Lubię cię.
Podniósł głowę, zaskoczony. |
Zaskoczony? A ktoś go nie lubi? Nadętych panien nie liczę.
Senszen, scena w kuchni bardzo udana, podobnie jak rozmowa Griffa z Cookie. Jon mnie zdenerwował. Nie darzę tego osobnika sympatią. Cały odcinek niezmiernie ciekawy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 22:08, 14 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Camill
Cytat: | Ciekawe czemu Jonowi przeszkadzało to, że jest z Griffem. |
Chyba po prostu przeszkadzał mu fakt, że oni tam pracują a pod nogami kręci im się jakieś dziecko… No i miał zły dzień
Ewelina
Cytat: | Candy się nie popisał? Okazało się, że nie zna rozmiaru stopki swojej córeczki |
Trudno, żeby znał co do cala
Cytat: | po prostu przeżuwał osobiście, żeby był miękki i nadawał się do … zakitowania |
I ta idealnie dobrana przeżuwająca emotikonka
Cytat: | A swoją drogą, to po co dziewczynce aż 8 gwoździ? |
Chyba nie umiem odpowiedzieć na to pytanie… chciała się pobawić
Mada
Cytat: | Senszen, może jednak dasz się ubłagać i obdarzysz ich jakimś potomkiem? Candy, biedak, tak czeka, wypatruje, wstrzymuje oddech. Ulituj się! |
Jednego już mają… nawet udanego … a nad ewentualnymi pozostałymi… myślę
Cytat: | Nie pomyślałam, że te dwie sprawy się łączą, ale kto wie … Autorka? |
Autorka wie… ale jeszcze nie powie
Cytat: | Lubię Candy’ego, w Twoim opowiadaniu jest naprawdę niesamowity! |
Bardzo się cieszę
Bardzo wam dziękuję za wszystkie przemiłe i sympatyczne komentarze
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 22:21, 14 Kwi 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:21, 14 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
Senszen napisał: | Śniło mu się coś miłego. Przez sen czuł ten zapach żywicy, wilgotnej ziemi… i chłodny powiew na plecach. Niecierpliwie wyciągnął rękę by naciągnąć na siebie kołdrę, nie chcąc przerywać sobie snu, kiedy zorientował się, że jest w łóżku sam. |
Miły sen i takie rozczarowanie ... sam w łóżku
Senszen napisał: | Wszedł najpierw do sypialni Cookie – dziewczynka spała spokojnie, zarumieniona i nawet przez sen uśmiechnięta, przytulając mocno swojego ukochanego szmacianego królika. Uśmiechnął się bezwiednie i okrył ją kołdrą, nie zapominając okryć i zabawki. |
Przemiły obrazek. Candy jest wspaniałym tatą.
Senszen napisał: | Jedno krzesło było odsunięte, na jego siedzeniu India zostawiła zaczętą robótkę. Ostrożnie wziął ją do ręki, uważając, by nie poplątać włóczki. Serce zaczęło mu mocniej bić, głowa stał się dziwnie lekka.
Skarpetka była mała, w paski biało-niebieskie. Patrzył na nią – i nie wiedział, co ma myśleć. |
Przez chwilę myślałam, że może będzie małe Candy'ątko. Ta skarpeteczka skojarzyła mi się jednoznacznie
Senszen napisał: | - Gdzie byłaś? – obrócił się, by na nią spojrzeć. – India krzątała się przy szafkach kuchennych, wyciągając filiżanki. Długie, lekko falowane włosy spływały jej swobodnie po ramionach.
- Dawno nie widziałem cię w rozpuszczonych włosach – zauważył z uśmiechem.
- Dawno, rzeczywiście – przytaknęła i uśmiechnęła się blado. – Wczoraj. |
Candy, jak każdy mężczyzna twierdzi, że albo nie widział, albo dawno widział
Senszen napisał: | Independence… - westchnął i uśmiechnął się szczęśliwy. Wyciągnął do niej ręce – a India spojrzała na niego lekko zaskoczona.
- To dla Cookie. – wyjaśniła. – Panna zażyczyła sobie ostatnio skarpetki w kolorze kubkowym. A o czym myślałeś?
Zamrugał kilka razy, zmieszany i odłożył w końcu trzymaną w ręku robótkę. India zaczerwieniła się nieprzyjemnie. |
Zrobiło mi się trochę szkoda Candy'go. Miał nadzieję na potomka. Bidulek
Senszen napisał: | - Jaki to jest kolor kubkowy? – zmienił temat.
- Ulubiony kubek Cookie jest niebieski w białe mazy… |
Bardzo ładny kolor. Od teraz niebieski z białym nazywać będę kubkowym
Senszen napisał: | Rozmawiałam wczoraj z Marie i z Annie Gordon… Nie uwierzysz, czego się dowiedziałam. – głos miała nieco wyższy niż zwykle, sztucznie ożywiony.
- Chyba rzeczywiście nie uwierzę. – spojrzał na nią zaniepokojony.
- Podobno nowy pastor uznał nas za osoby nieobyczajne… niemoralne… |
Też nie uwierzyłabym ... przynajmniej w pierwszym odruchu ... ale przy takim pastorze nic dziwnego, że India jest zaniepokojona
Senszen napisał: | - Pamiętasz te plotki, że jestem czarownicą? – zaśmiała się nerwowo. – Na początku byłam bardzo rozbawiona. A teraz… jeżeli ktoś to weźmie na poważnie? Może już wziął i stad te wybuchy?
Przestał się uśmiechać. |
Wcale nie dziwię się.
Senszen napisał: | - Minęło już prawie sześć lat a mnie dalej to boli. – powiedziała cicho. – Co pewien czas budzę się i stwierdzam, że znowu bolą mnie plecy…
- To się nie powtórzy – obiecał jej. – Nikt Cię nie skrzywdzi.
- A Ciebie? Cookie?
- Nic się nie stanie złego, obiecuję. |
Rozumiem Indię. Jej obawy i lęki. Niepokój o najbliższych. To nigdy nie minie
Cytat: | Cookie siedziała na długim stole zbudowanym naprędce z sosnowych desek i przeglądała ciekawie zawartość pudełka z gwoźdźmi. Griff stał obok i zbijał ramy okna, uszkodzonego w czasie poprzedniej jeszcze burzy.
|
Moja ulubiona bohaterka. Była dziewczynka z zapałkami, a u Ciebie jest dziewczynka z gwoźdźmi
Cytat: | - A teraz podaj mi jeszcze jeden gwóźdź – poprosił Cookie i wyciągnął dłoń. Dziewczynka bez słowa wybrała jeden i położyła mu na ręce. Griff obejrzał go i uśmiechnął się do niej.
- Idealny. Masz do tego talent. |
Faktycznie bardzo utalentowana dziewuszka
Senszen napisał: | - Griff, zdecyduj się… albo bawisz się z dzieckiem albo pracujesz. – usłyszał nad sobą głos Jona.
- Prawie skończyłem. – mruknął.
- Ja się nie bawię, ja pomagam. – radośnie obwieściła Cookie.
- Raczej przeszkadzasz. Idź się bawić czymś normalnym. – sucho powiedział Jon. |
Jon jest wyjątkowo niesympatyczny. Cookie to przecież dziecko, czy on tego nie rozumie?
Senszen napisał: | Cookie westchnęła i wyjęła z kieszonki spodni trzy gwoździe.
- Wspaniale. – wziął je od niej. – Ale masz mi oddać wszystkie.
Cookie uśmiechnęła się do niego wesoło i wyciągnęła dalsze pięć ze skarpetki. |
Bardzo utalentowana panienka
Senszen napisał: | Griff przykucnął i wziął do ręki młotek. Cookie spojrzała na niego niepewnie, podeszła bliżej i pocałowała go szybko w policzek.
- Idę sobie. – pożegnała się. – Lubię cię.
Podniósł głowę, zaskoczony. |
Bardzo słodkie. Griff ma wspaniałą przyjaciółkę
Senszen przeczytałam z prawdziwą przyjemnością. W piękny naturalny sposób opisujesz relacje rodzinne. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 6:37, 15 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | Sypialnia zatopiona była w szarym świetle poranka, mgliście połyskiwała biała cienka firanka powiewająca w takt wiatru. |
Piękne zdanie
senszen napisał: | Na wyszorowanym do szarości drewnianym blacie stołu stał tylko gliniany dzbanuszek wypełniony delikatnymi, białymi i niebieskimi kwiatkami. Świeżymi, mokrymi jeszcze od rosy. |
No proszę nim Candy ruszył tyłek z wyrka, na stole kwiaty ze świeżej dostawy.
senszen napisał: | - Bez powodu… - mruknął. – Ładna skarpetka – zauważył. – Dla Alice? Czy na własny użytek? – zapytał, głos mu nieco zadrżał. |
No i wszystko jasne.....Candy chce dzidziusia. Co na to India?
senszen napisał: |
-A o czym myślałeś? |
Nie wie, czy udaje...
senszen napisał: |
- Podobno nowy pastor uznał nas za osoby nieobyczajne… niemoralne… |
Mam nadzieję, że tylko pastor i jego żona zalicza się do myślących inaczej.
senszen napisał: | - Pamiętasz te plotki, że jestem czarownicą? – zaśmiała się nerwowo. – Na początku byłam bardzo rozbawiona. A teraz… jeżeli ktoś to weźmie na poważnie? Może już wziął i stad te wybuchy? |
To musiałby być jakiś nawiedzony łowca czarownic. Nie wierzę w to!
senszen napisał: |
- Pastor to chyba nigdy swojej żony na kolanach nie trzymał....
|
To pewne jak w banku!
senszen napisał: | – Co by powiedział na… pocałunek w ucho? – pocałował Indie w ucho. – Dalej nieprzyzwoite? Jak myślisz? Ja próbuję tylko się dowiedzieć, co mogę robić…Liczę się z Twoim zdaniem – usprawiedliwił się, robiąc niewinną minę. |
Myślę, że pastor wie tylko tyle, że uszy służą do słuchania jego płomiennych kazań.
senszen napisał: | -Smaczne to? – wskazała na kulkę kitu, leżącą obok szyb.
- Nieszczególnie – pokręcił głową i uśmiechnął się szerzej. Cookie zawsze mu poprawiał humor.
- Ale to jadłeś – spojrzała na niego zdziwiona. – Po co, jeżeli jest niesmaczne?
- Nigdy nie jadłaś nic niesmacznego? – lekko się skrzywił. – Nie jadłem tego zresztą, tylko zmiękczałem.
- Po co?
- Żeby było miękkie – mrugnął do niej. |
Sposób dobry ale mnie zrobiło się słabo...
senszen napisał: |
Cookie westchnęła i wyjęła z kieszonki spodni trzy gwoździe.
- Wspaniale. – wziął je od niej. – Ale masz mi oddać wszystkie.
Cookie uśmiechnęła się do niego wesoło i wyciągnęła dalsze pięć ze skarpetki. |
A to spryciula. A Griff jeszcze lepszy.
Senszen bardzo urokliwy fragment. Cały fragment z Griffem i Cookie cudny. Masz talent do opisywania prozaicznych czynności w sposób zjawiskowy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 17:40, 15 Kwi 2015 Temat postu: |
|
|
ADA
Cytat: | Przez chwilę myślałam, że może będzie małe Candy'ątko. Ta skarpeteczka skojarzyła mi się jednoznacznie |
Nad Candy’ątkiem pomyślę, może i jakieś skarpeteczki India ma w szufladzie schowane
Cytat: | Bardzo ładny kolor. Od teraz niebieski z białym nazywać będę kubkowym |
Aga
Cytat: | No proszę nim Candy ruszył tyłek z wyrka, na stole kwiaty ze świeżej dostawy. |
Na pewno o tym myślał zwlekając się z łóżka
Cytat: | Nie wie, czy udaje... |
Kto?
Bardzo wam dziękuję za sympatyczne, wnikliwe i ciekawe komentarze
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 1:52, 09 Maj 2015 Temat postu: |
|
|
odnoszę wrażenie, że trochę minęło czasu od kiedy wstawiałam poprzedni fragment
***
Wieczór był jasny, nieco chłodny jeszcze, w powietrzu unosił się świeży zapach zieleni i ciężki zapach wilgotnej ziemi. W głowie jej trochę ćmiło, ból pulsował w skroniach. Zniechęcona, odłożyła w końcu robótkę. Dookoła ich domku nigdy nie było całkowicie cicho- dzisiaj, kiedy tylko zamknęła oczy i oparła głowę i oparcie ławeczki słyszała wieczny szum drzew, śpiew ptaków czy przerywany szmer spadających szyszek.
Wróciła nieco wcześniej z Ponderosy, Candy i Joe dalej jeździli poszukując ewentualnych sprawców wybuchów. Jak na razie – poszukiwania nie dały żadnych rezultatów. Jedyne, co udało im się ustalić to fakt, że do starego, opuszczonego domu na granicy ziem wprowadziła się nowa rodzina, małżeństwo… jeszcze bezdzietne. I znów, na moment, wróciła z przykrością do porannej sceny. Candy był taki rozczarowany … zresztą podzielała jego rozczarowanie. Chcieli mieć dzieci, ale… westchnęła w duchu i przywołała się do porządku.
Cookie siedziała na schodkach, trzymała w objęciach swojego królika, lekko już przybrudzonego i bezwiednie gryzła końce jego uszu. Wcześniej tego dnia, jak każdego niemal wieczoru, pomogła królikowi umyć ręce, namówiła go do wypicia mleka. Mimo wszystko miało się wrażenie, że dziewczynka markuje zabawę. Teraz już nawet przestała udawać - patrzyła na drogę, zamyślona, jakby czegoś wyczekiwała.
India wstała, przeszła kilka kroków i usiadła obok córeczki na schodach. Spojrzała w tym samym kierunku – przed nimi rozciągała się wąska szarawa dróżka, u początku zamknięta dwoma splatającymi się drzewami. Promienie światła padały nisko, zatapiając w cieplej poświacie wszystko dookoła.
- Kochanie, myślę, że królik jutro powinien się wykapać – łagodnie powiedziała India i pogłaskała Cookie po jasnych włosach. Dziewczynka spojrzała na nią zamyślona.
- Chyba mu się to nie spodoba – ostrzegła poważnie, podnosząc na nią oczy – ciemnoniebieskie, szaronakrapiane, wielkie oczy.
India poczuła jak jej serce topnieje. Cookie z każdym dniem była coraz bardziej urocza – pewnie dlatego, że z każdym dniem coraz bardziej przypominała Candy’ego. Mieli podobny uśmiech, podobne poczucie humoru. Zamyśleni przybierali podobną pozę.
- Trudno, królik będzie musiał jakoś to wytrzymać – uśmiechnęła się do córeczki. – Na co czekamy, kochanie?
Cookie wtuliła podbródek między uszy królika i objęła mocniej zabawkę.
- Tata ostatnio sobie jeździ – zauważyła smutno.
- Pracuje, tak to niestety wygląda. Dzisiaj pewnie wróci późno, kiedy będziesz już spała…
- A jutro? – Cookie zapytała niepewnie.
- Nie jestem pewna, ale chyba też nie będzie wracał wcześnie…
- A dzień po jutrze? – Cookie podniosła oczy. – Albo dzień po jutrze jutra?
- Porozmawiam z nim dzisiaj, poproszę, żeby… - zaczęła India, przytulając do siebie dziewczynkę.
- Ale tata wróci, prawda? – wykrztusiła z siebie Cookie. – I nie będzie zły?
- Dlaczego by miał być zły? – zdziwiła się India. - Cookie, czy coś się stało?
Dziewczynka szarpnęła z uszy królika. Nieśmiało, niepewnie.
- Tata sobie nie pojedzie, prawda? Nie zostawi nas? – zapytała mokrym głosem.
India poczuła, że brak jej słów. Ostrożnie wzięła córkę na kolana i przytuliła ją do siebie. Cookie bardzo rzadko płakała a teraz oczy miała mokre, usta wygięły się jej w podkówkę.
- Cookie, tata nigdy Cię nie zostawi, tego możesz być pewna – otarła dziewczynce mokre policzki i spróbowała zajrzeć w oczy. – Dlaczego się tym martwisz? Co się stało?
- Bo taty nie ma… - pociągnęła nosem. – A ostatnio… - spojrzała smutno na matkę. – Gdybym była milsza i ładniejsza, to tata by był częściej w domu?
- Cookie, nie możesz być już ani milsza ani ładniejsza. Jesteś taka, jak chcieliśmy. – zapewniła ją stanowczo India. – Wszyscy mają teraz dużo pracy, po prostu. Wracają późno… ale to tylko kilka dni. Jutro rano obudzę cię nieco wcześniej, to rano się przywitacie, dobrze?
Dziewczynka skinęła głową, grzywka spadła jej na oczy.
- Jesteś naszą najmilszą dziewczynką. – India delikatnie odgarnęła jej włosy. – Jesteś naszym stale rosnącym źródłem szczęścia…
- Jedzie! – Cookie wyprostowała się gwałtownie.
India podniosła głowę – wieczór już zszarzał. U początku drogi majaczyła sylwetka jeźdźca, za daleko, by miała widzieć go dokładnie.
Cookie wysunęła się radośnie z jej z objęć i zbiegła po schodkach i wbiegła na ścieżkę. Jeździec stanął na moment a India zerwała się przerażona. Dalej nie widziała twarzy ale była przekonana, że człowiek siedzący na koniu był jej obcy.
***
Naughty siedziała przy stole, zerkając na w gitarę leżącą na krześle – tam, gdzie rano ja zostawił ojciec. Starała się rysować, ale wciąż jej nie wychodziło. Czegoś brakowało. Dziewczynka odłożyła ołówek, spojrzała krytycznie na rysunek i zaczęła wzrokiem szukać fioletowej kredki. Uśmiechnęła się do siebie; mama kręciła się po kuchni, wykańczając placek na jutrzejszy obiad. Intensywnie pachniał syrop cynamonowym, zapach gałki i goździków drażnił przyjemnie jej nos.
Kredki fioletowej nie było, podobnie jak tej jasnoróżowej. Westchnęła lekko i uśmiechnęła się do matki.
- Kiedy wróci tata? Miał mi jeszcze dzisiaj pokazać jak trzymać gitarę?
- Jeżeli obiecał, to na pewno przyjedzie wcześniej – Marie uśmiechnęła się do córki. – Jeżeli obiecał, że zrobi to jutro – to myślę, że będziesz musiała nieco poczekać.
Naughty zrobiła zawiedzioną minę.
- Powiedział, że może jutro ze mną poćwiczy – przyznała. – A myślisz, że mogę sama poćwiczyć? Czy tata będzie się gniewał, że ruszam jego gitarę?
Marie stłumiła śmiech.
- O ile tata pozwolił ci ćwiczyć samej... zaczęła.
- A mogę wziąć taty starszą gitarę? – Naughty spojrzała prosząco. – Już jej nie używa, tylko się kurzy… I ja ją tylko przetrę…
- Czyżby? – Marie rozbawiona spojrzała na córkę. Naughty uśmiechnęła się, w policzkach zrobiły się jej dołeczki.
- Maurice mówi, że o sprzęty należy dbać, kochać je i wtedy lepiej nam służą – poważnym tonem stwierdziła Naughty.
- Naprawdę? – Marie mrugnęła porozumiewawczo do córki.
- Trzeba też z nimi rozmawiać, żeby nie czuły się zaniedbane. I ja właśnie uważam, że stara gitara taty czuje się zaniedbana, tym bardziej, że tata ma teraz nową.
- A nie sądzisz, że gitara czuje się gorzej, jeżeli mówisz, że jest ona stara? – zainteresowała się Marie.
Naughty lekko poczerwieniała.
- I właśnie dlatego uważam, że powinnam się nią odpowiednio zająć… zabrać ja na zewnątrz, porozmawiać z nią… - poważnie podsumowała Naughty. – Usiądę na huśtawce, zaczekam na tatę…
- W porządku – westchnęła Marie. – Zgadzam się…
Naughty rozpromieniła się w uśmiechu.
- Tylko Maurice ma ci towarzyszyć. W troje rozmowa idzie lepiej.
- Troje? – zdziwiła się Naughty.
- Troje… Ty, Maurice i gitara… - Marie pocałowała córkę w policzek. – Biegnij, tylko masz długo nie siedzieć na dworze. Żebyś się znowu nie przeziębiła.
Naughty uściskała matkę, wybiegła z kuchni – słychać było jeszcze jej radosny głos, kiedy tłumaczyła coś Maurice’owi. Marie usłyszała brzdąkniecie strun i lekkie trzaśnięcie drzwi.
Kwadrans później kręciła się jeszcze po kuchni. Przez uchylone okno słyszała szum wiatru, szelest liści jabłonki rosnącej obok domu – i ciche tąpnięcia spadających jabłek. Przez ściereczkę wzięła do ręki ciasto, studzące się na parapecie. Poczuła ciepły, aromatyczny zapach – placek dalej był za ciepły. Uśmiechnęła się do siebie i zaczęła nucić. Adam powinien już niedługo wrócić.
Jak na zawołanie – usłyszała rżenie konia, stukot kopyt… a potem przeraźliwy krzyk. Nieuważnie rzuciła placek na stół i wybiegła z kuchni.
Podwórko tonęło w szarości zmierzchu. Przy huśtawce leżała rozbita gitara, na podwórzu unosił się jeszcze kurz.
Marie cofnęła się krok do tyłu. Nie mogła opanować własnego oddechu, serce jej waliło a przed oczami latały czarne plamy. Naughty zniknęła.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|